29 lipca 2017

Undertale: Północ w Idealnym Świecie - Rozdział III [Midnight in a Perfect World - Chapter 3] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet. 
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka. 
Rozdziały +18 będą oznaczone: 
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział III (obecnie czytany)

Kolejnego dnia byłaś w budynku fizyki o siedemnastej pięćdziesiąt, rzuciłaś egzaminy na stolik w bibliotece i otworzyłaś czerwony długopis starając się wyskrobać z siebie tyle determinacji ile fabryka dała. Na jutro trzydzieści sześć esejów ma być sprawdzonych. Tak, aby potem można było wystawiać oceny. Więc musisz to zrobić dzisiaj. Pieprz się letnia sesjo, pomyślałaś chwytając za pierwszy esej z brzegu. Próbowałaś nie czuć się zawiedziona tym, że Sansa jeszcze tutaj nie ma. Promienie zachodzącego słońca wdzierały się do środka przez opuszczone żaluzje, zaś przez wielką ciszę dookoła czułaś się strasznie malutka. No, ale, solidność to podstawa. Uda Ci się. Mamrotałaś do siebie przez cały czas nie zdając sobie z tego sprawy, ale całe szczęście nikogo dookoła nie było. Chwyciłaś za kilka notatek i szybko wciągnął Cię wir nauki do takiego stopnia, że nie usłyszałaś jak ktoś wchodzi do środka i staje obok Ciebie. 
-huh – na twarzy Sansa był szczery uśmiech – jeszcze się z tym nie uporałaś? - nim zdążyłaś odpowiedzieć, rzucił na stolik przed Tobą kilka starych woluminów. - przytargałem je dla ciebie – Ciekawe, podniosłaś jedną z wielką ostrożnością, wiadomo, to ma swoje lata. Przeszył Cię dreszcz, ponieważ na grzbiecie pierwszej dostrzegłaś znajome runy symbolizujące królestwo potworów. 
-To... to z Podziemia? - zachwyt i zaskoczenie osłabiało Twój głos. Otworzyłaś delikatnie, nierówne rzędy liter i pożółkły papier, czułaś jak serce wali Ci w piersi. Ta książka była o ludziach. 
„Podczas kiedy potwory w większości są zrobione z magi, ludzkie stworzenia w większości są zrobione z wody” zaśmiałaś się oczarowana i zaskoczona czytając te słowa. Ten tom mówił o różnicach między potworami i ludźmi, podkreślał fakt, że ludzie nie są zdolni do magii. I podczas kiedy kilka wiadomości było prawdziwych, trafiły się także dziwne, ale i tak byłaś zaskoczona, że autor tej książki miał tak wielką wiedzę o ludzkiej psychologii. Po kilku minutach przypomniałaś sobie, że nie jesteś sama, czytałaś książkę w ciszy. Podniosłaś wzrok skrępowana. Sans siedział cicho na krześle naprzeciwko przyglądając Ci się z zainteresowaniem – Przepraszam, wciągnęło mnie to draństwo – zerknęłaś na książkę szczerząc się jak ostatni dureń. Kiedy znowu na niego popatrzyłaś, on również się uśmiechał – Mogę zadać pytanie? 
-jasne
-Czy ta książka.. - zatrzymałaś się zdając sobie sprawę, że źle układasz słowa – Czy to jest naukowa wiedza? 
-wiedzieliśmy, że to jest prawda, jeżeli o to pytasz – przyglądałaś mu się z uwagą, odpowiedział tym samym. Na tle czarnych oczodołów jaśniały światełka jak małe gwiazdki. 
-Wiedzieliście o naszym istnieniu, a my.. zapomnieliśmy o was – kiedy wypowiedziałaś to zdanie, zrozumiałaś jak smutna była prawda. Porzuceni, wygnani i zapomnieni. Wzruszył ramionami. 
-wiedzieliśmy, że jesteście bo czasem ktoś do nas wpadł – A wy nie mogliście wyjść, więc o was zapomnieliśmy, pomyślałaś. Ta rozmowa z każdą chwilą robi się mroczniejsza, czułaś niemiły ciężar na piersi. Byłaś zmęczona i smutna. 
-Przepraszam – szepnęłaś, nie wiedziałaś czy próbujesz okazać swoją sympatię czy wyrazić przeprosiny
-nie przepraszaj – odparł czule – to ciekawe jak ludzie przyjmują niektóre rzeczy – popatrzyłaś na swoje stopy, marszcząc brwi, w końcu zapytałaś
-Mogę je pożyczyć? - stuknęłaś w okładkę trzymanej w ręku książki 
-jasne, bawisz się w młodego antropologa? 
-Może – zaśmiałaś się i westchnęłaś, atmosfera się rozluźniła. Udał się na swoje miejsce i oboje wróciliście do pracy. ... Znaczy się Ty próbowałaś do niej wrócić. Lecz Twoja uwaga z łatwością była przyciągana przez przyniesione woluminy. Czułaś się jak wtedy, kiedy musisz czekać na otwarcie prezentów gwiazdkowych. Po sprawdzeniu kolejnych dwóch esejów postanowiłaś zrobić sobie zasłużoną przerwę i chwyciłaś za książkę. Ta była o potworzych tradycjach i zwyczajach. Przeglądałaś informacje o tym jak obchodzą wszelkie święta państwowe i o... Boże Narodzenie też. 
-eseje same się nie sprawdzą, wiesz – powiedział Sans, tym razem nie krzyczałaś ale lekko podskoczyłaś na krzesełku. Niechętnie przekręciłaś się odrywając wzrok od książki, starając się przywdziać najbardziej niewinne oblicze na jakie było Cię stać. Sans siedział naprzeciw Ciebie z łokciem na kolanie, zaś ręce luźno mu zwisały. Pochylał się do przodu, widziałaś górę jego klatki piersiowej wystającej spod koszulki. Ten widok Cię zafascynował, był jednak jednocześnie bardzo intymny więc starałaś się uciec wzrokiem tak szybko jak to możliwe. Odstawiłaś książkę posłusznie, w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.
-Możesz przestać się zakradać? - mruknęłaś – No i to nie twoja sprawa ... 
-jeżeli te dzieciaki nie dostaną swoich prac na czas przez to, że dałem ci te książki.. to będzie moja wina – wywróciłaś oczami, zachichotał
-Nie martw się. Nawet gdyby nie te książki, znalazłabym coś innego co by mnie rozpraszało
-aż tak źle, co? 
-To i tak nie jest najgorsze w nauczaniu – przyznałaś
-a co jest najgorsze?
-Że czujesz się jak oszust – zaczęłaś bawić się kosmykiem włosów – Nigdy nie wiem co robić i co robię. Wiesz, wchodzisz za biurko i masz ochotę powiedzieć „Cześć dzieciaki! Witamy na improwizowanej godzinie głupiego amatora!” - zaczął się głośno śmiać i mrużyć oczy. Naprawdę lubiłaś jego śmiech. - Ty się tak nie czułeś?
-nie, może dlatego że jestem dobry w pierdoleniu od rzeczy, więc... - zaśmiałaś się
-W to nie wątpię. Ile głupich kawałów o fizyce rzucasz na zajęciach? 
-robię z nich mieszankę wybuchową – oboje się śmialiście nie dbając o zachowanie ciszy. 
-Dobra. Wiem, że póki co opowiadałeś mi naukowe kawały które dziecko zrozumie. Zastrzelisz mnie prawdziwym okazem? 
-jesteś na to gotowa? 
-Jasne, dawaj! - Dlaczego, oh dlaczego masz wrażenie, że flirtujesz ze szkieletem. Cóż, wiesz dlaczego. To dlatego, że jest czarujący, no i jego głos jest seksowny. Popatrzył na stolik, zmarszczył brwi. Prawie widziałaś, jak właśnie w głowie przegląda swój katalog chujowych kawałów. Potem podniósł głowę z cwanym uśmieszkiem. 
-dlaczego stanowisko heisenberga i pęd zawsze są poza domem? - wgapiałaś się w niego przez kilka chwil, pachnęłaś ręką śmiejąc się z samej siebie
-Łał, kurwa, co to jest stanowisko heisenberga?
-ponieważ się ze sobą nie dogadują
-O mój Boże – potrząsnęłaś głową – Teraz będę musiała pomyśleć nad jakimiś literackimi kawałami dla ciebie
-sama tego chciałaś – wstał – wracam do swojej pracy – zaśmiał się – ale daj znać jak znowu zaczniesz się nudzić 
-Dobrze – odprowadziłaś go wzrokiem korzystając z okazji, aby spojrzeć na jego nogi. To.. kości. Przenosząc wzrok na swoje rzeczy, zaczęłaś się zastanawiać jakie są w dotyku. Sprawdziłaś kilka kolejnych prac lecz około dziewiątek Twoja uwaga znowu powędrowała w inną stronę. Wstałaś. - Idę po kawę – powiedziałaś głośno – Wziąć ci? 
-nie dzięki – odpowiedział, szybko pisał patrząc uważnie w monitor swojego komputera. Odeszłaś od swojej pracy zerkając jak bardzo skupiony był na swojej. Poczułaś się trochę niepewnie no i trochę zazdrosna, że sama nie umiesz osiągnąć takiego stanu. Zeszłaś na dół, wrzuciłaś do maszyny monety. Nocne powietrze było przyjemne. Dasz radę. Powtarzałaś sobie wchodząc po schodach z napojem w ręku. Jak wróciłaś i usiadłaś, rzuciłaś do potwora 
-Nie pijasz kawy, co?
-ludzkiej kawy – odparł grzecznie. Zamarłaś.
-Ty... Nie możesz jeść ludzkiego jedzenia? - palnęłaś. Popatrzył na Ciebie i mrugnął. 
-mój żołądek go nie trafi – zignorowałaś nieśmieszny kawał i zajęłaś miejsce naprzeciwko niego
-Jesteś poważny?
-nie, jestem sans, zapomniałaś? - Boże. Schowałaś twarz w dłoniach warcząc. - wybacz, wybacz – próbował się nie śmiać – jestem poważny, potwory muszą jeść jedzenie z magią, naprawdę o tym nie wiedziałaś? 
-Nie, myślałam.. - machnęłaś ręką – Znaczy się, wiedziałam, że jest coś takiego jak potworze jedzenie, ale wiesz.. mamy też chińszczyznę i jest też meksykańska kuchnia... więc pomyślałam, że potworze potrawy to coś w tym stylu... 
-cóż... trochę prawdy w tym jest, ludzie mogą jeść nasze jedzenie i niektóre potwory mogą jeść ludzkie w niewielkich ilościach – zaśmiał się cicho – ale wiesz, ja dosłownie nie mam żołądka 
-Tak, ja – powoli pomachałaś ręką – Przepraszam, czuję się jak debilka
-nie twoja wina – zaśmiał się – obcowanie w społeczeństwie nie jest łatwe – Z jakiegoś powodu ta rozmowa znowu robiła się jakby ciężka. Powinnaś zmienić temat? A może brnąć dalej? Wyjdziesz na chama jeżeli nie będziesz chciała dyskutować na temat potworzej anatomii z gościem, którego właściwie nie znasz? Czy będziesz chamem, jeżeli zaczniesz to robić? - heh, chyba znowu przeze mnie się zakłopotałaś, przepraszam – Dawał Ci drogę ucieczki? A może nie chce o tym rozmawiać? Cóż, ale masz okazję zostawić temat... 
-Nic się nie stało – wstałaś i wsadziłaś zaciśniętą pięść w drugą rękę – Wracam do mojego gówna... znaczy się, do esejów
-powodzenia – rzucił. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Kurwa mać. Rzuciłaś okiem na ostatnie piętnaście prac zdeterminowana, sprawdzić je przed zamknięciem biblioteki. Nie ma gadania z przyjaznym kościotrupem, bez względu na to jak bardzo podoba Ci się jego głos, albo jak bardzo jesteś ciekawa potworzej nacji. Coś w głębi serca dało Ci moc, aby zignorować kuszące potworze woluminy na stoliku i udało Ci się uporać ze wszystkim o dwudziestej trzeciej trzydzieści pięć. Podskoczyłaś wyrzucając łapy w powietrze z radości
-Kurwa mać, nareszcie!
-już?
-Tak, w końcu! - podeszłaś w jego stronę i usiadłaś zarzucając ręce na oparcie krzesełka obok niego. - A tobie? Jak idzie?
-powoli i do przodu – podrapał się po głowie, znowu to miłe chrobotanie – ale dzisiaj też muszę dać sobie już spokój – Chciałaś odpowiedzieć ale uprzedziło Cię burczenie w Twoim brzuchu. Chwyciłaś się za niego zawstydzona. Sans przyglądał Ci się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, potrząsnął głową i uśmiechnął się lekko – ludzie...
-Mniejsza – wyszczerzyłaś się – A ty tak masz, kiedy siedzisz do późna i robisz się głodny? - zaśmiał się
-ta, czasami, właściwie to jestem głodny
-To może razem pójdziemy na miasto coś chrupnąć? - słowa opuściły Twoje usta nim zdałaś sobie sprawę co mówisz. Ale cóż, byłaś też po części ciekawa jak na to zareaguje. Podobało Ci się to, że mimo wszystko łatwo się wam rozmawiało, choć znacie się od kilku nocy. Przyglądał się z zaskoczeniem i niepewnością. Przez chwilę myślałaś, że odmówi, ale potem jego uśmiech się poszerzył.
-jasne, czemu nie – Odprowadził Cię do budynku filologii abyś mogła rzucić sprawdzone prace na swoje biurko nim opuścicie kampus. Noc była wietrzna, jesień nadchodziła wielkimi krokami. Kiedy byliście przed budynkiem zatrzymał się – zapalę sobie – wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
-Dobrze, wrócę za chwilę – otworzyłaś drzwi frontowe. W środku było ciemno, lecz światło z latarni wkradające się przez okna zaprowadziło Cię do Twojego pokoju. Nie było Twojej koleżanki, ale mimo to powoli i ostrożnie odłożyłaś eseje na stolik wzdychając z ulgą. Kiedy wróciłaś, zobaczyłaś jak Sans siedzi na półce ozdobnej z papierosem między zębami, zaś jego nogi luźno zwisały. Usiadł w cieniu, światełka w jego oczach były dobrze widoczne, tak samo jak czerwony żar w fajce i unoszący się od niej niewielki dym. Przeniósł wzrok na Ciebie. Ten widok był dziwnie przerażający i jednocześnie miły. - Gotowy?
-a no – zeskoczył na chodnik. Zazwyczaj nie podobał Ci się zapach papierosów... chyba, że podobał Ci się jakiś palacz. A teraz.. ten zapach Ci .. nie przeszkadzał. ... Ojej. Uczelniany kampus nie był położony zbyt daleko od centrum miasta, więc spacer był dość krótki. Nie czułaś się zazwyczaj zbyt dobrze chodząc z kimś, ale z Sansem zaskakująco dobrze Ci się rozmawiało, dyskusja toczyła się sama
-To magiczne papierosy?
-nie
-Oh – zaśmiał się słysząc zawód w Twoim głosie
-to zwykłe malboro, moje kości absorbują dym – odpowiedział nim zadałaś pytanie. Choć nie miał płuc.. to znaczy że absorbował też tlen, a więc.. oddychał? Dopiero teraz dostrzegłaś jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Chciałaś o to zapytać, ale nie wiedziałaś gdzie ten gość ma granicę cierpliwości i intymności, choć masz wrażenie, że kilka razy ją już przekroczyłaś. Poza tym trudno myśli się na głodnego. Skoro mógł oddychać bez płuc, ciekawe do czego zdolne było jeszcze jego ciało. Raczej nie miał mózgu (a może miał?), ale mógł myśleć. Mógł mówić bez strun głosowych. Ciekawe czy ma system nerwowy. Czuje temperaturę, albo dotyk? Wyobraziłaś sobie jak palcem gładzisz jego wystawioną kość goleniową, ciekawe jakby na to zareagował? - nie myśl tak bo cię głowa rozboli, filologio – powiedział. Zdałaś sobie sprawę że po prostu gapisz się na niego w milczeniu, co mogło być dziwne. Uśmiechnęłaś się zakłopotana lekko się rumieniąc – nadal możesz zadawać pytania, wiesz?  - Ty... oh... myślał pewnie o paleniu, a nie o ... czymś innym. Próbowałaś przypomnieć sobie o czym na początku myślałaś. Jego ciało absorbowało... co?
-Kurwa! - krzyknęłaś nagle – Zapomniałam, że nie możesz jeść ludzkiego jedzenia! Przepraszam, debil ze mnie. Nie mam pojęcia gdzie iść.
-nic się nie dzieje – zaśmiał się – znam kilka potworzych knajp, które są jeszcze otwarte
-Tak! - odparłaś z zadowoleniem idąc za nim. Zabrał Cię do ładnie wyglądającego fast-fooda, z MTT i obrazkiem hamburgera jako szyldem.
-cześć – rzucił otwierając drzwi. Za ladą stał antropomorficzny kot, z długim nerwowo ruszającym się ogonem. Miał na sobie firmową koszulkę. Mimo to stał plecami nawet kiedy usłyszał głos potwora i dźwięk dzwonka przy wejściu. Ale to nie miało znaczenia. Rozpoznałaś go. Odwrócił się
-Cześć Sans, co.. oh.. cześć – rzucił niepewnie kiedy Cię zobaczył, wyglądał niepewnie.
-Cześć BP! - uśmiechnęłaś się. Sans popatrzył na Ciebie zaskoczony z szerokim wyszczerzem
-ludzie też tak cię nazywają?
-Poznałem ją u Bratty i Catty – powiedział Burgerpants patrząc na Ciebie z uwagą – Lubią cię, tak swoją drogą
-To dobrze, bo ja je też – był wyraźnie poddenerwowany Twoją odpowiedzią. Zerknęłaś na Sansa
-Poznałam go na jednym z kursów – wyjaśniłaś i znowu popatrzyłaś na sprzedawcę – Rany, jakiś rok temu? - wyszczerzył się
-Nawet mi o tym nie przypominaj – prychnęłaś pod nosem. BP był osobą, która ciężko obcowała w społeczeństwie, łatwo się denerwowała i po prostu musiałaś się z nim droczyć. W przyjacielski sposób. Cieszyłaś się, że znowu go spotkałaś. Zamówiłaś Glamburgera, zaś Sans Legendarnego Bohatera. Byliście jedynymi klientami więc kiedy BP przyniósł wam jedzenie, wziął krzesełko i usiadł przy stole razem z wami. Oba potwory z zainteresowaniem przyglądały się temu, jak wsadzasz burgera do ust. Poczułaś się niezręcznie. Przypomniałaś sobie o starej legendzie, która zakazywała ludziom jedzenia potworzych potraw, bo inaczej sami zostaną pożarci. Zaśmiałaś się pod nosem. Hop do króliczej nory, pomyślałaś i ugryzłaś. Smakował.... jak burger. Ale było w nim jeszcze... coś. To coś łaskotało Cię w język i rozgrzewało pierś. - Smaczne – przyznałaś szczerze. Sans się wyszczerzył, BP wywrócił oczami.
-więc, co tam bp?
-Boże, bałem się że nigdy nie zapytasz – odparł. Opowiadał o pierwszym semestrze na uniwersytecie, jak chujowo jest zbudowany budynek, jak kilka razy się zgubił, jak wobec niego odnoszą się wykładowcy i o tym jak wiele ma na głowie i o tym, że od miesiąca nie był na randce. W jego głosie przebrzmiewał zasadniczo sarkazm, ale dało się usłyszeć wielki entuzjazm. Był taki, jakim go zapamiętałaś. Wymieniłaś się z Sansem spojrzeniami i uśmiechnęliście się do siebie nie przerywając tyrady narzekania kociemu potworowi. Potem ten odprowadził was do drzwi i pomachał z ulicy jak odchodziliście. Wyglądał na zadowolonego z waszego towarzystwa.
-nie obrazisz się jeżeli sama pójdziesz do domu? - zapytał zerkając na pustą ulicę
-Cóż.. moje mieszkanie jest zaraz za rogiem. Jak chcesz możesz mnie kawałek odprowadzić, dasz mi swój numer abyś mógł mi napisać kiedy mam ci zwrócić książki, dobrze?
-jasne – czułaś się jednocześnie zadowolona, że się zgodził i winna temu, że ciągniesz go za sobą. Wymieniliście się numerami w drodze. Byliście pod Twoim blokiem szybciej niż się spodziewałaś. -czym się różni fortepian od słonia? - zapytał kiedy grzebałaś w kieszeni za kluczami. Szybko wyprostowałaś się i popatrzyłaś na niego
-Fortepian można zasłonić, ale słonia nie za się zafortepianić! - był zaskoczony Twoim entuzjazmem, zaśmiałaś się zawstydzona – Wybacz, kawały lingwistyczne to moje ulubione – Przyglądał Ci się przez kolejną chwilę, a potem zaśmiał się
-ej, to ja tu opowiadam kawały, dobra? - teraz śmialiście się razem w ciemności, przed drzwiami frontowymi do Twojej klatki schodowej. Czułaś nadal zapach papierosów jaki pozostał na jego bluzie, widziałaś jak światło księżycowe układa się na załamaniach w jego kościach, jak mostek przebija się przez materiał koszulki. Ciekawe, czy jak zaprosisz go do siebie to będzie dziwne, ale.. ocalił Cię od tego pytania -dobra, narka – odparł nagle i odwrócił się by odejść
-Oh.. idziesz do domu?
-nie, mogę się teleportować
-Pierdolisz – zerknął na Ciebie przez ramię jak krzyżujesz ręce na piersi. Zaśmiał się
-nie
-Jak to w ogóle możliwe?
-magia – wyszczerzył się szerzej, a potem zniknął 
Share:

Undertale: Północ w Idealnym Świecie - Rozdział II [Midnight in a Perfect World - Chapter 2] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet. 
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka. 
Rozdziały +18 będą oznaczone: 
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział II (obecnie czytany)
Prawie cały poranek spędziłaś w dziekanacie walcząc z urzędasami którzy znowu chcieli zmniejszyć Twój zasiłek. Twoja opiekunka była miła i szczera i genialna, ale to tchórz.
-Może powinnyśmy zgłosić się osobiście do dziekana? - rzuciła tę samą propozycję
-Powinnaś być moim adwokatem – wzięłaś głębszy oddech zamykając za sobą drzwi do pomieszczenia. Cały dziekanat był wizualnie miły dla oka, choć stanowczo za dużo było tutaj czerwonego. Doszłaś do wniosku, że będziesz musiała też zamienić słówko z zastępcą dziekana za jakąś godzinę, choć i tak pewnie powie, że pierdoli Ciebie i Twoje problemy i skieruje do innych drzwi.
-Biurokracja, co? - zapytała Connie przy obiedzie
-To pierdolony koszmar – podparłaś głowę ręką – Jesteśmy wyzyskiwane – dziewczyna zaśmiała się
-Studiujesz trzeci stopień na prywatnych studiach i chcesz...
-Dobra, dobra – zaśmiałaś się – Chyba jestem niewdzięcznym dupkiem
-Ale przynajmniej jesteś uroczym dupkiem – powiedziała. Popatrzyłaś jej w oczy odtwarzając w głowie kilka razy jej słowa. Obie potem zaczęłyście chichotać.
-Nie wiedziałam, że na mnie lecisz, Con
-Oj zamknij się – mruknęła między salwami śmiechu – ta rozmowa wymyka się spod kontroli – zatrzymała się aby złapać oddech – Ale masz rację, jesteśmy wyzyskiwane
-Ty hipokrytko – wystawiłaś w jej stronę język 
Spotkanie zajęło Ci resztę popołudnia i nim się spostrzegłaś była już dziewiętnasta trzydzieści, a Ty nadal nie skończyłaś sprawdzać esejów. Kupiłaś więcej taniej i chujowej kawy z automatu i udałaś się do biblioteki w skrzydle fizyki. Był tam ten sam szkielet w tym samym miejscu co ostatnio. Miał na sobie tę samą niebieską bluzę, ale tym razem miał kapcie i skarpetki na nogach. Wyglądał tak, jakby dosłownie przed chwilą wyszedł z łóżka. Nadal wygląda jak świeżak, pomyślałaś uśmiechając się do siebie. I tak jak ostatnio, stałaś wpatrując się w niego nie wiedząc co zrobić. Nie czułaś się zbyt dobrze nawiązując rozmowę z właściwie obcą osobą, nie spodziewałaś się też, że znowu go zobaczysz, no i teraz nie wiesz za bardzo jak się zachować. Powinnaś usiąść blisko niego? A może się przywitać? Czy lepiej udawać, że go nie zauważyłaś?
-witaj znowu, filologio – powiedział nie patrząc na Ciebie, o wybawco niezręcznych sytuacji. „Filologia” huh? To jakaś nowa ksywka?
-Cześć... ty – chciałaś powiedzieć „cześć pustaku” ale się zatrzymałaś, nie będąc pewną czy spodoba mu się ten kawał.
-jestem sans – zaśmiał się. Usiadłaś na miejscu gdzie wczoraj i zaczęłaś wyciągać egzaminy. Podobał Ci się jego śmiech, niski i przyjazny. Byłaś dziwnie zadowolona, że tutaj jest. Po solidnych czterech minutach już wszystko było ułożone i wróciłaś do pracy. Ciszę przerywało jedynie skrobotanie Twojego długopisu o papier oraz jego przyjemne klik-klik o klawiaturę, co jakiś czas siedzenie zaskrzypiło kiedy się poprawiałaś. Ta cisza była miła. Co jakiś czas popijałaś swoją odrażającą w smaku kawę, zadowolona z każdej pracy jaką już sprawdziłaś. Lecz po godzinie, Twoje skupienie zaczęło się ulatniać. Czy jest jakiś limit ludzkiej koncentracji? Chciałaś mieć to wszystko za sobą. Lecz kiedy zdałaś sobie sprawę, że czytasz tę samą linijkę już dziewiąty raz, zrezygnowana opadłaś na krześle z wielkim westchnięciem. Rzuciłaś czerwonym długopisem, czując przy tym dziwne zadowolenie, lecz następnie pierdolnęłaś policzkiem w kartki na stoliku i dyszałaś ciężko.
-znudzona? - zapytał kościotrup przez pomieszczenie
-Taaa
-chcesz usłyszeć kawał?
-....Jasne
-alfred nobel jest uważany za wynalazcę dynamitu tylko dlatego, że poprzednich wynalazców nie udało się zidentyfikować.
-Łał- mruknęłaś
-z dylematów chemika: wokół tyle butelek, a napić się nie ma czego... - dobra, ten Cię nawet rozśmieszył. Uśmiechnęłaś się w jego stronę
-Kolejny
-co się stanie, jeżeli asteroid uderzy w ziemię?
-Hmmmm – popatrzyłaś się na sufit. Dowcipy były dość zabawne i naukę przedstawiały w zrozumiały sposób nawet dla Ciebie, więc może... - Gruchnie całkiem nieźle
-zgadłaś – praktycznie w jego głosie słyszałaś uśmiech – dlaczego szkielet ma osmalone żebra?
-Dlaczego?
-bo miał pożar w klatce, czego szuka szkielet w piaskownicy?
-Uh... czego?
-łopatki – zachichotałaś
-Te są tylko o szkieletach
-ta, ale są zabawne – zaśmiał się.
-Dobrze, a znasz ten? - zerknęłaś na telefon próbując wybrać jakiś zabawny – Co by się stało, gdyby człowiek nie miał szkieletu?
-jego mięso spadłoby na podłogę
-Ej!
-znam je wszystkie
-Rany.. - popatrzyłaś na niego. Nadal siedział na swoim krześle wpatrzony w monitor, lecz widziałaś, że uśmiechał się lekko. Wstałaś i podeszłaś do niego zajmując miejsce naprzeciwko. Pierwszy raz mogłaś zobaczyć jego papiery z bliska. Większość do szkice czegoś... mechanicznego. Pełno grubych i cienkich linii. Kilka stron wyrwanych z naukowych podręczników, kilka niezręcznych obrazków i szkiców czegoś innego. Rany. Zauważyłaś też, że w rogach kilku stron są narysowane małe kości i czaszki. Zakryłaś dłonią usta, aby się nie roześmiać – Jesteś Sans, tak?
-tak
-Zawsze spędzasz soboty w bibliotece?
-tylko kiedy mam wiele do zrobienia – popatrzył na Ciebie, jego spojrzenie było zmęczone. Pod oczodołami miał cienie. Właściwie, gdyby nie te ruszające się, pełne życia jasne punkciki w jego oczach, można byłoby nie przypuszczać, że może on żyć. Nigdy wcześniej nie widziałaś czegoś takiego. Choć znałaś już kilka potworów, dopiero ten wyglądał tak, jakby faktycznie był zrobiony z magii. - mógłbym zadać tobie to samo pytanie – westchnęłaś
-Też mam wiele do zrobienia... choć tak jest co weekend – dodałaś słabo
-nie masz swojego pokoju?
-Mam, ale... moja koleżanka z którą go dzielę to pracoholik i ciągle tam siedzi no i jest nieznośna
-rozumiem – w jego głosie słyszałaś śmiech – nie lepiej zamienić się z kimś pokojami?
-Pewnie masz rację, ale nie chcę być tą dziewczyną. Więc, po prostu – machnęłaś ręką – Dostosowałam się. A co z tobą?
-eh, kiedy jestem w swoim pokoju co rusz ktoś mi przeszkadza, łatwiej mi pracować tutaj, gdzie nikt mnie nie znajdzie
-Oh! - podskoczyłaś kiedy zrozumiałaś co miał na myśli – Przepraszam, nie powinnam odciągać cię od pracy
-nie, nic się nie stało, i tak potrzebowałem przerwy – podniósł się do bardziej wygodnej pozycji i opuścił monitor laptopa
-piszesz jakąś pracę? - zapytałaś zerkając na tabele i wykresy i rysunki i... o matko
-tak
-A o czym?
-uh, fizyka cząsteczek, zachowanie neutrino, nie wiem ile wiesz o tych rzeczach
-Prawie nic – przyznałaś szybko – Raz słyszałam słowo „neutrino” ale to tyle
-chcesz abym ci wyjaśnił? - prychnęłaś
-Abym pokazała swoją głupotę? Nie, dzięki. - wyszczerzył się
-ej, każdy ma swoje koniki, a co z tobą, też coś piszesz?
-Uh, tak jakby..
-o czym? - popatrzyłaś na dół zawstydzona, miałaś nadzieję, ze nie zapyta
-Um... analiza folkloru i mitów – przyglądał Ci się przez chwilę, a potem parsknął śmiechem
-mnie się podoba – zaśmiałaś się słabo
-Wiem, to.. powinno opierać się na założeniu, że stworzenia z folklorów i mitów.. no wiesz... są odzwierciedleniem ludzkiej psychiki i na ich podstawie możemy dowiedzieć się o socjologii danego terenu. Ale kiedy coś staje się prawdziwe, trudno nadal nazywać to hipotezą... - przerwałaś zdając sobie sprawę z tego jak zabrzmiałaś, próbowałaś się poprawić – To nie tak, że... że obwiniam was czy coś, oczywiście, po prostu ...
-nic się nie stało, łapię – jego uśmiech Cię uspokoił – ale ostatecznie legendy o nas są prawdopodobnie mieszanką i jednego i drugiego, co nie?
-Tak – byłaś szczęśliwa, że nie był uczulony jakoś na ten temat – Teraz, badam jakim sposobem literatura beletrystyczna minęła się z prawdą o potworach – zaczęłaś powoli swój monolog – Właściwie to chciałabym zobaczyć, jak potwory przedstawiają ludzi w swoich publikacjach, aby to potem porównać, ale .. nie mogę dostać w swoje ręce żadnej potworzej książki
-no, wiele naszych tomów jest nadal w podziemiu – stukał się kościstym palcem w kolano myśląc głęboko – choć jakieś książki musiały dostać się na powierzchnię. - kiedy on pogrążył się w myślach, miałaś okazję aby dobrze przyjrzeć się jego nogom. Jedna noga w kapciu, zaś druga obok. Miał wyraźnie większe paluchy. Potem popatrzyłaś niepewnie na własną stopę. Właściwie jesteś pewna, że to jest pierwszy kościotrup jakiego widzisz, żywy czy martwy, trudno więc ci porównać jego kości do prawdziwego szkieleta.. znaczy się tego ludzkiego, oczywiście – co? - zapytał podnosząc delikatnie głos – nigdy nie widziałaś kapci? - podniosłaś wzrok speszona. Widział jak się na niego lampisz, odwróciłaś wzrok zarumieniona
-Przepraszam – mruknęłaś
-nic się nie stało, wiem że ludzie dziwnie reagują na szkielety
-Cóż, to nie ta... jestem po prostu chyba ciekawska. - uśmiechnął się zachęcająco
-możesz śmiało pytać jeżeli jesteś zainteresowana, nie mam nic przeciwko
-Jesteś pewien?
-ta, jeżeli pytanie będzie zbyt osobiste, po prostu nie odpowiem
-Cóż – podrapałaś się po tyle karku – To nie jakieś naukowe pytania... zastanawiam się po prostu jak się razem trzymasz i co napędza twoje ciało, jak wyglądali twoi rodzice, i dlaczego przypominasz ludzki szkielet albo coś w ten deseń. - zaśmiał się jak skończyłaś mówić
-i to są te pytania? ... cóż, na większość z nich odpowiedzią jest magia, no i właściwie nie wiem dlaczego wyglądamy jak ludzki układ kostny
-A są inne kościotrupy? - zapytałaś, szybko wyłapując liczbę mnogą w słowie „wyglądamy” oraz to, że nie wspomniał o swoich rodzicach. Nie wiesz, czy zrobił to celowo, czy po prostu zapomniał.
-tak, mam brata
-Starszego, czy młodszego?
-młodszego – usłyszałaś zamiłowanie w jego głosie, to było słodkie
-Heh, dobra – zaczęłaś wstawać – wracam do pracy zanim palnę coś głupiego, dzięki za rozmowę
-polecam się na przyszłość – odparł ze śmiechem. Ma taki przyjemny śmiech, pomyślałaś wracając na swoje stanowisko. Czułaś się z jakiegoś powodu jak jakiś idiota, albowiem niektóre z rzeczy jakie powiedziałaś mogły go urazić. Starałaś się o tym nie myśleć i zmusić siebie, do sprawdzania tych piekielnych esejów, ale oczywiście co rusz pojawiało się rozmyślenie jaki miły się wydaje. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Nadal masz trochę czasu. Chwyciłaś za szóstą pracę którą dzisiaj sprawdzałaś. Brakowało słów, odmiana nie ta, byki ortograficzne i gramatyczne co rusz. Te wypociny nie miały żadnego sensu. Dziewięć razy czytałaś akapit i się poddałaś.
-Boże, za jakie grzechy – mruknęłaś przez zaciśnięte zęby. Nie wiedziałabyś, że powiedziałaś to na głos gdyby nie głos Sansa.
-kolejny kawał?
-Ale jakiś dobry – odparłaś szybko poprawiając się w siedzeniu
-wiesz, sam nie wiem, twoja poprzeczka jest całkiem wysoko
-Mogę ją raz opuścić – wyszczerzyłaś się
-dobra uh.. co jest czarne i puka w szybkę? - po chwili ciszy zapytałaś
-Co?
-dziecko w piekarniku – zaśmiałaś się
-To było okropne, ale dobre
-widzisz korzyści z obniżenia wymagań?
-Dobra, wracam do pracy – odparłaś – do jedenastej trzydzieści sprawdziłaś w sumie dziewięć prac i doszłaś do wniosku, że masz ich dość. To jeszcze nie koniec, ale jutro jak tutaj przyjdziesz, tak zrobisz wszystkie. Tak postanowiłaś – Idę do domu – wstałaś pakując swoje rzeczy do torby i zarzuciłaś ją na ramię – Będziesz jutro?
-może – mruknął
-Dobra, to do jutra. 
Share:

28 lipca 2017

Undertale: Północ w Idealnym Świecie - Rozdział I [Midnight in a Perfect World - Chapter 1] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet. 
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka. 
Rozdziały +18 będą oznaczone: 
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział I (obecnie czytany)
Piątkowe wieczory nie powinny tak wyglądać. Ostrożnie szłaś z kubkiem kawy i plikiem egzaminów pod pachą, wspinałaś się po schodach na drugie piętro do biblioteki w skrzydle fizyki. Żaden z uczelnianych barów nie był otwarty tak późno, ale chwała niech będzie twórcy automatów z kawą. Udałaś się do tej biblioteki bo była znacząco i konsekwentnie mniej zatłoczona niż pozostałe dwie na kampusie; nie masz żadnej konkretnej sprawy w przebywaniu tutaj, albowiem twój jedyny kontakt z fizyką jest wtedy, kiedy potkniesz się, a siła grawitacji przyciąga Cię do podłoża. Nigdy jednak do tej pory, nie było Cię tutaj tak późno, i musisz przyznać, że jest.. jakby.. strasznie. Cienie złowieszczo poruszają się między rzędami książek, zaś cisza sprawia iż każdy, nawet najmniejszy dźwięk dobija się echem i przyprawia o zawroty głowy. Każdy budynek wydaje swoje dźwięki, ten też. Bojąc się nie wiadomo czego przyśpieszyłaś kroku i skręciłaś w stronę stolików i.... prawie zemdlałaś, widząc kościotrupa siedzącego na jednej z puf. Szybko się pozbierałaś, zdając sobie sprawę, że to jest osoba. W porę złapałaś kubek z kawą, który prawie Ci wypadł i w myślach próbowałaś uspokoić szybko bijące serce. 
Szkielet wygodnie się rozsiadł na miękkiej pufie, trzymając na skrzyżowanej nodze laptop. Miał na sobie niebieską bluzę i brudne tenisówki które tupały w stolik naprzeciwko niego. Przed sobą miał otwartą książkę z jakimiś wykresami i tuzin papierów zarówno na stole jak i pod stopami. Na dnie czarnych oczu miał dwa, małe, świecące punkciki, które zapewne odpowiadały źrenicom. Latały co rusz między komputerem, a notatkami. 
Nie podniósł na Ciebie wzroku. Po chwili czytania zaczął szybko coś pisać, jego kościste palce stukały o klawiaturę komputera. W zamyśleniu stuknął się kilka razy w ząb i wrócił do pisania. Mógłby przypominać jakiegoś robota, lecz sposób w jaki się poruszały jego oczy sprawiały iż wiedziałaś, że masz do czynienia z istotą żywą. 
Zdałaś sobie sprawę, że lampisz się na niego i po prostu odwróciłaś wzrok zawstydzona, pochylając głowę udałaś się w stronę krzesełka na drugim końcu pomieszczenia. Miałaś nadzieję, że nie zauważył tego jak bardzo się przestraszyłaś. A jeżeli tak, to wpadnięcie na nieznajomego w ciemnej bibliotece nocą będzie najlepszą wymówką. Mówiłaś do siebie. Ale to i tak pewnie będzie wyglądało, że się przestraszyłaś go bo jest potworem. Co... jest w pewnym sensie prawdą. Obym go nie uraziła, myślałaś czując się winna. Westchnęłaś i wyciągnęłaś egzaminy na stolik przed Tobą, telefon obok, torba na ramię oparcia była wymówką, aby zerknąć na kościotrupa. Albo nie zauważył, albo olał Cię, bo ciągle patrzył w swój monitor. Jego krzesełko było daleko od Ciebie, więc mogłaś zgadnąć że ogląda jakiś model 3D. Kompletnie niezrozumiały. No ej, w końcu jesteś w bibliotece fizyków, więc czujesz się jak na obcym terenie, jak zawsze. Zerknęłaś na komórkę, kilka wiadomości od Twojej przyjaciółki, Connie. 

Connie – 20:36: Idę się napić, oć ze mną! 

Ty -  20:38: Kurwa chciałabym, ale mam milion papierków na głowie 

Connie - 20:39: Chujnia

Łał, dzięki za wyrazy współczucia. Odstawiłaś telefon i z dna góry papierzysk wyciągnęłaś sylabus. Potem chwyciłaś za pierwszy esej i czerwony długopis. Pięć prac później, miałaś ochotę skończyć ze sobą. Jakiś studenciak próbował udowodnić w swojej pracy, że wszyscy popularni superbohaterowie Marvela są oparci na Hamlecie. Widziałaś te filmy i ... że co? Jak on to tak zinterpretował? Potrząsnęłaś głową. Lanie wody i gadanie głupot nie będą tolerowane na zajęciach z filologii. Kolejny student spłodził dziewięć stron wypocin, a następny czternaście. A to pisałeś wczoraj, prawda? Pomyślałaś zerkając na kolejny plik papierów. Zaczęłaś czerpać dziwną przyjemność w znakowaniu kartek na czerwono. I jasne, rozumiałaś ich, sama przecież byłaś kiedyś studentem pierwszego stopnia, ale do jasnej cholery, sprawdzanie tego demotywuje cholernie. Z natłoku myśli oderwał Cię spokojny odgłos skrobania. Odwróciłaś się. Szkielet drapał się po głowie. Łał. Telefon zawibrował. 

Connie – 21:45: Łap, będziesz tego potrzebować

Kolejną wiadomością był link, a kiedy go kliknęłaś otrzymałaś obraz zabierający dech. To animowany gif z jeleniem pieszczącym psa. 
Faktycznie tego potrzebowałaś.

Ty – 21:47: Kocham cię, to kiedy ślub? 

Wyciągnęłaś swojego laptopa z torby i włączyłaś przeglądarkę. Przeczytasz informacje i zalecenia na temat sprawdzania esejów i upewnisz się co do niektórych informacji jakie podali studenci, a potem tylko zerkniesz na słodkie zdjęcia zwierzaczków. To będzie idealny plan. A no. 

Connie – 22:09: Jak będziesz bogata i po trzecim zawale

Connie – 22:09: Jak tam idzie praca?

Ty – 22:09: Nienawidzę mojego życia i nienawidzę siebie

Kurwa mać, jest już po dziesiątej. Nie ma szansy, że skończysz sprawdzać te prace dzisiaj. Westchnęłaś zrezygnowana, myśląc co ten szkielet będzie robił tutaj tak późno. Cokolwiek to jest, wygląda na poważną sprawę. Pochylił się przeglądając kilka kartek. To student drugiego, czy trzeciego stopnia? Skoncentruj się. Krzyczały zmysły, lecz Ty nadal gapiłaś się na ten gif. KONCENTRACJA! Nawoływała świadomość. Jeżeli jest z trzeciego stopnia, to szkoda, że sam spędza piątkową noc w bibliotece. No ale ostatecznie sama tutaj też jesteś. Trzeci stopień jest najgorszy, bo musisz być jednocześnie i studentem i wykładowcą. Może w końcu zaczynasz dorastać? Ha, pomyślałaś i popatrzyłaś na papiery. Prawda była taka, że dziwnie się czułaś. Studenci którymi się zajmowałaś byli o kilka lat młodsi od Ciebie, a mimo to i tak stopień nakazywał traktować Cię z dziwną wyższością. Usłyszałaś, jak szkielet chichocze i popatrzyłaś na niego. Patrzył się w Twoją stronę... zadrżałaś. Wyglądał jak postać z jakiejś starej animacji komputerowej. Zdecydowanie na trzecim stopniu. Pomyślałaś, choć to dziwnie musiało wyglądać, zważywszy na to, że choć przed sobą miałaś plik papierów do przejrzenia i poprawienia, to na komputerze widać było obrazki słodziutkich zwierzaczków. 
Powoli wróciłaś do sprawdzania esejów, zapach starych książek uspokajał, podobnie jak delikatne klik-klik-klik dobiegające od palców kościotrupa. Właściwie, sama byłaś zdziwiona jak miło Ci się teraz siedziało. Nie przypuszczałaś, że to w ogóle możliwe będąc sam na sam z zupełnie obcą osobą, nocą w pustej bibliotece. Właściwie to powinnaś być teraz poddenerwowana. Lecz on zdecydowanie był bardziej zajęty robieniem... cokolwiek robił. Nie jesteś pewna, czy w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że tutaj jesteś. No, ale oto matka natura wzywa i musisz iść siku. Opuściłaś monitor laptopa, eseje miałaś poukładane w swój sposób i naprawdę nie chciałaś tego niszczyć. Będziesz to teraz wszystko pakować, wracać i rozkładać znowu tylko dla kliku chwil szczania? Jest prawie jedenasta w nocy, jaki dziwak zakradałby się o tej porze do biblioteki. .... poza tym szkieletem, dodałaś w myślach. Postanowiłaś wyciągnąć na wierzch swoją socjalizację. Wstałaś, przetarłaś kolana i podeszłaś do niego
-Cześć – w końcu na Ciebie popatrzył, jego oczy lekko zaświeciły – Uh, czy mógłbyś mi popilnować rzeczy na chwilę? Musze skorzystać z łazienki
-jasne – odparł niskim, miłym dla ucha głosem – boisz się że ci uciekną, jak nikt nie będzie patrzył? - zajęło Ci całą sekundę zrozumienie, że to miał być kawał, zaśmiałaś się niezręcznie i udałaś korytarzem w stronę kibla. Boże, dlaczego ustawiają je tak daleko? Kiedy wróciłaś po kilku minutach wszystko było w takim stanie jak wcześniej... wliczając to kościotrupa.
-Dzięki – wróciłaś na swoje miejsce. Machnął leniwie ręką w Twoją stronę
-nawet nie próbowały uciec – popatrzyłaś na niego, uśmiechał się lecz nie patrzył na ciebie. To miał być kolejny kawał? 
Z niechęcią wróciłaś do sprawdzania prac, marząc o kolejnej kawie. Po kilku głąbach trafiłaś na geniusza. Czytałaś jego esej z miłością. Był taki jasny, rozsądny, zaskakujący, fascynujący. Nie patrzyłaś czyja to praca, ale będziesz musiała zapamiętać to imię. To jest właśnie ten rodzaj pisania, jakiego szukałaś. To ten student sprawił, że zachciałaś szybko wrócić do własnej pracy i własnego pisania
-wiesz, że mówisz do siebie? - tym razem się przestraszyłaś i podskoczyłaś w siedzeniu. Szkielet siedział naprzeciwko Ciebie, jakimś sposobem zakradł się nie będąc zauważonym. Siedział z brodą opartą o rękę, która znowu była na jego łokciu, założył kaptur na czaszkę. Taka leniwa, prosta postura, aż dziwne, że się go przestraszyłaś – wybacz, wybacz – zaśmiał się – nie chciałem cię przestraszyć
-Jezu Chryste – przystawiłaś rękę do serca – Prawie wyskoczyłam z mojej... skóry – Kurwa mać. Zamarłaś zdając sobie sprawę jak to musi wyglądać, skoro mówisz to do kogoś kto nie ma skóry, ale on się zaśmiał. Najwyraźniej mu się to spodobało.
-tak, praktycznie widziałem iskierki na twoim kręgosłupie – wyszczerzył się... Oh... kawały o szkieletach? Nie wiedziałaś jak zareagować, więc po prostu się na niego gapiłaś – rany, to było dobre – wyprostował się
-Naprawdę mówię do siebie? Od jak dawna?
-odkąd tutaj przyszłaś – wzruszył ramionami – nazwałaś jednego ze swoich studentów małym skurwysynem
-O Boże.. - zakryłaś twarz ręką ze wstydu.
-brzmiało tak, jakbyś go lubiła – wskazał na papiery które trzymałaś. Popatrzyłaś na nie z uśmiechem
-Tak – mruknęłaś – Wiesz? Eseje to ból w dupie, ale kiedy trafiasz na taki okaz... - o nie, znowu zaczynasz gadać od rzeczy - .. masz przeświadczenie, że warto je robić.
-naprawdę? - westchnęłaś
-Nie. - zalał się śmiechem. Teraz, kiery rozmawialiście, trudno było Ci uwierzyć w to, jak bardzo ekspresywna jest jego twarz. To nie był tylko kościotrup
-będę musiał użyć tych słów kiedy będę sprawdzać swoje eseje – Aha! A więc to jest doktorat! - musimy się tym zajmować uh... w imię uczelni, chyba...
-Ta, chyba... Z jakiego wydziału jesteś? - popatrzył na Ciebie zaskoczony i zaśmiał się pokazując na napis wiszący pod sufitem
-fizyka
-Kurwa – uderzyłaś się otwartą dłonią w czoło i zaśmiałaś z własnej głupoty – Biblioteka w skrzydle Fizyki. To było oczywiste
-zgaduję, że ty nie jesteś .... stąd
-Filologia – wskazałaś na swój budynek który był widoczny przez okno, ale znajdował się na drugim końcu kampusu. Zawsze masz sporo do przejścia kiedy chcesz tu dojść.
-intruz – postukał się palcem po brodzie tworząc miłe dla ucha klikanie kiedy kość spotykała kość – jesteś daleko od domu, dzieciaku – Dzieciaku? Aż tak młodo wyglądasz?
-Cóż tutaj zazwyczaj jest pusto, więc łatwiej mi się pracuje – zmarszczyłaś brwi przeczesując włosy palcami – Choć trudno mi się dzisiaj skoncentrować. Jest jakby za cicho.
-naprawdę? - jego oczy zabłyszczały – wiel-kości pracy która tutaj na mnie czeka nie zmierzysz – mrugnął. Teraz się zaśmiałaś. 
-Dobra, naprawdę myślisz, że te kawały są śmieszne?
-sama zaczęłaś
-Nieprawda! - nadal się śmiałaś zakrywając rękami usta próbując nie śmiać się zbyt głośno. Mimo wszystko nadal byliście w bibliotece.
-a no – odparł spokojnie – jest późno, będę się już zbierał, powodzenia
-Dzięki – wstał i podszedł do swoich rzeczy. Starałaś się nie gapić na jego nogi, choć spod nogawki wystawało kościste kolano. No kochana, zawiodłaś. Jego kości nóg wyglądały tak jak powinny, kość piszczelowa i strzałkowa na swoim miejscu. Właśnie tym był, kośćmi. Odwróciłaś wzrok zajęta kolejnym esejem, kiedy on zapinał suwak plecaka i przerzucił go przez ramię kierując się w stronę wyjścia. Nim jednak znikł zatrzymał się
-bibliotekę zamykają za kwadrans, tak swoją drogą
-Kurwa, serio? - pisnęłaś i jedyne co słyszałaś, to jego śmiech, kiedy odchodził. 
Share:

Gra: Bestseller - Między snem, a jawą - Tomat

Najważniejsze: Osoba, która jako pierwsza zaklepie sobie miejsce po pojawieniu się tego rozdziału ma 72h na napisanie swojej części - kolejnego rozdziału. Czas liczy się od momentu zgłoszenia, do otrzymania rozdziału na maila. Jeżeli czas zostanie przekroczony, odbędzie się dogrywka. W grze mogą brać udział jedynie osoby zalogowane. Rozdział ma zawierać od 2 do 5 stron, Times New Roman rozmiar 12 interlinia pojedyncza. Można tytułować rozdziały. Można robić obrazki, które będą umieszczone w opowiadaniu. Gotowy proszę słać na maila: yumimizuno@interia.pl

Kolejny rozdział napisze: LyDum Jakaś

Głównym bohaterem jest czytelniczka, akcja ma miejsce we współczesności. Hasła klucze dla tego rozdziału to:  bliźnięta, efekt motyla, powołanie 
SPIS TREŚCI
Między snem, a jawą (obecnie czytany)
~~*~~
 Już miałaś nacisnął na – swoją drogą, całkiem nieźle wykonana robota, śliczny design jak na zwykły hotelik… ekhem, wróćmy do fabuły… - klamkę, kiedy poczułaś ogarniającą Cię panikę. Chwila! Przecież teraz Interpol Was poszukuje! A jeśli to pułapka? Nikomu nie wolno ufać, a Ty jeszcze musisz chronić dziecko! Powoli zaczęłaś się cofać. Po chwili rzuciłaś się w kierunku okna. Chwilę mocowałaś się z zamknięciem, ale w końcu udało Ci się je otworzyć. Przez głowę przemknęło Ci, że zostawiłaś otwarty zamek w drzwiach, jednak to zignorowałaś. Wzięłaś głębszy oddech i wyskoczyłaś w krzaki. Gdzieś tam w środku Ciebie, Twoja podświadomość darła się wyzywając Cię od idiotów, a Ty, w sumie, się z nią zgadzałaś. Bo właściwie czemu uciekałaś? Dlaczego zrobiłaś taką głupotę? Dyszałaś ciężko, biegnąc na oślep przed siebie. Wydawało Ci się, że nadal czujesz chłodny metal klamki pod swoją dłonią, a Twoje myśli pędziły jak szalone. 
Gdzie jesteś? Która godzina? Co z Kamilem? 

W końcu zmęczenie zmusiło Cię do zatrzymania się. Próbowałaś uspokoić oddech, ale zupełnie Ci to nie wychodziło. Wręcz przeciwnie – nakręcałaś się jeszcze bardziej. Do tego wszystkiego, usłyszałaś jeszcze przerażony głos strasznie blisko Ciebie.
- O matko, o matko, o matko, o matko  – dopiero po chwili, zorientowałaś się, że te słowa wypływają z Twoich własnych ust.
Oparłaś się o ścianę. Nie miałaś pojęcia ile czasu spędziłaś w takiej pozycji. Parę godzin? A może tylko kilka minut? Skąd mogłaś wiedzieć? Ponadto, ta scena wydawała Ci się dziwnie znajoma… Czyżby wspomnienie z okresu „amnezji”? Nie, niemożliwe. Kamil powiedziałby Ci o takiej sytuacji… Prawda?
Odsunęłaś od siebie te myśli. Miałaś ważniejsze problemy na głowie. Na przykład wściekanie się na siebie za swoje tchórzostwo. Gdybyś nie spanikowała, wszystko wyglądałoby inaczej. A tak? Zostawiłaś Kamila na pastwę losu! W tym momencie odezwało się w Tobie poczucie winy.
Nawet nie zauważyłaś momentu, w którym przemęczona fizycznie, jak i psychicznie, zasnęłaś niespokojnym snem. 

~*~

- ______? ______, słyszysz mnie? 
Ktoś silnie Tobą potrząsał, co i rusz powtarzając twoje imię. Uchyliłaś powoli powieki. Wydawało Ci się, że znasz ten głos… Kiedy zobaczyłaś kto się nad Tobą pochyla, oczy niemal wyszły Ci z orbit. 
- A-arno… - zaczęłaś lecz nie pozwolił Ci skończyć.
- Ciiii… Już dobrze, nic ci nie grozi. Nie bój się.
Patrzyłaś na chłopaka jak zaczarowana. Arnoldzik? Ten skąpiec, który wieki temu sprezentował Ci czekoladę z TESCO? Jak się tu znalazł? Co tu robi? Chwila… Właściwie to gdzie Ty jesteś?
Rozglądasz się zdezorientowana. To wygląda jak... Twoje mieszkanie! Tak, to na pewno ono. Tylko że… jednego elementu nie kojarzysz. Wciągasz głośno powietrze. Łóżeczko dla niemowlęcia. Wstajesz niepewnie, podtrzymywana przez Arnolda i podchodzisz do mebla. Jest puste. Masz ochotę się śmiać. Oczywiście, że puste! Przecież pamiętałabyś poród! Poza tym, to o wiele za wcześnie! 
- Wiem, że mówiłem to wiele razy, ale bardzo mi przykro, _____ – szepnął Twój przyjaciel stając obok – Gdyby chociaż jedno z bliźniąt przeżyło…
- Co?! O czym ty do licha mówisz? Jakie bliźniaki? – poczułaś jak Twoje tętno przyśpiesza.
Arnoldzik spojrzał na Ciebie ze zbierającymi się w oczach łzami. 
- Wypieranie tego nic nie da. Musisz to zaakceptować, _____. Twoje dzieci nie żyją.
Straciłaś dech. Przed oczami pojawiła się ciemność i nim Twój rozmówca zdążył zareagować, upadłaś na ziemię. 

~*~

Obudziło Cię głośne szczekanie psa. Przestraszona, szybko podniosłaś się na nogi i spróbowałaś zorientować się, gdzie się znajdujesz. Niestety, Twoje starania poszły na marne, gdyż wokół Ciebie panowała absolutna ciemność. Nic nie rozumiałaś. Pamiętałaś ucieczkę z hotelu, szaleńczy bieg po ulicach, a potem… Nagle byłaś w swoim domu, najwyraźniej po porodzie. Czyżby kolejna utrata pamięci?
- Halo? – zawołałaś słabym głosem, nie licząc, że ktokolwiek odpowie. I miałaś rację, cisza dalej trwała niezmącona żadnym odgłosem. 
Zdecydowałaś się ruszyć przed siebie. Niepewnie zrobiłaś krok do przodu, potem kolejne dwa. Jeszcze jed-
- AŁAAAA! – Twój wrzask przeciął powietrze – Ał ał ał! To boliii!
W ciemności nie zauważyłaś przeszkody na swojej drodze i wyłożyłaś się na podłodze jak długa.
Usłyszałaś kroki, po chwili również skrzypnięcie drzwi i dźwięk włączanego światła. Pomieszczenie rozświetliło się ciepłym blaskiem, dzięki czemu mogłaś zobaczyć gdzie jesteś. Widok, który ukazał się Twoim oczom, całkowicie zbił Cię z panatyku. Byłaś w małym pokoju o niebieskich ścianach, w jego rogu stało czerwone łóżko w kształcie samochodu, a po wykładzinie walały się zabawki. Natomiast Ty leżałaś na najbardziej bolesnych z nich. W KLOCKACH LEGO.
Poczułaś, że ktoś pomaga Ci się podnieść, a następnie usiąść. Była to jakaś obca kobieta, o niezwykle zielonych oczach, w średnim wieku. Uśmiechała się do Ciebie spokojnie, ale nie potrafiłaś zrobić tego samego. Nie po tym wszystkim co Cię spotkało. Po kilku chwilach milczenia, w końcu zebrałaś się na odwagę aby się odezwać.
- Kim pani jest? 
- Mam na imię Amelia. – uśmiechnęła się łagodnie – Nie denerwuj się, nic ci nie zrobię. 
Widząc, że zamierzasz coś powiedzieć uniosła dłoń, dając do zrozumienia, że jeszcze nie skończyła - Znalazłam cię śpiącą na ulicy. Moim powołaniem jest pomagać potrzebującym, a ty zdecydowanie się do takich zaliczasz. Razem z mężem postanowiliśmy, że zabierzemy cię do naszego mieszkania. To pokój mojego syna, ale teraz jest na kilkudniowej wycieczce szkolnej. Jesteś głodna?
Z trudem przetwarzałaś usłyszane informacje. Więc ta sytuacja z bliźniętami… to był sen? Zorientowałaś się, że kobieta nadal czeka na odpowiedź. Nie byłaś pewna czy możesz jej ufać, ale z drugiej strony chyba nie miałaś wyboru. 
- Umieram z głodu.
Amelia zaśmiała się i ruszyła w kierunku wyjścia z pokoju. Po chwili wstałaś i ruszyłaś za nią.

Zaprowadziła Cię do kuchni. Już po chwili miałaś przed sobą trzy kanapki i kubek kakao. Na widok napoju aż zaświeciły Ci oczy. Zabrałaś się z zapałem za jedzenie, a Twoja „gospodyni” włączyła mały telewizor.
- …prawdopodobnie uciekła, za to mężczyznę znaleziono martwego. Interpol nie podaje żadnych szczegółowych informacji. 
Zamarłaś. Na ekranie widniały zdjęcia martwego Kamila. Prezenter mówił coś dalej, ale go nie słuchałaś, wpatrzona w krew Twojego najbliższego przyjaciela. Krew ojca Twojego dziecka, do chol**y! 
Jak to możliwe? Jakim cudem pójście na głupią imprezę doprowadziło do śmierci? I to nie jednej! Mignęło Ci wspomnienie z czasów szkolnych. Jedna mała decyzja sprawia, że całe życie się zmienia. To chyba nazywa się efektem motyla, czy jakoś tak… Z resztą! Kogo to w tej chwili obchodzi? Kamil nie żyje! 
- Ojejku… Wygląda na to, że policja może się spóźnić przez ten… wypadek. 
Spojrzałaś na Amelię z przerażeniem. Kierowała swój wzrok w Twoją stronę, z takim samym uśmiechem jak wcześniej, ale oczy zmieniły się całkowicie. Zamiast sympatycznych, wesołych iskierek dostrzegłaś w nich złośliwość i… wściekłość?
- Jaaa, chyba będę się zbierać!
Podniosłaś się szybko, przy okazji, przypadkiem strącając ze stołu kubek z brązowym płynem. Odskoczyłaś automatycznie, próbując uniknąć zalania spodni i uderzyłaś w coś plecami. A chyba raczej w kogoś, gdyż usłyszałaś zza siebie niski głos z nutką rozbawienia.
- Cóż, to dosyć dziwny sposób na rozpoczęcie znajomości, nie uważasz, dzieciaku?


Słowa do kolejnego rozdziału: gorycz, stół, gęś
Autor: Tomat
Share:

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie -Nietknięta dusza [Six Skeletons in Your Closet - A Soul Untouched] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Nietknięta dusza (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
-a jak ci się wydaje debilu, separuję duszę – między nimi zapadła cisza, którą nagle przerwał Stretch
-to zbyt niebezpieczne! jej dusza jest niestabilna, no i nie da się tego zrobić z tym jej stanem emocjonalnym!
-Ruszcie się, ja to zrobię – G przepchnął się między nich
-ty już zrobiłeś swoje, chuju – warknął Red osłaniając Cię swoim ciałem
-żaden z nas w taki sposób jej nie pomoże – Sans popatrzył na Twoją twarz, wyglądałaś jak kamienny posąg śpiącej bogini. Przypomniały mu się urywki wcześniejszych wielu linii czasowych w których widział... że już tak Cię trzymał, jak umierałaś w jego rękach, musiał je odegnać. Nie mają znaczenia. To ta linia czasowa, nie tamte, i kurwa, w tej Cię nie straci. Chciałby pamiętać więcej, aby wiedzieć co robić – ale... może...
-zróbmy to razem! - skończył Stretch i nagle jego ręce znalazły się na Tobie – jeżeli każdy z nas położy ręce na jej piersi i użyczymy naszej siły sansowi to wtedy będzie silniejszy .. - Stretch mówił to niechętnie, lecz Sans zignorował ten ton głosu  - z połączoną siłą będziemy mogli uniknąć niepotrzebnego i niebezpiecznego bólu i pomóc jej bez tworzenia więzi z którymkolwiek i wedrzeć się do jej duszy bez pozwolenia.
-Po co tak ryzykować? - na twarzy G malowało się zmartwienie – Ktoś naprawdę uwięził jej duszę? - cisza była odpowiedzią. Palce Sansa już były na Twoim mostku i zaraz potem dołączyły palce pozostałych. Zamknął oczy by oddzielić myśli od głosów pozostałych, starając się skupić na dźwiękach Twojej duszy. Jego własna nawoływała. Próbowała znaleźć. Pomóc. Widział tylko ciemność i niewielkie małe światełko gdzieś w oddali. Nawoływało go. Musiał coś powiedzieć bo natychmiast poczuł przy sobie trzy dusze. Czerwoną, pomarańczową i żółtą. Pomagały mu przedrzeć się przez mrok, oraz przez fakt, że Twoje ciało opierało się, albowiem wszedł w nie bez pozwolenia. I oto było, małe światełko bez konkretnego kształtu. Trudno było mu uwierzyć, że je znalazł. Różowo-białe światełko migotało, jego własna dusza śpiewała z radości, zaś ciało płakało nad Twoim. Jego dusza zawołała znowu. Widział cię w głowie, uśmiechniętą i piękną. Przez magię Reda dostrzegał Twoją pewność siebie i kokieterię. Przez Stretcha seksowność i szczerość. Zaś magia G była jak uderzenie dzwona, wyobrażenie Twojego czułego uśmiechu, desperacji i uczucie pocałunku, coś co znał dobrze, bo nigdy nie chciał zmyć go z pamięci, tak aby zawsze mógł czuć Twoje ciało przy swoim. Jego uczucia do Ciebie sprawiły, że zajaśniał. Odpowiedziałaś tym samym. Był zachwycony, że odpowiedziałaś. Ściany za Twoją duszą były wielkie, zaś Ty wiłaś się słabo próbując od nich uciec. Próbując do niego dotrzeć. Musiał Cię uwolnić.
-dzieciaku – zamruczała jego dusza. Coś zadzwoniło jak mały dzwoneczek w odpowiedzi. Lecz, nie było słów. Może, jeżeli przybierze znajome Ci kształty, odpowiedz? Skupił się na swojej duszy i za pomocą czystej magii i uczucia, przybrał pozory ciała jakie nosił. - hej – spróbował jeszcze raz – piękna...- Coś zadrżało. Twoja dusza przybrała jego niebieski kolor. Na chwilę, ale rozpoznałaś go. - tak, tak, właśnie tak piękna, to ja – przybliżał się wyciągając w Twoją stronę ręce – odpowiedz mi, przybierz postać, pomogę ci
-S...ans... S...ans... - gdyby mógł, podskoczyłby z radości na dźwięk Twojego głosu. Nie umiał panować nad radością.
-tak! sans! jestem tutaj, wyjdź do mnie! - zrobiło się jaśniej i nagle klęczałaś koło niego, wyraźnie osłabiona, z lekko jaśniejącą skórą i włosami
-Sans... - chciałaś wyciągnąć ręce w jego stronę, ale coś Cię powstrzymało. Łańcuchy, miałaś je przymocowane do rąk, nóg i szyi. Opuściłaś dłonie bezradnie. Zamiast tego on podszedł do Ciebie, lecz osłoniłaś się przed nim
-piękna, pozwól mi je zdjąć, wtedy będziesz wolna.. oboje będziemy
-Sans – szepnęłaś tuląc się do ściany – Nie powinno cię tu być. - Pomijając te słowa widział jak Twoja dusza cieszy się na jego widok. Nie bałaś się go, tylko jego reakcji, bałaś się śmierci. Emocje były tak silne, że prawie go przygniatały. Nie przywykł do tak silnej energii z Twojej duszy. Nagle klęczał przed Tobą. Nie uciekłaś tym razem, jego palce pogładziły Cię po głowie. Jego prawdziwe ciało zadrżało zaś małe jaśniejące światełko wyszło z jego ciało. Papyrus złapał się za ramiona dygocząc ze strachu. Kiedy Cię dotknął nagle coś przeskoczyło. Ciemne laboratorium oświetlone tylko jedną lampką na stoliku. Płacz dziecka, maszyneria badająca jego oznaki życiowe, i ciało jakiegoś innego. Skalpel. Mężczyzna. Kable. Sznury. Błysk świa... Zadrżałaś i uciekłaś od jego dotyku przerywając ten obraz. Kajdany zastukały. Te obrazy dotyczyły Twojej przeszłości. Delikatnie, powoli, otoczył Cię ramionami, czuł się tak, jakby właśnie obejmował wodę. Oboje westchnęliście w uldze, że kolejna wizja nie przyszła. Kiedy zorientował się, że zaraz będziesz chciała wyrwać się z jego objęć przytulił Cię mocniej do siebie. Dotykał Twojej duszy swoją. Gdyby to nie była sprawa życia i śmierci, zaś Twoja dusza nie byłaby przywiązana do tej ściany... pewnie bylibyście już złączeni. - Sans – zaszlochałaś – Nie wolę jego od ciebie
-hej hej, to nie ma znaczenia, a nawet jeżeli.... chcę po prostu abyś ze mną wróciła
-Nigdy cię nie uszczęśliwię Sans. Utknęłam tutaj. Nie mogę się z nikim połączyć. Nie mówiłam ci o niczym i teraz ja... ja płacę za moje tajemnice
-wszyscy mamy jakieś schowane szkielety w szafie, piękna – szepnął wtulając twarz w Twoje włosy. Zapach Twojej duszy był obezwładniający. Zastanawiał się wcześniej, dlaczego nigdy nie może Cię poczuć, ale widząc te łańcuchy, wszystko stawało się jasne. Teraz nic go nie powstrzyma. Zapach oceanu, słonej wody, promieni słońca... chciał czuć Twój zapach przez resztę swojego życia. Łańcuchy zacisnęły się mocniej. Racja, był tutaj nie bez powodu. Pogładził cię czule po plecach, Jego dusza zadrżała kiedy chwycił łańcuch lewej ręki. - to będzie bolało – wtuliłaś się w jego ramiona kiedy on skupiał się na kajdanach. Drżałaś chowając twarz w jego ramieniu, tulił Cię do siebie wolną ręką i szeptał do ucha. - musisz pokonać ból piękna, twoja dusza nie tak silna jak twoje ciało, więc walcz – przytaknęłaś rozumiejąc, bardziej się przed nim otwierając kiedy znowu pociągnął za łańcuch. Skupiłaś się na miłym drżeniu i mruczeniu jego duszy.
TrACH!
-Ałć! Sans! - zadrżałaś
-wszystko dobrze, dobrze ci idzie – Poczułaś rękę Stretcha na plecach, choć go tam nie było
TrzASK!
Poczułaś jak Red tuli Cię mocno, lecz i jego nie było.
-został tylko jeden, piękna, ten na twojej szyi – sam dotyk tego łańcucha sprawiał, że paraliżował Cię ból. Sans czule gładził Twoje ciało, znaczy się duszę. Czułaś dłonie G na ramionach, szeptał abyś się trzymała, że jesteś silna... ale i jego nie było - ... z tym sobie nie dam rady – mruknął Sans przyglądając się łańcuchowi – jest bezpośrednio połączony z twoją duszą
-C-co to znaczy?
-to znaczy, że tylko coś co naprawdę sprawi, że twoja dusza zacznie śpiewać, jest w stanie to przełamać – przejechał palcami nasiąkniętymi magią po Twoim karku znacząc ślad łańcucha. Twoja dusza zamruczała w odpowiedzi, głośno, pragnąc pozbyć się tego ucisku, spragniona każdego jego dotyku. I już wiedział co zrobić, nim się spostrzegłaś, całował Cię. Dusza do duszy. Wasze melodie się połączyły. W tym świecie nie było kości ani skóry, tylko uczucia. I kiedy Cię całował, czułaś ręce tych których kochałaś, czułaś ich miłość do siebie, jak ona Cię unosi i pomaga. Pieśń to była najsłodsza jaką słyszałaś. Choć nie miała dźwięków. Nie myślałaś o niej. Sama się tworzyła. Twoja i jego, połączyły się w całość. Harmonia ekstazy, najcudowniejsze doznanie jakiego kiedykolwiek doświadczyłaś. A potem dźwięk tłuczonego szkła po którym czułaś się swobodna jak nigdy w życiu... a potem... nastała ciemność. 
Sans był w swoim ciele. Chwilę zajęło mu uzmysłowienie tego, że fizycznie też Cię całował. Powoli odsunął swoją twarz od Twojej. Złapał oddech, czekał. Nie patrzył na pozostałych. W końcu, zaczęłaś oddychać, tak jak pozostali. Sans westchnął przystawiając swoje czoło do Twojego. Udało się, ocalił Cię tym razem... jego dusza tańczyła z radości... czuł się wyczerpany, wyssany doszczętnie z magii. Sam ledwo się trzymał.
-JEST PIĘKNA! - powiedział Blue, Sans uniósł głowę. Twoje dusza unosiła się przed jego twarzą. Jaśniała czystym srebrem. Nigdy takiej nie widział. Lecz nie tylko to było dziwne. W jej toni przemykały iskierki w innych kolorach. Blue miał rację, była piękna. Wolna pierwszy raz. Wyciągnął w jej stronę drżącą rękę. Westchnął głęboko rumieniąc się. Powoli, powoli, bardzo ostrożnie, umieścił ją znowu w Twoim ciele, które z każdą chwilą robiło się coraz cieplejsze. Przejechał palcem po Twoim rumianym policzku, o tym co zobaczył w Twojej głowie będzie myślał później. Będziesz musiała mu o wszystkim opowiedzieć, ale póki co... teraz... jesteś jak śpiący anioł, w jego kościach. Nie miał już siły zaprzeczać. Nie był w stanie ignorować pragnienia własnej duszy, która uporczywie próbowała przypomnieć sobie waszą wspólną melodię. Szkielet Sans, był absolutnie w stu procentach nieodwracalnie, w Tobie zakochany. 


/KONIEC CZĘŚCI I/

/CZĘŚĆ II NIE BĘDZIE TŁUMACZONA/
Share:

POPULARNE ILUZJE