Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka spaghetti (obecnie czytany)
Wpadka Burgerpantsa
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Stanęłaś przed drzwiami i poprawiłaś sukienkę.
Nie mogłaś uwierzyć w to co się właśnie dzieje. Myślałaś
kilka chwil i wzięłaś głęboki wdech nim zapukałaś.
Powiem Papyrusowi prawdę, powtarzałaś siebie. Wejście otworzyło
się, w progu stanął Papyrus w fartuszku z napisem „Pocałuj
Kucharza” i w kucharskim czepku. Nie byłaś tym aż tak bardzo zaskoczona.
-WITAJ W NASZYM DOMU, LUDZIU, ZNACZY SIĘ JUŻ W NIM
KIEDYŚ BYŁAŚ, CZYŻ NIE? - wpuścił Cię do salonu, wyglądał
tak samo jak wczoraj – SANS BĘDZIE TU ZA MINUTĘ, TEN LENIUCH ŚPI
W SWOIM POKOJU ODKĄD RANO WRÓCIŁ Z PRACY. - Doszłaś do wniosku,
że Sansa nie obudziłaby trzecia światowa. No, ale Ty też to
robiłaś jak wracałaś do domu. - UM, LUDZIU CHCIAŁBYM CI COŚ
POWIEDZIEĆ NIM SANS PRZYJDZIE – ściszył ton swojego głosu do
głośnego szeptu. Zastanawiałaś się, czego do diabła może od
Ciebie chcieć.
-Tak? - zapytałaś niepewnie. Czy Twoje kłamstwo
wyszło na jaw? A może wiedział od samego początku? Miałaś taką
nadzieję... Papyrus chwycił Cię mocno za ramiona.
-DZIĘKUJĘ
-....za.....co? - byłaś zmieszana. Za przyjście na
kolację? Za kawę rano?
-SANS BYŁ... OSTATNIO... BYŁ SMUTNY. JAKBY
NIEOBECNY. MYŚLI, ŻE TEGO NIE WIDZĘ, ALE JA TO WIEM, NIE
WIEDZIAŁEM JAK MU POMÓC. ALE WTEDY TY PRZYSZŁAŚ NA MOJE
PRZYJĘCIE... NIE WIDZIAŁEM GO TAK RADOSNEGO OD DAWNA. DZIĘKUJĘ
BARDZO – Oooo nie. Chciałaś mu przerwać. Znowu zawirowało Ci w
bebechach, jakby ktoś przeszył Cię nożem. Nie
spodziewałaś się być lekarstwem na depresję Sansa. Wątpiłaś
też, aby znalazł przy Twoim boku szczęście, skoro znacie się
zaledwie trzy dni. Lecz po tym co powiedział Papyrus, przyznanie się
do kłamstwa stawało się jeszcze trudniejsze.
-Um... tak... co do tego... - przerwałaś – Uh...
coś się pali?
-SPAGHETTI! - szybko wbiegł do kuchni, usłyszałaś,
że drzwi otwierają się na piętrze. Ktoś ciągnął za sobą
nogi, to był Sans. Nadal miał na głowie kaptur, pod którym
skrywał głęboki rumieniec.
-Musimy pogadać – zaczęłaś gapiąc się na
kuchnię. Zdecydowanie coś się paliło. Miałaś nadzieję, że
wszystko jest dobrze.
-ooh, już chcesz ze mną zerwać? aż tak źle
całuję? - oboje się skrzywiliście, zawstydzenie było nadal
świeże – przepraszam, czego potrzebujesz?
-Nie dam rady. Nie chodzimy ze sobą. Nigdy nie
byliśmy parą. Jestem teraz pośmiewiskiem w pracy, a ty... ty nadal
chowasz się pod kapturem! - pogładziłaś się u nasady nosa –
Słuchaj, bardzo, bardzo przepraszam za kłamstwo wtedy na imprezie. I za zarzyganie ci kapci. Raczej nigdy tego nie zapomnę.
Ale proszę, błagam, pomóż mi powiedzieć twojemu bratu prawdę. -
Oczy kościotrupa zamigotały, popatrzył na kuchnię, potem na Ciebie.
-paps... ty też nie umiesz mu odmówić
-Tak. Właśnie sobie z tego zdałam sprawę. Ale...
nie możesz mnie całować każdego dnia na do widzenia tylko po to
aby był szczęśliwy. To nie ma sensu no i jest to zawstydzające
dla ciebie i mnie
-cóż, możemy...
-NYOO HOO HOO! - Oboje podskoczyliście zaskoczeni
szlochem Papyrusa. Sans wszedł do kuchni, a Ty za nim. Jego brat był
na podłodze, płakał nad garnkiem przypalonego makaronu. Dosłownie
płakał. Pomarańczowe łzy leciały mu z oczu. Ooo, o nie. Twoje
serce zabiło mocniej, to był tylko mały, łatwy do naprawienia
problem. - MOJE SPECJALNE KLUSECZKI! ZRUJNOWANE! - kucnęłaś przy
nim i zaczęłaś gładzić go po plecach.
-Będzie dobrze. Możemy gdzieś wybrać się na
spaghetti. Niedaleko jest mała, włoska knajpa. - Papyrus pociągnął
nosem.
-ALE CHCIAŁBYM, ABY NASZ PIERWSZY MAKARON BYŁ
WYJĄTKOWY – Znowu patrzył się na Ciebie jak szczeniak. Otarłaś
łzy z jego policzków
-Będzie wyjątkowy bo będzie tam Wspaniały Papyrus
-racja bracie, niemożliwym jest zjedzenie
specjalnego spaghetti bez ciebie – Papyrus przyglądał się wam
zakłopotany, ale i tak przytaknął. Wstał, odstawił na bok swój
fartuch i mrucząc coś o przebraniu się wyszedł z kuchni.
-dzięki za nie zawiedzenie mojego brata – Sans
wsadził ręce do kieszeni
-Jeszcze mi nie dziękuj – mruknęłaś – Nadal
musimy przetrwać kolację – Sans mruknął i kopnął powietrze.
Już miał coś powiedzieć, kiedy jego brat zszedł ubrany w ....
em.. no cóż. Miał na sobie bluzkę z napisem „Zły Grrrrroźny”,
zamienione na „Spoko Papyrus” oraz okulary
przeciwsłoneczne. Chciało Ci się śmiać, lecz powstrzymałaś się
w obawie, że zranisz jego uczucia.
-To mój strój! - powiedział dumnie. Ah, dobra,
Niech ma. W trójkę wyszliście z mieszkania i poszliście
chodnikiem prosto do restauracji. Papyrus był dobrym rozmówcą, ale
w trakcie spaceru nie umiał być specjalnie cicho.
-GRZECZNIE JEST ZAPYTAĆ NAJPIERW INNYCH O TO CZYM
SIĘ ZAJMUJĄ, NIŻ MÓWIĆ O SOBIE, WIĘC, LUDZIU, CZYM SIĘ
ZAJMUJESZ? - Przebierałaś palcami. Byłaś dwa kroki dalej niż
Papyrus.
-Um, cóż, jak wiesz pracuję, no i jestem
studentką plastyki... moje prace są w sklepie.
-CO?! TO TY NARYSOWAŁAŚ TE ŁADNE OBRAZKI NA
ŚCIANIE?- zarumieniłaś się
-Nie wszystkie, ale większość. Właściciel
zapłacił mi dobrze za ich narysowanie.
-JAK TO?
-Sklep chciał jakieś obrazki, powiedzieli mi o tym,
a ja im narysowałam.
-MOŻNA TAK? - zaśmiałaś się
-Tak, w ten sposób wiele artystów sobie dorabia.
-UMIAŁABYŚ MNIE NARYSOWAĆ? - Zazwyczaj ludzie
pytali się o to, czy umiesz rysować anime, ale... cholera jasna,
ten Papyrus i jego słodka mordka
-Nie wiem czy udałoby mi się uchwycić całą twoją
wspaniałość, ale mogę spróbować... um, a ty co robisz, Papyrus?
-JA? PRACUJĘ W KWIACIARNI! - odparł z dumą
-Naprawdę? A tu mnie zaskoczyłeś.
-MOIM MARZENIEM BYŁO STAĆ SIĘ STRAŻNIKIEM W
GWARDII, ALE ODKĄD JĄ ZLIKWIDOWALI NIE WIEDZIAŁEM CO ZE SOBĄ
ZROBIĆ, MYŚLAŁEM O BYCIU SZKIELETEM DOMOWYM, ALE PO TYM JAK ZA
KAŻDYM RAZEM KIEDY ZROBIŁEM PORZĄDKI, ŚMIECIOWE TORNADO SANSA
WSZYSTKO NISZCZYŁO ZDAŁEM SOBIE SPRAWĘ Z TEGO, ŻE CZAS COŚ
ZMIENIĆ – Sans uśmiechnął się
-sorki brat – wyraźnie nie było mu przykro.
Weszliście do restauracji i usiedliście przy stoliku.
-JEJUŚKU, ILE TUTAJ MAKARONU! NIE WIEM CO WYBRAĆ!
-menu makaronu nie ma końca – Zachichotałaś.
-Tak, wiecie, możemy zrobić to co robią rodziny,
spróbować wszystkiego po trochu. - Oczy Papyrusa zamigotały
-TO SIĘ TAK DA?! - zaśmiałaś się.
-Mmm, jasne, chcesz? - przytaknął pośpiesznie.
Uśmiechnęłaś się. Będzie chyba lepiej niż Ci się wydawało.
Miałaś wrażenie, że jeżeli powiesz mu prawdę, mogłabyś się z
nim nadal przyjaźnić. No tak, jak mogłabyś się z kimś umawiać,
jeżeli nie byłabyś przyjaciółką jego rodzeństwa. Zamówiłaś
kilka dań no i chleb czosnkowy, ponieważ, wiesz że nie
ma niczego lepszego na świecie niż chleb czosnkowy. Kiedy kelner
sobie poszedł, Papyrus nie-tak-subtelnie wziął rękę Sansa i
położył ją na Twojej. Zarumieniłaś się, wtedy usłyszałaś
czyjś głos.
-Możesz nie robić tego publicznie? - Rozejrzałaś
się, może jakaś młoda para szeptała między sobą, nie, wszyscy
jedli w spokoju, albo rozmawiali ze sobą. Popatrzyłaś na swoją
rękę, która nadal była złączona z Sansa. Potem wzrokiem
spotkałaś gościa, który siedział stolik obok – Tak, mówię do ciebie. To co robisz jest obrzydliwe. - Zaczęłaś się pocić z
nerwów. Nie lubiłaś konfliktów.
-.... przepraszam?
-Słyszałaś. Te... rzeczy... Rozumiem, że chcesz
zrobić na złość rodzicom, ale nie paraduj z nimi tam gdzie ja to
widzę. Tracę apetyt – syknął. Popatrzyłaś na Sansa i
Papyrusa, którzy przyglądali się scenie z obawą. Wiedziałaś, że
nie zaczną żadnej sprzeczki, ale... ktoś musiał coś powiedzieć.
-Oni nie są rzeczami – zaczęłaś spokojnie.
Drżałaś. Poczułaś, jak palce Sansa zaciskają się na Twoich –
Zasługują na to, aby traktować ich z szacunkiem – dodałaś
zdecydowanie odważniej. Mężczyzna wywrócił oczami, ale całe
szczęście wrócił do swojego posiłku. Odetchnęłaś. Kelner
przyszedł z zamówieniem i położył przed wami wielki talerz z
makaronem różnego rodzaju. Papyrus wyglądał jakby trafił do
nieba. Mogłaś przetrwać tę noc, choć atmosfera była napięta.
Zaczęłaś nakładać sobie spaghetti na talerz.
-dzięki kochanie – Sans mrugnął do Ciebie.
Zmarszczyłaś brwi.
-Sans – zaczęłaś, ale przerwał Ci głos
dobiegający zza Ciebie.
-Potworza dziwka – jaśniej się już nie dało.
Papyrus otworzył szerzej oczy. Sans zamarł. Odwróciłaś się,
nadal w szoku. Jakiś facet gapił się na was wrogo. Poczułaś, jak
dolna warga Ci drga.
-Coś powiedział?
-Nawet nie próbuj zaprzeczać. Jesteś brudną
potworzą dziwką. - Poczułaś jak gula tworzy Ci się w
gardle, zaczęłaś się trząść. Nagle wstałaś od stołu patrząc
na mężczyznę z góry.
-A nawet jeżeli jestem, co ty masz do tego?
-To obrzydliwe, nawet nie chcę na to patrzeć.
Powinnaś się wstydzić. - warknął
-Cóż, nie wstydzę się. Ja... jestem bardzo dumna,
umawiając się z potworem i to wielka strata dla takich debili jak
ty, że nie potrafią dostrzec niczego dobrego nawet jeżeli mają to
naprzeciw siebie! - pociłaś się, serce waliło Ci jak szalone,
Boże, dlaczego nie możesz się zamknąć? Sans chwycił Cię za
rękę.
-już dobrze – szepnął z przygnębieniem.
Odwróciłaś się by na niego popatrzeć. Zaprzeczyłaś.
-Nie jest dobrze! To nie do przyjęcia! To rasizm! To
chamskie! Nie powinni was tak traktować! Nikt nie powinien być tak
traktowany – Popatrzyłaś na faceta znowu i wzięłaś głęboki
dech – To żałosne, dorosły mężczyzna a...
Plask!
Siła uderzenia była tak duża, że straciłaś
równowagę. Chciałaś podeprzeć się stołu, ale upadłaś na
ziemię. W próbie ratunku chwyciłaś za to co miałaś pod ręką,
talerz spaghetti, który wylądował na Twojej głowie. Sos ubrudził
Ci ubranie, kluski utkwiły między włosami. Jak tylko odstawiłaś
naczynie na bok, zorientowałaś się że wszyscy się na Ciebie
gapią. Kilka osób miało nawet wyciągnięte telefony,
niezaprzeczalnie nagrywali zajście. Policzki zarumieniły Ci się ze
wstydu, do oczu nabiegły łzy.
Autor: cia-doodles
-nie. - W jednej chwili Papyrus trzymał Cię w
ramionach, Sans chwycił za jego rękę i z szybkim puff pojawiliście
się w ich salonie. Wyższy z braci delikatnie Cię odstawił, otarł sos z
policzka.
-Ja... przyniosę lód – powiedział niezwykle
cicho. Pociągnęłaś nosem, nie wiedziałaś czy chce Ci się
płakać z bólu, wstydu czy gniewu. Prawdopodobnie połączenia
wszystkich uczuć.
-cholera, wiedziałem, że nie powinienem tak mówić,
droczyłem się z tobą, nie ... pomyślałem – zamarł –
przepraszam, to nie...
-Przestań – odezwałaś się – Nie przepraszaj.
Nie twoja wina. Tamten koleś to chuj – pogładziłaś się po
policzku – Powinnam kopnąć go w jaja. - Papyrus wszedł z
siateczką lodu. Podał ją Sansowi, a potem wszedł do kuchni by
zrobić herbaty. Niższy usiadł obok Ciebie na kanapie i delikatnie
przyłożył lód do policzka. Byłaś zaskoczona ostrożnością, jednocześnie poczułaś się niezręcznie. To było takie dziwnie intymne doznanie, nie przywykłaś do bycia blisko z osobami do jakich nie
czułaś żadnego emocjonalnego przywiązania.
-będzie siniak – szepnął
-Siniaki się goją – odszeptałaś. Papyrus wrócił
trzymając kubek herbaty ze złotych kwiatów. Powiedział, że
pomoże w procesie leczenia policzka. Wzięłaś kilka łyków. Smak
podobny do miodu, napój powoli ogrzewał Twoje ciało. Zaczynałaś czuć się lepiej. Nadal jednak miałaś na sobie
resztki posiłku.
-CHCESZ WZIĄĆ PRYSZNIC? POŻYCZYĆ CI UBRANIA? -
zapytał. Zaprzeczyłaś, pragnęłaś tylko wrócić do domu i utonąć
w łóżku. Papyrus wyglądał na zawiedzionego, ale rozumiał.
-odprowadzę cię do domu – zaproponował. W
normalnych okolicznościach wolałabyś iść sama, ale jako że
nadal czułaś się niepewnie zgodziłaś się. Pomachałaś
Papyrusowi na pożegnanie (obiecując mu, że napiszesz do niego jak
tylko będziesz już w mieszkaniu), szłaś z Sansem. Na samym
początku milczeliście. Potem ten zaczął rozmowę jako pierwszy.
-więc, jesteś malarką? - przytaknęłaś.
-Czwarty rok – pauza – A ty? Robisz coś poza
tworzeniem śmieciowego tornado? - zaśmiał się.
-po pierwsze, śmieciowe tornada robią się same, a
po drugie, pracuję dookoła
-.... pracujesz dookoła?
-różne prace to tu to tam
-Ah, lubisz tak? - wzruszył ramionami.
-Wolałbym nic nie robić, ale wtedy brat trułby mi
miednicę
-Pffff nie mów tak
-jak?
-Miednicę? Kto tak mówi? - zachichotałaś.
-wiesz, jestem szkieletem i dziwnie by brzmiało
gdybym mówił o dupie. - zaśmiałaś się głośniej.
-To brzmi źle, bardzo źle – w trakcie śmiechu
chrumknęłaś. Szybko zasłoniłaś usta dłońmi.
-heh, twój śmiech jest słodki, wiesz? - oparł
spokojnie, popychając Cię lekko. Odwróciłaś wzrok.
-Nie, jest okropny, tak jak reszta mnie. Nie
powinieneś mnie tak traktować. - Oboje szliście dalej.
Oryginał: klik
Przyglądałaś mu się uważnie. Jego źrenice wędrowały między
Twoimi, a jego stopami.
-wiesz, nie musiałaś tego robić – zaczął,
mówił bardzo cicho
-Musiałam – odparłaś szybko – Bo wiesz, nawet
jeżeli nie jesteśmy razem, jest wiele par mieszanych. I jeżeli mam
być z tobą szczera, zrobiłabym to jeszcze raz nawet jeżeli
miałabym dostać dwa razy mocniej.
-dlaczego? przecież nawet nas nie znasz, tak
naprawdę.
-To... - zamyśliłaś się – prawda. Ale nie o to
chodzi. Za każdym razem, kiedy się spotykamy robię z siebie
ostatniego debila, z wielu powodów mogłeś nie chcieć już oglądać
mojej głupiej mordy. Ale, mimo to, postanowiłeś odprowadzić mnie
do domu, choć znam tę drogę na pamięć. Potwory... są znacznie
milsze, niż ludzie.
-cóż, jaki byłby ze mnie pseudo-chłopak gdybym
pozwolił mojej pseudo-dziewczynie iść samej do domu? to byłoby
niegrzeczne – mrugnął. Wywróciłaś oczami.
-Nie kpij sobie, bo inaczej pseudo-z-tobą-zerwę i
zwrócę się w stronę mojej jedynej, prawdziwej miłości,
latającego potwora spaghetti.
-ma fajne klopsiki – zaśmiałaś się. Prawie
minęłaś swój blok.
-To tutaj – powiedziałaś – Um, dzięki za
spacer. To było ... niespodziewanie miłe?
-mówiłem ci, że jestem klawym kolesiem –
pogrzebał w kieszeni bluzy i wyciągnął telefon – powinniśmy
mieć ze sobą kontakt – Przytaknęłaś i podałaś mu swój numer
-Tak, tak, może zrobimy podejście drugie do
wspólnej kolacji. Źle się czuję z tym, że noc Papyrusa została
zniszczona. Choć z drugiej strony może to lepiej. Bałam się, że
będziemy musieli jeść spaghetti jak Lady i Tramp.
-co?
-Uh, haha, nic. To głupia kreskówka. W każdym
razie. Napisz do mnie? Czasem? Jak chcesz. Um i ... Do zobaczenia? -
zapytałaś niepewnie
-tak, do zobaczenia, dziecino – pstryknął i już
go nie było.