Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet.
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka.
Rozdziały +18 będą oznaczone: ♥
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział VIII (obecnie czytany)
Jakiś tydzień później udałaś się na randkę z Sansem do lokalnego obserwatorium położonego na niewielkiej górce przed miastem. Żadne z was nie miało samochodu, Ty powiedziałaś stanowcze nie teleportacji, zaś on stanowcze nie, wędrówce pieszo. Całe szczęście kilka razy w ciągu dnia kursował autobus który dowiózł was na miejsce. Nie mogłaś przypomnieć sobie ostatniego razu kiedy byłaś w obserwatorium czy jakimkolwiek muzeum, naprawdę. Przyglądałaś się wszystkiemu z dziecięcą fascynacją odkrywając na nowo jak ciekawy wydaje się wszechświat. Podziwiałaś ogrom gwiazdy Antares* nawet nie skupiając się nad zapamiętaniem liczb. Właściwie nic nie rozumiałaś z tego o czym mówił przewodnik czy tabliczki. Ale Sans tak. Ostatecznie zrobił Ci krótki spacerek, komentując ciekawsze okazy i pokazując w jaki sposób działają różne rzeczy w kosmosie tak prostym językiem, że każdy gdyby słuchał, zrozumiałby skomplikowane procesy fizyczne. Musi być dobrym doktorantem, myślałaś z dumą.
Chciałaś złapać go za rękę. Mówiłaś do siebie, że przecież Cię lubi, uprawialiście seks, nie bój się... i z szybko bijącym sercem wślizgnęłaś swoją dłoń w jego. Zamarł na sekundę, a potem powoli zacisnął swoje palce dookoła Twoich, niewielki uśmiech wstąpił na jego twarz. No i potem znowu gadał o nauce tak, jakby nic się nie stało, tak jakbyście robili to tysiące razy. Czułaś na sobie wzrok innych odwiedzających, zarówno ludzi jak i potworów, ale oboje udawaliście, że nie zauważacie nic z tych rzeczy. Nie puszczałaś go długo. Miał zimne palce, jak zawsze, no i świadomość jak ciepła musisz mu się wydawać była przyjemna i sprawiała, że się cieszyłaś. Przejechałaś kciukiem czule po wierzchu jego dłoni na co on w odpowiedzi lekko ścisną mocniej swoją.
Był poniedziałek przed zajęciami, wraz z kilkoma kolegami z roku siedzieliście przed budynkiem jedząc śniadanie. Chłopak Connie był z innego wydziału, więc kręciło się dookoła dużo różnych ludzi, no i pierwszaków. Opowiadałaś koleżance o książkach jakie Sans Ci pożyczył. Już miała rzucić jakiś dwuznaczny komentarz sugestywnie poruszając brwiami kiedy zatrzymała się w połowie
-Nie pierdol – otworzyła szerzej oczy – Naprawdę są z Podziemia? Jak wyglądają? Pewnie mają dziwne informacje
-Niektóre z tych co czytałam są całkiem dziwne, ale oni uczyli się języka ze śmieci jakie wpadły do nich, więc wiele ma w sobie jeszcze stary żargon. To tak, jakbym czytała książki z lat młodości naszych dziadków, albo i jeszcze dalej. - zachichotała
-Ty szczwany dupku, musisz mi pożyczyć je
-Może. Wpierw będę musiała poprosić o pozwolenie
-Jasne, niech twoja kosteczka zacznie robić karty biblioteczne
-Ej, patrzcie, KościoBracia! - obie podniosłyście wzrok zaskoczone komentarzem jakiegoś studenta. Patrzył na drugą stronę kampusu, gdzie po chodniku powoli szły dwa kościotrupy. Jeden z nich to był Sans, drugi, znacznie wyższy musiał być Papyrusem. Gestykulował dramatycznie, podczas kiedy Sans po prostu patrzył przed siebie ze spokojnym wyrazem twarzy. Uśmiechnęłaś się do siebie. Rzucali się w oczy. Franklin, chłopak Connie zaśmiał się
-Chodzę z tym mniejszym do 210B
-Ja też – fuknął jego znajomy – To dupek
-Co?! - rzucił Franklin – Nie lubisz go? Przecież to taki śmieszny koleś
-Ta, jasne, ale... przegiął zasypiając na zajęciach cztery razy
-Widziałem jak ty zasypiałeś na zajęciach więcej niż cztery razy
-No weź, to co innego! - Słuchałaś rozmowy z zainteresowaniem i szerokim uśmiechem. Wszystko to o czym mówili pasowało ci do Sansa. Choć, będziesz musiała go opieprzyć o to, że usypiał na wykładach. Lecz Twoje uszy wyłapały coś innego
-...Dostał swój gabinet... – powiedział jeden ze starszych studentów. Bez pomyślunku chwyciłaś Franklina za rękaw i pociągnęłaś w swoją stronę.
-Powiedziałeś, że chodzisz z nim na zajęcia, to twój kolega, tak?
-Nie – mruknął zaskoczony – To mój profesor. - O.... mój... Boże...
-CO?! - pisnęłaś. Słyszałaś, jak Connie zalewa się śmiechem.
-Znasz go? - zapytał Frank
-O tak, zna go bardzo... dogłębnie – rzuciła między salwami śmiechu Twoja koleżanka
-O! - Frank wyszczerzył się szeroko patrząc na Ciebie – Więc to jest ten szkielet? - schowałaś twarz w dłoniach, zaś Connie rechotała jeszcze głośniej. Chcesz ją zabić.
-Myślałam, że to był doktorant... - mruknęłaś w ręce
-Rany! - Connie klepała Cię w ramię, lecz za mocno się śmiała aby cokolwiek powiedzieć. Patrzyłaś na nią. Wyglądała tak, jakby zaraz miała umrzeć ze śmiechu. Nigdy nie da Ci o tym zapomnieć. - Nie wiedziałaś?! - rzuciła w końcu – Frank również się głośno śmiał
-Wiesz, mój kolega jest w jego klasie, no i tam stoi
-Nie – zaczęłaś, ale było za późno
-Ej Chang! Chodź no tutaj! - krzyknął Frank. Warknęłaś, Connie sapała łapiąc powietrze, lecz zaraz potem znowu się śmiała. Chang podszedł do Franka przyglądając się scenie z zaciekawieniem
-Co tam?
-Ten szkielet to twój promotor, tak?
-Kto, Sans? - zapytał szczerząc się – O tak, jest świetny. Bardzo wyluzowany.... nawet.. za bardzo, ale mi to nie przeszkadza. Raz czy dwa razy nawet się z nim ćpałem
-I jak było? - rzuciła Connie. Chłopak się zaśmiał.
-Poziom jego dowcipów się podniósł... To ciekawy gość, bardzo mądry, naprawdę. To ten typ z którym nie każdy umie pracować, być może dlatego nie zgadza się być dla większości promotorem. - machnął ręką – No i wiesz, umie czarować. To zawsze coś ciekawego, choć nie chwali się tym na wszystkich zajęciach. A szkoda.
-Słyszałam, że niektórzy go nie lubią – powiedziała Connie, zerknęłaś na nią, ale ona tylko Ci mrugnęła. Chang zaczął rechotać i tłumaczyć tak, jakby mówił o oczywistości.
-Dobra, kryje się za tym pewna historia. Kojarzycie Marinę Girodano? Ja i jej kumpela chodzimy razem do 240A. Sans miał mieć z nami zajęcia pierwszego dnia i był to pierwszy wykład. Sala była niewielka, no i trzeba było zająć pierwsze krzesełka, wiesz? - Nie wiesz, ale przytaknęłaś – Marina usiadła i nagle przez całą salę słychać było głośne pierdnięcie, podskoczyła przestraszona. Kiedy się odwróciła, zobaczyła pod siedzeniem pierdoloną poduszkę pierdziuszkę. Popatrzyłem na Sansa, a on pokładał się na biurku ze śmiechu – Chang zaczął się śmiać wspominając tę chwilę – Marina była wkurwiona i dosłownie wybiegła z sali wykładowej. Sans poczuł się źle i próbował ją złapać, ale nadal się śmiał z całej sytuacji, więc to nic nie poprawiło. - Najgorszą częścią całej tej historii było to, że to faktycznie w stylu Sansa. Nawet poduszki pierdziuszki się po nim spodziewałaś... No i to zasypianie na zajęciach... Ale... on kurwa jest profesorem!
-Fajna historia – Connie popatrzyła na Ciebie z przebiegłym uśmieszkiem
-Dobra, a dlaczego pytacie? - Chang pochylił się w Twoją stronę – Znasz go?
-Connie – jęknęłaś, lecz dziewczyna była szybsza
-Leci na niego – rzuciła szybko i głośno. Chłopak wyglądał na zaskoczonego, a potem znowu się śmiał.
-Kurwa, poważnie? No to jedziesz maleńka!
-Powinna, naprawdę? - zapytała Connie
-Wiesz, nie wiem – Chang nadal się śmiał, ale już spokojniej – To dziwny koleś. Nie lubi mówić o siebie. Czasami bez powodu nie przychodzi na zajęcia i nie tłumaczy się – wzruszył ramionami – To miły typ, naprawdę. Pewnie ma wiele na głowie, jak każdy – zmarszczył brwi – No i to szkielet... nie wiem czy może... no wiesz... - Znowu schowałaś twarz w dłonie, Connie pokładała się na trawie ze śmiechu.
-Nie pierdol – otworzyła szerzej oczy – Naprawdę są z Podziemia? Jak wyglądają? Pewnie mają dziwne informacje
-Niektóre z tych co czytałam są całkiem dziwne, ale oni uczyli się języka ze śmieci jakie wpadły do nich, więc wiele ma w sobie jeszcze stary żargon. To tak, jakbym czytała książki z lat młodości naszych dziadków, albo i jeszcze dalej. - zachichotała
-Ty szczwany dupku, musisz mi pożyczyć je
-Może. Wpierw będę musiała poprosić o pozwolenie
-Jasne, niech twoja kosteczka zacznie robić karty biblioteczne
-Ej, patrzcie, KościoBracia! - obie podniosłyście wzrok zaskoczone komentarzem jakiegoś studenta. Patrzył na drugą stronę kampusu, gdzie po chodniku powoli szły dwa kościotrupy. Jeden z nich to był Sans, drugi, znacznie wyższy musiał być Papyrusem. Gestykulował dramatycznie, podczas kiedy Sans po prostu patrzył przed siebie ze spokojnym wyrazem twarzy. Uśmiechnęłaś się do siebie. Rzucali się w oczy. Franklin, chłopak Connie zaśmiał się
-Chodzę z tym mniejszym do 210B
-Ja też – fuknął jego znajomy – To dupek
-Co?! - rzucił Franklin – Nie lubisz go? Przecież to taki śmieszny koleś
-Ta, jasne, ale... przegiął zasypiając na zajęciach cztery razy
-Widziałem jak ty zasypiałeś na zajęciach więcej niż cztery razy
-No weź, to co innego! - Słuchałaś rozmowy z zainteresowaniem i szerokim uśmiechem. Wszystko to o czym mówili pasowało ci do Sansa. Choć, będziesz musiała go opieprzyć o to, że usypiał na wykładach. Lecz Twoje uszy wyłapały coś innego
-...Dostał swój gabinet... – powiedział jeden ze starszych studentów. Bez pomyślunku chwyciłaś Franklina za rękaw i pociągnęłaś w swoją stronę.
-Powiedziałeś, że chodzisz z nim na zajęcia, to twój kolega, tak?
-Nie – mruknął zaskoczony – To mój profesor. - O.... mój... Boże...
-CO?! - pisnęłaś. Słyszałaś, jak Connie zalewa się śmiechem.
-Znasz go? - zapytał Frank
-O tak, zna go bardzo... dogłębnie – rzuciła między salwami śmiechu Twoja koleżanka
-O! - Frank wyszczerzył się szeroko patrząc na Ciebie – Więc to jest ten szkielet? - schowałaś twarz w dłoniach, zaś Connie rechotała jeszcze głośniej. Chcesz ją zabić.
-Myślałam, że to był doktorant... - mruknęłaś w ręce
-Rany! - Connie klepała Cię w ramię, lecz za mocno się śmiała aby cokolwiek powiedzieć. Patrzyłaś na nią. Wyglądała tak, jakby zaraz miała umrzeć ze śmiechu. Nigdy nie da Ci o tym zapomnieć. - Nie wiedziałaś?! - rzuciła w końcu – Frank również się głośno śmiał
-Wiesz, mój kolega jest w jego klasie, no i tam stoi
-Nie – zaczęłaś, ale było za późno
-Ej Chang! Chodź no tutaj! - krzyknął Frank. Warknęłaś, Connie sapała łapiąc powietrze, lecz zaraz potem znowu się śmiała. Chang podszedł do Franka przyglądając się scenie z zaciekawieniem
-Co tam?
-Ten szkielet to twój promotor, tak?
-Kto, Sans? - zapytał szczerząc się – O tak, jest świetny. Bardzo wyluzowany.... nawet.. za bardzo, ale mi to nie przeszkadza. Raz czy dwa razy nawet się z nim ćpałem
-I jak było? - rzuciła Connie. Chłopak się zaśmiał.
-Poziom jego dowcipów się podniósł... To ciekawy gość, bardzo mądry, naprawdę. To ten typ z którym nie każdy umie pracować, być może dlatego nie zgadza się być dla większości promotorem. - machnął ręką – No i wiesz, umie czarować. To zawsze coś ciekawego, choć nie chwali się tym na wszystkich zajęciach. A szkoda.
-Słyszałam, że niektórzy go nie lubią – powiedziała Connie, zerknęłaś na nią, ale ona tylko Ci mrugnęła. Chang zaczął rechotać i tłumaczyć tak, jakby mówił o oczywistości.
-Dobra, kryje się za tym pewna historia. Kojarzycie Marinę Girodano? Ja i jej kumpela chodzimy razem do 240A. Sans miał mieć z nami zajęcia pierwszego dnia i był to pierwszy wykład. Sala była niewielka, no i trzeba było zająć pierwsze krzesełka, wiesz? - Nie wiesz, ale przytaknęłaś – Marina usiadła i nagle przez całą salę słychać było głośne pierdnięcie, podskoczyła przestraszona. Kiedy się odwróciła, zobaczyła pod siedzeniem pierdoloną poduszkę pierdziuszkę. Popatrzyłem na Sansa, a on pokładał się na biurku ze śmiechu – Chang zaczął się śmiać wspominając tę chwilę – Marina była wkurwiona i dosłownie wybiegła z sali wykładowej. Sans poczuł się źle i próbował ją złapać, ale nadal się śmiał z całej sytuacji, więc to nic nie poprawiło. - Najgorszą częścią całej tej historii było to, że to faktycznie w stylu Sansa. Nawet poduszki pierdziuszki się po nim spodziewałaś... No i to zasypianie na zajęciach... Ale... on kurwa jest profesorem!
-Fajna historia – Connie popatrzyła na Ciebie z przebiegłym uśmieszkiem
-Dobra, a dlaczego pytacie? - Chang pochylił się w Twoją stronę – Znasz go?
-Connie – jęknęłaś, lecz dziewczyna była szybsza
-Leci na niego – rzuciła szybko i głośno. Chłopak wyglądał na zaskoczonego, a potem znowu się śmiał.
-Kurwa, poważnie? No to jedziesz maleńka!
-Powinna, naprawdę? - zapytała Connie
-Wiesz, nie wiem – Chang nadal się śmiał, ale już spokojniej – To dziwny koleś. Nie lubi mówić o siebie. Czasami bez powodu nie przychodzi na zajęcia i nie tłumaczy się – wzruszył ramionami – To miły typ, naprawdę. Pewnie ma wiele na głowie, jak każdy – zmarszczył brwi – No i to szkielet... nie wiem czy może... no wiesz... - Znowu schowałaś twarz w dłonie, Connie pokładała się na trawie ze śmiechu.
Miałaś się spotkać z Sansem wieczorem w bibliotece w skrzydle fizyki, aby razem popracować, ale nie miałaś zielonego pojęcia co mu powiedzieć. Zagłębiałaś się w myślach próbując sobie przypomnieć jego kłamstwo o tym, że jest doktorantem. Ale nic nie znajdowałaś. Nie musiał tego mówić. Po prostu przyjęłaś, że musi nim być, bo jaki kurwa profesor będzie pracował w kapciach w bibliotece o dziesiątej w nocy?! Weszłaś na stronę wydziału fizyki i zaczęłaś przeglądać listę wykładowców. Był tam. Miał nawet zdjęcie. Namalował sobie wąsy i brwi. Boże. No cóż, przynajmniej wiesz że zabawny jest dla każdego, nie tylko dla Ciebie. Powtarzałaś sobie, że to nic nie zmienia. To nadal ten sam facet. Tylko.. prawdopodobnie... troszeczkę starszy niż przypuszczałaś. Czy to nie było nielegalne?! Nie, kurwa mać, nie byłaś już pod paragrafem**, to nic dziwnego. Mogłaś spać z kim tylko chciałaś. Prawda?
Serio, fakt że umawiasz się z pierdolonym kościotrupem powinien być dziwniejszy niż to, że ten kościotrup prawdopodobnie otrzymał dofinansowanie na badania w wysokości miliona dolarów jako profesor... Kiedy weszłaś do biblioteki nie miałaś pojęcia co powiedzieć, cokolwiek nie wpadło Ci do głowy wydawało się nieodpowiednie, zaś kiedy zauważyłaś go siedzącego na tej samej pufie co zawsze... kiedy jego oczy zajaśniały mocniej gdy Cię zobaczył...
-Jesteś wykładowcą?! - nie wiedziałaś, że to mówisz, póki nie usłyszałaś swój pełen złości głos. Natychmiast przybrał minę winnego. Jego uśmiech zniknął i odwrócił wzrok.
-uh... tak... -Przynajmniej był szczery. Poczułaś się troszeczkę lepiej. Chodziłaś po pomieszczeniu starając się poukładać w kupę kolejne słowa. Jego wzrok śledził Cię uważnie. W końcu odwróciłaś się w jego stronę
-Ile masz lat?
-w ludzkich czy potworzych latach? - zapytał nerwowo
-Mniejsza – machnęłaś ręką – Nie chcę wiedzieć, prawda?
-uh.. - wziął wdech – słucha...
-Wiedziałeś, że brałam cię za doktoranta! - podeszłaś do niego. Patrzyliście się na siebie przez kilka sekund, a potem znowu uciekł wzrokiem
-....tak – przyznał – ale w międzyczasie zrozumiałem, że ty... uh... to dziwne...
-Hhhh, nie wierzę – westchnęłaś zrezygnowana. Znowu dreptałaś.
-słuchaj – zaczął znowu – masz jakieś dwadzieścia pięć lat, prawda? jesteś dorosłą kobietą, czy to naprawdę jest aż tak poważną sprawą?
-Ale ja nie czuję się jak dorosła! - odwróciłaś się w jego stronę
-popatrz na mnie – wskazał na siebie palcami – myślisz, że ja się czuję jak dorosły? - Popatrzyłaś na jego niebieską bluzę, stare buty i wiedziałaś, że ma rację. Zmarszczyłaś brwi podejrzliwie.
-Skąd wiesz ile mam lat?
-zgadłem – nadal się na niego patrzyłaś, po chwili zrobił się jakby mniejszy w siedzeniu i odwrócił trzeci raz wzrok – twoje cv było w bazie danych
-Szukałeś mnie – to Cię zaskoczyło. Twoja złość powoli zaczynała znikać. Nie wydaje Ci się, aby chciał Cię celowo oszukać, Chang mówił że jest to typ który nie mówi zbyt wiele o sobie, no a cała ta sytuacja jest wynikiem błędu w komunikacji. Nie o to naprawdę chodziło, prawda? Wiedziałaś, na co jesteś wściekła, czułaś się zawstydzona. Przez ten cały czas myślałaś, że uważa Cię za „fajnego człowieka” albo może „mądrą i atrakcyjną przyjaciółkę” teraz uważasz, że bliżej Ci do „głupiego szczyla” albo „bezczelnego smarkacza”. W głowie prześledziłaś wszystkie wspólne rozmowy i zrozumiałaś, jak głupia się wydawałaś.
-...przepraszam – zaskoczył Cię. Nie patrzyłaś na niego, ale jakoś te małe, ciche przeprosiny były wystarczające, aby pozbyć się resztek Twojego gniewu. Westchnęłaś ciężko chcąc po prostu usiąść na kanapie razem z nim.
-Pewnie mnie poniosło – zaśmiał się słabo
-wiem, musiałem cię nastraszyć...
-Zamknij się pustaku – śmiał się głośniej. Potrząsnęłaś głową i podeszłaś do niego powoli. - Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy i nazwałeś mnie „dzieciakiem” myślałam, że byłeś po prostu protekcjonalny...
-bo byłem – przyznał – ty nazwałaś jednego ze studentów małym skurwysynem – Ałś, dobra, rozumiesz. - ale wiem, że tak naprawdę o nim nie myślisz – No, twoi studenci nie są bardzo młodsi od ciebie. Więc Ty też nie powinnaś czuć się młodsza od niego? O to chodziło?
-Możesz przestać się wymądrzać? - mruknęłaś – Pogarszasz sprawę. - Jego salwa śmiechu zniszczyła napięcie między wami. Poczułaś ulgę, że jest szczęśliwy po całej tej stresującej sytuacji. Miałaś nadzieję, że rzeczy wrócą do normy.
-nie wiedziałem jak ci powiedzieć – nadal chichotał – wiedziałem, ze to dziwne, po prostu.. myślę, że jesteś naprawdę mądra i zabawna i ja...
-Naprawdę? - niedowierzanie w głosie sprawiło, że śmiał się jeszcze głośniej
-i jesteś naprawdę słodka – wyszczerzył się jak głupiec. Wypuściłaś powietrze zawstydzona odwracając wzrok, lecz przysunęłaś się bliżej aż stykaliście się ramionami. Jego mruknięcie sprawiło, e poczułaś się lepiej. Położyłaś głowę na jego ramieniu. Nagle, znacznie wolniej niż mogłabyś przypuszczać, odetchnął z ulgą.
-Dobra, masz rację. Jestem dorosła i mogę umawiać się z kim chcę – zaśmiał się cicho. Położył rękę na Twojej talii i pochylił się przystawiając zęby do Twojego ucha
-ale jak chcesz mogę nazywać cię swoją „dzieciną” wiesz? - jego niski, zachrypnięty głos sprawił, że miałaś ochotę krzyknąć tak.
-Absolutnie nie – fuknęłaś, aż się zaśmiał. Czułaś wibracje jego żeber na swoim boku, każdą maleńką kosteczkę. Cóż, wiedziałaś, że raczej dzisiaj nie będziecie pracować. Popatrzyłaś na jego twarz oddalając się troszeczkę. Przystawił palce do zębów szczerząc się szeroko. Wyglądał uroczo.
-Jesteś wykładowcą?! - nie wiedziałaś, że to mówisz, póki nie usłyszałaś swój pełen złości głos. Natychmiast przybrał minę winnego. Jego uśmiech zniknął i odwrócił wzrok.
-uh... tak... -Przynajmniej był szczery. Poczułaś się troszeczkę lepiej. Chodziłaś po pomieszczeniu starając się poukładać w kupę kolejne słowa. Jego wzrok śledził Cię uważnie. W końcu odwróciłaś się w jego stronę
-Ile masz lat?
-w ludzkich czy potworzych latach? - zapytał nerwowo
-Mniejsza – machnęłaś ręką – Nie chcę wiedzieć, prawda?
-uh.. - wziął wdech – słucha...
-Wiedziałeś, że brałam cię za doktoranta! - podeszłaś do niego. Patrzyliście się na siebie przez kilka sekund, a potem znowu uciekł wzrokiem
-....tak – przyznał – ale w międzyczasie zrozumiałem, że ty... uh... to dziwne...
-Hhhh, nie wierzę – westchnęłaś zrezygnowana. Znowu dreptałaś.
-słuchaj – zaczął znowu – masz jakieś dwadzieścia pięć lat, prawda? jesteś dorosłą kobietą, czy to naprawdę jest aż tak poważną sprawą?
-Ale ja nie czuję się jak dorosła! - odwróciłaś się w jego stronę
-popatrz na mnie – wskazał na siebie palcami – myślisz, że ja się czuję jak dorosły? - Popatrzyłaś na jego niebieską bluzę, stare buty i wiedziałaś, że ma rację. Zmarszczyłaś brwi podejrzliwie.
-Skąd wiesz ile mam lat?
-zgadłem – nadal się na niego patrzyłaś, po chwili zrobił się jakby mniejszy w siedzeniu i odwrócił trzeci raz wzrok – twoje cv było w bazie danych
-Szukałeś mnie – to Cię zaskoczyło. Twoja złość powoli zaczynała znikać. Nie wydaje Ci się, aby chciał Cię celowo oszukać, Chang mówił że jest to typ który nie mówi zbyt wiele o sobie, no a cała ta sytuacja jest wynikiem błędu w komunikacji. Nie o to naprawdę chodziło, prawda? Wiedziałaś, na co jesteś wściekła, czułaś się zawstydzona. Przez ten cały czas myślałaś, że uważa Cię za „fajnego człowieka” albo może „mądrą i atrakcyjną przyjaciółkę” teraz uważasz, że bliżej Ci do „głupiego szczyla” albo „bezczelnego smarkacza”. W głowie prześledziłaś wszystkie wspólne rozmowy i zrozumiałaś, jak głupia się wydawałaś.
-...przepraszam – zaskoczył Cię. Nie patrzyłaś na niego, ale jakoś te małe, ciche przeprosiny były wystarczające, aby pozbyć się resztek Twojego gniewu. Westchnęłaś ciężko chcąc po prostu usiąść na kanapie razem z nim.
-Pewnie mnie poniosło – zaśmiał się słabo
-wiem, musiałem cię nastraszyć...
-Zamknij się pustaku – śmiał się głośniej. Potrząsnęłaś głową i podeszłaś do niego powoli. - Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy i nazwałeś mnie „dzieciakiem” myślałam, że byłeś po prostu protekcjonalny...
-bo byłem – przyznał – ty nazwałaś jednego ze studentów małym skurwysynem – Ałś, dobra, rozumiesz. - ale wiem, że tak naprawdę o nim nie myślisz – No, twoi studenci nie są bardzo młodsi od ciebie. Więc Ty też nie powinnaś czuć się młodsza od niego? O to chodziło?
-Możesz przestać się wymądrzać? - mruknęłaś – Pogarszasz sprawę. - Jego salwa śmiechu zniszczyła napięcie między wami. Poczułaś ulgę, że jest szczęśliwy po całej tej stresującej sytuacji. Miałaś nadzieję, że rzeczy wrócą do normy.
-nie wiedziałem jak ci powiedzieć – nadal chichotał – wiedziałem, ze to dziwne, po prostu.. myślę, że jesteś naprawdę mądra i zabawna i ja...
-Naprawdę? - niedowierzanie w głosie sprawiło, że śmiał się jeszcze głośniej
-i jesteś naprawdę słodka – wyszczerzył się jak głupiec. Wypuściłaś powietrze zawstydzona odwracając wzrok, lecz przysunęłaś się bliżej aż stykaliście się ramionami. Jego mruknięcie sprawiło, e poczułaś się lepiej. Położyłaś głowę na jego ramieniu. Nagle, znacznie wolniej niż mogłabyś przypuszczać, odetchnął z ulgą.
-Dobra, masz rację. Jestem dorosła i mogę umawiać się z kim chcę – zaśmiał się cicho. Położył rękę na Twojej talii i pochylił się przystawiając zęby do Twojego ucha
-ale jak chcesz mogę nazywać cię swoją „dzieciną” wiesz? - jego niski, zachrypnięty głos sprawił, że miałaś ochotę krzyknąć tak.
-Absolutnie nie – fuknęłaś, aż się zaśmiał. Czułaś wibracje jego żeber na swoim boku, każdą maleńką kosteczkę. Cóż, wiedziałaś, że raczej dzisiaj nie będziecie pracować. Popatrzyłaś na jego twarz oddalając się troszeczkę. Przystawił palce do zębów szczerząc się szeroko. Wyglądał uroczo.
Położyłaś rękę na jego kolanie. Kątem oka widziałaś, jak patrzy się na Ciebie. Przesunęłaś dłoń powoli wzdłuż jego gładkiej kości udowej, powoli wsuwając palce pod materiał spodni. Wypuścił przerywany wydech i chwycił Cię za palce przyciskając je do swojej miednicy
-gotowa spróbować jeszcze raz teleportacji? - zaśmiał się niepewnie
-Tak – szepnęłaś. Zatrzymał się na chwilę, tak jakby spodziewał się, że odmówisz. A potem objął Cię w talii.
-nie będę się śmiać jeżeli znowu będziesz rzygać
-Akurat – mruknęłaś, zachichotał
-dobra, nic nie obiecuję – i z tymi słowami, stała się ciemność, a Ty zaczęłaś spadać, spadać, spadać.
-gotowa spróbować jeszcze raz teleportacji? - zaśmiał się niepewnie
-Tak – szepnęłaś. Zatrzymał się na chwilę, tak jakby spodziewał się, że odmówisz. A potem objął Cię w talii.
-nie będę się śmiać jeżeli znowu będziesz rzygać
-Akurat – mruknęłaś, zachichotał
-dobra, nic nie obiecuję – i z tymi słowami, stała się ciemność, a Ty zaczęłaś spadać, spadać, spadać.
___________________________
*Antares - najjaśniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze Skorpiona (źródło: wikipedia)
** pod paragrafem - chodzi tutaj o to, że na amerykańskich uniwerkach jest zakazany związek wykładowcy ze studentem. Doktoranci nie podpadają pod ten zakaz. W Polsce nie jest to formalnie zakazane, lecz panuje taka niepisana zasada, że student nie powinien spotykać się ze swoim profesorem.
*Antares - najjaśniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze Skorpiona (źródło: wikipedia)
** pod paragrafem - chodzi tutaj o to, że na amerykańskich uniwerkach jest zakazany związek wykładowcy ze studentem. Doktoranci nie podpadają pod ten zakaz. W Polsce nie jest to formalnie zakazane, lecz panuje taka niepisana zasada, że student nie powinien spotykać się ze swoim profesorem.
Dobziu, naprawdę kocham to opowiadanie ^^ Och, gdyby bohaterka miała Daddy Kink XDD Nie wiem czemu, ale czytając książki, zawsze widziałam jedną bibliotekę, tę, w której szczyty regałów ginęły w ciemnościach, ze wzgledu na swą wysokość, z jednym stołem znajdującym się dokładnie naprzeciw głównego wejścia do biblioteki i żółtawym światłem ogarniającym większą jej część, które pada z dokładnie nieokreślonego punktu. Zawsze! A tutaj nagle dup, obok tego stołu pufa z sansem. Naprawdę, teraz nie będę w stanie się tego pozbyć z głowy. Pufa z sansem będzie znajdowała się w mych wyimaginowanych bibliotekach już zawsze XD
OdpowiedzUsuńSans:wiesz że mam penisa?😏
OdpowiedzUsuńTy:ta jasne😒
*ściąga spodnie i majty
Sans:widzisz? 😎
Ty:chuj widze 😑
XDDDD serio?
UsuńNo teraz poleciałaś po bancie...
Z chujem mi tu wyskakujesz?
XD
Oto lek na ślepych
UsuńSrasz i patrzysz w dół i gówno widzisz
O my God, serio? xD Sans WYKŁADOWCĄ? xD
OdpowiedzUsuńIle trzeba mieć lat? 30? 35? 40? 45? 60? 65? 70? XD
UsuńA mi się wydawało że ma 21xDDDDDDDD
Tak poza tym opowiadaniem, krąża plotki że Sans ma 26 lat a Papyrus ma 21.
UsuńAle w tym opowiadaniu, najwyraźniej, ma więcej, choć...
Dokładna ilość nie została podana. Lecz chciałabym wiedzieć...
U potworów jednak wiek działa troszeczkę inaczej, przynajmniej tak sądzę. Spójrzcie na takiego Gersona, ma na pewno ponad stówkę (a może i że dwie), ale nie jest w najgorszym stanie. Jest stary, ale prowadzi biznes i takie tam xD Myślę, że tutaj byłoby miliard różnych przeliczników, w zależności od rodzaju potwora .w.
UsuńMoże i masz racje :P
UsuńHeh
OdpowiedzUsuń