autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne
życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy
nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI:
Rozdział I // Punkt widzenia Sansa
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni (obecnie czytany)
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni (obecnie czytany)
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
Obudziłaś się kolejnego ranka, słońce
świeciło przez okno wprost w Twoje oczy. Przetarłaś dłonią oczy, Twój mózg analizował zdarzenia z zeszłej nocy. Czy to był
sen? Wszystko miało miejsce naprawdę? Przekręciłaś się na lewy bok by
zetknąć się twarzą w twarz z drzemiącym szkieletem u Twego boku.
Jedną z rąk miał pod Twoją głową, na nią gdzieś w środku nocy
musiałaś położyć poduszkę aby było Ci wygodnie. Krótkie
rozeznanie się w sytuacji... tak, w rzeczy samej, poszłaś w kości
ze szkieletem. W jednej chwili zostałaś zalana różnego rodzaju
uczuciami. To raczej nie była przygoda jednej nocy, co nie? Może.
Nadal nie byłaś do końca przekonana. Nie czułaś się pewna w nogach przez waszą zabawę, lekko westchnęłaś wiercąc się
trochę. Teraz co? Leżałaś tak w stanie niepewności czy powinnaś
rozkoszować się tą chwilą czy nie. Sans westchnął głębiej,
nadal nie byłaś pewna jak to robił. Twój wzrok powędrował na
jego mostek. Zdecydowanie nie miał płuc, ale na pewno
oddychał. Jego klatka piersiowa wznosiła się i opadała w tym
samym rytmie, przyglądałaś mu się z niezbadaną fascynacją w
oczach. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego o czym opowiadał
Ci kilka dni wcześniej. On był zrobiony z kości – prawda
– to magia trzymała go w całości. Jeżeli zmrużyłaś oczy i
przyjrzałaś mu się, byłaś w stanie dostrzec niewielkie prawie
niewidzialne spoiwa energii, wyglądające jak maciupcie nitki biegnące
przez całe jego ciało. Byłaś pewna że spełniają to samo
zadanie co Twoje mięśnie, a nawet skóra. Czy to dlatego jego kości
są tak czułe w dotyku? W przypływie ciekawości uniosłaś dłoń
by dotknąć jego żebra, nie tyle kości co tej nici. Po tym jak
opuszek palca zetknął się z nią poczułaś dziwne uczucie. Jakby
powiew małego zefirku przebiegający po Twojej skórze. Sans
drgnął, postanowiłaś nie drażnić go za bardzo, choć byłaś
całkowicie zafascynowana. Odsunęłaś się ostrożnie uważając,
aby go nie obudzić, zerknęłaś na sufit zamyślona. Więc... co
teraz powinnaś zrobić? Wyjść? Napisać mu notkę z
podziękowaniami? Zostać wtulając się w niego? Umówić się na
randkę? Kurwa, byłaś taka zagubiona. Jeszcze kilka godzin temu
wszystko wydawało się takie właściwe, ale teraz czujesz się
zmieszana jak nigdy. Zaburczało Ci w brzuchu. Powinnaś coś zjeść.
Może jak będziesz miała pełny żołądek lepiej będzie Ci
odnaleźć się w tej sytuacji. Szybko wyślizgnęłaś się z jego
objęć i wyszłaś z łóżka, zakładając na siebie zmiętoszone
ubrania. Weszłaś do kuchni, postanowiłaś, że zaczniesz nowy rok
właściwie – zrobisz naleśniki. Całe szczęście, że ich
kuchnia nie była Ci obca, w końcu miesiące Nocek Spaghetti na coś
się przydały. Popatrzyłaś na naleśniki w proszku heeeej o nie
nie nie. Całe szczęście mieli w lodówce jajka i mleko. Odkąd
Papyrus zaczął pracować w restauracji, jego własna kuchnia
wyglądała niemal tak jak miejsce pracy. Wzięłaś miskę i
mikser, a potem zaczęłaś łączyć składniki. Kiedy wsypałaś
mąkę i rozbiłaś jajka usłyszałaś donośny stuk dobiegający z
pokoju Sansa i połączone z nim głośne „kurwa!” Wychyliłaś
się zza rogu, jego drzwi powoli się otworzyły. Oddech miał nierówny, a twarz chował w dłoniach.
-Hej! Dobrze się czujesz? - zapytałaś podchodząc
do niego. Zamarł i podniósł gwałtownie głowę do góry wyraźnie
zaskoczony.
-oh... ty... ty nadal tutaj jesteś – opuścił
dłonie wzdłuż ciała. Zrobiłaś się w jednej chwili niespokojna,
chciał abyś wyszła?
-Um, taa. Robię śniadanie. Myślałam, że to
byłoby miłe... czy coś – nie wiedziałaś co ze sobą zrobić.
Sans rozwiał Twoje wątpliwości przybliżając się do Ciebie i
obejmując niespodziewanie. Odwzajemniłaś jego objęcia delikatnie
kładąc dłonie na jego gładkich kościach. Poczułaś jak
delikatnie Cię ścisnął.
-przepraszam. obudziłem się i ciebie nie było.
myślałem, że może... - zamarł i puścił Cię. Westchnęłaś.
-Myślałeś, że sobie poszłam? Ooo co to to nie,
chciałam pieprzonego żarcia – starałaś się poprawić mu humor
– Myślałeś, że na ruchanku się skończy, koleś? Licz się z
konsekwencjami, że wpuściłeś mnie do swojego domu. Zjem dwa
naleśniki, bo tak mam w umowie – Sans natychmiast się rozluźnił,
a nawet zaśmiał delikatnie.
-dwa naleśniki? tylko tyle? i nawet nie będę
musiał ich robić? kurwa, interes życia
-Ta, cóż, nie czytałam drobnego druczku –
zaśmiałaś się i wróciłaś do kuchni. Sans usiadł w rogu
przyglądając się jak miksujesz jajka.
-więc... - zaczął, oczywiście teraz trzeba sobie
wszystko poukładać. Zerknęłaś na niego unosząc wysoko brwi
-...Wiiiiiiięc?
-... więc... cholera... nie jestem w tym dobry
_____. co teraz z nami będzie? - starał się ukryć zdenerwowanie.
Westchnęłaś i odstawiłaś mikser, zaś porcję ciasta wylałaś
na patelnię.
-Nie wiem. A co ma z nami być? Tak szczerze. Czego
się po tym spodziewałeś? - serce waliło Ci jak oszalałe.
-jeżeli myślisz, że ostatnia noc to z mojej strony
jednorazowa przygoda, to jesteś w błędzie – powiedział po
chwili milczenia, mówił poważnie. Popatrzyłaś na naleśnika
powoli smażącego się – nie chcę abyś czuła się wobec
czegokolwiek przymuszona, masz wolną rękę, możesz odmówić.
-Jezu, nie Sans. Ostatnia noc była... - rumieniłaś
się jak szalona - ... absolutnie niesamowita. Ale to może tez
dlatego, że tyle się na nią czekało...
-czekałaś na to? - uniósł brwi. Oboje się
zaśmialiście.
-Jasne. Słuchaj, biorąc pod uwagę to jak razem
tańcowaliśmy przez ostatni czas, nie wiem co o tym myśleć. Nie
wiedziałam, że macie jakiś poradnik co do tego jak powinna
wyglądać randka, ani to że trzeba być specjalnie ubranym czy
przychodzić z prezentami. Kurwa, do niedawna nie byłam nawet pewna
czy... będziemy... no wiesz... pasować do siebie – zachichotał.
-poradnik randkowania? czytałaś te żałosne
książeczki papyrusa? nie, nie ma żadnego instruktażu,
zapewniam cię że wszystko wygląda tak jak u was, u ludzi znaczy
się, pomijając składanie krwawych ofiar – W trakcie przewracania
naleśnika rozpierdolił Ci się przez przypadek. Zerknęłaś z
ukosa na Sansa, który się śmiał
-Ten będzie twój – warknęłaś
-no daj spokój, to zabawne – chwycił za talerze.
Westchnęłaś i skończyłaś robić naleśniki odkładając je na
naczynia. Oboje usiedliście przy stole, polałaś swoją porcję syropem klonowym.
-Podoba mi się tak jak jest. Kocham twoje
towarzystwo. Nie chcę aby to się zmieniło, wiesz? - wzięłaś
kęs. Sans przytaknął siedząc naprzeciw Ciebie – I dobry panie,
a jeżeli chodzi o seks, to tak, więcej proszę – po tych słowach
niemal natychmiast się zarumienił i zaśmiał słabo
-tak? więc to jest to wasze friendzone? przyjaciele
z potrzebami? - zapytał z dziwnym wyrazem twarzy. Potrząsnęłaś
głową
-Nie, chyba że ty tego chcesz – zamyśliłaś się,
wiedziałaś że pragniesz czegoś znacznie bardziej zwyczajnego, w
Sansie było coś... właściwego. Pomijając jego potworzy wygląd,
wszystko co dotyczyło jego osoby pasowało do Ciebie. - Jak mam być
szczera, miałam nadzieję na coś więcej, ale nie będę się
sprzeczać – Sans westchnął z ulgą.
-nie, ja.. ja chcę spróbować czegoś poważnego,
wiesz, stara dobra randkowa rutyna – wziął gryz swojego
naleśnika. Zauważyłaś, że nie polał go keczupem.
-Umowa stoi. Miło się z panem załatwia interesy. -
zaśmiałaś się lekko. Odpowiedział leniwym uśmiechem.
-zawsze musimy sobie wszystko komplikować, co nie?
-Wygląda na to, że tak. Więc teraz co? Ogłosimy
to światu? Ustawimy sobie statusy na facebooku? Może wspólne tło
za avatarem? Ohh! A co powiesz na jakiś bilbord?
-heh, „dziewczyna chodzi ze szkieletem”?
-Nieee, coś bardziej krzykliwego, jak „Dziewczyna
lubi ssać kosteczki” - wyszczerzyłaś się głupkowato, on
również. Podparł brodę dłonią przyglądając Ci się.
-boże, uwielbiam cię, wiesz?
-Hej! Myślałam nad tym trochę! - zakręciłaś
widelcem – Twoje kawały przechodzą na mnie. To okropne. -
parsknął śmiechem.
-ale wracając do tematu – kiedy to mówił
poczułaś narastające w ciele ciepło. Ton jego głos był bardzo
lubieżny – usnęliśmy całkiem wcześnie, nigdy nie dotarliśmy
do drugiej rundy
-Nie. Nie dotarliśmy – odpowiedziałaś
przełykając z trudem naprawdę duży kawałek naleśnika. Byłaś
nastawiona na zeszłą noc jakby to była jakaś misja do wykonania.
A teraz to normalny dzień jakich wiele w kalendarzu, czułaś się
zdecydowanie mniej zagubiona. Sans oparł się lekko o krzesełko i
skrzyżował ręce na piersi. Twoje policzki stały w ogniu,
chwyciłaś pośpiesznie za talerze i udałaś się do kuchni by je
umyć. - Może um.. może da się to naprawić... jakoś?
-jakoś? - zdałaś sobie sprawę, że stał za Tobą.
Potrafił poruszać się szybko kiedy tego chciał. Zamarłaś z
rękami pod lecącą wodą, kiedy poczułaś jego ręce delikatnie
muskające i bawiące się materiałem majtek – wiem, że nie
lubisz wcześnie wstawać... - kurwa, on też nie. Wyłączyłaś
wodę starając się uspokoić oddech. Oh ho! Chciałaś tego, ale
nie pragnęłaś wyjść na jakąś... desperatkę.
-W ogóle, zazwyczaj cieszę się długo moją
poranną kawą, wiesz jak to jest – na Twojej twarzy pojawił się
niewielki przebiegły uśmieszek. Powoli odwróciłaś się do niego.
Położył ręce na Twoich biodrach. Wyglądał na zmieszanego,
mogłaś powiedzieć że to nie była odpowiedź jakiej oczekiwał –
Nic na to nie poradzę, lubię coś gorącego z rana, wiesz? -
praktycznie wymruczałaś słowo 'gorącego', objęłaś go rękami
na wysokości karku i delikatnie na chwilę przycisnęłaś do siebie
przygryzając jednocześnie wargę. Jego zagubione spojrzenie
przeobraziło się w wygłodniałe.
-oh, dam ci coś... - zaczął a wtedy jego telefon
zaczął dzwonić. Warknął, rozpoznałaś dźwięk
ustawiony na jego brata – kurwa, sekundę – wziął komórkę i
odebrał – cześć paps, co tam? - Tak strasznie chciałaś się
nad nim trochę poznęcać, kiedy prowadził rozmowę telefoniczną,
ale nie byłaś pewna czy powinnaś się za to brać jak dyskutował
z bratem. Zdałaś sobie sprawę, że rozmowa nie przebiega po jego
myśli, przybliżyłaś się ostrożnie do jego kręgosłupa.
Podskoczył lekko i odwrócił głowę by spojrzeć na Ciebie
zaskoczony. Twoje usta wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu, na jego
czaszce pojawiły się krople potu.
-a więc jesteś w taksówce, tak? a za i-iiiiiiile?
- zaskowyczał, kiedy zaczęłaś błądzić językiem po jego barku.
Pokazały się jego kły, delektowałaś się tą chwilą – n..nie
brat, nic mi nie jest, a za ile będziesz w domu? - Wpatrywał się w
Ciebie rozognionym spojrzeniem. Objęłaś go rękami, powoli
przesuwając dłonie w dół jego ciała, zatrzymując się na jego
spodniach, poczułaś pod palcami wyraźne stwardnienie. Zaczęłaś je
delikatnie pocierać. Powoli wsunęłaś
palce przez rozporek obejmując go troszeczkę – pięć minut? pięć
minut, ok, do zobaczenia za pięć minut, muszę kończyć – Sans
westchnął ciężko odkładając słuchawkę. Zaśmiałaś się jak
rasowa grzesznica, byłaś z siebie dumna, że zapędziłaś go w kozi
róg, Jego kościste ręce uniosły gwałtownie do góry materiał i odwróciły
Cię plecami do tyłu.
-Kurwa, Sans! Powiedział pięć minut! - w jednej
chwili czułaś się przerażona i podekscytowana faktem, że weźmie
Cię w kuchni
-taaa – odpowiedział po prostu i zdałaś sobie
sprawę z tego że właśnie całkowicie rozsunął zamek w
spodniach. Oooo Boże, on naprawdę chce to zrobić? Stęknęłaś
delikatnie czując jego palce na swoim tyłku, a potem między
nogami. Przesunął palcami ten żałosny materiał jaki miał udawać
majtki, przetarł dłonią po Twojej nagiej kobiecości, a potem ją
wycofał mrucząc w zachwycie – wydaje mi się, że jesteś na mnie
nawet bardziej niż gotowa – jęknęłaś w odpowiedzi, przystawił
go do Ciebie. Raz jeszcze to dziwne doznanie, nie do końca skóra, coś innego. Powoli wsunął czubek
do środka dysząc ciężko, zaskomlałaś rozpaczliwie w
oczekiwaniu.
-Sans... - nawoływałaś, aby już w Ciebie wszedł.
Za każdym razem kiedy cofałaś swoje biodra miałaś wrażenie, że
od odsuwa się od Ciebie. Zaraz tutaj oszalejesz.
-sama powiedziałaś – wysyczał łapiąc oddech –
mamy tylko pięć minut
-Co? - prawie krzyknęłaś. Nagle pchnął Cię
potężnie dwa razy tak, że prawie straciłaś równowagę. W tej
chwili praktycznie widziałaś gwiazdy, a kiedy się odwróciłaś by
zobaczyć jego twarz, dostrzegłaś wielką żądzę w jego oczach.
Jego obco wyglądający niebieski kutas stał w pełni okazałości –
Żarty sobie kurwa robisz? - Przyglądałaś się bezczynnie jak
chowa swoją erekcję w spodnie, widać było, że jest mu bardzo
niewygodnie.
-spotkasz się z nim w nocy, dobrze? - mrugnął do
Ciebie. Otworzyłaś szeroko usta. Miałaś ochotę pchnąć go na
lodówkę.
-Ty przebiegły skurwysynie, jeżeli mnie teraz nie
zerżniesz, przysięgam na Boga, że... - nie dane było Ci
dokończyć, usłyszałaś dźwięk przekręcanych kluczy w zamku.
Sans szybko wrócił do swojego pokoju, zostawiając Cię w kuchni.
Pośpiesznie zaczęłaś układać sukienkę starając się ogarnąć.
Drzwi powoli się otworzyły, wszedł Papyrus, wyglądał na bardzo
szczęśliwego.
-DZIEŃ DOBRY! WESOŁEGO NOWEGO ROKU! - krzyknął po
zamknięciu drzwi za sobą. Zerknął na Ciebie, starałaś się być
niewidzialna ... nie, nie działało. - MIAŁEM FANTASTYCZNĄ NOC,
MAM NADZIEJĘ, ŻE TY TEŻ PRZYJACIÓŁKO?
-Tak! - zaśmiałaś się lekko – Ostatnia noc była
zajebista. Od tańczenia nogi chcą mi odpaść.
-PFFFFT, NIE MÓWIĘ O NASZYM WSPÓLNYM WYPADZIE –
ściągnął kurtkę i powiesił ją na wieszaku. Gapiłaś się na
niego, to takie niewinne dzieciątko, a może się pomyliłaś z tą
oceną? - CHOĆ FAJNIE BYŁO NA PIŻAMA PARTY Z KYLE, WYDAJE MI SIĘ
ŻE TWOJA Z SANSEM PODOBAŁA CI SIĘ ZNACZNIE BARDZIEJ. - Tak,
zdecydowanie się pomyliłaś, on wiedział co było na rzeczy.
Spłonęłaś rumieńcem.
-Tak, tak, spędziliśmy ... um... miło czas.
Fantastyczny nawet... Więc... eeeem... dzięki – czułaś się upokorzona. Czy tak powinnaś mówić do swojego przyjaciela, który
też jest ... bratem twojego... chłopaka? Papyrus podszedł do
Ciebie i poklepał Cię po ramieniu
-ŻADEN PROBLEM! W RAZIE POTRZEBY ZAWSZE JESTEM DLA
CIEBIE – popatrzył na naczynia w kuchni – ZROBIŁAŚ JUŻ
ŚNIADANIE?
-Naleśniki, pomyślałam, że tak będzie
miło. Nie wiedziałam, że wrócisz do domu tak wcześnie – Gdzie
do kurwy nędzy podziewa się Sans?
-NIE MARTW SIĘ, JUŻ JADŁEM, PRZYSZEDŁEM
WCZEŚNIEJ MYŚLĄC, ŻE WAM COŚ ZROBIĘ, ALE JUŻ JEDLIŚCIE! NADAL
IDZIEMY DZISIAJ POBAWIĆ SIĘ W ŚNIEGU? - Ooo kurwa! Byłaś tak
zaalarmowana Nowym Rokiem, że kompletnie o tym zapomniałaś.
-Tak! Taaaa, właśnie wstaliśmy i zjedliśmy,
przebiorę się i takie tam, dobra? - podrapałaś się po głowie.
Zerknęłaś w stronę pokoju Sansa, zastanawiając się co tak długo
teraz robi. - Powiem tylko Sansowi szybko i przygotuję się. Ubierz
się ciepło!
-OCZYWIŚCIE! - przytulił Cię nim udałaś się do
niższego z braci. Zapukałaś w drzwi.
-...ta?
-To ja, mogę wejść? - zapytałaś potulnie.
Otworzył pokój dla Ciebie, weszłaś i zamknęłaś go za sobą –
Totalnie zapomniałam o tym, że mamy dzisiaj iść na śnieg, więc
ubierz się, pójdę do siebie i zrobię to samo.
-a więc to nie jest strój odpowiedni na śnieg? -
pokazał na Twoją sukienkę. Wywróciłaś oczami.
-Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. Ubierz dupę.
Zobaczymy się za kwadrans?
-jasne, wyluzujmy się dzisiaj, chyba nie zniosę
kolejnych porannych eskapad – zachichotał. Zmrużyłaś
niebezpiecznie oczy, to było nie fair, to on zostawił Ciebie samą
w kuchni po tym co Ci zrobił. Uniosłaś odrobinę krawędzie
sukienki pokazując więcej uda.
-Znaczy, że już więcej tego nie chcesz? -
drażniłaś się z nim. Mrugnął, widziałaś jak stara się
powstrzymać uśmiech – Jesteś pewien? Wiesz, mamy całe
piętnaście minut teraz – Wyprostował się lekko, chyba zaczynało
mu być ciasno na dole, znowu... Wyszczerzyłaś się i opuściłaś
materiał odwracając się w stronę drzwi, by wyjść.
-a więc tak dzisiaj będziemy się bawić? nie
zniosę dwóch dni pod rząd – warknął. Zachichotałaś.
-Myślę, że na chwilę damy sobie spokój. Będę
czekać na wieczór – uśmiechnęłaś się słodko, cofnęłaś
się aby pocałować go w głowę. - Cieszmy się dniem – odetchnął
i objął Cię.
-ta, ubierz się, zobaczymy się za chwilę –
ścisnął Cię mocniej nim wyszłaś. Papyrus nucił jakąś dziwnie
znajomą piosenkę, poszłaś do siebie by zmienić ubranie.
Mogłaś wypożyczyć samochód jakimś cudem, co Cię
zaskoczyło (to w końcu Nowy Rok), ale wygląda na to, że biznes to
biznes, nigdy nie jest zamknięty. W trójkę poszliście na metro by
dotrzeć do wypożyczalni. Po załatwieniu formalności
Papyrus krzyknął podekscytowany
-DA SIĘ WZIĄĆ JAKIEŚ BEZ DACHU? - przyłożył
dłonie do policzków. Był opatulony w grubą kurtkę z czerwoną
chustą. Popatrzyłaś na niego zmieszana.
-Co? Nie. To będzie dobre. Po co ci takie bez dachu
w środku zimy?
-ABY POCZUĆ WIATR WE WŁOSACH! - odrzucił
niewidzialne kudły za plecy. Sans się zaśmiał, a Ty wyglądałaś
na jeszcze bardziej zakłopotaną – ALE TO JEST DOBRE.
Postanowiłaś nie drążyć dalej tego tematu,
Papyrus usiadł na przodzie obok Ciebie, Sans na tyłach. Tak zaczęła
się wasza wycieczka. To nie tak, że w mieście nie było śniegu,
tylko. że w większości był okropnie brudny. Polana kempingowa do której zmierzaliście znajdowała się jakieś półtorej godziny jazdy
na północ od miasta. Nie byłaś tutaj od lat, więc sama też się z tego
powodu cieszyłaś.
-Od jak dawna nie bawiliście się w śniegu? -
włączyłaś ogrzewanie, Papyrus otworzył szerzej okno ignorując
Twój niemy protest
-ODKĄD OPUŚCILIŚMY PODZIEMIE!
-Czyli?
-OD KILKU LAT! CZASEM ZA TYM TĘSKNIĘ, ALE GŁÓWNIE
DLATEGO, ŻE MOGŁEM SIĘ WTEDY Z WSZYSTKIMI WIDYWAĆ. ALE ODKĄD ZNAM
NOWE OSOBY MYŚLĘ, ŻE JEST DOBRZE! - bawił się oknem
-to pierwsze miejsce, gdzie udało nam się z
kimkolwiek zaprzyjaźnić – włączył się w rozmowę. Zamrugałaś
kilka razy zaskoczona
-Mówicie poważnie? Nie mogę uwierzyć w to, że
nie udało się wam wcześniej zdobyć przyjaciół. Zwłaszcza tobie
Papyrus – szturchnęłaś go przyjaźnie
-NIE MOJA WINA, ŻE CIĄGLE SIĘ PRZEPROWADZALIŚMY –
również Cię szturchnął. Usłyszałaś jak Sans ciężko
westchnął.
-Oh tak? Jak wiele razy się przeprowadzaliście?
-SZEŚĆ! - brzmiał ponuro – ROBILIŚMY TO ZA
KAŻDYM RAZEM KIEDY SANS.. - niespodziewanie starszy brat kopnął w
krzesło Papyrusa –... EM, ZA KAŻDYM RAZEM KIEDY POSTANOWILIŚMY,
ŻE CZAS IŚĆ.
-To chujnia. Nie jestem fanem przeprowadzek, mieszkam
tutaj od czasu zaliczenia szkoły wyższej. To znaczy zmieniałam
mieszkania, może z dwa razy, ale tylko tyle. - zerknęłaś na GPS –
Nie znikniecie mi?
-MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE! - brzmiał niepewnie
-nie mamy takiego planu – wtrącił się – lubimy
to miejsce, ma fajne widoki – oboje się zaśmialiście lekko.
Bawiłaś się chwilę radiem, a potem zwróciłaś się do Papyrusa
-Możesz ustawić jakąś stację? Chce posłuchać
muzyki, przed nami jeszcze około godziny jazdy
-JUŻ SIĘ ROBI! - przycisnął kilka guzików –
MIMO WSZYSTKO UWAŻAM, ŻE CI MISPELLED 'SERIOUS' GRAJĄ JAKBY BYLI
SZALENI – zmarszczyłaś brwi zmieszana, a potem zaczęłaś
rechotać
-Może są
-ciekawe czy szykują dla nich pokój bez klamek –
Sans wychylił się między siedzeniami, Papyrus warknął
-JAK TO PRZYCISZYĆ? - zdenerwowany przyciskał różne
przyciski
-Nie wydaje mi się, że.. - nagle Sonata Księżycowa
rozbrzmiała w całym aucie pełną parą – Kurwa! Ścisz!
-PRZEPRASZAM! JUŻ TO NAPRAWIAM! - dręczył radio. Nie przyciszał, zmieniał po prostu stacje. Flock
of Seagulls zaczęli Ci śpiewać w głośnikach, abyś uciekała,
uciekała jak najdalej. Zdenerwowana wyłączyłaś maszynę.
-Ok. Bez radia. I tak nic już nie słyszę.
-PRZEPRASZAM – jego głos drżał. Sans oparł się
wygodnie i mogłabyś przysiąc, że tłumi w sobie śmiech.
-Nic się nie stało, posłuchamy czegoś w drodze
powrotnej. Ja... uh... ustawię radio – Papyrus przytaknął, znowu
bawiąc się oknem – W każdym razie, co chcecie zrobić jak już
dojedziemy? Jest tam miejsce aby
zbudować bałwana, pojeździć na nartach, sankach albo
snowboardzie, co prawda nie jestem wielkim fanem tych sportów, ale
wy śmiało możecie to zrobić!
-BAŁWAN! - powiedział natychmiastowo. Sans wzruszył
ramionami
-mnie tam rybka
-Nie wiesz co chcesz tam robić?
-będę cieszył się dniem w waszym towarzystwie –
zarzucił kaptur na głowę – obudzisz mnie jak już będziemy na
miejscu? - westchnęłaś z dezaprobatą
-Nie opowiesz nam żadnych historyjek? - zapytałaś,
lecz nie dostałaś odpowiedzi – Jak do diabła on tak szybko
zasypia?
-UOSOBIENIE LENISTWA. MYŚLĘ, ŻE WSZYSTKIE JEGO ZŁE
KAWAŁY WYSYSAJĄ Z NIEGO SIŁY
-To całkiem możliwe. Wiem, że żartuje przy mnie
od czasu do czasu, czasem coś mu tam odpowiem. Ty pewnie jesteś
przez nie zalewany
-CAŁE SZCZĘŚCIE NIE, OD CZASU JAK POKAZYWAŁEM MU,
ŻE NIE TRAWIĘ JEGO OKROPNEGO HUMORU NIE DRĘCZY MNIE NIMI
-Oh? - uniosłaś brwi
-TAK, WCZEŚNIEJ ŻARTOWAŁ SOBIE CAŁY CZAS, ALE PO
JAKIMŚ CZASIE OGRANICZYŁ SIĘ. POTRAKTOWAŁEM TO JAKO ZWYCIĘSTWO
WIELKIEGO PAPYRUSA – opuścił okno do samego końca, a potem
uniósł je do góry
-Jestem pod wrażeniem, cieszę się Twoim triumfem i
chwałą – Zastanawiałaś się, czy to oznacza, że im mniej ich
mówi tym mniej jest szczęśliwy. Odkąd Cię zna, faktycznie
żartuje rzadziej. Będziesz musiała mieć na to oko.
-DZIĘKUJĘ, ŻE ZABIERASZ NAS DO ŚNIEGU DZISIAJ!
CZEKAŁEM NA TO ODKĄD SANS O TYM WSPOMNIAŁ! NAPRAWDĘ TĘSKNIŁEM.
-Zdecydowanie! Dzisiaj będzie wspaniały dzień –
odpowiedziałaś – Będziemy się zajebiście bawić!
-W RZECZY SAMEJ – znowu opuścił okno. Warknęłaś
lekko i popatrzyłaś na drogę.
Polana była absolutnie pełna, kiedy tam
dotarliście. Całe szczęście owocowała też w zimowe rozrywki, na
parkingu było kilka wolnych miejsc choć zajęło Ci chwilę
dotarcie do jednego z nich. Wyszłaś z Papyrusem z auta,
potrząsnęłaś Sansem aby go zbudzić. Wypełzł na chwiejnych
nogach i zaczął rozglądać się po okolicy.
-heh, ładnie tu, śnieg wygląda inaczej za dnia
-Nie widziałeś śnie.... a tak, Podziemie –
skapowałaś się szybko. Wzruszył ramionami. Miejsce wyglądało
jak zwyczajny obóz kempingowy, dookoła rosły sosny i dęby jakimś
sposobem niektóre z nich nadal były zielone. Wszystko było takie
piękne, śnieg chrzęścił pod nogami. Gdzie nie
spojrzałaś, były rodziny z dziećmi, kilkoro z nich patrzyło się
na Papyrusa. Ooo kurwa, nie zastanawiałaś się nad tym.
-MOŻEMY ZBUDOWAĆ BAŁWANA? PROSZĘ! - skierował
swoje spojrzenie na dzieci, dookoła nich była armia bałwanów.
Zaśmiałaś się nerwowo i skierowałaś swoje kroki w tamto
miejsce.
-Jasne, ale może znajdziemy sobie jakieś inne
miejsce? Chyba, że chcesz zawstydzić te dzieci swoim świetnym
bałwanem – miałaś nadzieję, że zrozumie sugestię.
-CO ZA NONSENS! JEŻELI NIE SĄ ZADOWOLONE ZE SWOICH
BAŁWANÓW, JA WIELKI PAPYRUS, UDZIELĘ IM LEKCJI JAK POWINNO SIĘ JE
BUDOWAĆ! - nim zdążyłaś w jakikolwiek sposób zareagować, szedł już w stronę maluchów. Przyłożyłaś dłoń do policzka i
zerknęłaś na Sansa, który znowu tylko wzruszył ramionami
-zawsze wybiera wyboistą drogę – tylko tyle
powiedział. Zmarszczyłaś brwi, był taki szorstki. Zamarłaś,
kiedy usłyszałaś głośny krzyk małej dziewczynki, Papyrus zaczął
się powoli wycofywać, starając się ją uspokoić. Rodzice
podbiegli odganiając swoje dzieci, Sans wtulił się w futro na
swoim kapturze, zdenerwowany. Zrobiłaś to co mogłaś, to co
przyszło Ci do głowy. Kucnęłaś i w dłoniach ugniotłaś śnieżną
pigułę, którą potem rzuciłaś w wysokiego kościotrupa. Trafiłaś w plecy,
odwrócił się zaskoczony.
-Oh ho! Wyzywam cię, wielkiego Papyrusa, na bitwę!
- zrobiłaś dramatyczną pozę. Dzieci postrzegające go jako
spełnienie swoich koszmarów, popatrzyły na Ciebie jak na jakiegoś
bohatera.
-NYEH HEH HEH!- powoli zaczął robić kulę w
rękach. To wyglądało tak głupio, wielki szkielet opatulony w
kurtkę z białym puchatym swetrem wystającym spod niej – SKORO
TEGO CHCESZ, TO SZYKUJ SIĘ NA PORAŻKĘ!
-Hah! - przyłożyłaś dłoń o swoich ust – Nigdy
nie przegram z kimś takim jak ty! Dzieciaku! - pokazałaś na
szczyla znajdującego się najbliżej – Po której stronie chcesz
być?
-Uh... po twojej? - powiedział potulnie.
Przytaknęłaś, skinęłaś, że może za Tobą stanąć. Zaczął
lepić kulę.
-Jest nas więcej, nie masz szans! - Zaczęłaś się
śmiać złowieszczo. Nagle jedna z dziewczynek wyrwała się z objęć
rodziców i wskazała na Ciebie
-To nie fair! - krzyknęła
-Nie gram fair! - Papyrus westchnął
-JESTEŚ PODŁA! WYGRAM Z TOBĄ MIMO TEGO! - Rzucił
w ciebie, spudłował.
-Pffft! Nie z takimi umiejętnościami, serio. Nikt
nie pokona mnie i ... ej jak masz na imię?
-Stefan. - odpowiedział chłopiec
-Nikt nie pokona mnie i Stefana! Zniszczymy CIĘ! -
Starałaś się aktorzyć najbardziej jak się dało. Przestraszone
dzieci zaczęły przyglądać się z zaciekawieniem scenie. Nagle
oberwałaś pigułą w twarz. Kiedy otarłaś śnieg zorientowałaś
się, że to nie był szkielet, to ta dziewczynka. Stała obok niego, była naprawdę wściekła.
-Ah
tak? Broń się! - rzuciłaś w jego kurtkę. Popatrzył na
dziewczynkę, która uśmiechnęła się słodko. Sama też się
uśmiechałaś. Papyrus popatrzył za nią, na jej ojca i poczekał,
aż ten przytaknie godząc się na zabawę. Kiedy to się stało,
niemal natychmiast wziął ją na barana i przybrał kolejną
dramatyczną pozę
-STRZEŻ
SIĘ MNIE I ... JAKIE NOSISZ IMIĘ DZIEWCZYNKO?
-Jassie
-STRZEŻ
SIĘ MNIE I JASSIE! JESTEŚMY NIE DO POKONANIA! - pochylił się i
zrobił dwie wielkie kule ze śniegu a potem podał je dziecku.
Dziewczynka zaczęła rzucać nimi przed siebie. Skubana miała cela.
Oberwałaś. Lecz Stefek stanął w Twojej obronie. Inne dzieci
zaczęły włączać się do zabawy. Twój misterny plan zadziałał.
Większość z nich była w drużynie Papyrusa, no ale znowu Ty
obrywałaś raz za razem. Zarzuciłaś na głowę kaptur, bo
zdecydowanie za często celowały w Twoją twarz. Papyrus tymczasem
z grupką zaczął tworzyć okop za którym mogli się schować
wszyscy. Jego pokłady energii były chyba niewyczerpalne, podczas
kiedy Ty padałaś już na kolana.
-Poddaję się! Wielki Papyrus i jego dzielna drużyna
pokonali mnie! - krzyknęłaś, i tak większość dzieci z Twojej
drużyny zdradziła Cię przyłączając się do niego. Nawet Stefek.
-NYEH HEH HEH! KOLEJNE ZWYCIĘSTWO DLA WIELKIEGO
PAPYRUSA! - krzyknął. Dzieci zaczęły krzyczeć z radości, jedno
z nich go przytuliło, inne zaczęło głaskać po głowie. Rodzice
się śmiali, nagrywali nawet telefonami. Podeszłaś tam, gdzie
siedział Sans, łapiąc oddech.
-Mogłeś mi pomóc, wiesz? - dyszałaś strzepując
z siebie resztki śniegu. Zmarszczył brwi i przysunął się do
Ciebie
-na moje oko miałaś wszystko pod kontrolą –
popatrzyłaś na niego kątem oka
-Miałam na myśli to, że nie pomogłeś nawet jemu.
Jakby to powiedzieć, zachowałeś się jak chuj
-a co miałem zrobić?miałbym być kolejną kupą
kości do zabawy? - mruknął – nie dziękuję
-Nie wiem, Sans. Wszystko byłoby lepsze niż nic –
powiedziałaś – A nie stałeś i po prostu się patrzyłeś... -
coś w Twoich słowach zabolało go tak bardzo, że światełka w
jego oczach kompletnie zniknęły
-insynuujesz, że podobało mi się patrzenie na to?
-Co kurwa? Nie. Zazwyczaj jesteś przesadnie
protekcyjny jeżeli chodzi o brata
-cóż, czasem nie bywam tak wspaniały – wyglądał
groźnie. Co takiego złego powiedziałaś?
-Ej, ej, nie mówiłam o niczym konkretnym. Znaczy
się... Jezu, Sans. Może powinieneś przestać podejrzewać
wszystkich o najgorsze zamiary, co? - jego twarz powoli zaczynała
przybierać normalny wyraz
-taaa, pewnie tak, przepraszam, po prostu wiele
chujowych rzeczy miało miejsce w przeszłości – objęłaś go
ramieniem i przytuliłaś mocno do siebie
-Pieprzyć to wszystko, póki tu jestem nic takiego
się nie powtórzy. Więc możesz przestać się tak wszystkim
przejmować i zacząć się bawić – ścisnęłaś go mocniej.
Uśmiechnął się delikatnie, szczerze.
-brzmi dobrze, raz jeszcze przepraszam, jestem
naprawdę pod wrażeniem tego co zrobiłaś, to miłe z twojej strony
-Zrobiłaby to każda porządna osoba na moim
miejscu, choć nie tak wspaniale jak ja – zachichotałaś – Ale
rozumiem o co ci chodziło. Gdybyś do niego podszedł wtedy, rodzice
mogliby jeszcze bardziej zwariować. Przepraszam, to wynika z tego,
że nie patrzę na was tak jak inni – Sans chwycił za Twoją dłoń
i pocałował ją. Zarumieniłaś się
-to oczywiste, że nie patrzysz tak jak inni, ale my
też do tego nie przywykliśmy – wyszczerzył się.
-Taaa, zdecydowanie nie przywykliście do setki
dzieci biegających dookoła – uśmiechnęłaś się głupkowato.
Zaśmiał się i pomógł Ci wstać – Chcesz do nich dołączyć?
Chyba spodobały się im szkielety na śniegu
-brzmi dobrze – puścił Twoją rękę.
Zmarszczyłaś lekko brwi, zaczęliście iść w kierunku gromady.
Wsunęłaś dłoń w jego, popatrzył na Ciebie zaskoczony –
errr... chcesz aby ludzie... - nie dokończył
-Co? Aby wiedzieli, że jestem z potworem?
Przyprowadziłam tutaj dwa. - zaśmiałaś się – No i .. co jeżeli
naprawdę chciałam trzymać cię za dłoń od dawna? - to było
dziwne doznanie, jego palce były takie gładkie i zimne.
-mogłaś po prostu zapytać, wiesz? zawsze bym ją
trzymał
-Oh tak? Od jak dawna chciałeś to zrobić? -
zaśmiałaś się lekko. Wyglądał na zakłopotanego.
-... chyba od zawsze, tak szczerze.
-Cholera, jesteś uroczy. Uszczypałabym cię w
policzek, gdyby było tam coś do szczypania – szturchnęłaś go
ramieniem. Zaśmialiście się i podeszliście do jego brata ramię w
ramię. Dzieci i on zauważyli Twój powrót. Jedno z nich obejmowało
jego ramie, a Jassie raz jeszcze siedziała mu na baranach.
-AH! ZNALAZŁAŚ MOJEGO LENIWEGO BRATA! DOŁĄCZY DO
NAS? - zwrócił uwagę na to, że trzymacie się za ręce, na jego twarzy
pojawił się niewielki rumieniec, miałaś wrażenie, że jest
szczęśliwszy -MOI KAMRACI! TO JEST MÓJ BRAT SANS! CO PRAWDA NIE MA
TAKIEGO TALENTU W ŚNIEŻNYCH ZABAWACH, ALE JEST BARDZO...DOBRY...W
DOWCIPACH
-umiem rozgrzać towarzystwo – niektóre z dzieci
zaczęły chichotać, jedno ze starszych skrzywiło się. Inne
wychyliło się zza śnieżnego okopu
-Hej! Co to jest: mała deseczka na długim
sznurze, raz jesteś na dole, raz jesteś w górze?
-no co? - zapytał, ale miałaś przeczucie że zna
odpowiedź
-Huśtawka! - dziecko zaczęło się śmiać. Sans
również, Papyrus mruknął.
-TO JA SOBIE PÓJDĘ TAM – pokazał
polanę kilka kroków dalej – OBAWIAM SIĘ, ŻE JAK TUTAJ ZOSTANĘ
TO ODPADNĄ MI USZY.
-Ale panie Papyrusie! -krzyknął mały chłopiec –
Nie masz uszu!
-MAM, TYLKO ICH NIE WIDZICIE! JAKOŚ WAS SŁYSZĘ,
PRAWDA? - zawtórowało mu „aaaaaaa” grupki maluchów
-chcecie posłuchać na własne uszy innych kawałów?
- zapytał, grupka dzieci otoczyła go
-Panie Sans! Nie ciasto, nie glina, a lepiona w
dłoniach, może się zmienić w kota, dom lub konia.
-nie wiem, co to? - wsadził ręce do kieszeni.
Odsunęłaś się trochę pozwalając by maluchy miały więcej
miejsca, uśmiechały się
-To plastelina!
-hah! dobre, postaw na niej jedną nogę, a
natychmiast rusza w drogę.
-Co to?
-hulajnoga.
Dołączyłaś do Papyrusa, który budował
bałwana, żarty i zagadki nie były w tej chwili tym czym chciałaś
się zająć, lecz niewielka grupka dzieci wraz z Sansem sypały nimi
jak z rękawa przez kolejną godzinę. Papyrus w tym czasie wybudował
znacznie bardziej umięśnioną wersję samego siebie, dumnie
napinającą muskuły, szkraby stworzyły kilka swoich z niewielką
pomocą Twoją i wyższego kościotrupa. Po jakimś czasie zrobiło się naprawdę
zimno i zasugerowałaś napicie się gorącego kakao i ogrzanie się.
Bracia przytaknęli, choć dzieci były tym zawiedzione, sporo z nich
entuzjastycznie was uściskało nim poszliście do stróżówki.
Kilkoro rodziców machało wam, dziękując za zabawę z ich dziećmi.
W trójkę zasiedliście na wielkich wygodnych krzesłach w dłoniach
trzymając kakao. Uśmiechałaś się głupkowato, popołudnie
okazało się jeszcze lepsze niż myślałaś. Sans przyglądał Ci
się leniwie z tym lekkim błyskiem w oczach jaki pojawiał mu się
od czasu do czasu, zastanawiałaś się czy to spojrzenie oznaczało
jakieś konkretne uczucie.
-TO BYŁ CUDOWNY CZAS, POWINNIŚMY TUTAJ PRZYJEŻDŻAĆ
CZĘŚCIEJ! - zachichotałaś i siorbnęłaś swojego napoju
-Nie miałabym nic przeciwko, lecz jedyną
denerwującą rzeczą jest wynajem samochodu. Możemy wrócić
zanim śnieg stopnieje – zaproponowałaś. Papyrus przytaknął z
radością
-tutaj zaczyna się moja ulubiona część wycieczki
– rozsiadł się wygodnie w przesadnie dużym fotelu
-DLACZEGO MNIE TO NIE DZIWI – mruknął, a Ty wzruszyłaś
ramionami
-Mnie też się podoba – uniosłaś swój kubek –
Znaczy się, wspaniali przyjaciele, ciepły ogień, wygodne
krzesełka, czego chcieć więcej?
-A SKORO O TYM MOWA – popatrzył na Ciebie –
WYDAJE MI SIĘ, ŻE WASZA DWÓJKA JEST TERAZ KIMŚ WIĘCEJ NIŻ TYLKO
PRZYJACIÓŁMI – Sans zakrztusił się swoim kakao, a Ty mocno się
zarumieniłaś. Wzrok wyższego brata skakał to na Sansa to na
Ciebie w oczekiwaniu – WIĘC? - Sans popatrzył na Ciebie w niemym
pytaniu, czy to Ci odpowiada, przytaknęłaś
-zdecydowaliśmy że... um... będziemy się umawiać
na randki i takie tam – powiedział dość cicho. Jego brat
wystrzelił na równe nogi i podniósł starszego z energią która
zaskoczyła was oboje, zaczęłaś nerwowo kręcić łyżką w kubku.
-OH SANS! JESTEM TAKI SZCZĘŚLIWY ŻE MOGĘ TO
USŁYSZEĆ! OH! OH! TY TEŻ _____! TO NAPRAWDĘ FANTASTYCZNY NOWY
ROK! - po tym jak raz jeszcze ścisnął mocniej brata, odstawił go
na ziemię, potem rzucił się na Ciebie równie mocno Cię
obejmując. Zaczęłaś się śmiać, cieszyłaś się że was
zaakceptował – MUSZĘ TO POWIEDZIEĆ, RYCHŁO W CZAS!
-Co? Oh nie, proszę, tylko nie ty.. - mruknęłaś
-TWÓJ PRZYJACIEL PAPYRUS JEST DOBRY W OBSERWOWANIU,
WIEDZIAŁEM CO SIĘ ŚWIĘCI. WASZA DWÓJKA BYŁA WOBEC SIEBIE
NAD WYRAZ SŁODKA I MIŁA OD JAKIEGOŚ CZASU – uśmiechnął się
lekko. Sans schował twarz za dłonią starając się stłumić
chichot
-brat, proszę... - bardzo się rumienił. Ty nie
byłaś lepsza, cała czerwona, Papyrus się głośno śmiał
-NIE MA SIĘ CZEGO WSTYDZIĆ! TO WSPANIAŁA RZECZ.
POMIJAM OCZYWIŚCIE TO, ŻE ZAKOCHAŁEŚ SIĘ W CZŁOWIEKU, NIGDY
NIC NIE ROBIŁEŚ WŁAŚCIWIE – Sans spiorunował go spojrzeniem,
Papyrus zamknął usta wyraźnie poruszony. Wzruszyłaś ramionami
wiedząc, że młodszy brat nie miał niczego złego na myśli.
-Ja też nie robię niczego poprawnie, więc nic się
nie stało – odpowiedziałaś prosto i upiłaś kakao uśmiechając
się. Sans również wyszczerzył zęby bardziej. Papyrus rumienił
się ze swojej gafy.
-ZDECYDOWANIE DO SIEBIE PASUJECIE. MÓWILIŚCIE KOMUŚ
JESZCZE? - nagle wyciągnął telefon
-nie, dogadaliśmy się co do tego zaledwie rano –
patrzył na komórkę Papyrusa podejrzliwie
-Uh, co robisz?
-MÓWIĘ O TYM MOIM PRZYJACIOŁOM! - Sans w
zaskoczeniu splunął napojem. Ty wstałaś prawie oblewając się
napojem, gdy poczułaś wibracje w telefonie. Sansa komórka również
dała znać.
-paps, ty nie... - Patrzyłaś na wiadomość od Twojej przyjaciółki „W KOŃCU!!!! :) :)”
-To tylko Jackie i Kyle, Sans – pokazałaś ekran.
Ulżyło mu, ale wtedy spojrzał na swój i znieruchomiał. Jego oczy
zamigotały jaśniej.
-i undyne – przełknął głośno.
-OCZYWIŚCIE! JEJ TEŻ POWIEDZIAŁEM! KOCHAM MOICH
LUDZKICH PRZYJACIÓŁ, ALE UNDYNE JEST MOJĄ NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKĄ
NA ŚWIECIE! - zakomunikował szczęśliwy. Papyrus wspominał
wcześniej o niej, Sans też pokazał Ci zdjęcie. To był rybny
kobiecy potwór, z tego co wspominał Twój chłopak jest ona
związana z Alphą? Alfonsem? Mają w każdym razie wpaść za kilka
tygodni. Jego brat mówił wiele dobrych rzeczy o niej, Sans
natomiast tańczył dookoła tematu o swoich starych przyjaciołach.
-Cóż.. hm.. to dobrze, co nie? - zapytałaś, Sans
nadal patrzył na telefon, co jakiś czas ten mu wibrował,
zdecydowanie razem pisali. Popatrzyłaś na Papyrusa mając nadzieję,
że ten odpowie na Twoje pytanie – Prawda?
-OCZYWIŚCIE! - szczerzył się. Sans podniósł
wzrok, był kompletnie zbity z pantałyku
-hej, pap, chcesz się jeszcze trochę pobawić?
niedługo się ściemni – popatrzył za okno. Papyrus wstał
-OH TAK! WYJDŹMY SIĘ JESZCZE TROCHĘ POBAWIĆ!
-ja raczej zostanę, jest tutaj ciepło, jeżeli nie
masz tego za złe – popatrzył na Ciebie. Oh, zrozumiałaś
-Um... ja skończę swoje kakao. Zaczniesz beze mnie?
- Papyrus przytaknął
-OCZYWIŚCIE! DO ZOBACZENIA ZA JAKIŚ CZAS LENIE! -
wystrzelił na śnieg. Po kilku sekundach Sans głośno warknął
-cholera! ze wszystkich, dlaczego undyne?
-Coś w tym złego? - podeszłaś do niego i
wcisnęłaś się na fotel, był dość duży aby zmieścić was
oboje. Pokazał Ci swój telefon.
-to.
undyne: CO?!
undyne: Masz DZIEWCZYNĘ!?
undyne: ZARAZ WEJDĘ NA DACH I OGŁOSZĘ TO ŚWIATU!
sans: proszę nie
undyne: Nie wstydź się! TO ZAJEBIŚCIE!!!
sans: nie, serio, dopiero zaczęliśmy się umawiać
undyne: CHRZAŃ SIĘ! Powiem o tym Alphys. Masz zdjęcie????????????
undyne: Pyta się czy to otp, co to znaczy?????
sans: undyne, naprawdę, nie mów nikomu więcej, to naprawdę świeża sprawa
undyne: POGADAMY JAK SIĘ SPOTKAMY!!!!!
undyne: NEEEEEEEEEEEEEEERDZIE!
Chichotałaś nadal patrząc na monitor. Oddałaś mu telefon
-Naprawdę
nie widzę w tym nic złego, cieszy się.
-nie znasz
jej, ona jest... nieprzewidywalna – wsadził komórkę do kieszeni
– mam nadzieję, że nie powie nikomu więcej, nie chce telefonów
-Zaraz,
jestem twoją pierwszą dziewczyną czy coś?
-ehhh... -
podrapał się po karku, wyglądał na pozytywnie upokorzonego.
Wzięłaś głębszy wdech zasłaniając sobie usta
-Poważnie?! Zaraz... ale jak ty... - zamknęłaś
usta. Jak do kurwy nędzy on był taki dobry w flirtowaniu? Kurwa, w
pieprzeniu się?! Uniósł brwi patrząc na Ciebie.
-jak ja co? - uśmiechnęłaś się zakłopotana
-Um... jak ty .. no wiesz... Jesteś taki dobry... W
różnych rzeczach... We wszystkich.... - starałaś się być
delikatna. Poczułaś jak otacza Cię ramieniem uśmiechając się
tajemniczo.
-mam swoje sekrety, mówiłem, zrobiłem pewne
poszukiwania – zachichotał – ale pomijając to, mogę potrząść
rękami i powiedzieć „magia”? bo czuję, jakbym nie zrobił
niczego dość specjalnego – szturchnęłaś go.
-Jesteś dupa wołowa. Ta, to była magia. Zajebiście
dobra magia – uśmiechnęłaś się głupkowato. Poczułaś jak
jego ręka znalazła szparę między Twoją kurtką a spodniami,
westchnęłaś relaksując się – Nie byłam twoją pierwszą, co
nie?
-pierwszym człowiekiem, tak. ale pierwszą?
nie, tylko że nasza anatomia jest znacznie bardziej skomplikowana –
zamrugałaś kilka razy
-Łoł, nie myślałam o tym. To znaczy się,
to chujnia, ale poczułam się trochę lepiej. Nigdy nie byłam
specjalną miłośniczką rozdziewiczania i tych pierdół
-to brzmi strasznie kiedy tak to ujmujesz–
zaśmiał się – w każdym razie, ja też znam twoją historię,
więc...
-Nie ma tu żadnych tajemnic. Lecz nie różnimy się.
Ja też nigdy nie bawiłam się kostkami wcześniej – Sans
uśmiechnął się szerzej, a potem zaśmiał
-nie masz pojęcia jak bardzo chciałem to
powiedzieć, ale nie wiedziałem czy mi wypada
-Masz zielone światło. - pogładziłaś go nosem.
Uśmiechnął się
-a więc, oficjalnie jesteśmy razem, nasi
przyjaciele o nas wiedzą, więc nie musimy się kryć
-Nie chciałam się ukrywać, choć wiem że inni
mogą tego nie zaakceptować. To nie tak, że to ich wina czy co, ale
wiesz jacy ludzie są....
-ta... - jego uśmiech się pomniejszył. Złapałaś
go za brodę i zmusiłaś aby na Ciebie popatrzył
-I niech lepiej się do tego przyzwyczają, muszą
przywyknąć do mojego seksownego kościotrupa, bo będą oglądać
nas często razem – wyszczerzyłaś się i pocałowałaś go w
zęby. Poczułaś jak lekko się rozluźnia i odwzajemnia go z tą
słodką cząstką magii.
-nie wiem czym sobie na ciebie zasłużyłem – jego
oczy zamigotały. Zaczęłaś wierzchem dłoni gładzić jego
policzek
-Ja też.. Najdziwniejszy romans w historii, może
napiszą o nas książkę? - zachichotałaś.
-albo jakiś tabloid „miejscowa kobieta pieprzy się
ze szkieletem! elvis znaleziony żywy w egipskim sarkofagu! wampir z transylwanii znowu atakuje!
-Dwa z nich to prawda! - zaczęliście się śmiać –
Idziemy do Papyrusa?
-nie, pewnie teraz bawi się z dziećmi, no i podoba
mi się teraz jak siedzimy – przysunął Cię bliżej do siebie.
Stęknęłaś z zadowolenia i oparłaś się wygodniej.
-Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy, bo
w tej chwili jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie –
uśmiechnęłaś się lekko. Sans położył głowę na Twoim
ramieniu
-myślę, że jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak
szczęśliwy – powiedział cicho. Poczułaś jak serce mocniej Ci
zabiło, ucałowałaś jego czaszkę.
-Postaram się, aby to się nigdy nie zmieniło –
patrzyliście się w milczeniu na palący się ogień, co jakiś czas
zerkałaś za okno patrząc jak Papyrus bawi się z dziećmi.
Dzisiejszy dzień jest naprawdę udany.
W drodze powrotnej, Papyrus siedział na tyłach
wykończony zabawą. Co jakiś czas chrapnął, a Ty włączyłaś
cicho radio. Sans milczał, większość drogi
patrzył się przez okno na zachodzące słońce. Nie przeszkadzała ci
cisza, co jakiś czas łapaliście się za ręce i ściskaliście
mocniej, wymienialiście się uśmiechami, jednak nic nie mówiliście.
Obudziłaś Papyrusa na kilka minut zanim wróciliście do
wypożyczalni, a potem wsiadaliście w metro i poszliście do domu.
Poszłaś przodem i zaczęłaś otwierać drzwi, słyszałaś jak
bracia między sobą o czymś cicho rozmawiają. Papyrus w końcu
westchnął i popatrzył na Ciebie, jego twarz była pomarańczowa.
-CÓŻ! DZIĘKUJĘ ZA DZISIEJSZY DZIEŃ! BAWIŁEM SIĘ
PRZEDNIO! MAM NADZIEJĘ, ŻE... ŻE... MAM NADZIEJĘ ŻE BĘDZIESZ
MIAŁA RÓWNIE OWOCNĄ NOC! TO JA JUŻ IDĘ! PA _____! PA SANS! -
wszedł do domu szybko praktycznie zatrzaskując za sobą drzwi. Sans
popatrzył na Ciebie głupkowato, na jego policzkach pojawił się
niebieski cień.
-Co do diabła mu powiedziałeś?
-że... um... będziemy mieć piżama party we dwójkę
– zaśmiał się nerwowo. Wyszczerzyłaś się – to znaczy wiem,
że rozmawialiśmy o tym wcześniej, ale jeżeli nie chcesz,
zrozumiem...
-Sans.
-co?
-Zamknij się i właź – wywróciłaś oczami i
otworzyłaś drzwi. W jednej minucie był taki pewny siebie i
asertywny, by zaraz potem rozkosznie nieudolny, lecz w sumie to samo
tyczyło się Ciebie. Zaśmiał się lekko i wszedł za Tobą do
mieszkania zamykając za sobą drzwi. Dzika część Ciebie pragnęła
wskoczyć na niego i zaszaleć jak zeszłej nocy. Obrazy z tego czasu
nadal co chwila, okazjonalnie, prześwitywały Ci w pamięci,
jednocześnie chciałaś po prostu cieszyć się jego towarzystwem.
Postanowiłaś dać mu to zrozumienia tak szybko jak się da.
-Herbaty? Chcę spróbować tych od ciebie –
uśmiechnęłaś się i powiesiłaś kurtkę na wieszaku
-oczywiście, zrobisz dla mnie kubek „parzy się
długo”?
-Jasne – włączyłaś czajnik. Naszykowałaś dwa
przesadnie duże kubki i usiadłaś obok niego czekając na
zagotowanie się wody. Westchnęłaś z zadowolenia – Dziś było
świetnie, bardzo dobrze się bawiłam.
-tak – objął Cię z tyłu ramieniem – jakie
plany na wieczór?
-Cóóóóż, chcę wziąć gorący prysznic aby się
rozgrzać – jego uśmiech nieco zelżał. Zachichotałaś –
Zaproponowałabym ci dołączenie, ale mój prysznic jest MALUSIEŃKI
i nienawidzę dzielić się gorącą wodą
-nie ma sprawy, ale też będę chciał skorzystać z
prysznica
-Ok, szczerze? Myjecie się i takie tam? - Popatrzył
na Ciebie w taki sposób jakbyś go spoliczkowała
-co, myślisz że gotuję się we własnym brudzie?
-Nie! Znaczy się... Nie wiem! Jesteś taki...
wrażliwy. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie ciebie... no wiesz...
myjącego się myjką, albo gąbką. No i czy maaaaaaagia nie
sprawia, że jesteś czysty? - parsknął śmiechem
-chciałbym, ale nie, jestem wrażliwy tylko wtedy
kiedy... uh... ty mnie dotykasz, albo kiedy sam siebie dotykam w
niektórych miejscach, wtedy coś tam czuję, ale też muszę się
myć, tak jak ty
-To wyjaśnia dlaczego zawsze pachniesz tak dobrze –
mruknęłaś. Przyglądał Ci się przez chwilę w milczeniu
-pachnę dobrze?
-Tak, zawsze pachniesz dobrze. Twój zapach jest
naprawdę... jak ubrać to w słowa, aby nie zabrzmiało dziwnie...
lubię go.
-huh – powiedział – dobrze wiedzieć, przez
chwilę bałem się że źle pachnę albo coś, nigdy nie wiadomo z
wami, ludźmi
-Cieszę się, że dbasz o siebie. Dziesięć na
dziesięć za higienę. No i nigdy nie musisz się golić – Sans
zaczął gładzić się po żuchwie
-zawsze chciałem mieć brodę
-Nie uraź się, ale wyglądałbyś absurdalnie
-ty też
-I właśnie dlatego golę się każdego ranka –
odpowiedziałaś. Sans zamrugał kilka razy zaskoczony, zaśmiałaś
się – Żartuję, głupolu. W każdym razie, prysznic a potem
może... film?
-nie będę kłamał, myślę że nie dotrwamy do
filmu jeżeli weźmiesz prysznic w pierwszej kolejności –
uśmiechnął się lubieżnie.
-MAM zamek
-twój nowy chłopak umie się teleportować
-Nie odważysz się!
-założymy się? - poruszał rytmicznie brwiami.
Zaczęliście się śmiać – ale tak poważnie, jeżeli chcesz się
odświeżyć to dobrze, wrócę do siebie i w tym samym czasie też
wezmę prysznic, a potem przyjdę, co ty na to?
-Tak, pasuje mi. - Twoje ciało nie miało jednak
ochoty czekać, tak strasznie go potrzebowałaś. Wstał, a Ty
odprowadziłaś go do drzwi. Jak tylko je otworzył, odwrócił się
i owinął Cię swoimi rękami mocno przytulając. Twoje serce zabiło gwałtowniej, poczułaś jak rośnie Ci temperatura ciała
-myśl o mnie pod prysznicem, dobrze? bo ja będę
myślał o tobie – uśmiechnął się niegrzecznie, zadrżałaś w
jego objęciach. Bo do tanga trzeba dwojga.
-Podaj mi jakąś cyfrę – Popatrzył na Ciebie
zmieszany
-huh? dwa – pochyliłaś się do miejsca gdzie jego
ucho powinno się znajdować i wyszeptałaś najbardziej zmysłowo
jak byłaś w stanie
-Będę myśleć o tobie dwa, nie... trzy razy –
Wyprostował się i przytulił Cię jeszcze mocniej, poczułaś
znajomą twardość...
-jesteś pewna, abym nie poszedł z tobą? - mruknął
cicho, jego palce zaczęły błądzić po Twoich plecach. Puściłaś
mu oko.
-Oh, chcę, ale w ten sposób jest zabawniej! -
pocałowałaś go w policzek – Do zobaczenia za jakiś czas.
Zostawię dla ciebie otwarte drzwi – puścił Cię, odprowadziłaś
go wzrokiem jak zniknął w swoim mieszkaniu, prawie zamknął z je z
trzaskiem. Zaśmiałaś się i weszłaś pod prysznic. Gorąca woda
rozkosznie ściekała po Twoim ciele gdy myślałaś o Sansie.
Myślałaś o nim trzy pieprzone razy. Po wyjściu z łazienki czułaś się o
wiele lepiej. Czysta, zrelaksowana, ciepła. Weszłaś do sypialni
zastanawiając się w co się ubrać. Coś seksownego i słodkiego,
no ale po całym dniu zabawy miałaś lenia. Widział Cię już w
gorszym stanie. Wzięłaś za dużą koszulkę z obrazkiem kota
jedzącego pizzę w kosmosie i wynoszone spodnie od piżamy. Uprzednio
wyłączyłaś czajnik nim woda się zagotowała, teraz wznowiłaś
ten proces. Jak tylko zalałaś kubki wodą, usłyszałaś jak
wchodzi Sans. Założył luźną koszulkę z kotem jedzącym taco, a
pod spodem był napis „Kto kotu zabroni?” i równie wynoszone co Twoje spodnie. Zalałaś się śmiechem.
-Zaplanowałeś to czy co? Mam się zacząć bać o
to, że zaczniesz chodzić w moich ubraniach? - pokazałaś na wasze
piżamy. Popatrzył na Ciebie i zaczął się śmiać
-miałem zapytać o to samo, ciekawe który kot jest fajniejszy, kto wie?
-Uh, przepraszam, mój jest lepszy, jest w kosmosie –
naciągnęłaś koszulkę. Uśmiechnął się niewinnie.
-wygrałaś, jest zdecydowanie nie z tego
świata
-Ugh, przypomnij mi, dlaczego o tobie
fantazjowałam? - zmieniłaś temat podając herbaty. Wyprostował
się.
-więc um... doszłaś tyle razy? - zapytał
niezbyt płynnie
-Tak, było zajebiście – uśmiechnęłaś się
zawadiacko, cała jego twarz zrobiła się niebieska, dostrzegłaś
niewielkie zarysy dobrze Ci znanych kłów
-mam nadzieję, że film będzie dobry – powiedział
z otwartymi ustami, między nimi widać było niebieski język.
Przełknęłaś głośniej ślinę.
-Też mam taką nadzieję – usiedliście na kanapie
i włączyliście film
To nie był dobry film, to było przeciwieństwo
dobrego filmu. Ten kto pozwolił zrobić Adamowi Sandlerowi kolejny
film powinien strzelić sobie w łeb, pomyślałaś. Sansowi podobały
się efekty specjalne, no i musiałaś mu wyjaśnić o co chodziło w
kulturze lat osiemdziesiątych. Wiedział co nieco, sporo materiału
z tego okresu wpadło do Podziemia, najbardziej jednak zainteresowały
go gry. Musiałaś włączyć pauzę na około dziesięć minut by mu
wytłumaczyć jak one działają. Po filmie, postanowił dalej
rozmawiać o nich. Interesowałaś się tym więc Ci to nie
przeszkadzało. Pokazałaś mu swoją kolekcję zbieraną od lat, i
włączyłaś też komputer by zaprezentować te jakie na nim masz. Po
chwili zamilkł, cisza była ... smutna.
-mówisz więc, że to coś jak... interaktywne książki?
-Tak jakby. Na samym początku grały w nie tylko
dzieci, ale teraz to praktycznie wszyscy, korporacje zarabiają na
nich miliony. To kosztowne hobby. Liczy się grafika, fabuła i inne
takie tam
-jaka jest twoja ulubiona gra?
-Pffft, tylko jedna? Mam ich za wiele. Uwielbiam
właściwie wszystkie rpg.
-tak? a co się dzieje kiedy je już przejdziesz?
-Kiedy je przejdę? Nie wiem, robię zapis i
wychodzę?
-a potem co?
-Co masz na myśli? Odkładam na półkę? Czasem
gram od nowa?
-więc nakazujesz im przechodzić to wszystko raz
jeszcze? - zamrugałaś kilka razy
-Cóóóż, tak. Nigdy nie myślałam o tym w ten
sposób. To tylko piksele na ekranie, koleś. To tak jakbyś czytał
od nowa ulubioną książkę, nie chcesz pozwolić odejść tym
postaciom, wiesz?
-ale czasem powinnaś – Zmarszczyłaś brwi
starając się zrozumieć o co mu chodzi. Myślałaś, że wyjaśniłaś
mu dość dobrze fakt, że to tylko gry, nic nie dzieje się
naprawdę.
-Sans, doświadczenie zbierasz ty, gracz.
Postaci w grze nie czują nic.
-nic? - mruknął lakonicznie. Zaczęłaś się
zastanawiać czy powiedziałaś coś nie tak, powinnaś jakoś
obrócić sprawę nim stanie się coś złego.
-Znaczy się, teoretycznie. Jeżeli chcesz poruszyć
temat o alternatywnych uniwersach, który uważam za zajebisty, to
można przyjąć, że gdzieś tam sobie żyją... nawet po tym jak
my, gracze, przestaniemy grać. Lecz wtedy weź poprawkę na to jak
wiele milionów miliardów kopii musi być, no i jak często ludzie
porzucają grę i...
-ale mogą być prawdziwe, co nie?
-Cóż... tak. Kurwa, my możemy być postaciami z
gry. Jak Simsy albo coś takiego. Nad głową pojawia mi się ikonka
głodu i jestem głodna – zachichotałaś, on też lecz nie był to
szczęśliwy, normalny śmiech – Co cię gryzie?
-nic. - wiedziałaś lepiej
-Sans...
-myślenie o tym sprawiło, że zrobiłem się
smutny, wiesz? Pomysł, że cudze życie może się zatrzymać i
zacząć w dowolnym momencie tylko dlatego, że ktoś tak chce... w
końcu masz szczęśliwe zakończenie którego tak bardzo pragniesz i
jakiś pieprzony chuj resetuje i zaczynasz od nowa... - jego głos
lekko drżał. Zmartwiłaś się.
-Tak, to smutne. Ale ej. Nie jesteśmy
postaciami z gry, więc nic nam nie będzie – uśmiechnęłaś się.
Popatrzył na Ciebie, miałaś przeczucie, że coś przed Tobą
ukrywa, coś co go rani. Bardzo chciałaś dowiedzieć się, ale
wiedziałaś też, że lepiej będzie zaczekać, dać mu czas, może
Ci powie? - A nawet jeżeli, to jesteśmy teraz szczęśliwi, prawda?
Cieszmy się chwilą! Moja znajoma powiedziała mi kiedyś: Ciesz się
tym co masz teraz, a nie śnij o przyszłości jaka może nigdy się
nie przytrafić – Nie byłaś pewna, czy taki głupi cytat do niego
trafi, ale uważałaś, że teraz może okazać się przydatny.
Powoli zaczął się delikatnie uśmiechać. Przechylił się w Twoją
stronę.
-taaa, masz rację, za bardzo wziąłem to do
siebie, przepraszam, przypomniało mi to o czymś, wiesz?
-Domyślam się. Nie mówisz o sobie za wiele,
ale szanuję to. Możesz ze mną pogadać zawsze o czym chcesz. No bo
z kim innym, jak nie kurwa ze mną? - Zachichotałaś, westchnął i
chwycił Twoją dłoń, mocno ją ściskając.
-dzięki
-Zawsze – uśmiechnęłaś się i cmoknęłaś go
szybko. Odwrócił swoja głowę i przywarł do Twoich ust całując
Cię łapczywie swoją magią. Odwróciłaś twarz wzdychając z
zadowoleniem kiedy pieścił pocałunkami żuchwę. Lekko
stęknęłaś jak poczułaś, że skubie płatek ucha, tego
się nie spodziewałaś, praktycznie rozpływałaś się w jego
ramionach.
-heh, chyba bardzo to lubisz, masz wiele wrażliwych
punktów, wiesz?
-Nic nie poradzę na to, że jestem miękka i
gąbczasta – zaczęłaś pieścić jego rękę
-mmmm, mnie się to podoba – wznowił swoje
przygryzanie, schodząc niżej na Twoje gardło, to znowu była
niezwykle szybka droga by Cię pobudzić. Dwa razy nagle i mocno
ugryzł Cię w skórę, lecz nie na tyle by ją przerwać, aż
zadrżałaś.
-Muszę powiedzieć – zaczęłaś mówić między
haustami powietrza– Lubię kiedy taki jesteś, wiesz? - wydobył
się z niego niski pomruk
-nie masz pojęcia jak bardzo mnie to cieszy, _____ -
wyszeptał Ci do ucha, a potem delikatnie położył Cię na plecach,
mógł Ci się lepiej przyjrzeć kiedy tak leżałaś pod nim. Twoja
twarz była rumiana, usta lekko rozchylone, starałaś się nie
oddychać zbyt ciężko. Jego dłonie powoli ruszyły z Twoich kolan,
w górę, na Twój brzuch, zatrzymały się chwilę na piersiach, a
następnie jedna z nich znalazła drogę do Twoich włosów, jego
twarz pojawiła się przed Twoją, całując usta, a następnie
zatrzymując się na brodzie.
-Sans... - stęknęłaś, nie miałaś ochoty nic
mówić. Poczułaś po prostu potrzebę wypowiedzenia jego imienia,
chyba mu się to spodobało. Jego ciało naparło na Twoje, krawędzie jego żeber przylgnęły, lecz dziwnie szybko do nich
przywykłaś. Cichy jęk wydostał się spomiędzy Twoich warg, kiedy
jedna z jego rąk znalazła pierś i delikatnie ją ścisnęła.
Rozchyliłaś nogi pozwalając by jego ciało znalazło się bliżej
Twojego. Dyszał ciężko, z pomiędzy jego zębów wysunął się
niebieski język, zaczął lizać Twój kark, zatrzymał się na
chwil parę przy obojczyku, by potem zawędrować na ucho. Nie
mogłaś powstrzymać się przybliżania swoich bioder do niego nieco
bardziej z każda chwilą, kiedy poczułaś piętrzącą się
sztywność, nagle się odsunął – Coś się stało?
-nie, nic się nie stało – to mówiąc
niespodziewanie z Ciebie zszedł tylko po to by wziąć Cię na ręce
– pomyślałem, że zmienimy scenerię – zaniósł Cię do
sypialni. Zdecydowanie nie miałaś ochoty się z nim sprzeczać.
Położył Cię na łóżku, wtedy zaczęłaś się śmiać – co?
-To było bardzo romantyczne.
-staram się – wszedł na łóżko obok Ciebie.
Czułaś jak zaczyna ściągać z Ciebie koszulkę, pozwoliłaś na
to i nie czekałaś nawet jak dobierze się do Twoich majtek. W
obecnej sytuacji nie pasowały. Dźwignęłaś się po to by je
zdjąć, a kiedy to zrobiłaś usiadł i wpatrywał się w Ciebie.
-Co? - poczułaś się zakłopotana. Byłaś na ogół
dość pewna siebie, ale ... no cóż, gapił się na Ciebie.
-ja nie miałem... nie miałem naprawdę okazji
oglądać cię wczoraj, nie miałem okazji się tobą nacieszyć,
dobry boże, jesteś absolutnie urzekająca – jego oczy wyraźnie
zamigotały. Poczułaś dreszcz na całym ciele, nikt wcześniej nie
komplementował Cię w taki sposób i to w dodatku w łóżku.
-Ja też chcę cię zobaczyć – mogłaś dostrzec,
że jego uśmiech lekko zelżał
-jestem tylko kupą kości, naprawdę –
Usiadłaś i wzięłaś jego twarz w dłonie
-Sans, podobasz mi się, cały ty. Proszę nie
chowaj swojej urody przede mną, to nie jest fair – powiedziałaś
delikatnie, poczułaś jak przez jego ciało przechodzi dziwna fala
magii – Jesteś absolutnie zdumiewający. - Teraz on się
zawstydził i ściągnął swoją zabawną kocią koszulę rzucając
ją gdzieś za łóżko. Siedzieliście naprzeciwko siebie wpatrując
się w siebie wzajemnie. Ty całkowicie naga, on do połowy.
Położyłaś dłoń delikatnie na jego górnym żebrze i lekko
objęłaś je wywołując tym samym dreszcze na jego ciele, stęknął.
-boże... jak ty to robisz? tak mi dobrze –
drgnął kiedy te znikały. Wyszczerzyłaś się i zaczęłaś
poruszać dłonią.
-Mam magiczne palce – nie mogłaś
powstrzymać się od chichotu. Zaśmiał się, potem przyglądał się
jak Twoje dłonie przesuwają się, co jakiś czas obejmują i
zaciskają na kolejnych żebrach. Mogłaś dostrzec te małe żyłki
magii jakie trzymają go w całości, błyszczące prawie
niewidzialne nici. Kiedy dotknęłaś ich wierzchem dłoni, on
natychmiast pochylił głowę nad Twój kark, opierając o Twoje
ramie swoją szczękę.
-ja... boże, jestem taki szczęśliwy – oparł się
o Ciebie przybliżając do Twojego karku. Uśmiechnęłaś się i
przeniosłaś ciężar ciała tak, by mógł leżeć na Tobie.
-Wiesz co uczyni mnie szczęśliwszą? Jak zrzucisz
spodnie – uśmiechnęłaś się. Zaśmiał się lekko i wywrócił
oczami, ściągając je z siebie, a potem przerzucając przez pokój.
-zadowolona? teraz masz medyczny model kościotrupa
na łóżku – uszczypnął Twój goły brzuch
-Mam mojego niewiarygodnie seksownego chłopaka na
łóżku – zauważyłaś przekręcając z nim się tak, że to
teraz oboje leżeliście na boku. Uczucie jak jego żebra stykały
się z Twoimi piersiami było dziwne i początkowo niewygodne, lecz
czułaś jak po kościach magia pulsuje i szybko przepływa.
Ostatecznie to uczucie spodobało się wam obojgu, nie umknęło też
Twojej uwadze to jak jego kutas pojawia się... znikąd.
Powstrzymałaś śmiech, ostatnią rzeczą jaką teraz powinnaś
robić to śmiać się z jego chuja. Jedno jest pewne, już nigdy nie
będziesz w stanie obejrzeć Star Wars. Wtulałaś się w niego
bardziej, okazjonalnie liżąc, przygryzając i całując kości
jakie znajdowały się w Twoim zasięgu. Postawiłaś sobie jako
punkt honoru nauczyć się wszystkich ich nazw. Sans złapał Cię za
tyłek, przyciągając Cię nawet bliżej do siebie. Objęłaś go
nogą wpuszczając jego między swoje, przez co nagle przypomniało
Ci się z czego jest zrobiony, jego kość udowa bez problemu wślizgnęła
się między Twoje zatrzymując na rozgrzanej i wilgotnej kobiecości.
Zaczęłaś się na nim lekko poruszać. Jęknął, wiedziałaś że
nie z przyjemności, a z pobudzenia. Skupiłaś się na jego
obojczyku, Twoje ręce zrobiły się mnie ostrożne, gładziły jego
mostek, pochyliłaś się by go pocałować. W odpowiedzi otworzył
usta by wypuścić niebieski język, nie dałaś mu szansy, gdyż
wzięłaś go szybko w swoje usta. W pierwszej chwili był wyraźnie
zaskoczony nowym doświadczeniem, ale zaraz potem zaczął zachowywać
się jakby był już w tym doświadczony. Twoje palce rozpaczliwie
pieściły wszystkie kości jakie mogłaś dotknąć, jego ręce
niemal boleśnie wbijały się w każdy kawałek ciała jaki znalazły. Krzyknęłaś z rozkoszy, kiedy jego palce znalazły
Twoje wrażliwe sutki i ścisnęły je, zaraz potem położył Cię
na plecach, był skupiony na Twoich jękach. Niemal natychmiast jego
język zaczął bawić się sutkiem, a potem wsadził go do swoich
ust delikatnie przygryzając, druga ręka dręczyła kolejną pierś.
Wiłaś się z pragnienia jak jego ręce i język pracowały z
Twoimi grudkami, powoli zaczęłaś przesuwać rękę w dół między
swoje nogi. Poczułaś jak puszcza pierś i łapie Cię za nadgarstek.
-nie – wziął na chwilę głębszy oddech – już
trzy razy doszłaś sama, teraz dojdziesz trzy razy dzięki mnie –
Oczy miałaś teraz pewnie wielkości talerzy, zachichotał widząc
Twoją reakcję, a potem wrócił do terroryzowania Twoich piersi
-Sans, jeżeli mnie nie dotkniesz, to eksploduję –
biadoliłaś. Twoje nerwy były w ogniu, dotykał Cię dokładnie tam
gdzie chciałaś. Mogłaś powiedzieć, że uśmiechał się mimo
tego, że bawił się Twoimi piersiami, zaś jego ręka bardzo długo
błądziła po brzuchu. Chwyciłaś
za jego męskość, wstrzymał oddech. - Zadowolę się tym –
wymruczałaś i powoli zaczęłaś poruszać ręką w górę i w dół,
na czubku pojawiło się odrobinę nasienia. Stęknął głośno
chowając swoją twarz między Twoimi piersiami, jego ręce
zapomniały, czym się powinny zajmować. Ciało, jakie nie było
ciałem, chłodne w Twojej ręce, lecz jednocześnie ciepłe.
Coś jak szkło, lecz miękkie, jak jego kości, lecz delikatniejsze.
Nie miałaś pojęcia jak to opisać, lecz w tej chwili to uczucie
było ... właściwe, idealne. Powoli zaczął poruszać biodrami w
rytm narzucony przez Ciebie, stęknęłaś delikatnie. Zaczęłaś
pompować szybciej, aż nagle złapał Cię za nadgarstek dość mocno.
-nnnn-n z-zaraz doj.... jeszcze nie, niezła próba –
odzyskiwał oddech. Oblizałaś wargi uśmiechając się złowieszczo,
miałaś ochotę wziąć go do ust, kiedy pchnął Cię znowu na
plecy, jego ręka znalazła się między Twoimi nogami. Wstrzymałaś
oddech i wygięłaś się do tyłu, kiedy jego palce rozłożyły na
boki płatki Twojego kwiatu i uważnie zaczęły pocierać Cię po
łechtaczce.
-Oh KURWA – pisnęłaś, nawet jego najmniejszy
dotyk sprawiał, że całe Twoje ciało stawało w ogniu. Tak długo
się Tobą bawił, byłaś gotowa dojść w każdej chwili.
Uśmiechnął się widząc Twoją reakcję i ułożył się tak jak
pierwszej nocy. Wziął jeden sutek w usta i zaczął go przygryzać,
gładząc jednocześnie Cię nieco mocniej. Tyle wystarczyło aby
elektryczny szok przeszył całe Twoje ciało, wykrzyczałaś jego
imię, zacisnęłaś mocno drżące nogi, cudowne uniesienie po
chwili rozeszło się, rozluźniłaś ciało uśmiechając się
szeroko i dysząc ciężko.
-raz – powiedział i poczułaś jak zabiera swoją
rękę, przeniósł ciężar ciała, teraz błądził dłońmi na
Twoim brzuchu, kobiecości, rękach. Stęknęłaś zadowolona,
poczułaś tę rozkoszną gładkość na swojej skórze. Nie
spodziewałaś się jednak tego, że nagle i niespodziewanie rozłoży
Twoje nogi jeszcze bardziej, uniosłaś głowę, aby spojrzeć co
robi. Znajdował się teraz między nimi.
-K...kurwa! Sans, co? Co ty...? - nie mogłaś się
jeszcze pozbierać po pierwszym orgazmie, zignorował Cię i bez
żadnego ostrzeżenia wsadził palec. Opadłaś bezradnie na poduszki
ze stęknięciem. Czekałaś aż zacznie nim w Tobie poruszać,
jednak kiedy to nie następowało znowu rzuciłaś na niego okiem.
Szczerzył się tymi pięknymi kłami, spomiędzy nich wysunął się
jego język i...
... i zanurkował między Twoimi udami. Cicho
krzyknęłaś, Twoje ciało samoistnie starało się cofnąć, w
odpowiedzi złapał za biodra i przybliżył je do siebie.
Zagłębiał się w Tobie, jego język pieścił łechtaczkę,
palce pracowały we wnętrzu. Oddychałaś ciężko, czułaś
jak ogień rośnie w Twoim żołądku, między nogami, wiedziałaś,
że na drugi nie trzeba będzie długo czekać. Jęczałaś jego
imię, bezradnie zaczęłaś szukać rękami czegokolwiek za co
mogłabyś złapać, ostatecznie jedną chwyciłaś za poduszkę,
drugą za jego głowę. Wbiłaś w niego swoje paznokcie, co prawda nie
skrzywdziłaś go w żaden sposób, lecz w odpowiedzi zawarczał w
Ciebie. W tej chwili zamarłaś na sekundę. Kolejny potężny orgazm
przeszył Cię na pół, silniejszy niż poprzedni. Mogłabyś
przysięgać, że oszukuje, używa magii, albo czegoś. Przybliżyłaś
się do niego, kiedy doszłaś, wyraźnie rozkoszował się każdą
sekundą wspólnej zabawy. Nie czekał na to aż ochłoniesz, w
jednej chwili znalazł się na Tobie. Poczułaś jak jego kości
nacierają na Ciebie. Jakaś część Twojego mózgu, mówiła Ci, że
powinno Ci być w jakimś stopniu niewygodnie, zamiast tego czułaś
się świetnie. Sans zaczął przygryzać Twój kark, mrucząc jakieś
niezrozumiałe słowa do Twojego ucha, wtedy jego kutas zaczął się
w Ciebie wdzierać.
-Boże, uwielbiam cię... - szepnęłaś obejmując
go rękami, zaciskając palce na jego barku. - Proszę, Sans,
błagam... - Czułaś, że chciał Cię wziąć tak jak to zrobił
wcześniej, lecz zamiast tego wślizgnął się w Ciebie powoli, jego
całe ciało drżało jak znalazł się w środku. Stękałaś w jego
kark, zaczęłaś przyciskać usta do jego kości, kiedy nagle
przestał się ruszać. Dźwignął się by unieść ciało na
rękach, przyglądał się Tobie, jego oczy zabłyszczały tym
miękkim, przyjemnym światłem jakie widziałaś wcześniej.
-ja... ja też cię uwielbiam – powiedział między
oddechami, kapał z niego pot. Objęłaś go nogami, przybliżając
się do niego, na tyle na ile było to możliwe. Zaczął poruszać
się szybko, czułaś jak jego miednica obija się o Twoją
kobiecość, zaczął pchać mocniej, wchodząc w Ciebie tak głęboko
jak jeszcze nigdy nikt przed nim, bez znaczenia jak bardzo się
starali. Krzyknęłaś głośno, w zaskoczeniu zatrzymał się na pół
sekundy, ponieważ chwyciłaś go mocno za ręce i wysyczałaś z
taką intensywnością, która zaskoczyła nawet Ciebie.
-Kurwa. Nie. Przerywaj. - wysyczałaś pomiędzy
zębami. Warknął i wznowił pchnięcia, Twoje jęki przepełnione
były rozkoszą. Raz jeszcze uczucie kości przy ciele było
najprzyjemniejszym doznaniem w Twoim życiu. Poczułaś, że dziwna
siła w narasta, coś silniejszego niż dane było Ci
kiedykolwiek skosztować. Otworzyłaś szeroko oczy. - Oh, Oooo Boże.
Sans. Kurwa. Sans – krzyczałaś, czując jak zaraz eksplodujesz.
Całe Twoje ciało oplotło się dookoła jego i przywarło.
Zaciskając się tak jakbyś nie chciała go już nigdy puścić.
-k...kurwa – stęknął i nim zdążyłaś
powiedzieć cokolwiek lub zrobić, wydobył z siebie głośny jęk, a
Ciebie przeszył dreszcz, kiedy poczułaś jak skończył w Tobie.
Oddychałaś szybko i krótko, czując przepływ magii w ciele, która
docierała wprost do Twojego wnętrza. Sans praktycznie opadł na
Ciebie, leżeliście tak przez jakiś czas, starając się uspokoić
oddechy. W głowie miałaś milion pytań w tej chwili, ale nie
chciałaś zniszczyć momentu, więc zamiast tego czule pocałowałaś
go w policzek. Uśmiechnął się i zaczął głaskać Cię po
włosach.
-heh, mówiłem, trzy – wyszczerzyłaś się
-Mówiłeś, ale to nie fair, ty miałeś tylko raz
-właściwie to dwa, pierwszy miałem wcześniej –
przymknął leniwie oczy. Zamrugałaś
-Co? Doszedłeś wcześniej?
-tak, mówiłem, że będę o tobie myślał pod
prysznicem – zachichotał
-To... imponujące – zaczęłaś głaskać go po
ramieniu. Zamruczał cicho pod Twoich dotykiem, jak jakiś wielki kot
-naprawdę? daj mi godzinę, a będziemy mogli zrobić
to ponownie – zaśmiał się. Zaraz, jaja sobie robi?
-Haha, bardzo śmieszne – powiedziałaś starając
się ułożyć wygodnie. Wziął jedną z poduszek i położył sobie
na ramieniu tak, byś mogła położyć się na nim.
-nie żartuję – powiedział – co, wasze samce
mogą tylko raz na dzień czy coś?
-Uh, większość z nich – zaczęłaś się
zastanawiać jakim sposobem o tym gadacie – to wyczerpujące.
Znaczy się, czasami udaje im się raz jeszcze, ale nie trwa to zbyt
długo
-a więc dasz się przekonać za godzinę, że nie
żartuję, co? - wyszczerzył się. Twoje nogi aż zadrżały
-Może się teraz zdrzemnijmy co? Spanie jest zdrowe
i takie tam.
-wiedziałem, że z jakiegoś powodu cię lubię –
zachichotał. Wtuliłaś się w niego, wolną ręką bawił się
Twoimi włosami. Pogrążyłaś się w najlepszym śnie od lat
Śniłaś o wielkiej kwiecistej łące, na której z
Sansem i Papyrusem miałaś piknik, czułaś jak Twoje serce wypełnia
miłość.
Yumi czy będzie ,a jeśli tak to w którym rozdziale , undyne?
OdpowiedzUsuńO ile mnie pamięć nie myli to już w kolejnym się pojawi.
UsuńPoooooprawka, nie w kolejnym tylko w jeszcze następnym xD
UsuńOch, Sans... Zaraz chyba eksploduję.
OdpowiedzUsuńMoże lepiej nie na blogu. Pamiętam Ker'moren w Wieśku 3.
UsuńNa ręcznym maleńka!
UsuńZajebiste i dziekuje za wspanialy prezet na urodziny ^^ czekam na nastepy z niecierpliwością tylko pamietaj masz sie nie przemęczać
OdpowiedzUsuńDo usług i sto lat :3
UsuńI tak tak pamiętam ^^
Ja pierdolę.
OdpowiedzUsuńNeeee to Ty jesteś pierdolona
UsuńPa dum tsss
Yumi plz XDD
UsuńNo co zła notka?
UsuńJezu... Na szczęście tym razem byłam sama xD
OdpowiedzUsuńNo i, kurwa, ten obrazek :3
UsuńChoć Sansik wyszedł na nim jak jakiś Seba
UsuńPrawda. Ale i tak fajny xD
UsuńKurwa. Tak.
OdpowiedzUsuńJa pierdole, co za seks. Ręczny, bo ręczny ale nieważne. Liczy się wyobraźnia.
Miałam łzy w oczach jak rozmawialiśmy o tym, że NPC'ty nie mają uczuć i Sans porównał to do sytuacji resetu timeline. Prawda taka, że porównanie trafne.
Zgaduję, że za niedługo bedzie rozmowa o tym, czy potrzebna jest antykoncepcja?
No i co to za "uwielbiam Cię"! Gdzie kocham, no gdzie? :o
UsuńTak, ta rozmowa będzie na początku kolejnej notki z samego początku xD
UsuńPowiedz mi. Kiedy któreś z nas mowi pierwszy raz "kocham Cię" i przez kogo w sumie się spierdoli w ostatnim rozdziale?
UsuńByłam tak zajęta tą idealną na pozór historią, że... Zapomniałam, że zawsze się musi spierdolić.
Ja wiem, ale nie powiem buahahaha:P Yumi, nie mów TEGO Kejti :P
UsuńJak do tej pory nie pada to słowo ani razu :3 Dopiero w ostatnim rozdziale jaki jest uświadamiamy sobie, że czujemy do Sansa jednak miłość, ale nic nie mówimy. A spierdoli się przez naszych rodziców..
UsuńRydzia ja powiem bo ja spojleruje i spojlery lubię xD
*świat zaczyna walić się przed oczami* Tylko nie tooooo T_T
UsuńBo kiedy czytam, jak Sans co chwile mówi "jestem taki szczęśliwy" z tymi migoczącymi oczętami wpatrzonych w nas jak sroka w pięć groszy to serce mi się łamie w pół wiedząc, że się kiedyś coś zdupcy i Sans bedzie smutny. No kurwa. Wszyscy tylko nie on.
UsuńAle w sumie. Jeżeli to czwarta linia czasowa, to paraliżuje mnie myśl o tym, co się musiało stać, że wszystko się zresetowało. I jak to się stało. Sans ginie, a moze my giniemy z jego rąk jak sobie smacznie śpimy obok niego? Mega jestem ciekawa! A jeszcze pewnie poczekamy.
Na temat poprzednich linii czasowych nie ma nic konkretnego.
UsuńAle też mi się serce kraje :c Nie lubię jak on cierpi
Why rodzice zawsze wszystko spierdolą?
UsuńDuuuuh bo to rodzice :3
Usuń...Woow. Tyle umiem powiedzieć
OdpowiedzUsuńSans boże kochany... Więcej xD
W tej chwili rozsadza mnie od środka.
Z jednej strony jestem ciekawa pojawienia się Undyne, z drugiej trochę się tego boję xd
A rozdział... cudowny ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Czyli jednak wybrałyśmy sobie dobrego potworka ( ͡° ͜ʖ ͡°) :'D
Swoją drogą, wczoraj mnie tchnęło i sama zaczęłam pisać. Ty x Sans oczywiście. Pierwszy rozdział bardziej kręci się wokół nas, ale to chyba dobrze, bo po co od razu tak bardzo angażować nasz kochany worek kości ( ͡° ͜ʖ ͡°) xd
Będę czekać :3 Ja właśnie dorwałam opowiadanie i zakochałam się, akcja dzieje się w latach 30 XX wieku :3
UsuńO wooow :o No to muszę przyznać, że ktoś musi mieć naprawdę bogatą wyobraźnię, że potrafi odbiec tak daleko od czasów obecnych. Oby tylko pisał to w sposób umięjętny :> Ale widząc twoje zadowolenie mogę śmiało stwierdzić, że tak jest :3
UsuńGenialnie odtworzone realia świata. Kolejne opowiadanie jakie dodaję do listy "przetłumaczyć" :3 Sans słuchający na starym gramofonie płyt winylowych mnie urzekła...
UsuńO... rany... Yumi, właśnie go sobie takiego wyobraziłam. To takie... urocze *.*
UsuńWidzę, że lista "przetłumaczyć" stale się powiększa ;)
Naaah tylko 11 pozycji z czego trzy już tłumacze, jena jest zawieszona (Mroczne momenty) i jeden to one shooot który niebawem się pojawi jako zapowiedź kolejnego opowiadania jakie będę chciała tłumaczyć.
Usuńhttp://archiveofourown.org/users/YumiMizuno/bookmarks Tutaj są wszystkie :3
Czyli widzę Yumi, że to już dość poważna kolekcja :P ;)
Usuń*szczerzy się* mam powód by żyć xD
UsuńJa się zastanawiam kiedy coś się spierdoli,bo na razie jest wszystko miód malina.
OdpowiedzUsuńPopierdoli się porządnie w ostatnim rozdziale, w kolejnym troszeczkę
UsuńJa też. Z niecierpliwością czekam na jakąś dramę xD
Usuń. . .
UsuńJesteście podłe :x Ja jak czytałam to opowiadanie pierwszy raz to ze strachem klikałam na "next" bojąc się, że coś się spierdoli. Ale to chyba cecha tych osób które mają dość spierdolone życie, że wolą ckliwe bajki :x
Jak tak możecie? Ja tu nie chcę słyszeć o żadnej dramie między nami, a Sansem *zatyka dłońmi uszy* LALALALA NIC NIE SŁYSZĘ!
UsuńLol, moje życie nie jest spierdolone i ma się dobrze. Po prostu lubię takie wątki w opowiadaniach.
UsuńYumi, mam dla ciebie ryska :D
OdpowiedzUsuńhttp://pokazywarka.pl/h8bffk/
Saneł patrzący ba naszą bitwę z Papyrusem c:
Dzięki tobie wpadłam na zajebisty pomysł!
UsuńJaaaaaj xD Ale się dzieje xDDD Dziękuję!!!!
UsuńTo ja powinnam dziękować za tłumaczenia :D
UsuńI z chęcią zobaczę twoją pracę Sansy :)
UsuńBójmy się Boga, jak Sansy ma pomysł xD
Usuń. . . Apokalipsa xD
UsuńSansy ma pomysł? Szybko do śniegowej fortecy Papyrusa! *zakłada kask na głowę i rzuca się za zaspę*
UsuńSansy? O nie. Znajdzie się miejsce dla mnie? *rzuca się za zaspę*
UsuńDlaczego czytanie tego sprawia mi tyle radości? Chyba mnie coś popierdoliło xD
UsuńPs. Yumi jesteś wielka prawie jak Sans xD
Znajdzie się miejsce dla każdego *Podaje Shimio kask* Trzeba wzmocnić fortecę! Bierzmy się za lepienie *chwyta garść śniegu i podaje Shimio. Sama już wzmocniła połowę* :'DD
UsuńAaaaaaale Sans jest niski, chyba że to Bara!Sans
UsuńCzemu wszyscy przeciwko mnie?! Czuje się zraniona, normalnie po moim policzku pociekła łza *po policzku cieknie jej łza* Och! Nie *dramatyczna poza wyuczona od Mettatona*
UsuńSansy... my się chowamy żeby nie oberwać od nadmiaru zajebistości twoich prac :DD *poprawia kask na głowie i kończy wzmacniać zaspę*
UsuńNie mam ochoty na taką nierówną walkę. Wał obronny Papyrusa powinien pomóc xd
Och, tego to się nie spodziewałam *jej licznik łechtania ego wybucha jak ten randkowania Papyrusa*
Usuńhttp://pokazywarka.pl/mufdcg/ A oto kolejny z moich szkiców! DUN DUN DUN!
UsuńAaaaale urocze *w*
UsuńPod twoim szkicem była reklama "Wydłużenia męskości" przypadek?
UsuńOh god, to zrządzenie boskie, to wszystko zaplanowane! Dowód - http://pokazywarka.pl/yy2gqh/
UsuńTylko kto to zaplanował?
UsuńSansy... umarłam xD
OdpowiedzUsuńBoże Yumi kocham cie bardzooooooo. I fajnie było by się bawić z Papyrusem na śnieżku :3
OdpowiedzUsuń"Ubierz dupe"... Eleven do Mettatona na jego "musicalu" tak bardzo XD
OdpowiedzUsuńTen sen jest piękny
OdpowiedzUsuń