Podeszłaś do niego spokojnie uśmiechając się sztucznie, nie chciałaś by wiedział co teraz czujesz.
- Coś nie tak Asriel? - Powiedziałaś jak najspokojniej mogłaś, jednak w głębi Ciebie wszystko się waliło.
- Twój chłoptaś już sobie poszedł?- zrobił zniesmaczony grymas na twarzy, tak jak zawsze gdy o nim rozmawialiście.
- Taa, musi szybko coś załatwić- i znów ten sztuczny uśmiech na twarzy. Ale tak bardzo nie chcesz teraz z nim o tym rozmawiać. Łóżko, pragniesz się w nie wtulić i zasnąć.
- Mhm...- mruknął dokładnie Ci się przyglądając, nie do końca Ci wierzył, ale najwidoczniej nie chciał dopytywać.
- To może...- przewał wypowiedź nieco speszony, ale po chwili kontynuował- skoro masz teraz wolny czas, to chcesz gdzieś pójść ze mną?- Nie, nie chcesz, nie teraz. Teraz chcesz spokoju, chcesz być sama.
- Możemy się przejechać konno, albo postrzelać z łuku jeśli wolisz...
- NIE- wrzasnęłaś. Wszystko tak bardzo bolało.
- Hej, wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojony, zbliżył się do Ciebie, lecz go odepchnęłaś.
- Nie chce twej litości!- znów krzyknęłaś odbiegając od niego. Litości... bo przecież nie mógł wykazać zainteresowania z innego powodu niż litość.
Odłożyłaś suknie ponownie do szafy. Tak jak podejrzewałaś, te wspomnienia w ogóle Tobą nie ruszyły. Czyli jednak... nic nie czujesz. I co teraz? Powinnaś w ogóle coś z tym robić? Czy teraz nie będzie łatwiej? Nagle usłyszałaś jak kilka osób biega po korytarzu. Wyjrzałaś przez drzwi, zobaczyłaś jak królewska para biegnie w stronę komnaty Asriela.
Wolnym krokiem podeszłaś do jego pokoju i zajrzałaś przez otwarte drzwi.
I pierwsze co, nic nie rozumiałaś. Asriel sobie spał w najlepsze, a przed łóżkiem stali jego rodzice, którzy z niepokojem rozmawiali z Grillbym i Alphys. Byli głośni i energicznie gestykulowali. Stałaś w progu, nie zauważona, próbując zrozumieć co się dzieje.
- Co jest z moim dzieckiem?- wyjęczała Toriel w panice, a Król objął ją ramieniem tuląc do siebie.
- Próbowałem go obudzić, jak co rano, jednak nic nie działało, dlatego posłałem po was, wasza wysokość i po Alphys.
- Spra-sprawdziłam go, ale nie-nie ma żadnych objawów wskazujących na jakąś chorobę, on on po prostu śpi.
- Zapadł w śpiączkę?- Asgore był nerwowy.
- N-nie wiem tego, tru-trudno mi określić jego stan. Jego rea-reakcje na bodźce są w normie, lecz się nie budzi.
- Masz zrobić wszystko, by się dowiedzieć co mu jest i wyleczyć mego syna!- Król stawał się coraz bardziej stanowczy.
- O-oczywiście wasza wysokość!
Grillby nagle dostrzegł Twoją obecność i lekko skłonił się do Ciebie. Po chwili reszta Potworów Cię zauważyła.
- Moje kochanie!- Toriel podbiegła do Ciebie biorąc Cię w swe ramiona. Czułaś jej zapach perfum i mocny uścisk, tylko to.
- Nie martw się, twój brat wyzdrowieje- powiedziała dusząc łzy, wydawało Ci się, że za bardzo wszyscy panikują, Ty się nie martwiłaś. Uwolniłaś się z jej ramion i podeszłaś do Asriela. Wyglądał tak spokojnie, jakby nic się nie działo. Przypomniałaś sobie słowa wiedźmy. Ktoś jeszcze miał ucierpieć przez klątwę. Czyli wszystko co mówiła się sprawdza. Asriel został przeklęty.
- Skarbie?- usłyszałaś smutny głos Toriel za sobą, jednak się nie zareagowałaś. Dalej patrzyłaś na śpiącego księcia. Pozostali spoglądali na Ciebie z niepokojem, gdy bez żadnych emocji przyglądasz mu się obchodząc jego łóżko. Klątwa, ale jaka? Śpi, ale to przecież Ty masz klątwę Śpiącej Królewny. Usiadłaś obok niego i przeczesałaś mu grzywkę. Pustka, nawet teraz nie możesz nic poczuć. Ale mimo to chcesz mu pomóc. Bo wiesz, że to słuszne.
- Królowo Toriel- zagaiłaś podchodząc do niej.
- Tak?
- Wiesz, może gdzie jest teraz Zła Wiedźma?
- Udała się do lasu nazbierać ziół, kochanie, ale... dlaczego pytasz?
- W której części?- zignorowałaś jej pytanie
- Na północ od zamku, ale...
- Poszukam jej- nie dałaś jej dokończyć, po prostu wyszłaś.
Szłaś spokojnym krokiem po szerokich, szarych ulicach. Droga jak i budynki zrobione, były z kamienia. Każdy budynek różnił się od siebie. Nieco wyższe, niższe. Ten po lewo miał ogromny dach i wiele okien. A tamten z tyłu po prawo, był mały i taki jakiś nijaki w porównaniu do reszty.
Mijałaś wielu przechodniów z różnych klas społecznych. Kobiety w przepięknych sukniach z wysoko uniesioną głową i pogardliwym spojrzeniem, jak i te w szarych spódnicach, potarganych włosach, patrzące pod swoje nogi. Mężczyzn w ozdobnych strojach, dumnie kroczących przed siebie i zwykłych mieszczan w znoszonych ubraniach. Kilka drewnianych stoisk z głośnymi kupcami, którzy siebie wzajemnie przekrzykiwali. Każdy szedł swoją drogą nie zwracając na Ciebie uwagi. Nie miałaś na sobie jakiś szczególnych ubrań, by zdradzały, że jesteś księżniczką ale to nie zmienia faktu, że nią jesteś i nie możesz nigdzie chodzić sama.
- O CO DOKŁADNIE CHCESZ POPROSIĆ WIEDŹMĘ, MADAM? SPECJALNE ZIOŁA? ELIKSIR?- zapytał towarzyszący Ci wysoki szkielet, który należał do gwardii królewskiej, a w tej chwili robił za Twojego ochroniarza. Miał na sobie zwykła biała koszule, ciemne spodnie z pasem do którego był przyczepiony miecz. Nie miał zbroi, bo nie ma potrzeby byś zwracała na siebie uwagę. Tak jest bezpieczniej.
- Coś w tym stylu sir Papyrusie- nie chciałaś się wdawać w dyskusje, dlatego szybko odwróciłaś od niego wzrok i przyśpieszyłaś kroku.
Będąc w centrum miasta, zatrzymałaś się na chwilę, by przyjrzeć się pewnej budowali. Arena. Odbywały się na niej wiele turniejów rycerskich i jeden ten, który szczególnie wszedł Ci pamięć.
Rok temu do Twojego królestwa, przybyło wielu silnych rycerzy z różnych zakątków Świata. Była to wielka uroczystość, w której najdzielniejsi mogli zmierzyć się ze sobą i sprawdzić swoją siłę. Jednym z tych, co wziął udział w turnieju, był Asriel. Jako książę tego królestwa i jedyny następca tronu musiał dać z siebie wszystko. Przygotowania do turnieju odbywały się dla niego w wielkiej presji, to oczywiste, że Asgore wymagał od niego wygranej. Ty nie brałaś udziału w turnieju. Dlaczego? Proste. Bo jesteś kobietą, na feminizm musisz jeszcze poczekać parę stuleci. W dniu turnieju, siedziałaś na honorowym miejscu tuż obok królowy Toriel. Rozgrywki trwały kilka dni, a Asriel był coraz bliżej wygranej. W końcowym dniu to właśnie on stanął do finału przeciw innemu księciu, sir Kevin z Królestwa Hue. Asriel przez te kilka dni unikał Cię, był zbyt skupiony na walce, by zajmować się czymkolwiek innym. Nie byłaś zła na niego, rozumiałaś. A gdy na arenie stanął w ostatecznej walce dzierżąc swój miecz z całej siły ściskałaś pięści życząc mu wygranej. Obserwowałaś z dokładnością każdy cios, unik, kontrę, przypominając sobie te wszystkie treningi z Undyne, które miał. Analizowałaś wszelkie ich ruchy. I choć bardzo życzyłaś szczęście jednemu to niestety to właśnie ten drugi zaczął wygrywać. Wykorzystując niedopatrzenie Asriela, sir Kevin powalił go na ziemie wytrącając mu jednocześnie miecz z dłoni. Widziałaś jak zbliża się do Asriela i...
- Coś nie tak Asriel? - Powiedziałaś jak najspokojniej mogłaś, jednak w głębi Ciebie wszystko się waliło.
- Twój chłoptaś już sobie poszedł?- zrobił zniesmaczony grymas na twarzy, tak jak zawsze gdy o nim rozmawialiście.
- Taa, musi szybko coś załatwić- i znów ten sztuczny uśmiech na twarzy. Ale tak bardzo nie chcesz teraz z nim o tym rozmawiać. Łóżko, pragniesz się w nie wtulić i zasnąć.
- Mhm...- mruknął dokładnie Ci się przyglądając, nie do końca Ci wierzył, ale najwidoczniej nie chciał dopytywać.
- To może...- przewał wypowiedź nieco speszony, ale po chwili kontynuował- skoro masz teraz wolny czas, to chcesz gdzieś pójść ze mną?- Nie, nie chcesz, nie teraz. Teraz chcesz spokoju, chcesz być sama.
- Możemy się przejechać konno, albo postrzelać z łuku jeśli wolisz...
- NIE- wrzasnęłaś. Wszystko tak bardzo bolało.
- Hej, wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojony, zbliżył się do Ciebie, lecz go odepchnęłaś.
- Nie chce twej litości!- znów krzyknęłaś odbiegając od niego. Litości... bo przecież nie mógł wykazać zainteresowania z innego powodu niż litość.
Odłożyłaś suknie ponownie do szafy. Tak jak podejrzewałaś, te wspomnienia w ogóle Tobą nie ruszyły. Czyli jednak... nic nie czujesz. I co teraz? Powinnaś w ogóle coś z tym robić? Czy teraz nie będzie łatwiej? Nagle usłyszałaś jak kilka osób biega po korytarzu. Wyjrzałaś przez drzwi, zobaczyłaś jak królewska para biegnie w stronę komnaty Asriela.
Wolnym krokiem podeszłaś do jego pokoju i zajrzałaś przez otwarte drzwi.
I pierwsze co, nic nie rozumiałaś. Asriel sobie spał w najlepsze, a przed łóżkiem stali jego rodzice, którzy z niepokojem rozmawiali z Grillbym i Alphys. Byli głośni i energicznie gestykulowali. Stałaś w progu, nie zauważona, próbując zrozumieć co się dzieje.
- Co jest z moim dzieckiem?- wyjęczała Toriel w panice, a Król objął ją ramieniem tuląc do siebie.
- Próbowałem go obudzić, jak co rano, jednak nic nie działało, dlatego posłałem po was, wasza wysokość i po Alphys.
- Spra-sprawdziłam go, ale nie-nie ma żadnych objawów wskazujących na jakąś chorobę, on on po prostu śpi.
- Zapadł w śpiączkę?- Asgore był nerwowy.
- N-nie wiem tego, tru-trudno mi określić jego stan. Jego rea-reakcje na bodźce są w normie, lecz się nie budzi.
- Masz zrobić wszystko, by się dowiedzieć co mu jest i wyleczyć mego syna!- Król stawał się coraz bardziej stanowczy.
- O-oczywiście wasza wysokość!
Grillby nagle dostrzegł Twoją obecność i lekko skłonił się do Ciebie. Po chwili reszta Potworów Cię zauważyła.
- Moje kochanie!- Toriel podbiegła do Ciebie biorąc Cię w swe ramiona. Czułaś jej zapach perfum i mocny uścisk, tylko to.
- Nie martw się, twój brat wyzdrowieje- powiedziała dusząc łzy, wydawało Ci się, że za bardzo wszyscy panikują, Ty się nie martwiłaś. Uwolniłaś się z jej ramion i podeszłaś do Asriela. Wyglądał tak spokojnie, jakby nic się nie działo. Przypomniałaś sobie słowa wiedźmy. Ktoś jeszcze miał ucierpieć przez klątwę. Czyli wszystko co mówiła się sprawdza. Asriel został przeklęty.
- Skarbie?- usłyszałaś smutny głos Toriel za sobą, jednak się nie zareagowałaś. Dalej patrzyłaś na śpiącego księcia. Pozostali spoglądali na Ciebie z niepokojem, gdy bez żadnych emocji przyglądasz mu się obchodząc jego łóżko. Klątwa, ale jaka? Śpi, ale to przecież Ty masz klątwę Śpiącej Królewny. Usiadłaś obok niego i przeczesałaś mu grzywkę. Pustka, nawet teraz nie możesz nic poczuć. Ale mimo to chcesz mu pomóc. Bo wiesz, że to słuszne.
- Królowo Toriel- zagaiłaś podchodząc do niej.
- Tak?
- Wiesz, może gdzie jest teraz Zła Wiedźma?
- Udała się do lasu nazbierać ziół, kochanie, ale... dlaczego pytasz?
- W której części?- zignorowałaś jej pytanie
- Na północ od zamku, ale...
- Poszukam jej- nie dałaś jej dokończyć, po prostu wyszłaś.
Szłaś spokojnym krokiem po szerokich, szarych ulicach. Droga jak i budynki zrobione, były z kamienia. Każdy budynek różnił się od siebie. Nieco wyższe, niższe. Ten po lewo miał ogromny dach i wiele okien. A tamten z tyłu po prawo, był mały i taki jakiś nijaki w porównaniu do reszty.
Mijałaś wielu przechodniów z różnych klas społecznych. Kobiety w przepięknych sukniach z wysoko uniesioną głową i pogardliwym spojrzeniem, jak i te w szarych spódnicach, potarganych włosach, patrzące pod swoje nogi. Mężczyzn w ozdobnych strojach, dumnie kroczących przed siebie i zwykłych mieszczan w znoszonych ubraniach. Kilka drewnianych stoisk z głośnymi kupcami, którzy siebie wzajemnie przekrzykiwali. Każdy szedł swoją drogą nie zwracając na Ciebie uwagi. Nie miałaś na sobie jakiś szczególnych ubrań, by zdradzały, że jesteś księżniczką ale to nie zmienia faktu, że nią jesteś i nie możesz nigdzie chodzić sama.
- O CO DOKŁADNIE CHCESZ POPROSIĆ WIEDŹMĘ, MADAM? SPECJALNE ZIOŁA? ELIKSIR?- zapytał towarzyszący Ci wysoki szkielet, który należał do gwardii królewskiej, a w tej chwili robił za Twojego ochroniarza. Miał na sobie zwykła biała koszule, ciemne spodnie z pasem do którego był przyczepiony miecz. Nie miał zbroi, bo nie ma potrzeby byś zwracała na siebie uwagę. Tak jest bezpieczniej.
- Coś w tym stylu sir Papyrusie- nie chciałaś się wdawać w dyskusje, dlatego szybko odwróciłaś od niego wzrok i przyśpieszyłaś kroku.
Będąc w centrum miasta, zatrzymałaś się na chwilę, by przyjrzeć się pewnej budowali. Arena. Odbywały się na niej wiele turniejów rycerskich i jeden ten, który szczególnie wszedł Ci pamięć.
Rok temu do Twojego królestwa, przybyło wielu silnych rycerzy z różnych zakątków Świata. Była to wielka uroczystość, w której najdzielniejsi mogli zmierzyć się ze sobą i sprawdzić swoją siłę. Jednym z tych, co wziął udział w turnieju, był Asriel. Jako książę tego królestwa i jedyny następca tronu musiał dać z siebie wszystko. Przygotowania do turnieju odbywały się dla niego w wielkiej presji, to oczywiste, że Asgore wymagał od niego wygranej. Ty nie brałaś udziału w turnieju. Dlaczego? Proste. Bo jesteś kobietą, na feminizm musisz jeszcze poczekać parę stuleci. W dniu turnieju, siedziałaś na honorowym miejscu tuż obok królowy Toriel. Rozgrywki trwały kilka dni, a Asriel był coraz bliżej wygranej. W końcowym dniu to właśnie on stanął do finału przeciw innemu księciu, sir Kevin z Królestwa Hue. Asriel przez te kilka dni unikał Cię, był zbyt skupiony na walce, by zajmować się czymkolwiek innym. Nie byłaś zła na niego, rozumiałaś. A gdy na arenie stanął w ostatecznej walce dzierżąc swój miecz z całej siły ściskałaś pięści życząc mu wygranej. Obserwowałaś z dokładnością każdy cios, unik, kontrę, przypominając sobie te wszystkie treningi z Undyne, które miał. Analizowałaś wszelkie ich ruchy. I choć bardzo życzyłaś szczęście jednemu to niestety to właśnie ten drugi zaczął wygrywać. Wykorzystując niedopatrzenie Asriela, sir Kevin powalił go na ziemie wytrącając mu jednocześnie miecz z dłoni. Widziałaś jak zbliża się do Asriela i...
Nic nie rob nie działa ><
OdpowiedzUsuńNaprawione :3
Usuń