Notka od autora: Historia Leal i Leona sięga dawnych czasów kiedy jeszcze grałam w rp na przeglądarkę. Tak strasznie spodobało mi się pisanie z Leonem, że jego postać stała się inspiracją dla mojego własnego opowiadania.
Obrazek pochodzi z komiksu Dawn.
Jeszcze nie ekskluzywny pensjonat, a już nie przystań dla żołnierzy i kurew. Noclegownia położona w porcie mogła ugościć dobrą strawą, miękkim łóżkiem, pięknymi widokami i bliskością do plaży. Nic więc dziwnego, że to właśnie to domostwo było wybierane przez co bardziej zamożnych kupców, dowódców wojsk, uboższą szlachtę, czy mieszczaństwo.
Zbliżała się jednak wojna. Kolejna. Która to już? Sędziwa staruszka bujała się powoli na krzesełku zachodząc wstecz pamięcią. Wpierw był ten król, wysoki, z brodą, ponoć łaskawy i dobry, ona tam nie wiedziała. Port mieścił się daleko od stolicy królestwa i rządził się swoimi prawami. No, ale jakoś musiał zostać zrzucony z tronu, skoro jego syn domaga się korony. Zaraz, to kto przez te wszystkie lata nimi władał?
-.....cie - Potrząsnęła głową wyrwana z zamyślenia. Dostrzegła przed sobą wysokiego mężczyznę. Brązowe włosy związane czarną wstążką, twarz pełna blizn, przenikliwe błękitne ślepia wpatrywały się w jej starcze ciało. Zwilżyła językiem usta.
-Słucham?
-Poproszę najlepszy pokój jaki macie. - każdemu jego krokowi towarzyszył szczęk metalu. Był w pełnym umundurowaniu. Napierśnik niebo przybrudzony, wysokie skórzane buty, ale w dobrym stanie. Znaczy się, jak na długie wędrówki. Na spodniach naszycia między nogami, a więc jeździł konno. Do tego przy boku miecz... Ah, starucha wie, że to nie jest jedyne miejsce gdzie trzyma broń. Ma jej przy sobie wiele. Widziała już takich jak on, jedni ginęli młodo, inni trochę później, ale żaden nie dożył jej wieku. Teraz, czując ból w krzyżu, oraz to jak z dnia na dzień jej wszystkie zmysły robią się słabsze - nie wie, które z nich miało szczęście.
-A już już. A stać cię no będzie? - Mężczyzna uniósł z niedowierzaniem brew i westchnął wyraźnie podirytowany, zachowywał jednak pełnię kontroli nad sobą. Bez słowa sięgnął do sakwy i rzucił na blat kilka monet. Kobieta ująwszy je, stuknęła nimi kilka razy o blat stołu, nadgryzła by sprawdzić twardość. Kruszec nie jakiejś tam pierwszej jakości, ale wyraźnie dobry. Przytaknęła i ofiarowała wojakowi klucze.
Sypialnia była ... zaskakująco przestronna jak na takie miejsce. Leon rzucił pod ścianę hełm, na blacie drewnianego stolika położył sztylet, miecz, drugi sztylet i rękawice skórzane. Trąc rękami jedna o drugą podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Widok na morze. Nawet ładny. Znaczy się, gdyby był poetą zapewne rozwodziłby się teraz nad świetlistymi refleksami słońca odbijającymi się w tafli wzburzonej wody. Mówił o bałwanach piany mknących i niknących jedna za drugą. No, ale on jest tylko i wyłącznie prostym żołnierzem. No dobrze, nie takim prostym, ale nadal prostolinijnym. Widok uznał za ładny. Po toalecie nad miską z wodą, przebraniu się w bardziej wygodne odzienie, bardziej ludzkie i cywilne, czyli białą lnianą koszulę wiązaną pod szyją oraz proste spodnie narzucił na ramiona jeszcze czarną kamizelkę wierzchnią i spiął ją guzikami na wysokości brzucha. Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi na klucz. Słyszał krzyki... nie, nie krzyki przerażenia. Raczej złości, nie, to też za mocne słowo. Wiedział, że starsza właścicielka przybytku była wyraźnie zła. No i ona krzyczała, ganiła raczej. Ale kogo? O tej porze roku nie powinno w tym miejscu być zbyt wielu klientów. Powolnym, acz pewnym krokiem szedł w stronę głównej izby. Tam koło kilku rozstawionych stołów i ław stała postać wyraźnie kobieca. Póki co plecami do niego odwrócona. Z długich ognistych włosów kapała jej morska woda, ubranie też miała całe przemoczone. Jej drogę znaczyły kałuże.
-W oborze cię wychowali smarkulo?! - krzyczała właścicielka. Ruda jakby z winą kuliła się, znaczy spuszczała wzrok cierpliwie znosząc nagany, mimo to nadal się uśmiechała i zerkała co chwilę na bok. Jakby nie mogła się doczekać chwili, kiedy kobieta przestanie się w końcu odzywać i da jej święty spokój. - Masz wyjść stąd i wyschnąć! - Palcem wskazała na drzwi tarasowe. Ruda jakby nigdy nic, prawie tanecznym krokiem się tam udała, a kiedy właścicielka myślała, że być może jakimś cudem, udało się jej przemówić do łba rozwydrzonej dziewuchy, ta po prostu odwróciła się i wystawiła język. By następnie z rechotem wybiec na zewnątrz.
Leon nie mógł powstrzymać uśmiechu. Zszedł kilka stopni i podszedł do właścicielki wzroku nie spuszczając z kałuży wody jaka zrobiła się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała kobieta.
-Problemowa służka?
-Nie panie - kobieta pokręciła głową i ciężko westchnęła - Szczenie mojego krewniaka. Zostawił ją tu, kiedy w interesa z synostwem pojechał.
-Mmmmyhym - w sumie mało go to interesowało. - Pani wybaczy - mówiąc to po prostu udał się za rudą złośnicą. Pogoda dopisywała. Lato ma to do siebie, że długo świeci słońce i nikt właściwie nie wie, kiedy zajdzie, nim się obejrzeć, a już noc. Wyciągnął z kieszeni swojej kamizelki zegarek na łańcuchu. Późne popołudnie. Cóóóż, w sumie czemu by nie. Tylko, że jak to właściwie się robi? Urodą nie grzeszył, kurwy się brzydził bo bał się, że coś złapie, a potrzeby swoje miał. No i ruda młódka wpadła mu w oko. Właśnie teraz stała oparta o barierkę tarasu. Nadal nie widział jej twarzy, nie dokładnie. Tylko te wypięte pośladki skryte pod materiałem beżowych spodni. Kiedy nie wiesz co robić, atakuj. Więc zaatakował. Podszedł do niej, założył ręce na balustradę, zerknął na bok, ona odpowiedziała tym samym. Figlarnie się uśmiechając, bez cienia strachu zaglądając mu w oczy. Jej brzoskwiniowa skóra, pełne czerwone usta. Od dawna nie miał kobiety. Wziął głęboki wdech. Trzeba zacząć rozmowę, tylko, że jak? Od czego, tak aby nie zorientowała się o jego zamiarach, a jednocześnie mu uległa? Tak, aby nie wyśmiała, tak aby nie .....
-Widziałam jak osa żarła konika polnego. - wypaliła pierwsza. O. Jęknął niepewnie marszcząc brwi. Nie wiedział, czy to żart, czy... zaraz, dlaczego się uśmiecha? - Wgryzała mu się w głowę.
-Oh... A kiedy panienka to widziała?
-Dzisiaj rano - odwróciła wzrok - ... ale wtedy pojawił się jakiś bachor i zdeptał konika. Osa uciekła, ale nie chciała już na niego wrócić.
-Musiało być panience przykro z tego powodu.
-Było.
-Pewnie panienka chciała zobaczyć jak... konik polny jest zjadany przez osę.
-Chciałam. - Cisza. Leon zmrużył oczy. Nie, tak w żaden sposób nie dojdzie z nią do porozumienia. Ona nie jest jedną z tych dziewczyn. Westchnął i odszedł od kobiety, wszedł do środka. Ruda odprowadziła go spojrzeniem zza włosów. Wrócił po kilku chwilach z winem oraz dwoma kieliszkami. Położył je na stoliku i napełnił.
-Podobasz mi się. - Rzucił nie patrząc na nią. - Chcę cię na noc.
-Jedną? - odwróciła się w jego stronę. Dopiero teraz dostrzegł jej pełne piersi, schowane za męską koszulą. Kobiece kształty, delikatny brzuszek, mokry materiał opinał się na jej ciele, włosy powoli schły.
-Póki co.
-A co dostanę w zamian? - podeszła do stolika. Popatrzyła na dwa kieliszki i bez pomyślunku chwyciła za butelkę by napić się prosto z gwinta. Leon przyglądał się jej niewzruszony, zachowywał spokojny, acz stanowczy ton. Raz tylko mogła zauważyć jak mocniej zaciska szczęki walcząc z komentarzem na temat jej zachowania.
-Moją sypialnię, jedzenie, tyle wina ile uda ci się wypić i rozkosz. - Teraz to on uśmiechał się niebezpiecznie. Rudą przeszedł dreszcz kiedy ten niebezpiecznie zmrużył oczy. Przez chwilę poczuła się jakby igrała z ogniem. Albo samym demonem. Oblizała wargi z alkoholu.
-Jesteś tego pewien? Może i mam cycki, ale pić umiem
-To zdążyłem już wywnioskować - Cisza. Leal przyglądała mu się z uwagą, analizowała swoją sytuację. Nie, aby mały ciasny pokoik był czymś złym, no i nie narzekała. Bywało, że nocowała w paskudniejszych ruderach... a w jeszcze gorszych się budziła po tygodniowym chlańsku z braćmi, no ale... Zerknęła na wejście do przybytku, tam siedziała ta starucha. Obie za sobą nie przepadały. Towarzystwo jakiegoś paniczyka, który nie wie co robić z forsą no i utarcie przy tym nosa cioteczce. Nie oczekiwała po nim zbyt wiele. Nawet wtedy kiedy bez zbędnych słów po prostu podeszła do niego i w ramach odpowiedzi złożyła pocałunek na jego wargach. Lecz nie było to romantyczne muśnięcie. Otworzyła usta biorąc jego wargi w swoje. Tym wyraźnie go zaskoczyła. Nie odpowiedział wszak niczym. Kobieta musiała stanąć na palcach, aby dosięgnąć jego ust, a i tak bliżej jej było do brody. Przygryzła własną wargę opadając na ziemię, zacisnęła palce na mankietach jego kurtki. Tak, zdecydowanie paniczyk będzie łatwym partnerem, no a ona dostanie gorzałkę i żarcie. Czego chcieć więcej od życia?
Przeliczyła się. Ledwo zrobili kilka kroków w przybytku, jak tylko znaleźli się w korytarzu gdzie nic poza drzwiami prowadzącymi do sypialni nie było coś w niego wstąpiło. Miejsce to było wyraźnie ciemniejsze od pozostałych, brak okien sprawił, że trzeba było przy ścianach powiesić kilka świec z odblaśnicami, jednak ich nikłe światło było niewystarczające.
Stanęli przed jego drzwiami, zerknął na nią przez swoje ramię i Leal nie wie dokładnie kiedy i w jaki sposób, ale poczuła jak naciera na nią swoim ciałem. Plecami była pod przeciwległą ścianą, czuła zęby na swoim karku, szorstkie i duże dłonie boleśnie wbijały się w brzuch kobiety. Spomiędzy warg uciekł nieusłuchany jęk. Mężczyzna zamruczał w odpowiedzi. Nie chciał już czekać. Nie miał zamiaru. Każda kolejna chwila będzie utrapieniem dla niego, zaś ona.... dosłownie na wyciągnięcie ręki. Opierała się, a jakże, dziwnym byłoby gdyby uległa właściwie obcemu mężczyźnie, który dosłownie siłą wsuwał swoją rękę pod jej koszulkę tylko po to by bardzo mocno i boleśnie ścisnąć jej pierś. By między palce wsunąć sutek i pociągnąć go do góry, czekając, aż ta syknie z bólu. Próbowała zabrać jego ręce, odepchnąć się, lecz była w potrzasku. Mimo tego, nie krzyczała, nie wołała o pomoc, nie prosiła aby przestał. Tak, jakby sama wierzyła, że pokona w pełni wyszkolonego wojskowego Głupiutka dziewczynka. Bez większego problemu odwrócił ją do siebie plecami, miała teraz twarz przy ścianie, rękami próbowała się od niej odepchnąć, oddychała głośno przez nos. Chcąc nie chcąc, wygięte w ten sposób ciało wypinało się w jego stronę. Czego chcieć więcej? Korzystając z wolnej ręki Leon poradził sobie koślawo, lecz szybko z opuszczeniem jej spodni na wysokość ud. Następnie po chwili walczenia z materiałem własnych wyciągnął już sterczącą męskość. Leal miała problemy by powiedzieć, czy była ona duża, czy mała, czy szeroka, czy krzywa. Bo jej nie widziała, za to poczuła. W chwili, gdy w nią wszedł, nie, to złe określenie. Kiedy przebił ją sobą jęknęła tak głośno, jak nigdy. Zaskoczona właściwie wszystkim. Tym w co przerodziło się to spotkanie, kim okazał się ten którego miała za paniczyka. Była zaskoczona samą sobą, że naprawdę podobało się jej jego zachowanie. To, że nie panowała nad sytuacją, zaś dominacja którą okazywał była prawdziwa, nie dlatego, że ona mu na to pozwoliła, ale dlatego, że siłą sobie na nią zasłużył.
Czuła jak nogi jej drżą, te nie wytrzymały powolnych, mocnych pchnięć do granic jej wytrzymałości. Osunęła się na ziemię, on nie przerwał, wylądował na niej za nią. Nogami rozchylił jej, aby przypadkiem nie chciała się wydostać. Wbił palce w jej włosy i złapał u nasady trzymając jej twarz przy ziemi. Leal wiła się, jęczała, klepała otwartą dłonią w dywan, lecz nie wołała o pomoc. Nie chciała jej. W trakcie Leon nic nie mówił, warczał tylko, co chwile głębiej i mocniej, co chwilę przyśpieszając, by potem się uspokoić. W tej chwili nie widział w niej kobiety, ale przedmiot jaki używa aby siebie zaspokoić. A kiedy tak się stało, ona była zaledwie w połowie, nie osiągnęła spełnienia. Czuła natomiast w sobie jego gorące nasienie, które wystrzelił w nią bez ostrzeżenia. Kiedy się podnosił i chował obwisłą męskość, mokrą od jej soków pod spodnie, ona próbowała się podnieść. Nogi jej drżały, policzek bolał, gdzieś tam w głębi serca, chciała uciec, pierdolić to wszystko i wycofać się, ale jej wewnętrzna duma nie pozwalała na to.
Kolejne zdziwienie przeżyła wtedy, kiedy zaraz po otworzeniu drzwi do swojego pokoju, Leon wziął ją na ręce jakby była najcenniejszym skarbem i ostrożnie położył ją na miękkim łóżku. Następnie zamknął z animi drzwi i klucz położył na stoliku. Czuła pulsującą kobiecość, niezaspokojoną żądzę, pragnienie, no i ciekawość. Ciekawość nie tyle pomieszczenia, a tego co się w nim zmieniło. Dostrzegła od razu oręż na stole, napierśnik i hełm pod ścianą. Oho, a więc jest wojskowym. Czyżby się pomyliła w obecnie człowieka?
Jakby nic się nie stało po prostu podszedł do okna, wziął z małego okrągłego stolika dzban wina i nalał równo do dwóch kieliszków, po czym z jednym podszedł do dziewczyny, z drugiego upił już połowę w drodze. Usiadł na skraju posłania nie patrząc na nią. Dziewczyna przyjęła trunek i wypiła zawartość jednym haustem. Przywykła do czegoś mocniejszego, dlatego wino nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, nie mogła też powiedzieć, czy było jakieś wyśmienite czy nie. Fakt, skoro wojskowy mógł pozwolić sobie na taką sypialnię, oznacza że albo bardzo się wzbogacił na wojnie, albo jest wysoko postawionym. Znała jednak zasady, nie może się o to pytać. Odstawiwszy kielich na szafkę nocną oplotła ramionami kolana. Czekała w przyjemnej ciszy, aż skończy swoje. Gdy tak się stało mało zgrabnie i kokieteryjnie ściągnęła doszczętnie swoje spodnie, pozbyła się koszuli, przeczesała palcami poczochrane włosy i zapominając o bólu jaki jej wcześniej zadał, na kolanach podeszła do jego pleców. Masowała sztywne i twarde ramiona, cały czas próbując go rozszyfrować. Musiała wiedzieć z kim ma do czynienia. Bogate ubranie ją zmyliło, tak samo jak wymuszony grzeczny ton. On bez wątpienia ma coś wspólnego z wojskiem, tylko co? Leon tym czasem całkowicie poddał się jej pieszczocie. Pozwolił, aby ściągnęła jego kamizelkę, aby odwiązała i przez głowę pozbyła się jego koszuli. To co rzuciło się jej w oczy to poza zgrabnym ciałem dobrze zbudowanego atlety.. blizny... blizny. Jego plecy, ramiona, tors, wszystko pokryte w licznych bliznach niejednokrotnie przecinających się wzajemnie. Dziewka miała braci, więc umiała rozpoznać niektóre z nich. Były tutaj te po nożach, płytkie, które same znikną za kilka lat. Były też te głębokie, najpewniej zadane przez coś zdecydowanie mocniejszego. Miecz? Szabla? Szpada? Topór? A może to wszystko jednocześnie? Te nigdy się nie zagoją, będą przypominać o sobie każdego dnia, gdy tylko popatrzy na swoje opalone ciało. Jego skóra była niemiła w dotyku, zahartowana, odporna, twarda, szorstka. Na przodzie poczuła pod palcami wyraźne ślady po strzałach. Ktoś musiał wyciągać z niego bełt i wyraźnie, robił to pierwszy raz, bo przy okazji rozszarpał mu kawałek sąsiedniej skóry. Nawet zrobiło się jej żal mężczyzny, lecz... żyje, mimo tylu ran, jest tutaj z nią. Więc, czy jest co mu współczuć? Kiedy przechylił głowę do tylu, nadal siedząc na łożu, pochyliła się nad nim, pozwoliła aby jej rude pukle oplotły jego ramiona, aby łaskotały i muskały nieczułe żołnierskie ciało próbując wykrzesać z niego odrobinę delikatności, którą miał w sobie przecież każdy człowiek. Ich usta spotkały się, namiętny, pełen zrozumienia pocałunek tak różny od tego co miało miejsce jeszcze kilka chwil temu.... O nie nie nie, Leal nie jest jedną z tych. Wykorzystując moment nieuwagi mężczyzny zaorała jego i tak pokrzywdzony tors swoimi ostrymi pazurami i natychmiast odskoczyła do tyłu unikając jego ramienia.
-Oh tak chcesz się bawić? - zapytał rozbawiony zerkając na nią zza ramienia. Dziewczyna pokazała mu język
-Po dobroci się nie dam .
-Gdybyś się dała, byłbym bardzo rozczarowany - mówiąc to wstał, dokończył dzieła rozbierania się, znaczy się chciał. Bo nim ściągnął buty zatrzymał się i zerknął na nią zawstydzony. - Były na moich nogach trzy miesiące, ani razu ich od tego czasu nie ściągałem - wyjaśnił. Leal wzruszyła ramionami.
-To ściągnij je przy oknie i wystaw na taras, a potem wróć tutaj i bij się ze mną. - odpowiedział jej śmiech. Leon usłuchał. Faktycznie, śmierdziało, stał chwilę przy oknie z obwisłą męskością, nalał wody do miski i obmył stopy. Dopiero potem do niej przyszedł. W tym czasie kobieta zdążyła doprowadzić go do szaleństwa. Podczas jego walk z zapachem ta rozstawiła nogi i poczęła pieścić swoją szparkę jedną rękę, drugą zaś błądziła po ciele. Lecz gdy wojskowy się do niej zbliżył, natychmiast zrobiła fikołka na łóżku lądując po jego drugiej stronie na ziemi. Z pogodnej i rozbawionej twarzy wojownika można było wyczytać pewność siebie, głód i coś mrocznego, coś co straszliwie chciała drażnić.
-Wiesz co... może zostaniesz ze mną na dłużej niż noc? - rzucił pochylając się do przodu, postanowił przeskoczyć przez łóżko i pochwycić ją. Dziewczyna to przewidziała i jak tylko wykonał swój ruch, natychmiast uciekła tym razem chowając się za stolik z winem.
-Abym została z tobą dłużej będziesz musiał mnie złapać i trzymać siłą - rzuciła figlarnie oblizując wargi
-To akurat da się załatwić - zrobił kolejny krok u niej.
Zbliżała się jednak wojna. Kolejna. Która to już? Sędziwa staruszka bujała się powoli na krzesełku zachodząc wstecz pamięcią. Wpierw był ten król, wysoki, z brodą, ponoć łaskawy i dobry, ona tam nie wiedziała. Port mieścił się daleko od stolicy królestwa i rządził się swoimi prawami. No, ale jakoś musiał zostać zrzucony z tronu, skoro jego syn domaga się korony. Zaraz, to kto przez te wszystkie lata nimi władał?
-.....cie - Potrząsnęła głową wyrwana z zamyślenia. Dostrzegła przed sobą wysokiego mężczyznę. Brązowe włosy związane czarną wstążką, twarz pełna blizn, przenikliwe błękitne ślepia wpatrywały się w jej starcze ciało. Zwilżyła językiem usta.
-Słucham?
-Poproszę najlepszy pokój jaki macie. - każdemu jego krokowi towarzyszył szczęk metalu. Był w pełnym umundurowaniu. Napierśnik niebo przybrudzony, wysokie skórzane buty, ale w dobrym stanie. Znaczy się, jak na długie wędrówki. Na spodniach naszycia między nogami, a więc jeździł konno. Do tego przy boku miecz... Ah, starucha wie, że to nie jest jedyne miejsce gdzie trzyma broń. Ma jej przy sobie wiele. Widziała już takich jak on, jedni ginęli młodo, inni trochę później, ale żaden nie dożył jej wieku. Teraz, czując ból w krzyżu, oraz to jak z dnia na dzień jej wszystkie zmysły robią się słabsze - nie wie, które z nich miało szczęście.
-A już już. A stać cię no będzie? - Mężczyzna uniósł z niedowierzaniem brew i westchnął wyraźnie podirytowany, zachowywał jednak pełnię kontroli nad sobą. Bez słowa sięgnął do sakwy i rzucił na blat kilka monet. Kobieta ująwszy je, stuknęła nimi kilka razy o blat stołu, nadgryzła by sprawdzić twardość. Kruszec nie jakiejś tam pierwszej jakości, ale wyraźnie dobry. Przytaknęła i ofiarowała wojakowi klucze.
Sypialnia była ... zaskakująco przestronna jak na takie miejsce. Leon rzucił pod ścianę hełm, na blacie drewnianego stolika położył sztylet, miecz, drugi sztylet i rękawice skórzane. Trąc rękami jedna o drugą podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Widok na morze. Nawet ładny. Znaczy się, gdyby był poetą zapewne rozwodziłby się teraz nad świetlistymi refleksami słońca odbijającymi się w tafli wzburzonej wody. Mówił o bałwanach piany mknących i niknących jedna za drugą. No, ale on jest tylko i wyłącznie prostym żołnierzem. No dobrze, nie takim prostym, ale nadal prostolinijnym. Widok uznał za ładny. Po toalecie nad miską z wodą, przebraniu się w bardziej wygodne odzienie, bardziej ludzkie i cywilne, czyli białą lnianą koszulę wiązaną pod szyją oraz proste spodnie narzucił na ramiona jeszcze czarną kamizelkę wierzchnią i spiął ją guzikami na wysokości brzucha. Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi na klucz. Słyszał krzyki... nie, nie krzyki przerażenia. Raczej złości, nie, to też za mocne słowo. Wiedział, że starsza właścicielka przybytku była wyraźnie zła. No i ona krzyczała, ganiła raczej. Ale kogo? O tej porze roku nie powinno w tym miejscu być zbyt wielu klientów. Powolnym, acz pewnym krokiem szedł w stronę głównej izby. Tam koło kilku rozstawionych stołów i ław stała postać wyraźnie kobieca. Póki co plecami do niego odwrócona. Z długich ognistych włosów kapała jej morska woda, ubranie też miała całe przemoczone. Jej drogę znaczyły kałuże.
-W oborze cię wychowali smarkulo?! - krzyczała właścicielka. Ruda jakby z winą kuliła się, znaczy spuszczała wzrok cierpliwie znosząc nagany, mimo to nadal się uśmiechała i zerkała co chwilę na bok. Jakby nie mogła się doczekać chwili, kiedy kobieta przestanie się w końcu odzywać i da jej święty spokój. - Masz wyjść stąd i wyschnąć! - Palcem wskazała na drzwi tarasowe. Ruda jakby nigdy nic, prawie tanecznym krokiem się tam udała, a kiedy właścicielka myślała, że być może jakimś cudem, udało się jej przemówić do łba rozwydrzonej dziewuchy, ta po prostu odwróciła się i wystawiła język. By następnie z rechotem wybiec na zewnątrz.
Leon nie mógł powstrzymać uśmiechu. Zszedł kilka stopni i podszedł do właścicielki wzroku nie spuszczając z kałuży wody jaka zrobiła się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała kobieta.
-Problemowa służka?
-Nie panie - kobieta pokręciła głową i ciężko westchnęła - Szczenie mojego krewniaka. Zostawił ją tu, kiedy w interesa z synostwem pojechał.
-Mmmmyhym - w sumie mało go to interesowało. - Pani wybaczy - mówiąc to po prostu udał się za rudą złośnicą. Pogoda dopisywała. Lato ma to do siebie, że długo świeci słońce i nikt właściwie nie wie, kiedy zajdzie, nim się obejrzeć, a już noc. Wyciągnął z kieszeni swojej kamizelki zegarek na łańcuchu. Późne popołudnie. Cóóóż, w sumie czemu by nie. Tylko, że jak to właściwie się robi? Urodą nie grzeszył, kurwy się brzydził bo bał się, że coś złapie, a potrzeby swoje miał. No i ruda młódka wpadła mu w oko. Właśnie teraz stała oparta o barierkę tarasu. Nadal nie widział jej twarzy, nie dokładnie. Tylko te wypięte pośladki skryte pod materiałem beżowych spodni. Kiedy nie wiesz co robić, atakuj. Więc zaatakował. Podszedł do niej, założył ręce na balustradę, zerknął na bok, ona odpowiedziała tym samym. Figlarnie się uśmiechając, bez cienia strachu zaglądając mu w oczy. Jej brzoskwiniowa skóra, pełne czerwone usta. Od dawna nie miał kobiety. Wziął głęboki wdech. Trzeba zacząć rozmowę, tylko, że jak? Od czego, tak aby nie zorientowała się o jego zamiarach, a jednocześnie mu uległa? Tak, aby nie wyśmiała, tak aby nie .....
-Widziałam jak osa żarła konika polnego. - wypaliła pierwsza. O. Jęknął niepewnie marszcząc brwi. Nie wiedział, czy to żart, czy... zaraz, dlaczego się uśmiecha? - Wgryzała mu się w głowę.
-Oh... A kiedy panienka to widziała?
-Dzisiaj rano - odwróciła wzrok - ... ale wtedy pojawił się jakiś bachor i zdeptał konika. Osa uciekła, ale nie chciała już na niego wrócić.
-Musiało być panience przykro z tego powodu.
-Było.
-Pewnie panienka chciała zobaczyć jak... konik polny jest zjadany przez osę.
-Chciałam. - Cisza. Leon zmrużył oczy. Nie, tak w żaden sposób nie dojdzie z nią do porozumienia. Ona nie jest jedną z tych dziewczyn. Westchnął i odszedł od kobiety, wszedł do środka. Ruda odprowadziła go spojrzeniem zza włosów. Wrócił po kilku chwilach z winem oraz dwoma kieliszkami. Położył je na stoliku i napełnił.
-Podobasz mi się. - Rzucił nie patrząc na nią. - Chcę cię na noc.
-Jedną? - odwróciła się w jego stronę. Dopiero teraz dostrzegł jej pełne piersi, schowane za męską koszulą. Kobiece kształty, delikatny brzuszek, mokry materiał opinał się na jej ciele, włosy powoli schły.
-Póki co.
-A co dostanę w zamian? - podeszła do stolika. Popatrzyła na dwa kieliszki i bez pomyślunku chwyciła za butelkę by napić się prosto z gwinta. Leon przyglądał się jej niewzruszony, zachowywał spokojny, acz stanowczy ton. Raz tylko mogła zauważyć jak mocniej zaciska szczęki walcząc z komentarzem na temat jej zachowania.
-Moją sypialnię, jedzenie, tyle wina ile uda ci się wypić i rozkosz. - Teraz to on uśmiechał się niebezpiecznie. Rudą przeszedł dreszcz kiedy ten niebezpiecznie zmrużył oczy. Przez chwilę poczuła się jakby igrała z ogniem. Albo samym demonem. Oblizała wargi z alkoholu.
-Jesteś tego pewien? Może i mam cycki, ale pić umiem
-To zdążyłem już wywnioskować - Cisza. Leal przyglądała mu się z uwagą, analizowała swoją sytuację. Nie, aby mały ciasny pokoik był czymś złym, no i nie narzekała. Bywało, że nocowała w paskudniejszych ruderach... a w jeszcze gorszych się budziła po tygodniowym chlańsku z braćmi, no ale... Zerknęła na wejście do przybytku, tam siedziała ta starucha. Obie za sobą nie przepadały. Towarzystwo jakiegoś paniczyka, który nie wie co robić z forsą no i utarcie przy tym nosa cioteczce. Nie oczekiwała po nim zbyt wiele. Nawet wtedy kiedy bez zbędnych słów po prostu podeszła do niego i w ramach odpowiedzi złożyła pocałunek na jego wargach. Lecz nie było to romantyczne muśnięcie. Otworzyła usta biorąc jego wargi w swoje. Tym wyraźnie go zaskoczyła. Nie odpowiedział wszak niczym. Kobieta musiała stanąć na palcach, aby dosięgnąć jego ust, a i tak bliżej jej było do brody. Przygryzła własną wargę opadając na ziemię, zacisnęła palce na mankietach jego kurtki. Tak, zdecydowanie paniczyk będzie łatwym partnerem, no a ona dostanie gorzałkę i żarcie. Czego chcieć więcej od życia?
Przeliczyła się. Ledwo zrobili kilka kroków w przybytku, jak tylko znaleźli się w korytarzu gdzie nic poza drzwiami prowadzącymi do sypialni nie było coś w niego wstąpiło. Miejsce to było wyraźnie ciemniejsze od pozostałych, brak okien sprawił, że trzeba było przy ścianach powiesić kilka świec z odblaśnicami, jednak ich nikłe światło było niewystarczające.
Stanęli przed jego drzwiami, zerknął na nią przez swoje ramię i Leal nie wie dokładnie kiedy i w jaki sposób, ale poczuła jak naciera na nią swoim ciałem. Plecami była pod przeciwległą ścianą, czuła zęby na swoim karku, szorstkie i duże dłonie boleśnie wbijały się w brzuch kobiety. Spomiędzy warg uciekł nieusłuchany jęk. Mężczyzna zamruczał w odpowiedzi. Nie chciał już czekać. Nie miał zamiaru. Każda kolejna chwila będzie utrapieniem dla niego, zaś ona.... dosłownie na wyciągnięcie ręki. Opierała się, a jakże, dziwnym byłoby gdyby uległa właściwie obcemu mężczyźnie, który dosłownie siłą wsuwał swoją rękę pod jej koszulkę tylko po to by bardzo mocno i boleśnie ścisnąć jej pierś. By między palce wsunąć sutek i pociągnąć go do góry, czekając, aż ta syknie z bólu. Próbowała zabrać jego ręce, odepchnąć się, lecz była w potrzasku. Mimo tego, nie krzyczała, nie wołała o pomoc, nie prosiła aby przestał. Tak, jakby sama wierzyła, że pokona w pełni wyszkolonego wojskowego Głupiutka dziewczynka. Bez większego problemu odwrócił ją do siebie plecami, miała teraz twarz przy ścianie, rękami próbowała się od niej odepchnąć, oddychała głośno przez nos. Chcąc nie chcąc, wygięte w ten sposób ciało wypinało się w jego stronę. Czego chcieć więcej? Korzystając z wolnej ręki Leon poradził sobie koślawo, lecz szybko z opuszczeniem jej spodni na wysokość ud. Następnie po chwili walczenia z materiałem własnych wyciągnął już sterczącą męskość. Leal miała problemy by powiedzieć, czy była ona duża, czy mała, czy szeroka, czy krzywa. Bo jej nie widziała, za to poczuła. W chwili, gdy w nią wszedł, nie, to złe określenie. Kiedy przebił ją sobą jęknęła tak głośno, jak nigdy. Zaskoczona właściwie wszystkim. Tym w co przerodziło się to spotkanie, kim okazał się ten którego miała za paniczyka. Była zaskoczona samą sobą, że naprawdę podobało się jej jego zachowanie. To, że nie panowała nad sytuacją, zaś dominacja którą okazywał była prawdziwa, nie dlatego, że ona mu na to pozwoliła, ale dlatego, że siłą sobie na nią zasłużył.
Czuła jak nogi jej drżą, te nie wytrzymały powolnych, mocnych pchnięć do granic jej wytrzymałości. Osunęła się na ziemię, on nie przerwał, wylądował na niej za nią. Nogami rozchylił jej, aby przypadkiem nie chciała się wydostać. Wbił palce w jej włosy i złapał u nasady trzymając jej twarz przy ziemi. Leal wiła się, jęczała, klepała otwartą dłonią w dywan, lecz nie wołała o pomoc. Nie chciała jej. W trakcie Leon nic nie mówił, warczał tylko, co chwile głębiej i mocniej, co chwilę przyśpieszając, by potem się uspokoić. W tej chwili nie widział w niej kobiety, ale przedmiot jaki używa aby siebie zaspokoić. A kiedy tak się stało, ona była zaledwie w połowie, nie osiągnęła spełnienia. Czuła natomiast w sobie jego gorące nasienie, które wystrzelił w nią bez ostrzeżenia. Kiedy się podnosił i chował obwisłą męskość, mokrą od jej soków pod spodnie, ona próbowała się podnieść. Nogi jej drżały, policzek bolał, gdzieś tam w głębi serca, chciała uciec, pierdolić to wszystko i wycofać się, ale jej wewnętrzna duma nie pozwalała na to.
Kolejne zdziwienie przeżyła wtedy, kiedy zaraz po otworzeniu drzwi do swojego pokoju, Leon wziął ją na ręce jakby była najcenniejszym skarbem i ostrożnie położył ją na miękkim łóżku. Następnie zamknął z animi drzwi i klucz położył na stoliku. Czuła pulsującą kobiecość, niezaspokojoną żądzę, pragnienie, no i ciekawość. Ciekawość nie tyle pomieszczenia, a tego co się w nim zmieniło. Dostrzegła od razu oręż na stole, napierśnik i hełm pod ścianą. Oho, a więc jest wojskowym. Czyżby się pomyliła w obecnie człowieka?
Jakby nic się nie stało po prostu podszedł do okna, wziął z małego okrągłego stolika dzban wina i nalał równo do dwóch kieliszków, po czym z jednym podszedł do dziewczyny, z drugiego upił już połowę w drodze. Usiadł na skraju posłania nie patrząc na nią. Dziewczyna przyjęła trunek i wypiła zawartość jednym haustem. Przywykła do czegoś mocniejszego, dlatego wino nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, nie mogła też powiedzieć, czy było jakieś wyśmienite czy nie. Fakt, skoro wojskowy mógł pozwolić sobie na taką sypialnię, oznacza że albo bardzo się wzbogacił na wojnie, albo jest wysoko postawionym. Znała jednak zasady, nie może się o to pytać. Odstawiwszy kielich na szafkę nocną oplotła ramionami kolana. Czekała w przyjemnej ciszy, aż skończy swoje. Gdy tak się stało mało zgrabnie i kokieteryjnie ściągnęła doszczętnie swoje spodnie, pozbyła się koszuli, przeczesała palcami poczochrane włosy i zapominając o bólu jaki jej wcześniej zadał, na kolanach podeszła do jego pleców. Masowała sztywne i twarde ramiona, cały czas próbując go rozszyfrować. Musiała wiedzieć z kim ma do czynienia. Bogate ubranie ją zmyliło, tak samo jak wymuszony grzeczny ton. On bez wątpienia ma coś wspólnego z wojskiem, tylko co? Leon tym czasem całkowicie poddał się jej pieszczocie. Pozwolił, aby ściągnęła jego kamizelkę, aby odwiązała i przez głowę pozbyła się jego koszuli. To co rzuciło się jej w oczy to poza zgrabnym ciałem dobrze zbudowanego atlety.. blizny... blizny. Jego plecy, ramiona, tors, wszystko pokryte w licznych bliznach niejednokrotnie przecinających się wzajemnie. Dziewka miała braci, więc umiała rozpoznać niektóre z nich. Były tutaj te po nożach, płytkie, które same znikną za kilka lat. Były też te głębokie, najpewniej zadane przez coś zdecydowanie mocniejszego. Miecz? Szabla? Szpada? Topór? A może to wszystko jednocześnie? Te nigdy się nie zagoją, będą przypominać o sobie każdego dnia, gdy tylko popatrzy na swoje opalone ciało. Jego skóra była niemiła w dotyku, zahartowana, odporna, twarda, szorstka. Na przodzie poczuła pod palcami wyraźne ślady po strzałach. Ktoś musiał wyciągać z niego bełt i wyraźnie, robił to pierwszy raz, bo przy okazji rozszarpał mu kawałek sąsiedniej skóry. Nawet zrobiło się jej żal mężczyzny, lecz... żyje, mimo tylu ran, jest tutaj z nią. Więc, czy jest co mu współczuć? Kiedy przechylił głowę do tylu, nadal siedząc na łożu, pochyliła się nad nim, pozwoliła aby jej rude pukle oplotły jego ramiona, aby łaskotały i muskały nieczułe żołnierskie ciało próbując wykrzesać z niego odrobinę delikatności, którą miał w sobie przecież każdy człowiek. Ich usta spotkały się, namiętny, pełen zrozumienia pocałunek tak różny od tego co miało miejsce jeszcze kilka chwil temu.... O nie nie nie, Leal nie jest jedną z tych. Wykorzystując moment nieuwagi mężczyzny zaorała jego i tak pokrzywdzony tors swoimi ostrymi pazurami i natychmiast odskoczyła do tyłu unikając jego ramienia.
-Oh tak chcesz się bawić? - zapytał rozbawiony zerkając na nią zza ramienia. Dziewczyna pokazała mu język
-Po dobroci się nie dam .
-Gdybyś się dała, byłbym bardzo rozczarowany - mówiąc to wstał, dokończył dzieła rozbierania się, znaczy się chciał. Bo nim ściągnął buty zatrzymał się i zerknął na nią zawstydzony. - Były na moich nogach trzy miesiące, ani razu ich od tego czasu nie ściągałem - wyjaśnił. Leal wzruszyła ramionami.
-To ściągnij je przy oknie i wystaw na taras, a potem wróć tutaj i bij się ze mną. - odpowiedział jej śmiech. Leon usłuchał. Faktycznie, śmierdziało, stał chwilę przy oknie z obwisłą męskością, nalał wody do miski i obmył stopy. Dopiero potem do niej przyszedł. W tym czasie kobieta zdążyła doprowadzić go do szaleństwa. Podczas jego walk z zapachem ta rozstawiła nogi i poczęła pieścić swoją szparkę jedną rękę, drugą zaś błądziła po ciele. Lecz gdy wojskowy się do niej zbliżył, natychmiast zrobiła fikołka na łóżku lądując po jego drugiej stronie na ziemi. Z pogodnej i rozbawionej twarzy wojownika można było wyczytać pewność siebie, głód i coś mrocznego, coś co straszliwie chciała drażnić.
-Wiesz co... może zostaniesz ze mną na dłużej niż noc? - rzucił pochylając się do przodu, postanowił przeskoczyć przez łóżko i pochwycić ją. Dziewczyna to przewidziała i jak tylko wykonał swój ruch, natychmiast uciekła tym razem chowając się za stolik z winem.
-Abym została z tobą dłużej będziesz musiał mnie złapać i trzymać siłą - rzuciła figlarnie oblizując wargi
-To akurat da się załatwić - zrobił kolejny krok u niej.
O my....
OdpowiedzUsuńYumi, ledwo się pierwszy września zaczął, a ty już? Podziw *^*