13 lipca 2021

Deos Numbria - Emissicius

 

Notka od autora: Świat nigdy nie był i nie będzie idealnym. Jego największą plagą stała się ludzkość. Zgnilizna wojen wyniszczyła go kompletnie. Wśród gruzowisk dawnego ładu udało się jednak odnaleźć pewnej grupie osób. To dzięki niej świat zaczął budować się na nowo, jednak już nigdy nie miał być taki sam. Rasa ludzka podzieliła się na dwa środowiska, które wyznaczały standardy prowadzonego życia. Od tamtej chwili mogłeś być prostym cywilem, albo naukowcem z wybitnym intelektem. Zapraszam do poznania historii świata, w którym tylko bystre głowy mają coś do powiedzenia.

Z góry pragnę uprzedzić, iż w opowiadaniu mogą pojawić się wątki 18 +, nie tylko sceny seksualne ale również bardziej brutalne, lub zawierające przekleństwa. Dlatego zalecam czytać starszym nieco użytkownikom ;3     

 AutorUsterka
Autor obrazka
:
 Usterka

Spis treści :

✝ Początek 
✝ Invidia cz I 
✝ Invidia cz II  
✝ Invidia cz III 
 Mirum cz I ✝ 
✝ Mirum cz II ✝ 
✝ Specjalny Dodatek 
Arbitrium✝ 
✝ Emissicius ✝ ( obecnie czytany)
. . . 

Saphira przeglądając teczkę od Ivren na krótką chwilę uniosła na nią spojrzenie.
- I jesteś pewna, że o niczym ci nie mówił? Nie zachowywał się ostatnio w żaden sposób inaczej?
- Miałaś okazję sama go poznać, wiesz że jego zachowanie nie trzyma się naszych norm i wytycznych. Jest lekkoduchem. Ciężko powiedzieć kiedy coś jest nie tak.
            Obydwie kobiety ciężko sapnęły bowiem przed oczami jednej i drugiej stanęła twarz mężczyzny o wyjątkowo rozczochranych włosach, wiecznie nieogolonej brodzie i rozbieganych oczkach. Zdecydowanie nie trzymał się ram w jakie większość naukowców wchodziła i sama określiła.
- W porządku. – Saphira przerzuciła kolejną stronę w teczce, jednak jej spojrzenie nie zatrzymywało się byt długo na twarzach.- Mam plan, a przynajmniej jego początek.
            Po opuszczeniu palarni Saphira skierowała swoje kroki w stronę jedynego miejsca które było neutralne w całej tej wielkiej potyczce. Nie można tam było wchodzić z bronią, chyba że z odpowiednim dokumentem, a porządek był ściśle pilnowany nie tylko przez ludzi ale i przez zaprogramowane maszyny. Rynek Leshori był miejscem w którym handlować mógł każdy. Chociaż mało naukowców chciało się do tego przyznać, czasami robili tam zakupy by poczuć smak prawdziwych warzyw czy owoców, nie zaś tych naszpikowanych medycznymi i innymi dodatkami chemicznymi. Dlatego to miejsce cieszyło się cichymi sponsorami.
            Skryty pod płaszczem komunikator Saphiry zaczął pulsować wprawiając jej ciało w delikatnie drżenie. Kobieta na chwilę zatrzymała się po czym sprawdziła kto próbował się z nią skomunikować.
- Nasza zguba się znalazła, gdzie cię wywiało na ostatni tydzień? Tęskniliśmy!
Saphira zmarszczyła brwi a następnie zaczęła się rozglądać na boki. Szukała charakterystycznego stroju „towarzyszki po fachu” jednak nigdzie go nie odnalazła.
- Jestem jedna sama a dają mi najbardziej brudną robotę, nie jestem maszyną, nawet ja potrzebuję czasu wolnego.
Po drugiej stronie usłyszała znajome rozbawione śmiechy. Czyli dali ją na głośnik.
- Rozumiem, słuchaj, przydzielili mnie i mój zespół do pilnowania tego zasranego balu przebierańców czy kij wie jak to oni zwą, nie chcesz dołączyć? Ze swoją szkaradną buźką nie musiałabyś się przebierać.
Mocniejsze zaciśnięcie ust pozwoliło Saphirze zapanować nad ripostą jaka cisnęła się na jej usta. Wstrzymała się jednak bowiem w jej głowie zapaliła się lampka.
- Zi, słuchaj, doceniam twoją propozycję, ale mam swoje do zrobienia kiedy wy będziecie ukradkiem podpijać na warcie. W każdym razie czy dałabyś radę wysłać mi dokładne informacje odnośnie tego balu? Czas, miejsce i ewentualnie godziny trwania?
- Coś nie tak z nim? Szykuje się jakieś zamieszanie? – po drugiej stronie słuchawki towarzystwo umilkło wsłuchując się uważniej w rozmowę.
- Nie, nie mogę zdradzać zbyt wiele. To sprawa od Pierwszego, nawet teraz mogę być na podsłuchu. Załatw mi tylko to czego potrzebuję, a kupię ci i reszcie nieco owoców, bo wybieram się na Rynek.
            Zi i pozostali prze dobrą chwilę milczeli, jednak w żaden sposób już nie poruszyli tego tematu. To, że cały czas byli lub mogli być na podsłuchu nikogo nie zaskakiwało. Jednak jeśli nie miało się nic do ukrycia, to czemu mieliby się obawiać kontroli? Tylko winni się bali. Saphira już dawno przyzwyczaiła się by jak najrzadziej kontaktować się z kimkolwiek tą metodą. Czasami jej metody mogły być nie do końca zgodne z wytycznymi a źródła nie do końca legalne…          

            By nie mieć na głowie więcej problemów ze zbyt wścibskimi oczami kobieta uruchomiła strój maskujący by wtopić się w otoczenie. Saphira unikała co prawda bardziej zatłoczonych dzielnic jednak droga na Rynek była dość daleka a czekało ją jeszcze kilka spraw do załatwienia tam. Dodatkowo liczyła na spotkanie pewnej gaduły która wyjątkowo nie skąpiła swoim towarzyszom opowieści na temat wydarzeń z okolicy. Tym bardziej więc liczyła iż złapie tego osobnika by wychwycić jak najwięcej smaczków z ostatnich dni. Przy odpowiedniej zapłacie może dowie się czy Liam kupował coś pod bal.
            Jeśli komuś rynek kojarzył się z małym placem i z drobnymi stoiskami z pewnością czułby się zawiedziony i przygnieciony rozmiarami tego miejsca. Wysokie mury odgradzały go od otaczających równin, a kopuła chroniła nie tylko przed upałami czy deszczami. Nawet drzwi wejściowe były godne nie jednego zamczyska. Po wejściu do środka ukazywał się ogromny plac na którym stały najróżniejsze stoiska. Ze względu nawet  jednak na ilość chętnych wystawiania się każdy wykupywał sobie czas w jakim mógł użytkować dane miejsce. Poranne godziny były najdroższe, natomiast od godziny dwudziestej ceny wynajmu były naprawdę niskie i umożliwiające nawet najbiedniejszym sprzedaż. Oczywiście było to kosztem ilości kupujących jacy o tej godzinie się przewijają, nie oznaczało to jednak iż w tych godzinach definitywnie nikt się nie pojawiał.
            Kolejnym ważnym aspektem tego miejsca była ochrona która była po prostu bezstronna. System sprawdzania traktował tak samo każdego, tylko dzięki temu i ludziom patrolującym od wielu lat to miejsce było tak spokojne. Istnieje również druga strona tego miejsca, bardziej ponura i niedostępna dla przeciętnego kupującego czy sprzedawcy. Miejsce to skryte jest poza ludzkim wzrokiem i chronione hasłem. Tak jak teoretycznie tego miejsca nie ma, tak i teoretycznie za przebywanie w tym miejscu kary są różne. W najgorszym przypadku  i największym pechu grozi kara osadzenia w więzieniu. Jednak jeśli już ktoś wiedział jak tam wejść, nie uczyniłby tego bez odpowiednich pleców, zarówno tych majątkowych jak i na tle znajomości.
            Saphira po dezaktywowaniu swojego stroju i broni jako pierwsze miejsce wybrała stoisko z owocami. Czarnowłosa skinęła lekko głową na powitanie w stronę sprzedawczyni. Jej wzrok przez moment badał wystawiony przed nią towar aż z zadowoleniem odkryła, że udało jej się zdążyć nim ludzie wykupili najlepsze okazy. Mowa była o owocach, których teraz musiała kupić więcej niż zwykle, korzystając więc z okazji kupiła nie tylko dla Zi i jej zespołu ale i również dla eksperymentów. Zapłaciła należną sumę i ponownym skinieniem głowy pożegnała się z kobietą. Gdy odeszła od straganu, spojrzała w stronę trzymanej przez siebie torby z zakupami. Uśmiechnęła się lekko na ten widok. Dzięki temu detalowi nie rzucała się już tak bardzo w oczy. Była po prostu kolejnym kupującym. Jako następny cel obrała sobie sprzedawcę kostiumów. Lexus należał do wielkich papli, mielił ozorem na lewo i prawo, więc jeśli miała dowiedzieć się czy Liam będzie na zabawie to tylko u niego.
            W drodze na stanowisko ze strojami i przebraniami, Spahira otrzymała dane odnośnie przyszłego wydarzenia. Okulary po aktywacji komendą głosową wyświetliły jej dokładne dane nawet w szerszym zakresie niż się tego spodziewała. Widziała przybliżoną ilość gości, w których miejscach ustawiona będzie jaka straż, a prosiła tylko o dość ogólne informacje. Cóż, zdecydowanie dobrze, że kupiła więcej tych owoców. Mając jednak już takie informacje wiedziała, w którą stronę się kierować.

Lexus miał dość charakterystyczny wygląd i nie szło przejść obojętnie obok jego i jego stanowiska. Przed wszystkim był on bardzo wysokim i patykowatym człowiekiem, którego natura obdarzyła wyjątkowo wychudzoną sylwetką i dużymi wyłupiastymi oczami. W skład jego urody wchodził również długi i wąski nos który przywodził na myśl nos drewnianej kukiełki ze starego świata – Pinokia. To, czego jednak nie można było mu odmówić to wyjątkowo zręczne palce i wprawne oko.  Wszystkie wspaniałe kreacje szył sam. Jeśli nie miał właśnie kostiumów na imprezy z przebierankami to w oknie wisiały naprawdę niezapomniane kreacje. Kwestią sporną było czy były odpowiednie dla naukowców, jednak z tego co się orientowała to większość zwykłej ludności dość często odwiedzała go. Sam przy tym nie ukrywał się z faktem, iż woli szyć dla ludzi spoza kręgu naukowców. Kwestia gustów i guścików z pewnością również miała tutaj swoje dopowiedzenia.
            Jako taktykę Saphira obrała sobie dość luźną rozmowę. W końcu nie liczyła na konkrety, ale nie było nic złego w pytaniach o ilość sprzedawanych strojów, o to co zdobywało największą popularność czy chociażby o jego własne plany odnośnie zbliżającej się zabawy. Lexus czując swobodę i zainteresowanie rozmówcy płynął, a chociaż niezbyt Saphirę interesowały tematy stricte o kostiumach, to jednak zauważyła tendencję do największej sprzedaży strojów potworów z dawnych lat. Oczywiście furorę nadal wśród kobiet robiła Skrzyknica w długiej sukni, potarganych włosach i krwawych szponach, faceci zaś dalej kochali owłosione hybrydy lub mundury z bronią.
- Trzeba przyznać że stare stroje miały coś w sobie, ale wiesz jak to ja lubię, muszę dodać im nuty współczesności – Lexus opardł się nonszalancko o framugę posyłając Saphirze dość pogodny uśmiech.
- Zgadzam się. Zanim jednak zagadam się w pełni, słyszałam że widzisz więcej niż inni sprzedawcy tutaj, i twemu oku nic nie umknie….
- Nazbyt mnie chwalisz kochanieńka, ale słucham, mów dalej.
Saphira rozglądając się po asortymencie  przybrała nieco bardziej spokojny i lekki ton.
- Widzisz, słyszałam że mój przyjaciel z dzieciństwa wrócił w te okolice. Na pewno kojarzysz. Jest dość wysoki, włosy teraz chyba przefarbował na słomkowy, brązowe oczy, na pewno nieogolony, włosy roztargane…I chyba ma drobny pieprzyk nad prawym okiem.
Kątem oka kobieta zerkała na swego rozmówcę czy na jego twarzy zachodziły jakieś zmiany. Oczywiście jednak uśmiech nie schodził z twarzy Lexusa, a co więcej, poszerzył się a oczy błysnęły jaśniejszym blaskiem.
- Możliwe, możliwe, wiesz, wiele takich osób mogłem tutaj widzieć, w końcu niebawem Bal Dance Macabre. Coś moja pamięć jednak nie chce współpracować…
Nowi gracze, jednak zasady te same. Wyciągając swoją kartę płatniczą w kolorze opalu Saphira pomachała mężczyźnie przed oczami. Wiedziała że to dość smakowity kąsek który rozwiąże język.
- Ekhmy, nie jestem pewien czy to mógł być na sto procent ten osobnik o którym mówisz kochanieńka, ale na twoim miejscu rozglądałbym się za strojem który łączy w sobie złoto i malachit. Dużo złotych ozdóbek…
Lexus wyciągnął sprzęt do pobrania opłaty jaką winna mu była kobieta za te informacje. Cóż, to co teraz „kupiła” było sprawą połączoną ze zleceniem, dlatego mogła użyć pieniędzy swojego szefostwa. Nie pytała nawet ile mężczyzna policzył sobie za to, po prostu pora na zapłatę i tyle.
- Widzę że nie zostało ci wiele strojów, czy jednak … znalazłoby się coś dla mnie?- Saphira przystanęła przy jednej z kreacji, jednak długie suknie odpadały, w najgorszym wypadku musiała być mobilna a przy tym  potrzebowała miejsca na plazmowe ostrze.
- Pokaż no mi się, muszę sam pobraćmiarę.
            Jego spojrzenie było wyjątkowo sprawne, wystarczyło mu tylko kilka  spojrzeń na sylwetkę, by znać wymiary danej osoby, lub w razie wątpliwości – podpytać o dodatkowe warstwy ubrań które mogły zniekształcać sylwetkę. W przypadku Saphiry wystarczyło zdjąć jedynie czarny płaszcz aby jej sylwetka była wyłożona jak na tacy, ani przez moment jednak spojrzenie nie straciło swej profesjonalności. Nie czuła się jak na wystawie, ot zdejmowano z niej wymiary i tak właśnie się czuła.
- Obawiam się, że albo suknię mogę zaproponować albo- tutaj widząc zmarszczenie Saphiry sięgnął po paczkę szczelnie owiniętą czarną taśmą- Cóż, ten strój mi się został. Jest wykonany z materiału na tyle rozciągliwego, że się dopasuje. W pełni ucharakteryzowany. Do tego za połowę ceny mogę dorzucić perukę. Wyjąć i pokazać?
- Nie trzeba, dolicz tylko jeszcze jakąś torebkę do tego.
Po raz kolejny w ruch poszła karta płatnicza jaką dostała od samego Octaviara. Chociaż brzmiało to jak marzenie i otwierało wiele dróg przed Saphirą, z każdej jednej transakcji była rozliczana, a jeśli jakiś wydatek się nie zgadzał albo nie uzasadniła go przekonywująco, musiała oddać za to kasę. Dlatego używała jej tylko i wyłącznie wtedy, gdy wiedziała że będzie w stanie pokazać w pełni dowody.
            Tuż po załatwieniu potrzebnych dla siebie informacji Saphira udała się w stronę wyjścia z Rynku. Pomimo późnej godziny na terenie wszystko było tak rozświetlone jakby panował przyjemny poranek. Nawet nie panował tutaj chłód, atmosferę tego miejsca ustawiono tak, by dla większości produktów i osób tu pracujących, temperatura była odpowiednia i sprzyjająca.
            Z kieszeni wyjęła swój komunikator a następnie podała kod, który umożliwiał wykonanie połączenia do Zi.
- Podeślij kogoś pod Rynek. Mam dla was to, co obiecałam plus niech ktoś odwiezie mnie pod las. Nie chcę o tej godzinie sama się przemieszczać a kawałek drogi mam.
            Nawet Saphira w pełnym stroju do walk,  z bronią schowaną pod nią, była świadoma że w każdym miejscu ktoś mógł ją śledzić, że tylko czekają aż odsłoni się bardziej. Jakkolwiek uważała się za świetnego wojownika, a sztuka walki wręcz czy na odległość nie była jej obca, nie podejmowała ryzyka jeśli to nie było opłacalne.
- Se wybrałaś czas… Dobra, ale tylko dlatego, że masz dla nas owoce. Czekaj przy wschodnim wyjściu, ktoś po ciebie podjedzie.
            Zgodnie z zaleceniem Saphira udała się do wskazanego wyjścia. Nie wychodziła jednak poza teren Rynku dopóki nie dostała sygnału od swego przyszłego kierowcy. Ruszyła się z miejsca dopiero kiedy jej komunikator ponownie się odezwał. W samochodzie zastała białowłosego chłopaka który skrywał się teraz za maską podobną do tej, którą miała również Saphira.
- Jesteś pewna że nie chcesz do nas dołączyć?- na krótką chwilę rozmówca spojrzał na tylnie siedzenie gdzie ulokował się jego gość- No daj spokój, raz jeden i po pijaku, a ty teraz unikasz mnie jak ognia. Poza tym nie grozi mi już Caiden… Wpadłabyś czasem do nas, nic tak nie łączy jak wspólne wysadzanie buntowników. Tak słodko wyrzuca ich w powietrze ~!
- Po prostu jedź.- z westchnięciem Saphira oparł się o szybę przymykając oczy- Porozmawiamy o tym później Vessles.
            Chłopak westchnął zrezygnowany. By zapełnić ciszę Vessles włączył radio. W tle przez chwilę słychać było relację, która zapowiadała jesienną zabawę. Klimat po wojnach zmienił się dość radykalnie i w pierwszych dekadach niemal nie różnił się między poszczególnymi porami. Dopiero teraz natura stopniowo odzyskiwała swój ład, a liście na niektórych gatunkach drzew przybierały bardziej cieplejsze barwy, chociaż daleko im było do ferii barw jesiennych. Cóż, ludzkość jest sobie sama winna. Ekosystem dostał jednak ogromny cios i zanim w pełni się odrodzi z pewnością upłynie jeszcze wiele, naprawdę wiele, lat.
- Nie podwieźć cię pod dom? Byłoby to bezpie…-
-Uwierz mi, nie ma na tę chwilę miejsca bezpieczniejszego niż mój las. Przejdę się. Poza tym, nocny zapach lasu działa kojąco i pomaga lepiej spać.
            Na tym temat się urwał, ponieważ samochód wyjechał już z centrum miasta i zatrzymał przy drodze wjazdowej do lasu. Saphira podziękowała za podwózkę, po czym wysiadła i już skierowała się w stronę lasu. Słyszała jeszcze jak chłopak się z nią żegna a po chwili już odjeżdża. Tak jak się spodziewała, nie była sama. Kątem oka zobaczyła czarne futro jak przemyka tuż obok niej. Ani przez chwilę w drodze powrotnej nie była sama. Miało się wrażenie, iż las dosłownie pełen jest istot które cię obserwują. To zaś nie było w pełni fikcją. Istoty jakie Saphira tworzyła i wypuszczała do tego lasu, miały jednak zaszczepione by nie opuszczać tego terenu. Nigdy więc nie było wiadome, czy nawet ta puchata wiewiórka o nieco odmiennej barwie, nie jest stworzeniem Saphiry, gotowym skoczyć i wydłubać oczy osobom nieupoważnionym. Po prostu nie lubiła intruzów w tym miejscu, a ten las, cały las, był jej domem i miejscem które chroniło ją, a ona chroniła je.
            W progu do domu stał już Kot a tuż za nim Królik.
- Długo ci coś zeszło – mruknął koci eksperyment kiedy Saphira go mijała- I jak poszła misja?
- Dobrze, właściwie o wiele spokojniej niż się spodziewałam. Ten strój nie był jednak potrzebny, obeszłoby się bez niego. Wchodźcie, uszykuję zaraz kolację, mam dla was dodatkowo kilka owoców.
            Królik od razu skierował się w stronę kuchni by przyszykować rzeczy potrzebne do posiłku, Kot zaś szedł powoli tuż obok Saphiry.
- Mam nadzieję że dobrze się sprawowałeś i nie sprawiałeś problemów?
- A co ja małe dziecko jestem albo jakieś przygarnięte zwierzę?
Saphira uniosła na niego spojrzenie wraz z brwią i kącikiem ust. Kot w odpowiedzi na to jedynie prychnął.
- Umierałem tutaj z nudów. Z Królikiem ciężko o czymkolwiek rozmawiać, prawie w ogóle nie chciał się odzywać.- mężczyzna niczym z lekka nadąsane dziecko ciężko sapnęło splatając dłonie na wysokości torsu.
- Przyzwyczai się do ciebie. Ja nie mam dla niego wiele czasu. Potrzebuje towarzystwa by się rozgadać. Dajcie sobie czas. A teraz ja idę do kuchni, a ty zanieś te paczki do mojej sypialni. I tak, masz pozwolenie by tam wejść, ale tylko na chwilę i tylko zostawić te rzeczy.
            Koci eksperyment tuż po zasalutowaniu szybkim krokiem udał się na górę. Saphira udała się zaś w stronę kuchni by pomóc Królikowi w szykowaniu kolacji. Z uśmiechem musiała przyznać iż na przestrzeni tych kilku lat razem, funkcje motoryczne króliczego eksperymentu znacznie się podniosły. Sprawnie chwytał nawet drobne sztućce nie upuszczając ich ani nie tłukąc szklanek.
- Jak ci minął czas z Kotem? – Saphira zagadnęła do Królika kiedy ten nakrywał do stołu.
- Jest… dość głośny… Ciekawski. Wszędzie chciał wchodzić, sprawdzać… Jest jak… dziecko małe… -Królik zmarszczył brwi zdając sobie sprawę że mógł ująć swoje myśli zbyt obraźliwie, czego przecież nie chciał po czym szybko się poprawił- To znaczy jest inny. Trudny ale miło mieć tutaj towarzystwo.
            Również sam Królik zdawał się w jej towarzystwie nieco bardziej skory do mówienia. Nie mogła nazwać go dobrym rozmówcą, ale z pewnością był dobrym słuchaczem.
- W porządku, rozumiem. Dobra robota. Jestem w takim razie zadowolona z waszych relacji.
Saphira podeszła do Króliczego eksperymentu i wyciągnęła rękę w jego stronę czekając aż ten się pochyli. Pan Królik od razu pochylił głowę z pomrukiem przyjmując dotyk na swej głowie. Przyjemne ciepło zaś rozeszło się po jego ciele.
- Ej, Saph…. Gdzie ty się w TYM wybierasz?
Głos Kota wytrącił ją całkowicie. Przekręciła głowę by spojrzeć na Kota i….. aż sama zaniemówiła.
- Co to kurwa jest… - wymsknęło się jej widząc to co Lexus jej sprzedał a co właśnie trzymał Kot.


Share:

12 lipca 2021

Undertale: Kinktober - Pojedynek [Battle- tłumaczenie PL] [+18]

 

Notka od tłumacza: Jest to cykl one-shootów w większości +18 osadzonych w różnych AU z gry Undertale. Opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika. Przedstawia związki Ty x Sans ; Ty x Papyrus ; Sans x Ty x Papyrus.
Opowiadanie zawiera elementy sado-maso, seksu publicznego, i wiele naprawdę wiele innych zboczeń seksualnych.

Oryginał: klik
Tłumaczenie: Oczytana
SPIS TREŚCI
Na dworze (Undertale // Sans)
Pojedynek (DanceTale // Sans) (obecnie czytany)
Powoli (Undertale // Sans i Papyrus)
Orgia (Undertale, UnderFell, Underswap, SwapFell // Sans i Sans i Papyrus i Papyrus)
Zmęczenie (SwapFell // Sans)
Zabawa w klatce (UnderFell // Sans i Papyrus)
Straszny (HorrorTale // Sans)
Znamie (Underswap // Papyrus)
Stopa (UnderFell // Sans i Twoja przyjaciółka)
Na ostro (UnderFresh // Sans)
Zabaweczka (Undertale // Sans)
....~~....

Możesz powiedzieć, że to co przygotowałaś dla Sansa było strzałem w dziesiątkę, patrząc już na sam sposób w jaki kiwał głową do rytmu muzyki.
Zazwyczaj powściągliwy szkieleci potwór opierał się o ścianę w neonowe paski z boku parkietu, daleki od swojej zwykłej pozycji siedzącej jaką przyjmuje w salonie. Ręce schował w kieszeniach bluzy zamiast kręcić w jednej z nich drinkiem. Jego trampki zaś krzyżowały się w kostkach, podrygując do basów.
Światełka, które rozświetlały jego oczodoły przyglądały się falującym ciałom gości na parkiecie intensywnie i z ożywieniem spod daszka jego czapki i uniesionego kaptura. Jego wieczny uśmiech wyglądał na napięty. Uniesiony nie z dobrego nastroju, a z tęsknoty i zapału.
Był gotowy, pewny siebie i wyczekujący. Potrzebował tylko pchnięcia.
Dla niego to było coś więcej niż taniec. Więcej niż tylko ruch ciał, zapach potu czy dotyk innej osoby podczas pierwotnego pragnienia połączonego z płynnym ruchem. To był cel jego egzystencji, sens jego życia, basowy rytm jego duszy. Taniec jest mu przeznaczony i zbyt długo ignorował potrzebę odpowiedzenia na wzywania jego magii.
Chociaż byłaś jako tako zdenerwowana, chociaż nigdy nie robiłaś niczego takiego w swoim życiu, chociaż nie byłaś pewna czy będzie zadowolony z twojego wtargnięcia do jego skrywanego przez tak długo wewnętrznego świata, nadal szłaś dumnym krokiem przez tłum. Powracałaś z łazienek, po tym jak cicho wymknęłaś się do nich by przebrać się w coś bardziej pasującego do jego stylu (twoja krótka spódniczka mogłaby nie znieść zbyt dobrze gwałtownych ruchów, chyba że chcesz świecić swoimi majtkami przed wszystkimi) a następnie dotarłaś na środek parkietu.
Machnęłaś w stronę DJ'a, którego opłaciłaś wcześniej. Mężczyzna wyłączył utwór tak szybko, że większość ludzi natychmiastowo zastygła w pozycjach w jakich chwilę wcześniej tańczyła. To przykuło uwagę Sansa- jego pytające spojrzenie przeniosło się w stronę DJ'a, a jego rytmiczne podrygi ustały.
Po chwili jego spojrzenie padło na ciebie, rejestrując twój nowy ubiór oraz przestrzeń na parkiecie jaką tworzyłaś poprzez zakłopotane odpędzanie ludzi rękami. Uniósł brew z wyraźnym zaciekawieniem.
Jego mina zmieniła się w niedowierzanie i szok tak szybko jak nowa muzyka zaczęła lecieć, a ty zaczęłaś tańczyć, ściśle przestrzegając hip hopowego układu, który trenowałaś od miesięcy.
Tańczyłaś sama, zamykając swoje oczy dla lepszej koncentracji oraz by uspokoić bicie swojego serca oraz nerwy (wraz z próbą zignorowania klaszczącego i wiwatującego tłumu, który szybko pochwycił nową nutę). Zdajesz sobie sprawę, że twoje ruchy były ograniczone i nieprofesjonalne. Nie byłaś nawet blisko ułamka zdolności jakie mówiono ci, że Sans posiada, jednakże czułaś się dobrze. Gdy tylko skończyłaś swój układ- skróciłaś go by dać sobie czas na wcielenie swojego planu w życie- zatrzymałaś się, dysząc i pocąc się przez swoje dresowe spodnie i podkoszulek...
A następnie wskazałaś na Sansa, który stał, opierając się o ścianę i otwierając szeroko oczodoły w zdumieniu. Wyzwałaś go na taneczną bitwę.
Czekałaś na to od długiego czasu. Odkąd poznałaś tego potworzego kościotrupa. W istocie... było to prawie rok temu. Do tego w tym samym klubie.
Gdy zobaczyłaś go po raz pierwszy, stał przy barze z butelką piwa w jednej ręce i z drugą wewnątrz swojej głębokiej i obszernej kieszeni luźnych spodni. Kłócił się z barmanem na temat wysokości swojego rachunku. Warknął wtedy coś zły, zlany niebieskim rumieńcem na swoich kościach policzkowych, a następnie odwrócił się na pięcie by wmieszać się w tłum.
W tamtym okresie potwory wciąż były stosunkowo świeżo po wyjściu na powierzchnię. Minęło wówczas zaledwie parę miesięcy od uwolnienia się z podziemnego więzienia. Prowadziła ich malutka ludzka baletnica, która została ich ambasadorem. Ty zaś byłaś bardziej nim przerażona niż chciałabyś teraz przed sobą przyznać. W końcu dorastałaś w kulturze strachu przed potworami. Lub dokładniej- ludzkim wyobrażeniem potworów.
Widziałaś w jak ciężkim położeniu był i nawet jeśli byłaś oszołomiona jego podejściem oraz czułaś dozę zdenerwowania przed zaingerowaniem, czułaś się też niesamowicie wielkodusznie, jako że dostałaś premię w pracy oraz dlatego, że stanęłaś w obronie przeciwko jawnemu rasizmowi (barman nazwał kościotrupa w dość paskudny sposób) i zapłaciłaś za jego rachunek.
To nie była nawet duża suma. Równowartość jakichś trzech drinków. Po spiorunowaniu wzrokiem barmana i zrobieniu mu wykładu na temat traktowania klientów, zostawiłaś całą sytuację za sobą, pragnąc zatracić się na parkiecie i być może znaleźć kogoś, kogo przyprowadziłabyś tej nocy do swojego domu.
Nie spodziewałaś się, że potwór podejdzie do ciebie gdy odpoczywałaś, by podziękować ci za pomoc. Był nieco zmieszany całą sytuacją i obiecał oddać ci pieniądze tak szybko jak tylko będzie w stanie (najwyraźniej nikt nie zatrudniał wtedy potworów i miał problemy finansowe). Ty również czułaś się nieco niezręcznie, jako że był to twój pierwszy raz gdy rozmawiałaś z potworem.
Miałaś okazję z bliska przyjrzeć się takim szczegółom jak odsłonięte kości, szczerzące się w uśmiechu zęby, czy prawie puste oczodoły (nie było w nich nic prócz jasnych zagadkowych światełek unoszących się w ich przestrzeni). Jego osobowość jednakże niemal natychmiastowo wyrwała cię z instynktownego strachu, oczarowując cię swoją łagodną postawą, głębokim, kojącym głosem i jawiącym się naturalnym komediowym talentem. Rozśmieszył cię w niemalże chwilę od swojego podejścia do ciebie i siedział z tobą przez resztę nocy, zabawiając cię i całkowicie odciągając od tańca.
Gdy oboje wyszliście z klubu, wyciągnął niepewnie rękę w twoją stronę i przedstawił się jako Sans (szkielet, dodał z mrugnięciem, sprawiając że zachichotałaś jak głupi pijak, którym w tamtym momencie byłaś) i choć wyraźnie spodziewał się, że odsuniesz rękę nie dotykając go, ty energicznie docisnęłaś swoją rękę do jego, trzęsąc nią mocno w powitaniu.
Od tamtej pory szybko staliście się przyjaciółmi. Spotykaliście się w i poza klubem kilka razy w tygodniu. Podczas waszej znajomości nauczyłaś się dużo o potworach, tak więc rumienisz się z zażenowania na wspomnienie waszego pierwszego spotkania i myśl o tym, że mógłby cię skrzywdzić.
Potwory nie były bestiami jak ludzie zwykli insynuować. I z pewnością nie byli złymi lub pozbawionymi sumienia mordercami. Kochali do żywego, wiązali się na całe życie z ich jedynym prawdziwym ukochanym, wierzyli w boskość wszechświata, byli zrobieni z magii i nadziei, z troskliwości i miłości. I dla każdego jednego potwora taniec był nieodpartą potrzebą.
Taniec był ich powołaniem, kulminacją wszystkiego czym byli i czym mogliby kiedykolwiek być. Pomruk ich dusz dyktował ich taniec, bijąc własnym wewnętrznym rytmem, który rządził całym ich życiem. Tańczyli gdy byli zakochani, tańczyli podczas smutku, tańczyli gdy składali swe życzenia gwiazdom i tańczyli po kres swoich dni.
Każdy potwór, którego spotkałaś miał swoją wewnętrzną muzykę. Tańczyli w ich własnym rytmie. Wchodził w to jazz, walc, capoeira, swing, salsa. Przepiękna kakofonia ruchów i wdzięku udoskonalana przez stulecia praktyki, troski oraz pasji. Taniec był dla nich powietrzem, którym oddychali, jedzeniem które jedli i ruchem nieba.
A jednak nigdy przenigdy nie widziałaś tańczącego Sansa.
Nigdy też nie okazywał zainteresowania tym, pozostając błogo głuchym gdy ktokolwiek go o to pytał. Unikał też jak mógł jakichkolwiek okoliczności, które mogłyby go do tego zmusić. Jedyny moment, w którym chociaż zbliżał się do parkietu był klub nocny, do którego uczęszczaliście. Nigdy jednak nie wyjaśnił ci czemu.
Jedyne co przychodzi ci do głowy to to, że bycie blisko muzyki, która gra w jego duszy działa na niego kojąco.
W miarę upływu czasu jednakże mogłaś zauważyć, że nie był tak zadowolony z tego bezruchu i snucia się tak jak się wydawało. W większości przypadków jego uśmiech był fałszywy, podtrzymywany by uniknąć pytań i wtrącania się przez innych. Sposób w jaki patrzył na parkiet- pusty i tęskny- przyprawiał cię o ból serca.
Włożyłaś swój czas w odkrycie dlaczego przestał tańczyć (jego brat powiedział ci kiedyś, że Sans był mistrzem w swojej dziedzinie, legendą pośród ich ludu i że czerpał ogrom przyjemności z tworzonej samemu sztuki tak bardzo, że nie pozwolił, by jakikolwiek dzień odbył się bez tańca) i w nakłonienie go by spróbował ponownie, by pozbył się tego bolesnego fałszywego uśmiechu z twarzy podczas jego pustych i samotnych chwil.
Przez chwilę zastanawiałaś się- gdy zaangażowałaś się tak bardzo w uczynienie go szczęśliwym już ponad sam zew przyjaźni- że wtargnęłaś w jego życie prywatne na tyle głęboko, że z dużym powodzeniem mógłby się wyrzec znajomości z tobą. Lecz w głębi duszy dokładnie wiedziałaś dlaczego.
Zakochałaś się w Sansie i to cholernie mocno.
W końcu łatwo szło zatracić się w jego przyciąganiu, w jego jego śmiechu i jego poczuciu humoru, w jego miłości do przyjaciół oraz rodziny, w zawiłości jego przeszłości i tajemniczych aspektach jego duszy. Poczułaś się zszokowana gdy zaczęłaś myśleć o tym, że jest przystojny, gdy odkryłaś, że się rumienisz gdy uśmiechał się w twoją stronę lub gdy machał ci z drugiego końca pokoju, lub gdy przelotnie musnął twojej dłoni.
Przestałaś poszukiwać kolejnych łóżkowych partnerów, niezdolna do zobaczenia nikogo innego poza Sansem, gdy zabierałaś ich do łóżka. I choć byłaś prawie pewna, że to tylko twój przepełniony nadzieją, umysł, twój usychający z miłości zrozpaczony umysł (czemu w ogóle miałby chcieć człowieka?) to Sans również czasami patrzył na ciebie w ten sam sposób. W chwilach gdy patrzył jak tańczysz, mówisz, jesz lub gdy próbujesz złapać płatki śniegu na swój język- on myślał o innych rzeczach.
O rzeczach związanych z tobą i nim i co moglibyście robić gdybyście tylko mieli taką szansę.
Ale żadne z was nigdy nie zrobiło tego pierwszego kroku. Żadne z was nigdy nie wypełniło luki, gdy zapadła między wami niezręczna cisza, lub gdy jego dłoń odrobinę zbyt długo spoczywała na twojej, albo gdy oparłaś głowę na jego szerokich ramionach, a on spojrzał na ciebie z tym cholernym wygłodniałym uśmiechem i nagle wasze twarze znalazły się tak blisko siebie, że mogłaś poczuć zapach kości i magii i chętność w waszych połączonych oddechach.
Chciałaś Sansa i jego szczęścia, że było to aż dla ciebie bolesne. Nie byłaś pewna czy było ci to przeznaczone, mieć go dla siebie... Więc zamiast tego przyjęłabyś jego potencjalne szczęście w postaci jego powrotu do tańca.
Więc zaczęłaś rozsiewać nasiona. Zamawialiście stoły coraz bliżej parkietu, włączałaś telewizję na kanałach z konkursami tanecznymi ilekroć przychodził... Zaczęłaś nawet włączać muzykę hip- hopową za każdym razem gdy jechaliście wspólnie samochodem. Był tym na samym początku speszony, zważywszy na twoją tendencję do słuchania popu, jednakże wyraźnie spodobała mu się ta zmiana.
Wiedziałaś, że nadszedł już czas, gdy zaczął poruszać się w rytm muzyki tupiąc przy tym stopami i podrygując ramionami.
Raz nawet przyłapałaś go na trzaskaniu w kuchni gdy wyszłaś po coś do pokoju obok. Wtedy prawie aż zakręciło ci się w głowie.
By dopiąć klamrę będziesz musiała się z nim skonfrontować, ale nie gdzieś gdzie będzie mógł cię łatwo zignorować i uciec.
Słyszałaś o konfrontacjach z potworami dzięki swojej długiej przyjaźni z Sansem i jego bliską grupą przyjaciół. Widziałaś jak potwory tańczyły razem, ich ruchy naśladujące się wzajemnie niezależnie od ich własnego stylu tańca i jak wygląda wydźwięk ich dusz pod koniec tańca. Widziałaś nawet Frisk, młodą wybawczynię Potworzego ludu tańczącą z kilkoma z nich. Jej drobne ciałko poruszało się wspólnie z dużo większymi i groźniejszymi potworami.
Nigdy nie stała się jej żadna krzywda więc założyłaś, że będziesz bezpieczna podczas swojego własnego pojedynku. Sans by cię nie skrzywdził... Nawet gdyby był zły na ciebie za wywinięcie tego numeru.
Naprawdę miałaś nadzieję, że się nie pogniewa...
Ze swojego miejsca pod ścianą, Sans wyglądał na lekko spanikowanego patrząc pomiędzy tobą a wyjściem z klubu, jakby decydował czy dołączyć do ciebie czy uciec. Wykonywał gwałtowne szarpiące ruchy czaszką jakby potrząsał głową, a uśmiech całkowicie zszedł z jego twarzy zmieniając się w płaską linię nerwowości i napięcia.
Zmarszczyłaś brwi na ten widok. Uczucie wiercenia wypełniło twoje serce i w ostatecznej próbie nakłonienia go do współpracy- choć nie miałaś już teraz zbytnich nadziei- wysunęłaś rękę w jego kierunku zwróconą wnętrzem do góry. Już nie żądanie, lecz prośba.
Patrzyliście we dwoje na siebie, mierząc się nawzajem spojrzeniem... nim Sans, zaciskając szczękę i zwężając oczodoły odsunął się od ściany i wszedł na parkiet, otrzymując gwizdy i dzikie wiwaty od tłumu. Odwrócił się w twoim kierunku, strzykając swoją szyją, a następnie wyciągnął ręce z kieszeni.
- Nie wiem w co pogrywasz, ale dobrze. Najwidoczniej zadałaś sobie nieco trudu by to zorganizować... Później dowiem się dlaczego. Lecz teraz... zatańczmy skarbie.- Mruknął, patrząc na ciebie i naciągając kaptur mocniej na głowę... a potem poruszył się zatapiając się w rytmie muzyki niemalże bezproblemowo.
To było jak oglądanie wstrzymywanego wodospadu, ognia w trąbie powietrznej, błyskawicy wyginającej się w łuk między ciemnymi grzmotami. Był płynnością i pasją, rozmyciem i dziełem sztuki martwej natury.
Jego trampki skrzypiały na parkiecie gdy tańczył, dżinsy szeleściły, a kurtka rozbłysła. Lecz nawet muzyka w oddali i narastająca głośność obserwującego tłumu nie były w stanie odwrócić twojej uwagi od światła, które wypełniało jego oczy gdy się poruszał. Czysta radość, która lśniła w jego uśmiechu.
Twoje serce zatrzepotało, gdy wasze spojrzenia się spotkały. Tak... postąpiłaś słusznie.
Podczas swojej tury, wykonywał stosunkowo proste ruchy (choć trudno było je tak nazwać, ponieważ jedynie sprawiał, że wyglądały tak lekko i naturalnie), ale gdy zatrzymał się by ustąpić ci parkietu, praktycznie cały jaśniał, uśmiechając się szeroko, dysząc i krążąc jakby nie mógł stać w jednym miejscu.
Widok Sansa w takim stanie sprawił, że byłaś niesamowicie, nieopisanie szczęśliwa, a gdy zaczynałaś następny układ, czułaś coś innego w powietrzu. Coś elektrycznego, przenikającego i gorącego. Zatonęło pod twoją skórą ciągnąc za coś ukrytego głęboko w twojej klatce piersiowej (twoją duszę...?) Nie mogłaś się powstrzymać przed odwzajemnieniem jego uśmiechu, twoje stopy poruszały się niemal szybciej niż byłaś w stanie to kontrolować.
W twoim umyśle nie było tłumu, było tam skupienie i intencja każdego twojego ruchu, spojrzenia i myśli o nim, stojącym naprzeciwko ciebie i obserwującym każdy twój ruch podczas gdy jego głowa kiwała się do rytmu. Miałaś serce w gardle, Twoja krew pulsowała do czerwoności w twoich żyłach.
To. To coś znaczyło, choć nie wiedziałaś jeszcze co.
Zakończyłaś ruchem, nad którym pracowałaś niestrudzenie przez pół roku, wbijając się tak, by obracać się na rękach z jedną nogą wyciągniętą, wykonując przewrót do połowy by wygiąć się w salto i stając z powrotem do pozycji stojącej przy dzikim aplauzie tłumu i pełnym wrażenia prychnięciu potwora naprzeciw ciebie. Jego oczodoły błyszczały wewnętrznym ogniem, a kości policzkowe zarumieniły się na jasny niebieski kolor.
- Byłaś zapracowana... i zdecydowanie masz talent. Będę musiał dać ci później kilka rad... Pokażę ci parę ruchów.- Zawołał do ciebie, a magia iskrzyła się na jego kościach podczas gdy głos był głęboki i dźwięczny. Zarumieniłaś się, słysząc sposób w jaki wypowiedział te słowa. Było w nich coś sugestywnego. W nich i w sposobie w jaki patrzył na pot spływający po twoim obojczyku.
Sans nie czynił jednak dalszych komentarzy tylko mrugnął w twoją stronę, na co kilka osób z w tłumie zagwizdało. Ruszył się po tym, wyraźnie przyspieszając by dopasować się do twojego większego tempa.
Tym razem zerkał na ciebie częściej gdy tańczył, utrzymując swoje spojrzenie gdy robił przewroty, stał na rękach czy wykonywał obroty, o których ty mogłaś tylko pomarzyć. Jego oczodoły miały w sobie intensywność i pasję, którą można było odczuć fizycznie. Muskała twoją skórę i pulsowała w twojej krwi.
Pod tym spojrzeniem pot na twojej skórze stawał się zimny. To było jak zaproszenie, jak kuszenie jakby nie pragnął niczego poza tym byś do niego dołączyła.
W końcu, pod naciskiem jego spojrzenia, uderzeniami rytmu i niezaprzeczalnym pociągiem do niego, które doprowadziło twój umysł do szaleństwa (wyglądał tak... seksownie, tańcząc w ten sposób), wkroczyłaś na parkiet, rozpoczynając ostatni z twoich wyuczonych tańców... lecz porzuciłaś go niemal natychmiast gdy podszedł do ciebie, położył ręce na twoich biodrach i obrócił cię po podłodze tylko po to by cię złapać, ujmując jedną z twoich rąk i odchylając do tyłu, uśmiechając się przy tym do ciebie w zarówno namiętny jak i przepełniony natchnieniem sposób.
- Dwójka jest lepsza niż jeden laleczko. Zatańcz ze mną... Pokaż mi muzykę w swoim sercu.- Nucił, zatracony we własnej ekscytacji i choć zarumieniłaś się i drżałaś w jego rękach, zdezorientowana, ale pełna nadziei (Toriel mówiła ci, że takie słowa wypowiadają potwory do swoich kochanków podczas tańca... czy to znaczyło, że on...?) Wciąż przełykałaś nerwowo ślinę i ciężko oddychałaś nim finalni skinęłaś głową, mocno ściskając jego dłoń.
- Zatańcz ze mną Sans. Pokaż mi rytm swojej duszy.- Odpowiedziałaś z drżeniem, wpatrując się w niego z taką szczerością na jaką tylko potrafiłaś się zebrać. Jego uśmiech na moment złagodniał, a w jego oczodołach dosłownie uformowały się serca nim ponownie pociągnął cię do tańca.
Wiele, wiele razy widziałaś tańczących ze sobą partnerów. Widziałaś pary, męża i żonę, wieloletnich kochanków, partnerów na jedną noc i wszystko pomiędzy... ale nic co kiedykolwiek oglądałaś, czy też byłaś tego częścią nie mogło się z tym równać.
Sans był mistrzem w swoim fachu, to było pewne, ale zadziwił cię jeszcze bardziej swoim chwytem i oddaniem twojemu pas de deux, twojemu partnerskiemu tańcu płynącemu równie łatwo jak jego pojedyncze ruchy. Byłaś niezgrabna w swoich obrotach, pochylaniu się i łączeniu rąk z jego rękami. Od czasu do czasu rumieniłaś się i potykałaś, lecz zawsze cię łapał, zawsze wciągał w swoje ramiona ku swojemu ciału i uśmiechał się pogodnie, prawie nadzmysłowo.
Jego ruchy mówiły o jego uczuciach lepiej niż słowa byłyby kiedykolwiek w stanie, dotyk jego dłoni na twoim ciele, muśnięcie jego oddechu na twoich ustach i twardość jego kości przy tobie. Nie przestawaliście się rumienić cały wasz taniec. Krew wznieciła morze ognia, a brzuch zaciskał się za każdym razem gdy jego spojrzenie spotykało twoje.
On poruszający się za tobą i przyciągający twoje biodra do swoich, ocierając twój tyłek o jego miednicę również nie pomagało.
Mówił do ciebie czymś więcej niż swoim ciałem, szepcząc ci do ucha gdy trzymał cię blisko...mówiąc ci rzeczy, nad którymi zawsze się zastanawiałaś.
- Zrobiłaś to wszystko dla mnie, prawda?... Nauczyłaś się tych układów i przygotowałaś to wszystko... sprawiłaś, że znów chcę tańczyć. Na gwiazdy, kocham cię.
- Co zrobiłem by na ciebie zasłużyć?
- Cholera, nigdy nie sądziłem... nie mogę uwierzyć, że tańczymy. Razem. Miałem nadzieję, marzyłem... ale to jest prawdziwe. Nigdy nie byłem tak cholernie szczęśliwy.
- ...albo to się załączyło. Ty też to czujesz kochanie?
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa dziecino...naprawdę żałuję, że nie wybrałaś klubu by to zrobić. Nie mogę się doczekać by cię samemu dorwać.
- Kurwa, jesteś taka seksowna. Wzywając mnie w ten sposób... Konfrontując się ze mną publicznie... I tańcząc dla mnie mój taniec... pieprzyłbym cię tu i teraz gdyby tylko podłoga była czystsza.
- Cholera, jak długa jest ta piosenka?!
Gdy tylko zaczął się niecierpliwić, jego dłonie stały się nieco bardziej spragnione podróży, a jego uśmiech zarówno żarłoczny jak i niecierpliwy. Piosenka dobiegła końca przy ogromnym aplauzie tłumu wokół was, lecz nie miałaś dostatecznie dużo czasu by nacieszyć się brawami.
Sans przyciągnął cię mocno do siebie, a następnie przycisnął swoje kościste usta do twoich zapierając ci dech. Obrócił się z tobą w swych objęciach, teleportując się prosto z klubu na twardą, szorstką powierzchnię ściany w ciemnym pokoju. Jego ręce niezdarnie podciągnęły twoją koszulkę ponad twoje piersi, podczas gdy ty pociągnęłaś za jego kaptur, desperacko całując jego szyję.
Wydawało się to dość szybkim i potencjalnie złym sposobem na rozpoczęcie związku, ale oboje zbyt długo tańczyliście wokół tego tematu. Wyraźnie oboje tego chcieliście, a skoro pozbyliście się trzymających was obaw... kogo to obchodziło?
Sans zdecydowanie o to nie dbał, wciskając swoje udo między twoje rozsunięte uda, walcząc przy tym z zamkiem w jego spodniach, jednocześnie wprawiając swój niebieski język w taniec razem z twoim. Oboje mocowaliście się ze swoimi ubraniami w niemalże całkowitej ciemności, jęcząc, czując i smakując się nawzajem wszędzie dokąd mogliście dotrzeć.
Podniósł jedną z twoich nóg i osadził ją na swoim ramieniu, a gdy tylko już mógł, wsunął się w ciebie. Twoje spodnie i bielizna zwisały na jednej kostce, zaś on docisnął się bardziej do twojego ciała. Oboje zgodnie jęczeliście, tłumiąc pożądanie i podniecenie, ulatujące z was za sprawą oszalałych ruchów i naglącego niechlujnego seksu.
Wspólnie intonowaliście swoje imiona, przylegając do siebie, trzymając się i ucząc się nawzajem swoich ciał poprzez ślepy dotyk, całując się bez tchu i doprowadzając się nawzajem do bezmyślnego orgazmu.
Szybkość twojego szczytowania wstrząsnęła tobą pozostawiając cię zdyszaną i oszołomioną w obliczu spoconego, drżącego potwora, którego się uczepiłaś. Zostałaś jednak wyciągnięta ze swojego zadowolonego zaskoczenia za sprawą kościstych ust, naciskających na ciebie delikatnie. Powoli, grubość jego chuja poruszała się w tobie, wyrywając z ciebie kolejny jęk.
Sans wyszczerzył się na to, nadal dociskając swoje usta do twoich, po czym odsunął się od ciebie z chrząknięciem, pomagając ci poprawić swoje ubrania, a następnie własne. Pocałował cię ponownie, gdy oboje byliście doprowadzeni do ładu, po czym dotknął przełącznika na ścianie tuż obok niego, odsłaniając jego sypialnię oraz waszą dwójkę, stojącą niespełna metr od jego łóżka. 
Odwróciłaś się, by spojrzeć na niego dobrotliwie, wskazując na niepościelone łóżko i unosząc brew. Sans tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się, wsuwając ręce do kieszeni.
- Wybacz laleczko, zabiorę cię tam na drugą rundę. Byłaś po prostu dla mnie zbyt silna. Nie mogłem odciągnąć cię na tyle by tam dotrzeć. Jestem tylko kupą kości i nie dysponuję siłą mięśni.- Przeprosił ze śmiechem, a jego oczodoły błyszczały psotą i dobrym humorem. Ty zaś przewróciłaś oczami, nim ruszyłaś po jego brudnej podłodze, by usiąść na krawędzi łóżka i poddając się wypełnionej żartami rozmowie.
Miał szczęście, że tak bardzo kochałaś jego kościsty tyłek.
Share:

11 lipca 2021

Deos Numbria- Arbitrium

 

Notka od autora: Świat nigdy nie był i nie będzie idealnym. Jego największą plagą stała się ludzkość. Zgnilizna wojen wyniszczyła go kompletnie. Wśród gruzowisk dawnego ładu udało się jednak odnaleźć pewnej grupie osób. To dzięki niej świat zaczął budować się na nowo, jednak już nigdy nie miał być taki sam. Rasa ludzka podzieliła się na dwa środowiska, które wyznaczały standardy prowadzonego życia. Od tamtej chwili mogłeś być prostym cywilem, albo naukowcem z wybitnym intelektem. Zapraszam do poznania historii świata, w którym tylko bystre głowy mają coś do powiedzenia.

Z góry pragnę uprzedzić, iż w opowiadaniu mogą pojawić się wątki 18 +, nie tylko sceny seksualne ale również bardziej brutalne, lub zawierające przekleństwa. Dlatego zalecam czytać starszym nieco użytkownikom ;3     

 AutorUsterka
Autor obrazka
:
 Usterka

Spis treści :

✝ Początek 
✝ Invidia cz I 
✝ Invidia cz II  
✝ Invidia cz III 
 Mirum cz I ✝ 
Mirum cz II ✝ 
✝ Specjalny Dodatek 
✝ Arbitrium✝ ( obecnie czytany)
✝ Emissicius 
. . . 

            Kolejne dwa dni minęły Saphirze wyjątkowo szybko, niemalże nie była w stanie powiedzieć jak to się zadziało. Przez ten czas, chcąc nie chcąc, została zmuszona do siedzenia w domu aby pełni zaaklimatyzować nowy eksperyment, oraz by mieć pewność co do jego zachowania. Uważnie zatem przyglądała mu się, jego relacjom z Królikiem-te zaś o dziwo układały się dość spokojne. Pomijając cichą rozmowę o opóźnieniu rozwojowym które rzekomo miał króliczy eksperyment. Wtedy Saphira musiała jeszcze raz wytłumaczyć Kotu dlaczego Królik ma takie zaległości w wiedzy. Zastrzegła również wtedy aby ten nie próbował przekładać na niego złych nawyków czy wpajać mu wiedzy, która mogłaby okazać się szkodliwa.  Ostatecznie te dwa dni pokazały jej iż nowy eksperyment może pozostać w domu.

- Zabierz mnie ze sobą- Kot wszedł do sypialni Saphiry kiedy ta akurat się przebierała- Wrócisz wtedy o wiele szybciej.
Zduszone warknięcie uciekło z jej ust, jednak nie siliła się na nagłe osłanianie nazbyt odkrytych partii ciała. Na całe szczęście ciemnofioletowy strój dość szybko rozrósł się na jej ciele, po chwili aktywując się i świecąc fioletowymi znakami wyrytymi w nim. Saphira wykonała kilka ruchów ciałem aby strój jak najlepiej dopasował się do jej niej a następnie narzuciła na niego czarny płaszcz.
- Domyślam się, że nie jest to kwestia troski- westchnęła kobieta szukając teraz swych butów- nadal jednak moja odpowiedź brzmi „nie”. Poza tym, to inny rodzaj zlecenia. Chcę za to, żebyś został w domu i wraz z Królikiem pilnował tego miejsca.
Kot z ciężkim sapnięciem usadowił się na łóżku machając w niezadowoleniu swym ogonem, mebel zaś ciężko zajęczał nie będąc przyzwyczajonym do nowego obciążenia. W tym czasie również do pomieszczenia wszedł Królik który przyniósł kobiecie na tacy herbatę. Co prawda była to gorąca woda w kubku i opakowanie z saszetkami do włożenia, jednak zdecydowanie doceniała ów gest.
- Połóż na stole.
- Jak właściwie działa ten strój który równie dobrze może mówić „Zerżnij mnie, widać każdą krągłość mego ciała”?
Na czole Saphiry zapulsowała żyłka. Zdecydowanie takie teksty ją irytowały. Kiedy więc gestem ręki nakazała podejść Kotu a ten to uczynił, mocny i zdecydowanym gestem złapała go za ogon. Reakcja na ból była niemalże natychmiastowa. Pazury kota wysunęły się a z gardła wydobył się warkot, jednak dość szybko pod spojrzeniem kobiety przywołał się do porządku, przy tym nie chciał również wrócić do laboratorium i poprzedniego tryby życia.
- Rozumiem że dla prostego męskiego umysłu trudno o dobre wychowanie, jednak postaraj się na przyszłość wyrażać chociaż minimalnie odpowiednio.- zacisnęła swą dłoń mocniej na jego ogonie. Widziała jak dosłownie kroczy po cienkiej linii, jednak wiedziała, że jeśli go nie ułoży, pewnego dnia to się źle skończy.
- Prze…praszam- Kot z przekąsem w miarę wyraźne wypowiedział te słowa, chociaż po jego twarzy widać było jak niechętnie wyrzucił z siebie te słowo.
Usatysfakcjonowana kobieta puściła jego ogon. Korzystając z tego co przyniósł jej Królik przygotowała herbatę na rozgrzanie i rozluźnienie.
- Ten strój działa na podobnej zasadzie co  skóra kameleona. „Widzi” otoczenie a następnie wtapia się w nie, dzięki czemu mogę zniknąć. Niestety buntownicy mają coś, co zakłóca to działanie, więc nie zawsze mogę go wykorzystywać. Dlatego często w nim chodzę na przeszpiegi terenu.- po wyjaśnieniu mechanizmu działania stroju Saphira usiadła wygodnie tuż obok kota, w dłoni trzymając już swój napar.
- Skoro temat zakończony, wracajcie do swoich zajęć czy na co tam macie ochotę. Dziś daję wam wolną rękę- mówiąc to machnęła swoją ręką w stronę wyjścia nakazując dwójce obecnych osobników opuszczenie pomieszczenia.- Nie roznieście tylko domu.
            Saphira po wypiciu herbaty udała się piętro niżej gdzie znajdowało się jej laboratorium a po przeciwnej stronie skład z bronią. Korytarz niestety potrzebował jeszcze załatania w paru miejscach po tym jak odbyła się tu walka Kota i Królika. Miejscami widziała nawet długie żłobienia po pazurach. Mimowolnie chłodny dreszcz przeszył jej ciało. Chociaż koci eksperyment nie chodził z pazurami na wierzchu, cały czas miała z tyłu głowy jak należało się pilnować, nawet pierwsze noce nie miała w pełni  przespanych, stąd na jej twarzy pojawiły się dodatkowe cienie pod oczami. Wynalazek ludzkości jakim był makijaż, a szczególnie korektor, ratował ją przez zbędnymi pytaniami.
            Dobowy rytm jej celu nie był nazbyt skomplikowany. Właściwie większość z nich żyła dość podobnie. Mieli czas w którym musieli być obecni we wspólnych laboratoriach,  samej Saphiry to nie obowiązywało aż tak ściśle biorąc pod uwagę jej pracę, był również czas na pracę w domu, czas w nim wolny spędzony, lub na uciechach w niektórych lokalach.
            Wystarczyło więc zorientować się tylko w godzinie, wyliczenie ilości potrzebnego czasu na dotarcie do celu i Saphira już wiedziała, że najlepszym miejscem spotkania będzie ukochana palarnia kobiety która to powstała dzięki niej oraz jej bliskim znajomym.
            Przed godziną osiemnastą Saphira stała pod niepozornym budynkiem który stojąc w sąsiedztwie z tak wysokimi i strzelistymi budynkami wyglądał dość karykaturalnie. W całej tej otoczce nie pomagał nawet biały płot, czy czerwona wyblakła dachówka, ani tym bardziej piaskownica w której bawiły się małe dzieci. To co jednak kryło podziemie tego budynku wyczuwalne było już przy wejściu do ogródka. Ciężka  i słodka kwiatowa woń była tak intensywna, a jednocześnie tak rozpoznawalna, iż nie dało się tego miejsca pomylić z żadnym innym. Już z tego miejsca Saphira czuła jak zapach działa na je ciało. Mózg wraz z całym ciałem niemalże od razu chciały się poddać tej uciesze, jednak chwilowe wbicie paznokci w skórę od razu pomogły przywrócić kontrolę zmysłom. 
            Niezmienne dla świata ludzi pozostały pieniądze, rachunki, dziwki oraz używki. Kim jednak byliby naukowcy gdyby dopuścili coś, co niszczy umysł lub ciało? Dlatego to Ivren wraz z kilkoma swoimi znajomymi  stworzyła Rubinowy Miód. Substancja ta była podobna do zwykłego miodu, nawet kolor miała podobny  chociaż po podgrzaniu go ogniem wydobywały się z niego szkarłatny dym. Ten zaś wdychany wpływał na mózg, wprowadzając go w stan spokoju i całkowitego relaksu.  Dym „wyciszał”  te części mózgu które odpowiadały za wspomnienia, pozwalając się uwolnić od codziennych spraw które miejsce miały kilka dni temu lub tych bardziej odległych które nie dawały spokoju. W pewien sposób działało to niczym znieczulenie na realia w jakich przyszło im żyć. Ivren stworzyła również Szmaragdowy Miód który był lżejszy w swym działaniu, bardziej odprężał, jednak nie wpływał na żadne partie mózgu. Najcięższym z nich był jednak Onyksowy Miód, który czyścił wspomnienia, jego jednak należało przyjmować w małych dawkach, ze względu na to, że wspomnieniem było nie tylko zerwanie z ukochanym dwa dni temu, ale również wiele ważnych informacji  których nie chciało się zapomnieć a które też mogły wliczać się we wspomnienia. Im większa więc dawka tym starsze wspomnienia się traciło.
            Jak zatem ktoś o takich zasługach mógł znaleźć się jako cel do wyeliminowania? Dlaczego w tym konkretnym przypadku Caiden oraz reszta nie postawili na inną formę kary, co często czyniono wobec osób o podobnych wpływach? Cóż, na te pytania nie czekała żadna odpowiedź, chyba że Saphira chciałaby zagłębiać się w sieć intryg jakie knuły się wtych wielkich umysłach. To jednak pozostawało na liście spraw do których nigdy nie miała ochoty już zaglądać. Zgnilizna zniszczenia była wszędzie, a najbardziej święci skrywali największe rogi i najbardziej krwistą czerwień na swych dłoniach.
- Panienka Thorness? Nie spodziewałam się panienki… w tym miejscu – niska kobietka ruszyła się z zajmowanej ławki a następnie chwiejnym krokiem zbliżyła się do gościa- Czy mogę spytać o powód wizyty?
            W takim miejscu nikt nie spodziewał się… matki Ivren. Starsza kobieta była tutaj zarządcą kiedy jej córki nie było.  Jej strój czy wygląd również nie kojarzył się z biznesem jaki prowadziła. Ubrana w dość prosty bladoróżowy golf w kwiaty oraz czarne jeansy mogła uchodzić nawet za nastolatkę z srebrnymi lokami, jednak jej twarz zdobiły już zmarszczki minionych lat. Dodatkowo jasnoszare spojrzenie skryte za czarnymi oprawkami zdawało się wyrażać więcej niż  wypowiadane słowa.
- Potrzebuję porozmawiać z pani córką, czy już tutaj jest?
Na krótką chwilę coś dziwnego i obcego przemknęło przez twarz starszej kobiety, właściwie było to tak szybkie, iż Saphira zastanawiała się czy być może czegoś sobie nie dopowiedziała.
- Ivren będzie tu lada moment. Zaprowadzę panienkę do jej gabinetu – zaraz po tych słowach kobieta zgrabnie obróciła się na pięcie a następnie gestem dłoni zaprosiła do podążania za nią.
            Nim kobiety zniknęły w budynku Saphira rzuciła okiem jeszcze w stronę piaskownicy w której bawiły się dzieci. Nikogo nie ruszało to, że ta dwójka wdychała właśnie opary, które mogły mieć przy  tym dość szkodliwy wpływ.  Jeśli jednak w kimś się odezwały jakieś ludzkie odruchy, po chwilowym namyśle rezygnował. Kto tutaj miał tyle czasu? Lefronia była spokojną starszą osobą, jednak jak większość starszych osób była uparta niczym osioł. Jeśli ona uważała że takie środowisko nie szkodzi jej wnukom to tak być musiało, i nawet żaden Pierwszy by jej nie przegadał.
            Po wejściu do budynku ludzi witała mieszanka luksusu i kiczu. Ściany w głębokich purpurowych kolorach były przykryte licznymi obrazami z kwiatami. Nie brakowało tutaj złoconych lamp, wielkich i miękkich foteli w poczekalni, czy ciężkich kotar rodem z arabskich haremów. Podłogę przykrywały czarne puszyste dywany, które pochłaniały każdy dźwięk. Chodząc więc po nich można było pozostać całkowicie niezauważonym, kto jednak by próbował tutaj się zakraść, prawda?
- Mam nadzieję, że moja córka nie wpakowała się w żadne kłopoty… Ostatnio była dość nerwowa… - kobieta prowadząc  Saphirę na krótką chwilę przystanęła po czym obróciła się w stronę rozmówczyni.
Saphira starała się oddychać dość płytko nie chcąc w jakikolwiek sposób zmącić swej świadomości.
- Obawiam się, że nie mnie jest tutaj osądzać, mogę jednak zapewnić, że przyszłam jedynie porozmawiać.

            Częściowa prawda nie była kłamstwem. Była jedynie małym fragmentem którym mogła się podzielić.  Jak już nie raz sama Saphira wspomniała, więzi rodzinne były jej czymś obcym i dalekim. Czymś niezrozumiałym, nie do wyjaśnienia poprzez liczby czy dane. Była w stanie powiedzieć które hormony za co odpowiadały, jak działały, sprawa jednak była o wiele bardziej skomplikowana i o wiele bardziej… nielogiczna.
- W porządku- cięższe westchnięcie Lefronii  ucięło temat.
            Gabinet Ivren był… jej gabinetem w pełnym tego słowa znaczeniu. Przede wszystkim była tu masa jej zdjęć, jej hologramów, jej strojów, i…. jej bielizny na biurku. Szybki numerek w miejscu pracy chyba nie był w tym miejscu czymś nowym. Saphira kiedy tylko została sama zaczęła uważniej rozglądać się w pomieszczeniu.  W  przeciwieństwie do samej palarni tutaj panowała prostota,  nowoczesność i użytkowość. Meble nie były ciężkie i drewniane, przypominały bardziej coś co miało być drewnem w teksturze, ale w kolorze przypominało metal. Nie było tu okien z racji na podziemne ulokowanie, nie przeszkadzało to jednak w umieszczeniu ekranów, które wyświetlały dowolne widoki. Na tę chwilę za oknami malowała się plaża ze spokojnym morzem. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi barwiąc pomieszczenie ciemniejszymi i cieplejszymi tonami. Nawet jeśli było to biuro Ivren, Saphira nie widziała żadnych walających się dokumentów. Wszystko albo było w innych pomieszczeniach, albo skrzętnie pochowane w szafkach, wolałaby również nie zostać nakrytą na grzebaniu i przeszukiwaniu ów miejsca.
            Z westchnięciem usadowiła się na dość twardym krześle przeznaczonym dla rozmówców Ivren a następnie przesiedziała w bezruchu. Los okazał się dla niej łagodny bowiem nie minęło nawet pięć minut a do pomieszczenia z rozmachem weszła Ivren.
- Matka mówiła że cię tutaj zastanę, ale nie spodziewałam się-
Tym razem to ona przerwała kiedy tylko niewielki pistolet w dłoni Saphiry ostał skierowany w jej stronę.
- Po pierwsze – cisza. Po drugie – Ja mówię, a ty słuchasz. Po trzecie – mam dla ciebie informacje o bracie, ale jeśli mi przerwiesz, nie dość, że wykonam zadanie tak jak tego chce szefostwo, to jeszcze ciebie z miejsca ustrzelę.
            Na balu nie miała broni. Na balu była tylko gościem. Mało chcianym gościem. W dodatku co by nie było, doktor Ivren stała od niej wyżej. Teraz jednak to Saphira rozdawała karty i zamierzała zrobić sobie plecy pod przyszłe akcje.
- Jeśli wszystko zrozumiałe przytaknij głową.
Ivren chociaż mogła zabijać swym spojrzeniem, z mocno zaciśniętymi ustami wykonała polecenie Saphiry.
- Usiądź, i słuchaj mnie ponieważ mój czas jest ograniczony.
Czarnowłosa wiedziała, że jeśli nie zagrozi odpowiednio Ivren, cały plan się posypie. Na szczęście wspomniała również o Liamie, więc dodatkowo zyskała trochę spokoju.
- Zacznijmy od tego, że dostałam zlecenie w pierwszym rzędzie na ciebie – Saphira wyjęła z kieszeni zdjęcie zlecenia jakie dostała od Caidena.
- Oficjalnie mają podejrzenia, że to ty ich zdradzasz, nie twój brat, co mnie osobiście dość bawi, jednak jego ostatni dłuższy wyjazd również im coś nie pasuje, znika na dłużej gdy wylało się szambo z dokumentami i lekami.- kobieta poprawiła się na swoim miejscu zakładając teraz nogę na nogę, przyjmując bardziej spokojną pozę.

            Ivren wybałuszyła swoje oczy bardziej niż wydawało się to możliwe. Naprawdę chciała już protestować, syczeć i pluć jadem żądając wyjaśnień od Caidena. Jednak zdjęcie zlecenia zawierało jego podpis, a co było przez niego podpisane, było również decyzją Pierwszych. Milczała tylko dlatego, że bardziej zależało jej na bracie, niż na pozostałych. Nie spodziewała się jednak że podejrzenia spadną na nią…
- Mogę oczyścić cię z zarzutów ale wina spadnie wtedy na twojego brata – głos Saphiry pozostawał cały czas tak samo spokojny i bez grama jakichkolwiek emocji. Druga strona zaś wbijała paznokcie w skórę byleby tylko nie wybuchnąć.
- Jak jednak już wiesz, jeśli znajdę dowody na niego, będzie to równoznaczne z tym, by to on zginął, ty pozostaniesz niewinną, lub w najgorszym przypadku trafisz do tymczasowego aresztu. Obejdzie się jednak bez tortur.
Do pokoju ktoś zapukał. Saphira schowała broń pod czarny płaszcz w dalszym ciągu jednak siedziała w pełni wyluzowana i spokojna. Dała znak Ivren by ta odezwała się. Po krótkim „Proszę” do pomieszczenia weszła matka Ivren niosąc na przezroczystej tacy zastawę z herbatą i mniejszym ciastkiem.  Saphira podziękowała z uprzejmym uśmiechem, jej rozmówczyni zaś z nieco mniej pogodną miną również podziękowała nie chcą trapić teraz swej rodzicielki. Gdy zaś pozostały same z uniesioną brwią czekała na ciąg dalszy.
- Jeśli jednak… istnieje jakaś możliwość, która pozwoliłaby mi skontaktować się z Liamem i wyjaśnić zarzuty jakie wobec ciebie skierowali…. Być może, ale tylko być może, ciebie oczyszczę z zarzutów a z nim…. Cóż, jeszcze nie wiem jak tę kwestię załatwię. W końcu sama wiesz, że zdradę u nas traktuje się dość… poważnie i najczęściej to Caiden ma wtedy najwięcej do powiedzenia.
Ruchem dłoni Thorness dała znać Ivren by ta mogła się w końcu odezwać.
- Twój plan jest popieprzony i prawie że niewykonalny.  Gdyby znalezienie go było takie łatwe, sama bym się z nim skontaktowała! – kobieta była bliska wywrócenia tacy w złości, wstrzymywała w dalszym ciągu swoją złość. Na salonach jej mowa była zupełnie inna niż gdy miało się z nią styczność prywatnie. Nie siliła się wtedy nawet na akcentowanie pewnych słów w taki sam sposób.
- To nie ty łazisz po krzakach i szpiegujesz buntowników, a twoi szpiedzy są za przeproszeniem gówno warci, nawet ja wiem gdzie są. Łatwo ich poznać. Poza tym nie muszę dotrzeć do ich bazy, wystarczy bym spotkała się z nim jakoś. Pamiętaj również, że nie siedzą cały czas w jakichś tam swoich jaskiniach. Są też na pewno na terenach neutralnych. Przewaga polega na tym, że wiem jak wygląda i ja wiem o zleceniu, on jeszcze nie.
Rozmówczyni Saphiry nie była przekonana do tego planu, zbyt wiele mogło ją to wszystko kosztować. Ją i jej brata.
- Co zamierzasz ze mną zrobić skoro masz na mnie zlecenie? Zabić?
- Jak mówiłam, Caiden tym się zajmuje, ma chrapkę na ciebie i zakładam, że zamierza cię torturować.
- Jebany sukinsyn, a jak przychodziło co do czego to wiedział gdzie przyjść. Jak ja bym mu wyrwała te kłaki i w dupsko wsadziła….
-Zrób tak, powołaj się na odpowiednie artykuły, dopóki nie będą mieli pełnego dowodu na twoją zdradę, Caiden nie może cię tknąć. Masz pozycję, na pewno coś znajdziesz albo wykup sobie kogoś by za ciebie poszukał. Udasz się z tym nie do Octaviara, by jemu jeszcze tym nie zawracać głowy, ale do Metronesy, pokaż jej jak wygląda sytuacja, daj nieco do kieszeni i będziesz miała dodatkowy czas. Ja załatwię resztę.
Herbata chociaż pachniała kusząco słodkimi owocami w filiżance Saphiry nie ubyło jej ani trochę. Nie chcąc jednak wychodzić na niewdzięczną wobec trudu jaki zadała sobie Lefronia, upiła na prędko kilka łyków oraz dojadła ciastko.
- Nie ma nic za darmo, w dodatku za taką pomoc. Mów czego chcesz Thorness.
Ivren nie miała złudzeń co do bezinteresowności Saphiry. Nikt przy zdrowych zmysłach nie podważał zleceń od Caidena, a jednak… Coś, co było nie do końca zrozumiałe dla Ivren, kierowało czarnowłosą kobietą siedzącą przed nią. Ryzyko jakie chciała podjąć… Nie, zdecydowanie w grę nie wchodziły byle emocje czy nawet jakaś drobna przysługa.
- Dziś nic od ciebie nie chcę. Jednak przyjdzie dzień, w którym będę cię potrzebować. Odbiorę wtedy przysługę, obiecuję ci jednak, że nie wykorzystam tego, by ci zaszkodzić. Muszę mieć jednak pewność, że bezwzględnie zrobisz to, co będę chciała.
            Każdy z nich wystrzegał się „przysługi na kiedyś”. Nie określało się ceny, czasu ani niczego podobnego. W tyle głowy miało się cały czas czego ta osoba mogła chcieć. Dlatego bez solidnej podstawy, bez naprawdę silnego i niepodważalnego argumentu, Saphira nie mogłaby liczyć na zgodę Ivren. W końcu jednak kobieta wyciągnęła w stronę Saphiry rękę.

- Zgoda.


Share:

9 lipca 2021

Undertale: Handplates- Interludium [Interlude- Tłumaczenie PL]

 

 Oryginał: Zarla
Tłumaczenie: Shiro Higurashi

Notka od tłumacza: Komiks autorstwa Zarla. Opowiada on o początkach życia Sansa oraz Papyrusa, którzy powstali jako dzieło eksperymentu Gastera. Tytuł - Handplates nawiązuje do znajdujących się na dłoniach Papyrusa i Sansa tabliczkach, jedynej rzeczy łączącej ich z tragiczną przeszłością. Dlaczego nie pamiętają swojego wcześniejszego życia? Jak stali się wolni? Co się stało z Gasterem? Zapraszam do śledzenia komiksu po te i inne odpowiedzi.

Spis treści:

/poprzednie strony/

KOSTKA RUBIKA:

To była w 90% wina grawitacji
Jakim cudem ją wziąłeś 
Uzdrowienie
Gdybym nie znał cię lepiej 
Dałeś z siebie wszystko
Czemu taki jestem?
Pewnie, że widziałem dobroć

WIDZENIE:

Sypnęło się
:/
Dwa obrazy
Bezwartościowy 
Czekam z niecierpliwością
Odległa obietnica

POZIOM BRUTALNOŚCI:

Nie ma tu lepszego
Powód nie ma znaczenia
Potnę cię koleś ;_;
Tylko głośno myślę
Nie chcę niczego zabijać
Odwaga
Moja wina

BLASTERY:

Malusia bezzębusia główusia dzidziusia
Należy popracować nad poziomem zadawanych przez ciebie obrażeń
A więc to takie problemy emocjonalne miałeś na myśli


NIEBIESKA MAGIA:


Share:

2 lipca 2021

Undertale: Handplates- Można by to uznać za przesadę [This could be considered overkill- Tłumaczenie PL]

 Oryginał: Zarla
Tłumaczenie: Shiro Higurashi

Notka od tłumacza: Komiks autorstwa Zarla. Opowiada on o początkach życia Sansa oraz Papyrusa, którzy powstali jako dzieło eksperymentu Gastera. Tytuł - Handplates nawiązuje do znajdujących się na dłoniach Papyrusa i Sansa tabliczkach, jedynej rzeczy łączącej ich z tragiczną przeszłością. Dlaczego nie pamiętają swojego wcześniejszego życia? Jak stali się wolni? Co się stało z Gasterem? Zapraszam do śledzenia komiksu po te i inne odpowiedzi.

Spis treści:

/poprzednie strony/

KOSTKA RUBIKA:

To była w 90% wina grawitacji
Jakim cudem ją wziąłeś 
Uzdrowienie
Gdybym nie znał cię lepiej 
Dałeś z siebie wszystko
Czemu taki jestem?
Pewnie, że widziałem dobroć

WIDZENIE:

Sypnęło się
:/
Dwa obrazy
Bezwartościowy 
Czekam z niecierpliwością
Odległa obietnica

POZIOM BRUTALNOŚCI:

Nie ma tu lepszego
Powód nie ma znaczenia
Potnę cię koleś ;_;
Tylko głośno myślę
Nie chcę niczego zabijać
Odwaga
Moja wina

BLASTERY:

Malusia bezzębusia główusia dzidziusia
Należy popracować nad poziomem zadawanych przez ciebie obrażeń
A więc to takie problemy emocjonalne miałeś na myśli


NIEBIESKA MAGIA:

Przecież się nie dowie
Można by to uznać za przesadę 
 (Obecnie czytane)

Share:

POPULARNE ILUZJE