Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Tej nocy cicho szeptała, leżąc na brzuchu do połowy przykryta kołdrą ukazując nagą bladą skórę pokrytą jasno-niebieskimi żyłami. Delikatniejsza od śniegu który przypominała, topiła mi się w rękach. Szeptała wprost do mojego ucha, tak bym mógł ją dobrze usłyszeć. Mimo chłodu którym emanowała, ja jeden potrafiłem znaleźć w niej ciepło. Była moim końcem, a ja byłem jej początkiem. Była aniołem, któremu świat brutalnie wyrwał skrzydła. Chciałem zatrzymać ją dla siebie, ale wiedziałem, że niczego nie pragnęła bardziej od powrotu do domu. Jej czarne włosy, ciemniejsze od czegokolwiek co w życiu widziałem, delikatnie przykrywały jej lekko malinowe usta oraz te wspaniałe, duże oczy skrywające tyle cierpienia. Dwadzieścia dwa centymetry zimnej stali przyjęła z tym swoim chłodnym, słodkim uśmiechem który tak kochałem. Jej krew spływająca po skórze przypominała mi kwiaty róży położone na śniegu. Powoli malowała czerwone ścieżki na białej i nagiej skórze, tak delikatnie, jak gdyby za pociągnięciami pędzla najwybitniejszych z malarzy. Tej nocy nie było niczego, była tylko ona, uśmiech, szept, i ja. Był tylko śnieg i róża, tylko łza i chłód. Była moim końcem, a ja byłem jej początkiem, tak myślałem. Teraz wiem że to ona była moim początkiem, a ja jej końcem...
Autor: Wiktoria K
SPIS TREŚCI
HAPPY END (obecnie czytany) | DEAD END
Autor: Wichan
Edge P.O.V.
-Z Sansem coraz gorzej. Chyba właśnie stracił przytomność. - analizowałem w głowie sytuację.
Zwolniłem tempo, gdy musiałem przejść przez most nad lawą, ale nadal biegłem. Po chwili dotarłem do drzwi laboratorium i zadzwoniłem.
-Kto mi zawraca dupę?! - wrzasnęła Alphys przez drzwi.
-Przełożony Twojej laski suko. - warknąłem w odpowiedzi.
-Już otwieram.
Ledwo pojawiła się szpara w drzwiach, rozepchałem ją i wdarłem się do środka.
-Potrzebna pomoc medyczna już! - krzyknąłem.
-Jaki stan poszkodowanego? - mówiąc pełzła w żółwim tempie.
-Rany cięte, złamanie kości promieniowej z przemieszczeniem, prawdopodobnie złamanie kilku żeber i pierdolone 0,2 HP. - powiedziałem praktycznie wszystko.
-Zaraz... 0,2 HP? Sans?! - dinozaurzyca nagle się ożywiła.
-Tak Sans, masz mu pomóc bo za chwilę zdechnie.
Minęło zaledwie 20 minut, a drobny szkielet już był profesjonalnie opatrzony, prześwietlony i podłączony do aparatury.
Red P.O.V.
Obudziłem się ze snu. Tym razem jednak zamiast koszmaru cały czas widziałem głęboką czerń.
-Hmm... Mhm... - zacząłem jęczeć, gdy całe ciało zaczęło mnie niemiłosiernie boleć.
-Sans! Ty żyjesz! - Papyrus wstał z krzesła i nachylił się nade mną.
-hm? - o czym on mówi?
-Miałeś wiele szczęścia kosteczko. - usłyszałem znajomy głos z oddali.
-Kiedy będę mógł go zabrać do domu? - Spytał Papyrus odwracając wzrok ode mnie.
-Już jutro powinien być stabilny, ale raczej nie będzie chodził. - odpowiedziała Alphys wzruszając ramionami.
-Dobrze. Sans, muszę iść do pracy. Jutro po Ciebie przyjdę. - powiedział przysiadając na krawędzi łóżka.
-P-paps... - szepnąłem uśmiechając się życzliwie.
-Sans?
-Kocham Cię - rozłożyłem ręce.
-Ja Cię też. - powiedział i... on po prostu mnie przytulił.
W tym momencie chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie. Już od bardzo dawna nie było tak dobrze w naszych relacjach. Mogę przysiąc, że ból przechodził.
-O kurwa... - nagle zaklęła Alphys, która stała za Papyrusem.
Zmierzyłem ją wzrokiem, a ona tylko wskazała na sufit. O co jej cho... o wow. Wysoko nad nami były dusze moja i Papsa, ale ważniejsze jest to co się działo.
Nie jestem pewien jak to właściwie opisać, bo pierwszy raz widziałem coś takiego, ale to wyglądało, jakby dusza Papyrusa oddawała mojej kawałek siebie. Po prostu się kruszyła, a jej drobiny naprawiały pęknięcia mojej.
Rozluźniłem uścisk, a on się odsunął, a co ważniejsze był uśmiechnięty.
-Muszę już iść. Odbiorę Cię jutro bracie. - wyszedł.
-To było dobre. - Powiedziała naukowiec chrupiąc chipsy.
Pierwszy raz od dawna się szczerze uśmiechnąłem.
24 GODZINY PÓŹNIEJ
Edge P.O.V.
Przyszedłem punktualnie do labolatorium i zacząłem pukać w drzwi pięścią.
-Papyrus?! - krzyknęła Alphys.
-A kogo się spodziewałaś? Przyszedłem po Sansa! - na moje słowa wpuściła mnie do środka.
-A więc tak. Możesz wziąć go do domu, ale musisz go nosić do zagojenia się ran i co drugi dzień robić zastrzyk. To jest mikstura zrobiona z magii Glyde'a połączonej z determinacją.
-To wszystko? - spytałem biorąc od niej torebkę z fiolkami.
-Taaa... po prostu się nim zajmij tak jak on kiedyś Tobą.
-Dobrze, ale nie robię tego dla Twojej satysfakcji jaszczurko.
-Wiem, a teraz weź swojego braciszka proszę wypierdalać. - teatralnie wskazała na drzwi.
-Później. - warknąłem i wyszedłem z Sansem na rękach.
Wiedząc, że jest bezpieczny nie śpieszyłem się i dotarłem do domu w jakieś pół godziny. Na miejscu położyłem go w moim łóżku i zawinąłem w koc. Wyglądał teraz jak małe, bezbronne burito.
Posprzątałem bałagan jaki zrobił i zaparzyłem mu herbatę. Wtenczas nie miałem za bardzo nic do zrobienia, więc uznałem, że poprawi mu się humor jak go przytulę.
Przebrałem się w piżamę i położyłem się obok. Już po chwili sam objął mnie przez sen i usnąłem.
SPIS TREŚCI
HAPPY END | DEAD END (obecnie czytany)
Autor: Wichan
Edge P.O.V.
-Z Sansem coraz gorzej. Chyba właśnie stracił przytomność. - analizowałem w głowie sytuację.
Zwolniłem tempo, gdy musiałem przejść przez most nad lawą, ale okazało się, że jest zerwany. - kurwa mać.
Przez chwilę nie wiedziałem co robić, więc zadzwoniłem do Alphys.
...
...
...
-odbierz suko. - warknąłem ściskając mocniej telefon.
...
...
-Co tam Szkieleci Lordzie? - zapytała leniwie.
-Jak się do Ciebie dostać, gdy nie ma mostu?!
-Nie ma innej drogi, a czemu pytasz?
-Potrzebuję pilnie Twojej pomocy, Sans zaraz zmieni się w popiół. - mówiłem w pośpiechu.
-C-co się stało?!
-Wypadek. Złamana ręka i wiele ran ciętych. Co robić?
-Najpierw oczyść i opatrz rany.
-Dobra. - rzuciłem telefon na ziemię i położyłem Sansa, tak żeby się nie obudził.
Usiadłem przy nim i nachyliłem się nad jego stopami. - oby tylko się nie obudził. - złapałem za porcelanowy odłamek i stanowczo pociągnąłem.
Red P.O.V.
-Co... ugh... - próbowałem zapytać się Papyrusa co się dzieje i w jednej chwili od stóp do głów przeszył mnie straszliwy ból. Krzyknąłem.
-Sans, wytrzymasz to. - powiedział Paps wkładając mi swój szalik w zęby.
Raz za razem wyciągał mi skorupy tworząc tym samym otwarte rany. Sam nie pamiętam kiedy ostatnio tak mnie coś bolało. Aż dostałem drgawek.
-Co teraz Alphys? - pytał Papyrus... zaraz... on skończył... już? Niewiarygodnie szybko mu poszło, ale to nawet lepiej.
Paps podsunął się bliżej mnie i złapał mnie za przedramię.
-Zamknij oczy i nie ruszaj się.
-Dlaczego?
-Sans, zrób to proszę.
Wykonałem polecenie i w jednej chwili myślałem, że umrę.
-AAAAAAŁA!!! CHOLERA!!! - wrzasnąłem na cały głos.
Już miałem szykować się do ucieczki, ale szef mnie zatrzymał i... przytulił. To było miłe.
Gdy się odsunąłem zawiązał mi swój szalik, tak aby podtrzymywał rękę i sprawdził moje statystyki.
Edge P.O.V.
-Kurwa jego mać! 0.1 HP! Zaraz zdechnie do cholery jasnej! - krzyczałem w myślach.
-Papyrus? Co się dzieje? - spytał Sans z współczuciem w oczach.
-Twoje HP... - poczułem jak łzy spływają mi po policzkach.
-Hej, Paps. Zrobiłeś wszystko co mogłeś. - dlaczego on się tak do mnie uśmiecha?!
Pozwoliłem aby sam sprawdził swoje statystyki, a gdy to zrobił na sekundę jego źrenice zniknęły, ale nadal się uśmiechał.
-Przynajmniej nie spadają... To znaczy, że zrobiłeś kupę dobrej roboty. Jestem dumny. - Dlaczego on tak mówi?! I dlaczego to tak boli?
Uderzyłem się w klatkę, bo poczułem jak drży mi dusza i wstałem.
-Nie ma co, musimy dostarczyć Cię do domu i tam wyzdrowiejesz. - powiedziałem podnosząc go z ziemi.
W lekkim pośpiechu przeszliśmy przez Waterfall i dotarliśmy do Snowdin. Już miałem nasz dom w zasięgu wzroku, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się, a ta osoba uderzyła mnie z pięści w twarz. Zachwiałem się i omal nie upadłem.
-Sans! Schowaj się za śmietnik! - Rozkazałem odstawiając go na ziemi.
Red P.O.V.
Przez śnieg, ból się nasilił, aby po chwili odejść. Widziałem, że banda potworów zaatakowała Papyrusa, ale nie wiedziałem dlaczego. Ze strachu wykonałem polecenie, ale miałem wyrzuty sumienia, że nie powinienem zostawiać go samego.
-Co kurwiu?! Myślisz, że jak raz wygrałeś to będzie drugi?! Niedoczekanie Twoje. - bandyta splunął pod stopy szefa.
Papyrus nic nie odpowiedział, tylko zmierzył wzrokiem sześć osób i w ich kierunku wyrzucił naostrzone kości. Większość uniknęła ataku i biegła na Papyrusa z bronią wszelakiego rodzaju.
W pewnym momencie ta szumowina znalazła się wyjątkowo blisko mnie, więc wstrzymałem na ten czas oddech. Zacząłem myśleć, że Paps sobie nie poradzi, a to byłby koniec świata.
Edge P.O.V.
Jeden z nich ewidentnie przewodził grupą, bo dało się zauważyć jak inni wykonują jego polecenia, więc w niego celowałem najczęściej.
Odpierałem ich ataki do póki mnie nie otoczyli. Zaczęli porozumiewawczo kiwać sobie na wzajem zbliżając się do mnie. Zachowałam spokój, chociaż w głowie powoli rodziła się panika.
W jednej chwili wszyscy odwrócili się na zachód i rzucili nożami w tę samą stronę. Dusza mi zamarła. Przecież tam był Sans!
Nie zwracając uwagi na bandytów za mną podbiegłem do kryjówki. Dostał... wszystkimi... Ale krztusząc się krwią nadal się uśmiechał.
Red P.O.V.
0 HP. GAME OVER. Czułem jak czas zwolnił, zacząłem zmieniać się w popiół. Mam 5 sekund do śmierci duszy.
Raz...
...
Podniosłem się z ziemi.
...
Dwa...
...
Odepchnąłem Papsa uśmiechając się.
...
Trzy...
...
Podbiegłem do napastników tworząc trzy blastery.
...
Cztery...
...
Strzeliłem...
...
Pięć...
...
-Kocham Cię braciszku...
...
...
...
Edge P.O.V.
-Sans! Nie! Proszę NIE! - to nic nie dało... on odszedł. - padłem na kolana przed jego kurtką i zacząłem płakać.
...
...
...
...
*wołałeś po pomoc, jednak nikt nie przyszedł*
-Z Sansem coraz gorzej. Chyba właśnie stracił przytomność. - analizowałem w głowie sytuację.
Zwolniłem tempo, gdy musiałem przejść przez most nad lawą, ale okazało się, że jest zerwany. - kurwa mać.
Przez chwilę nie wiedziałem co robić, więc zadzwoniłem do Alphys.
...
...
...
-odbierz suko. - warknąłem ściskając mocniej telefon.
...
...
-Co tam Szkieleci Lordzie? - zapytała leniwie.
-Jak się do Ciebie dostać, gdy nie ma mostu?!
-Nie ma innej drogi, a czemu pytasz?
-Potrzebuję pilnie Twojej pomocy, Sans zaraz zmieni się w popiół. - mówiłem w pośpiechu.
-C-co się stało?!
-Wypadek. Złamana ręka i wiele ran ciętych. Co robić?
-Najpierw oczyść i opatrz rany.
-Dobra. - rzuciłem telefon na ziemię i położyłem Sansa, tak żeby się nie obudził.
Usiadłem przy nim i nachyliłem się nad jego stopami. - oby tylko się nie obudził. - złapałem za porcelanowy odłamek i stanowczo pociągnąłem.
Red P.O.V.
-Co... ugh... - próbowałem zapytać się Papyrusa co się dzieje i w jednej chwili od stóp do głów przeszył mnie straszliwy ból. Krzyknąłem.
-Sans, wytrzymasz to. - powiedział Paps wkładając mi swój szalik w zęby.
Raz za razem wyciągał mi skorupy tworząc tym samym otwarte rany. Sam nie pamiętam kiedy ostatnio tak mnie coś bolało. Aż dostałem drgawek.
-Co teraz Alphys? - pytał Papyrus... zaraz... on skończył... już? Niewiarygodnie szybko mu poszło, ale to nawet lepiej.
Paps podsunął się bliżej mnie i złapał mnie za przedramię.
-Zamknij oczy i nie ruszaj się.
-Dlaczego?
-Sans, zrób to proszę.
Wykonałem polecenie i w jednej chwili myślałem, że umrę.
-AAAAAAŁA!!! CHOLERA!!! - wrzasnąłem na cały głos.
Już miałem szykować się do ucieczki, ale szef mnie zatrzymał i... przytulił. To było miłe.
Gdy się odsunąłem zawiązał mi swój szalik, tak aby podtrzymywał rękę i sprawdził moje statystyki.
Edge P.O.V.
-Kurwa jego mać! 0.1 HP! Zaraz zdechnie do cholery jasnej! - krzyczałem w myślach.
-Papyrus? Co się dzieje? - spytał Sans z współczuciem w oczach.
-Twoje HP... - poczułem jak łzy spływają mi po policzkach.
-Hej, Paps. Zrobiłeś wszystko co mogłeś. - dlaczego on się tak do mnie uśmiecha?!
Pozwoliłem aby sam sprawdził swoje statystyki, a gdy to zrobił na sekundę jego źrenice zniknęły, ale nadal się uśmiechał.
-Przynajmniej nie spadają... To znaczy, że zrobiłeś kupę dobrej roboty. Jestem dumny. - Dlaczego on tak mówi?! I dlaczego to tak boli?
Uderzyłem się w klatkę, bo poczułem jak drży mi dusza i wstałem.
-Nie ma co, musimy dostarczyć Cię do domu i tam wyzdrowiejesz. - powiedziałem podnosząc go z ziemi.
W lekkim pośpiechu przeszliśmy przez Waterfall i dotarliśmy do Snowdin. Już miałem nasz dom w zasięgu wzroku, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się, a ta osoba uderzyła mnie z pięści w twarz. Zachwiałem się i omal nie upadłem.
-Sans! Schowaj się za śmietnik! - Rozkazałem odstawiając go na ziemi.
Red P.O.V.
Przez śnieg, ból się nasilił, aby po chwili odejść. Widziałem, że banda potworów zaatakowała Papyrusa, ale nie wiedziałem dlaczego. Ze strachu wykonałem polecenie, ale miałem wyrzuty sumienia, że nie powinienem zostawiać go samego.
-Co kurwiu?! Myślisz, że jak raz wygrałeś to będzie drugi?! Niedoczekanie Twoje. - bandyta splunął pod stopy szefa.
Papyrus nic nie odpowiedział, tylko zmierzył wzrokiem sześć osób i w ich kierunku wyrzucił naostrzone kości. Większość uniknęła ataku i biegła na Papyrusa z bronią wszelakiego rodzaju.
W pewnym momencie ta szumowina znalazła się wyjątkowo blisko mnie, więc wstrzymałem na ten czas oddech. Zacząłem myśleć, że Paps sobie nie poradzi, a to byłby koniec świata.
Edge P.O.V.
Jeden z nich ewidentnie przewodził grupą, bo dało się zauważyć jak inni wykonują jego polecenia, więc w niego celowałem najczęściej.
Odpierałem ich ataki do póki mnie nie otoczyli. Zaczęli porozumiewawczo kiwać sobie na wzajem zbliżając się do mnie. Zachowałam spokój, chociaż w głowie powoli rodziła się panika.
W jednej chwili wszyscy odwrócili się na zachód i rzucili nożami w tę samą stronę. Dusza mi zamarła. Przecież tam był Sans!
Nie zwracając uwagi na bandytów za mną podbiegłem do kryjówki. Dostał... wszystkimi... Ale krztusząc się krwią nadal się uśmiechał.
Red P.O.V.
0 HP. GAME OVER. Czułem jak czas zwolnił, zacząłem zmieniać się w popiół. Mam 5 sekund do śmierci duszy.
Raz...
...
Podniosłem się z ziemi.
...
Dwa...
...
Odepchnąłem Papsa uśmiechając się.
...
Trzy...
...
Podbiegłem do napastników tworząc trzy blastery.
...
Cztery...
...
Strzeliłem...
...
Pięć...
...
-Kocham Cię braciszku...
...
...
...
Edge P.O.V.
-Sans! Nie! Proszę NIE! - to nic nie dało... on odszedł. - padłem na kolana przed jego kurtką i zacząłem płakać.
...
...
...
...
*wołałeś po pomoc, jednak nikt nie przyszedł*
Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka Burgerpantsa
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18] (obecnie czytany)
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18] (obecnie czytany)
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~

Luty. Choć zrobiło się na tyle ciepło, że śnieg przestał padać, to nadal jest zbyt zimno, abyś mogła swobodnie wychodzić i się bawić. Większość wieczorów spędzasz na kanapie oglądając telewizję, grają w gry mając kota na kolanach. Prawie każdego dnia wpada Sans i Papyrus z żarciem. Masz dziwne przeczucie, że postanowili cię karmić i... to ci odpowiada. Lubisz mieć ich przy sobie. Dzisiaj siedziałaś tylko z Sansem. Graliście w Mario Kart. Ostatnie okrążenie. Byłaś pierwsza. Zwycięstwo jest po Twojej stronie.
-heh... a co powiesz... kiedy użyję niebieską muszlę?
-Ani się waż! - zagroziłaś, przegrywałaś cały czas. Sans wyszczerzył się i niebieska muszla uderzyła w Twój samochodzik i wybiła Cię z toru. Patrzyłaś jak Sans przekracza linię pierwszy. - Kutas jesteś, Sans – prawie rzuciłaś padem.
-nie dzięki, nie jestem zainteresowany – mówił przeglądając menu aby wybrać kolejną trasę. …. Hm...
-Mogę zadać ci dziwne pytanie? - opuścił pada i popatrzył na Ciebie z uniesionymi brwiami
-a nie będziesz go żałować?
-Chcę cię przygotować, to wszystko – Sans usiadł po turecku na kanapie odkładając pada na bok i popatrzył na Ciebie. Miałaś pełnię jego uwagi.
-wal śmiało, pytaj o największe dziwy jakie chodzą ci po głowie. - Dooobra, teraz jest Ci niezręcznie.
-Um... Czy ty... kiedykolwiek... rozważałeś.... pieprzenie się z człowiekiem? - Ku Twojemu zaskoczeniu, zaczął się śmiać?
-a co, jesteś zainteresowana? - …
Uhhhhhhhh.
Jak masz na to odpowiedzieć?! Kiedy milczałaś, mina mu zrzedła
– oh, mówisz poważnie.
-Wiesz, nigdy nie widziałam, abyś był czymś w ten sposób zainteresowany. Płeć, gatunek, czy cokolwiek. Więc.. jestem ciekawa, to wszystko. Jest coś co ci się podoba? - Sans milczał z minutę nad tym pytaniem nim odpowiedział.
-tak, czuję, wiesz... mam potrzeby, ale reszta.. nie ma znaczenia... lubię to co mi się podoba
-A więc nie ma znaczenia co dokładnie?
-nie w tym znaczeniu, nie interesuje mnie przypadkowy seks z przypadkowym człowiekiem
-Dlaczego? - podrapał się po czaszce
-to bardziej.. emocjonalna sprawa, a wiesz, jakim wielkim wrażliwcem jestem.
-Ta, bardzo cieplutki i milutki
-dzięki, moje kości są naprawdę cieplutkie i milutkie.. uh... ale serio... z człowiekiem? wszyscy jesteście zboczeni, bez urazy, ale jeżeli miałbym się z jakimś przespać, to musiałoby mi na nim zależeć. - …
…
..........
To pytanie ciśnie Ci się na język.
-...A co ze mną? Przespałbyś się ze mną? - W mgnieniu oka, Sans był na Tobie, pochylał się, niskim, delikatnym głosem wyszeptał Ci do ucha
-jasne, to właśnie tego chcesz? jeszcze jednego szkieleta w sobie? chcesz, aby wielki, zły potwór cię zdominował i zerżnął z całych sił?
-...Tak? - w kolejnej chwili Sans znowu był na swoim miejscu trzymając pada w rękach, znowu przeglądał menu gry
-to masz problem, nie będę bawił się twoimi uczuciami aby się wyładować, mam swoją klasę
-Może to być zwyczajny seks!
-nie, nie może być
-Więc co? Napaliłeś mnie swoim głosem i wszystkim i tak mnie teraz zostawisz?
-uhh, no.
-Nawet w moich snach, zawsze masz jakąś wymówię – Wszystko nagle zwolniło, poczułaś, że się oddalasz. Popatrzyłaś za okno. Widziałaś w nim odbicie Sansa. Wpatrywał się w Ciebie z dziwnym wyrazem na twarzy. Tak jakby widział Cię całą. Oceniał. Osądzał.
-heh, dobra. - Sceneria zadrżała i nagle byłaś w jego sypialni, leżałaś na wielkiej kupie skarpet i ubrań na podłodze. On był na Tobie, przyciskał swoje biodra do Twoich i szczerzył się. Byliście nadzy. Usłyszałaś plask plask plask, kości o skórę. Oplotłaś palce dookoła jego żeber przyciągając go tak mocno jak to się dało. - to tego właśnie chcesz?
-TAK!
-jesteś pojebana, wiesz? - przesunęłaś dłoń na jego biodro, Sans jęknął głęboko.
-Tak, ale ty też, co? - gładziłaś i pieściłaś jego kości, przyciągając coraz bliżej do siebie. Dyszał, lecz mówił między jękami i stęknięciami
-wiesz... nie powinnaś.. zadzierać... z potworem.... one mogą cię... pogryźć – I z tymi słowami zatopił zęby w Twoim karku, delikatnie. Stęknęłaś zarzucając na niego swoje nogi, starając się przybliżyć go jak tylko się da najbliżej, do napięcia rosnącego w Twoim kroku. Sans przesunął rękę i ścisnął Cię za tyłek, pozwalając, aby kościste palce boleśnie zacisnęły się na skórze i przyciągnął Cię do siebie. Wtedy puścił i poczułaś, jak góra skarpet znika, zaś w tej chwili jesteś pod prysznicem. Strumień ciepłej wody skapywał na Twoją skórę. Usiadłaś na niewielkim krzesełku pod prysznicem - heh, choć zawsze rozbieram się w sypialni, muszę wziąć prysznic – szepnął Ci do ucha. Zachichotałaś. Przesunął się tak, że teraz przed Tobą klęczał uśmiechnięty – nie wiedziałem, że też chcesz się wyczyścić
-Bla bla bla – przechyliłaś się chwytając za mydło. Namydliłaś ręce i zaczęłaś czyścić jego kości bardzo się do tego przykładając. Sunęłaś po każdych zakamarkach, od góry do dołu, nie przegapiając ani milimetra.
-ooo tak, uderz mnie bańkami, mam takie brudne myśli – wyszczerzył się zawadiacko, nie umiałaś powstrzymać śmiechu.
-O mój Boże, o to chodzi? Raaany. Chodź tutaj brudasku, wyczyszczę cię – nadal się śmiałaś. Był bliżej, tak, że mogłaś czyścić czubek jego czaszki. Sans chwycił za inne mydło i zaczął gładzić Cię po kobiecości. Jego palce sunęły po udach, brzuchu, chwytając wszystkiego co mogły. Przesunął ręce na brzuch bawiąc się nim trochę, a następnie chwycił za piersi i delikatnie je ścisnął – jesteś taka gąbczasta...
-Ludzka skóra i takie tam..
-hn... - przybliżył się przystawiając twarz do Twojego kroku i delikatnie rozsunął nogi na boki. Coś miękkiego i lepkiego polizało Twoje płatki. Język? Palcami głaskałaś go po głowie. - wiesz, zawsze wolałem żarcie na wynos – czułaś wibracje jego głosu na sobie. Nie umiałaś nic na to poradzić, to świntuszenie miało zadziałać? Zaśmiałaś się głośno, lecz nim cokolwiek odpowiedziałaś, Sans wstał i niósł Cię na rękach, lecz byliście mokrzy i wyślizgnęłaś mu się upadając na ziemię. Teraz to Ty byłaś na kolanach, a on patrzył na Ciebie z góry, pomógł Ci wstać. Jego śmiech, sprawił, że się śmiałaś. Woda lała się na was, ściekając strumyczkami po waszych ciałach. Światła sypialni migotały w ciemnościach.
Kiedy otworzyłaś oczy, byliście na górze. To chyba Ebott. Jest noc, z pięknym księżycem i rozgwieżdżonym niebem. Siedzicie na szczycie i patrzycie na horyzont.
-ufasz mi? - zapytał proponując swoją dłoń. Popatrzyłaś na nią, przybliżyłaś się, pomógł Ci wstać i w tej chwili oboje unieśliście się do góry. Różowe i fioletowe chmury zaczęły się dookoła was kręcić, a wy przez nie przelatywaliście. Sans nadal tulił Cię mocno, tak jakbyś była jedynym co na ziemi dla niego najcenniejsze. Zbliżaliście się do gwiazd.
-Pięknie tu.
-tak, jesteś piękna. - Byliście daleko od ziemi. Daleko od osądów, wścibskich spojrzeń, problemów, znieczulicy. Tylko Ty, Sans i księżyc. Popatrzyłaś w jego oczodoły, przytulił Cię mocniej, przysunął Twoją twarz swoją ręką, drugą trzymając Cię mocno w pasie. - nie jestem w stanie dać ci gwiazdki z nieba, ale jesteśmy dość blisko nich – pochylił się, aby pocałować Cię w kark. Ta sama dłoń, która wcześniej była na Twojej twarzy, wsuwała się teraz w Twoje spodenki. Sunął palcami po Twoim wejściu.
-S-sans...
-jesteś taka piękna – mówił zaczynając pieścić Twój wzgórek. Jęknęłaś jeszcze raz jego imię – nie chcę cię nigdy wypuścić ze swoich objęć
-Błagam... Sans...
-kocham cię
-Ja ciebie t..
Obudziłaś się nagle. Kilka książek spadło z półki. Co do...?
Miau.
Wychyliłaś się za łóżko, aby zobaczyć kota na podłodze otoczony książkami. Westchnęłaś.
-Wywaliłeś moje rzeczy? - zapytałaś kota – Mówiłam, że nie mogę się tobą zajmować kiedy śpię – kot mauknął w odpowiedzi. - Przeprosiny przyjęte. - Popatrzyłaś na zegarek. Trzecia. Masz czas jeszcze się zdrzemnąć z godzinę przed pracą. Położyłaś głowę na poduszkach i zamknęłaś oczy.
….
Dobra, nadal byłaś napalona przez sen. Nic wielkiego. Zawsze możesz się pobawić przed snem...
ZARAZ...
TEN SEN...
TO JEST COŚ WIELKIEGO.
Podniosłaś się.
- Cholera jasna – mówiłaś do siebie – Ja... ja... - miałam sen erotyczny z gościem, który jest moim przyjacielem, na którego lecę, ale nie powinnam mieć o nim erotycznych snów, bo on nie czuje do mnie tego co ja czuję do niego choć aje mi pokręcone sygnały i BOŻE miałam pierdolony sen erotyczny z SANSEM!
Jasne, czasami lubisz myśleć, jakby to było gdyby wasze randki były prawdziwe. Lecz starasz się jak możesz, aby nie roić sobie w głowie nic ponad i aby wasza przyjaźń była niezachwiana. Potrząsnęłaś głową. Nie. Nie chowaj się. Weź głęboki wdech. To tylko sen. Nic na to nie poradzisz. Po prostu.. nie myśl o tym... ale nadal musisz się wyładować... Chciałaś pomyśleć o jakiejś fantazji, która na chwile zajmie Twój umysł, ale mogłaś myśleć jedynie o Sansie i o księżycu. Ugh. Dobra. Dasz radę. Zrób coś innego... Odrzuciłaś kołdrę i wyszłaś z łóżka. Zimna woda. Prysznic.. Praktycznie wbiegłaś do łazienki. Wskoczyłaś pod zimny strumień wody, lecz jedyne o czym myślałaś to Sans między Twoimi nogami rzucający sucharami na temat robienia Ci minety. Wyłączyłaś prysznic i wyszłaś. Salon. Może obejrzeć jakiś horror? Nic tak nie poprawia humoru jak krew i zwłoki. … Szkielet to na swój sposób rodzaj zwłok... Nie. Skreśl to. Przed oczami miałaś Sansa napierającego na Ciebie na kanapie, szepczącego Ci do ucha. To dziwne, ale do tej pory nie zdawałaś sobie sprawy jak strasznie atrakcyjny był jego głos. Może przesadzasz? Tak. Przesadzasz. Położysz się tutaj i spróbujesz usnąć. Ułożyłaś się na kanapie. Zamknęłaś oczy.
kocham cię
Ugh... to naprawdę wystarczy, abyś się nakręciła? On nie musi o niczym wiedzieć. Pomyślałaś nagle. Możesz się szybko zabawić myśląc o nim i po sprawie... Nie... Sans może i się nigdy nie dowie, ale Ty będziesz wiedziała. Jest pewna linia, jakiej nie chcesz przekraczać. No i Sans to dobry chłopak, wasza przyjaźń jest dla Ciebie najcenniejsza. Westchnęłaś. Ta, zapomnij. Nie mogłabyś spojrzeć mu w oczy, gdybyś to zrobiła. Wróciłaś do sypialni i położyłaś się na łóżku. Teraz, zapragnęłaś sprawdzić znaczenie snu. Tak. To ma sens. Włączyłaś telefon i zaczęłaś grzebać w sieci.
Wyszukanie: Znaczenie snów, gra wideo
Grać w grę – próbujesz uciec przed problemami w życiu
Wyszukanie: Znaczenie snów, skarpety
Widzieć skarpety - są uznawane za symbol narządów płciowych kobiety, dlatego sen o nich symbolizuje niepohamowany popęd seksualny
Wyszukanie: Znaczenie snów, prysznic
Prysznic z kimś – masz niezałatwione sprawy z tą osobą i pora „wyczyścić” atmosferę. Czas na szczerość.
Wyszukanie: Znaczenie snów, latanie
Latanie w powietrzu – próbujesz uniknąć niezręcznych sytuacji
Wyszukanie: Znaczenie snów, księżyc
Księżyc w pełni – oznacza całość, kompatybilność
Wyszukanie: Znaczenie snów, miłość
Twój przyjaciel wyznaje ci miłość – żywisz wobec tej osoby głębsze uczucia. Może czas je wyznać?
Cóż... nie masz pojęcia czy to cokolwiek ci pomogło. Właściwie to w niczym. Westchnęłaś sfrustrowana. Wstałaś powoli szykując się do pracy. Pomijając mieszane uczucia, jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłaś się na myśl o ubieraniu się w mało seksowne ciuszki i podawanie kawy klientom z pustką w oczach, kiedy przybywają zawsze po zastrzyk kofeiny aby rozpocząć dzień. Tak. To bardzo mało erotyczne zajęcie. No i będziesz miała kilka godzin, aby ochłonąć, nim spotkasz się z …
-Sans! - stał przed swoim mieszkaniem paląc.
Czy on serio musi być tak cholernie seksowny?!
Nie wiedziałaś co powiedzieć, więc.. uśmiechnęłaś się bardzo krzywo, niezręcznie i wymuszenie.
-Doberek! - próbowałaś może za bardzo udawać radosną. Naprawdę idzie ci dobrze zachowywanie spokoju...
-cześć – odpowiedział....
….
…....
…..
On wie
.....
Może...
Nie wiesz w sumie. Ale teraz jesteś paranoiczką. Dzielisz z nim ścianę. Mógł Cię usłyszeć i .. uh.. oh.. odwróciłaś wzrok patrząc na swoje buty. Wstydziłaś się. Czułaś się winna.
-Dobra, cóż, miło było pogadać, ale muszę spadać do pracy! - ładnie się wywinęłaś
-jasne, do zobaczenia
On zdecydowanie wie!!!
-heh... a co powiesz... kiedy użyję niebieską muszlę?
-Ani się waż! - zagroziłaś, przegrywałaś cały czas. Sans wyszczerzył się i niebieska muszla uderzyła w Twój samochodzik i wybiła Cię z toru. Patrzyłaś jak Sans przekracza linię pierwszy. - Kutas jesteś, Sans – prawie rzuciłaś padem.
-nie dzięki, nie jestem zainteresowany – mówił przeglądając menu aby wybrać kolejną trasę. …. Hm...
-Mogę zadać ci dziwne pytanie? - opuścił pada i popatrzył na Ciebie z uniesionymi brwiami
-a nie będziesz go żałować?
-Chcę cię przygotować, to wszystko – Sans usiadł po turecku na kanapie odkładając pada na bok i popatrzył na Ciebie. Miałaś pełnię jego uwagi.
-wal śmiało, pytaj o największe dziwy jakie chodzą ci po głowie. - Dooobra, teraz jest Ci niezręcznie.
-Um... Czy ty... kiedykolwiek... rozważałeś.... pieprzenie się z człowiekiem? - Ku Twojemu zaskoczeniu, zaczął się śmiać?
-a co, jesteś zainteresowana? - …
Uhhhhhhhh.
Jak masz na to odpowiedzieć?! Kiedy milczałaś, mina mu zrzedła
– oh, mówisz poważnie.
-Wiesz, nigdy nie widziałam, abyś był czymś w ten sposób zainteresowany. Płeć, gatunek, czy cokolwiek. Więc.. jestem ciekawa, to wszystko. Jest coś co ci się podoba? - Sans milczał z minutę nad tym pytaniem nim odpowiedział.
-tak, czuję, wiesz... mam potrzeby, ale reszta.. nie ma znaczenia... lubię to co mi się podoba
-A więc nie ma znaczenia co dokładnie?
-nie w tym znaczeniu, nie interesuje mnie przypadkowy seks z przypadkowym człowiekiem
-Dlaczego? - podrapał się po czaszce
-to bardziej.. emocjonalna sprawa, a wiesz, jakim wielkim wrażliwcem jestem.
-Ta, bardzo cieplutki i milutki
-dzięki, moje kości są naprawdę cieplutkie i milutkie.. uh... ale serio... z człowiekiem? wszyscy jesteście zboczeni, bez urazy, ale jeżeli miałbym się z jakimś przespać, to musiałoby mi na nim zależeć. - …
…
..........
To pytanie ciśnie Ci się na język.
-...A co ze mną? Przespałbyś się ze mną? - W mgnieniu oka, Sans był na Tobie, pochylał się, niskim, delikatnym głosem wyszeptał Ci do ucha
-jasne, to właśnie tego chcesz? jeszcze jednego szkieleta w sobie? chcesz, aby wielki, zły potwór cię zdominował i zerżnął z całych sił?
-...Tak? - w kolejnej chwili Sans znowu był na swoim miejscu trzymając pada w rękach, znowu przeglądał menu gry
-to masz problem, nie będę bawił się twoimi uczuciami aby się wyładować, mam swoją klasę
-Może to być zwyczajny seks!
-nie, nie może być
-Więc co? Napaliłeś mnie swoim głosem i wszystkim i tak mnie teraz zostawisz?
-uhh, no.
-Nawet w moich snach, zawsze masz jakąś wymówię – Wszystko nagle zwolniło, poczułaś, że się oddalasz. Popatrzyłaś za okno. Widziałaś w nim odbicie Sansa. Wpatrywał się w Ciebie z dziwnym wyrazem na twarzy. Tak jakby widział Cię całą. Oceniał. Osądzał.
-heh, dobra. - Sceneria zadrżała i nagle byłaś w jego sypialni, leżałaś na wielkiej kupie skarpet i ubrań na podłodze. On był na Tobie, przyciskał swoje biodra do Twoich i szczerzył się. Byliście nadzy. Usłyszałaś plask plask plask, kości o skórę. Oplotłaś palce dookoła jego żeber przyciągając go tak mocno jak to się dało. - to tego właśnie chcesz?
-TAK!
-jesteś pojebana, wiesz? - przesunęłaś dłoń na jego biodro, Sans jęknął głęboko.
-Tak, ale ty też, co? - gładziłaś i pieściłaś jego kości, przyciągając coraz bliżej do siebie. Dyszał, lecz mówił między jękami i stęknięciami
-wiesz... nie powinnaś.. zadzierać... z potworem.... one mogą cię... pogryźć – I z tymi słowami zatopił zęby w Twoim karku, delikatnie. Stęknęłaś zarzucając na niego swoje nogi, starając się przybliżyć go jak tylko się da najbliżej, do napięcia rosnącego w Twoim kroku. Sans przesunął rękę i ścisnął Cię za tyłek, pozwalając, aby kościste palce boleśnie zacisnęły się na skórze i przyciągnął Cię do siebie. Wtedy puścił i poczułaś, jak góra skarpet znika, zaś w tej chwili jesteś pod prysznicem. Strumień ciepłej wody skapywał na Twoją skórę. Usiadłaś na niewielkim krzesełku pod prysznicem - heh, choć zawsze rozbieram się w sypialni, muszę wziąć prysznic – szepnął Ci do ucha. Zachichotałaś. Przesunął się tak, że teraz przed Tobą klęczał uśmiechnięty – nie wiedziałem, że też chcesz się wyczyścić
-Bla bla bla – przechyliłaś się chwytając za mydło. Namydliłaś ręce i zaczęłaś czyścić jego kości bardzo się do tego przykładając. Sunęłaś po każdych zakamarkach, od góry do dołu, nie przegapiając ani milimetra.
-ooo tak, uderz mnie bańkami, mam takie brudne myśli – wyszczerzył się zawadiacko, nie umiałaś powstrzymać śmiechu.
-O mój Boże, o to chodzi? Raaany. Chodź tutaj brudasku, wyczyszczę cię – nadal się śmiałaś. Był bliżej, tak, że mogłaś czyścić czubek jego czaszki. Sans chwycił za inne mydło i zaczął gładzić Cię po kobiecości. Jego palce sunęły po udach, brzuchu, chwytając wszystkiego co mogły. Przesunął ręce na brzuch bawiąc się nim trochę, a następnie chwycił za piersi i delikatnie je ścisnął – jesteś taka gąbczasta...
-Ludzka skóra i takie tam..
-hn... - przybliżył się przystawiając twarz do Twojego kroku i delikatnie rozsunął nogi na boki. Coś miękkiego i lepkiego polizało Twoje płatki. Język? Palcami głaskałaś go po głowie. - wiesz, zawsze wolałem żarcie na wynos – czułaś wibracje jego głosu na sobie. Nie umiałaś nic na to poradzić, to świntuszenie miało zadziałać? Zaśmiałaś się głośno, lecz nim cokolwiek odpowiedziałaś, Sans wstał i niósł Cię na rękach, lecz byliście mokrzy i wyślizgnęłaś mu się upadając na ziemię. Teraz to Ty byłaś na kolanach, a on patrzył na Ciebie z góry, pomógł Ci wstać. Jego śmiech, sprawił, że się śmiałaś. Woda lała się na was, ściekając strumyczkami po waszych ciałach. Światła sypialni migotały w ciemnościach.
Kiedy otworzyłaś oczy, byliście na górze. To chyba Ebott. Jest noc, z pięknym księżycem i rozgwieżdżonym niebem. Siedzicie na szczycie i patrzycie na horyzont.
-ufasz mi? - zapytał proponując swoją dłoń. Popatrzyłaś na nią, przybliżyłaś się, pomógł Ci wstać i w tej chwili oboje unieśliście się do góry. Różowe i fioletowe chmury zaczęły się dookoła was kręcić, a wy przez nie przelatywaliście. Sans nadal tulił Cię mocno, tak jakbyś była jedynym co na ziemi dla niego najcenniejsze. Zbliżaliście się do gwiazd.
-Pięknie tu.
-tak, jesteś piękna. - Byliście daleko od ziemi. Daleko od osądów, wścibskich spojrzeń, problemów, znieczulicy. Tylko Ty, Sans i księżyc. Popatrzyłaś w jego oczodoły, przytulił Cię mocniej, przysunął Twoją twarz swoją ręką, drugą trzymając Cię mocno w pasie. - nie jestem w stanie dać ci gwiazdki z nieba, ale jesteśmy dość blisko nich – pochylił się, aby pocałować Cię w kark. Ta sama dłoń, która wcześniej była na Twojej twarzy, wsuwała się teraz w Twoje spodenki. Sunął palcami po Twoim wejściu.
-S-sans...
-jesteś taka piękna – mówił zaczynając pieścić Twój wzgórek. Jęknęłaś jeszcze raz jego imię – nie chcę cię nigdy wypuścić ze swoich objęć
-Błagam... Sans...
-kocham cię
-Ja ciebie t..
JEB!
Obudziłaś się nagle. Kilka książek spadło z półki. Co do...?
Miau.
Wychyliłaś się za łóżko, aby zobaczyć kota na podłodze otoczony książkami. Westchnęłaś.
-Wywaliłeś moje rzeczy? - zapytałaś kota – Mówiłam, że nie mogę się tobą zajmować kiedy śpię – kot mauknął w odpowiedzi. - Przeprosiny przyjęte. - Popatrzyłaś na zegarek. Trzecia. Masz czas jeszcze się zdrzemnąć z godzinę przed pracą. Położyłaś głowę na poduszkach i zamknęłaś oczy.
….
Dobra, nadal byłaś napalona przez sen. Nic wielkiego. Zawsze możesz się pobawić przed snem...
ZARAZ...
TEN SEN...
TO JEST COŚ WIELKIEGO.
Podniosłaś się.
- Cholera jasna – mówiłaś do siebie – Ja... ja... - miałam sen erotyczny z gościem, który jest moim przyjacielem, na którego lecę, ale nie powinnam mieć o nim erotycznych snów, bo on nie czuje do mnie tego co ja czuję do niego choć aje mi pokręcone sygnały i BOŻE miałam pierdolony sen erotyczny z SANSEM!
Jasne, czasami lubisz myśleć, jakby to było gdyby wasze randki były prawdziwe. Lecz starasz się jak możesz, aby nie roić sobie w głowie nic ponad i aby wasza przyjaźń była niezachwiana. Potrząsnęłaś głową. Nie. Nie chowaj się. Weź głęboki wdech. To tylko sen. Nic na to nie poradzisz. Po prostu.. nie myśl o tym... ale nadal musisz się wyładować... Chciałaś pomyśleć o jakiejś fantazji, która na chwile zajmie Twój umysł, ale mogłaś myśleć jedynie o Sansie i o księżycu. Ugh. Dobra. Dasz radę. Zrób coś innego... Odrzuciłaś kołdrę i wyszłaś z łóżka. Zimna woda. Prysznic.. Praktycznie wbiegłaś do łazienki. Wskoczyłaś pod zimny strumień wody, lecz jedyne o czym myślałaś to Sans między Twoimi nogami rzucający sucharami na temat robienia Ci minety. Wyłączyłaś prysznic i wyszłaś. Salon. Może obejrzeć jakiś horror? Nic tak nie poprawia humoru jak krew i zwłoki. … Szkielet to na swój sposób rodzaj zwłok... Nie. Skreśl to. Przed oczami miałaś Sansa napierającego na Ciebie na kanapie, szepczącego Ci do ucha. To dziwne, ale do tej pory nie zdawałaś sobie sprawy jak strasznie atrakcyjny był jego głos. Może przesadzasz? Tak. Przesadzasz. Położysz się tutaj i spróbujesz usnąć. Ułożyłaś się na kanapie. Zamknęłaś oczy.
kocham cię
Ugh... to naprawdę wystarczy, abyś się nakręciła? On nie musi o niczym wiedzieć. Pomyślałaś nagle. Możesz się szybko zabawić myśląc o nim i po sprawie... Nie... Sans może i się nigdy nie dowie, ale Ty będziesz wiedziała. Jest pewna linia, jakiej nie chcesz przekraczać. No i Sans to dobry chłopak, wasza przyjaźń jest dla Ciebie najcenniejsza. Westchnęłaś. Ta, zapomnij. Nie mogłabyś spojrzeć mu w oczy, gdybyś to zrobiła. Wróciłaś do sypialni i położyłaś się na łóżku. Teraz, zapragnęłaś sprawdzić znaczenie snu. Tak. To ma sens. Włączyłaś telefon i zaczęłaś grzebać w sieci.
Wyszukanie: Znaczenie snów, gra wideo
Grać w grę – próbujesz uciec przed problemami w życiu
Wyszukanie: Znaczenie snów, skarpety
Widzieć skarpety - są uznawane za symbol narządów płciowych kobiety, dlatego sen o nich symbolizuje niepohamowany popęd seksualny
Wyszukanie: Znaczenie snów, prysznic
Prysznic z kimś – masz niezałatwione sprawy z tą osobą i pora „wyczyścić” atmosferę. Czas na szczerość.
Wyszukanie: Znaczenie snów, latanie
Latanie w powietrzu – próbujesz uniknąć niezręcznych sytuacji
Wyszukanie: Znaczenie snów, księżyc
Księżyc w pełni – oznacza całość, kompatybilność
Wyszukanie: Znaczenie snów, miłość
Twój przyjaciel wyznaje ci miłość – żywisz wobec tej osoby głębsze uczucia. Może czas je wyznać?
Cóż... nie masz pojęcia czy to cokolwiek ci pomogło. Właściwie to w niczym. Westchnęłaś sfrustrowana. Wstałaś powoli szykując się do pracy. Pomijając mieszane uczucia, jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłaś się na myśl o ubieraniu się w mało seksowne ciuszki i podawanie kawy klientom z pustką w oczach, kiedy przybywają zawsze po zastrzyk kofeiny aby rozpocząć dzień. Tak. To bardzo mało erotyczne zajęcie. No i będziesz miała kilka godzin, aby ochłonąć, nim spotkasz się z …
-Sans! - stał przed swoim mieszkaniem paląc.
Czy on serio musi być tak cholernie seksowny?!
Nie wiedziałaś co powiedzieć, więc.. uśmiechnęłaś się bardzo krzywo, niezręcznie i wymuszenie.
-Doberek! - próbowałaś może za bardzo udawać radosną. Naprawdę idzie ci dobrze zachowywanie spokoju...
-cześć – odpowiedział....
….
…....
…..
On wie
.....
Może...
Nie wiesz w sumie. Ale teraz jesteś paranoiczką. Dzielisz z nim ścianę. Mógł Cię usłyszeć i .. uh.. oh.. odwróciłaś wzrok patrząc na swoje buty. Wstydziłaś się. Czułaś się winna.
-Dobra, cóż, miło było pogadać, ale muszę spadać do pracy! - ładnie się wywinęłaś
-jasne, do zobaczenia
On zdecydowanie wie!!!
Autor: yanderebunny303
SPIS TREŚCI
Rozdział III (obecnie czytany)
Autor: Wichan
Edge P.O.W
-Sans, wróciłem i... Co ty do kurwy nędzy najlepszego zrobiłeś?! - wrzasnąłem widząc jak Sans stoi na potłuczonej porcelanie.
-P-przepraszam, to był wypadek...
-Sam jesteś wypadek, czy naprawdę mając w okolicy jedną kruchą rzecz musiałeś ją zniszczyć?!
-Przepraszam s-szefie...
-Gdybyś nie był moim bratem dawno już bym cię spopielił! - krzyknąłem wyciągając zmiotkę z szafy.
-Przepraszam.
-Przestań przepraszać i się na coś przydaj! Posprzątaj ten bałagan!
-Tak szefie.
Red P.O.V.
Papyrus wyszedł trzaskając drzwiami, a ja będę musiał ogarnąć ten syf. Zrobiłem krok w przód i...
-Kurwa! Na gwiazdy! - wrzasnąłem i upadłem na ziemię. -Ja pierdole! Cholera! - nie mogłem się powstrzymać, to tak piekielnie bolało.
Obejrzałem swoje stopy i aż zbierało mi się na wymioty, gdy zobaczyłem, że są całe w ostrych odłamkach. Postanowiłem się przeczołgać na parter, bo tam trzymaliśmy apteczkę, ale przez nieuwagę oparłem dłoń na jednej skorupie, która boleśnie wbiła mi się w śródręcze.
Łzy zaczęły mi lecieć po policzkach, ale nie mogłem się poddać. Nie chcę jeszcze umierać, a na pewno nie w taki głupi sposób. Sprawdziłem swoje statystyki: 0,6 HP i cały czas spada.
-Muszę się pośpieszyć, bo będzie źle. - szepnąłem aby dodać sobie otuchy.
Gdy byłem już przy drzwiach podciągnąłem się i nacisnąłem klamkę. W duchu traktowałem to jak małe zwycięstwo, ale zostało jeszcze jedno... schody.
Powoli zbliżyłem się do krawędzi i zdrową rękę oparłem na pierwszym stopniu. - jest dobrze. - Na drugim utrzymałem się łokciem, aby nie pogłębić rany na dłoni. Teraz prawe kolano i znowu lewa dłoń. Lewa noga i łokieć ześlizgnął mi się z krawędzi, straciłem równowagę. - kurwa, jest źle.
Uderzyłem czaszką w poręcz i zrobiłem kilka przewrotów nim ostatecznie upadłem na ziemię. Już nie odczuwałem ani smutku, ani wściekłości. To był ból fizyczny w czystej postaci. Leżałem skulony przez chwilę, aż usłyszałem otwierające się drzwi.
-Sans?! - zawołał Papyrus wchodząc do domu.
-P-Pa... szefie... - szepnąłem.
-Wyszedłem sprawdzić skrzynkę, a ty już zrobiłeś sobie krzywdę?! - uklęknął przede mną i wzrokiem ogarnął całe moje ciało.
Pochylił się i przeszył go wyraźny dreszcz, gdy spojrzał mi na rękę.
-Sans...
-T-tak... - zakaszlałem i poczułem coś ciepłego w ustach.
-Złamałeś rękę.
Na te słowa moja dusza zadrżała, ale w tym momencie bardziej bolało mnie to jak Papyrus zareagował. Chyba pierwszy raz od dzieciństwa nie wyglądał tak, jakby chciał mnie dobić.
Poczułem jak dziwna ciecz szybko napełnia mi gardło, więc zacząłem się dusić i wypluwać tyle ile się dało.
Nie zdążyłem się zastanowić nad tym co się dzieje, a już byłem w ramionach Papyrusa. Szybko przebiegł korytarz i wybiegł z domu, a ja zauważyłem, że w miejscu, w którym leżałem była ogromna kałuża szkarłatnej cieczy.
-Trzymaj się! - krzyknął Paps dysząc.
Nie wiedziałem gdzie mnie niesie, ale wtedy priorytetem było to, żebym nie zszedł na jego rękach. Widziałem już wiele razy jego śmierć, ale naprawdę niechciałbym, aby znalazł się w tej sytuacji.
Wyjąłem swoją duszę i ponownie sprawdziłem statystyki: 0,4 HP. Gdy Papyrus to zobaczył przyśpieszył kroku, a ja nie wiedziałem, że to w ogóle możliwe.
Edge P.O.V.
-Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, dlaczego to spotyka właśnie mnie? - przeklinałem swój los w myślach.
Przebiegłem całe Snowdin i Waterfall szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Żebym tylko zdążył dobiec do Hotlandu...
-Sans, wróciłem i... Co ty do kurwy nędzy najlepszego zrobiłeś?! - wrzasnąłem widząc jak Sans stoi na potłuczonej porcelanie.
-P-przepraszam, to był wypadek...
-Sam jesteś wypadek, czy naprawdę mając w okolicy jedną kruchą rzecz musiałeś ją zniszczyć?!
-Przepraszam s-szefie...
-Gdybyś nie był moim bratem dawno już bym cię spopielił! - krzyknąłem wyciągając zmiotkę z szafy.
-Przepraszam.
-Przestań przepraszać i się na coś przydaj! Posprzątaj ten bałagan!
-Tak szefie.
Red P.O.V.
Papyrus wyszedł trzaskając drzwiami, a ja będę musiał ogarnąć ten syf. Zrobiłem krok w przód i...
-Kurwa! Na gwiazdy! - wrzasnąłem i upadłem na ziemię. -Ja pierdole! Cholera! - nie mogłem się powstrzymać, to tak piekielnie bolało.
Obejrzałem swoje stopy i aż zbierało mi się na wymioty, gdy zobaczyłem, że są całe w ostrych odłamkach. Postanowiłem się przeczołgać na parter, bo tam trzymaliśmy apteczkę, ale przez nieuwagę oparłem dłoń na jednej skorupie, która boleśnie wbiła mi się w śródręcze.
Łzy zaczęły mi lecieć po policzkach, ale nie mogłem się poddać. Nie chcę jeszcze umierać, a na pewno nie w taki głupi sposób. Sprawdziłem swoje statystyki: 0,6 HP i cały czas spada.
-Muszę się pośpieszyć, bo będzie źle. - szepnąłem aby dodać sobie otuchy.
Gdy byłem już przy drzwiach podciągnąłem się i nacisnąłem klamkę. W duchu traktowałem to jak małe zwycięstwo, ale zostało jeszcze jedno... schody.
Powoli zbliżyłem się do krawędzi i zdrową rękę oparłem na pierwszym stopniu. - jest dobrze. - Na drugim utrzymałem się łokciem, aby nie pogłębić rany na dłoni. Teraz prawe kolano i znowu lewa dłoń. Lewa noga i łokieć ześlizgnął mi się z krawędzi, straciłem równowagę. - kurwa, jest źle.
Uderzyłem czaszką w poręcz i zrobiłem kilka przewrotów nim ostatecznie upadłem na ziemię. Już nie odczuwałem ani smutku, ani wściekłości. To był ból fizyczny w czystej postaci. Leżałem skulony przez chwilę, aż usłyszałem otwierające się drzwi.
-Sans?! - zawołał Papyrus wchodząc do domu.
-P-Pa... szefie... - szepnąłem.
-Wyszedłem sprawdzić skrzynkę, a ty już zrobiłeś sobie krzywdę?! - uklęknął przede mną i wzrokiem ogarnął całe moje ciało.
Pochylił się i przeszył go wyraźny dreszcz, gdy spojrzał mi na rękę.
-Sans...
-T-tak... - zakaszlałem i poczułem coś ciepłego w ustach.
-Złamałeś rękę.
Na te słowa moja dusza zadrżała, ale w tym momencie bardziej bolało mnie to jak Papyrus zareagował. Chyba pierwszy raz od dzieciństwa nie wyglądał tak, jakby chciał mnie dobić.
Poczułem jak dziwna ciecz szybko napełnia mi gardło, więc zacząłem się dusić i wypluwać tyle ile się dało.
Nie zdążyłem się zastanowić nad tym co się dzieje, a już byłem w ramionach Papyrusa. Szybko przebiegł korytarz i wybiegł z domu, a ja zauważyłem, że w miejscu, w którym leżałem była ogromna kałuża szkarłatnej cieczy.
-Trzymaj się! - krzyknął Paps dysząc.
Nie wiedziałem gdzie mnie niesie, ale wtedy priorytetem było to, żebym nie zszedł na jego rękach. Widziałem już wiele razy jego śmierć, ale naprawdę niechciałbym, aby znalazł się w tej sytuacji.
Wyjąłem swoją duszę i ponownie sprawdziłem statystyki: 0,4 HP. Gdy Papyrus to zobaczył przyśpieszył kroku, a ja nie wiedziałem, że to w ogóle możliwe.
Edge P.O.V.
-Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, dlaczego to spotyka właśnie mnie? - przeklinałem swój los w myślach.
Przebiegłem całe Snowdin i Waterfall szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Żebym tylko zdążył dobiec do Hotlandu...
Categories
- ► DeltaRune 43
- ► Do czego warto fapać 7
- ► EddsWorld 52
- ► Głos Ludu 1
- ► Hazbin Hotel 7
- ► Helltaker 10
- ► Helluva Boss 20
- ► Inne gry 72
- ► Inne komiksy 246
- ► My Little Pony 68
- ► Tajemnica prostoty 15
- ► Undertale 2933
- ► Zootopia 228
- ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
- ♥ Anime/Manga 41
- ♥ Crushon.ai 1
- ♥ Discord 56
- ♥ Eventy 333
- ♥ Handlarzowe gry 285
- ♥ Komiksy 2727
- ♥ Ogłoszenia 188
- ♥ Oneshoot 170
- ♥ Opowiadania 871
- ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
- ♥ Prace czytelników 39
- ♥ Tłumaczenia 3107
- ♥ Ukończone 1621
- ♥ Yaoi/yuri 98
- Audio 1
- Blizny czasu [Time Scar] 11
- Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
- Cross x Dream 3
- Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
- DeeperDown 23
- Deos Numbria 9
- Endertale 10
- Fallen Flowers 23
- Gra w kości [The Skeleton Games] 54
- Handplates 86
- Hellsiblings 4
- HorrorTale 34
- Mendertale 9
- Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
- Mój martwy chłopak 16
- My boo 43
- Naprzeciw [Stand-in] 31
- Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
- nieTykalny 14
- Ocalić Blitzo 17
- Opiekun Ruin 14
- Poniżej zera 2
- Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
- Projekt badawczy potwór 22
- Słodkie Tajemnice 1
- Springtrap i Deliah 33
- SwapOut 10
- Timetale 1
- Uleczyć Blitzo 2
- Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
- Zagrajmy 12
- Zapomniana Wytrwałość 4
- ZombieTale 11
POPULAR POSTS
Obsługiwane przez usługę Blogger.






























