5 listopada 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka u fotografa [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Photography Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
-Um, co to jest?
-Miasto przeprasza cię gazetą – Heather rzuciła gazetę na stolik, a tam wielki nagłówek: UKOCHANA PARA PRZEGRAŁA W SĄDZIE i zdjęcie Ciebie i Sansa z sali sądowej. Miałaś wrażenie, że to miało miejsce wieki temu, ale tak naprawdę minęło kilka dni Cholera, naprawdę wyglądasz aż tak paskudnie? Odepchnęłaś gazetę. Chciałaś o tym wszystkim zapomnieć. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że chodzisz z potworem?! - krzyknęła urażona
-Wiesz, nie wiem? Nie musiałam? Nie wiedziałam po co? - Heather była naprawdę dogłębnie urażona
-Powiedziałam ci, o tym, że chcę pokazać różne obrazy miłości na pracę zaliczeniowej i interesuje mnie wszystko co się w to wlicza, a ty nie powiedziałaś mi o tak istotnym fakcie? To ważne dla mnie! - Ugh. Upiłaś łyk kawy.
-Dobra. Chodzę z potworem. Nazywa się Sans. Jesteśmy razem od... pięciu miesięcy – Heather usiadła naprzeciwko Ciebie, złączyła ręce i uśmiechnęła się słodko. O nie.
-Więc... mogę poprosić cię o przysługę? - Ughhhh
-Nie.
-No weź! Nie mam żadnego potworzo-ludzkiego związku w swoim projekcie, a to ciekawe! Fascynują mnie takie pary i chcę je mieć – Ughhhh. Popatrzyłaś jej głęboko w oczy.
-Nie jesteśmy częścią jakiegoś projektu zaliczeniowego na studia. Już mam jednego palanta za przyjaciela i nie wiem, czy mnie wspiera czy potępia, nie chcę kolejnego. Wolimy trzymać się na uboczu
-A jeżeli ci zapłacę? Wtedy się zastanowisz? - Ughhhh. Forsa. Twoja pięta.
-Zapytam Sansa, dobra? - Heather wyglądała na zadowoloną z takiej odpowiedzi i odeszła. Rozsiadłaś się na krzesełku wyciągając komórkę z kieszeni spodni.

xxx-xxxx 7:57 | Więęęęc.... jeżeli.... miałabym do ciebie sprawę, zastanowiłbyś się nad nią?

snas 7:57 | jasne.

xxx-xxxx 7:57 | Naprawdę?!

snas 7:57 | tak, nic za darmo.
 
xxx-xxxx 7:58 | Zawsze prosto z mostu, co? Dobra, czego chcesz?

snas 7:58 | jeszcze nie wiem, ale powiem ci jak się dowiem

Dobra, cóż... wygląda na to, że oboje staniecie się częścią projektu.
Kilka dni później wraz z Sansem poszliście do Heather. Miała już aparat umieszczony w ogrodzie. Wyraźnie podnieciła się kiedy przedstawiłaś ją Sansowi i co chwile mówiła o tym jak ważny jest dla niej jej projekt.
-Zrobimy wam kilka normalnych zdjęć nim zacznie się prawdziwa zabawa ... więc bądźcie zakochaną parą czy czym tam jesteście, dobra? - Razem z Sansem udaliście się do ogrodu, w którym nadal był śnieg. Powinnaś usiąść? Oboje czuliście się niezręcznie. Sans uniósł rękę w tym samym czasie, kiedy Ty chciałaś go objąć. Oh. Oboje opuściliście ręce. Nie? Spróbowałaś jeszcze raz. Sans też poruszył dłonią. Nie, cofnij się. Uhh. Popatrzyłaś na bok i przysunęłaś się do niego bliżej, może wystarczy, jak złapiecie się za ręce? - Nie nie nie nie – Heather wychyliła się zza aparatu – To w ogóle nie jest romantyczne. Ty.. ugh.. dobra. Ja was pokieruję – Podeszła do was i umieściła twoje dłonie na twarzy Sansa. Łał. Kości są zimne w zimę. A no. To właśnie pomyślałaś, kiedy Heather przenosiła ręce Sansa na Twoją talię. Mhmmmm, o i teraz przyciąga wasze czoła do siebie aby się stykały.... Jest fajnie. - Możecie nie być tacy spięci, kochani? Raaany, znam ludzi, którzy ze sobą nie chodzą, a wyglądają bardziej naturalnie niż wy – Gdyby tylko wiedziała... Robiłaś co mogłaś. Starałaś się uspokoić jak Heather mówiła wam jak macie stać. Im więcej robiła wam zdjęć, tym mniej niezręcznie było. Dobra, może nie będzie tak źle? Sans też zaczynał się rozluźniać. Heather popatrzyła na zrobione zdjęcia przytakując sobie, z wyraźnym zadowoleniem na twarzy. - Dobra, te wyglądają dobrze. Chodźcie, dodamy słowa – powiedziała wyciągając marker z kieszeni. Zaczęła nim pisać po Twojej dłoni.
-Hm? Piszesz coś głupiego jak "mam potworny gust do facetów"?
-teraz mam ciałko do kochania?
-Hah! O mój Boże. A może, zakochana do szpiku kości? - Sans prychnął. Heather wypuściła Twoją dłoń. Popatrzyłaś. To żaden słodki napis.
N e k r o f i l l
....
-Dlaczego to napisałaś? Myślałam, że nas lubisz?
-Oczywiście, że was lubię. Wasza historia jest taka nowa i ... ekscytująca! Jesteście postępowymi pionierami! Dobra, wyobraźcie sobie. Wasze twarze, jesteście szczęśliwi i zakochani i wszystko jest cudowne. Ale cały świat chce was zniszczyć, tak? To kontrast między waszymi zadowolonymi twarzami i obelgami złych ludzi, którzy waszą miłość obrzucają nienawiścią. Wasze światełko miłości pochłania mrok. Macie. Przegrzebałam sieć w poszukiwaniu komentarzy na temat waszego związku i zrobiłam listę – podała papiery Sansowi. Ten spojrzał na pierwszą stronę. Chciałaś odczytać wyraz jego twarzy, lecz nie mogłaś nic zrozumieć. Jest zły? Czy go to zraniło? Mogliście wrócić do domu, nie miałaś nic przeciwko, ten projekt zaczynał robić się dziwny...
-są zabawne - ... albo nic mu nie jest.
-Naprawdę? - zerknęłaś przez jego ramię. Zamarłaś. Heather naprawdę przyłożyła się do swojego projektu. Znajdowały się tutaj określenia jakie słyszałaś wcześniej. Demony, zwierzęta, bestie... a nawet...
-heh, inkuby, co? mam potraktować to jako komplement skoro ludzie mnie za takiego mają?
-Oh, więc wy ... nie? - Sans popatrzył Ci w oczy. Znałaś ten wyraz. Wiedziałaś co myśli i sama też miałaś to w głowie. Dlaczego zadajesz się z takimi ludźmi? Chciałaś wzruszyć ramionami, to nie Twoja wina, że przyciągasz do siebie ułomów. - Mniejsza! To nie jest ważne. - krzyknęła Heather i znowu uniosła marker. Sans popatrzył na Ciebie i wzruszył ramionami, co właściwie i tak miał powiedzieć? Zamknął oczy i przekręcił twarz w stronę Heather która zaczęła pisać na jego czaszce. Marker piszczał kiedy pisała. Niebawem oboje byliście cali w słowach w jakich postrzegała was ludzkość.
o b r z y d l i w i
z d r a j c a
d e m o n
s z m a t a
Oboje mieliście na twarzach napisy. Tak samo wasze ręce. Sans wyglądał tak, jakby nie przeszkadzało mu nic. Ale znałaś go już dobrze, że te słowa uderzają w waszą samoocenę. Czasami łatwo jest zapomnieć, jak wiele ludzi Cię nienawidzi, póki nie masz tego wypisanego na twarzy. Ale oto jesteście
-Dobra, podoba mi się poza w jakiej trzymacie się za twarze. Zróbcie tak jeszcze raz – rozkazała. Było zimno, a ty nie miałaś na sobie już bluzy, więc drżały Ci ręce przy gołej kości. Heather nakazała wam zmienić pozycję i kiedy stosowałaś się do jej poleceń, poślizgnęłaś się na śniegu. Serce ci zamarło kiedy upadałaś. Spodziewałaś się bólu, ale ten nie nastał. Otworzyłaś oczy, twarz Sansa była na kilka milimetrów przed Twoją, jedną ręką trzymał Cię z tyłu, drugą za dłoń. Czułaś, ja się rumienisz. - TAK! To to napięcie seksualne na jakie czekałam! Nie ruszajcie się! - Z ledwością słyszałaś cykanie flesza aparatu czując gęsią skórkę i włosy na twarzy. Sans zamarł ledwo oddychając. Przyglądałaś mu się z uwagą w świecące źrenice.

Pa bum. Pa bum

Przełknęłaś ślinę. Cholera jasna. Pomógł Ci stanąć na równe nogi. Mała część Ciebie chciała, abyście stali tak chwilę dłużej. Inna chciała, aby Heather zaczęła drzeć mordę "CAŁUJ" bo to wyglądało na moment pocałunku. 
-ej, wszystko dobrze? zamarzłaś na kość?
-Huh? - Sans zaśmiał się
-chce zrobić kilka zdjęć w środku
-Oh, ta – przytaknęłam – Jasne. - Poszłaś za nimi, w mieszkaniu było miło. Trochę ciasno, ale miło. Podejrzewałaś, że mieszka z rodzicami, bo wiedziałaś, że mieszkania w tej okolicy nie są tanie. Zaprowadziła was do salonu gdzie było kilka foteli, mały stoliczek z drewna i kominek. Zrobiliście kilka zdjęć w różnych miejscach pokoju, ale widziałaś, że robiło się niezręcznie biorąc pod uwagę jej entuzjazm. Choć i tak miała go mniej. Nie umiałaś nic na to poradzić. Gdzie masz położyć ręce? Jak masz zachowywać się naturalnie przed obiektywem? Sansowi też nie szło. Nie patrzył ani na aparat ani na Ciebie, przez większość czasu odwracał głowę w złym kierunku, zaś jego ręce Cię blokowały. - Nie pracowałeś jako nagi model jakiś czas temu? Nie powinieneś być w tym lepszy? - powiedziałaś głośno – Oh! Znaczy się.. nie abyś był zły czy ... coś. Ja tylko... uh...
-Co? - oczy Heather zajaśniały i klasnęła w ręce z zadowolenia – Zaraz, zaraz, spokojnie. Pozowałeś nago? Możesz to powtórzyć? Zdjęcia byłyby o wiele lepsze. Oboje siedzicie na tej kanapie tak sztywno. To prawie bolesne. Proszę? Tylko koszulka. Mogę podpisać ci żebra
-uhhh
-Uhhh – Nie tak miało wszystko iść. Cała ta sytuacja zaczęła już dawno wymykać się z Twoich rąk. Zerknęłaś na zegarek. Może czas powiedzieć jej, że zabawa się skończyła?
-Zapłacę więcej, jeżeli chcecie – Sans zerknął na Ciebie, zrozumiał. Czułaś się źle, nie chciałaś aby wiedział, że znowu masz problemy finansowe. Nie byłaś już nawet pewna, czy pieniądze są tego warte, ale nie miałaś szansy nic powiedzieć, bo Sans ściągał koszulkę. Nie próbowałaś nawet ukryć własnego zawstydzenia bo że cooo???? Wiedziałaś, że nie przejmuje się sobą, sam powiedział Ci to. To tylko... dziwne, prawda? Przyłożyłaś rękę do czoła sprawdzając temperaturę, upewniając się, czy to nie jest jakiś dziwny sen spowodowany gorączką. Unikałaś patrzenia na niego, choć nie wiedziałaś dlaczego. To szkielet, nie zmienił się od czasu kiedy ostatnio go takim widziałaś. Jego żebra nie miały w sobie nic zboczonego. Widziałaś je zaledwie z cztery miesiące temu! Heather zerknęła na listę i przerzuciła stronę, wybrała napis "Staruch"
-...co? - zapytał zaskoczony
-No wiesz, jesteś kościotrupem musisz być... super stary. Zbyt stary aby chodzić z człowiekiem. Dzieli was wielka różnica wieku, ale wiesz, jestem pewna, że to tylko głupi stereotyp - ... Racja. Jest cholerne stary, prawda? - Albo... nie – Heather odgoniła myśli – Cóż, ja nie oceniam – Brzmi tak, jakby oceniała. - W każdym razie, mogę? - uniosła marker.
-nie – Sans rzucił zimno, zabrał jej marker i zaczął sam pisać napis na swoich kościach – kończmy to już – fotograf kazała wam usiąść przed kominkiem. Położyłaś rękę na jego ramieniu.
-Możemy iść do domu. Już nie jest zabawnie – szepnęłaś – To zdecydowanie nie jest warte żadnych pieniędzy. Popełniłam błąd – pauza – Przepraszam.
-huh, powinienem wiedzieć, że wizyta u fotografa będzie negatywnym doświadczeniem – potrząsnęłaś głową
-Kawały fotograficzne? Teraz?
-a w jakich innych okolicznościach mam ich używać?
-Używa Nikonu
-hmm, dobra, prawie tutaj skończyliśmy, prawda?
-Tak, ale tego kawału się nie spodziewałam
-heh
-W taki sposób próbujesz mi powiedzieć, że wszystko dobrze? - wzruszył ramionami, ale uśmiechnęłaś się. W chwili odwagi postanowiłaś przytulić Sansa. Jęknął zaskoczony kiedy nagle poczuł na sobie Twoje ciało.
-raaany, ostrzegaj nim to zrobisz, dobra? - zaśmiał się obejmując cię
-Jesteś wspaniałym przyjacielem, wiesz?
-hah... cóż...
-OH! Nie ruszajcie się! - wygląda na to, że wróciła. Podeszła do Ciebie i napisała Ci na czole kolejny napis prosto klubu rasistów.
-Chcę wiedzieć?
-nie
Pstryk! Pstryk! Pstryk!
Po kilku kolejnych zdjęciach w końcu wam zapłaciła i mogliście wrócić do domu. Milczeliście w drodze powrotnej, nie wiedząc co powiedzieć i jak skomentować to co się stało. Właściwie co się stało? To ty zadecydowałaś, i jak wszystko inne chciałaś wyrzucić to wspomnienie z pamięci. Podeszliście do drzwi swoich mieszkań i już miałaś się pożegnać, kiedy Sans powiedział
-chcesz do mnie wpaść?
-Oh! - byłaś zaskoczona – Tak, jasne – otworzył drzwi i weszliście szybko oboje niemal natychmiast siadając na kanapie. Wyciągnęłaś telefon i włączyłaś kamerkę. Ugh. Byłaś ciekawa co ci napisała, ale to słowo było chyba najgorsze.
P o t w o r z a   d z i w k a
-wyglądamy jak z obrazka – Sans przybliżył się i jego głowa pojawiła się w ekranie komórki. Zaczął ścierać słowa z czaszki – heh, może faktycznie jest we mnie coś z ink-uba?
-Czuję się jak gówno. Nie martwi cię co ludzie o nas myślą?
-...trochę, ale czego miałem się spodziewać? nie zmienię ich zdania o mnie, więc łatwiej mieć to gdzieś – znowu popatrzyłaś na swoje odbicie w telefonie. Cicho wstałaś z kanapy
-Daj mi chwilę, dobra? Nie ruszaj się
-ok- wbiegłaś do swojego mieszkania i chwyciłaś kilka farb do ciała i kilka różnych pędzli. Szybko wróciłaś do Sansa. Na podstawce rozmazałaś kilka farb i położyłaś ją na podłodze
-Siadaj – siadł. Zaczęłaś machać pędzlem dookoła jego czaszki kreśląc różne wzory na jego twarzy. Uniosłaś jego głowę wyżej, aby widzieć swoje dzieło. Właśnie kreśliłaś pnącze niebieskiego kwiatu – Sans?
-hmm?
-Jaki jest najbardziej wystrzałowy kolor?
-co? jaki?
-...Granat! - pauza
-heh, heh, teraz kawały o kolorach, chcesz pokolorować mi życie? - uśmiechnął się. Również nie umiałaś walczyć z własnym uśmiechem
-Czy to znaczy, że dajesz mi zielone światło?
-tak, żadnego czerwonego znaki – dalej malowałaś na jego twarzy kreśląc różne linie na jego czole. Tak, aby zakryć kolorami te okropne słowa.
-Dziękuję, że mi na to pozwoliłeś – powiedziałaś – Wiem, że to nie miało sensu. Nie jesteśmy nawet parą, ale te słowa mnie bolą. I... przepraszam.
-za co? - zawaliłaś.
-Za... cóż, za cały dzień i za to, że nie zapytałam się, czy mogę na tobie rysować
-heh, wiedziałem, że chcesz to zrobić od dawna – podniósł swój telefon aby zobaczyć Twoje dzieło – i uh, nie będę kłamać, czuję się dobrze – popatrzył na ekran – oh...
-Oh? - zaczynałaś się niepokoić – Nie podoba się? Wybacz, nie malowałam wcześniej na czaszkach i ..
-spokojnie, jest wspaniałe

Pa bum. Pa bum.

-O-oh – uspokoiłaś się trochę – Dziękuję – miła cisza.
-moja kolej – podniósł paletę. Zaśmiałaś się.
-Naprawdę? Chcesz? - przypomniałaś sobie jego świąteczny prezent. Okropny rysunek. Możesz tylko się domyślać co chce namalować na Twojej twarzy... ale miałaś to gdzieś. Zamknęłaś oczy – Dobra, moja twarz to twoje płótno
-uważaj, ufając mi w rysowaniu to sprowadzanie na siebie śmierci – Ah! Farby były zimne i próbowałaś nie drżeć, ale było trudno. Czułaś jak Sans złapał Cię za policzek trzymając Twoją twarz w bezruchu. Wzięłaś oddech próbując nie myśleć o tym jak przyjemna była teraz jego dłoń. Nie działało. No i nie miałaś pojęcia co maluje. Lecz stanowczo to coś jest na twojej twarzy. - dobra
-Już? - otworzyłaś oczy, Sans pokazał Ci twoje odbicie. Oh! - Hahaha! Zamieniłeś mnie w szkieleta! - podziwiałaś jego pracę. Była niezręczna, ale widziałaś, że dał z siebie wszystko. Uśmiechałaś się – Chodź, zróbmy sobie zdjęcie – objęłaś go ramieniem.
Zdjęcie było słodkie. O wiele lepsze niż te zrobione dzisiaj. Takie realne. Obrazujące prawdziwe oblicze miłości.
-fajne, wyglądasz na nim jak kawał dobrej kości
-Ha, naprawdę? Więc, według szkielecich standardów, byłabym atrakcyjna?
-nie
-Jak to?! Ałć, zraniłeś moje uczucia.
-masz włosy – przeczesał je palcami – i tłuszcz – pociągnął cię za policzek – no i dużo skóry – pociągnął Cię za ucho – szczerze, jesteś paskudnym szkieletem.
-Taaa, cóż, twoja głupia morda też nie wyglądałaby dobrze, gdybyś był człowiekiem, więc – wystawiłaś język – Raaany, ile ty masz właściwie lat? Jeżeli miałbyś skórę byłaby... pomarszczona jak rodzynek? Zupełnie nie pasuje do twojej osobowości.
-ha... uh.. ha... - jego uśmiech zelżał. Przesadziłaś? Wcześniej mu to nie przeszkadzało!
-Przepraszam. Ja nie... przepraszam, to było głupie – nie chciałaś go urazić czy coś
-uh... bądź ze mną szczera, uważasz mnie za starucha?
-Co?! - oniemiałaś.
-czy mój wiek... ci przeszkadza? - odwrócił wzrok – znaczy się, nie myślałem o tym wcześniej, wiedziałem, że to trochę dziwne, znaczy się jestem młody jak na potwora, ale... - głos mu zadrżał – heh, sam nie wiem, przepraszam, że pytam, nie wiem dlaczego mi na tym zależy...
-Zapomniałam – powiedziałaś po prostu – Znaczy się, jeżeli to sprawi, że poczujesz się lepiej, nie myślałam o twoim wieku od dawna. - Położyłaś rękę na jego ramieniu – Nie martw się o to, dobrze? Ludzie są... chamscy i złośliwi. Nie jesteś staruchem, ani pedofilem w tym znaczeniu, jesteś ... jak wino! - uśmiech mu zadrżał, a potem
-hehehe, oh, łał, zawstydziłem się, potraktuję to jako komplement – Nie umiałaś się powstrzymać przed cichym śmiechem, Sans śmiał się głośniej, a zaraz potem Ty. Śmialiście się tak głośno, że nie usłyszeliście jak drzwi do mieszkania się otwierają. Papyrus wrócił.
-O MÓJ BOŻE???? CO SIĘ DZIEJE??? CO SIĘ STAŁO? DLACZEGO WYGLĄDASZ JAKBY KTOŚ CIĘ POBIŁ? - Zdałaś sobie sprawę, że z punktu widzenia Papyrusa musicie wyglądać dziwacznie. Macie te malunki na twarzy, napisy na reszcie ciała i tarzacie się na ziemi śmiejąc głośno, z kawału, który nie był nawet zabawny. Popatrzyliście sobie z Sansem w oczy i znowu zaczęliście się śmiać z reakcji Papyrusa. Ten zamknął drzwi i podszedł. Czytał napisy na waszych ciałach. Nagle poczułaś, jak cały śmiech znikł. Poczułaś się niezręcznie. Na jego twarzy był wymalowany ból i złość – DLACZEGO KTOŚ TO NAPISAŁ? PRZECIEŻ TO CHAMSKIE! - popatrzył na Sansa, który chciał się schować – TY TEŻ? KTO WAM TO ZROBIŁ?
-nikt brachu – rzucił prosto
-To na projekt fotograficzny mojej znajomej – wyjaśniłaś – Chciała zrobić kontrast. Albo coś w tym stylu. Nie jestem właściwie pewna, co chciała tym osiągnąć
-TO OKROPNE. NAJGORSZY POMYSŁ JAKI W ŻYCIU WIDZIAŁEM. ZERO NA DZIESIĘĆ GWIAZDEK.
-oj.... - Papyrus popatrzył na Sansa wziął go za ubranie i przerzucił przez ramię
-Dobra, czas na mnie – zaczęłaś wstawać i chciałaś iść do drzwi, ale Papyrus chwycił się za koszulkę nim zdążyłaś uciec. Podniósł ją lekko, na tyle by odrobina twojego brzucha wyszła na wierzch.
-TU TEŻ?!
-Paps, to nic wielkiego – Ale było za późno. Już unosił Twoją koszulkę aby zobaczyć resztę Twojego ciała. Starałaś się bronić – co robisz?! Boże, Papyrus, to jednorazowy incydent! - Puścił, zaciągnęłaś koszulkę na dół. Położył wolną rękę na biodrze.
-MASZ DOSŁOWNIE WYPISANE POTWORZE JEBADEŁKO NA RAMIENIU, TO COŚ WIĘCEJ NIŻ INCYDENT
-Papyrus, rany! - nie słyszałaś, aby kiedykolwiek przeklinał. W mgnieniu oka przerzucił Cię przez drugie ramię i zaniósł was do ubikacji. Odstawił cię na podłogę, zaś Sansa do wanny. Wziął coś, co wyglądało jak gąbka w kształcie kaczki, namydlił ją i zaczął zmywać napisy z kości Sansa – Papyrus...
-MYŚLICIE, ŻE NIE WIDZĘ CO LUDZIE O TOBIE MÓWIĄ? O SANSIE? - ... Małe pomarańczowe łzy pojawiły się w jego oczach – WIEM! I CHOĆ JESTEM WSPANIAŁY TO TE KOMENTARZE TEŻ RANIĄ MOJE UCZUCIA. MOŻE I MAM SILNE KOŚCI, ALE NIE JESTEM NIEZNISZCZALNY, WIESZ? - pocierał dalej ramię Sansa – WIESZ JAK KTOŚ NAZWAŁ SANSA PEWNEGO DNIA? ZŁODZIEJ CIAŁ JAKBY KRADŁ CIAŁA! WYKRZYCZAŁ TO KTOŚ Z SAMOCHODU I ODJECHAŁ. CO TO WŁAŚCIWIE MIAŁO ZNACZYĆ – źrenice Sansa zniknęły i nagle poczuł się niezręcznie
-myślałem, że uzgodniliśmy, że jej o tym nie będziemy... - więcej tarcia...
-Naprawdę jest aż tak źle? Jakim gównianym przyjacielem jestem, skoro tego nie zauważyłam...
-N-NIE! JESTEŚ WSPANIAŁYM PRZYJACIELEM, JEDNYM Z LEPSZYCH, JEŻELI BYŁABYŚ GWIAZDĄ, ŚWIECIŁABYŚ NA ZŁOTO! JESTEŚ WSPANIAŁĄ PRZYJACIÓŁKĄ CHOĆ MASZ NA TWARZY WYMALOWANY OBRAZ SZKIELETA. - napięta atmosfera zniknęła, Sans zaczął się śmiać. Ty też, choć łzy spływały Ci po policzkach. Robiłaś co mogłaś, aby dobrze wyjaśnić dlaczego masz to na twarzy – ŁAŁ, SANS, SPISAŁEŚ SIĘ, WYGLĄDA JAKBY MIAŁA ZDERZENIE CZOŁOWE Z PASKUDNYM AUTEM
-no weź, brachu, nie jest aż tak źle, biorąc pod uwagę moje umiejętności, wyszła zabójczo ślicznie

Pa bum. Pa bum.

Czy on właśnie...?
-NYEH! - Papyrus popatrzył na twarz brata. Cóż. Dzień potoczył się dziwacznie, ale ostatecznie cieszyłaś się, że masz dobrych przyjaciół. Nawet jeżeli będą teraz boleśnie trzeć Ci twarz. Robią to, bo im na Tobie zależy.
Share:

Undertale: Jesteśmy tylko przyjaciółmi! - Rozmawiając przez telefon [Just Friends! - On the Phone] - tłumaczenie PL [+18]

 Autor okładki: Colin
Notka od tłumacza: Blueberry chce się pieprzyć. Chce się rżnąć. Jego młodszy brat Papyrus uważa, że to Twoja wina. Czy uda Ci się ukrywać przez Papyrusem związek z Sansem? Powodzenia dziewczyno, będzie Ci potrzebne!
Opowiadanie osadzone w uniwersum Underswap, dostosowane pod kobiecego czytelnika, pisane w formie pierwszej osoby Kluczową parą jesteś Ty x Sans, lecz pojawiają się rozdziały z Papyrusem. W każdym rozdziale dzieje się ostro i generalnie jest to erotyk z fabułą! Tak więc całość jest +18. 
Uwaga w opowiadaniu występuje wulgarne słownictwo, seks do granic wytrzymałości, różne zboczenia których teraz po prostu nie chce mi się wymieniać.
Autor: whoawicked
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik

SPIS TREŚCI
Rozmawiając przez telefon (obecnie czytany)
Kolejny raz spróbowałam Wspaniałego Sansa tydzień po incydencie z palcówką. Sans przyszedł do mnie późnym wieczorem, kłamiąc bratu, że musi trenować z Alphys dłużej. Jak tylko przekroczył próg mojego domu objął mnie mocno, tak mocno, że mało nie połamał mi żeber, jakbyśmy się nie widzieli od miesięcy. Potem przerzucił mnie przez swoje kościste ramie, zamknął za sobą drzwi i zaniósł jak tobołek ziemniaków do mojej sypialni śmiejąc się cicho pod nosem. Było po dwudziestej pierwszej, a my tylko tuliliśmy się i macaliśmy na łóżku. Sans przyznał, że w istocie, był prawiczkiem. Przypuszczałam jednak, że tylko fizycznie, nie psychicznie. Sposób w jaki poruszał językiem po moim ciele, jak ściskał moje piersi, to co szeptał mi do ucha... Wiedział co na mnie działa... Jego dziewictwo było tylko fizyczne. Odkryłam, że ten szkielet to całkiem spory perwers. Mimo to, oboje uznaliśmy, że nie chcemy nic na szybko... cokolwiek robimy, dlatego robiliśmy małe kroki ciężko dysząc obok siebie. Ale o Boże, on doprowadza mnie do szaleństwa.
-Człowieku – jęknął trzymając między zębami mój lewy sutek – Jesteś tak cholernie miękka – Byliśmy prawie nadzy. Przez ostatnich kilka godzin Sans sukcesywnie pozbywał się moich ubrań, teraz byłam już tylko w staniku, majtkach i skarpetkach. Właściwie to chciałam je ściągnąć, ale z jakichś powodów, mi nie pozwolił. Hm... Czułam na swoim ciele ślady po jego zębach, na karku i ramionach, moje włosy to teraz jeden wielki kołtun. Czy to znaczy, że mam włosy po seksie, choć nie uprawialiśmy właściwie seksu? Jego szara koszulka była wymiętoszona, tak samo jak spodenki, buty miał ściągnięte, zaś na kościach na ramionach i karku widniały rozmazane ślady po mojej szmince. Będę musiała mu przypomnieć, aby się umył nim wróci do mieszkania. Papyrus mnie dosłownie zabije, jeżeli zobaczy Sansa w takim stanie.
-Uh... Często tak mówisz – dyszałam zakładając ręce za głowę. Byłam taka otwarta na niego. Uwielbiałam to. Sans wysunął kolejną pierś ponad stanik i zacisnął na niej kościstą rękę. Jego kości były takie cudowne, ciepłe i gładkie. Boże, dlaczego nie zrobiliśmy tego wcześniej? Zatrzymał się i popatrzył na nie, zaciskając palce zirytowany. Cholera, powiedziałam to na głos?
-Wiesz dlaczego...
-Talbetki nasenne? Naprawdę?
-Proszę, przestań mówić kiedy wpycham język do twoich ust. To niegrzeczne.
-Nie, Sans, nie mogę uwierzyć. Jak długo spał? Szesnaście godzin?!
-Czternaście i to go nie zabiło... Jakby cokolwiek mogło, musiał iść spać! Wiesz, że nie zrobiłbym tego, gdybym nie musiał.
-Mhm, ta, a spodziewałeś się czegoś?
-....Nie wiem.
-Sans!
-Błagam, wiesz jaki jest kiedy zbliżają się do mnie dziewczyny! Widziałem jak się na ciebie patrzył przy naszym pierwszym spotkaniu! Takim, który mówił "jeżeli tkniesz samsa, moja koleżanko, kumpelo, amigo, kompadre, siostro, powierniczko, będziesz miała przejebane".
-Dobrze go znasz, widzę
-Zamknij się
-Naprawdę jestem pod wrażeniem
-To poważna sprawa. Jeżeli chcesz to dalej kontynuować musimy to zachować jako naszą tajemnicę! Ani słowa, dla twojego dobra! Jeżeli mój brat się dowie...
-Oczywiście.
-....To dobrze. Cieszę się, że się rozumiemy
-...
-...
-Sans?
-...
-Coś się stało?
-...Czy to znaczy, że jesteśmy jakby zakazaną parą?
-Chyba tak. Przeszkadza ci to?
-...Nie wiem jeszcze. A tobie?
-...
-Kiedy... pozwoliłaś mi się sobą pobawić tydzień temu, wiedziałem, że nie mogę pozwolić Papyrusowi wchodzić mi w drogę. Nie tym razem. Chcę, abyś była moją.
-Oh?
-Słuchaj... Ja... ja lubię cię odkąd się poznaliśmy, ale... mając obok siebie Papyrusa, który odstraszał każdą dziewczynę, jaka próbowała się do mnie zbliżyć. Dlatego nie umiałem zebrać się na odwagę, aby zaprosić cię na randkę. Przestraszyłabyś się mojego brata i ... pewnie uciekła i już nigdy bym cię nie zobaczył. Więc próbowałem utrzymać wszystko na platonicznym podłożu. Ja... Tak strasznie chciałem, aby między nami było coś więcej, ale... Nawet nie śniłem, aby być dla ciebie kimś więcej... ale zrobiłbym wszystko abyś się uśmiechała i śmiała... no i jesteś taka mądra! Zawsze tak szybko radzisz sobie z każdą, nawet najtrudniejszą zagadką. Nie umiem robić ich trudniejszych!
-Sans, wiesz gdzie przyjmuje dobry dentysta?
-Nie waż się tego kończyć...
-Bo jesteś cholernie słodki!
-...WYCHODZĘ. ZNISZCZYŁAŚ CHWILĘ!
-Nie, nie, wracaj!
-TA CHWILA NIGDY NIE WRÓCI! JUŻ NIGDY NIE WYBACZĘ CI, JA WSPANIAŁY SANS NI...
-Przestań dramatyzować i chodź mnie pocałować. Wiem, że chcesz. Proszę?
-Mweh heh heh...
Sans wykręcił mi sutka sprawiając, że wyrwałam się z zamyślenia.
-Ja... - zaczął, może zbyt nerwowo. Unikał kontaktu wzrokowego, skupił się na moim sterczącym sutku – Ja nie chcę już czekać – uniosłam brwi patrząc na niego zdziwiona
-Co? - Cóż.. to nie trwało zbyt długo.
-Nie mogę tego znieść – przyznał ledwo słyszalnie odwracając głowę na bok – Chcę, abyś była moją. To co robimy to tylko marnowanie czasu.
-Mówisz, że sprawianie, aby było mi dobrze, to marnowanie czasu? - droczyłaś się unosząc brwi
-N-nie o to mi chodziło! - bąknął – J....ja chciałem .... um.... - podniósł się i zaczął bawić palcami. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdenerwowanego. To urocze – M-moglibyśmy robić.. znacznie więcej
-Dobra... jesteś pewien, że jesteś gotowy? - w odpowiedzi pochylił się, aby znowu mnie pocałować. Wsunął palce w moje włosy. Nie bawił się, nie pieścił jak w poprzednich, w tym pocałunku było coś skrytego, jakieś wewnętrzne pragnienie przepełniało tańczący z moim magiczny język. Nie musiał nic mówić, ale i tak to zrobił.
-Jestem. - Jego głos był niski i zachrypnięty i to słowo zawibrowało kiedy powiedział je prosto w moje usta. Zatraciłam się. Nie musiał się wysilać, aby przejąć nade mną kontrolę, biorąc pod uwagę to jak często trenował z Alphys... mimo to przekręciłam go pod siebie, ręką unieruchamiając jego ręce w nadgarstkach przyszpilając je ponad jego głowę, kolanem rozsunęłam jego nogi. Uśmiechałam się przebiegle kiedy w głowie pojawiały się kolejne myśli, co mogę mu zrobić.
-Zaczynajmy – Sans rumienił się, zaś oczy zamieniły się w gwiazdy za które oddałabym wszystkie skarby świata. Delikatnie uwolniłam jego ręce kiedy przywarłam do niego w żarłocznym i głębokim pocałunku, jakbym chciała spijać jego magiczną ślinę. Moje palce błądziły po jego kręgosłupie, oplatały się między jego żebrami w taki sposób w jaki lubił najbardziej. Jęczał raz za razem, lecz nie uciekał. Zaczęłam powoli zsuwać z niego spodnie po drodze gładząc każdy milimetr wychodzącej kości. Czułam niebieskie wybrzuszenie i szczerze, bardzo go pragnęłam. Sans wziął głębszy wdech kiedy jego kutas w końcu wyszedł ze spodni pokazując mi się w pełni okazałości przed twarzą.
-Cz-człowieku Ja...
-Ciii – uciszyłam go obejmując palcami delikatnie spód i ścisnęłam. Jęknął w odpowiedzi drżąc delikatnie – Spokojnie, co? Ja wszystkim się zajmę – Przytaknął. Poczułam jak się relaksuje. Może nie był zbyt pewny siebie, posłałam mu więc pocałunek, który z rozkoszą zaakceptował raz jeszcze złączając swój język z moim, potem przyciągnął mnie bliżej tylko po to, aby mieć lepszy dostęp do moich ust. Po długim pocałunku zaczęłam pieścić jego szczękę. Jęczał cicho pozwalając mi składać kolejne pocałunki na swoich kręgach, kręgosłupie, żebrach, co jakiś czas jęcząc, nabierając powietrza i wypuszczając je. Miałam nadzieję, że nie straci panowania nad sobą. Sunęłam pocałunkami niżej i niżej, aż nie poczułam koło policzka jego sterczącego, niebieskiego, magicznego kutasa. - Łał – wzięłam oddech delikatnie – Jesteś idealny w każdym calu, co nie? - Był gładki i miękki pod moim dotykiem, zupełnie taki jak jego język, dobrze imitował ludzką skórę. Ale będąc szczerym, bardziej przypominał mi coś co mogłabym kupić w sex shopie. Sans uśmiechał się nerwowo poruszając biodrami tym samym przybliżając swoje przyrodzenie do mojego policzka, spragniony nowego doznania.
-O-oczywiście, że jestem! Ja, wspaniały Sansa, jestem niesamowity w każdy sposób! - uśmiechnęłam się i wywróciłam oczami, to narcyz, ale uroczy narcyz. Przystawiłam usta do nasady jego trzonu ciesząc się swoim czasem. Powoli przesunęłam językiem od dołu do góry zlizując odrobinę kapiącej magii. Sans zamruczał uradowany, to muzyka dla moich uszu. Nie smakował niczym, jak jego język, ale magia którą połknęłam łaskotała mnie w gardle przy przełykaniu. Sans wyjęczał moje imię, kiedy okręciłam językiem dookoła jego żołędzia. Przyglądał mi się oblizując swoje zęby łapczywie. Jego mina tylko dodatkowo mnie rozchodziła i wsunęłam jego trzon wprost w moje gorące usta, zasysając chciwie koniuszek, sprawiając, że szkielet cicho stęknął.  -Haaa.... t-to ... ngghhh – mruknęłam zadowolona. Postanowiłam wsunąć go trochę głębiej w usta i przesunęłam język na dół, robiąc lepszy dostęp, uważając też, aby zębami go nie podrażnić. - oh kuu... - oboje podskoczyliśmy, kiedy telefon Sansa się odezwał na moim stoliku. Sans przechylił się i szybko sprawdził kto dzwoni. Zamarł. - T-to Papyrus! - Cholera!
-O-odbierz, ośle!
-Ale ty...
-Odbierz! Zacznie coś podejrzewać jeżeli tego nie zrobisz! - Sans patrzył na telefon, a potem na mnie, nie wiedząc co ma wybrać. Po sekundzie musiał, chrząknął starając się przybrać swój normalny ton głosu
-Cześć Papusiu! Co tam? - To niesamowite, jego głos był wyższy o oktawę, brzmiał tak podobnie, tak inaczej niż ten, jakiego używa kiedy jesteśmy w mojej sypialni. Przyglądałam mu się z leniwym wyrazem twarzy, kiedy w słuchawce odezwał się Papyrus. - Huh? Kiedy wrócę do domu...? - popatrzył na mnie tak, jakbym miała odpowiedź wypisaną na czole. Wzruszyłam ramionami stukając palcem w jego sterczącego kutasa. - Uhh, cóż, Undyne wpadła więc oglądamy anime jakie ludzi – skłamał, nadal udając, że jest w domu swojej mentorki – To zajmie. Co...? Huh.... Oh, hasło do wifi? - Sans znowu na mnie popatrzył wyraźnie wkurzony uderzając się dłonią w czoło, wywrócił oczami podirytowany. Zrobiłam to samo nie wiedząc jak zareagować. - Nie znam go na pamięć Papusiu – westchnął, z wyraźnym zdenerwowaniem w głowie – Będziesz musiał sprawdzić... Oh, nie możesz znaleźć? - pogładził się po skroni palcem starając się ignorować seksualną frustrację – Dobra, a sprawdzałeś w ... - Sans tłumaczył Papyrusowi gdzie ma szukać hasła do ich wifi, ja w tym czasie zaczynałam się nudzić. Polizałam go jeszcze raz, czując ponownie wibracje jego nasienia w swoim gardle. Sans zadrżał. Popatrzyłam na niego. Próbował mnie powstrzymać niemym "przestań" nadal słuchając co jego brat mówi, rumienił się na niebiesko. Złowieszczy uśmiech zagościł na mojej twarzy. Wsunęłam tylko koniuszek jego członka i zaczęłam mocno ssać, jednocześnie drażniąc to co miałam w buzi językiem.  Jęknął, ale starał się wybrnąć z sytuacji – AaaaaaaAAAA erm, sprawdzałeś w szufla-a-aaaadzie? - Zasłonił ręką telefon zwracając do mnie ledwo słyszalnie – Rozmawiam z Papyrusem!
-Więc lepiej bądź cicho – wyszeptałam przez zęby znowu zabierając się za jego członka. Nim odpowiedział, musiał wziąć głęboki wdech kiedy zaczęłam ssać go jeszcze mocniej z zadowoleniem rozkoszując się doznaniem jego męskości w swoich ustach. Po tym jak go wypuściłam, wrócił do rzeczywistości. Przystawił telefon do czaszki. - U-uh, co Papusiu? N-nie usłyszałem – Zmarszczył brwi kiedy słuchał jak jego brat powtarza cokolwiek powiedział wcześniej, a ja niewinnie schowałam się za jego kutasem. To jest zabawa! Przełknęłam ślinę szykując się do tego co zamierzałam zrobić. Podniosłam się, zarzuciłam włosy za ramię i jednym haustem wzięłam go całego do ust i gardła. Aż wygiął się do tyłu rzucając głową o poduszkę w rozkosznym uniesieniu, zadowolony wilgocią i ciepłem moich ust. Walczył z jękami bijącymi się na jego usta -N-nie! O-o-oddała, chyba – odpowiedział tracąc oddech.
-To zemsta za zeszły tydzień – mruknęłam i znowu biorąc go do moich ust, tym razem jednak uprzednio polizałam jego długość od dołu, aż po sam czubek – Nie pozwól, aby się dowiedział
-Mmmm, taaaak – jęknął rozpływając się – Z-znaczy się, tak! Możesz poszukać w kuchni! - pośpieszył się z odpowiedział. W tym czasie ja zaczęłam rytmicznie poruszać głową, czując jak jego magiczny kutas przesuwa się między moimi wargami i wzdłuż mojego gardła. Zaczynał oddychać nierówno, oddalił nawet nieco mikrofon w swoim telefonie, aby brat go nie słyszał. - C-co? - zaczął nerwowo otwierając szerzej oczy – Mój oddech? Uh.. um... My w-właśnie skończyliśmy? Tak, d-dzisiaj dostałem wycisk Papusiu i-iiii nadal jestem zmęczony – Ładny... unik?
-Panuj nad sobą – wymruczałam wyciągając jego członka z swoich ust jednocześnie unosząc się do góry. I wtedy nagle Sans chwycił mnie za tył głowy wbijając palce we włosy i zmusił mnie, abym znowu wzięła jego kutasa do buzi.
-Szukaj dalej – wycharczał do telefonu, lecz wiedziałam co ten rozkaz znaczy dla mnie. Uśmiechnęłam się zawadiacko i wsadziłam jego przyrodzenie między wargi znowu poruszając głową w dół i do góry. Sans zacisnął mocniej zęby tłumiąc głębokie jęknięcia. Jego źrenice zamieniły się w niebieskie serduszka, kiedy zabrał dłoń z mojej głowy. Przegrywał, a wygrywałam ja. Przesunęłam rękę na własne krocze zaczynając się pocierać przez majtki, jęcząc w jego kutasa za każdym razem kiedy miałam możliwość, nie przerywając swojej pieszczoty. Sans nagle zaczął sam poruszać biodrami, raz za razem wypuszczając z siebie te ciche, małe jęknięcia które uwielbiałam. Czułam, że zaczynam przeciekać, przesunęłam materiał majteczek na bok i przesunęłam palcem po już gotowej kobiecości. Nie trudno było o charakterystyczne dźwięki, kiedy zaczęłam bawić się palcami. Sans patrzył z uwagą, kiedy te same palce, mokre od moich soczków przyciskam do czubka jego członka mieszając je z własną śliną. Szybko zareagował. - PAPYRUS, MUSZĘ IŚĆ, WPADNĘ PÓŹNIEJ I POMOGĘ CI ZNALEŹĆ! - rozłączył się rzucił telefonem przez mój pokój nim pozwolił omotać się pragnieniu.
-Sans! Co ty... - po chwili szamotaniny wygrał i wylądowałam na plecach, trzymał mnie za nadgarstki na wysokości głowy. W oczach miał niebieskie serduszka i rumienił się na błękitno od magii.
-Zaraz dostaniesz za swoje – fuknął słodkim głosem. Wsunął kolano między moje nogi i jedyne co rozdzielało teraz nas od zespolenia to materiał moich majtek. Zauważył barierę i poradził sobie z nią szybko, unosząc drapieżnie moje biodra i zsuwając je tylko z jednej nogi. Nie próbował ich całkowicie ściągnąć, więc utkwiły na kostce drugiej. Przygryzłam wargi, obejmując go nogami i przyciągając do siebie, aby w końcu zaczął mnie pieprzyć. Przystawił czubek do wejścia, tylko po to, aby przylgnąć do moich ust i zacząć mnie łapczywie całować. Jego język oszalał, pieścił mnie bez litości. A potem, kręcąc biodrami zaczął wsuwać się powoli. Jęczałam, czując jak wypełnia mnie milimetr po milimetrze. O Boże, to lepsze niż się spodziewałam! Magia drażniła mnie i było tak cholernie dobrze. Sans westchnął przeciągle w moje ramię, mamrocząc coś w rodzaju "jak ciepło" jak wszedł cały, i poczuł mnie dookoła siebie. Instynktownie zaczął przygryzać mój kark, pozostawiając rozkoszne ślady po skubaniu na skórze. Potem podniósł się aby na mnie spojrzeć. Przypomniałam sobie, że racja, racja, to jego pierwszy raz, nie wie co robić więc... Cofnął biodra i wszedł ponownie. Zagryzłam zęby przez nagłe doznanie. Wchodził głęboko i powoli rozpychając mnie od środka, patrząc na moją twarz jęczącą pod wpływem jego kutasa. Na jego czole pojawiły się krople potu, kiedy skupiał się nad nowym doznaniem gdy jego kutas zagłębiał się w moją cipkę. Walczył prawdopodobnie, aby nie dojść zbyt szybko. Ale to co robił daleko mnie nie zaprowadzi. Tym bardziej, że martwiłam się iż Papyrus zacznie coś podejrzewać, przez to jak Sans się rozłączył
-Sans – rzuciłam czule obejmując go w romantycznym geście i przyciągając do siebie – Proszę, potrzebuję więcej, szybciej, błagam. - Sposób w jaki powiedziałam ostatnie słowa coś w nim załączył, bo zaczął szybko we mnie wchodzić. Nie będę kłamać, to miłe uczucie, ale jego kościste biodra między moimi udami... to coś dziwnego... - Z-zaczekaj – wzięłam oddech odpychając go na chwilę. Sans klęczał, jego mina przepełniona była strachem, pewnie zastanawiał się co zrobił źle, albo dlaczego go zatrzymałam. Zamiast tego poruszałam biodrami przybliżając się do niego i uniosłam nogi tak, aby położyć je na jego ramionach upewniając się, że nie oberwie piętą. - Spróbujmy tak – szepnęłam – Połóż swoje ręce tu.. - chwyciłam go za nadgarstki i położyłam je na moich biodrach - ... lepiej? - rumienił się i przytaknął. Wszedł we mnie rozkoszując się nową pozycją, coraz pewniej i sprawniej się w niej czując. Ostatecznie, zaczął mnie rżnąć. - Mmm, taaaak – rozpływałam się zaciskając ręce na prześcieradle. Sans jęczał i mówił, jak wspaniała jest moja cipka, pomieszczenie wypełniały nasze stęknięcia czystej przyjemności. W jego oczach widziałam pożądanie, kiedy wchodził we mnie raz za razem. I z tego co mogę powiedzieć, bardzo musiał nad sobą panować, aby nie dojść niemal natychmiast
-Boże ahhhn, ty... mmmmfff, jesteś taa-aaaaaka doo-obra – jęczał wchodząc we mnie, pochylił się aby pocałować moje ramię.
-Sans to-ooo niesamowite – stęknęłam – Jesteś niesamowity, n-nie przestawaj, błagam – ja, sama siebie umiem łatwo zaspokoić, czułam już budujący się w sobie orgazm. Sans jęczał, chcąc zaspokoić mnie jeszcze bardziej. Wyraźnie, spełnienie też i jego dosięgało, lecz walczył sam ze sobą chcąc wpierw mi przynieść ukojenie i to właśnie mu się podobało. Patrzył na mnie spod wpół przymkniętych oczu, chłonąć każdy jęk który opuścił moje usta, wyraźnie zadowolony, że to on mi to robi, to przez niego, jego człowiek tak stęka.
-J-ja przepraszam.... Nie wiem czy.. oo kurwa... - jęknął jak wtedy kiedy widziałam go podczas masturbacji. To seksowne.
-T-to nic Sans – zapewniłam go – Śmiało, daj mi to co maaaaaaaasz! - Sans zaczął wariacko poruszać biodrami, kiedy ja zsunęłam palce i zaczęłam kreślić kółka dookoła mojego guziczka desperacko próbując dojść dookoła niego. Boże, nie przestawał nawet na chwilę, doprowadzając mnie na skraj wyczerpania.
-J...ja zaraz....
-Ja też, p-proszę, nie przestawaj! Kurwa rżnij moją małą cipkę Sans! Chcę być twoja! - i to wystarczyło, aby go doprowadzić. Czułam jak ciepło rozpływa się we mnie, jego ciało drżało i wywołało mój orgazm. Zacisnęłam się dookoła, nie wypuszczając ani kropki jego nasienia. Kiedy rozkosz się rozpłynęła i oboje przestaliśmy dyszeliśmy ciężko. Sans oparł się o moją nogę.- Co jest? - zapytałam nagle czując się niezręcznie. Sans to zauważył i uśmiechnął słodko, zaczynając całować moje nogi.
-...Jesteś taka śliczna kiedy dochodzisz, wiesz? Chcę ci to zrobić jeszcze raz. - Uśmiechnęłam się uspokojona, zamknęłam oczy i odprężyłam kładąc się na łóżku. Po chwili Sans dołączył obok mnie wtulając twarz w mój kark. Chwycił w dłoń moje włosy i zaczął się nimi bawić - ... Więc, kiedy zrobimy to znowu? - O kurwa.
Share:

4 listopada 2017

Undertale: Jesteśmy tylko przyjaciółmi! - Pierwszy smak [Just Friends! - Your First Taste] - tłumaczenie PL [+18]

 Autor okładki: Colin
Notka od tłumacza: Blueberry chce się pieprzyć. Chce się rżnąć. Jego młodszy brat Papyrus uważa, że to Twoja wina. Czy uda Ci się ukrywać przez Papyrusem związek z Sansem? Powodzenia dziewczyno, będzie Ci potrzebne!
Opowiadanie osadzone w uniwersum Underswap, dostosowane pod kobiecego czytelnika, pisane w formie pierwszej osoby Kluczową parą jesteś Ty x Sans, lecz pojawiają się rozdziały z Papyrusem. W każdym rozdziale dzieje się ostro i generalnie jest to erotyk z fabułą! Tak więc całość jest +18. 
Uwaga w opowiadaniu występuje wulgarne słownictwo, seks do granic wytrzymałości, różne zboczenia których teraz po prostu nie chce mi się wymieniać.
Autor: whoawicked
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik

SPIS TREŚCI
Pierwszy smak (obecnie czytany)
Obudził mnie mój telefon głośno dzwoniący na stoliku obok łóżka. Podniosłam leniwie rękę i chwilę go szukałam nim w końcu złapałam go w rękę. Moje oczy nie chciały się otworzyć, więc po prostu wcisnęłam przycisk odbierania i przystawiłam go do uszu.
-Słucham? - jęknęłam zaspana. Boże, mój głos jest żałosny.
-cześć – otworzyłam szeroko oczy rozpoznając głos. W mgnieniu oka usiadłam. TO PIERDOLONY PAPYRUS!
-O..Cz-cześć! Co tam? Czym zasłużyłam sobie na...
-przestań pierdolić, co? - Boże, on wie... - sans biega od rana po mieszkaniu szykując się na „randkę” z „człowiekiem” - Mój słodki Jezu. Jestem trupem – dlaczego zaprosiłaś mojego brata na randkę? - warknął w słuchawkę, jeszcze nie słyszałaś nigdy takiej agresji w jego głosie.
-N-nie ja! To on zaprosił mnie!
-ta, jasne, kochanie, cóż, na nieszczęście muffet szykuje dzisiaj jakiś bankiet ze zdrową żywnością, więc będę z wami przez calusieńki wieczór, tak aby upewnić się, że nie zrobisz nic czego mogłabyś potem... żałować – I rozłączył się. Nigdy w życiu nie bałam się tak pierwszej randki.
Po długim wahaniu się czy w ogóle zadzwonić do ich drzwi postanowiłam, to zrobić. W chwilę mój ukochany szkielet mi otworzył.
-CZŁOWIEKU! - Sans krzyknął gdy tylko mnie zobaczył, dostrzegłam gwiazdki w jego oczach, dla ich widoku warto jest robić zaryzykować życiem. Nim zdążyłam odpowiedzieć objął mnie nagle w mocnym uścisku. Jego dłonie powędrowały wzdłuż mojego kręgosłupa w dół. Sans... co ty...? Jego kościste palce wsunęły się pod koją koszulkę, wślizgnęły się pod spodnie i powędrowały w dół na mój pośladek. Usłyszałam, jak cicho się śmieje i ścisnął tyłek mocniej. Serce zabiło mi głośniej, kiedy szepnął mi do ucha – Grzeczny człowiek. - Dopiero po chwili zrozumiałam, że w taki sposób sprawdzał, czy dostosowałam się do jego polecenia. Po długim wahaniu wiedząc, że będą mnie gościć obaj, postanowiłam nie zakładać majtek, ale zamiast tego krótkie obcisłe spodenki i dłuższą koszulkę. To jakby... kompromis?
-kogo my tu mamy – usłyszałam przyjazny, wyluzowany-choć-super-przerażający głos. Natychmiast odskoczyłam od Sansa jak Papyrus pojawił się w korytarzu z papierosem trzymanym między zębami nonszalancko. Sans uśmiechał się niewinnie, tak jakby jego dłoń przed chwilą nie klepała i nie ściskała mnie po gołej dupie.
-Cz-cześć! Tak, miło uh... cię widzieć – mruknęłam. Sans zarumienił się i podrapał po tyle głowy.
-Ta, więc uh, Papuś powiedział, że zostanie z nami i będzie oglądał film. Nie przeszkadza ci to?
-Pfff jasne, że nie! Będzie zajebiście! Nie wiem co byśmy zrobili gdyby nie było w okolicy Papusia! Bez niego nie byłoby tak zabawnie, w-w ogóle! - Boże. Brzmię jak debil. Sans posłał mi podejrzliwe spojrzenie, a potem Papyrusowi, a potem znowu mnie.
-NO WEŹ, CZŁOWIEKU! - brzmiał na urażonego – WYBRAŁEM DLA NAS DOBRY FILM! - Jak tylko weszłam do ich salonu i usadowiłam się na kanapie przed ich telewizorem, zaczynałam żałować że zaakceptowałam zaproszenie Sansa. Dlaczego nie mogłam zostać u siebie? Albo nie słuchać się pragnień mojej cipki? - ZARAZ WRÓCĘ! - krzyknął Sans i udał się do kuchni. Papyrus wszedł  do salonu mijając w progu Sansa, jego oko jarzyło się na pomarańczowo. Nagle oparł się przede mną ramiona mając na wysokości mojej głowy, zaciskając szpony na kanapie. Z jego twarzy nie znikał luzacki wyraz.
-obym widział twoje pierdolone łapska przez cały film, dzieciaku, albo będziesz miała problem – wysyczał i wypuścił dym papierosa w moją twarz. Mogłam tylko się patrzeć, przerażenie malowało się na mojej twarzy, przytaknęłam szybko. Sans chrząknął stojąc za nami. Papyrus szybko odskoczył na bok
-Zrobiłem popcorn – powiedział normalnym tonem, może trochę za cicho, unosząc w dłoniach miskę maślanej przekąski. Czy dostrzegłam zazdrość w jego spojrzeniu?
-O, dzięki! - szybko odpowiedziałam kiedy podał mi naczynie – Uwielbiam popcorn. - Sans patrzył się na brata, może myśli, że nie zauważyłam tego. Papyrus wzruszył ramionami i usiadł na swoim ulubionym krzesełku. Wolał patrzeć na nas z boku. Sans usiadł obok mnie i chwycił za pilot ze stolika.
-Przygotowałem film o super bohaterach jaki chciałem ci pokazać! - uśmiechał się. Zawsze rozczulało mnie to jak bardzo uwielbia super bohaterów.
-Naprawdę? Gdzie go znalazłeś? - zaśmiał się i zerknął na brata
-W śmieciowym tornado Papyrusa! Dajesz wiarę? Ciekawe jak się tam znalazł... - Papyrus znowu wzruszył ramionami, zgrywał większe niewiniątko niż sam przypuszczał. Sans włączył film, podgłośnił i usiadł wygodnie obok mnie. Czułam, jak serce mi się roztapia widząc szczęście na jego twarzy. - Wyłączysz światło, człowieku? - Przytaknęłam, odstawiłam popcorn na bok i wstałam. Po chwili w pokoju zapanowała ciemność, a jedyne źródło światła to był telewizor. Zauważyłam, że Sans owinął się kocem. Jednak miał wyciągnięte ręce, poklepał miejsce obok siebie pozwalając mi je zająć. Uh... oh.... Czułam, jak z trudem przełykam ślinę kiedy zajmuję miejsce obok szczęśliwego kościotrupa. Jak tylko mój tyłek dosiadł kanapy, Sans natychmiast otoczył naszą dwójkę kocem mówiąc, że tak będzie cieplej. Przybliżył się w chwilę ocierając ramieniem o moje. Dostrzegłam jak w ciemnościach Papyrus przygląda się nam z uwagą i groźbą wypisaną na twarzy. Cienie tańczyły na jego twarzy. Chwyciłam za miskę popcornu wyciągając ręce spod koca przypominając sobie o jego rozkazach i zaczęłam pchać do buzi garście popcornu tak, aby widział ręce. To mu wystarczy?
Po godzinie filmu, przyznaję, że jest dobry. Sans dobrze zna się na swoim nerdzeniu. Papyrus początkowo często na mnie zerkał, ale wygląda na to, że zdał sobie sprawę z tego, że będę dzisiaj grzeczna. Od dawna już nie patrzy. Sans z zaangażowaniem oglądał, pozwalając aby jego ciało przechyliło się lekko w lewą stronę. Raz za razem śmiał się, co jakiś czas mówił co działo się w przeszłości bohaterów, ale najwyraźniej zapomniał, że jestem z nimi. Wtedy jednak poczułam coś na swojej nodze. Sans? Położył swoją prawą rękę na moim kolanie i ścisnął ją delikatnie. Popatrzyłam na niego, lecz ten nie patrzył na mnie. Oglądał. Jego ręka gładziła moje udo coraz wyżej i wyżej. Zacisnął palce raz za razem, mocniej i czulej, aż miałam ochotę jęknąć w zaskoczeniu, ale nie. Muszę być cicho. Zerknęłam na Papyrusa, ten chuj śpi! Papyrus oddychał głęboko i spokojnie, trzymał obie ręce na klatce piersiowej, miał zamknięte oczy. Sans zaczął błądzić kciukiem po moim kroczu i po chwili wahania wsunął palce między moje uda raz za razem pocierając je w górę i w dół. Oddech mi drżał. Jedyne co mogłam robić to zacisnąć ręce na kocu starając się ignorować jego pieszczoty podczas seansu. Ten pojebaniec się mną bawi! Po tym jak najwyraźniej przyzwyczaiłam się do jego palców tak niebezpiecznie blisko mojej płci, zaskoczył mnie tym, że przycisnął rękę mocniej, tak abym mogła ją czuć. Moje serce zabiło mocniej, jedyne o czym mogłam myśleć to o tym, że w każdej chwili Papyrus może mnie zabić jednym ze swoich kościstych ataków. No i tak oto tkwię, między wizją śmierci a rozkoszą z ręki Sansa. W tle przebrzmiewał film, kiedy Sans naparł głębiej ręką i przez materiał spodenek zaczął pocierać ją całą o moją kobiecość. Przygryzłam wargę zdając sobie z tego co robię, zerknęłam na mojego przyszłego-mordercę, ale Papyrus ani drgnął. Szkielet musiał spać głęboko. Sans nie przestawał. Chwytał materiał spodni, pieścił przez nie moją cipkę, kreślił kółka dookoła budząc moje namiętności. Westchnęłam chcąc rozładować napięcie budujące się we mnie. Zerknęłam na niego. Uśmiechał się cwanie. Ten przebiegły drań uniósł wysoko brwi przenosząc na mnie wzrok. Wiedział dokładnie co mi robi i rozkoszował się każdą chwilą! Ale wtedy, sam zaczął się niecierpliwić. Poczułam jak kego kciuk bawi się guzikiem moich spodenek, po chwili wali ze sobą rozpiął je, mając w ten sposób lepszy dostęp do mojego brzuszka. Położył na nim swoje palce. Potem powoli rozsunął rozporek. Szczerze, nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie dzieje. W to, co Sans mi robi! Dźwięk rozsuwanego zamka utonął pod kocem i w echu filmu. Sans zatrzymał rękę na moim brzuchu i zacisnął na nim palce przez chwilę ani drgnął. Spodziewałam się, że do teraz będzie trzymał ręce między moimi nogami, ale nie. Nic nie zrobił przez dłuższą chwilę. Dlaczego? Zerknęłam na niego i dostrzegłam, że uśmiecha się nerwowo oraz delikatnie rumieni. Rozmyślił się. Poczuł na sobie mój wzrok i odwrócił się w moją stronę. Jego źrenice zabłyszczały delikatnie, jakby czegoś szukał na mojej twarzy. Nic nie powiedzieliśmy. Nie potrzebowaliśmy słów. Nie spuszczając swojego wzroku wsunął palce głębiej, wprost na moją ciepłą i śliską cipkę. Trudno mi było skupić się na fakcie, że kurwa, Papyrus śpi na sześć kroków od nas, ale sposób w jaki mnie dotykał... Dyszałam ciężko starając się nie jęczeć, próbowałam też nie kręcić się za bardzo przez fale rozkoszy. Sans z wyraźnym zadowoleniem przyglądał się mojej twarzy, był z siebie dumny. Po chwili zabawy wyciągnął rękę spod koca. Jego palce były całe w moich sokach. Wyglądał na zaciekawionego, przyglądałam się nie wiedząc co czuć, kiedy jego niebieski język pojawił się między zębami, tylko po to, aby oblizać palce. Uśmiechnął się złowieszczo. Zaciągnął się pozostałymi palcami nim z nich też zlizał moje soczki, nie ukrywał tego, że zakochał się w moim smaku. Jego język był nienaturalnie długi, świecił się na niebiesko przez magię. Zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o oddychaniu, dlatego czym prędzej wzięłam wdech. Po tym jak skończył czyścić swoje palce zerknął na Papyrusa upewniając się, że jego brat spokojnie śpi. Kiedy ponownie spojrzał mi w oczy, coś się z nim zmieniło, tak jakby został owładnięty pożądaniem. Nim zdążyłam zareagować chwycił mnie za policzki i wywarł na mnie głęboki pocałunek. Zerknęłam na Papyrusa nerwowo, obawiając się, że zaraz otworzy oczy i nas rozdzieli. Czy.. czy to się naprawdę dzieje? W końcu dałam się ponieść pragnieniom mając nadzieję, że błaganie o wybaczenie przyjdzie mi łatwiej, niż błaganie o pozwolenie. Rozpływałam się w tym niespodziewanym pocałunku, zacisnęłam palce na jego niebieskiej szarfie i przyciągnęłam do siebie. Delikatnie otworzyłam swoim językiem jego usta, czekając, aż pozwoli mi wejść do środka, sam natomiast swój wepchnął do moich ust. Czułam swój smak. Szczerze, to dość niezręcznie i oślizgłe się ze mną całował. Moja teoria o tym, że jest prawiczkiem musi być prawdziwa, postanowiłam więc go nauczyć jak trzeba się całować. Delikatnie pochwyciłam jego język w swoje wargi tak, aby się uspokoił i odprężył. Sans zrozumiał i po chwili całkowicie się mi poddał pozwalając, abym przejęła dowodzenie. Dyszał ciężko i powoli, czułam jego gorący oddech i zaczęłam na spokojnie bawić się jego językiem. Po tym jak delikatnie przygryzłam go zębami, jęknął cichutko. Zaczynając niezdarny, acz nieco bardziej precyzyjny taniec z moim. Sans rozpływał się w moich objęciach, zaczęłam się delikatnie oddalać, opierając swoim czołem o jego.
-Sans – szepnęłam zerkając na jego brata – Co jeżeli Papyrus... - wywarł na mnie kolejny żarłoczny pocałunek, sposób w jaki wpychał język i pieścił mój wskazywał jasno, że tym razem to on chce dominować.
-Nie obudzi się – szepnął w moje wargi – Tabletki nasenne – przyznał się czule. Sans ućpał swojego brata?! - Teraz proszę... przestań... mówić... pierdolone imię.. mojego brata – wysyczał między kolejnymi potężnymi pocałunkami jakie na mnie wywierał. Nie wiedziałam, czy powinnam być bardziej przerażona czy podniecona, lecz to drugie wygrało gdy zaraz po tych słowach chwycił mnie za pierś delikatnie rozkoszując się jej miękkością. Oderwał się od moich ust i zaczął składać pocałunki na szczęce, liżąc co chwilę szyję. Jego język pieścił i molestował każdy skrawek skóry jaki znalazł na karku, ramionach, ale Boże, dlaczego podoba mi się każda sekunda jego pieszczot? Sans przerzucił mnie na siebie, usiadłam okrakiem na nim i przywarłam ciałem, kiedy on położył ręce na moich biodrach i dalej lizał i ssał mój kark. Chciałam mu się zrewanżować, więc zaczęłam ustami skubać wystająca kość jego kręgosłupa jaką miałam najbliżej. Z trudem powstrzymał głośniejszy jęk kiedy bawiłam się dalej, przesuwając językiem po jego obojczyku. I wtedy poczułam jak palce Sansa wślizgując się pod spodenki, jego wskazujący i środkowy palec delikatnie pociera się po mojej cipce. Jęknęłam, tego nie da się kontrolować nawet jeżeli się chce i aby się uciszyć zaczęłam całować jego kark. Sans skorzystał z okazji i zamknął nas w kolejnym szczelnym pocałunku spijając moje stęknięcia swoim niebieskim językiem. Wygląda na to, że nie chciał poprzestać na pieszczotach. Kiedy palcem odnalazł moje wejście krążył dookoła niego przez chwilę nim ostatecznie wsadził weń cały palec. Kolejny mój jęk utonął w ustach Sansa, przełknął go z wielką rozkoszą. Gorąco się całowaliśmy i o Boże, jego język jest wspaniały. Kiedy odkrył, że głębiej palca już nie wsadzi zaczął nim poruszać powoli czerpiąc wszystko co się dało z doznania mojego wnętrza. Zachłysnęłam się powietrzem i objęłam jego kark przywierając czołem do jego ramienia tak, aby stłumić drżący głos i ciche jęki jakie chciały uciekać spomiędzy moich wark. Musiałam być cicho, nie mogłam pozwolić, aby Papyrus się obudził...
-Nie – warknął – Chcę słyszeć, jak mówisz moje imię
-Sans – jęknęłam cicho w jego obojczyk, w moim głosie słuchać było rozkosz – Sans błagam... więcej – zamruczałam, prawie jak zwierzę i aby podkreślić własną potrzebę złapałam w zęby jego kość. Wziął gwałtowny wdech wyraźnie zadowolony z mojej odpowiedzi. Szybko wsunął drugi palec do mojej dziurki, teraz już całkowicie mokrej. Wyszeptałam jego imię ponownie zadowolona z tego co robił i Boże, nie mam go dość!
-Tak – rozpuszczałam się, wbijałam palce w materiał jego koszulki i naramienniki – Błagam, więcej – szeptałam cicho składając czułe pocałunki na jego policzku. Sans w odpowiedzi poruszał palcami szybciej i głębiej je wsuwał, zadowolony z mojego proszenia i błagania, bo chciałam więcej, więcej, więcej, byłam taka spragniona, taka chciwa.... Zaczął przygryzać mnie zębami, każdy kolejny gryz był mocniejszy, podczas kiedy ja zaciskałam się dookoła jego palców.
-Lubisz to? - wycharczał mi do cucha, jego gorący oddech wywołał dreszcz. Mogłam jedynie delikatnie przytaknąć i wtulić się w niego mocniej – Odpowiedz – rozkazał władczo – Chcę usłyszeć.
-T-tak... - szybko stęknęłam – Tak, lubię, proszę, Sans, rżnij mnie, błagam, proszę – moje jęki zamieniły się w modlitwę błagalną kiedy pieprzył mnie palcami. Wsuwał je szybciej i szybciej wyraźnie owładnięty rozpustą. Czułam, jak zbliża się mój orgazm, brakowało mi jeszcze tylko troszeczkę, abym go osiągnęła. Jeszcze trochę, trochę, trochę, trochę, nie przestawaj, błagam, nie przestawaj. - S-Sa....ans! - głos mi drżał – Ja.... za...! - O Boże, czuję, tak, nie przestawaj! Zacisnęłam zęby raz jeszcze na jego obojczyku starając się stłumić własne krzyki. Kiedy przeszyło mnie rozkoszne spełnienie. Zalewając mnie jak pierdolone tsunami. Przestałam słyszeć wszystko. Telewizor, jaki był dość głośno, zamilkł.... O Boże, ogłuchłam i ... ja tylko... Nie umiałam zapanować nad oddechem, dyszałam ciężko opierając czoło o ramię Sansa. Który powoli wyciągnął palce z mojego ciała i objął mnie ramionami wtulając głowę w mój kark. Wtedy odzyskałam zdrowy rozsądek. Zerknęłam na Papyrusa, który słodko drzemał. Czułam, ciężar własnych grzechów
-Sans... czy my właśnie? - w odpowiedzi Sans wtulił mnie i wywarł na mnie kolejny żarłoczny pocałunek oblizując moje wargi na zakończenie
-Człowieku – westchnął nisko patrząc mi prosto w oczy, mając te swoje magiczne gwiazdki które sprawiały, że wierzyłam iż wszystko będzie dobrze – To dopiero twój pierwszy smak Wspaniałego Sansa. Mwah heh heh...
Share:

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w sądzie [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Trial Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Drżałaś jak osika stojąc na środku sali sądowej, nerwowo bawiąc się złączonymi palcami. Zdałaś sobie sprawę, że to całe zdenerwowanie jest tak naprawdę z Twojej winy. Na szali ważyło się więcej niż tylko prawne rozegranie sprawy, a kiedy poznałaś się z adwokatem, nie brałaś na poważnie całej tej sprawy. Wszystko wydawało się takie nierealne, tak jakby ten dzień nigdy miał się nie stać. Kiedy pierwszy raz weszłaś do sądu, czułaś się... dziwnie. Nie umiałaś się powstrzymać przed zaciąganiem rękawów bluzki. Nie umiałaś przestać się rozglądać. Tutaj jest tak wiele osób. Są twoi przyjaciele, znajomi z uczelni i kilka osób z sąsiedztwa. Potworów było więcej niż się spodziewałaś, praktycznie każdy z okolicy był na sali. To dla nich typowe. Potwory razem świętują dobre rzeczy i są ze sobą w złych chwilach by dać wsparcie pozostałym. Wiedziałaś też, że na sali są członkowie grupy Komitet Obrony Przeciwko Potworom, których członkowie będą sądzeni za włamanie i wandalizm. Miałaś nadzieję, że za fakt doszczętnego zdemolowania mieszkania trafią za kratki na kilka lat. W najgorszym razie przegrasz i wyjdą wolno. Zadrżałaś. Nie chciałaś myśleć o tych co naruszyli Twoją przestrzeń osobistą i mieli tyle złych uczuć względem potworów. To sprawiało, że bolało Cię serce. Nie chciałaś zadręczać się myślą, że tak samo wiele osób jest w organizacji KOPP, jak i przeciwko niej. Ostatecznie, niewielka sprawa o włamanie przez Ciebie i Sansa stała się bardzo ważna dla mediów oraz dla Ciebie samej i potworów jakie was wspierały. Jeżeli się wam uda, to zdarzenie będzie tylko precedensem, a grupy jakie będą miały zamiar tworzyć się w przyszłości, dwa razy się zastanowią nim zrobią cokolwiek. Starałaś się wyglądać pewnie. Byłaś przekonana, że wszystko pójdzie po Twojej myśli jeżeli tylko system sprawiedliwości będzie... sprawiedliwy. Siliłaś się na uśmiech zajmując miejsce. Będzie dobrze. Wierzyłaś w ludzkość. Lecz z każdą kolejną chwilą czekania na wejście sędziego czułaś się coraz bardziej niepewnie. Drżałaś, brzuch Ci się skręcał. Nagle, poczułaś coś ciepłego na ramieniu. Odwróciłaś się, Sans miał ponurą minę.
-cześć
-Cześć – uśmiechnęłaś się
-to wielki dzień – nie mówił do Ciebie. Nigdy nie widziałaś go w takim stanie, ale rozumiałaś jego położenie. Zadrżałaś niepewnie
-No nie? W telewizji przyznali się do tego, prawda? Mamy dowód, że …
-a czy to ma znaczenie?
-Jasne, że ma – Sans poruszył się niezręcznie i usiadł. Nie odpowiedział, ale słowa nie były potrzebne, miał odpowiedź wypisaną na twarzy. Nie wierzył, że z tej rozprawy wyjdzie coś dobrego. - Ma znaczenie – powtórzyłaś starając się nadać słowom odrobinę prawdy. Czułaś jak żołądek Ci się przekręca. Ma znaczenie. Tamci są źli. Źli ludzie idą do więzienia.
-znajdą sposób, aby ich uwolnić, albo zmniejszyć karę, nie obraź się, ale nie jestem fanem waszego systemu sprawiedliwości
-Potwory wygrywały wcześniej sprawy – Sans popatrzył na Ciebie i uśmiechnął się kwaśno
-jasne, a zaraz potem nagle prawo się zmieniało, aby w przyszłości nie mogły wygrać. - Czułaś się odrobinę zła na jego słowa, za wszelką cenę chciałaś udowodnić mu błąd. Zasługiwałaś na wygraną. Sans zasługiwał na wygraną. Potwory powinny wygrać. Lecz pomijając to, słowa Sansa odbijały się echem po Twojej głowie. Kiedy zostałaś wezwana na wydanie wyroku, popatrzyłaś na ławę przysięgłych. Dwunastu ludzi i ani jednego potwora. Westchnęłaś, wiedziałaś już co się stanie, nic nie powinno Cię zaskoczyć. Rozprawa zaczęła się na nowo. Oskarżałaś KOPP o włamanie się do mieszkania, wandalizm, no i rasizm z zagrożeniem zdrowia i życia osobistego. Pokazywałaś zdjęcia mieszkania, nagrania z restauracji z włoskim żarciem, oraz kilka scen z programu Mettatona. Twoi przeciwnicy zaczęli przedstawiać swoje dowody
-Szanowni członkowie rady przysięgłych. Zaręczam, że to nie jest przejaw działalności organizacji, czy tym bardziej nienawiść wymierzona w stronę potworów. To są wpadki tej konkretnej dziewczyny, która swoje życie postanowiła upubliczniać w socjal-media. Mój klient nie ma z tym nic wspólnego. Poza tym, przez tą kobietą stracił pracę, żonę...
-Sprzeciw
-Odrzucony. Panowie i panie przysięgli, musicie zrozumieć, że mój klient oraz członkowie organizacji korzystali z ich prawa do wolnego wyrażania własnego zdania – Właśnie w taki sposób.  Dawałaś swoje dowody. Sans dawał swoje. Undyne swoje. Ludzie z KOPP swoje. Wiele było tych dowodów w tak niewielkiej sprawie. Miałaś wrażenie, że to ciągnie się godzinami. Kiedy Rada ponownie wyszła, wzięłaś oddech. Będzie dobrze. Rada wyglądała na racjonalną grupę ludzi i wierzyłaś w to. Musiałaś uspokoić swoje serce. A kiedy wrócili...
-Uznaliśmy, że oskarżeni nie są winni. - Nie są winni. Nie. Są. Winni. Serce Ci się zatrzymało. Czułaś jakbyś zapadła się pod ziemię. Zamrugałaś nie rozumiejąc słów jakie w tym momencie do Ciebie nabiegły. Nie wierzyłaś w to co się dzieje. Oderwałaś wzrok by poszukać Sansa. Zniknął. Cudownie. Kiedy wyszłaś z sali, otoczyli Cię reporterzy.
-Jak się czujesz po przegranej?
-Co planujesz? Złożysz apelację?
-Gdzie Sans? Dlaczego cię nie wspiera?
-NGHAA! EJ! Słuchajcie, odpowiemy na wasze pytania, kiedy odpoczniemy – krzyknęła Undyne otaczając Cię ramionami – Chodź, idziemy – gapiła się na reporterów eskortując Cię do samochodu. Milczałaś w drodze do domu. Kiedy weszłaś do środka zobaczyłaś Sansa opierającego się o ścianę. Nie umiałaś być teraz na niego zła. Też byś tak zrobiła, gdybyś umiała się teleportować.
-nadal chcesz abyśmy się pokazali wieczorem? - Planowałaś świętować w Grillby's. Zaprosiłaś przyjaciół, potworzych i ludzkich. Teraz nie będziecie świętować tak jak planowałaś, choć i tak wszyscy mają zamiar się pojawić. Przytaknęłaś – ok. - I znikł. Westchnęłaś i udałaś się do łóżka pod kołdrę marząc, że też umiesz znikać. Kiedy się obudziłaś, przebrałaś się w dżinsy, sweter i niebieską bluzę. Popatrzyłaś w odbicie i westchnęłaś. Ostatnią rzeczą którą teraz chciałaś, to swoim wyglądem wzbudzać politowanie.

snas 20:03  gotowa?

xxx-xxxx 20:03| A ty?

snas 20:03| niestety

xxx-xxxx 20:04| Zawsze możemy gdzieś uciec.

snas 20:04| chciałabyś?

xxx-xxxx 20:04| Czemu nie?

snas 20:04| a gdzie chciałabyś uciec?

xxx-xxxx 20:05| Nie wiem. Na szczyt góry? Na skraj przepaści? A może na środek oceanu? Słyszałam, że tonięcie jest ciekawe

snas 20:05| morze się skuszę

xxx-xxxx 20:05| Więęęęc szukać łódki? ;)

snas 20:05| najpierw spływajmy do grillby's

Zmarszczyłaś brwi, ale przytaknęłaś i chwyciłaś za torbę. Zamierzałaś iść po Sansa, lecz kiedy otworzyłaś drzwi, siedział pod Twoimi z zaciągniętym na głowę kapturem.
-Od jak dawna tutaj jesteś?
-to nie ma znaczenia, chodź – Unikał Twojego spojrzenia. Popatrzyłaś na telefon, a potem na niego. Hm... Ludzie którzy przyszli do Grillby's dawali wspierali was. Czułaś się dziwnie, tak wiele osób składało Ci kondolencje, ale to chyba nic złego. Lecz byłaś zajęta rozmową z innymi, że Sans zniknął Ci z oczu. Najwyraźniej nie było go nawet w środku. Grillby powinien wiedzieć, gdzie się udał, więc przepchnęłaś się przez zebranych i podeszłaś do zabieganego potwora. Ten najwyraźniej czekał na Ciebie, bo miał przygotowane dwa drinki. Wskazał głową na okno, za nim dostrzegłaś coś co miało kształt Sansa i leżało na ziemi. Podziękowałaś i wzięłaś szklanki wychodząc. Sans leżał na usypanym śniegu klepiąc białego psa po głowie i paląc. Paląc! Zatrzymałaś się, słysząc jak śnieg pod Twoimi stopami trzeszczy.
-cześć – zatrzymał się na chwilę podnosząc na Ciebie wzrok, wyglądał żałośnie. Kiedy pisał z Tobą, wszystko wydawało się dobrze, ale teraz...
-Nie sądziłam, że palisz – rzuciłaś jakby nigdy nic i podałaś mu drink. Wzruszył ramionami
-popalam, od dawna jednak nie paliłem psiego smakołyka
-....Czego?! - zaśmiał się i podniósł rękę. Między jego palcami, naprawdę, był psi smakołyk w kształcie kości – To naprawdę to? - Pies podniósł łeb i zaczął węszyć tak, jakby spodziewał się, że będziesz miała coś dla niego
-nie, ale pomyśl o tym jak o prawdziwym papierosie czy coś – zaciągnął się i zaproponował Ci – chcesz? - zaprzeczyłaś
-Nie, dzięki
-ludzie są dziwni, niszczycie naturę, ale nie chcecie zniszczyć swoich płuc
-Łatwo ci mówić, skoro nie masz żadnych. Dlaczego palisz? Coś cię dręczy? - usiadłaś obok Sansa na śniegu. Wzruszył ramionami. Podniósł się opierając ręce na kolanach i wyrzucił psi smakołyk przed siebie. Pies pobiegł za nim znikając w śniegu
-mam już dość bliskości wszystkich – zaśmiał się cicho. Upiłaś łyk swojego drinka. Smakował ciepłem i … smutkiem
-Nie mogę uwierzyć, że masz siły żartować
-to prawdziwy smakołyk – pomachał ci pod nosem kolejnym psim krakersem. Pachniał spalonym żarciem.
-Jesteś dziwakiem, wiesz? Jesteś smutny. Wykończony, a żartujesz jakby nigdy nic. - upiłaś kolejny łyk cicho rechocząc pod nosem – Chciałabym tak jak ty panować nad swoimi emocjami – Jak mówiłaś, czułaś łzy spływające Ci po policzkach, wytarłaś je w rękaw wolnej ręki i odstawiłaś napój na ziemie.
-...ej
-Hm?
-chcę ci coś pokazać, ale to daleko, wybierzesz się ze mną? - Popatrzyłaś na niego zaciekawiona i przytaknęłaś
-Tak. Chcę być wszędzie, byle nie tu
-dobra – wyrzucił psi krakers do kosza – trzymaj się mocno – Poczułaś, jak śnieg spod Ciebie zniknął, zaś chłodny wiatr przeczesał Ci włosy. Kiedy otworzyłaś oczy patrzyłaś się na wielką dziurę w ziemi. W oddali świeciły się lampy niewielkiego miasteczka, a jeszcze dalej łuna większego miasta. Było też kilka drzew, gołych, pozbawionych liści, wszędzie dookoła było pusto. Popatrzyłaś na Sansa.
-Jesteśmy... tu gdzie myślę?
-góra ebott, ta – usiadł na ziemi, rozglądając się dookoła. Czułaś się dziwnie. Sans wspominał, że nigdy tutaj nie wrócił. Cicho usiadłaś obok niego, powoli przesuwając rękę w jego stronę tak, aby wasze palce się stykały. Sans odwrócił wzrok z horyzontu, popatrzył na wasze palce. Chciałaś cofnąć rękę, lecz szybko ją chwycił i splótł wasze palce. Minęła długa cisza, nim w końcu zapytałaś
-Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - mocniej ścisnął Twoją dłoń
-musiałem sobie przypomnieć, że cokolwiek gównianego by mnie tu nie spotkało, nie jestem uwięziony tam.
-Sans, ja... - nie wiedziałaś co powiedzieć – Przepraszam, że ja.. - westchnęłaś – Nie wiem. Myślałam, że może... może... jeżeli wygramy to zrobimy coś dobrego. Że ludzie zaczną traktować potwory poważnie. Związki między gatunkowe też. Ja wiem, że zmiany nie idą zbyt łatwo i wymagają wiele czasu i sił... Wiedziałam, że tamci długo nie powiedzą w więzieniu, ale myślałam... - Już nie wiesz do czego zmierzasz – Nie wiem co powiedzieć, aby zabrzmieć dobrze. - Sans zamknął oczy i wziął wdech
-nie... nie musisz nic mówić – otworzył oczy i popatrzył na Ciebie, jego źrenice połyskiwały w ciemnościach - dlaczego sędziowie mają czyste sumienie? - uniosłaś brwi
-Co? Sans o czym ty...
-bo jeszcze nigdy go nie używali...
-Sans
-co wspólnego ma sędzia z używanym samochodem?
-Sans...
-nie, jest tani, łatwy do osiągnięcia i nie można mu zaufać...
-Co ty...
-do czego podobny jest adwokat?
-Co?
-do papieru toaletowego, ponieważ im większe gówno, tym bardziej klei się dupy.
-Sans, przestać – położyłaś mu dłoń na ramieniu. Popatrzyliście sobie w oczy. Nie uśmiechnął się. Nie migały mu oczy tak jak zawsze kiedy żartował. Wyglądał na przygnębionego i pokonanego. - proszę, śmiej się
-Mam się śmiać dla swojego czy twojego dobra? - Cisza
-naprawdę chcę, abyś się lepiej poczuła – szepnął.
. -Ja też, ale... będzie dobrze. Ludzie nienawidzą zmian, tacy już jesteśmy. Pewnego dnia dostaniemy kolejną szansę. W innych okolicznościach. Inną sprawę. Może coś większego niż wandalizm. Coś co zacznie rzutować na prawa obywatelskie czy coś. I będziemy razem i wygramy. To tylko... mała bitwa – Cisza.
-możesz... posiedzieć tutaj ze mną?
-Jasne. - I tak zrobiłaś. We dwójkę opieraliście się o siebie ramionami patrząc na zachmurzone niego. Ledwo widziałaś księżyc i kilka samotnie świecących gwiazd. Wszystko napełniało Cię smutkiem, tak jakby cały świat taki był. Wiatr sprzątnął kilka ostałych liści z drzew. Przytuliłaś się bardziej do Sansa pozwalając, aby jego magia Cię ogrzała i ukołysała do snu. Kiedy się obudziłaś słońce wschodziło, niebo zaczynało się rozpogadzać. Sans nadal siedział wpatrzony w horyzont. Rozpiął swoją galaktyczną bluzę przysunęłaś się do niego bliżej pozwalając, aby wasze kolana się stykały. Ciepło i delikatne światło słońca wypełniało Cię szczęściem, duchem który opuścił Cię wczoraj
-piękne, co? - szepnął prawie niesłyszalnie, lecz nie przegapiłaś tych słów. Podniosłaś głowę by na niego spojrzeć. Patrzył na widoki, widziałaś żółć i róż oświetlający jego blade lico. Był naprawdę zmęczony, lecz leniwy, delikatny uśmiech nie znikał z jego twarzy.

Pa bum. Pa bum.

Westchnęłaś próbując nie zważać na własne serce, położyłaś głowę na jego ramieniu
-Tak.. piękne.
Share:

3 listopada 2017

POPULARNE ILUZJE