23 października 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka z koszmarami - Punkt widzenia Sansa [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Nightmares Incident [Sans's POV] ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka z koszmarami // Punkt widzenia Sansa (obecnie czytany)
Wpadka Burgerpantsa
 Wpadka przy automacie z przekąskami
 Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co?
Wpadka w Walentynki
// tutaj będzie link do dalszej części spisu treści//
Sala Sądu. To zawsze zaczyna się w Salo Sądu. Cisza. Ciemność. Ból. Stał w czarnej próżni i czekał na to co ma przejść przez drzwi. Frisk. Ale to nie Frisk. Nie naprawdę. Frisk nie jest zabójcą. Ale to wygląda jak Frisk i czasami Sans się myli. Czekał. Cierpliwie. Pokraka wygląda na zdenerwowaną. Może we wcześniejszym śnie go dorwał. Heh. Cóż. Anomalia nie zniknie w najbliższym czasie. Nie rusza się. Stoi i uśmiecha się. Czeka, na jego ruch? Cóż, dobra. Sans uniósł rękę aby zaatakować, a wtedy... weszłaś Ty... Co? Zrobił krok do tyłu, kroki odbijały się echem po pomieszczeniu. Co tutaj robisz? Stoisz, patrzysz na niego, masz puste oczy.
Ocal ją, tak jak nie mogłeś ocalić pozostałych.
OcAL. ChRoŃ. OCAL. Chroń ją.
PoTrzEbUje ciE
OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL
Umrze bez ciebie
ChROŃ, CHROŃ, chroń
stRATA, stRACH
jak ŚMIESZ
OCAL
POMOCY
POMOCY
POMOCY
POMOCY
OCAL
POMOCY
CHROŃ
Te słowa pulsowały w jego Czaszce. Dziecko poprawiło w dłoni nóż. Dlaczego tutaj jest? Sans szybko skoncentrował się na kościstym ataku, aby przebić jego pierś.
Nie.
Nie.
Nie.
To nie bachor. To T Y.
Sans zrobił krok do tyłu przerażony, patrzył jak krew falami wylewa się z Twojej piersi w akompaniamencie krzyku. Odwrócił się. Bachor stoi za nim, śmieje się. Użył magii aby rzucić nim w ścianę. Ale jak tylko opuścił rękę...
To nie bachor. To TY.
Pobita. Zakrwawiona. Krzycząca. Odwrócił się znowu. Dzieciak był na końcu pomieszczenia. Tym razem Sans teleportował się szybko, by własnoręcznie chwycić je za gardło i zgnieść je. Lecz gdy tylko zacisnął mocniej palce na skórze...
To nie był bachor. To T Y.
Giniesz z jego rąk.
MorDERca. Chcesz jej Ś M I E R C I.
Chcesz aby umarła.
Jak ona Ś M I A Ł A?
moRDERca. ZABIJ. ZABIJ. ZABIJ. ZABIJ.
jesteś NICZYM
jesteś ŚMIECIEM
będzie jej lepiej bez CIEBIE
zNISZcz
Jesteś PotwoREM
ONA UMRZE przez CIEBIE
ZABIJ ZABIJ ZABIJ ZABIJ
Nie umiał przestać. Drżał. Chciał Ci pomóc. Chciał Cię ochronić. Czy nie to zawsze robił? Dlaczego? To nie jest sprawiedliwe. Dlaczego musiałaś tutaj być?
WYJDŹ.
WYNOCHA.
PO CO PRZYSZŁAŚ DO MOJEGO ŻYCIA
Z A B I J
C H R O Ń
K O C H A J
N I E N A W I D Ź
Czy to w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie? Cokolwiek zrobi, cokolwiek postanowi, jesteś tutaj by zginąć. Znowu. I ZNOWU. Jeszcze raz. I kolejny. Dlaczego tutaj jesteś? Pomóż. … proszę.

J E B.

-Ał kuuuu – Sans otworzył oczy. Gdzie był? Ciemno. Wziął urywany oddech.
Umarła, Umarła. Umarła.
Zabiłem ją.
Umarła
Kurwa nie wierzę, zabiłem ją.
Umarła, umarła, umarła.
Sans ledwo słyszał swoje własne myśli przez drżenie ciała, wzrok skupił się na Twoim obrazie, pochylałaś się nad nim wyraźnie zmartwiona. Ulga ogarnęła jego duszę. Wyciągnął w Twoją stronę nadal trzęsącą się dłoń, ale musiał się upewnić, że jesteś tutaj, z nim. - Już dobrze. - powiedziałaś czule - To tylko zły sen – Nie umiał się nawet złościć za to, że weszłaś do jego pokoju by go obudzić. Nie umiał się teraz nawet wstydzić, że widzisz go w takim stanie. Bał się, że Cię stracił.
-to dobrze – wziął kolejny wdech.
-Mam ci coś przynieść? Szklankę wody albo...? - jesteś taka miła. Sans nie chciał abyś go zostawiła, ale bał się, że zaraz zacznie płakać, jeżeli nie zostawisz go na chwilę samego. Więc przytaknął. Czule pogłaskałaś jego czaszkę i wyszłaś z pokoju. Sans położył się na łóżku.
-kurwa – wycharczał. Nigdy nie miał tego typu koszmarów. Czasami bywały bardzo realistyczne, jasne, ale nigdy takie. Miał teorię, że niektóre były błędami z alternatywnych wymiarów, w których nie wszystko poszło tak gładko. Boże, miał nadzieję, że nie w tym wypadku. Większość snów dotyczyła Papyrusa i tego w jak różne sposoby może umierać. Po latach, Sans w końcu powiedział o nich bratu. Od tego czasu ten wie jak rozróżnić dni kiedy Sans miał koszmar, a kiedy się po prostu nie wyspał. Gdy miewa koszmary, Papyrus nie mówi nic na temat jego lenistwa i pozwala mu drzemać za dnia, aby Sans poczuł się lepiej. Rany, jego brat jest najlepszy. Ale nie był pewien jak Ty zareagujesz. To dziwny sen o Twojej śmierci, zwłaszcza, taki w którym to on jest Twoim egzekutorem. Przekręcił się na bok i zamknął oczy. Może będzie udawał że śpi? Nie zadasz pytań. Nie chce teraz gadać o śnie, ale … nie chce też spać. Usłyszał jak drzwi się otworzyły. Weszłaś do środka. Szklanka stuknęła o stolik, poczuł ciężar na materacu łóżka. Zadrżał lekko mając nadzieję, że nie zauważyłaś. Ohh... Głaszczesz go. Sans czuje Twoje palce na żebrach i na każdym kręgu kręgosłupa. Czuje ich miękkość nawet przez koszulkę. Jesteś taka delikatna. Taka czuła. Tak starasz się go nie zranić. Był szczęśliwy, że nie widzisz teraz jego twarzy, bo zdecydowanie się rumieni. Nie pamięta, aby ktokolwiek kiedykolwiek go tak dotykał... To miłe... I zabawne. Zwłaszcza, że wyznałaś swoje uczucia. Twoja miłość nie jest platoniczna. Ale wie, po prostu wie, że nie ma nic romantycznego w tym co teraz robisz. Jesteś tutaj, bo martwisz się o niego. Głaszczesz go bo chcesz go pocieszyć. Bo naprawdę lubisz go. To nie jest sprawiedliwe. Dlaczego nie możesz kochać go w taki sam sposób w jaki on kocha Ciebie? Poklepałaś go i wstałaś by odejść. To co chce teraz zrobić jest naprawdę samolubne. Tak. Strasznie. Samolubne.
-zostań – szept opuścił jego usta nim zdążył je zamknąć. Wstrzymał oddech czekając na odpowiedź... Cisza. - ...proszę – czuł się chujowo i wiedział, że to co robi jest chujowe, ale... Nie umiał się powstrzymać. To samolubne z jego strony, ale nie chce być sam. No i po tym śnie, nie chciał wypuścić Cię z pokoju.
-Sans, błagam. Jestem zmęczona, ty jesteś zmęczony, nie dręcz mnie – mówiłaś wyraźnie zmęczona. Chciał Ci powiedzieć, że nie dokucza Ci, że naprawdę chce Twojego towarzystwa i abyś dalej go tak głaskała po plecach i abyś została, przynajmniej dzisiaj. Lecz nie umiał. Zamiast tego zawołał Cię po imieniu. Westchnęłaś, całe szczęście, nie zdenerwowana. Przeszurałaś stopami po podłodze. Sans poczuł jak ciężar wraca. Objęłaś go ramionami i przytuliłaś na łyżeczkę. Sans był bardzo wdzięczny... nie był pewien, jak to robisz, ale przytulanie się z Tobą było zawsze wspaniałe. Czuł się jak wtedy kiedy oboje dzieliliście łóżko, albo drzemaliście na kanapie. Jesteś ciepła. I delikatna. Może to ludzka cecha. A może to tylko Ty. Papyrus raz czy dwa razy wspomniał, że uwielbia się tulić czysto platonicznie do tak miękkiej i delikatnej podusi jak Ty. … heh... to serio nie jest fair... Sans zamknął oczy i usnął znowu.
Siedzisz w ich kuchni, masz na sobie fartuszek Papyrusa „Całuj Kucharza”, śmiejesz się. Pfft, uwielbia ten śmiech. Sans siedzi na stole, unosi ręce.
-Na miłość boską, Sans, od jak dawna tkwią tam te naczynia?! Chcesz wyhodować na nich nowe życie?
-zasługują na to
-O nie! - zrobiłaś minę taką samą jak Papyrus. O nie, jest cudowna.- Rany. Nie przyszłam tutaj, aby być twoją pokojówką – chwyciłaś za naczynia podchodząc do zlewu – Już wiem co miał na myśli Papyrus. Jesteś obrzydliwy
-oh... czyli że teraz mamy sobie opowiadać brudne kawały? - choć nie widział Twojej twarzy, był pewien, że właśnie wywróciłaś oczami
-O tak. Brudne gary do idealny początek flirtu. Seksownie. Następnym razem wrzuć tutaj jeszcze swoje brudne skarpety, a zmiękną mi nogi
-jesteś cudowna
-Wiem – czyściłaś jego naczynia, zeskrobując zaschnięty tłuszcz z talerzy. Sans przyglądał Ci się przez chwilę
-kocham cię- naczynie wypadło Ci z ręki, popatrzyłaś na niego
-Chryste! Nie wyskakuj mi z tym tak nagle! - Podeszłaś do niego uśmiechnięta – Ale.. wiesz, też cię kocham. Jesteś moim najlepszym przyjacielem – Był szczęśliwy. Potem poczuł drżenie.
Otworzył oczy i zobaczył Cię pod sobą. Uśmiechałaś się zaspana.
-dobry – zszedł z Ciebie na łóżko. Słońce prześwitywało przez okno. Nagle poczuł ciężar zeszłej nocy – wybacz – wiedział, że nie zrozumiesz.
-Nic się nie stało. Nie masz za co przepraszać – pauza – spałeś jak kłoda. Próbowałam wszystkiego aby cię obudzić – Heh, ta. Wie o tym. Przekręcił głowę skupiając się nad Twoimi słowami
-tylko nie mów, że się o mnie martwiłaś – choć wiedział, że się martwiłaś
-Kośćmi wystukiwałeś lambadę więc nie mogłam spać – zażartowałaś, choć słyszał zakłopotanie w głosie. Kawały aby rozładować atmosferę?
-heh, hehe, dobre
-Ha, serio? - nie wierzyłaś. Jego oczy zamigotały.
-nie, mówię tak aby zrobiło ci się miło  - uniosłaś brwi
-Powiedz więc coś lepszego – Oh! Nie masz pojęcia w co się wpakowałaś. Jego uśmiech się poszerzył.
-mama śpiewa córeczce piosenkę na dobranoc. śpiewa po raz drugi, piąty, dziesiąty. nagle córeczka pyta: mamo, kiedy przestaniesz śpiewać bo chcę już iść spać! - warknęłaś chowając głowę pod poduszką.
-Przestań jest za wcześnie jak głupie kawały – Był z siebie dumny, widział jak walczysz z uśmiechem.
-zdrowy sen nie tylko przedłuża życie, ale i skraca dzień roboczy. - uniknął lecącej poduszki. Śmiał się. Potem rozejrzałaś się po jego zagraconym pokoju
-Wiesz że twój pokój wygląda jak śmietnisko? - oh, czyli teraz mamy sobie opowiadać brudne kawały? Już chciał to powiedzieć, kiedy ugryzł się w język, ale...
-ałć – tchórz... Odsunęłaś się od niego. Wiedział, że zapytasz, więc oparł się o wezgłowie
-Dlaczego szkielet nie może dobrze spać w nocy?
-heh, dlaczego?
-Nie wiem, ty mi powiedz. - Heh.... rany...
-...eh, koszmary, wiesz – Odsunął się od Ciebie. Wiedział, że będziesz naciskać. Wiedział, że wiesz o jego koszmarach, no i będziesz chciała mu pomóc.
-Chcesz... pogadać? - Był na rozdrożu. Długo, naprawdę długo się zbierał, aby powiedzieć Papyrusowi. No i szczerze, nadal się martwił, że uznasz go za dziwaka. Czuł ucisk na nieistniejącym gardle na samą myśl rozmowy na ten temat z Tobą. Lecz z drugiej strony, od czego są przyjaciele? Sans nie otworzył się przed Tobą, po prostu powie trochę tu, trochę tam. Hah. Od kiedy stał się taki pewny siebie?
-...tak – długa pauza. Zaczynał się denerwować czekaniem na Twoją odpowiedź.
-Tak? Chcesz pogadać? - zawsze byłaś taka prawdziwa, nie próbowałaś nawet ukryć swojego podekscytowania. Nie ma szans, aby powiedział ci ot tak po prostu co się stało. To za wiele
-...tak, zobaczymy jakiś film? - Wspólnie dzieliliście zamiłowanie do oglądania kiczowatych filmów. Co prawda zerkaliście na dobre produkcje, ale kicz sprawiał, że się śmialiście. Im gorszy tym lepszy dialog nawiązywał się między wami.
-Jasne! - Sans wychylił się i wziął laptop z podłogi. Zaczął przeglądać Netflixa przez chwilę. Zła komedia romantyczna? Nie. Zła komedia? Ehhh. Zły horror? Hm. Właściwie to tak. Złe horrory są najlepsze. Zawsze beznadziejne. Poprawił poduszki i usadowiliście się wygodniej. Film się zaczął. Było... miło. Intro to była muzyka, którą już gdzieś słyszał. Pierwsze nazwiska pojawiły się na ekranie. Chiller. Beznadziejna czcionka. Lecz kim jest, aby to oceniać? Comic Sans też nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna. - Więc...? - Sans wiedział, że się na niego patrzysz. A no.
-dawno nie miałem takiego koszmaru, zazwyczaj to ... - jak to wyjaśnić... - po prostu ciężki dzień sansa szkieleta – Ech, nie całkiem, ale póki co takie wyjaśnienie będzie dobre.
-Codzienna monotonia? - Sans mówił o swoich snach, więc nie spodziewał się, że się przestraszysz czy zmartwisz. Chociaż tyle.
-coś takiego
-Brzmi denerwująco
-ta, pewnie takie jest – Może pewnego dnia powie Ci wszystko co wie? Ale póki co, skupił się na monitorze. Typowy skład każdego horroru. Trzech białych gości. Biała dziewczyna i jakiś przedstawiciel mniejszości. Cudownie - założę się że ta chuda blondi umrze jako pierwsza
-Ale przed czy po scenie z seksem z tym panem Maczo?
-w trakcie – Heh. Obrzydliwe. Śmiałaś się.
-Ale tylko po tym jak wszyscy zdecydują, że świetnym pomysłem jest kemping w środku nawiedzonego lasu – Ludzie są głupi
-myślisz, że mordercą będzie jakiś wariat czy potwór? - Zapytał. Sans właściwie nie przykładał do tego aż tak dużej wagi. Właściwie potwory w filmach go bawiły. To jak bardzo były nieprawdziwe. Ludzie nic nie wiedzieli. To część ich kultury przemieszana przez lata nieporozumień i obaw. Lecz opinia potworów o ludziach też nie była najlepsza, więc wszystko jest fair. Oh zamyślił się. Nie słyszał Twojej odpowiedzi. Po dwudziestu minutach oglądania w końcu postanowił zacząć mówić -większość moich koszmarów to cztery, może pięć które pojawiają się różnie, właściwie to do nich przywykłem, ale...
-Ten z dzisiaj był nowy?- … To aż tak oczywiste?
-taa – Zauważył jak wtulasz się w jego starą bluzę. Nadal nie mógł uwierzyć w to, jak często w niej jesteś. To wzruszające... na swój dziwny sposób
-Więc, o czym był?
-ty ... uh ... ty umarłaś.
-Ja? - wyglądałaś na zaskoczoną. Sans chciał umrzeć. Otworzył się odrobinę i nienawidził tego. Nienawidził Ci mówić takich rzeczy. Nie powinien Ci tego mówić. - J-jak?
-ja... ja cię zabiłem – szepnął– był naprawdę makabryczny – Całe szczęście, nie musiał zdradzać Ci szczegółów bo strumień krwi zalał monitor. Blondynka padła trupem, zadźgana sztucznym nożem. Obrzydliwie odrażająca sztuczna krew bryzgała wszędzie. Pora zmienić temat – mówiłem, wisisz mi piątaka.
-Nie zakładaliśmy się! - krzyknęłaś oburzona
-heh masz rację, nie zakładaliśmy się na tak niskie stawki, minimum to dycha
-Sans! - Heh. O łał. Brzmisz na bardzo oburzoną.
-myślisz że używają keczupu czy fałszywej krwi? - Dobra, tak, więc Sans kłamał odnośnie zwyczajnych snów, ale teraz już powiedział co mu się śniło i chciał porzucić ten temat. Najwyraźniej nie chciałaś się z nim zgodzić, ale westchnęłaś.
-Nigdy nie dam ci dychy
-przyszła baba do lekarza, a lekarz też baba
-Dobra, zapłacę ci ale się zamknij – szturchnęłaś go – Możesz tak wiecznie – Jego rekord wynosi trzy dni i siedemnaście godzin. Chciał więcej takich chwil jak te. We dwójkę siedzieliście w ciszy przez chwilę. Sans już skończył mówić o sobie. Zamiast tego próbował oglądać chujowy film oraz odgadnąć Twoją minę. W końcu, odezwałaś się – Ja też miałam koszmar, wiesz? - Oh. Nie wiedział. Ale to wyjaśnia dlaczego obudziłaś go o drugiej nad ranem. Też nie spałaś.
-tak?
-Było ciemno i byłam całkiem sama. Słyszałam krzyki, tak strasznie głośne. Czułam się jakbym zapadała się w coś. Ktoś się śmiał i było tyle bólu – przełknęłaś ślinę – N-nie wiem. Obudziłam się cała spocona. Miałam wrócić spać, ale usłyszałam, że się trzęsiesz – pauza – Chyba oboje mieliśmy ciężką noc. - Sans czuł się źle. Naprawdę beznadziejnie. Gdyby wiedział... spróbował by jakoś Cię rozweselić, a nie leżeć i udawać że śpi jak ostatni śmieć. Ujął Cię za dłoń
-przepraszam – uśmiechnęłaś się i potrząsałaś głową
-Przecież to nie twoja wina. Czasem tak jest. Wszyscy mamy koszmary – ścisnęłaś go za dłoń. - Tak samo jak ładne sny – rozpogodziłaś się – Śniło Ci się ostatnio coś miłego? - kocham cię – Boże, śniło ci się! O czym śniłeś?!
-o niczym – raz jeszcze chciał zapaść się pod ziemię i umrzeć. Z każdą chwilą wstydził się coraz bardziej
-Ha, rany, to musiał być naprawdę dobry sen. - Też chcę kocham, jesteś moim najlepszym przyjacielem
-zamknij się – śmiałaś się
-Wybacz nie mogłam się powstrzymać. - fuknął i nie patrzył na Ciebie. Raaany, co się z nim dzieje? Siedzieliście i oglądaliście. Film robił się niedorzeczny, zawierał w sobie wszystkie żałosne stereotypy. Beznadziejna obsada beznadziejnych ludzi. Jest. Wiele sztucznej krwi. Jest. Dramatyczna muzyka podczas scen mordowania, choć żaden z głupoli jeszcze nie umarł, no i potwór był głupi. Nawet Onion ma więcej sprytu niż to. Jest. Jest. Jest.
-heh, mówiłem, wisisz mi pięćdziesiąt tysięcy
-Ugh, w jakiej walucie? Rany, nienawidzę potworzych pieniędzy – powiedziałaś starając się obliczyć ile będzie to na ludzkie pieniądze. Napisy końcowe pojawiły się na ekranie. Sans postanowił powiedzieć coś jeszcze
-zawsze takie były
-Co? - popatrzyłaś na niego zdziwiona
-moje.. uh.. moje statystyki... one zawsze... zawsze były niskie – patrzył jak mina Ci rzednie. Ta.
-Myślałam, że potwory mogą je podnieść poprzez trening – Trening. Magiczne suplementy. Laboratoria. Sans naprawdę próbował tego wszystkiego, ale nic nie poprawiało jego limitu na 1HP.
-większość tak, ale ... ja nie, za mało hp, tak myślę, ten temat grałby mi na nerwach gdybym jakieś miał. - to było żałosne.
-Nie musimy o tym rozmawiać – Sans czuł się źle. Naprawdę źle. Lecz nie ma tu nic do ukrycia.
-czuję się źle – przyznał - ty... ty jesteś taką dobrą osobą a ja... uh, nie – na więcej sposobów niż chciałby przyznać. Zaczął kręcić kciukami próbując się rozluźnić. Delikatnie zaczęły o siebie stukać. - zasługujesz na wszystko co najlepsze – Na kogoś, kto nie będzie unikał odpowiedzi. Na kogoś, kto nie będzie miał strasznych koszmarów i dziwnych miłosno-przyjaznych snów o Tobie. Pojebana sprawa.
-Ej ej, skąd ci się to wzięło? Jeżeli ktokolwiek zasługuje na wszystko co najlepsze to ty. Serio, to ty się zadajesz z... - przerwałaś, ale wiedział co dalej powiesz – z kimś kto nie umie radzić sobie sam ze sobą.
-ha 
-Ale –wzięłaś go za rękę i czule ścisnęłaś. To miłe - Jesteś świetny. Naprawdę. Uwierz mi. Jesteśmy świetnymi przyjaciółmi. Wiem to. I jeżeli chcesz zachować niektóre rzeczy dla siebie ... nie będę naciskać – Poczuł... ulgę. Szczęście.
-eh, zapominam się kiedy zalewasz mnie pytaniami, nie mam nic do ukrycia, nie mam szkieletów w szafie – uśmiechnął się i mrugnął. Wywróciłaś oczami ale też się uśmiechałaś. Napisy się skończyły.
-Chyba twój chujowy film się skończył.. zasiedzieliśmy się, co? Powinnam iść do siebie, nakarmić kota, porobić coś – nie chciał, abyś wyszła. Cóż... teraz, albo nigdy.
-jasne, ale mogę się ciebie o coś spytać? - uniosłaś brwi
-Jasne, wal – Uh... nagle poczuł się niezręcznie. Nie wiedział jak to ubrać w słowa. Możesz mnie dotknąć raz jeszcze, ale nie tak dziwnie? To nie brzmi dobrze -chciałem się zapytać, czy nie obraziłabyś się gdybym...
JEB JEB JEB JEB w drzwi
-SANS! - Papyrus wszedł do pokoju – MASZ G-OH, CZEŚĆ, NIE WIEDZIAŁEM, ŻE MIELIŚCIE PIŻAMA PARTY – no i po ptokach. Nom.
-Nie mieliśmy... Ja tylko... - nie wiedziałaś co powiedzieć
-co tam bracie?
-POMIJAJĄC FAKT ŻE JEST POPOŁUDNIU A TY NADAL W ŁÓŻKU? - Sans zaśmiał się cicho. Oh Papyrus. Przesunął się aby dotknąć stopami ziemi.
-nie wiem o czym mówisz, nie jestem w łóżku
-SANS – Papyrus spojrzał na niego wyraźnie rozbawiony i podirytowany jednocześnie
-podoba ci się mój żart?
-SANS
-chyba ktoś wstał lewą nogą
-SANS, MASZ GOŚCIA - …?
-oh – Nie ma zbyt często gości, przeniósł zaciekawiony i zdziwiony wzrok na postać stojącą w drzwiach... Oh... o... rany
-Cześć kurduplu, dawnośmy się nie widzieli.
Share:

Gra: Kółko Przyjaźni 20.0

Efekt naszej ostatniej pracy!


Gra wymyślona przez Andgora. 

1 - piszesz komentarz z numerkiem base jaki rezerwujesz. Upewnij się jednak, że ktoś nie zajął go przed Tobą, w tej grze - kto pierwszy ten lepszy 
2 - Zarezerwowałeś - zaczynasz rysować. Nie pytaj i nie patrz na innych, ja połączę wszystko w całość.
3 - Rysujesz dowolną techniką swojego base (OC albo swoją wersję) 
4 - Hostujesz (zapisuje na stronie) i przesyłasz bezpośredni link w komentarzu do zrobionego ze swoim OC obrazkiem np na stronach 
http://imgur.com/
http://tinypic.com/
http://photobucket.com/
Albo na maila: yumimizuno@interia.pl
5 - NIE zmieniamy rozszerzenia pliku (jak jest .png to ma zostać .png)
6 - NIE zmieniamy wielkości obrazka
7 - Jeżeli osoba z różnych powodów nie może w danej chwili narysować - musi to napisać w komentarzu określając mniej więcej czas kiedy będzie mogła się tym zająć (nie chodzi o podawanie konkretnej godziny ale np czy wieczorem będzie dostępna czy nie). Na narysowanie każdy ma 15 godzin i jeżeli nie napisze komentarza - nie skontaktuje się - że np teraz nie może, to kolejka mu przepada
8 - Obrazek jaki powstanie może być publikowany na waszych stronach z zaznaczeniem z jakiej to zabawy pochodzi. Mile widziany link do bloga!
9 - Te osoby, jakie nie zgłosiły tego, że nie mogą zrobić base w terminie, mimo zarezerwowania numerka, nie mogą brać udziału w obecnym Kółku Przyjaźni. (Dlatego warto dawać znać jak coś wypadnie)

A w tym tygodniu

Share:

22 października 2017

Opowiadanie: Mrok

Nikt nie wiedział na co wtedy zwrócić swoją uwagę. Czy na słodki mrok pozwalający chociaż na chwilę uspokoić ich krzyczące w bólu dusze, czy na światłość która powoli pochłaniała ich i pożerała niczym potwór. Myśleli że będzie inaczej, że świat będzie trwał i już nigdy się nie skończy. Myśleli że pozostaną śniący na długiej zielonej polanie pośród kwiatów, drzew oraz zwierząt. Myśleli że każdej nocy Bóg pozostanie im przychylny i już za niedługo znów wstanie dzień i chociaż trwało to długo, im to nie wystarczyło. Ponieważ teraz jedynym o czym marzyli była noc, ciemność, oraz spokój. Zatykali uszy, chociaż wciąż słyszeli ogłuszające szepty rozpaczy. Mrok milczał, był słodki, uspokajał. Za wszelką cenę, znienawidzony przez wszystkich, chciał im pomóc, wyrwać ich z objęć światłości i delikatnie ułożyć do snu. W tamtej chwili był jedynym o czym marzyli. Ich ciała drżały, wręcz się wiły, jednak nie z zimna. Ich oczy zawsze otwarte na świat, tym razem trwały zamknięte, śniące, jednak wciąż żywe. Kochali swoje życie, dlatego błagali by śmierć przyszła szybko. Krzyczeli i prosili, lecz ona ich nie słuchała. Przyszła do nich powoli, jak gdyby na jednym z długich nocnych spacerów, zaprzyjaźniona z mrokiem wyłaniała się z niego delikatnie przynosząc chłód i błogość. Nawet sam sprawca nie sądził, że wraz z lasem spali pobliskie domy oraz niczego nie spodziewających się ludzi. Mrok zabrał wszystkich lecz ich ciała płonęły jeszcze długo po jego odejściu.

Autor: Wiktoria K.
Share:

21 października 2017

Gra: RolePlay - Niby żółwie, ale...


Godzina 20:48, wszystko w barze szło dość spokojnie, jak na ten bar. Zapowiadała się typowa noc dla tego baru, jednak...

Żółw Stefan- Drzwi baru otworzyły z niezwykłym trudem jakby to wiatr próbował je otworzyć przez ich niedomknięcie. Jednak nie. Wręcz żółwim tempem do środka weszły trzy postacie...No cóż. Z pewnością były dostrzegalne jeśli się spojrzało na podłogę. Dokładnie. Trzy żółwie dumnie kroczyły po drewnianych deskach sunąc dzielnie przed siebie. Żółw Stefan szedł na czele prowadząc swoich dwóch najlepszych Przyjaciół Żółw Roman i Żółw Mietek. Nie straszne im były wiatry, wichury, skwary, śniegi i deszcze. Miały swoją dumę! Nie byli jakimiś żółwiątkami co by się byle płotki wystraszyły. Tee...chłopaki...To dobry....adres? Spytał swoich towarzyszy...oczywiście w tempie w jaki na żółwia przystało. Po jakichś dwóch minutach udało im się przebyć dystans....pół metra? I tak byli dumni z tego wyniku! Co prawda gdyby nie Pelikan Bodzio to by się tu nie dostali, ale i tak starali się jak mogli. Dobry ziomek Bodzio zawsze podwiezie w razie potrzeby. Chodźcie...do szynku... Poinstruował dalej dumnie krocząc.

Fell!Grillby- Wziął monety i zerknął na Hidden marszcząc brwi Dobrego drinka Powtórzył zerkając na idące ... żółwie. To.. miejsce robi się coraz dziwniejsze. No cóż. Jeżeli będą płacić, to niech i będą żółwiami

Żółw Roman- Kroczył dzielnie tuż za jednym ze swych towarzyszy. Nie zatrzymując się ani na chwilę - tylko by cenny czas stracił, a dla żółwi to bardzo cenne - rozejrzał się po barze. Taaa... to tutaj Rozbrzmiał niski głos, jakby w jakimś filmie zrobiono efekt slow motion i odtwarzano wiadomość tak powoli, aby nie pominięto ani jednego szczegółu w tonie głosu, chociażby literki wypowiadanej przez postać. Jak tylko Żółw Stefan rozkazał tak szedł w wyznaczonym kierunku. Kolejne 2 minuty - kolejne półtora metra. Przekraczali wszelkie żółwie prędkości! Jak tak dalej pójdzie, to będzie trzeba wzywać gościa od rekordów Guinessa, aby liczył im czas aby sprawdzić, czy właśnie jeden z nich pobili. Ha! Zapiszą ich w książkach od historii za takie tempo! 
Fell!Grillby- Podał ... byle jakiego drinka. Właściwie to zwykłą wódkę z colą. Ot. To dostaje klient bez sprecyzowanych pragnień. Trzy monety Odparł spokojnie następnie bez słowa zabrał kubek od Panny Maliny i wrzucił go do zmywarki. Co jakiś czas patrzył jak daleko od niego są żółwie. Cóż. Blisko. Bliżej. Jak dobrze pójdzie, to dojdą tutaj przed północą. Może powinien .... wyjść im na ... powitanie?

Żółw Mietek- Kurwa...! Ja pierdole...! Ale zapierdalacie...! Warknął w stronę swoich kompanów. Nie był w najlepszej kondycji, więc zajął miejsce na końcu wężyka. Skorupa pęknięta począwszy od jego szyi aż po jej czubek. Mimo tego dzielnie dawał radę, był zahartowanym twardzielem, co to dla niego! Kroczyli dalej, kolejny metr przebyty. To jest... Połowa trasy! Dadzą radę! Już niedaleko! Nie poddawać się pizdusie, damy radę tam dotrzeć!
 Fell!Grillby- Co chwile zerkał na Mettatona. Na żółwie. Dlaczego, chora psychiko. spaczona chora psychiko. Dlaczego widzi oczami wyobraźni jak Mettaton wskakuje na biedne żółwie i robi sobie z nich deski do serfowania? O zgrozo. Przecież niedawno wrócił z urlopu!

Żółw Stefan- Był dumny z ich tempa. Ćwiczenia nad brzegiem okolicznego jeziora zdecydowanie przyniosły efekty. Od tych spacerów i pływania aż wyrobiły im się żółwie bicepsy! O ile cokolwiek takiego istniało... w sumie sami nigdy się nad tym nie zastanawiali. Jedynie żółw Mietek średnio dawał sobie radę ale tak to jest jak się woli wyrywać inne żółwice niż pójść na trening. Zwali całą akcję! Ehh... Zawsze jest nadzieja, że Żółw Paweł w razie porażki Żółw Mietek uratuje sytuacje. Byli już w trzech czwartych drogi do szynku. Dadzą radę! Obliczył wszystko. Nawet zdobył żółwiową mapkę aby się tu dostać! Uda im się! Na bank! Dalej! Już...Niedaleko! Zawołał czując się teraz dumny przywódcą całego sznureczka. Tylko żeby Paweł wbił na czas...

Fell!Grillby- (...)  Na chwilę popatrzył na żółwie. Cóóóóż, ciekawe czy da się z nich zrobić zupę

Żółw Roman- Tak! Tak blisko! Jeszcze tylko kawałeczek! Tylko chwila ich dzieli od wyznaczonego przez nich celu! Widząc to swoimi żółwimi paczadłami, aż spiął swe żółwie mięśnie i ledwo przyśpieszył kroku. Aż z radości paszczęka mu się nieco rozdziawiła. Tak, to nie mogło się nie udać! Nawet, jeśli Żółw Mietek padnie, to i tak dadzą radę! Przecież zawsze jest możliwość w postaci Żółw Paweł który miał również przybyć. Pozostało im ostatnie 4 metry. Sukces jest tak bliski. Wynagrodzi sobie tyle trudu włożonego w ćwiczenia, które im zafundował Żółw Stefan. Tak, jak nic!
Żółw Paweł- Bodzio już leciał z kolejnym żółwiem w swych szponach, powoli nurkując przy barze. Drzwi ponownie otworzyły się, gdy ptaszysko wleciało do pomieszczenia, zrzucając Pawełka z kilku metrów. Tamten natomiast schował się do swej muszli, chroniąc przed upadkiem. Palant! Jak mógł zrzucić biednego Pawełka z takiej wysokości. Nigdy nie układało się mu z Bodziem, jednak był to jedyny sposób, by jakkolwiek dostać się do baru. Pawełek wysunął swe kończyny i głowę, wstał, by dołączyć do towarzyszy. Cholera, że też w tak ważnym momencie, musiał sobie przedtem pospać! Jak na żółwia, Pawełek szybko przebierał nóżkami przed siebie, chcąc odrobinę doścignąć Żółw Roman , jak i Żółw Stefan

Żółw Mietek- Próbował nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zmęczony. Jego paszcza rozwarła się szeroko ale próbował nie oddychać tak ciężko. Wręcz wstrzymywał oddech. Nie będzie sapać, aż nie dobiegną do szynku. Tak. To jest plan! Nagle, zatrzymał się. Coś mu błysnęło i aż musiał odwrócić (powoli) głowę w tamtym kierunku. Czy to jakaś super seksowna żółwica...? Ah. Nie... To jakaś blaszana puszka... ( Mettaton). Chuj! Walnął rozczarowany. Odwrócił się na nowo w stronę kolegów. Hej! Zaczekajcie na mnie! Szybko, szybko, pamiętaj bez sapania!

G!Sans- To był wyjątkowo chujowy dzień. Ptaszki nie śpiewały, kwiatuszki nawet kurna nie kwitły. W dni takie jak ten, szkielety takie jak G powinny... zgonować na podłodze baru. Ohyea, tak właśnie! Plan idealny... G wparował do pomieszczenia, niczym ninja, niczym bóg giętkości i seksapilu. Jebać drzwi, to dla plepsu. Szlachta nosi głowę wyżej niż wsiury. Dlatego wchodzi oknem. No, pijana szlachta za to... Wpełza. Albo coś, co wygląda jak taniec starej suszarki wrzuconej do wanny. W skrócie, G wpadł przez okno. G jebnął na podłogę. Czy zaczął się telepać. I zamarł. Chyba złamał sobie kość dupną. 
Fell!Grillby- O! Zerknął na G. Dobrze. Podsumujmy. Żółwie gnają czując wiatr we... włosach? Gnają a obok nich wpada szkielet przez okno. To.. normalne jak na to miejsce. W każdym razie. przeniósł wzrok na robota (...)

Żółw Stefan- PAWEŁ! NO W KOŃCU! Zawołał na widok Pawła, którego Pelikan Bodzio i tak dość delikatnie potraktował. Ehh...Że też się rozstali w tak nieprzyjemnych warunkach. Syrenka Ariel i Bodzio już nie są tak ładną parą jak Bodzio i Paweł. Jednak miłość nie wybiera. Ma syrenkę- ma. Jesteś w samą porę. Ustawili się w kółeczku aby dogadać szczegóły. No dobra. Pamiętamy plan? Wszystko jasne? Trzy żółwie głowy skinęły mu głową. Okej. A więc...Pora rozpocząć. Nie potrzebowali słów. Wyjęli ze swoich skorup malutkie czarne ściereczki zakładając je na na żółwie główki. Teraz kroczyli jak dżentelmeni obserwując wszystko przez dziury na oczy. Przynajmniej biedaczki nie musiały się wstydzić dłużej swojej łysiny. A jak im ogrzewało głowy! Mimo wszystko byli zmarzluchami. Taka przypadłość no co poradzić. A tu było tak ciepło! Mówiłem, że te bawełniane będą zajebiste. Spojrzał na Pawła, Romana i Mietka wiedząc, że ci przyznają mu rację. Zima im nie była straszna!

Fuza- A szkoda że się skończyło. Ale czekajcie tam się więcej dzieje! Podszedł do czterech żółwi i zaczął się im przyglądać. Tak niczym Animal planet na żywo

Sansy- Otworzyła drzwi do baru jedną ręką, drugą natomiast trzymając długą linę. Pewnie zastanawiacie się, po co jej lina? Phah, były do niej przywiązane ogromne sanie, na których znajdowała się podobnych rozmiarów szafa. Jednak nie myślcie sobie, że to wszystko! Była to całkowicie zmodernizowana szafa, mająca wbudowane mechanizmy pozwalające na losowanie osób, odmierzanie czasu, jak i posiadała wszelkie funkcje piekarnika! Tym razem, dziewczyna wszystko dokładnie przemyślała. Sansy otworzyła drzwi najszerzej, jak potrafiła, stawiając nóżkę od nich. Następnie podeszła do sań, wyjęła także z torebki przenośny stojak do podnoszenia aut! Już po chwili sanie były pod odpowiednim kontem, wystarczyło jedynie pociągnąć! Nie była ona  aż tak ciężka, na jaką wyglądała. Już po chwili stała ona w progu, zagradzając chwilowo wejście Wróciłam z szafą! krzyknęła, zwracając na siebie uwagę osób obecnych w barze. Jakby nie zrobiła tego wcześniej, taszcząc przez drzwi szafę. Kto jest chętny? powiedziała, przesuwając ją po ziemi, wywołując typowe skrzypienie drewnianej podłogi. Ustawiła szafę na poprzednie miejsce, niemalże przez przypadek nie nadeptując na jednego z żółwi, których dotychczas nie zauważyła. Oh, wybacz... spojrzała na czwórkę ponownie. Czemu do cholery mieli kominiarki?

Fell!Grillby- (...) Zerknął na żółwie.... Czy to dzieje się naprawdę?

Żółw Roman- Tylko czekał, aż odzieją swoje łyse pałki w te zajebiste, bawełniane ścierki. Taaaaaaak! A już się bał, że zaraz mu łepetyna zmarznie. Cała czwórka, niczym faceci w czerni, ustawili się rządkiem przed szynkiem, niemal na baczność. Niemal. Trudno, żeby żółw stanął na baczność, ale można było takowe wrażenie odebrać. Roman wypiął się dumnie, spojrzał w górę Panowie, na szynk! Na tą komendę z pod ich skorup wysunęły się małe Jedpacki, które po chwili odpaliły i żółwie, niczym majestatyczne archanioły, wznoszące się ku niebiosom, ku swemu panu, wzleciały w górę, aż ponad szynk. Ha! Tak moi drodzy, żółwie też umią latać, jełopy! Cała czwórka dumnie wylądowała bez żadnych problemów na szynku. Póki co, szło im wręcz doskonale!
Mettaton- Pff, szkoda wypuścił z kleszczowego uścisku Fella i udał obrażoną księżniczkę. Jak odchylał się do tyłu, by wykonać majestatyczną pozę, jakby lada miała być szezlongiem, poczuł coś twardego pod plecami i bynajmniej nie był to chuj Grillbirgo, tylko... żółwia skorupa. Oh jejku, wybacz! Przeprosił Romana 

Fell!Grillby- Fell właśnie się zawiesił. Widok latających żółwi sprawił, że fellGrillby.exe przestał działać.

Żółw Mietek- Czuł się niczym Superman z tym dopalaczem. Był teraz taki zajebisty, ale trzeba było wylądować. Skierował się na wprost wielkiego płomienia. Och, teraz nie tylko szmateczka dawała ciepło, ale... Nie chciał zbliżać się zbyt blisko. A co jak zechce zrobić zupę z żółwia...? Ni chuja, on się niczego nie boi! Sprzeda mu swoje najlepsze kopniaki! Jest lepszy nawet od Chucka Norrisa! Na razie jednak... Toooo...  Co teraz...? Odwrócił się do kolegów. Nie lubił planować, zawsze szedł na żywioł, więc dalej niż punkt jetpack nie zapamiętał jak mają działać dalej.
Żółw Stefan-Dotarli. Ku zdziwieniu wszystkich to nie ta przerdzewiała konserwa Mettaton wywołał zachwyt a oni i ich wspaniałe na szynk! Dobrze moi drodzy towarzysze. Skinął im powoli głową jak to na żółwia przystało, a następnie...wyjęli spod skorup broń! Żółw Stefan dobył malutkiego zielonego pistolecika na wodę, w którym nie zmieści się jej raczej więcej niż w pudełeczku po kremie do ciała. Nie był pewien jakie bronie ogarnęli sobie inni ale jednego był pewien- naklejka różowa korona z błyszczącymi cekinami dodawała jego pistolecikowi uroku. Wydał z siebie głośny odgłos przypominający nieco dochodzącą langustę aby zwrócić na siebie uwagę baru. Poprawił swoją kominiarkę aby mieć pewność, że zasłania mu całą głowę. Uwaga! To....jest napad!...Ręce do góry...i oddawać wszystkie....swoje kosztowności! Niski głęboki głos żółwia Stefana rozbrzmiał w całym barze. Odpalił jetpacka dla efektu unosząc się teraz jakiś metr nad szynkiem. Nagle przez drzwi wleciał Pelikan Bodzio rozwierając szeroko swój dziób i czekając aż dobra same zaczną do niego wpadać. Ale pamiętajcie- szanujmy się- i on miał kominiarkę.
 Ganz- Spojrzał leniwym wzrokiem na żółwie. Bóg jeden wie co tu sie odjaniepawalało gdy go tu nie było. Wzruszył jedynie ramionami i pił dalej herbatkę.

Aubin- patrzy na Pawła podchodzi do niego,bierze go na ręce i...wyrzuca go z baru jakby nigdy nic jak już planujesz napad to bez dużej ilości ludzi

Żółw Paweł- Oh, Pawełek wcale nie musiał wyciągać broni. On sam nią był! Na jego głowie w blasku świateł z -
został wyrzucony.
został wyrzucony
ZOSTAŁ WYRZUCONY

Patrischia- Ups...coś jej po myśli nie poszło. Zgniotła kartkę i położyła obok, po czym popatrzyła na szynk ....co? Przymrużyła oczy. No nic, będzie dobrą osobą chociaż raz. Wstała z miejsca i śmiejąc się wrzuciła 10 zł do dzioba pelikana, po czym wróciła na swoje miejsce i ponownie zaczęła rysować. Na czym to ona skończyła....? Ach tak, na głupich dłoniach

Żółw Stefan-Pelikan kłapnął dziobem zadowolony gdy pierwsza gotówka napłynęła od Patrischia. Stefcio natomiast spojrzał na Aubin z miną "I z czym ty do żółwi dziwaku." Tą śmieszną szabelką to możesz co najwyżej sobie dupę podetrzeć! O! No cóż...mistrzem ciętych ripost nie był nigdy...ale się starał!

Żółw Paweł- och, to nie koniec. Ptak w trakcie lotu, chwycił go szponami za kończyny, zanim zdążył upaść! Wraz z Bodziem w tej chwili stanowili jedność, nieodłączną część siebie. Na jego głowie dumnie błyszczał naostrzony róg, który w tym momencie kierował się w stronę Aubin. NA NIEGO! krzyknął Pawełek w furii, próbując nadziać na swój róg chłopaka.

Żółw Mietek- Och, broń, no tak. Wyjął swój pistolet na kulki. Był przezajebiaszczy, kulki pasowały kolorystycznie do jego skorupy. Tak... taaak... taki fajny tyłek ma tamta dziewoja... Przez przypadek nacisnął spust trafiając Wyjca w tyłek. Hmmm... Nice... No... Może i nie żółwica, ale nasz Mietek... Był niewyżytym żółwiem. Jak nie ma tu żółwic to i taka może być.

Żółw Roman- Roman nie będzie gorszy! Po chwili z pod swej skorupy wyciągnął... pistolet, nie taki na wodę, o nie nie. Woda jest przereklamowana. Gdyż to było coś mocniejszego, coś co na prawdę zada ból tym, którzy znieważą ich powagę. A był to pistolecik... na kulki!!! Widząc poczynania Aubina, wystrzelił ku górze pocisk. Może dużego huku nie zrobiło, ale wrażenie dobre jest? Jest! Współpracujcie... albo będzie po złości... Zawarkotał nisko i groźnie swoim gardzielem, zaznaczając powagę swych słów.

Aubin- dostał pociskiem od Romana....au? Trudno było powiedzieć skoro trafił w pancerzyk, nie chciał się z nimi męczyć więc po prostu dobył szabli i czekał aż Żółw Paweł się na nią nadzieje podczas jego...szarży?

Wyjca-Czując uderzenie lekko podskoczyła i obróciła się w stronę skąd mogło pochodzić uderzenie Kto to...?

Żółw Stefan-No dobra. Teraz jego żółwia mordka ukryta pod kominiarką wykrzywiła się w jedno wielkie "WTF." Że on chce im zrobić krzywdę tym żelastwem? Spojrzał na Żółw Mietek  wzrokiem, który mówił tylko jedno. "Weź go ogarnij. Wstydu mu oszczędź.

UL! Grillby-Ogniogłowy który to widział wskazał na Mietka. Chyba ten. wyszeptał zdenerwowany puszczając Wyjca.

Wyjca-Podeszła do Mietka i stanęła przy nim Zły żółw. Tykła go w głowę
Żółw Mietek-Hmmm... Mogła go tak tyknąć ale w innym miejscu... Mimo wszystko jednak nie lubił kiedy się go lekceważyło. Heeeeeeeej może chcesz się... Wyrwać stąd... Tuż po naszej akcji...? Pokażę ci mojego twardziela... I zrobię ci zimny okład na tyłeczku... Ze skorupy. Co maleńka...? Zwrócił się do Wyjca. Jakoś tak całkiem zapomniał że miał rabować... Zboczone stworzenie 
Wyjca-Przechyliła głowę i wzięła Mietka obróciła tak, że leżał na skorupie. Odeszła do kanap ciągnąc UL! Grillby za jego koszulkę
.
Żółw Roman-Widząc poczynania Mietka westchnął ciężko idiota... mruknął do siebie, po czym podleciał majestatycznie na jedpacku do towarzysza broni, z pełną wdzięku gracją wylądował obok niego i zdzielił go wstaw efekt slow motion po głowie pistoletem Nie czas.... na podrywy... skorupi cepie..... Czasem mógłby się ten żółwi móżdżek powstrzymać od tych flirtów... żałosnych flirtów

Żółw Mietek- Machał żałośnie nóżkami, próbując się przewrócić na właściwą stronę. Chwilę potem Romek zdzielił go po łbie. Uuughhh...! Zawsze... Jest czas... Na podryw...! Zobaczysz... Jeszcze... Ją przylecę...! Jakoś udało mu się! Sapnął ciężko, ponownie znajdując się w dogodnej pozycji. Toooo... Biegiem do kasy, zabieramy forsę...! Pchnął skorupą skorupę Romana w stronę kasy.

Żółw Roman- No... w końcu... mówisz... do rzeczy.... Odparł zadowolony, po czym znowu aktywował swój jedpack, lecąc równie pięknie co zawsze w stronę szynku. Tam na pewno jest dużo mamony, skoro tam zwykle barman obsługiwał. Wylądował i zaczął penetrować ponownie slow motion okolicę w poszukiwaniu hajsów

Żółw Stefan-A Stefan nadal unosił się spokojnie metr nad szynkiem dzięki wspaniałemu jetpackowi jakie udało mu się kupić na allegro. Okazaja nie do odrzucenia! Spojrzał na Mietka i gdyby mógł, to zapewne strzeliłby sobie teraz soczystego facepalma. A w sumie... Pacnął się łapką po głowie co mogło to pozorować. No! Wreszcie! Spojrzał na Romana i Mietka, którzy w końcu przestali się opierdalać. Poleciał w ślad za Romkiem szukając kasy.

Nagaria-Rozglądała się i rozglądała... Wtem ujrzała nic innego niż... Żółwie! One mają twardą skorupę, są silne, wytrzymałe i- nawet nie zdała sobie sprawy, a już była przy przy latającym Stefanie. Patrzyła chwilę na niego po czym nie mogąc się powstrzymać wyciągnęła ręce i przytuliła mocno zwierzątko blokując mu wszelkie, dalsze działania. Rumieniła się mając delikatny uśmiech i zamknęła oczy ciesząc się zdobyczą.

Żółw Mietek-Tup. Tup. Tup. Kurrrrwa ale zapierdala. Szybko załatwić mamonę by mógł iść podrywać panienki... Dostrzegł Stefcia pochwyconego. Zatrzymał się. Eeeeeej to nie fair... Jęknął. Zmienił kierunek kierując się w jego stronę. To on powinien być tulony do cycków!

Żółw Stefan- Te, te te! Maleńka! Nie pozwalaj sobie! Nawet się nie znamy! Zawołał czując jak coś właśnie zakleszcza go w uścisku. Podniósł swój zasłonięty kominiarką łepek spoglądając na Nagaria. Czy ona serio nie widzi co tu się właśnie dzieje? Po chwili przybrał jednak swoją minę podrywacza. Hah. Wszakże wiadomo, że to on był najprzystojniejszy z całej czwórki. Ale jeśli aż tak bardzo masz ochotę się potulić, to możemy się bliżej poznać. Jestem Stefan. Żółw Stefan. A ciebie jak zwą moja miła? No cóż. Skoro Mietek miał czas na podrywy to czemu on miałby się ograniczać?
Żółw Roman-Widząc że ten się wycofał, szybko podleciał na jedpacku do Mietka, złapał go za skorupę i wrócił na ten dobry kierunek. Idioto.... potem panienki.... najpierw kasa.... I nagle jego wspaniały, inteligenty, odziany w zajebistą, bawełniana ścierne móżdżek wpadł na pomysł, aby zachęcić tego starego, niewyżytego seksualnie dziada. Jak będziesz miał więcej hajsu... to i na więcej kobiet.... będziesz mógł.... sobie pozwolić...

Żółw Mietek-Oooochuuuuj masz rację... Czy ktoś  kiedykolwiek widział tak szybkiego żółwia jak Mietek, który właśnie zapierdalał po kasę na panienki? Oooo tak, będzie szastał pieniędzmi na prawo i lewo i wszystkie będą jego. Huehuehue, cała kasa moja...! I już był przy kasie, tylko...jak to otworzyć...? A chuj, użył Jet packa by wzbić się w powietrze i uderzył z wielkim impetem w kasę. O dziwo otworzyła się. wystarczyło tylko zabrać banknoty... Tylko jak, skoro jego skorupa była zbyt szeroka? Kurrrrwa

Nagaria-Ahh~ no tak, gdzie jej maniery!? - Ah!, masz rację, jestem E- Nie zdążyła dokończyć, bo i urocze żyjątko zostało zabrane..., ale! Złapała też drugiego żółwia zaraz po tym i zaczęła tulić jeszcze bardzie uśmiechnięta oraz rumiana ich oboje do własnych piersi. ... Kumulacja! Zobaczyła trzeciego żółwia i to idącego wprost na nią! ... A jednak zmienił kierunek... Podeszła do niego i zgarnęła na swe ramiona. Skorupy ocierały się o siebie, ale ona była szczęśliwa. Nie uciekną jej tym razem. - Jesteście taaaakie urocze~ - Oznajmiła im.
Żółw Roman-Już miał pakować hajsy... kiedy nagle został pochwycony! Niech to, wróg atakuje! Ale dzielny, wspaniały i waleczny Romek nie podda się tak łatwo! Zaczął się szamotać slow motion again starając się wyrwać z żelaznego uścisku. Żywcem go nie wezmą!
Żółw Mietek-Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Dopadł do kasy, nawet nie dotknął pieniędzy a ta już się nim zainteresowała. Co prawda trzeszczenie skorupą o skorupę było niesmaczne, aczkolwiek... Oooch, taaaaak..., rób mi tak jeszcze maleńka...! Próbował dostać się do jej cycków i pocierać o nie swoją... Och, na głowię ma kominiarkę... Zdjął ją, by móc łysą głową ocierać się o jej skórę. Ooooooo...kocham cycki....!

Bóbr Robert-Przez jeszcze otwarte drzwi przechodzi........Bóbr! Nie, zaraz....pomylił bajki. Gadające żółwie, dziwne osoby.....alkohol? Co? A myślał,  że zwiał przed gościem który cały czas go dotykał....znaczy, zwiał, ale nie tam gdzie trzeba! Ech, no nic. Zaczął biegać jak opętany po całym pomieszczeniu

Żółw Stefan-No nie. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie się dzieje. Pelikan Bodzio chyba też nie bo po długotrwałym wietrzeniu dzioba w oczekiwaniu na pieniądze zamknął go w końcu i podfrunął do Nagaria dziobiąc ją w jej tylną część ciała. Co jak co, ale to zawsze działało. W tym momencie Stefcio ogarnął, że ma szansę na ucieczkę, bowiem jego dywersja "poderwij i wykorzystaj" raczej już nie podziała. Odpalił jetpacka cudem wyrywając się z cyculasa, po czym znów wylądował na szynku. Spojrzał na Żółw Roman. No nie. Niech chociaż on pamięta o misji. Wiadomo, że Żółw Mietek już ma wyjebane, ale nie mogą się tak poddać. Zwłaszcza, że Bodzi opracował dla nich dywersję wciąż dziobiąc dziewczynę. Stefcio podleciał do kasetki, która na szczęście już była otwarta. Wyjął ze skorupy worek na pieniądze i...no właśnie. Sam nie da rady tego wyjąć. Rooomek! Skończ się opierdalać i mi pomóż!

Żółw Roman-Spojrzał gniewnie, jak żółw potrafił najbardziej, na Stefana A myślisz.... Ze co ja... do cholery skorupiej... robię?! Jeszcze będzie posądzał go o zapominanie o najważniejszym. Phi! Przed chwilą to Stefan się opierdalał i to on, ON musiał dbać o misję, od co! Dzięki jednak pomocy ptaszysku udało mu się wyrwać i podleciał pełen chwały na jedpacku i wylądował obok Stefcia. A mgnieniu oka Stare dobre slow motion zaczął pakować hajsy przekraczając wszelkie bariery szybkości. Liczcie czas, bo to na pewno musi gdzieś zostać zapisane dla potomnych!

Nagaria-Dziewczyna w wyniku zaskoczenia wypuściła dość szybko żółwie z rąk i odstraszyła ptaszysko zirytowana, że straciła misie do tulenia. Zaczęła gładzić swój obolały tyłek po dziobaniu pelikana. Nie bardzo była w stanie teraz zwrócić uwagę na uciekające w popłochu żyjątka.

Bóbr Robert-O chuju bobrze...co tu się idjaniepawla. Żółwie chcą obrabować bar! Podbiegł pod szynk i próbował wskoczyć na siedzenie, ale mu nie wychodziło. Chhhhhhholera. Zaczął biegać wokół siedzenia

Żółw Mietek-Ale Miecio wcale nie chciał uciekać. Upadłwszy na podłogę nie tracił czasu i czym prędzej dopadł do nogi dziewczyny. Wskrabywał się na nią jak tylko potrafił. Ej...! Ej...! Tu Jestem...! Chcę...! JESZCZE! Rozwarł paszczę głośno sapiąc. Nie mogła go tak zostawić!
Nagaria-Zauważyła, że mimo wszystko jeden żółw został tak więc... Schyliła się i podniosła go na wysokość oczu. - Czemu nie uciekłeś, gdy miałeś okazję najbardziej urocze stworzonko na świecie? - Zachichotała cicho i przytuliła żółwia ponownie.

Żółw Stefan-Pakowali na spokojnie hajsy do torby kiedy okazało się... że była dziurawa! No nie! Ostatni raz zamawia rzeczy przez allegro. Dali mu dziurawą torbę!Chociaż nie...była w całości. A więc musiała się rozerwać od ciężaru gotówki. Spojrzał na Żółw Roman przejęty straszną prawdą. Romek. Torbę trefną mamy. Przerwać akcję. Musimy przerwać akcję. Syknął spoglądając na Mietka, który...no był Mietkiem. Bodzio zbierał w dziób tyle hajsu ile się dało, jednak nie zdążą wziąć wszystkiego. Barman lada moment może ogarnąć, że coś jest nie tak...choć tak właściwie to wyglądał jakby przysnął.

Żółw Mietek-Och! Zauważyła go! Jęknął rozochocony pocierając każdą nieopancerzoną częścią ciała o nią. Nie chcę uciekać...! Wpadłaś mi w oko skarbie...! Kozaczył. W ogóle nie zwracał uwagi na kolegów. W sumie powinien wiać, jak barman się ocknie będzie miał przechlapane, ale... Nie mógł oderwać się od tych podusi! Sam był twardy jak głaz więc potrafił docenić ten dar matki natury, jakim był biust.

Nagaria-Wiem, w takim razie wezmę Cię do domu! - Okrzyknęła. - Będę Cię pieścić i tulić, i głaskać, i bawić... - Wyliczała radośnie kierując swe kroki ku drzwiom. A kiedy przeszła przez nie, pozwoliła by wiatr je zamknął, co wydarzyło się z hukiem jakby został wybrany najstraszliwszy ze straszliwych zakończeń tej opowieści.
Żółw Roman-Spojrzał gniewnie na  Stefana Jakie przerywamy...?! Żółwie takie... jak my... się nie poddają! A zwłaszcza... kiedy... mają torbę... Z biedronki! Jak powiedział tak też wyciągnął spod skorupy najlepszej jakości, najtwardsza i najwytrzymalsza reklamówkę jaką znał wszechświat. Reklamówkę z biedry! To co wyleciało dziurawej torby, wsadził do swej wspaniałej torby, do której nijak miała się torba  Stefana. Ten to Kurwa zawsze jakieś badziewie ogarnie. Nigdy nic porządnego. Ale od czego ta banda idiotów ma Romka? Po długiej chwili zapanował wszystko co się dało i rzekł Teraz możemy... pryskać... Był ze swej inteligencji zadowolony jak nikt!

Żółw Stefan-Pelikan Bodzio podleciał do nich widząc, że ci w końcu uporali się z zawartością kasy. Stefan i Romek wskoczyli do jego pojemnego dzioba. Ten łaskawie zgodził się nawet zabrać Pawła w drogę powrotną! Reklamówka wylądowała w szponach ptaka, jednak wtedy stało się coś, czego nikt nie mógł się spodziewać. I nie. Nie mówimy tu o hiszpańskiej inkwizycji. Pelikan Bodzio kłapnął zbyt gwałtownie dziobem widząc jak Mietek wychodzi z jakąś nową laską. Z tego powodu Paweł stracił równowagę w jego dziobie przewracając się na Romka i uszkadzając jetpacka, który z kolej wpadł na Stefana, również uszkadzając ten sam sprzęt. Na sam koniec zaczęli się obijać w środku o siebie a do uszkodzonych rzeczy dołączył jetpack Pawła. Biedny Bodzio wzbił się w powietrze czując białą chmurkę dymu wydostającą się z jego przymkniętego dzioba. To, że się tak w środku kotłowali wcale nie pomagało mu zachować równowagi. Zahaczył pseudo-nieśmiertelną torbą z biedronki o ostrą krawędź wciąż otwartej rozrywając ją tym samym. Z pelikana dało się słyszeć stłumione krzyki brzmiące jak bardzo zaawansowana łacina podwórkowa. Biedny Bodzio miotał się z torbą nad szynkiem osypując tym samym Fella całą jej zawartością. Nie dość, że sknera i gbur to jeszcze deszcz pieniędzy zaliczył. Co prawda własnych i prawie skradzionych, ale zawsze. Skrzydlate stworzenie w końcu podjęło próbę ucieczki z tego przybytku miotając się praktycznie między każdą ścianą a sufitem. Sam efekt jaki stworzyli wyglądał jak awaria samolotu skrzyżowana z puszczonym balonikiem, z którego ulatywało teraz powietrze. W końcu udało mu się wylecieć w akompaniamencie białego dymu i spowolnionych głosów dobiegających z jego dzioba. Czy udało im się coś w końcu ukraść? Cóż. Zapewne jakaś suma pozostała się w torbie, jednak z pewnością nie była to ilość jaką planowali posiąść. I tak oto cały rabunek został udaremniony....przez podrywy Mietka. Wiadomo, że przez niego.
W końcu trzeba kogoś obwinić za porażkę a w ogólnym rozrachunku to właśnie to było najbliższe prawdy. Czy bar jeszcze kiedyś usłyszy o Stefanie, Romku, Pawle, Mietku i Bodziu? Któż to wie? Może się naprostują i będą hasać wspólnie po łąkach zielonych wraz z innymi żółwiami i pelikanami, wąchając kwiaty i ciesząc się słońcem? Lub odetną się na jakiś czas od swoich codziennych kradzieży pragnąc przemyśleć swoje postępowanie? Tego nie wie nikt. Nawet oni sami. Póki co wciąż kłócą się w dziobie Bodzia próbując opanować awarię jetpacków. I pomyśleć, że to wszystko Mietka...
Share:

Undertale: Potworna zagadka - Detektyw Edge

Autor grafik: Reitiri
Autor opowiadania: Sarcio
Notka od autora: Universum Fell. 10 lat temu Potwory opuściły Górę Ebott. Po tych niewielu latach relacje między obiema rasami ociepliły się, a Potwory przystosowały się do życia na powierzchni. Jednak to nie jest szczęśliwe zakończenie historii, a jedynie jej początek. Ktoś czyha na Potwory pozostawiając po nich proch, lub tylko wspomnienia. Ktoś kto stanowi takie zagrożenie musi jak najszybciej zostać zdemaskowany. A to brzmi jak zagadka w sam raz dla Wspaniałego Detektywa Edge (Fell Papyrus) i jego partnera Kwiatka Floweya! Czy uda im się odnaleźć przestępce? Czy może Ty, mój czytelniku, dowiesz się pierwszy, kto za tym stoi? I co ma z tym wszystkim wspólnego ta rudowłosa kobieta?

Spis Treści
Detektyw Edge (obecnie czytany)

    Niebo nad miastem zakryte było przez szare chmury. Wydawać by się mogło, że nie długo lunie deszcz, lecz promyki światła dzielnie przedostawały się poprzez popielate kłębowiska, dając mieszkańcom nadzieje na spokojną pogodę. Mieszkańców było wielu, a wraz z nimi wiele historii do opowiedzenia. Pewne ciekawsze, drugie nieco mniej. Niektóre miłosne zaś inne smutne. Gdzieś tam pewna młoda dziewczyna właśnie uczy się na studia, mając przed sobą książkę i wielki kubek herbaty, a gdzie indziej żyła duża rodzina ledwo wiążąca koniec z końcem. Jednak nikt nie ma czasu by poznać wszystkie te opowieści, dlatego pozwól, że skupimy się na tej tytułowej historii, na tym jednym mieszkanku. A jeszcze dokładniej na pokoju, który się w nim znajduję. Można, było z niego usłyszeć energiczne stukania o klawiaturę laptopa stojącego  na biurku. Na przeciwko niego znajdowało się pojedyncze łózko, a na równoległej ścianie mała komoda. Pomieszczenie to nie było duże, ale idealnie nadawało się na biuro, do którego jego właściciel je przeznaczył. We wnętrzu panował półmrok, który wraz z umeblowaniem nadawał klimat niczym  z ,,Ojca Chrzestnego". Mieszkaniec tego pokoiku mocno skupiony nad swoją pracą, bezustannie wpisywał coraz różniejsze słowa w klawiaturę. Po swojej lewej stronie, na biurku posiadał podpisane teczki ułożone alfabetycznie, które idealnie zgrały się ze sobą kolorystycznie, zaś po prawej, równiutkie sterty papierów rozmieszczone, tak by te najważniejsze i potrzebniejsze w najbliższym czasie były pod ręką. W wielkim skrócie, istna perfekcja. Perfekcja, samo brzmienie tego słowa kojarzy się z pięknem. Zaś drugim idealnym skojarzeniem z tym wyrazem, jest właśnie właściciel tego biura- Edge.
    Kościotrup przerwał na chwile pisanie, by rozprostować swoje ręce. Papierkowa robota nie jest tak emocjonująca, jak pościgi czy śledztwa, jednak nadal należy do jego obowiązków. Poprawił się wygodniej na krześle, tak by głowa delikatnie ułożyła się na rękach, które włożył pod nią. Ile to już? 2 lata, właśnie od tylu lat pracuje w agencji detektywistycznej. O dziwo, nigdy tego nie planował, nawet o tym nie myślał. Jako 20-latek był przerażającym i wielce szanowanym Kapitanem Gwardii Królewskiej. Co prawda jednym z dwóch, bo była jeszcze Undyne, ale on doskonale wiedział, że był od niej silniejszy. To były czasy! Stawianie zagadek i pułapek, wypatrywanie człowieka. Jak się teraz nad tym zastanawia to, jego obecna praca nieco przypomina tamtą. Nadal ma do czynienia z zagadkami, nadal łapie przestępców- głównie ludzi. Może to właśnie powód dla którego tutaj został? Jednak chwytanie zbrodniarzy brzmi marniej, w porównaniu do polowań na ludzi, dla samego Króla. Więc jak to się stało, że został detektywem? Po 3 latach wyjścia na powierzchnie, wreszcie dostał zgodę na zostanie policjantem. W tamtej chwili ta praca wydała mu się najodpowiedniejsza. Znów ochrona mieszkańców przed zagrożeniami i znów on, i Undyne jako rywale. Początki, może nie były.... wspaniałe jak jego osoba, ale z pewnością dawał z siebie wszystko. To właśnie sprawiło, że zyskał uznanie wśród reszty policjantów. Podczas jednej sprawy ujawnił swoją wytrwałość i miłość do zagadek, właśnie dzięki niemu udało się pomyślnie poprowadzić sprawę. Wtedy również usłyszał o kursach na detektywa.Nie był do tego przekonany na samym początku, ale gdy Undyne zaczęła awansować przed nim... to znaczy gdy dał jej fory, by mogła pierwsza zdobyć wyższy stopień, zaczął myśleć o tym na poważnie. To nie tak, że się poddał i dał jej wygrać w ich rywalizacjach, po prostu szkoda by było, gdyby jego talent do zagadek się marnował. Komendant Policji dał mu bardzo pozytywną opinię, potrzebną do dostania licencji. Jednak, nie tylko tego potrzebował. Zapisał się na kursy i wiele siedział przed książkami, by zdać egzaminy na najwyższy wynik. Potem badania lekarskie i psychologiczne. I wreszcie zyskał te wywalczoną licencje detektywa. Udał się do nie -dawno otwartej agencji detektywistycznej. Oczywistym było faktem, że został zatrudniony od razu. Victor, założyciel tejże agencji, był  starszy od Edge. Nigdy nie ukazywał nie tolerancji do Potworów. Zawsze jest pogodny i pracowity. Idealny człowieczy przełożony, dla idealnego potwora. Oprócz ich dwójki jest tutaj jeszcze jeden człowiek, Andrew. On na początku nie potrafił pojąć jak Wspaniałą postacią jest Edge, ale z czasem ich stosunki się poprawiły. Stało się tak wiele od wyjścia na powierzchnie, do tej chwili, w której jest w trakcie sporządzania sprawozdania, po ostatnim śledztwie. No właśnie....
    Szkielet, szybko dosunął się do biurka, jakby ktoś go poparzył. To nie czas na rozmyślanie o przeszłości, gdy ma przed sobą robotę do wykonania. Nie ma mowy, by sobie pozwolił zostać tak leniwy jak jego starszy brat Sans. Choć nie jest już takim leniem jak w podziemiu. Wrócił na studia i obecnie pracuję w jednym z laboratoriów. Nie mieszkają już razem. Gdy Edge miał kursy, a Sans studiował zamieszkali osobno. Tak, by oboje mogli się wreszcie usamodzielnić, a w szczególności, by Sans mógł się usamodzielnić. Na początku wyższy szkielet kontrolował mniejszego, przecież on nigdy nie mógł sam sobie z niczym poradzić, ktoś musiał się nim opiekować. Tak też się stało, ktoś zaczął się o niego troszczyć, dlatego też Edge przestał go nadzorować. Obecnie jego starszy brat mieszka ze swoją ukochaną. O tyle to, że znalazł sobie dziewczynę jest dziwne, to jeszcze dziwniejszym jest fakt, że jest ludzką samicą. Na początku Edge sceptycznie na to patrzył, ale dzięki niej Sans na prawdę bardzo się zmienił. Nie ma już tych worów pod oczami i wydaje się być żywszy.
-Nad czym tak rozmyślasz, przyjacielu?- Szkielet, nie zauważył kiedy przy jego nodze znalazł się mały, bordowy samochodzik. Którym kierował również nie wielki, złoty kwiat.



-WŁAŚNIE KOŃCZĘ PISAĆ SPRAWOZDANIE FLOWEY, POJEDZIEMY OD RAZU ODDAĆ TO VICTOROWI, CHCIAŁ BYŚMY SIĘ JESZCZE Z NIM SPOTKALI, POCZEKAJ CHWILĘ.
- W porząsiu. - odparł, po czym zaparkował swój samochodzik obok biurka Edge. Pojazd ten to nic innego jak zabawka dla dzieci. Jednak zamiast pilota, posiada swój panel sterowania w autku, tak by Flowey mógł nim kierować jak tymi prawdziwymi. Sans sam przerobił mały samochodzik dla kwiatuszka. Był bardzo zdziwiony gdy jego brat i kwiat się zakumplowali, ale również ucieszony. Choć Edge nigdy by się do tego nie przyznał, nawet przed samym sobą, Sans zdawał sobie sprawę, że jego brat może czuć się samotnie po tym jak się rozdzielili. Dlatego wpadł na kilka pomysłów jak uprościć życie Floweya z jego bratem, tak by mieć pewność, że ich znajomość szybko się nie rozpadnie. Ciągłe noszenie kwiatka w doniczce byłoby nie wygodne dla Edge i krępujące dla Floweya, stąd właśnie narodził się pomysł na autko. Dodatkowo w całym domu do tych wyższych punktów dla kwiatuszka jak kanapa czy stół, zostały zamontowane rampy, by mógł po nich wjeżdżać. Środek pojazdu został wypełniony ziemią, by mógł czuć się komfortowo, mimo to, na noc przeskakuje do swojej doniczki. Twierdzi, że choć lubi jeździć samochodem, to tam jest mu najwygodniej.
-CHODŹ FLOWEY, MUSIMY JUŻ JECHAĆ.- Szkielet wyciągnął do przyjaciela rękę, w której znajdowała się probówka wypełniona wodą. Gdy Flowey zanurzył swoje korzonki, w plastikowym naczynku, wysoki potwór wsadził go do swojej kieszonki w garniturze. Tak, zabawkowe autko pozwala Floweyowi wygodnie się przemieszczać. Jednak nadal jest bardzo mały przez co i ledwo zauważalny, poruszanie się tak na zewnątrz mogłoby go narazić na krzywdę. A na szczęście Flowey nie potrzebuje ciągłego kontaktu z ziemią, w dodatku potrafi rozciągać swoją łodyżkę i korzenie, jak również skracać ich długość. Te umiejętności pozwalają mu wytrzymać długi czas w kieszeni kościotrupa. Kwiatuszek jest idealnym partnerem w śledztwach dla Edge. W odpowiednich chwilach pełni rolę uzdrowiciela, a innych tropiciela, gdy zagrzebując się w glebie potrafi wyczuć jej drgania, gdy ktoś się przemieszcza. Oprócz tego, jest dobrym doradcą i potrafi jak nikt uspokajać Edge, gdy ten daje się ponieść emocją, co zdarza się ....często. Choć są swoimi przeciwieństwami i razem mogą wydawać się zabawną drużyną, to jednak w ten dziwny i zabawny sposób, ich różnicę sprawiają, że się dopełniają.
     Edge wszedł do samochodu i odpalił silnik. Ruszając spojrzał na chwile, na przyjaciela, który listkami trzymał się jego kieszonki. Więc jak to się stało, że te dwie odrębne jednostki się zakumplowały? Wydarzyło się to gdy Edge i Sans się od siebie wyprowadzili, a Frisk wyjechał na studia. Po wyjściu na powierzchnie Frisk, tak jak i w podziemiu, był jedynym przyjacielem Floweya. Choć nie został ambasadorem, tak jak chciał tego Asgore, to chłopiec nadal nie porzucił marzenia dalszej pomocy Potworom. Nadszedł czas, gdy udał się na studia prawnicze. Wiele nauki i obowiązki należenia do królewskiej rodziny Potworów, zajmowało mu wiele czasu. Właśnie to sprawiło, że on i Flowey zaczęli się od siebie oddalać. Po jednym z gorszych dni, kwiatek sam przedostał się do pobliskiego parku, by odciągnąć od siebie złe myśli. I to właśnie wtedy, przypadkiem spotkał Edge, który również przebywał w tym samym parku. Sami nie wiedzą, jak te przypadkowe spotkanie sprawiło, że doszło do kolejnego, a potem do  jeszcze kolejnych, aż do zamieszkania razem i wspólnej pracy. Jednak to nie był pierwszy raz gdy się ze sobą zetknęli. Edge i Flowey poznali się wiele lat temu. Gdy mieszkali jeszcze w podziemiu, a szkielet był jeszcze dzieckiem. Gdy był również przyjazny i uroczy jak Flowey. Za nim stało się.... stało się coś o czym szkielet nie ma zamiaru teraz myśleć.
     Potwór zatrzymał samochód tuż przed małym budynkiem. To właśnie w
nim znajdowała się agencja detektywistyczna.
-Hej Edge, Flowey, jak zawsze punktualni.- Tuż po przekroczeniu progu, zostali radośnie przywitani przez mężczyznę z widoczną już siwizną na czubku głowy.
-DZIEŃ DOBRY VICTORZE, MAM DLA CIEBIE SPRAWOZDANIE
-Ugh, mówiłem Ci, że możesz z tym poczekać, młodzi mają tyle energii, już je biorę, ale no, powiedzcie coś jeszcze, jak cała sprawa wyglądała?
-Jak już wiesz, nie trwało to długo, po obejrzeniu ciała, wyłowionego z rzeki, które na szczęście zostało dobrze zidentyfikowane, przesłuchaliśmy podejrzanych.
-GŁÓWNE PODEJRZENIA PADŁY NA MĘŻA I BYŁEGO PARTNERA KOBIETY. SĄSIEDZI, ZWRÓCILI UWAGĘ NA TO, ŻE Z MIESZKANIA MAŁŻONKÓW CZĘSTO DOCHODZIŁY DO AWANTUR. ZAŚ Z BYŁYM PARTNEREM OFIARA KONTAKTOWAŁA SIĘ TUŻ PRZED ZAGINIĘCIEM.
-Hmm, czyżby mąż dokonał zbrodni, w podejrzeniu żony o romans z byłym?
-Z jednym masz rację Vikctorze, ale jesteś daleko.
-DOSZŁO DO ZDRADY, JEDNAK TYM ZDRADZAJĄCYM BYŁ MĄŻ, NIE ŻONA. ZAŚ MORDERCĄ OKAZAŁA SIĘ BYĆ KOCHANKA MĘŻA I JEDNOCZEŚNIE PRZYJACIÓŁKA OFIARY.
-Łoh, jak doszliście na ten trop, skoro nie było jej w podejrzanych?
-BYŁY PARTNER MIAŁ DOBRE ALIBI, A Z WIADOMOŚCI PROWADZONYCH Z KOBIETĄ, MOŻNA BYŁO PRZYPUSZCZAĆ, ŻE PO ROZSTANIU ZOSTALI W DOBRYCH KONTAKTACH. TO WŁAŚNIE JEMU SIĘ ŻALIŁA, NA POGORSZONE RELACJE Z MĘŻEM. I TO WŁAŚNIE BYŁA KOLEJNA WSKAZÓWKA PRZECIW JEJ MĘŻOWI. WIDZĘ, ŻE ZNÓW CHCESZ ZAPYTAĆ JAK  NASZE ŚLEDZTWO DOTARŁO DO KOCHANKI, JUŻ TŁUMACZĘ. OTÓŻ MOJEJ UWADZE NIE UMKNĘŁO TO, ŻE NA CIELE OFIARY ZNAJDOWAŁY SIĘ LEKKIE ZADRAPANIA, TAK MOŻNA PODEJRZEWAĆ O TO DZIAŁANIE WODY, A RACZEJ CZEGOŚ CO MOGŁO SIĘ W NIEJ ZNAJDOWAĆ. JEDNAK DRUGĄ MOŻLIWOŚCIĄ BYŁA SPRZECZKA Z UŻYCIEM RĘKOCZYNÓW TUŻ PRZED ŚMIERCIĄ. RANY TE JAK JUŻ WSPOMNIAŁEM NIE WYGLĄDAŁY NA MOCNE, WYGLĄDAŁY NA ZADRAPANIA ZROBIONE PRZEZ PAZNOKCIE. O DZIWO PRZYJACIÓŁKA OFIARY RÓWNIEŻ MIAŁA ZADRAPANIA, ALE JAK TWIERDZIŁA BYŁA TO WINA JEJ KOTA. KOLEJNYM PODEJRZENIEM BYŁO TO ŻE TUŻ PO ZAGINIĘCIU OFIARY, KOBIETA TA CZĘSTO ODWIEDZAŁA JEJ MĘŻA. MOŻNA TO BYŁO WZIĄĆ ZA PRZYJACIELSKĄ TROSKĘ JAKO, ŻE KOBIETY SIĘ KUMPLOWAŁY, JEDNAK MIMO TO POSTANOWIŁEM I JĄ PRZESŁUCHAĆ. Z JEJ NIE SPÓJNYCH I NERWOWYCH WYZNAŃ NABRAŁEM JESZCZE WIĘKSZYCH PODEJRZEŃ, DLATEGO POSTANOWILIŚMY JĄ SPRAWDZIĆ..
- Z badań lekarskich, które robiła przed zaginięciem kobiety okazało się, że zaszła w ciąże, po ukazaniu jej naszych dowodów sama się przyznała, do bycia kochanką.
-FLOWEY, JAK MOŻESZ MI PRZERYWAĆ?!
-Wybacz, po prostu, też chciałem coś powiedzieć.
-Czyli kobieta, ze strachu, że straci kochanka postanowiła pozbyć się konkurentki.
-TAK CZY INACZEJ KOLEJNY PRZESTĘPCA ZOSTAŁ SCHWYTANY DZIĘKI WSPANIAŁEMU EDGE
-I jego partnerowi Flowey'owi – dodał radośnie kwiatek.
-Haha, świetny wzrok i intuicja, doskonała robota panowie.- klasnął w dłonie i sięgnął po teczkę, która leżała na biurku.
-CHCIAŁEŚ BYŚMY SZYBKO SIĘ ZJAWILI, MASZ COŚ DLA NAS?
-Tak, dokładnie, wiem że dopiero co uporaliście się z tą sprawą, ale właśnie dostaliśmy prośbę od policji by zająć się śledztwem, które zdaje mi się, że was zainteresuje. - podał szkieletowi teczkę, po czym kontynuował- dotyczy ona morderstwa Potwora.
-JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE POLICJA PRZEJĘŁA SIĘ TĄ SPRAWĄ? ZAZWYCZAJ SZYBKO ZAMYKAJĄ TE DOTYCZĄCE ZNIKNIĘĆ CZY ŚMIERCI POTWORÓW.
-Edge, dobrze wiesz, że tu nie chodzi o rasizm, po śmierci Potworów zostaje tylko proch, nie da się z niego nic ustalić, więc jeśli nie było nikogo w pobliżu czy żadnych kamer, znalezienie przestępcy graniczy się z cudem.
-CZYLI TO ZNACZY, ŻE...
-Lucy Petrikov, 20- letnia kobieta, ona jest naszym świadkiem zdarzenia, przyjaźniła się z ofiarą, dotarła tutaj tuż przed wami i czeka na przesłuchanie, więc jeśli was to interesuje, możecie się od razu tym zająć.
Edge przerzucił kilka kartek znajdujących się w teczce, spodobała mu się myśl w której chwyta tego kto zagraża jego pobratymcom. Tuż po wyjściu z podziemia, było wiele takich sytuacji, w których Potwory ginęły z nie wiadomej ręki i choć od tamtego czasu sytuacja się nieco uspokoiła to wciąż pojawiają się pojedyncze zaginięcia. A teraz po raz pierwszy, ktoś może złapać jednego z tych nikczemników. I tym kimś, może być właśnie on sam. Edge spojrzał, na swojego przyjaciela, który lekko skinął główką, najwidoczniej musiał mieć podobne myśli co on sam.
-BIERZEMY TO- Powiedział pewnie kierując się do pokoju przesłuchań.
Otworzył drzwi, jego wzrok powędrował najpierw na stolik znajdujący się tuż przed nim, a zaraz potem na kobietę, która siedziała przy nim. Była młoda jak wspominał Victor, oprócz tego miała długie, rude włosy. Duże niebieskie oczy były podkrążone, najprawdopodobniej przez łzy, które musiała wylać. Wyglądała na nieco wystraszoną i zdezorientowaną, co było logiczne w sytuacji jakiej się znajdowała. Edge zbliżył się, by zająć miejsce na przeciwko niej.


        .
        .
        .   
        .
        .
        .
               Hej Edge,  dobrze pamiętam dzień, w którym się spotkaliśmy. Nie wiedziałam co się dzieje i co mam robić, byłam wystraszona tą całą sytuacją. Ty za to, gdy przekroczyłeś drzwi pokoju przesłuchań, wydawałeś się być bardzo pewny siebie. Wyglądałeś na kogoś surowego, na kogoś komu nikt nie jest w stanie stanąć  na drodze. Dziś wiem, że to była tylko maska, to niesamowite jak pierwsze wrażenie różni się od  tego co mamy w środku, prawda? Również niesamowite jest to jak bardzo się zmieniliśmy przez ten czas......
Hej Edge, gdybyś tamtego dnia wiedział jak dalej potoczy sie ta historia, gdybyś magicznym sposobem mógł przewidzieć nasze losy, zmieniłbyś coś? Zrobił coś zupełnie inaczej? Gdybyś miał świadomość tego co ma się wydarzyć, wziąłbyś w ogóle tę sprawe?..... Czy znów spotkałbyś się ze mną?
Share:

20 października 2017

Klient nasz pan


Na samym początku chcę przeprosić, że ostatnio Was tak zaniedbuję. Czuję się przepracowana i zmęczona i nie mam weny i w ogóle. Wybaczcie. Mam nadzieję, że niebawem się to zmieni. 

Z czym dzisiaj do Was przychodzę? No cóż...

-Bo oni wszyscy myślą... - mówiła jedna z kasjerek, kiedy przebierałyśmy się w "cywilne" ciuchy zrzucając z siebie zieloną koszulkę - ... że my to po podstawówce jesteśmy. Że nic się nam nie udało. Że nic nie robimy. No i to takie łatwe. Usiądź se kurwa miesiąc na kasie i przekonaj się, czy to takie łatwe. 

Pomijając kwestię zapamiętania tysiąca kodów, mając świadomość, że każdego dnia może pojawić się coś nowego. Może pojawić się błąd systemu i nie wczyta nam kodu. Nie wspomnę już o konieczności "bycia miłym", bo tak. Zakładania na mordę sztucznego uśmiechu... To, jest naprawdę trudne. Mam tego świadomość, mimo tego że cały czas siedzę na kasie, bo prawdziwy zapierdol zaczyna się na sklepie. 

Póki co, najbardziej w kość dają mi klienci. O czym mieliście okazję się już przekonać. Tym razem poruszę kilka zachowań jakie nie mają nic wspólnego ze Świeżakami, a z jakimi musimy walczyć prawie każdego dnia. 

-Można poprosić drugą kasę? - Oho, już słyszę ten podirytowany ton głosu, wymuszona prośba, tryb rozkazujący zmęczonego życiem Janusza, który myśli tylko, aby najszybciej zająć ławkę z Mietkiem i Grażyną. Podnoszę się, zerkam na kolejkę.... kiedy ona się taka zrobiła? Kiedy? Patrzyłam chwilę temu, i były dwie, może trzy osoby, a teraz nie dość, że zawija się na środek sklepu to jeszcze ludzie rozdwoili się i stoją w jakimś pokrętnym suwaku. 
Siedząc na kasie naprawdę nie wiesz kiedy robi się kolejka. A przede wszystkim masz świadomość tego, że jest niewiele rąk do pracy, a tej robić trzeba wpizdu dużo. No i jesteś postawiony między młotem, a kowadłem. No, ale klient nasz pan. Prawda?

Nie rozumiem skąd i dlaczego w ludziach nadal tkwi to przekonanie, że trzeba rozkładać czerwony dywan przed klientem. Może jeszcze na zapleczu otworzyć jacuzzi dla najlepszych i niech kierownicy ozorami czyszczą buty? Heh .
 
-Bo klient jest uprzywilejowany - powiedział nade mną wąsaty Mietek, który kupował dwa wina marki wina za nieco ponad trzy złote. - Należy nam się dobre traktowanie - W głowie układałam wiązanki, lecz moja usta tylko wykrzywiły się w uśmiechu.

-To wasza wina, że kupiłam złą polędwicę! Chcę rabat! - Darła się Krystyna z osiedla. Polędwica była w promocji, a jakże. Ponad 40%. .... Tylko wtedy, kiedy była Karta Biedronki. Bez niej, polędwica w normalnej cenie. No, ale Krystyna nie rozumie i ona chce taniej.
-A ma pani kartę? - Zapytałam przechylając się w jej stronę
-Nie mam! - krzyczy oburzona
-To nie będzie miała pani promocji. Nie mogę pani sprzedać tego taniej.
-Ja chcę taniej! Po to tutaj przyszłam!
-Bez karty nie mogę pani sprzedać w cenie promocyjnej.
-Ma pani natychmiast wezwać kierownika
-Um.... Słucham?
-Z kierownikiem chcę rozmawiać, nie z panią.
-Um.... - Dzwonię na kierowniczkę. Po chwili ta przychodzi. Kłótnia nie była jakaś długa.
-Wycofamy pani i nabij jej z karty innego klienta - szepcze mi na ucho. Słyszę po tonie głosu, że jest zmęczona i wkurzona.

Tego samego dnia, kiedy z kasy zeszłam, aby iść na tyły, by udowodnić klientowi, że nie ma już promocji na to co chciał zakupić widziałam kierowniczkę wśród nabiału. 
-Coś się stało? - zapytała
-Nie, nic - uśmiecham się czule
-To dobrze, bo ja tam już nie idę. Nie dzwoń po mnie. Ja już mam ich wszystkich dość! 

-To będzie na fakturę - Oho. Dobra. Stukam w klawisze, spisuję numery i kasuję. - Naliczył mi się rabat na kawy?
-Tak proszę pani.
-A na proszki?
-Tak proszę pani.
-Ile mam rabatu?
-Dwadzieścia dwa złote, proszę pani.
-Dobrze. Płacę - Płaci. Faktura się drukuje. Kobieta, która niewątpliwie musi być ciotką. Bo wygląda jak słownikowe uosobienie ciotki. Z ciemno-czerwonymi włosami, chudą obwisłą skórą w kolorze zgniłego jesiennego liścia. Nie wiem, czy to przez starość, czy dobiera złe kremy i pudry inne tego typu rzeczy. W każdym razie zerka na fakturę zza szkiełek swoich okularków. Mierzy mnie wzrokiem. Uśmiecham się niepewnie. - Pani mnie okłamała. - Nosz kurwa mać! Dlaczego oni zawsze uważają, że to JA kłamię, skoro TYLKO wstukuję wszystko w maszynę?! 
-Co się nie zgadza?
-Cena proszku. Jest za drogi.
-Proszę pokazać. - Pokazuje mi. Na fakturze nie widać rabatu jak to jest w przypadku paragonów normalnych. Cholera jasna. Jak ja jej wyjaśnię teraz, że cena jaką zapłaciła jest już z wliczonym rabatem na jebane proszki do prania?
-Niech pani wezwie kierownika - Ugh... Dzwonię po nią.
Long story short. Babka zażyczyła sobie wycofania faktury. Miała oddać towar, ale okazało się, że jej małżonek już zaniósł proszki do samochodu i w nim na nią czekał. Kobieta musiała wyjść z Biedry, wrócić z zakupami. Po wycofaniu proszku, kazała go sobie nabić drugi raz by udowodnić jej, że jest rabat. Pokazałam. Jest.
Drukuje się druga faktura.
Sprawdza ją.
Na niej jest już cena PO odjęciu promocji.
Babka uważa, że kupiła bez promocji. 
Chce wycofać.
Ostatecznie. Na jej zakupy zeszło ponad pół godziny.
Sześć faktur. 
I tony cierpliwości zarówno mojej, drugiej kasjerki, kierowniczki jak i klientów. 

Ostatnio w promocji była karkówka wieprzowa. Wiadomo, że ledwo ją dziewczyny rozłożyły w lodówce, a ja musiałam ją kasować. Promocja się opłacała, naprawdę. Po godzinie od otworzenia sklepu - nie było już po niej śladu. Problem pojawił się później.
Obok karkówki leżała łopatka wieprzowa w opakowaniu bardzo podobnym. Miecio widząc czerwono-czarny napis i leżące pod nim w bliskiej odległości mięso - chwycił i udał się do mnie - do kasy. Po dokonaniu zakupu i odejściu ode mnie zauważył, że ło na Boga! Nie ma prrrrromocji! 
-Ale tutaj mi się nie naliczyło - macha mi przed nosem paragonem. Chwilę mi zajmuje zorientowanie się w temacie
-Oh - już się zorientowałam - Ale pan wziął łopatkę, a nie karkówkę.
-To nie jest w promocji?
-Um, nie.
-To ja chcę to zwrócić.
-Eeemmmm, ale ja nie mogę tego przyjąć?
-Jak to? Przecież nawet nie odszedłem od kasy!
-Ja to rozumiem. Z tym, że nie możemy przyjmować zwrotu na mięso.
-Ale ja tego nie chcę!
-Rozumiem, lecz obowiązują mnie zasady i...
-Kierownika - Wiecie, bycie kierownikiem jest przesrane. Naprawdę. Nie dość, że trzeba użerać się z pracownikami. To jeszcze z klientami i osobami z wyższym stopniem. Kierowniczka przychodzi - Ta pani nie chce przyjąć tego chociaż nawet nie odszedłem od kasy! - Skarży się. 

Nie wiem skąd u ludzi takie przekonanie, że mogą zawsze wszystko zwrócić.
Otóż nie.
Produkty takie jak warzywa, owoce, nabiał, chemia, cukier, mąka, etc - nie podlegają zwrotowi. Można zwrócić właściwie tylko non-food, czyli wszystkie te bibeloty jakie są sprzedawane w koszach i pojawiają się okazjonalnie. 
Takie zasady z góry. 
To, że kierownik zmiany przyjmie towar inny niż non-food do zwrotu, to tylko i wyłącznie jego dobra wola i powinniście być za to wdzięczni. Bo potem, za błąd Mietka trzeba świecić oczami przed rejonowymi. 

Miecio otrzymał od kierowniczki to samo, co ode mnie. Odmowę.
-Tutaj ma pan regulamin - kierowniczka prowadzi go do tablicy z regulaminem - On obowiązuje zarówno pana jak i sklep.
-Mnie to nie obowiązuje! - rzuca się. 
-Robiąc zakupy w naszym sklepie, obowiązuje
-Nie mam obowiązku znać regulamin!

A no. Nie masz. Lecz myśleć wypada, prawda? Zasady z zakazem zwracania owoców czy warzyw nie powstały bez przyczyny. Dawniej to było tak, że kupiła se Halina kilo jabłek, spróbowała jednego, nie smakowało jej, chciała zwrócić pozostałe. Sklep traci.
Stefan kupił płyn do prania. Wylał zawartość, wlał podróbę. Oddał bo jednak nie potrzebował, bo "żona" kupiła. Miał dobry płyn a sklep Stracił. 
To samo jak chodzi o inne rzeczy no i nie ma też pewności, że ktoś czegoś nie dodał do towaru. Trzeba dbać o bezpieczeństwo swoich klientów. Dlatego nie ma zwrotów. 

Zwracać produkty możecie tylko i wyłącznie wtedy, kiedy paragon NIE jest zamknięty. Czyli póki nie zapłacicie. Jak zapłacicie - to po ptokach. 

Jednak... co by nie było, że tylko klienci źli. Przestrzegę Was przed kilkoma rzeczami, na jakie można nabrać klienta. 

 Ja wiem, że niby wszystko jasne. Ale gdyby faktycznie było to wszystko jasne, to zaoszczędziłabym sobie strzępienia języka codziennie. Jak widzicie. To stara gazetka. Widać na górze, jakich przedziałów czasowych dotyczy. Janusze i Grażyny przestają czytać i uważają, że wszystko co jest w tej gazetce ma promocje w tym okresie. Ahahaha, nie.
Jak widzicie na przykładzie. Schab będzie znacznie tańszy, ale tylko przez dwa dni i TYLKO jeżeli zrobicie zakupy za min 99zł. 
Innymi słowy - uważnie czytajcie drobny druczek.
Dzisiaj miałam przygodę z piersiami z kurczaka. Promocja podobna. Cycku kury taniej, jak zrobi się rachunek za 99zł. Nom... Jedna pani tego nie rozumiała. Ale to "nasza" wina bo "my" mieszamy. Jap. Mea culpa! Mea culpa! Mea culpa!

Działając wiele lat na rynku Biedra nauczyła swoich klientów odruchu Pawłowa. Widząc czerwono-czarną karteczkę z napisem TAK TYLKO i ceną, reagują zadowoleni, że wzięli coś "taniej". Noo nie zawsze tak z tym jest. 


Widzicie różnicę między tymi zdjęciami? Noooo, to teraz popatrzcie na ceny. Jeszcze nie wiadomo o co chodzi? Heh.
Na cenie z szamponem macie ile procent taniej płacicie oraz cenę wcześniejszą. Na cenie z soku - tego nie ma. A więc, Szampon JEST w promocji, a na sok chcą Cię po prostu naciągnąć.

I proszę nie zrozumieć mnie źle. Nie rzucajcie się na kasjerów, sprzedawców, kierowników waszych Biedronek gdzie to znajdziecie. To rozporządzenie odgórne, do jakiego musimy się dostosować. 

Na koniec mój kwiatek. W sensie tekst z jakim spotkałam się na początku tego tygodnia.

-To jak to z tymi niedzielami?
-Słucham?
-Będziecie mieć wolne?
-Jest zakaz handlu, nie pracy. To, że sklep będzie zamknięty, nie znaczy, że będziemy mieć wolne - odpowiadam szczerze klientowi - Jeszcze nic nie wiemy
-Powinniście pracować
-Słucham?
-Tyrać kurwa. Bo ja widzę jak się obijacie! Pani to tylko siedzi za kasą - gryzę się w język - Dla mnie to nawet całą dobę powinniście być otwarci! - Zaciskam mocno wargi. Klient odchodzi od kasy.
-Miłego dnia! - mówię najserdeczniej jak umiem. Niech ptak nasra ci do oka. 
Share:

POPULARNE ILUZJE