Handlarz Iluzji
Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
Prolog - Zawsze dostaję to, czego chcę
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie 
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
 Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień 
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
 Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze (obecnie czytany)
Epilog 

Przebudzenie przyszło nagle, szokujące i nieprzyjemne.W głowie miał mętlik, jednak nic nie było w stanie sprawić, żeby tak po prostu zapomniało tym, co się wydarzyło. Nawet gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego, czy zakończenie wieczoru było prawdziwe, sama świadomość tego, że zdecydowanie nie był w domu, okazałaby się wystarczająco wymowną odpowiedzią. Jakby mało było tego, że właściwie leżał na posadzce,w grę wchodziło jeszcze nucenie – niepokojąco znajomy, czysty głos, melodyjnie wyśpiewujący słowa, których znaczenia mógł co najwyżej się domyślać,a które już kiedyś słyszał.
Gwałtownie napiął mięśnie, coraz bardziej zaniepokojony sytuacją.W pośpiechu poderwał głowę, próbując wesprzeć się na rękach i rozejrzeć dookoła.W pomieszczeniu,w którym się znajdował, panował półmrok, ale to nie miało dla Damiena najmniejszego nawet znaczenia.W powietrzu dało się wyczuć kurz – nieprzyjemny i drażniący płuca – jednoznacznie świadczący o tym, że nikt od dawna nie przekroczył progu miejsca,w którym ostatecznie przyszło mu się obudzić. Kiedy w milczeniu rozejrzał się dookoła,w mroku zdołał rozróżnić kilka początkowo niejasnych dla niego kształtów – coś, co ostatecznie rozpoznał jako całe rzędy wyniszczonych ławek. Wkrótce po tym jego uwagę przykuły sporych rozmiarów okna, zdobione miejscami zniszczonymi, kolorowymi witrażami. Miał wrażenie, że każdy z nich przedstawiał jakiś konkretny kształt, ale w ciemnościach trudno był rozróżnić poszczególne z nich, nie wspominając o tym, że toi tak nie miało w tamtej chwili najmniejszego nawet znaczenia.
Gdzie był?W kościele? Tak to wyglądało, chociaż kiedy wysilił się, chcąc przypomnieć sobie coś więcej, zrozumiał, że to najpewniej stara kapliczka,o której wielokrotnie słyszał. Chyba sama Liv mu o tym wspominała, chociaż z drugiej strony… Och, chyba nawet o tym śnił –o moście w środku lasu, prowadzącym do tej części gęstwiny, od której podświadomie chciał trzymać z daleka zarówno siebie, jaki dziewczynę, którą pokochał. Dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że już wtedy musiał mieć do czynienia z Jane, która zwodziła go według własnego uznania, mieszając w głowie i podsycając uczucia, które…
Nie, niezależnie od wszystkiego nie potrafił sobie tego wyobrazić. To brzmiało niczym jakiś okrutny żart – każde słowo, które padło z ust Liv albo… Nie chciał się nad tym zastanawiać, ale prawda była taka, że rozumiało wiele więcej, aniżeli mógł sobie życzyć –i to łącznie z tym, że być może nigdy tak naprawdę nie poznał tej, której tak wiele razy wyznawał miłość.
Energicznie potrząsnął głową, chcąc jak najszybciej odrzucić od siebie niechciane myśli. Musiał się stąd wydostać i to najlepiej tak szybko, jak tylko miało być to możliwe.O dziwo podniesienie się do pionu przyszło muz łatwością, tym bardziej, że ciało nie próbowało odmawiać mu posłuszeństwa. Nie miał pojęcia, co tak naprawdę się wydarzyło i jakim cudem znalazł się w tym miejscu, ale toi tak nie miało znaczenia – najmniejszego,a może po prostu nie chciał, żeby tak był. Zachwiał się nieznacznie, przynajmniej w pierwszym odruchu, bo zaraz po tym zdołał we względnie bezproblemowy sposób odzyskać pion. Ze świtem wypuścił powietrze, mimowolnie krzywiąc się w odpowiedzi na niepokój, który pojawił się wraz z przeszywającym bólem głowy. Co więcej,w końcu pamiętał, rozumiejąco wiele więcej, aniżeli mógł sobie tego życzyć.
Nie chciał tego. Już i tak wystarczająco długo trwał ze świadomością rzeczy, które wydarzyły się w przeszłości – przekleństwa,o którym wolałby raz na zawsze zapomnieć, co zresztą do pewnego stopnia mu się udawało. Nie zmieniało to jednak faktu, że przeszłość wciąż gdzieś się tam czaiła,a to, że przez te wszystkie wieki po prostu istniał, wydawało się wystarczająco okrutną karą samą w sobie.
Nieśmiertelności nie miała w sobie niczego, co byłby w stanie docenić. Początkowo nie wierzył w to, czego pragnęła dla nich oboje Jane – wiecznego życia i potęgi kosztem niczego niewinnych ludzi… Ba! Całego miasta, które tak bardzo pragnęła zniszczyć. Teraz dobrze pamiętał jej obłąkańczy uśmiech i błysk w aż nazbyt znajomych, intensywnie zielonych oczach. Pamiętał własne przerażenie, kiedy zdecydowała się uświadomić mu, że była kimś więcej, niż zwykły, przeciętny człowiek.W czasach, które oboje im były znane, bez chwili wahania zostałaby uznana za pomiot szatana i spalona na stosie – i, cholera, być może tak byłoby dużo lepiej.
Może gdyby nie milczał przez tyle czasu, rozdarty pomiędzy strachem a miłością, która nawet nie musiała być prawdziwa, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Ale kochał ją,a przynajmniej tak sądził. Może przy odrobinie szczęścia zdołałby zaakceptować to, kim była, tym bardziej, że pozostawała dla niego ważna. Czarownica czy nie, wciąż była kobietą, która go urzekła i z którą chciał spędzić życie – przynajmniej wtedy,w pamięci wciąż mając wiele wspólnie spędzonych chwil. Nie chciał zastanawiać się nad tym, czy to było prawdziwe, czy może już wtedy nakazała mu żyć w iluzji, którą była w stanie stworzyć. Wolał nie wiedzieć, czy przypadkiem go nie zwodziła, przekonując do istnienia czegoś, co w rzeczywistości pozostawało sztuczne, bo to nie miało znaczenia.
Jednak, niezależnie od wszystkiego, nie był w stanie tak po prostu trwać przy kimś, kto wydawał się zachowywać niczym obłąkany, dążąc do czegoś, co w Damienie wzbudzało czyste przerażenie. Jane zmieniała się na jego oczach, choć może lepszym określeniem byłoby to, że nareszcie pokazała mu swoją prawdziwą twarz – okrutną, bezwzględną…
Niebezpieczne piękno, które ostatecznie zginęło z jego rąk.
Jak przez mgłę pamiętał tamten wieczór, chociaż to on zapoczątkował piekło,w którym przyszło mu żyć. Bezwiednie zacisnął dłonie w pieści, samemu sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, kiedy i jakim cudem w ogóle znalazła się pod nim, podczas gdy on zaciskał dłonie na jej smukłej szyi.Z drugiej strony, co innego mu pozostało? Nie mógł pozwolić jej zostać – niew sytuacji,w której mogła okazać się zniszczeniem dla wszystkich wokół. Wtedy to miało sens, choć gdyby zdawał sobie sprawę z tego, jaką cenę przyjdzie mu ponieść, być może zdołałby się powstrzymać. Rozumiał, że zaklęcie wymagało ofiary – śmierci,z którą Jane nagle zaczęła się utożsamiać – jednak w tamtej chwili nie przyszło mu do głowy, czary, które praktykowała, okażą się wystarczająco potężne, by zadziałać nawet po jej śmierci.
Długowieczność wymagała ofiary,a on bezwiednie ją złożył, tym samym skazując siebie na trwanie w najgorszym z możliwych stanów – wieczne życie, które po ty wszystkim nie miało prawa być normalne. Nie chodziło już nawet o to, że mógłby zabić kogoś, kogo być może kochał, ale…o coś więcej. Nie mógłby trwać w rodzinnym domu, skoro w niczym nie przypominał dawnego siebie. Nie był w stanie ryzykować, że ktokolwiek zauważy, że coś się wydarzyło – że połączy fakty i rozumie, że jedna noc zmieniła dosłownie wszystko, naruszając prawa, którymi przez całe eony rządził się świat. Co gorsza, nie był w stanie tak po prostu siedzieć i patrzeć, jak wszystko i wszyscy ci, którzy mieli dla niego znaczenie, ot tak przemijają, podczas gdy on nadal trwa. Być może to było samolubne, ale wtedy nie myślał takimi kategoriami,z kolei teraz…
Cóż, teraz było za późno.
Coś ścisnęło go w gardle, ale zignorował to uczucie. To nie była pora na żal, roztrząsanie przeszłości i wahanie się nad tym, co takiego zrobił źle. Nie liczyło się, czy kochał Jane i czy kiedyś byłby gotów zrobić dla niej wszystko, czy też może istniała granica, której za żadne skarby by nie przekroczył. Istniało wiele kwestii, którymi mógłby się zadręczać, ale nie zamierzał tego robić – nie teraz, kiedy wszystko skomplikowało się aż do tego stopnia. Teraz liczyło się przede wszystkim to, że musiał się stąd wydostać,a później… Cóż, nie miał pojęcia, nie pierwszy raz nie potrafiąc stwierdzić, co i dlaczego powinien zrobić. Być może liczył na cud, ale to wydawało się lepsze, niż gdyby na wstępie załamał ręce.
W milczeniu powiódł wzrokiem dookoła,z opóźnieniem zwracając uwagę na najważniejszą część kościoła – główną nawę,a zwłaszcza ołtarz, zupełnie jakby od samego początku wiedział, że to, co tam zobaczy, nie przypadnie mu do gustu. Czas zrobił swoje, zresztą w ciemnościach trudno było mu dostrzec szczegóły, ale widział dość, żeby stwierdzić, że właśnie tam powinien się udać.Z jakiegoś powodu serce Damiena zabiło szybciej, kiedy zauważył drobną, dziewczęcą postać, która spoczywała na kamiennym stole, niczym jakaś szmaciana, porzucona laleczka. Widział falującą pierś, co utwierdziło go w przekonaniu, że nie była martwa, ale to nie poprawiło mu nastroju, wręcz podsycając odczuwany przez mężczyznę niepokój. Wszystko jest tylko kwestią czasu, pomyślał mimowolnie i to wystarczyło, żeby zdołał ruszyć się z miejsca, stopniowo zmierzając w stronę ołtarza, chociaż wszystko w nim aż rwało się do tego, by uciec.
– Liv… – wyrwało mu się.
Wyglądała, jakby spała,a przynajmniej takie wrażenie odniósł w chwili,w której znalazł się na tyle blisko, żeby dostrzec jej twarz. Rude włosy tworzyły wokół jej głowy płomienną aureolę, co wydawało się dość ironiczne, zważywszy na miejsce,w którym oboje się znajdowali. Jedna ręka zsunęła się z wąskiego blatu, bezwładnie sięgając ku ziemi, ale nie była w stanie dosięgnąć posadzki. Nawet nie drgnęła, kiedy wypowiedział jej imię, tym samym potęgując odczuwany przez Damiena niepokój, choć przecież podejrzewał, że jego starania nie przyniosą żadnego skutku.
Zawahał się, przez krótką chwilę mając ochotę chwycić dziewczynę za ramiona i energicznie nią potrząsnąć. Pomyślał, że mógłby wziąć ją na ręce i stąd zabrać, ale instynkt podpowiadał mu, że to byłoby zbyt proste i że nie powinien tego robić. To wszystko miało jakiś głębszy sens, ale…
Aż wzdrygnął się, kiedy dotychczas pogrążone w ciemnościach pomieszczenie rozświetlił łagodny blask dziesiątek świec. Wcześniej nie był w stanie ich zobaczyć, starannie ustawionych zarówno na, jaki wokół ołtarza. Zamrugał, po czym cofnął się o krok,w następnej sekundzie przenosząc wzrok na kolejną, spokojnie stojącą przy jednym z witrażowych okien postać. Zamarł na widok Jane – dokładnie takiej samej, jak wieki temu i… na pierwszy rzut oka jak najbardziej żywej, chociaż to wydawało się niemożliwe.A jednak przecież wyraźnie widział olśniewający uśmiech na jej twarzy, ciemne włosy i… Och, tak – zielone oczy, które miały prześladować go już chyba po kres wieczności, dręcząc zarówno w snach, jaki wtedy, gdy pozostawał w pełni przytomny.
Bez pośpiechu odwróciła się w jego stronę, ostrożnie zmierzając ku ołtarza na którym leżała Liv. Poruszała się z lekkością i gracją, która wydawała się czymś nieosiągalnym dla człowieka, nie wydając przy tym najdelikatniejszego choćby dźwięku. Wrażenie było takie, jakby sunęła w powietrzu, co Damien uznał za aż nadto prawdopodobne. Zwłaszcza ten długiej, czarnej sukni, którą miała na sobie,w nienaturalny sposób wił się wokół jej kostek, sprawiając, że Jane wydała mu się jeszcze bardziej eteryczna. Niczym duch, którym przecież musiała być. Przez ułamek sekundy był gotów przysiąc, że stałą się przeźroczysta, zwłaszcza kiedy znalazła się bliżej świec,a ich blask zaczął igrać z jej skórą. Było coś niepokojącego w tym, jak wyglądała w świetle,a chłopak mimowolnie pomyślał, że to dlatego, że tak naprawdę nie należała do tego świata – nie w takim stopniu, jak mogłaby tego oczekiwać.
– Tyle czasu… – Jej głos był łagodny i znajomy, Damien zaś poczuł się tak, jakby ostatni raz widzieli się zaledwie wczoraj. Wiedział, że to niemożliwe, skoro własnoręcznie pozbawił te lśniące, zielone oczy blasku, ale… – Obiecałam ci, prawda? Jasne, że tak.
– Przestań.
Zacisnęła usta, po czym spojrzała na niego w co najmniej urażony sposób. Mimo wszystko trudno było mu określić emocje, które nią targały, być może dlatego, że w duchu wciąż przekonywał samego siebie, że te nie mogą być prawdziwe. Jak miałoby być inaczej, skoro miał przed sobą martwą kobietę?
Zabawne. Jeszcze pięćset lat temu taki widok by go zszokował, ale teraz…
Och, wszystko było inne.
– Znowu mnie ranisz, Damien. Wydawało mi się, że już rozmawialiśmy na ten temat – zauważyła, po czym z cichym westchnieniem spojrzała na Liv. Właściwie nie zarejestrował momentu,w którym dosłownie zmaterializowała się przy ołtarzu,w następnej sekundzie decydując się wyciągnąć bladą dłoń ku twarzy dziewczyny. – Moje naczynie… Podoba ci się?W zasadzie nie wiem, dlaczego ją wybrałam, ale to teraz nie ma znaczenia. Potrzebowałam kogoś, kto pomagałby mi, zanim… mogłabym pozwolić sobie na coś więcej.
Coś w jej słowach go zaniepokoiło, chociaż początkowo sam nie był pewien, co takiego było tego powodem. Mimowolnie napiął mięśnie, uważnie śledząc wzrokiem Jane i spodziewając się do niej… dosłownie wszystkiego. Co więcej, wpatrując się w nią – znajome rysy twarz, łagodny uśmiech, te oczy… – czuł się niemalże jak w transie, zupełnie jakby śnił, chociaż to wydawało się niemożliwe.
–O czym mówisz? – zapytał cicho.
Wcale nie był pewien, czy chciał poznać odpowiedź na to pytanie. Musiał je zadać – to wydawało się naturalne – ale mimo wszystko…
– Nie rozumiesz? – Wydała się rozczarowana takim stanem rzeczy. – Och… Mówiłeś mi na zawsze, Damien. To twoje słowa… Naprawdę sądziłeś, że pozwolę ci pokochać inną?
– To teraz nie ma znaczenia – zniecierpliwił się. Zmusił się do tego, żeby uciec wzrokiem gdzieś w bok, chociaż przyszło mu to z trudem. – Liv nie…
– Liv – przerwała mu ze śmiechem. – Porozmawiajmy o niej, co?W końcu upierasz się, że ją poznałeś… Ach, kochasz ją?
To pytanie go zaskoczyło, może nawet bardziej niż cała ta sytuacja. Jego spojrzenie jak na zawołanie powędrował na spokojną twarz leżącej na ołtarzu dziewczyny – tej samej, za którą przez ostatnie miesiące był gotów oddać życie i która nie tak dawno temu ufnie się do niego tuliła, kiedy razem tańczyli na zorganizowanej w miasteczku uroczystości. Teraz to wszystko wydawało się bardzo odległe, zupełnie jakby przytrafiło się komuś innemu –i to na dodatek całe lata temu, tak dawno, że równie dobrze mógłby tego nie pamiętać. To było tak, jakby jeden wieczór i rozmowa z Adeline zmieniły wszystko, wyrywając go z letargu,w którym trwał przez tyle czasu. Już chwila,w której zdecydował się na powrót do tego miejsca, miała w sobie coś szalonego – coś, co wynikło z zaledwie jednego, nic nieznaczącego impulsu, któremu postanowił się podporządkować. Wszystko, co robił od tamtego momentu, wyglądało w ten sam sposób; kolejne decyzje, które przychodziły mu ot tak, całkowicie poza kontrolą i…
Teraz z kolei stał, patrzył na Livi nie miał pojęcia, co takiego powinien odpowiedzieć na zadane mu pytanie. Jeszcze kilka godzin temu by się nie zawahał, wręcz irytując się na samą myśl o tym, że ktokolwiek miałby podważyć uczucie, którym darzył tę dziewczynę. Przecież to było oczywiste, prawda? Kochał ją, odkąd zobaczył ją po raz pierwszy – tak po prostu, bez konkretnego powodu i doszukiwania się sensu w miłości, która wywiązała się zdecydowanie zbyt doskonała i gwałtowna, by mogła być prawdziwa.
Bo może nie była… Być może nic takie nie było.
Czuł, że Jane go obserwuje – spokojna i rozluźniona, czego bynajmniej nie dało się powiedzieć o nim. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w twarz Liv, bijąc się z myślami i próbując zrozumieć, dlaczego teraz wydawała mu się tak odległa – wręcz obojętna, zupełnie jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Nie sądził, że to będzie w ogóle,a jednak im dłużej się nad tym zastanawiał, tym więcej sprzeczności dostrzegał –w tej sytuacji, przeszłości, swoim zachowaniu… We wszystkim, co do tej pory uważał za właściwe, tym bardziej, że składało się na jego teoretycznie doskonałe życie – to samo, które tak bardzo chciał przejść z Liv przy boku.
– Ach… Tak sądziłam. – Tych kilka słów wystarczyło, żeby z powrotem przeniósł wzrok na Liv…A potem zamarł, widząc, że ta spokojnie stała, obracając w palcach długi, lekko zakrzywiony nóż. – Spadła mi z nieba, wiesz?I wydała mi się idealna… Wiesz, miałam dość żerowania. Przez tyle czasu błąkałam się po okolicy… Cierpiałam, nie mogąc zaznać spokoju… Ona była niczym przeznaczenie, Damien – stwierdziła z przekonaniem. – Słodka, kochana Liv ze swoim otwartym umysłem i ezoterycznej duszy. Dawno nie spotkałam kogoś o tak silnej aurze… Gdyby chciała, mogłaby uprawiać czary. Kto wie, może nawet mogłaby rozwinąć dar jasnowidzenia.
Słuchał jej, ale prawie nie zwracał uwagi na poszczególne słowa. Jego spojrzenie na powrót spoczęło na Liv,w pamięci zaś jak na zawołanie zamajaczyło wspomnienie ich rozmowy u Adeline – to, jak roztrzęsionym głosem opowiadała mu, że przewidziała jego nadejście…I że wiedziała rzeczy, których nie powinna. Oczywiście, że to zaakceptował, jak najbardziej będąc w stanie zrozumieć to, co wykraczało poza ludzkie pojęcie. Co więcej, Liv w niczym nie przypominała Jane – nie tę szaloną, skłonną poświęcić wszystkich wokół kobietę, marzącą o nieśmiertelności.
– Liv… Liv była pierwsza, czy po prostu miała szczęście? – zapytał z wahaniem, mimowolne zaczynając się zastanawiać, co z innymi dziewczętami. Te wszystkie, które zaginęły,a które…
– Och, uważasz mnie za potwora, Damien? – zapytała z wyraźnym rozczarowaniem Jane. Przez jej twarz przemknął cień, co zaniepokoiło go tym bardziej, że w dłoniach wciąż ściskała nóż. – Nie miałam powodów, żeby zabijać przed jej pojawieniem się…I tak nie miałam jak. Ale naczynie potrzebuje ofiary, prawda? – zapytała cicho,w niemalże łagodny sposób. – Skoro tylko przelew krwi mógł zagwarantować mi istnienie, przelałam ją. Jej rękami… Dałam jej wszystko, co we mnie najlepsze. Wszystko, czego potrzebowała, chociaż to przecież należało do mnie.
To, co mówiła, było przerażające, ale wydawało się niczym,w porównaniu z niepokojem, które wzbudzał w nim scenariusz, który powoli zaczął formować się w jego umyśle – coś przerażającego i nierealnego zarazem, co… po prostu nie mogło być prawdziwe.
Nie mogło, ale…
– Wciąż nie jestem prawdziwa… Czujesz to, czyż nie? Och, kochany… – Jane westchnęła, po czym nieznacznie potrząsnęła głową. – Musiałam długo czekać, chociaż dzięki Liv to stało się dużo prostsze. Dzisiejsza noc… Ale to tylko kwestia czasu. To już jest koniec, ale najpierw… – Zamilkła, po czym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnęła nóż w jego stronę. – Zrobisz to dla mnie? Uwolnij mnie, Damien. Chciałabym, żebyś to był tym, który podaruje mi wieczne życie… Nasza druga szansa, pomimo tego, co wydarzyło się ostatnim razem. Ja ci to wybaczyłam, kochany, więc… po prostu mnie nie zawiedź.
– Ja nie…
– Nie rozumiesz? – przerwała mu. – Rozmawialiśmy już dzisiaj o Samhain, Damien. Tkwię na granicy… Tyle czasu tkwiłam, ale teraz wszystko jest inne. Ona już nie jest mi potrzebna, poza tym jest dość silna, żeby pozwolić mi wrócić… Rozumiesz to? – zapytała z fascynacją w głosie. – Moje naczynie i doskonała ofiara, bardziej praktyczna niż te chwilowe przedłużenia życia, które miewałam do tej pory… Jeśli zginie dzisiaj, to wystarczy. To jedno, żebym mogła znowu stanąć u twojego boku. – Spojrzała na niego z błyskiem w oczach. Drgnął, kiedy przesunęła się w taki sposób, by móc stanąć naprzeciwko niego,w następnej sekundzie kładąc drobne dłonie na jego ramionach, tym bardziej, że wyraźnie poczuł jej dotyk… Och, tak, dotykała go! – Po tylu moich poświęceniach, staraniach, udawaniu…
Udawaniu… To wszystko było iluzją…?
Nie mogło być. Ale musiał się upewnić – chociaż tyle.
– Jane… – Jego własny głos zabrzmiał dziwnie, kiedy jednak zdecydował się odezwać. Poruszając się trochę jak w transie, ujął oferowany mu nóż, po czym wyciągnął wolną rękę ku policzka kobiety – nienaturalnie chłodneg oi dziwnego dotyku, ale jednak prawdziwego.W tamtej chwili przeszedł go prąd, ale nie zwrócił na to uwagi. – Jeszcze jedna rzecz.
– Tak, kochany? – zachęciła.
Zmusił się do zachowania spokoju, chociaż wszystko w nim aż rwało się, żeby zacząć krzyczeć albo najlepiej od razu uciec.
– Kogo tak naprawdę kochałem? – zapytał i zaraz coś ścisnęło się w gardle. Chyba jedynie cudem zdołał zebrać się w sobie na tyle, żeby dokończyć: – Kto trwał przy mnie przez te wszystkie miesiące…?
Dobra, kochani. Ogólnie rzecz ujmując wzięłam się za robienie czegoś, co okazało się być bardziej ... czasochłonne niż sądziłam wcześniej. Generalnie już piąty dzień na tym siedzę i puf. Nie jestem nawet w połowie!

Dlatego też, póki tego nie skończę - będzie pojawiać się mniej rzeczy na blogu. No chyba, że coś podeślecie na maila ;)

A czym się zajmuję? Cóóóóóż~ 

Spis treści jaki do tej pory był na stronie bardzo się kiepścił. A to odstępy za duże, a to czcionka nie ta, a to znowu za mało informacji etc. Postanowiłam przenieść całość na... wikę. 

Yaaap, wszystko jest czytelniejsze, bardziej dokładne i sprecyzowane. Wszystkie pozycje, Wasze opowiadania, komiksy, tłumaczenia - będą na Wice Handlarza.

Jeżeli w Spisie Treści nie ma pozycji z Twoją pracą - znaczy, że została już przeniesiona na Wikę.

Co więcej będę chciała, aby każdy miał możliwość rozbudowywania wiki. W sensie - piszesz opowiadanie i chcesz coś bardziej wyjaśnić, albo dać jakieś ciekawostki - śmiało. Też możesz dodać coś od siebie!

Póki co, wika jest NADAL w fazie robienia. Mam nadzieję, że do końca miesiąca zrobię ją w całości. 

Śmiało, możecie komentować już to co jest. Więc nie ma krępacji. 

Link do wiki macie tutaj

KLIK 

Ah! Jeżeli jesteś autorem jakiegoś opowiadania / oneshoota / komiksu i chcesz sam/a napisać opis swojej pracy - śmiało. 
Ślij go na maila yumimizuno@interia.pl
W tytule wpisując: Wika - nick - tytuł pracy
Zaś w treści opis
Dawno nie było żadnego fajnego eventu - co? 
Czas to zmienić!
Ha! 

Przyszły miesiąc - maj - ma 31 dni. A więc...
Event będzie miesięczy w sensie, będzie trwał cały miesiąc. Jak Zboczony wrzesień czy niecodzienny marzec. 

Zasady? Ah, prościutkie
1 - w zabawie mogą brać udział WSZYSCY
2 - prace należy słać na maila yumimizuno@interia.pl na minimum 24h przed dniem. Czyli, jeżeli chcemy rzucić coś na 2 maja, trzeba nadesłać mi na maila wiadomość najpóźniej 30 kwietnia. W ostateczności będą przyjmowane prace nadesłane 1 maja. Ale to już tak z przymknięciem oka, dobra? ;)
3 - w tytule maila wpisujemy AU - nick - tytuł pracy - dzień miesiąca
4 -  w treści maila można dać swoją stronę internetową do podlinkowania
5 - mogą być opowiadania, komiksy czy obrazki
6 - można nadsyłać więcej niż jedną pracę
7 - mogą być to prace, które powstały już wcześniej - w sensie, nie z myślą o evencie, ale pasujące do niego. Ważne, aby nie były publikowane do tej pory na blogu.
8 - mogą być prace +18 lecz należy to wcześniej zaznaczyć
9 - mogą być prace przedstawiające związki Sans x Sans, Papyrus x Papyrus, Sans x Papyrus, Sans x Toriel, a także wszystkie z Friskiem - z zaznaczeniem, że Frisk nie podpada pod paragraf. 

Tyle? Tyle. 
Ale o AU mowa - czyli o alternatywnych uniwersach gry Undertale których jest od groma i jeszcze ciut. 
Na każdy dzień w miesiącu maju będzie wybrane jedno z AU, na którego temat będą publikowane prace. 
 Jest kilka luk - w które można wsadzić wybrane przez siebie AU - mogą się one powtarzać. Np wcześniej było HorrorTale, ale chcesz wrzucić coś jeszcze z tego AU - w dniach z lukami masz możliwość wybrania AU jakie chcesz. 
Akcja prac może dziać się bezpośrednio w wybranych AU, albo też postacie z tego AU są przenoszone do innego. Czy też po prostu akcja dzieje się w bardziej... realnym świecie. Dla przykładu. Sans z HorrorTale po prawdziwym pacyfiście na powierzchni. Albo! Sans z HunterTale w Snowdin.  
Nie musisz brać udziału we wszystkich dniach, jeżeli chcesz opisać wybrany - pisz na wybrany.  Dajmy na to, masz pomysł na 6 maja, 8 i 12 to piszesz na nie. Jak masz pomysł na wszystkie to super!

Spis prac po evencie pojawi się w tej notce. 

Alfabetyczny spis AU macie tutaj

Ah no i najważniejsze. Oto nasze AU:

1 - Undertale (klasycznie)
2 - Underfresh
3 - DreamTale
4 - ReaperTale
5 - [wybrane AU]
6 - HorrorTale
7 - OutherTale
8 - PTA
9 - AxeTale
10 - [wybrane AU]
11 - X-Tale
12 - Undernovela
13 - InkTale
14 - FlowerTale
15 - [wybrane AU]
16 - DanceTale
17 - LamiaTale
18 - VagrantTale
19 - HunterTale
20 - MobTale // Mobfell
21 - [wybrane AU]
22 - ScienteTale
23 - BittyTale
24 - ZephyrTale
25 - Underfell
26 - Underswap
27 - [Wybrane AU]
28 - CyberTale
29 - LittleTale
30 - Underpray
31 - ErrorTale 


EDIT:
Khem, jako, że widzę iż w komentarzach wynikło wielkie nieporozumienie.
NIE ZAKLEPUJEMY AU
Po prostu dajmy na to 28 maja mamy CyberTale, a więc nadsyłacie prace z CyberTale i tego dnia, będą one publikowane. To nie jest tak, że dany dzień jest zarezerwowany tylko dla jednej osoby. On jest dla WSZYSTKICH. Po prostu tematem danego dnia będzie omawiane AU... 
WYBRANE AU
Wybieracie AU o jakim chcecie pisać. Czy to własne, czy to cudze. Jakie chcecie. Nie ma zaklepywania. To puste luki w które każdy może wstawić co chce!
Nadal nie rozumiecie? Tutaj macie podgląd Zboczonego Września - będzie to tak samo wyglądać, ale nie o fetyszach seksualnych gadamy, a o AU. 
Klik 

SPIS TREŚCI
1 maja - Undertale
Kontrola - Scylla 
Undyne vs Świadkowie Jehowy - Yumi Mizuno 
Rysunki - Filip Domin 

2 maja - Underfresh
Rysunek - Filip Domin

3 maja - DreamTale
Rysunek - Filip Domin

4 maja - ReaperTale 
Szczerość Nighta - YoshiChan
Rysunki - Laura
Rysunek - Filip Domin

5 maja - wybrane AU
 Doki doki literature club - Reitiri
Parę rysunków z różnych AU - Filip Domin

6 maja - HorrorTale
 Rysunek - YoshiChan
Rysunki - Filip Domin

7 maja - OuterTale
Rysunki - Kiwi-Chan
Rysunki - Filip Domin
Rysunki - Laura
Rysunek - YoshiChan
CHARA =) - Nikola Blueberry

8 maja - PTA
Proszę pokazać na mapie... - Yumi Mizuno

9 maja - AxeTale
Rysunek - Renee
Rysunek - Risanna

Autor: Ninki Nanka
Notka od autora: Jak wiadomo po świecie chodzi wielu geeków i nerdów. Niektórzy żyją w miarę normalnie, inni zamykają się w swoich domach, w pełni oddając się swoim pasjom. Do tej drugiej grupy należy Avril, dziewczyna w pełni poświęcona e-sporcie oraz swojej drugiej pasji, o której woli nie rozmawiać. Lecz pewnego dnia, wychodzi ze swej nory, by dostarczyć kilka książek dla swojego taty. Jednak nie mogła przypuszczać, że podczas swojej małej eskapady pozna dosyć specyficznego jegomościa...
Autor: Ksiri

Spis Treści:
Nowa, niechciana znajomość
Nie denerwuj innych, bo możesz wylecieć za drzwi
 Nieprzyjemna rozmowa
Nie ma to jak kolacja z kotem
Nocna przejażdżka 
Mistrzostwa czas zacząć! (obecnie czytany)
Rady i whisky
Weź się w garść  
...

W końcu nadszedł dzień, dzień mistrzostw świata w League of Legends. Ekscytacja fanów jak i samych graczy sięgała zenitu. Avril wraz ze swoją drużyną, menadżerem i resztą ekipy czekali w wyznaczonej dla nich strefie, aż będą mogli wejść na główną scenę.
- Stresujesz się Avril? - zagadnął Rasta, wysoki chłopak, o brązowych włosach i piwnych oczach, zajmujący pozycję toplanera*.
Choć tak naprawdę nazywał się Rick, to wszyscy zwracali się do niego po jego nicku, jaki ustalił sobie w grze. Podobnie było z resztą drużyny, jednak Avril używała swojego imienia jako ksywki w grze, więc była jedynym zawodnikiem do którego zwracano się po imieniu.
- Trochę, ale jest okej. - Przywołała na twarz słaby uśmiech. Choć czekała na tę chwilę od dawna, to teraz trema zżerała ją od środka.
- Będzie dobrze Av - tym razem odezwał się  Freez, nieco starszy od Avril, chłopak o aryjskiej urodzie. W ich drużynie był suportem, więc to z nim grała najwięcej i miała najlepsze relacje.
- No dobra ekipo! - Do pomieszczenia wszedł Max i spojrzał na każdego z graczy. - Zaraz zaczynamy, dajcie z siebie wszystko, jasne?
- Jasne! - krzyknęli wszyscy zawodnicy, po czym poszli za Maxem, który skierował się w stronę głównej sceny. Reszta zespołu została w pomieszczeniu lub poszła na trybuny, by stamtąd obserwować mecz.
Gdy weszli na scenę, powitał ich ryk widowni, która klaskała i wiwatowała na ich widok. Każdy z obecnych tu zawodników miał swoich fanów, którzy go dopingowali. Avril rozejrzała się po całej hali i uśmiechnęła się pogodnie, by jakoś ukryć to, jak bardzo była zestresowana.Gdy znaleźli się na środku sceny, podeszła do nich drużyna przeciwna. Obie ekipy po życzeniu sobie powodzenia, rozeszły się do swoich komputerów, które stały w dwóch rzędach po pięć, bo obu stronach podwyższenia.Po przejściu przez etap banowania i wyboru bohaterów gra się rozpoczęła. Wszyscy gracze ruszyli na wcześniej ustalone pozycje i ogólnie zajęli się wyznaczoną im robotą.- No to zaczynajmy zabawę - mruknęła do siebie, oblizując nieznacznie górną wargę i bardziej nachylając się nad monitorem komputera.

Tymczasem w Parku Naukowym panowała przerwa, a przynajmniej dla asystentów i większości naukowców. Nie wszyscy jednak uznawali coś takiego jak odpoczynek od pracy. No chyba, że ich własny organizm ich do tego zmusi.Przykładem takiego pracoholika był Gaster, który pomimo przerwy dalej siedział w pracowni i coś majstrował. Niestety ciągła praca mu nie służyła, a zmęczony i otępiały organizm domagał się snu… ewentualnie kolejnego kubka mocnej kawy.
Więc, nie czekając już dłużej, udał się niespiesznie do pokoju socjalnego, gdzie miał nadzieję nie zastać nikogo, choć przerwa powoli się kończyła, a wszyscy pracownicy powinni wracać już do swoich zajęć.
Jednak ku jego rozczarowaniu siedziała tam grupa młodych asystentów, którzy zgromadzili się koło jednego ze swoich kolegów i z przejęciem oglądali coś na tablecie. Gaster, widząc to, nawet tego nie skomentował, nie miał zwyczajnie na to ochoty i siły. Postanowił po prostu zrobić sobie kawę i wrócić z nią do pracowni. Jednak, gdy kawa już powoli kończyła się parzyć, usłyszał coś, co powstrzymało go przed tym.
- Dawaj Avril, rozwal ich! - krzyknął któryś z asystentów.
Na parę sekund cała grupa jakby zamarła w oczekiwaniu, po czym wszyscy wybuchnęli niepochamowaną radością. Gaster spoglądał na nich obojętnie, choć w środku zaczął zastanawiać się, czy asystent miał na myśli córkę jego współpracownika, jednak odtrącił od siebie tę myśl. Bardzo wątpił, by taka dziewczyna mogła być kimś, kto byłby w stanie zrobić coś, by wywołać takie emocje. Jakież było jego zdziwienie, gdy usłyszał kolejne słowa asystenta.- Ej, myślicie, że Avril wróci do domu z pucharem?
- Jasne, nie ma opcji, by jej drużyna przegrała. Mają świetnego junglera*, no i ona sama bardzo dobrze gra. – odparł inny asystent.
- No, co racja to racja….

 Dalsza rozmowa brzmiała tak, jakby rozmawiali w kompletnie innym języku. Choć niby mówili normalnie, to często używali słów, których znaczenie było Gasterowi kompletnie obce. Jednak pomimo tego uważnie przysłuchiwał się rozmowie, przy okazji popijając kawę, choć jego twarz wydawała się obojętna i niczym niewzruszona.Jednak po pewnym czasie trójka asystentów odeszła, by wrócić do pracy. Pozostało tylko dwóch, którzy najwyraźniej nie mieli żadnych przydzielonych zadań albo na nie nie zważali.W tym właśnie momencie Gaster podszedł do nich. Na początku musieli tego nie zauważyć, jednak gdy ten odchrząknął, obaj obrócili się jak oparzeni.- Nie powinniście wracać do pracy? - zapytał, jakby od niechcenia.
- Jeszcze mamy trochę czasu - odparł chłopak stojący bliżej niego. Naukowiec rozpoznał w nim Marka, recepcjonistę, z którym podczas całego okresu swojej pracy zamienił może dwa zdania. - Przerwa kończy się nam za jakieś dziesięć minut.
- Rozumiem… - Jego twarz nie wyrażała niczego konkretnego, jakby odpowiedź chłopaka była mu obojętna. Jednak kątem oka zerknął na tablet, którego ekran doskonale widział i dostrzegł na nim jakąś grę komputerową, ale nie była to sama gra lecz relacja z jej rozgrywki. - Co to jest? - zapytał po chwili wskazując na wyświetlacz.
- To relacja na żywo z Mistrzostw Świata w Leauge of Legends, wie pan, takiej gry komputerowej. Avril bierze w nich udział, więc uznaliśmy, że przydałoby się śledzić rozgrywki na bieżąco. -odparł drugi chłopak, którego już kompletnie nie kojarzył
-Doprawdy? A gdzie odbywają się te zawody?
- W San Francisco.
Słysząc to, przytaknął skinieniem głowy, po czym bez słowa wyszedł z pokoju socjalnego, zostawiając chłopaków samych sobie. Czyli Avril brała udział w jakichś zawodach poświęconych grze komputerowej? Cóż nie spodziewał się czegoś takiego po niej. Zresztą ciężko mu było sobie wyobrazić, by coś takiego mogło wywoływać w ludziach ekscytację. Już pal sześć samo granie, ale naprawdę ludzie fascynowali się oglądaniem, jak ktoś gra? No doprawdy, ludzka rasa miała dziwne upodobania.  Jednak było to w jakiś sposób intrygujące, więc uznał, że bardziej zbada temat, nawet jeżeli musiał na to poświęcić czas przeznaczony na badania. W końcu, gdzie się tak dobrze nie zdobywa informacji, jak nie u źródła? Musiał tylko dokładnie dowiedzieć się gdzie odbywają się zawody, w końcu San Francisco było całkiem rozległe, a że żyli w dobie internetu wystarczyło ledwie kilka minut, by dowiedzieć się wszystkiego czego potrzebował. Więc, gdy tylko dowiedział się gdzie dokładnie ma się udać, sprawdził jeszcze, czy wszystko zostawił w jako takim porządku. Nie chciał, by jakiś durny asystent, uznał za stosowne uporządkowanie jego rzeczy, co pewnie skończyło by się jakąś katastrofą oraz opóźnieniem jego późniejszej pracy. Dlatego gdy był już pewien, że wszystko zostawi tak jak powinien przeteleportował się w odpowiednie miejsce. Na początku nieco go zmroczyło, bo dystans jaki przebył był dość spory, ale nie minęło dużo czasu gdy wszystko wróciło do normy. Zdecydowanym krokiem udał się w stronę miejsca gdzie odbywały się zawody. Był to spory budynek przypominający jakąś zamkniętą arenę, ale nie wywarł on na nim jakiegoś większego wrażenia. Nieco zaskoczył go widok kilku potworów w okolicy, ale szybko ich zignorował, by skupić się na celu dla którego tu przybył.Przy wejściu zobaczył dwójkę ochroniarzy, którzy sprawdzali wejściówki, jednak nie było to dla niego problemem. Przeszedł w miejsce gdzie zniknąłby z oczu po czym zwyczajnie teleportował się do wnętrza budynku. Korytarze były zaskakująco puste, ledwie kilkoro ludzi i potworów przechadzających się po nich i kupujących przeróżne gadżety przy stoiskach. Szybko domyślił się, skąd taki stan rzeczy, gdyż z oddali dobiegł do niego dźwięk głośnego aplauzu tłumu.Nie zastanawiając się zbyt długo, ruszył w stronę z której dochodził dźwięk, a po niedługim czasie doszedł do ogromnej hali z trybunami schodzącymi miarowo w dół co dawało kształt leja. Widział na nich zarówno ludzi, jak i potwory, choć ci pierwsi stanowili większość. Z głośników nadawany był głos komentatora, który relacjonował to, co działo się w grze. Jednak jego uwagę przykuł sam środek hali, gdzie znajdowała się odseparowana strefa, gdzie stało dziesięć stanowisk komputerowych, po pięć w dwóch rzędach stojących do siebie równolegle. Siedzące przy nich osoby zapewne byli zawodnikami, a upewnił się w tym, gdy dostrzegł wśród nich Avril.Jednak teraz wyglądała nieco inaczej, niż ją zapamiętał. Wydawała się mniej zmęczona i bardziej zadbana. Jej włosy nie były już przetłuszczone ani skołtunione, a ubiór, na który składała się czarna bluza z logiem drużyny, do tego T-shirt w tym samym kolorze i jeansy, wyglądał na niej wyjątkowo dobrze i schludnie. Aż ciężko mu było dowierzać, że to ta sama osoba. Ale jak widać, jeżeli trzeba, to ta dziewczyna potrafi wyglądać ła… znaczy się znośnie.Nagle wszyscy w hali jakby się ożywili. Zaczęli głośniej krzyczeć, inni coś skandowali, zapewne nazwę drużyny, a jeszcze inni wrzeszczeli imię…. Avril. W tym momencie zwrócił uwagę na duży ekran, zawieszony nad główną częścią areny, na którym transmitowano przebieg gry oraz obraz graczy, która co rusz przechodziła na kolejnego zawodnika.Obecnie wyświetlała się na nim jakaś część placu, na którego środku znajdował się wielki kryształ* z jakimś paskiem u góry, a wokół niego biegały dwie postacie. Jedna przypominała wysokiego mężczyznę z maską i pistoletem, a druga dziwną futrzaną wiewiórkę. Pierwsza postać co rusz strzelała do wielkiego kryształu, przez co pasek nad nim się kurczył, a druga starała się trafić w swojego przeciwnika bumerangiem.Jednak w końcu pasek skurczył się do zera, a cała gra się zatrzymała. Kibice zaczęli jeszcze głośniej wrzeszczeć pełni szczęścia i satysfakcji.- I tak Silver Tiger wygrywają swoją pierwszą grę! - Dało się słyszeć głos komentatora, który ledwo przedzierał się przez aplauz publiczności. - Co to był za mecz? Piękny backdoor* w wykonaniu Avril kompletnie zniszczyła przeciwników….
Gaster dalej już nie słuchał, bo całą swoją uwagę poświęcił dziewczynie, która pełna radości ściskała się z każdym ze swojej drużyny. Na ten widok poczuł jakiś dziwny skurz w piersi, który jednak szybko zniknął.Zastanawiał się, czemu wszyscy się tak tym ekscytują. To przecież tylko wygrana w grze komputerowej. Nie potrzeba w nich przecież żadnych konkretnych umiejętności. Już nawet zwykły sport był lepszy, bo tam trzeba było coś umieć, a tutaj? Oczywiście zapewne trzeba było znać się trochę na danej grze, ale bez przesady, dla niego dalej oglądanie czy branie na serio takich zawodów, było co najmniej dziecinne. No, ale cóż, ludzie często wykazują się inteligencją na właśnie takim poziomie.
Z zamyślenia wyrwał go ruch w głównej części hali. Obie drużyny udały się w stronę wyjścia, przy okazji czasami podchodząc do swoich fanów. Czyli już nic tu po nim. Prychnął pod nosem zirytowany i udał się w stronę wyjścia. Cała ta wycieczka była tylko stratą czasu, niczego się nie dowiedział i tylko utwierdził się w przekonaniu, jaką niską inteligencją wykazują się ludzie. Choć najwyraźniej nie tylko oni, bo widać potwory również bawiła taka rozrywka.Budynek opuścił bez żadnych przeszkód, bo ochroniarze ewidentnie byli bardziej pochłonięci rozmową o wyniku meczu, niż sprawdzaniu kogokolwiek. Gdy już miał się z powrotem teleportować do Parku Naukowego i rzucić się w wir pracy, zauważył kątem oka coś, co przykuło jego uwagę.Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył, jak ktoś wymyka się bocznym wejściem. Gdy przyjrzał się bliżej, dostrzegł, że to Avril. Dziewczyna ewidentnie była poddenerwowana i rozglądała się na wszystkie strony. Czyżby jego wyprawa jednak nie poszła na marne? Na tę myśl uśmiechnął się nieco przerażająco, po czym poszedł w stronę dziewczyny.Gdy tak za nią podążał, dostrzegł, jak dziewczyna rozgląda się nerwowo, jakby bała się, że ktoś ją zauważy lub zaatakuje. Wyglądało to dla niego nad wyraz komicznie, gdyż można by pomyśleć, że to właśnie przed nim tak ucieka. Lecz po paru minutach, zatrzymała się, przez co i on przystanął, nie chcąc by zorientowała się o jego obecności. Avril schowała się w jednej z wnęk w ścianie areny i wyciągnęła z kieszeni bluzy papierosa i zapalniczkę. Nieco zdziwiło to naukowca, bo dziewczyna nie wyglądała na palaczkę, lecz szybko się z tego otrząsnął i podszedł do niej, uznając to za najlepszy moment na ujawnienie się.- Nie sądziłem, że palisz… - zaczął spokojnym, acz nieco niepokojącym głosem, na którego dźwięk, dziewczyna mocno się wzdrygnęła, niemal wypuszczając papierosa z palców.
- Rzadko to robię, najczęściej gdy się zestresuje - odparła z udawanym spokojem, którym chciała zasłonić stres i zaskoczenie, co marnie jej wychodziło- Co panu tu robi, jeżeli mogę zapytać?
- Część asystentów śledziła mecz, w którym brałaś udział, więc chciałem zobaczyć na żywo, na czym one polegają.
- Cóż ważne by sprawdzać wszystko u źródła, ale jak pan tak szybko dotarł do San Francisco? Lot zajmuje przecież kilka godzin.
- Powiedzmy, że to moja tajemnica - Jego głos zabrzmiał wyjątkowo złowrogo, a niewielki, równie nieprzyjemny uśmieszek, tylko to podkreślał.
Do tego stopnia, że po plecach dziewczyny przebiegła fala zimnych dreszczy, a na jej twarzy pojawił się wyraz niepokoju. Choć nijak nie było tego po nim widać, to w duchu poczuł cień satysfakcji z reakcji Avril. Zawsze strach oraz cierpienie, które wywoływał u innych niezwykle go satysfakcjonowały.
- Rozumiem – odparła po chwili, przy okazji rzucając na ziemię niedopałek z papierosa i zgniatając go butem  – A jak się panu spodobał e-sport?
- Cóż, niekoniecznie, nie za bardzo widzę sens oglądania takich… zawodów.
- Naprawdę? - Zaskoczenie przyćmiło nieco niepokój dziewczyny. – Dlaczego?
- O ile jestem jeszcze w stanie zrozumieć samą idę grania w gry komputerowe, to nie widzę sensu oglądania jak ktoś to robi, a tym bardziej na żywo.
- Sama czasami tego nie rozumiem, ale to chyba działa na podobnej zasadzie jak oglądanie innych zawodów sportowych. To po prostu ludzi odpręża, daje poczucie przynależności do jakiejś grupy.
- Lecz w każdym normalnym sporcie trzeba jakąś ilość czasu poświęcić na treningi. Choć sam nie za bardzo popieram ten rodzaj rozrywki, to tam ludzie mają chociaż świadomość, że zawodnicy włożyli jakiś wysiłek w wygraną – Wyprostował i uśmiechną się dumnie, będąc pewnym, że dziewczyna przyzna mu rację. Jakże się zdziwił, gdy ta westchnęła podirytowana, a na jej twarzy pojawił się wyraz zniesmaczenia.
- Ech, każdy tak mówi, ale tak naprawdę zawodnicy w e-sporcie muszą bardzo dużo trenować, nie tyko grając na komputerze, ale i ćwicząc fizycznie.
Słysząc te słowa Gaster o mało nie parsknął śmiechem, bo gdy patrzył na Avril, to w życiu by nie uwierzył, że uprawia ona jakikolwiek sport. Może nie była gruba, ale widać było po niej sporą nadwagę oraz zaniedbanie ciała.
- Jednak w dalszym ciągu, jest to tylko granie na komputerze – mówiąc to skrzyżował ręce na piersi, a uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Tutaj nie mogę zaprzeczyć, ale jest to również analizowanie możliwych ruchów przeciwnika, obmyślania taktyk i tak dalej… -nagle z kieszeni buzy Avril rozbrzmiał dźwięk powiadomienia z telefonu, więc ta wyjęła go i zerknęła na wyświetlacz -Cóż, wygląda na to, że muszę już wracać, mój menadżer mnie wzywa. Mam nadzieję, że będziemy mogli kiedyś dokończyć tą rozmowę. Do widzenia.
- Również na to liczę i powodzenia na zawodach – jego głos był oziębły, podobnie jak wzrok, którym odprowadził dziewczynę, gdy ta odeszła w stronę wejścia na arenę.
Nie widząc powodu, dla którego miałby dalej pozostać w tym miejscu, po prostu teleportował się z powrotem do swojego laboratorium, gdzie od razu zabrał się do pracy, starając się wyrzucić ze swojej głowy myśli o Avril, która pomimo niechęci jaką do niej czuł, zaczynała go coraz bardziej intrygować.
___________
*toplaner – Osoba grająca na górnej alei, najczęściej postaciami o dużej ilości zdrowia.
*Nexus (wielki niebieski lub czerwony kryształ) – Jest to centralna część baz obu drużyn, których zniszczenie jest celem gry. Drogi do każdego z nich bronią (na jednej alei) trzy wieże, które atakują, gdy się do nich zbliża. Przy nexusie są kolejne dwie.

*backdoor – Jedna z taktyk w Leauge of Legends, polegająca na wdarciu się do baz przeciwników pod ich nieobecność i zniszczenie jej centralnej części
Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
Prolog - Zawsze dostaję to, czego chcę
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie 
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
 Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień 
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
 Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią (obecnie czytany)
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog 

Liv znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki – chorobliwie blada, poważna i wyraźnie podenerwowana. Kiedy ją zobaczył, pierwszy raz doświadczył czegoś, o co zdecydowanie by się nie podziewał: poczuł strach. To skutecznie wytrąciło Damiena z równowagi, wzbudzając w nim ni mniej, ni więcej, ale wątpliwości. Ze wszystkich możliwych emocji doświadczył akurat tej, która nie powinna mieć racji bytu – nie w przypadku dziewczyny, której dotychczas był gotów bronić na wszystkie możliwe sposoby, darząc ją uczuciem o wiele silniejszym, niż jakiekolwiek inne, którego przyszło doświadczyć mu w życiu.
A jednak widząc ją tamtego wieczora, tak nienaturalnie wręcz skupioną, naprawdę zaczął się bać. W pamięci wciąż miał przebieg rozmowy z Adeline – każde słowo, które padło z ust kobiety, jakimś cudem wzbudzając w nim wątpliwości. Wszystko to, czego był świadom do tej pory, zniknęło równie nagle, co wcześniej się pojawiło, a Damien przekonał się, że nieświadomie dotarł do swego rodzaju granicy. Wcześniej w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że w przypadku czegokolwiek, co dotyczyło Liv, mogłaby istnieć, a jednak kiedy znalazł się tuż przy niej, bliski tego, żeby posunąć się krok dalej i ją przekroczyć…
Czuł, że jeśli sobie na to pozwoli, wtedy zmieni się wszystko. Problem polegał na tym, że zdecydowanie nie był na takie posunięcie gotowy.
Milczał zdecydowanie zbyt długo, by okazało się to naturalne. Czuł na sobie przenikliwe spojrzenie Liv; te dziwne, obce tęczówki wydawały się go przenikać, jedynie podsycając odczuwane przez mężczyznę wątpliwości. Choć wiedział, że to wina soczewek – tak przynajmniej twierdziła dziewczyna, a on nie miał podstaw, żeby jej nie wierzyć – coś w zieleni jej oczu niezmiennie przyprawiało go o dreszcze. Zwłaszcza po tym, co powiedziała mu Adeline, mógł spodziewać się dosłownie wszystkiego, jednak z drugiej strony… to przecież o niczym nie świadczyło, prawda?
Nie mogło, ale…
– Słyszałeś o co cię zapytałam, Damien? – Głos Liv wyrwał go z zamyślenia. Brzmiał zupełnie inaczej niż zazwyczaj, na swój sposób chłodny i co najmniej… niepokojący. – Gdzie byłeś? Martwiłam się – dodała, ale coś w jej tonie sprawiło, że zorientował się, że chodzi o coś więcej.
Instynktownie napiął mięśnie, kiedy dziewczyna z wolna ruszyła w jego stronę. Przez twarz Liv przemknął cień, ale nie skomentowała zachowania Damiena ani słowem, w zamian udając, że niczego nie dostrzega. Poruszała się ostrożnie, z gracją, która z jakiegoś powodu wprawiła go w konsternację. Być może to rozmowa z Adeline oraz fakt, że ostatecznie znaleźli się z Liv sam na sam w ciemnościach, sprawiły, że czuł się aż tak nieswojo, niemniej nie podobało mu się to. Pierwszy raz nie chciał, żeby dziewczyna znalazła się blisko, choć jeszcze godzinę wcześniej dałby się pokroić, byleby tylko móc wziąć ją w ramiona i mieć pewność, że nic jej nie groziło.
– Przepraszam cię – odezwał się z opóźnieniem, decydując się wziąć w garść. Wciąż uważnie obserwował Liv, podświadomie woląc kontrolować każdy kolejny krok. W oszołomieniu uświadomił sobie, że czuł się trochę tak, jakby nagle znalazł się sam na sam z dzikim zwierzęciem, które w każdej chwili mogło pokusić się o skoczenie mu do gardła. – Zniknęłaś mi z oczu i tak jakoś… Szukałem cię – dodał, ale ona tylko potrząsnęła głową.
– U Adeline? – rzuciła takim tonem, że już nie miał najmniejszych nawet wątpliwości co do tego, że mu nie wierzyła.
Liv przystanęła w niewielkim oddaleniu od niego, gniewnie mrużąc oczy i nawet na moment nie odrywając od Damiena wzroku. Choć to wydawało się bez sensu, w tamtej chwili był gotów przysiąc, że jej zielone tęczówki dosłownie jarzyły się w ciemnościach, trochę jak u kota.
– Liv… – zaczął, po czym zamarł, bo tym razem po prostu się roześmiała.
Ten dźwięk okazał się zupełnie inny od tego, którego mógłby się po niej spodziewać, tym bardziej, że w niczym nie przypominał tego melodyjnego, niewinnego śmiechu, którym oczarowała go już podczas pierwszej rozmowy. Jakby tego było mało, wydał mu się znajomy – i to nie tylko dlatego, że już miał okazję go usłyszeć podczas jednego ze snów, które dręczyły go od chwili przyjazdu do tego miejsca. To było coś więcej, choć za wszelką cenę usiłował o tym zapomnieć, uparcie odpychając od siebie te najgorsze, dawno zepchnięte w zakamarki umysłu wspomnienia.
Niemożliwe. Po prostu nie, ale…
– Liv, posłuchaj… – zaczął raz jeszcze, ale tym razem dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć.
– Daj mi spokój z tym imieniem! – wybuchła, w ułamku sekundy tracąc cierpliwość. Tym razem już nie miał wątpliwości co do tego, że najpewniej dobrze wiedziała o czym rozmawiał z Adeline. Nie miał pojęcia jakim cudem mogła tego dokonać, ale jakie to właściwie miało znaczenie? – Wciąż to robisz i… Ach, Damien, jak długo jeszcze będziemy to ciągnąć? – zapytała niemalże ze smutkiem, tym samym jeszcze bardziej go dezorientując.
– Nie rozumiem – oznajmił, ale z jakiegoś powodu własne słowa wydały mu się brzmieć niczym wierutne kłamstwo. – Nie wiem, co w tej chwili masz na myśli… Hej, Liv, wróćmy na imprezę – dodał spiętym tonem, choć aż nazbyt oczywiste było to, że dziewczyna nie miała ochoty na dalszą zabawę. Już się nie śmiała, a tym bardziej nie przypominała mu radosnego chochlika, który byłby w stanie tańczyć do rana, gdyby tylko dać jej po temu okazję. Nie zmieniało to jednak faktu, że nade wszystko pragnął znaleźć się w towarzystwie ludzi – tak dla pewności, gdyby… stało się coś wyjątkowo nieprzewidywalnego. – Przepraszam cię, że tak zniknąłem, ale ja naprawdę…
– Dosyć! – zażądała i to jedno słowo wystarczyło, żeby skutecznie go uciszyć.
Jej oczy znów zabłysły w ten niepokojący, przyprawiający o dreszcze sposób. Właściwie nie zarejestrował momentu, w którym Liv dosłownie zmaterializowała się przed nim, rzucając nań jak jakaś dzika, rozjuszona kotka. W pośpiechu chwycił ją za oba nadgarstki, stanowczo unieruchamiając, kiedy spróbowała się na niego zamachnąć, za wszelką cenę usiłując trafić go w twarz. Jej rysy wykrzywił grymas, a oczy zaszkliły się, choć tym razem łzy zdecydowanie nie miały związku z tym, że poczuła się zraniona – nie tak po prostu, bo zdecydowanie bardziej wyrazistym, niemalże namacalnym uczuciem okazała się wściekłość.
Oparł się plecami o ścianę pobliskiego budynku, kiedy naparła na niego całym ciałem. Usiłował trzymać ją na dystans, choć zarazem nie mógł tak po prostu pozwolić na to, żeby się do niego zbliżyła. Czuł, że gdyby tylko stracił czujność, wtedy wydarzyłoby się coś niedobrego, a na to zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić.
– Dlaczego? Dlaczego znowu mi to robisz, co Damien? – Jej gorączkowy szept miał w sobie coś desperackiego, zresztą tak jak i spojrzenie, którym zdecydowała się go obdarować. Z chwilą, w której spojrzał prosto w lśniące, szmaragdowe tęczówki, ostatecznie uprzytomnił sobie, że nie było mowy o żadnych soczewkach. Ten kolor był naturalny, ale… to najzwyczajniej w świecie nie miało sensu. – Raz po raz, a teraz jeszcze udajesz, że niczego nie pamiętasz… Naprawdę sądzisz, że tak po prostu ci uwierzę? – zapytała z goryczą, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– O czym ty…?
Tym razem zaczęła płakać, jednocześnie gwałtownym ruchem usiłując oswobodzić się z jego uścisku. Nie pozwolił jej na to, zbyt zdeterminowany, by zmusić ją do pozostania w miejscu. W takim stanie co najwyżej mogła zrobić krzywdę sobie albo jemu, a to zdecydowanie nie wchodziło w grę.
– Przestań! – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Nie igraj ze mną, bo nie jestem głupia! Wiem, że Adeline… – Zacisnęła usta, przez krótką chwilę koncentrując się przede wszystkim na złapaniu oddechu. Drżała niespokojnie, wytrącona z równowagi nawet bardziej niż wtedy, gdy tłumaczyła mu, że przewidziała, iż mógłby nadejść. – Oczywiście, że nie mogła zostawić mnie w spokoju. Drążyła od samego początku, ale… – Nagle roześmiała się w co najmniej niepokojący, wręcz szalony sposób. – Jej biedna Chloe! Ale hej, ja niczego nie żałuję! Żadnej z nich…
– O czym teraz, do jasnej cholery, mówisz?! – nie wytrzymał, już nawet nie próbując jej uspokajać. Zdecydowanym ruchem odepchnął ją od siebie na tyle, by móc wyprostować się i chwycić za ramiona. – Liv, na litość Boską…
– Boga w to nie mieszaj! – zadrwiła, nie szczędząc sobie złośliwości. – I Liv… Liv, Liv, Liv, Liv… Ciągle Liv – wycedziła przez zaciśnięte zęby, z niedowierzaniem potrząsając głową. – Kiedyś w ten sposób wypowiadałeś inne imię, prawda?
Coś w jej pytaniu sprawiło, że poczuł się dosłownie tak, jakby ktoś go uderzył. Gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc, próbując się uspokoić, ale to okazało się niemożliwe. Czuł, że drży, ale nie miał pewności, czy to wina jego napiętych do granic możliwości mięśni, czy może wciąż stojącej tak niepokojąco blisko dziewczyny. Czuł na sobie jej spojrzenie i to wystarczyło, żeby jeszcze bardziej go zdekoncentrować, doprowadzając do stanu, w którym ledwo był w stanie nadążyć za tym, co działo się wokół niego.
Jakby tego było mało, równie nieprawdopodobne wydawało się to, co właśnie mu sugerowała. Przez krótką chwilę myślami znów był przy tamtym poranku, kiedy stali przy tablicy ogłoszeń, a on wpatrywał się w kolejną z kolei informację o zaginięciu młodej dziewczyny. Pamiętał wyraz twarzy Liv, jej spojrzenie i słowa…
Te słowa, które prześladowały go aż do tego momentu.
„Wiem, że już kilka osób zniknęło… I może to nic, ale coś mi podpowiada, że żadna z tych dziewczyn już nie wróci.”
Jak powinien to rozumieć i…?
– Liv…
Kolejny grymas.
– I znowu! – zniecierpliwiła się, po czym nerwowo zacisnęła usta. – Powiedziałam ci, że masz przestać… Daj już spokój z tym imieniem.
– Ale…
Zdecydowanym ruchem potrząsnęła głową. Nie zorientował się, kiedy i dlaczego poluzował uścisk wokół jej nadgarstków, pozwalając, żeby przesunęła się bliżej i ujęła jego twarz w obie dłonie.
– Przestań ranić mnie w ten sposób, Damien… – wyszeptała niemalże błagalnym, drżącym głosem. – Nie mów mi, że przez cały ten czas niczego nie zauważyłeś… Że o mnie zapomniałeś. Obiecałeś mi – dodała z naciskiem, spoglądając mu w oczy. Jej lśniące, zielone tęczówki, które… wydawały się takie znajome i… – Ja zresztą też ci obiecywałam, kochany. Powiedziałam, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć. Pamiętasz? Ty z kolei mówiłeś, że będziemy razem na zawsze… Mówiłeś mi, że na zawsze, Damien!
– Ja nie…
Przywarła do niego jeszcze mocniej.
– Oboje wiemy, że teraz okłamujesz samego siebie – oznajmiła z naciskiem. – Pamiętasz, co takiego było, kiedy mieszkaliśmy w Amhertst po raz pierwszy… Musisz, chociaż to było bardzo dawno, prawda Damien? – Uśmiechnęła się słodko, to jednak wciąż pozostawało zaledwie parodią tego, co dotychczas widywał na twarzy Liv. Niczym jakaś okropna karykatura, której zdecydowanie nie chciał zapamiętać. – Ile to już lat, co? Ile wieków? – Zamilkła, po czym z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Ale ja pamiętałam. Czekałam przez cały ten czas… Bo wiesz, ja zawsze otrzymuję obietnic.
Być może mówiła coś jeszcze, ale już właściwie nie słuchał, zbyt oszołomiony sytuacją i tym, co działo się w jego głowie. Już wcześniej miał mętlik, walcząc ze sobą i wspomnieniami, których w równym stopniu pozostawał świadom, co i z uporem usiłował trzymać na dystans. Zacisnął powieki, ale nawet kiedy sobie na to pozwolił, wciąż widział jej twarz – zielone oczy, uroczy uśmiech i…
Och, tyle że w tamtej chwili nie spoglądał na Liv. Oczami wyobraźni widział kogoś innego – równie dla niego ważnego, pięknego i… przerażającego.
Wspomnienie, które pragnął pogrzebać wraz z nią – przyczyną każdej jego udręki.
Tą, która najwyraźniej wróciła, by pociągnąć ją za sobą.
– Jane…
Znów usłyszał śmiech, ale tym razem prawie nie był tego świadom. Zaraz po tym – zanim w ogóle zdążył zastanowić się nad tym, co i dlaczego działo się wokół niego – wszystko zniknęło, a Damiena pochłonęła ciemność.
~*~
To było zimą – wiem o tym doskonale, chociaż minęło tyle czasu. Co więcej, wiem, że ty również pamiętasz, chociaż z uporem próbujesz mnie od siebie odepchnąć. I chociaż to boli, jestem skłonna ci to wybaczyć, zresztą tak jak i wiele innych rzeczy, które mi zrobiłeś. Zwłaszcza tę jedną, która ostatecznie przywiodła nas do tego miejsca, a która wiele innych kobiet najpewniej by przeraziła. Liv też, a przynajmniej tak mi się wydaje – nie wiem, zresztą ty też nie, choć teraz jeszcze tego nie rozumiesz. Dlaczego miałbyś, skoro wciąż odpychasz od siebie prawdę, uparcie żyjąc iluzją świata, który z twoją pomocą stworzyłam specjalnie dla ciebie?
Kiedy wypowiadasz moje imię, wiem, że w końcu pozwalasz sobie na zrozumienie – tylko częściowe, bo dopiero pokażę ci, co takiego zamierzam. Czuję ulgę na myśl o tym, że najpewniej nareszcie mnie pamiętasz. Sama do tej pory potrafię odtworzyć sposób, w jaki patrzyłeś na mnie tych… Och, pięćset lat. Chyba tyle minęło, prawda? Czas jest tak zabawnym, złożonym zjawiskiem, że chwilami wciąż go nie rozumiem. W zasadzie tego nie chcę, bo kiedy żyje się wiecznie, mijające sekundy przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, z kolei ja czekałam dość, by zdążyć stracić rachubę. Wiem jedynie, że dzisiejsza noc jest wyjątkowa, a my nareszcie dokończymy to, co zapoczątkowałam już lata temu.
Musisz to pamiętać, prawda? Wtedy też byłeś przerażony, kiedy powiedziałam ci prawdę – obnażyłam się przed tobą, zdradzając najbardziej ciążący mi, ważny dla mnie sekret. Coś, co z powodzeniem mogłoby mnie pogrążyć, chociaż wierzyłam, że ty tego nie zrobisz. W końcu mnie kochałeś, czyż nie? Nadal kochasz. Czułam to już wtedy za każdym razem, kiedy wypowiadałeś moje imię, obejmowałeś, dotykałeś włosów… Czarnych i długich. Pamiętasz to, prawda? Wiem, że zawsze ci się podobały, zresztą tak jak moje oczy – przypominające dwa szmaragdy, co wielokrotnie od ciebie słyszałam.
W twoich myślach byłam wtedy idealna. To zresztą sprawiało, że tak się czułam, mając świadomość tego, że nareszcie znalazłam osobę, która kocha mnie nade wszystko i z którą pragnę spędzić resztę życia.
Wymarzyłam sobie dla nas wieczność i to właśnie ją pragnęłam ci podarować.
Pamiętam, że byłeś przerażony, kiedy spotkałam się z tobą tamtego wieczora. Zabolała mnie pogarda w twoich oczach, gdy wprost powiedziałam ci, kim jestem – kiedy powierzyłam swoje życie, zapewniając dość wiedzy, byś mógł mnie zniszczyć, gdyby takie było twoje życzenie. Ale nie potrafiłeś… Wiem o tym – o każdej sekundzie, którą poświęciłeś, żeby doszukać we mnie tej samej dziewczyny, z którą spotykałeś się na długie miesiące przed nadejściem zimy. To wciąż byłam i jestem ja; ta sama, którą adorowałeś, której skradłeś pocałunki, a ostatecznie odważyłeś się wsunąć pierścionek na palec, tym samym przypieczętowując to, co było pomiędzy nami. A ja byłam szczęśliwa – wciąż chcę być i właśnie tak się stanie, jeśli tylko mi na to pozwolisz. Wiem, że ostatnim razem popełniłam błędy, zbytnio cię szokując i nie dając czasu na zrozumienie wszystkiego, ale… jestem skłonna to naprawić. To dobrze, prawda? Minęło dość czasu, byśmy oboje nauczyli się więcej.
Tamtego wieczora prawda jednak okazała się zbyt trudna, co jasno uświadomiły mi twoje oczy. Przyszłam do ciebie z moim sekretem, a jednak wtedy mnie odrzuciłeś, zachowując się tak, jakbym z dnia na dzień przestała być sobą.
– Wiedźma! – usłyszałam od ciebie i choć to w pełni opisywało to, kim jestem, dla mnie było niczym sztylet wymierzony prosto w serce.
Tak się stało, ponieważ nie takim tonem zwraca się do osoby, którą jest się w stanie zrozumieć. Nie w ten sposób spoglądałeś na mnie wcześniej, powtarzając, że jestem dla ciebie najważniejsza. I choć rozumiałam, że to dla ciebie trudne, mimo wszystko poczułam się zraniona.
Nie tak postępuje się z kobietą, Damien.
Nie poddałam się, choć być może powinnam. Możliwe, że gdybym wtedy odpuściła, dając ci czas na zrozumienie, że chcę dla nas dobrze i że nie jestem potworem, wszystko byłoby inne. Ogarnął mnie jednak gniew – zbyt silny, bym mogła go kontrolować; bardziej gwałtowny, aniżeli tego chciałam, bowiem tak bardzo pragnęłam, żebyś mnie zrozumiał. Potrzebowałam ciebie i twojej akceptacji, błagając o nią w niemalże desperacki sposób, niezależnie od możliwych konsekwencji. Możliwe, że to nas zgubiło, ale… czy to takie złe? Jednak coś mi się udało, skoro wciąż trwamy, a ja jestem w stanie spełnić każdą z obietnic, która padła z moich ust.
– To dla ciebie, kochany – mówiłam wtedy, po cichu wierząc, że jednak zrozumiesz. – Czymże jest cena, jeśli w ten sposób na zawsze pozostaniemy razem? Jeśli mi pozwolisz, słowa „na wieczność” nabiorą nowego znaczenia… Nieśmiertelność to podobno marzenie głupców, ale ja mogę ci ją dać.
Tyle że ty nie rozumiałeś… Nie chciałeś, a może przerażało cię to, że miałam krew na rękach – i że pragnęłam posunąć się dalej. Nie przeczę, moje ambicje były i są wielkie, ale czy to nie jest warte swojej ceny? Amhertst nigdy nie dało nam niczego dobrego, dla mnie będąc niczym więzienie, z którego nade wszystko pragnęłam uciec. Tylko ty trzymałeś mnie w tym miejscu – twoja miłość, którą tak łatwo mogłam utracić oraz coraz realniejsze marzenie o długowieczności. Gdybyś wtedy mi pozwolił, zakończyłabym wszystko raz na zawsze – przyniosła zniszczenie tym, którzy na to zasłużyli, podczas gdy my…
My po prostu byśmy trwali – ponad śmiercią i wszelakimi słabościami, które stanowią domenę człowieczeństwa. Ty i ja, niczym bogowie, których nie miał prawa przywieść ku końcowi, jakże właściwemu kruchym, ludzkim istotom z którymi nigdy się nie utożsamiłam. Każde odebrane życie mogłoby nas do tego przybliżyć – ofiara, którą specjalnie dla ciebie byłam gotowa złożyć.
Tamtej nocy byłam zdolna poświęcić całe to cholerne miasto, które przy pierwszej okazji spaliłoby mnie na stosie. Zrobiliby to, gdyby wiedzieli, ale ty…
Ale wszystko poszło nie tak – i to z twojej winy, choć oddałam ci wszystko, co we mnie najlepsze. Mogłeś mnie mieć, a jednak pozwoliłeś na to, żeby strach przysłonił miłość, którą przez tyle czasu mnie darzyłeś. Nawet pierścionek zaręczynowy, który wciąż miałam na palcu, nie miał dla ciebie znaczenia, kiedy tak nagle powaliłeś mnie na ziemię. Byłeś silniejszy, bardziej zdeterminowany – napędzany przez gniew i pogardę, która w tak krótkim czasie zajęła miejsce wszelakich ciepłych uczuć, które do tej pory przeznaczone były specjalnie dla mnie. Wciąż chciałabym wiedzieć, co takiego sobie myślałeś, kiedy twoje dłonie zaciskały się na mojej szyi. Chyba nawet nie walczyłam – nie pamiętam, żebym to robiła, zdolna co najwyżej na ciebie patrzeć i…
Jak to jest patrzeć w oczy tej, którą podobno kochasz, zarazem tak po prostu odbierając jej życie?
Chciałabym wiedzieć, czy zawahałeś się przez moment, trwając w tym szaleństwie i beznamiętnie obserwując jak ja…
Wciąż próbuję pojąć, co takiego czułeś i jak silne musiało to być, skoro kazałeś mi wtedy odejść. Przynajmniej próbowałeś, bo nie przewidziałeś, jak daleko idące przygotowania poczyniłam, by zapewnić ci to, co tak bardzo chciałam ci ofiarować. I choć to szalone, wybaczyłam ci tamtą noc, bo wiem, jak oślepiający bywa gniew – doświadczam tego również teraz, nie po raz pierwszy wahając się nad tym, czy nie powinnam cię zabić, skoro z takim uporem próbujesz wyrzucić mnie ze swojej pamięci. Już raz to zrobiłeś, a teraz… Och, nawet teraz z takim uporem powtarzałeś imię innej, trwając w przekonaniu prawdziwości kłamstw, które w ciebie sączyłam.
Ale pamiętasz. W końcu wypowiadasz to jedno słowo…
Jane.
Wróciłam, tak jak ci przysięgałam. Tamtego wieczoru ofiara jednak została złożona – wystarczająco, by zapewnić ci długowieczność, której tak bardzo dla ciebie pragnęłam.
Teraz jestem i ja – i niezależnie od wszystkiego to, co rozpoczęłam tak dawno temu, ostatecznie się zakończy.
Na wieczność.
Notka od autora: Samael od dłuższego czasu suszyła mi łeb, abym jej napisała jakieś opowiadanie. Chciała porno. No i ja mam świadomość, że zapewne to nie jest dokładnie to o co prosiła, lecz właśnie to "wyszło" spod moich palców. 
Ship: Czytelniczka x Grillby

Gdyby dwa lata temu ktoś Ci powiedział, że tak potoczy się Twoje życie – wyśmiałabyś go. Tak samo, jak śmiałaś się ze swojego kolegi, który z wielkim przejęciem informował Cię o założeniu konta na stronie zaadoptujfaceta.pl. Był zdesperowany. Tak sądziłaś. Strona, gdzie ogłaszali się wolni mężczyźni i pozwalali traktować się jak towar, który kobieta mogła wziąć pod swoje skrzydła. Taka podróbka Tindera.
Nie trzeba było długo czekać, abyś sama się tam zaszyła. Początkowo z nudów, albo by pośmiać się z gości mających tam konto. Ostatecznie przeglądałaś profile najbardziej, Twoim zdaniem, ekstremalnych przypadków. Wpisałaś słowa kluczowe. #BDSM #Sado-maso #dominacja i wyskoczyła banda pojebów w lateksowych wdziankach oferujących swoje usługi jako Pan. Ale nie tylko, przeważająca ilość chciała zostać zdominowana.
-Pojebańcy – mruknęłaś przesuwając palcem po ekranie swojego smartfona, gdy nagle coś rzuciło Ci się w oczy. Rasa. Rasa? Chodzi o kolor skóry? Szybko zorientowałaś się, że nie. Mogłaś wybrać człowieka, albo… potwora.
Potwory nie były czymś… obcym w Twoim świecie. Wyszły na powierzchnię jeszcze za lat młodości Twojej babci, ich asymilacja poszła bardzo sprawnie i skutecznie. Choć nie było wiele przedstawicieli tej rasy, postanowiłaś zobaczyć co tam się dzieje.
Większość ogłoszeń była prosta, zwykła, albo dla beki. Takiej prawdziwej beki-beki. Miałaś wrażenie, że trolle wrzucają zdjęcia randomowych potworów jakie minęły ich na ulicy i zakładały tam konto. Zabawnie, nie? Na początku. Lecz im dłużej przeglądałaś profile, tym głębiej brnęłaś. Po zaznaczeniu rasy na potworzą i wpisaniu tych samych tagów, wyskoczyła Ci tylko jedna propozycja. Nazywał się Grillby. Kliknęłaś.
Większość relacji sado-maso to pan i sługa. Grillby był jednak inny. On chciał mieć zwierzątko. Odrzeć człowieka z godności jaka mu przysługuje, rozebrać z wszelkich ubrań, rzucić na kolana i kazać robić za swój podnóżek, tak długo, aż mu się to nie znudzi. Nie byłaś nigdy wielką fanką upokarzania, lecz pchnięta czystą ludzką ciekawością, zgodziłaś się na pierwsze spotkanie. Neutralne. W publicznym miejscu – średniej jakości restauracja położona w centrum Twojego miasta – gdzie mieliście dogadać szczegóły. Wiedziałaś o nim wiele. Miał swój bar, w którym serwował trunki dla potworów, lecz miał też ludzkich klientów. Lubił muzykę jazzową, szybkie samochody i muzykę klasyczną. W rozmowach na stronie wydawał się być ogarnięty. Starannie stawiał wszystkie przecinki, nie stosował emotek, zwracał się do Ciebie per „panienko” nawet, jak prosiłaś by tego nie robił, albo po prostu nazywał Cię po Nicku jaki wpisałaś.
Pierwsze spotkanie było przyjemne. Dobrze czułaś się w jego towarzystwie i wbrew temu co myślałaś, nie rozmawialiście o seksie, czy o układzie. Mówiliście o wszystkim. O książkach. O filmach. O znajomych. O mniejszych problemach w życiu i zabawnych anegdotach. Tak dobrze czułaś się w jego towarzystwie, że sama zaproponowałaś kolejne spotkanie w nieco mniej zaludnionym miejscu o wieczorowej porze. Bar Tunel, był Twoim ulubionym miejscem, do którego zapraszałaś wszystkie osoby z jakimi czułaś się bardziej zżyta. Rockowe towarzystwo, kłęby dymu z papierosów unoszące się nad głowami, ściśnięta między krzesełkami a barem maszyna do rzucania rzutkami i kamienne ściany ozdobione świecami i kilkoma przyciemnionymi żarówkami, do tego niebieski neon Lucky Strike. Spodobało mu się tam.
Od słowa do słowa, przeszliście do głównego tematu. Wyznał Ci, patrząc na swoje ogniste ręce w których bawił się podstawką pod piwo, że choć ma takie upodobania zaznaczone w swoim profilu, jest już nimi – zmęczony. Zmęczony spotkaniami z ludzkimi samicami (jakoś nie spodobało Ci się to określenie), które właściwie nie wiedzą na co się piszą. Naczytały się opowiadań w których wszystko jest takie seksowne, takie… nienaturalne, że rezygnują po pierwszym bacie. Był zmęczony też szajbuskami. Mało brakowało, a zadławiłabyś się piwem, gdy opowiadał Ci o kobiecie, która chciała, aby wyrządził jej faktyczne rany na ciele i kazała sobie tak mocno związać piersi, że te aż posiniały.
-A może, chciałbyś spróbować zamiany ról? – odezwałaś się wtedy, czy to przez alkohol, czy po prostu przez miłe towarzystwo, nie bałaś się mówić tego co myślisz. Potwór z zainteresowaniem podniósł brew czekając na dalsze Twoje słowa – Wiesz, ja nie jestem ani taka, ani taka. Nie lubię bólu i nie podnieca mnie on. – Przygryzłaś wargę – Słuchaj, nie obrazisz się za to co teraz powiem? – pokręcił przecząco głową po krótkiej chwili wahania – Miałam ostatnio sen.
-Tak?
-Yhym, ty mi się śniłeś.
-O. No nie mów. I co?
-Byłeś związany. – cisza. Obserwowałaś, jak prostuje się w zaskoczeniu. Potrzebował pół minuty na przeanalizowanie tego co powiedziałaś. Nie zareagował jednak śmiechem. Pochylił się ponownie nad blatem drewnianego stołu i przymrużył oczy schowane za szkłami okularów.
-Powiedz coś więcej…
Do kolejnego waszego spotkania doszło w hotelu. Kolejne neutralne miejsce. Hotel wynajmował on, na swoje nazwisko. Nie był to jakiś pięciogwiazdkowy kurort, gdzie kelnerzy podają na złotych miskach kawior i ostrygi. Nie był to też motel, gdzie karaczany patrzą na gości jak ci korzystają z ubikacji. Średniej jakości, zadbany, hotelik położony na przedmieściach. Tam też, zrealizowaliście Twoją fantazję. Znaczy, nie do końca. Na samym początku musiałaś nauczyć się wielu rzeczy o potworzej fizyczności. Jak wyglądają prawdziwe rany na ich ciałach. Kiedy przestać. Wiedzy teoretycznej nauczyłaś się szybko. Potem Grillby pokazywał Ci sznury, uczył podstawowych węzłów i bawiłaś się wiążąc mu ręce. Bawiłaś się, dokładnie. Wasza zabawa polegała raczej na – Ty robisz jak umiesz najlepiej, a on pokazuje Ci, że Twoje wiązanie jest do dupy. O. Tak lepiej. Siedzenie razem do rana na łóżku hotelowym było miłe. Nawet nie zorientowałaś się, kiedy oboje usnęliście. Drugą dobę dokupiłaś już Ty. Nie chciałaś mieć wobec niego jakikolwiek dług.
Po dniu spędzonym na nic-nie-robieniu i uczeniu się o sztuce kneblowania oraz czytania na forach o rozmaitych torturach, nakręcałaś się bardziej. I nie, nie widziałaś siebie ani razu jako uległą. Wszystko analizowałaś tak, aby sprawiło rozkosz i Tobie i Grillbiemu. Odkryłaś, że BDSM, to coś więcej niż bezsensowne zadawanie bólu i cierpienia, z którego masochista ma czerpać radość. Nie. To coś więcej. To sztuka, nie przeznaczona dla każdego. Prawdziwe SM. Wiedziałaś też, że Grillby patrzy dokładnie tak samo. To dlatego większość jego wcześniejszych partnerek tak szybko odchodziło. Nie rozumiały piękna, jakim on się zachwycał oraz które z każdą kolejną minutą oczarowywało Ciebie.
Nastała noc. Miałaś na sobie swoją zwyczajną piżamę – czyli rozciągniętą koszulę nocną jakiejś metalowej kapeli, oraz bieliznę. Grillby stał przed lustrem w ubikacji zapinając na swojej szyi obrożę.
-Głupio się czuję – bąknął patrząc na Ciebie przez ramię – Widziałem ją tyle razy na szyjach kobiet, że …
-Jak nie chcesz jej nosić, możesz ją ściągnąć – siedziałaś na łóżku
-Mogę?
-Yhym, nie będzie nam potrzebna, choć wyglądasz… - przygryzłaś wargę mrużąc oczy - … seksownie. – Potwór wyszedł z ubikacji opierając się o framugę. Miał obrożę, skrzyżowane ręce na piersi i… był nagi. Płomienie na jego ciele tańczyły delikatnie. Zero wstydu, zero strachu. Nic tylko ogień, ciepło i zwisająca męskość. Spora.
-Podoba ci się to co widzisz? – wymruczał po chwili gapienia się na jego kutasa. Podniosłaś na niego wzrok zarumieniona i uśmiechnęłaś się głupio. – Zaczynamy?- przytaknęłaś łapiąc za sznury.
Uwielbiałaś to. Uwielbiałaś jego wzrok, kiedy wiedział, że będziesz robiła mu to, co spodoba mu się tak bardzo, iż będzie chciał abyś przestała. Uwielbiałaś gdy zaciskał z całych sił usta wyginając się do tyłu, napinając wszystkie mięśnie w ciele by nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. By nie dać Ci satysfakcji. Nadal był przecież panem, który chciał mieć zwierzątko. Ty jednak poszerzyłaś jego horyzonty, nigdy nie pozwalając, aby czuł się jak sługa. Nigdy nie pozwalałaś mu, aby poczuł się upokorzony. Nie traktowałaś go jako swoją zabawkę, nie rozkazywałaś mu, nie biłaś. Nie uprawialiście seksu. Takiego stricte seksu. Owszem był nagi. Ty często też. Lecz… dosiadanie go nie wydawało się konieczne.
Odkryłaś kilka jego słabych miejsc. Plecy. Uwielbiał gdy drapałaś go pazurami po plecach, w tym też celu zapuszczałaś je i piłowałaś, by przypominały szpony. Jakkolwiek plecy uwielbiały być zaorane, tak kark trzeba było drapać delikatnie. Jak dobrego psa po udanym spacerze. Nie przepadał za dotykaniem go po udach, stronił też by się nie wypinać w Twoją stronę. Nie lubił też jak się dotyka jego stóp. Głównie dlatego, że ma tam przeraźliwe łaskotki nad którymi nie panuje. W chwili gdy to odkryłaś, miałaś poparzone ręce i musieliście odłożyć waszą zabawę na później.
To co uwielbiałaś najbardziej robić – to budzić w nim bestię. Nie podniecało Cię znęcanie się nad nim. Posłuszeństwo uważałaś za nudę. Element dominacji, który Cię pociągał to walka. Walka dwóch silnych charakterów o władzę. Podobało Ci się to, że za każdym razem, gdy kupowaliście pokój w hotelu musiałaś z nim walczyć. Nie dosłownie oczywiście.
Gdy na samym początku posłusznie dawał się wiązać, tak z każdym kolejnym razem przychodziło to trudniej. Zaczynał się ruszać, wyrywał, nie dawał rąk. Kilka razy tak się siłowaliście, że sama skończyłaś związana. Nie. Nie zrobił Ci nic, po prostu się śmiał z Ciebie. Pogodnie i życzliwie. Rzucił kilka uwag, podrażnił Cię, podjudził, rozgotował złość, a potem puścił, pozwalając byś z całą swoją determinacją ruszyła na niego mszcząc się za wszystkie winy i krzywdy, za cały świat!
W ciągu tych dwóch lat zaliczyliście wszystkie bazy. Seks nigdy nie idzie w parze z waszymi zabawami, może czasami stanowić uwieńczenie całości, kiedy to pod prysznicem nadal walczycie o dominacje, gdy wasze ciała splecione razem zapominają o całym świecie. Gdy Ty wgryzasz się w jego wargi z wściekłością za to, że nie zrobiłaś mu wszystkiego co chciałaś, zaś on odwzajemnia wchodząc w Ciebie boleśnie za to, co mu zrobiłaś. Wasz związek, bo można o takich mówić, jest niezrozumiały dla otoczenia. Nie zachowujecie się jak typowa para, nie pasuje też określenie „przyjaciół z potrzebami”. Po prostu jesteście razem. Ty nie sypiasz z nikim innym, on też skasował swoje konto na tamtej stronie i teraz, gdy o tym wspomina to wstyd mu za samego siebie. Lecz, gdyby nie ta strona, nie poznałabyś Grillbiego.





















NASTĘPNA CZĘŚĆ
Autor: perfectshadow06
Tłumaczenie: Nessa
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Categories

  • ► DeltaRune 43
  • ► Do czego warto fapać 7
  • ► EddsWorld 52
  • ► Głos Ludu 1
  • ► Hazbin Hotel 7
  • ► Helltaker 10
  • ► Helluva Boss 20
  • ► Inne gry 72
  • ► Inne komiksy 246
  • ► My Little Pony 68
  • ► Tajemnica prostoty 15
  • ► Undertale 2933
  • ► Zootopia 228
  • ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
  • ♥ Anime/Manga 41
  • ♥ Crushon.ai 1
  • ♥ Discord 56
  • ♥ Eventy 333
  • ♥ Handlarzowe gry 285
  • ♥ Komiksy 2727
  • ♥ Ogłoszenia 188
  • ♥ Oneshoot 170
  • ♥ Opowiadania 871
  • ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
  • ♥ Prace czytelników 39
  • ♥ Tłumaczenia 3107
  • ♥ Ukończone 1621
  • ♥ Yaoi/yuri 98
  • Audio 1
  • Blizny czasu [Time Scar] 11
  • Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
  • Cross x Dream 3
  • Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
  • DeeperDown 23
  • Deos Numbria 9
  • Endertale 10
  • Fallen Flowers 23
  • Gra w kości [The Skeleton Games] 54
  • Handplates 86
  • Hellsiblings 4
  • HorrorTale 34
  • Mendertale 9
  • Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
  • Mój martwy chłopak 16
  • My boo 43
  • Naprzeciw [Stand-in] 31
  • Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
  • nieTykalny 14
  • Ocalić Blitzo 17
  • Opiekun Ruin 14
  • Poniżej zera 2
  • Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
  • Projekt badawczy potwór 22
  • Słodkie Tajemnice 1
  • Springtrap i Deliah 33
  • SwapOut 10
  • Timetale 1
  • Uleczyć Blitzo 2
  • Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
  • Zagrajmy 12
  • Zapomniana Wytrwałość 4
  • ZombieTale 11

POPULAR POSTS

  • Und3rt8l3: S8n2 x F11sk x P86yrus [ by K8yl8-N8 - tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz I
  • Undertale: Sposób o jaki nikt nie prosił [The Crossover No One Asked For - tłumaczenie PL]
  • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ
  • Undertale: Sam na sam z Sansem [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz II [+18]
  • Zootopia: Co inni pomyślą [Inter schminter - tłumaczenie PL] cz. IX
  • Zootopia: Pośpiech [Hustle - tłumaczenie PL] + 18
  • Undertale by Skele-Ton of Sin [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Przyłapana na gorącym uczynku cz III [tłumaczenie PL] [+18]
Obsługiwane przez usługę Blogger.

ARCHIWUM BLOGA

  • ▼  2025 (10)
    • ▼  kwietnia 2025 (1)
      • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSI...
    • ►  lutego 2025 (2)
    • ►  stycznia 2025 (7)
  • ►  2024 (3)
    • ►  grudnia 2024 (1)
    • ►  października 2024 (1)
    • ►  stycznia 2024 (1)
  • ►  2023 (26)
    • ►  listopada 2023 (2)
    • ►  października 2023 (1)
    • ►  sierpnia 2023 (1)
    • ►  lipca 2023 (1)
    • ►  czerwca 2023 (2)
    • ►  maja 2023 (2)
    • ►  kwietnia 2023 (1)
    • ►  marca 2023 (5)
    • ►  lutego 2023 (4)
    • ►  stycznia 2023 (7)
  • ►  2022 (36)
    • ►  grudnia 2022 (4)
    • ►  listopada 2022 (7)
    • ►  października 2022 (7)
    • ►  września 2022 (6)
    • ►  sierpnia 2022 (4)
    • ►  lipca 2022 (5)
    • ►  stycznia 2022 (3)
  • ►  2021 (119)
    • ►  grudnia 2021 (7)
    • ►  listopada 2021 (4)
    • ►  października 2021 (7)
    • ►  września 2021 (10)
    • ►  sierpnia 2021 (5)
    • ►  lipca 2021 (11)
    • ►  czerwca 2021 (5)
    • ►  maja 2021 (17)
    • ►  kwietnia 2021 (17)
    • ►  marca 2021 (14)
    • ►  lutego 2021 (13)
    • ►  stycznia 2021 (9)
  • ►  2020 (192)
    • ►  grudnia 2020 (7)
    • ►  listopada 2020 (11)
    • ►  października 2020 (29)
    • ►  września 2020 (26)
    • ►  sierpnia 2020 (6)
    • ►  lipca 2020 (21)
    • ►  czerwca 2020 (12)
    • ►  maja 2020 (2)
    • ►  kwietnia 2020 (26)
    • ►  marca 2020 (23)
    • ►  lutego 2020 (19)
    • ►  stycznia 2020 (10)
  • ►  2019 (412)
    • ►  grudnia 2019 (6)
    • ►  listopada 2019 (37)
    • ►  października 2019 (60)
    • ►  września 2019 (4)
    • ►  sierpnia 2019 (20)
    • ►  lipca 2019 (63)
    • ►  czerwca 2019 (48)
    • ►  maja 2019 (2)
    • ►  kwietnia 2019 (1)
    • ►  marca 2019 (19)
    • ►  lutego 2019 (23)
    • ►  stycznia 2019 (129)
  • ►  2018 (1142)
    • ►  grudnia 2018 (107)
    • ►  listopada 2018 (82)
    • ►  października 2018 (88)
    • ►  września 2018 (84)
    • ►  sierpnia 2018 (83)
    • ►  lipca 2018 (82)
    • ►  czerwca 2018 (61)
    • ►  maja 2018 (134)
    • ►  kwietnia 2018 (111)
    • ►  marca 2018 (121)
    • ►  lutego 2018 (78)
    • ►  stycznia 2018 (111)
  • ►  2017 (2190)
    • ►  grudnia 2017 (117)
    • ►  listopada 2017 (93)
    • ►  października 2017 (138)
    • ►  września 2017 (149)
    • ►  sierpnia 2017 (203)
    • ►  lipca 2017 (310)
    • ►  czerwca 2017 (195)
    • ►  maja 2017 (277)
    • ►  kwietnia 2017 (326)
    • ►  marca 2017 (146)
    • ►  lutego 2017 (108)
    • ►  stycznia 2017 (128)
  • ►  2016 (680)
    • ►  grudnia 2016 (134)
    • ►  listopada 2016 (179)
    • ►  października 2016 (99)
    • ►  września 2016 (134)
    • ►  sierpnia 2016 (50)
    • ►  lipca 2016 (60)
    • ►  czerwca 2016 (23)
    • ►  stycznia 2016 (1)
  • ►  2015 (33)
    • ►  grudnia 2015 (3)
    • ►  listopada 2015 (1)
    • ►  października 2015 (4)
    • ►  maja 2015 (4)
    • ►  kwietnia 2015 (8)
    • ►  marca 2015 (12)
    • ►  stycznia 2015 (1)
  • ►  2014 (1)
    • ►  grudnia 2014 (1)

Labels

Obserwatorzy

Copyright © Kinsley Theme. Designed by OddThemes