5 lutego 2018

Undertale - Aftertale - Część 7 [Part 7 - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: AU zwane Aftertale z którego znaną postacią jest Geno!Sans jest autorstwa loveofpiggers. Za tłumaczenie jest odpowiedzialna Yumi Mizuno. Fabuła wygląda następująco. Sans budzi się znowu po kolejnej ścieżce ludobójczej wykonanej przez Frisk. Zrezygnowany i zmęczony faktem, że człowiek ciągle i ciągle wraca, tylko po to aby ich zabić, nie wie co może zrobić. Z pomocą przychodzi mu Geno. Postać wyglądająca tak samo jak on, kryjąca się w panelu kontrolnym. Proponuje pomóc Sansowi uporać się z problemem. 
SPIS TREŚCI
Część 7 (obecnie czytana)






























Share:

Gra: Poznaj(my) się - KitsuneMinLis

1 Dostajesz czołg. Jakie 3 rzeczy robisz jako pierwsze?
-Prowadzę wojenną ekspedycję przez dżunglę i szukam schronienia w jaskini jak w moim śnie
-Pomagam na linii frontu by uratować niewinnych ludzi
-Zabijam cały rosyjski rząd i kraj niech poczują i zobaczą jak się czują ich ofiary

2 Co według Ciebie kryje się za słowem "perfekcja"?
Idealizm, coś co jest idealne pod każdym względem, moim zdaniem sami określamy co jest naszym zdaniem dobre by można to podpiąć pod „perfekcje”. Ale bardzo często wykorzystują to narcyzi czy idioci, którzy uważają, że sa najlepsi i pozjadali wszystkie rozumy.

3 Do czego czujesz się zmuszany/a?
Do nauki, życia, tolerowania ludzi, którzy mnie nie akceptują, do wytężania próżni co mam między uszami.

4 Czy boisz się ciemności?
Czasem. Mam momentami schizy, że ktoś jest ze mną w pokoju i parę razy doświadczyłam zjawisk paranormalnych więc…Czasami się boję.

5 Wyobraź sobie, że nocujesz w innym, niż Twój pokój miejscu. Masz do wyboru dwa łóżka. Jedno o miękkim materacu, w którym człowiek się dosłownie zatapia, oraz drugie, gdzie materac jest twardy. Które łóżko wybierzesz i dlaczego?
Obojętne, bo dla mnie to bez znaczenia. W każdym łóżku będę spać jak po walce z Sansem xD

6 Czy obawiasz się przyszłości?
Bardzo, bo nie mam większych ambicji i planów na przyszłość. Mimo, że jestem dorosła to czuję, że nie dojrzałam do dorosłego życia. Boję się, że sobie nie poradzę.

7 Czego chcesz się nauczyć?
Chcę się bardzo dobrze nauczyć angielskiego, japońskiego, pisać ciekawe opowiadania, rysować ze swojej wyobraźni, która jest kaleka.

8 Co jest największym kłamstwem na świecie?
„Wszystko będzie dobrze”

9 Boisz się bólu?
Fizycznego tak. Psychicznego… już przywykłam.

10 Czy można dawać świadomie sobą manipulować? Jeżeli tak - to czego jest to świadectwem?
Jeśli ktoś nie radzi sobie z wyzwaniami, potrzebuje wtedy osoby, która będzie królem marionetek i będzie pociągała za sznurki w naszych sprawach. Myślę, że jest to świadectwem tego, że taki człowiek jest nie dojrzały do podejmowania własnych decyzji i brania odpowiedzialności za popełnione błędy.

11 Jak wyobrażasz sobie Piekło? Wierzysz w jego istnienie?
Nie potrafię sobie tego wyobrazić też ciężko mi powiedzieć czy w ogóle wierzę w takie rzeczy.

12 Co to znaczy rozumieć kogoś? Na czym polega zrozumienie, czym jest i jak się przejawia?
Rozumiemy kogoś gdy przeżyliśmy podobne doświadczenia, wiemy wtedy, jak takiej osobie pomóc, co powiedzieć, co zrobić, jak stać się dla takiej osoby oparciem. Choć ludzie przeważnie nadużywają słowa „rozumiem cię” mimo że kompletnie nie przeżyli tego co my i nieudolnie próbują c i pomóc czasem pogarszając tylko sytuację.

13 Dlaczego bycie miłym bardzo często odbierane jest jako flirt?
Ludzie w tych czasach uprzejmość i bezinteresowność traktują jak mydlenie sobie oczu przed - w ich mniemaniu – chceniem czegoś. Czy bycie uprzejmym, miłym, pomocnym czy bezinteresownym jest traktowane jako próba podrywu? Flirtu? Nie sądzę. Bardziej jako „jest miłym więc coś chce ode mnie”

14 Jesteś oszczędny/a?
Jeśli chcę coś droższego to tak, potrafię mega mocno zacisnąć pasa, żeby zaoszczędzić na daną zachciankę, ale jeśli podoba mi się coś w tym momencie i jest to w miarę przystępnej cenie to potrafię być bardzo rozrzutna.

15 Co sądzisz o Butterfly Project?
Nigdy o czymś takim nie słyszałam.

16 Czy gdyby twój partner/ka dokonał(a)by zdrady wybaczył(a)byś mu/jej?
Nie była nigdy w takiej sytuacji, ale uważam że raczej bym to zlała. Nie potrafię kochać kogoś tak bardzo żeby być zazdrosna i żeby zabolała mnie zdrada.

17 Czym jest prawdziwa miłość?
Nie ma prawdziwej miłości. To tylko wymysł ludzkości, którym ludzie się kierują przy wyborze partnera.

18 Ebook vs. tradycyjna książka? Co lepsze i dlaczego?
Zawsze i wszędzie książka. Kocham zapach świeżo kupionych książek, czucie kartki pod palcami, cieszą moje oczka, gdy widzę rozszerzającą kolekcję na półce, mimo że prawie wszystkie, które już przeczytałam nie będą ponownie czytane :p :D :3

19 Czy to prawda, że ludzie się zmieniają?
Nie. Ludzie się nie zmieniają. Zawsze są tacy sami, może tylko zmienią swoje nawyki, które przeszkadzają innym na mniej drażniące w oczy, ale nadal będą tacy sami.

20 Co sądzisz o kazirodztwie?
*szczerzy się* coż… w ogóle słowo „kazirodztwo” mnie bawi i to bardzo xD nie wiem dlaczego :D nie przeszkadza mi to o ile nie ma w tym dzieci, bo patrząc na tą biologiczną stronę jest to chore, jednak niektóre sytuacje mnie podniecają, wiem jestem popierdolona. W Simsach bardzo często robię kazirodczą rodzinę i wcale mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie micha mi się cieszy i bawi mnie to jak bardzo jestem pojebana xD

21 Opisz jak według Ciebie, będzie wyglądał świat za pięćdziesiąt lat.
Wyglądałby jak w „Powrót do przyszłości 2” :D tylko bardziej dokokszony :D Nadaj czekam na latające deski, auta i na papu co wsadzam małe do mikrofalówki, ustawiam poziom nawodnienia i po dwóch sekundach wyciągam duże :D

22 Co najlepiej obrazuje nam ludzkie wnętrze?
Kolory, różne jego barwy.

23 Co myślisz o stereotypach? Kierujesz się jakimiś? Czy byłeś/aś kiedyś postrzegany/a stereotypowo?
Dla mnie stereotypy to zuo. Zwykle nie kieruję się stereotypami, bo wiem jak bardzo są krzywdzące. Sama to doświadczyłam, gdy zaczęły się kradzieże w mojej klasie. Że jestem outsiderką i trzymam się zwykle z boku to oskarżyli mnie o kradzież mimo braku dowodów. Tak że, stereotyp to najgorsze gówno jakie stworzył świat.

24 Jaki/jaka jesteś? Jak siebie widzisz? Jak widzą Ciebie inni?
Jestem cichą, szarą myszką, bez perspektyw i planów na życie. W środku dalej tkwi we mnie mała dziewczynka, psychicznie krzywdzona przez bliską osobę. Przez ów osobę mam problemy z akceptacją siebie, z samooceną, integracją z innymi ludźmi, z miłością i znalezieniem bliskiej osoby. Brakuje mi właśnie takich osób jak Undyne, Papyrus czy Sans. Kogoś kto będzie się o mnie troszczył, wspierał, kto będzie moim prawdziwym przyjacielem, którego nigdy nie miałam.
Co do tego jak mnie postrzegają inni? Coż…jako nudziarę, głupią laskę, którą można łatwo wykorzystać, bo się nie odezwie, nie zawalczy o swoje. Bawią się moimi uczuciami i śmieją się za plecami gdy nie patrzę.

25 Czy zdarzyło Ci się w życiu strzelać z prawdziwej broni?
Tak, gdy byłam w szkole policyjnej.

26 Spełniło Ci się kiedyś jakieś marzenie?
Wyprowadziłam się od tyrana i przestałam śnić conocne koszmary.

27 Co jest kluczem do Twojego serca?
…Nie znalazłam takowego klucza.

28 Jaka była najdziwniejsza rzecz, jaką usłyszałeś/usłyszałaś od innych o sobie?
„Masz takie wielkie czoło bo masz taki wielki mózg”

29 Z jaką postacią książkową utożsamiasz się i dlaczego?
Z Soneą z trylogii „Czarnego Maga”.

30 Zabierz mnie, proszę, ze sobą na spacer: Opisz swój chód, postawę podczas niego. Czy różni się on gdy ktoś czy towarzyszy czy zazwyczaj jest taki sam? Czy masz jakieś specyficzne wymogi czy nawyki (chociażby: spacerując w towarzystwie wolisz mieć rozmówcę po prawej stronie)?
Często włóczę nogami, patrzę pod nogi, ręce trzymam w kieszeniach, lubię mieć osobę po swojej prawej stronie. Zwykle chodzę tak zawsze nieważne że idę sama czy z kimś.

Share:

4 lutego 2018

Undertale: Diabelska karuzela - Jak się czujesz? [opowiadanie interaktywne]

Autor okładki: Reitiri
Notka od autora: Jest to opowiadanie interaktywne. Główne poczynania bohaterki i kluczowe decyzje będą podejmować czytelnicy w komentarzach. Notki będą pojawiać się w miarę regularnie, zaś pomysły umieszczone przez czytelników w komentarzach mogą zostać wykorzystane w toku dalszej fabuły. Przypominam, jestem łasa na fanarty xD
Wcielasz się w rolę 28 letniej matki i żony. Twoja córka Aida, ma 9 lat. Twój mąż Piotr jest od Ciebie o 22 lata starszy. Już od roku planowaliście przeprowadzkę za miasto, akurat znalazła się wprost wyborna szansa na wynajem za godziwą sumę domu z kawałkiem ziemi u podnóża góry Ebott. Właścicielem i jednocześnie sąsiadem okazuje się być bardzo przystojny żywiołak ognia imieniem Grillby. 
Akcja toczy się wiele lat po zakończeniu prawdziwego pacyfisty w uniwersum Underfell. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Mogą pojawić się notki +18. Grillby x Czytelniczka. 
Autor: Yumi Mizuno

Spis Treści
1. Poszukanie kogoś innego do wygadania się - 1 | Wygadanie się Grillowi - 6 | Udać, że nic się nie dzieje - 3 | Iść do baru się napić - 1
2. Czekasz, aż Piotrek przeprosi - 8 | Szczera rozmowa i wspólne przeprosiny  - 2 | Pierwsza przepraszasz po jakimś czasie - 1
3. Gadasz z dziećmi - 1 | Gadasz z nauczycielką - 6 | Gadasz z dyrektorką - 2 | Gadasz z rodzicami - 2 | Próbujesz nauczyć dziecko jak radzić sobie z tą sytuacją - 2 | Pytasz się córki jak jej pomóc - 1 | Rozmawiasz z rodzicami Monster Kida - 1 | Próba znalezienia dziecku przyjaciela - 1
4. Coca-Cola - 5 | Pepsi - 5 | Nic - 1
-Jeżeli to jest jakiś problem, to ja...
-Nie pierdol - potwór wywrócił oczami otwierając drzwi do swojego mieszkania. Po przeżyciach z ostatnich dwóch dni, nic dziwnego, że poszłaś w ramiona pierwszej osoby, która zaszła Ci drogę. Choć wahałaś się, czy nie minąć go, nic nie zrobić. Przecież, nie znasz go od tak dawna. Ciągle biłaś się z myślami, czy nie zawrócić i po prostu nie zadzwonić do Jud, tak jak zawsze. Ona też to robiła, to nie tak, że tylko Ty masz problemy w małżeństwie. To się często zdarza. A może, po prostu powinnaś się z tym przespać? Początkowo próbowałaś silić się na uśmiech, udawać, że wszystko jest tak jak być powinno, lecz z dziwnych powodów nie umiałaś go tak po prostu minąć, rzucić zwyczajne „cześć” i po prostu, żyć dalej własnym życiem. Gdyby tak było, to nie ściągałabyś teraz butów w jego przedpokoju. - Napijesz się czegoś? - zapytał wieszając płaszcz na wieszaku. Przytaknęłaś - Dobrze, idź do pokoju, zaraz coś przyniosę.
-A dla mnie? - kobiecy głos, w progu do salonu stała blondynka, jaką widziałaś wcześniej przez okno. No tak, prawie przegapiłaś czerwone auto stojące przed domem potwora. Miała na sobie bardzo krótką sukienkę z koronką, widziałaś pod nią pasek do pończoch ozdabiający parę smukłych nóg. Jak to jest, że niektórzy są piękni, a inni nie?
-Masz gościa... - pisnęłaś zaalarmowana - ...to może ja.
-Zostań - nie patrzył na Ciebie, jego białe ślepia skupione były na blondynce. - Zmiana planów - powiedział do niej. Kobieta cmoknęła odwracając od was głowę, spojrzała na swoje paznokcie.
-Czyli przyjechałam tutaj po to, aby zostać wyrzuconą?
-Ja naprawdę mogę... - ale nikt Cię nie słuchał. Para rozmawiała tak, jakby Cię tu nie było, zaś głos potwora był zaskakująco oschły. To nie jest jego partnerka?
-Nie. Dostaniesz to po co tutaj przyjechałaś - Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej kilka banknotów, które podał kobiecie. O... Oł.... Aaaaha... Sytuacja z chwili na chwilę robi się coraz bardziej niezręczna. Spuściłaś głowę. Blondynka w tym czasie wzięła pieniądze i przeliczyła je.
-To tylko połowa - zaczęła protestować.
-Bo do niczego nie doszło. Oddaję ci za paliwo i za czas jaki tutaj poświęciłaś. A teraz wracaj do siebie. - blondynka fuknęła pod nosem i westchnęła. Bez słowa poszła do salonu, słyszałaś szmery, jakby się ubierała. I tak też było, wraz z Grillbym staliście w korytarzu czekając, aż ona wyjdzie. Ty chciałaś się schować. Widząc ją, taką piękną, wymalowaną, uczesaną, zadbaną, przypomniałaś sobie w jak opłakanym stanie sama jesteś. Przyjście tutaj nie było dobrym pomysłem. Wręcz beznadziejnym. Musisz stąd wyjść. Natychmiast.
-Ja naprawdę nie powinnam... - zaczęłaś, lecz gdy podniosłaś głowę tylko po to, by spotkać się z jego białymi ślepiami. Mówiły wyraźnie, że nie przyjmują odmowy. Teraz, kiedy wydał pieniądze i odesłał prostytutkę, zmarnowałby nie tylko czas swój, jej, Twój, ale także pieniądze. Było Ci jeszcze bardziej głupio. Dlatego posłusznie pochyliłaś głowę ponownie i cierpliwie czekałaś, aż blondynka wyjdzie z salonu. Była ubrana. Obcisłe spodnie z dziurami na udach i łydkach, no i kurtka z futerkiem. Podeszła do potwora i stając na nogach ucałowała go w policzek.
-Zadzwoń, jak będziesz miał wolne i nie będziesz spodziewał się gości - szepnęła, lecz słyszałaś ją bardzo wyraźnie. Dopiero kiedy wyszła z mieszkania i zamknęła za sobą drzwi, odważyłaś się podnieść głowę ponownie. Potwór już był w kuchni, słyszałaś jak nastawia wodę w czajniku i wyciąga kubki.
-Jesteś pewien, że... - stanęłaś w progu opierając rękę o framugę. Nawet na Ciebie nie spojrzał.
-Tak.
-Przerwałam ci um....- głos Ci zadrżał - ... czy to była....? - powinnaś o to w ogóle pytać? Nie. To jego sprawa. - Wybacz, nie musisz odpowiadać.
-Kurwa. Tak. - zaśmiał się i oparł o okrągły stolik czekając, aż woda się zagotuje. - Jestem samotnym facetem, też mam swoje potrzeby - skrzyżował ręce na piersi.
...
Ta rozmowa jest dziwna. Porzucić lepiej temat, prawda? A no. Poszłaś tam, gdzie chciał, abyś była. Na jego czarną kanapę przed ogromnym telewizorem. Jeszcze tydzień temu siedziałaś na niej z mężem, dobrze się bawiłaś, a teraz? Miałaś wrażenie, że Twój mały zameczek zaczyna walić się zacząwszy od fundamentów.
Z zamyślenia wyrwał Cię stukot szklanki o stolik. Potwór podał Ci herbatę w kubku, pachniała cynamonem. Dla siebie zrobił drinka, kostki lodu stukały o siebie, gdy położył go przed fotelem, na którym usiadł. Założył nogę na nogę i milczał. Dlaczego milczy? Powinien zapytać, prawda? A może, to Ty powinnaś pierwsza się odezwać? Nie znasz go na tyle dobrze, by wiedzieć, jak swobodnie zachować się w jego towarzystwie, a jednocześnie nie masz innego.
-Dziękuję - przemówiłaś w końcu zaciskając palce na kanapie - Naprawdę, nie musiałeś tego robić.
-Doprawdy? - czułaś na sobie jego ślepia, wwiercające się w Twoją duszę. - Słuchaj ____, jesteś żoną mojego kumpla - Kumpla? Tak myśli o Piotrku? Szczerze, nie wiesz co o tym myśleć - Zrobił ci coś?
-Nie.... znaczy się, tak, ale nie w taki sposób, po prostu.... - co właściwie masz mu powiedzieć? Przygryzłaś wargi. - Ostatnio, jest ciężko.
-Macie problemy finansowe?
-Co? Nie! - albo nic o tym nie wiesz... ale chyba nie. - Po prostu, Ai... nie została zaakceptowana w szkole - Potwór uniósł brew i upił łyk swojego drinka. Dlatego mówiłaś, opowiedziałaś o tym, co Cię zastało jak po nią przyszłaś, o tym, że Piotrek nic Ci nie mówił i o tym, jak się pokłóciliście.
-Naskoczyłam na niego... Nie powinnam była... Wrócił zmęczony z pracy, a ja...
-Nie zrobiłaś źle - odezwał się w końcu, cicho, bardzo cicho, słyszałaś jak szumi. Zawsze wydawał taki dźwięk. Jak ciche ognisto wolno palące się na polanie. Dopiero teraz zauważyłaś i usłyszałaś to wyraźnie. - Ale nie mówię, że zrobiłaś dobrze. - kolejny łyk. Oblizał dolną wargę i odstawił szklankę. Twojej herbaty nie było już do połowy. - Twoja córka ma coś do potworów?
-Nie! Z mężem dbamy o to, aby wychować ją w tolerancji dla każdego!
-Jesteś tego pewna?
-Absolutnie! - zamilkł zastanawiając się nad czymś. Dopiero po chwili znowu się odezwał
-Co teraz planujesz?
-Nie wiem, myślałam o pójściu do dyrektorki.
-Po co? - Jak to po co? Zmarszczyłaś brwi.
-Aby powiedzieć jej o tym, co zaszło.
-Myślisz, że ci pomoże?
-Powinna.
-Dlaczego? -... Dziwne pytanie. Nic nie odpowiedziałaś, dlatego mówił dalej - Wiesz czym zajmuje się dyrektor szkoły? Wszystkim. Wypłatami, kosztami jakie niesie ze sobą szkoła. Odpowiada przed swoimi przełożonymi, przed radą, przed nauczycielami. Myślisz, że w jakikolwiek sposób będzie mógł pomóc temu, że w jednej z wielu klas, dziewczynka jest prześladowana? - .. Teraz jak stawia tak tę sprawę to....
-Nie...  - opuściłaś głowę. Czułaś jak do oczu znowu napływają ci łzy. - To porozmawiam z rodzicami dzieci!
-Którzy mają cię za kurę domową. Ta? - Zaśmiał się kpiąco. Nie spodobało Ci się to, ale nie miałaś odwagi tego okazać. - Zakładając, że nawet potraktują cię poważnie. Myślisz, że jak spiorą dzieci i dadzą im szlaban na facebooka, to coś zmieni? Nagle zaczną lubić twoją córkę? - ... - Jak ty byś zareagowała na ich miejscu. Dajmy na to, przychodzi do ciebie mama Monster Kida i mówi o tym, że twoja córka jest rasistką i popchnęła jej synka.
-Ale ona robiła to we własnej obronie!
-Nie wiesz tego, bo tego nie widziałaś. - Przerwał Ci stanowczo. Westchnął i po chwili milczenia cmoknął - Nie mam bachorów i nie wiem co bym zrobił na twoim miejscu, ale wiem, że wszystkie wyjścia tutaj są złe. Wszystkie. Cokolwiek nie zrobisz, albo nic nie będziesz robić. Wszystko tutaj to zła droga. - Miał rację, ale nie chciałaś tego przyznać.
-Wiem... - głos Ci drżał, czułaś jak po policzkach lecą Ci łzy. Potwór bez słowa podał Ci paczkę chusteczek, która przyjęłaś z wdzięcznością. Wysmarkałaś nos i trzymając w rękach chusteczkę podciągnęłaś kolana pod brodę. - Nie to mnie najbardziej boli.
-A co?
-Piotrek - ... Nic nie mówił. Dlatego po kilku niepewnych i ciężkich wdechach mówiłaś dalej - Powinien mi powiedzieć, nawet jak Ai prosiła go, aby tego nie robił. Powinien być ze mną szczery.
-Może zapomniał?
-Stoisz po jego stronie? - zdzieliłaś go groźnym spojrzeniem. Potwór uśmiechnął się kwaśno.
-W dupie mam wasze rodzinne sprawy - syknął ostro. - Kłóciliście się tak głośno, że nie mogłem w spokoju zaruchać - Oł, to zabolało... - Dlatego wyszedłem na papierosa. - To wszystko tłumaczy. Miałaś ochotę czymś w niego rzucić, ale byłaś w takim szoku z powodu tych słów, że nie ruszyłaś się. Grillby w tym czasie musiał przeanalizować treść swojej wypowiedzi bo pochylił się nad stolikiem i do dna wypił drinka. Słyszałaś, jak kostki lodu syczą, kiedy wpadły do jego paszczy. Roztopiły się w mgnieniu oka - To co chcę powiedzieć, to to, że nie stoję ani po jego, ani po twojej stronie. - Odwrócił wzrok - Nie powiedział, spoko, ty mu mówisz o wszystkim? - ... Starasz się. - Nie pomożesz ani jemu, ani córce, póki się nie ogarniesz - Tutaj ma rację. Musisz to przyznać. - Jak chcesz możesz spać na kanapie. Ja idę do siebie.
-Nie... lepiej będzie, jak już pójdę. - Nie chciałaś iść, ale i tak już nadużyłaś jego gościnności. No i go zdenerwowałaś.
-To twój wybór - wstał z fotela. Ty z kanapy. Podniosłaś głowę i popatrzyłaś w jego ślepia. Nie spuszczał Cię z wzroku.
-Dziękuję... Grillby...
-Za co? - wyglądał na zaskoczonego.
-Za to, że .. mimo wszystko... chciałeś, pomóc....
-Oh... pomóc... jasne - podrapał się po tyle głowy zakłopotany - Jesteście moimi sąsiadami i was lubię. Następnym razem jak będziecie się kłócić nie drzyjcie się tak głośno, dobra? - przytaknęłaś zawstydzona.

Następnego ranka, kiedy obudziłaś się na swojej własnej kanapie, Piotrek siedział przy stoliku popijając kawę. Milczał. Ty też milczałaś. Kiedy zakładał krawat milczał. Gdy się myłaś, milczałaś. Nawet kiedy obudziła się Ai i ona milczała, bo wy milczeliście. A więc to milczące dni. Zachowujecie się jak banda bachorów i oboje dobrze o tym wiecie, ale nie umiesz go przeprosić pierwsza. Myślałaś o tym i nawet chciałaś to zrobić, ale słowa po prostu nie wychodziły z Twoich ust. To on powinien przeprosić. To on ukrywał tak istotny fakt, prawda?
Tego dnia pojechałaś z Aidą do szkoły. Kiedy ona udała się na zajęcia, Ty poszłaś tam, gdzie uważałaś, że iść powinnaś. Do pokoju nauczycielskiego. Pomysł z dyrekcją i rodzicami Grillby skutecznie wybił Ci z głowy, no ale zostawała jeszcze nauczycielka. Prawda? Okazało się, że wychowawczyni zaczynała za godzinę, więc musiałaś na nią poczekać. Po przedstawieniu sytuacji kobiecie, byłaś zaskoczona jej reakcją.
-O wszystkim wiem. - siedziałyście przy jednym ze stolików w pokoju nauczycielskim. Poza wami, było jeszcze kilka kobiet, jakie kojarzyłaś z widzenia. Inne nauczycielki. Każda coś robiła, a to wypełniały dokumentację, a to sprawdzały kartkówki. Wiedziałaś jednak, że to pozory. Słuchają waszej rozmowy. - Rozmawiałam na ten temat z rodzicami Monster Kida i z nim samym.
-I?
-Miało to miejsce po pierwszej bójce. Jak sama pani widzi, bez żadnego rezultatu.
-Powinna pani coś zrobić!
-Co?
-Nie wiem... cokolwiek! - kobieta ściągnęła okulary i pogładziła się u nasady nosa.
-Wie pani w jakiej sytuacji są potwory? - .... Co? - Po wyjściu na powierzchnię przed wieloma laty, każdy potwór musiał przebyć resocjalizację. Wie pani jak strasznym miejscem było Podziemie? - Słyszałaś co nie co o tym, ale...
-Do czego pani zmierza?
-Do tego, że w obecnej sytuacji, prawa potworów w szkole są większe, niż prawa ludzi.
-Czyli, że...
-Rząd chce im pomóc, pokazać, że ludzie nie są źli. Pani córka zdenerwowała dzieci, dlatego te odpowiedziały agresją - Że niby co?! - Skoro cała klasa jest przeciwko pani dziecku, to kto tutaj jest winny? Myśli pani, że cała klasa - wyraźnie zaznaczała stwierdzenie „cała” - czyli potwory i ludzie, byłaby tak jednolicie nastawiona przeciwko dziecku, gdyby nie zrobiło ono nic złego?
-Moja córka w życiu by nie zrobiła nic..!
-Może nie zna pani swojej córki wystarczająco dobrze? -...- Rozmawia pani z nią? - ... - Próbowała pani przemówić jej, że rasizm wobec potworów jest zły?
-Moja córka nie jest rasistką!- Powiedziałaś to zdecydowanie zbyt głośno. Ściągnęłaś na siebie uwagę nauczycielek, zaś wychowawczyni spojrzała na Ciebie karcąco. Wzięła w ręce długopis, którym zaczęła obracać
-To co mogę zrobić w tej sytuacji, to umówić pani córkę i Monster Kida na wizytę u pedagoga szkolnego. Może, jeżeli w obecności dorosłego się ich obok siebie posadzi, spróbuje się dojść do czegoś?
-Myśli pani, że to pomoże? - mówiłaś już ciszej.
-Tylko wtedy, kiedy wyjaśni pani córce, że nie powinna popychać innych. - Tak, ona jako pierwsza popchnęła. A więc, ona musi być winna. Jaki ten system edukacji jest ułomny.
Dzisiaj postanowiłaś zostać cały dzień w szkole, czekałaś lekcja po lekcji aż Aida skończy swoje zajęcia. I tak nie miałaś najmniejszej ochoty robić cokolwiek w domu. Nie miałaś po co. Przez czas oczekiwania zaczęłaś się zastanawiać, czy aby to co powiedziała Ci córka jest prawdą. A co jeżeli ona naprawdę jest rasistką? Co jeżeli to ona jest wrogo nastawiona wobec potworów, a przez Ciebie przemawia po prostu instynkt opiekuńczy i nie dostrzegasz winy we własnym dziecku? Pojawiły się wątpliwości.

Odebrałaś córkę ze szkoły i w drodze do domu postanowiłaś zatrzymać się przed McDonaldem. Chwilę stałyście w kolejce samochodowej, by wziąć coś na wynos. Dzisiaj nie biła się, ale za to z tego co mówiła, znalazła swój worek z butami w śmietniku i ktoś podrzucił jej dżdżownice do biurka. Kłamałaby o czymś takim? Wątpisz, ale kiedy zapytałaś się, co ona z tym zrobiła, nie odpowiedziała, odwróciła tylko głowę i patrzyła w okno.
Zamówiłaś dla niej to co zawsze, Happy Meala. Do tego BigMaca i dwie Cole. Podałaś dziecku jej porcję, zaś drugą kanapkę i jeden napój położyłaś na tylnym siedzeniu.
-Myślałam, że tego nie lubisz - rzuciła dobierając się do zabawki. Gówniana, jak zawsze, ale przynajmniej Ai się uśmiechała.
-Bo nie lubię, ale twój tata lubi.
-To dla taty? - przytaknęłaś. Korek. Cudownie. - Mamusiu.... - głos jej drżał. Spojrzałaś na nią, wpatrywała się pusto w pudełko - Czy ty i tatuś się rozwiedziecie przez to, że mnie w szkole nie lubią?
-Co? Nie! Kochanie, oczywiście, że nie. - miałaś ochotę uściskać ją najmocniej jak mogłaś, ale w aucie i to na drodze, nie powinnaś tego robić - Tatuś i ja pokłóciliśmy się.. o coś innego. - Tak właściwie, to o co? Chyba o wszystko. - Potrzebujemy trochę czasu, ale nie rozwiedziemy się. Naprawdę. - nic nie odpowiedziała.
Ruszyłaś przed siebie. Oczywiście, nic nie mogło iść tak po prostu swobodnie, prawda? Jadąc, jakieś dziecko w ostatniej chwili wyskoczyło na pasy i gdybyś gwałtownie nie zahamowała, mogłoby skończyć się to źle. Zatrąbiłaś kilka razy, na szczyla i wtedy poczułaś coś mokrego na białej koszulce. Tak, to Cola. No pięknie. Czym to się zmywa? Nie pamiętasz, ale szybko musisz dotrzeć do domu, inaczej koszulka będzie do wyrzucenia.

Po powrocie do domu zastałaś obrazek, który po prostu Cię zdenerwował. Nie wiesz dlaczego, ale sam widok Piotrka w tym momencie działał na Ciebie jak płachta na byka, tym bardziej kiedy siedział w samych bokserkach na kanapie przed telewizorem z nogami na stole. Tego za wiele. Miałaś tego naprawdę dość. Ai czując pismo nosem szybko trzymając w rączkach zabawkę wbiegła na górę i zamknęła się w pokoju. Ty w tym czasie stanęłaś między Piotrkiem a telewizorem, chciałaś zrobić mu na złość. Tak bardzo chciałaś do zdenerwować, aby poczuł to wszystko co Ty i to w zwielokrotnionej formie, że po prostu...
-Możesz ruszyć dupę? - syknął nisko.
-Nie.
-Rusz się.
-Nie.
-Powiedziałem rusz się! Zasłaniasz mi!
-Nie, póki ze mną nie porozmawiasz!
-Nie mam kurwa o czym!
-Masz! - wyłączyłaś telewizor. Piotrek uderzył rękami o kanapę, ale nie ruszył się nawet na milimetr. - Wpierw powiedz mi, dlaczego o niczym nie wiedziałam!
-O czym ty mówisz?
-O Ai! Wiesz, że śmieje się z niej cała klasa? - Patrzył na Ciebie przez chwilę, jakby coś zaczęło mu świtać.
-Wiem. - odpowiedział w końcu.
-I?
-Co i?
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś! - denerwowałaś się coraz bardziej.
-A po co miałbym ci o tym mówić? To normalne! Dzieci się biją! To szkoła!
-Ale to nasze dziecko jest prześladowane!
-Od razu prześladowane - wywrócił oczami - Nie lubi się z jednym bachorem, i co z tego?
-Nazywają ją rasistką!
-To tylko słowo.
-Myślą, że my też jesteśmy rasistami!
-Nie interesuje mnie co inni o nas myślą.
-Uważają mnie za kurę domową!
-A nią nie jesteś? - zamilkłaś i spojrzałaś w jego oczy. Był zły. Wściekły. Lecz to, że nie podnosił głosu denerwowało Cię jeszcze bardziej. To Ty krzyczałaś, on odpowiadał. To Ty próbowałaś pomóc. A on miał na to wyjebane. To Ty chciałaś pomóc. On miał to w dupie.
-Chuj z ciebie, wiesz?
-Słuchaj, to mój pierwszy wolny dzień od dawna. Chcę odpocząć.
-Odpocząć? ODPOCZĄĆ?! - wyrzuciłaś rękami w powietrze - To ja się tutaj męczę, a Ty co? Nie ma cię w domu całymi dniami! Możesz przestać być w końcu taką egoistyczną świnią i zacząć myśleć o rodzinie? - Spojrzał na Ciebie tak, jak nigdy. Wściekłość. Żal. Ból. Powiedziałaś za dużo. Wiedziałaś to. I choć gdzieś tam na dnie świadomości krzyczała myśl, aby przeprosić, cofnąć, powiedzieć, że tak nie myślisz, to gniew wziął górę.
-Kobieto. - Wstał - Uważasz, że nie myślę o rodzinie? To dla rodziny wypruwam sobie flaki i tyram godzinami w firmie. Robię to dla nas!
-Robisz to dla siebie! - słowa same wychodziły Ci z ust - To ty chciałeś się tu przenieść! W mieście było nam dobrze! Nikt nie śmiał się z naszego dziecka!
-To ty zawsze mówiłaś, że chciałabyś mieszkać w małym miasteczku gdzie każdy zna każdego no i masz! Spełniałem twoje marzenie!
-To ty chciałeś się tu przenieść! Nic takiego nie mówiłam!
-Nie pamiętasz?
-Niby czego?!
-Mówiłaś o tym jeszcze przed naszym ślubem! Chciałaś takiego życia! Dopiero teraz udało mi się je zbudować! - .. Naprawdę nie pamiętasz, abyś o czymś takim mówiła. Zamilkłaś. Ale tylko na chwilę - Skoro tak bardzo zależy Ci na rodzinie - mówiłaś przez zaciśnięte zęby, płakałaś - to dlaczego wciąż cię nie ma?
-Bo pracuję. Rozumiałabyś co to znaczy, gdybyś nie siedziała całymi dniami w domu i nic nie robiła!
-Ja nic nie robię? Czyli obiad robi się sam, i mieszkanie samo się sprząta?
-Kiedy ostatnio coś gotowałaś? Kiedy ostatnio sprzątałaś? Co? Kiedy? Słucham?
-Ty chuju...
-To ja pracuję na ten dom. To ja cię ubieram. To ja tyram na żarcie które żresz. Należy mi się odpoczynek we własnym domu.
-Gdyby nie mój ojciec byłbyś tylko podstarzałym durniem bez przyszłości!
-Gdyby nie twój ojciec i ja pracowałabyś teraz na zmywaku! - Zapomnieliście już dawno o co się kłóciliście. Liczyły się same wyzwiska. Przerysowane emocje. Bolesna prawda. Wyciągaliście coraz to bardziej śmierdzące i cuchnące brudy przeszłości tak zaalarmowani kolejną kłótnią, że ani Ty, ani Piotrek nie zauważyliście Ai, która zbiega zapłakana ze schodów, ubiera szybko kurtkę i wskakuje w buty, chwyta wasze klucze, które zawsze kładliście na szafce z butami w przedpokoju i zamyka was w mieszkaniu. Dopiero dźwięk przekręcanego zamka, niczym kubeł zimnej wody wyrwał was z amoku walki ze sobą i powstrzymał ostatecznie, nim rzuciliście się sobie do gardeł.
-Ai? - powiedziałaś pierwsza idąc w stronę drzwi wyjściowych. Słyszałaś, jak Twoja córka płacze po drugiej stronie.
-Aida? Otwórz te drzwi! - krzyknął Piotrek stając za Tobą.
-Nie! - zawyła żałośnie. Jej głos rozrywał Twoje serce. - Macie przestać się kłócić!
-Ai... słońce... my się nie kłócimy my.... - zaczęłaś niepewnie
-...my tylko rozmawiamy - dokończył za Ciebie Piotrek.
-Kłamiecie! - i kolejna fala ryku. - Chcecie się rozwieść, a mnie oddacie do domu dziecka bo mnie w szkole nie lubią! - Ona obwinia siebie za to wszystko?
-Tatuś i ja się nie rozwiedziemy. - Głos Ci się łamał od własnego gniewu i smutku.
-Właśnie! - i Piotrek miał zdarty swój. - Po prostu... tatuś i mamusia są zmęczeni i ... tak jakoś wyszło. Teraz otwórz te drzwi.
-Nie! Macie się pogodzić! - szloch, szloch, pociągnięcie nosem - Natychmiast.
-Dobrze, tatuś i mamusia nie będą się już kłócić. - powiedziałaś przystawiając ucha do drzwi - A teraz otwórz, dobrze? Wejdź do środka, bo się przeziębisz.
-Teraz znowu się.... kochacie?
-Nigdy nie przestaliśmy - to był Piotrek.
Ai otworzyła drzwi i stanęła w progu. Zamknęliście wejście i wszyscy razem mocno się przytuliliście. Ostatecznie, ani Ty, ani Piotrek nigdy nie przeprosiliście za żadne ze słów, choć czułaś, że powinnaś za niektóre przeprosić. Przesadziłaś i on też. Lecz póki on nie ustąpi, Ty też nie masz zamiaru. Wieczorem Ai oglądała bajki Disneya, Piotrek siedział na kanapie i nagle wyrwał Cię z zamyślenia podając Ci paczkę. W środku był zimny już makaron z przyprawami.
-Chińszczyzna? Kiedy?
-Jak wracałem z pracy. Pomyślałem, że będziesz głodna i ... - O, w sumie ty miałaś dla niebo BigMaca. Wstałaś i podałaś mu go. Żarcie było zimne i wstrętne, ale nie szkodzi. Zjedliście, choć zadra pozostała.
-Zrobię herbaty - rzuciłaś wstając z kanapy. No tak, nie ma cukru. Ubrałaś się, spięłaś włosy do góry i mówiąc, że zaraz wrócisz wyszłaś z mieszkania. Było cieplej niż wczoraj, a przez to i niebezpieczniej. Wilgotny śnieg chlupał Ci pod butami, czasem nawet się poślizgnęłaś. Bezpiecznie i cało dotarłaś do najbliższego całodobowego, a tam w środku spotkałaś Grillbiego wybierającego jakieś smakołyki.
-Cześć. - zagadałaś wesoło - Chciałabym ci jeszcze raz podziękować za wczoraj i przeprosić, jeżeli dzisiaj znowu byliśmy za głośno. - zarumieniłaś się. Potwór rzucił na Ciebie spojrzeniem unosząc jedną brew do góry. Naprawdę lubisz jak to robi i nie wiesz dlaczego.
-Jeszcze jedna kłótnia a zainwestuję w zatyczki - Mówił poważnie, czy żartował. Zaśmiałaś się nerwowo. - Pogodzeni? - Przytaknęłaś. - A twój bachor?
-Ai? W sensie w szkole? - przytaknął - Ugh... poszłam do nauczycielki, może ona pomoże. - potwór zmrużył oczy i po chwili przyglądania Ci się, gdzie poczułaś się naprawdę niekomfortowo, dał Ci prztyczka w nos.
-Idiotka.
-Ej! - złapałaś się za twarz - Nie rób mi tak, nie jestem dzieckiem.
-Nie? A zachowujesz się jak takie - wywrócił oczami i wrzucił kilka paczek chrupek do koszyka. Wróciliście razem do domu. Znaczy się i tak miał po drodze. Na odchodne pocałował Cię jak to wcześniej miał w zwyczaju w rękę.
-Dzięki za przyprowadzenie żony! - krzyknął Piotrek, stał w progu oparty o framugę drzwi wejściowych. Czułaś się jak nastolatka przyłapana na pierwszym pocałunku z chłopakiem.
-Do usług! Dbaj o nią! - odkrzyknął Grillby i jakby nigdy nic poszedł do siebie. Ty natomiast wróciłaś do domu, pod czujnym okiem potwora.
A zalana koszula? Była już do wyrzucenia. 

Pytania do Was:
1. Kto i dlaczego ma rację w konflikcie Ai vs. Klasa?
2. Jakie będą Twoje dalsze kroki postępowania w sprawie pomocy córce? 
3. Po kłótni z Piotrkiem, postanawiasz coś zmienić w swoim życiu?
4. Podoba Ci się rola kury domowej? 


Share:

Opowiadanie: Tańcząc na linie nad przepaścią - Mój transport


Notka od autora: Nycto i Amity to normalne nastolatki, które jak wszyscy, mają marzenia i starają się dążyć do wybranych celów. Uwielbiają chodzić do centrów handlowych na różne wyprzedaże, jeść razem żarcie na mieście czy po prostu spędzać ze sobą czas. Wiodą beztroskie życie. Do czasu... Ich spokojne życie zachwiało się gdy do ich uniwersum wtargnął nieznany dotąd wróg. Wiele znajomych i bliskich wtedy zginęło. Część z nich udało się w pewien sposób uratować przez Nycto. Przez miesiąc razem z Amity stworzyły specjalne urządzenie, które umożliwiło im przenoszenie się po innych wymiarach. Opuściły swoje domy, które i tak zostały zniszczone przez ich wroga. Uciekając widziały za sobą destrukcje, smutek i pewną nieznaną pustkę w duszy. Przyjaciółki przechodzą między wymiarami, aby znaleźć wymarzone miejsce, w którym mogłyby żyć. 
Autor: 010PsychoUnicorn101

Spis Treści
 Nie rzucaj kotu włóczki
Mój transport  (obecnie czytany)
Nowe wdzianko
Po pierwsze - DRZEMKA
...
Staliśmy tak przez moment przyglądając się sobie.
- Hej? - powiedziałam nieśmiało. Cóż nie tak często spotyka się postacie, które się zabijało, a teraz patrzą na ciebie psychopatycznym wzrokiem. Heh. Co za ironia. Może mi się wydaje.
- Heya, koleżanko. - podszedł do mnie i podał dłoń. Znając jednak Sansa wolałam nie robić z siebie głupka. Albo w sumie co mi szkodzi. Przecież to nie byłby mój pierwszy raz. Z lekkim wahaniem podałam rękę. Od razu przyparł mnie do drzewa przytrzymując nóż idealnie na tchawicy. Przełknęłam ślinę. Widać znał się na tym co robił. Spojrzałam najpierw na jego rękę, a potem prosto w oczodoły w te jego światełka. Przynajmniej w jedno jakie miał. Wytrąciłam mu nóż odchylając podbródek jak najbardziej się dało aby nie dostać. Pociągnęłam go za rękę, którą dalej mnie trzymał, i wykręciłam na plecach blokując wszystkie jego ruchy.
- Chciałam być miła, wiesz? Nie wiesz jak się wita z nowym kumplem? - zacytowałam go. Zaczął się śmiać. Powiedziałam coś śmiesznego?
- Error czemu mnie wcześniej z nią nie zapoznałeś? Ona jest lepsza od Chary! - No pewnie, że jestem. Prychnęłam.
- Może pomożesz? - zwróciłam się do Errora.
- Nie, nie trzeba. Możesz mnie puścić. - powiedział Killer dalej rozbawiony. Chyba powinnam następnym razem uważać na pseudonimy. Westchnęłam.
- Tylko bez numerów, komediancie.
- Nie ma problemu. - wystawił znowu rękę. Uniosłam brew. Serio? Skrzyżowałam ręce na piersi. - No, nie krepuj się. - ponaglił. Opuściłam znów gardę. Co mi się niby może stać? Heh. Dzisiaj to mam humor. Podałam dłoń. Uścisnął, a potem puścił.
- Miło mi cię poznać. - O ile masz jakiekolwiek uczucia.
- Również. Miło mi. - odwróciliśmy się do Błędu.
- To czemu mnie z nią wcześniej nie poznałeś?
- No nie mam pojęcia… Może dlatego, że dopiero kilka godzin temu się u nas pojawiła? - Czy on jest o coś zazdrosny czy po prostu zawsze się tak zachowuje? Uśmiechnęłam się na tą myśl.
- Coś nie tak?
- A co niby miało się stać? - wzruszyłam ramionami. Zapadła cisza podczas której wpadłam na genialny pomysł.
- Lubicie zabijać? - Error popatrzył na mnie zaskoczony, a Killer się uśmiechnął. Obaj kiwnęli głowami. Sięgnęłam do plecaka i wyciągnęłam dysk i zeszyt. Pan Morderca patrzył zaciekawiony, a pan Błąd nieco podejrzliwie.
- Co kombinujesz?
- Znam idealne miejsce, gdzie możecie robić to na legalu i jeszcze zarobić. - A przede wszystkim jest tam mój ukochany klub nocny, gdzie drinki są nieziemskie. - Zainteresowani?
- Ty to kochasz uszczęśliwiać innych, co?
- Nah. Po prostu zauważyłam twój potencjał i nagromadzoną niewyżytą energię. - poklepałam go po plecach. W końcu znalazłam poszukiwane parametry. Wpisałam w urządzeniu kod i odłożyłam notes do plecaka. Ustawiłam jeszcze ilość osób aby nie popełnić tego samego błędu co poprzednio. Nacisnęłam w końcu START.

Amity
Ink westchnął.
- Przepraszam za niego. Obiecuję, że ją znajdziemy. - Ink wyciągnął już swój pędzel.
- Nie, nie trzeba. Poradzi sobie. - uśmiechnęłam się. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jesteś pewna? - spotykały nas gorsze sytuacje. Jakaś kupa kości jej nie skrzywdzi. Nie jej. A nawet jeśli, to nie zginie. Nie ma się o co martwić. - chciałam powiedzieć, ale nie chciałam wyjść na niegrzeczną odrzucając w taki sposób ofertę pomocy.
- Tak, jestem. Jeszcze zobaczysz, że przyjdą uśmiechnięci, zadowoleni i objęci ze sobą. - Taki wpływ na innych ma tylko Nycto. Ona potrafi wyczytać każdą emocję chociażby przez małe drgnięcie w mimice. Wie kiedy ktoś kłamie, a kiedy nie. Gdy się poznaliśmy byłam tylko nic nie wartą, nową dziewczyną w szkole. To ona zrobiła ze mnie gwiazdę vlogową, bo wiedziała że się do tego nadaje i wystarczy pokonanie własnej nieśmiałości. Pomagała zawsze kiedy tego potrzebowałam. Pocieszała kiedy rodzice się rozwodzili i kiedy napadli na mnie jacyś faceci. Wiedziała, że to ryzykowne, ale ona po prostu jest taką osobą. Nie cofa się przed niczym. Byle co ją nie powstrzyma. Choć silni ludzie są w środku najsłabsi to po to ma mnie. Po to mamy siebie. - To pokarzesz mi inne uniwersa?
-Jasne! - otworzył jeden portal. Dostałam wtedy SMS-a.

Nycto: Idę na małą rzeź. >:D
Amity: Miłej zabawy :3
Nycto: Serio? Zgadzasz się?
Amity: Serio. Tylko przynieś mi P38.
Nycto: Nie ma problemu. Frytki do tego?
Amity: Tak. Weź jeszcze tego rybnego burgera i czekoladowego shake'a.

I bym zapomniała.

Amity: i nie zapomnij o 5 sosach słodkokwaśnych.
Nycto: Wiesz, że żartowałam?
Amity: Może... :D
Amity: Jeszcze raz miłej zabawy. Pa.
Nycto: See ya.


Niech sobie odpocznie.
- To idziesz? - spytał Ink z uśmiechem.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się równie promieniście, co on. Weszliśmy do portalu.

Nycto
Zanim rozpocznę wszystko muszę powysyłać parę SMS-ów, żeby Ami się nie martwiła. Zdziwiłam się gdy się zgodziła, ale gdy napisała, że czegoś potrzebuje to wszystko stało się jasne. Szkielety patrzyły z niedowierzaniem na to co miały przed sobą. Była to wielka metropolia. Nowoczesne drapacze chmur z ostrymi zakończeniami o koślawych kształtach i wgłębieniach, gdzie zazwyczaj znajdowały się przeróżne puby, bary czy fast-foody, były w jej centrum. Dookoła było podobnie, tyle że ludzie tam mieszkający woleli ekologię i ochronę środowiska. Swoje domy budowali więc na ogromnych drzewach równie futurystycznie, co ci w centrum. Tworzą coś w rodzaju bariery pełnej czystego tlenu. I tak też nazwali to miejsce. W powietrzu latały taksówki, samochody i inne transportowce. Na dole były rozstawione stragany i targowiska. Sprzedają tam raczej stare i już nie potrzebne rzeczy, złom lub oferują jakieś, dziwne oferty typu fałszywe wróżenie przyszłości. Ale ludzie często na nie się zgadzają. W sumie sama byłam taką osobą. Znajduje się tu najniższa i najbiedniejsza klasa społeczna.

- Niesamowite, co? - wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do najbardziej skorej do pomocy osoby. Po kilku sygnałach odebrała.
- Tutaj Warsztat Pod Zielonym Niebem. Cokolwiek spierdolisz my to naprawimy. W czym mogę pomóc? - uśmiechnęłam się na samą tą nazwę. Wiążą się z tym miejscem wiele wspaniałych i niezapomnianych wspomnień. Nazwa wzięła się od tego, że w jego domu, jak i miejscu pracy jest przeszklony sufit, a że mieszka w Barierze, to niebo przysłaniają gałęzie drzew. Wpadające przez nie światło ma zieloną poświatę.
- Tutaj Nycto.
- Nycto?! - odsunęłam słuchawkę od ucha. Zapomniałam, że jest dość głośną osobą. Killer i Error spojrzeli na mnie zdziwieni. To było aż tak głośne.
- Dajcie chwilę. Załatwię transport. - powiedziałam przysłaniając telefon. Przytaknęli i wrócili do oglądania krajobrazu, który mieli przed sobą.
- Jak śmiesz się do mnie nie odzywać przez tyle czasu?! Martwiłem się o was, kretynko!
- Miałyśmy małe problemy z dyskiem to wszystko. - cóż ciężko naładować telefony, gdzie ważniejsze było właśnie to urządzenie, które jednak potrzebuje dużo energii. Dobrze, że ma dobry akumulator to przynajmniej szybko się nie rozładowuje.
- Naprawdę? Co się stało? Tę rzecz trudno zepsuć. - nie mam na to czasu... Ma racje co do jego wytrzymałości, ale nie przewidywałam granatu w planach...
- Pogadamy po drodze. Możesz po mnie przyjechać?
- Jasne, kochana. Właśnie rozliczyłem kolejnego klienta i teraz godzinkę mam wolną. Gdzie mam podjechać? - ugh... Gdzie są te tabliczki z nazwami? Nah. Nie chce mi się...
- Namierz mnie. Będzie szybciej.
- Jasne. - chwila ciszy. - za jakieś... 10 minut będę.
- Spoko. Zaczekam.
- Narka. - rozłączył się. Odwróciłam się do szkiele... Gdzie oni poleźli?! Rozejrzałam się. Byli na tych straganach i rozmawiali z... Nosz kurna... Pobiegłam szybko do nich zasłaniając ich przed NIM.
- Czego, kurwa, od nich chcesz?! - wrzasnęłam. Byłam wściekła, że znów na niego trafiam.
- Oh, ale oni sami do mnie przyszli. - odwróciłam się do nich i gdyby wzrok mógł zabijać padliby trupem. O ile już nimi nie są.
- Po co? - warknęłam do nich. - Mówiłam, żebyście zaczekali. - zaczęłam pocierać nasadę nosa ze zdenerwowania.
- Podszedł do nas i powiedział, że ma coś ciekawego specjalnie dla nas. - Taa... To do niego podobne. Ze mną też tak zaczął. Ten jego wzrok zmusi każdego do wszystkiego czego on chce. Pieprzony wampir. Odwróciłam się do niego. Już chciał uciekać. Rzuciłam jeden z moich sześciu podręcznych noży, które trzymałam pod bluzą. Trafiłam tuż przy jego nosie. Kurna. Tak blisko.
- A ty gdzie się wybierasz? Jeszcze się nie zabawiliśmy... - uśmiechnęłam się złowieszczo. Podniósł gwałtownie ręce.
- Ah no wiesz. I tak już miałem zamykać mój stragan, a że odstraszyłaś moich klientów to teraz tym bardziej pora to zrobić. - Lubisz ze mną pogrywać, co? Tym razem rzuciłam mu prosto w dłoń i przykułam go do najbliższej ściany. Wrzasnął.
- Kurna, kurna, kurna… - krzyczał. - Już ci lepiej ty niewyżyta socjopatko? - teleportowałam się na wprost jego twarzy. Wyrwałam mój nóż z jego dłoni i wyciągnęłam jeden z ściany. Skulił się kurczowo trzymając swoją rękę. Już się regenerował. Złapałam go za włosy i zmusiłam, aby spojrzał mi w oczy.
- Tak. - szepnęłam i go puściłam. Teleportowałam się do szkieletów dalej na nich zła.
- To się dzieje jak się ze mną zadziera, śmieciu.
- Pierdol się, suko. - syknął. Zignorowałam go. Po chwili usłyszałam jak ktoś biegnie w naszą stronę. Wytarłam nóż o jeden z jego materiałów i schowałam moje zabaweczki do bluzy. Zapięłam się. Odwróciłam się w stronę tej osoby.
- Nycia! Jak ja cię dawno nie widziałem! - naskoczył na mnie przytulając. Odwzajemniłam uścisk.
- No w końcu mój transport przyjechał… - oderwał się ode mnie i przewrócił oczami.
- Dla ciebie wszystko, kochana. - wyjrzał za mnie. - A kim są te seksowne kosteczki? - poruszył zabawnie brwiami. Zaśmiałam się. Objął mnie za ramię i odwróciliśmy się do nich.
- Oprowadzam ich trochę, ale potrzebuję auta. Dzisiaj jedziemy do KODu. Pożyczyłbyś?
- Jasne. Zajedziemy tylko do mnie. Mam coś idealnego dla ciebie.
- Jesteś najlepszy. - znów go przytuliłam.
- T-ty umiesz się teleportować? - spytał się Error po swoim zrestartowaniu. To nawet zabawnie wyglądało. - Myślałem, że jesteś człowiekiem. - wzruszyłam ramionami.
- Niczego takiego nie mówiłam. - teraz i Killer się zdziwił.
- Naprawdę? To czym jesteś?
- To skomplikowane. - posmutniałam. Niby jestem pół demonem, ale nigdy się nim nie czułam. Tak samo z byciem człowiekiem. Nigdy nie czułam, że jestem chociaż w części nim. Najprawdopodobniej nie jestem niczym ważnym.
- Jest najpiękniejszym ptakiem, który jednak nie potrafi wyfrunąć ze swojej klatki umysłu. - jaka piękna metafora. Zarumieniłam się i wtuliłam w jego tors.
- Oj daj spokój. Ale… dziękuje… - nastała chwila ciszy.
- Tooo… idziemy? Czy chcesz jeszcze trochę się poprzytulać? - zaśmiałam się.
- Nie, następnym razem się trochę dłużej poprzytulam.
- To idziemy?
- To idziemy.

Share:

Opowiadanie: Her Final Destination - Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień [by Nessa]

Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
Trzask gałęzi.
Drobna, skryta pomiędzy drzewami postać wzdrygnęła się, po czym niespokojnie rozejrzała dookoła. Znajdował się zbyt daleko, żeby stwierdzić z kim miał do czynienia, to zresztą nie miało najmniejszego nawet znaczenia. Wiedział, że śni, poza tym był obserwatorem – nikim ponadto i to pomimo tego, że spoglądał na świat oczami kogoś innego.
Postać, którą obserwował, wyprostowała się, nasłuchując. Z jakiegoś powodu Damienowi wydało się, że to chłopak, zwłaszcza kiedy zauważył ruch sięgających do ramion włosów. Niczego innego nie był w stanie stwierdzić, a może po prostu nie chciał, ogarnięty złymi przeczuciami. Wiedział, że wydarzy się coś niedobrego, chociaż trudno było mu określić, co takiego. Miał wrażenie, że powinien znać odpowiedź na to pytanie, a jednak w głowie miał pustkę, pomimo usilnych starań nie będąc w stanie określić, co takiego działo się wokół niego.
Co takiego działo się w ostatnim czasie? Który to już raz śnił – całym sobą czuł, że tak jest – nie potrafiąc określić dokąd to wszystko zmierzało? Co więcej, po raz kolejny znajdował się w lesie; ten jeden szczegół pozostawał niezmieniony, poza tym tylko to zawsze tkwiło mu w głowie, kiedy się budził. Pamiętał drzewa i niepokój, ale nic ponadto, choć niezmiennie usiłował zapamiętać coś więcej, by później móc to przeanalizować. Cóż, bezskutecznie, choć nadal nie był w stanie do tego przywyknąć.
Milczał, niespokojnie obserwując sytuację. Wszystko wydawało dziać się poza jego kontrolą, poza tym Damien nie miał wątpliwości co do tego, że we śnie wcale nie znajdował się w swoim ciele. Wielokrotnie pragnął przyjrzeć się sobie, żeby móc ocenić z kim ma do czynienia, ale nigdy mu się to nie udawało. Tym razem również nie miał szans, w zamian będąc w stanie co najwyżej poddać się biegowi wydarzeń – nie po raz pierwszy, choć i z tego pamiętał bardzo niewiele. To było tak, jakby świadomość niektórych szczegółów wracała wtedy, gdy odtwarzał ten sam schemat, który prędzej czy później tak czy inaczej miał odejść w zapomnienie.
Błędne koło, które nigdy się nie zatrzymywało.
Poczuł ekscytację, chociaż ta również nie należała do niego. Jakże dziwnie to brzmiało – doświadczać emocji, potrafić je nazwać, ale przy tym wiedzieć, że były obce. Nawet nie potrafił tego opisać, to zresztą również zeszło gdzieś na dalszy plan, kiedy skoncentrował się na tym, co działo się na jego oczach. Przemieścił się – w bezwiedny, niezależny od woli sposób – wciąż obserwując majaczącą pomiędzy drzewami postać. Chyba po raz pierwszy nie był sam, ale i tego nie mógł być pewien, zbytnio zdezorientowany, żeby należycie ocenić sytuację.
Kimkolwiek był, poruszał się z wprawą i wystarczająco cicho, żeby ponownie nie zwrócić na siebie uwagi. Ostrożnie stąpał po podłożu, trzymając się w cieniu i starając się nie wydawać żadnego, najcichszego nawet dźwięku. Zbliżał się, stopniowo przybliżając do intruza, który – jak nagle sobie uświadomił – musiał być jego celem… Albo raczej istoty, którą w tamtej chwili był, choć takie rozróżnienie zaczynało jawić mu się jako wyjątkowo męczące i nienaturalne. Co prawda zdawał sobie sprawę z tego, że sny rządziły się swoimi prawami, ale mimo wszystko… dlaczego miał wrażenie, że chodzi o coś więcej?
Wciąż o tym myślał, bezskutecznie próbując skoncentrować się na tym, co działo się na jego oczach. Rozpraszały go uczucia – te obce, wypełniające go w stopniu wystarczającym, żeby poczuł się nieswojo. Jakby tego było mało, emocje zaczynały wymykać się spod kontroli, a to nie było dobre, tym bardziej, że zdecydowanie nie miał do czynienia z czymś, wobec czego można przejść obojętnie. Sam nie był pewien, skąd brał się towarzyszący mu gniew, podekscytowanie i… chęć mordu, choć zrozumienie, czym było to ostatnie, zajęło Damienowi dłuższą chwilę, skoro nigdy wcześniej tego nie doświadczył. Chciał zabić, a jego celem pozostawała ni mniej, ni więcej, ale niczego nieświadoma dziewczyna, której twarzy nawet nie miał okazji zobaczyć.
W tamtej chwili pomyślał, że chce się obudzić – już, natychmiast, zanim zobaczy o wiele więcej, niż mógłby sobie tego życzyć. Strach pojawił się nagle i tym razem bez wątpienia miał swoje źródło w jego wnętrzu, znacząco odstając od całej mieszanki pozostałych, towarzyszących mu emocji. Próbował z nimi walczyć, zresztą tak jak i ze wszystkim, co działo się wokół niego, by mieć szansę odzyskać kontrolę, ale czuł się równie bezradny, co na samym początku. Co więcej, przebudzenie najwyraźniej nie zależało od jego woli, a to zdecydowanie nie poprawiło mu nastroju.
Miał wrażenie, że za moment wydarzy się coś niedobrego i choć wszystko działo się tylko i wyłącznie w jego głowie, taka perspektywa naprawdę go przerażała.
Strach, który odczuwał, okazał się dla odmiany obcy dla istoty, którą był we śnie – albo której oczami spoglądał na świat, choć sam nie miał pewności, gdzie tak naprawdę leżała granica. Wiedział jedynie, że nic nie było takie, jakie powinno, przynajmniej z jego perspektywy…
I że z czasem mogło być już tylko gorzej.
Nie pozostało mu nic innego, jak tylko pozwolić, żeby postać z jego snu bez pośpiechu i z wprawą polującego drapieżnika zbliżyła się do niczego nieświadomej dziewczyny. Przyczaił się pomiędzy drzewami, obserwując i myśląc o tym, jakie to w rzeczywistości było proste, tym bardziej, że ludzie pozostawali aż do tego stopnia słabi… Aż nazbyt proste pozostawało to, żeby uczynić z nich ofiary. Nie musiał się wysilać, żeby tego dokonać, bowiem to przychodziło naturalnie – a przynajmniej tak sądziło… to. Nie miał pewności, czy takie rozróżnienie miało sens – on i to, oboje w jednym ciele – ale z drugiej strony, jakimi zasadami tak naprawdę rządziła się rzeczywistość snu.
Jakkolwiek by tego nie nazwał, wiedział, że różniło się od niego i że było obce. Co więcej, wyraźnie pozostawało niebezpieczne, głodne i bardzo złe, choć również ta świadomość przyszła z czasem, w miarę jak zaczął koncentrować się na tym, co działo się wokół niego. Miał pewność, że to nie będzie się dłużej powstrzymywać, rzucając do ataku przy pierwszej możliwej okazji – tak po prostu, nawet nie dając Damienowi czasu na reakcję. Nie miał pewności czy z winy oszołomienia, czy czegokolwiek innego, ale nie potrafił choćby stwierdzić, czym kierowała się ta istota, decydując się przystąpić do rzeczy. Wrażenie było takie, jakby nie miała celu ani w wyborze ofiary, ani powodu, dla którego ta miała zginąć. Chodziło o złość albo kaprys – ewentualnie jedno i drugie, jednak to wydawało się najmniej istotne.
Faktem pozostawało to, że do ataku doszło, chociaż Damien nigdy nie miał pewności, co takiego wydarzyło się z chwilą, w której łowca podjął decyzję.
Z chwilą, w której dziewczyna ze snu zaczęła krzyczeć, obudził się.
~*~
Ból głowy oraz dezorientacja, które towarzyszyły mu w chwili otwarcia oczu, wydawały się aż nazbyt świadome. Wypuścił powietrze ze świstem, nie tyle przerażony, co sfrustrowany tym, czego w ciągu ostatnich dwóch tygodni doświadczał nader często. Męczyły go koszmary, choć po przebudzeniu nigdy nie potrafił przypomnieć sobie, czego tak naprawdę dotyczyły – nie w pełni, chociaż wielokrotnie próbował, podświadomie czując, że główną rolę odgrywał tak czy inaczej las. Za każdym razem szedł, szukając cholera wie czego, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bardzo irytujące, ale…
Och, tym razem coś się zmieniło, jednak nie potrafił określić w jakim sensie.
Jęknął, po czym energicznie potarł skronie, próbując doprowadzić się do porządku. Zerknął na zegarek, nie po raz pierwszy przekonując się, że przebudzenie przyszło na długo przed godziną, którą można by określić mianem „ludzkiej”. Usiadł na łóżku, po chwili podrywając się na równe nogi, tym bardziej, że doświadczenie ostatnich dni zdążyło nauczyć go, że już i tak nie będzie w stanie zasnąć, niezależnie od tego, jak bardzo by się starał. Z czasem przestał próbować, bowiem nie było niczego gorszego niż tkwienie w pustej, pogrążonej w ciszy sypialni sam na sam z własnymi, niespójnymi myślami.
Krążył niespokojnie, w pierwszej kolejności kierując się do łazienki. Przemył twarz zimną wodą, w nadziei na to, że ta pozwoli mu się choć trochę otrzeźwić, ale efekt okazał się równie marny, co i próba uspokojenia na tyle, żeby przetrwać do końca dnia bez zbędnych stresów. To było trudne, skoro przez ostatnie dwa tygodnie właściwie przez cały czas chodził zdenerwowany, nieudolnie próbując wrócić do normalności. Cholernych czternaście dni, które minęły od wspólnego śniadania z Liv, a więc również tego, co mu wtedy powiedziała – wyznania, które raz po raz wracały, dręcząc go i stopniowo doprowadzając do szału, chociaż próbował tego nie okazywać. Chciał zapomnieć, ale z równym powodzeniem mógł starać się przestawić którąkolwiek ze ścian w domu; czegoś takiego po prostu nie dało się wyrzucić z pamięci, o przejściu z tym do porządku dziennego nie wspominając.
Do tej pory po zamknięciu oczu widział jej twarz, załzawione oczy i to, jak roztrzęsiona była, kiedy po wyrzuceniu z siebie kolejnych słów, najzwyczajniej w świecie wybiegła z lokalu. Już wtedy miał ochotę za nią pobiec, ale nie zrobił tego, podświadomie wypierając wszystko, co mu powiedziała. Tak nakazywałby zdrowy rozsądek, prawda? Kto normalny przyjąłby do wiadomości wyjaśnienia, których udzieliła mu dziewczyna, a które brzmiały równie niedorzecznie, co i myśl o tym, że podczas snu…
Zacisnął usta, krzywiąc się, kiedy jego myśli na powrót zaczęły uciekać ku temu, czego nie potrafił sobie przypomnieć. Tym razem – oczywiście pomijając las, bo ten pozostawał stałym elementem wszystkich koszmarów – zakodował coś jeszcze, a więc dziewczęcy krzyk. Miał wrażenie, że dźwięk do tej pory odbijał się echem gdzieś w jego umyśle, wibrując i pozostając wszechobecnym również wtedy, gdy Damien usiłował o nim zapomnieć.
I chociaż z założenia sny o niczym nie świadczyły, a już zwłaszcza takie, których nawet nie potrafiło się odtworzyć, czuł się autentycznie przerażony, zupełnie jakby wszystko to, czego był świadkiem… wydarzyło się naprawdę.
Nie widział Liv od dwóch tygodni, poza tym nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć, biorąc pod uwagę ich ostatnią rozmowę, ale…
Decyzję podjął nagle, nie próbując choćby zastanawiać się nad tym, czy cokolwiek z tego, co sobie myślał i robił, miało jakikolwiek sens. Poruszając się trochę jak w transie, wrócił do pokoju, żeby móc się przebrać i prawie natychmiast opuścić dom. Sam nie był pewien, jakim cudem nie potknął się przy zbieganiu po schodach, czując się niemalże tak jak wtedy, kiedy szedł otworzyć dobijającemu się do jego drzwi intruzowi. Różnica polegała na tym, że po uporaniu się z zamkiem i wyjrzeniu na zewnątrz nie zobaczył niczego – i choć od samego początku wiedział, że jest sam, coś w widoku pustki przed domem sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej przygnębiony.
Wiedział, gdzie zamierza się znaleźć, bez choćby cienia wahania poddając się własnym pragnieniom. Miał wrażenie, że nogi same prowadziły go do właściwego miejsca, tym bardziej, że aż nazbyt dobrze pamiętał drogę. To wydawało się dziwne, skoro w tej części miasta był zaledwie raz, ale najwyraźniej to wystarczyło, a Damien miał wrażenie, że Liv byłby w stanie odnaleźć choćby z zamkniętymi oczami. Od pierwszej chwili go urzekła, w krótkim czasie opętując jego myśli i zdobywając serce. Od tamtego czasu nic innego się nie liczyło, choć to wydawało się całkowicie pozbawione sensu. Cóż, nawet jeśli tak było, nie dbał o to, skupiony tylko i wyłącznie na tym, żeby jak najszybciej znaleźć się przy niej. Musiał się z nią zobaczyć, a potem upewnić się, że…
Że co? Że żyje?, pomyślał z przekąsem, ale z jakiegoś powodu chyba właśnie tego się spodziewał. W tamtej chwili uświadomił sobie, że się bał – tego, co wydarzyło się w zapomnianym śnie i że krzyk, który usłyszał, jakimś cudem mógłby należeć właśnie do niej. Wszystko to wydawało się niedorzeczne – wiedział o tym, aż nazbyt świadom tego, że zachowywał się jak obłąkany – ale nie dbał o to, skupiony tylko i wyłącznie na myśli o tym, że musi ją zobaczyć, bez względu na możliwe konsekwencje i to, czy w ogóle chciała go widzieć.
Najbardziej niedorzeczna pozostawała kwestia tego, że jej wierzył – i to już od chwili tamtego spotkania, choć dotychczas z uporem odsuwał od siebie taką możliwość, raz po raz powtarzając sobie, że nie ma opcji, by słowa Liv były prawdziwe. Takie rzeczy się nie zdarzały, ale…
Och, jednak skoro tak, dlaczego ją kochał? Czym innym było chwilowe zauroczenie, a czym zgoła odmiennym wrażeniem, że jeśli tej kruchej istocie coś się stanie, nie wybaczy sobie tego. Co więcej, to stanowiłoby tylko i wyłącznie jego winę, przez co zignorowanie potrzeby, żeby sprawdzić, czy z Liv wszystko było w porządku, nie wchodziło w grę.
Poczuł niewysłowioną ulgę, kiedy znalazł się na znajomej, opustoszałej jeszcze uliczce. Słońce wychyliło się zza horyzontu, zalewając małe osiedle pierwszymi, ciepłymi promieniami. Brzask, pomyślał i z jakiegoś powodu serce zabiło mu szybciej, choć to równie dobrze mogło mieć związek z podekscytowaniem, które poczuł na widok jej domu. Dobrze pamiętał ten budynek, dziwnie zimny i jakby niedostępny, kiedy przystanął na chodniku, obserwując zza ogrodzenia. Z jakiegoś powodu nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że furtka ustąpi, kiedy tylko spróbuje nacisnąć klamkę, zupełnie jakby ten dom i jego okolica tylko czekały na czyjekolwiek pojawienie się. Coś w tej myśli przyprawiło Damiena o dreszcze, sprawiając, że zapragnął się wycofać, wręcz porażony niedorzecznością własnego zachowania od chwili przebudzenia, ale błyskawicznie odsunął od siebie taką możliwość. Już ustalił, że musiał sprawdzić, czy Liv…
Tylko na chwilę.
Chciał ją przynajmniej zobaczyć i zażądać, żeby prosto w oczy powiedziała mu, że wszystko z nią w porządku.
Na krótką chwilę zacisnął dłonie w pięści, walcząc z myślami i sprzecznymi odruchami. Czegokolwiek by nie chciał, pragnienie spotkania z Liv zwyciężyło, tym bardziej, że całe dwa tygodnie poświęcił na walkę o pozostanie w domu akurat wtedy, gdy tęsknota za nią zaczynała dawać mu się we znaki. Nie potrafił zliczyć, jak wiele razy myślał o niej, nie tyle rozważając ich ostatnie spotkanie i to, czy miało sens, ale pragnienie, żeby zobaczyć ją raz jeszcze. Pragnął ponownie zajrzeć w te czekoladowe oczy, zobaczyć olśniewający uśmiech albo przeczesać palcami przypominające płomienie włosy, które…
Najważniejsze jest to, żeby była cała, warknął na siebie w duchu.
Zawahał się po raz kolejny, tym razem bezpośrednio na ganku, jak urzeczony wpatrując się w lśniące, lakierowane drzwi. Chwilę szukał dzwonka, mimowolnie myśląc, że to dość ironiczne, że teraz to on nachodził ją o tak wczesnej porze, zachowując się w równie nielogiczny sposób, ale zdecydowanie nie było mu do śmiechu. Nie chciał rozważać ani stanu swoich zmysłów, ani tym bardziej zastanawiać się, czy Liv miała powody, żeby nie chcieć widzieć go na oczy. Przyszedł w konkretnym celu, a skoro tak…
Podjął decyzję.
Chciał unieść rękę, ale nie miał po temu okazji. Z chwilą, w której w ogóle pomyślał o tym, że jednak się z nią zobaczy, niezależnie od możliwych konsekwencji, drzwi otworzyły się same, na dodatek tak gwałtownie, że aż wzdrygnął się i cofnął o krok, chyba jedynie cudem nie spadając z kilku drewnianych stopni, które znajdowały się tuż za jego plecami. Gwałtownie zaczerpnął powietrza, po czym wstrzymał oddech, w milczeniu wpatrując się w drobną postać, która spokojnie stanęła w progu, szokując spojrzeniem znajomych, czekoladowych oczu. Blada, drobna twarzyczka nie wyrażała niczego prócz niewysłowionej ulgi, kiedy zaś do tego wszystkiego dopatrzył się w oczach dziewczyny łez…
– Damien.
Liv stała tuż przed nim, jak najbardziej prawdziwa i – co ważniejsze – w zupełności żywa. W tamtej chwili zapragnął roześmiać się w niemalże histeryczny sposób, coraz bardziej świadom tego, jak idiotycznie zachowywał się od chwili przebudzenia. Niby dlaczego miałoby jej się coś stać?, zapytał sam siebie, jednak nie potrafił znaleźć odpowiedzi, ta zresztą wydawała się najmniej istotna. Liczyło się, że w końcu do niej przyszedł, że znajdowała się na wyciągnięcie ręki i…
Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Zanim zastanowił się nad tym, co robi, przestąpił naprzód, wyciągając ku niej ramiona. Sądził, że ją wystraszy albo doczeka się jakichkolwiek oznak oporu ze strony Liv, jednak nic podobnego nie miało miejsca. W zamian dziewczyna przywarła do niego, pozwalając żeby ją przytulił, zupełnie jakby tkwienie w uścisku stanowiło najoczywistszą rzecz na świecie, a oni postępowali w ten sposób na co dzień. Wyczuł, że zaczęła drżeć i to go zaniepokoiło, bo do głowy jak na zawołanie przyszło mu, że właśnie doprowadził ją do płaczu – i to po raz kolejny – ale kiedy w pośpiechu odchylił ją w swoich ramionach, chcąc przyjrzeć się w twarzy, przekonał się, że chodziło o coś zupełnie innego.
I że Liv się śmiała.
Uniósł brwi, co najmniej zaskoczony jej reakcją – początkowo bezgłośną, ale tylko do czasu. Dźwięk, który wydobył się z gardła dziewczyny, okazał się tak niesamowicie melodyjny i radosny, że już niczego nie był w stanie żałować, a już na pewno nie tego, że do niej przyszedł. Mocniej przygarnął ją do siebie, pragnąć już tylko stać, obejmować Liv i słuchać tego, jak się śmiała, tym samym mając absolutną pewność, że była bezpieczna. W tamtej chwili uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy nie powinien jej zostawiać, a tym bardziej pozwolić na to, żeby czekała aż tyle czasu. To wydawało się wręcz niewybaczalne, a Damien pomyślał, że to prawdziwy cud, że ta krucha istota w ogóle chciała go widzieć.
– Przepraszam – wyrwało mu się, zanim zdążył zastanowić się nad doborem słow. To jedno przyszło mu do głowy, choć gdyby miał wyjaśnić za co tak naprawdę ją przepraszał, nie potrafiłby.
– Och, Damien… – Liv posłała mu olśniewający uśmiech. Jej oczy lśniły prawie jak w przypadku dziecka, któremu właśnie oświadczono, że gwiazdka w tym roku wypada o wiele wcześniej. – Jesteś… Bałam się, że nie przyjdziesz – wyznała, ale nawet nie zdawał sobie trudu, żeby drążyć i próbować zrozumieć pełen sens wypowiedzianych słów.
– Ja…
Zaczął gorączkowo szukać słów, które mógłby w tej sytuacji powiedzieć, ale w głowie miał tylko i wyłącznie pustkę. Raz po raz przeczesywał włosy Liv palcami, kurczowo tuląc dziewczynę do siebie i czując się tak, jakby po długich poszukiwaniach w końcu udało mu się odnaleźć to, co z jakiegoś powodu utracił – albo raczej tę. Od samego początku chodziło tylko i wyłącznie o tę kruchą istotę, ufnie wtuloną w niego, cierpliwie czekającą i tak bardzo niewinną… Nie chciał zastanawiać się nad sensem, a tym bardziej tym, że właściwie widział ją na oczy po raz trzeci w życiu, bo to nie miało znaczenia.
Czuł, że nic z tego, co się działo, nie było istotne. Nie, skoro najważniejsza tak czy inaczej pozostawała Liv.
Właśnie z tego powodu się nie odezwał, w zamian robiąc ostatnią rzecz, którą wziąłby pod uwagę, kiedy w pośpiechu wychodził z domu. Nie po raz pierwszy czując się tak, jakby poruszał się jak w transie, ujął twarz dziewczyny w dłonie, po czym łapczywie wpił się w jej usta. Z chwilą, w której poczuł wargi Liv na swoich, a ta do tego wszystkiego momentalnie odwzajemniła pieszczotę, poczuł się tak, jakby po długich latach błądzenia w końcu wrócił do domu.
I, cholera, to było dobre.
Share:

POPULARNE ILUZJE