30 marca 2017

29 marca 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w trakcie Halloween [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Halloween Incident ] - tłumaczenie PL]

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka w trakcie Halloween (obecnie czytany)


Nim przeczytacie notkę zapoznajcie się z tym testem na myślenie, o jakim będzie mowa w opowiadaniu. Znajdziecie to TUTAJ

Snas 17:03 | co robi szkielet w piaskownicy?

Ty 17:03 | Co?

Snas 17:03 | bawi się łopatkami 

Snas 17:04 | czekaj mam kolejny 

Snas 17:04 | co to jest szczyt hałasu? 

Ty 17:04 | No co?

Snas 17:05 | stosunek dwóch kościotrupów na blaszanym dachu! 

Ty 17:05 | Jak wiele kawałów o szkieletach znasz? 

Snas 17:05 | więcej niż ty masz kości w ciele 

Snas 17:08 | puk puk 

Ty 17:08 | Kto tam?

Ktoś mocno zapukał w Twoje drzwi. Sans, Papyrus i Frisk stali na zewnątrz, każdy z nich miał kostium i trzymał koszyk w kształcie dyni. Strój Totoro jaki miał na sobie Frisk, był stanowczo na niego za duży, ale i tak wyciągał rączki przed siebie mówiąc słodko. 
-Cukierek albo psikus! 
-Oh – zakryłaś usta w zawstydzeniu – Przepraszam, nie mam właściwie żadnych słodyczy, nie .... nie ma tutaj zbyt wiele dzieci więc nie przypuszczałam, że ... uh.... 
-SKORO NIE MASZ CUKIERKÓW, MUSIMY CI WYCIĄĆ PSIKUSA, PRAWDA? - zapytał wchodząc do mieszkania, za nim wszedł dzieciak i Sans – TO MOŻE JAKAŚ ŁAMIGŁÓWKA? -popatrzył na Ciebie z nadzieją, przyglądałaś mu się nadal zawstydzona. Od czasu incydentu z hentai minęły dwa dni. Oboje się z tego śmialiście, ale musieliście wyjaśnić co zaszło Papyrusowi. Wskoczył po prostu w złym miejscu i czasie (choć byłaś całkiem pewna, że myślał iż przerwał wam w czymś innym). Nie zachowywał się jednak inaczej, mimo to nadal nie miałaś odwagi spojrzeć mu w oczy. 
-Uh... nie mam też.... żadnych łamigłówek – widziałaś jak zarówno wyższy szkielet jak i dziecko opuszczają głowy zawiedzeniu – Ale uh, co powiecie na test na myślenie? To coś jak łamigłówki – chwyciłaś za kartkę papieru, narysowałaś prosty domek i ludzika w środku – Dobra, zróbcie to samo, ale bez odrywania długopisu od papieru. - Papyrus chwycił rysunek i zmarszczył brwi. 
-ALE TO NIEMOŻLIWE, NIE MA SZANS ABY NARYSOWAĆ LUDZIKA POZA DOMEM W TAKICH OKOLICZNOŚCIACH 
-Właśnie dlatego nazywamy to testem na myślenie – wyjaśniłaś – Musisz wymyślić rozwiązanie, na tym polega wyzwanie. 
-NIE MA TAKIEJ ZAGADKI Z JAKĄ NIE PORADZIŁBY SOBIE WIELKI PAPYRUS I JEGO RÓWNIEŻ WIELKI TOWARZYSZ FRISK! - Wziął dziecko pod pachę i rozłożył się z nim i kartą papieru na podłodze Twojego salonu. - MÓJ BRAK FIZYCZNEGO MÓZGU NIE BĘDZIE PRZESZKODĄ W TYM... TEŚCIE NA MYŚLENIE ... NIE PRZEGRAMY! - Uśmiechnęłaś się. 
-a gdzie twój kostium? nie mów mi, że nie świętujesz – jego „strój” to zwykła biała koszulka z napisem „error 404: nie znaleziono kostiumu” na środku. Wywróciłaś oczami. 
-Później idę na imprezę, lecz teraz nie będę się wstydzić swojego przebrania, skoro widziałam twoje
-ej – wzruszył ramionami – spędziłem miesiąc pomagając papsowi w jego. - przeniosłaś wzrok na drugiego kościotrupa. Właściwie jego strój prezentował się naprawdę dobrze. Początkowo myślałaś, że kupił go gdzieś w sklepie, ale zdecydowanie był w lepszym stanie niż kupny. 
-Łał, mądry, zabawny i słodki też? Zaskakujesz mnie każdego dnia – szturchnęłaś go lekko w ramię 
-spełniam wszystkie twoje oczekiwania?
-OCZYWIŚCIE, ŻE TAK SANS. NIE BYŁABY Z TOBĄ, GDYBYŚ JEJ NIE ODPOWIADAŁ. PO CO MIAŁABY SIĘ Z TOBĄ UMAWIAĆ, GDYBY CIĘ NIE LUBIŁA? - zaśmiałaś się nieśmiało i zerknęłaś na swoje stopy
-Taaa, masz rację Pap – ten uśmiechnął się i wrócił do zagadki. Razem z Friskiem właśnie rysowali na trzeciej kartce papieru. Teraz, kiedy lepiej się przyjrzałaś jego kostiumowi, zauważyłaś, że wygląda znajomo – Papyrus... czy ty... jesteś Szkieletorem? 
-TAK! KILKU INNYCH LUDZI JAKICH ZNAM POWIEDZIELI MI, ŻE TO BARDZO FAJNY SZKIELET, NO I TERAZ MAM MIĘŚNIE! - wstał z podłogi i zaczął napinać swój kostium. Zalałaś się śmiechem. 
-Wyglądasz świetnie. - przyznałaś. 
-DZIĘKUJĘ! WIEM! - uznał skromnie i wrócił do testu. 
-hej, jeżeli nie masz planów przed przyjęciem, frisk miał nadzieję, że dołączyłabyś do nas w zbieraniu cukierków – dziecko podniosło głowę i uśmiechnęło się. O Boże, nawet robi psie oczka... kaptur z jego kostiumu lekko opadł na czoło. O nie, za słodko. Nie da się odmówić czemuś takiemu. 
-Brzmi świetnie. Więc uh... pójdę się przebrać. - Weszłaś do sypialni po swój... kostium. Jeżeli tak można go nazwać. Czarna koszulka i spodnie, puchate kocie uszy i koci ogon. Wiesz, że mało w tym oryginalności, ale na imprezach studenckich nie wkłada się serca czy duszy w takie sprawy. Poza tym Twój pierwotny strój został zniszczony razem z innymi rzeczami. Dorysowałaś po trzy wibrysy na policzkach, zrobiłaś różowy nos i czerwone usta. Cóż. Wyglądało to dobrze. Udałaś się do salonu. Papyrus i Frisk nadal leżeli na podłodze, zaś Sans usadowił się na kanapie. Usiadłaś obok niego czekając, aż tamci dokończą zagadkę. 
-...wyglądasz purrastycznie, kocie – wyszczerzył się. 
-Musisz? To znacznie gorsze niż verta-bae – czułaś jak się rumienisz. 
-myślę, że to miau-tastyczne imię dla ciebie – Nic nie powiedziałaś – twoje policzki są czerwone, dobrze się czujesz? - Nim zdążyłaś mu odpowiedzieć, Papyrus i Frisk stanęli na równe nogi. 
-ODKRYLIŚMY, ŻE TEN TAK ZWANY TEST NA MYŚLENIE TO NIC INNEGO JAK ZWYKŁA SZTUCZKA. DA SIĘ GO PRZEJŚĆ ZAGINAJĄC KARTKĘ PAPIERU. NYEH-HEH-HEH! WIEM, ŻE NIE MA ZAGADKI Z JAKĄ BYŚMY SOBIE NIE PORADZILI! - przybili sobie piątkę. 
-brawo bracie. 
-DZIĘKUJĘ! TERAZ SKORO WSZYSCY MAMY NA SOBIE STROJE, MOŻEMY WYRUSZYĆ NA ZBIERANIE CUKIERKÓW I ROZWIĄZANIE KILKU ZAGADEK! - W czwórkę wyszliście z mieszkania i zaczęliście od najbliższego sąsiedztwa. Papyrus i Frisk przewodzili wymachując swoimi koszykami. 
-Nie przeszkadza wam Halloween? - zapytałaś Sansa 
-na początku to było trochę dziwne widzieć bandę szkieletów paradującą po ulicy – wzruszył ramionami – ale eh, znasz mnie, nie jestem typem kogoś, kto ostrzy pazury by wepchnąć kość w mrowisko 
-Żart z kością i kotem w tym samym zdaniu? - byłaś zaskoczona – Miau-tastycznie 
-heh – zaśmiał się – nie tylko ja mam purrastyczny talent do żartów z kotami 
-Oh rany, a więc nie ma kota w worku?
-miau-że – zachichotał – ale, uch, wydaje mi się, że kolejnym powodem przez który nie przeszkadza nam halloween jest to, że mieliśmy podobne święto u siebie w podziemiu, wszystkie potwory przebierały się w kolorowe koszulki i rozwiązywały zagadki za cukierki, opierało się na tej samej legendzie choć odwróconej, że wasze ludzkie dzieci mogą je zaatakować więc potwory przebierały się za nie. 
-To interesujące. Fajnie, że potwory mają swoją własną mitologię. Wydaje mi się, że powodem Halloween było to, że ludzie utożsamiali potwory z demonami albo czymś takim – Oh. Zatrzymałaś się zastanawiając nad rozmową. Jeżeli połączy się oba mity, rezultat jest okropny. 
-ej, nie martw się tym, kocie, było minęło – odparł spokojnie – pazury zostały schowane, pamiętasz? 
-Przestań z tymi kocimi kawałami! I nie mów do mnie kocie! - Zaśmiał się tylko i pobiegł (tak, pobiegł) by złapać Friska i Papyrusa, którzy właśnie szykowali się do zapukania do cudzych drzwi. 

Chodziłaś po mieszkaniach z przyjaciółmi przez kilka godzin, zaś wasza wspólna przygoda zakończyła się koszykami pełnymi słodyczy. Ludzie rozpoznawali Ciebie i Sansa, prosili abyście pozwolili zrobić sobie zdjęcia. Inni poznawali Friska jako ambasadora i zatrzymywali go by zadać kilka pytań. Lecz to Papyrus cieszył się największym powodzeniem i jego wspaniały kostium Szkieletora. Czuł się jak jakaś gwiazda, do czasu aż wróciliście  do mieszkania o 21. 
-WEZMĘ FRISK DO MOJEGO POKOJU I ZJEMY WSZYSTKIE SŁODYCZE!
-papyrus...
-... NIEKTÓRE Z NICH – pochylił się nad dzieckiem i głośno szepnął – NIE BÓJ SIĘ, WSZYSTKIE. DOBRANOC! - podniósł go i udał się do ich mieszkania. 
-dostanie próchnicy – mruknął – dziękuję za towarzystwo, frisk bał się, że się do nas nie dołączysz – uśmiechnęłaś się zadowolona, że wywarłaś dobre wrażenie. Dzieciak zwracał się do Ciebie per „ciociu” lecz nie poprawiałaś go. Poprosił Cię też, abyś wzięła go na barana w drodze powrotnej. Był za słodki aby mu odmówić. No i zebrał bardzo dużo słodyczy. 
-Taa, fajnie było z nim wyskoczyć – przyznałaś – Bawiłam się dobrze 
-nom, dobra, dobranoc – odwrócił się by wejść do mieszkania
-Cz-czekaj! - krzyknęłaś – Um. Czy... może... uh.. chcesz iść na przyjęcie? Znaczy się, nie czuj się przymuszany, po prostu dobrze się bawiłam i um... Haha, uh, Tak naprawdę nie znam zbyt wielu ludzi tam, więc....
-jasne, ale to oznacza że będziesz musiała znieść więcej moich kawałów, kiciu 
-Przestań! - spotkaliście się po kilku chwilach, Ty poszłaś poprawić makijaż i nakarmić kota, a Sans upewnić się że jego brat i dzieciak nie zjedzą za dużo słodkości. Poszliście na uczelnię. 
-zostawiłaś moją bluzę kiedy ostatni raz u nas byłaś – zaczął – byłem zaskoczony, myślałem że zatrzymasz ją na zawsze – Ah. Taaa. Racja. Zapomniałaś o niej, kiedy szybko wybiegałaś. Cholera. Naprawdę ją lubiłaś. 
-Nawet jej nie nosisz. - Sans wzruszył ramionami 
-przyzwyczaiłem się do tej – pokazał na swoją galaktyczną bluzę 
-Lubisz kosmos?
-taa – wsadził ręce do kieszeni – jak wyszliśmy z góry by zobaczyć słońce, stałem całą noc i oglądałem gwiazdy – popatrzył na niebo – nie łatwo zobaczyć je tutaj w mieście, ale i tak wyglądają lepiej niż gdziekolwiek w podziemiu – brzmiał trochę smutno, a ta chwila była dziwnie osobista. Nie chciałaś naciskać, ale przez dłuższą chwilę żadne z was nic nie mówiło. Zakasłałaś 
-Mam dla ciebie kawał
-taaa?
-Tak i jest naprawdę śmieszny
-naprawdę?
-Totalnie 
-...to go powiesz?
-Tak- zamyśliłaś się chwilę – Uh... Jak długo żyje mysz?
-no jak?
-To zależy od kota. - Sans się śmiał. Poklepałaś się po ramieniu. Oboje opowiadaliście sobie kawały przez resztę drogi na imprezę. Dobra, cóż, Sans opowiadał Ci ich zdecydowanie więcej, ale nadal... Pomieszczenie było pełne. Głośna muzyka, wirujące światła, spocone ciała na parkiecie, kilka całujących się par w ogrodzie. Chwyciłaś kościotrupa za rękę i wciągnęłaś do środka, gdzie atmosfera nie była lepsza. Prawie goli studenci ocierali się o siebie w tańcu, grupa paliła papierosy gdzieś pod ścianą, no i ktoś ustawił pod ścianą stół do ping ponga robiąc zakłady na wódkę. 
-i to są twoje klimaty? - zapytał rozglądając się dookoła 
-Errr cóż, nie przepadam zazwyczaj za imprezami, ale rany, chyba? Imprezy, no nie wiem... Pozwalają ci na chwilę zapomnieć i dobrze się bawić? Znaczy się byłeś na imprezach, prawda? Między nimi nie ma większej różnicy 
-przyszłaś tutaj znaleźć nowego chłopaka? - zapytał 
-Hmph
-żartowałem kiciu
-HEJ! Popatrzcie kto w końcu się pojawił! - odwróciliście się by zobaczyć Wyatta ubranego w togę. Wywróciłaś oczami. 
-Cześć Wyatt. Fajne wdzianko 
-To samo mogę powiedzieć o tobie – pochylił się w stronę Sansa – Wiesz, że jeżeli będziesz dobre drapał tego kociaka za uchem to pokaże ci swoją myszk-AŁA, ał, musiałaś uderzyć mnie tak mocno?
-Nikt nie chce słuchać twoich obleśnych odzywek – skrzyżowałaś ręce 
-Próbuję tylko wam pomóc – odparł w obronie. Warknęłaś. - Dobra, dobra. Dopiero przyszliście? Chcecie coś do picia? Widziałem kilka dobrych pozycji – potrząsnęłaś głową przecząco – Dobra, jasne. Rozgośćcie się. Zaraz będziemy znowu grać w ponga – i sobie poszedł 
-teraz co? - zamyśliłaś się chwilę
-Potańczymy? - potwór spojrzał niepewnie na ludzi przed sobą. Zaśmiałaś się. - Nie tak! To byłoby dziwne. Jest wiele sposobów na taniec, wiesz. 
-nie tańczę za wiele – mruknął 
-To nic – praktycznie zaciągnęłaś go za rękę na parkiet – Ja też nie. - Zaczęłaś się poruszać w rytm naprawdę złej przeróbki Monster Mash. Pokazałaś, aby Sans do Ciebie dołączył. Domyślałaś się jak żałośnie się prezentowałaś, co bazowało tylko na dziwnym wyrazie twarzy kościotrupa, ale i tak po chwili bujał się obok Ciebie. I tak, twój taniec był porażką, ale i tak oboje się dobrze bawiliście. 
-Siemaneczko, mogę przeszkodzić? - powiedział student wchodząc między was 
-Um, właśnie z nim tańczyłam – próbowałaś go ominąć. 
-Nie wyglądało jakby ci się podobało – mężczyzna uśmiechnął się przebiegle i wzruszył ramionami 
-Nie oglądałeś wiadomości? - zapytałaś – Jesteśmy parą więc odwal się. 
-Miaaaau, kicia ma pazurki – wyszczerzył się. Fuj. Znowu ta ksywka, brzmiała jeszcze gorzej kiedy on ją mówił. 
-Nie mów do mnie kicia. 
-serio, kolego, lepiej tak nie mów, ona nienawidzi jak się ją tak nazywa – student popatrzył na Sansa, a potem na Ciebie i machnął ręką. 
-Dobra, głupia suko. Chciałem tylko zatańczyć. Nie spinaj się. Możesz teraz odwołać swojego demona – wpatrywał się w szkielet, który odpowiadał mu tym samym. Chwyciłaś potwora za rękę. 
-Chodź – pociągnęłaś go w stronę stołu do ping ponga – Chcesz zagrać? 
-raczej nie mam do tego żołądka – powiedział pokazując na kieliszki wódki – jestem pewien, że serwują je bez magii. 
-O kurwa, tak racja. Zapomniałam?
-zapomniałaś o tym, że umawiasz się ze szkieletem?
-Tak jakby? - zaśmiał się 
-nic nie szkodzi, idź, baw się, popatrzę i upewnię się, że nie odwalisz niczego głupiego – zarumieniłaś się lekko
-Powodzenia – Szybko się upiłaś. Jak się skusiło trzeba było pić, ciężko było grać z kimś kto umiał w to grać... a ty cóż... nie wychodziło Ci najlepiej. Zachichotałaś. Sans podszedł do Ciebie, podniósł Cię, wziął na bok i wyciągnął piłeczkę z Twoich rąk. 
-jesteś pijana i zaraz zrobisz coś głupiego 
-Ciiii – przystawiłaś palec do jego ust – Jeszcze... jeszcze tylko raz, dobra? - zabrałaś mu piłeczkę i wróciłaś na swoją pozycję. Zerknęłaś by zobaczyć potwora. Pomachałaś mu, odmachał. A potem... Uderzyłaś paletką, piłka przeleciała przez stół. Brawo, udało Ci się trafić, czego chcieć więcej, co nie? To ma sens. Paletką uderza się w piłkę. Cóż, ta odbiła się od ziemi, przeleciała nad kilkoma głowami pchnięta dziwną siłą jaką w nią wsadziłaś, odbiła się od ściany i .. wleciała wprost w oczodół Sansa. 
-...Powinniśmy.... to liczyć? - zapytał jeden z graczy 
-Wiesz... to pierwszy raz jak w coś trafiła 
-Ohhhhhhhh – podbiegłaś do kościotrupa – Czekaj, rany, Ja... Ja chcę przeprosić. Czekaj, pozwól... Wyciągnę to – zaczęłaś macać okolice oczodołu. Sans próbował Cię odciągnąć. 
-co przed chwilą mówiłem?
-Ta ta – czknęłaś – Daj to. Daj mi to a potem będziesz mi gadał. Ja tylko. Pozwól. Doooobra??? - wsadziłaś palec w jego oczodół głębiej. Gdzie jest ich dno? Zaczęłaś nim kręcić – Hahaha, śmieszne uczucie 
-Jakie miała szanse na ten strzał? - zapytał gracz za Twoimi plecami 
-Prędzej by wygrała w totka. Pijany ma szczęście. - Sans chwycił Cię za nadgarstki. 
-widzę, że chcesz wpaść mi w oko, ale wolałbym abyś przestała – Zamrugałaś. OH. 
-Nie mogę, to naprawdę się dzieje? - zaśmiałaś się – Czy ja... jestem psychiczna? Ta chujowa bajeczka – czknięcie – naprawdę się dzieje, prawda? - zachichotałaś. Nie mogłaś przestać. Szkielet zabrał Twoje ręce od swoich oczu i sam wyciągnął piłkę. 
-Łaaaał widzieliście tego kolesia?
-Wyciągnął to jakby to nie było nic wielkiego! - pochyliłaś się nad Sansem. 
-Chyba czas już na nas – objęłaś jego ramię – Przed nami długa droga 
-jesteś pewna? - przytaknęłaś. Nie byłaś pewna. Po kilku minutach powłóczenia nogami poprosiłaś, aby Cię poniósł. 
Sans mimo wszystko nie narzekał, pozwolił abyś weszła mu na plecy i niósł Cię przez resztę drogi. - wiesz, że narobiłaś dzisiaj dużo purrr-oblemów? - wtuliłaś się w jego kaptur – jestem zaskoczony, że ten koleś nie posądził cię o oszukiwanie za ostatni strzał – mruknęłaś – cóż zawsze mogło być gorzej, mogła być kot-astrofa – zachichotałaś 
-Ej, Sans? 
-ta?
-Jestem głupią suką?
-kompletne przeciwieństwo 
-Więęęęc, gorącym kociakiem? 
-heh – zaśmiał się i poprawił Cię lekko – purrr-fekcyjny kom-purrr-mis 
-Ej Sans?
-ta? 
-Dzięki. 
Share:

28 marca 2017

POPULARNE ILUZJE