Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od
czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały
prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym
mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy
Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego
serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu,
krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan
"jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie
oznacza, że nie możesz być złośliwa.
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co
warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która
świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia,
że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś
znacznie wyższa od Sansa.
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa?
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
~Rozdziały od 1 do 40 tutaj~
Sypialnia świntucha
Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski
Dzięki, że poszedłeś ze mną (obecnie czytany)
Rozbudzone szkielety
Doświadczenie rozrywające serce
Umarłaś!
Zmysłowe zakupy
Ciekawski Sans
Miautastyczny prezent
Posępne dni [historia Muffet]
Droga do domu
Rozgrzewając atmosferę
Utknąć w rutynie
Pycha, w końcu coś kurwa smacznego!
...
Sypialnia świntucha
Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski
Dzięki, że poszedłeś ze mną (obecnie czytany)
Rozbudzone szkielety
Doświadczenie rozrywające serce
Umarłaś!
Zmysłowe zakupy
Ciekawski Sans
Miautastyczny prezent
Posępne dni [historia Muffet]
Droga do domu
Rozgrzewając atmosferę
Utknąć w rutynie
Pycha, w końcu coś kurwa smacznego!
...
Wyłączyłaś właśnie piłę łańcuchową, wcześniejsza grupa zwiedzających wyszła. Ta noc mija długo. Wywiad z potworami pracującymi w nawiedzonym domu zadziałał naprawdę dobrze. Do miasta Ebott nagle zaczęli ściągać turyści spragnieni widoku nowych potwornych obywateli, no i to dosłownie jedyna okazja, aby zapłacić za możliwość bycia przestraszonym i stanięcia twarzą w twarz z jednym. Bilety dawno wyprzedane, więc kasjerzy musieli dorabiać ręcznie nowe z numerami.
-Tsk – cmoknął przez zęby rozglądając się za kolejną grupą – Nie wiem po co tutaj przyszli, skoro nawet nie mówią po polsku* - marudził podchodząc do swojej góry kości.
-Tsk – cmoknął przez zęby rozglądając się za kolejną grupą – Nie wiem po co tutaj przyszli, skoro nawet nie mówią po polsku* - marudził podchodząc do swojej góry kości.
-Daj spokój Czacho. Chcieli cię tylko zobaczyć – podniosłaś piłę i wróciłaś na miejsce za drzwiami
-Nie jestem od oglądania tylko od straszenia. - warknął opierając się o dekorację.
-Jesteś zły, bo nie możesz mówić kawałów jeżeli nie znają polskiego
-Jestem wkurwiony bo traktują mnie jak pierdolone zwierzątko w zoo
-Ej, ja bym zapłaciła za wejście do majestatycznego szkieleciego zwierzęcego zoo
-A ja bym nawet nie chciał na to spojrzeć. - nadstawiłaś ucha czekając na krzyki i kolejną grupę
-Tylko wyobraź sobie Czacho. Przywitajcie niezwykłego szkieleta żywiącego się musztardą. Za pomocą magii może zmienić całe mieszkanie w wysypisko śmieci w zaledwie tydzień!
-Po prostu nie znasz się na sztuce – zaśmiał się cicho.
-No i żre porno
-Z-zamknij się... Nie jem tego normalnie! To tylko raz!
-O raz za dużo.
-Ah tak? A co z tobą? Przywitajcie zwariowaną debilkę, która śpiewa piosenki z gier jak idiotka w środku pierdolonej nocy.
-Zaraz... słyszałeś? - zaczął rechotać.
-Robisz za każdym razem nawet „dzyń” na końcu
-To dobra piosenka! Nie może wyjść mi z głowy!
-Śpiewasz ją od dwóch tygodni i sam znam już przez ciebie ją w całości
-Ah tak? A ja znam twoje głupie metalowe utwory, choć nawet nie lubię tego gatunku.
-Przyznaj, że poszerzam twoje horyzonty- Z korytarza dobiegł śmiech i natychmiast oboje zamilkliście. Nadchodząca grupa była całkiem głośna jak na ludzi w Nawiedzonym Domu. Pewnie to jedni z tych, których łatwo się nie przestraszy. Lecz nie znaczy, że na nich nie ma haka. Oboje weszli do pokoju. Dwóch chłopaków i dziewczyna
-Jasna cholera, przestraszyłaś się tamtego gościa!
-Nie, to nie prawda. Wiedziałam, że w tamtym obrazie jest gość
-Haha widziałem, jak odskoczyłaś ze strachu
-Straciłam na chwilę równowagę, to tyle!
-Boże, nie wierzę, że coś takiego cię przestraszyło!
-Mówiłam przecież, że nie! - Szli przez pomieszczenie nie rozglądając się. Czekałaś, aż miną kilka nagrobków nim wyłączysz im latarkę. Zatrzymali się, nie chcieli poruszać się w miejscu jakiego nie znali, w dodatku nie widząc nic przed sobą
-Cholera, popsuła się
-Dlaczego dają nam latarki, skoro nie wymieniają w nich baterii?
-Nie, mi się wydaje, że wyłączyli ją celowo, czytałem o takich miejscach w internecie
-Ciemno tutaj
-EJ! Włączcie światło! - krzyczał jeden. Sans przyglądał się grupce. Stali przed jego nagrobkiem. Po chwili kiedy pozwolił im na błądzenie w ciemnościach, sprawił, że jego źrenice zajarzyły się, oświetlając jego szeroki uśmiech na blado różowo. Zrobił krok w ich stronę.
-Pozwól że cię oświecę, potrząsanie tym nic nie naprawi – prychnął, kiedy jego widownia zmarszczyła brwi patrząc na jego ostre zęby. Gość najbliżej niego lekko podskoczył, a potem zaczął się śmiać
-Hahah, cholera! To ten szkielet! Znaleźliśmy go!
-To on? - zapytała dziewczyna stojąc za chłopakiem
-To totalnie ten typ z nagrania – powiedział gość z latarką. Uśmiech Sansa natychmiast zniknął. Cudownie... kolejna grupka debili, którzy przyszli go dręczyć.
-Koleś, twoja twarz jest prawdziwa? - zapytał ten najbliżej i przybliżył się jeszcze bardziej.
-Nie wiem włochaczku, może się przekonasz osobiście? - warknął przez wyszczerzone ostrzegawczo zęby.
-Kurwa, popatrzcie, on w środku nic nie ma! - cała trójka zwróciła wzrok na kości wystające spod dziurawego podkoszulka. - Ej... jesteś zrobiony tylko z kości, co nie? Podciągniesz podkoszulek? - gość co był bliżej, był jeszcze bliżej.
-A może ty pierwszy podniesiesz, tak abym zobaczył co tam masz? - prychnął Sans robiąc krok w tył.
-Heh heh, zabawny... jak na nagraniu! - gość co był blisko, chciał dotknąć twarzy Sansa, ale ten zrobił unik. Patrzyłaś tylko chwilę dłużej, jak Sans stał przy nagrobku, stawianie czoła grupce nie było dla niego czymś strasznym. Natychmiast włączyłaś światło i odpaliłaś piłę czekając na ich krzyki. Dziewczyna odskoczyła, gość z latarką zrobił krok do tyłu, ale ten co był najbliżej ani zdgnął, ciągle zbliżał się do Sansa. Wyciągnął rękę, aby znowu go dotknąć, lecz i tym razem Sans uniknął kontaktu. - Oj no weź, chcę cię tylko dotknąć! - śmiał się.
-Odpierdol się! - warknął Sans.
-Proszę nie dotykać aktorów! - powiedziałaś przez maskę idąc w ich stronę.
-Ale wy nas czasem dotykacie. Chcę wiedzieć, jaki on jest w dotyku – znowu wyciągnął rekę. Sans próbował uciec, ale tym razem typek złapał go za rękę.
-Kurwa puść mnie padalcu! - Sans zaczął się wyrywać.
-Jak to możliwe, że się ruszasz? Naprawdę jesteś tylko z samych kości – typek był bliżej, dokładnie przyglądał się ciału Sansa. Zareagowałaś szybciej, niż pomyślałaś.
-Powiedziałam, żeby nie dotykać aktorów – powtórzyłaś chwytając go za rękę w nadgarstku boleśnie mocno.
-Aghhh! - krzyknął ku Twojej przyjemności. Puścił Sansa i próbował Cię odepchnąć. - Kurwa, kurwa, puszczaj! - krzyczał, ale Ty tylko ścisnęłaś go mocniej. Zaczynał tańczyć z bólu.
-Ej, puść go! - odezwała się dziewczyna.
-Przestań, do diabła! - ściągnęłaś maskę i popatrzyłaś typowi w oczy
-Nie dotkniesz go już nigdy więcej – rozkazałaś. Natychmiast zadziałało.
-T-tak.... - gwałtownie odrzuciłaś jego rękę.
-A teraz, wynocha! Wszyscy, wynocha! - dosłownie ich wyganiałaś. Byłaś od nich wyższa o kilka cali.
-Pieprz się debilko – warknął gość z latarką, jego przyjaciel w milczeniu go minął i zaczął udawać się w stronę wyjścia.
-Pragnę przypomnieć, że tutaj nie wolno dotykać aktorów – próbowałaś zachować spokój w głowie.
-E-ej Scott! Zaczekaj! Gdzie idziesz? - gość z latarką biegł za typkiem.
-Powiem o tym wszystkim waszemu menadżerowi – zagroziła dziewczyna nim poszła za nimi. Słyszałaś ich kroki w korytarzu, nim zniknęli za rogiem. Jak już ich nie było, podniosłaś maskę z ziemi i popatrzyłaś na Sansa. Pocił się i patrzył na swoją rękę.
-Nic ci nie jest? Nie zranili cię... Czy twoje jedno HP ma się dobrze? - zaczęłaś nagle panikować.
-Nic mi nie jest, co do diabła! - warknął – To tylko moja ręka kretynko!
-Tak, ale..
-Nie traktuj mnie jak jakiś delikatny kwiatek – opuścił rękę i odwrócił wzrok.
-Ale... ten gość cię chwycił
-To nie pierwszy raz, kiedy banda ciekawskich debili próbowała mnie dotknąć – wyglądał na wkurwionego
-Uh... tak... w-wybacz – rzuciłaś zawstydzona
-Nie mówię o dobie głupia!
-Oh... uh... tak... Chwilę, muszę o tym powiedzieć centrali – włączyłaś radio aby powiedzieć kierownikowi o tym co zaszło. - Mieli czarne bluzy i trampki. Jeden rude włosy na żelu. Dziewczyna w szortach.
-Jesteś pewna, że Sansowi nic się nie stało? - zapytał kierownik
-Tak, nic mu nie jest
-A jego ręka?
-Um... - jesteś pewna, że nic – Czacho, jak z ręką? - zapytałaś
-Mówiłem, że kurwa dobrze!
-Mówi, że dobrze. - kierownik rozłączył się, założyłaś maskę próbując szybko przygotować się na wizytę kolejnej grupy.
-Pierdolone przepisy... - mamrotał czekając – Kurwa, powinienem mieć możliwość dokopać tym debilom.. a nie … stać... tsk...
-Wiesz, jeżeli musisz użyć magii we własnej obronie to to zrób.
-Czytałaś kiedyś wasze pierdolone papiery odnośnie nas używających magii? - warknął
-Nie, ale...
-Nie wolno nam jej używać. Całkowity zakaz.
-Ale to nie....
-Wasz rząd powiedział, że nie ma sposobu wykrycia magii, a więc nie będzie dowodów na jej zastosowanie, dlatego nie wolno nam być choćby na chwilę posądzanym o jej używanie, bo to może zaszkodzić wszystkim potworom.
-Ale, jeżeli ktoś będzie cię ranił, albo próbował zabić? - Sans westchnął
-Nie chodzi tutaj tylko o potwory, wszyscy którzy byliby posądzani o to, że używali nas, albo byli pod wpływem magii zostaliby poddani kwarantannie. Nawet król dał nam długi wykład na ten temat nim wyszliśmy.
-To jest...
-Kurewsko głupie. Myślisz, że nie wiem? - Słyszałaś krzyki w korytarzu, trwały dłużej niż zazwyczaj. Wygląda na to, że aktorzy przed wami zostali poinstruowani, aby wstrzymać kolejną grupę.
-Wiesz... Nigdy nie powiem nikomu, że używasz magii przy mnie – powiedziałaś opierając się o ścianę
-W-wiem, że nie powiesz... - odwrócił wzrok.
-I jeżeli będziesz musiał jej użyć. Nie dbam o to, śmiało, używaj jej
-Mówiłem, nie mogę...
-Będę cię kryła. Bez względu na wszystko. Sprawię, że wszyscy zapomną jeżeli będę musiała. Nie pozwól nikomu zrobić sobie krzywdę.
-Mówiłem, nie jestem żadnym delikatnym kwiatkiem
-Tak, ale nie jesteś też jakimś umięśnionym osiłkiem. Wiem, że jesteś zrobiony z magii
-Co...?
-Większość twojego ciała to magia. A skoro sprawy tak się mają...
-To nie znaczy, że jestem słaby! Mam ostre zęby i szpony!
-Tak, ale jestem przekonana, że większość ludzi jest fizycznie od ciebie silniejsza
-Mówię, nie jestem...
-Czacho... daj spokój.
-Tsk... Dam sobie radę sam... - powiedział powoli opierając się o nagrobek i odwracając wzrok. Czekaliście dalej, nasłuchując krzyków w korytarzu. Trwało to znacznie dłużej niż zwykle. - Więc.. to była twoja hipnoza, tak...? - nagle zapytał, jego czerwone ślepia zwróciły się w Twoją stronę, a na drzwi.
-Hm... tak. Niewielka próbka, aby powstrzymać tego typka
-I naprawdę na mnie nie działa?
-Nadal mi nie wierzysz?
-Skąd mam wiedzieć na bank, skoro mogłaś kazać mi zapomnieć?
-Gdybym mogła jej na tobie użyć... prawdopodobnie nie wiedziałbyś, że jestem wampirem
-....Oh... - zamilkł zdając sobie z tego sprawę.
-A... a nawet gdybym mogła jej na tobie używać, użyłabym hipnozy tylko w tym celu. Nie chcę jej używać jeżeli nie muszę.
-Dlaczego? - zapytał opierając się o dekorację – Możesz zmusić ludzi do robienia co chcesz, a oni nawet tego nie będą pamiętali.
-Zaufaj mi... to nie jest takie zabawne jakie się wydaje
-.... Ale cholernie użyteczne
-Więc... jeżeli byś tak mógł, co byś zrobił? Manipulowałbyś ludźmi aby byli tacy jak chcesz i dawali ci to co chcesz?
-Byłoby kurewsko miło, zmusić wszystkich aby się ode mnie odpierdolili.
-Hmmm...? Naprawdę? Myślisz, że to byłoby miłe?
-Tak, kurwa, tak myślę.
-Hm.. - uśmiechnęłaś się pod maską – Więc... kiedy zapukałam do twojego mieszkania i zaczęłam dręczyć. Byłoby fajnie, gdybym sobie poszła i już nigdy się do ciebie nie odezwała?
-J-ja... c.... c-cóż ja bym... - jego twarz zaczęła świecić w ciemnościach – E-ewentualnie, nadal mógłbym cię widywać... To nie może być takie proste!
-Właśnie, że może. I dlatego manipuluję ludźmi najmniej jak się da
-Tsk... dla mnie to strata czasu – Krzyki nagle zaczęły się zbliżać. Oboje wróciliście na swoje miejsca i przestaliście rozmawiać. To będzie kolejna, długa noc.
-Nie jestem od oglądania tylko od straszenia. - warknął opierając się o dekorację.
-Jesteś zły, bo nie możesz mówić kawałów jeżeli nie znają polskiego
-Jestem wkurwiony bo traktują mnie jak pierdolone zwierzątko w zoo
-Ej, ja bym zapłaciła za wejście do majestatycznego szkieleciego zwierzęcego zoo
-A ja bym nawet nie chciał na to spojrzeć. - nadstawiłaś ucha czekając na krzyki i kolejną grupę
-Tylko wyobraź sobie Czacho. Przywitajcie niezwykłego szkieleta żywiącego się musztardą. Za pomocą magii może zmienić całe mieszkanie w wysypisko śmieci w zaledwie tydzień!
-Po prostu nie znasz się na sztuce – zaśmiał się cicho.
-No i żre porno
-Z-zamknij się... Nie jem tego normalnie! To tylko raz!
-O raz za dużo.
-Ah tak? A co z tobą? Przywitajcie zwariowaną debilkę, która śpiewa piosenki z gier jak idiotka w środku pierdolonej nocy.
-Zaraz... słyszałeś? - zaczął rechotać.
-Robisz za każdym razem nawet „dzyń” na końcu
-To dobra piosenka! Nie może wyjść mi z głowy!
-Śpiewasz ją od dwóch tygodni i sam znam już przez ciebie ją w całości
-Ah tak? A ja znam twoje głupie metalowe utwory, choć nawet nie lubię tego gatunku.
-Przyznaj, że poszerzam twoje horyzonty- Z korytarza dobiegł śmiech i natychmiast oboje zamilkliście. Nadchodząca grupa była całkiem głośna jak na ludzi w Nawiedzonym Domu. Pewnie to jedni z tych, których łatwo się nie przestraszy. Lecz nie znaczy, że na nich nie ma haka. Oboje weszli do pokoju. Dwóch chłopaków i dziewczyna
-Jasna cholera, przestraszyłaś się tamtego gościa!
-Nie, to nie prawda. Wiedziałam, że w tamtym obrazie jest gość
-Haha widziałem, jak odskoczyłaś ze strachu
-Straciłam na chwilę równowagę, to tyle!
-Boże, nie wierzę, że coś takiego cię przestraszyło!
-Mówiłam przecież, że nie! - Szli przez pomieszczenie nie rozglądając się. Czekałaś, aż miną kilka nagrobków nim wyłączysz im latarkę. Zatrzymali się, nie chcieli poruszać się w miejscu jakiego nie znali, w dodatku nie widząc nic przed sobą
-Cholera, popsuła się
-Dlaczego dają nam latarki, skoro nie wymieniają w nich baterii?
-Nie, mi się wydaje, że wyłączyli ją celowo, czytałem o takich miejscach w internecie
-Ciemno tutaj
-EJ! Włączcie światło! - krzyczał jeden. Sans przyglądał się grupce. Stali przed jego nagrobkiem. Po chwili kiedy pozwolił im na błądzenie w ciemnościach, sprawił, że jego źrenice zajarzyły się, oświetlając jego szeroki uśmiech na blado różowo. Zrobił krok w ich stronę.
-Pozwól że cię oświecę, potrząsanie tym nic nie naprawi – prychnął, kiedy jego widownia zmarszczyła brwi patrząc na jego ostre zęby. Gość najbliżej niego lekko podskoczył, a potem zaczął się śmiać
-Hahah, cholera! To ten szkielet! Znaleźliśmy go!
-To on? - zapytała dziewczyna stojąc za chłopakiem
-To totalnie ten typ z nagrania – powiedział gość z latarką. Uśmiech Sansa natychmiast zniknął. Cudownie... kolejna grupka debili, którzy przyszli go dręczyć.
-Koleś, twoja twarz jest prawdziwa? - zapytał ten najbliżej i przybliżył się jeszcze bardziej.
-Nie wiem włochaczku, może się przekonasz osobiście? - warknął przez wyszczerzone ostrzegawczo zęby.
-Kurwa, popatrzcie, on w środku nic nie ma! - cała trójka zwróciła wzrok na kości wystające spod dziurawego podkoszulka. - Ej... jesteś zrobiony tylko z kości, co nie? Podciągniesz podkoszulek? - gość co był bliżej, był jeszcze bliżej.
-A może ty pierwszy podniesiesz, tak abym zobaczył co tam masz? - prychnął Sans robiąc krok w tył.
-Heh heh, zabawny... jak na nagraniu! - gość co był blisko, chciał dotknąć twarzy Sansa, ale ten zrobił unik. Patrzyłaś tylko chwilę dłużej, jak Sans stał przy nagrobku, stawianie czoła grupce nie było dla niego czymś strasznym. Natychmiast włączyłaś światło i odpaliłaś piłę czekając na ich krzyki. Dziewczyna odskoczyła, gość z latarką zrobił krok do tyłu, ale ten co był najbliżej ani zdgnął, ciągle zbliżał się do Sansa. Wyciągnął rękę, aby znowu go dotknąć, lecz i tym razem Sans uniknął kontaktu. - Oj no weź, chcę cię tylko dotknąć! - śmiał się.
-Odpierdol się! - warknął Sans.
-Proszę nie dotykać aktorów! - powiedziałaś przez maskę idąc w ich stronę.
-Ale wy nas czasem dotykacie. Chcę wiedzieć, jaki on jest w dotyku – znowu wyciągnął rekę. Sans próbował uciec, ale tym razem typek złapał go za rękę.
-Kurwa puść mnie padalcu! - Sans zaczął się wyrywać.
-Jak to możliwe, że się ruszasz? Naprawdę jesteś tylko z samych kości – typek był bliżej, dokładnie przyglądał się ciału Sansa. Zareagowałaś szybciej, niż pomyślałaś.
-Powiedziałam, żeby nie dotykać aktorów – powtórzyłaś chwytając go za rękę w nadgarstku boleśnie mocno.
-Aghhh! - krzyknął ku Twojej przyjemności. Puścił Sansa i próbował Cię odepchnąć. - Kurwa, kurwa, puszczaj! - krzyczał, ale Ty tylko ścisnęłaś go mocniej. Zaczynał tańczyć z bólu.
-Ej, puść go! - odezwała się dziewczyna.
-Przestań, do diabła! - ściągnęłaś maskę i popatrzyłaś typowi w oczy
-Nie dotkniesz go już nigdy więcej – rozkazałaś. Natychmiast zadziałało.
-T-tak.... - gwałtownie odrzuciłaś jego rękę.
-A teraz, wynocha! Wszyscy, wynocha! - dosłownie ich wyganiałaś. Byłaś od nich wyższa o kilka cali.
-Pieprz się debilko – warknął gość z latarką, jego przyjaciel w milczeniu go minął i zaczął udawać się w stronę wyjścia.
-Pragnę przypomnieć, że tutaj nie wolno dotykać aktorów – próbowałaś zachować spokój w głowie.
-E-ej Scott! Zaczekaj! Gdzie idziesz? - gość z latarką biegł za typkiem.
-Powiem o tym wszystkim waszemu menadżerowi – zagroziła dziewczyna nim poszła za nimi. Słyszałaś ich kroki w korytarzu, nim zniknęli za rogiem. Jak już ich nie było, podniosłaś maskę z ziemi i popatrzyłaś na Sansa. Pocił się i patrzył na swoją rękę.
-Nic ci nie jest? Nie zranili cię... Czy twoje jedno HP ma się dobrze? - zaczęłaś nagle panikować.
-Nic mi nie jest, co do diabła! - warknął – To tylko moja ręka kretynko!
-Tak, ale..
-Nie traktuj mnie jak jakiś delikatny kwiatek – opuścił rękę i odwrócił wzrok.
-Ale... ten gość cię chwycił
-To nie pierwszy raz, kiedy banda ciekawskich debili próbowała mnie dotknąć – wyglądał na wkurwionego
-Uh... tak... w-wybacz – rzuciłaś zawstydzona
-Nie mówię o dobie głupia!
-Oh... uh... tak... Chwilę, muszę o tym powiedzieć centrali – włączyłaś radio aby powiedzieć kierownikowi o tym co zaszło. - Mieli czarne bluzy i trampki. Jeden rude włosy na żelu. Dziewczyna w szortach.
-Jesteś pewna, że Sansowi nic się nie stało? - zapytał kierownik
-Tak, nic mu nie jest
-A jego ręka?
-Um... - jesteś pewna, że nic – Czacho, jak z ręką? - zapytałaś
-Mówiłem, że kurwa dobrze!
-Mówi, że dobrze. - kierownik rozłączył się, założyłaś maskę próbując szybko przygotować się na wizytę kolejnej grupy.
-Pierdolone przepisy... - mamrotał czekając – Kurwa, powinienem mieć możliwość dokopać tym debilom.. a nie … stać... tsk...
-Wiesz, jeżeli musisz użyć magii we własnej obronie to to zrób.
-Czytałaś kiedyś wasze pierdolone papiery odnośnie nas używających magii? - warknął
-Nie, ale...
-Nie wolno nam jej używać. Całkowity zakaz.
-Ale to nie....
-Wasz rząd powiedział, że nie ma sposobu wykrycia magii, a więc nie będzie dowodów na jej zastosowanie, dlatego nie wolno nam być choćby na chwilę posądzanym o jej używanie, bo to może zaszkodzić wszystkim potworom.
-Ale, jeżeli ktoś będzie cię ranił, albo próbował zabić? - Sans westchnął
-Nie chodzi tutaj tylko o potwory, wszyscy którzy byliby posądzani o to, że używali nas, albo byli pod wpływem magii zostaliby poddani kwarantannie. Nawet król dał nam długi wykład na ten temat nim wyszliśmy.
-To jest...
-Kurewsko głupie. Myślisz, że nie wiem? - Słyszałaś krzyki w korytarzu, trwały dłużej niż zazwyczaj. Wygląda na to, że aktorzy przed wami zostali poinstruowani, aby wstrzymać kolejną grupę.
-Wiesz... Nigdy nie powiem nikomu, że używasz magii przy mnie – powiedziałaś opierając się o ścianę
-W-wiem, że nie powiesz... - odwrócił wzrok.
-I jeżeli będziesz musiał jej użyć. Nie dbam o to, śmiało, używaj jej
-Mówiłem, nie mogę...
-Będę cię kryła. Bez względu na wszystko. Sprawię, że wszyscy zapomną jeżeli będę musiała. Nie pozwól nikomu zrobić sobie krzywdę.
-Mówiłem, nie jestem żadnym delikatnym kwiatkiem
-Tak, ale nie jesteś też jakimś umięśnionym osiłkiem. Wiem, że jesteś zrobiony z magii
-Co...?
-Większość twojego ciała to magia. A skoro sprawy tak się mają...
-To nie znaczy, że jestem słaby! Mam ostre zęby i szpony!
-Tak, ale jestem przekonana, że większość ludzi jest fizycznie od ciebie silniejsza
-Mówię, nie jestem...
-Czacho... daj spokój.
-Tsk... Dam sobie radę sam... - powiedział powoli opierając się o nagrobek i odwracając wzrok. Czekaliście dalej, nasłuchując krzyków w korytarzu. Trwało to znacznie dłużej niż zwykle. - Więc.. to była twoja hipnoza, tak...? - nagle zapytał, jego czerwone ślepia zwróciły się w Twoją stronę, a na drzwi.
-Hm... tak. Niewielka próbka, aby powstrzymać tego typka
-I naprawdę na mnie nie działa?
-Nadal mi nie wierzysz?
-Skąd mam wiedzieć na bank, skoro mogłaś kazać mi zapomnieć?
-Gdybym mogła jej na tobie użyć... prawdopodobnie nie wiedziałbyś, że jestem wampirem
-....Oh... - zamilkł zdając sobie z tego sprawę.
-A... a nawet gdybym mogła jej na tobie używać, użyłabym hipnozy tylko w tym celu. Nie chcę jej używać jeżeli nie muszę.
-Dlaczego? - zapytał opierając się o dekorację – Możesz zmusić ludzi do robienia co chcesz, a oni nawet tego nie będą pamiętali.
-Zaufaj mi... to nie jest takie zabawne jakie się wydaje
-.... Ale cholernie użyteczne
-Więc... jeżeli byś tak mógł, co byś zrobił? Manipulowałbyś ludźmi aby byli tacy jak chcesz i dawali ci to co chcesz?
-Byłoby kurewsko miło, zmusić wszystkich aby się ode mnie odpierdolili.
-Hmmm...? Naprawdę? Myślisz, że to byłoby miłe?
-Tak, kurwa, tak myślę.
-Hm.. - uśmiechnęłaś się pod maską – Więc... kiedy zapukałam do twojego mieszkania i zaczęłam dręczyć. Byłoby fajnie, gdybym sobie poszła i już nigdy się do ciebie nie odezwała?
-J-ja... c.... c-cóż ja bym... - jego twarz zaczęła świecić w ciemnościach – E-ewentualnie, nadal mógłbym cię widywać... To nie może być takie proste!
-Właśnie, że może. I dlatego manipuluję ludźmi najmniej jak się da
-Tsk... dla mnie to strata czasu – Krzyki nagle zaczęły się zbliżać. Oboje wróciliście na swoje miejsca i przestaliście rozmawiać. To będzie kolejna, długa noc.
Praca w nawiedzonym domu skończyła się znowu późno. Po tym, jak menadżerka osobiście sprawdziła ansa po tym jak wszedł na zaplecze. Wzięła go na bok i powiedziała jak później grupa starała się złożyć skargę, ale została wyproszona za złamanie zasad. Zapewniła, że będą uprzedzać gości, aby nie dotykali aktorów w przyszłości. Sans przyjął to cicho, ale z jakiegoś powodu wyglądał na złego całą tą sprawą. Po przebraniu się, zabrał was do domu i oboje udaliście się do swoich łazienek pod prysznice. Ty by pozbyć się potu z włosów, a on fałszywej krwi. Jak już czułaś się czysta, udałaś się do pokoju by poszukać ubrań. Dzisiaj było naprawdę zimno, czyli mniej ludzi będzie włóczyć się po mieście. Postanowiłaś znowu udać się w stronę barów. Zawsze łatwo upolować tam zdobycz, choć nie przepadasz za pijakami. Krótka obcisła, czarna kiecka, do tego elegancki płaszcz i torebka. Poczułaś jak zimne powietrze oplata Twoje ciało jak tylko wychodzisz z domu. Jak tylko podniosłaś wzrok natrafiłaś na znajome czerwone ślepia należące do sąsiada.
-Uh... w czym mogę pomóc? - zapytałaś jak poci się nerwowo przed Tobą. Dłonie miał głęboko w kiszeniach, z jego ust unosiła się para.
-Nie.. ja... t-tylko wyszedłem.
-Mmmhmmm – uniosłaś brew – Czacho, wiesz, że muszę to zrobić?
-Wiem! - wsadził ręce głębiej patrząc na pobliski parking.
-... Dooobra... To do potem – minęłaś go by zejść schodami. Kiedy usłyszałaś stukot swoich obcasów, towarzyszyły im cichsze kroki. Zatrzymałaś się by nasłuchać i odwróciłaś – Uh.. Co robisz?
-N-nic – mruknął patrząc na ziemię.
-Hm...? - prychnęłaś – Tylko mi nie mów, że nadal chcesz spróbować rytuału.
-Za Chiny ludowe! - warknął natychmiast – Nie mam ani kropli krwi, debilko!
-Dobra... więc... pa – znowu się odwróciłaś, zrobiłaś kilka kroków, słuchałaś jego kroki za sobą. - Czacho... Muszę iść! - krzyknęłaś za siebie
-Idę z tobą, dobra?! - odkrzyknął. Zatrzymałaś się i odwróciłaś z wysoko uniesionymi brwiami
-Więc.. co... próbujesz mnie teraz bronić?
-Nie z własnej woli! - natychmiast powiedział już się rumieniąc – Gdybyś nie była taką popierdoloną kretynką i nie pakowała się w kurewskie kłopoty to bym nie musiał iść z tobą! - skrzyżował ręce.
-Masz świadomość, że teraz to ja jestem najprawdopodobniej najniebezpieczniejsza na ulicy?
-W jaki kurwa sposób jesteś niebezpieczna?
-Um... Mam zamiar znaleźć biedną samotną osobę w środku ciemnej nocy, zahipnotyzować ją, wyssać z niej trochę krwi, a potem wymazać wspomnienia.
-Powiedziałaś, że to ich nie boli, więc... - wtulił się w futro i odwrócił wzrok.
-Nie masz się o co martwić. Nic mnie tutaj nie zrani. Noc to mój czas.
-Nadal grozi ci niebezpieczeństwo – przez chwilę wyglądał jakby wahał się co powiedzieć – No i... jest ciemno...
-Czacho... Lepiej widzę w nocy niż za dnia
-Co... naprawdę?!
-Tak... widzę w ciemnościach. - przyglądał Ci się przez chwilę i zmarszczył brwi
-A ja się kurwa zastanawiałem jak widzisz cokolwiek w nawiedzonym domu bez światła.
-A no... pamiętasz, jak podniosłam swój motor... Z łatwością podniosę rzeczy cięższe od niego. Znacznie!
-T-to nic nie znaczy! - zacisnął mocniej ręce.
-Znaczy! Znaczy, że nikt nie może mnie zranić!
-To nadal nic nie znaczy! Możesz być najsilniejszą osobę na całym tym kurewskim świecie! Trenować każdego cholernego dnia. Podnosić swoje statystyki. Znać miasto w którym mieszkasz jak własną kieszeń.. - jego wzrok utkwił w ziemi. Kopnął w krzaki lezący najbliżej jego nogi kamyk – Ale.... to nie znaczy, że zawsze wrócisz do domu po tym, jak staniesz twarzą w twarz z niebezpieczeństwem.
-Czacho...
-J-jakimś sposobem.... nawet największa gnida na świecie, może znaleźć sposób jak cię zabić, choć... choć nie powinien... - nadal patrzył w ziemię, jego oczy jarzyły się delikatnie w ciemnościach. Powoli wsunął ręce do kiszeni i machnął nogą. Westchnęłaś patrząc na niego. Jak na kogoś, kto zaręcza, że nie boi się, właśnie teraz go okazuje. Całkowicie nieszczęśliwy i niewyspany przed Tobą. Chciałaś mu powiedzieć, aby wrócił, aby się zdrzemnął, ale prawdopodobnie i tak nie uśnie na Ciebie jeżeli nie weźmiesz go ze sobą.
-Dobra.. - poddałaś się. Trudno mu odmówić kiedy jest w takim stanie – Skoro naprawdę chcesz...
-Tsk... i tak nie pytałem o zgodę... Mogę iść za tobą kiedy chcę – wzruszył ramionami
-A więc przyznajesz, że jesteś stalkerem...
-Kurwa, nie stalkowałem cię! Upewniałem się, że nie zdechłaś!
-Dobra, dobra... tylko – westchnęłaś – Chodź tutaj – odwróciłaś się i zaczęłaś iść. Słyszałaś szuranie trampków po chodniku, i po chwili był już koło Ciebie. Przez chwilę, mierzył Cię wzrokiem, przyglądając się jak idziesz cicho obok niego. Patrzył na Twój strój, kolejna krótka czarna kiecka. Zrzedł mu uśmiech. Tsk... ledwo zakrywała Ci pośladki.... nie powinnaś zamarzać?
-Czy... czy naprawdę musisz się tak chujowo ubierać kiedy idziesz się nabić? - zapytał kiedy skręcaliście w jedną z ulic. Popatrzyłaś na to co miałaś na sobie
-Nie.. ale pomaga.
-Pomaga wyglądać jak debilka
-Łatwo nie marznę.
-Kolejna wampirza cecha?
-Tak... Chyba.... To aż tak ci przeszkadza?
-N-nie wyglądasz w tym dobrze...
-Co? - popatrzyłaś na siebie. Jesteś pewna, że wyglądasz świetnie. Krótkie czarne kiecki zawsze odnosiły wielkie sukcesy podczas wypadów by się czegoś napić – Co z nią nie tak?
-W-wyglądasz głupio.
-Narzekasz na to, ale jak chodzę cały dzień w spodniach od piżamy to jest dobrze?
-Nie widzę w tym nic złego.. Przynajmniej ci wygodnie. No i dobrze wyglądasz
-Heh.. A więc jarają cię nie tylko skarpety... ale i spodnie od piżamy – prychnęłaś.
-Nie o tym mówię! - warknął cicho – Nie podobasz mi się kiedy je masz! Chodzi mi o to, że nie wyglądasz dobrze w tej krótkiej i niewygodnej pierdolonej szmacie! - zrobiłaś kolejną runkę, idąc główną ulicą pod latarniami.
-To nie tak, że lubię w niej chodzić... ale przecież nie muszę jej nosić cały czas. Ona pomaga mi skończyć pracę szybciej. - Sans wsadził głębiej ręce w kieszenie i patrzył się przed siebie
-Nie możesz zahipnotyzować kogoś? Po chuj się w to ubierasz? Po prostu idź, i zmuś kogoś, aby dał ci to czego chcesz
-Um... nie tak to działa. Hipnoza robi z nich coś jak zombie, nie mogę chodzić z nimi publicznie. Jakby to wyglądało..
-Mogłabyś powiedzieć innym ludziom, aby się odpierdolili.
-Czacho... Robię to od dawna, wiem, że bawienie się tym darem wszędzie to łatwy sposób, aby dać się zdemaskować.
-To zmuś ich, aby zapomnieli. - Westchnęłaś w rękę.
-Chyba nie rozumiesz... Próbuję nie używać tego często, no i nie na wszystkich. To co mi sugerujesz, to hipnotyzowanie połowy miasta za każdym razem kiedy idę się napić. - skręciliście znowu w stronę dzielnicy mieszkalnej i sklepów.
-Po prostu głupio w tym wyglądasz... - powiedział chowając się w kurtkę idąc cały czas krok w krok z Tobą.
-To tylko ciuchy... No i... Jestem człowiekiem z pięknymi, długimi nogami. Nie możesz po prostu pławić się w ich blasku i chwale kiedy są nieokryte?
-Chyba by mnie pojebało!
-A racja – zachichotałaś – Wolisz jak są całkowicie zakryte
-W ogóle ich nie wolę! - warknął.
-Heh... zaufaj kiedy mówię, że tak jest o wiele łatwiej. - Waszemu spacerowi w mroźnym wietrze towarzyszyły jedynie latarnie. Liście chrzęściły pod waszymi stopami w ciemnościach nocy. Sans nagle zwolnił na chwilę i szybko zrównał z Tobą krok. Wzrok skupił mu się na drodze przed wami. -Co jest? - zapytałaś zauważając jego niepokój.
-Nic... po prostu myślę... - wyciągnął ręce z kieszeni i założył je za głowę – Zawsze tak trudno idzie aby dorwać się do krwi? - zerknął na Ciebie.
-To nie jest trudne... bardziej... denerwujące
-No, to ssie... - powiedział cicho nagle szczerząc się szeroko.
-Nie jest aż tak źle, tylko.. - zatrzymałaś się kiedy zrozumiałaś kawał, popatrzyłaś na wyszczerzonego szkieleta w dół.
-Co? - zaśmiał się.
-Ani się waż... - ostrzegłaś, wiedząc że i tak jest już za późno.
-Czego pragnie każdy wampir latem?
-Czacho, bo wrócisz do domu!
-Heh... - wzruszył ramionami wyraźnie czerpiąc radość z Twojego zachowania – zimnej krwi
-Jeżeli zaraz nie przestaniesz, to ją stracę całkowicie – ostrzegłaś. Zaczął się lekko pocić, ale dalej trzymał gardę.
-Dlaczego wampiry lubią żydowską krew? - już chciałaś go chwycić, ale znikł – Bo jest gazowana! - usłyszałaś niski głos za plecami. Odwróciłaś się, aby spojrzeć na jego zadziorną minę
-Jesteś trupem Czacho... - warknęłaś groźnie – I jeżeli choć przez chwilę pomyślałeś, że nie słyszałam wszystkich istniejących już kawałów o wampirach... - po prostu wzruszył ramionami
-Heh... domyślam się, że wszystkie były w formie skrzepniętej.
-Dość! Idę sobie bez ciebie! - krzyknęłaś odwracając się by iść wzdłuż chodnika. Pod nogami chrupotały Ci jesienne liście. Po kilku krokach, odwróciłaś się by zobaczyć, czy za Tobą idzie. Było pusto – Czacho!... - krzyknęłaś – Czacho ja nie chciałam...
-A więc przyznajesz, że moje kawały są santastyczne? - przerwał ci niski głos. Odwróciłaś się, starając się nie śmiać z jego głupiego i szczerego uśmiechu.
-Pfffft... co do...! - prychnęłaś nie mogąc się powstrzymać. Jego źrenice zmieniły się na którką chwilę w niewielkie serca kiedy usłyszał Twój śmiech.
-Kurwa wiedziałem, że lubisz kawały... - zaśmiał się w odpowiedzi, jego twarz zaczynała się lekko rumienić.
-Ta... ta... zaskoczyłeś mnie tym. On zazwyczaj nie jest w ogóle śmieszny – rumieniec przybrał odcień pastelowego różu.
-Dobrze wiedzieć, że niskość moich kawałów jednak do ciebie przemawia.
-Iiiii wracamy do standardowych żartów – warknęłaś idąc w jego stronę.
-Wiesz jestem...
-...zabawnym workiem kości... Słyszałam – skończyłaś za niego. Śmiał się cicho patrząc na Ciebie – Naprawdę musisz lubić kawały – powiedziałaś przyglądając mu się.
-Heh... Dlaczego tak myślisz?
-Cóż... twoja twarz jest różowa a oczy zamieniły się w małe serduszka. - natychmiast przestał się śmiać.
-Co?! N-nie, nie są takie! - przyłożył ręce do twarzy, powoli rumieniec zmieniał się na czerwony, kiedy zrozumiał, że naprawdę się rumieni – J-ja... tylko... to od śmiechu i-iii... moje oczy nie mogą zmieniać się w serca! - powiedział nagle.
-Huh.... mogą.
-Nie mogą!
-Często widziałam, jak to robią
-Co? Kiedy?!
-Choćby teraz... i za każdym razem gdy mówisz o Grillby's.
-N-nie zmieniają się! - powiedział... ale niezbyt pewnie.
-Nie zmyślam sobie. Twoje małe światełka mogą zamieniać się w serduszka.
-Przysięgam, że nigdy nie słyszałem, aby tak robiły – Mówił nadal trzymając się za twarz.
-Naprawdę? Wielki Szef nigdy ci nie powiedział?
-Nie mówił, bo nie mogą.... - znowu szłaś dalej
-Mówię, że mogą.
-NIE mogą – szliście dalej wzdłuż chodnika, z ust wydobywała się wam para wraz z rytmem kroków. Skręciliście w stronę wielkiej dzielnicy pełnej nocnych barów i dyskotek. Zapach dymu i alkoholu był mocniejszy, zaś ludzie chodzili z innymi, albo sprawdzali telefony. Zwolniłaś kroku by się rozejrzeć... Szybko zdałaś sobie, że problem ze złapaniem zdobyczy masz obok siebie
-Uh... Czacho...? - zapytałaś całkowicie się zatrzymując.
-Czego? - warknął zarzucając kaptur na głowę.
-Choć uwielbiam twoje towarzystwo... um... myślę, że … ciuch działa jak trzeba, ale... przez to, że chodzisz ze mną.. - wzięłaś wdech – Muszę być sama. Nikt nie może cię zobaczyć.
-Tsk – cmoknął przez zęby – Ta... ta... łapię – odwrócił się w stronę pustej uliczki – Będę na dachu obserwował twoje chujowe starania – wywrócił oczami. Nim cokolwiek powiedziałaś, pomachał i zniknął zostawiając Cię samą pod latarnią. Szybko zerknęłaś na kilka najbliższych dachów szukając go wzrokiem. Po chwili dostrzegłaś znajome czerwone ślepia. Uśmiechnęłaś się, a potem udałaś w stronę najbliższego baru.
-Uh... w czym mogę pomóc? - zapytałaś jak poci się nerwowo przed Tobą. Dłonie miał głęboko w kiszeniach, z jego ust unosiła się para.
-Nie.. ja... t-tylko wyszedłem.
-Mmmhmmm – uniosłaś brew – Czacho, wiesz, że muszę to zrobić?
-Wiem! - wsadził ręce głębiej patrząc na pobliski parking.
-... Dooobra... To do potem – minęłaś go by zejść schodami. Kiedy usłyszałaś stukot swoich obcasów, towarzyszyły im cichsze kroki. Zatrzymałaś się by nasłuchać i odwróciłaś – Uh.. Co robisz?
-N-nic – mruknął patrząc na ziemię.
-Hm...? - prychnęłaś – Tylko mi nie mów, że nadal chcesz spróbować rytuału.
-Za Chiny ludowe! - warknął natychmiast – Nie mam ani kropli krwi, debilko!
-Dobra... więc... pa – znowu się odwróciłaś, zrobiłaś kilka kroków, słuchałaś jego kroki za sobą. - Czacho... Muszę iść! - krzyknęłaś za siebie
-Idę z tobą, dobra?! - odkrzyknął. Zatrzymałaś się i odwróciłaś z wysoko uniesionymi brwiami
-Więc.. co... próbujesz mnie teraz bronić?
-Nie z własnej woli! - natychmiast powiedział już się rumieniąc – Gdybyś nie była taką popierdoloną kretynką i nie pakowała się w kurewskie kłopoty to bym nie musiał iść z tobą! - skrzyżował ręce.
-Masz świadomość, że teraz to ja jestem najprawdopodobniej najniebezpieczniejsza na ulicy?
-W jaki kurwa sposób jesteś niebezpieczna?
-Um... Mam zamiar znaleźć biedną samotną osobę w środku ciemnej nocy, zahipnotyzować ją, wyssać z niej trochę krwi, a potem wymazać wspomnienia.
-Powiedziałaś, że to ich nie boli, więc... - wtulił się w futro i odwrócił wzrok.
-Nie masz się o co martwić. Nic mnie tutaj nie zrani. Noc to mój czas.
-Nadal grozi ci niebezpieczeństwo – przez chwilę wyglądał jakby wahał się co powiedzieć – No i... jest ciemno...
-Czacho... Lepiej widzę w nocy niż za dnia
-Co... naprawdę?!
-Tak... widzę w ciemnościach. - przyglądał Ci się przez chwilę i zmarszczył brwi
-A ja się kurwa zastanawiałem jak widzisz cokolwiek w nawiedzonym domu bez światła.
-A no... pamiętasz, jak podniosłam swój motor... Z łatwością podniosę rzeczy cięższe od niego. Znacznie!
-T-to nic nie znaczy! - zacisnął mocniej ręce.
-Znaczy! Znaczy, że nikt nie może mnie zranić!
-To nadal nic nie znaczy! Możesz być najsilniejszą osobę na całym tym kurewskim świecie! Trenować każdego cholernego dnia. Podnosić swoje statystyki. Znać miasto w którym mieszkasz jak własną kieszeń.. - jego wzrok utkwił w ziemi. Kopnął w krzaki lezący najbliżej jego nogi kamyk – Ale.... to nie znaczy, że zawsze wrócisz do domu po tym, jak staniesz twarzą w twarz z niebezpieczeństwem.
-Czacho...
-J-jakimś sposobem.... nawet największa gnida na świecie, może znaleźć sposób jak cię zabić, choć... choć nie powinien... - nadal patrzył w ziemię, jego oczy jarzyły się delikatnie w ciemnościach. Powoli wsunął ręce do kiszeni i machnął nogą. Westchnęłaś patrząc na niego. Jak na kogoś, kto zaręcza, że nie boi się, właśnie teraz go okazuje. Całkowicie nieszczęśliwy i niewyspany przed Tobą. Chciałaś mu powiedzieć, aby wrócił, aby się zdrzemnął, ale prawdopodobnie i tak nie uśnie na Ciebie jeżeli nie weźmiesz go ze sobą.
-Dobra.. - poddałaś się. Trudno mu odmówić kiedy jest w takim stanie – Skoro naprawdę chcesz...
-Tsk... i tak nie pytałem o zgodę... Mogę iść za tobą kiedy chcę – wzruszył ramionami
-A więc przyznajesz, że jesteś stalkerem...
-Kurwa, nie stalkowałem cię! Upewniałem się, że nie zdechłaś!
-Dobra, dobra... tylko – westchnęłaś – Chodź tutaj – odwróciłaś się i zaczęłaś iść. Słyszałaś szuranie trampków po chodniku, i po chwili był już koło Ciebie. Przez chwilę, mierzył Cię wzrokiem, przyglądając się jak idziesz cicho obok niego. Patrzył na Twój strój, kolejna krótka czarna kiecka. Zrzedł mu uśmiech. Tsk... ledwo zakrywała Ci pośladki.... nie powinnaś zamarzać?
-Czy... czy naprawdę musisz się tak chujowo ubierać kiedy idziesz się nabić? - zapytał kiedy skręcaliście w jedną z ulic. Popatrzyłaś na to co miałaś na sobie
-Nie.. ale pomaga.
-Pomaga wyglądać jak debilka
-Łatwo nie marznę.
-Kolejna wampirza cecha?
-Tak... Chyba.... To aż tak ci przeszkadza?
-N-nie wyglądasz w tym dobrze...
-Co? - popatrzyłaś na siebie. Jesteś pewna, że wyglądasz świetnie. Krótkie czarne kiecki zawsze odnosiły wielkie sukcesy podczas wypadów by się czegoś napić – Co z nią nie tak?
-W-wyglądasz głupio.
-Narzekasz na to, ale jak chodzę cały dzień w spodniach od piżamy to jest dobrze?
-Nie widzę w tym nic złego.. Przynajmniej ci wygodnie. No i dobrze wyglądasz
-Heh.. A więc jarają cię nie tylko skarpety... ale i spodnie od piżamy – prychnęłaś.
-Nie o tym mówię! - warknął cicho – Nie podobasz mi się kiedy je masz! Chodzi mi o to, że nie wyglądasz dobrze w tej krótkiej i niewygodnej pierdolonej szmacie! - zrobiłaś kolejną runkę, idąc główną ulicą pod latarniami.
-To nie tak, że lubię w niej chodzić... ale przecież nie muszę jej nosić cały czas. Ona pomaga mi skończyć pracę szybciej. - Sans wsadził głębiej ręce w kieszenie i patrzył się przed siebie
-Nie możesz zahipnotyzować kogoś? Po chuj się w to ubierasz? Po prostu idź, i zmuś kogoś, aby dał ci to czego chcesz
-Um... nie tak to działa. Hipnoza robi z nich coś jak zombie, nie mogę chodzić z nimi publicznie. Jakby to wyglądało..
-Mogłabyś powiedzieć innym ludziom, aby się odpierdolili.
-Czacho... Robię to od dawna, wiem, że bawienie się tym darem wszędzie to łatwy sposób, aby dać się zdemaskować.
-To zmuś ich, aby zapomnieli. - Westchnęłaś w rękę.
-Chyba nie rozumiesz... Próbuję nie używać tego często, no i nie na wszystkich. To co mi sugerujesz, to hipnotyzowanie połowy miasta za każdym razem kiedy idę się napić. - skręciliście znowu w stronę dzielnicy mieszkalnej i sklepów.
-Po prostu głupio w tym wyglądasz... - powiedział chowając się w kurtkę idąc cały czas krok w krok z Tobą.
-To tylko ciuchy... No i... Jestem człowiekiem z pięknymi, długimi nogami. Nie możesz po prostu pławić się w ich blasku i chwale kiedy są nieokryte?
-Chyba by mnie pojebało!
-A racja – zachichotałaś – Wolisz jak są całkowicie zakryte
-W ogóle ich nie wolę! - warknął.
-Heh... zaufaj kiedy mówię, że tak jest o wiele łatwiej. - Waszemu spacerowi w mroźnym wietrze towarzyszyły jedynie latarnie. Liście chrzęściły pod waszymi stopami w ciemnościach nocy. Sans nagle zwolnił na chwilę i szybko zrównał z Tobą krok. Wzrok skupił mu się na drodze przed wami. -Co jest? - zapytałaś zauważając jego niepokój.
-Nic... po prostu myślę... - wyciągnął ręce z kieszeni i założył je za głowę – Zawsze tak trudno idzie aby dorwać się do krwi? - zerknął na Ciebie.
-To nie jest trudne... bardziej... denerwujące
-No, to ssie... - powiedział cicho nagle szczerząc się szeroko.
-Nie jest aż tak źle, tylko.. - zatrzymałaś się kiedy zrozumiałaś kawał, popatrzyłaś na wyszczerzonego szkieleta w dół.
-Co? - zaśmiał się.
-Ani się waż... - ostrzegłaś, wiedząc że i tak jest już za późno.
-Czego pragnie każdy wampir latem?
-Czacho, bo wrócisz do domu!
-Heh... - wzruszył ramionami wyraźnie czerpiąc radość z Twojego zachowania – zimnej krwi
-Jeżeli zaraz nie przestaniesz, to ją stracę całkowicie – ostrzegłaś. Zaczął się lekko pocić, ale dalej trzymał gardę.
-Dlaczego wampiry lubią żydowską krew? - już chciałaś go chwycić, ale znikł – Bo jest gazowana! - usłyszałaś niski głos za plecami. Odwróciłaś się, aby spojrzeć na jego zadziorną minę
-Jesteś trupem Czacho... - warknęłaś groźnie – I jeżeli choć przez chwilę pomyślałeś, że nie słyszałam wszystkich istniejących już kawałów o wampirach... - po prostu wzruszył ramionami
-Heh... domyślam się, że wszystkie były w formie skrzepniętej.
-Dość! Idę sobie bez ciebie! - krzyknęłaś odwracając się by iść wzdłuż chodnika. Pod nogami chrupotały Ci jesienne liście. Po kilku krokach, odwróciłaś się by zobaczyć, czy za Tobą idzie. Było pusto – Czacho!... - krzyknęłaś – Czacho ja nie chciałam...
-A więc przyznajesz, że moje kawały są santastyczne? - przerwał ci niski głos. Odwróciłaś się, starając się nie śmiać z jego głupiego i szczerego uśmiechu.
-Pfffft... co do...! - prychnęłaś nie mogąc się powstrzymać. Jego źrenice zmieniły się na którką chwilę w niewielkie serca kiedy usłyszał Twój śmiech.
-Kurwa wiedziałem, że lubisz kawały... - zaśmiał się w odpowiedzi, jego twarz zaczynała się lekko rumienić.
-Ta... ta... zaskoczyłeś mnie tym. On zazwyczaj nie jest w ogóle śmieszny – rumieniec przybrał odcień pastelowego różu.
-Dobrze wiedzieć, że niskość moich kawałów jednak do ciebie przemawia.
-Iiiii wracamy do standardowych żartów – warknęłaś idąc w jego stronę.
-Wiesz jestem...
-...zabawnym workiem kości... Słyszałam – skończyłaś za niego. Śmiał się cicho patrząc na Ciebie – Naprawdę musisz lubić kawały – powiedziałaś przyglądając mu się.
-Heh... Dlaczego tak myślisz?
-Cóż... twoja twarz jest różowa a oczy zamieniły się w małe serduszka. - natychmiast przestał się śmiać.
-Co?! N-nie, nie są takie! - przyłożył ręce do twarzy, powoli rumieniec zmieniał się na czerwony, kiedy zrozumiał, że naprawdę się rumieni – J-ja... tylko... to od śmiechu i-iii... moje oczy nie mogą zmieniać się w serca! - powiedział nagle.
-Huh.... mogą.
-Nie mogą!
-Często widziałam, jak to robią
-Co? Kiedy?!
-Choćby teraz... i za każdym razem gdy mówisz o Grillby's.
-N-nie zmieniają się! - powiedział... ale niezbyt pewnie.
-Nie zmyślam sobie. Twoje małe światełka mogą zamieniać się w serduszka.
-Przysięgam, że nigdy nie słyszałem, aby tak robiły – Mówił nadal trzymając się za twarz.
-Naprawdę? Wielki Szef nigdy ci nie powiedział?
-Nie mówił, bo nie mogą.... - znowu szłaś dalej
-Mówię, że mogą.
-NIE mogą – szliście dalej wzdłuż chodnika, z ust wydobywała się wam para wraz z rytmem kroków. Skręciliście w stronę wielkiej dzielnicy pełnej nocnych barów i dyskotek. Zapach dymu i alkoholu był mocniejszy, zaś ludzie chodzili z innymi, albo sprawdzali telefony. Zwolniłaś kroku by się rozejrzeć... Szybko zdałaś sobie, że problem ze złapaniem zdobyczy masz obok siebie
-Uh... Czacho...? - zapytałaś całkowicie się zatrzymując.
-Czego? - warknął zarzucając kaptur na głowę.
-Choć uwielbiam twoje towarzystwo... um... myślę, że … ciuch działa jak trzeba, ale... przez to, że chodzisz ze mną.. - wzięłaś wdech – Muszę być sama. Nikt nie może cię zobaczyć.
-Tsk – cmoknął przez zęby – Ta... ta... łapię – odwrócił się w stronę pustej uliczki – Będę na dachu obserwował twoje chujowe starania – wywrócił oczami. Nim cokolwiek powiedziałaś, pomachał i zniknął zostawiając Cię samą pod latarnią. Szybko zerknęłaś na kilka najbliższych dachów szukając go wzrokiem. Po chwili dostrzegłaś znajome czerwone ślepia. Uśmiechnęłaś się, a potem udałaś w stronę najbliższego baru.
Sans patrzył jak go szukasz, a potem odwracasz się uśmiechnięta. Cholera.. naprawdę musisz dobrze widzieć w ciemnościach. Nic dziwnego, że widziałaś go wtedy kiedy Cię śledził. Widziałaś go pewnie kurwa przez cały ten czas... Tsk... i udawałaś, że nic nie widzisz, po to aby dalej tak robił... Wkurwia go, że zawsze jesteś o krok przed nim. Obserwował jak minęłaś kilka osób przy nocnym klubie. Dwóch z nich odwróciło swoje głowy w Twoją stronę, ale zostawili Cię. Tsk... pojeby. Szłaś dalej, musiał się teleportować na drugi budynek, aby nie stracić Cię z oczu. Kilka osób popatrzyło się za Tobą. Kilku rozglądało za Tobą. Udałaś się tam, gdzie było mniej zabudować i zatrzymałaś się nim zatrzymałaś w jakiejś uliczce wypakowanej zużytymi sklepowymi dekoracjami. Otworzyłaś torebkę i zaczęłaś w niej grzebać. Coraz bardziej zaczynałaś wyglądać na przerażoną. Z każdą chwilą robiłaś się zestresowana i Sans również poczuł te uczucia. Natychmiast wyciągnął telefon i zaczął pisać
Sans: co jest
Poczułaś wibracje, wyciągnęłaś wiadomość i przeczytałaś. Popatrzyłaś na dachy. Dostrzegłaś go. Cholera! Naprawdę go widzisz? Z tak daleka! Nadal się patrzyłaś, Sans czuł, jak jego twarz robi się cieplejsza. Szybko zniknął z pola widzenia, zarzucając kaptur bardziej na twarz. P-po chuj się na niego tak gapisz. To kurewsko dziwne... Chwilę później, jego telefon odezwał się w kieszeni. Wyciągnął go.
NowyKontakt3: Udaję.
Udajesz co? Po chuj?! Kości stukały o klawisze, kiedy odpisywał
Sans: co udajesz
NowyKontakt3: Zaproszenie kogoś do ciemnej uliczki to zły pomysł i dziwny. Czasami musisz się postarać jeżeli chcesz coś mieć.
Sans: a więc udajesz, że wyglądasz jak debilka
NowyKontakt3: Nie. Tylko mi nie mów, że nie wiesz jak to działa.
Sans: jak co działa?
NowyKontakt3: Co? Nigdy nie miałeś fantazji, że pomagasz słodkiej dziewczynie w ciemnej uliczce?
Sans: to brzmi głupio
NowyKontakt3: Zgadzam się, wolałabym pomóc słodkiemu chłopaczkowi.
Na monitorze Sansa zaczął odbijać się jego czerwony rumieniec, ale to zignorował.
Sans: Ile to jeszcze zajmie
Czekał na odpowiedź, ale nic nie pisałaś. Czekał jeszcze chwilę, nim wyjrzał się by znaleźć Cię wzrokiem. Nie było Cię tam gdzie ostatnio stałaś. Cholera... nie patrzył na Ciebie tylko chwilę! Gdzie się kurwa podziałaś?! Wiatr zawiał obok niego i już wiedział, gdzie jesteś. Skąd się tam wzięłaś? Jego wzrok zabłądził w jedną z pustych uliczek, tam gdzie byłaś w zeszłym tygodniu. Teleportował się tam, zobaczył Ciebie i mężczyznę. Zerknął na niego wkurwiony. Kilka centymetrów krótszy, jego ubrania były całe umemlane, wychlał dzisiaj dużo. Włosy tłuste i za długie, kilka obrzydliwych blond loków przykleiło mu się od potu do twarzy. Sans podniósł głowę, gość śmierdział alkoholem.
-Naprawdę... to tego wybrałaś? - warknął. Odwróciłaś się patrząc na swojego sąsiada.
-To raczej on wybrał mnie.... mówiłam tak swoją drogą – powiedziałaś z dumą – Dziewczyna w potrzebie zawsze działa
-Ale nie mogłaś wybrać innego... - mamrotał krzyżując ręce i patrząc na chłopaka obok Ciebie
-Co? Ten jest całkiem w porządku... - popatrzyłaś na niego kilka razy – Pijany, ale przynajmniej czysty.
-Wygląda jak przychlast... wybierz innego – poprawił zamek bluzy
-A myślałam, że dla ciebie wszyscy ludzie wyglądają tak samo.
-Tak.. z wyjątkiem tego, ten wygląda ekstra wieśniacko
-Czacho... nie ma znaczenia jak wygląda. Potrzebuję tylko zdrowego człowieka by zabrać mu trochę krwi.
-Tsk... ale powinnaś chociaż patrzeć na to co jesz.
-Nie pouczaj mnie panie „zeżrę wszystko”! - przysunęłaś się bliżej do mężczyzny przy ścianie – Stój – rozkazałaś.
-I dlaczego to zawsze musi być facet? Nie możesz gryźć dziewczyn? - narzekał dalej
-Właściwie to nie dbam o to... Po prostu, faceta łatwiej złapać w środku nocy no i szybciej mi ulegają – mówiłaś ustawiając swoją ofiarę tak, aby było Ci wygodnie – Zaraz... jesteś zazdrosny? - zapytałaś. Biorąc pod uwagę jego zachowanie …. zachowuje się jakby....
-A o co miałbym być zazdrosny? - warknął
-Nie wiem... dlaczego tak przejmujesz się tym kogo wybiorę do gryzienia?
-Po prostu uważam, że nie powinnaś jeść jakiegoś ostatniego padalca!
-Czacho, to nie ma znaczenia!
-Kurwa dobrze! Pośpiesz się i miejmy to za sobą! - warknął chowając ręce do kieszeni, oparł się o najbliższą ścianę. Patrzyłaś na niego przez chwilę. Zaraz... będzie tak stał? Przez cały czas?
-Uh... Czacho...? - zapytałaś niepewnie
-Czego!
-Nie wybierasz się na dach aby nade mną czuwać czy coś?
-Mogę to zrobić i z tego miejsca
-Ale … um... - nagle zaczęło być Ci niezręcznie
-Co kurwa!
-Dziwnie tak... jak ktoś się patrzy – przyglądał Ci się przez chwilę
-O chuj ci chodzi. Żryj – zmarszczył brwi.
-To... um... m-możesz sobie gdzieś iść i na mnie poczekać?
-Ale przecież nie zejdzie ci długo, co nie? Pośpiesz się i wracajmy do domu!
-R-racja.. tak.. - przyznałaś. To nie tak, że nikt nigdy nie patrzył się jak jadłaś. Nie było w tym nic dziwnego. Twoja ofiara czekała grzecznie i cicho pod ścianą, jak wy się sprzeczaliście. Chwyciłaś ją za koszulę i pochyliłaś odsłaniając kark. Czekałaś, aż ciało odpowie... Ale nic się nie stało. Jedyne co czułaś to dwa czerwone światełka wpatrujące się w Ciebie
-Pośpiesz się kurwa! - krzyczał Sans.
-Próbuję, próbuję!
-Kurwa zrób to!
-Cicho, nie mogę się skupić! - przestał krzyczeć, a Ty popatrzyłaś na kark mężczyzny. Musiałaś sprawić, aby pojawiły się zęby. Dlaczego Twój głód nie odpowiada? Przecież wcześniej inni też patrzyli jak jesz. To nie powinno Ci przeszkadzać. Zrób to. Sans może patrzeć ile chce. Przecież nie będzie cię osądzał... I tak myśli, że jesteś dziwna, więc to nie ma znaczenia. No i na wszystko narzeka. Nawet ludzie jakich gryziesz są dla niego problemem. Skoro to dla niego takie wielkie aj waj, to niech sobie idzie. Przecież go do niczego nie zmuszałaś. Zachowuje się tak, jakby chciał, abyś to jego gryzła. Jak miałabyś to zrobić? Nie ma żył, same kości. Którą mogłabyś ugryźć...? Kręgi szyjne? A może żebra? Nie możesz gryźć gości... są za twarde... Ale on nie jest z normalnych kości, prawda? Jest z magii... albo pyłu zamienionego przy pomocy magii. Może nie tylko jego policzki są miękkie, ale reszta kości też. Muszą być jakieś. Może... Może mogłabyś ugryźć jego? W obojczyk... Pewnie by jęknął, albo skrzeknął zaskoczony i próbował się wyrwać. Musiałabyś go przytrzymać i … poczułaś jak Twoje ciało reaguje. Szybko skupiłaś się na karku mężczyzny, znowu chwyciłaś go za koszulę, pochyliłaś i wbiłaś w żyłę. Czułaś krew pod jego skórą, gryzłaś gwałtownie i szybko rozkoszując się krwią. Cicho jęknęłaś jedząc. Z jakiegoś powodu czułaś się głodniejsza niż tydzień temu. Ofiara próbowała się wyrwać, dlatego natychmiast przygwoździłaś go do ściany. Tak, aby nie wiercił się gdy Twoje ostre zęby przebijały się przez jego ciało. Znowu jęknęłaś czując, jak Twoje ciało napełnia się mocą płynącą z życiodajnej cieczy.
-Co do kurwy! - Musiałaś się powstrzymać, aby nie ugryźć mocniej, krzyk Sansa złamał Twoją uwagę – To całkowicie jest erotyczne! - chciałaś się odwrócić i zaprzeczyć, ale nie umiałaś się powstrzymać od gryzienia. Ostatnim czego teraz potrzebowałaś to jęk rozkoszy i niestety, facet właśnie głośno jęknął. Natychmiast zasłoniłaś ręką jego usta próbując go uciszyć. Ale nic z tego! Po kilku sekundach, czułaś jak wyssałaś z niego już dość. Zlizałaś krew z jego szyi, zaś rana natychmiast zaczęła się goić pozostawiając po sobie dwie malutkie dziurki, które po kilku dniach zniknął. Stanęłaś i popatrzyłaś na Sansa. Chował twarz pod kapturem, całą czerwoną od rumieńców.
-Już nigdy ze mną nie idziesz – powiedziałaś cicho
-Nic kurwa nie zrobiłem! - przełamał ciszę.
-Przez ciebie prawie rozgryzłam mu kark!
-Mówiłem tylko to co widziałem – burknął.
-To źle widziałeś! - Sans wsadził ręce głębiej w kieszenie, ale nie ściągnął kaptura
-Czy... skończyłaś już wszystko?
-Uh.. - popatrzyłaś na typka nadal pod wpływem Twojej hipnozy – Idź – rozkazałaś. Natychmiast sobie poszedł. Z Sansem patrzyliście jak znika, nim znowu zerknęliście na siebie. - Tak, skończyłam
-To dobrze... kurwa wracajmy – wystawił w Twoją stronę rękę, starał się za wszelką cenę, aby nie było widać jego twarzy pod kapturem, lecz zerknęłaś i dostrzegłaś, że jest cały czerwony na twarzy i nawet nie podnosi na Ciebie wzroku – P-pośpiesz się.. - rzucił szybko. Chwyciłaś jego rękę i w chwilę byłaś przed swoim mieszkaniem – Do potem – powiedział, puścił się, pomachał i zniknął.
-Dobranoc Czacho! - krzyknęłaś przez ścianę, ale nie odpowiedział. Zerknęłaś na zegarek. Masz jeszcze kilka godzin nim pójdziesz spać. Usiadłaś na kanapie i otworzyłaś laptopa. Zaczęłaś rozglądać się za czymś w co mogłabyś pograć, wtedy poczułaś coś za sobą
-I ZABIERAJ TĘ PIERDOLONĄ PODUSZKĘ! - Sans krzyknął. Wielka dakimakura uderzyła Cię w tył głowy. Popatrzyłaś za siebie, ale jego już nie było.
-Dobranoc Czacho! - znowu krzyknęłaś, ale w odpowiedzi dostałaś stukanie kości o podłogę. Przeniosłaś wzrok na komputer sprawdzając gry. Nagle przystawiłaś sobie rękę do twarzy. Była gorąca. O czym ty do jasnej ciasnej wcześniej myślałaś? Nie da się ugryźć szkieleta!
Sans: co jest
Poczułaś wibracje, wyciągnęłaś wiadomość i przeczytałaś. Popatrzyłaś na dachy. Dostrzegłaś go. Cholera! Naprawdę go widzisz? Z tak daleka! Nadal się patrzyłaś, Sans czuł, jak jego twarz robi się cieplejsza. Szybko zniknął z pola widzenia, zarzucając kaptur bardziej na twarz. P-po chuj się na niego tak gapisz. To kurewsko dziwne... Chwilę później, jego telefon odezwał się w kieszeni. Wyciągnął go.
NowyKontakt3: Udaję.
Udajesz co? Po chuj?! Kości stukały o klawisze, kiedy odpisywał
Sans: co udajesz
NowyKontakt3: Zaproszenie kogoś do ciemnej uliczki to zły pomysł i dziwny. Czasami musisz się postarać jeżeli chcesz coś mieć.
Sans: a więc udajesz, że wyglądasz jak debilka
NowyKontakt3: Nie. Tylko mi nie mów, że nie wiesz jak to działa.
Sans: jak co działa?
NowyKontakt3: Co? Nigdy nie miałeś fantazji, że pomagasz słodkiej dziewczynie w ciemnej uliczce?
Sans: to brzmi głupio
NowyKontakt3: Zgadzam się, wolałabym pomóc słodkiemu chłopaczkowi.
Na monitorze Sansa zaczął odbijać się jego czerwony rumieniec, ale to zignorował.
Sans: Ile to jeszcze zajmie
Czekał na odpowiedź, ale nic nie pisałaś. Czekał jeszcze chwilę, nim wyjrzał się by znaleźć Cię wzrokiem. Nie było Cię tam gdzie ostatnio stałaś. Cholera... nie patrzył na Ciebie tylko chwilę! Gdzie się kurwa podziałaś?! Wiatr zawiał obok niego i już wiedział, gdzie jesteś. Skąd się tam wzięłaś? Jego wzrok zabłądził w jedną z pustych uliczek, tam gdzie byłaś w zeszłym tygodniu. Teleportował się tam, zobaczył Ciebie i mężczyznę. Zerknął na niego wkurwiony. Kilka centymetrów krótszy, jego ubrania były całe umemlane, wychlał dzisiaj dużo. Włosy tłuste i za długie, kilka obrzydliwych blond loków przykleiło mu się od potu do twarzy. Sans podniósł głowę, gość śmierdział alkoholem.
-Naprawdę... to tego wybrałaś? - warknął. Odwróciłaś się patrząc na swojego sąsiada.
-To raczej on wybrał mnie.... mówiłam tak swoją drogą – powiedziałaś z dumą – Dziewczyna w potrzebie zawsze działa
-Ale nie mogłaś wybrać innego... - mamrotał krzyżując ręce i patrząc na chłopaka obok Ciebie
-Co? Ten jest całkiem w porządku... - popatrzyłaś na niego kilka razy – Pijany, ale przynajmniej czysty.
-Wygląda jak przychlast... wybierz innego – poprawił zamek bluzy
-A myślałam, że dla ciebie wszyscy ludzie wyglądają tak samo.
-Tak.. z wyjątkiem tego, ten wygląda ekstra wieśniacko
-Czacho... nie ma znaczenia jak wygląda. Potrzebuję tylko zdrowego człowieka by zabrać mu trochę krwi.
-Tsk... ale powinnaś chociaż patrzeć na to co jesz.
-Nie pouczaj mnie panie „zeżrę wszystko”! - przysunęłaś się bliżej do mężczyzny przy ścianie – Stój – rozkazałaś.
-I dlaczego to zawsze musi być facet? Nie możesz gryźć dziewczyn? - narzekał dalej
-Właściwie to nie dbam o to... Po prostu, faceta łatwiej złapać w środku nocy no i szybciej mi ulegają – mówiłaś ustawiając swoją ofiarę tak, aby było Ci wygodnie – Zaraz... jesteś zazdrosny? - zapytałaś. Biorąc pod uwagę jego zachowanie …. zachowuje się jakby....
-A o co miałbym być zazdrosny? - warknął
-Nie wiem... dlaczego tak przejmujesz się tym kogo wybiorę do gryzienia?
-Po prostu uważam, że nie powinnaś jeść jakiegoś ostatniego padalca!
-Czacho, to nie ma znaczenia!
-Kurwa dobrze! Pośpiesz się i miejmy to za sobą! - warknął chowając ręce do kieszeni, oparł się o najbliższą ścianę. Patrzyłaś na niego przez chwilę. Zaraz... będzie tak stał? Przez cały czas?
-Uh... Czacho...? - zapytałaś niepewnie
-Czego!
-Nie wybierasz się na dach aby nade mną czuwać czy coś?
-Mogę to zrobić i z tego miejsca
-Ale … um... - nagle zaczęło być Ci niezręcznie
-Co kurwa!
-Dziwnie tak... jak ktoś się patrzy – przyglądał Ci się przez chwilę
-O chuj ci chodzi. Żryj – zmarszczył brwi.
-To... um... m-możesz sobie gdzieś iść i na mnie poczekać?
-Ale przecież nie zejdzie ci długo, co nie? Pośpiesz się i wracajmy do domu!
-R-racja.. tak.. - przyznałaś. To nie tak, że nikt nigdy nie patrzył się jak jadłaś. Nie było w tym nic dziwnego. Twoja ofiara czekała grzecznie i cicho pod ścianą, jak wy się sprzeczaliście. Chwyciłaś ją za koszulę i pochyliłaś odsłaniając kark. Czekałaś, aż ciało odpowie... Ale nic się nie stało. Jedyne co czułaś to dwa czerwone światełka wpatrujące się w Ciebie
-Pośpiesz się kurwa! - krzyczał Sans.
-Próbuję, próbuję!
-Kurwa zrób to!
-Cicho, nie mogę się skupić! - przestał krzyczeć, a Ty popatrzyłaś na kark mężczyzny. Musiałaś sprawić, aby pojawiły się zęby. Dlaczego Twój głód nie odpowiada? Przecież wcześniej inni też patrzyli jak jesz. To nie powinno Ci przeszkadzać. Zrób to. Sans może patrzeć ile chce. Przecież nie będzie cię osądzał... I tak myśli, że jesteś dziwna, więc to nie ma znaczenia. No i na wszystko narzeka. Nawet ludzie jakich gryziesz są dla niego problemem. Skoro to dla niego takie wielkie aj waj, to niech sobie idzie. Przecież go do niczego nie zmuszałaś. Zachowuje się tak, jakby chciał, abyś to jego gryzła. Jak miałabyś to zrobić? Nie ma żył, same kości. Którą mogłabyś ugryźć...? Kręgi szyjne? A może żebra? Nie możesz gryźć gości... są za twarde... Ale on nie jest z normalnych kości, prawda? Jest z magii... albo pyłu zamienionego przy pomocy magii. Może nie tylko jego policzki są miękkie, ale reszta kości też. Muszą być jakieś. Może... Może mogłabyś ugryźć jego? W obojczyk... Pewnie by jęknął, albo skrzeknął zaskoczony i próbował się wyrwać. Musiałabyś go przytrzymać i … poczułaś jak Twoje ciało reaguje. Szybko skupiłaś się na karku mężczyzny, znowu chwyciłaś go za koszulę, pochyliłaś i wbiłaś w żyłę. Czułaś krew pod jego skórą, gryzłaś gwałtownie i szybko rozkoszując się krwią. Cicho jęknęłaś jedząc. Z jakiegoś powodu czułaś się głodniejsza niż tydzień temu. Ofiara próbowała się wyrwać, dlatego natychmiast przygwoździłaś go do ściany. Tak, aby nie wiercił się gdy Twoje ostre zęby przebijały się przez jego ciało. Znowu jęknęłaś czując, jak Twoje ciało napełnia się mocą płynącą z życiodajnej cieczy.
-Co do kurwy! - Musiałaś się powstrzymać, aby nie ugryźć mocniej, krzyk Sansa złamał Twoją uwagę – To całkowicie jest erotyczne! - chciałaś się odwrócić i zaprzeczyć, ale nie umiałaś się powstrzymać od gryzienia. Ostatnim czego teraz potrzebowałaś to jęk rozkoszy i niestety, facet właśnie głośno jęknął. Natychmiast zasłoniłaś ręką jego usta próbując go uciszyć. Ale nic z tego! Po kilku sekundach, czułaś jak wyssałaś z niego już dość. Zlizałaś krew z jego szyi, zaś rana natychmiast zaczęła się goić pozostawiając po sobie dwie malutkie dziurki, które po kilku dniach zniknął. Stanęłaś i popatrzyłaś na Sansa. Chował twarz pod kapturem, całą czerwoną od rumieńców.
-Już nigdy ze mną nie idziesz – powiedziałaś cicho
-Nic kurwa nie zrobiłem! - przełamał ciszę.
-Przez ciebie prawie rozgryzłam mu kark!
-Mówiłem tylko to co widziałem – burknął.
-To źle widziałeś! - Sans wsadził ręce głębiej w kieszenie, ale nie ściągnął kaptura
-Czy... skończyłaś już wszystko?
-Uh.. - popatrzyłaś na typka nadal pod wpływem Twojej hipnozy – Idź – rozkazałaś. Natychmiast sobie poszedł. Z Sansem patrzyliście jak znika, nim znowu zerknęliście na siebie. - Tak, skończyłam
-To dobrze... kurwa wracajmy – wystawił w Twoją stronę rękę, starał się za wszelką cenę, aby nie było widać jego twarzy pod kapturem, lecz zerknęłaś i dostrzegłaś, że jest cały czerwony na twarzy i nawet nie podnosi na Ciebie wzroku – P-pośpiesz się.. - rzucił szybko. Chwyciłaś jego rękę i w chwilę byłaś przed swoim mieszkaniem – Do potem – powiedział, puścił się, pomachał i zniknął.
-Dobranoc Czacho! - krzyknęłaś przez ścianę, ale nie odpowiedział. Zerknęłaś na zegarek. Masz jeszcze kilka godzin nim pójdziesz spać. Usiadłaś na kanapie i otworzyłaś laptopa. Zaczęłaś rozglądać się za czymś w co mogłabyś pograć, wtedy poczułaś coś za sobą
-I ZABIERAJ TĘ PIERDOLONĄ PODUSZKĘ! - Sans krzyknął. Wielka dakimakura uderzyła Cię w tył głowy. Popatrzyłaś za siebie, ale jego już nie było.
-Dobranoc Czacho! - znowu krzyknęłaś, ale w odpowiedzi dostałaś stukanie kości o podłogę. Przeniosłaś wzrok na komputer sprawdzając gry. Nagle przystawiłaś sobie rękę do twarzy. Była gorąca. O czym ty do jasnej ciasnej wcześniej myślałaś? Nie da się ugryźć szkieleta!
______________________
* - w oryginale oczywiście, było "po angielsku", lecz nigdy nie byłam fanką tłumaczenia dosłownego w znaczeniu... polskie opowiadanie, a tu niby postacie mówią po angielsku. W całym tekście nie ma wzmianki w jakim kraju dzieje się akcja, więc... mamy po polsku
Rozdział jak zwykle genialny ^^
OdpowiedzUsuńWarto było czekać ^^
OdpowiedzUsuńOj. O czym sobie myślałyśmy 😏 Mrrrr
OdpowiedzUsuńSerduszka. Były serduszka 😻 Zaczyna się 😏
Dziękuje za tłumaczenie Yu ^^ Jak zwykle wspaniałe 😘
Ktoś śmiał tknąć naszego sansika, hmmm?
OdpowiedzUsuńuuu... mamy apetyt na nieco magiczne kosteczki? XP
OdpowiedzUsuńGRYŹ GO!!! GRYŹ GO JUŻ!!!
OdpowiedzUsuńto ostatnie zdanie mnie rozwaliło xDD i uwielbiam te suchary ♥ Czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za tłumaczenie Yumi :)
OdpowiedzUsuńA teraz snuję teorie spiskowe na temat wąpierzów:
1. Są pozostałościami po magach, którzy albo wyginęli lub przez utrzymywanie bariery wyzbywali się magii dlatego muszą czerpać ją z innego źródła
2. Zostali stworzeni przez magów jako ostateczna broń na potwory, wąpierki są super silne, mega wytrzymałe, posiadają samoleczenie no i nie działa na nich magia potworów, a "uczulenie" na słońce albo jest defektem, albo specjalnie zostali tak stworzeni żeby siedzieć w podziemiu i pilnować/wybijać potwory
W obu przypadkach wąpierze potrzebują magii z zewnętrznego źródła ponieważ ich dusze przestały ją produkować więc niezbyt ważne czy to człowiek czy też potwór byle była magia, a że magia płynie w ludzkich żyłach - czy jakoś tak - to popijają krew =)
Koniec teorii spiskowych, więcej w następnym odcinku - czyli jak wreszcie nasza postać dziabnie Sansa :D
Mmm, w sumie, sans mógł używać na niej magii, jednak miał z tym problem. Dusza opierała się magii. Jedynie co, nie robi im to krzywdy.
UsuńJak zawsze super tłumaczenie ^^
OdpowiedzUsuń