28 października 2017

Undertale: Mój Błąd Z Bloku NAPRZECIWKO - Ten Błąd nieźle mnie wystraszył! [opowiadanie by LittleFell]

Notka od autorki: Opowiadanie z serii "x Reader", osadzone w uniwersum Underswapu, po ścieżce Prawdziwego Pacifisty, bez żadnego wcześniejszego resetu, dostosowane raczej pod kobiecego czytelnika. Ale panowie również są serdecznie zaproszeni do lekturki!
Głównym paringiem jesteś tutaj Ty x Error. Jakim cudem? Wyjdzie oczywiście w trakcie ;3.
Wcielasz się w dwudziestoletnią dziewczynę, chorującą na złośliwego raka kości, fachowo zwanego chrzęstniakomięsakiem, o którym więcej informacji czeka w pierwszych rozdziałach.
Co jeszcze warto wiedzieć? Od zniszczenia bariery minęły prawie dwa lata. Mieszkasz sobie na spokojnych przedmieściach miasta u podnóża góry Ebott, w uroczych staroświeckich blokach. Od samego początku Twoimi sąsiadami są leniwy Honey i ruchliwy Blue, z którymi mieszka wiecznie uśmiechnięte dziecko- Chara. Ludzie są raczej pokojowo nastawieni do potworów, z nielicznymi wyjątkami, które raczej przestały już mieć miejsce.
No i, jesteś niższa nawet od Blue, więc przy Errorze będziesz bardzo niziutka.
×Występują przekleństwa i rozdziały +18, te jednak będą na wstępie odpowiednio oznakowane!×
Autor: LittleFell
SPIS TREŚCI
Ten Błąd nieźle mnie wystraszył! (obecnie czytany)

Twój dzień zaczął się.. Jak zwykle zresztą.
Słodki trel rannych ptaszków, leciutkie promyki słońca wpadające przez wielkie okno oraz pełne entuzjazmu wrzaski Twojego nadpobudliwego sąsiada. Pokręciłaś się po łóżku, jecząc cicho w poduszkę. Lubiłaś wprawdzie ów poranki, ale tego konkretnego chciałaś pospać CHOĆ trochę dłużej.
Wczoraj nieźle zabalowałaś ze znajomymi i szczerze, nie masz pojęcia jakim magicznym sposobem znalazłaś się w domu, na dodatek w stanie nienaruszonym. No, prawie. Twoja głowa dawała Ci wyraźne znaki na temat tego, co myśli o Twoim głupim zachowaniu. Nie mogłaś jednak po raz kolejny odrzucić zaproszenia od przyjaciół, którzy na pewno zaczęli by być bardziej podejrzliwi. Bardzo nie chciałaś, aby więcej ludzi znało stan w którym się znajdujesz. Na rękę bardziej Ci było, gdy trwali w nieświadomości.

Słysząc coraz głośniejsze krzyki sąsiada, wrzasnęłaś z frustracją i cisnęłaś poduszką w okno. Szczęście, że było zamknięte, a Twój ukochany prostokąt pełen puchu opadł bezgłośnie na zawaloną opakowaniami po Toffifi podłogę. Usiadłaś ze stęknięciem, łapiąc się za głowę. Stanowczo wczoraj przesadziłaś, dawno nie miałaś kaca AŻ tak wielkiego. Czułaś, że Twój mózg zaraz otworzy Ci płat czołowy, wyskoczy ze środka, weźmie tą zabytkową lampę z nocnej szafki i rozwali Ci ją na głowie za Twój debilizm. Aż się zaśmiałaś, zaraz niemiłosiernie krzywiąc. Nie był to głośny śmiech, ale Twoja głowa i takiego miała po dziurki w nosie.

Dźwignęłaś się z łóżka, stękając i fukając co chwilę, w wyobraźni już widząc jak stoisz nad sąsiadem i go mordujesz za tę okrutne pobudki.. Czasem chciałabyś go ukatrupić, szczególnie wtedy gdy przerywał Ci w czymś ważnym, lub skakał po całym Twoim domu i tłukł wazony, ale kochałaś tego małego, uroczego do porzygu szkieleta. Tak, szkieleta. Blue, bo tak na niego wołano, był szkieletem, jak jego brat- Honey. Byli Twoimi sąsiadami odkąd prawie dwa lata temu bariera upadła. Jak wielkie było Twoje zdziwienie, gdy tamtego dnia dosłownie kilka godzin później do Twoich drzwi dobijał się energicznie niski szkielet, który, jak sam potem określił "chciał zawrzeć pierwszą przyjaźń w nowym miejscu zamieszkania". Gdyby wtedy Blue i Honey nie przyszli Cię powitać, pewnie spędziłabyś dzień na wypłakiwaniu oczu w poduszkę, albo zalałabyś się w trupa i zginęła w rowie. Nie dość, że Twój były zerwał z Tobą przez pierdoloną p o c z t ę, wysyłając Ci pierdolony l i s t o tym, że znalazł nową kobietę i jadą na Alaskę hodować słonie (nie było tam nic o Alasce i słoniach, ale zawsze można coś dodać by poprawić sobie nastrój!), to dowiedziałaś się, że możesz chorować na nowotwór. Gdyby już wtedy byli pewni Twojej choroby, może dziś byłoby inaczej...

Poczułaś, jak łzy stają Ci pod powiekami. Nie mogłaś teraz zacząć płakać. Po prostu nie. Blue jakimś cudem zawsze wiedział kiedy było Ci źle i przychodził, choćby nie wiadomo jaka siła miała go zatrzymać. Nie chciałaś mu mówić o powodach Twojego płaczu. Wiedziałaś, że to by go załamało. Szkielet od samego początku zaczął traktować Cię jak członka rodziny, mówił do Ciebie nawet "siostrzyczko ____", tym swoim słodkim jak miodek głosem. Przygryzłaś boleśnie dolną wargę, starając się wziąć w garść. Rokowania były teoretycznie dobre i tylko to się dla Ciebie teraz liczyło. Wszystko będzie dobrze i skończy się pomyślnie, nie bedziesz musiała zostawiać ich samych, ani żadnego z Twoich przyjaciół. Musisz tylko to przetrwać..

Schyliłaś się, sięgając po leżąca pod oknem poduszkę i udrzuciłaś ją na łóżko. Nie chciałaś w końcu by się zabrudziła. Zerknęłaś z zaciekawieniem przez okno, mając nadzieję zlokalizować źródło aż takiej euforii Twego przyjaciela. Gdy tak dłużej się przysłuchiwałaś, mogłaś dosłyszeć wyraźną jej nutkę w jego wrzaskach. Nie dostrzegłaś na pierwszy rzut oka niczego rzucającego się w oczy, co Cię zdziwiło. Blue raczej nie cieszyłby się aż tak bardzo z błahego powodu. Gdy już miałaś odejść od okna, kątem oka dostrzegłaś srebrne Audi. Nie miałoby w sobie nic wyróżniającego się dla osób trzecich. Ale ty doskonale znałaś ten samochód. Na Twoich ustach od razu pojawił się cudowny uśmiech. Alphys i Undyne. Tak dawno nie widziałaś swoich potworzych przyjaciółek, że to samą Ciebie zaskoczyło. Wprawdzie proponowały Ci wielokrotnie wyskoczenie na miasto, lub odwiedziny w ich domku na obrzeżach miasta, lecz ty ciągle szukałaś wymówek i odmawiałaś. Zakuło Cię w piersi, gdy sobie to uświadomiłaś. Lecz teraz masz okazje się z nimi spotkać.

Ignorując wielkiego kaca i ból głowy, szybkim krokiem podeszłaś do szafy, by wyjąć z niej.. No tak szczerze to cokolwiek, co wyglądało w miarę porządnie i zaczęłaś się przebierać. Nie wiedziałaś jak długo one będą u Twoich sąsiadów, lecz zdecydowanie nie chciałaś się z nimi minąć. W pośpiechu wybiegłaś z sypialni, kierując swe kroki do toalety. Załatwiłaś swoje potrzeby, zmyłaś resztki makijażu i spięłaś włosy w niedbały kok. Nie wyglądałaś na szczęście jak jeden z zombie z "Nocy żywych trupów", za co byłaś wdzięczna losowi. W rekordowym tempie dotarłaś do drzwi wyjściowych, po drodze zakładając klapki. To tylko blok obok, no i zresztą będziesz w mieszkaniu, więc po co ubierać coś, z czym będziesz musiała się namęczyć? Wystartowałaś z mieszkania jak rakieta, nie fatygując się nawet by zamknąć drzwi na klucz. Zbiegłaś po schodach, zaraz to wyskakując z klatki schodowej na ulicę. Przyjrzałaś się w drodze do sąsiedniego bloku czy aby na pewno to t e n samochód. Taaaak, całe porysowane drzwi od strony kierowcy i wyblakły lakier. To na pewno ich samochód. Usmiechnęłaś się w duchu, podbiegając do domofonu przy drzwiach wejściowych. Wstukałaś kod który kiedyś podał Ci Honey i wbiegłaś do środka. Jak masz być szczera, nigdy nie wchodziłaś po schodach w takim tempie. Teraz nawet Blue mógłby Ci pozazdrościć speeda. Dobiłaś do drzwi za którymi mieściło się mieszkanie braci i zaczęłaś w nie, delikatnie mówiąc, napierdalać. W środku aż sama się sobie dziwiłaś, jakim cudem uderzasz w te drzwi tyle razy w przeciągu kilku głupich sekund. No, i to był Twój błąd. Gdy po raz kolejny zamachnęłaś się dłonią by zapukać, drzwi nagle się otworzyły. Zdążyłaś zarejestrować, że był to Blue, gdy z całej pety przyfasoliłaś mu w czachę z głośnym "JEB". 

××××××××××××××××××

- Boże, tak Cię przepraszam Blue, nie chciałam Cię uderzyć! -zawodziłaś, siedząc na krzesełku kuchennym w domu braci.

Blue siedział zaraz obok, jęcząc. Przykładał sobie do czoła pół kilowy worek mięsa, z czaszką ułożoną bokiem na blacie. Alphy od dziesięciu minut zaśmiewała się do łez, a Undyne biegała tam i z powrotem, przynosząc poszkodowanemu coraz to nowsze worki mięcha. Honey'a nie widziałaś nigdzie w domu, podobnie jak Chary. Wolałaś zapytać o to później, nie chciałaś teraz być jeszcze wścibska.

Naprawdę czułaś się źle z tym, że z Twojej winy ucierpiał Twój przyjaciel. Wprawdzie zaręczał, że nie stało się nic złego, a ból czachy niedługo ustąpi, to poczucie winy nie chciało odejść. Blue był zdecydowanie zbyt delikatny, by dostawać wpierdol. I to jeszcze od Ciebie! Rzuciłaś Alphys zdenerwowane spojrzenie, chcąc, by przestała się śmiać. To nie jest zabawne, zrobiłaś mu krzywdę! Ona w odpowiedzi tylko zaczęła rechotać głośniej. Byłaś pewna, że w całej okolicy było słychać jej śmiech. Westchnęłaś ciężko i przeniosłaś spojrzenie na milczącego teraz Blue. Zmartwiło Cię to, on rzadko kiedy milczał. Nawet jak oddychał, cały dom go słyszał. On po prostu nie umiał być cicho. Nie i koniec.

- Blue, wszystko okej? Przepraszam, naprawdę -zaczęłaś, dotykając lekko ramienia przyjaciela. Nie odpowiedział Ci, co tylko wpędziło Cię w większe przerażenie.

Nim zaczęłaś się wydzierać, zauważyłaś, że on zasnął. On po prostu sobie uciął pierdoloną drzemkę na pierdolonym blacie, gdy ty szalałaś z niepokoju. Ale coś nie pasowało. Blue i drzemki w środku dnia? Zdziwiło Cię to. To naprawdę nie było w stylu Twojego przyjaciela.

- Zostaw go. Miał dzisiaj ciężką noc, należy mu się odpoczynek -powiedziała w końcu Alphy, gdy dała radę pohamować swój wybuch śmiechu.

To, szczerze, zdziwiło Cię jeszcze bardziej. Blue wyznawał zasadę "pracuj rano, śpij w nocy". Zawsze był wypoczęty, chodził spać o przyzwoitych godzinach. A tu proszę, był tak zmęczony, że padł na blacie w kuchni.

- Co go doprowadziło do takiego stanu? No i, gdzie Honey i Chara? - zapytałaś w końcu, mając nadzieję, że to odpowiedni moment. Zaczęłaś przyglądać się w skupieniu buźce śpiącego szkieleta. Dopiero teraz zauważyłaś oznaki wyraźnego zmęczenia, jak wielkie wory pod oczodołami, w dziwnym niebieskawym odcieniu.  Skrzywiłaś się lekko.

- B-blue w nocy d-dużo p-pracował razem z P-papym.. I m-mieli nieo-oczekiwanego g-gościa.. H-honey teraz jest z nim w a-ambasadzie, a Ch-chara u k-królowej T-Toriel i As-sgore'a -wydukała Undyne, siadając w końcu obok swojej narzeczonej na wielkiej kanapie.

Trawiłaś wolno słowa Undyne, starając się zrozumieć dla kogo Honey i Blue poświęcili nockę. Bardziej ten pierwszy, bo młodszy z braci z reguły jest dosyć uczynny. Gdybyś tylko nie chlała w nocy, pewnie wiedziałabyś kim jest ów "ktoś". Westchnęłaś.

- Myślicie, że powinnyśmy przenieść go do sypialni? Tutaj na pewno nie jest mu najwygodniej - pogładziłaś lekko śpiący szkielet po głowie. On w odpowiedzi tylko cicho zamruczał, wiercąc się na krześle.

- T-to chyba dobry p-pomy-ysł. U-uh, A-alpy, m-mogłabyś? - Undyne rzuciła proszące spojrzenie na swoją dziewczynę. Ta westchnęła teatralnie, mimo to wstała i podeszła do blatu. Wcale nie tak delikatnie podniosła Blue, w sumie niczym wór ziemniaków, i przewiesiła go przez ramię.

- Taaa, zaniosę go. Wyjdę potem po Papsa i.. Tego drugiego. Bądźcie grzeczne, baby -mówiąc to, Alphy opuściła pomieszczenie, znikając na chwilę za drzwiami pokoju Blue. Zaśmiałaś się cicho, słysząc jak mamroczę wcale-nie-tak-dyskretnie o tym, jak to w pokoju małego szkieleta nie można by nawet znaleźć źdźebła kurzu.- Yo! -zawołała jeszcze, wychodząc z domu rodzeństwa.

Zostałaś sama z Undyne. Postanowiłaś usiąść bliżej rybokształtnej kobiety, więc ruszyłaś swój leniwy tyłek z krzesełka i przeniosłaś się do salonu, na kanapę obok niej. Uśmiechnęła się do Ciebie blado. Zauważyłaś, że ona również jest zmęczona, widać to było po jej lekko zapadniętych policzkach i cieniach pod oczami. Posłałaś jej miły uśmiech. Bardzo lubiłaś Undyne. Zawsze dobrze wam się rozmawiało, obie czułyście się świetnie w swoim towarzystwie. Nawet obie uwielbiałyście anime. Lecz najważniejszą informacją jaką z nią dzieliłaś, była Twoja choroba. Ona jako jedyna wiedziała, starała się na wszelkie sposoby pomóc Ci wyzdrowieć. Było to trudne, lecz upierała się, że mimo wszystko zrobi wszystko co w jej mocy by Ci pomóc. Kochałaś ją za to. Dała Ci nową nadzieję, której już od długiego czasu Ci brakowało.

- W-więc ____, j-jak się cz-czujesz? C-co mówili w szp-pitalu? - zapytała w końcu, widziałaś wyraźnie że się denerwuje. To był delikatny temat. Westchnęłaś cicho, pozwalając każdej ze swoich masek opaść, ukazując w końcu swoją prawdziwą twarz- zmęczonej życiem dwudziestolatki, której jedynym marzeniem było zakończenie tego cholernego koszmaru zwanego chrzęstniakomięsakiem.

-  Mówią, że na operację jest zbyt późno.. Została mi pieprzona radioterapia, na którą nawet mnie nie stać. Moje cholerne ubezpieczenie nie pokryje takich kosztów. No i musiałabym wtedy jeszcze wyjechać, by było to możliwe. Po prostu rozłożyli ręce, nie maja dla mnie żadnych wariantów, które byłyby skuteczne i na które miałabym dosyć pieniędzy.. - głos po ostatnich wypowiedzianych słowach Ci się podłamał. Zwiesiłaś głowę, dając w końcu upust emocjom. Łzy popłynęły Ci po policzkach, skapując na drżące ręce. Może i lekarskie rokowanie były dobre, to po prostu nie było Cię stać, aby były lepsze.

Poczułaś obejmujące Cię ramiona Undyne i jej uspokajający głos, gdy starała się Cię pocieszyć. Byłaś jej wdzięczna za to wszystko co robi dla Ciebie, lecz.. Wiedziałaś, gdzieś tam na dnie Twojej podświadomości, że jej starania pójdą na marne. Te wszystkie tabletki, leczenia, starania ludzi i potworów, byś wyzdrowiała. Codzienne bóle pleców, obrzęki kostne, potłuczenia przy nawet najlżejszym uderzeniu.. Było to dla Ciebie jak rytuna, spod której nie możesz się uwolnić. Jak klatka z pękniętych kości, mimo iż słabych, wciąż zdolnych by trzymać Cię w szachu. Chciało Ci się śmiać. Najchętniej rzuciłabyś to wszystko, rzuciła, by w końcu odpocząć od tego. Ale nie mogłaś. Zbyt wiele musiałabyś porzucić, zbyt wiele tego, co kochasz.

Pociągnęłaś donośnie nosem, zdając sobie sprawę z tego, że już nie płaczesz. Właściwie, poczułaś się nawet trochę lepiej. Brakowało Ci tego, jak i towarzystwa Undyne, która samą swoją obecnością umiała Ci pomóc. Po prostu, sprawić że poczujesz się lżej.
Uniosłaś głowę i uśmiechnęłaś się blado do czerwonowłosej kobiety. Dojrzałaś ulgę na jej twarzy, to dobrze, nie chciałaś widzieć dalej tego chwilowo bezsensownego strachu i smutku. W końcu, teraz czułaś się szczerze dobrze.

- W-wiesz ____, m-myśle że w-wszystko będzie d-dobrze. M-musisz p-po prostu m-mocno w to w-wierzyć, bo wiara czy-yni cud-da - powiedziała, ściskając Cię pokrzepiająco za dłoń, co przyjęłaś z wdzięcznością. Ona naprawdę zawsze wiedziała co ma Ci powiedzieć.

- Dzięki Undyne, serio jesteś najlepsza. A tak z innej beczki... - uśmiechnęłaś się przebiegle, zakładając nogę na nogę i opierając wygodniej o oparcie kanapy.- Kiedy planujecie z Alphy w końcu małe potworki?

×××××××××××××

Gdyby nie głośne trzaśnięcie drzwiami i czyjeś wrzaski, nie zorientowałybyście się z Undyne, że ktokolwiek wszedł do domu. Urwałyście nagle salwę śmiechu, którą wywołał Twój słaby żart i spojrzałyście po sobie. Twoja przyjaciółka nagle pobladła i jakby zapadła się bardziej w kanapie. Wyglądała na naprawdę przestraszoną, co w sumie trochę Cię przeraziło.
Przeniosłaś niepewnie spojrzenie w kierunku korytarza który prowadził do drzwi wejściowych, a skąd właśnie dobiegały krzyki. Rozpoznałaś głos Alphys i Honey'a, ale.. Poza nimi był ktoś jeszcze. Nie znałaś osoby do której ów głos należy i nie podobało Ci się to. Tym bardziej, że Undyne chyba się go bała. Coś było bardzo nie tak.
Już miałaś wstać i pójść tam, by zbadać sytuację, gdy w korytarzu pojawiła się Alphy. Po jej minie wywnioskowałaś, że sytuacja wcale nie jest dobra. Na jej jaszczurzej twarzy widniało wyraźne zdenerwowanie i lekka nutka strachu, co tylko przestraszyło Cię bardziej. Coś, co jest w stanie przerazić A l p h y s, na pewno nie jest milutkim, małym barankiem. Podeszła szybko do kanapy i złapała was pod ramiona, stawiając do pionu. Ten gest był dla Ciebie tak niespodziewany, że aż cicho pisnęłaś. O co tu kurwa chodzi.

- Chodźcie, musimy wyjść. T e r a z. - ostatnie słowo dosłownie wycedziła przez zęby, akcentując osobno każdą sylabę. Miała chyba nadzieję, że tak będzie bardziej stanowcza, a jej strach nie będzie dosłyszalny w głosie.

Ani Ty, ani Undyne, nie miałyście zamiaru się z nią kłócić. Wiedziałaś, że opuszczenie mieszkania braci będzie teraz najbezpieczniejsze. Czułaś to w każdym atomie swojego ciała.
Lecz życie lubi wszystko utrudniać i czynić niebezpiecznym.

- W chuju mam wasze pierdolone zasady i to, co do mnie mówisz! Gdyby moje moce działały tutaj w pełni, już dawno byłbyś jebaną kupką pyłu!

Serce Cię ścisnęło, gdy usłyszałaś tę wypowiedź. Słyszałaś teraz ten głos wyraźnie, mogłaś nawet dosłyszeć jak się zacina, czasem podskakuje o oktawę, lub opada o dwie. Mimo wszystko, barwa tego głosu była.. Tak cholernie przyjemna, że poczułaś ciepło w żołądku.
Lecz chwilę później oczarowanie głosem zniknęło, gdy w progu salonu pojawił się jego właściciel...

Włoski na ciele stanęły Ci dęba. Poczułaś wręcz niewyobrażalny strach i.. Nawet lekkie obrzydzenie, gdy w polu Twojego wzroku stanęło.. TO.
Cholera, wygląda jak Blue.
Chociaż to absurdalne, to.. Właśnie tak było. Stojący tam szkielet ogólnie przypominał Twojego małego przyjaciela. Ale mimo wszystko, był kompletnie inny. Jego kości były w zupełnie innych barwach, czarne na czaszce, czarno-czerwono-żółte na dłoniach i czerwone na nogach. Niebieskie.. Nici? Tak to przynajmniej wyglądało, odchodziły od jego oczodołów, sięgając aż po koniec żuchwy. Żółte zęby. Cholera, jego wzrok przeraził Cię chyba bardziej niż sam jego całokształt, który mimo dziwnych błędów w działaniu, prezentował się nawet normalnie- czyli czarna bluza, czerwony golf i czarne spodenki. Miał nawet pieprzone czerwone kapciuszki.
Ale kurwa, te oczodoły.
Czarny w tych Blue i Honey'a wydał Ci się teraz praktycznie szary. I te czerwono-żółte światła w nich..
Czułaś, jak nogi Ci miękną. Choleracholeracholeracholera! Musisz szybko stąd uciec, najlepiej jak najdalej stąd!
Ale nie mogłaś się ruszyć. Stałaś jak sparaliżowana, patrząc w te dziwne punkciki w oczodołach czarnego szkieletu. Co to za pierdolony czarny charakter?! To naprawdę nie jest zabawne.

Przez chwilę, ale tylko chwilę, miałaś wrażenie, że to tylko Blue się przebrał, by Cię nastraszyć. Ot, akt zemsty za to uderzenie z piąchy przy drzwiach. Ale wtedy dotarło do Ciebie, że on jest zbyt wysoki jak na Blue. Gdy w polu widzenia stanął Honey, byłaś już pewna.
Do chuja, on jest tylko trochę niższy od Papsa!
Ogarnęła Cię panika. Prawdziwa, szczera panika. Czy on będzie chciał Cię zabić? Nie możesz tutaj umrzeć!

W akcie jakiejś dziwnej desperacji oraz jeszcze dziwniejszej (albo głupszej) odwagi, wyrwałaś się Alphys i wystrzeliłaś do przodu jak z procy. Potrąciłaś po drodze ów czarny szkielet i Honey'a, ale nie zwróciłaś na to większej uwagi. Chciałaś po prostu opuścić to cholerne mieszkanie.
Słyszałaś za sobą wołania Undyne i Papsa, oraz mieszankę przekleństw tego demona, lecz nie zatrzymałaś się.
Miałaś nadzieję, że zostanie Ci to wybaczone.

××××××××××××××××××

W domu żałowałaś, że uciekłaś. Nie dałaś im nawet szansy nic wytłumaczyć, po prostu uciekając, jak jakieś dziecko! Doprawdy, ____, stać Cię na więcej niż tchórzostwo.

Westchnęłaś, opierając się o blat we własnej kuchni i czekając, aż woda w czajniku się zagotuje. Niezbędne Ci były teraz jakieś ziółka, musiałaś się choć trochę uspokoić. Takie zachowanie nie jest w Twoim stylu. Ty to wiesz, Alphy i Undyne to wiedzą, Honey też. Zrozumieją, prawda? Po chwili czekania zalałaś zioła wrzącą wodą z czajnika i wzięłaś kubek, kierując się do sypialni. Potrzebowałaś teraz ciszy w swoim najulubieńszym miejscu na całym świecie- parapecie. Dosunęłaś nogą stolik do parapetu po tej stronie, stawiając na niej kubek. Na miejscu była już Twoja lekturka, pierwsza cześć z trylogii "Dziedzictwo Sióstr". Wciągnęłaś się w to, nie ma co mówić. Jedna z lepszych dzieł na jakie ostatnio wpadałaś w księgarniach. Odsunęłaś bardziej na bok firanki, by nie przeszkadzały Ci w relaksowaniu się, i otworzyłaś okno. Miejskie powietrze uderzyło w Ciebie, powodując wręcz niekontrolowany uśmiech. Usadowiłaś się na parapecie, układając wygodnie nogi i sięgnęłaś po swoją pozycje, otwierając na pierwszych stronach, by już po chwili zniknąć w świecie opisanym na papierze.

×××Error×××

- jesteś z siebie dumny, ty tępy worku kości? - wywarczał Papyrus, rzucając Errorowi wściekłe spojrzenia. On jednak nic sobie z tego nie robił, obaj doskonale wiedzieli, że w razie potyczki, wyższy nie ma żadnych szans. Jednak dusza czarnego szkieleta dziwnie zabolała, gdy ludzka kobieta aż uciekła przed nim ze strachu. Przecież nie wyglądał tak okropnie, nawet się dziś mył..

- Wiesz, niespecjalnie. Może nawet chciałem się z nią zapoznać, wydawała się najnormalniejsza z całej tej bandy popierdoleńców, no i was - skrzywił się lekko, nic sobie nie robiąc z urażonych spojrzeń potworów znajdujących się w pomieszczeniu. Ludzie z ambasady byli zszokowani jego widokiem. Paru z nich nawet chciało dać go na stół i pokroić, oczywiście "w celach naukowych". Pierdolone brednie, najchętniej by ich wszystkich wyrżnął w pień.

- powinieneś z nią i pogadać, nim przyjdzie tu jeden z agentów BDSAP'u, na pewno zostali o Tobie powiadomieni. - mruknął pod nosem Honey, wzdychając z rezygnacją. Error rzucił mu zaskoczone spojrzenie.

- Co to do chuja jest BDSAP? - zapytał, będąc całkiem nieźle zdezorientowanym. Naprawdę, nie miał pojęcia co to za pokurwione chujostwo, ale przeczuwał, że nic dobrego.

- Biuro Do Spraw Anty Potworzych - dobiegł go warkliwy głos gdzieś z głębi salonu. Spojrzał w tamtym kierunku i drgnął. Ah, jaszczura.- Przez prawie pięć pierwszych miesięcy nie chcieli zejść nam z karku. Byli.. Zdeterminowani, by zamknąć nas pod Górą z powrotem.

W pokoju po zapadnięciu tych słów zapadła cisza. Error, chociaż miał w sumie w dupie mieszkańców tego Uniwersum i najchętniej nabiłby ich głowy na pal.. To mimo wszystko, przyjęli go gościnnie pod swój dach, zajęli się nim i nawet pofatygowali do ambasady, by wyrobić mu kartę obywatela. Aż tak niewdzięczną bestią nie był.

- Pogadam z nią. Później. Teraz pójdę się chyba zdrzemnąć, od widoku waszych gęb cofa mi się obiad - uśmiechnął się wrednie, patrząc z satysfakcją na zdenerwowane twarze towarzyszy.

Nie czekając na odpowiedź, zniknął za drzwiami pokoju który jeszcze w nocy wskazał mu Blue. Okno, łóżko, szafa, komoda. I czystość. Uroczo. Error uśmiechnął się lekko, wodząc spojrzeniem po pomieszczeniu. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie chce sprawiać kłopotów tym potworom. Naprawdę miło go przyjęli, chodź on na początku chciał ich zabić.

Westchnął, zdejmując z ramion swoją bluzę. Było mu w niej gorąco, więc dlaczego by nie? Rzucił ją na łóżko, koło którego przechodził, by dotrzeć do okna. Rozsunął na boki długie, czerwone zasłony, chcąc wpuścić do pokoju więcej światła. No i wpuścił. Przy okazji zdębiał. Na parapecie, dokładnie w oknie prostopadle do jego własnego, siedział ten człowiek. Ta głupia samica, która na sam start go popchnęła i uciekła. Ale.. Co do chuja robi na tym parapecie? Już miał otworzyć okno i wydrzeć się na tą bezmyślną kobietę, gdy zauważył książkę w jej dłoniach. Dobra, więc lubi czytać. Uśmiech na jego twarzy automatycznie się poszerzył. Być może jeszcze znajdą wspólny język. Wprew wszystkiemu, Error kochał książki. W swojej Pustce miał ich całkiem niezłą kolekcję. Fantasy, horror, sci-fi. Po trochu wszystkiego. To była jedna z niewielu bardziej produktywnych zajęć szkieletu, przy której nic nie niszczył. Ba, siedział na swoim kościstym tyłku i znikał na całe godziny w świecie książek.

Usiadł na własnym parapecie, starając się dojrzeć tytuł czytanej przez kobietę książki. Bezskutecznie, smugi na szybach za bardzo mu przeszkadzały. Warknął zfrustrowany, schodząc z parapetu i otwierając po cichu okno. Miał szczęście, nie usłyszała go. Nie chciał jej ponownie wystraszyć, co, cholera, wydawało mu się wręcz dziwne. W końcu lubił gnębić innych. Tym razem jednak czuł, że bycie dla niej wrednym jest w tej chwili bardzo nieodpowiednie. Więc siedział, ukradkiem obserwując jak człowiek czyta książkę, powoli odpływając w słodką jak gnijące zwłoki krainę snu.

××××××××××××××××

Nie miałaś pojęcia jak długo czytałaś. Zawsze tracisz poczucie czasu podczas czytania. Potrafiłabyś przegapić nawet i wojnę, gdyby lektura wciągnęła Cię tak bardzo, że cały realny świat przestałby dla Ciebie istnieć. Z uśmiechem zauważyłaś, że przeczytałaś prawie 3/4 książki. Twój nowy rekord. Spojrzałaś w lewo, by wyjrzeć za okno i zorientować się, czy robi się już ciemno, gdy dostrzegłaś postać śpiącą na parapecie tuż obok. Uśmiech zamarł Ci na ustach. To ten szkielet. Poczułaś, że bledniesz. Jak długo on tam siedział? Czy Cię obserwował? Szukał dogodnego momentu by skończyć Twoje życie? Pokręciłaś głową z dezaprobatą na własne głupie myśli. Gdyby chciał Cię zabić, zrobiłby to już dawno temu. A Ty przecież wciąż żyjesz. Na pewno nie miał a ż tak złych intencji, prawda?
Obróciłaś się cała w jego kierunku, zmieniając pozycje na siad turecki. Ot, by było Ci wygodniej.
Zaczęłaś mu się przyglądać. Jak zauważyłaś wcześniej, spał. No i, nie zmienił się nic a nic przez ten czas. Jedynie co, to zgubił swoją bluzę. Gdy tak oglądałaś go z bliska, zauważyłaś wyblakłe napisy, latające przy.. Odchodzących od niego elementach ciała? Nie wiedziałaś jak to nazwać, lecz tak właśnie było. Małe prostokąty odłączały się od jego ciała, odlatując trochę na bok i tak po prostu wisząc. Właśnie obok tych prostokątów widniały ów napisy. Zmrużyłaś oczy, chcąc się lepiej przyjrzeć i je odczytać. W końcu się udało.
Aż się cicho zaśmiałaś. "Error". Błąd. Czyżby ten szkielet był po prostu zwyczajnym błędem, jak te w systemach? Czy jego istnienie było tylko nieporozumieniem? Czymś, co poszło nie tak?
Westchnęłaś. Zrobiło Ci się głupio, że tak po prostu wtedy przed nim uciekłaś. Powinnaś być mądrzejsza. Tym bardziej, że on nie ma wrogich zamiarów.
Prawda?

Z zamyślenia wyrwał Cię cichy pomruk Twojego obiektu obserwacji. Przyglądałaś mu się, jak się budzi i mruczy, przecierając oczodoły. Cholera, wydało Ci się to całkiem rozkoszne.. Szkielet zaczął się rozglądać, chyba nie kumając, gdzie dokładnie się znajduję. Wtedy napotkał Twoje spojrzenie. Cały zesztywniał. Czyżby się stresował? Ha! Można temu łatwo zaradzić. Uśmiechnęłaś się szeroko.

- Puk puk.

Otworzył szerzej swoje oczodoły, wpatrując się w Ciebie jak w skończonego idiotę. Widząc jednak Twój uśmiech, wywrócił oczami i westchnął.

- Kto tam?

- Gnój.

- ...jaki gnój?

- Ten gnój, który wywożą taczkami spomiędzy Twoich zębów!

Przez chwilę nic nie mówił, a ty bałaś się, że przesadziłaś. Gdy już miałaś zacząć przepraszać, on nagle zaczął się śmiać, zginając w pół. Patrzyłaś na niego zaskoczona. Jak śmiech kogoś takiego może być tak.. Miły?

- Oh B-Boże, to było takie złeeeeee... To nieczyste z Twojej strony, tak zaczynać naszą cuchnącą znajomość.. - wydusił pomiędzy salwami śmiechu, a Ty patrzyłaś z rozdziawionymi ustami.. I również zaczęłaś się śmiać. Co jest z tym gościem, jego nawiązanie do gnoju było jeszcze gorsze niż Twój żart!

Byłaś pewna, że wasz śmiech słyszał dosłownie k a ż d y w pobliżu. Ale właściwie, lepiej jest śmiać się niżeli wyć, albo sapać jak zażynane prosie.
Gdy już udało wam się uspokoić, nastała przyjemna cisza. Zaczęłaś bawić się palcami, nie wiedząc jak zacząć temat. Chciałaś go przeprosić za swoje zachowanie z wcześniej, lecz nie wiedziałaś jak ubrać to w słowa. W końcu cicho westchnęłaś.

- Słuchaj, koleś, ja..

- Nic nie szkodzi - przerwał Ci, a Ty uniosłaś gwałtownie głowę, wbijając w niego zdezorientowane spojrzenie.- Wystraszyłem Cię, to była naprawdę zwyczajna reakcja. W końcu jestem morderczo powalający.

Parsknęłaś śmiechem, słysząc to. O Boże, on jest taki okropny!

- No dobrze, panie Morderczo Powalający. Wypadałoby się przedstawić, cooo nieeee? - uśmiechnęłaś się, wyciągając dłoń w jego kierunku. Chwała niespełna półmetrowej odległości między blokami!- Jestem ____, bardzo miło mi Cię poznać!

Patrzył przez chwilę na Twoją wyciągniętą dłoń, a na jego twarzy pojawił się miły uśmiech. Uścisnął Ci dłoń, szybko zabierając własną. Co, oparzył się Twoją skórą, czy co? Pfft.

- Error -oznajmił w odpowiedzi. Skrzywiłaś się w duchu. W sumie, kurwa, to logiczne. Błąd..- Liczę na bardzo powalającą morderczą gnojówką znajomość!

Spokojną ciszę wieczora przerwał Twój donośny wrzask i okrutny śmiech Errora, który jeszcze przez następne pół godziny napierdalał sucharami, doprowadzając Cię do białej gorączki.

Tymczasem, zajęci integracją, nie wiedzieliście, że w głębi domu rodzeństwa szkieletów ktoś właśnie przybija sobie piątkę.
Share:

27 października 2017

Eddsworld: Szkoła przetrwania, czyli jedna kobieta w domu z 4 mężczyznami.- Patelnia najlepszym przyjacielem kobiety [opowiadanie by EvilAngel]

Notka od autora:Kilka miesięcy po wydarzeniach z „The End”. Odkąd wyjechałaś ze swoją rodziną do innego miasta, utraciłaś kontakt ze swoim starymi przyjaciółmi, jednak teraz, gdy byłaś już w pełni dorosła, postanowiłaś na odnowienie kontaktu. I tak o to wylądowałaś w takiej oto sytuacji: jedyna dziewczyna mieszkająca w domu z 4 mężczyznami, napięta atmosfera między dwójką z nich, studia i praca na pół etatu, a ty się zastanawiasz, czemu zachowujesz się jak ich matka albo, co najmniej, starsza siostra. I czasami masz tego po prostu dosyć.
Jeżeli spodziewałaś się opowiadania z rodzaju „Ty x Postać”, to się grubo przeliczyłaś. Muszę cię rozczarować, ale jedyne shipy, jakie będą tu występować, to te, które „Ty” lubisz i masz zamiar pomóc w ich realizacji (spodziewajcie się EddMatt i TomTord).
Autor: EvilAngel
Spis treści:
Patelnia najlepszym przyjacielem kobiety (obecnie czytany)
6:30 na zegarku. Na 8:30 miałaś wykłady. Chciałaś przymknąć oczy na jeszcze chwilę i pogrążyć się w słodkich snach chociaż na te pięć minut. Jednak dwie rzeczy nie pozwalały ci na to: jedną była smuga światła, świecąca ci prosto w oczy poprzez przerwę między roletami a oknem. Drugą zaś krzyki dwóch osób dochodzące z salonu. Tom i Tord, oczywiście… Przeważnie o tej godzinie miałaś spokój z ich kłótniami i ogólnym darciem ze sobą kotów, bo Tom wstawał około jakiejś 10, ale jak widać tym razem musiało się coś stać. Cicho klnąc pod nosem i przeklinając tą dwójkę, zwlekłaś się powoli z łóżka, co wyglądało, jakbyś była zombie. Poszłaś do łazienki, ogarnęłaś się trochę i już miałaś dowlec się do swojej szafy, kiedy usłyszałaś, jak kłótnia między twoimi dwoma przyjaciółmi robiła się coraz głośniejsza i denerwująca. Zawarczałaś cicho pod nosem i skierowałaś się w stronę drzwi. Szłaś cicho przez przedpokój i dziwiłaś się, czemu Edda i Matta nie budzi te darcie ryja tych dwóch matołów, ale kiedy zbliżałaś się do źródła, wychyliłaś się delikatnie zza ściany, by nie przyuważyli cię. Kłótnia najprawdopodobniej poszła o jakieś bzdety, jak to jest w zwyczaju, i na nieszczęście kręciła się w salonie – miejscu, w którym stał telewizor i wieża muzyczna. Gdyby cokolwiek się stało tym raczej nie tanim rzeczom, miałabyś dwa problemy: pieniądze na nowe i gdzie zakopać ciała. No ale żeby do takiej sytuacji nie doszło, wymyśliłaś sprytny plan. Cicho, jak ninja, wykonałaś przewrót w stronę kuchni, tak, że byłaś niewidoczna, ukryta za wysepką kuchenną. Może przewrót nie był jakiś wysokich lotów i na pewno nie dostałabyś za to jakiejś nagrody za gimnastykę, ale jak na ciebie i twoje zdolności motoryczne, było całkiem dobrze. Otworzyłaś szafki najciszej, jak potrafiłaś (chociaż, tak nawiasem mówiąc, i tak by nie zauważyli nawet, gdybyś to zrobiła normalnie, nie uważając na skrzypiące drzwiczki) i wyjęłaś dwie patelnie. Wstałaś, nadal będąc ignorowaną i podniosłaś patelnie do góry po czym uderzyłaś jedną patelnią o drugą, najmocniej jak potrafiłaś. Rozległ się ogłuszający brzdęk, na którego dźwięk Tom i Tord aż podskoczyli i dopiero w tej chwili cię zauważyli. Usłyszałaś też dźwięki z piętra nad tym, domyślając się, że w tej chwili spowodowałaś niemiłą pobudkę Eddowi i Mattowi.
- Jezus Maria, to ty… Czy to naprawdę było TAK bardzo potrzebne?! – powiedział w twoją stronę Tom, patrząc ze złością z oczach.
- Kobieto, moglibyśmy zejść na zawał! – krzyknął Tord, patrząc na ciebie oskarżycielsko.
- Teraz przynajmniej zwracacie na mnie uwagę – odpowiedziałaś, odkładając patelnie na blat. Po chwili słyszałaś dwie osoby zbiegające z piętra powyżej. Do salonu wpadł rudowłosy i szatyn, oboje ubrani w nic więcej niż bokserki i koszulki. Mieszkałaś z nimi już dość długo, więc taki widok przestał cię dziwić, a nawet zawstydzać.
- Słyszeliśmy jakieś hałasy, coś się stało?! – spytał Edd, patrząc po kolei na Toma, Torda i na ciebie.
- Nie, nic poza tym, że jej coś odjebało… - powiedział Tord, wskazując na ciebie, jednak nie zaszczycając cię nawet spojrzeniem. Popatrzyłaś na niego po czym znów wzięłaś patelnie i uderzyłaś jedną o drugą. Wywołałaś tym to, że wszyscy w pokoju, oprócz ciebie, natychmiastowo zakryli uszy, a ty spojrzałaś na nich jak na mięczaków, po czym całą swoją uwagę skupiłaś na Tordzie.
- Ej! Uważaj na słowa! Tylko mi tak wolno mówić! – powiedziałaś, podczas gdy on spojrzał na ciebie z niedowierzaniem. Edd śmiał się cicho pod nosem z całej tej sytuacji, Matt chciał wrócić do pokoju i iść dalej spać, jednak został, będąc ciekawym dalszych wydarzeń, a Tom patrzył na to wszystko z takim typowym „Co tu się do jasnej cholery odpierdala?”.
- Niby od kiedy?! – spytał Tord, wytrącony trochę z równowagi.
- Odkąd ja wam gotuję śniadania, kolacje i czasami obiady, żebyście codziennie nie wpieprzali tego samego! Gdyby nie ja to wasz jadłospis składałby się z żeberek, bekonu, jajecznicy i tostów, okazjonalnie płatków! – szarooki już chciał coś powiedzieć, ale przerwałaś mu. – Nie. Cicho. Dość.
     Odłożyłaś swoje narzędzi tortur dla uszu/bronie i westchnęłaś głęboko. Po chwili przywołałaś na twarz uśmiech, który był tak słodki, że Tomowi aż się niedobrze zrobiło, a Tordowi po głowie zaczęła krążyć piosenka „Sunshine, Lolipops and Rainbows”, której tak bardzo i szczerze nienawidził.
- Dobrze, skoro jesteśmy wszyscy, to siądźcie przy stole, a ja zrobię dla nas śniadanie. Mam jeszcze trochę czasu przed zajęciami – powiedziałaś, po czym zaczęłaś otwierać szafki i sięgać po wszystkie potrzebne ci składniki i narzędzia – Mam nadzieję, że macie ochotę na omlety! – rzuciłaś przez ramię, zaczynając robić ciasto na omlety na słodko i patrząc, jak chłopaki siadają do stołu. Odbyło się to dość głośno i, oczywiście, z przepychankami, jakby byli dziećmi, albo, co najmniej, niedojrzałymi nastolatkami, a ty ich zapracowaną matką. Ale nadal uwielbiałaś ich, byli dla ciebie jak rodzina i kochałaś ich – platonicznie, oczywiście – całym swoim sercem. Kiedy kątem oka spojrzałaś na nich, zobaczyłaś mechaniczną rękę Torda i przypomniałaś sobie wtedy, kiedy przyjechałaś do nich i pierwszy raz widziałaś Torda z metalową protezą i kilkoma drobnymi bliznami oraz poparzeniami na prawej stroni twarzy. I przypomniałaś sobie także tą rozmowę…


*RETROSPEKCJA*

    Właśnie teraz powinnaś rozpakowywać się w swoim pokoju, jedynym umieszczonym na parterze, i ogarniać go trochę, toteż jak wielkie było zdziwienie Torda, gdy wchodził do swojego pokoju i zobaczył ciebie, leżącą na jego łóżku, żującą gumę balonówę i czytającą jeden z jego egzemplarzy hentai.
- Wow, czy wy mężczyźni naprawdę uważacie, że gdyby ośmiornica pakowała lasce swoje macki w każdy możliwy otwór, to ona czerpałaby z tego przyjemność? – powiedziałaś, robiąc balona z gumy, po to, by zaraz potem pękł. Wstałaś z łózka i rzuciłaś książeczkę dla dorosłych na łóżko.
- Co ty robisz w moim pokoju? I może chciałabyś się przekonać? – powiedział z zadziornym uśmieszkiem, patrząc na ciebie. Nie byłaś pod wrażeniem.
- Niby jak? Nie jestem aż tak głupia, żeby próbować tego z prawdziwą ośmiornicą, a ty nie masz takiego stroju… – kiedy spojrzałaś na niego, uśmiechał się szeroko i poruszył brwiami w dół i w górę. Napełniło cię to drobnym obrzydzeniem i lękiem, aż się wzdrygnęłaś i dokończyłaś - …A nawet gdybyś miał, to w życiu nie chciałabym tego sprawdzać. Idź to potestuj na kimś innym, na przykład Tomie – chciał już coś powiedzieć, ale mu przerwałaś. – I nie mów mi, że nie ma takich rzeczy, bo za dużo cholerstwa się na oglądałam w swoim życiu, żebyś mi tu taki kit wciskał. No ale nie ważne, nie przyszłam tu, żeby gadać o twoich dziwnych fetyszach… - siadałaś na łóżku, co on odebrał za prośbę, by zrobił to samo. Złapałaś go za jego prawą rękę i podciągnęłaś jego rękaw. Kiedy twoja ręka dotknęła jego ręki, Tord się zarumienił, jednak kiedy odsłoniłaś całą metalową rękę, wypieki na jego twarzy natychmiast zniknęły i zaczął unikać kontaktu wzrokowego, patrząc wszędzie indziej, byle nie w twoją stronę.
- Czy ty myślałeś, że nie zobaczę tego? Czy ty myślałeś, że kryjąc rękę w kieszeni zdołasz to przede mną ukryć? – mówiła zmartwionym i troskliwym tonem. – Tord, co się stało?
    Oboje siedzieliście w ciszy, on ze wzrokiem wlepionym w podłogę, a ty patrząc na niego. Widziałaś, że targały nim pewne uczucia, więc wzięłaś oddech i przerwałaś ciszę:
- Tord, pamiętam, że z Tomem nigdy się nie dogadywaliście, nigdy nie mogliście siebie tolerować, ale to co dzieje się teraz… To już jest głęboka nienawiść. Kłócicie się co pięć sekund, nie wytrzymacie razem w jednym pokoju dłużej niż pół godziny, nawet bijecie się! Pieprzone bójki, jak w przedszkolu! – powiedziałaś, podczas gdy on milczał jak głaz. Powzięłaś decyzję, że spróbujesz jeszcze raz. – Tord, pamiętaj, mi możesz zawsze powiedzieć wszystko co chcesz. Wysłucham cię zawsze i nie zależenie od tego, o czym mówisz, dopóki jest to dla ciebie ważne. Pamiętaj, nigdy nie będę cię oceniać – powiedziałaś troskliwie i na poważnie, po czym uśmiechnęłaś się delikatnie i postanowiłaś zażartować – No… Może dopóki nie powiesz, że zbudowałeś wielkiego robota, prawie zabiłeś jednego ze swoich przyjaciół, naprawdę zabiłeś kogoś i chciałeś przejąć władzę nad światem… - w tym momencie spojrzał na ciebie z zakłopotaniem i czymś na wzór drobnego lęku. Zaśmiałaś się delikatnie i cicho i spojrzałaś w jego oczy. Po chwili wszystko zrozumiałaś. Uśmiech na twojej twarzy natychmiast zniknął i spojrzałaś na niego z przerażeniem, puszczając jego ramię.
- O mój Boże, Tord… Coś ty narobił… - spytałaś, po czym zauważyłaś, że po policzku chłopaka spłynęła łza. Później kolejna. Nim się obejrzałaś, płakał cicho i pociągał nosem. Właśnie się dowiedziałaś, jakie okropne rzeczy zrobił i nie byłaś zadowolona z niego, jednak to, jak wyglądał w tej chwili i jego reakcja na przypomnienie tego wydarzenia, łamało twoje serce. Po jego reakcji potrafiłaś wywnioskować, że nie jest dumny z tego co zrobił, że żałuje tego bardzo, i że gdyby mógł cofnąć czas i nigdy do tego nie dopuścić, to z pewnością by to zrobił. Wzięłaś go w swoje objęcia i przytuliłaś mocno matczynym uściskiem. Miałaś gdzieś, że jego łzy zostawiały mokre ślady na twojej bluzce, jedyne co chciałaś zrobić, to żeby twój przyjaciel poczuł się lepiej. I chociaż byłaś dziewczyną, to on był trochę niższy i mniejszy niż ty, przez co czułaś się, jakbyś tuliła swojego młodszego brata lub nawet syna. Kiedy szarooki się uspokoił, opowiedział ci o wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce nie tak dawno temu…

*KONIEC RETROSPEKCJI*

Twoje rozmyślania zostały przerwane przez delikatny zapach spalenizny, dostający się do twojego nosa. Spojrzałaś szybko na patelnię i zobaczyłaś, że omlet, który właśnie szykowałaś, zaczął się przypalać spod spodu.
- Kurwa – rzuciłaś krótko, czym przyciągnęłaś uwagę Edda siedzącego najbliżej. Spojrzał na ciebie, jednak jedyne co widział, to twoje plecy, bo zasłaniałaś cały widok na kuchenkę. Rzuciłaś przypalony omlet na swój talerz i zaczęłaś przygotowywać kolejne. Po jakiś 20 minutach śniadanie dla wszystkich było gotowe. Zawołałaś chłopaków, żeby zabierali jedzenie wraz z dodatkami do nich, w postaci sosu czekoladowego, miodu, bitej śmietany i dżemu. Śniadanie odbyło się w głośnej, ale wesołej atmosferze, nawet Tom i Tord jako tako się nie sprzeczali i wszystko przebiegło dobrze. Skończyłaś jako pierwsza, a kiedy odkładałaś talerz do zlewu, spojrzałaś na zegarek, wiszący na ścianie. Wskazywał on godzinę 7.
- Cholera jasna, to już 7?! -  Najszybciej jak potrafiłaś pobiegłaś do swojego pokoju, podczas gdy wszyscy w pokoju podążyli wzrokiem za tobą, zastanawiając się, jaki był powód twojego pośpiechu.  Wyciągnęłaś z szafy pierwsze lepsze pasujące do siebie ubrania. Padło na biały t – shirt z kolorowym nadrukiem, czarną, jeansową kurtkę i granatowe jeansy. Z pokoju skierowałaś się do jedynej łazienki na parterze, szybko umyłaś zęby i pomalowałaś delikatnie rzęsy. Skierowałaś się do swojego pokoju i szybko chwyciłaś za szczotkę. Uczesałaś włosy w luźny warkocz i wyszłaś z pokoju. Byłaś pod wrażeniem, że ogarnięcie siebie zajęło ci tylko czterdzieści minut, więc miałaś jeszcze ok. godziny czasu wolnego przed zajęciami. Wróciłaś więc do salonu i siadłaś na kanapie obok Toma, podczas gdy Matt wybył do pokoju, pewnie po to, żeby się wyszykować na dzisiejszy dzień (szykował się oczywiście dłużej, niż inni, co by tłumaczyło, że wszyscy oprócz niego byli już ubrani), Edd poszedł do kuchni po colę, a Tord pewnie stwierdził, że woli już siedzieć sam w pokoju i czytać swoje hentai’e, niż spędzić więcej czasu w towarzystwie Toma.
- Skąd ten twój wcześniejszy pośpiech? – rzucił jakby od niechcenia Tom, zmieniając kanały w telewizorze.
- Myślała, że będę się szykować dłużej. Jak widać byłam w błędzie – powiedziałaś i zauważyłaś, że Tom trzymał w jednej z rąk szklaną butelkę. Po chwili wziął łyka trunku z niej, a ty zauważyłaś nazwę „Smirnoff”. Spojrzałaś na niego trochę zmartwiona.
- Tak od rana masz zamiar pić? Tom, to nie jest dobre dla twojego zdrowia – powiedziałaś, przypatrując się mu, on jednak tylko przelotnie na ciebie spojrzał.
- Nie wiem, czemu się martwisz. Nie jesteś moją matką, a ja jestem dorosły – po czym znów napił się z butelki.
- Matką może i nie, ale przyjaciółką. I martwię się o ciebie – odpowiedziałaś z powagą. Odwrócił głowę w twoją stronę i już chciał cos powiedzieć, kiedy za kanapą stanął Edd.
- Ona ma rację, Tom. To jest dość niezdrowy zwyczaj – powiedział. Tom skierował na niego oskarżycielski wzrok.
- Od kiedy niby stoisz po jej stronie? – spytał, ignorując twoją obecność. Zirytowało cię to odrobinę.
- Odkąd ma rację w niektórych sprawach – odpowiedział szatyn i dołączył do was, siadając na kanapie i biorąc łyk coli z puszki, którą trzymał w ręce. Chciałaś jeszcze zostać na pogaduchy i wcale nie śpieszyło ci się, by opuścić dom, ale za kilka minut miałaś autobus, który skróciłby twoją drogę na uczelnię, więc wstałaś z kanapy i skierowałaś się w stronę swojego pokoju, by wziąć z niego torbę z rzeczami potrzebnymi ci na zajęcia. Następnie zawędrowałaś przed drzwi wejściowe domu, narzuciłaś na nogi swoje ulubione, czarne buty sportowe.
- Na razie! O 18 powinnam wrócić! Jeżeli nie, to znaczy, że zjadły mnie zombie! – krzyknęłaś, wychodząc i zamykając za sobą drzwi. Kiedy byłaś na zewnątrz usłyszałaś, jak Edd i Tom mówią ci coś na do widzenia, ale nie mogłaś dokładnie rozróżnić, co to było.
Share:

My Little Pony: W umyśle króla Sombry - Kompleks

Notka od autora: Jest to moje stare opowiadanie. Uwielbiam postać Sombry, Discorda, zaś moim ulubionym kucykiem jest Fluttershy. W tamtym okresie miałam też fazę na Skyrim, więc nic dziwnego, że połączyłam we wszystkie wątki w jedno i powstało to, oto, krótkie opowiadanko. 
SPIS TREŚCI
Kompleks (Obecnie czytany)


-Wezwał mnie. - mówił Król - Wezwał mnie kiedy był jeszcze młodym następcą tronu. Wezwał mnie, chcąc siły. Znalazł mnie, wezwał. - gładził go czule po policzku i przeniósł wzrok na Discorda i Fluttershy. Jego czerwone oczy błyszczały zieloną mocą. Uśmiechał się szeroko. - Dałem mu to czego chciał, lecz...

-K...Kim jesteś? - szepnęła Fluttershy

-Oh, jesteś taka podobna do Golden Feather. - Król zostawił zamyślonego Sombrę i zaczął zbliżać się w ich kierunku. Klacz schowała się za Discorda, który zasłonił ją swoim ciałem. - Oh, wy oboje jesteście podobni do nich! - Król stanął i zaśmiał się wrogo. - Oczywiście, że już nie żyje. Jednak jego chęć istnienia jest tak silna, tak piękna, a jego nadzieje...

-Skończ już z tym monologiem. - Warknął Discord - Jasne rozumiemy, ty jesteś mr. Hide, a on dr. Jekyll. Tak? Super, cudownie. My chcemy tylko, abyście sobie poszli. Nie żyjecie!

-Ja to wiem. Lecz on tego nie wie. - Król zmrużył oczy - Trzyma go tutaj strach. Co za ironia, prawda? Jego własny strach. Od zawsze miał kompleks niższości, wiecie? Dlatego szukał władzy i potęgi. Wtedy narodziłem się ja, z manią wyższości. Wiecie, że tak to działa? Z przeświadczenia o swoim marnym istnieniu rodzi się chęć do zmian, która sprawia, że kucyk staje się ...

-Kretynem? - Discord wywrócił oczami. Wiedział, że są teraz w ich świcie, a więc muszą tańczyć tak, jak oni im zagrają. - Z tego co pamiętam, ostatnio nie miałeś za wiele do powiedzenia. Tylko 'Rrrr! Kryształ!' - zawarczał i zaśmiał się cicho - Wiesz, są takie Kryształowe Psy... - pstryknął w palce, a jeden z nich pojawił się obok lewitując nad ziemią, wyraźnie zdziwiony otoczeniem - ...może z nimi byś się zakumplował? Macie wiele wspólnego. Mroczne klimaty oraz dziwne zamiłowanie do kryształów. Zaakceptują nawet twój fetysz na punkcie schodów. - Discord chciał coś jeszcze dodać, ale Król uderzył mocno kopytem w ziemię. Pies zniknął, a grunt pod nogami Discorda i Fluttershy pękł.

-Jest pewien sposób... - odezwał się Król - ... ale dla niej. Nie dla ciebie. Pokrako.

-On nie jest pokraką! - warknęła Fluttershy

Król popatrzył na żółtego pegaza zaciekawiony. Była tak podobna do dawnej oblubienicy Sombry, że to aż w oczy bolało. Król chciał ją zniszczyć, złamać, tak samo jak zrobił to z jej odpowiednikiem. Miał wrażenie, że historia zatacza koło. W dość dziwny, chaotyczny sposób. Miłość tamtej dwójki była jedyną przeszkodą, jaka stawała mu na drodze do całkowitego zapanowania nad Sombrą. Nawet po tym jak zmusił go do jej uśmiercenia, własnymi rękami. Jeżeli, teraz by mu się to udało... To może... Przeniósł wzrok na Discorda i uśmiechnął się cwanie. Gdyby tylko obudził w jego sercu to samo co obudził w Sombrze, gdyby tylko raz jeszcze stało się to co tysiąc lat temu...

-Ona nigdzie nie idzie beze mnie. - z zamyślenia wyrwał go Discord

-W takim razie, nie uwolnicie Sombry, nie ocalicie spokoju tej różowej i wasze przyjaciółki widząc to, że zawiedliście, odwrócą się od was. - te słowa ruszyły coś w sercu Fluttershy. Chciała się przydać, nie chciała aby jej przyjaciółki ją zostawiły.

-Daj spokój, gdyby to była prawda już dawno ja...

-Zrobię to. - klacz powiedziała pewnie. Przestała chować się za Discordem, który przyglądał się jej zmieszany

-Ale, Fluttershy. To niebezpieczne. Nie wiemy czego on od nas chce.

-Wiem o tym, ale muszę to zrobić. Prawda? Przyjaciele na nas liczą. Nie możemy ich zawieść. - uśmiechnęła się czule do niego i otarła jego bok - Zaufaj mi, tak jak ja zaufałam tobie.

Pan Chaosu przez dłuższą chwile bił się z myślami. Nie chciał, aby coś się jej stało z drugiej strony tylko to im pozostało. Westchnął przeciągle i przytaknął. Słowo 'tak' nie było w stanie przejść przez jego gardło, utknęło gdzieś na końcu języka.

Król zostawił Sombrę samego, podszedł do krzaków, które jak na zawołanie rozstąpiły się ukazując zarośniętą mchem drogę.

-Idź tędy. - powiedział spokojnie - A ty.. - zwrócił się do Discorda - ...zostaniesz tutaj z nami.

Fluttershy uniosła się delikatnie w powietrze i objęła Discorda. Czuł paskudny ból w sercu. Nie fizyczny. Bał się. To uczucie było mu bardzo obce, a jednak tak znajome. Bał się o Fluttershy o jedyną klacz którą... Wtedy go puściła, uśmiechnęła się delikatnie.

-Zaufaj mi. - szepnęła i otarła się o jego policzek

-Tobie ufam. - mruknął cicho i pocałował ją w czoło. Kiedy udała się wskazaną drogą i zniknęła we mgle przeniósł wzrok na Króla - Lecz tobie jednak nie...

Monarcha uśmiechnął się szeroko i podszedł do stołu w milczeniu siadając na tronie. Przed nim Sombra marszczył intensywnie brwi. Zdaje się, że coś sobie przypominał...
Share:

Gra: RolePlay - Anabelle

Imię - Anabelle
Wzrost - 12 cm
Wiek - 15 lat (lecz przez jej charakter i wzrost często się wszystkim myli, że ma 8 lat)
charakter - Na pierwszy rzut oka miła, sympatyczna, lecz po dłuższej rozmowie można wywnioskować, że jest bardzo dziecinna i trochę głupiutka
Jest bardzo energiczna, jej największym celem jest wspięcie się na wieże Eiffla, wszędzie wejdzie, jest bardzo ciekawska, lubi w barze tańczyć na szynku przed barmanem, czasami, lecz żadko się chwali, lubi nadawać imiona przedmiotom tylko aby potem z nimi rozmawiać i stworzyć drużynę, mieszka ze swoim przyjacielem Hitoshim, jej szafa jest większa od normalnego wzrostu kobiety, były momenty w których w jej wymiarze ludzie mdleli od jej słodkości,
Lubi - Słodycze, bajki, modę, poleniuchować, i mieć duuuuużo przyjaciół
nie lubi - pająków, zadufanych w sobie osób, horrorów, szpinaku
jej ulubione zajęcia - pobawić się w super gwiazdę, biegać w nocy razem z Hitoshim po opuszczonych laboratoriach, szyć sobie ciuchy na swojej małej maszynie do szycia, spędzać czas z przyjaciółmi

Share:

26 października 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka przy automacie z przekąskami [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Vending Machine Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
-WITAJ PRZYJACIÓŁKO! MOGĘ POPROSIĆ O ZROBIENIE GORĄCEJ CZEKOLADY? - chwyciłaś za plastikowy kubek
-Czekolada, Pap? A to z jakiej okazji?
-NAGRADZAM SAM SIEBIE
-Cóż, to dobrze. Mam robić też coś dla Sansa, czy ten leń nadal w łóżku? - zapytałaś pisząc na jego kubku „Papaj-rus”.
-TAK WŁAŚCIWIE, SANS JUŻ JEST W SWOJEJ NOWEJ PRACY, A MOŻE POWINIENEM POWIEDZIEĆ NOWEJ-NOWEJ-NOWEJ-NOWEJ? PRACY. POWIEDZIAŁ, ŻE GOTOWAŁ SIĘ NA NIĄ OD TYGODNIA. COKOLWIEK TO MIAŁO ZNACZYĆ – wlałaś mleko do naczynia i dosypałaś czekolady. Wzruszyłaś ramionami
-A kto wie? Ale skoro to Sans to pewnie jest w tych słowach jakiś kawał czy coś...
-CO?! A NIBY GDZIE MÓGŁBY WSTAWIĆ TUTAJ JAKIŚ KAWAŁ? - Nim zdążyłaś odpowiedzieć, Twoja współpracownica wyszła z zaplecza i popatrzyła na Ciebie
-Nie powinnaś iść już na zajęcia? - Zerknęłaś na zegarek. Cholera, ma rację. Zapomniałaś, że dzisiaj pierwszy dzień kolejnego semestru. Ściągnęłaś fartuszek, zrobiłaś sobie kawę i chwyciłaś za plecak.
-Dzięki za przypomnienie! - krzyknęłaś chwytając za bajgla – Pogadamy potem Paps! - Prawie zapomniałaś, jak to jest wieść życie w ciągłym pośpiechu, do czasu aż nie wybiegłaś z prędkością huraganu ze sklepu na kampus dzierżąc małą kawę w dłoni. Byłaś podekscytowana. Pierwszy dzień w szkole no i będziesz na nim! Chwała Bogu, pomyślałaś. Wszystko powinno iść dobrze.
-Uwaga! - usłyszałaś głos, lecz nim odwróciłaś się by spojrzeć, jakiś chłopak na deskorolce mało na Ciebie nie wjechał. Chcąc Cię ominąć chwycił Cię za ramię. Pchnął Cię, kubek z kawą wypadł Ci z rąk, rozlał się pod Twoimi stopami. Natomiast bajgiel leżał niewinnie na brudnym chodniku.
-Nie no serio?! - Krzyczałaś za chłopakiem, ale jego już nie było. Popatrzyłaś na szkody – Uhg, będzie plama – powiedziałaś do siebie patrząc na zaplamioną koszulkę. No i nie masz śniadania. Zerknęłaś na telefon, masz jeszcze trochę czasu przed pierwszymi zajęciami, więc możesz udać się do uczelnianego bufetu. Nie przepadałaś za kawą jaką tam serwowali, no i nie lubiłaś płacić za coś, co w miejscu pracy masz za darmo, ale na zajęcia trzeba udać się z kawą pędzącą po żyłach jeżeli nie chce się usnąć. Gnając w stronę bufetu minęłaś automat z przekąskami. Bajgle tutaj są tańsze, a więc zaoszczędzisz. Choć nie są tak świeże. Wrzuciłaś monety do maszyny i wcisnęłaś numerek smakołyku. Przyglądałaś się, jak ten powoli wychodzi ze swojej półeczki, wypada i … zatrzymuje się gdzieś w środku. Westchnęłaś, lecz mimo to schyliłaś się i wsadziłaś rękę od spodu starając się palcami dosięgnąć przekąski.
Tak desperacko pragnęłaś pozyskać swoją nagrodę, że dopiero przy próbie wstania zorientowałaś się, że ręka nie chce Ci wyjść z środka. Pociągnęłaś mocniej, ale nic z tego. Próbowałaś się odepchnąć drugą ręką. Nadal nic.
-To są chyba jakieś jaja – syknęłaś zerkając na swoje ramię. Nikt nie patrzył. Odstawiłaś plecak i usiadłaś mając nadzieję, że inna pozycja pomoże wyrwać rękę ze śmiertelnego uścisku automatu z przekąskami
-cześć – zadrżałaś odwracając się by ujrzeć Sansa, zerkającego na Ciebie z góry z wyraźnym rozbawieniem w oczach
-Nie robię niczego dziwnego – przysunęłaś się bliżej do maszyny, mając nadzieję ukryć swoją widoczną w szybie rękę
-jasne, jak na moje oko to tylko fisting* maszyny, nie ma w tym nic dziwnego – oparł się o szybę unosząc wysoko brwi. Warknęłaś i machnęłaś ręką która utknęła
-Dobra, a więc utknęłam próbując wydostać jedzenie jakie ta diabelna maszyna nie chciała mi wydać.
-mhmmm – popatrzyłaś na niego
-Wiem, że to naprawdę żałosne, ale możesz mi pomóc się wydostać?
-heh, nie wiem, to całkiem zabawne, nie każdego dnia widzi się człowieka zżeranego przez automat ze śmieciowym żarciem
-Możesz kpić sobie ile chcesz, choć z całą stanowczością mogę powiedzieć, że próbuję dogodzić maszynie
-cóż, do tego będzie trzeba zrobić trochę poślizgu – i jakby nigdy nic wyciągnął masło z kieszeni
-...
-tak, chciałem to powiedzieć odkąd tu przyszedłem
-Po kij czort ci masło?
-nom to magiczny przedmiot, który pomoże ci w tym cokolwiek robisz
-Sans
-właśnie miałem przerwę w pracy kiedy zobaczyłem twoją twarz.. jakby to powiedzieć? kiedy rozpoczęłaś swoją walkę o pożywienie z głodną ludzi maszyną – klęknął obok – pomyślałem, że przyda ci się pomoc, miałem nadzieję, że kawał poprawi nastrój – wyszczerzył się
-Skąd ty bierzesz te pomysły...?
-hej, robisz takie maślane oczy i sama się o nie prosisz – wywróciłaś oczami i podwinęłaś rękaw
-Dobra, smaruj mnie swoim masłem, miejmy to już za sobą – Sans otworzył pudełko i wziął trochę, by następnie zacząć smarować Twoją dłoń. Odwróciłaś wzrok, aby się na niego nie patrzeć. Kilka osób patrzyło na was lekko zdziwieni, lecz szybko udawali się w stronę swoich sal. Westchnęłaś i zerknęłaś na Sansa. To dziwne. Nie dziwne jak zawsze bywa między wami, ale dziwne bo to właściwie nie jest już dziwne, szczerze, to dziwnie typowe dla Ciebie. Jest styczeń, zimno się utrzymuje, a więc i masło nie roztapiało się zbyt szybko, sprawiając, że pojawiła się gęsia skórka i kilka razy przeszedł Cię dreszcz. Ponad to, masło wnikało między kości w ręce Sansa. Po kilku spędzonych w ciszy, niezręcznych minutach pełnych wcierania masła, udało się uwolnić Cię z potrzasku. Westchnęłaś z ulgą – Dziękuję Sans. Wiszę ci przysługę.
-heh, powiedziałbym, do usług... ale nie rób tego więcej – oboje wstaliście, Sans skinął na Ciebie głową – no weź, po tym jak cię uwolniłem, nie pozwolę ci umrzeć z głodu – poszłaś za nim i po chwili zdałaś sobie sprawę, że pracuje w szkolnym bufecie. Zaśmiałaś się, nie będąc aż tak zaskoczoną. To pewnie jest jego nowa praca o jakiej wspominał Papyrus. Sans stanął za ladą, przypomniały Ci się słowa Papsa z rana
-Gotowałeś się do tej roboty, co?
-kawę gotuje się całkiem prosto, co nie? - mrugnął do Ciebie. Chwycił za dwa ręczniki i jeden podał Tobie. Zaczęłaś wycierać mydło z ręki.
-Miła zmiana miejsca – uśmiechnęłaś się – Co u ciebie tak poza tym?
-nie mam na co narzekać – jego oczy lekko zajaśniały – choć godziny pracy są straszne – uśmiechnęłaś się lekko
-Powiesz coś więcej? Mam wrażenie, że od lat się z tobą nie widziałaś – Bo nie widziałaś się z nim przez kilka ostatnich dni. Głównie przez książki, przygotowania na studia. Twoje konto bankowe znowu świeciło pustkami, przez uczelniane czesne. Wzruszył ramionami
-nic nie robiłem, serio, po wizycie bp nie wydarzyło się nic niezwykłego, oh, ale paps czytał wszystkie wiadomości jakie zaczęły wychodzić, no i zaczął grzebać w waszym ludzkim prawie tak bardzo jak był w stanie – Mina Ci zrzedła. Undyne kilka miesiącu temu mówiła, że w styczniu będzie rozprawa sądowa z tymi co włamali Ci się do mieszkania. Cóż... styczeń już jest. Rozprawa będzie niedługo. Do tej pory lubiłaś udawać, że tamtego zdarzenia nigdy nie było. - … hej.
-Hm, co? - zamyśliłaś się, podniosłaś wzrok by spojrzeć potworowi w oczy
-co to? - zapytał pokazując na koszulkę. Opuściłaś głowę chcąc spojrzeć na miejsce
-Oh, haha, to ka.. - PAC. Natychmiast zasłoniłaś nos dłonią – Cz-czy ty właśnie dałeś mi prztyczka?
-hehehehe, nie mogę uwierzyć, że dałaś się na to nabrać – szczerzył się szeroko – zawsze łatwo się nabierasz
-A co to miało znaczyć? - pogładziłaś się po nosie nadal go osłaniając, jakby chciał czegoś znowu próbować.
-jest śmiesznie – wyciągnął kubek i długopis – teraz, czego sobie życzysz? - opuściłaś ręce i pochyliłaś się na ladzie zerkając na menu.
-Więc może tą dużą mrożoną orzechowo-karmelową latte z dwoma dodatkowymi kostkami cukru no i mleka ma być do połowy, na piance chcę też posypkę z cynamonu. No już już, Sans
-wybacz, twoje zamówienie jest zbyt wymyślne, heh, tego nie zrobię – zerknęłaś na zegarek
-Dobra, mam pięć minut, zadowolę się każdą kawą – włączył ekspres do kawy, przyglądałaś mu się z uwagą. Nie skorzystał z żadnego pojemnika z kawą, więc nie byłaś pewna co Ci robi. Podał Ci napój.
-ja stawiam – powiedział kiedy chwytałaś za portfel
-...Jesteś pewien? - to wydawało się dziwnie znajome
-tak, całkowicie, i dorzucę jeszcze muffinkę, abyś nie musiała sięgać po bułeczki maślane – odstawiłaś ręcznik na bok
-Będzie dobrze. Ugh i raz jeszcze dziękuję. Jesteś moim wybawicielem.
-liczę sobie te wszystkie razy, pewnego dnia będziesz mi wisiała milion golda
-Ta ta, do potem – poszłaś w stronę sali lekcyjnej mając nadzieję, że pierwszy dzień na uczelni nie będzie do końca sknocony. Kiedy dostałaś się do budynku sztuki zerknęłaś na plan upewniając się gdzie dokładnie zajmuje się twoja klasa. Pierwszy dzień nowego semestru zawsze był słodki. Powrót na tych kilka miesięcy było ekscytujące, będziesz mogła pracować nad rysunkami, pracą i swoimi fałszywymi znajomościami. No i jeszcze jeden miesiąc, abyś zaczęła pracować nad projektem końcowym. Ponad to była prezentacja najlepszych prac graficznych. Expo też pozostałych prac wszystkich studentów no i jak Ci się poszczęści, natrafisz na kogoś kto będzie chciał być twoim patronem. Będziesz musiała przyłożyć się do nauki w tym roku, lecz życie chce, abyś obracała się dookoła swojego (fałszywego) związku. Cóż.. będzie dobrze, pomyślałaś. Jeszcze nikt nigdy nie wyszedł źle na odkładaniu rzeczy na później, prawda? Całe szczęście, profesor jeszcze się nie pojawił. Usiadłaś przy pustym stoliku przyglądając się jak inni spóźnialscy wchodzą do środka. Rozpakowałaś się i usadowiłaś wygodnie.
-Cześ Gorąca Mamuśko
-Przepraszam? - podniosłaś wzrok – Jak mnie nazwałaś? - To była wysoka kobieta, na szyi wisiał jej aparat. Pokazała na Twoją kawę.
-Tak tutaj jest napisane, pomyślałam, że to będzie dobry początek na przełamanie pierwszych lodów. - odwróciłaś kubek w swoją stronę

gorąca mamuśko – popatrz na dobre strony, twoja skóra będzie teraz równie miękka jak masełko

Komplement na kawie. Komplement na kawie.
-Rany, Sans...
-Chyba gość z bufetu z tobą flirtuje – powiedziała siadając obok – Jestem Heather
-Wiesz... gość z bufetu to mój chłopak
-Fajnie. Jak się wam układa? - popatrzyłaś na nią
-Nie śledzisz wiadomości?
-Nie, niespecjalnie. Ciężko powiedzieć co w dzisiejszych czasach jest prawdziwe a co nie, dlatego unikam mediów. Wiesz?
-Nie, niespecjalnie – Profesor przyszedł i zamilkliście. Podał wam sylabus, informacje o projekcie na ten semestr. No i dość sugestywnie zrozumiał, że nie ma zamiaru czekać do ostatniego dnia jak oddacie prace... Ojej.. - Jakie masz pomysły? - zapytałaś dziewczynę mając nadzieję, że pozyskasz trochę inspiracji z jej pomysłów. Wzięła aparat zerkając w jego galerię
-Będę robić o różnych rodzajach miłości.
-Naprawdę?
-To piękne, więc się zamknij i nie rujnuj moich marzeń – pokazała Ci kilka zdjęć i zaczęła mówić o tym jak społeczeństwo postrzega miłość. To była naprawdę dobra przemowa gdybyś w ogóle jej słuchała. Kiedy mogliście się rozejść, zebrałaś swoje rzeczy i wyszłaś z budynku. Projekt zaliczeniowy o miłości. Ciekawe...
_____
* - rodzaj aktywności seksualnej polegający na penetracji pochwy lub odbytu (fisting analny) za pomocą całej ręki. Płytki fisting oznacza wsunięcie dłoni po nadgarstek, głęboki – prawie do łokcia. (wikipedia.org)
Share:

Kochani!

Witajcie moi kochani. 

Czas zacząć z kilkoma ważnymi rzeczami jakie pojawiły się ostatnio w mojej głowie. No i jakie się zebrały od czasu ostatniej takiej notki.

Przede wszystkim chcę powiedzieć, że czas jaki macie na składanie prac eventowych jest przedłużony. Do 31.10.2017. Na prośbę kilku osób. Tak więc nie ma się co spieszyć, nadal możecie oddać swoje straszne historie, albo okolicznościowe obrazki/opowiadania na mojego maila. 


Spis treści zostanie zaktualizowany w przyszłym miesiącu i będę go aktualizowała systematycznie w pierwszym tygodniu każdego miesiąca. Tak aby zaoszczędzić sobie ciągłego edytowania jak tylko pojawi się jakaś nowa pozycja. 

Jako, że do końca tego miesiąca to jest mój ostatni wolny dzień i aż do wtorku mam na II zmianę, będę pojawiać się bardzo rzadko. Notki jakie będą publikowane w godzinach od 14 do 24 będą zaplanowane/automatyczne. Nie spodziewajcie się też mnie wtedy na mailu czy fanpage na facebooku. 

Serdecznie dziękuję tym, co się łączy z powyższym tematem - za pomoc w pracy nad blogiem. Dziękuję za każde nadesłane opowiadanie, one-shoot, komiks, tłumaczenie. To wszystko wiele dla mnie znaczy i nie tylko. Wasza pomoc jest dla mnie skarbem <3

No i nieco mniej ciekawe informacje czas zacząć.
Z racji, że przez ostatnie dwa miesiące miałam mniej czasu na nadzorowanie plagiatów jakie się pojawiały, zrobiło się ich całkiem sporo. Dodatkowo zauważyłam, że pojawiło się wiele nowych osób które nie wiedzą najwyraźniej jaki klimat panuje na Handlarzu. Dlatego:
Co do plagiatów - sprawa głównie się tyczy osób dubbingujących komiksy z tego bloga i wrzucających swoje prace na YouTube. Jak wiecie, nie mam przeciw wskazań aby tak robić. Możecie dubbingować prawie wszystkie komiksy jakie są na blogu. Mówię prawie. Bo są autorzy komiksów którzy NIE wyrazili zgody na dubbingowanie ich prac. Tak więc jako tłumacz muszę pilnować, aby jakiś Janusz nie zniszczył tego zakazu. 

Tak więc NIE wolno dubbingować komiksów z 


Co do tych dwóch jest kategoryczny zakaz. Jeżeli ktoś zrobi z nich fundub będzie przymusowe natychmiastowe skasowanie pracy. 

Natomiast komiksy tekitourabbit od SecuriTale można dubbingować tylko i wyłącznie wtedy kiedy się do niej napisze i otrzyma zgodę. 

Nie wiem jak się tyczą sprawy na innych blogach czy na WTT. Ostatnio było kilka plagiatów mojego spisu treści AU z Undertale. No i komiksy. Nie miałam jednak czasu jeszcze przejrzeć prac sprzed ostatnich dwóch miesięcy na tej stronie, aby poszukać czy ktoś przypadkiem czegoś nie ukradł. Jak tylko będę miała więcej czasu - czeka mnie sporo pracy.


To jeden z komentarzy od pewnej dziewczynki, i tylko dlatego, że nie chcę robić gównoburzy nie powiem od jakiego to dziecka. Dziecka. Dlatego sprawa mnie jakoś specjalnie nie obeszła, ani tym bardziej słowa nie zraniły. Boli mnie natomiast poziom wychowania dzieci, ale to już raczej głos mojego wewnętrznego pedagoga.

Oficjalnie daję znać, że prace z tego bloga jakie znajdują się na innych stronach w tym także dubbingi z YT jakie w opisie NIE będą posiadały linka do bloga do 31/10/2017 będą zgłoszone do administracji strony z informacją o łamaniu praw autorskich oraz z prośbą o ich usunięcie. Będzie to masowe kasowanie nagrań. Póki co wyczaiłam ich ponad 20. Z czego trzy osoby nie chcą współpracować i dostosować się do moich wymagań.

Przypominam. Działalność Handlarza Iluzji jest działalnością non-profit. Owszem, na górze jest strona gdzie możecie dobrowolnie podesłać swoje datki. Lecz
a) w tym momencie ona i tak nie działa i w ciągu najbliższych dni przeniosę się na inną stronę
b) datek/napiwek/darowizna jest oznaką tego, że podoba się wam to co robię i chcecie mnie wesprzeć nawet tymi dwoma złotówkami jakie dorzucę do czekolady. To symboliczny gest. Nic więcej.

Naprawdę WIEM kiedy autor opowiadania jakie tłumaczę wrzuci coś nowego. Nie muszę dostawać o tym informacji wszędzie gdzie się da od pięćdziesięciu osób. Proszę nie pytajcie się mnie też o to, kiedy pojawi się kolejny rozdział, bo nie wiem. Tłumaczę to co chcę, kiedy chcę i jak długo chcę. To samo też tyczy się pisarzy i tłumaczy jacy wrzucają swoje prace. Komentarz z informacją co się podobało etc jest znacznie lepszy, niż taki z treścią „kiedy następny rozdział?!” i pokrewne. Tego typu komentarze mogą wywierać na pisarzu presję. A co za tym idzie, przyjemność z pisania/tłumaczenia łatwo może przerodzić się w obowiązek.
Tak więc komentarze jasne, skłaniam was do komentowania, dzielenia się własnymi myślami, uczuciami, spostrzeżeniami etc. Komentujcie, bo to naprawdę miłe dla autorów kiedy ktoś skomentuje ich pracę. Nawet jak będzie to proste słowo „dziękuję”, czy wiadomość „czekam na dalszą część”. Świadomość, że gdzieś tam ktoś jest i czeka i czyta sprawia, że serce rośnie!

Kultura osobista, szacunek dla drugiego człowieka, jego pracy, wysiłku i poświęcenia to kluczowa sprawa. Dlatego też pozwól, że odpowiem tutaj na tekst jaki dostałam od ciebie. Mianowicie, kilka dni temu pewien osobnik zaszczycił mnie mailem, w którym informował mnie, że poziom Handlarza Iluzji jest niski, głównie dlatego, że publikuję wszystko co dostanę. W tym „bazgroły” oraz „wypociny szczeniarni z podstawówki”. Uznałam, że powiem tutaj co myślę na temat tej wiadomości, bo są to słowa, które powinni przeczytać wszyscy.
Każdy od czegoś zaczynał. Te bazgroły nie są bazgrołami. To prace malarzy, jacy poświęcili swój własny prywatny czas na stworzenie tego co chcieli. Czas którego już nigdy nie odzyskają. To mali artyści, jacy to co stworzyły ich wyobraźnie przelali na papier by pochwalić się najbliższym tym co drzemie w ich sercach. Oni zaczynają. Zaczynają swoją przygodę. Nie wiedzą jeszcze jakim ołówkiem będzie szkicowało się najlepiej. Nie wiedzą jak dobrze mieszać barwy, jak robić cienie, jak robić odbicia światła, uczą się anatomii, uczą się otoczenia. Uczą się. Aby w przyszłości malować lepiej, piękniej, cudowniej!
To nie są „wypociny szczeniarni z podstawówki”. Nawet jeżeli fabuła jest naiwna, nawet jeżeli błąd goni błąd i poświęcam godziny na redakcji jednego tekstu, jaki potem publikuję, a jaki mimo to nadal zawiera błędy. Nawet jeżeli postacie są płytkie, odrealnione, niekanoniczne. To NIE są wypociny. Sprawdzając pracę mam przed oczami człowieka, który z uśmiechem na ustach siedzi przed komputerem i klepie kolejne wersy swojej historii. Tej jaka pojawiła się w jego głowie. Tworzy opowiadanie w jakie wkłada część siebie, swoje myśli, ambicje, cele, ideały wkłada w usta i serca fikcyjnych postaci jakim nadaje życie. Potem ta sama osoba siedzi w swojej skrzynce pocztowej i z mocno bijącym sercem waha się, czy podesłać mi to co stworzyła, bo boi się odrzucenia. Boi się krytyki. Boi się tego, co Tobie tak łatwo przychodzi. Lecz to też jest osoba która zaczyna, osoba która szuka swojego stylu pisarskiego, osoba która poznaje, uczy się i nie rozumie do końca samej siebie. Ktoś kto dopiero zbiera własne doświadczenia, a tym lepszy pisarz im więcej wie o świecie... i o sobie samym.
Chwalę się pracami jakie powstały z myślą o Handlarzu Iluzji dlatego, że jestem DUMNA z każdego kto poświęcić czas, pracę i wysiłek na stworzenie czegoś z myślą o mnie. Fanarty, obrazki, opowiadania, są dla mnie znacznie cenniejsze niż cokolwiek innego.
Łatwo powiedzieć, że coś jest chujowe. Trzasnąć drzwiami i wyjść. Łatwo jest wytknąć błędy i zniszczyć kiełkujący talent, albo też po prostu zabawę komuś, kto robi coś z przyjemności. To jest bardzo łatwe. Znacznie trudniej jest nie tylko powiedzieć, że coś jest dobre. Ale też dopingować twórcę w jego tworzeniu, pomagać mu szukać nowych dróg i alternatyw. To właśnie chcę robić. Pomagać. Bo w każdej osobie jaka publikuje coś u mnie widzę taki mały nieoszlifowany diamencik, błyszczący, śmiejący się, który dopiero się wykształca. I nie jest ważne, czy osoba ma dwanaście, czy dwadzieścia lat. Wiek, płeć, pochodzenie, majątek - to mnie nie interesuje.
Dlatego też nie patrzę na „poziom” Handlarza, nie patrzę na statystyki, nie patrzę na nic. Nigdy nie pojawi się tutaj notka typu „klikajcie i polecajcie!” albo nigdy nie podpiszę współpracy z Durexem aby jego gumki reklamować na blogu tylko po to, aby otrzymać forsę.
Każdy z nas ma swoje własne zdanie na temat tego co się dzieje. Ja osobiście uważam, że blog trzyma się tego co planowałam. W komentarzach jest spokój, prace napływają, wszyscy się cieszą. Jedyne czego żałuję to to, że nie mogę poświęcać temu miejscu w sieci tyle czasu i wysiłku ile bym chciała. Głównie przez pracę, nie czarujmy się. 
 
Cóż... czuję, że powinnam napisać coś jeszcze, choć nie do końca wiem co. Lecz myślę, że wszystko co chciałam powiedzieć - już powiedziałam.

Teraz jeszcze jedna informacja. Już nieco lepsza. Albo raczej porada dla wszystkich pisarzy. Ostatnio Samael zrobiła mi wielką niespodziankę. Ściągnęła program do pisania. Zasadniczo taki bardziej odpicowany notatnik, jak to powiedział Aru. Lecz bardzo, bardzo pomocny. Jak widzicie, dzisiejsza notka w całości powstała na nim. Samael zrobiła mi też własny szablon, abym mogła czuć się dobrze. Ciemne tło mniej męczy wzrok, niż jasne, co pomaga pisanie. 

I nie, to nie jest wycięte okienko. To cały monitor. Zasłonięty zegarek, pasek menu, inne programy oraz przyjemy dźwięk przy pisaniu podobny do maszyny do pisania sprawia, że notkę pisze mi się znacznie wygodniej i szybciej. Nie ma udziwnień, nie ma walki z myślnikami, tekst jest podkreślany jak zawiera błędy. Można zapisywać pliki, kopiować, ściągać, pogrubiać tekst i dawać kursywę. Całe menu jest pochowane i pojawia się tylko wtedy, kiedy najedzie się na nie myszką. To co mnie jeszcze oczarowało to kalendarz oraz zegar, który liczy ile czasu dziennie poświęciło się na pisanie. Jest też alarm, który pojawia się, kiedy ustalimy sobie, że dajmy na to, do 22:00 skończymy pisać. No i kiedy wskazana godzina wybije - program daje nam znać, że czas skończyć.

Polecam. Bardzo polecam.

A jak się nazywa to małe cudo? FocusWriter. Możecie go pobrać stąd.


No i to byłoby na tyle. Teraz idę oglądać film z Samael, a potem będę tłumaczyć Wpadki :D 
Share:

POPULARNE ILUZJE