26 września 2017

Undertale: Gra w kości -Prośba Burgerpantsa [The Skeleton Games -Burgerpants Please] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Prośba Burgerpantsa (obecnie czytany)
Jest wtorek. Siedzisz na kanapie i pracujesz. Szukasz odpowiedzi na ostatni problem z kodem. Ściany miały dziury mimo użycia wrapa. Dach wydawał się dobry, ale miałaś problem z tymi ścianami. Za każdym razem, kiedy ustawiałaś krzywy dach na ścianie ta znikała i przemieszczała się. Dlaczego? Przy ostatniej aktualizacji tak się nie działo. Ktoś coś musiał dodać. Nagle wyłapałaś tekst wzrokiem. Aaaa zapomnieli zmienić obiekty niestałe na podwójne. Lecz to za mało, to nie dawało by takiego efektu ścianom. Jak mogli to przeoczyć? Użyłaś ctr+f aby wyszukać innych komend aby znaleźć pozostałe błędy. Twoje ręce błądziły po klawiaturze wystukując nowy kod. Proszę, zadziałaj, zadziałaj. Kliknęłaś na przycisk i zauważyłaś, jak otwiera się okno ładowania. To trochę zajmie. Otworzyłaś inny folder czytając dokumenty w trakcie czekania. Nagle, odezwał się Twój telefon. Zerknęłaś na wyświetlacz... nieznany numer? I tak musisz poczekać, więc... odebrałaś.
-Z tej strony ____, z kim rozmawiam? - cichy, znajomy i przerażony głos Ci odpowiedział.
-Cz-cześć koleżanko.. tu uh... B-Burgerpants – wstałaś zaskoczona. Powiedziałaś mu, aby dzwonił gdy coś się stanie.
-Cześć... co się stało?
-N-nie wiem co robić. Wszystko co dla mnie zrobiłaś tylko pogorszyło sprawę. Po chuj ja do ciebie dzwonię – dyszał ciężko
-Łoł... Zwolnij i powiedz co się dzieje – starałaś się go uspokoić.
-Oferują mi ugodę obrończą. Ludzie powtarzają, że mam się na nią zgodzić. Że to najlepsze co mogę dostać. Nie rozumiem co się dzieje. Ludzkie sądy są dziwne.. - jego głos zadrżał na końcu. Rany... nie płacz... Już zebrałaś się z kanapy i szłaś w stronę swojej sypialni.
-Zaczekaj na mnie. Powiedz im, że musisz przemyśleć ofertę. Idę do ciebie – otworzyłaś szafę wybierając te ubrania, pod którymi schowasz ręce i nogi. Dzisiaj jest słonecznie.
-A-a co ty możesz zrobić? N-nie ma dla mnie już nadziei. N-nie użyłem magii. Choć mnie kopali. Przysięgam, że tego nie zrobiłem.
-Spokojnie. Nic ci się nie stanie. Zajmie mi trochę dostanie się do ciebie. Bądź silny. Powiedz, że potrzebujesz więcej czasu. Nie poddawaj się. Bądź zdeterminowany.
-Potwory nie mają determinacji.
-Nie wiem co to znaczy, ale wmów sobie, że ją masz – chwyciłaś za okulary przeciwsłoneczne i założyłaś je. Zakrywałaś się torebką biegnąc do samochodu. Słońce było okropne. - Jestem w drodze. Nie rób nic póki się nie zjawię – powiedziałaś przed rozłączeniem się. Szybciej niż się chciałaś, wystartowałaś z parkingu. Kiedy zauważyłaś prędkość z jaką prowadziłaś, musiałaś zaczerpnąć kilka wdechów. Nie zachowuj się jak wariatka. Dostaniesz się tam na czas. Uspokój się.... Nie uspokajasz się. Specjalne szyby w samochodzie blokowały większość promieni słońca, ale i tak czułaś się okropnie. Kilka ubrań chroniło tyle skóry ile mogło. Okulary oczy by te się nie roztopiły. Prowadziłaś tak szybko jak się dało, aby dotrzeć na miejsce bez wypadku. Jak zaparkowałaś na miejscu, czym prędzej wbiegłaś do budynku. Oddychając z ulgą, że udało Ci się tam dostać bez uszczerbku. Ściągnęłaś dodatkowe ubrania, w nich było za gorąco. Teraz... gdzie on jest? Pisząc wiadomość, minęłaś kolesia. Nie, nie Burgerpantsa. Tego drugiego. Tego który nie kopał. Tego który patrzył jak jego kumpel robi wszystko. Patrzył, śmiał się i przedrzeźniał. Oblizałaś wargi. Jego krew była całkiem smaczna. Zmieniłaś plany, udałaś się w jego stronę. Stał przed ubikacją jakiej użyłaś z Sansem wcześniej. Rozmawiał przez telefon.
-Taa... nie możemy. Wieczność minie nim ten debil się namyśli... Wiem, że powiedziałem, że już będę w domu! Słuchaj! Jest coś co muszę zrobić. Musimy.. - podeszłaś go z tyłu i wyrwałaś mu telefon z ręki wyłączając go. - Kurwa mać! - krzyknął – Co się... - popatrzyłaś w jego oczy czując wzrastającą w żyłach krew.
-Cisza... - natychmiast przestał mówić i opuścił ręce. Był posłuszny, musiałaś się powstrzymywać, aby nie zgnieść w rękach telefonu. Plastik uginał się pod Twoim uściskiem przypominając o tym, abyś zachowała spokój. Wsunęłaś go do jego kieszeni w kurtce i klepnęłaś dwa razy. - Chodź za mną – rozkazałaś. Skierowałaś się w stronę schodów, typek szedł za Tobą. Weszliście na klatkę schodową. Z każdym kolejnym krokiem słyszałaś stuknięcia własnych nóg, jego kroki niosły się echem za Tobą. Miałaś nadzieję, że nikogo tutaj nie ma. Nie chciałaś, aby ktoś wam przeszkodził. Stanęliście na półpiętrze. Wampirza hipnoza to najprzydatniejsza umiejętność. Przytrzymuje ludzi w miejscu w trakcie picia i pozwala wymazać ich wspomnienia. No i co ważniejsze, nie pozostawia po sobie śladu. Jeżeli jej używasz, nie ma sposobu, aby Cię złapać. Jak pytasz, odpowiadają prosto i krótko, zgodnie z tym co myślą i czują. Znowu popatrzyłaś w jego mętne oczy. Ma szczęście, że go nie zabiłaś. Tak byłoby znacznie łatwiej. - O co chodzi w ugodzie obrończej zaoferowanej Burgerpantsowi?
-Jeżeli przestanie oskarżać mojego przyjaciela i mnie o napaść, my usuniemy naszą – odpowiedział mechanicznie wpatrzony w bliżej nieokreślony kierunek
-Wierzysz, że Burgerpants użył na tobie magii?
-Nie jestem pewny
-Dlaczego uważasz, że użył na tobie magii?
-To by wyjaśniało zachowanie moje i mojego przyjaciela – Tego się spodziewałaś. Zwalić winę na kogoś i ukryć własne winy. Typowy bezwartościowy człowiek.
-Macie dowody na to, że Burgerpants użył magii?
-Zanik pamięci.
-Coś jeszcze?
-Nie.
-Czy rozumiesz, że dusza pojawia się kiedy potwór używa magii?
-Tak.
-Dlaczego uważasz, że Burgerpants użył magii skoro twoja dusza nie została wyciągnięta?
-Nie wiadomo, czy została wyciągnięta. - zacisnęłaś ręce w pięści. Jest wiadomo. Byłaś tam. Nie było ich dusz. Mówiłaś to wiele razy.
-Dlaczego moje zeznanie nie zostało wykorzystane? - czułaś jak buzuje w Tobie złość
-Przyszłaś po incydencje – Tsk... a więc usunęli Cię z historii aby się pozbyć niewygodnego światka. Jakie... wygodne. Usłyszałaś już dość. To jasne, co się dzieje. Chcą wrobić Burgerpantsa, że użył magii i wymazał im pamięć aby ukryć swoje własne winy i złamanie prawa. Robią to, aby uniknąć kary za własne grzechy. Burgerpants nie wie jak działa świat na powierzchni, więc mają nad nim przewagę. Obrzydliwe. Nie ma gorszych facetów niż oni. Zadałaś mu jeszcze dwa ostatnie pytania, nim wznowiliście wędrówkę po schodach.
-Uważasz, że twoje oskarżenie o używanie magii jest złe?
-Nie jestem pewien. - Hm.. a więc może autentycznie wierzyć, że BP użył na nim magii.
-Uważasz, że twoje zachowanie w stosunku do Burgerpantsa jest dobre?
-...Nie. - Hoh?... A więc ma sumienie. Ciekawe, czy ten drugi powie to samo. Postanowiłaś zakończyć tę rozmowę i tak zajęła za wiele czasu. Nie możesz pozwolić, aby potwór dłużej na Ciebie czekał.
-Chodź za mną – rozkazałaś. Wchodząc po schodach wysłałaś wiadomość do kota

Ty: Już jestem, gdzie jesteś?

Wysłał Ci numer pokoju i natychmiast udałaś się w jego stronę. Typek szedł za Tobą. Znalazłaś go stojącego w korytarzu przed pokojem. Patrzył na telefon. Miał całkowicie opuszczone uszy, wory pod oczami, ogon włóczący się po ziemi. Jak tylko Cię zobaczył, podniósł na chwilę uszy tylko po to, aby zaraz potem je opuścić.
-Cz-cześć koleżanko.. naprawdę się poka... - przestał mówić, kiedy zobaczył kto jest z Tobą. Zrobił krok w tył zagubiony. Uśmiechnęłaś się do niego czule.
-Oh... on? Wpadliśmy na siebie przypadkiem i porozmawialiśmy troszeczkę, prawda? - klepnęłaś gościa w ramię. Jego twarz nie przejawiała żadnych emocji kiedy odpowiadał.
-Tak.
-Dogadaliśmy się w kilku sprawach, ale... uh – wskazałaś, aby BP podszedł bliżej. Zerknął na gościa nim skierował się w Twoją stronę. - Chcę abyś coś powiedział, abym mogła iść z tobą, dobra? - szepnęłaś.
-C-co takiego? - odszeptał. Powiedziałaś mu coś na ucho, jego futro automatycznie stanęło. Jakimś sposobem, futerko na jego policzkach zrobiło się czerwieńsze. - K-k-koleżanko! Nie mogę tego powiedzieć! T-to... nie mogę – zacisnął palce na koszulce.
-Zaufaj mi. To zadziała. Powiedz to kiedy wejdziemy, dobrze? - klepnęłaś go w ramię.
-A-ale oni nie uwierzą. Tego typu....
-To zostaw mnie – zapewniłaś go. Przez chwilę przyglądał Ci się z uwagą, próbując odgadnąć co sobie myślisz. Powoli opuścił żółte ślepia i przytaknął.
-Już i tak zmarnowałem moje życie.... Coś takiego nie przyniesie mi więcej krzywd – wyglądał na przybitego.
-Ej, ej, bez takich mi tu – złapałaś go za ramiona – Ile masz lat? Dziewiętnaście? Czeka na ciebie znacznie więcej – patrzył tylko na podłogę – Dobra, chodź. - Burger zerknął przez ramię w stronę kolesia pełen obaw. - Ahhh, zapomniałam. Pośpiesz się – rzuciłaś. Typek szedł za wami w stronę pokoju. Trzy osoby były w środku. Koleś co kopał, siedział obok wysokiego łysego mężczyzny w garniturze. To prawdopodobnie ich reprezentant. Po lewej siedział pan Limwere, adwokat Burgerpantsa. Czekał obok pustego krzesełka pisząc coś w telefonie. Kiedy spostrzegł, że pojawiłaś się w środku był wyraźnie zaskoczony. Oh, jakże fajnie byłoby chwycić go za kark i poskręcać kilka razy... nie, natychmiast porzuciłaś tę myśl jak tylko wysoki łysol chrząknął.
-Przepraszam, ale to nie jest publiczne spotkanie. Muszę poprosić panią o wyjście – popatrzyłaś na niego dając mu najszerszy uśmiech na jaki było Cię stać w tej chwili
-Właściwie... jestem zamieszana w sprawę i przyszłam jako wsparcie. Zadzwonił, aby mu pomóc. Prawda Kociaku? - chwyciłaś go za łapę i ścisnęłaś delikatnie patrząc w oczy BP. Jego łapa była szorstka od wewnętrznej strony, lecz nadal miękka i przyjemna, miło się jej dotykało. Jego biedna twarz zaczęła mocno się rumienić.
-T-t-t-tak... moja.. moja dziewczyna i ja uznaliśmy, że powinna się tutaj pojawić – zacisnął ręce nerwowo i popatrzył Ci w oczy. Poza kolesiem za wami, pozostała trójka popatrzyła na was w zaskoczeniu. Oh... zapomniałaś. Związek z BP oznacza, że bawisz się w całe akcje międzyrasowe. No i prawdopodobnie zostaniesz odebrana jako furry. Typek popatrzył na Burgerpantsa.
-Cudownie, teraz zabieracie nam nasze kobiety – Otworzyłaś szeroko oczy patrząc natychmiast na niego. Czas, aby się zamknął nim rozszarpiesz go na strzępy.
-Milcz. Nie rozmawiam z takimi śmieciami jak ty. Siadaj – agresja zniknęła z jego twarzy i usiadł na krzesełku. Zajęłaś wolne miejsce obok Limwere i oparłaś się wygodnie. - Pośpiesz się i zajmij swoje miejsce abyśmy mogli zacząć – warknęłaś do Kolesia. Skierował swoje kroki do pustego miejsca przy stole. Zerknęłaś na Limwere wkurwiona. - Przepraszam... - zaczęłaś
-Tak? - odstawił telefon
-Siedzisz na miejscu mojego chłopaka. Ustąp – machnęłaś ręką. Wyglądał na urażonego, ale miałaś to gdzieś. Bezużyteczne śmiecie takie jak on, które nie robią tego co do nich należy nie zasługują na zapłatę i mogą iść zdechnąć. Kiedy się nie ruszył westchnęłaś. Nie chciałaś ściągać swojej mocy z tych dwóch, ani aby osłabła. Musisz mieć na nimi pełnię kontroli. Zmusiłaś się do wielkiego wysiłku i korzystając z hipnozy zapytałaś tak grzecznie, jak się dało.
-Rusz się śmiechu – To... najmilsza kwestia na jaką Cię było stać, bo go po prostu nie zabiłaś. Wstał i stanął za Tobą. Poklepałaś wolne miejsce obok siebie i uśmiechnęłaś się do potwora – Siadaj koteczku – BP był zmieszany. Walczył z sobą chwilę, nim usiadł. Czułaś jego strach. W końcu popatrzyłaś na wielkiego łysola przed sobą. Był w szoku. - Pośpiesz się. Muszę wrócić do domu i skończyć własną robotę. - pozbierał się i otworzył usta
-A pani godność to....?
-Jestem _____. - wyglądał na zaskoczonego kiedy połączył wszystko do kupy – Ja i Burgerek zeszliśmy się po napaści, prawda kociaku? - głaskałaś go po łapie.
-CoooOO! O... O t-tak – natychmiast zabrał ją od Ciebie. Czubki jego uszu były czerwone.
-Tak... cóż – typek wyraźnie czuł obrzydzenie – Nazywam się James Price, jestem adwokatem Timpa i Saundera – podsunął Ci plik papierów – Jak pani widzi, oferujemy ugodę obrończą. Jeżeli pan Burgerpants wycofa swoje oskarżenia my...
-Nie – nie popatrzyłaś nawet na papierzyska. Oparłaś się wygodnie. To trochę zajmie. Limwere pochylał się, aby coś Ci szepnąć. - Cicho – rozkazałaś. Te chodząca torba na krew powinna zajmować tak mało miejsca ile się da. Właściwie denerwowało Cię to, że zabiera teraz Twoje powietrze. Łysy zaczynał się denerwować.
-Pani _____, to najlepszy układ jaki pan Burger...
-Nie – powtórzyłaś. Ignorowałaś złość malującą się na jego wielkiej, tłustej mordzie. Pogładził się po brodzie zerkając na Typka by coś powiedzieć. - A może przypomnimy sobie wspólnie co się wydarzyło tamtej nocy? - wtrąciłaś się nim zacznie mówić do kogoś, kto nie będzie w stanie w tej chwili odpowiedzieć. - Chyba żaden z was, kretyni, nie wie co właściwie wtedy zaszło. - popatrzyłaś na stół. Skupiłaś się na Typku. - Powiedz co pamiętasz w najdrobniejszym szczególe. - mówił niskim, mechanicznym tonem głosu.
-Razem z kumplem wypiliśmy trochę u Swieżego Marta
-Panie Saunders, błagam już mówiliśmy o – Price próbował mu przerwać. Lecz ten mówił dalej
-Potem poszliśmy do parku i...
-Stój! - powstrzymałaś go – Powinniśmy to nagrać. Tak. Potrzebujemy dyktafonu. Limwere! - krzyknęłaś, oddychająca kupa mięcha za Tobą pochyliła się słysząc swoje imię – Czas odpokutować winy. Zrobiłeś coś choć raz dobrze? Masz ze sobą dyktafon? - Położył go na stole i wrócił na swoje miejsce. W tym czasie Price próbował przemówić do swojego klienta, pocił się. - Dobra, mów dalej – rozkazałaś włączając urządzenie. Nie zwracając uwagi na wkurwiające owady.
-Postanowiliśmy iść przez park kiedy zauważyliśmy potwora Burgerpantsa idącego samotnie. Zadaliśmy mu kilka pytań, a potem...
-Proszę, panie Saunders, musi pan przestać – błagał Prince.
-Właśnie, przestań – zgodziłaś się. Przestał. Price westchnął z ulgą. - O co pytaliście Burgerpantsa?
-Zapytaliśmy go, dlaczego obrzydliwy potwór jak on chodzi po naszym parku. Chciałem aby zapłacił mi haracz. Zapytaliśmy go o nazwę nowej potworzej knajpy. Zapytaliśmy się, czy dodał czegoś do żarcia aby nas kontrolować.
-Proszę, panie Saunders, co się dzieje? - zawodził Prince.
-Pytaliśmy się, jak żyje bez krwi i pytaliśmy się, czy będziemy mieć kłopoty prawne, jeżeli go zabijemy. - w pokoju zrobiło się cicho. Burgerpants zadrżał.
-A co robiłeś w trakcie zadawania pytań? - zapytałaś.
-Kopałem Burgerpantsa w brzuch
-Saunders!
-Starałeś się zabić Burgerpantsa
-...Możliwe.
-Panie Saunders! - Prince popatrzył na Ciebie przez stół. Nie... na Burgerpanta – Ty to robisz! - ten zaprzeczył.
-N-nie umiem tak robić.
-Zmuszasz go aby mówił takie rzeczy – krzyczał łysol.
-Jeżeli używał by magii na kimkolwiek z nas, wyszłaby nasza dusza – przerwałaś – Ponoć o tym wiesz. - Prince popatrzył na Ciebie z obrzydzeniem.
-Potworza dziwka – mruknął cicho. Pochyliłaś się nad blatem uśmiechając powoli.
-Radziłabym ci się powstrzymać. Chyba, że chcesz abym pozwała cię o obrażanie – odwróciłaś się do Kolesia – Teraz, mów dalej, co się stało?
-Saunders przestał się ruszać. Zacząłem się martwić i chciałem uciec. Reszty nie pamiętam.
-A wtedy weszłam ja. Oboje zemdleli jak przybyłam. Nie było żadnej duszy. Nic. - uśmiechnęłaś się – Pozostaje więc spytać o jedno aby się upewnić. Jesteście wszyscy pewni, że mój słodziutki Burgerpants użył na was magii? - I z tymi słowami mieniłaś siłę hipnozy. Zazwyczaj ta działa najlepiej kiedy mówisz co mają robić. Proste rozkazy, proste odpowiedzi, proste myśli. Jednak musiałaś się wysilić, aby zmusić ich do odpowiedzi takiej jaką chcesz bez wydania rozkazu. Trzeba patrzeć prosto w oczy tak, aby Twoja wola stała się wolą ofiary. Całe szczęście, w tym wypadku potrzebowałaś krótkiej odpowiedzi.
-Nie – odpowiedział Koleś.
-Panie Timp, błagam. Nie tak to omawialiśmy. Co się dzieje? Dlaczego się tak zachowujecie? - uśmiechnęłaś się i wysłałaś kolejną prostą komendę.
-Bo jestem kłamcą
-Bo jestem mordercą – powiedział Typek. W pokoju znowu zrobiło się cicho. Dwóch chłopaków zaczęło drżeć kiedy zrozumieli co się stało.
-I teraz już wiecie, dlaczego Burgerek nie jest zainteresowany waszą głupią ugodą – wyjaśniłaś
-Ch-chyba.. Już wiemy – Price popatrzył na swoich klientów.
-P-przygotuję nowe dokumenty – mruknął Limwere.
-Dobrze. Masz mnie poinformować kiedy następny raz będziecie widzieć się z Burgerpantsem. Zrozumiano? - powiedziałaś patrząc na bezużyteczną kupę gówna za sobą.
-Oczywiście
-Coś jeszcze? - zapytałaś
-My.. my musimy wszystko przedyskutować i.. - jęknął Prince
-Jasne, jasne, mam to gdzieś, idę do domu – rzuciłaś mało zainteresowana. Wstałaś trzymając łapę potwora zmuszając go, aby poszedł za Tobą. - Chodź kociaku. Ci idioci nie będą marnować dłużej naszego czasu – poszedł. Nie puszczałaś go nawet jak szliście korytarzem.
-U-ummmm... g-gdzie...?
-Nie zatrzymuj się – zacisnęłaś mocniej ręce na jego łapie, szukając jakiegoś ustronnego miejsca do rozmowy. Zatrzymałaś się przed klatką schodową i zerknęłaś na korytarz. Odwróciłaś się w jego stronę i przyparłaś go do ściany. Nie chciałaś aby uciekł. Drżał patrząc na Ciebie. - Więc... uh... to pewnie było dla ciebie coś dziwnego – zaczęłaś. Przełknął z trudem ślinę.
-T-tak...
-Nie będziemy już więcej o tym rozmawiać. Jasne? - wyciągnęłaś w jego stronę rękę. Potwory szanują takie układy, nie chciałaś aby coś wypaplał. Nie uścisnął Twojej dłoni.
-J-jak to zrobiłaś? - zapytał cicho.
-Mówiłam, jestem straszna. Ludzie robią to co mówię, właśnie dlatego – wyraźnie Ci nie wierzył. Popatrzył za Ciebie wyraźnie nie czując się dobrze w kleszczowej pozycji pod ścianą.
-Ty... naprawdę nie jesteś magiem? - Co tym wszystkim potworom odbiło, że biorą Cię za maga? Jesteś wampirem... nie magiem.
-Naprawdę nie jestem.
-Dlaczego to dla mnie robisz? Jestem tylko potworem. - westchnęłaś. Kolejny z nikłą wiara w siebie.
-Wiesz... to ty do mnie zadzwoniłeś.
-Bo nie wiedziałem co mam robić? Nie sądziłem, że się pojawisz.
-Powiedziałam, że przyjdę. - delikatnie uniósł uszy nadal nie wiedząc jak ma się czuć z Twoją pomocą.
-Więc... czego chcesz? N-nie mam złota. N-nie mam nic z Podziemia i...
-Mówiłam, nikomu nie mów o tym co się stało w pokoju.
-To nie jest umowa... Obiecałem ci to już kiedy pierwszy raz mi pomogłaś
-Wkurwiło mnie, że wykluczyli mnie z historii. No i się nudziłam
-Myślałem, że masz coś do pracy?
-Cóż... taaak... nie jest to nic ciekawego.
-No i nie mogę uwierzyć, że powiedziałaś, że my.. - złapał nerwowo za swoją koszulkę. Uśmiechnęłaś się nagle.
-My...?
-No wiesz.. - odwrócił wzrok.
-Nie, nie wiem
-Jesteśmy... razem – jego futro na twarzy znowu zrobiło się czerwone. Tłumiłaś śmiech. Jego reakcja Ci się podobała.
-Hehe, zaufaj mi, nie chcę twoich pieniędzy Burgerpants.
-Więc czego chcesz koleżanko? Nie łapię. Nic ci nie mogę dać. - uśmiechnęłaś się. Dobra.. chce Ci się zrewanżować. Więc niech to zrobi
-Właściwie.. jest coś...
-Co.... czego chcesz? - uśmiechnęłaś się szeroko nim przemówiłaś.
-Twojego ciała. Chcę twojego ciała – oblizałaś wargi. Na listę Twoich ulubionych rzeczy trafił zarumieniony pomarańczowy kotołak.
Share:

10 komentarzy:

  1. Jak. Ja. To. Kocham. XDDDD
    Boziu, rumieniący się kot! awww. Dzięki za tłumaczenie, Yumi ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ueeee, czemu takie krótkie! Jesteś naprawdę genialna, Yumi. Jeszcze nigdy się tak nie wciągnęłam w ff (zwłaszcza tam, gdzie czytelnik jest wampirem)!
    Naprawdę, masz ode mnie mocne propsy za tłumaczenie tego. Chociaż z drugiej strony idzie to tak wolno! Oczywiście szanuje, że pojawia się co trzy dni. Dzięki Bogu! Nie! DZIĘKI YUMI! :D
    Pozdro z podłogi,
    Wilcza. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pierwszy ff gdzie bochatera to wampir i mi się podoba. Mam uraze po obejrzeniu zmierzchu.

      Usuń
  3. Świetne tłumaczenie. Mam wrażenie że szybciej dogonisz autorkę nim ona napiszę wiecej rozdziałów (no może górą jeden).

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww, jak słodko! :33 Biedny Burgerpants, trafił na listę naszych zabaweczek. xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj zarumieniony Burgerpent to musi być słodziutkie (>/////<)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja wiem do czego zostanie wykorzystany BP :D I się zastanawiam... CZEMU NIGDZIE NIE MA Z TEGO ANIMACJI?! ;(
    Rozdział jak zawsze dobry Yumi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początek, bo zapomnę: widzę swoje Seven Souls w polecanych, dziękuję bardzo :D
    To opowiadanie jest takie pocieszne xD Coraz bardziej lubię BP, chociaż w grze był mi obojętny. No, przyznaję, rozmowy i jego ekspresja były bezcenne, ale jednak... A tu aż go szkoda. I jest uroczy, jak to na kota przystało. Heh, zastanawiam się, czy to nie jest wręcz okrutne, by go tak dręczyć =P
    Ech, czytając techniczne wstawki w postach widzę jakim jestem nerdem - informatyk z powołania tak bardzo :D Zdecydowanie utożsamiam się z naszą wampirką w wielu kwestiach. Aż miło się czyta, że tak porozstawiała tych panów po kątach... Pytanie, co dalej, bo aż jestem ciekawa, do czego wykorzysta tego biednego kota xD
    Tłumaczenie jak zwykle cudo. Dzięki wielkie, Yumi ;)

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  8. To zawsze będzie mnie rozwalać. To bezcenne "chcę twojego ciała" xD

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE