Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans / Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Szkieleci zazdrośnik (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
STRETCH
Popełniłem błąd, myślałem, że jak się z nią trochę podroczę to jej serce zabije dla mnie szybciej, blue zawsze powtarzał, że przesadzam lecz nigdy naprawdę nie rozumiałem co ma na myśli, do teraz, nie chciała ze mną rozmawiać, ani przy śniadaniu, ani przy zmywaniu naczyń, czekałem nawet przed drzwiami do jej pokoju mając nadzieję że złapię ją w drodze, ale odepchnęła mnie i przywitała się z redem jakby był jej ulubieńcem, robiła to specjalnie, traktowała wszystkich lepiej niż mnie, podszedłem do niej na plaży kiedy rozmawiała z blue, lecz ten nie dał mi szansy na powiedzenie czegokolwiek
-blue wolałbym wpierw porozmawiać z panienką ____ - powiedziałem, ale ona mnie olała!
-Chodźmy! Pokonam was! - blue się podekscytował i zapomniał o mnie wbiegając z ____ do wody, objęła go, papyrusa też, zacisnąłem ręce w pięści ze wściekłości! nie dała mi nawet szansy porozmawiać!
-uspokój się – sans minął mnie – jeżeli zostawisz ją w spokoju to sama do ciebie przyjdzie – skąd on wie to wszystko? więc czekałem, i... czekałem... i czekałem... bawiła się z papyrusem i blue, porozmawiała z g pozwalając aby bawił się jej włosami, zniknęła nawet na ponad godzinę z sansem... nigdy nie przyszła... zaraz... czy tylko ja to zauważyłem? g wyszedł i zaraz potem ona, nikt nie zwrócił uwagi, wziąłem ostatni łyk i oddałem butelkę redowi, idąc za nimi korytarzem, łoooh, nogi mi się plątały dlatego szedłem powoli, aż usłyszałem głosy, uciszali się, nie bardzo rozumiałem o czym rozmawiali, ale wiedziałem co widzę, poczułem jak coś ściska mnie w żołądku, tak jak wtedy kiedy dostrzegłem jak całuje się z edge w samochodzie, ale to... to było o wiele gorsze, owinęła się dookoła niego, przytwierdzona do ściany, trzymał ręce na jej... cofnąłem się, miałem dość oglądania, czułem jak wściekłość buzuje we mnie, no i wtedy usłyszałem.
-Nie odejdę – powiedziała, aż opadła mi szczęka, powiedziała że zostanie tutaj z nim! poprosił aby przyszła do niego do pokoju później, wygląda na to, że się zgodziła, czy ja nic dla niej nie znaczę? czy ja nie zasługuję na jej pocałunek? dlaczego... dlaczego ona ze mną tak nie rozmawia? gdzieś w głębi wiedziałem, że jestem samolubny, ale... wpadła na mnie, włączyła światło, zrobiłem to co przyszło mi do głowy, więc udawałem pijanego głupca
-łoł łoł kiciuś zrobił co teraz? oh, g gooooorący z niego trup jeżeli sans się dowie – jeszcze raz, dlaczego zwierzam się redowi? a tak, on ma burbon – nie mogę uwierzyć, że ten dupek pocałował ją przed nami – mruknął, edge siedział niedaleko krztusząc się drinkiem, red nie zwrócił na niego uwagi – nie miałbym nic przeciwko, gdybym to był ja albo mój brat, owinęlibyśmy ją sobie dookoła palca, już dawno kicia by dla mnie słodko mruczała, gdyby jacyś idioci ciągle nie wchodzili mi w paradę.
-mów za siebie, zboku – wyrwałem mu butelkę i wziąłem porządny łyk, pewnie nie powinienem był pić, sans wyszedł zabierając ze sobą blue i papsa, cóóóż, zerknąłem na telefon
Laleczka: Cześć, właśnie się obudziłam.
nie przypuszczałem, że cokolwiek napisze, myślałem że po prostu wymknie się do pokoju księcia g, ej a może chce pogadać! odpowiedziałem szybko pijąc jeszcze dwa kieliszki.
-idziesz pogadać z kicią? w tym stanie? masz, na odwagę – red podał jeszcze jeden, w sumie czemu nie? byłem zaskoczony, że przy teleportacji nie walnąłem w ścianę, ona też była zaskoczona
-wybacz laleczko nie chciałem cię wystraszyć – pomogłem jej wstać, zachowywała się tak jakby na moich rękach była trucizna, odeszła pod ścianę, krzyżując ręce na piersi
-Cóż, potraficie się wszędzie teleportować, powinnam się przyzwyczaić – bąknęła, powinienem ją chyba uprzedzić.
-odezwałaś się do mnie – odparłem z ulgą czując jak cała złość z mojego serca po prostu znika
-Nie miałam wyboru – dłońmi zasłaniała ramiona, niech no pomyślę, nigdy nie widziałem jej ramion
-bronisz się
-Jestem na ciebie zła – ałć
-... zawsze chowasz swoje plecy i ramiona – miała minę jakbym ją właśnie spoliczkował
-Nie wiem o czym mówisz.
-nosisz rękawy, jak masz coś co odsłania plecy to nosisz kurtkę, to dlatego edge kupił ci ten kostium? - czy edge wie coś czego ja nie wiem? a jakiegoś powodu to mnie rozwścieczyło, czy ona wszystkim opowiada o swoich sekretach tylko mi nie?
-...Nie podoba mi się to Stretch – przysunąłem się do niej, chciałem jej dotknąć, jej skóra była taka delikatna
-co wie edge czego ja nie? - mówiłem do siebie – co wie red czego nie wiem ja? i sans? dlaczego jesteś z nimi tak blisko... ale nie ze mną? - chyba ją przestraszyłem bo przylgnęła bardziej do ściany
-Wydaje mi się, że jestem taka sama wobec was wszystkich – ta, racja, taka sama, myśli że nie widzę tego spojrzenia jakim obdarza sansa kiedy myśli, że nie widzę, albo ten sposób w jaki droczy się z redem, albo to że praktycznie rzuca się w ramiona g
-poza g – kurwa, nie chciałem tego powiedzieć, jestem zbyt pijany
-Możesz podać mi koszulkę? Wtedy będziemy mogli porozmawiać. - nie chciałem się od niej odsunąć bo mogłaby uciec, ściągnąłem bluzę i podałem jej ją, na gwiazdy, pasowała jej.. wyglądała tak... jakby już była moja, przybliżyłem się, chciałem być blisko niej też i emocjonalnie, być po prostu przy niej
-możemy porozmawiać? nie będziesz mnie już ignorować? - brzmiałem tak żałośnie... tak strasznie jej potrzebowałem... no i byłem zbyt pijany aby to ukrywać, proszę porozmawiaj ze mną, błagam, przytul mnie, proszę powiedz mi że wszystko będzie dobrze – błagam... - delikatnie dotknąłem jej rąk, delikatnie więc chyba nawet nie zauważyłam, przesunąłem ręce na jej twarz, taką delikatną.... taką miękką... chciałem ją pocałować, ostatni kieliszek burbonu od reda zadziałał... pocałowałem ją, początkowo myślałem, że mi pozwoli, lecz gdy cała się spięła, gdy zaczęła się wyrywać... powinienem wiedzieć... zrobiłem z siebie dupka
-Stretch! Co do diabła! - zakryła usta rękawem mojej bluzy lecz nie ukryła rumieńca, dlaczego wysyła mi sprzeczne sygnały?
-dlaczego? - ruszyła się więc udałem się za nią i tak wylądowaliśmy na łóżku, ugh, strasznie kręci mi się w głowie – dlaczego? dlaczego im nie szczędzisz bliskości? dlaczego mnie odtrącasz? dlaczego twoje serce nie bije szybciej dla mnie? dlaczego nie czujesz dreszczy z mojego powodu?
-S-Stretch, to nie tak..
-dlaczego całowałaś się z edge i g ale ze mną nie chcesz? - popatrzyła na mnie zszokowana, zrozumiałem, że nie wiedziała iż ja wiem, kiedy chwyciłem ją tak za ręce? jak długo na niej leżę?
-Skąd...?
-wiem bo widziałem cię w aucie i poszedłem za tobą dzisiaj, też chcę być blisko ciebie
-Jesteś pijany
-tak - bardzo
-Złaź
-nie – nie ma szans
-Stretch, ja...
-naprawdę chcesz zostać tutaj... z nim? - zapytałem czule zwalniając uścisk, przesunąłem ręce na jej ramiona, położyłem głowę na jej obojczyku, uwielbiam zapach wisterii, czułem jak plącze mi się język, walczyłem z łzami -naprawdę z nim uciekniesz? wolisz jego od nas? ode mnie? - chciałem przygotować się na pożegnanie, stawić czoło własnym lękom, nie miałem na to siły, łudziłem się, że alkohol stłumi ból, pogrążałem się we własnej żałosnej osobie kiedy objęła mnie delikatnie głaszcząc
-Oczywiście, że nie – jej głos był taki słodki, jak miód, odbijał się echem jak kołysanka, westchnąłem rozpływając się pod jej dotykiem, spragniony go, nie odchodzi, powiedziała sansowi, że nigdy nie odejdzie, oczywiście, że nie, oczywiście, że nie... straciłem tyle czasu rozżalając się nad sobą, muszę wyjść nim jeszcze bardziej się upokorzę, ale ona mnie powstrzymała, poprosiła, abym został, znalazłem się w jej objęciu szybciej niż powiesz słowo „szkielet”, wtulając się w nią, tak blisko, najbliżej jak to możliwe, wtopiłem palce w jej włosy, szeptała do mnie, mówiła to co chciałem usłyszeć, tuliła mnie, obejmowała, nie brzydziła się mojego dotyku, nie zamierała przy uściskach, i na gwiazdy, tak strasznie chciałem ją całować, jeżeli to zrobię, to nic nie będzie już takie samo... oczywiście, będę mógł zwalić wszystko na alkohol i udać, że nie pamiętam... pocałowałem ją, tym razem mi pozwoliła, dotykałem ją, przysunęła się bliżej, czułem, że przez ten alkohol robię się senny, lecz ona działała na mnie jak tysiąc kubków kawy, każdy jej dotyk jak elektryczne pieszczoty .... tylko... jeszcze.... trochę... nawet jeżeli to tylko kłamstwo... nawet jeżeli to tylko dzisiaj... proszę... pokochaj mnie.

spała w moich ramionach kiedy się obudziłem kolejnego dnia, więc naprawdę została, nadal miała na sobie ubrania, szkoda, więc odpadłem, jakkolwiek bym nie chciał zostać nadal ją tuląc, trudniej byłoby mi jednak udawać że nic nie pamiętam, chciałem ściągnąć z niej moją bluzę, ale zrezygnowałem, cokolwiek ukrywa.... między nami już jest dobrze i nie chce tego zniszczyć no i .. zaśmiałem się cicho wyobrażając sobie miny pozostałych kiedy ją tak zobaczą, kiedy odkryją że z rana opuszczam jej pokój, będzie zabawnie.
TY
Obudziłaś się sama, choć usnęłaś trzymając urżniętego, zazdrosnego kościotrupa. Nadal miałaś na sobie jego bluzę, miałaś przynajmniej pewność, że to nie sen. Podniosłaś się i przeciągnęłaś, chrupnęło Ci w kościach. Słońce powoli wchodziło do Twojego pokoju, więc to pewnie późny poranek. Ktoś zapukał w drzwi, usłyszałaś głos Sansa po drugiej stronie.
-hej, dzieciaku, żyjesz?
-Tak już idę – odrzuciłaś koc i pobiegłaś do drzwi
-oh, to dobrze, bałem się bo nie pojawiłeś się na.... - Sans zamarł widząc w co jesteś ubrana, przyglądał Ci się dziwnie, uśmiech mu zadrżał – nigdy nie pojawiłaś się na wspólnym oglądaniu gwiazd, ani stretch ...
-Tak, zostaliśmy w domu. Stretch był naprawdę pijany, więc pozwoliłam mu ze sobą usnąć
-ugh co jesteście tacy głośni i to z samego rana – warczał Red przechodząc obok, męczył go kac, zatrzymał się rozpoznając bluzę – zaraz uh... co masz na sobie kocie?
-Uhhhh to Stretcha? - co za dziwne pytanie skoro zna odpowiedź. Red popatrzył na Sansa, który tylko wzruszył ramionami. Potem popatrzył na Ciebie tak jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał, potrząsnął głową i odszedł.
-uh tak czy inaczej, lepiej się pakuj bo wybywamy po obiedzie – powiedział Sans
-Dobrze – z trudem ukrywałaś zawód – Szkoda, że nie mogłam być wczoraj na podziwianiu gwiazd z wami, pewnie były piękne...
-następnym razem, obiecuję... - i znikł. Podrapałaś się po głowie i ziewnęłaś, zamykając za sobą drzwi. Wyciągnęłaś na łóżko walizkę zbierając ubrania, dostrzegłaś jednak kogoś w pokoju. Podniosłaś głowę, na balkonie, wpatrzony w ocean, stał G. Przypomniałaś sobie, że przecież mieliście się spotkać zeszłej nocy.
-Widzę, że towarzystwa dotrzymał ci Stretch – nie był zły, ale też na Ciebie nie patrzył – Cieszę się, że się pogodziliście
-T-to nie tak – zarumieniłaś się. G przekręcił czaszkę w Twoją stronę, by dopiero potem się odwrócić, wszedł do środka i zamknął za sobą balkon.
-Wiem, Aniele, widzę – przyglądał Ci się zwyczajnie – Ale tez widzę, że naprawdę mnie opuszczasz – nie odpowiedziałaś, nie wiedziałaś co powiedzieć. Przybliżył się i chwytając Cię za talię pchnął na łóżko – To nic, Aniele. W ten sposób nasza historia jest bardziej tragiczna, prawda? - szepnął zakładając włosy za ucho – No i jeżeli będziesz mnie kiedyś potrzebowała, po prostu zadzwoń, dobra? - Racja. On też może się teleportować. Pochylił się by głęboko Cię pocałować, co z przyjemnością odwzajemniłaś. Marzyłaś o jeszcze jednej nocy tutaj, lecz Twoje marzenie nie zostało wysłuchane.
Rumieniłaś się, spędziłaś trochę czasu z G zamiast się pakować. Tylko się całowaliście, ale ... kurwa. Dlaczego wszystkie szkielety tak dobrze całują? Przecież nie mają ust! Rozglądałaś się za Stretchem. Chciałaś oddać mu bluzę nim wyjedziecie.
-aw, przebrałaś się – odwróciłaś się, Stretch stał jak zawsze trzymając papierosa w zębach – miałem nadzieję podręczyć pozostałych troszeczkę dłużej
-Podręczyć ich?
-mniejsza, laleczko – wziął bluzę i pogłaskał Cię po głowie – przepraszam za cokolwiek co miało miejsce wczoraj, pamiętam że to nie było nic fajnego ale nie wiem dlaczego – Ah, więc nie pamięta. A więc ostatecznie to jest zabawne.
-Zacząłeś mnie całować i żalić się, że nie zwracam na ciebie uwagi – Zarumienił się na pomarańczowo wyjmując papierosa tak by zasłonić twarz.
-r...rozumiem
-Ale to nic – zapewniłaś go – Bo nigdy was nie zostawię. No i jesteśmy pogodzeni
-....naprawdę? - był troszeczkę sceptyczny
-Naprawdę – stanęłaś na palcach i pocałowałaś go w policzek – Teraz chodź, zazdrośniku, wracajmy do domu