Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka z koszmarami // Punkt widzenia Sansa (obecnie czytany)
Wpadka Burgerpantsa
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co?
Wpadka w Walentynki
// tutaj będzie link do dalszej części spisu treści//
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co?
Wpadka w Walentynki
// tutaj będzie link do dalszej części spisu treści//
Sala Sądu. To zawsze zaczyna się w Salo Sądu. Cisza. Ciemność. Ból. Stał w czarnej próżni i czekał na to co ma przejść przez drzwi. Frisk. Ale to nie Frisk. Nie naprawdę. Frisk nie jest zabójcą. Ale to wygląda jak Frisk i czasami Sans się myli. Czekał. Cierpliwie. Pokraka wygląda na zdenerwowaną. Może we wcześniejszym śnie go dorwał. Heh. Cóż. Anomalia nie zniknie w najbliższym czasie. Nie rusza się. Stoi i uśmiecha się. Czeka, na jego ruch? Cóż, dobra. Sans uniósł rękę aby zaatakować, a wtedy... weszłaś Ty... Co? Zrobił krok do tyłu, kroki odbijały się echem po pomieszczeniu. Co tutaj robisz? Stoisz, patrzysz na niego, masz puste oczy.
Nie.
Nie.
Nie.
To nie bachor. To T Y.
Sans zrobił krok do tyłu przerażony, patrzył jak krew falami wylewa się z Twojej piersi w akompaniamencie krzyku. Odwrócił się. Bachor stoi za nim, śmieje się. Użył magii aby rzucić nim w ścianę. Ale jak tylko opuścił rękę...
To nie bachor. To TY.
Pobita. Zakrwawiona. Krzycząca. Odwrócił się znowu. Dzieciak był na końcu pomieszczenia. Tym razem Sans teleportował się szybko, by własnoręcznie chwycić je za gardło i zgnieść je. Lecz gdy tylko zacisnął mocniej palce na skórze...
To nie był bachor. To T Y.
Ocal ją, tak jak nie mogłeś ocalić pozostałych.
OcAL. ChRoŃ. OCAL. Chroń ją.
PoTrzEbUje ciE
OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL
Umrze bez ciebie
ChROŃ, CHROŃ, chroń
stRATA, stRACH
jak ŚMIESZ
OCAL JĄ
POMOCY
POMOCY
POMOCY
POMOCY
OCAL
POMOCY
CHROŃ
Te słowa pulsowały w jego Czaszce. Dziecko poprawiło w dłoni nóż. Dlaczego tutaj jest? Sans szybko skoncentrował się na kościstym ataku, aby przebić jego pierś. Nie.
Nie.
Nie.
To nie bachor. To T Y.
Sans zrobił krok do tyłu przerażony, patrzył jak krew falami wylewa się z Twojej piersi w akompaniamencie krzyku. Odwrócił się. Bachor stoi za nim, śmieje się. Użył magii aby rzucić nim w ścianę. Ale jak tylko opuścił rękę...
To nie bachor. To TY.
Pobita. Zakrwawiona. Krzycząca. Odwrócił się znowu. Dzieciak był na końcu pomieszczenia. Tym razem Sans teleportował się szybko, by własnoręcznie chwycić je za gardło i zgnieść je. Lecz gdy tylko zacisnął mocniej palce na skórze...
To nie był bachor. To T Y.
Giniesz z jego rąk.
MorDERca. Chcesz jej Ś M I E R C I.
Chcesz aby umarła.
Jak ona Ś M I A Ł A?
moRDERca. ZABIJ. ZABIJ. ZABIJ. ZABIJ.
jesteś NICZYM
jesteś ŚMIECIEM
będzie jej lepiej bez CIEBIE
zNISZcz
Jesteś PotwoREM
ONA UMRZE przez CIEBIE
ZABIJ ZABIJ ZABIJ ZABIJ
Nie umiał przestać. Drżał. Chciał Ci pomóc. Chciał Cię ochronić. Czy nie to zawsze robił? Dlaczego? To nie jest sprawiedliwe. Dlaczego musiałaś tutaj być?
WYJDŹ.
WYNOCHA.
PO CO PRZYSZŁAŚ DO MOJEGO ŻYCIA
Z A B I J
C H R O Ń
K O C H A J
N I E N A W I D Ź
Czy to w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie? Cokolwiek zrobi, cokolwiek postanowi, jesteś tutaj by zginąć. Znowu. I ZNOWU. Jeszcze raz. I kolejny. Dlaczego tutaj jesteś? Pomóż. … proszę.
J E B.
-Ał kuuuu – Sans otworzył oczy. Gdzie był? Ciemno. Wziął urywany oddech.
Umarła, Umarła. Umarła.
Zabiłem ją.
Umarła
Kurwa nie wierzę, zabiłem ją.
Umarła, umarła, umarła.
Sans ledwo słyszał swoje własne myśli przez drżenie ciała, wzrok skupił się na Twoim obrazie, pochylałaś się nad nim wyraźnie zmartwiona. Ulga ogarnęła jego duszę. Wyciągnął w Twoją stronę nadal trzęsącą się dłoń, ale musiał się upewnić, że jesteś tutaj, z nim. - Już dobrze. - powiedziałaś czule - To tylko zły sen – Nie umiał się nawet złościć za to, że weszłaś do jego pokoju by go obudzić. Nie umiał się teraz nawet wstydzić, że widzisz go w takim stanie. Bał się, że Cię stracił.
-to dobrze – wziął kolejny wdech.
-Mam ci coś przynieść? Szklankę wody albo...? - jesteś taka miła. Sans nie chciał abyś go zostawiła, ale bał się, że zaraz zacznie płakać, jeżeli nie zostawisz go na chwilę samego. Więc przytaknął. Czule pogłaskałaś jego czaszkę i wyszłaś z pokoju. Sans położył się na łóżku.
-kurwa – wycharczał. Nigdy nie miał tego typu koszmarów. Czasami bywały bardzo realistyczne, jasne, ale nigdy takie. Miał teorię, że niektóre były błędami z alternatywnych wymiarów, w których nie wszystko poszło tak gładko. Boże, miał nadzieję, że nie w tym wypadku. Większość snów dotyczyła Papyrusa i tego w jak różne sposoby może umierać. Po latach, Sans w końcu powiedział o nich bratu. Od tego czasu ten wie jak rozróżnić dni kiedy Sans miał koszmar, a kiedy się po prostu nie wyspał. Gdy miewa koszmary, Papyrus nie mówi nic na temat jego lenistwa i pozwala mu drzemać za dnia, aby Sans poczuł się lepiej. Rany, jego brat jest najlepszy. Ale nie był pewien jak Ty zareagujesz. To dziwny sen o Twojej śmierci, zwłaszcza, taki w którym to on jest Twoim egzekutorem. Przekręcił się na bok i zamknął oczy. Może będzie udawał że śpi? Nie zadasz pytań. Nie chce teraz gadać o śnie, ale … nie chce też spać. Usłyszał jak drzwi się otworzyły. Weszłaś do środka. Szklanka stuknęła o stolik, poczuł ciężar na materacu łóżka. Zadrżał lekko mając nadzieję, że nie zauważyłaś. Ohh... Głaszczesz go. Sans czuje Twoje palce na żebrach i na każdym kręgu kręgosłupa. Czuje ich miękkość nawet przez koszulkę. Jesteś taka delikatna. Taka czuła. Tak starasz się go nie zranić. Był szczęśliwy, że nie widzisz teraz jego twarzy, bo zdecydowanie się rumieni. Nie pamięta, aby ktokolwiek kiedykolwiek go tak dotykał... To miłe... I zabawne. Zwłaszcza, że wyznałaś swoje uczucia. Twoja miłość nie jest platoniczna. Ale wie, po prostu wie, że nie ma nic romantycznego w tym co teraz robisz. Jesteś tutaj, bo martwisz się o niego. Głaszczesz go bo chcesz go pocieszyć. Bo naprawdę lubisz go. To nie jest sprawiedliwe. Dlaczego nie możesz kochać go w taki sam sposób w jaki on kocha Ciebie? Poklepałaś go i wstałaś by odejść. To co chce teraz zrobić jest naprawdę samolubne. Tak. Strasznie. Samolubne.
Umarła, Umarła. Umarła.
Zabiłem ją.
Umarła
Kurwa nie wierzę, zabiłem ją.
Umarła, umarła, umarła.
Sans ledwo słyszał swoje własne myśli przez drżenie ciała, wzrok skupił się na Twoim obrazie, pochylałaś się nad nim wyraźnie zmartwiona. Ulga ogarnęła jego duszę. Wyciągnął w Twoją stronę nadal trzęsącą się dłoń, ale musiał się upewnić, że jesteś tutaj, z nim. - Już dobrze. - powiedziałaś czule - To tylko zły sen – Nie umiał się nawet złościć za to, że weszłaś do jego pokoju by go obudzić. Nie umiał się teraz nawet wstydzić, że widzisz go w takim stanie. Bał się, że Cię stracił.
-to dobrze – wziął kolejny wdech.
-Mam ci coś przynieść? Szklankę wody albo...? - jesteś taka miła. Sans nie chciał abyś go zostawiła, ale bał się, że zaraz zacznie płakać, jeżeli nie zostawisz go na chwilę samego. Więc przytaknął. Czule pogłaskałaś jego czaszkę i wyszłaś z pokoju. Sans położył się na łóżku.
-kurwa – wycharczał. Nigdy nie miał tego typu koszmarów. Czasami bywały bardzo realistyczne, jasne, ale nigdy takie. Miał teorię, że niektóre były błędami z alternatywnych wymiarów, w których nie wszystko poszło tak gładko. Boże, miał nadzieję, że nie w tym wypadku. Większość snów dotyczyła Papyrusa i tego w jak różne sposoby może umierać. Po latach, Sans w końcu powiedział o nich bratu. Od tego czasu ten wie jak rozróżnić dni kiedy Sans miał koszmar, a kiedy się po prostu nie wyspał. Gdy miewa koszmary, Papyrus nie mówi nic na temat jego lenistwa i pozwala mu drzemać za dnia, aby Sans poczuł się lepiej. Rany, jego brat jest najlepszy. Ale nie był pewien jak Ty zareagujesz. To dziwny sen o Twojej śmierci, zwłaszcza, taki w którym to on jest Twoim egzekutorem. Przekręcił się na bok i zamknął oczy. Może będzie udawał że śpi? Nie zadasz pytań. Nie chce teraz gadać o śnie, ale … nie chce też spać. Usłyszał jak drzwi się otworzyły. Weszłaś do środka. Szklanka stuknęła o stolik, poczuł ciężar na materacu łóżka. Zadrżał lekko mając nadzieję, że nie zauważyłaś. Ohh... Głaszczesz go. Sans czuje Twoje palce na żebrach i na każdym kręgu kręgosłupa. Czuje ich miękkość nawet przez koszulkę. Jesteś taka delikatna. Taka czuła. Tak starasz się go nie zranić. Był szczęśliwy, że nie widzisz teraz jego twarzy, bo zdecydowanie się rumieni. Nie pamięta, aby ktokolwiek kiedykolwiek go tak dotykał... To miłe... I zabawne. Zwłaszcza, że wyznałaś swoje uczucia. Twoja miłość nie jest platoniczna. Ale wie, po prostu wie, że nie ma nic romantycznego w tym co teraz robisz. Jesteś tutaj, bo martwisz się o niego. Głaszczesz go bo chcesz go pocieszyć. Bo naprawdę lubisz go. To nie jest sprawiedliwe. Dlaczego nie możesz kochać go w taki sam sposób w jaki on kocha Ciebie? Poklepałaś go i wstałaś by odejść. To co chce teraz zrobić jest naprawdę samolubne. Tak. Strasznie. Samolubne.
-zostań – szept opuścił jego usta nim zdążył je zamknąć. Wstrzymał oddech czekając na odpowiedź... Cisza. - ...proszę – czuł się chujowo i wiedział, że to co robi jest chujowe, ale... Nie umiał się powstrzymać. To samolubne z jego strony, ale nie chce być sam. No i po tym śnie, nie chciał wypuścić Cię z pokoju.
-Sans, błagam. Jestem zmęczona, ty jesteś zmęczony, nie dręcz mnie – mówiłaś wyraźnie zmęczona. Chciał Ci powiedzieć, że nie dokucza Ci, że naprawdę chce Twojego towarzystwa i abyś dalej go tak głaskała po plecach i abyś została, przynajmniej dzisiaj. Lecz nie umiał. Zamiast tego zawołał Cię po imieniu. Westchnęłaś, całe szczęście, nie zdenerwowana. Przeszurałaś stopami po podłodze. Sans poczuł jak ciężar wraca. Objęłaś go ramionami i przytuliłaś na łyżeczkę. Sans był bardzo wdzięczny... nie był pewien, jak to robisz, ale przytulanie się z Tobą było zawsze wspaniałe. Czuł się jak wtedy kiedy oboje dzieliliście łóżko, albo drzemaliście na kanapie. Jesteś ciepła. I delikatna. Może to ludzka cecha. A może to tylko Ty. Papyrus raz czy dwa razy wspomniał, że uwielbia się tulić czysto platonicznie do tak miękkiej i delikatnej podusi jak Ty. … heh... to serio nie jest fair... Sans zamknął oczy i usnął znowu.
-Na miłość boską, Sans, od jak dawna tkwią tam te naczynia?! Chcesz wyhodować na nich nowe życie?
-zasługują na to
-O nie! - zrobiłaś minę taką samą jak Papyrus. O nie, jest cudowna.- Rany. Nie przyszłam tutaj, aby być twoją pokojówką – chwyciłaś za naczynia podchodząc do zlewu – Już wiem co miał na myśli Papyrus. Jesteś obrzydliwy
-oh... czyli że teraz mamy sobie opowiadać brudne kawały? - choć nie widział Twojej twarzy, był pewien, że właśnie wywróciłaś oczami
-O tak. Brudne gary do idealny początek flirtu. Seksownie. Następnym razem wrzuć tutaj jeszcze swoje brudne skarpety, a zmiękną mi nogi
-jesteś cudowna
-Wiem – czyściłaś jego naczynia, zeskrobując zaschnięty tłuszcz z talerzy. Sans przyglądał Ci się przez chwilę
-kocham cię- naczynie wypadło Ci z ręki, popatrzyłaś na niego
-Chryste! Nie wyskakuj mi z tym tak nagle! - Podeszłaś do niego uśmiechnięta – Ale.. wiesz, też cię kocham. Jesteś moim najlepszym przyjacielem – Był szczęśliwy. Potem poczuł drżenie.
Otworzył oczy i zobaczył Cię pod sobą. Uśmiechałaś się zaspana.
-dobry – zszedł z Ciebie na łóżko. Słońce prześwitywało przez okno. Nagle poczuł ciężar zeszłej nocy – wybacz – wiedział, że nie zrozumiesz.
-Nic się nie stało. Nie masz za co przepraszać – pauza – spałeś jak kłoda. Próbowałam wszystkiego aby cię obudzić – Heh, ta. Wie o tym. Przekręcił głowę skupiając się nad Twoimi słowami
-tylko nie mów, że się o mnie martwiłaś – choć wiedział, że się martwiłaś
-Kośćmi wystukiwałeś lambadę więc nie mogłam spać – zażartowałaś, choć słyszał zakłopotanie w głosie. Kawały aby rozładować atmosferę?
-heh, hehe, dobre
-Ha, serio? - nie wierzyłaś. Jego oczy zamigotały.
-nie, mówię tak aby zrobiło ci się miło - uniosłaś brwi
-Powiedz więc coś lepszego – Oh! Nie masz pojęcia w co się wpakowałaś. Jego uśmiech się poszerzył.
-mama śpiewa córeczce piosenkę na dobranoc. śpiewa po raz drugi, piąty, dziesiąty. nagle córeczka pyta: mamo, kiedy przestaniesz śpiewać bo chcę już iść spać! - warknęłaś chowając głowę pod poduszką.
-Przestań jest za wcześnie jak głupie kawały – Był z siebie dumny, widział jak walczysz z uśmiechem.
-zdrowy sen nie tylko przedłuża życie, ale i skraca dzień roboczy. - uniknął lecącej poduszki. Śmiał się. Potem rozejrzałaś się po jego zagraconym pokoju
-Wiesz że twój pokój wygląda jak śmietnisko? - oh, czyli teraz mamy sobie opowiadać brudne kawały? Już chciał to powiedzieć, kiedy ugryzł się w język, ale...
-ałć – tchórz... Odsunęłaś się od niego. Wiedział, że zapytasz, więc oparł się o wezgłowie
-Dlaczego szkielet nie może dobrze spać w nocy?
-heh, dlaczego?
-Nie wiem, ty mi powiedz. - Heh.... rany...
-Sans, błagam. Jestem zmęczona, ty jesteś zmęczony, nie dręcz mnie – mówiłaś wyraźnie zmęczona. Chciał Ci powiedzieć, że nie dokucza Ci, że naprawdę chce Twojego towarzystwa i abyś dalej go tak głaskała po plecach i abyś została, przynajmniej dzisiaj. Lecz nie umiał. Zamiast tego zawołał Cię po imieniu. Westchnęłaś, całe szczęście, nie zdenerwowana. Przeszurałaś stopami po podłodze. Sans poczuł jak ciężar wraca. Objęłaś go ramionami i przytuliłaś na łyżeczkę. Sans był bardzo wdzięczny... nie był pewien, jak to robisz, ale przytulanie się z Tobą było zawsze wspaniałe. Czuł się jak wtedy kiedy oboje dzieliliście łóżko, albo drzemaliście na kanapie. Jesteś ciepła. I delikatna. Może to ludzka cecha. A może to tylko Ty. Papyrus raz czy dwa razy wspomniał, że uwielbia się tulić czysto platonicznie do tak miękkiej i delikatnej podusi jak Ty. … heh... to serio nie jest fair... Sans zamknął oczy i usnął znowu.
…
Siedzisz w ich kuchni, masz na sobie fartuszek Papyrusa „Całuj Kucharza”, śmiejesz się. Pfft, uwielbia ten śmiech. Sans siedzi na stole, unosi ręce. -Na miłość boską, Sans, od jak dawna tkwią tam te naczynia?! Chcesz wyhodować na nich nowe życie?
-zasługują na to
-O nie! - zrobiłaś minę taką samą jak Papyrus. O nie, jest cudowna.- Rany. Nie przyszłam tutaj, aby być twoją pokojówką – chwyciłaś za naczynia podchodząc do zlewu – Już wiem co miał na myśli Papyrus. Jesteś obrzydliwy
-oh... czyli że teraz mamy sobie opowiadać brudne kawały? - choć nie widział Twojej twarzy, był pewien, że właśnie wywróciłaś oczami
-O tak. Brudne gary do idealny początek flirtu. Seksownie. Następnym razem wrzuć tutaj jeszcze swoje brudne skarpety, a zmiękną mi nogi
-jesteś cudowna
-Wiem – czyściłaś jego naczynia, zeskrobując zaschnięty tłuszcz z talerzy. Sans przyglądał Ci się przez chwilę
-kocham cię- naczynie wypadło Ci z ręki, popatrzyłaś na niego
-Chryste! Nie wyskakuj mi z tym tak nagle! - Podeszłaś do niego uśmiechnięta – Ale.. wiesz, też cię kocham. Jesteś moim najlepszym przyjacielem – Był szczęśliwy. Potem poczuł drżenie.
Otworzył oczy i zobaczył Cię pod sobą. Uśmiechałaś się zaspana.
-dobry – zszedł z Ciebie na łóżko. Słońce prześwitywało przez okno. Nagle poczuł ciężar zeszłej nocy – wybacz – wiedział, że nie zrozumiesz.
-Nic się nie stało. Nie masz za co przepraszać – pauza – spałeś jak kłoda. Próbowałam wszystkiego aby cię obudzić – Heh, ta. Wie o tym. Przekręcił głowę skupiając się nad Twoimi słowami
-tylko nie mów, że się o mnie martwiłaś – choć wiedział, że się martwiłaś
-Kośćmi wystukiwałeś lambadę więc nie mogłam spać – zażartowałaś, choć słyszał zakłopotanie w głosie. Kawały aby rozładować atmosferę?
-heh, hehe, dobre
-Ha, serio? - nie wierzyłaś. Jego oczy zamigotały.
-nie, mówię tak aby zrobiło ci się miło - uniosłaś brwi
-Powiedz więc coś lepszego – Oh! Nie masz pojęcia w co się wpakowałaś. Jego uśmiech się poszerzył.
-mama śpiewa córeczce piosenkę na dobranoc. śpiewa po raz drugi, piąty, dziesiąty. nagle córeczka pyta: mamo, kiedy przestaniesz śpiewać bo chcę już iść spać! - warknęłaś chowając głowę pod poduszką.
-Przestań jest za wcześnie jak głupie kawały – Był z siebie dumny, widział jak walczysz z uśmiechem.
-zdrowy sen nie tylko przedłuża życie, ale i skraca dzień roboczy. - uniknął lecącej poduszki. Śmiał się. Potem rozejrzałaś się po jego zagraconym pokoju
-Wiesz że twój pokój wygląda jak śmietnisko? - oh, czyli teraz mamy sobie opowiadać brudne kawały? Już chciał to powiedzieć, kiedy ugryzł się w język, ale...
-ałć – tchórz... Odsunęłaś się od niego. Wiedział, że zapytasz, więc oparł się o wezgłowie
-Dlaczego szkielet nie może dobrze spać w nocy?
-heh, dlaczego?
-Nie wiem, ty mi powiedz. - Heh.... rany...
-...eh, koszmary, wiesz – Odsunął się od Ciebie. Wiedział, że będziesz naciskać. Wiedział, że wiesz o jego koszmarach, no i będziesz chciała mu pomóc.
-Chcesz... pogadać? - Był na rozdrożu. Długo, naprawdę długo się zbierał, aby powiedzieć Papyrusowi. No i szczerze, nadal się martwił, że uznasz go za dziwaka. Czuł ucisk na nieistniejącym gardle na samą myśl rozmowy na ten temat z Tobą. Lecz z drugiej strony, od czego są przyjaciele? Sans nie otworzył się przed Tobą, po prostu powie trochę tu, trochę tam. Hah. Od kiedy stał się taki pewny siebie?
-...tak – długa pauza. Zaczynał się denerwować czekaniem na Twoją odpowiedź.
-Tak? Chcesz pogadać? - zawsze byłaś taka prawdziwa, nie próbowałaś nawet ukryć swojego podekscytowania. Nie ma szans, aby powiedział ci ot tak po prostu co się stało. To za wiele
-...tak, zobaczymy jakiś film? - Wspólnie dzieliliście zamiłowanie do oglądania kiczowatych filmów. Co prawda zerkaliście na dobre produkcje, ale kicz sprawiał, że się śmialiście. Im gorszy tym lepszy dialog nawiązywał się między wami.
-Jasne! - Sans wychylił się i wziął laptop z podłogi. Zaczął przeglądać Netflixa przez chwilę. Zła komedia romantyczna? Nie. Zła komedia? Ehhh. Zły horror? Hm. Właściwie to tak. Złe horrory są najlepsze. Zawsze beznadziejne. Poprawił poduszki i usadowiliście się wygodniej. Film się zaczął. Było... miło. Intro to była muzyka, którą już gdzieś słyszał. Pierwsze nazwiska pojawiły się na ekranie. Chiller. Beznadziejna czcionka. Lecz kim jest, aby to oceniać? Comic Sans też nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna. - Więc...? - Sans wiedział, że się na niego patrzysz. A no.
-dawno nie miałem takiego koszmaru, zazwyczaj to ... - jak to wyjaśnić... - po prostu ciężki dzień sansa szkieleta – Ech, nie całkiem, ale póki co takie wyjaśnienie będzie dobre.
-Codzienna monotonia? - Sans mówił o swoich snach, więc nie spodziewał się, że się przestraszysz czy zmartwisz. Chociaż tyle.
-coś takiego
-Brzmi denerwująco
-ta, pewnie takie jest – Może pewnego dnia powie Ci wszystko co wie? Ale póki co, skupił się na monitorze. Typowy skład każdego horroru. Trzech białych gości. Biała dziewczyna i jakiś przedstawiciel mniejszości. Cudownie - założę się że ta chuda blondi umrze jako pierwsza
-Ale przed czy po scenie z seksem z tym panem Maczo?
-w trakcie – Heh. Obrzydliwe. Śmiałaś się.
-Ale tylko po tym jak wszyscy zdecydują, że świetnym pomysłem jest kemping w środku nawiedzonego lasu – Ludzie są głupi
-myślisz, że mordercą będzie jakiś wariat czy potwór? - Zapytał. Sans właściwie nie przykładał do tego aż tak dużej wagi. Właściwie potwory w filmach go bawiły. To jak bardzo były nieprawdziwe. Ludzie nic nie wiedzieli. To część ich kultury przemieszana przez lata nieporozumień i obaw. Lecz opinia potworów o ludziach też nie była najlepsza, więc wszystko jest fair. Oh zamyślił się. Nie słyszał Twojej odpowiedzi. Po dwudziestu minutach oglądania w końcu postanowił zacząć mówić -większość moich koszmarów to cztery, może pięć które pojawiają się różnie, właściwie to do nich przywykłem, ale...
-Ten z dzisiaj był nowy?- … To aż tak oczywiste?
-taa – Zauważył jak wtulasz się w jego starą bluzę. Nadal nie mógł uwierzyć w to, jak często w niej jesteś. To wzruszające... na swój dziwny sposób
-Więc, o czym był?
-ty ... uh ... ty umarłaś.
-Ja? - wyglądałaś na zaskoczoną. Sans chciał umrzeć. Otworzył się odrobinę i nienawidził tego. Nienawidził Ci mówić takich rzeczy. Nie powinien Ci tego mówić. - J-jak?
-ja... ja cię zabiłem – szepnął– był naprawdę makabryczny – Całe szczęście, nie musiał zdradzać Ci szczegółów bo strumień krwi zalał monitor. Blondynka padła trupem, zadźgana sztucznym nożem. Obrzydliwie odrażająca sztuczna krew bryzgała wszędzie. Pora zmienić temat – mówiłem, wisisz mi piątaka.
-Chcesz... pogadać? - Był na rozdrożu. Długo, naprawdę długo się zbierał, aby powiedzieć Papyrusowi. No i szczerze, nadal się martwił, że uznasz go za dziwaka. Czuł ucisk na nieistniejącym gardle na samą myśl rozmowy na ten temat z Tobą. Lecz z drugiej strony, od czego są przyjaciele? Sans nie otworzył się przed Tobą, po prostu powie trochę tu, trochę tam. Hah. Od kiedy stał się taki pewny siebie?
-...tak – długa pauza. Zaczynał się denerwować czekaniem na Twoją odpowiedź.
-Tak? Chcesz pogadać? - zawsze byłaś taka prawdziwa, nie próbowałaś nawet ukryć swojego podekscytowania. Nie ma szans, aby powiedział ci ot tak po prostu co się stało. To za wiele
-...tak, zobaczymy jakiś film? - Wspólnie dzieliliście zamiłowanie do oglądania kiczowatych filmów. Co prawda zerkaliście na dobre produkcje, ale kicz sprawiał, że się śmialiście. Im gorszy tym lepszy dialog nawiązywał się między wami.
-Jasne! - Sans wychylił się i wziął laptop z podłogi. Zaczął przeglądać Netflixa przez chwilę. Zła komedia romantyczna? Nie. Zła komedia? Ehhh. Zły horror? Hm. Właściwie to tak. Złe horrory są najlepsze. Zawsze beznadziejne. Poprawił poduszki i usadowiliście się wygodniej. Film się zaczął. Było... miło. Intro to była muzyka, którą już gdzieś słyszał. Pierwsze nazwiska pojawiły się na ekranie. Chiller. Beznadziejna czcionka. Lecz kim jest, aby to oceniać? Comic Sans też nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna. - Więc...? - Sans wiedział, że się na niego patrzysz. A no.
-dawno nie miałem takiego koszmaru, zazwyczaj to ... - jak to wyjaśnić... - po prostu ciężki dzień sansa szkieleta – Ech, nie całkiem, ale póki co takie wyjaśnienie będzie dobre.
-Codzienna monotonia? - Sans mówił o swoich snach, więc nie spodziewał się, że się przestraszysz czy zmartwisz. Chociaż tyle.
-coś takiego
-Brzmi denerwująco
-ta, pewnie takie jest – Może pewnego dnia powie Ci wszystko co wie? Ale póki co, skupił się na monitorze. Typowy skład każdego horroru. Trzech białych gości. Biała dziewczyna i jakiś przedstawiciel mniejszości. Cudownie - założę się że ta chuda blondi umrze jako pierwsza
-Ale przed czy po scenie z seksem z tym panem Maczo?
-w trakcie – Heh. Obrzydliwe. Śmiałaś się.
-Ale tylko po tym jak wszyscy zdecydują, że świetnym pomysłem jest kemping w środku nawiedzonego lasu – Ludzie są głupi
-myślisz, że mordercą będzie jakiś wariat czy potwór? - Zapytał. Sans właściwie nie przykładał do tego aż tak dużej wagi. Właściwie potwory w filmach go bawiły. To jak bardzo były nieprawdziwe. Ludzie nic nie wiedzieli. To część ich kultury przemieszana przez lata nieporozumień i obaw. Lecz opinia potworów o ludziach też nie była najlepsza, więc wszystko jest fair. Oh zamyślił się. Nie słyszał Twojej odpowiedzi. Po dwudziestu minutach oglądania w końcu postanowił zacząć mówić -większość moich koszmarów to cztery, może pięć które pojawiają się różnie, właściwie to do nich przywykłem, ale...
-Ten z dzisiaj był nowy?- … To aż tak oczywiste?
-taa – Zauważył jak wtulasz się w jego starą bluzę. Nadal nie mógł uwierzyć w to, jak często w niej jesteś. To wzruszające... na swój dziwny sposób
-Więc, o czym był?
-ty ... uh ... ty umarłaś.
-Ja? - wyglądałaś na zaskoczoną. Sans chciał umrzeć. Otworzył się odrobinę i nienawidził tego. Nienawidził Ci mówić takich rzeczy. Nie powinien Ci tego mówić. - J-jak?
-ja... ja cię zabiłem – szepnął– był naprawdę makabryczny – Całe szczęście, nie musiał zdradzać Ci szczegółów bo strumień krwi zalał monitor. Blondynka padła trupem, zadźgana sztucznym nożem. Obrzydliwie odrażająca sztuczna krew bryzgała wszędzie. Pora zmienić temat – mówiłem, wisisz mi piątaka.
-Nie zakładaliśmy się! - krzyknęłaś oburzona
-heh masz rację, nie zakładaliśmy się na tak niskie stawki, minimum to dycha
-Sans! - Heh. O łał. Brzmisz na bardzo oburzoną.
-myślisz że używają keczupu czy fałszywej krwi? - Dobra, tak, więc Sans kłamał odnośnie zwyczajnych snów, ale teraz już powiedział co mu się śniło i chciał porzucić ten temat. Najwyraźniej nie chciałaś się z nim zgodzić, ale westchnęłaś.
-Nigdy nie dam ci dychy
-przyszła baba do lekarza, a lekarz też baba
-Dobra, zapłacę ci ale się zamknij – szturchnęłaś go – Możesz tak wiecznie – Jego rekord wynosi trzy dni i siedemnaście godzin. Chciał więcej takich chwil jak te. We dwójkę siedzieliście w ciszy przez chwilę. Sans już skończył mówić o sobie. Zamiast tego próbował oglądać chujowy film oraz odgadnąć Twoją minę. W końcu, odezwałaś się – Ja też miałam koszmar, wiesz? - Oh. Nie wiedział. Ale to wyjaśnia dlaczego obudziłaś go o drugiej nad ranem. Też nie spałaś.
-tak?
-Było ciemno i byłam całkiem sama. Słyszałam krzyki, tak strasznie głośne. Czułam się jakbym zapadała się w coś. Ktoś się śmiał i było tyle bólu – przełknęłaś ślinę – N-nie wiem. Obudziłam się cała spocona. Miałam wrócić spać, ale usłyszałam, że się trzęsiesz – pauza – Chyba oboje mieliśmy ciężką noc. - Sans czuł się źle. Naprawdę beznadziejnie. Gdyby wiedział... spróbował by jakoś Cię rozweselić, a nie leżeć i udawać że śpi jak ostatni śmieć. Ujął Cię za dłoń
-przepraszam – uśmiechnęłaś się i potrząsałaś głową
-Przecież to nie twoja wina. Czasem tak jest. Wszyscy mamy koszmary – ścisnęłaś go za dłoń. - Tak samo jak ładne sny – rozpogodziłaś się – Śniło Ci się ostatnio coś miłego? - kocham cię – Boże, śniło ci się! O czym śniłeś?!
-heh masz rację, nie zakładaliśmy się na tak niskie stawki, minimum to dycha
-Sans! - Heh. O łał. Brzmisz na bardzo oburzoną.
-myślisz że używają keczupu czy fałszywej krwi? - Dobra, tak, więc Sans kłamał odnośnie zwyczajnych snów, ale teraz już powiedział co mu się śniło i chciał porzucić ten temat. Najwyraźniej nie chciałaś się z nim zgodzić, ale westchnęłaś.
-Nigdy nie dam ci dychy
-przyszła baba do lekarza, a lekarz też baba
-Dobra, zapłacę ci ale się zamknij – szturchnęłaś go – Możesz tak wiecznie – Jego rekord wynosi trzy dni i siedemnaście godzin. Chciał więcej takich chwil jak te. We dwójkę siedzieliście w ciszy przez chwilę. Sans już skończył mówić o sobie. Zamiast tego próbował oglądać chujowy film oraz odgadnąć Twoją minę. W końcu, odezwałaś się – Ja też miałam koszmar, wiesz? - Oh. Nie wiedział. Ale to wyjaśnia dlaczego obudziłaś go o drugiej nad ranem. Też nie spałaś.
-tak?
-Było ciemno i byłam całkiem sama. Słyszałam krzyki, tak strasznie głośne. Czułam się jakbym zapadała się w coś. Ktoś się śmiał i było tyle bólu – przełknęłaś ślinę – N-nie wiem. Obudziłam się cała spocona. Miałam wrócić spać, ale usłyszałam, że się trzęsiesz – pauza – Chyba oboje mieliśmy ciężką noc. - Sans czuł się źle. Naprawdę beznadziejnie. Gdyby wiedział... spróbował by jakoś Cię rozweselić, a nie leżeć i udawać że śpi jak ostatni śmieć. Ujął Cię za dłoń
-przepraszam – uśmiechnęłaś się i potrząsałaś głową
-Przecież to nie twoja wina. Czasem tak jest. Wszyscy mamy koszmary – ścisnęłaś go za dłoń. - Tak samo jak ładne sny – rozpogodziłaś się – Śniło Ci się ostatnio coś miłego? - kocham cię – Boże, śniło ci się! O czym śniłeś?!
-o niczym – raz jeszcze chciał zapaść się pod ziemię i umrzeć. Z każdą chwilą wstydził się coraz bardziej
-Ha, rany, to musiał być naprawdę dobry sen. - Też chcę kocham, jesteś moim najlepszym przyjacielem
-zamknij się – śmiałaś się
-Wybacz nie mogłam się powstrzymać. - fuknął i nie patrzył na Ciebie. Raaany, co się z nim dzieje? Siedzieliście i oglądaliście. Film robił się niedorzeczny, zawierał w sobie wszystkie żałosne stereotypy. Beznadziejna obsada beznadziejnych ludzi. Jest. Wiele sztucznej krwi. Jest. Dramatyczna muzyka podczas scen mordowania, choć żaden z głupoli jeszcze nie umarł, no i potwór był głupi. Nawet Onion ma więcej sprytu niż to. Jest. Jest. Jest.
-heh, mówiłem, wisisz mi pięćdziesiąt tysięcy
-Ugh, w jakiej walucie? Rany, nienawidzę potworzych pieniędzy – powiedziałaś starając się obliczyć ile będzie to na ludzkie pieniądze. Napisy końcowe pojawiły się na ekranie. Sans postanowił powiedzieć coś jeszcze
-zawsze takie były
-Co? - popatrzyłaś na niego zdziwiona
-moje.. uh.. moje statystyki... one zawsze... zawsze były niskie – patrzył jak mina Ci rzednie. Ta.
-Myślałam, że potwory mogą je podnieść poprzez trening – Trening. Magiczne suplementy. Laboratoria. Sans naprawdę próbował tego wszystkiego, ale nic nie poprawiało jego limitu na 1HP.
-większość tak, ale ... ja nie, za mało hp, tak myślę, ten temat grałby mi na nerwach gdybym jakieś miał. - to było żałosne.
-Nie musimy o tym rozmawiać – Sans czuł się źle. Naprawdę źle. Lecz nie ma tu nic do ukrycia.
-czuję się źle – przyznał - ty... ty jesteś taką dobrą osobą a ja... uh, nie – na więcej sposobów niż chciałby przyznać. Zaczął kręcić kciukami próbując się rozluźnić. Delikatnie zaczęły o siebie stukać. - zasługujesz na wszystko co najlepsze – Na kogoś, kto nie będzie unikał odpowiedzi. Na kogoś, kto nie będzie miał strasznych koszmarów i dziwnych miłosno-przyjaznych snów o Tobie. Pojebana sprawa.
-Ha, rany, to musiał być naprawdę dobry sen. - Też chcę kocham, jesteś moim najlepszym przyjacielem
-zamknij się – śmiałaś się
-Wybacz nie mogłam się powstrzymać. - fuknął i nie patrzył na Ciebie. Raaany, co się z nim dzieje? Siedzieliście i oglądaliście. Film robił się niedorzeczny, zawierał w sobie wszystkie żałosne stereotypy. Beznadziejna obsada beznadziejnych ludzi. Jest. Wiele sztucznej krwi. Jest. Dramatyczna muzyka podczas scen mordowania, choć żaden z głupoli jeszcze nie umarł, no i potwór był głupi. Nawet Onion ma więcej sprytu niż to. Jest. Jest. Jest.
-heh, mówiłem, wisisz mi pięćdziesiąt tysięcy
-Ugh, w jakiej walucie? Rany, nienawidzę potworzych pieniędzy – powiedziałaś starając się obliczyć ile będzie to na ludzkie pieniądze. Napisy końcowe pojawiły się na ekranie. Sans postanowił powiedzieć coś jeszcze
-zawsze takie były
-Co? - popatrzyłaś na niego zdziwiona
-moje.. uh.. moje statystyki... one zawsze... zawsze były niskie – patrzył jak mina Ci rzednie. Ta.
-Myślałam, że potwory mogą je podnieść poprzez trening – Trening. Magiczne suplementy. Laboratoria. Sans naprawdę próbował tego wszystkiego, ale nic nie poprawiało jego limitu na 1HP.
-większość tak, ale ... ja nie, za mało hp, tak myślę, ten temat grałby mi na nerwach gdybym jakieś miał. - to było żałosne.
-Nie musimy o tym rozmawiać – Sans czuł się źle. Naprawdę źle. Lecz nie ma tu nic do ukrycia.
-czuję się źle – przyznał - ty... ty jesteś taką dobrą osobą a ja... uh, nie – na więcej sposobów niż chciałby przyznać. Zaczął kręcić kciukami próbując się rozluźnić. Delikatnie zaczęły o siebie stukać. - zasługujesz na wszystko co najlepsze – Na kogoś, kto nie będzie unikał odpowiedzi. Na kogoś, kto nie będzie miał strasznych koszmarów i dziwnych miłosno-przyjaznych snów o Tobie. Pojebana sprawa.
-Ej ej, skąd ci się to wzięło? Jeżeli ktokolwiek zasługuje na wszystko co najlepsze to ty. Serio, to ty się zadajesz z... - przerwałaś, ale wiedział co dalej powiesz – z kimś kto nie umie radzić sobie sam ze sobą.
-ha
-Ale –wzięłaś go za rękę i czule ścisnęłaś. To miłe - Jesteś świetny. Naprawdę. Uwierz mi. Jesteśmy świetnymi przyjaciółmi. Wiem to. I jeżeli chcesz zachować niektóre rzeczy dla siebie ... nie będę naciskać – Poczuł... ulgę. Szczęście.
-eh, zapominam się kiedy zalewasz mnie pytaniami, nie mam nic do ukrycia, nie mam szkieletów w szafie – uśmiechnął się i mrugnął. Wywróciłaś oczami ale też się uśmiechałaś. Napisy się skończyły.
-Chyba twój chujowy film się skończył.. zasiedzieliśmy się, co? Powinnam iść do siebie, nakarmić kota, porobić coś – nie chciał, abyś wyszła. Cóż... teraz, albo nigdy.
-jasne, ale mogę się ciebie o coś spytać? - uniosłaś brwi
-Jasne, wal – Uh... nagle poczuł się niezręcznie. Nie wiedział jak to ubrać w słowa. Możesz mnie dotknąć raz jeszcze, ale nie tak dziwnie? To nie brzmi dobrze -chciałem się zapytać, czy nie obraziłabyś się gdybym...
JEB JEB JEB JEB w drzwi
-SANS! - Papyrus wszedł do pokoju – MASZ G-OH, CZEŚĆ, NIE WIEDZIAŁEM, ŻE MIELIŚCIE PIŻAMA PARTY – no i po ptokach. Nom.
-Nie mieliśmy... Ja tylko... - nie wiedziałaś co powiedzieć
-co tam bracie?
-ha
-Ale –wzięłaś go za rękę i czule ścisnęłaś. To miłe - Jesteś świetny. Naprawdę. Uwierz mi. Jesteśmy świetnymi przyjaciółmi. Wiem to. I jeżeli chcesz zachować niektóre rzeczy dla siebie ... nie będę naciskać – Poczuł... ulgę. Szczęście.
-eh, zapominam się kiedy zalewasz mnie pytaniami, nie mam nic do ukrycia, nie mam szkieletów w szafie – uśmiechnął się i mrugnął. Wywróciłaś oczami ale też się uśmiechałaś. Napisy się skończyły.
-Chyba twój chujowy film się skończył.. zasiedzieliśmy się, co? Powinnam iść do siebie, nakarmić kota, porobić coś – nie chciał, abyś wyszła. Cóż... teraz, albo nigdy.
-jasne, ale mogę się ciebie o coś spytać? - uniosłaś brwi
-Jasne, wal – Uh... nagle poczuł się niezręcznie. Nie wiedział jak to ubrać w słowa. Możesz mnie dotknąć raz jeszcze, ale nie tak dziwnie? To nie brzmi dobrze -chciałem się zapytać, czy nie obraziłabyś się gdybym...
JEB JEB JEB JEB w drzwi
-SANS! - Papyrus wszedł do pokoju – MASZ G-OH, CZEŚĆ, NIE WIEDZIAŁEM, ŻE MIELIŚCIE PIŻAMA PARTY – no i po ptokach. Nom.
-Nie mieliśmy... Ja tylko... - nie wiedziałaś co powiedzieć
-co tam bracie?
-POMIJAJĄC FAKT ŻE JEST POPOŁUDNIU A TY NADAL W ŁÓŻKU? - Sans zaśmiał się cicho. Oh Papyrus. Przesunął się aby dotknąć stopami ziemi.
-nie wiem o czym mówisz, nie jestem w łóżku
-SANS – Papyrus spojrzał na niego wyraźnie rozbawiony i podirytowany jednocześnie
-podoba ci się mój żart?
-SANS
-chyba ktoś wstał lewą nogą
-SANS, MASZ GOŚCIA - …?
-oh – Nie ma zbyt często gości, przeniósł zaciekawiony i zdziwiony wzrok na postać stojącą w drzwiach... Oh... o... rany
-Cześć kurduplu, dawnośmy się nie widzieli.
-nie wiem o czym mówisz, nie jestem w łóżku
-SANS – Papyrus spojrzał na niego wyraźnie rozbawiony i podirytowany jednocześnie
-podoba ci się mój żart?
-SANS
-chyba ktoś wstał lewą nogą
-SANS, MASZ GOŚCIA - …?
-oh – Nie ma zbyt często gości, przeniósł zaciekawiony i zdziwiony wzrok na postać stojącą w drzwiach... Oh... o... rany
-Cześć kurduplu, dawnośmy się nie widzieli.