12 czerwca 2017

Zootopia: Tu są smoki - Nie zamykaj oczu Judy [Here Be Dragons - tłumaczenie PL]

Autorem opowiadania i grafik jest thewyvernsweaverkulkum
Tłumacze wykonał Smokorys
SPIS TREŚCI
Rozdział I (obecnie czytany)
Rozdział II

Powiedział lis utrzymując niski, władczy ton. W tym przypadku była to władza, którą sama mu przekazała gdy zbliżyli się bliżej celu. Fiołkowe oczy znów trzymała rozwarte siłą spoglądając w jego własne tak, iż mógł zobaczyć odbicie swej twarzy. Oczy, które właśnie zaczynały jarzyć się słabą upiorną żółcią nie mrugały, trzymając jej wzrok w bezruchu gdy siedzieli pomiędzy trzema klonami. 
- Nie odwracaj znów wzroku. Widziałaś moją prawdziwą postać, stałaś w mym ogniu. To winno być dla cię niczym.
- Prawie zapomniałam – mruknęła bez drżenia w głosie. Jej nos drgał, uszy były oklapnięte leżąc płasko na jej wyprostowanych plecach. - Tym razem jestem gotowa. 
Ufając jej na słowo, że tym razem jest gotowa wytrzymać zwołał moc by wypływała dopóki nie ogrzała poduszek łapy, którą trzymał jej dłoń i pozwolił słabemu żółtemu blaskowi stężeć. Ciepło wzrastało szybko naokoło niego w miarę jak jego ciało otaczała siła, którą kierował przetaczając myślami słowa. Słowa, które nie zostały wypowiedziane czy pomyślane przez tak wiele wieków, że nawet w swym szczytowym momencie wiedza ta została utracona dla Dreiker'a. Pobudzenie magii tak starej, iż jego krew burzyła się, nawet jeżeli oczy królika, którego łapa drżała naprzeciw jego nigdy nie dostrzegły niczego innego niż spokoju wymalowanego na wyzutym z emocji pysku rudego lisa. Żar łączył się wokół nich, teraz na tyle gorący by resztki bliskiego lasu zaczęły się tlić i trzaskać, okrywając ich atmosferą w której jedynie smok i jeździec mogli liczyć na przeżycie. 
Trwała nieprzerwanie w bezruchu. Miała silną wolę. Jej serce biło w jego uszach szybko lecz równo. Bardziej podniecenie niźli strach, żądza wiedzy którą ma jej do zaoferowania. Przelotna myśl o tym, iż lepiej byłoby gdyby uradziła się smokiem z duszą jaką posiada zmusiła go by pochylił się bliżej niej. Woń spiekoty, dymu i królika wypełniły go, tak samo jak woń spiekoty, dymu i lisa napełniły ją gdy zbliżyli się do siebie na tyle, że ich nosy niemal się zetknęły. Nieśmiało rozbawiony w swej koncentracji, tak iż spojrzała na niego niemalże z paniką przez tę grę na intymności, mruczał łagodnie w miarę jak zbierana moc zbierała się u spodu gardła.  
- Oddychaj głęboko, Dreikerze. Raz posmakowana przez moc równie mocno wypuść powietrze. - powiedział oplatając wzrokiem jej wydychające powoli usta. Karmazynowy dym nie był magią lecz tym co ją przenosiło. Gęstą, potężną, niemożliwą do przewidzenia. Zaciekawiony, gdyż nie odbyło się to od czasów bardziej zamierzchłych niż te w których żył jego ojciec, oglądał jak dym oplata jej pyszczek w miarę jak oddychała według instrukcji. Delikatna mordka otworzyła się szerzej gdy jej oczy zwężyły się, zamglone tak jak część jego samego płynącego poprzez jej umysł i dotykającego ułamków jej duszy, w innym wypadku części te pozostałyby tylko jej.  
Chwilę potem wypuścił powietrze i tak samo jak ona wciągnął dym w swe płuca, czując ostre uderzenie gdy uderzył go wir myśli i emocji. Ze względu na to, iż wiedział czego się spodziewać a jego umysł był
nastrojony do samej magii niespodzianka nie była aż tak wielka jak przypuszczał. Wspomnienia próbowały wypłynąć na powierzchnię, wspomnienia które nie należały do niego, zdusił je więc na czas potrzebny do przyjrzenia się jej z bliska. Jej oczy były zimne, niemalże zeszklone, kołysała się w miejscu. Jej łapy zacieśniały się na jego własnych w miarę jak doświadczała rzeczy, które w pełni zrozumieć mógł tylko smok.
- Judy, słyszysz mnie? - spytał sięgając poprzez prowizoryczne ogniwo, które dzielili. Wiedział, że jeżeli byłoby to możliwe, to jej oczy rozszerzyłyby się bardziej gdyby skupiła uwagę na obecnym świecie. Jej usta poruszyły się próbując utworzyć jakieś słowo nim położył palec na jej ustach kręcąc przecząco głową. 
Myśl. 
Jesteś w mojej głowie, - odpowiedziała, zaskakując go jak głośno i wyraźnie to zrobiła. Niemalże tak wyraźnie jak przypływ zadowolenia królika gdy zdała sobie sprawę, że została usłyszana. To niesamowite! Wiem jak to jest latać, o tam, w górze! 
Wskazała na niebo jakby chciała zaakcentować oczywistość jaką jest dla smoka lot. Wydał z siebie cichy chichot wstając na nogi i podnosząc ją ze sobą. 
Boisz się wysokości, - skomentował z łatwością odwracając ją z powrotem w stronę drogi, którą opuścili trochę dłużej niż godzinę temu. 
Ruszajmy. Skupienie na marszu pomoże zapobiec przytłoczeniu cię, a więź ograniczona jest do dwóch dni.
Ale może trwać... dłużej, - dodała sprawiając iż spojrzał z ukosa na jej plecy. Fakt, że z taką łatwością pochwyciła ten strzępek informacji poprzez ich więź był lekko peszący. A skąd dowiedziałeś się, że bałam się wysokości? 
Tak samo jak ty dowiedziałaś się, że więzi jest więcej, - odpowiedział, trzymając swe myśli 
uważnie skoncentrowane na wiodącej ich ścieżce. - Aby więź była kompletna, oboje, Dreiker i Smok muszą chcieć aby taką była. Znaczy to, że nie musisz się martwić tym, że będziemy połączeni na wieczność. 
Jej milczenie wydało mu się potwierdzeniem jego słów. Szła przed nim dopóki nie dotarli do drogi. Byli już blisko celu. 
Miasta na rozdrożach, znanego jako Podunk*, ku jego przerażeniu. 
Autor: monoflax

Pewnego razu Nick natrafił na swym terytorium na cuchnący zbiornik bagiennej wody tak zanieczyszczonej śmiercią i najniższymi formami życia, że ostry rażący odór mógłby zadławić smoka w sile wieku. Była to tak duża zniewaga dla jego zmysłów, że użył swego oddechu do gotowania wody przez okres paru tygodni dopóki woda nie stała się czysta, niezmącona i bez życia.
Część niego życzyła sobie by mógł zrobić to samo z tym miastem długo nim by tam dotarli. Cząstką tego był fakt nieprzemożonej chęci powrotu do swej czystej smoczej formy, choćby na dzień by rozprostować skrzydła i szybować pośród chmur, gdzie powietrze nie mierziło wonią zbyt wielu nieumytych ssaków zgromadzonych w jednym miejscu. Pomysł zionięcia ogniem ponad rosnącymi w oddali drewnianymi strukturami sprawiał niezwykłą przyjemność, nawet wobec kuksańca w bok, który otrzymał wraz z falą irytacji od idącego obok niego królika. 
Myśli o paleniu miast do gołej ziemi są nie do zaakceptowania, - wysłała, irytacja a nawet odrobina zniesmaczenia w jej głosie skwitowały ten pomysł. Aczkolwiek myśli, z których zboczyła na ten temat sprawiły, że nie mógł powstrzymać głupawego uśmieszku spojrzawszy na nią z góry.
Myśli o faktycznym paleniu miasta są nie do zaakceptowania, - sprostował wzruszając ramionami gdy zwróciła ku niemu swe oczy marszcząc czoło.
Nie ma wielu opowiadań o smokach palących do gołej ziemi losowe miasta, wykluczając horrory Zakonu Żaru (Order of Embers). Do tego moje myśli były daleko mniej szczegółowe niźli te odbyciu gorącej kąpieli, które miałaś kilka minut temu. 
Widząc jak odchyla ku niemu swe uszy oprószone rumieńcem i nie odpowiada na jego słowa wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu. Fakt, iż mógł poczuć jej zmieszanie był w rzeczy samej przyjemnością, gdyż barwny obraz leżącej nago w balii z brązu z jej łapami...
Przestań o tym myśleć! - fuknęła, myśl była tak niespodziewana i gwałtowna, że dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co robi. Uśmiech nie zniknął chociaż odwróciła się i łypnęła na niego swymi fiołkowymi oczami z lekkim upokorzeniem. 
Czy jest jakakolwiek możliwość aby zaprzestać upływ podstawowych myśli pomiędzy nami? To jest trochę... Dekoncentrujące. 
Ostrzegałem, - skomentował kładąc łapę na głowicach mieczy spoczywających po obu stronach jego bioder w miarę jak powłóczyli bliżej bram. Udało mu się sprawić, aby gest wydał się rozluźniony i niegroźny, nawet pod uważnym okiem nosorożca w zbytecznie ciężkiej zbroi strzegącego bramy do dużego miasta, po prostu po to, że wiedział jak przedstawiać się jako nieszkodliwym. Ale jest to tymczasowe, a możliwość porozumiewania się bez wystrzegania naszych słów przed ssakami wokół nas jest nieodzowna. 

- Czego chceta? - wycedził nosorożec występując do przodu by zagrodzić im wejście. Malutkie ślepia wkomponowane w masywną głowę wpierw skupiły się na moment na nim, lustrując go powoli, po czym zwróciły się na królika występującego krok w jego stronę. 
- Szukam miejsca gdzie moglibyśmy spędzić noc – powiedziała zamaszyście zarzucając łapą w jego stronę bez nawet zerknięcia ku niemu. - Poza tym to nasza sprawa co tu robimy.
Strażnik dłuższą chwilę przypatrywał się im wodząc wzrokiem po ich uzbrojeniu z kpiną i uciechą, które z pewnością spowodowała ich znacznie mniejsza postura. Nick szybko doszedł do wniosku, iż nosorożec przywykł do tego, że jego rozmiary są aż nadto wystarczające do radzenia sobie z każdym problemem, co wynikało z jego niecierpliwości i braku zainteresowania. Pokazując ten sam brak zainteresowania Nick obrócił wzrok poza strażnika i sklepione przejście służące za wejście do miasta. Już teraz widział dziesiątki ssaków snujących się po ulicach. Było w tym coś... Bez życia. To jak się poruszali, to iż większość z nich nie spoglądała na tych których mijali, usilne omijanie strażników zdecydowanie widoczne na nieutwardzonych ulicach. Czuło się... Surowość bycia częścią królestwa, które szczyciło się akceptacją dla każdego. 
- Zajazd Gilmuna jest najbliższym z miejsc w mieście z jadalnym dla królika jedzeniem. - burknął nosorożec unosząc brew nad tym jak niebywale pomocnie postąpił. - Nie róbcie problemów to was nie zdepczą. A jak szukacie gdzie by się rozbarłożyć to zapytajcie o Tryka i Owcę. 
Rozbarłożyć?
Pytanie nieco zbiło go z tropu, powodując iż zmrużył na niej oczy próbując rozsądzić czy nie żartuje. Gdy tylko zdał sobie sprawę, że była pytała zupełnie szczerze stłumił łapą chichot. 
Właśnie skierował cię do tutejszego burdelu.
Po raz drugi w zadziwiająco krótkim czasie mógł delektować się nagłym przypływem zmieszania z jej strony. Wymusiła uszy by osiągnęły pion, odchrząkując kiwnęła głową w stronę strażnika gdy ten zrobił krok w bok ustępując im przejścia. 
- To pobrałożymy, dziękuję. 
- Yhym – fuknął gardłowo wbijając ciekawie wzrok między nich nim masywne barki wzniosły się gdy oparł się o ścianę. - Witamy w Podunk. Nie daj by nadepnęli na tę słodziaśność, lisie.
- Zrobimy co w naszej mocy. 
Słysząc rozdrażnienie w jej głosie, które niemalże w całości spowodowane było umyślnym przezwiskiem i zadowolonym tonem strażnika gdy je wymawiał, Nick podążył za nią gdy weszła do miasta z plecami bardziej zesztywniałymi niźli normalnie. 
To gdzie teraz, słodziaku?
Nie zaczynaj – odparła łypnąwszy na niego znad  ramienia przyspieszywszy tempa. Teraz chodźmy do zajazdu. Może ktoś tam będzie coś wiedział, a i by zacząć jest to miejsce dobre jak każde inne.

____
* Podunk – zwyczajowa w języku angielskim nazwa dla nieistniejącego, nieistotnego lub nie mającego znaczenia miasta. (przyp. Tłumacza)
Share:

Undertale: Przygody Papytusa Wspaniałego - Historia Papytusa 022 - Ojro

Zgodnie z umową postanowiłem zgłębić temat tajemniczego Papytusa 022.
Udałem się więc na miejsce „zbrodni?”. Czyli tam gdzie został zaatakowany Papyrus.
-
Nic, kompletnie nic! - gadałem do siebie.
-
Nic prócz śniegu! -
Czego mogłem się spodziewać, przecież to Snowdin - czyli śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg. To logiczne że wszystko zasypało. Wyruszyłem więc w odwiedziny do pewnego gościa który na pewno coś będzie na ten temat wiedział. Teraz gdy w podziemiu jest system wind dużo szybciej da się dostać na powierzchnię, zastanawiające jest tylko to, czemu nikt do podziemia nie przybywa oprócz mnie. Wsiadłem do jednej z wind i udałem się czym prędzej do domu szkielebrosów.
*pukam* nikt nie otwiera *pukam jeszcze raz*, wciąż nic, otworzyłem drzwi i pierwsze co zobaczyłem to talerz spaghetti lecący mi na twarz.
-
OH,  TAK  STRASZNIE  CIE PRZEPRASZAM  CZLOWIEKU! - krzykną wysoki szkielet wyłaniając się zza kanapy.
-
Ehh... Nic się nie stało. - powiedziałem otrzepując się z klusków.
-
ZWYKLE,  WSZYSCY  MÓWIA GDY  WCHODZA  DO  DOMU - mówił szkielet z pożałowaniem na twarzy... czaszce, czymś tam.
-
Spokojnie, nic mi nie jest… swoją drogą, całkiem smaczne to spaghetti. Można powiedzieć że całkiem mi w nim „do twarzy” – odpowiedziałem naśladując Sansa.
W tym samym momencie na twarzy szkieleta pojawił się typowy „poker face”. Chwila nie minęła, a Papyrus zapytał mnie:
-
NIE  CHCIALBYM  BYC  NIEMILY  ALE…  CO  CIE TU  SPROWADZA  CZLOWIEKU?  - Po chwili zastanowienia odpowiedziałem mu:
-
Tak w sumie… To nie wiem. – odpowiedziałem ze zmieszaniem.
Siadłem na kanapie, starłem z siebie spaghetti i zacząłem się zastanawiać czemu tu przyszedłem, niech szlag trafi moją krótką pamięć, chwilę później szkielet usiadł obok mnie i zaczął dokładnie się mi przyglądać. Udawałem że tego nie widzę i zastanawiałem się dalej, nie miałem co zrobić z rękami więc włożyłem je do kieszeni bluzy, tam właśnie znajdował się pamiętnik Papyrusa. W tej samej sekundzie, wszystko mi się przypomniało.
-
Znalazłem to w twojej dawnej szopie, w podziemiu. - powiedziałem wyjmując pamiętnik z kieszeni.
-
OH!  DZIEKUJE  CI  CZLOWIEKU!  WSZEDZIE GO  SZUKALEM!  -
Papyrus wziął pamiętnik i włożył go do szafki. Z tej samej szafki wyleciał mały szczeniak i zaczął biegać po całym domu. Papyrus biegał za nim i próbował go złapać, krzycząc żeby się zatrzymał. Pies zrobił parę kółek wokół kanapy, po czym skoczył na mnie, miał na sobie zielony materiał. Papyrus czym prędzej go ze mnie zdjął, przy czym ze szczeniaka zsunął się materiał. Postanowiłem go obejrzeć z bliska, materiał okazał się szalikiem i to dokładnie tym samym co był opisany w pamiętniku, miał na sobie nawet metkę „Made by Handlarz Iluzji”.
-
Skąd to masz? – spytałem się Papyrusa pokazując mu szalik.
-
A,  TO?  ZGUBIL  TO  PEWIEN  MILY  NIEZNAJOMY  GDY  WYPROWADZALISMY  SIE  Z  PODZIEMIA…  CZYZBYS  GO  ZNAL? – spytał z podekscytowaniem szkielet.
-
No tak trochę nie… Ale mógłbym się dowiedzieć kim on jest. – odpowiedziałem, z niedowierzaniem by mi się to udało.
Na twarzy Papyrusa zagościł szeroki uśmiech od ucha do ucha… no może nie dosłownie bo on nie ma uszu.
-
W  TAKIM  RAZIE  JAK  TYLKO  GO  SPOTKASZ  PRZYPROWADZ  GO  TUTAJ  BY  MÓGL  ZOSTAC  MOIM  PRZYJACIELEM!  - Wykrzyczał
Zmuszony byłem powiedzieć mu prawdę, zebrałem się w sobie i wypowiedziałem to zdanie:
- Ale wiesz... Niczego nie mogę ci obieca 
-
o proszę… mamy gościa… 
Share:

Undertale: Przygody Papytusa Wspaniałego - Wykryty Papytus 028 - MadziaZiel

Niewiele wiem o tym Papytusie... Jedynie to że:
-Jest płochliwy
-Trudno go zauważyć (Nigdy wcześniej go nie widziałam a dużo razy wchodzę na handlarza iluzji)
-Jest malutki
Gdy go spotkałam to zamieniał literę "u" na "y" .Delikatnie przybliżyłam ekran i zrobiłam screena .W tym momencie się wystraszył i wyparował. Przeszukałam szybko stronę i nie widziałam go.
 Chciałam się was zapytać czy szukać tego Papytusa i odkryć co on tu robi czy odpuścić sobie?
Share:

11 czerwca 2017

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie -Odkupienie Reda [Six Skeletons in Your Closet - REDemption] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Odkupienie Reda (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
Było około północy, uczyłaś się na kolokwium. Trudno uwierzyć Ci jak szybko minął ten semestr, miałaś wrażenie, że weekend dopiero się skończył. Sans pomagał Ci, lecz kilka minut temu udał się do swojej sypialni. W domu panowała cisza, aż dziwnie. Edge zawsze chodził spać wcześnie razem z Papyrusem i Blue, Stretch dzisiaj się nie pojawił, pewnie ma to coś wspólnego z wydaniem nowego sezonu jego ulubionego serialu na Netflixie. I Red... cóż nie wiesz gdzie jest. Wyszedł się napić z jakimiś potworami wczesnym wieczorem i jeszcze nie wrócił. Zerknęłaś na godzinę w telefonie zmartwiona. Może powinnaś do niego napisać? 

Ty: Cześć, Red, tylko sprawdzam co u ciebie. Powinieneś być już w domu i zaczynam się o ciebie bać.

CzerwonaFlaga: hej kiciu, nie musisz się o mnie martwić... ale mogłabyś po mnie wpaść 

Ty: Nie możesz się teleportować?

CzerwonaFlaga: nie... teraz nie... jestem przed grillby's, pośpiesz się, dobrze?

Dziwne. Może był zbyt pijany aby się teleportować? W każdym razie odstawiłaś zeszyty na górę materiałów do nauki w kuchni, zarzuciłaś kurtkę na plecy. Czas zabrać pijanego Reda. 
Kiedy przybyłaś do baru Reda nie było. Śpieszyłaś się do niego, więc gdzie jest? 
-Ej Grillby! - ściągnęłaś na siebie jego uwagę. Pochylił się w Twoją stronę. 
-Dobry wieczór ____, dawnośmy się nie widzieli
-Tak, nie wpadam ostatnio za często. Cóż... a skoro o tym mowa. Widziałeś Reda? - barman myślał przez chwilę. 
-Był tutaj kilka godzin temu z jakimiś znajomymi. Wdał się w sprzeczkę z jakimiś zbirami od Muffet i od tamtego czasu go nie widziałem – O nie... 
-Dzięki. Znajdę go – powiedziałaś, pośpiesznie wychodząc przez drzwi. Dla pewności postanowiłaś sprawdzić pobliskie uliczki, aby... - O Boże, Red, nic ci nie jest? - uklęknęłaś obok niego, kiedy on leżał pod ścianą. Na jego ciele pełno było ran i nacięć (jakkolwiek to nie brzmi w przypadku kościotrupa) zaś na jego koszulce dostrzegałaś szpik. - Ej! Powiedz coś! 
-cześć, moja była żona się za mną stęskniła – zaśmiał się kwaśno przechylając głowę tak aby na Ciebie spojrzeć - ... ale... ale jej sierpowy się poprawił 
-Red! - warknęłaś wsuwając rękę pod jego czaszkę – Coś zrobił? 
-wszcząłem walkę.... przegrałem... jak zawsze... pewnie myślisz, że nie powinienem tego robić skoro mam tylko 1hp ale to nie ma znaczenia, wyzwanie jest ciekawsze – 1hp, rany! Może zamienić się w pył przy pierwszej lepszej okazji. Dobra. Uspokój się i myśl.... - marnujesz sekundy kiciu, zanieś mnie do auta 
-R-racja! - przytaknęłaś delikatnie wsuwając pod niego ręce. Był zaskakująco lekki, no ale to przecież szkielet. Westchnął wtulając twarz w Twój kark, zarzucając ręce na Twoje ramiona. Wydawał się znacznie mniejszy niż zazwyczaj, trzymany przez Ciebie jak małe dziecko. Przeniosłaś go powoli do samochodu w obawie, że gwałtowniejsze ruchy pogłębią jego rany. 
-może g miał rację – mruczał do Twojego ucha – naprawdę jesteś aniołem. 
Położyłaś go delikatnie na jego poduszkach. Jakoś udało Ci się zanieść go do pokoju bez większych hałasów. Od czasu wyniesienia go z samochodu do teraz wydawał się być nieprzytomny, mocno zaciskał na Tobie pięści. Próbowałaś odczepić jego kościste palce od swojej koszulki, bezskutecznie. Zerknęłaś na jego wyszczerzoną twarz z jednym otwartym okiem. 
-Musisz mnie puścić.
-nie chcę – Westchnęłaś kładąc dłoń na jego policzku. Wtulił się w nią, całe jego ciało się rozluźniło, puścił Cię. Zrobiłaś krok w tył. Zaskomlał w proteście jak mały szczeniak. - kiciu, to było oszustwo... - warknął nieco zły, przekręcił się tak aby na Ciebie nie patrzeć -... idź sobie – Co za dzieciak. Powoli poszłaś do swojej sypialni i zaczęłaś szukać jakiś medykamentów. Ah! Apteczka pierwszej pomocy! Nie jesteś pewna co należy zrobić aby zająć się ranami na ciele kościotrupa, ale to nie może się jakoś specjalnie różnić od sposobów które Ty znasz. Wróciłaś do niego. Przyglądał Ci się tak jakbyś miała trzy głowy. Myślał, że zostawisz go w takim stanie? - kiciu, co robisz? 
-A jak ci się wydaje, Red? Ściągaj kurtkę i koszulkę abym mogła cię opatrzyć – zrobił to. Byłaś zaskoczona widząc wielkie, czerwone serce bijące między jego żebrami, świecące jak mała lampeczka 
-...moja dusza – wyjaśnił patrząc na Ciebie. Chyba się je wstydził. Była piękna, lecz nic nie powiedziałaś. Jak zerkałaś do środka apteczki, czułaś na sobie jego wzrok. Nałożyłaś na gazę trochę środka odkażającego i pochyliłaś się nad nim, zaczęłaś od bruzdy na jego policzku. Syknął gdy dotknęłaś ją gazikiem, ale po chwili się przyzwyczaił – dlaczego jesteś miła dla takiego śmiecia jak ja? - zapytał z warknięciem kiedy zajmowałaś się zakładaniem opatrunku na jego twarzy – i.. i nie chodzi mi tylko o teraz, chodzi mi o zawsze... 
-Nie jesteś śmieciem. 
-a świnie latają 
-Pozwól sobie pomóc, dobrze? - zamknął się, poprawiając się na poduszkach abyś mogła lepiej mu się przyjrzeć. Ostrożnie złapał Cię za nadgarstek i przyciągnął do siebie bliżej 
-no weź, kiciu, oboje wiemy, że nie jestem wart zachodu, więc po co to robisz? - W jego oczach widziałaś smutek, ten sam który spozierał na Ciebie z źrenic Sansa i Stretcha. Przez ta trójka musiała przejść? 
-Ponieważ cię kocham, Red – powiedziałaś pewnie. Zdałaś sobie sprawę po jego rumieńcu, że powinnaś mówić dokładniej co masz na myśli. 
-ja... ja... nie dręcz mnie, kocie – próbował się odwrócić. Powstrzymałaś go patrząc mu głęboko w oczy. 
-Wiem co mówię, jesteśmy rodziną. Wszyscy jesteście moją rodziną. A ja dbam o moją rodzinę 
-o-oh – rumieniec zaczął znikać. Za bardzo się kręcił, abyś patrzyła teraz na jego twarz, skupiłaś się więc na żebrach, które oberwały bardziej niż czaszka. Kiedy przejechałaś ręką po nich aby znaleźć pęknięcia, spiął się i jęknął. Zatrzymałaś się, zaskoczona, odepchnął Cię. Chwycił za poduszkę umieszczając ją między wami. - r...rany, kiciu, ostrzegaj mnie następnym razem – chował twarz za poduszką. Oh... oh! OH! 
-Więc to jakaś strefa erogenna? Tylko u ciebie czy u wszystkich szkieletów? 
-z....zamknij się.. ty tylko... ugh.. u wszystkich – mruknął w poduszkę. Może to dlatego, że był ranny, zachowywał się bardziej wstydliwie niż zawsze. Po prostu musiałaś się trochę (z) nim pobawić. 
-Muszę zająć się twoimi żebrami. - odparłaś dosadnie zabierając mu poduszkę. Na początku się opierał, ostatecznie przerzuciłaś przez niego nogę, tak że klęczałaś nad nim w rozkroku. Nie miał drogi ucieczki, próbował znowu schować się za poduszkami. 
-b...błagam, kiciu, n-nie – Uhm, jąkający się, poddenerwowany, błagający Red? Tak strasznie seksowny... 
-Nie, możesz umrzeć przez te rany, więc zamknij się i daj sobie pomóc. - Znowu zaczęłaś szukać palcami ran. Zacisnął ręce na prześcieradle raz jeszcze starając się uciec od Twojego dotyku, jakby wniknąć w łóżko. Próbował nie dać po sobie nic poznać, lecz kiedy przesunęłaś rękę na jego kręgosłup zakwilił prawie jak mały kotek zapadający się w poduszki. Skup się _____, on może umrzeć. Mocno owinęłaś bandażem wielkie pęknięcie na jego kręgosłupie. Każdy Twój dotyk sprawiał, że dyszał gwałtowniej i drżał. Byłaś miłosierna, pozwoliłaś mu odpocząć. Przyglądałaś mu się, lecz nie popatrzył Ci w oczy, starał się złapać oddech. 
-k...kurwa – przeklął, poczułaś jak się rumienisz – szkoda, że musiałem znaleźć się na granicy życia i śmierci abyś tak mnie zaczęła dotykać, heh – zdecydowanie czuje się lepiej, skoro zaczął żartować. 
-Przygotuj się – ostrzegłaś.
-z-zaczekaj, przestań, więcej nie zniosę – położył rękę na Twoim ramieniu aby Cię odepchnąć. Hm. Może powinnaś się zrewanżować za tamten czas kiedy Cię dręczył po tym jak poznał Twój sekret. 
-Aw, ale Red, ja jeszcze nie skończyłam. Czeka nas jeszcze wiele dobrej zabawy, prawda? - patrzył na Ciebie wiedząc dokładnie co masz na myśli. 
-odpierdol się, mogę tutaj zdechnąć
-Ale nie zdechniesz. Masz obok siebie całkiem odpowiedzialną pielęgniarkę
-poprawka – zmierzył cię spojrzeniem – seksowną i niebezpieczną pielęgniarkę która chce wywołać u mnie atak serca 
-Jeżeli tego właśnie chce mój pacjent – wiedziałaś dokładnie co u niego teraz załączyłaś 
-oh, więc jesteśmy poważni, co kocie? naprawdę chcesz mnie wystawić na tortury? dobra, śmiało, dręcz mnie – uśmiechnął się szeroko i położył się na poduszkach wyciągając ręce do góry – kajdanki są pod łóżkiem, pielęgniarko – Dobra, jak tak macie się bawić to dobrze. Pochyliłaś się pod łóżko. Znalazłaś to czego szukałaś. 
-Zboczony popierdoleniec – mruknęłas wyciągając je. 
-przyganiał kocioł garnkowi – wróciłaś na niego i skułaś go. Jęknał – oh-ho, kiciu, robiłaś to kiedyś! 
-Pani pielęgniarko – przypomniałaś prostując się 
-oh tak, prawdziwa pielęgniarka – szarpnął ręką, kajdany zastukały. Westchnęłaś wracając do swojej roboty,. 
-Nie ruszaj się i pozwól mi się zabandażować, dupku – Znowu dotknęłaś jego żeber, tym razem delikatnie i powoli. 
-n-na gwiazdy, kiciu, n-nie tak... - jęknął dysząc ciężko. Kajdanki stukotały o siebie. 
-Co, nie możesz mnie powstrzymać? 
-ohhh mógłbym – dyszał – ale po co skoro wiem, że robię to dla ciebie, popierdoleńcu? - przycisnęłaś kciuk do jednej z jego ran – ała! przestań!
-Ale dlaczego, skoro wiem, że robię to dla ciebie? - powtórzyłaś jego słowa okręcając bandaż dookoła pękniętego żebra. Drżał wtulając się w poduszki. Zajmowałaś się jego ranami, podczas zakładania ostatniego opatrunku, westchnął głęboko. - I gotowe. Nie było tak źle, co Red? 
-g-gotowe? jesteś.. jesteś pewna? - szepnął słabo, policzki mając w kolorze krwistej czerwieni – m-myślę, że zostało kilka ran w moich gaciach 
-Wolne żarty 
-no weź, kocie, nie możesz mnie tak zostawić 
-Tylko patrz – zeszłaś z niego stając na podłodze. Nagle poczułaś jak coś ściska Ci serce w piersi i cofa Cię tak, że ległaś obok niego. Jego lewe oko świeciło na czerwono od uwalniającej się magii 
-powiedziałem, że nigdzie nie idziesz, pielęgniarko 
-Ej t-to brudna sztuczka! - nie byłaś pewna, czy udało Ci się ukryć obawę w głowie. Kajdanki same się otworzyły, uśmiech na jego twarzy się poszerzył. 
-to nie sztuczka, tylko dobra przydatna magia, absolutnie konieczna 
-Wiesz, jestem zaskoczona że nie użyłeś jej wcześniej. Widzisz, to dlatego jesteś czerwoną różą na mojej bransoletce, jesteś dżentelmenem! 
-zamknij się – szepnął złowieszczo, za pomocą magii przycisnął Cię do łóżka, kajdanki same się poruszały i zacisnęły na Twoich nadgarstkach. - jeżeli obudzisz pozostałych sama też będziesz miała kłopoty 
-Słuchaj, nie wiem za kogo mnie masz... 
-o tak, widziałem twoją minę kiedy mnie przed chwilą torturowałaś – Eh, ma Cię. 
-Słuchaj Red... 
-nie martw się, kiciu, nikomu nie powiem, to będzie nasz mały sekrecik – pochylił się nad Tobą – więc.. od czego mam zacząć?
-Od uwolnienia mnie?
-marne szanse 
-Warto było spróbować 
-hm.... może zacznę powoli – czerwony język wysunął się z jego ust. Zadrżałaś kiedy znalazł się bliżej Ciebie. Zaśmiał się – i seksowny, tak? - Doskonale czytał Twoją mimikę twarzy. Przekręcił głowę na bok, tak by lizać Cię od karku po ucho. Drżałaś. Pieprzyć to, nie będziesz tak po prostu leżeć. 
-Więc zamierzasz mnie rżnąć czy co? - wystrzeliłaś zaskakując go. Popatrzył na Ciebie zdziwiony – Co? Zrobisz coś w końcu czy będziesz tak siedział jak jakaś cipa? 
-jajć, kocie, wariujesz jak zostajesz przyparta do muru 
-Po prostu daj swojej pani czego chce, albo przestań 
-więc teraz każesz się nazywać? hmmmm, moja pani.... podoba mi się to... o... ugh – warknął kładąc się trzymając się za żebra 
-Bierzesz na siebie za dużo stresu Red 
-n-nic mi nie jest, zamknij się, gdzie my... my... - rumienił się. Położył się na Tobie warcząc cicho. Poczułaś jak jego magia znika, objęłaś go jak wtulał się w Twoją pierś. 
-Mówiłam kretynie – westchnęłaś, korzystając z jednej wolnej ręki poprawiłaś się. Pozwalając, aby bardziej się w Ciebie wtulił. Okryłaś was kocem. 
-w-wybacz kiciu, dzisiaj chyba nie dam rady – był zawstydzony. Objął Cię rękami na wysokości talii aby bardziej się w Ciebie wtulić. 
-Cii... nie mów tak. I tak nie pozwoliłabym ci się zranić 
-więc jakbym był zdrowy, miałbym szczęście? 
-Nie mówię nie, bo tak się nie stało więc nie wiem
-oooh-hooo kiciu, dręczycielka z ciebie – Pochyliłaś się aby dać mu całusa w czaszkę. Opuszkami palców kręciłaś kółka na jego karku. 
-Musisz odpocząć. - milczał przez chwilę, ciesząc się Twoim dotykiem. W ciemnościach pokoju usłyszałaś nagle jego szept. 
-.... kiciu?
-Tak?
-zostaniesz ze mną?
-Ktoś musi się upewnić, że nie umrzesz. 
-heh, raczej... cieszę się... że to ty 
Share:

Gra: Kółko Przyjaźni 4.1 [Zamknięte]


Z racji na to, że upłynęło już wiele czasu, a mnie wczoraj pół dnia w domu nie było pozbierałam wszystko to co wrzuciliście iiii nadal zostały jeszcze cztery wolne base.
Tak więc, kto pierwszy ten lepszy

W dogrywce mogą brać udział osoby jakie były w zeszłym tygodniu!

18 - Hrabina / Przekroczony limit czasu, dlatego 18 wraca do Latii, wcześniejszej osoby rezerwującej ten numerek/
Share:

10 czerwca 2017

Gra: Żądanie # 12 Z obrazem [ROZDANIE ZAMKNIĘTE]

Pomysł został podsunięty ... nie pamiętam przy którym żądaniu i przez kogo - przepraszam!
Zasady są proste. 
1 - w komentarzu dajesz link do obrazka (liczy się tylko i wyłącznie link do autora. Nie będą przyjmowane obrazki z google, ifunny, pinteresta i pokrewne)
2 - A ja opisuję scenkę na podstawie tego co się na nim znajduje 


Nie ma opisów, nie ma sugestii, po prostu historia na podstawie tego, co będzie na obrazku jaki mi prześlecie. 

I jak zawsze zapraszam do zapoznania się z byłymi żądaniami z I tomu no i z tymi z tego, który się obecnie tworzy


Może być +18
Zastrzegam sobie możliwość odrzucenia żądań
Każdy ma możliwość wrzucenia nie więcej niż 5 żądań! 
Nie realizuję: yaoi, yuri, soriela, fransa


Więc, jakie jest Twoje żądanie?
Share:

POPULARNE ILUZJE