Autor: Nessa
Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”
Within Temptation – „Jane Doe”
Was this the only way, I couldn't let you stay”
Within Temptation – „Jane Doe”
Spis treści:
Prolog - Zawsze dostaję to, czego chcę (obecnie czytany)
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog
Czuła, że to jest blisko.
Nie miała pojęcia, skąd to wie, jednak była pewna, że nie jest sama. Otaczała ją ciemność i drzewa, kiedy zaś rozglądała się dookoła, widziała przede wszystkim wydłużające się cienie – bezkształtne, niewyraźne i straszne. Mieniło jej się w oczach, serce biło jak oszalałe i jedynie adrenalina sprawiała, że wciąż była w stanie utrzymać się na nogach. Naprzemiennie zatrzymywała się i biegła, przerażona jak nigdy dotąd i ogarnięta przerażającym poczuciem tego, że to nie ma sensu. Nigdy dotąd nie znalazła się w takiej sytuacji, zresztą pomimo tego, że nigdy nie należała do osób, które poddawały się łatwo, nagle ogarnęło ją tak silne poczucie beznadziejności, że ledwo była w stanie je zwalczyć.
Cisza dzwoniła jej w uszach, niezmiennie sprawiając, że drżała w niekontrolowany sposób, ledwo będąc w stanie ustać w miejscu. Pomimo panującej nawet tak późną porą duchoty, wciąż odczuwała przejmujący chłód, mający swoje źródło gdzieś we wnętrzu ciała. To był strach – lodowaty i paraliżujący – który coraz bardziej stanowczo zaciskał szpony na jej gardle, uniemożliwiając dalszą ucieczkę. Miała wrażenie, że jakaś niewidzialna siła ciągnie ją w dół, nieubłaganie próbując powstrzymać przed działaniem, choć tylko to było w stanie zapewnić przetrwanie. „Uciekaj, uciekaj, uciekaj!!!” – tłukło jej się w głowie, ale choć sama myśl sprawiała, że nogi rwały się do biegu, jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że podjęcie zbyt pochopnej decyzji może zaprzepaścić wszystko.
Wodząc wzrokiem na prawo i lewo, ostrożnie przesunęła się naprzód. Od jakiegoś czasu próbowała przemieszczać się w bardziej rozsądny sposób, biegnąc od drzewa do drzewa i mając nadzieję na to, że solidne, grube pnie w zupełności wystarczą, żeby zapewnić jej przynajmniej względne bezpieczeństwo. Podążała naprzód, raz po raz przystając i nasłuchując, wtulona w korę drzewa, jakby to stanowiło jedyną formę osłony przed niebezpieczeństwem. Jedynie serce w zdradziecki sposób sprawiało, że czuła się odsłonięta, zupełnie jakby nieregularny rytm oraz urwany, głośny oddech, wszem i wobec oznajmiał jedno: że była tutaj i aż prosiła się o to, żeby spotkało ją coś bardzo złego.
Nie miała pojęcia, co się stanie, kiedy to do niej dotrze. Nie wiedziała nawet czym jest, ale całą sobą czuła, że w najgorszym wypadku będzie miało miejsce coś bardzo, ale to bardzo niedobrego.
Cichy trzask wdarł się do jej podświadomości, sprawiając, że serce omal nie wyrwało się z piersi. Panika chwyciła ją za gardło, skutecznie pozbawiając zdolności logicznego myślenia. Rzuciła się przed siebie, raz po raz potykając na nierównościach terenu i czując, że to jej ostatnia szansa na ucieczkę – na oddalenie się od tego miejsca i dotarcie do miasta, gdzie mogłaby poprosić o pomoc. Nie dbała o to, czy wyjdzie na wariatkę, ani tym bardziej o zrozumienie, co tak naprawdę ją goniło. Wiedziała jedynie, że było blisko, przez cały ten czas podążając za nią, niczym drapieżca za swoją ofiarą. W tamtej chwili przez myśl dziewczyny przeszło to, że być może od samego początku wiedziało, gdzie była, doskonale bawiąc się jej kosztem i karmiąc się strachem, który odczuwała przez cały ten czas.
Uciekać… Musiała uciekać, ale…
Nie usłyszała ani nie wyczuła niczego, co mogłoby świadczyć o próbie ataku – nagle po prostu została odrzucona do tyłu, lądując na pniu najbliższego drzewa. Aż zabrakło jej tchu, a przed oczami jak na zawołanie pociemniało, chociaż uderzenie nie oszałamiało aż do tego stopnia, żeby straciła przytomność. Słyszała łagodny szum igrającego z liśćmi i trawą wiatru, a także znajomy już, przenikliwy chłód, który towarzyszył jej od chwili przebudzenia w tamtym miejscu. Nic nie rozumiała, nic nie miało dla niej sensu… Wiedziała jedynie, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie, nie mając kontroli nad nikim ani niczym, co dotychczas było znajome. Przywodziło na myśl koszmar, w którym tak nagle się znalazła i z którego mimo usilnych starań nie była w stanie się obudzić.
Największy problem polegał jednak na tym, że podświadomie czuła, iż wcale nie miała do czynienia z sennymi majakami.
To była rzeczywistość.
Chłód przybrał na sile i chociaż początkowo nic nie zauważyła, momentalnie odniosła wrażenie, że dotykają ją zimne dłonie. Lodowate muśnięcia przesunęły się w górę ciała, na ułamek sekundy lądując na ramionach, a chwilę później…
Zobaczyła to z chwilą, w której poczuła ucisk na twarzy. Nagle po prostu zauważyła w ciemnościach niewyraźną, nachyloną ku niej postać – coś więcej niż cień i zarazem mniej od materialnego ciała. Widziała twarz zaledwie kilka centymetrów od jej własnej, a już zwłaszcza parę pustych, białych oczu – jarzących się i wpatrzonych w nią.
Kąciki ust nieznajomej istoty nieznacznie uniosły się ku górze, a potem pokusiły się o wypowiedzenie trzech najbardziej fałszywych słów, jakie kiedykolwiek słyszała w życiu:
– Nie będzie bolało.
Z chwilą, w której istota zniknęła, a odczuwany dotychczas ziąb przeistoczył się w przenikliwe gorąco, które poraziło całe jej ciało, zrozumiała, jak bardzo została okłamana.
Nie miała pojęcia, skąd to wie, jednak była pewna, że nie jest sama. Otaczała ją ciemność i drzewa, kiedy zaś rozglądała się dookoła, widziała przede wszystkim wydłużające się cienie – bezkształtne, niewyraźne i straszne. Mieniło jej się w oczach, serce biło jak oszalałe i jedynie adrenalina sprawiała, że wciąż była w stanie utrzymać się na nogach. Naprzemiennie zatrzymywała się i biegła, przerażona jak nigdy dotąd i ogarnięta przerażającym poczuciem tego, że to nie ma sensu. Nigdy dotąd nie znalazła się w takiej sytuacji, zresztą pomimo tego, że nigdy nie należała do osób, które poddawały się łatwo, nagle ogarnęło ją tak silne poczucie beznadziejności, że ledwo była w stanie je zwalczyć.
Cisza dzwoniła jej w uszach, niezmiennie sprawiając, że drżała w niekontrolowany sposób, ledwo będąc w stanie ustać w miejscu. Pomimo panującej nawet tak późną porą duchoty, wciąż odczuwała przejmujący chłód, mający swoje źródło gdzieś we wnętrzu ciała. To był strach – lodowaty i paraliżujący – który coraz bardziej stanowczo zaciskał szpony na jej gardle, uniemożliwiając dalszą ucieczkę. Miała wrażenie, że jakaś niewidzialna siła ciągnie ją w dół, nieubłaganie próbując powstrzymać przed działaniem, choć tylko to było w stanie zapewnić przetrwanie. „Uciekaj, uciekaj, uciekaj!!!” – tłukło jej się w głowie, ale choć sama myśl sprawiała, że nogi rwały się do biegu, jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że podjęcie zbyt pochopnej decyzji może zaprzepaścić wszystko.
Wodząc wzrokiem na prawo i lewo, ostrożnie przesunęła się naprzód. Od jakiegoś czasu próbowała przemieszczać się w bardziej rozsądny sposób, biegnąc od drzewa do drzewa i mając nadzieję na to, że solidne, grube pnie w zupełności wystarczą, żeby zapewnić jej przynajmniej względne bezpieczeństwo. Podążała naprzód, raz po raz przystając i nasłuchując, wtulona w korę drzewa, jakby to stanowiło jedyną formę osłony przed niebezpieczeństwem. Jedynie serce w zdradziecki sposób sprawiało, że czuła się odsłonięta, zupełnie jakby nieregularny rytm oraz urwany, głośny oddech, wszem i wobec oznajmiał jedno: że była tutaj i aż prosiła się o to, żeby spotkało ją coś bardzo złego.
Nie miała pojęcia, co się stanie, kiedy to do niej dotrze. Nie wiedziała nawet czym jest, ale całą sobą czuła, że w najgorszym wypadku będzie miało miejsce coś bardzo, ale to bardzo niedobrego.
Cichy trzask wdarł się do jej podświadomości, sprawiając, że serce omal nie wyrwało się z piersi. Panika chwyciła ją za gardło, skutecznie pozbawiając zdolności logicznego myślenia. Rzuciła się przed siebie, raz po raz potykając na nierównościach terenu i czując, że to jej ostatnia szansa na ucieczkę – na oddalenie się od tego miejsca i dotarcie do miasta, gdzie mogłaby poprosić o pomoc. Nie dbała o to, czy wyjdzie na wariatkę, ani tym bardziej o zrozumienie, co tak naprawdę ją goniło. Wiedziała jedynie, że było blisko, przez cały ten czas podążając za nią, niczym drapieżca za swoją ofiarą. W tamtej chwili przez myśl dziewczyny przeszło to, że być może od samego początku wiedziało, gdzie była, doskonale bawiąc się jej kosztem i karmiąc się strachem, który odczuwała przez cały ten czas.
Uciekać… Musiała uciekać, ale…
Nie usłyszała ani nie wyczuła niczego, co mogłoby świadczyć o próbie ataku – nagle po prostu została odrzucona do tyłu, lądując na pniu najbliższego drzewa. Aż zabrakło jej tchu, a przed oczami jak na zawołanie pociemniało, chociaż uderzenie nie oszałamiało aż do tego stopnia, żeby straciła przytomność. Słyszała łagodny szum igrającego z liśćmi i trawą wiatru, a także znajomy już, przenikliwy chłód, który towarzyszył jej od chwili przebudzenia w tamtym miejscu. Nic nie rozumiała, nic nie miało dla niej sensu… Wiedziała jedynie, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie, nie mając kontroli nad nikim ani niczym, co dotychczas było znajome. Przywodziło na myśl koszmar, w którym tak nagle się znalazła i z którego mimo usilnych starań nie była w stanie się obudzić.
Największy problem polegał jednak na tym, że podświadomie czuła, iż wcale nie miała do czynienia z sennymi majakami.
To była rzeczywistość.
Chłód przybrał na sile i chociaż początkowo nic nie zauważyła, momentalnie odniosła wrażenie, że dotykają ją zimne dłonie. Lodowate muśnięcia przesunęły się w górę ciała, na ułamek sekundy lądując na ramionach, a chwilę później…
Zobaczyła to z chwilą, w której poczuła ucisk na twarzy. Nagle po prostu zauważyła w ciemnościach niewyraźną, nachyloną ku niej postać – coś więcej niż cień i zarazem mniej od materialnego ciała. Widziała twarz zaledwie kilka centymetrów od jej własnej, a już zwłaszcza parę pustych, białych oczu – jarzących się i wpatrzonych w nią.
Kąciki ust nieznajomej istoty nieznacznie uniosły się ku górze, a potem pokusiły się o wypowiedzenie trzech najbardziej fałszywych słów, jakie kiedykolwiek słyszała w życiu:
– Nie będzie bolało.
Z chwilą, w której istota zniknęła, a odczuwany dotychczas ziąb przeistoczył się w przenikliwe gorąco, które poraziło całe jej ciało, zrozumiała, jak bardzo została okłamana.
Ciekawie się zapowiada. Czekam na kontynuację~
OdpowiedzUsuń