27 maja 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka Mikołaja [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Mall Sansta Incident ] - tłumaczenie PL]

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka Mikołaja (obecnie czytany)
-Witam, czego pani sobie życzy?
-Mochachinno 
-Dobrze, a jakie imię napisać na kubku?
-Alicja. - Zapisałaś oddając naczynie współpracownikowi. Już jest grudzień, co oznacza ciepła kawusia dla wszystkich. Ruch się zwiększył. 
-co tam?
-DLACZEGO SIĘ NIE RADUJESZ? TO NAJSZCZĘŚLIWSZY CZAS W ROKU! - Potwory opierały się o ladę z szerokimi uśmiechami. Rzeczy się unormowały od czasu wyjawienia prawdy. Oboje pisali z Tobą, informując że nic dziwnego się nie dzieje, więc mogłaś spokojnie wieść dalej swoje życie, no i Sans nie chciał Cię zabić za puszczenie pary. 
-Cześć! - chwyciłaś kubki dla nich. Na kubki Sansa narysowałaś go w czapeczce mikołaja, zaś na Papyrusa zrobiłaś z niego cukierek. Dobrze, bardzo dobrze. Niższy z braci nie prosił więcej o krechę bo Papyrus za wszystko płacił. Kiedy dawałaś wyższemu rogalika od Muffet zauważyłaś, że Sans zaczął rozmowę z Alicją. Zachichotałaś, jak na kogoś kto nie lubi ludzi mógł zagadać do każdego. Właśnie miałaś dawać Papyrusowi resztę, kiedy usłyszałaś warknięcie Sansa. Popatrzyłaś w jego stronę i zamarłaś, stał cały zesztywniały kiedy Alicja jeździła ręką po jego żebrach. Szczęka ci opadła. – ALICJA! - krzyknęłaś wybiegając zza lady nadal trzymając kubek w ręce. Jak tylko usłyszała swoje imię zatrzymała się, i natychmiast zaczęła przepraszać. 
-Przepraszam! Byłam ciekawa! Nigdy nie widziałam wcześniej takiego potwora! Nie myślałam... - objęłaś Sansa ramieniem w akcie ... zazdrości? Chęci ochrony? Nie byłaś dokładnie pewna dlaczego, ale kiedy dodała dwa do dwóch chwyciła za kubek i wybiegła ze sklepu. 
-dzięki, nie przepadam jak większość ludzi dotyka mnie bez pytania – Popatrzyłaś na swoją rękę, która otaczała go i szybko ją zabrałaś. Nie chciałaś tego robić. To nie tak jakby był Twoją własnością czy jakbyście się ... umawiali czy .. - ej nie martw się – popatrzył na Ciebie – nie jesteś większość ludzi, no i przekroczyłaś tę linię za drugim razem kiedy się spotkaliśmy - ... 
-Byłam pijana! I prawie tego nie pamiętam! 
-heh co mówi bombka do bombki? - cisza – chyba zaraz nas powieszą! - ... Zauważyłaś, że Papyrus zerkał na brata. Chwyciłaś go za ramię i pociągnęłaś do lady 
-To było okropne – mruknęłaś – Wynocha. - Zerknął na rysunek jaki mu zrobiłaś. 
-co mówi oh oh oh? - oparłaś się o ścianę 
-Nie wiem, co mówi oh oh oh? 
-mikołaj na wstecznym – zrobił z palców pistolet i wykonał gest jakby Cię postrzelił. Wywróciłaś oczami i podałaś Papyrusowi kubek. 
-Twoje mleczko. Zobaczymy się później? 
-WŁAŚCIWIE SKORO MAMY SEZON, CHCIAŁEM ZAPYTAĆ CZY CHCIAŁABYŚ SIĘ Z NAMI WYMIENIĆ PREZENTAMI. TO WAŻNA CZĘŚĆ TEGO ŚWIĘTA. 
-Awww, nie musicie mi niczego kupować – zarumieniłaś się lekko. Wróciłaś na swoje stanowisko za ladą – Naprawdę, wiem że macie wiele osób do obdarowania, bo przyjaźnicie się z ponad połowa Podziemia. Sama świadomość, że sam Wspaniały Papyrus chce mi coś dać, mi wystarczy – to była prawda. Sama chciałaś im kupić coś, lecz nie spodziewałaś się niczego od nich. 
-WIEM, ŻE MOJA OSOBA JEST DOŚĆ WSPANIAŁA, ALE DAWANIE PREZENTÓW JEST ... - popatrzył na brata który uśmiechał się od ucha do ucha – RÓWNIE ZNAKOMITE. WIEM CO ROBIĘ. MIKOŁAJ ZAWSZE PRZYNOSI MI WIELE RZECZY. TY TEŻ BYŁAŚ GRZECZNA W TYM ROKU, WIĘC I TOBIE SIĘ COŚ NALEŻY, ALE JAKO ŻE CIĘ LUBIĘ DOSTANIESZ TEŻ COŚ ODE MNIE. 
-Mikołaj? - popatrzyłaś na Sansa który tylko wzruszył ramionami – Wiesz co? Dobra. Wymienimy się prezentami. To świetny pomysł. 
-NYEH-HEH-HEH! CHCĘ ABYŚ WIEDZIAŁA, ŻE JESTEM NAJLEPSZYM WYRĘCZYCIELEM PREZENTÓW! 
-Zrobię co mogę aby cię pokonać. Miłego dnia w kwiaciarni. I uh Sans tobie też w ... gdzie pracujesz dzisiaj? 
-mam nową pracę w której czuję ducha świąt, pa 
-SANS NIE ZAPOMNIAŁEŚ O – przerwał sam sobie – UM, MNIEJSZA. - długa cisza. Papyrus nada nie może pozbyć się nawyku i tego, że całowaliście się na pożegnania. Sans pomachał i szybko wyszedł ze sklepu. Oj. - PRZEPRASZAM, CZASEM JESZCZE ZAPOMINAM 
-Nic się nie stało. Ja.. czasami też – przygryzłaś wargę – Więc uh.. Mikołaj? 
-OH TAK, WIEM ŻE TO SANS, ALE MOŻLIWOŚĆ OBDAROWANIA MNIE NA ŚWIĘTA ZAWSZE POPRAWIAŁA MU HUMOR WIĘC UDAJĘ, ŻE MYŚLĘ ŻE TO MIKOŁAJ, MRUG – odwrócił się by wyjść – DO WIDZENIA PRZYJACIÓŁKO! - wyszedł. ... Czy on... dosłownie powiedział „mrug”? 
--
W tym roku byłaś zdeterminowana na święta, postanowiłaś nie czekać na ostatnią chwilę, zwłaszcza że masz teraz więcej osób do obkupienia. Po zajęciach poszłaś z Wyattem i kilkoma znajomymi do galerii aby obczaić co mają na wystawach. W tym roku Twoja lista jest długa. Mama, tata, Wyatt (którego wylosowałaś), Sans, Papyrus, Alphys skoro jest taką dobrą przyjaciółką, a skoro ona to i Undyne. Postanowiłaś dać coś Friskowi, choć nie znasz go aż tak dobrze, nadal nazywa Cię swoją ciocią, to może dasz mu jakiś prezent dla ośmiolatka? A skoro kupujesz wszystkim to Toriel i Asgore tez coś dostaną... Większość czasu spędziłaś starając się wpaść na pomysł co kupić. Zauważyłaś, że otworzyli punkt z Mikołajem. 
-Mam głupi pomysł – zaczęłaś czując ducha świąt – Co wy na zdjęcie z Mikołajem? - coś burknęli – Oh no weźcie! Kolejka jest mała, jesteśmy razem. Zrobimy sobie świąteczną kartkę! - po naradzie grupa doszła do wniosku, że to dobry pomysł. 
-A ja mam jeszcze lepszy pomysł. 
-Nie wszystko o czym pomyślisz to dobry pomysł. 
-Nie, racja, to zajebisty pomysł – Teraz jesteś pewna, ze cokolwiek o czym pomyślał, nie jest zajebiste. Wzruszyłaś ramionami zamieniając się w słuch. - Pomyślcie tak, ten gość w stroju Mikołaja musi się nudzić. Przełammy monotonię i walnijmy jakimś kawałem, albo ty to zrób – pokazał na Ciebie – co ty na to? 
-Masz trzynaście lat czy co? Nie będziemy robić sobie jaj ze staruszka w jego pracy. 
-Mówsz tak bo się boisz, choć to twój pomysł – powiedział przebiegle. - Dalej. - Wahałaś się bo nie chciałaś robić nikomu problemów. Ale kurwa, to wyzwanie, chciałaś naprawdę utrzeć nosa Wyattowi. Wywróciłaś oczami, ale przytaknęłaś. ... Cholera jasna. Dobra. Czas zacząć. Przepraszam panie Mikołaju. - Dobra, nie musisz powiedzieć niczego chamskiego – mrugnął – Może coś... jestem płatkiem śniegu i lecę na ciebie, co? Spodoba mu się to. - Warknęłaś. Nie chciałaś w żaden sposób urazić staruszka, chciałaś tylko zdjęcie! Razem z grupą poszliście do Mikołaja, było praktycznie pusto więc natychmiast ustawiliście się w kolejce. Myślałaś nad jakąś głupią zaczepką kiedy Wyatt parsknął śmiechem. - Czy to nie twój kościsty koleżka? - zapytał między kolejnymi salwami śmiechu wskazując na Mikołaja.... Kurwa jego mać. A więc to jest ta nowa praca! - Rany, nigdy tego nie zapomnę. Widzę, że lubicie przebieranki. 
-...dlaczego myślisz, że przebieranki to część naszego życia seksualnego? 
-Wybacz, że nie wiem jak wchodzi i wychodzi rżnąc ciebie – skrzyżował ramiona – Ale wiesz, nadal mnie ciekawi jak to robicie... Zwłaszcza..
-Cicho! Tutaj są dzieci! No i nigdy nic ci na ten temat nie mówiłam. I nie powiem! - zastawiłaś jego usta ręką mając nadzieję, że się zamknie. Lecz nie skupiałaś się teraz na nim, odwróciłaś się w stronę Sansa w kostiumie Mikołaja. Chciałaś zapaść się pod ziemię. - Zmieniłam zdanie, pa pa! - chciałaś wyjść z kolejki, ale grupa Cię powstrzymała – Nie, serio, to dziwne skoro go znam! Za dziwne! Nie zrobię tego! Spalę się ze wstydu! 
-Chodzisz z kolesiem który jest przebrany za Mikołaja, co jest bardziej wstydliwego niż to? - zapytał – No i to twój pomysł, nie uciekniesz. - Grupa wypchnęła Cię na przód. Warknęłaś na siebie. Dziewczynka przebrana za elfa nie była zaskoczona grupą studentów. Wyatt uśmiechnął się. - Nie martw się, pani Mikołajowa chce odwiedzić męża – kobieta popatrzyła na Ciebie, miałaś nadzieję że nie zrozumie, ale po chwili analizowania wyraz twarzy elfki się zmienił. Cholera jasna. Chciałaś uciec przed jej spojrzeniem, ale blokowali Cię znajomi. 
-Oczywiście! Już was prowadzę! - otworzyła przejście wpuszczając was do ugh... Mikołaja. 
-ho ho ho, ja się.. - przerwał kiedy zdał sobie sprawę, że to ty – cześć, chciałaś zobaczyć mnie w akcji? 
-Coś.... w tym stylu – kopnęłaś powietrze – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że to będzie twoja robota? - to zaoszczędziłoby Ci wstydu. Wzruszył ramionami. Wyatt popchnął cię. 
-No weź, Mikołaju, nie chcesz aby twoja panienka usiadła ci na kolanie? - Nie dał ani Tobie, ani jemu szansy na odpowiedź, zmusił Cię do siadu na kość udową Sansa... albo notę.. MNIEJSZA! Byłaś teraz bardzo blisko potwora, zauważyłaś, że lekko zesztywniał. Długa pauza. 
-UM MASZ BARDZO WYTRZYMAŁE NOGI! - krzyknęłaś za głośno nie wiedząc co powiedzieć. 
-heh... uh... ta, są silniejsze niż wyglądają – odpowiedział. Boże, byłaś zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy. Twoi przyjaciele wyciągnęli już telefony i zrobili kilka zdjęć, inni robili filmiki. 
-Nie zapytasz się co chce na święta w tym roku? - Sans poprawił się lekko zerkając podejrzliwie na Twoich znajomych, a potem popatrzył na Ciebie. 
-byłaś grzeczna, czy niegrzeczna czy jaka? - Powierciłaś się trochę nie chcąc patrzeć ani na Sansa ani na Wyatta. Walnęłaś pierwszym co miałaś w głowie. 
-Byłam bardzo niegrzeczną dziewczynką, powinieneś następnym razem związać wstążką – Rumieniec. Mrug. Mrug. Cisza. Histeryczny śmiech. Popatrzyłaś na grupkę znajomych którzy pokładali się ze śmiechu. Dosłownie. 
-myślę, że nie zasłużyłaś sobie na to – powiedział z trudem się nie śmiejąc. Warknęłaś. To najlepsze co Ci przyszło do głowy! 
-Nie miałam lepszego pomysłu – Sans myślał przez chwilę. 
-gdybyś była kanapką w mcdonald’s, nazywałabyś się mcbeauty.
-Czy tu jest tak gorąco, czy to po prostu Ty?
-raaany nie jestem bałwanem, ale przy tobie topnieję. - Powiedziałaś jeszcze kilka innych tekstów, ale Sans był lepszy w dobieraniu swoich. W końcu zrobiliście zdjęcie grupowe. Lecz wtedy przyszedł Ci do głowy kolejny głupi tekst i palnęłaś go nim pomyślałaś. 
-Czy jeżeli zadzwonię twoim dzwonkiem dostanę coś fajnego na święta? - ... O Boże. Źrenice w oczach Sansa praktycznie zniknęły. Twoi przyjaciele dławili się śmiechem, a Ty natychmiast zaczęłaś żałować własnych słów. Wstałaś szybko nie wierząc w to co się stało. Dlaczego jesteś taka popieprzona?! - TO BYŁO ŚMIESZNE, PA! - Wybiegłaś szybko, policzki Cię paliły, przepchałaś się przez kolejkę małych dzieci i ich rodziców. Wiedziałaś, że wszyscy się na Ciebie patrzą. Cudownie. Do świąt zostały już tylko dwadzieścia trzy dni. 
Share:

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka Papyrusa [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Papyrus Incident ] - tłumaczenie PL]

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka Papyrusa (obecnie czytany)
Mieliście kubek herbaty z echo kwiatów i miły koc który otulał wasze kolana. Na zewnątrz nadal padał deszcz. 
-Od czego by tu zacząć – mruknęłaś do siebie 
-ZAZWYCZAJ ZACZYNA SIĘ OD POCZĄTKU
-R-racja – wzięłaś duży łyk herbaty – Racja. - głęboki wdech – Sans i ja nie poznaliśmy się w Grillby's 
-WIEM, MÓWIŁ O TYM METTATON W PROGRAMIE, BYŁEM TAM, NIGDY BYM NIE ZROZUMIAŁ DLACZEGO MIAŁABYŚ WSADZAĆ PALEC W JEGO OCZODÓŁ, TO BARDZO NIEPRZYJEMNE UCZUCIE DLA SZKIELETÓW, WIESZ. ALE GDYBYŚ SIĘ TAM Z NIM POZNAŁA TO MIAŁOBY SENS
-Cóż – zaśmiałaś się lekko – Wsadziłam mu palec w oczodół, ale w innych okolicznościach – pauza – i trafiłam tam piłeczką do ping ponga... ALE, uh... nie o tym chciałam mówić. Um... Sans i ja tak naprawdę poznaliśmy się na imprezie. 
-ALE SANS NIE CHODZI NA IMPREZY. NIE PRZEPADA ZA NIMI, TAK NAPRAWDĘ UBŁAGAŁEM GO ABY WZIĄŁ UDZIAŁ W MOIM... - uniósł się lekko -... CZEKAJ.  - nie zamierzałaś czekać, nie chciałaś aby urwał Ci łba. 
-Poznaliśmy się na twoim przyjęciu – Wpatrywał się w Ciebie
-CHYBA SIĘ ZGUBIŁEM 
-Uh, dobra, więc, tak jakby... włamałam się za darmowym żarciem? W domu czekała na mnie zupka chińska i jakby trochę głodowałam... Nie wiedziałam, że to potworza impreza! - schowałaś twarz za dłońmi – No i pojawił się Sans, bo jakiś człowiek wszedł do jego domu. Więc zaczął, skąd znasz papyrusa? A ja wtedy myślałam kim do diabła jest papyrus i uznałam, że to gospodarz, tak? Ale nie mogłam powiedzieć, że weszłam bo to zbyt zawstydzające, więc palnęłam pierwszym co mi wpadło do głowy, czyli, że chodzę z jego bratem – Nie dałaś szansy aby sobie przerwać – I tak, jasne, Sans nie wyrzucił mnie wtedy, tylko dopytywał się i wtedy pojawiłeś się ty, i wtedy powiedział że jestem jego dziewczyną. Niespodzianka! Niespodzianka! Więc uciekłam i nie chciałam wrócić, ale dwa tygodnie później upiłam się i przyszłam przez przypadek, chciałam ci powiedzieć, że nie chodzimy ze sobą. Bo naprawdę, myślałam że już go nigdy więcej nie spotkam, ale kolejnego dnia weszliście do sklepu i uh... resztę już znasz. 
-...DLACZEGO MI NIE POWIEDZIAŁAŚ? - jego głos lekko drżał. 
-Zamierzałam, przysięgam. Wtedy, we włoskiej restauracji, ale pojawił się ten gnój i wszystko samo się potoczyło no i ... ludzie byli ... szczęśliwi że jesteśmy razem. Sans nie chciał ci powiedzieć. No i wykorzystałam Sansa aby mama nie wpakowała mnie w randkę na ślubie? No i Mettaton sprawił, że wszyscy o nas wiedzieli i to działo się tak szybko, że nim się spostrzegłam, każdy się na nas gapił – odetchnęłaś – Wybacz mi, Papyrus – Wyglądał na przybitego, ale nie wiesz czy tym że jego brat nie ma dziewczyny, czy tym, że związek okazał się kłamstwem. 
-TO... WYJAŚNIA WIELE RZECZY – westchnął 
-...na przykład?
--
Szkielety sprzątały po przyjęciu, jak wszyscy goście wrócili do domów. Znaczy się Papyrus sprzątał, a Sans leżał na kanapie pijąc wodę MTT, mówiąc że oczyszcza butelkę. 
-DLACZEGO NIE POWIEDZIAŁEŚ, ŻE MASZ DZIEWCZYNĘ? - leniwie otworzył jedno oko 
-heh nie chodzimy ze sobą długo, myślałem, że za wcześnie. 
-HM... WYDAJE SIĘ MIŁA, JAK MA NA IMIĘ?
-....uh... - Papyrus popatrzył na twarz brata 
-SANS! NIE MOŻESZ UMAWIAĆ SIĘ Z KIMŚ I NIE ZNAĆ JEGO IMIENIA! PIERWSZY ETAP RANDKOWANIE TO PRZEDSTAWIENIE SIĘ 
-....racja – wyrzucił pustą butelkę do kosza 
-POTRZEBUJESZ MOJEJ POMOCY, JUTRO ZACZNĘ CIĘ WSZYSTKIEGO UCZUĆ -Sans zamarł 
-...będziesz mnie uczył jak się randkuje? 
-OCZYWIŚCIE! JESTEM MISTRZEM RANDKOWANIA, NO I DŻENTELSZKIELETEM! NYEH-HEH-HEH! 
--
-A POTEM SIĘ SCHOWAŁ W ŚMIECIOWYM TORNADZIE PÓKI NIE PRZESTAŁEM GO O TO PYTAĆ, MYŚLAŁEM ŻE MOŻE... SIĘ WSTYDZI. NIGDY WCZEŚNIEJ NIE MIAŁ DZIEWCZYNY 
-Wiem – wtuliłaś się w kanapę. Papyrus milczał przez chwilę. 
-ALE NIE ROZUMIEM, DLACZEGO TEN FAŁSZYWY ZWIĄZEK TAK BARDZO WAS ZDENERWOWAŁ? - zaczęłaś nerwowo bawić się palcami i rumienić. 
-Ponieważ zakochałam się w Sansie, tak .... naprawdę. - Aż oczy mu się zaświeciły z radości
-CZY TO NIE WSPANIAŁE? TERAZ NAPRAWDĘ MOŻECIE BYĆ PARĄ, NAWET MÓJ PRZEWODNIK RANDKOWANIA NIE PRZEWIDUJE TAKIEJ OPCJI, MOŻECIE...
-On nie jest we mnie zakochany – Papyrus zamilkł – Tak, więc, um, nie wiem, chyba zaczęłam go lubić jakiś czas po rozpoczęciu znajomości. Nie umiałam przestać... wiesz... chodziliśmy na wypady, nawet mieliśmy powolny taniec na ślubie i myślałam, że może... ale tylko może.. choć trochę... odwzajemnia moje uczucia. I jak poszliśmy do jednej restauracji myślałam, że to będzie idealny moment na wyznanie i .. powiedziałam... ale wtedy wepchnął mnie w friendzone. Z czym.. wiesz... się żyje, tylko... naprawdę...naprawdę miałam nadzieję, że od odwzajemnia to co czuje. To boli. Byłam głupia. I unikałam go przez tydzień. Robiłam wymówki. Zmieniłam zmiany aby nie widzieć go każdego dnia. Próbowałam nie wracać do mieszkania. Nie chciałam go widzieć. 
-NAPRAWDĘ?
-...nie. - wzięłaś głęboki wdech – Musiałam odpocząć i cóż... przyjąć do siebie informacje. Ale to nie było łatwe i ... nakrzyczałam na Ciebie. 
-ROZUMIEM – odstawił swój kubek – MOGĘ CIĘ PLATONICZNIE PRZYTULIĆ? - przytaknęłaś również kładąc naczynie na bok, przywarłaś do niego bokiem. Czule pogładził Cię po włosach. Chwała Ci Papyrusie. -WIESZ, ROZUMIEM CO SANS CZUJE. RAZ BYŁEM NA RANDCE Z LUDZIEM KTÓRY SZALAŁ ZA MNĄ, ALE MUSIAŁEM DELIKATNIE ODMÓWIĆ. 
-Naprawdę? 
-TAK, ALE NIKT NIE WIDZI FRISK ZA MIŁOŚĆ DO MNIE, JESTEM CAŁKIEM NIESAMOWITY. I SZCZERZE TO SANS TEŻ, JEST DRUGI NIESAMOWITY – Podniosłaś się aby popatrzeć na Papyrusa 
-Zaraz chodziłeś z Frisk? Ale on miał pięć lat jak go poznałeś. 
-TO DOŚĆ SKOMPLIKOWANE I NIE BYŁEM MISTRZEM RANDEK JAK TERAZ. NO I POWIEDZIAŁ, ŻE MOŻE ZROBIĆ SPAGHETTI NO I KOMPLEMENTOWAŁ MÓJ STRÓJ. SKĄD MIAŁEM WIEDZIEĆ? WYSYŁAŁ MI SYGNAŁY. - zaśmiałaś się znowu się o niego opierając 
-I jak przyjął odrzucenie przez wspaniałego Papyrusa? Mam nadzieję, że nie zbyt dotkliwie. 
-CAŁKIEM DOBRZE, WYJAŚNIŁEM ŻE NIE MAM UST ABY GO POCAŁOWAĆ, ODKRYŁEM WTEDY MOC EFEKTÓW DŹWIĘKOWYCH
-Ah tak mwah sprawia, że wszystko jest lepsze 
-DZIĘKUJĘ, W KOŃCU KTOŚ TO ZROZUMIAŁ – bawił się Twoimi włosami przez kilka minut, a potem objął mocno. Było miło, ale nadal martwiłaś się, że jest na Ciebie zły. Jego ulubiony OTP okazał się kłamstwem. Nie byłaś pewna jak zapytać o to grzecznie. 
-Jesteś na mnie zły że udawałam tak długo? - mocniej Cię ścisnął 
-Nie – szepnął cicho. Zadrżał lekko – Dziękuję, że mi powiedziałaś. 
-Jasne – odwzajemniłaś uścisk – Wiem, że wspomniałeś iż wszyscy traktują cię jak dziecko. Musi być ci ciężko. 
-..MOŻE TRUDNO W TO UWIERZYĆ, ALE NIM POZNAŁEM UNDYNE, SANS BYŁ MOIM JEDYNYM PRZYJACIELEM W PODZIEMIU – Faktycznie, trudno w to uwierzyć. Papyrus był taki łatwy do lubienia, taki szczęśliwy i otwarty na każdego. Nie chciałaś go zawieść mimo pięciu minut znajomości. Nie mogłaś uwierzyć, że nie miał przyjaciół – ZAJĄŁ SIĘ MNĄ OD MAŁEGO I NIGDY NIE PRZESTAŁ SIĘ OPIEKOWAĆ. BYŁ SZCZĘŚLIWY, ZABIERAŁ MNIE DO LABORATORIUM I BAWIŁ SIĘ ZE MNĄ NAWET KIEDY PRACOWAŁ. ROBILIŚMY BAŁWANY JEDLIŚMY CIASTECZKA I ZAWSZE OPOWIADAŁ MI HISTORIE O POWIERZCHNI. NIE POTRZEBOWAŁEM NIKOGO INNEGO BO MIAŁEM SANSA – Uśmiechnęłaś się, wiedziałaś że jest dobrym bratem i oboje dbają o siebie, ale miło było usłyszeć o tym jaki Sans był – ALE PEWNEGO DNIA PRZESTAŁ BYĆ SZCZĘŚLIWY, WYGLĄDAŁ NA BARDZO ZMĘCZONEGO, A JA NIE WIEDZIAŁEM DLACZEGO. STAŁ SIĘ LENIWY, NIE DBAŁ O SWOJE ŻYCIE, CIĄGLE SPAŁ, NIE CHCIAŁ SIĘ UCZYĆ, PRZESTAŁ CHODZIĆ DO LABORATORIUM, NIE CHCIAŁ SIĘ BAWIĆ NA ŚNIEGU, PRZESTAŁ NAWET PRÓBOWAĆ. STARAŁEM SIĘ ZROBIĆ WSZYSTKO, ABY MU POMÓC, ALE NIC NIE POMAGAŁO – Papyrus się trząsł – NADAL CZYTAŁ MI BAJKI NA DOBRANOC I SZUKAŁ ZE MNĄ LUDZI, ALE BYŁ INNY, MYŚLAŁ ŻE TEGO NIE ZAUWAŻYŁEM, ALE ZAUWAŻYŁEM. DLATEGO ZACZĄŁEM GOTOWAĆ, NIC TAK NIE POPRAWIA HUMORU JAK DOBRE JEDZENIE NA OGNISTEJ MAGII, I ZJADŁ JE NAWET SKOMPLEMENTOWAŁ, CHOĆ WIEDZIAŁEM, ŻE NIE BYŁO ZBYT SMACZNE... - zaczęło boleć Cię serce jeszcze bardziej – BYŁ SMUTNY I CAŁKOWICIE SIĘ PODDAŁ, A POTEM WYSZLIŚMY NA POWIERZCHNIĘ I BYŁO TROCHĘ LEPIEJ, ALE ZACZĄŁ SIĘ STRASZNIE OBAWIAĆ LUDZI Z JAKICHŚ POWODÓW, PÓKI NIE POZNAŁ CIEBIE. 
-Mnie?
-TAK! PO TYM JAK POZNALIŚCIE SIĘ STAŁ SIĘ O WIELE SZCZĘŚLIWSZY, TO DLATEGO TAK BARDZO STARAŁEM SIĘ UTRZYMAĆ WAS RAZEM 
-Oh – I wszystko zaczynało nabierać sensu – Cóż... Nie wiem czy to przeze mnie poprawiło się Sansowi, może docenił słońce, albo pracuje tam gdzie lubi, albo...
-OCZYWIŚCIE, ŻE TO PRZEZ TO IŻ POZNAŁ CIEBIE! - odwrócił się w Twoją stronę – CHODZICIE ZE SOBĄ CZY NIE, JESTEŚ JEDYNYM CZŁOWIEKIEM KTÓREGO NAPRAWDĘ LUBI POZA FRISK. NO I JEST Z NIM OSTATNIO O WIELE LEPIEJ, DLATEGO NIE UMIEM BYĆ NA CIEBIE ZŁY. SANS ZNOWU JEST SZCZĘŚLIWY. - Poczułaś, jak serce Ci zadrżało, a w brzuchu zamieszkały motyle. Nie byłaś do końca pewna co o tym myśleć. Jasne, dobrze się dogadujesz z Sansem, ale serio? Papyrus chyba za bardzo w Ciebie wierzy, próbowałaś zaprotestować. 
-Pap, nie wydaje mi się, że...
-NYEH, NIE CHCĘ TEGO SŁYSZEĆ. TO JA JESTEM TUTAJ SANSOWYM EKSPERTEM I WIEM, ŻE CIĘ BARDZO LUBI... ERRR... PLATONICZNIE. POWINNAŚ GO WIDZIEĆ W ZESZŁYM TYGODNIU KIEDY GO UNIKAŁAŚ, NIE ROZMAWIAŁ ZE MNĄ I MYŚLĘ, ŻE TĘSKNIŁ ZA TOBĄ. BARDZIEJ NIŻ CI SIĘ WYDAJE. - Nie wiedziałaś co czuć. To nie pomagało Ci odkochać się. Przełknęłaś ślinę. Naprawdę jesteś tak ważna dla Sansa?
-Ja tylko... Nie znam go od tak dawna. Jesteś pewien, że aż tak mu na mnie zależy?
-TAK – Uśmiechnęłaś się lekko. Jakoś poprawiło Ci to humor i zasmuciło jednocześnie. 
-Dzięki, zawsze wiesz co powiedzieć. 
-OCZYWIŚCIE, ZE WIEM – siedzieliście w ciszy przez chwilę. - WIESZ, BĘDĘ SIĘ ZBIERAŁ. 
-Jasne – Po chwili wyszedł wcześniej mocno się do Ciebie przytulając i mówiąc Ci że jest szczęśliwszy ze świadomością poznania prawdy oraz tym, że mu ufasz. Czułaś się źle że tak długo go okłamywałaś, ale kamień spadł Ci z serca. Zamknęłaś drzwi i weszłaś do łóżka. 
--
Papyrus wszedł do swojego mieszkania. Sans siedział na kanapie. Bracia spojrzeli sobie w oczy. 
-i jak?
-MIŁO, ŻE KTOŚ W KOŃCU POWIEDZIAŁ MI CO SIĘ DZIEJE – Sans zarżał
-wybacz
-HMPH
-papyrus.. 
-OKŁAMYWAŁEŚ MNIE PRZEZ MIESIĄCE, SANS
-wiem, przepraszam
-WYBACZAM CI – zaczął iść w stronę swojego pokoju – I ONA TEŻ ZA TOBĄ TĘSKNIŁA – I bez względu na to, czy Sans to zauważył czy nie, Papyrus zdecydowanie nie przegapił radości jaka przeszyła serce jego brata. 
Share:

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w deszczowy dzień [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Rainy Day Incident ] - tłumaczenie PL]

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka w deszczowy dzień (obecnie czytany)
*Pamiętaj, złamane serce oznacza tylko, że to nie jest koniec historii!

*Bądź dzielna jak Momo z Kissy Cutie OVA!

*Znaczy się to nadal nie jest tak dobre jak oryginał :T

*Ale już jest lepsze od drugiego sezonu :V

*Wybacz nie o to mi chodziło

*Tak! Będzie dobrze, obiecuję.

To było ciężkich kilka dni. Unikałaś Sansa jak się dało, nawet spałaś na kanapie by nie słyszeć go w jego pokoju. Miałaś wymówkę, aby wpaść się do rodziny, a kiedy Twoi rodzice zaczęli wypytywać się dlaczego nie ma z Tobą potwora, walnęłaś, że pojechał na jakiś potworzy wyjazd. Pierwsza noc była najgorsza. Zadzwoniłaś do Alphys, która robiła wszystko co mogła, aby Cię rozweselić. Każdego dnia przesyłała Ci jakieś motywujące wiadomości. Zazwyczaj jakieś luźno wyjęte frazy z anime, za którymi nadal nie przepadałaś, ale pozostał sentyment. Byłaś jak cień. Wychodziłaś kiedy musiałaś, żarłaś lody i ryczałaś w łóżku. Bolało tak bardzo, że nie wiedziałaś czy uda Ci się dalej to znieść. Byłaś pewna, że on też Cię lubi... ale kiedy zastanowiłaś się bardziej, zdałaś sobie sprawę, że tak naprawdę nie było zbyt wiele sygnałów. Doszukiwałaś się ich sama. A to sprawiło, że czułaś się jeszcze bardziej upokorzona. Musiałaś wyglądać na zdesperowaną. Ale to jego wybór, a Ty musisz go zaakceptować. Więc to robisz. Postanowiłaś się pozbierać, mijający czas pomógł. Nie dzwonił ani nie pisał. Papyrus oczywiście tak, zastanawiałaś się czy Sans mu cokolwiek powiedział. Paps chciał mieć pewność, czy wszystko dobrze, bo nie widywał Cię w sklepie (zmieniłaś sobie zmiany tego samego dnia po randce) ani w domu (nie otwierałaś drzwi). Lecz nie odpisywałaś mu. Chciałaś aby wszystko wróciło do wcześniejszej normy. Pierwszy dzień porannej zmiany był ciężki, jak zawsze. A dzisiaj najgorszy, bo lało, więc ludzie wchodzili do sklepu nie chcąc zostać zmoczeni. Po dwóch kawach jakie wypiłaś, usłyszałaś dzwonek. Przez drzwi wszedł Sans i Papyrus. Popatrzyliście sobie w oczy pierwszy raz od tygodnia. 

Pa bum.

Robiłaś co mogłaś, aby uśmiechać się normalnie.
-Cześć.
-cześć – powoli podszedł do lady – jak się trzymasz? - delikatnie stukał w blat 
-Dobrze – skłamałaś – Jestem zajęta. Wiesz. Szkoła, rodzina i praca i różne takie tam – powoli niepewność dawała się usłyszeć w Twoim głosie – A ty?- Wzruszył ramionami.
-tori powiedziała, że chce kolejną kolację ze wszystkimi więc poszliśmy na nią razem z papsem – pauza, myślał chwilę nim dodał – dzieciak chciał się z tobą znowu spotkać. - Przełknęłaś ślinę. 
-Tak? Szkoda, chciałabym tam pójść – chrząknęłaś – Um. Tak czy inaczej. Kawa, tak? Tak – chwyciłaś kubek i zapisałaś jego imię. Praca przy maszynie pozwoliła Ci oderwać myśli. Kiedy skończyłaś podałaś mu frappe. Przez chwilę wyglądał na zawiedzionego. 
-A GDZIE JAKIEŚ PRZEZWYSKO? - zapytał jego brat – ZAWSZE JAKIEŚ MU DAJESZ. 
-Oh – zadrżałaś lekko. Co to za mina? - Zapomniałam. 
-WSZYSTKO DOBRZE? OBOJE ZACHOWUJECIE SIĘ DZIWNIE. 
-Tak – próbowałaś brzmieć pewnie – Wszystko dobrze, jestem po prostu zmęczona. Mam wiele na głowie i mało sypiam, wiesz? Ale nic mi nie jest – lekko go klepnęłaś w ramię. Nie wygląda na to, że Ci uwierzył, ale nie sprzeczał się przynajmniej. 
-Trzy pięćdziesiąt – z przyzwyczajenia chwyciłaś za długopis w którym notowałaś ile dałaś mu już darmowych kubków. 
-masz – Oh. Miał w ręce odliczoną gotówkę, którą Tobie podał. Racja. To ma sens. Milczeliście w trójkę przez chwilę.
-Rachunek?
-nie
-Dobra. - To było straszne. Patrzyliście i milczeliście. W końcu odwróciłaś wzrok mając nadzieję, że nie wychodzisz na jakiegoś dziwaka. Chrząknęłaś. - Cóż, um, do zobaczenia. 
-ta, do zobaczenia 
-SANS, ZAPOMNIAŁEŚ O POCAŁUNKU NA DO WIDZENIA! - ... Błagam, Papyrus, na miłość boską. 
-nie wydaje mi się, aby czuła się dzisiaj z tym dobrze
-ALE
-Tak. Jestem troszeczkę nie ten tego. Chyba coś złapałam. Nie chcę aby się zaraził czymś więc.. wiesz, pewnie nie będziemy się całować.
-TO NONSENS, LUDZKIE CHOROBY NIE MAJĄ WPŁYWU NA POTWORY – warknął Papyrus – DLACZEGO NIE CHCECIE SIĘ POCAŁOWAĆ? - zarumieniłaś się – SANS, PATRZ, TWÓJ LUDŹ DZISIAJ ZDECYDOWANIE NIE CZUJE SIĘ DOBRZE, JESTEŚ PEWNA ŻE POWINNAŚ PRACOWAĆ? MOŻE IDŹ DO DOMU I RÓB TO CO ROBIĄ LUDZIE KIEDY SĄ CHORZY. 
-Nic mi nie jest – krzyknęłaś – Ja i Sans dzisiaj się nie pocałujemy, to nie jest koniec świata! - Papyrus był zaskoczony Twoim podniesionym głosem. Małe pomarańczowe łzy zaczęły pojawiać się na dnie jego oczodołów. Natychmiast pożałowałaś. 
-PO PROSTU CHCE ABYŚCIE BYLI SZCZĘŚLIWI! - krzyknął – PRZEPRASZAM, ŻE CHCIAŁEM ABYŚ POCAŁOWAŁA SIĘ ZE SWOIM CHŁOPAKIEM – i z tymi słowami wyszedł ze sklepu. 
-nie drzyj się na niego tylko dlatego, że jesteś wściekła na mnie – warknął – to nie jego wina 
-Nie jestem zła na ciebie, tylko.. - warknęłaś z frustracji – Przepraszam, dobra? Nie wiem jak mam się zachowywać bo jestem głupim, zakompleksionym wrakiem człowieka, który nie umie poradzić sobie z własnymi uczuciami – zerknęłaś, cały sklep przyglądał się waszej kłótni. Wywróciłaś oczami i chwyciłaś za rękę potwora ciągnąć go na zaplecze. Jak już tam byliście puściłaś go i obniżyłaś głos – Czy naprawdę chcesz mnie całować? Ponieważ dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie chcesz, więc chcę się wycofać z tego całego „randkowania” tak szybko jak się da. 
-nie przypuszczałem, że wszystko się tak zmieni 
-A miało zostać takie samo? - zawyłaś – Wyznałam ci moje uczucia, a ty ich nie odwzajemniasz, co oznacza... Znaczy się jeżeli to co powiedziałeś, jest prawdą. Wiem, że byłeś dość miły abyśmy udawali przyjaciół, ale ty i ja wiemy, że to tylko wymówka. Więc nie wiem co robić, dobra? - Milczał i w mgnieniu oka, już go nie było. Po skończonej zmianie postanowiłaś udać się do kwiaciarni w której Papyrus pracował. Właście przycinał kwiaty, wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Zaczęłaś powoli. 
-Cześć Pap 
-HMPH
-Tak wiem, zawaliłam – mówiłaś słabo – Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam... ostatni tydzień nie był dla mnie dobry 
-NIE CHODZI TYLKO O TO, IGNOROWAŁAŚ MNIE. 
-Wiem
-CO ZROBIŁEM? DLACZEGO SIĘ NA MNIE GNIEWASZ? - odstawił nożyce – NIENAWIDZISZ MNIE?
-Oczywiście, że nie. Sans ci niczego nie powiedział?
-NIE I ON TEŻ MNIE IGNORUJE. ZWŁASZCZA KIEDY PYTAM O CIEBIE. WIEM ŻE COŚ SIĘ STAŁO BO TEN STAN TRWA JUŻ TYDZIEŃ. - Kopnęłaś nogą w powietrzu. Rany, chujnia. Widząc złego Papyrusa czułaś się tak, jakbyś kopnęła szczeniaczka czy coś. Poczucie winy zżerało Cię od środka 
-Tak, coś się stało między mną, a Sansem, Ale .. nie chcę o tym mówić – Nie odpowiedział ci, popatrzył na kwiaty. Przyglądałaś się w milczeniu jak robi bukiety, potem związuje je małą wstążką. W sklepie było cicho, słyszałaś tylko tykanie zegara. W końcu odpowiedział. 
-MYŚLISZ, ŻE JESTEM GŁUPI? - poczułaś, jak serce Ci pęka. 
-Nie! Boże nie! Dlaczego tak myślisz? 
-TY I SANS WYJECHALIŚCIE NA WEEKEND I WRÓCILIŚCIE SZCZĘŚLIWSI NIŻ KIEDYKOLWIEK. A POTEM NAGLE OBOJE STALIŚCIE SIĘ WRAKAMI. ALE PRÓBUJECIE ZACHOWAĆ SIĘ JAKBY NIC SIĘ NIE STAŁO, CHOĆ JAK NA DŁONI WIDAĆ, ŻE NIE JEST DOBRZE. KIEDY SIĘ PYTAM CO SIĘ STAŁO MÓWICIE, ŻE NIC, ALBO ŻE NIE MOŻECIE MI POWIEDZIEĆ. MYŚLICIE ŻE JESTEM W STANIE TO ZNIEŚĆ? SANS NADAL MYŚLI, ŻE JESTEM MAŁY, ALE MYŚLAŁEM... ŻE KTOŚ TAK ŚWIETNY JAK MOJA LUDZKA PRZYJACIÓŁKA... W KOŃCU ZACZNIE TRAKTOWAĆ MNIE JAK DOROSŁEGO – Oh. Ałć. 
-O mój Boże, Papyrus – przełknęłaś ślinę – Ja.. nie, nie, masz rację. Jesteś dorosły, prawda? - pauza. Dobra, to czas aby poznał prawdę – Powiem ci o wszystkim, ale nie tutaj. Wpadnij do mnie i obiecuję, że powiem ci wszystko. 
-NAPRAWDĘ? -przytaknęłaś, już czułaś jak żołądek wywraca Ci się do góry nogami. Już na początku waszej znajomości nie umiałaś być z nim dość szczera, teraz to nie jest łatwiejsze. - RAJUŚKU, WIĘC CI WYBACZAM, MASZ TO NARCYZ – wzięłaś kwiat delikatnie w ręce i wyszłaś ze sklepu czując się jakoś dziwnie gorzej, niż wcześniej. Nie miałaś kurtki, ale miałaś to gdzieś. Szłaś powoli chodnikiem w swoim fartuchu z pracy wyliczając wszystkie złe rzeczy jakie Cię dzisiaj spotkały. Fatalne pierwsze spotkanie z Sansem. Krzyk na Papyrusa. Kłótnia z Sansem. Przypomniałaś mu o swoich uczuciach i się teleportował daleko. Przez Ciebie Pap wyszedł na głupka. No i obiecałaś, że powiesz mu prawdę. Usiadłaś na krawężniku. 
-Czy może być jeszcze gorzej? - mruknęłaś. Auto które właśnie jechało ochlapało Cię wodą z naprawdę głębokiej kałuży. Już byłaś mokra przez deszcz, lecz teraz jest jeszcze gorzej. - Jednak może – warknęłaś chowając twarz w rękach. Nadal czułaś się okropnie. Nagle, deszcz ustał. Podniosłaś głowę aby zobaczyć Sansa pochylającego się nad Tobą, w ręku trzymał żółta parasolkę z wyrysowaną kaczką. Zamrugałaś kilka razy upewniając się, że nie śpisz. 
-jak tutaj zostaniesz przemokniesz do kości. 
-Jak mnie znalazłeś? - pauza – I po co przyszedłeś? 
-źle się czułem, że tak zniknąłem – wyciągnął w Twoją stronę rękę by pomóc Ci wstać – miałem wrażenie, że nie skończyliśmy rozmawiać – Nie wiedziałaś jak odpowiedzieć, więc walnęłaś pierwszą rzeczą, jaką miałaś w głowie 
-Głupio wyglądasz z tą parasolką. 
-kaczucha ponoć lubi deszcz – To było znajome, ale inne uczucia. Czułaś jak się uśmiechasz. Kawały, kawały zawsze są dobre. Bezpieczne. Dzisiaj może być dobry dzień. Dasz radę. Zdałaś sobie sprawę, że nadal trzymasz się jego ręki. Puściłaś go szybko. 
-Przepraszam.
-przestań
-Mam przestać? - patrzył wprost na Ciebie
-przestań przepraszać za wszystko, to cię kiedyś zabije 
-Prze... - odwróciłaś wzrok rumieniąc się – Po prostu nie chcę być nachalna. Wiesz. Dotykać za długo. Pisać słodkie imiona na kawie.. - pociągnęłaś nosem – Nie chcę aby to wyglądało na coś dziwnego. Dobra, jak... Nie wiem jak to powiedzieć bez wpadania w romantyczne uczucia, ale nie.. uigh... jesteś niesamowity, wiesz? W totalnie platoniczny sposób. Znaczy się, może nie totalnie, ale jakimś sposobem sprawiłeś że twój kościsty tyłek zadomowił się w moim sercu. A ile się znamy, trzy miesiące? I tak, nasze pierwsze spotkania nie były najlepsze, i już przy pierwszym powinnam zapchać się własną piętą, ale ty... ty dałeś mi tak wiele. Nowi przyjaciele, doświadczenia, wiele śmiechu i ... Ja... ha.... ha.. - otarłaś oczy – Nie mogę uwierzyć, że płaczę przed tobą – pociągnęłaś nosem i zadrżałaś – Dlaczego ja ryczę? 
-ponieważ widziałaś mój kościsty tyłek i uznałaś, że masz lepszy 
-...Tylko tyle masz do powiedzenia?! - krzyknęłaś – To nie ma nic wspólnego! Nie słuchałeś mnie? 
-musiałem pomyśleć nad jakimś kawałem 
-Sans, nie możesz choć raz być poważny?
-próbowałem być poważny, ale wolę być sans
-Mój Boże, jesteś okropny 
-jestem najgorszy 
-Dlaczego cię lubię?
-sam nie wiem, jestem tylko szkieletem lubiącym beznadziejne dowcipy 
-I te z pierdzeniem
-te też 
-I jesteś leniem 
-większego nie znajdziesz, śpię trzydzieści godzin dziennie 
-I zostawiasz skarpetki po całym domu 
-a na każdej jest notka od papsa abym je podniósł 
-I stworzyłeś śmieciowe tornado! Kto to robi?
-ono się samo stworzyło – Milczeliście przez moment. Było cicho, tylko stukanie kropel deszczu o parasolkę. Patrzyliście się na siebie. Westchnęłaś. Pomijając to co powiedziałaś, Sans miał wiele wspaniałych cech osobowości, które sprawiły że zakochałaś się w nim szybko i mocno. Lecz trzeba wrócić do normalności. Na chwilę zapomniałaś, jak bardzo bolało Cię serce. - ah rany, słuchaj, wiem co powiedziałem w zeszłym tygodniu, wiesz, chodzi o to że nie przypuszczałem że będę mógł tak dobrze zaprzyjaźnić się z człowiekiem – odwrócił wzrok, lekko się wstydził – nie przepadam za ludźmi, większość z nich nie lubi mnie, ale toleruję ich dla dobra papsa i friska – zerknął na Ciebie – a potem ty weszłaś z buta w moje życie, ale to nic złego, po prostu.... to nie tak, że nic do ciebie nie czuję, tylko... że to co czuję ... uh.. 
-Jest platoniczne. 
-dokładnie – Cóż, przynajmniej bolało trochę mniej. 
-Dobrze 
-ok
-Ok – powtórzyłaś – Więc przyjaciele. Możemy wrócić do tego co było, tak? Do normalności? Wiesz, jak wcześniej Ja... no wiesz, zanim.. Um.. proszę? Uh... tęskniłam za tobą i ... takie tam – teraz nie brzmiało to już tak romantycznie, jak wyznaliście swoje uczucia. Miałaś nadzieję, że Sans nie zrozumie Cię źle i już chciałaś przeprosić, ale przypomniałaś sobie, że masz przestać to robić – I ... uh... chodzi o normalną normę. Nie tą dziwną z dzisiejszego poranka. To... to było.. 
-taa
-Tak?
-jeżeli tego chcesz
-Tak.
-ok
-Przeprosiłam Papyrusa. Na ciebie też jest zły. Myśli, że traktujesz go jak dziecko. - Sans mruknął pod nosem coś czego nie zrozumiałaś. - Ja.. ja naprawdę tego chcę – czułaś się głupio mówiąc to – Wiesz, czasami ludzie dziwnie się czują, kiedy nadal przyjaźnią się z osobami które... no wiesz... są w nich zakochane 
-nie dbam o to 
-Dobrze.
-ok – Cisza. Trutu trutu, gdzieś przejechał pociąg. 
-Um, więc... Sons, swoją drogą. 
-hm?
-Przezwisko o jakim myślałam dzisiaj. Wiesz. Jak sos tylko, że z n w środku. To nie jest jakieś mój dobry wymysł, ale.. - przerwałaś – Tak, nie wiem sama, bałam się, że źle to odbierzesz jeżeli je napiszę wiesz? 
-lubię te przezwiska, to dobry początek dnia – uśmiechnął się – a teraz oddaj mi pieniądze 
-O nie – zaśmiałaś się – Zapłaciłeś mi, więc to oznacza, że twój rachunek zamykam 
-kiedy ja lubię te darmowe kawy – zaśmiał się – zabrać cię do domu? - potrząsnęłaś głowa. 
-Mam jeszcze coś do zrobienia, ale dzięki. 
-dobra – podał Ci parasol – dzięki za ... uh... nie utrudnianie tego, do zobaczenia? tori i asgore chcą się z tobą znowu spotkać, może ty, ja i paps wpadlibyśmy do nich w tym tygodniu?
-Jasne – zerknęłaś na swoje stopy – Z przyjemnością – i już go nie było. Zostawił Cię samą w deszczu. Teraz musisz pozbierać myśli. Czułaś jakby coś przemieliło Ci serce, ale przyjaciele to zawsze coś. Pozbierałaś wszystko to co o nim wiesz. To nie jest typ do związków, więc nie chcesz odbierać tego personalnie (dobra, Twoje serce odebrało to bardzo personalnie). Uspokoiłaś się jednak, że wszystko wróciło do tego stanu w jakim było. No i już wie co czujesz. Wracałaś do domu kompletnie mokra, musiałaś wysuszyć ubranie, włosy i buty. Parasol jaki Ci zostawił był bez znaczenia, skoro już byłaś mokra, ale nie chciałaś jej puścić. Podróż trwała dłużej niż zwykle, co chwile musiałaś stawać aby rozpoznać uczucia i pozbierać myśli. Byłaś w mieszkaniu późnym popołudniem. Jak tylko się tam dostałaś opadłaś zmęczona na kanapę, lecz nie dane było Ci odpocząć. Ktoś gwałtownie zapukał w drzwi. 
-PRZYJACIÓŁKO, TO JA! PROSZĘ OTWÓRZ DRZWI! - Wstałaś i wpuściłaś go do środka. Pozwoliłaś usiąść mu na kanapie obok Ciebie. 
-Zrobić ci coś? To będzie długa historia. 
Share:

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka na randce [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Lunch Date Incident ] - tłumaczenie PL]

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka na randce (obecnie czytany)
Kolejne dni zalały Cię informacjami – Stowarzyszenie Zwalczania Demonów – wyszło na światło dzienne. I tak jak przypuszczała Undyne, ich działalność skupiła się na oczernianiu w sieci Ciebie i Sansa. Skromny akt wandalizmu przerodził się w sprawnie działającą grupę, która miała na celu dręczenie i terroryzowanie par takich jak wasza. W tym czasie Ty i on byliście zajęci rozmową z prasą jak to wszystko wpływa na wasz związek. Poszliście na konferencję, daliście kilka wywiadów. Ludzie pytali o to samo znowu i znowu, robiło się to męczące ale Alphys miała rację. Wzięcie w tym udziału pomagało, nie tylko wam ale i innym, chciałaś aby reporterzy zadawali lepsze pytania. Spotkaliście się z Toriel i Frisk w ambasadzie – jajks – robiąc plany na przyszłość. Toriel zrobiła wam ciasto, pomogło ono ci się rozładować trochę ale raaany, aż strach myśleć o przyszłości. To co warto powiedzieć, mimo wszystkiego co się działo, Twoje uczucia do fałszywego partnera nie malały. Cóż, do dzisiaj. W końcu był kres spotkań z dziennikarzami. Undyne powiedziała, że póki co macie nie wychodzić, grzecznie odmawiać, mówić że musicie odpocząć od całej tej dramy (co było prawdą). No i tak siedziałaś w swoim mieszkaniu rysując sobie. Masz jeszcze miesiąc do skończenia obrazu na uczelniane przyjęcie co nie jest dużą ilością czasu, lecz w życiu miałaś do tej pory ważniejsze sprawy do załatwienia. Przeszukiwałaś sieć w poszukiwaniu inspiracji... co przerodziło się w szperanie za obrazkami szkieletów... a potem szukałaś zdjęć Sansa i Papyrusa. Właśnie miałaś zabrać się porządnie za rysowanie kiedy Twój telefon się odezwał. 

snas: 14:13 | co tam?

Ty: 14:13 | Rysuję, nudzę się. A co u ciebie?

snas: 14:13 | głodny jestem

snas: 14:14 | wybierzesz się ze mną na lunch

snas: 14:14 | wyczaiłem nowe miejsce z żarciem dla potworów

Twoje serce zadrżało nim przypomniałaś sobie, że już wiele razy jadłaś z nim i jego bratem. Wzięłaś głęboki wdech

snas: 14:14 | domyślam się, że mi nie odmówisz :)

Ty: 14:14 | Ugh, jasne! Moja praca może poczekać :-)

Ty: 14:15 | Spotkam się z tobą i Papsem w samochodzie?

snas: 14:16 | tak właściwie 

snas: 14:16 | dzisiaj tylko ty i ja

Pa bum. Pa bum.

Wiesz, że ekscytowanie się zwykłym lunchem to głupota, ale od tygodnia nie mieliście czasu dla siebie. Zaczęłaś się lekko trząść przez co miałaś problemy z odpisaniem. 

Ty: 14:17 | Dobra, super. Ja prowadzę?
Snas: 14:17 | nie, mój rower jest szybszy

On... on sobie jaja robi, prawda? Przełknęłaś ślinę. Całkowicie zapomniałaś o jego motocyklu. Jazda z nim oznaczała konieczność przytulenia się, prawda? Zarumieniłaś się na tę myśl. Robił to celowo? Chciał być blisko Ciebie tak jak Ty blisko niego? Wzięłaś kilka wdechów. 

Ty: 14:18 | To do zobaczenia :-)

Miałaś nadzieję, że dwie emotki nie zdradzą Twoich uczuć, ale wiesz ze Sans nie przywiązuje do nich większej uwagi. Zbyt leniwy. Szybko poprawiłaś włosy, założyłaś na siebie bluzę (którą Papyrus szczęśliwie wyprał wcześniej) i wyszłaś z domu. Poszłaś na parkin gdzie był Sans, opierał się o swój motor. Serce podskoczyło Ci do gardła. Przełknęłaś je z trudem. 
-Cześć – przywitałaś się machając. Popatrzył na Ciebie z uśmiechem 

Pa bum. 

-gotowa? - popatrzyłaś na pojazd niepewnie – rząd cały czas marudzi, że z powodu globalnego ocieplenia powinniśmy oszczędzać energię, palić mniej światła. więc wczoraj wyłączyłem światła na godzinę. potrąciłem trzech rowerzystów.
-Tylko na tyle cie stać? - myślał przez chwilę. 
-jadą zakonnice na rowerach po wybojach. w pewnym momencie siostra przełożona mówi: dość luksusów! zakładać siodełka! - on już się śmiał. Warknęłaś. 
-To było straszne – mimo to nie umiałaś ukryć uśmiechu. 
-a teraz poważnie, gotowa? - przytaknęłaś. Sans wsiadł na pojazd i posunął się dając Ci znak, abyś za nim usiadła. Czego się trzymać? Ramion? Talii? Wpatrywałaś się chwilę, aż zaczął się śmiać. - obojętne gdzie mnie złapiesz, po prostu nie puszczaj – postanowiłaś objąć go wpół. Czułaś pod rękami jego żebra, mimo bluzy jaką miał na sobie. Przywarłaś do niego, serce waliło Ci jak szalone. 
-Nie puszczę – ścisnęłaś go mocniej. Odpalił i już byliście w drodze. Wyjechał na ulice miasta, ściskałaś go i zamknęłaś oczy. Czułaś wiatr we włosach, czułaś jak przyśpiesza i przyśpiesza. Sans był naprawdę dobrym kierowcą, no cóż przynajmniej nie krzyczałaś i nie płakałaś. Zastanawiałaś się, dlaczego motocykle. Znasz go już jakiś czas, ale nigdy nie pytałaś się dlaczego a nie... cóż skuter albo coś. Myślałaś, że ten bardziej mu będzie pasował. Tak naprawdę wyobrażałaś go sobie w małym, żółto czerwonym autku nim dowiedziałaś się, że lubi motocykle. Te kojarzyły się raczej z jakimś niebezpiecznym ... no... dupkiem. Nie, nawet ten termin do niego nie pasuje. 
-hej, już jesteśmy, możesz uh... mnie puścić – zaśmiał się delikatnie zabierając Twoje ręce. Naprawdę tuliłaś go aż tak mocno? Zarumieniłaś się. 
-Przepraszam
-heh, jasne, po prostu musisz mnie dotykać, co? - wskazał na siebie 

Pa bum.

-Tylko ciebie się tam mogłam trzymać – weszliście do restauracji Potworny Gryz. Kelnerka, mały żywiołak powietrza, od razu rozpoznał Sansa. 
-Cieszę się, że w końcu mam szanse cię poznać. To idealne miejsce dla was. Smaczne jedzenie i ustronne miejsca dla par. Proszę, wejdźcie, siadajcie. Lubicie magie, prawda? 
-Ja ją uwielbiam! - odparłaś z entuzjazmem 
-To cudownie! Wiem, że spotykasz się z potworem i ostatnio może nie było jakoś wam najlepiej, ale liczę, że miło spędzicie tutaj czas – zostawiła was przy stole 
-Może czas umiliłby mi mój chłopak gdyby pokazał jakąś magiczną sztuczkę – popatrzyłaś na niego. Milczał przez minutę. 
-chcesz zobaczyć magię? - przytaknęłaś – dobra, a więc rzucę ci kość – pstryknął palcami, dostrzegłaś jak coś leci w stronę twojego czoła. BAM. 
-Ałłł – pogładziłaś się po czole. Wzięłaś rzecz, mała kosteczka, wielkości opuszka palca. Sans się śmiał. - Dosłownie rzuciłeś we mnie kością. - nadal się śmiał, kopnęłaś go pod stołem – To nie jest zabawne! Naprawdę myślałam, że pokażesz mi coś czadowego! 
-co, to ci cię nie podobało?
-Nie! 
-oj czuję się urażony do szpiku kości 
-Wiesz co, twoje żarty o szkieletach się starzeją – wzruszył ramionami i uśmiechnął się. 
-przepraszam, ale ponoć najlepsze zupy robi się na starych kościach – już miałaś coś odpowiedzieć, ale potwór przyszedł do waszego stolika. Był niski i ubrany jak jakiś czarodziej.
-Witam?
-Witaj przyjacielu, czy mogę umilić wam czas, siedźcie i ciesz się tym to jest serwowane a od czego zaczyna się dzień – z niewielkim i delikatnym światłem pojawiło się przed Tobą menu. Popatrzyłas na Sansa, który zauważył Twoje zakłopotanie. 
-madjick może mówić tylko zaklęciami, czasami są bardzo kreatywne. - przytaknęłaś i popatrzyłaś na wybór. Był za duży! Zerknęłaś na potwora 
-Poproszę to co najmodniejsze – Sans mruknął zgadzając się z Tobą. Potwór przytaknął i pojawiły się dwie kule. 
-Stoliczku nakryj się – mruknął unosząc lekko ręce. Kule zaczęły krążyć dookoła niego. Przyglądałaś mu się całkowicie oczarowana, w końcu magia przełamała się naprzeciwko Twojej twarzy i Sansa, Mad zniknął. Natomiast na stole czekał na Ciebie drink. Piękny. Kielich prawie jak wielka perła, a w środku błyszczący likier. 
-Co to jest? - przyglądałaś mu się z zachwytem. Widziałaś jak unosząc się z niego niewielkie gwiazdki. 
-nie mam pojęcia – wyglądał na równie oczarowanego
-Zdrowie? - ale on nie uniósł kielicha w Twoją stronę – nie bój się, obiecuję, małymi łyczkami – no i podniósł go 
-zdrowie – drobny łyk, ale efekt był. Czułaś się odprężona. Popatrzyłaś na skórę, która świeciła się i błyszczała. Po Sansie prawie nic nie było widać, jego źrenice jednak zmieniły się w małe świecące gwiazdki. 
-Łaaał twoje oczy! - wskazałaś na niego – Ale zajebiste. Chyba nigdy nie znudzą mi się te wasze napoje – popatrzyłaś na małą kartę na stolę. Domyśliłaś się, że inne czary są używane do robienia posiłków, a inne do napoi. Madjick wrócił z kilkoma talerzami. Jako pierwszy na stole wylądował półmisek z warzywami, kiełbaskami i czymś zielonym i błyszczącym, co położył na Twoich rekach. Te natychmiast się zabarwiły i zabłyszczały aż po nadgarstki. Czarodziej ułożył warzywa w szeregu, zaś kiedy je wzięłaś w palce te zaczęły się ruszać i wić. Byłaś w szoku, zarówno z powodu rąk jak i warzyw. - O mój BOŻE – krzyknęłaś – Ja to robię? 
-hej, w zielonym, ci do twarzy – Po chwili podeszło do was kilka potworów oczarowanych Twoją ekscytacją. Nic na to nie mogłaś poradzić. Nigdy, nigdy, nigdy nie znudzi Ci się niesamowity świat potworzej magii. Jak dotknęłaś ostatniej marchewki zielona magia zaczęła znikać. Resztę warzyw Mad uniósł w górę i zaczął miksować je i siekać w powietrzu. Z zachwyceniem patrzyłaś na to co robił. I tak masz sos w sosjerce. Potem podał kolejne coś w kształcie kuli w kolorze pomarańczowym. Dał to tym razem Sansowi. Zobaczyłaś jak niewielkie iskierki zamieniły się w płomienie. 
-Magia ognia? - zapytałaś
-huh – przyglądał się swoim palcom – to nie jest prawdziwa magia – Mad przystawił mu talerz jedzenia, a po dotyku, to zaczęło się gotować. 
-Zrobiło się gorąco czy to tylko ty? - zaśmiałaś się?
-kto igra z ogniem może się sparzyć – słyszałaś jak się śmieje. Mad zrobił kilka sztuczek bawiąc się sosem i mięsem w powietrzu aż w końcu jego kule postawiły przed wami jedzenie. Właśnie miałaś podziękować, ale Mad wyciągnął jeszcze jedną magiczną kulę. Małą, różową, w kształcie serca, jedno podał Sansowi, a jedno tobie. 
Małe serduszko przeleciało dookoła Twojej głowy i zniknęło. Jednak na nadgarstku miałaś delikatny magiczny znak z imieniem Sansa. 
-oznacza to, że z naszymi imionami dostaniemy dodatkowy deser – jego głos był na granicy zniesmaczenia i zdenerwowania 
-Znaczy to, że dostaniemy darmowy deser? - uśmiechnął się do Ciebie. Zaczęliście jeść i rozmawialiście. Lunch mijał naprawdę przyjemnie. Oboje uznaliście, że to miejsce będzie ciekawe dla ludzi, natomiast Sans przyznał że nie takie uczucia magia daje kiedy się z niej korzysta. Ale ej, nadal robiła wrażenie! Kilka potworów przyszło się przywitać i zapytać, czy wszystko dobrze.  Było miło. Smaczne jedzenie. Śmiech. Magia. Dotykałaś kolanem Sansa i znowu poczułaś tego motylka w brzuchu. Miejsce jest odpowiednie, nawet czas nie był niczego sobie, nie było zbyt wielu innych gości, nikt wam teraz nie zawracał głowy. A drink zrelaksował Cię na tyle że byłaś bardziej pewna siebie niż zwykle. Im bardziej o tym myślałaś, tym silniej potrzebowałaś powiedzieć mu prawdę. Dawał Ci wszystkie sygnały. Flirtował, dzwonił i dawał te głupie przezwiska nawet kiedy nikogo nie było dookoła. Nie odmówił na weselu kiedy chciałaś tańczyć, spał obok ciebie. Tak. Pomyślałaś. Dam radę. Właśnie skończył opowiadać jakiś głupi kawał. Zaśmiałaś się. Właśnie miał powiedzieć następny ale mu przerwałaś.- Ej Sans? 
-tak? - teraz albo nigdy, przełknęłaś własny strach i ze wstydem wyznałaś
-Zakochałam się w tobie























Nie mogłaś rozczytać emocji z jego twarzy, nic nie mówił. Twoje serce biło jak szalone. Dlaczego on milczy? Czujesz jak Twoje policzki są czerwone i robią się cieplejsze z każdą mijającą sekundą. Przez chwilę miałaś wrażenie, że nie możesz oddychać. Nie mogłaś teraz na niego nawet patrzeć. Tak więc patrzyłaś się na swoje kolano. Milszy? Dlaczego milczy?
-taa – w końcu – nigdy nie przypuszczałem, że będę miał tak dobrą przyjaciółkę człowieka, póki nie spotkałem ciebie 





Oh.
-Przyjaciółkę? - miałaś nadzieję, że nie usłyszy drżenia Twojego głosu 
-...ta – ałć. Czujesz się jak idiotka. Czy to w ten sposób Cię odtrąca? Tak delikatnie? Wpycha Cię w friendzone? Ciekawe czy gdyby wiedział.... Oczywiście, ze wiedział! N wie wszystko! Marzyłaś aby otworzyła się pod Tobą ziemia i pożarła cię w całości. Najlepiej będzie, jak spróbujesz ugrać, że chodziło Ci o platoniczne zauroczenie 
-Przyjaciele, jasne, oczywiście – głos Ci lekko drżał, delikatnie szturchnęłaś go w ramię – Najlepsi, co nie? 
-najlepsi – zrelaksował się 
-Ha... ha... - zakasłałaś lekko.- Będę usiała iść wybacz, mam jeszcze coś co zrobienia o czym  zapomniałam. Nom mam pomóc Wyattowi w jego obrazie. 
-zawiozę cię tam, dobra? - zapytał Sans
-Nie, nie, wszystko dobrze, mamy w planach spotkać się w niedalekiej kawiarence – wstałaś szybko – Um, dzięki za ... uh .... przyjacielski wypad.... kolego – wychodząc z pomieszczenia popatrzyłaś na niego. Kiedy odeszłaś dość daleko, w końcu pozwoliłaś sobie na płacz jaki w sobie trzymałaś. Kiedy zaczęłaś zwalniać kroku, zaś Twój oddech się uspokoił powoli zaczęłaś iść. 
-Głupia, głupia, głupia – mówiłaś do siebie. To bolało. Bardzo bolało. Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego otworzyłaś swoje głupie usta i zrujnowałaś wszystko? Miałaś tyle szczęścia, że Sans pozwolił Ci zachować swoją twarz, mówił tylko o przyjaźni. Boże, jak można być tak głupim? Ale ty nie byłaś, mówiłaś do siebie. Nie naprawdę. Te wszystkie sygnały jakie wysyłał... one były i one były prawdziwe, prawda? Czuł się z tobą dobrze i rozmawialiście o wszystkim, otworzył się przed Tobą i nawet razem flirtowaliście, prawda? No tak. Serce zabiło Ci mocniej. Wzięłaś kolejny ostry i przerywany wdech. Szłaś dalej, powoli, do domu. Jak już wróciłaś, było całkiem późno. Popatrzyłaś na parking, ale nie było tam jego motoru. Całe szczęście. Teraz będziesz mogła wypłakać swoje uczucia nie ryzykując, że Cię usłyszy. Weszłaś do mieszkania, zamknęłaś za sobą drzwi, okryłaś się kocem i schowałaś po nim. Wcześniej bałaś się, że może powiedzieć „nie' ale teraz boisz się że możesz stracić najlepszego przyjaciela jaki trafił Ci się w życiu. 
Share:

POPULARNE ILUZJE