autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI:
Rozdział I (obecnie czytany) // Punkt widzenia Sansa
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa ♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
DODATKI:
Spadająca gwiazda
Rozpacz Sansa
Deszcz
Sans czyta opowiadania o sobie
Sans vs niemowlak
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa ♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
DODATKI:
Spadająca gwiazda
Rozpacz Sansa
Deszcz
Sans czyta opowiadania o sobie
Sans vs niemowlak
Mieszkanie na trzecim piętrze wydawało Ci się
dobrym pomysłem, nie za wysoko, nie za nisko. Lecz tak po dwóch
latach, setkach schodów jakie musiałaś pokonać, zaczęłaś się
zastanawiać: ki diabeł namówił Cię do zamieszkania tu. Dyszałaś
pokonując kolejne stopnie mając nadzieję, że zaraz zobaczysz
drzwi do swojego mieszkania. Dobry Boże, nie wiesz co było gorsze w
tym wszystkim – fakt, że zaraz wyplujesz płuca ze zmęczenia, a
może to, że w Twojej siatce z zakupami są jedynie ciasteczka i
smakołyki?
Grzebałaś przez chwile w swojej kieszeni poszukując
kluczy. Dostrzegłaś, że po schodach wnoszona jest kanapa. Czyżbyś
doczekała się nowych sąsiadów tak szybko? Masz wrażenie, że
wcześniejsi dopiero co się wyprowadzili, zaczęłaś cieszyć się
z faktu, że jesteś sama na piętrze. Ile trwało Twoje
szczęście? Tydzień? Półtora? Nie dłużej. Miałaś ochotę
dostać się do kluczy, wejść do mieszkania najszybciej jak się
da. Nie chciałaś widzieć się ze swoimi sąsiadami.
Udało się! Gdzieś w rogu kieszeni wyczułaś je!
Rzuciłaś gdzieś w kąt siatkę i rozsiadłaś się wygodnie na
kanapie. Mogłaś się z nimi przywiać później... albo jeszcze
lepiej jutro... tydzień ma przecież wiele dni. Postanowiłaś
otworzyć jedną z wielu butelek wina jakie wygodnie leżały w
Twojej lodówce... i w tym momencie ktoś zapukał do Twoich drzwi.
Włączyłaś jakąś stronę internetową.
Kolejne pukanie.
Naprawdę nie miałaś ochoty w tym momencie na
socjalizacje. Zmuszając się do wstania z kanapy udałaś się
powoli do drzwi. Zaraz. O kurwa... Czy to... To musi być jakiś
zwariowany dzieciak w tym głupim kostiumie kościotrupa, albo jakieś
inne gówno. Odeszłaś od judasza i otworzyłaś drzwi zastanawiając
się, po co dziecku kostium o tej porze roo.... nieee... to nie był
kostium. Przed Tobą stał szkielet, jak żywy – jeżeli można tak
to nazwać. Był tylko o pół głowy niższy od Ciebie, miał
niebieską luźną kurtkę. Gapił się na Ciebie. W jego oczodołach
widziałaś małe dwie białe plamki podobne do źrenic. GAPIŁ SIĘ
NA CIEBIE!
-cześć.- tylko tyle powiedział
-Em.... Cześć? - odpowiedziałaś. Ktoś Cię
wkręca? A może to Kostucha? Masz umrzeć tutaj, w progu, przecież
jeszcze nie sprawdziłaś neta, a paczki słodyczy nawet nie tknęłaś.
-wypadło ci to z torby, kiedy wchodziłaś po
schodach. - niewiarygodne, trzymał on w dłoniach paczkę płatków
śniadaniowych. - mam nadzieję, że będzie ci się dobrze chrupało.
- uśmiechał się jeszcze zanim to powiedział, ale teraz wydawało
Ci się, że jego uśmiech był szerszy.
-Taaa! Świetnie! Dzięki... um... - nadal lampiłaś
się bezczelnie na szkielet – To ty będziesz tu mieszkał?
-ta.. - mruknął niezadowolony, że nie zareagowałaś
na jego dowcip – właśnie się wprowadziliśmy naprzeciwko. my to
znaczy mój brat i ja. mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko
parze łysych czaszek dookoła.
-Nie! To znaczy.. Nie, nie mam.. W ogóle – No nie
poszło tak źle. To w końcu Twój pierwszy raz kiedy wchodzisz w
prawdziwą interakcję z potworem. No dobra, czujesz się jak
kretynka. - Jeżeli.. będziecie czegoś potrzebować um.. śmiało
pukajcie. Albo dzwońcie dzwonkiem. To prędzej usłyszę.
-jasna spawa. - wyciągnął dłoń przed siebie –
sans.
Chwyciłaś za nią. Ktoś pierdną? Nie, nie
całkiem. To była cholerna poduszka pierdziuszka? Nie mogłaś się
powstrzymać przed pociągnięciem nosem, nadal jednak stałaś
niewzruszona.
-______. Miło mi poznać. Ja... ja już wrócę do
siebie. Miłego wieczoru! - Zamknęłaś za sobą drzwi, może
troszeczkę za gwałtownie niż powinnaś. Twoje serce waliło jak
szalone, usłyszałaś jakieś szmery za drzwiami. Co do kurwy nędzy?
Co to kurwa było? Obraziłaś go? A może to jakieś tradycyjne
przywitanie potworów? Czy też powinnaś mieć poduszkę
pierdziuszkę? Może google będzie coś wiedziało na ten temat,
dowiesz się tego później. Położyłaś się na kanapie i
postanowiłaś oglądać telewizję do czasu, aż nie uśniesz.
Śniłaś o szkieletach gapiących się na Ciebie.
Obudził Cię telefon. Przekręciłaś się na
kanapie i chwyciłaś go, aby zobaczyć kto do Ciebie wydzwania. O!
To Twoja przyjaciółka, Jackie. Odebrałaś.
-Co tam? - mruknęłaś.
-Moje słonko wstało! Chcesz wszamać jakieś dobre
śniadanko ze mną i z kolegą?
-Jasne. Daj mi ... 10 minut? Założę tylko majtki.
-Pffff, majki to przeżytek.
-Ty to wiesz i ja to wiem, ale policja jeszcze tego
nie wie.
-Dobra, dobra. Widzimy się za 10 minut skarbie. -
rozłączyła się. Ech... wolałabyś w tej chwili pograć w jakieś
gry, poleniuchować cały dzień... no ale kochasz strasznie swoją
Jackie, więc poświęcisz się dla niej.
Wślizgnęłaś się w sweter, założyłaś spodnie
i zwyczajne buty. Przeczesałaś od niechcenia włosy i spięłaś je
w niedbały kok, a potem zeszłaś na dół po schodach. Popatrzyłaś
się przelotnie na drzwi swoich sąsiadów i nie zauważyłaś
niczego niezwykłego. No kobieto, czego się spodziewałaś?
Stanęłaś przy słupie czekając na Jackie. W samą
porę, przyjechała zaraz potem.
-Wsiadaj frajerko, idziemy na zakupy! - krzyknęła
do Ciebie wychylając się przez okno auta
-Co do diabła? Zostałam okłamana! Miałyśmy iść
na śniadanie! - krzyknęłaś starając się wyolbrzymić swoje
niezadowolenie.
-Zamknij się i wsiadaj, dobrze wiesz o co mi chodzi.
Zachichotałaś i zrobiłaś to co chciała. Twoja
najlepsza przyjaciółka była ze swoim chłopakiem.
-Co tam gołąbeczki? To będziemy jeść to
śniadanie? - pogładziłaś się po brzuchu z entuzjazmem.
Uwielbiasz śniadania.
-Tak, tam gdzie zawsze. - odpowiedziała Jackie.
Mówiła o kawiarni. Mieli w niej dobre maślane bułeczki, które
zazwyczaj zamawiała Jackie. Nie było daleko, dlatego zastanawiałaś
się przez chwilę, dlaczego by się tam nie przejść, ale Ty
przecież prawa jazdy nie posiadałaś, co złego w tym, że ktoś
podwiezie Ci dupsko? Rozmawiałaś z nią i jej chłopakiem, który –
wyobraź sobie – ma imię. Kyle. Dostałaś swoją kawę i usiadłaś
wygodnie na krześle.
Po tym jak podano wam jedzenie, Jackie opowiadała Ci
o nowościach jakie ostatnio miały miejsce w jej życiu. Przez
chwilę patrzyłaś przed siebie. Skończyła. To teraz Twoja kolej. Podziel się z nią nowością.
-Więęęęęc. Mam nowych sąsiadów. - zaczęłaś
powoli. To właściwie nie było nic niezwykłego, sam fakt posiadania kogoś "za ścianą", znaczy się.
-Iiiii? - starała się wyciągnąć z Ciebie więcej
informacji
-Gwiazdy rocka? To znaczy wiesz, masz szczęście do
hałaśliwych sąsiadów. - dodał Kyle
-Nie, ale są równie niesamowici. Pieprzone potwory
się tam wprowadziły. - wypaliłaś w końcu
-Co?! No nie mów! I co? Jacy są? Czasem jakiegoś
mijam to tu to tam, ale nic więcej. O boziu, cieszysz się z tego?
Czy mają macki? - dopytywała się, a Ty wybuchnęłaś śmiechem.
-Nie! To są... szkielety? Tak mi się wydaje. Wiem,
że mieszka tam więcej niż jeden. Co prawda nie widziałam
drugiego, ale ten którego wczoraj poznałam to zdecydowanie
szkielet. Ale słuchaj, on może ruszać swoją twarzą. Dziiiiwne! -
A mówiąc o tym, jego twarz wydała Ci się nawet przystępna
pomijając fakt, że była to kość. Taka przyjazna facjata.
-Koniecznie musisz nas z nimi zapoznać! - Jacki się
tym wszystkim podjarała. Zawsze chciała poznać potwora, ale nie za
wiele ich było w mieście. - Więc, co się stało?
Opowiedziałaś o poduszce i obie doszłyście do
wniosku, że musi to być jakieś dziwne potworze przywitanie.
Przypomniałaś sobie, że miałaś to wygoglować. Jackie znowu
uważała, że powinnaś przywitać swoich nowych sąsiadów
gościnnie. Zawsze była nieco bardziej otwarta na nowe znajomości
niż Ty.
-Pomyśl o tym, _______ - mruknęła – Ludzie to
nadal skończone chuje wobec potworów. Nie wiemy za wiele o nich.
Możesz być pierwszym miłym człowiekiem jakiego spotlaki, co nie? To
znaczy się, może nikt wcześniej nie był? Tak mi się wydaje.
Upiecz im ciasteczka albo coś..
Westchnęłaś poddając się jej woli.
-A oni w ogóle jedzą? Jackie, to są szkielety. Oni
nie mają brzuchów! Chyba... Kurwa, nie wiem co robić.
-Zrób im te pieprzone ciasteczka. Jeżeli coś
pójdzie nie tak, będziesz mogła zrobić coś innego i już
będziesz wiedziała co, a tak to będą mieli ciasteczka.
-W sumie... Skoczysz ze mną do sklepu? Chcę mieć
to już za sobą. Nie chcę aby myśleli o mnie, że jestem jakaś
oschła czy coś...
Potem zajęłyście się jedzeniem śniadania. W
sumie to wszystko wyglądało tak normalnie, zwyczajnie. Dzień jak co dzień. Cała
jazda z aferą „OmójBoże POTWORY!” zakończyła się w chwili,
kiedy stałaś przed regałem sklepowym zastanawiając się jakie
ciastka masz im zrobić. Mmmm czekoladowe? To całkiem zwyczajne,
normalne i ... przyjacielskie?
Nigdy nie przypuszczałaś, że będziesz w domu o
18:00, piekła ciastka dla sąsiadów. Natomiast wpisanie w
wyszukiwarkę frazy „potwory poduszka pierdziuszka” nie
przyniosło żadnego pieprzonego efektu. I nie wiesz czy to dlatego,
że to jedna z informacji na jaką ludzie nie wpadli, czy po prostu
ten typek jest dziwny. W każdym razie, ciasteczka są już prawie
gotowe. Poszłaś więc do łazienki by uporządkować włosy.
-Dobra. Dasz radę. To tylko... szkielety. Może
lubią ciasteczka? Luzik, mała. Uda Ci się. - mówiłaś do siebie
starając się poprawić humor i dodać siły.
Ciasteczka! Tak! Ciasteczka! Weź te ciasteczka. Ułożyłaś je na talerzu i położyłaś na nich karteczkę z
dopiskiem „Dla moich nowych sąsiadów <3” czy to
wystarczająco przyjazne powitanie? Chwilę stałaś przed drzwiami
starając się pozbierać do kupy. Nie miałaś szczęścia do ludzi,
dlatego oni nie będą najgorsi. Zapukałaś. Ktoś się krzątał
przez chwilę, a zaraz potem drzwi się otworzyły. Oh, okkkk. Drugi
szkielet. To ma sens, co nie? Ten jednak był znacznie wyższy, nawet
od Ciebie! Nosił czerwoną chustkę i coś co przypominało...
zbroję? Tak naprawdę to nie wiesz co to było.
-Emmm, cześć? - pisnęłaś nie będąc pewną jak
masz zacząć rozmowę.
-WITAJ LUDZIU! W CZYM MOGĘ POMÓC? - prawie
wykrzyczał te słowa wysoki nie-Sans.
-Tak! Cóż... poznałam twojego... współlokatora?
Wczoraj! I chciałam was tylko gościnnie przywitać jako sąsiadów...
więcUpiekłamTrochęCiasteczek! - ostatnie słowa powiedziałaś
naprawdę szybko. Robiłaś się nerwowa. Wysoki nie-Sans patrzył
się na Ciebie analizując słowa, a potem przeniósł wzrok na
wypiek i na wcześniej napisaną kartkę.
-OJEJUŚKU! DZIĘKUJĘ! TO NAPRAWDĘ MIŁE Z TWOJEJ
STRONY! WEJDŹ! - Wysoki nie-Sans natychmiast mocno Cię przytulił.
Tego zdecydowanie się nie spodziewałaś, przeniósł Cię do
mieszkania i postawił na ziemi. To było takie... dziwne. Przez
chwilę miałaś ochotę uciec, ale to byłoby niegrzeczne z Twojej
strony, dlatego zareagowałaś jedynie niewinnym uśmiechem.
-hej brat, coś się stało? - no i ten niski głos.
Sans przyszedł do pokoju i popatrzył na wysokiego nie-Sansa, a
potem na Ciebie i ciasteczka – oh. cześć sąsiadko.
-Cześć Sans! - powiedziałaś to może za słodko.
Ok, musisz troszeczkę zluzować, za bardzo się starasz. - Chciałam
was przywitać więc zrobiłam to dla was. - pokazałaś na talerz.
-CZY TO NIE FANTASTYCZNE? JUŻ MAMY ZNACZNIE MILSZYCH
SĄSIADÓW NIŻ WCZEŚNIEJ! CZY TO NIE WSPANIAŁE BRACIE? -
zakomunikował wysoki nie-Sans
-ta.. heh... przedstawiłeś się, papyrus? - zapytał
szkielet wzruszając ramionami
-NIE! O RANY! PRZEPRASZAM! TO BYŁO NIEGRZECZNE Z
MOJEJ STRONY! JESTEM WSPANIAŁY PAPYRUS, BARDZO MI MIŁO CIEBIE
POZNAĆ! - Papyrus zrobił pozę jakby był mówcą na ambonie.
Delikatnie zachichotałaś.
-Mnie też jest miło poznać, Papyrus i twojego
bra...ta? - zgadywałaś, Sans przytaknął – Jego też miło było
poznać. Dziękuję raz jeszcze za to, że przyniosłeś mi moje
płatki wtedy.
-musisz być ostrożna, mogłem być seryjnym
mordercą, który chciał cię zwabić na płatki śniadaniowe –
zażartował. Zrobiłaś tylko „pfffff” lecz nadal się
uśmiechałaś
-TO BYŁO OKROPNE,SANS. MNIEJSZA O TO. JAKIE IMIĘ
NOSISZ CZŁOWIECZE?
-Oh! _____. - wyciągnęłaś przed siebie rękę.
Uda ci się to. Spodziewałaś się tego. Papyrus uścisnął Twoją
dłoń. Wtedy coś zapierdziało między waszymi dłońmi. Twarz
Papyrusa wygięła się w grymasie niezadowolenia.
-UGGGGHHH – wrzasnął zdenerwowany. Byłaś
zdezorientowana. Kiedy przeniosłaś wzrok na Sansa ten dusił się
ze śmiechu podtrzymując się stołu aby nie paść na kolana.
-o mój....boże....to było...cudowne.
-NIE! BYŁO STRASZNE! ON KAZAŁ CI TO ZROBIĆ _____?
- warknął Papyrus
-Nie! - zabrałaś dłoń czując się okropnie –
Nie, ja tylko... Znaczy się... Szczerze? Proszę, nie bierzcie tego
do siebie... Ja... Ja nigdy wcześniej nie poznałam kogoś takiego
jak wy, więc kiedy Sans to zrobił... Ja... Myślałam, że może to
jakaś tradycja, albo coś...? Przepraszam! - wyjaśniłaś mając
nadzieję, że to uspokoi choć trochę wyższego z braci. Twoje
tłumaczenie się sprawiło, że Sans śmiał się jeszcze głośniej,
ale Papyrus przestał się gniewać.
-TO WIELE WYJAŚNIA. NIC NIE WZIĄŁEM DO SIEBIE I
PRZYJMUJĘ PRZEPROSINY! BĘDZIEMY DOBRYMI PRZYJACIÓŁMI! NIE BÓJ
SIĘ! - radośnie się uśmiechnął, lecz potem spiorunował Sansa
wzrokiem.
-o rany... dzieciaku... to było piękne....
poprawiłaś mi humor.. dzięki... - Sans przestał się śmiać i
teraz starał się złapać oddech lekko się krztusząc. Byłaś
poddenerwowana, ale to nie była jego wina. On po prostu przyszedł
do Ciebie z poduszką pierdziuszką. Ale po kiego?
-Cóóóóż... - zaczęłaś mając nadzieję, że
uda Ci się pokierować rozmową w inne rejony – Nie jestem pewna
co lubicie, więc zrobiłam wam troszeczkę czekoladowych ciasteczek.
To jakby... tradycja tutaj. Ale.. jeżeli ich nie lubicie to mogę
zrobić wam coś innego... Jeeeeeżeli, oczywiście będziecie chcieli. -
No, w miły i grzeczny sposób powiedziałaś „nie wiem co jedzą
szkielety”
-spokojnie uwielbiam czekoladowe ciasteczka. -
odpowiedział Sans podchodząc do Ciebie. Podałaś mu talerz, który
natychmiast zabrał. Zauważyłaś, że przyglądasz mu się na
kościste dłonie, niestety on też zwrócił na to uwagę.
-Przepraszam – odwróciłaś wzrok. Gdziekolwiek
indziej. Zaczęłaś rozglądać się po ich mieszkaniu, ale nie
miałaś na czym zawiesić oka.
-to nic. - Sans skierował swoje kroki w stronę
kuchni – nie musisz się nas bać, nie gryziemy
-NIE! ZDECYDOWANIE NIE! - krzyknął Papyrus, aż
podskoczyłaś lekko. Wyglądał na speszonego. Postarałaś się
najszybciej jak się dało uspokoić.
-Wiecie, na mnie już pora. Mam nadzieję, że
ciastka posmakują i ... dziękuję za zaproszenie, Papyrus! -
zaczęłaś lekko trącać łokciem wyższego z braci – Moje drzwi
stoją dla was otworem. W razie czegokolwiek pukajcie śmiało.
Jesteśmy od teraz oficjalnie sąsiadami i takie tam.
-CUDOWNIE! - w odpowiedzi też Cię szturchnął
łokciem, może trochę za mocno ale i tak było fajnie. -
SKORZYSTAMY Z ZAPROSZENIA! DZIĘKUJE _____!
-dzięki za ciastka. cieszę się, że nie wpadło ci nic do oka... przez to małe nieporozumienie odnośnie naszego...
powitania – jego uśmiech się pogłębił
-Nie ma szkody, nie ma winy. - znowu zignorowałaś
jego dowcip słowny, wyraźnie mniej się uśmiechał. Rany, czy on
ze wszystkiego robi sobie żarty? - Dobrej nocy.
-DOBREJ NOCY LUDZIU! - Papyrus krzyknął choć
stałaś zaledwie kilka kroków o niego – ŚPIJ DOBRZE! -
pomachałaś im na do widzenia chcąc udać się do swojego
mieszkania najszybciej jak tylko się dało. Zniknęłaś za swoimi
drzwiami pośpiesznie je zamykając. Cóż... nie poszło A Ż tak
źle. Potwory jako sąsiedzi? Eh? Wiesz, mogło być gorzej.
To jest nawet fajne :)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem czy mogło być gorzej...
OdpowiedzUsuńHeh ty się bój, że Chara koło ciebie zamieszka!
Ja bym się dogadała i z potworami i z Charą.
Chyba zaczynam coraz bardziej lubić tego typu opowiadania xD mega sie uśmiałam mam madzieje ze ta historyjka bedzie tak zabawna az do ostatniego rozdziału
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja nie zrozumiałam tych żartów słownych?
OdpowiedzUsuńNiet. Strasznie ciężko się tłumaczy sansowe słowne żarty....
UsuńMoże by podciągnąć płatki jako >chrupki< śniadaniowe? Wtedy, cóż... i tak nie byloby śmieszne, no ale. Tego z okiem nijak nie pojmuje o co chodzi a lubię kombinować z sansowną logiką. xd ~Ayaa.
OdpowiedzUsuńMoże podniągnąć płatki na chrupki śniadaniowe? Wtedy... Cóż, też byłoby nie śmieszne, ale chyba miałoby sens. Co do tego z okiem to nie czaję wcale. ;-; ~Ayaa
OdpowiedzUsuńPrzy następnych jego kawałach postaram się wysilić mocniej. :x
UsuńAle masz timing, właśnie, dosłownie przed 10 minutami, zaczęłam to czytać, tylko stwierdziłam, że jeszcze sprawdzę sobie Twojego bloga. Zapowiada się świetnie!
OdpowiedzUsuńZ jakiego anime masz obrazek?
UsuńPhaaaaah jedność myśli xD
UsuńKyoukai no Kanata
UsuńŻe ja się do tego nie zabrałam wcześniej! •-• um, to lecimy ~
OdpowiedzUsuńJa chce takich sąsiadów
OdpowiedzUsuń