14 października 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka przy anime - Punkt widzenia Sansa [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Anime Incident [Sans's POV] ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka METTATONA // Punkt widzenia Sansa
Wpadka przy anime  // Punkt widzenia Sansa (obecnie czytany)
Wpadka na ślubie cz 1 // Punkt widzenia Sansa
Wpadka z koszmarami // Punkt widzenia Sansa
-Masz Sansaparilla – powiedziałaś podając Sansowi napój. Zaśmiał się lekko. Każdego dnia dawałaś mu nową ksywkę. Osobiście jego faworytem był EspresSanso. Doceniał wysiłek.
-heh, ostatnio przechodzisz samą siebie w tych imionach – Wziął łyk.
-3.50$ - to rutyna. Piszesz głupie ksywki na jego kubku. Sans coś mówi. Podajesz cenę. Natomiast on ciągle odpowiada
-daj na krechę – wyszczerzył się. Popatrzyłaś na niego tak, jak często zerkał na niego Grillby.
-Tutaj nie ma krechy, okradasz nas – mówiłaś go delikatnie, Sans pochylił się nad ladą
-eh.. przywileje chłopaka? - poruszał sugestywnie brwiami. Jęknęłaś, ale przytaknęłaś. Sans był zadowolony, że tak się z nim bawiłaś. Wiedział, że też czerpiesz z tego zabawę. I, choć tego możesz nie wiedzieć, płacił za swoje napoje. Zawsze dodawał odpowiednią kwotę do zapłaty za zakupy Papyrusa, dodawał też niewielki napiwek. Twój współpracownik wiedział, chodziło o to, że Sans pragnął poznać jak dużo „darmowych” kaw od Ciebie wyciągnie. Póki co, rekord to jedenaście. Papyrus za nim głośno chrząknął. - więc uh... co robisz dzisiaj wieczorem?
-Pewnie pracę domową. Trochę porysuje. Przejrzę wiadomości- Wyglądałaś na zmęczoną. Sans poczuł się źle. Przedstawienie Mettatona pomogło w osadzeniu tych co zdemolowali Ci mieszkanie w więzieniu. Póki co uwaga ludzi była skupiona na całym zamieszaniu. Nie chciał abyś się martwiła, ale był pewien, że długo nie posiedzą w więzieniu. Ludzkie prawo zawsze wstawiało się za ludźmi. Nawet tutaj, w mieście przyjaźniejszym potworom niż inne. Ale. Nie czas się teraz o to martwić.
-chcesz wpaść? na... - zaśmiał się lekko próbując dobrać odpowiednie słowa – przyjacielski wypad?
-To... jakiś... kod? - zapytałaś niepewnie i zaczęłaś się rumienić. Właśnie miał Ci powiedzieć, że to nie jest randka (ani żaden z waszych wcześniejszych wypadów też nią nie był), ale wtrącił się Papyrus.
-NIE, CHOĆ RAZ MÓJ BRAT MÓWI POWAŻNIE. TO FAKTYCZNIE JEST ZAPROSZENIE NA MIESIĘCZNE WSPÓLNE OGLĄDANIE ANIME Z NASZYMI PRZYJACIÓŁMI!
-Nie chciałabym przeszkadzać – Nim Sans wyjaśnił, że to Alphys i Undyne chciały abyś przyszła Papyrus znowu się odezwał.
-NONSENS! JESTEŚ CZĘŚCIĄ NASZEJ PACZKI... - Sans patrzył jak rumienisz się zaskoczona. Heh, zaśmiał się do siebie. Ludzie zawsze tak reagują widząc potworzą życzliwość. Popijał napój patrząc na rosnącą ekscytację malującą się na Twojej twarzy. Czuł też jak Twoja dusza promienieje. Kiedy skończyłaś rozmawiać z jego bratem, leniwie pomachał Ci ręką i rzucił proste „narka” by potem skierować się w stronę drzwi. - SANS NIE ZAPOMNIAŁEŚ O CZYMŚ? - zapytał wskazując na Ciebie głową.
-huh? - Sans popatrzył na Ciebie. Twoje policzki były różowe - oh, racja – pochylił się nad blatem i cmoknął Cię delikatnie w policzek pamiętając o głośnym „mwah”. Nadal nie rozumiał przyjemności z całkowania kogoś. Może to przez to, że nie miał ust. Oczywiście, mógł zrobić takie, ale wyglądałby głupio, no i był leniwy, i wiedział, że zaczniesz świrować. Pomijając jednak to, Sansowi nigdy jakoś na tym nie zależało, wszystko było sprężyną Papyrusa. Nim Cię poznał, na palcach jednej ręki mógłby policzyć razy jak często się do kogoś przytulał czy całował. Ale ech, ostatecznie całowanie Cię nie było takie znowu złe. 
Papyrus właśnie skończył robić makaron kiedy Undyne weszła z buta do mieszkania (całe szczęście, zawiasy są dość mocne).
-wiesz co to znaczy pukanie? - Sans był rozwalony na krześle
-Pukanie jest dla słabeuszy! Mój sposób jest O WIELE FAJNIEJSZY! Prawda Alph?
-Um... C-cóż, już s-siedem razy musiałyśmy w tym r-roku zmieniać d-drzwi.. - Alphys weszła trzymając siatki z filmami. Undyne fuknęła.
-Gdzie twoja dziewczyna Sansy?
-nie nazywaj mnie tak
-Dlaczego? - wyszczerzyła się – Bo tak mówi do ciebie twoja dzieeeeewczyna?
-NAZYWAJĄ SIEBIE VERTE-BAE
-T-to s-słodkie!
-Ta, słodkie – Sans nie lubił przyciągać takiej uwagi. To on droczył się z przyjaciółmi, a nie odwrotnie. No i zdecydowanie nie podobało mu się, kiedy ktoś w taki sposób mu dokuczał. No i wiedział, że Undyne robi to specjalnie bo zdecydowanie orientuje się w tym co się dzieje. Tak samo Alphys. Sans mruknął i oparł się wygodniej na krześle. Papyrus podał spaghetti, a Alphys wsadziła pierwszą płytkę. Anime o dwóch braciach pałających się alchemią. Sans uznał, że jest to dość ciekawa produkcja i oglądał ją przez pierwszą połowę. Potem dostał wiadomość od Ciebie.

verte-bae 20:03 | Puk Puk!

Uśmiechnął się. To też rutyna w jakiej się witaliście. Ssałaś w kawałach, ale doceniał wysiłek

xxx-xxxx 20:03 | kto tam?

verte-bae 20:03 | Tytus

Nom. Już wiedział. Słyszał go wcześniej i każdego dnia jest równie beznadziejny. Wstał podchodząc do drzwi.

xxx-xxxx 20:04 | jaki tytus?

verte-bae | Ty tu stoisz, a ja marznę!

Sans przekręcił gałkę i otworzył drzwi. Stałaś na wycieraczkę mając na sobie jego bluzę, trzymałaś telefon w dłoni i zerkałaś na niego wyraźnie z siebie zadowolona. Oparł się o framugę
-to był najgorszy kawał jaki kiedykolwiek słyszałem, musisz powiedzieć jakiś lepszy jeżeli chcesz wejść do środka
-Oj no weź Sans! - Zaśmiał się. Bluza była na Ciebie za duża, rękawy zasłaniały Ci całe dłonie. Trudno było traktować cię poważnie, zwłaszcza teraz, kiedy próbowałaś pokazać jak zimno było.
-dobra, nie chcę abyś się zaziębiła, ale mam naprawdę dobry kawał puk puk, z tym, że ty go musisz zacząć. - wyszczerzył się  zastanawiając, czy dasz się na to nabrać.
-Um... okej. - Boże, naprawdę to zrobisz -  Puk puk?
-kto tam? - Długa cisza. Sans zaczął się śmiać zasłaniając usta dłonią. Warknęłaś wyraźnie niezadowolona co sprawiło, że śmiał się jeszcze głośniej. Popatrzył na Ciebie - nie wierzę, że dałaś się nabrać.
-o teraz mnie wpuścisz? - Przesunął się na bok. Patrzył jak ściągasz bluzę i zajmujesz miejsce na kanapie. Przed chwilą mówiłaś, że jest ci zimno. Sans poszedł za Tobą do salonu gdzie Alphys wyjaśniała Ci o co chodzi w anime.
-Słonko, myślisz, że udałoby Ci się zrobić MNIE w połowie robotem? - zapytała Undyne prawdopodobnie już wyobrażając sobie, jak wyglądałaby z metalowymi częściami.
-U-uh, w-wolałabym tego nie sprawdzać.
-gdyby to zrobiła, jak miałaby się do ciebie przytulać? - powiedział wybierając miejsce obok Ciebie. Zignorował rechot od Undyne. To bez znaczenia, póki Papyrus...
-SANS! MYŚLĘ, ŻE TWOJEMU LUDZIOWI JEST ZIMNO! - Właśnie, nie zrobi tego. Praktycznie rzucił kocem w Sansa - MYŚLĘ, ŻE ZUPEŁNIE NIE-PLATONICZNE PRZYTULANIE JEST W TYM WYPADKU NA MIEJSCU – Undyne i Alphys zaczęły chichotać, Sans czuł jak jego dusza jęknęła. Rany... Czego on nie zrobi dla brata. Właściwie do tego wszystkiego doszło bo nie chciał go zawieść. Teraz Papyrus był szczęśliwy, bo Sans był szczęśliwy ze związku do którego nie miał odwagi przyznać się, że jest fałszywy. Kłamanie jest niezdrowe. Zwłaszcza kiedy wszyscy wiedzą o sytuacji, ale Sans nie umiał powiedzieć prawdy. Ale to nic, o wielu rzeczach nie mówił prawdy. W piątkę obejrzeliście kilka odcinków różnych anime. Zazwyczaj nie przywiązywał do nich uwagi, usypiał gdzieś na początku i Papyrus zmuszał go aby poszedł do łóżka. Tym razem jednak oglądał z zainteresowaniem. Wszyscy (z wyjątkiem Alphys, która widziała już całą serię) zgadywali o co może dalej chodzić. Tobie prawie zawsze się udawało. Papyrus prawie zawsze się mylił. Sans zerknął na telefon. Niedługo pierwsza. Powinien już iść spać, ale nie był senny. Ale Alphys i Undyne musiały wracać, zostawiły płytki abyś mogła je potem pooglądać. Sans był pewien, że przyniosły ze sobą dwie siatki, a nie jedną, która teraz leżała przy odtwarzaczu. Hm...
-IDĘ SPAĆ – powiedział Papyrus przeciągając kości
-dobra, zaraz przyjdę poczytać ci dobranockę
-NIE! SPĘDŹ TEN CZAS ZE SWOJĄ DZIEWCZNĄ. POŚWIĘCĘ SIĘ ABYŚ MÓGŁ BYĆ Z NIĄ. CZYŻ NIE JESTEM NAJLEPSZY? - I z tymi słowami, pobiegł do sypialni. Sans doceniał ten gest, choć tak naprawdę z Tobą nie chodził, lecz faktycznie, jego brat jest najlepszy.
-Nie jestem właściwie zmęczona, zobaczymy coś jeszcze?- zapytałaś już grzebiąc w siatce. Sans wrócił na swoje miejsce i owinął się kocem. Wybrałaś jedną płytkę i puściłaś ją w odtwarzaczu, dołączyłaś do niego na kanapie okrywając się kocem. -  Wygląda jak kolejne o dziewczynach w szkole – Sans wiedział, że to znaczy iż główna bohaterka będzie tsundere albo yandere. Wyszczerzył się.
-stawiam dychę, że główna bohaterka będzie yandere – uniósł nico swój głos - miło mi poznać senpai, kocham cię senpai! zabiję cię z miłości senpai! - śmiałaś się. Sans się uśmiechnął. Wiedział, jak bardzo nie lubisz swojego śmiechu, ale on go uwielbiał. Sprawiał, że miał ochotę powiedzieć więcej kawałów tylko po to aby go usłyszeć. Machnęłaś ręką aby się uspokoić.
-Brzmisz głupio i jesteś w błędzie. - heh - Wchodzę i uważam, że to będzie tsundere. B-baka! To nie tak, że LUBIĘ cię czy coś! - Choć byłaś kiepska w kawałach, byłaś naprawdę dobrym przyjacielem.
-dobrze udajesz tsundereplane
-C-co?! Czy ty właśnie mnie skomplementowałeś DZIWAKU?! - Sans zaśmiał się. Po chwili waszą uwagę przyciągnął głośny jęk dobiegający z telewizora. Sans zamarł, przestał się śmiać i powoli zwrócił w stronę monitora. Porno z mackami.

undyne, posrało cię?

Sans nie był w stanie nawet skupić się by zacząć się wstydzić. To co widział było dziwaczne. Jak wiele macek tam jest? Dziesięć? Piętnaście? Czuł jak jego twarz zaczyna robić się niebieska i czuł jak Twoja dusza błyszczy ze wstydu. Uczennica na nagraniu była właśnie gwałcona przez wielkiego potwora. Nie wiedział czy jej krzyki oznaczają przyjemność czy ból. Rzeczywistość nagle do niego przemówiła. Co do diabła? Przypomniał sobie, że Papyrus jest kilka pokoi dalej.
-wyłącz to! - powiedział szybko, teraz cały niebieski ze wstydu, zaczął się też pocić.
-OHHHH TAAAAAAK! - Sans popatrzył z niedowierzaniem na to co robiłaś z pilotem.
-co ty wyrabiasz, oddawaj! -  pochylił się. Po lekkiej szamotaninie oboje zaczęliście upadać. Właściwie to Ty zaczęłaś i pociągnęłaś go za sobą za rękę, próbując zachować równowagę. Zamknął oczy jak wiedział, że nic z tego nie wyjdzie i runęliście na ziemię. Otworzył je spodziewając się, że będzie leżeć na Twoim brzuchu. Nie... To zdecydowanie nie jest Twój brzuch. Sans mniej lub bardziej wiedział czym są piersi i do czego służą, do Podziemia wpadło wiele książek dotyczących anatomii. Dwie kule umiejscowione na klatce piersiowej samic, mające na celu przenoszenie pokarmu dla potomstwa. To dziwne, ale ma sens. I jak na złość, musiał na nie spaść. Jednego był w tej chwili pewien. Tego się NIE dotyka. - wybacz, wybacz, wybacz – mamrotał cicho mając nadzieję, że nie będziesz próbowała go uderzyć.
-CZY WSZYSTKO DOBRZE? SŁYSZAŁEM KRZYKI I ... OH – Sans podniósł czaszkę. Jego brat stał z szeroko otwartą szczęką. Gapił się na niego, potem na telewizor. Potem znowu na Sansa. Ten czuł wielkie zawstydzenie, zaś Twoja dusza jaśniała tak mocno, że prawie go paliła. - UM, WIECIE, WŁAŚCIE SOBIE O CZYMŚ PRZYPOMNIAŁEM, WRACAM DO SYPIALNI, A WY... BAWCIE SIĘ... DOBRZE – i z tymi słowami zniknął nie dając Sansowi na wyjaśnienie, że to nie jest tak jak to wygląda. Sans popatrzył na Twoją zarumienioną, nie, teraz już całkowicie czerwoną twarz. Zaśmiał się nerwowo i wstał starając się znaleźć o Ciebie tak daleko i szybko jak to możliwe. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie stało. Wiedział, że Papyrus powie o tym Alphys i Undyne. Z telewizora nadal dobiegało jęczenie.
-uh... czy możesz to teraz wyłączyć?
-Oh! Tak, tak – ale tego nie zrobiłaś, kilka dodatkowych sekund patrzyłaś się na ekran. Sans nie wiedział dlaczego to wybrałaś ten … dziwny.... film.... Cisza. Nie wiedział co powiedzieć, aby rozładować napięcie. Popatrzyłaś na niego, prawie błagalnym wzrokiem, aby cokolwiek zrobił. Chrząknął. Boże, nie ma pojęcia co robić.
-łał, wy ludzie jesteście popierdoleni – i to była prawda. Sans siedział w internecie i widział niektóre z ludzkich dziwactw. 
-Coś czuję, że w tym hentai były gorsze rzeczy. Chyba – Sans nie lubił niezręcznej cichy. Nic z niej nigdy dobrego nie wychodziło. – Wygrałam. Kompletna tsundere. Teraz w końcu spłacisz swoją krechę. - Dobra. Może jednak coś dobrego może z nich wyniknąć. Sans wiedział, że Ty też chcesz ją przerwać. I... naprawdę to doceniał
-heh, no weź, pewnego dnia ci oddam
-Uwierzę jak zobaczę –  Oh, gdybyś tylko wiedziała. – Idę spać. Jutro mam pracę i takie tam... i uh, powinieneś chyba sprawdzić co u Papyrusa .. więc.. uh... dobranoc
-dobranoc – Nie wyszłaś. Sans zastanawiał się, czy chcesz się przytulić na pożegnanie. Gdyby Papyrus był, tak by się stało. Jeden przytulas i dwa buziaki. Ale.. Dla Sansa robienie tego bez brata wydaje się dziwne. Pierwsza pomachałaś ręką. Ah. To dobry pomysł. Jego oczy zajaśniały i wyszłaś. I jak to się stało. Natychmiast dostał telefon od brata.
-UM, PRZEPRASZAM, ŻE PRZESZKODZIŁEM WAM W WASZYM... JAK TO SIĘ NAZYWA UNDYNE.... OH... UNDYNE CHCE SIĘ PRZYWITAĆ.
-UDAŁO SIĘ?!
-undyne.
-Więc?
-undyne.
-Powinieneś WIDZIEĆ Papyrusa. Jeszcze nigdy nie biegł tak szybko. Znaczy się wiem, że mieszkamy stosunkowo blisko, ale mimo to FUHUHUHUH. W salonie, Sans? Ty zwierzu. Zaraz, czekaj, teraz Alphys chce telefon
-Cześć S-sans
-alphys
-W-wybacz! - kwiknęła – To b-był pomysł Undyne! M-myślałyśmy, że P-papyrus będzie s-spał!
-Co? Skarbie, nie! To był twój pomysł! - Sans słyszał jak obie zaczęły się dochodzić. - Nie słuchaj jej! To jej pomysł!
-E-ej!
-powiedzcie papyrusowi, że to był jakiś kawał, czy coś, nie musi wiedzieć o takich sprawach
-Jasne bla bla bla, twój wielki starszy brachol jest taaaaaki straszny – Undyne cmoknęła – A więc dotarłeś do drugiej bazy? - Sans rozłączył się. Co za noc. Popatrzył na krzesło na którym widziała jego bluza. Podniósł ją. Pachniała Tobą. Nie był w stanie powiedzieć czy mu się to podoba czy nie. Z całą pewnością to dziwne. No i spodobało mu się nowe, galaktyczne. Poszedł do sypialni i położył się na łóżku. Włączył telefon i zaczął pisać. Chciał, aby wpadka z dzisiaj nic nie zniszczyła.
 
xxx-xxxx 1:23 | jak wiele macek da się wsadzić tak aby ośmiornica się zaśmiała?

verte-bae 1:23 | Jeszcze raz powiedz „macka” a przysięgam na Stwórcę, zabiję cię

Sans zachichotał. Aż tak dobrze go znasz?

xxx-xxxx 1:23 | …

xxx-xxxx 1:23 | MACKA!

Usłyszał głośne warknięcie przez ścianę. Zaczął się śmiać z Twojej reakcji. Tej nocy, będzie spał spokojny.
Share:

Undertale: Gra w kości -Sklep w sklepie [The Skeleton Games - Shop at the Shop] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Sans zerkał przez ramię, kiedy szybko udawał się w inną część sklepu. Ciężko się do niej dostać, jeżeli nie wiesz gdzie ona jest. Potwory wolą trzymać swoje rzeczy w tajemnicy, a więc tylko one wiedziały, gdzie szukać. Ludzie, jednak, nie wiedzieli o jej istnieniu. Zastanawiał się nad kupnem tego od jakiegoś czasu, nie wiedział, czy kupić to dzisiaj czy wrócić później. Martwił się, że go z tym zobaczysz, ale był pewien, że i tak nie będziesz wiedziała co to. No i nie miał humoru wracać. Jego kolej zaczyna się w przyszłym tygodniu i będzie potrzebował czegoś co go uspokoi, kiedy to nadejdzie. Sans skręcił w ukrytą część sklepu i poczuł, że wchodzi na coś zimnego. Natychmiast zrobił krok w tył. Powietrze przed nim uformowało się w kształt.
-Co ty kurwa robisz? - warknął Sans.
-Oh... to ty – Czarny duch blokował przejście. Odstawił małe pudełko na półkę kiedy zauważył szkieleta który dosłownie wszedł w niego. - Patrz jak chodzisz! Głupi jedno punktowiec
-Co tam kurwa gadasz? - warknął pokazując zęby. Czerwone ślepia ducha zamigotały i uśmiechnął się w odpowiedzi.
-Mówię, że powinieneś przestać marnować przestrzeń i przestać wchodzić na innych! - Sans czuł jak wzrasta w nim wściekłość, ale nic nie może zrobić. Nie tylko dlatego, że są w sklepie, ale potwory nie powinny już walczyć ze sobą w miejscach publicznych. A nawet gdyby mogły, jego ataki nie zrobią krzywdy duchowi.
-Tsk... rusz się. Muszę przejść – warknął Sans.
-Ruszę się kiedy będę chciał – odpowiedział duch odwracając czerwone ślepia na półkę.
-I tak możesz używać tylko jednego produktu!
-Zamknij się! Byłem pierwszy! Mogę patrzeć na co chcę! - Pieprzony Napstablook! Zawsze wchodzi w drogę! Nikt go nie zabił tylko dlatego, że już jest duchem! Nikt nie lubi tego zasrańca! Jest chujowy i żyje sam w Waterfall.
-Dobra! - krzyknął Sans przechodząc przez ducha. Czuł jak jego kości natychmiast robią się zimne. Kiedy przed niego przeszedł rozejrzał się dookoła.
-Obrzydlistwo! Teraz będę musiał się umyć! - marudził duch odwracając głowę
-Też się pieprz debilu! - warknął szkielet rozglądając się za produktami. Napstablook wziął małe pudełeczko z regału i odleciał.
-Śmieć – mruknął za sobą
-Pojebaniec – odpowiedział Sans. Kiedy był pewien, że duch zniknął, chwycił za pudełko najbliżej. To na jakie patrzył Napstablook „Sensualne Ukojenie MTT! Kiedy życie ci się RUJnuje, zawsze możesz zachowywać się jak gwiazda! Ostrzeżenie: nie dla ludzi.” było napisane jaskrawym róże, na fioletowym pudełku. Sans wykrzywił twarz w obrzydzeniu i odstawił. Jasne, miał kilka rzeczy z MTT, ale kupował je tylko dlatego, że nie było zamienników. Chwycił kolejne i przeczytał prosty napis „Sensualne Ukojenie” To będzie dobre. Wszystko właściwie jest do siebie podobne. Wyszedł z uliczki trzymając w ręku pudełeczko. Powinien je w coś schować. Był pewien, że zaczniesz go o to pytać i po co poszedł po to sam. Zawsze się o wszystko wypytujesz. Zaczął wzrokiem szukać czegoś co pomoże mu ukryć pudełko, kiedy poczuł wibracje telefonu. Wyciągnął go. Przeczytał jedno słowo i jego dusza natychmiast wymknęła się spod kontroli kumulując magię do teleportacji.

NowyKontakt3: Pomocy!

Sans pojawił się w kilku miejscach, przez panikę gubiąc się. Szukał od regału do regału. Chwycił się za jedną z półek kiedy musiał złapać powietrze. Ktokolwiek zadziewa z jego człowiekiem będzie miał przejebane! Nie ma potwora, który może dotykać jego własność bez... Jego dusza zamarła kiedy zobaczył kto stoi obok jego sąsiadki. Oboje patrzyli na niego kiedy pudełko ryżu uderzyło go w głowę i upadło na ziemię. Ch-cholera! Kurwa mać! Dlaczego to musiał być ten dupek! Sans stał i gapił się próbując wymyślić co powiedzieć.
-U-um.. - rzuciłaś niszcząc ciszę i odwróciłaś się w stronę pomarańczowego potwora – Więc... Tak jak mówiłam. Próbujemy raz jeszcze
-Naprawdę, naprawdę? - Bird zaczynał się pocić kiedy krwiste ślepia zwróciły się w stronę Sansa. Zrobił krok w Twoją stronę mierząc Twoje ciało od dołu do góry. Dusza Sansa zawrzała we wściekłości. Miał dość tego, że ten gnój mówił o Tobie takie rzeczy i teraz myśli że może tak po prostu zrobić z Tobą co chce? Nie jesteś zainteresowana, więc powinien spierdalać!
-Tak – oddaliłaś się od niego – Więc... nie jestem gotowa na.. - Sans wtrącił się stając między wami
-Odpierdol się od mojej partnerki debilu! - wysyczał w jego twarz szczerząc groźnie swoje ostre zębiska – Popierdoliło cię? Łapy precz od tego co moje! - Huh....?
-Myślałem że z nią skończyłeś! - odpowiedział Bird – Nigdy nie słyszałem, że wracałeś do dziewczyny z którą zerwałeś! - warknął
-Tylko dlatego, że się pokłóciliśmy nie znaczy, że z nią skończyłem! Nadal jest moja więc odpierdol się zasrańcu! - krzyczał Sans, jego źrenice zajarzyły się wściekłą czerwienią. Powietrze zrobiło się gęstsze kiedy patrzyli się na siebie. Uh....?
-D-daj spokój S-sans – ptasi potwór jako pierwszy odpuścił – W-wiesz, że nie zabierałbym się za nią, gdybym wiedział, że nadal jesteście razem – Zaczynał się oddalać
-Nigdy nie powiedziałem, że z nią skończyłem chuju! Spuść swoją duszę w sraczu jeżeli tak bardzo jesteś spragniony poczuć czym jest prawdziwe człowieczeństwo! - Sans zrobił kolejny krok w jego stronę. Co...?
-N-nie bądź taki. Wystarczyło powiedzieć. Już zrozumiałem – Bird cofnął się jeszcze trochę, podniósł ręce do góry jakby się poddawał.
-Obyś. Jeżeli jeszcze raz odezwiesz się do niej, będziesz miał kłopoty! Odwal się od mojej dziewczyny! - Sans praktycznie napluł mu w twarz.
-Tsk.. łapię – Bird na chwilę zerknął na Ciebie, by następnie odwrócić wzrok – Skąd miałem wiedzieć, że wróciliście do siebie? - mruczał oddalając się – Myślałem, że skończyłeś z nią. - Czekałaś chwilę odprowadzając wzrokiem ptasiego potwora, podczas kiedy mały kościotrup kipiał w złości nadal. Dyszał ciężko, czerwone ślepia błyszczały w czystej wściekłości.
-Uh... Więc.. - zaczęłaś niepewnie. Sans odwrócił się w Twoją stronę cały czas rozwścieczony.
-Co ty kurwa robisz?!
-Um.. patrzyłam na rzeczy i wtedy Bird mnie zauważył i chciał wyciągnąć ode mnie numer.
-Nie powinnaś stać i z nim gadać! Powinnaś kazać mu spierdalać!
-Powiedziałam mu, aby dał sobie spokój... Czacho, złościsz się bez powodu.
-Chciał się z tobą pieprzyć debilko! - krzyknął
-No wiesz – wywróciłaś oczami. Sans był wyraźnie skupiony na Twojej reakcji – To było wiadome odkąd go poznałam.
-Więc po chuj z nim gadałaś?!
-Bo to twój przyjaciel? Nie mogłam go tak po prostu spławić.
-Ten posraniec nie jest moim przyjacielem!
-Myślałam, że mówiłeś, że wszyscy z Grillbys to twoi przyjaciele
-B-bo są... ale nie on.
-Uh... dobra? Nie wiedziałam – Pochyliłaś się, by podnieść pudełko jakie upadło – Zaraz... ludzie mogą uprawiać seks z potworami? - odstawiłaś produkt na półkę. Wiedziałaś, że potwory nie mają typowych dla ssaków genitaliów, czy nawet podobnych do ludzi. Z tego co wiesz, wykorzystują swoje dusze podczas seksu. Teoretycznie zarówno ludzie jak i potwory mają dusze, ale to nic nie znaczy. Czy ludzie mogą wykorzystywać swoje dusze w seksualny sposób tak jak potwory?
-Co kurwa?! Nie pytaj mnie o takie rzeczy publicznie! - warknął niski głos za Tobą.
-Odpowiedz tak albo nie – próbowałaś znaleźć miejsce dla pudełka ryżu.
-To bardziej skomplikowane pytanie debilko! No i nie będę na to odpowiadał na środku pierdolonego sklepu czy gdziekolwiek
-Więc, prawdziwa odpowiedź znaczy tak – rzuciłaś głośno. Usłyszałaś jak dyszał ciężko, pochyliłaś się by podnieść kolejne małe pudełko z ziemi. Na przodzie był napis „Sensualna ulga. Ostrzeżenie: nie dla ludzi” Huh....? Wygląda jak jakieś lekarstwo. - Czacho, co to jest? - zapytałaś pokazując mu to. Jego oczy zniknęły na chwilę, potem wyrwał pudełeczko z Twoich rąk i zaczął się pocić gdy próbował je ukryć przed Tobą. - Zaraz... jesteś chory? Myślałam, że mówiłeś, że potwory nie mogą zachorować – Patrzyłaś zmieszana na jego reakcję
-N-nie jestem! - odpowiedział pocąc się bardziej
-To coś na … uczulenie? Myślałam, że nie masz na nic alergii
-T-to specjalny rodzaj alergii – odpowiedział rumieniąc się i odwracając od Ciebie wzrok.
-Łał, Czacho. To najgorsze kłamstwo na jakim cię przyłapałam – mruknęłaś lekko podirytowana
-T-to nie twój pierdolony interes więc zostaw mnie samego – chwycił za wózek i wsunął pudełeczko między swoje zakupy.
-Uh... no dobra. - Więc udał się aby to zdobyć. Czego się tak wstydzi? No i skąd to ma? Nie przypominasz sobie, aby gdziekolwiek gdzie byłaś były jakieś leki. To zdecydowanie jakiś lek, ale z tego co pamiętasz, potwory jako takich nie potrzebują. To też nic ludzkiego, wiadomość na pudełku mówiła jasno. Może powinnaś raz jeszcze rzucić na to okiem? Ale jesteś pewna, że nic innego nie znajdziesz na opakowaniu. Serio Czacho... co to jest? Skończyłaś układać to co upadło na ziemię i pchnęłaś wózek dalej. Sans szedł obok Ciebie.
-O co kurwa chodziło z tą wiadomością? - zapytał kiedy skręciliście.
-Co? O... to... Nie wiedziałam co powiedzieć Birdowi. Chciałam powiedzieć, aby sobie poszedł tak, aby nie pomyślał, że … no wiesz... jesteśmy razem.
-Kurwa, myślałem, że ktoś cię zaatakował – uderzył się dłonią w twarz.
-Awww... i wpadłeś na regał aby mnie ratować?
-Tsk.. następnym razem zostawię cię samą – mruknął.
-Znaczy się, dziękuję. Jesteś moim bohaterem. Moim rycerzem w lśniącej zbroi. Dosłownie
-Z-zamknij się
-Hehehe. Obiecałam, że nie powiem nic dziwnego więc... chciałam abyś przyszedł mi pomóc zareagować dobrze w tej sytuacji i … to... uh... wygląda na to, że sam powiedziałeś coś dziwnego.
-Co? Nic takiego nie... - zaczął się rumienić kiedy zdał sobie sprawę.
-Naprawdę? Więc... nie było nic dziwnego w krzyczeniu, nie dotykaj mojej partnerki, jest moja, nie możesz jej mieć? - zapytałaś sarkastycznie
-T-to... Chciałem t-tylko aby sobie p-poszedł – Na twarzy był cały czerwony
-Wiesz, to było bardzo posesywne zachowanie. Czułam się jakbym była zdobyczą w jakiejś walce napalonych potworów w środku rui, czy coś – zaśmiałaś się. Sans się potknął, musiał chwycić się za koszyk, aby nie upaść na ziemię. - Uh.. uważaj – zatrzymałaś się
-N-nie mów kurwa tak! - krzyknął, a więc czerwieńszy być jednak może.
-Um... jak? - Nie byłaś pewna, co powiedziałaś źle. Sans przez chwilę badał Twoją twarz nim odwrócił wzrok.
-N-nic.. mniejsza. - powiedział cicho człapiąc do przodu. Co? Co takiego powiedziałaś? Twoim oczom ukazał się kolejny regał. Tutaj było wiele rzeczy produkcji MTT, na wszystkich opakowaniach robot w różnych pozycjach, wszystko w kolorach różu i fioletu. Zatrzymałaś się, by podnieść jedno z opakowań zaciekawiona.
-Więc.. co powiesz w barze po tym jak wypaliłeś, że nadal się umawiamy? - zapytałaś nie odrywając wzroku od opakowania
-Kurwa, nie wiem – uderzył się w twarz.
-Mogę publicznie znowu z tobą zerwać, jeżeli chcesz – zaproponowałaś – Albo tym razem to ty możesz zerwać ze mną.
-Gahh kurwa! To jest pojebane! - lamentował koło wózka.
-Heh, a ja próbowałam jak się da, aby nie rozpocząć tego od nowa – Chwyciłaś za tęczowe opakowanie. Musisz zobaczyć jak to działa.
-Nie chciałem tego kurwa zaczynać od nowa – powiedział cicho jak przechodziłaś obok. Zerknęłaś na niego. Patrzył na ziemię, pocił się czekając, aż skończysz.
-Czacho... mam to gdzieś. Osobiście uważam, że cała ta sprawa jest zabawna – Wsadził ręce do kieszeni. Wyciągnęłaś pudełko znad jego głowy – Przestań się tak dołować – powiedziałaś stawiając opakowanie na jego czaszce. Ściągnął je natychmiast i wrzucił do koszyka
-Nie ustawiaj rzeczy na mojej głowie! - warknął.
-Hehe! No i masz! - zachichotałaś – Rozchmurz się! - Westchnął, pchnęłaś dalej wózek. W kolejnej uliczce było mięso i mrożonki. 0 Więc.. potwory są zawsze takie zaborcze kiedy są z innymi w związkach czy coś? - otworzyłaś lodówkę.
-A jakie powinny być?
-Heh...? - uśmiechnęłaś się złowieszczo – Dlaczego mi nie powiesz, przecież jesteś ekspertem w tych rzeczach i zdecydowanie nie jesteś już prawiczkiem, panie potworze.
-Myślałem, że miałaś nie pierdolić głupot jak tutaj będziemy
-Wiesz... n-niektórzy ludzie tacy są – zaczęłaś – Choć to nie jest coś popularnego.
-Więc? Więc pozwalacie aby ktoś zabrał waszego partnera?
-Nie. Ufasz swojemu partnerowi i pozwalasz mu podejmować decyzje. Ufasz bo wiesz, że nie zrobi nic co miałoby cię zasmucić. To związek oparty na zaufaniu, nie na sile.
-Huh... - Sans się zamyślił – Ale czy przypadkiem co chwile nie ma rozwodów? - Prawie upuściłaś opakowanie warzyw.
-Co? - zapytałaś w szoku
-Połowa społeczeństwa jest po rozwodach, prawda?
-Czacho... skąd to wiesz? - zapytałaś z niedowierzaniem
-Szef dowiedział się o tym w akademii. - Uśmiechnęłaś się lekko.
-Wiesz, że twój brat lubi wyolbrzymiać
-...Oh – powiedział tylko tyle.
-Czacho! Naprawdę myślisz, że ludzie są aż tak źli? - byłaś zaskoczona.
-Nie wiem kurwa! - warknął zawstydzony – No i macie dziwny seks więc skąd mam wiedzieć?
-A co to ma z tym wspólnego? - Byłaś zmieszana.
-P-po prostu ma! - chwyciłaś za wózek udając się do kolejnej części. Już nie było jedzenia, tylko ubrania, rękawiczki i inne rzeczy tego typu.
-Nie wiem po chuj tutaj przyszłaś. Nie jesteś potworem – mruknął drepcząc za Tobą.
-Chcę tylko rzucić okiem. - Minęłaś kilka pudełek w barwach brokatowej czerni i różu – Czy to... sprawia że jesteście fajniejsi? - zapytałaś patrząc niepewnie na ubrania
-Pierdolisz. Nic z tych rzeczy
-Co? Nosiłeś coś takiego?
-NIE! Kurwa nie! - warknął – To dla sław.
-Zaraz... to jakiś stój który ma upodobnić cię do Mettatona? - rzuciłaś z niedowierzaniem patrząc na zdjęcie potwora przypominającego wulkan w tym stroju.
-A kogoś innego to ci przypomina?
-Hahaha, to najbardziej zajebista rzecz jaką tutaj zobaczyłam! Pomijając płaszcz z czterema rękawami.
-Idź, mówiłem że to żadna turystyczna wycieczka – warknął pchając cię lekko.
-Już idę już idę – pchnęłaś wózek. Stanęłaś w kolejce za wielkim potworem przypominającym konika morskiego w skórzanej kurtce z ćwiekami. Był naprawdę bardzo umięśniony. Zerknął na Ciebie. Jego wielkie ślepia zaświeciły nieco, kiedy popatrzył na Sansa. Niskie warknięcie doszło z małego potworzego przyjaciela i koń odwrócił głowę. - Przestań – szepnęłaś – Nie musisz warczeć na wszystkich którzy na nas spojrzą.
-Więc niech nie patrzą – odszeptał. Kasjerka skończyła kasować rzeczy konia, który co jakiś czas zerkał na was przez ramię. Zapłacił i odszedł ciągnąć za sobą ogon.
-Następny – Zawołała kasjerka. Podeszłaś z wózkiem, mogłaś lepiej przyjrzeć się królikowi w białej koszulce. Miała kilka kolczyków w uszach, choć mimo wszystko wyglądała przyjaźnie. Jej futerko pięknie lśniło. Zmusiłaś siebie, aby zacząć wypakowywać rzeczy, aby mogła zacząć kasować. - Pierwszy raz tutaj kochanie? - zapytała chwytając za pierwszą rzecz.
-Uh.. tak.
-Mam nadzieję, że znalazłaś coś, co ci się spodobało – uśmiechnęła się lekko – Jestem właścicielką sklepu. Pani Króliczek.
-Zastanawiałam się, czy to ty.
-Potwory mają dziwne imiona, prawda? - zaśmiała się lekko. Patrzyłaś na nią zamyślona. To dosłownie najmilszy potwór jakiego spotkałaś. Nie wiedziałaś nawet, że mogą takie być.
-T-tak – odpowiedziałaś zaskoczona, kładąc ostatnią rzecz na ladzie. Sans pojawił się obok Ciebie i zaczął rozpakowywać swoje rzeczy. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się.
-Co cię łączy z tym słodkim człowiekiem Sans? - Ty i on natychmiast popatrzyliście sobie w oczy.
-Zapytała... - zaczęłaś się śmiać.
-Z-zamknij się!
-Nie mogę uwierzyć, że ktoś o to zapytał. To był żart! - szepnęłaś między falami śmiechu
-Jak to się kurwa stało? - uderzył się w twarz
-Mówiłam, że ktoś tak zrobi, a ty nie będziesz wiedział co odpowiedzieć.
-Jesteśmy tylko kurwa na zakupach! To pierdolona odpowiedź!
-A ja myślałam, że odpowiedzią jest iż to nie jest jej sprawa! - chichotałaś
-Zamknij się!
-Nie mogę! To cudowna chwila! - Króliczek patrzyła na waszą sprzeczkę w trakcie kasowania zakupów. Spakowała je i kliknęła na kasie. - Ja … uh... Poprosiłam go, aby pokazał mi ten sklep – próbowałaś wyjaśnić między falami śmiechu dając jej jednocześnie należność – To tyle.
-Hm... to co mnie ciekawi to jak go do tego nakłoniłaś – uśmiechnęła się cwanie dając Ci resztę.
-Potrafię być przekonująca
-Chciałem po prostu abyś się zamknęła! - wypalił Sans.
-Co? Ale przekonałam cię, abyś pracował ze mną w nawiedzonym domu.
-Nie! Wykorzystałaś mnie!
-Nie! To był bardzo uczciwy układ!
-Naprawdę? A niby z której strony?
-Z tej z której mówiłam, że to będzie świetna zabawa! - Sans patrzył się na Ciebie
-Pośpiesz się i weź kurwa swoje rzeczy. Nie blokuj kolejki! - warknął wkurzony. Wzięłaś siatki i odsunęłaś się na bok robiąc miejsce dla Sansa.
-Właściwie kochana, jeżeli chcesz, możesz poczęstować się jednym z moich słynnych cynamonowych króliczków – powiedziała pokazując małą tackę kilka kroków dalej – Sama je robię. Na koszt firmy dla nowych klientów
-Z przyjemnością – zadowolona odeszłaś, podeszłaś do tacki i wzięłaś ciastko w kształcie królika z cynamonowym ogonkiem i cukrem pudrem. Były jeszcze ciepłe i pachnące. Jak tylko odeszłaś Sans pochylił się w stronę kasjerki.
-Masz coś na ten okres? - zapytał cicho zerkając co chwilę na Ciebie, rozkoszowałaś się smakiem ciastka.
-Co? Nie poprosisz swojej ludzkiej przyjaciółki o pomoc? - zapytała chichocząc.
-Kurwa nie! - szepnął głośno rumieniąc się – To pierdolony człowiek. Kurwa mać!
-Ja nie widzę w tym problemu złociutki – Wyciągnęła coś spod lady.
-Nie jestem zainteresowany.
-Nie widziałam cię, abyś w tak przyjacielski sposób odnosił się do kogoś kto nie jest twoim bratem, a znam cię od dawna – Wrzuciła to coś do jego torebek wcześniej zawijając w papier.
-N-nie jestem taki, więc zamknij się – szepnął zerkając na Ciebie, szczerzyłaś się jak głupia jedząc ciastko.
-Upewnij się, że nikt tego nie będzie trzymał – szepnęła sprzedawczyni – Nawet twoja słodka ludzka przyjaciółka
-Wiem! - podał jej pieniądze.
-Są pycha! - powiedziałaś podchodząc, miałaś na wargach trochę cukru pudru.
-Oczywiście że są, to mój własny przepis – odpowiedziała Króliczka.
-Czacho, chcesz gryza? - zapytałaś podając mu ciastko.
-Nie, nie chcę! Miałaś to w swoich obrzydliwych ludzkich ustach. Nie tknę tego – warknął.
-Jak tam chcesz – wzięłaś kolejny gryz. Pożegnałaś się z kasjerką i poszłaś za potworem w stronę drzwi ciesząc się słodkim smakiem cynamonowego króliczka i zimnym, jesiennym powietrzem. Zima w tym roku pojawi się szybko. Pod stopami szeleściły wam opadłe złote liście, kiedy szliście na tyły sklepu. - Wiesz... ona była najmilszym potworem jakiego poznałam – powiedziałaś jedząc dalej ciastko.
-Co pracuje w sklepie – odpowiedział.
-A co to ma do rzeczy?
-Nie możesz walczyć w sklepach
-Uh... co?
-Po prostu nie możesz. To część zasad – rzucił po prostu nim odwrócił się w Twoją stronę – Spadajmy stąd – wyciągnął rękę.
-Chcesz potem w coś pograć?
-Po tym jak coś zjem, jasne
-Więc chodź! - chwyciłaś go za dłoń.
Share:

Undertale: Gra w kości -Sklep Króliczka [The Skeleton Games - Lapine's Shop] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Sans jest w pracy, stoi tam gdzie zawsze przy kokpicie. Ochładza za pomocą wciskania odpowiedniego przycisku maszyny, kiedy te się przegrzewają. To nudna praca. Stoi godzinami robiąc to samo cały czas. Tylko kiedy maszyny stają, bo trzeba zmienić layout ma chwilę przerwy. To chujowa praca, ale przynajmniej jakaś. Sans potrzebuje roboty. Potwory może i wyszły z góry z kieszeniami wypełnionymi złotem, ale Sans nie wziął nic. Jakby mógł? Papyrus zarabiał pieniądze. Nie był w końcu Kapitanem Królewskiej Gwardii tak po prostu. Kiedy się wyprowadził, Sans nie pozwolił sobie wziąć nawet złamanego grosza. Zamiast tego, kiedy podjął decyzję o wyprowadzce musiał przełknąć swoją dumę i udać się do nowo otworzonego Biura Pracy dla Potworów. Tam, byli informowani o możliwościach, lecz tych też nie było za wiele. Mało kto chciał przyjąć potwory, biorąc pod uwagę ich często praktycznie zerowe przygotowanie do zawodu. Ludzie kierowali ich w miejsca odosobnione, starając się nie pokazywać ich ludziom, tak aby opuściły nie tylko ich przestrzeń ale i umysły. Sans wybrał taką pracę, która była najbardziej odizolowana aby zredukować praktycznie do zera kontakt fizyczny. Jeżeli będzie pracować, nie będzie dla nikogo obciążeniem. Wielka maszyna zatrzeszczała, chwycił za pokrętło. Jego dusza dzisiaj nie była spokojna. Ciągle odtwarzała na nowo to co wydarzyło się rano, a co ważniejsze, odtwarzała to co widział.
Człowiek przed nim. Rozebrany człowiek. Cóż... prawie rozebrany. T-to nie tak, że nie widział takiego. Ludzie nie kryją się ze zdjęciami samych siebie. To co zobaczył to nie jest nic wielkiego.. Ale, to nie zdjęcie, nie zdjęcie widział. No i to był ktoś, kogo zna. Tsk... potrząsnął czaszką. M-ma to gdzieś. To tylko jakieś dziwne paskudztwo jakie mają ludzkie samice na piersi aby miały czym wykarmić swoje potomstwo. Czym się tu przejmować? On się nie przejmuje. On tylko... nie akceptuje tego, że zobaczył Cię w ten sposób.
-Sans – No i … wyglądasz tylko jak głupi obciągnięty skórą stwór. Miękka i bezużyteczna. Bez pazurów, tylko kupa słabego, nieprzydatnego mięcha i tłuszczu. - Sans – No i te głupie wiszące balony nie są w ogóle interesujące! Kurwa, mogłabyś chodzić z nimi cały dzień przed nim i miałby to gdzieś. Zareagował tak tylko dlatego, bo go zaskoczyłaś i tego się nie spodziewał – Sans!
-Cz-czego?! - krzyknął odwracając czaszkę w stronę kierowniczki zmiany
-Masz przerwę – odpowiedziała unosząc brwi
-O-oh... - wyłączył maszynę i wyszedł z niej. Wzrokiem śledził jej ciało. Tsk... widzisz! W ogóle go to nie interesuje. To tylko zaskoczenie. Był zaskoczony bo jego sąsiadka wyglądała dziwacznie! Tak naprawdę to nie robi na nim żadnego wrażenia. No i to Ty się pierwsza zawstydziłaś. Nie zareagowałby gdybyś się tak nie zachowała i po prostu zaśmiała tak jak zawsze. To Twoja wina i Twojego głupiego zachowania, tak jakby zobaczył coś ważnego. Nie musiałaś się tak rumienić... Nagle szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. Złoty ząb zabłyszczał. Właściwie.. to zabawne widzieć Cię w takim stanie. Nie często się wstydzisz, ale fajnie wiedzieć, że masz coś z czym nie czujesz się do końca dobrze. Możesz udawać silną ile chcesz, ale tak naprawdę jesteś tylko słabym jak dupa wołowa człowiekiem, kiedy tylko ściągniesz ubranka. Sans zaśmiał się cicho do swoich myśli, gdy przypomniał sobie wyraz Twojej twarzy. Teraz on się kurwa z Tobą będzie droczył
-Podoba ci się to co widzisz? - Zapytała kierowniczka wyrywając go z myśli, kiedy stanęła nagle przed nim krzyżując ręce na piersi.
-C-co? - dopiero teraz zrozumiał, że przez ten cały czas gapił się na jej piersi, natychmiast odwrócił wzrok – Ch-cholera... po prostu... myślałem
-Jasne, tylko myślałeś kochaniutki – uśmiechnęła się lekko odprowadzając go na pomieszczenia socjalne.
-N-naprawdę! - rumienił się bardziej i bardziej.
Skończyłaś poprawiać kilka linii kodu kiedy usłyszałaś kroki w mieszkaniu Sansa. Przynajmniej... tak ci się wydawało. Choć w sumie już na niego pora. Dzisiaj jest dziwnie cicho. Musisz go poprosić o przysługę, więc im szybciej wyjaśnisz zajście z poranka, tym lepiej. Chwyciłaś za telefon i czekałaś chwilę starając się obmyślić właściwy plan. Po chwili myślenia, westchnęłaś.. zadzwonisz i zobaczysz co z tego wyjdzie. Wybrałaś jego numer i poczekałaś. Usłyszałaś cichy dzwonek dobiegający zza ściany i ciche
-K-kurwa... - złapała Cię skrzynka głosowa. A no... oficjalnie Cię unika. Znowu westchnęłaś. No dalej Czacho... to nie było nic dziwnego. Poczułaś jak się rumienisz. Dobra... może i było, ale to nie powód aby nie odbierał telefonu! No i Ty i tak widziałaś co ma pod spodenkami. Czy to powstrzymało Cię przed rozmową z nim? Nie. Postanowiłaś do niego napisać. Może tak będzie mu łatwiej.
Sans poczuł wibracje w kieszeni. Próbował być cicho jak wrócił do domu, ale chyba go i tak usłyszałaś. Wyciągnął telefon i patrzył się wkurwiony na wiadomość

NowyKontakt3: Unikasz mnie?

Co pokurwiło tę kobietę? I nie! N-nie unika Cię.. on tylko... m-ma inne rzeczy do robienia. Stał chwilę i już miał chować telefon kiedy dostał kolejną

NowyKontakt3: Nie unikaj mnie, to głupie.

Nie unika Cię! Kurwa mać! On musi... musi coś załatwić, coś co nie ma z Tobą nic wspólnego! Ma gdzieś to co się stało wcześniej! Sans udał się w stronę lodówki, zajrzał do środka szukając czegoś do jedzenia. Nie ma wiele. Może powinien iść na zakupy? Heh... widzisz? Ma coś do załatwienia. Musi iść kupić żarcie. Jego życie nie kręci się dookoła spotkań z Tobą! Kolejna wiadomość. Sans wywrócił oczami i ją przeczytał.

NowyKontakt3: Czacho, wiem że moje nagie ciało jest tak seksowne, że twój mózg wyparował, ale unikanie mnie nie poprawi sytuacji

Sans mocniej zacisnął palce na telefonie, jego magia zawirowała.
-MAM GDZIEŚ TWOJE PASKUDNE NAGIE LUDZKIE CIAŁO! - już stał w Twoim korytarzu – WIDZISZ?! NIE UNIKAM CIĘ KURWA MAĆ! SZCZĘŚLIWA?!
-O, cześć Czacho – uśmiechnęłaś się zadowolona siedząc na kanapie. Ledwo na Ciebie spojrzał i już rumienił się – Łał – Tego się nie spodziewałaś. Myślałaś, że w pracy mu przejdzie. A więc to znaczy, że jednak postrzega ludzi w …. Nie, nie ma mowy, racja? Twoja krótka spódniczka nie zrobiła na niego wrażenia. Dlaczego się rumieni.
-T-to nie ma nic...! Z-zamknij się! - warknął – T-to dlatego, że wyglądałaś jak debil! - schował twarz w futro.
-Jasne, jasne, łapię – odpowiedziałaś układając się wygodniej w kanapie.
-I przestań do mnie pisać! - rozkazał uspokajając się – Idę po żarcie, dobra?! Kurwa, nie unikam cię, mam tylko kurewsko dużo do roboty! - wyszczerzyłaś się złowieszczo
-O naprawdę?
-Tak! Więc daj mi spokój! - skrzyżował ręce. Szczerzyłaś się szerzej
-To cudownie. Też muszę iść kupić jedzenie – ręce Sansa opadły w zaskoczeniu
-Co?
-Muszę iść zrobić zakupy
-Więc idź sama! - znowu skrzyżował ręce
-Ale Czacho... - marudziłaś – Nigdy nie byłam w potworzym sklepie.
-A po chuj chcesz iść do potwo.. - przestał, zdając sobie sprawę o co chodzi – K-kurwa...
-A no, gotuję w sobotę, potworze potrawy – uśmiechałaś się. Sans wziął długi, głęboki wdech i powoli opuścił głowę, był wyraźnie wkurwiony
-I zmusisz mnie, abym cię tam zabrał, co? - westchnął zrezygnowany
-A nie możesz zrobić tego, bo się przyjaźnimy? - podniosłaś się z kanapy. Schował twarz za dłonią i znowu westchnął. - Będę się dobrze zachowywać – zrobiłaś największe, najbardziej błagalne oczy na jakie Cię było stać – Żadnych dziwnych komentarzy i jeżeli ktoś się zapyta, powiem, że tylko raz ze sobą spaliśmy.
-Nikomu tak nie mów! Kurwa mać! - warknął
-Wybacz... wybacz... Nic nie powiem! To był żart. Proszę, zabierz mnie do sklepu – klasnęłaś w dłonie złączając je w błagalnym geście. Sans westchnął trzeci raz.
-D-dobra. Mam to gdzieś
-Dziękuję!
-Ale tylko pod jednym warunkiem – patrzył na Ciebie poważnie
-Um.... dobra?
-Ani się kurwa waż mówić komukolwiek o tym co zaszło w zeszłą noc. NIGDY! Ani w sklepie. Ani Szefowi. Ani nikomu! - warknął patrząc Ci w oczy.
-Dobra, dobra, spokojnie, rozumiem – A więc nie obrócisz tego w żart.
-I skasuj to zdjęcie jakie zrobiłaś!
-Co? NIE! - krzyknęłaś natychmiast.
-A po chuj ci ono? Skasuj je!
-Nawet nie wiesz jak wygląda.
-I nie chcę, więc skasuj je!
-Czacho, nie! Wszystko, ale nie zdjęcia!
-Z-zrobiłaś ich więcej?!
-Nie! T-tylko jedno! I skasuje jedno i tylko jedno
-Pierdolisz! Skasuj je wszystkie!
-Czacho! Nie! Dlaczego chcesz mnie do tego zmusić?
-A po chuj ci zdjęcie mojej obrzydliwej mordy?
-Nie jest obrzydliwa, jest słodka! - Sans otworzył szerzej oczodoły w zaskoczeniu
-S-skasuj je w tej kurwa chwili!
-Obiecuję, że nigdy ich nigdzie nie wrzucę i nikomu nie pokażę!
-Nie wierzę! Jest obleśna.
-Nie jest! Masz! - Wyciągnęłaś telefon i pokazałaś zdjęcia – Choć spójrz!
-Nie chcę kurwa widzieć tego gówna!
-Jeżeli nie spojrzysz, nie skasuję ich!
-Nie chcę!
-Musisz, albo nie skasuję.
-Mówię, że kurwa nie chcę na nie patrzeć!
-Więc ich nie usunę.
-DOBRA! - krzyknął podchodząc do Ciebie. Siedziałaś na kanapie i pokazywałaś zdjęcie jak śpi na Twoim brzuchu. Natychmiast zrobił się czerwony jak tylko na nie spojrzał. Zaczęłaś chichotać. - S-skasuj w tej chwili! Co z tobą nie tak?! - warknął próbując chwycić za komórkę, ale natychmiast ją zabrałaś
-Nie! Zachowam je na wieczność!
-Po moim prochu! - przysunął się. Widząc, że zaraz będzie próbował go wyrwać, wsunęłaś go pod koszulkę. Jego twarz eksplodowała czerwienią. -N-nie możesz.. - zamachał wkurwiony szponami – K-kurwa mać! Nie wsadzaj tego tam!
-Huh? Niby gdzie?
-Wiesz gdzie! T-to k-kurwa... o-obrzydliwe!
-To tylko moja pierś Czacho. Myślałam, że masz to gdzieś
-Bo mam!
-Więc sam sobie wyjmij. - jego źrenice zrobiły się tam maleńkie, że prawie zniknęły. Pot pojawił się na czole kiedy się na Ciebie patrzył.
-...Co powiedziałaś? - zapytał niskim głosem
-Nie interesuje cię moje ludzkie ciało, tak? Skasuję, jeżeli sam je usuniesz. I żadnej magii – wyszczerzyłaś się. Cholera! Co Ty wygadujesz?! To zachodzi za daleko! Chciałaś go podroczyć tylko dlatego, że próbował Cię zmusić do skasowania ich! Przestań! To zachodzi za daleko!
-D-dobra! Z-zrobię to! - był cały czerwony
-W-więc to zrób! - Oboje się gapiliście. Ty siedziałaś na kanapie, on stał naprzeciw Ciebie. Mierzyliście się spojrzeniami. Powoli, wyciągnął rękę. Przysuwając ostre szpony w stronę Twojej piersi. Czułaś, jak się rumienisz jak tylko się przybliżał. Odwróciłaś wzrok. To zbyt dziwne.
-K-kurwa mać! N-nie rób się czerwona! - krzyknął
-N-nie robię! To ty wyglądasz jak choinkowa bombka! - Kiedy na niego znowu spojrzałaś, próbowałaś się nie śmiać. Jego twarz naprawdę tak wyglądała.
-T-to ty zachowujesz się jakby to coś kurwa znaczyło! To nie moja wina! - cofnął rękę – Nie zrobię tego, jeżeli będziesz robić taką minę! To kurewsko dziwne! - Westchnęłaś. To będzie dziwne dla waszej dwójki, jeżeli nie przestaniecie.
-Wiesz... N-nie musisz tego robić – sama wyciągnęłaś komórkę.
-Jasne, teraz skasuj to gówno – warknął starając się nie patrzeć, kiedy wyciągałaś telefon. Westchnęłaś i otworzyłaś galerię.
-Tylko.. jedno, Czacho.
-Nie!
-Pozwól mi zachować jedno. Naprawdę nikomu nie pokażę bez pozwolenia.
-Pieprzę to ile ich tam masz! Wszystkie są obrzydliwe!
-Nie są!
-Są!
-Nie jesteś obrzydliwy Czacho
-JESTEM! - Natychmiast przestałaś mówić, oboje się na siebie patrzyliście. Powoli, odwrócił wzrok przenosząc go na podłogę. Wsadził ręce do kieszeni i zrobiło się cicho.
-Nie jesteś obrzydliwy – powiedziałaś cicho – W ogóle
-Z-zamknij się. To co mówisz nie ma kurwa znaczenia – warknął nie podnosząc wzroku
-Ma. I mówię, że nie jesteś obrzydliwy.
-Odwal się. Nic nie widziałaś, więc nic nie wiesz
-Nie widziałam czego? - Sans wsadził głębiej ręce do kieszeni – Co jest takiego obrzydliwego w tobie, czego jeszcze nie widziałam?
-To... nic... - szepnął. Wstałaś powoli z kanapy stając obok niego.
-Bo jestem całkiem pewna, że widziałam już wszystko. Widziałam twój syf w mieszkaniu. Widziałam jak żresz obrzydliwe posiłki. Plujesz musztardą i chrapiesz podczas snu, pocisz się jak robotnik i wiem, że nie pierzesz tej kurtki dość często. Kłamałeś odnośnie tego, że śpisz z dziewczynami, właściwie ze wszystkim kłamiesz kumplom z baru, masz problem z alkoholem i prawdopodobnie zabijałeś ludzi. Więc? - popatrzyłaś na małego szkieleta – Co takiego, czego ponoć nie widziałam, mogłoby sprawić, że zacznę uważać cię za obrzydliwego? - Sans drżał przy każdym słowie. Nadal patrzył na ziemię, milczał kiedy mówiłaś. Słuchał jak prawda go uderzała. Westchnęłaś. Najwyraźniej jeszcze do niego nie przemówiłaś. Trzeba zastosować drastyczniejsze metody. Chwyciłaś go za koszulkę i podniosłaś, zmuszając aby na Ciebie patrzył. Otworzył szerzej oczodoły.
-P-puszczaj! C-co ty kurwa robisz?! - warknął chwytając za Twoją rękę. Drugią chwyciłaś go za twarz, przeszył go dreszcz.
-Nie jesteś obrzydliwy mały dupku! - krzyknęłaś mu w twarz. Sans zamrugał kilka razy zaskoczony
-Czy.. czy ty właśnie przeklęłaś? - zapytał z niedowierzaniem.
-Tak, bo mnie wkurzyłeś! Mówiąc, że to co myślę nie ma znaczenia. Ma! Więc przestań. Nie jesteś ani brzydli, ani obrzydliwy – zaczęłaś nim lekko trząść.
-D-dobra.. m-mniejsza! Odstaw mnie już kurwa!
-Nie! Nie póki tego nie powiesz.
-Czego?! Nie jestem obrzydliwy. Masz. Teraz mnie odstaw.
-To za mało! - zaczął się pocić gdy spojrzał w Twoje oczy.
-I nie jestem brzydki! Z-zadowolona? - próbował się wyrwać
-Nie. Musisz to powiedzieć.
-C-co?!
-Powiedz, że jesteś słodki – Na chwile jego oczodoły zrobiły się czarne.
-NIGDY! NIGDY tego nie powiem!
-Naprawdę...? - pot zaczął spływać po jego czaszce. Zaczęłaś go do siebie przyciągać przybliżając jego czaszkę do swojej twarzy – A więc najlepiej będzie jeżeli...
-JESTEM SŁODKI! JESTEM SŁODKI! - krzyknął nim cokolwiek zrobiłaś. Natychmiast go puściłaś i odskoczył do tyłu.



-Nie dałeś mi dokończyć – narzekałaś.
-Nie chcę wiedzieć popierdolona wariatko! - zaczął poprawiać swoją koszulę.
-Heh? A myślałam, że się mnie nie boisz.
-Bo się nie boję! Po prostu wiem, kiedy moja popierdolona sąsiadeczka będzie próbowała zrobić coś dziwnego – warknął, westchnęłaś, gapił się na Ciebie przez pokój
-Czacho... mówię poważniej. Nie ma nic obrzydliwego w tobie – spróbowałaś jeszcze raz.
-Tsk.. nie tobie o tym decydować więc.. z-zostaw mnie kurwa samego – skrzyżował ręce. Nadal na niego patrzyłaś. Był w gorącej wodzie kąpany. Jego mowa ciała mówiła wyraźnie, że się boi i broi. Nie trzeba więcej słów, aby go teraz opisać. Westchnęłaś zrezygnowana
-Dobra... skasuję.
-No kurwa w końcu! - Znowu wyciągnęłaś komórkę i weszłaś w galerię. Z głębokim żalem, zaczęłaś je kasować. Jedno po drugim. Otwierałaś i kasowałaś. Przyglądając, jak znikają z pamięci komputera.
-Ej, Czacho...? - zapytałaś cicho
-Czego?
-Błagam... tylko jedno.
-Nie!
-Proszę.
-Powiedziałem nie!
-Tylko jedno...
-Nie! - Skasowałaś już wszystkie, zostało jedno. Twoje ulubione. Przyjrzałaś mu się dobrze
-Tylko.. to jedno... proszę?
-Nie! Jest obrzydliwe! Po chuj je chcesz?
-Bo jesteś moim przyjacielem. Oczywiście, że chcę mieć zdjęcia jak jesteśmy razem. - odwrócił wzrok
-C-co do diabła.... to nie jest istotne. No i to kurewsko dziwne, że... ś-śpię na tobie – uśmiechnęłaś się
-No tak, najlepszą częścią bycia przyjaciółmi to robienie razem dziwnych rzeczy. Nie chcę tego skasować choć to dziwne. - Nie patrzył na Ciebie kiedy myślał – Proszę.. to jedno – błagałaś – Jest dla mnie ważne. - westchnął
-D-DOBRA! - ostatecznie się poddał
-Dziękuję!
-I ani się waż pokazywać tego gówna komukolwiek! - ostrzegł
-Nie pokażę! Obiecuję! - schowałaś telefon do kieszeni – No i przecież nie poszedłeś na mnie spać specjalnie. Byłeś zmęczony i moje miękkie ludzkie ciało było prawdopodobnie bardzo wygodne – Czerwień znowu wstąpiła na jego twarz
-N-nie jesteś w ogóle wygodna! Dawno tak źle nie spałem! N-no i dziwnie śmierdzisz! I-i wydajesz te dziwne dźwięki kiedy się kręcisz!
-E-ej! Nie prawda!
-Prawda!
-Ja przynajmniej nie zdzieram z innych ubrań kiedy ci śpią! - Więcej czerwieni na jego twarzy
-N-nie o to mi chodziło debilko!
-Więc co? Przez przypadek wbiłeś w moją koszulkę swoje pazury i rozdarłeś ją?
-T-to było... Nie chciałem zedrzeć z ciebie ubrań, ja tylko... l-lubię kiedy moje prześcieradło jest zrolowane. - odwrócił wzrok zawstydzony.
-Uh... dobra? - patrzyłaś jak chowa ręce do kieszeni
-Wiem! To dziwne! Zostaw mnie kurwa samego! - warknął. Papyrus zawsze na niego krzyczał kiedy to robił. Mówił, że tak robią tylko niecywilizowane kreatury.
-Właściwie.. to wydaje się wygodne. Coś jak burrito z łóżka? - rzuciłaś zamyślona
-Nie! Ja tylko.... r-robię z niego kulę kiedy śpię.. - wsunął ręce głębiej w kieszenie.
-To dziwne, ale nie aż tak dziwne – skomentowałaś, lekko zdenerwowana widząc jego skrępowanie z powodu takiej głupoty
-W-w każdym razie! - podniósł wzrok – Nie próbowałem zedrzeć z ciebie ubrania, więc zamknij się!
-Dobra, dobra, łapię. - Czerwień znowu wstąpiła na jego twarz kiedy zmierzył Cię wzrokiem, szybko go odwrócił.
-P-pośpiesz się kurwa i bądź gotowa – warknął starając się nie patrzeć na Ciebie jak go mijałaś
-Już się zbieram! - krzyknęłaś znikając w swojej sypialni.
Sans teleportował was na tyły budynku i natychmiast zabrałaś się za ustalanie swojego położenia. Znajdowaliście się przy śmietnikach, przy których leżało wiele kartonowych starych pudełek.
-Więc.. gdzie jesteśmy? - Nigdy nie pozwalałaś mu się zabierać tam, gdzie wcześniej sama nie byłaś. Czułaś się dziwnie będąc nie wiadomo gdzie.
-Blisko głównej ulicy w południowej części miasta – odpowiedział machając nogą wyraźnie poddenerwowany. Wyciągnęłaś telefon i sprawdziłaś na mapie. To takie dziwne uczucia.
-O! To stara część miasta! - skomentowałaś. Sans kopał nogą w powietrzu i czekał. Dziwne.. zazwyczaj nie jest tak cierpliwy. Schowałaś telefon do torby i popatrzyłaś na niego. - Prowadź mnie oh wspaniały Lordzie Szkielecie! - powiedziałaś szykując się do wyjścia zza budynków.
-S-stój! - krzyknął powstrzymując Cię. Odwróciłaś się w jego stronę
-Uh... tak?
-Ja... uh... - zamilkł, opuścił źrenice na ziemię. Zabrał rękę zdenerwowany i zaczął się nią drapać po głowie.
-Tak? - Zapytałaś po chwili czekania
-Wiesz... t-tylko kilka setek nas wyszło z góry po opadnięciu bariery – zaczął
-Tak, słyszałam że nie ma was wiele. Właściwie jesteście zagrożonym gatunkiem.
-T-to nie to... uh... n-nie to chcę powiedzieć.. - westchnął – Nie ma nas wiele.. więc wszyscy się znamy
-Um... to dobrze? - nie byłaś pewna o co mu chodzi.
-A to potworzy sklep więc... - drapał się dalej po czaszce
-No... Tam właśnie idziemy. - Znowu westchnął, opuścił rękę i schował ją do kieszeni. Nie podnosił wzroku.
-Wszyscy zobaczą mnie z …. cz-człowiekiem
-..Oh... - powoli zaczynałaś rozumieć. Sans martwił się, że pokaże się z Tobą publicznie. Szybko podniósł na Ciebie wzrok
-N-nie to chciałem powiedzieć... J-ja tylko.. - wiercił się nerwowo w miejscu szukając odpowiednich słów – N-nie przeszkadzasz mi, tylko... - położyłaś rękę na jego głowie i poklepałaś kilka razy
-Czacho, jeżeli chcesz abym pomogła ci utrzymać twoją maskę złego chłopczyka, wystarczyło tylko powiedzieć – odtrącił Twoją rękę rumieniąc się
-N-nie o to chodzi! I nie klep mnie jakbym był twoim pierdolonym zwierzakiem debilko!
-Heh, nie mogę uwierzyć, że wstydzisz się ze mną pokazywać
-Mówiłem, że nie o to chodzi!
-To nic. - choć w głębi czułaś się zraniona – Chciałam się z tobą pokazać, ale możemy wziąć osobne koszyki jeżeli nie chcesz ściągać na siebie uwagi
-Przestań pierdolić i posłuchaj mnie kretynko! - krzyknął próbując Ci przerwać. Natychmiast zamilkłaś i słuchałaś. Przyglądając się, jak początkowo nerwowo się wierci. Westchnął znowu.
-M-możesz po prostu... s-spróbować nie zrobić nic dziwnego? Nie będzie łatwo wyjaśnić po chuj przyprowadziłem ze sobą człowieka – Oh... a więc nie wstydzi się pokazywać z Tobą. Nie przeszkadzasz mu.
-Wiesz... obiecałam już, że będę grzeczna. Nie widzę żadnego problemu
-Tylko... pomyślałem, że powinnaś wiedzieć co może się stać, i abyś nie walnęła żadnej głupoty – zaczął iść. Poprawiłaś torbę i poszłaś za nim udając się na front budynku.
-Właśnie... co powinnam odpowiedzieć? Jeżeli ktoś zapyta?
-Nic. Powiedz, że to nie ich pierdolony interes.
-Więc, kiedy ktoś zapyta, co cię łączy z tym słodkim człowiekiem, powiedz mu, że to nie jego sprawa?
-N-nie zapytają o to! Kurwa mać! - warknął zdenerwowany
-Dobra... - zachichotałaś – Nie wiń mnie, kiedy tak się stanie i nie będziesz wiedział co powiedzieć. - Skręciliście i byliście przed budynkiem. Zauważyłaś, że na parkingu było tylko kilka samochodów, choć blisko znajdował się przystanek autobusowy na którym stało parę potworów z siatkami. Masz nadzieję, że niedługo będą mogli prowadzić auta. Podeszliście do pary rozsuwanych drzwi z czerwonym napisem „Sklep Króliczka” pod nim znajdowała się mniejsza notka „To samo co w starym Snowdin, ale teraz mamy więcej miejsca!” - Sklep Króliczka....? Więc... królika? - przeszliście przez drzwi. Pod ścianą było kilka wózków. Chwyciłaś za jeden.
-Prowadziła sklep w Snowdin, tutaj ma jednak więcej towaru
-Więc to jakby sklep z twojego rodzinnego miasteczka?
-Właściwie to tak – pchnęłaś wózek prze kolejną parę automatycznych drzwi i zajrzałaś pierwszy raz do środka sklepu. Kilka alejek wypełnionych regałami z półkami i ze dwa na tyłach. Na kilku kasach siedziały potwory. Właściwie to w środku było ich pełno. A dlaczego miałoby być inaczej? Prawie wszędzie potwory, na plakatach, obrazkach, zdjęciach. Nigdy w życiu nie byłaś tak zachwycona. Koścista dłoń chwyciła Cię za nadgarstek i pociągnęła do tyłu – Nie gap się jak debil na wszystko i idź – Sans gapił się ostrzegawczo na Ciebie.
-Czacho! Tutaj jest tak wiele potworów! - powiedziałaś podekscytowana pchając wózek
-Co ty kurwa nie powiesz. A teraz zamknij się i przestań się tak ekscytować debilko. To nie jest atrakcja turystyczna. Mamy dość głupich ludzi którzy przychodzą i traktują to miejsce jak jakieś pierdolone ZOO. Nie bądź jedną z nich.
-Dobra, dobra. - Próbowałaś się uspokoić, ale było trudno. Widziałaś produkty jakich nigdy wcześniej nie ujrzało Twoje oko. Tak, jakbyś wstąpiła do innego świata. Nie umiałaś powstrzymać radości.
-Masz pojęcie w ogóle czego szukasz? - Sans zaprowadził Cię do pierwszej alejki.
-Mmmm, tak jakby... Nie jestem pewna, co tutaj sprzedają, więc...
-Więc co kurwa chcesz zrobić?
-Właściwie, chcę się ciebie o coś zapytać. Żaden z was nie jest na coś uczulony?
-Tak, na wasze paskudne ludzkie jedzenie!
-Raczej chodziło mi... mmm... czy jest coś z potworzego jedzenia czego nie możecie jeść? - Sans myślał chwilę.
-Tylko na ludzkie rzeczy. Potworze jedzenie może i wygląda różnie, ale wszystko składa się z tego samego, więc nie ma znaczenia.
-Dobra, ale nie ma nic co ty albo twój brat byście nie lubili?
-Szef nie lubi tłustych rzeczy. A ja zjem wszystko póki nie smakuje jak gówno
-Hmmm no i lubisz musztardę – myślałaś na głos.
-On nie lubi kiedy ją piję – Sans po prostu się patrzył
-A więc co lubi? - zapytałaś przechodząc obok pierwszego regału
-Wszystko co ma makaron – odpowiedział – No i … nie przyznał nigdy, ale... lubi dinozaurze omlety
-Znaczy się omlety z jaj dinozaurów?
-T-tak – szepnął. Uniosłaś do góry brew. Popatrzyłaś na półkę wypełnioną napojami, o jakich nigdy nie słyszałaś. Różne kolory i kształty butelek. „Pot wspaniałego MTT, wypij piękno spływające po morderczym robocie!” No i zdjęcie Mettatona oblanego jakimś płynem, w dłoni dumnie dzierżył swoją piłę łańcuchową. Już miałaś wsadzić to do wózka, kiedy Sans Cię powstrzymał.
-Tego nie bierz. Smakuje jak olej silnikowy wymieszany ze śmieciami – ostrzegł
-Teraz mnie naprawdę zaciekawiłeś
-Nie wiń mnie kiedy zarzygasz swoją podłogę przez durną ciekawość – Powoli odstawiłaś butelkę. Nadal chciałaś spróbować tak wiele produktów jak się da.
-A to? - podniosłaś z regału „Morska Herbata w puszce”
-Tańsza jeżeli kupisz w zestawie. No i smakuje lepiej. W każdym razie, nie przyszłaś tutaj po coś innego?
-Tak.... ale chcę też spróbować innych rzeczy. Wyglądają ciekawie. - Sans westchnął, wiedział już że w tej chwili nie przemówi Ci do rozsądku. Wiedział, że taka będziesz. Najlepsze co możesz teraz robić to przemieszczać się po sklepie i powoli kończyć zakupy.
-Wiesz już czego chcesz? - Zapytał idąc z Tobą
-M-może... - Znowu westchnął.
-Streszczaj się. Nie zamierzam na ciebie czekać wieczność- Poszłaś za nim do kolejnej alejki. Tutaj były rzeczy do pieczenia. Minęłaś jednego potwora. Wielkiego niebieskiego królika z kilkoma kolczykami w obu uszach. W jego wózku było tylko mleko i cukier. Gapił się na was kiedy go mijaliście. Nie byłaś pewna, co znaczył wyraz na jego twarzy. Sans natomiast warknął nisko.
-Patrz się przed siebie Nice – ostrzegł niskim głosem. Króliczy potwór pchnął gwałtowniej swój koszyk i przyśpieszył kroku znikając za zakrętem.
-Nie musiałeś tego robić – szepnęłaś
-On też nie. - Dalej patrzyłaś na asortyment sklepowy kiedy coś zauważyłaś.
-Ej, Czacho?
-Tak?
-Co znaczy „poziom zawartości magii”? - pokazałaś na numerek z tyłu opakowania.
-Że to hybryda jedzenia. Numer to procentowa zawartość magii.
-To da się coś takiego zrobić?!
-Ta, w Podziemiu to było naprawdę drogie, bo trudno było o zdatne do spożycia produkty bez magii.
-Więc, możesz w całości to zjeść?
-Tylko siedemdziesiąt procent.
-CO?!
-Nie krzycz – warknął.
-Więc, co się stanie jak to zjesz? Część połkniesz, a część przez ciebie przeleci, czy co?
-A skąd mam kurwa wiedzieć? To ma siedemdziesiąt procent, wszystko co ma poniżej setki nie jest zdatne do spożycia dla mnie. - Zachichotałaś wyobrażając sobie jak część jedzenia przelatuje przez niego.
-A co znaczą te znaczki? - pokazałaś na obrazki z tyłu opakowania z mąką. Zauważyłaś je już na innych produktach. Jeden to była marchewka, a drugi bańki.
-Potworze jedzenie jest robione przez dwie rodziny. Vegitoidy prowadzą, robią zazwyczaj stuprocentowe magiczne jedzenie. Woshua te hybrydy.
-Huh...
-Oczywiście, każdy może spróbować zrobić swoje – Sans pokazał na jedno z opakowań – Widzisz? Tutaj jest inny znaczek, czyli że ktoś inny próbował to zrobić. Wiele potworów teraz się za to bierze odkąd wyszliśmy na powierzchnię. - Popatrzyłaś na symbol. Samolot? Może to jakiś rodzaj latającego potwora?
-Czacho! Powinieneś spróbować coś zrobić! Chcę zobaczyć – powiedziałaś nagle
-C-co? Nie! Nie jestem dobry w zielonych atakach! Zawsze pierdolę kiedy próbuję.
-I tak zjem!
-Kurwa nie. No i musisz się namęczyć jeżeli nie wiesz jak to się robi.
-Ale naprawdę chcę zobaczyć!
-A ja naprawdę chcę, abyś zrozumiała co znaczy słowo „nie” - Sans zaprowadził Cię w stronę tylnej alejki. Mleko i jajka na całej półce.
-Dobra, muszę o to zapytać. Jak robicie rzeczy takie jak jajka?
-Tak samo jak wszystko inne
-Ale … to są małe kurczaczki!
-No i?
-Więc mięso z twojego burgera też jest magiczne?
-Tak. Możesz zrobić wszystko z magii jeżeli tylko wiesz jak
-Więc to smakuje tak samo jak jajka i mogę robić z tego dokładnie to samo co z prawdziwych?
-Powinno zachowywać się jak prawdziwe jajka, do czasu aż do przełkniesz. - Chwyciłaś za jedno z opakowań. Marchewka. Stop procent magi. Sprawdziłaś, czy nie ma innych informacji, ale nie było.
-A czy to się psuje?
-Nie tak jak wasze jedzenie. Z potworzego powoli ulatnia się magiczna energia po jakimś czasie. Zwłaszcza jeżeli nie przechowujesz tego w odpowiedni sposób. Jeżeli straci magię zamienia się w fioletową masę i zaczyna gnić. Choć trzeba się namęczyć, aby się w to zamieniło.
-Hm.... - Wsadziłaś kolejne opakowanie do wózka.
-Wiesz już w końcu czego chcesz?
-Może... jeszcze chcę się rozejrzeć. - Udałaś się w stronę kolejnej alejki, dorzuciłaś makaron i kilka innych składników. Wliczając w to dwie ekstra duże butelki musztardy.
-Potrzebujesz jej tak dużo?
-Tak. Bo często do mnie wpadasz.
-Sam mogę kupić sobie żarcie.
-Ale ja kupuję je dla siebie – Wziął butelkę i wrzucił ją do swojej części wózka, Ty natomiast chwyciłaś za małą z sosem chili. Jak przyglądałaś się towarom, zauważyłaś że Sans lekko się pocił patrząc na dolną półkę. Po chwili chrząknął.
-Ja uh... muszę coś szybko załatwić – powiedział cicho.
-Daj mi chwilę, zaraz skończę – patrzyłaś na oznakowanie błyszczącego sosu.
-N-nie, jest dobrze. Sam pójdę po to – już się oddalał.
-Czacho, stój! - zawołałaś, ale już go nie było. Westchnęłaś i dalej patrzyłaś na produkty. Może to coś osobistego. Po chwili szukania zawróciłaś wózek i natrafiłaś na parę czerwonych ślepi.
-Cześć słodziutka – powiedział potwór przed Tobą. Wyszczerzył ostre zębiska w uśmiechu. - Widzę, że sama przyszłaś zrobić zakupy. Jesteś samotna, co? - Zamarłaś patrząc na różowego ptasiego potwora. Cholera jasna!
Share:

My Little Pony: The Movie


Jak tylko dowiedziałam się, że w końcu w kinie są Kucyki, od razu zapragnęłam się na nie wybrać. Musiałam jednak czekać aż będę miała wolne. 

Do kina wybrałam się z Samael i Aru. Najlepiej ogląda się filmy z osobami, przy których czujesz się na tyle dobrze, luźno i spokojnie, że wspólna pasja jest tylko i wyłącznie dodatkiem do całości. 

W kieleckiej Galerii Echo byliśmy na ponad półtorej godziny przed seansem. Tak, aby zdążyć coś zjeść. Jak zawsze, nasze kroki poszły w stronę KFC, gdzie postanowiliśmy się stołować. 
 Jako, że zostało nam jeszcze trochę czasu, zaś zmutowane kurczaki zostały zjedzone, Samael zaproponowała spędzanie czasu podczas zasysania słomką cytryny z lemoniady. Jak widać Aru bardzo się ... wciągnął... w zabawę :3

Czas upłynął szybciej niż przypuszczałam. Nie ukrywam, że to właściwie dzięki tym z którymi wybrałam się na film. Na chwilę spotkaliśmy się z siostrą Samael, która przypadkowo też była wtedy w Galerii, potem udaliśmy się pooglądać rzeczy w Empiku, wspólnie dochodząc do wniosku, że jak to Aru fajnie określił "Empik ze sklepu z książkami i grami, jakim był pierwotnie, zamienił się w miejsce gdzie to co za 5zł chodzi, można kupić za 30zł". 

Ostatnie pół godziny przed seansem spędziliśmy czekając na film już w samym Heliosie. Dawno mnie w tym miejscu nie było i pierwsze co wyłapały moje kaprawe ślepia to prawie dwumetrowy posąg Aliena wykonany z pospawanego złomu.
 Na zdjęciu tego tak dobrze nie widać, ale postać jest w całości wykonana z metalu. Palce ma z rowerowych łańcuchów, pokrętła, stare wkrętki, śrub od zajebania, jakieś małe silniczki. Ktokolwiek to robił spędził wiele czasu na wykonanie tej rzeźby i spisał się naprawdę mistrzowsko. 

Sala kinowa nie była pełna, ba, można raczej powiedzieć, że była dość pusta. Mimo piątkowego wieczora, z wyjątkiem nas i kilku innych klientów, pomieszczenie było puściutkie. Była babcia z wnuczętami, jakieś gimnazjalisty, no i jeszcze wyżej rodzice z pociechami. Więcej ludzi nie zauważyłam. 
Film z dubbingiem, 2D. 



UWAGA! W DALSZEJ CZĘŚCI NOTKI BĘDĄ ZNAJDOWAĆ SIĘ SPOJLERY Z FILMU. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ! 

Dubbing - Zawsze uważałam, że polski dubbing kucyków jest naprawdę dobry. Zacne tłumaczenie, dobrze zrobione piosenki, jak i dobrane głosy. Tak więc tutaj nie mam nic do zastrzeżenia. Oczywiście, piosenki bardziej podobają mi się w angielskiej wersji, lecz głównie ze względu na nieco inny tekst, który jest odpowiedniejszy dla akcji. 

Animacja - Przyznaję, że początkowo mi nie podpadła. Jest inna od tej do jakiej przywykłam. Lecz kiedy film się zaczął, nie przeszkadzała mi. Co prawda, jedyne co mi najbardziej przeszkadzało to to, że te białe kółeczka w oczach kucyków były nieco przyciemnione. Ale to już szczegół. Tak to bardzo podobały mi się efekty specjalne i płynność ruchów a także mimika postaci. 

Piosenka przewodnia - Skoro już przy tym temacie jesteśmy, to piosenkę przewodnią nagrywała Sia. Szczerze, to mi nie przypadła za bardzo do gustu. Po prostu nie moje klimaty. Zwróciłam uwagę na utwory poboczne, przypisane szczególnie dwóm postaciom o jakich będzie nieco później. 


Fabuła - Twilight musi zorganizować przyjęcie przyjaźni. Jednak gdyby wszystko poszło po jej myśli, to by nie było filmu. Prawda? Pojawia się nowe zagrożenie. Tempest działająca na usługach StormKinga postanowiła pojmać księżniczki i przekazać mu siłę księżniczek. No i tutaj mamy to co mi się nie spodobało - siła Celestii i Luny, a także Cadens straszliwie zmalała. Dał im radę Discord, Krysia też bez większego problemu zagroziła królestwu, Sombra mało nie zniszczył Krzyształowego Królestwa. Skoro te monarchinie nie są w stanie bronić tronu, zostają pokonane przy każdym nieco silniejszym przeciwniku to dlaczego nie znalazł się nikt kto by je zdetronizował? 
A no tak, jest Twilight i jej paczka, które zawsze sobie poradzą. 
Bardzo spodobała mi się Tempest, która w tym filmie robi za głównego przeciwnika.  Jednorożec, który stracił róg i chce go odzyskać za wszelką cenę. Z wyjątkiem ciekawego wyglądu, jej historia jest wspaniała, no i charakter. 
Dodatkowo uwagę moją przykuł Capper, kotołak, zwykły łotrzyk który zrozumiał czym jest prawdziwa przyjaźń. 
Na uwagę zasługuje też papuzia piratka Kapitan Celaeno. 
Tak więc postacie ciekawe, choć powiem szczerze - że moja radość i podniecenie wynikały raczej z samego faktu udania się do kina z przyjaciółmi na produkcję której jestem fanką. 
Jakkolwiek wszystko mi się podobało, tak koniec końców Tempest oczywiście się nawróciła i przestała być zła. Powoli ten zabieg zaczyna mnie już denerwować z MLP. Każdy zły staje się dobry. Znaczy się, rozumiem przekaz i wiem o co chodzi autorom. Wejść głębiej w psychikę tych, jakich uważa się za złych, zrozumieć ich motywy, okazać miłosierdzie i wsparcie i pomoc i przede wszystkim łaskę wybaczenia. To wspaniałe i cudowne, jednak... Ten schemat zaczyna być... no.. nudny? 
Kinówkę oceniam na 8/10. 
Serdecznie dziękuję Samael i Aru za to, że byli ze mną tego dnia i to dzięki ich towarzystwu zadziałała magia przyjaźni. 
Share:

POPULARNE ILUZJE