Autor obrazka: dupsmj9610
Notka od autora: Ze mną wszystko jest naprawdę w porządku! Heh, chyba. W każdym razie naprawdę nie wiem co się ludziom podoba w HorrorTale. Znaczy się fabuła jest ciekawa, pomysł niebanalny, lecz aby jarać się Sansem czy innymi potworami z tego AU? Yhhh, sama w sumie nie wiem co wpłynęło na to, że taki one-shoot powstał w mojej głowie. Nie wiem dlaczego to się stało, skoro nie jestem fanką tego AU. No ale cóż. Stało się. Niczego nie żałuję. Możecie rzucać kamieniami!
A teraz uwagi i ostrzeżenia. Jest to opowiadanie Sans x Czytelnik... w pewnym sensie. AU - Horrortale. Heh. Płeć czytelnika jest obojętna. Akcja ma miejsce w Podziemiu. Więc to by było na tyle. AAA i nie spodziewajcie się seksów.
~*~
Kilka razy potrząsnęła długopisem mając nadzieję, że ten zacznie pisać znowu. Nie zaczął. Zdenerwowana rzuciła nim przez pokój i załamała ręce nad stosem papierzysk. Alphys pracowała od lat, próbując znaleźć jakiś sposób na uwolnienie ich od bariery. Znaczy się, robiła to dawno temu. Obecnie ma większe zmartwienia na głowie. Chce rozwiązać problem głodu, jaki dręczy rasę potworzą od lat. Nie może patrzeć na to co się dzieje dookoła niej i tęskno wspomina stare dzieje. Wariuje.
Jak to się działo, że przez te wszystkie wieki dawali sobie rade, a potem, kiedy Frisk odszedł zaczęło robić się gorzej z dnia na dzień? A no tak, dzieciak zabił króla. Znaleziono też prochy królowej w Ruinach. Nie dość, że pozbawił ich wszystkich monarchy, to jeszcze zabrał ze sobą całą nadzieję... a właściwie resztki jakie pozostały i uciekł. Jak tchórz. Alphys wiedziała jak to jest być tchórzem, jednak mimo własnego strachu nigdy nie doprowadziłaby nikogo do takiego stanu. W każdym razie... tak uważała.
Chwyciła za kolejny długopis ze śladami jej zębów na główce. Rzuciła okiem na notatki. Rośliny, trzeba wyhodować w Podziemiu. Jakiekolwiek. Zje się wszystko. Boże. Wodę wyciśnie się z kamieni. Będą żreć gruz. Nie. Nie da się jeść kamieni. Nie da się żyć w ten sposób. Choć ich ciała są stworzone z magii, to jednak domagają się czegoś co pomoże im utrzymywać odpowiednią energię, zaś w skałach nie ma tego czego potrzebują. Kiedyś wygrzebała ze śmietniska starą lampę antydepresyjną, która produkowała coś co imitowało światło słoneczne. Koszt jej naprawy, a później utrzymania, był jednak nie wprost proporcjonalny do tego co udało się za jej pomocą stworzyć. Może gdyby tak zmniejszyć jej wymagania i zwiększyć efektywność? No dobrze, ale jak? Ona nie znała się na mechanice aż tak dobrze, aby znać rozwiązanie. Na gwiazdy, nie była pewna, czy to możliwe!
Chwyciła za kolejny długopis ze śladami jej zębów na główce. Rzuciła okiem na notatki. Rośliny, trzeba wyhodować w Podziemiu. Jakiekolwiek. Zje się wszystko. Boże. Wodę wyciśnie się z kamieni. Będą żreć gruz. Nie. Nie da się jeść kamieni. Nie da się żyć w ten sposób. Choć ich ciała są stworzone z magii, to jednak domagają się czegoś co pomoże im utrzymywać odpowiednią energię, zaś w skałach nie ma tego czego potrzebują. Kiedyś wygrzebała ze śmietniska starą lampę antydepresyjną, która produkowała coś co imitowało światło słoneczne. Koszt jej naprawy, a później utrzymania, był jednak nie wprost proporcjonalny do tego co udało się za jej pomocą stworzyć. Może gdyby tak zmniejszyć jej wymagania i zwiększyć efektywność? No dobrze, ale jak? Ona nie znała się na mechanice aż tak dobrze, aby znać rozwiązanie. Na gwiazdy, nie była pewna, czy to możliwe!
Sans... Sans mógłby pomóc. On wiedział o tej dziedzinie nauki zdecydowanie więcej niż ona. Jednak ... nie da się z nim teraz porozmawiać. Znaczy się... westchnęła ciężko. Musi sobie dać radę.... sama. Zgadza się, sama. Przywykła do samotności, prawda? Dobrze ją zna. Heh. Milczała w bezruchu, żadna myśl nie chciała przyjść do jej głowy, żadne wspomnienie. Czuła się tak strasznie pusta. W dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu.
Poszedł sobie?
-al? - nie. To nie jakiś przypadkowy potwór, to Sans. No tak. O wilku mowa. Dźwignęła się na rękach od stolika i zeszła schodami na dół. Szkielet stał na środku laboratorium rozglądając się na boki. - tu jesteś. - Nie było nic sympatycznego w jego tonie głosu. Potworzyca popatrzyła na kalendarz.
-Przyszedłeś tutaj po to? - skinął głową - Sans... Ostatnio byłaś tutaj w tym celu trzy dni temu.
-i jestem znowu
-To nic nie daje...
-tego nie wiesz.
-Sans... dobrze wiesz, że...
-zaprowadź mnie tam - przerwał jej z warknięciem w głosie, jego oko zajarzyło się głębszą czerwienią. Alphys przełknęła ślinę i przytaknęła. Niechętnie poczłapała do windy i wcisnęła guzik. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się powoli, gruchocząc od rdzy. Weszła do środka, za nią szkielet.
Jazda w dół.
-Więc... co u twojego brata? - uśmiechnęła się, nic nie odpowiedział. Cóż. Tak samo oschły jak zawsze. To dlatego nie można było nawiązać z nim żadnego porozumienia. Po tym jak Undyne rozwaliła jego czaszkę, zachowuje się tak jakby postradał zdrowe zmysły. No, przynajmniej to co z nich zostało. Opryskliwy, chamski, milczący gbur. Pozbawiony nadziei, humoru, pełen nienawiści, żalu, rozpaczy. Protekcjonalny wobec brata jak dawniej, lecz Alphys miała wrażenie, że nie ma w tym ani grosza miłości. Raczej... przyzwyczajenie. Sans przyzwyczaił się troszczyć o młodszego brata i przyzwyczaił się do jego towarzystwa, do tego, że nie jest sam i do tego, że Papyrus jest jaki jest. To przyzwyczajenie trzyma ich razem, a nie braterskie więzi. Tak uważała.
Do niedawna myślała, że nie jest w stanie dbać o nikogo innego poza samym sobą. Tak, dokładnie tak. Dba o Papyrusa dla samego siebie. Wie, że w tym świecie, w rzeczywistości jaka ich otacza, nikt już go nie lubi. Nikt nie spojrzy na niego życzliwie. Papyrus.. to ostatnia osoba która jest w stanie z nim wytrzymać.
Winda się zatrzymała, drzwi powoli się otworzyły skrzypiąc bardzo głośno. Znajdowali się w Prawdziwym laboratorium. Ciemnym i wilgotnym, przeraźliwie ziemnym. Szli w milczeniu obok siebie, powoli stawiając krok za krokiem. Z ich ust unosiła się para.
Pod jedną ze ścian minęli zamarznięte zwłoki psiego amalgamata. Ofiarę jej wcześniejszych eksperymentów, która po tym jak wszystko zamieniło się w piekło, była tylko problemem. Trzeba było go zabić, bo ... bo nic od siebie nie dawał, nie mógł wrócić do rodziny, był kolejną gębą do wyżywienia i co ważniejsze, ani o nim, ani o pozostałych nikt nie wiedział. Alphys dostawała racje żywnościowe takie jak wszyscy. Nie mogła go karmić, dlatego go zabiła. Tak samo jak pozostałych. Zostawiła jednak zamarznięte zwłoki aby dręczyć się, aby te nie dawały jej spokoju, aby przypominały za każdym razem, jak tam schodzi - o jej prawdziwej naturze. Nie była Mesjaszem, była szumowiną najgorszego kalibru. Na panelu wystukała kod dostępu i drzwi się rozsunęły.
Kilka rzędów pustych łóżek, których pożółkłe i obszarpane prześcieradła okrył szron. Tylko pod jednym coś się znajdowało. Sans podszedł i popatrzył na Alphys wyczekująco.
-W-wiesz, że to nic nie da.. - cisza - Marnujesz tylko swoją energię... - warknięcie - Sans, powinieneś zostawić to, odpuścić. Ja... ja nie mam nic przeciwko, aby ... to tutaj było... ale... ale naprawdę.
-zawrzyj ryj - syknął w jej stronę zaciskając ręce na swojej siekierze - i zniknij - Za bardzo się bała, aby powiedzieć coś więcej. Zrobiła kilka kroków w tył, nadal patrząc na Sansa. Nie chciała odwrócić się do niego plecami w obawie, że ją zaatakuje. Weszła do windy i wcisnęła przycisk, lecz maszyna nie odpowiadała. Przez mróz zawsze włączała się z opóźnieniem. Przyglądała się jak Sans odgarnia prześcieradło odsłaniając zimne i lekko sine zwłoki człowieka... wyglądał tak spokojnie, jakby spał. Nie miał żadnych śladów po ranach. Nie umarł od ciosu.
Alphys pamięta, jak pewnego dnia Sans po prostu przyszedł do niej z człowiekiem na rękach. Początkowo jej głód podpowiedział jej, że upolował kolejnego i z jakichś powodów chce się nim podzielić tylko z nią. Lecz kiedy chciała dotknąć ciała, zaś w paszczy czuła jak formuje się jej ślina. Sans prawie odciął jej łapę siekierą.
- z o s t a w - tylko tyle wycharczał. Potworzyca nadal nie wie kim jest ten człowiek i dlaczego Sans tak rozpaczliwie nie pozwoli aby cokolwiek mu się stało. Pewnym jest jedno. Jest martwy. Od dawna. Tylko chłód Prawdziwego Laboratorium powstrzymał proces gnilny. Szkielet odłożył swój oręż na bok opierając go o sąsiednie łóżko. Ściągnął brudną niebieską bluzę i podnosząc uprzednio ciało jedną ręką, tak aby to było w pozycji siedzącej, zarzucił ją czule na ramiona nieboszczyka. Odgarnął włosy z twarzy, otrzepał szron z brwi i rzęs, złożył pocałunek na martwym czole. Winda się zakołysała. Ostatnim co Alphys widziała nim drzwi się zamknęły, była niebieska poświata. Sans próbował wtłoczyć swoją magię w człowiecze ciało, aby to ożyło. Niebieskie języki niczym płomienne macki oplotły kontury ich połączonych sylwetek i stanowiły jedyne światło w ciemnościach.
Drzwi się zamknęły, naukowiec oparła się plecami o ścianę zasłaniając szponami usta. Mówiła mu, że ludzie tak nie działają, nie ma w nich nic z magii i to, że ich ciała zostają, nie oznacza, że magia przywróci je do życia. Gdyby to był potwór, to byłaby szansa, że po takim zabiegu dałoby się odratować zmarłego, ale... ale nie człowieka. Sans to wiedział, powinien to wiedzieć. Był mądry. Znał się na tym. Dlaczego oszukiwał samego siebie? Dlaczego?
Winda dotarła na górę po kilku godzinach. Szkielet miał na sobie bluzę, w ręce trzymał siekierę, był zmęczony, wyraźnie wyssany i wyczerpany. Alphys chciała mu zaproponować nawet coś do jedzenia, ale jej własny głód zatrzymał słowa w paszczy. Obserwowała w milczeniu jak potwór przechodzi koło niej w stronę wyjścia.
-przyjdę za kilka dni. - I wyszedł.
Bzzzz.
Bzzzzz
BZZZZZZZ
Co? Co to?
BZZZZZ
Dzwonek do drzwi frontowych?
Bzzzz
Niech poczeka, ktokolwiek tam jest.
Bzzzzz
Nie ma sił na widzenie się teraz z kimkolwiek.
Bzzzz
Odejdź sobie.
Bzzzz
Zostaw ją.
Bzzzzz
Ona nie ma jedzenia.
Bzzzzz
Nawet gdyby miała to by się nie podzieliła.
Bzzzz.
Odejdź....
Bzzzzzzzz
Proszę...Poszedł sobie?
-al? - nie. To nie jakiś przypadkowy potwór, to Sans. No tak. O wilku mowa. Dźwignęła się na rękach od stolika i zeszła schodami na dół. Szkielet stał na środku laboratorium rozglądając się na boki. - tu jesteś. - Nie było nic sympatycznego w jego tonie głosu. Potworzyca popatrzyła na kalendarz.
-Przyszedłeś tutaj po to? - skinął głową - Sans... Ostatnio byłaś tutaj w tym celu trzy dni temu.
-i jestem znowu
-To nic nie daje...
-tego nie wiesz.
-Sans... dobrze wiesz, że...
-zaprowadź mnie tam - przerwał jej z warknięciem w głosie, jego oko zajarzyło się głębszą czerwienią. Alphys przełknęła ślinę i przytaknęła. Niechętnie poczłapała do windy i wcisnęła guzik. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się powoli, gruchocząc od rdzy. Weszła do środka, za nią szkielet.
Jazda w dół.
-Więc... co u twojego brata? - uśmiechnęła się, nic nie odpowiedział. Cóż. Tak samo oschły jak zawsze. To dlatego nie można było nawiązać z nim żadnego porozumienia. Po tym jak Undyne rozwaliła jego czaszkę, zachowuje się tak jakby postradał zdrowe zmysły. No, przynajmniej to co z nich zostało. Opryskliwy, chamski, milczący gbur. Pozbawiony nadziei, humoru, pełen nienawiści, żalu, rozpaczy. Protekcjonalny wobec brata jak dawniej, lecz Alphys miała wrażenie, że nie ma w tym ani grosza miłości. Raczej... przyzwyczajenie. Sans przyzwyczaił się troszczyć o młodszego brata i przyzwyczaił się do jego towarzystwa, do tego, że nie jest sam i do tego, że Papyrus jest jaki jest. To przyzwyczajenie trzyma ich razem, a nie braterskie więzi. Tak uważała.
Do niedawna myślała, że nie jest w stanie dbać o nikogo innego poza samym sobą. Tak, dokładnie tak. Dba o Papyrusa dla samego siebie. Wie, że w tym świecie, w rzeczywistości jaka ich otacza, nikt już go nie lubi. Nikt nie spojrzy na niego życzliwie. Papyrus.. to ostatnia osoba która jest w stanie z nim wytrzymać.
Winda się zatrzymała, drzwi powoli się otworzyły skrzypiąc bardzo głośno. Znajdowali się w Prawdziwym laboratorium. Ciemnym i wilgotnym, przeraźliwie ziemnym. Szli w milczeniu obok siebie, powoli stawiając krok za krokiem. Z ich ust unosiła się para.
Pod jedną ze ścian minęli zamarznięte zwłoki psiego amalgamata. Ofiarę jej wcześniejszych eksperymentów, która po tym jak wszystko zamieniło się w piekło, była tylko problemem. Trzeba było go zabić, bo ... bo nic od siebie nie dawał, nie mógł wrócić do rodziny, był kolejną gębą do wyżywienia i co ważniejsze, ani o nim, ani o pozostałych nikt nie wiedział. Alphys dostawała racje żywnościowe takie jak wszyscy. Nie mogła go karmić, dlatego go zabiła. Tak samo jak pozostałych. Zostawiła jednak zamarznięte zwłoki aby dręczyć się, aby te nie dawały jej spokoju, aby przypominały za każdym razem, jak tam schodzi - o jej prawdziwej naturze. Nie była Mesjaszem, była szumowiną najgorszego kalibru. Na panelu wystukała kod dostępu i drzwi się rozsunęły.
Kilka rzędów pustych łóżek, których pożółkłe i obszarpane prześcieradła okrył szron. Tylko pod jednym coś się znajdowało. Sans podszedł i popatrzył na Alphys wyczekująco.
-W-wiesz, że to nic nie da.. - cisza - Marnujesz tylko swoją energię... - warknięcie - Sans, powinieneś zostawić to, odpuścić. Ja... ja nie mam nic przeciwko, aby ... to tutaj było... ale... ale naprawdę.
-zawrzyj ryj - syknął w jej stronę zaciskając ręce na swojej siekierze - i zniknij - Za bardzo się bała, aby powiedzieć coś więcej. Zrobiła kilka kroków w tył, nadal patrząc na Sansa. Nie chciała odwrócić się do niego plecami w obawie, że ją zaatakuje. Weszła do windy i wcisnęła przycisk, lecz maszyna nie odpowiadała. Przez mróz zawsze włączała się z opóźnieniem. Przyglądała się jak Sans odgarnia prześcieradło odsłaniając zimne i lekko sine zwłoki człowieka... wyglądał tak spokojnie, jakby spał. Nie miał żadnych śladów po ranach. Nie umarł od ciosu.
Alphys pamięta, jak pewnego dnia Sans po prostu przyszedł do niej z człowiekiem na rękach. Początkowo jej głód podpowiedział jej, że upolował kolejnego i z jakichś powodów chce się nim podzielić tylko z nią. Lecz kiedy chciała dotknąć ciała, zaś w paszczy czuła jak formuje się jej ślina. Sans prawie odciął jej łapę siekierą.
- z o s t a w - tylko tyle wycharczał. Potworzyca nadal nie wie kim jest ten człowiek i dlaczego Sans tak rozpaczliwie nie pozwoli aby cokolwiek mu się stało. Pewnym jest jedno. Jest martwy. Od dawna. Tylko chłód Prawdziwego Laboratorium powstrzymał proces gnilny. Szkielet odłożył swój oręż na bok opierając go o sąsiednie łóżko. Ściągnął brudną niebieską bluzę i podnosząc uprzednio ciało jedną ręką, tak aby to było w pozycji siedzącej, zarzucił ją czule na ramiona nieboszczyka. Odgarnął włosy z twarzy, otrzepał szron z brwi i rzęs, złożył pocałunek na martwym czole. Winda się zakołysała. Ostatnim co Alphys widziała nim drzwi się zamknęły, była niebieska poświata. Sans próbował wtłoczyć swoją magię w człowiecze ciało, aby to ożyło. Niebieskie języki niczym płomienne macki oplotły kontury ich połączonych sylwetek i stanowiły jedyne światło w ciemnościach.
Drzwi się zamknęły, naukowiec oparła się plecami o ścianę zasłaniając szponami usta. Mówiła mu, że ludzie tak nie działają, nie ma w nich nic z magii i to, że ich ciała zostają, nie oznacza, że magia przywróci je do życia. Gdyby to był potwór, to byłaby szansa, że po takim zabiegu dałoby się odratować zmarłego, ale... ale nie człowieka. Sans to wiedział, powinien to wiedzieć. Był mądry. Znał się na tym. Dlaczego oszukiwał samego siebie? Dlaczego?
Winda dotarła na górę po kilku godzinach. Szkielet miał na sobie bluzę, w ręce trzymał siekierę, był zmęczony, wyraźnie wyssany i wyczerpany. Alphys chciała mu zaproponować nawet coś do jedzenia, ale jej własny głód zatrzymał słowa w paszczy. Obserwowała w milczeniu jak potwór przechodzi koło niej w stronę wyjścia.
-przyjdę za kilka dni. - I wyszedł.
Nie popełnię tego samego błędu co ostatnio. Mam parszywy humor i nie chcę go sobie zepsuć jeszcze bardziej, więc zostawię to sobie do przeczytania na późny wieczór skarbie :*
OdpowiedzUsuń*Tuli mocno* Jak chcesz pogadać to napisz do mnie prywatnie na discordzie. Jestem tam ninja, więc jestem, ale mnie nie ma. <3
UsuńAaalbo na sms xD Choć wiesz z jaką częstotliwością odpisuję >.>
UsuńNieeeee nic się nie dzieje złegooo. Ale i tak do ciebie potem zagadam, więc się mnie spodziewaj XD
UsuńMimo obaw nie rozkleiłam się. Raczej rozczuliłam. :)
UsuńTo jest mega urocze *.* Smutne, ale urocze.
OdpowiedzUsuńA, dobry pomysł, żeby czymś rzucić ;p
*rzuca w Yumi kolorowym bukietem kwiatów*
*Obrywa w czoło i umiera*
UsuńO nie! Jak to się stało?! 😱
Usuń*Kradnie Friskowi moc zapisu i szuka najbliższego momentu do wczytania. Tym razem kładzie bukiet pod nogi.*
Grzeczne kwiatki, nie zabijajcie już Yumi >.>
O mój Borze iglasty, no, nie spodziewałam się tego po nim. To było takie... rozczulające? Urocze? Słodkie? Nie wiem, ciężko mi ubrać w słowa, to, co poczułam czytając. Naprawdę ciekawie został przedstawiony Horrorek, sama za nim aż tak nie przepadam, ale tutaj...? Aż się uśmiechnęłam, chociaż było to również w pewien sposób takie smutne. To jak próbuje i próbuje, chociaż... prawdopodobnie nigdy nic nie wskóra. Od tej czułości aż tak mi milusio<3
OdpowiedzUsuńJesteś neeeeeekro maniakiem xD
UsuńAww, biedny Sansik :c Nieeee mam pojęcia czemu, ale uwielbiam takie one - shoty ^^
OdpowiedzUsuńJa też nie mam pojęcia czemu >.>
UsuńBoże ja uwielbiam takie opowiadania to było takie słotkie (i co to znaczy "nekro"?) Yumi najwspanialsza polska pisarko (i tłumaczu) powiedz czy będą jeszcze jakieś one-shoty z horrorem (Sansem) jako takiego (uroczego) szkieleta albo pokażesz co stało się wcześniej zanim przyszedł z człowiekiem do Al
OdpowiedzUsuń- N.
Opłacało się czekać pół dnia :-D
Usuń- CJ
Wątpię bym wróciła do tej historii. To coś co narodziło się w mojej głowie, kiedy leżałam na kanapie zdjęta paskudną migreną. Niczego nie obiecuję - jak zawsze.
UsuńNekro - jest to generalnie wyraz poprzedzający wszystko to co ma coś wspólnego ze śmiercią, zwłokami albo grobem. Np nekrofil - w przypadku kogoś kto lubi erm uprawiać seks ze zwłokami. Albo nekromanta - to postać w wierzeniach, która umiała przywracać zmarłych do życia... znaczy się taka armia zombie na rozkazy. Stąd na cmentarze mówi się "nekropolia" czyli "miasto trupów/zmarłych/śmierci" Albo w gazetach były kiedyś ogłoszenia mówiące kiedy kto umarł i kiedy pogrzeb i to nazywało się "nekrologi".
Nie wiem czemu, ale po przeczytaniu tego poczułam się obserwowana :T Takie dziwne odczucie...
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jak zawsze świetne^^
Intrygująca historia
OdpowiedzUsuń