3 czerwca 2018

Opowiadanie: Gdy zgaśnie wszelka nadzieja... - Rozdział II

Notka od autora: Jest rok 2037. Dziesięć lat temu doszło do wydarzeń, które zmieniły losy całej Europy.W dziwnych okolicznościach na naszej planecie pojawiła się nowa substancja nazwana pustką. Potrafiła błyskawicznie zmieniać stany skupienia, by w jednym momencie z wielkiego kryształu zmienić się w chmurę ciemnofioletowego dymu. Spotkanie z nim w 90% przypadków zabijało na miejscu.
Na tych którzy przeżyli, zaczęły pojawiać się kryształy, podobne do tych w które potrafi zamieniać się pustka. Niestety kryształy te powoli się rozrastały. Najpierw atakowały kończyny. Do tego czasu dało się z nich wyleczyć, ale gdy kryształy pustki pojawiały się na klatce piersiowej i brzuchu, to dla takiej osoby było już za późno.
Kryształy te atakowały wtedy organy wewnętrzne. Najpierw spowalniały pracę narządu a potem zaczynały go niszczyć. Populacja Europy zmalała o 50%, gdy nagle grupa naukowców odkryła lek. To uratowało cały kontynent. Drastycznie zmalała śmiertelność, a jednocześnie spowodowało to nagłe zmniejszenie się ilości tej substancji, ponieważ nie było już osób z których mogła się tworzyć, a sama w sobie łączyła się z innymi pierwiastkami znajdującymi się w powietrzu i zamieniała się w inne niegroźne substancje.
Po tym incydencie pozostali ludzie zjednoczyli się tworząc wspólne państwo. Zjednoczoną Europę. Nastąpiła błyskawiczna odbudowa tych terenów. Było to możliwe dzięki pomocy państw, do których pustka nie dotarła, głównie USA i Chin.
Oczywiście pomimo tego, że pustka zniknęła, a wszystko dochodziło powoli do normy, to substancja ta pozostawiła po sobie trwały ślad w postaci tak zwanego światła. Była to moc, którą obdarzone zostały osoby, które miały styczność z pustką, a mimo to przeżyły. Światło ma kilka cech. Najważniejszą jest to, że osoba, która ma do niego dostęp może wytwarzać z niego przedmioty, zwykle pozwalające takiej osobie na walkę. Zawsze jest to broń do walki wręcz i element światła, który może przybierać różne kształty i zwykle używa się go do  walki na dystans. Drugą istotną rzeczą jest to, że większość osób, która ma do niego dostęp może go używać tylko w jednej ręce, która jest jednocześnie ręką dominującą. Najważniejszym jednak faktem jest to, że światło odzwierciedla duszę właściciela. To znaczy, że im osoba jest bardziej zła, tym jego światło jest bardziej szare, aż w końcu staje się całkiem czarne i wygląda jakby pochłaniało światło z otoczenia. A jeśli osoba jest dobra to jej światło jest coraz jaśniejsze, co powoduje, że jeśli osoba jest wręcz uosobieniem dobroci to jej światło jest na tyle jaskrawe, że może oślepić inne osoby.
Autor: Exelon
Spis treści:
1 | 2  (obecnie czytany) |


    Była dziesiąta, gdy Paulina leżała w łóżku i próbowała dalej spać. Niestety coś nie dało jej tej przyjemności, a tym czymś był zapach dobiegający z kuchni, który ją ostatecznie wybudził. Zdenerwowana wstała, wyszła z pokoju i zajrzała do kuchni.
Stał tam Piotr, który był w trakcie robienia naleśników. Miał na sobie luźną czarną koszulkę i spodnie dresowe. Patrząc na niego dostrzega obok dwa słoiki dżemu.  Jednak nie był to ten zapach, który wyczuła, więc zajrzała do piekarnika.
-Przygotowałem rogaliki. -Odparł, gdy się tak przyglądała. -Stwierdziłem, że wykorzystam resztę ciasta, którą miałem z ostatniego pieczenia.
    Przełożył naleśnik na talerz.
    -Częstuj się. -Odparł. -No chyba, że nie lubisz naleśników.
    Wzięła jeden z nich i położyła na talerz. Otworzyła jeden ze słoików, a następnie nałożyła drzem. Spróbowała.
    -Porzeczkowy. -Powiedział, a ona wykrzywiła się w cierpkim grymasie.
    -Kwaśny. -Stwierdziła.
    -Hmm. Ja tak tego nie czuje, ale spokojnie.
    Podszedł do szafki i wyjął z niej inny słoik.
    -Ten dostałem do Adama. On strasznie lubi słodkie więc powinien ci smakować.
    Nałożyła go na naleśnika i spróbowała.
    -Smaczny. -Odparła. -Ale nie wydaję się być taki słodki.
    -Hmm. Ja tam strasznie mało słodzę. Może to dla tego. -Stwierdził. I przełożył kolejny naleśnik.
    Gdy skończył to przeniósł talerze i słoiki na stół ,a następnie sam zabrał się za śniadanie. Po chwili zadzwonił telefon. Piotr tylko spojrzał na numer.
    -Szybko.
    Paulina nie wiedziała o co chodzi, ale podejrzewała, że chodzi o nią. Piotr odebrał, Paulina słyszała tylko urywki. „W Costa Coffie? Okej, o jedenastej? Dobra. Do zobaczenia.” Po tej rozmowie szybko zjadł śniadanie i poszedł się przebrać. W tym czasie wyjaśnił jej, że musi pójść do pewnej osoby by coś odebrać. Gdy ubrał się to wyjął z szafki portfel i wyszedł.
    Paulina stała przez chwilę jak sparaliżowana. Była sama. Nie wiedziała co robić. Nie wiedziała też, ile go nie będzie. Potem postanowiła wejść do jego pokojuby zobaczyć, jak on wygląda. Ściany miały kolor turkusowy a na głównej ścianie stał regał z książkami. Gdyby ktoś poprosił ją o określenie typu książek jakie lubi Piotr to by się poddała. Były tam zarówno książki historyczne jak i podróżnicze. Na niższej półce zobaczyła kryminały i książki przygodowe. Same najciekawsze tytuły.
Obok regału stało biurko. Leżał na nim jego laptop. Postanowiła, że nie będzie do niego zaglądać, bo znając życie ma tam pewnie jakieś istotne dokumenty. Następnie popatrzyła na komodę i serce jej zamarło. Zobaczyła tam zdjęcie, na którym była dwójka dorosłych z dwoma małymi, wyglądającymi na około 6 lat dziećmi. To był Piotr i jego siostra ze swoimi rodzicami. Miał on w tedy brązowe włosy i zielone oczy tak jak jego mama.
    -Strasznie się zmienił.-Pomyślała.
    Paulina stała przez dłuższy czas w milczeniu, a potem zajrzała do szafy i wybuchła śmiechem. Na wszystkich wieszakach wisiały białe płaszcze.
Wyjęła jeden. Był w środku wypełniony futerkiem, które również wystawało z poza kaptura.
    Podeszła do lustra, które wisiało w przedpokoju i przymierzyła go. Leżał idealnie.
    W trakcie, gdy ona przeglądała się w lustrze, wszedł Piotrek. Gdy ją ujrzał to uśmiechnął się. Odczekał chwilę, a następnie podszedł do niej.
    -Ślicznie wyglądasz.
    Paulina błyskawicznie odwróciła się by spojrzeć mu w oczy. Na początku przestraszyła się, by potem się zarumienić.
    -Ja-ja chciałem go tylko przymierzyć.
    -Nie winie cię przecież, za to. Stwierdzam tylko, że pasuje ci.
    Paulina zarumieniła się jeszcze bardziej. Przez chwilę trwała cisza, którą przerwał Piotr.
    -No dobra. Zbieraj się, wychodzimy.
    -Gdzie?
    -Na zakupy.
    Paulina przez chwilę stała jak wryta. Nigdy wcześniej nie była na zakupach. Zawsze wszystko było jej kupowane.
    Piotr domyślił się o co chodzi, bo spróbował od razu ją uspokoić.
    -Spokojnie. To ja będę kupował. Wystarczy, że ty będziesz przymierzała ciuchy i mówiła mi czy ci się podobają.
To ją uspokoiło.
    -Okej. -Odpowiedziała, ale natychmiast coś ją zastanowiło. -Skąd masz na to pieniądze?
    -Właśnie w tej sprawie wyszedłem. -Odparł. -Byłem na rozmowie z kwatermistrzem. To on zajmuje się ubiorem żołnierzy, a ponieważ stałaś się istotna dla wojska to również i twoim. Na normalne ubrania dla ciebie otrzymałem dość sporą kwotę, a do tego masz otrzymać ubranie, które tak jak dla mnie mój płaszcz, będzie twoim znakiem rozpoznawczym.
    -Moim czym? -Powiedziała, gdyż wszystko zaczęło jej się mieszać.
    -Twoim znakiem rozpoznawczym. To znaczy, że z tym ubiorem będą cię kojarzyli inni. Tak jest z prawie wszystkimi osobami, które kontrolują światło i są powiązane z armią. -Popatrzył na zegarek, a potem zmarszczył czoło i powiedział.-A teraz choć. Co prawda jest dopiero południe, ale jeśli będziemy się tak wlec, to zastanie nas noc.
    Wyszli. Podchodząc do motoru, Paulina zauważyła, że Piotr trzyma coś w rękach. Okazało się, że są to dwa kaski motocyklowe. Jeden podał jej, a drugi założył sobie na głowę. Próbowała powtórzyć to co on, ale miała problem ze sprzączką. Piotrek to zauważył i pomógł jej. Następnie wsiedli i pojechali do centrum handlowego mieszczącego się w 4 dystrykcie.
    Gdy w końcu dotarli, to Paulinę zatkało. Pierwszy raz tu była i zaskoczył ją ogrom tego budynku. Był wielkości dwóch stadionów do piłki nożnej i miał pięć pięter. Łącznie było w nim z jakieś 1000 sklepów. Gdy weszli do środka, to nie potrafiła uwierzyć że Piotrek orientuje się w tym budynku. Widać było, że kieruje się on w stronę któregoś konkretnego. Gdy w końcu stanęli, to odezwał się do niej.
    -No. W końcu jesteśmy. Ten sklep może i jest daleko od wejścia, ale według mnie ma najlepsze ubrania dla młodzieży.
    Weszli do środka, a Paulina już przy wejściu ujrzała wiele ciekawych ubrań.
    -Poleciłbym ci określić konkretną wielkość ubrań, a dopiero potem wybierać ciuchy. Na całe szczęście mają jedną i tą samą numeracje dla wszystkich ubrań.
    -I mogę wybierać sobie, ile chce? -Zapytała się, na co Piotrek się roześmiał.
    -Oczywiście, że nie, ale po dziesięć sztuk każdego ubrania powinnaś mieć. No może za wyjątkiem bluz i kurtek. Potem zobaczymy, ile nam zostanie pieniędzy i kupimy inne rzeczy.
    -Inne rzeczy? -Spytała się Paulina.
    -No chociażby książki i telefon, bo zauważyłem, że nie masz. Poza tym jeszcze szkolny mundurek dla ciebie.
    -Co? Szkolny mundurek? Przecież u mnie w szkole nie wymagają go.
    -No i widzisz. Nie miałem nawet czasu, żeby ci wyjaśnić. Otrzymałem zadanie by cię obserwować również w szkole, ale stwierdzili, że ta do której obecnie należysz jest prowadzona przez osobę, która mogłaby sprawiać kłopot.
    -Kłopot? -Zapytała się zdziwiona.
    -Widzisz. Tamtejszy dyrektor, to jeden z tych ludzi, którzy za nic mają cudze sprawy.
    -Chcesz powiedzieć, że? -Zapytała się, chcąc poznać odpowiedź.
    -Jest to człowiek skąpy, dla którego nie istnieją takie rzeczy jak empatia. Jego interesuje tylko napełnianie swojego portfela kosztem uczniów i nauczycieli. Poza tym ciężko by mu było wyjaśnić, że ja już mam zdaną maturę i że jestem w szkole tylko po to bym miał papierek ukończenia szkoły.
    -Co? Jak?
    -Opowiem ci gdy wrócimy, a teraz dokończę. -Zebrał myśli by przypomnieć sobie miejsce w którym skończył. -No więc, postanowiliśmy, że przeniesiemy cię do LO8 czyli szkoły do której aktualnie chodzę. Pozwoli nam to cię obserwować i w razie potrzeby zadbać o to byś nie była bita z powodu kontrolowania światła tak jak w twojej obecnej szkole.
    Ostatnie zdanie ją zamurowało. Skąd on to wiedział?
    Stali tak przez chwilę w milczeniu gdy w końcu Piotr odezwał się.
    -No dobra. Koniec rozmyślania. Chodźmy.
    Zakupy zajęły około cztery godziny. Gdy wychodzili Obydwoje dźwigali całkiem ciężkie torby wypełnione ubraniami i innym sprzętem.
    -Jak my się z tym wszystkim załadujemy na twój motor? -Spytała Paulina.
    -Poczekaj chwilę. -Wyjął telefon i wysłał do kogoś wiadomość. Po chwili przyjechał duża furgonetka i zaparkowała obok jego motoru. Wyszedł z niego chłopak mający na oko 19 lat. Miał brązowe włosy i był silnie umięśniony. Podszedł do nich i podał Piotrkowi rękę. Następnie przedstawił się Paulinie.
    -Nazywam się Adam, ale możesz mówić do mnie Adi.
    Następnie zwrócił się do Piotrka.
    -Czyli mam zabrać te torby. Twój motor też?
    -Raczej nie, gdyż zamierzam za jego pomocom wrócić.
    -Okej. Pakujcie je do bagażnika. Będę na was czekał na miejscu.
    Po skończeniu roboty Adi pożegnał się i odjechał. Następnie Piotr podszedł do motoru i podał jej kask.
    -To teraz czas na nas. Wsiadaj.
    Tym razem założenie kasku poszło jej już znacznie lepiej, ale i tak potrzebowała jego pomocy.
    Gdy wrócili do domu to Paulina zabrała się za chowanie swoich nowych ubrań do szafy, a Piotrek począł przygotowywać posiłek.
    Po zjedzeniu obiadu, Piotrek zaparzył herbatę i zaczął opowiadać swoją historię.
    -Heh wiem, że to może nie najlepsza pora byś poznała moją historię, w końcu znasz mnie niecałe dwa dni, ale sądzę, że powinnaś ją znać, by mi móc zaufać.
    Upił łyk herbaty i rozpoczął swoją historię.
    -Urodziłem się 17 lat temu w Lublinie. Obecnie to miasto już nie istnieje. Moi rodzice nazywali się Michał i Olimpia. W spokoju dorastałem na obrzeżach miasta, gdy 10 lat temu pojawiła się pustka. -Piotrek przez chwilę milczał. Widocznie wspominanie tamtych wydarzeń było dla niego bardzo ciężkie, ale Paulina nie chciała mu przerywać. Rozumiała, że on potrzebuje by ta historia została opowiedziana.
    -No więc. -Odezwał się po chwili. -Gdy zobaczyliśmy jak naszych sąsiadów zabija ta substancja, to postanowiliśmy uciekać. Najbardziej logicznym rozwiązaniem okazała się ucieczka za Ural. Powód był prosty. Na południu szalała wojna domowa, a na zachodzie i północy pustka zbierała już swoje żniwa. Staraliśmy się uciekać, ale ta przeklęta substancja była niczym cień. Gdy docieraliśmy do jakiegoś w miarę bezpiecznego miejsca to już po niedługim czasie wybuchała tam epidemia, co powodowało, że musieliśmy z kontynuować podróż. Byliśmy już pod Moskwą, gdy pustka w końcu nas dopadła. -Na twarzy Piotrka pojawił się smutny grymas. -Najpierw kryształy pojawiły się na ciele mojej mamy. Została w Moskwie, gdyż wiedziała, że nie ma dla niej ratunku. Niedługo potem minęła nas fala pustki, przez, którą zginął mój ojciec.
    Było to w jakiejś wiosce. Wszyscy poza mną zginęli. Mnie jakimś cudem pustka nie zabiła, ale pozostawiła na mnie trwały ślad. -Tu pokazał na włosy i symbol na lewej ręce. -Przez kilka dni siedziałem tak w jednym z domów, aż przyjechała mała grupa ludzi. Okazało się, że byli to byli żołnierze byłego wojska Polskiego. Przewodził nimi pewien oficer. Nazywał się Mikołaj Anderson. -Uśmiechnął się. -Na początku, gdy mnie odnalazł to próbował mówić do mnie po rosyjsku, sądząc, że jestem jednym z dzieciaków z tej wymarłej już wioski. Dopiero po nie w czasie, gdy odezwał się do swoich towarzyszy po polsku to ja nieśmiało się odezwałem kim on jest.
    Przez chwilę wszyscy stali jak wryci, a potem wybuchli głośnym śmiechem.
    Cała grupa mi się przedstawiła i zapytała mnie o rodzinę. Było mi ciężko, gdyż to był dla mnie wielki ból, ale kiedy w końcu im opowiedziałem to oficer Anderson podszedł do mnie i mnie przytulił. Powiedział w tedy takie słowa:„Mogę spróbować zastąpić ci ojca, ale raczej nigdy nim nie będę. Nie wiem nawet jak chciałbyś się do mnie odzywać.” -Po twarzy Piotrka pociekła łza. -Zabrali mnie stamtąd i pojechaliśmy za Ural.
    Po drodze zacząłem odkrywać jak kontrolować światło. Pomógł mi przy tym jeden z żołnierzy. Nazywa się Pawłow i jest pół Polakiem pół Rosjaninem. Obecnie pracuje w bazie wojskowej mieszczącej się pod Mińskiem. Ale wracając. Pawłow wcześniej niż ja zyskał dostęp do światła i zaczął mnie uczyć tego co sam już odkrył. To dzięki niemu nauczyłem się używać elementów światła i przywoływać moją kosę. Reszty sam się już dowiedziałem.
    Po jakiś 5 miesiącach od mojej ucieczki z Lublina byłem już za Uralem. Tam spędziliśmy około 4 miesiące w jednej z tamtejszych wiosek, gdzie za pomoc w polowaniach i wyrębie drzew otrzymaliśmy nocleg. Tam nauczyłem się również rosyjskiego, ponieważ Pawłow i Wuj stwierdzili, że powinienem się go nauczyć, gdyż nie wiadomo, ile tam spędzimy.
Przez te cztery miesiące sporo również ćwiczyłem, ale to nie oznaczało, że się nie bawiłem z tamtejszymi dzieciakami. Na początku komunikowaliśmy się na migi lub za pomocom symboli, ale gdy podszkoliłem się w rosyjskim to zaczęliśmy już normalnie rozmawiać.
    To były świetny moment w moim życiu. Tow tedy nauczyłem się kształtować moje elementy światła w noże, które wykorzystywaliśmy do rzucania w tarcze zrobione z pni drzew ito tam pierwszy raz użyto przezwiska, pod którym zna mnie całkiem sporo osób, czyli anioł.
    Nazwał mnie tak tamtejszy duchowny, gdy uratowałem go przed wilkiem rzucając w niego jednym z moich noży.
    Dzieciaki od razu to podchwyciły i gdy następnym razem poszły do domu, gdzie w tamtym czasie mieszkałem to zamiast zapytać, czy wyjdzie Piotrek, to zapytały, czy wyjdzie Anioł. -Po tych słowach zaśmiał się. -Gdy Pawłow to usłyszał to wyglądał jakby miał udusić się ze śmiechu. Cała reszta oddziału również. Wuj  jedynie uśmiechał  się i stwierdził, że to jest dobra myśl by nadać mi taki pseudonim, co spowodowało tylko jeszcze większą salwę śmiechu. No ale słowo się, rzekło, a ja zostałem Aniołem.
    Krawiec, który tam mieszkał, w zamian za wilcze futro uszył mi mój pierwszy biały płaszcz, który wyglądem nie różnił się zbytnio od tych które nosze obecnie, co tylko utwierdzało ludzi w tym przezwisku. Po czterech miesiącach jednak zaczęliśmy się zbierać, gdyż odnaleziono lekarstwo i zaczęto je już powoli rozprowadzać, co spowodowało, że mogliśmy wrócić do domów.
    Ciężko mi było pożegnać się z tamtym miejscem, ale cóż, nie miałem wyjścia. Niedługo potem powstał rząd zjednoczonej Europy, a oddział Andersona wszedł w skład nowego wojska. Nastąpiła odbudowa kontynentu, a my zamieszkaliśmy na obrzeżach Opola, gdyż stało się ono bazom wojskową, w której musiał stacjonować wuj już jako Generał. -Piotr dopił herbatę. -Ja zostałem w domu, ale to nie oznaczało, że się nie szkoliłem.
    Dwa razy w tygodniu jeździłem do miasta na ćwiczenia, gdzie wzmacniałem moje umiejętności w wykorzystywaniu światła i ogólną kondycję. Pozostały czas spędzałem na nauce. Nikt mnie nie pilił, ale ja i tak dobrze się uczyłem. Na tyle dobrze, że rok temu zdałem matury pisemne i maturę ustną z Polskiego i Rosyjskiego. Gdy wuj się o tym dowiedział to postanowił, że muszę iść do szkoły by nikt się nie czepiał, że zdałemmaturę, a nie mam świadectwa ukończenia szkoły. No i dotarliśmy do tego miejsca. -Spojrzał na zegar. -Hmm już dwudziesta pierwsza? No to ja idę się wykąpać i położyć, bo jutro muszę coś załatwić, a ty, nie wiem co zamierzasz robić.
Jakby co. Jeśli wstaniesz później to w lodówce będziesz miała śniadanie.
    Po tych słowach poszedł do łazienki, a Paulina poczęła rozmyślać. Wyjęła telefon, który kupiła dzisiaj i włożyła do niego kartę sim i po jego uruchomieniu wpisała kod, który podał jej Piotr. Spowodowało to, że jej numer od razu połączył się z wojskową siecią abonamentową, a w jej spisie kontaktów pojawiłosię osiem numerów bez imion i nazwisk, za to z kryptonimami z których znała tylko „generał” i „anioł”.     Następnie poszła do pokoju i z torby, którą sobie kupiła wyjęła mały laptop, który podłączyła do tutejszej sieci Wi-Fi. Kupili go tylko dlatego, iż Piotr stwierdził, że jest to wygodniejsze niż noszenie kilogramów książek w plecaku, z czym musiała się zgodzić. System operacyjny miała już wgrany, bo zrobił to za nią Adam, tylko musiała założyć sobie konto.
    Jako login dała swoje imię, a hasło zapisała takie by być pewna, że na pewno je zapamięta. Następnie tak jak jej zalecił Piotr pobrała antywirusa, program do pisania, elektroniczne wersje podręczników i program do ich otwierania, a na sam koniec stworzyła foldery by wszystko posegregować i zmieniła tapetę.
    Zajęło jej to wszystko jakąś godzinę i gdy wstawała z krzesła to była już strasznie zmęczona. Wykąpała się i położyła spać. Sen przyszedł od razu.
    Następnego dnia, gdy wstała, była dziewiąta. Było cicho, co oznaczało, że Piotrka raczej już nie było. Paulina przebrała się i poszła do kuchni.
    Na stole stał dzbanek soku, a w lodówce były kanapki. Wyjęła je i nalała do kubka soku. Poszła z tym wszystkim do swojego pokoju i jedząc śniadanie przeglądała Internet. Po chwili się jednak znudziła i skierowała się do pokoju Piotrka po jakąś książkę. Wyjęła jedną z nich i zaczęła czytać, kończąc przy okazji śniadanie.
    Siedziała tak sobie przy biurku i czytała. Czas mijał jej całkiem szybko, ale w końcu po kilku godzinach wstała i poszła zaparzyć sobie herbatę. Przy okazji przyjrzała się kluczom.
    Zauważyła, że poza tymi od klatki schodowej i drzwi znajdowały się tam jeszcze dwa mniejsze. Do jednego z nich przyłączony był mały kawałek plastiku z napisem zsyp, ale na drugim nie było nic.
    Zastanowiła się. Skoro od drzwi, zsypu i klatki schodowej miała klucze, to do czego służył ten ostatni? Głowiła się nad tym przez chwilę. Nie miała zielonego pojęcia, do czego mógł służyć ten jeden mały kluczyk. Spojrzała na kran, akurat w tym momencie kapnęła z niego kropla wody. W tedy coś ja tknęło.
-Piwnica! -Wykrzyknęła z triumfem w głosie.
    Zapomniała o tak durnej rzeczy, jak to że każdy blok ma swoją piwnicę, gdzie chowa się różne graty. Zastanowiło ją, co takiego może trzymać tam Piotr. Postanowiła to sprawdzić. Ubrała nową bluzkę z długim rękawem, założyła buty i wyszła, zamykając po drodze drzwi od mieszkania. Wsiadła do windy i wcisnęła parter. Gdy z niej wysiadła to skierowała się do drzwi znajdujących się obok schodów.
    Mniejszego kluczyka nie mogła włożyć, więc spróbowała z tym od klatki schodowej.Zadziałało. Przekręciła go, a drzwi posłusznie się otworzyły. Zapaliła światło i zeszła po schodach niżej. Chwile jej zajęło znalezienie drzwiczek z numerem mieszkania Piotrka, ale gdy w końcu je znalazła, to okazało się, że kluczyk jest za mały.
    -Więc gdzie? -Spytała samą siebie Paulina.
    Najpierw próbowała przyjrzeć się pozostałym kłódką, ale po chwili stwierdziła, że wszystkie są takie same. Zniesmaczona postanowiła rozejrzeć. Zobaczyła na końcu korytarza parę drzwi. Postanowiła im się przyjrzeć. Miały inne zamki niż pozostałe, więc postanowiła sprawdzić klucz w tym miejscu.Okazało się, że pasował do białych drzwi. Przekręciła go, a gdy usłyszała ciche kliknięcie, to nacisnęła klamkę.
    W środku było ciemno i chwile jej zajęło odnalezienie włącznika. Gdy już go nacisnęła, to jej oczom ukazała się obszerna sala do ćwiczeń. Ściany były białe, a podłogę wykonano z drewna. Po prawej stronie ujrzała drewniane tarcze i kukły treningowe, a po lewej stronie drabinki i ławkę do brzuszków. W rogu Sali mieścił się składzik, którego drzwi były uchylone. Zajrzała do niego. Znajdowały się w nim zapasowe tarcze, kukły, drewniana broń i, co ciekawe, hantle.
    -Chyba nie zamierzasz nas okraść, co? -Odezwał się głos.
    Paulina błyskawicznie wyszła ze schowka, by stanąć oko w oko z wysokim, mającym około 20 lat brunetem. Jego piwne oczy świdrowały ją jakby chciał po-znać o czym ona myśli. Niespodziewająca się nikogo Paulina, przestraszyła się, a potem gorączkowo zaczęła wyjaśniać.
    -Ja n-nic nie chciałam ukraść. Ja Chciałam tylko z-zobaczyć do czego służy ten klucz. -Wskazała na kluczyk.
    Mina nieznajomego, dotąd poważna przybrała nagle spokojniejszy wygląd.
    -Spokojnie, spokojnie. Nic ci nie zrobię. Piotrek powiedział mi, że możesz tu przyjść, więc na wypadek włączyłem czujniki ruchu.
    -Piotrek?! -Zapytała zdezorientowana Paulina.
    -Ależ oczywiście. Celowo miał zostawić ci ten kluczyk, chciał się dowiedzieć jak bardzo jesteś dociekliwa. No ale nie ważne -Nieznajomy podał jej rękę. -Nazywam się Adrian, ale możesz mówić do mnie Adri.
    Paulina, teraz już trochę pewniejsza podała mu rękę i przedstawiła się.
    -A ja nazywam się Paulina.
    -Wiem, Piotrek zdążył mi o tobie opowiedzieć.
    -Co to tak właściwie za miejsce? -Spytała Paulina.
    -Jest to sala, gdzie osoby z oddziału mogą poćwiczyć kontrolę światła. Zaraz pojawi się tu większość z nich, gdyż zdążyłem im przekazać, że pojawi się nowa.
    -Nowa? -Zapytała zdezorientowana Paulina.
    -Chodziło mi o ciebie. Od momentu, gdy połączyłaś się wczoraj z naszą siecią kontaktową, to już wiedzieliśmy, że jest ktoś nowy. Tylko nie mieliśmy pojęcia kim jest ta osoba. Będą strasznie chcieli cię poznać. -Nagle się poruszył się, gdyż usłyszał dudnienie na schodach. -No chyba już idą.
    Miał rację. Do pokoju weszły trzy osoby. Zauważyła pośród nich Adama, który uśmiechnął się tylko i skinął głową na powitanie. Najpierw podeszła do niej niewysoka dziewczyna o długich kruczoczarnych włosach i szarych jak Piotr oczach. wyglądała na około siedemnaście lat. Miała na sobie czarną koszulkę do ćwiczeń i spodnie dresowe.
    -Nazywam się Magda, ale możesz mówić do mnie Mimi. Mam nadzieję, że zostaniesz u nas na dłużej. -Uśmiechnęła się do niej i poszła po coś do schowka.
Następnie skierował się do niej brunet, równie wysoki co Adrian,ubrany był w białą koszulkę i krótkie spodnie. Ukłonił się i podał jej dłoń.
    -Nazywam się Krzysztof, ale możesz mówić do mnie Krzyś lub Krzychu. Mi tam to nie wszystko jedno. -Następnie podszedł do drabinek i zaczął się rozciągać. Na sam koniec podszedł do niej Adami uśmiechnął się tylko.
    -Mnie już znasz. -Odparł. -Ale my nie za bardzo wiemy cokolwiek o tobie. Może byłabyś taka łaskawa i pokazała nam jak dobrze kontrolujesz swoje światło?
    Paulina przełknęła ślinę. Nie wiedziała co ma to zrobić. Gdy kontrolowała światło Piotrka to przyszło jej to naturalnie, ale teraz? Nie miała zielonego pojęcia co ma to zrobić. Jej wahanie dostrzegła Mimi, która od razu do niej podeszła, przyjrzała jej się i stwierdziła.
    -Hmm. Adi chyba ona ma problem z kontrolą światła.
    -Po czym to stwierdzasz? -Spytał.
    -Waha się, a poza tym odnoszę wrażenie, iż nigdy nie ćwiczyła kontroli światła.
    -Mówisz? -Adam przez chwilę przyglądał się Paulinie -No cóż.Wygląda na to, że masz rację. -Zamyślił się i po chwili stwierdził. -No dobra skoro tak to trzeba ci wszystko wyjaśnić i jakoś wykrzesać chociaż jedną iskrę. Choć! -Ponaglił.
    Paulina podeszła za nim do jednej z tarcz strzelniczych. Adam przywołał swój element światła, który przybrał postać strzały.
    -To co tu widzisz to jest tak zwany element światła. Ten ma już swoją postać. Elementy takie utrzymują się stosunkowo krótko, ale są straszliwie skuteczne do walki. -Rzucił nim w tarczę, a ten wbił się na dość dużą głębokość.Po chwili rozpłynąć się nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. -No dobra. Teraz podnieś swoją dłoń ze znakiem. -Gdy to uczyniła to chwycił ją i kontynuował. -A teraz spróbuj przywołać element. Skup się na swojej dłoni i wyobraź sobie, że coś się na niej znajduje.
    Paulina skupiła się. Próbowała sobie wyobrazić różne rzeczy, od kostki do gry do grotów strzał, aż w końcu jej myśl spoczęła na płatkach róży. Po chwili w jej rękach leżał już cały pęk takich płatków, tyle, że wykonanych ze światła.
    Adam uśmiechnął się.
    -Widzisz? To wcale nie było takie trudne. A teraz spróbuj nimi rzucić w tą tarczę.
    Spróbowała to zrobić. Wykonała ruch jakby chciała rzucić kartą w poziomie i jednocześnie myślami „puściła” te płatki. Elementy błyskawicznie poleciały w stronę tarczy wbijając się w różne punkty nieco poniżej jej środka. Adam, aż gwizdnął z zachwytu.
    -Doskonale. Jak na początkującego świetnie sobie radzisz, a teraz zobacz.-Przywołał swój pocisk i rzucił nim w tarczę, ale zamiast po prostej, strzała poleciała po łuku. -Zawsze staraj się, by jak najbardziej wykrzywić tor lotu pocisku. Utrudni to bowiem przeciwnikowi walkę z tobą, a jednocześnie da to tobie szanse na błyskawiczne zakończenie walki.
    -Ale jak mam to zrobić? -Zapytała, gdyż nie zauważyła by Adam wykonał jakiś inny ruch niż ona.
    -To proste. -Odparł. -W momencie rzutu, w myślach, poza puszczeniem elementu rysujesz jeszcze jego tor. Oczywiście nie uda ci się to od razu, ale jeśli odpowiednio często będziesz ćwiczyła, to powinno ci się udać.
    Spróbowała. Stworzyła element i rzuciła nim w tarczę. Tor lotu płatka co prawda odchylił się, ale zaledwie o parę centymetrów.
    -Tak jak mówiłem. To kwestia ćwiczeń, ale w końcu powinno ci się udać. -Po tych słowach podszedł do kukły i gestem wskazał, by uczyniła to samo. -Dobra, a teraz spróbujmy coś trudniejszego. Czas byś stworzyła swoją broń do walki wręcz.
    -Co? -Spytała niepewna Paulina.
    -Przedmiot, za pomocą którego będziesz walczyła z wrogiem w zwarciu. Zobacz. -Przywołał w swoich rękach kusarigamę. Czyli małą kosę na łańcuchu. Zaczął nią machać. Po chwili puścił ją, pozostawiając w dłoni tylko końcówkę łańcucha. Kosa wbiła się w kukłę, odłupując przy okazji dość spory kawałek drewna. Następnie wypuścił łańcuch, a broń rozpłynęła się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
    -Każda osoba kontrolująca światło posiada swoją broń do walki wręcz. Jest indywidualna dla każdego z osobna, co powoduje to, że nigdy nie będziesz wiedziała przeciwko czemu będziesz walczyć. Istotnym również faktem jest to, że broni nie można sobie od tak zmienić. Co prawda zdarzają się wyjątki, ale dzieje się to głównie, w przypadkach, kiedy coś w tobie się zmienia. -Popatrzył na nią w milczeniu. Po kilku sekundach jego twarz spowił nikły uśmiech, który równie szybko zniknął jak się pojawił. -No. Teraz ty. -Zrobił krok, by zbliżyć się do niej na wyciągnięcie ręki i  chwycił jej dłoń, na której był znak. -Ciężko jest osobie początkującej przywołać swoją broń, ale wymaga to tylko odrobiny praktyki. Skup się na swojej ręce i wyobraź sobie, że trzymasz w niej patyk.
    -Patyk? -Zapytała zdziwiona Paulina.
    -Tak. Patyk. -Odparł Adam całkiem poważnie. -Pomyśl. Łatwiej byłoby ci przywołać broń, gdy wyobrazisz sobie że masz w ręku patyk czy może grzebień?
    Uśmiechnęła się w rozbawieniu. Gdyż wyobrażenie sobie grzebienia w charakterze broni było całkiem zabawne.
    -Chyba masz rację. -Stwierdziła.
    -Wiem, że ją mam. -Odparł. -Uwierz mi. Wiele czasu zajęło mi odkrycie, jak łatwiej nauczyć się wykorzystywać światło do swoich celów. Lecz to nie czas na rozmowy. Tak jak mówiłem spróbuj wyobrazić sobie, że masz w ręku patyk, który zamierzasz wykorzystać w charakterze broni, by palnąć mnie w łeb.
    -A dlaczego miałabym cię nim palnąć? -Zapytała. Lekko rozbawiona.
    -Bo powiedziałem ci, że jesteś brzydka, masz beznadziejny kolor włosów i że nosisz niemodne ciuchy. -Odparł, uśmiechając się.
    To ją zabolało. Od razu wyobraziła sobie, że w rękach ma wielki młot, za pomocą którego rozłupie mu czaszkę. I to podziałało. W jej ręce zaczął powoli materializować się przedmiot, który okazał się kataną. Stwierdziła, że od razu ją przetestuje i uderzyła jej płazem w czoło Adama. Nie zdążył zareagować. Uderzenie nie było na tyle silne, by spowodować jakieś uszkodzenia, ale jego niestabilna pozycja, połączona z impetem ciosu, spowodowała, że runął na ziemię, co spowodowało, że wszyscy się roześmiali.
    -A to za co? -Jęknął.
    -Było mnie nie obrażać. -Stwierdziła z poważnym tonem, co tylko spotęgowało śmiechy.
    -Dobra nieważne. -Odparł poirytowany.Wstał. -Teraz spróbuj zaatakować nią inny cel niż moją głowę.
    Wykonała cios. Uderzenie było na tyle skuteczne, że kukła, którą dopiero co przyniosła Mimi, została przecięta na pół. Adam, gwizdnął już drugi raz w tym dniu.
    -Jak na tak drobną osóbkę, masz naprawdę dużo siły.
    Paulina chciała coś odpowiedzieć, ale zauważyła coś, czego Adam skupiony na sprzątaniu resztek kukły, nie zauważył. Był to Piotrek, który się im przyglądał stojąc w drzwiach. Uśmiechnął się do niej, a następnie zniknął, i pojawił się się tuż obok Adama. Rozejrzała się po zgromadzonych, ujrzała na ich twarzach oznaki zadowolenia. Gdy Adri zauważył, że się tak rozgląda, to gestem przekazał jej żeby milczała. Tak też zrobiła.
     Następnie podziwiała jak Adam, który nie wiedząc co się dzieje, dalej mówił coś o świetle, by zaraz potem wyskoczyć z przerażenia w górę, na dźwięk alarmu, który wydobywał się z telefonu Piotrka. Spowodowało to ogromną salwę śmiechu, do której po chwili przyłączyła się również Paulina.
    -Sądzicie, że to śmieszne!? -Wydarł się Adam, kiedy się już trochę uspokoił. -Omału zawału nie dostałem.
    -Przecież to tylko, żart. -Odparł Piotr, przybierając najbardziej niewinną minę, jaką miał w swoim repertuarze.
    -Może dla ciebie, ale dla mnie było to przerażające.
    -Nic na to nie poradzę. -Odparł. -Musisz się do tego w końcu przyzwyczaić.
    -Może kiedyś. -Westchnął, ale po chwili jego twarz się rozpromieniła i spytał. -Masz coś dobrego?
    Przez chwilę z twarzy Piotrka nie dało się nic wyczytać, ale po chwili uśmiechnął się.
    -Właśnie się pieką. Bendą gotowe za jakieś 5 minut.
    -Nie da się szybciej? -Twarz Adiego wyglądała jakby za wszelką cenę chciał wyglądać jak pies błagający o ulubiony smakołyk.
    Piotrek westchnął.
    -No dobra.Zaraz je przyniosę.
Adam chwycił Piotrka w niedźwiedzim uścisku i odparł.
    -Dzięki. Jesteś moim bohaterem. Mówiłem ci już?
Piotrek, ledwo łapiąc oddech odparł.
    -Taa. Chyba za każdym razem, gdy robię coś do jedzenia.
Po tych słowach rozpłynął się, by następnie zmaterializować się koło drzwi.
    -To ja zaraz wrócę. -Stwierdził, a następnie wyszedł.
    -Nie lubię, kiedy on to robi. -Odparł Adam.
    -Mówisz o… -Spytała Paulina.
    -Tak. Jest to najsilniejsza zdolność w jego arsenale.
    -Na czym ona właściwie polega i jakim cudem mu się to udało? -Spytała Paulina, gdyż coraz bardziej zastanawiał ją ten tajemniczy chłopak.
    -Pozwala mu na zmianę miejsca. To powinno ci wystarczyć, gdyż sam nie mam zielonego pojęcia na czym to polega. Łatwiej stwierdzić jak to osiągnął. Odpowiedź jest prosta. Przez lata ćwiczeń. Wyobraź sobie, że on sztukę kontrolowania światła szkoli już od 9 lat! Ja to robię zaledwie od 5, a reszta od około 2.
    -Pomimo tego, że jest z nas wszystkich najmłodszy, to on najlepiej kontroluje światłoi jeśli chodzi o walkę, to jedyna osoba, która mu dorównuje to Mimi. -Stwierdził Adrian.
    -A walka z nim nie jest łatwa. -Wtrąciła Magda -Bardzo zręcznie manewruje tą kosą i bardzo boleśnie przypomina o tym, że potrafi używać światła za pomocą obu rąk jednocześnie.
    -Kiedy mnie ratował to nie zrobił tego ani razu. -Stwierdziła zamyślona Paulina.
    -Nic dziwnego. Sztuczka ta wymaga niesamowitej koncentracji. Piotrek musi być niezmiernie skupiony na celu do którego się przenosi, ale wystarczy coś niespodziewanego, by nie był w stanie tego wykonać. -Stwierdziła Mimi. -Znając mojego brata za cel priorytetowy wybrał ochronę ciebie, więc nie mógł sobie pozwolić na mignięcie.
    -Brata? -Spytała zaskoczona Paulina.
    -Więc ci nie powiedział. -Magda przegryzła wargę.
    -Pewnie o tym zapomniał, albo zamierzał jej dopiero o tym powiedzieć. -Stwierdził Adam.
    -Pewnie tak. No cóż. -Odparła po chwili. -Kiedyś pogadamy to ci o tym trochę dokładniej poopowiadam.
    -Ale czemu nie teraz? -Zapytała Paulina.
    -Bo jak tylko wróci Piotr to Mimi zamierza z nim walczyć. -Odparł Adri, który przenosił manekiny do składu.
    -Co?
    -Nic nowego. -Odparł Adam. -Magda już od pół roku regularnie wyzywa Piotrka na pojedynki.
    -Raz nawet jej się udało. -Odparł ćwiczący dotąd Krzysiek.
    -Dobra skończmy o tym mówić bo od razu zaczynam sobie przypominać jak boli dostanie drewnianą kosą. -Odpowiedziała lekko poirytowana Mimi.
    -Drewnianą?
    -Tak. Gdybyśmy z Piotrkiem używali naszej normalnej broni to prawdopodobnie byśmy się nawzajem pozabijali.
    -Ahh. Rozumiem.
    -Dobra skończmy gadać. Piotrek już idzie, a ja nie mam zamiaru długo czekać. -Powiedziała Magda, w której oczach pojawiły się iskry podniecenia.
    Chwile potem w drzwiach znów pojawił się Piotrek, tyle że w rękach trzymał koszyk z ciepłymi rogalikami, postawił go na stoliku stojącym w rogu sali.
    -Częstujcie się. -Odparł.
    Wszyscy podeszli do koszyka za wyjątkiem Mimi, co nie uszło uwadze Piotrka, który tylko westvhnął ze zmęczenia i poirytowania tym co zaraz się stanie.
    -Madzia jeśli zamierzasz mnie wyzwać na pojedynek to pośpiesz się, bo jestem zmęczony i chciałbym mieć to już za sobą.
    Magda wyglądała jakby poraził ją piorun, ale po chwili zrobiła się cała czerwona.
    -Nie zachowuj się tak, jakby był to dla ciebie przykry obowiązek! Bierz broń!
Piotrek znów westchnął i poszedł do składziku, wyjął dwie bronie, i rzucił jedną Mimi.
    -Przynajmniej pamiętasz, że używam włóczni. -Rzuciła oschle.
    Po tych słowach nikt się już nie odezwał. Wszyscy stali jak zaklęci, gdy Mimi i Piotr ustawiali się przy dwóch przeciwległych ścianach.
    Cisza stawała się już przytłaczająca, gdy nagle obydwoje rzucili się do ataku.
Najpierw uderzyła Magda, wykonując proste pchnięcie, Piotrek jednak bez problemu uniknął ciosu i odpowiedział cięciem po skosie. Mimi tylko cudem przetrwała atak wykonując przewrót w bok. Paulina usłyszała tylko ciche cholera, które  prawdopodobnie powiedziała Magda. Walka trwała dalej. Mimi znów nacierała wykonując pchnięcia, które Piotrek najczęściej unikał lub blokował kosą.
Po jakiś dziesięciu minutach nieustannej walki Piotr cofnął się, co chciała wykorzystać Magda, gdy ten przeniósł się nad jej głowę z kosą gotową do cięcia.
Mimi nie miała już czasu na unik, więc zasłoniła się drzewcem włóczni.
Wszyscy usłyszeli głośny trzask, gdy obydwie bronie złamały się pod siłą uderzenia.
To jednak nie powstrzymało rodzeństwa przed dalszą walką. Obydwoje znów przyjęli pozycję, gdy nagle Mimi zaczęła się śmiać. Po chwili dołączył do niej Piotrek. Następnie odrzucili broń i padli sobie w objęcia.
    -Dawno się nie widzieliśmy. -Powiedział do siostry.
    -Tylko czemu musiałeś być taki oschły. -Odparła.
    Paulina poczuła dziwne ukłucie, ale przestała się nad nim zastanawiać, bo usłyszała, że Piotrek coś mówi.
    -Znalazłaś coś? -Zapytał.
    -Tak. O dziwo dalej stał. Zabrałam stamtąd parę rzeczy, więc wpadnij do mnie potem.
    -Ok.
Był wieczór. Paulina siedziała przy biurku, a Piotrek parzył herbatę.
    -Mimi powiedziała ci o tym, że jesteśmy rodzeństwem? -Spytał podając jej kubek.
    -Tak. Powiedziała, że jeśli chce poznać resztę historii  to mam do niej podejść.
    -Czyli lepiej pójdź teraz. -Odparł. -Magda jest strasznie niecierpliwią osobą.
    -A nie będę jej przeszkadzać?
    -Znając ją.Nie.
    Paulina wstała.
    -No to idę.
    -Weź klucze i zamknij za sobą drzwi.
    -Dobra.
    Znalezienie jej mieszkania nie zajęło Paulinie dużo czasu. Zapukała do drzwi.
    -Otwarte. A to ty. Paula. Wchodź. -Odparła Mimi na widok dziewczyny.
Paulina weszła i odniosła wrażenie, że jest w mieszkaniu Piotrka. Taki sam kolor ścian i bardzo podobny układ pokoi. Jedynie meble były inne, a na ścianach wisiały obrazy i zdjęcia.
    -Jeśli się już napatrzyłaś to chodź do salonu.
Paulina poszła za Magdą i usiadła na jednym z foteli.
    -Pewnie przyszłaś tu posłuchać. Prawda?
    -Tak. To była rada Piotrka.
    -To poczekaj chwilę, tylko zaparzę herbatę i możemy rozmawiać.
Po kilku minutach wróciła niosąc ze sobą kubek, który postawiła na stoliku.
    -Większość historii już znasz. Po wybuchu epidemii uciekaliśmy za Ural. Niestety w Moskwie mama została zarażona. To był strasznie smutne. Postanowiłam zostać z nią pomimo sprzeciwu ojca i Piotrka. Mama była już w naprawdę ciężkim stanie, ale ja i tak chciałam zostać. Ostatecznie tata zabrał Piotrka, a ja zostałam z mamą. Niedługo potem w Moskwie rozpętało się prawdziwe piekło. Pustka szalała praktycznie w każdej dzielnicy. Większość osób nie zdążyła nawet krzyknąć gdy znikała w chmurze dymu.
    W całym tym zamieszaniu skryłam się wraz z mamą w opuszczonej kamienicy.
Niestety nie przeżyła. Miesiąc później  pustka zniknęła, a ja zostałam sama.
    -Musiało być ci ciężko. -Stwierdziła Paulina.
    -Bo było.Błąkałam się po mieście i starałam się jakoś przeżyć. Dopiero, gdy przybył wuj Anderson odzyskałam nadzieję, gdyż dzięki niemu znów ujrzałam brata. Niedługo potem przyjechaliśmy tu do Opola.
    Niestety przez długi czas miałam koszmary. Widok ginących ludzi nie pozwalał mi zasnąć, a posiadanie światła było dla mnie tylko przekleństwem. Chciałam zapomnieć, ale nie mogłam. Jedynie obecność mojego brata dawała mi otuchy. W końcu odzyskałam spokój aż do momentu gdy pewnego dnia umówiłam się z Piotrkiem, że odbierze mnie spod dworca, bo musiałam przekazać materiały z lekcji koleżance.
    Byłam już niedaleko, gdy otoczyło mnie kilku ludzi. Nie znosili osób ze światłem i chcieli mnie za to pobić i najprawdopodobniej zgwałcić. Nie byłam w stanie nic zrobić, ale na szczęście przyszedł Piotrek i w dość brutalny sposób ich przepędził.     Zrozumiałam w tedy, że światło może być dla mnie jedyną ochroną. Zaakceptowałam siebie i zaczęłam się znów cieszyć życiem. -Po tych słowach Mimi zamilkła na chwilę. -Ach po co ci to wszystko opowiadam? Pewnie i tak cię zanudziłam  w połowie.
    Paulina nie odpowiedziała. Po tym co usłyszała, zaczęła podziwiać Magdę. Zastanowiło ją co ona sama by zrobiła na jej miejscu. Z zamyślenia wyrwał ją głos Mimi.
    -Co już tak późno?  Wybacz mi Paula, ale muszę się jeszcze pouczyć dzisiaj. Mogłabyś przyjść kiedy indziej?
    -Yyy jasne.
    -To do zobaczenia.
    Paulina wyszła i skierowała się do mieszkania Piotrka. W środku było cicho, ale po chwili ciszę tę przerwało ciche chrapanie. Piotrek spał w fotelu. Herbata, która obok niego stała całkowicie wystygła.
    W pokoju było zimno, więc Paulina przykryła go kocem i sama poszła się wykąpać, a następnie położyła się spać.
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

POPULARNE ILUZJE