Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od
czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały
prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym
mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy
Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego
serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu,
krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan
"jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie
oznacza, że nie możesz być złośliwa.
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co
warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która
świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia,
że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś
znacznie wyższa od Sansa.
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa?
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
~Rozdziały od 1 do 40 tutaj~
Sypialnia świntucha
Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski
Dzięki, że poszedłeś ze mną
Rozbudzone szkielety (obecnie czytany)
Doświadczenie rozrywające serce
Umarłaś!
Zmysłowe zakupy
Ciekawski Sans
Miautastyczny prezent
Posępne dni [historia Muffet]
Droga do domu
Rozgrzewając atmosferę
Utknąć w rutynie
Pycha, w końcu coś kurwa smacznego!
...
Sypialnia świntucha
Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski
Dzięki, że poszedłeś ze mną
Rozbudzone szkielety (obecnie czytany)
Doświadczenie rozrywające serce
Umarłaś!
Zmysłowe zakupy
Ciekawski Sans
Miautastyczny prezent
Posępne dni [historia Muffet]
Droga do domu
Rozgrzewając atmosferę
Utknąć w rutynie
Pycha, w końcu coś kurwa smacznego!
...
Podziwiałaś nieco wyblakłe niebieskie niebo kiedy wchodziłaś do mieszkania z koszykiem pełnym czystych ubrań. Sobotni poranek, musisz wszystko przygotować przed wizytą Papyrusa. Wiedziałaś, że będzie patrzył krytycznym okiem na wszystko, więc całe mieszkanie musi być idealne. Pierwsze kroki skierowałaś w stronę sypialni. Przez chwilę stanęłaś i nasłuchiwałaś, czy sąsiad się już obudził. Delikatne oddychanie i cichutkie chrapanie, dobrze że choć raz się wyśpi. Zaczęłaś chować pranie do szafek. Właściwie tylko to zostało. Nie miałaś wiele do sprzątania, trzymasz porządek prawie cały czas. Ale i tak musiałaś załatwić kilka spraw. Kiedy skończyłaś z praniem poszłaś do kuchni i ściągnęłaś garczek z gotującymi się jajkami z palnika. Schłodziłaś je w zimnej wodzie nadal zastanawiając się, jak to możliwe, aby gotować jajka zrobione z magii. Jak już wystygły obrałaś je ze skorupek. Z głównym daniem będziesz musiała poczekać na przybycie Papyrusa, nie obrazi się jeżeli na początek podasz niewielką zakąskę.
Sans przekręcił się na łóżku, dzwonek telefonu odbijał się głośnym echem po jego czaszce.
-Spierdalaj – warknął zaspany nim zaczął macać ręką powierzchnię stolika w poszukiwaniu tego cholerstwa aby się zamknęło. Kiedy tak się stało podwinął pod siebie prześcieradło i już chciał wrócić znowu do spania, kiedy jego telefon znowu zaczął dzwonić – OBYŚ TO KURWA NIE TY DO MNIE DZWONIŁA! – krzyknął w stronę ściany nim chwycił za komórkę i przystawił ją do twarzy by zobaczyć kto do niego wydzwania.
-Spierdalaj – warknął zaspany nim zaczął macać ręką powierzchnię stolika w poszukiwaniu tego cholerstwa aby się zamknęło. Kiedy tak się stało podwinął pod siebie prześcieradło i już chciał wrócić znowu do spania, kiedy jego telefon znowu zaczął dzwonić – OBYŚ TO KURWA NIE TY DO MNIE DZWONIŁA! – krzyknął w stronę ściany nim chwycił za komórkę i przystawił ją do twarzy by zobaczyć kto do niego wydzwania.
Dzwoni NowyKontakt3...
Zaczął warczeć jak tylko to zobaczył.
-CZACHO WSTAWAJ! – jego sąsiadka krzyczała przez ścianę, zaś komórka dzwoniła
-MAM JESZCZE PIERDOLONĄ GODZINĘ! – odkrzyczał wyłączając telefon i zwinął w kulkę pod kocem.
-A WIĘC SIĘ PRZYGOTUJ! – krzyknęłaś.
-NIE JESTEM TAK WOLNY JAK TY, WYSTARCZY MI PÓŁ GODZINY – nadal próbował się wygodnie ułożyć
-WRÓCISZ SPAĆ JAK JUŻ SIĘ PRZYGOTUJESZ!
-SPIERDALAJ! – wycharczał – NIE BĘDĘ ROBIŁ CO MI MÓWISZ. OBUDZĘ SIĘ KIEDY KURWA CHCĘ! – usłyszał oddalające się kroki i prychnął. Nie będziesz mu rozkazywać. Będzie spał tak długo jak chce. Drzwi do Twojego mieszkania się otworzyły, kroki na korytarzu zatrzymały się przed jego, a potem chrobotanie w zamku. Zaczął się pocić nasłuchując dalej. O-ona nie może się tu dostać.. prawda? D-drzwi są zamknięte… P-pewnie tylko zapuka… prawda…? Coś stuknęło w drzwiach I te stały otworem. – CO DO KURWY, NIE WŁAMUJ MI SIĘ DO DOMU! – krzyknął, jego dusza zabiła w przestrachu. Jest wkurwiona, musi być, a kiedy jest wkurwiona.. Słyszał Twoje kroki w korytarzu i podążając za głosem instynktu zrobił to co musiał. To nie tak, że się Ciebie boi… ale czasami… tradycyjne metody są najlepsze. Oswobodził szpony z prześcieradła i niemal natychmiast się teleportował.
-MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ W NASTROJU NA PRZYTULACIE, BO CZAS CIĘ POTULIĆ! – krzyknęłaś otwierając drzwi do jego sypialni i weszłaś do środka. Przywitał Cię pusty pokój, ale czysty. Pozwijane prześcieradło i koc to jedyne co było na łóżku. Zmarszczyłaś brwi… Chowa się? Klik. Klik. Klik. Cichutkie stukanie dobiegło z ubikacji na końcu korytarza, wiesz już gdzie jest. – Dobrze, że nie śpisz! – powiedziałaś obniżając swój głos podchodząc do zamkniętej ubikacji
-B-biorę prysznic, więc spierdalaj! – woda zaczęła lecieć chwilę potem. Skrzyżowałaś ręce patrząc na drzwi. Tak niewiele brakowało.. aby został uściskany.
-CZACHO WSTAWAJ! – jego sąsiadka krzyczała przez ścianę, zaś komórka dzwoniła
-MAM JESZCZE PIERDOLONĄ GODZINĘ! – odkrzyczał wyłączając telefon i zwinął w kulkę pod kocem.
-A WIĘC SIĘ PRZYGOTUJ! – krzyknęłaś.
-NIE JESTEM TAK WOLNY JAK TY, WYSTARCZY MI PÓŁ GODZINY – nadal próbował się wygodnie ułożyć
-WRÓCISZ SPAĆ JAK JUŻ SIĘ PRZYGOTUJESZ!
-SPIERDALAJ! – wycharczał – NIE BĘDĘ ROBIŁ CO MI MÓWISZ. OBUDZĘ SIĘ KIEDY KURWA CHCĘ! – usłyszał oddalające się kroki i prychnął. Nie będziesz mu rozkazywać. Będzie spał tak długo jak chce. Drzwi do Twojego mieszkania się otworzyły, kroki na korytarzu zatrzymały się przed jego, a potem chrobotanie w zamku. Zaczął się pocić nasłuchując dalej. O-ona nie może się tu dostać.. prawda? D-drzwi są zamknięte… P-pewnie tylko zapuka… prawda…? Coś stuknęło w drzwiach I te stały otworem. – CO DO KURWY, NIE WŁAMUJ MI SIĘ DO DOMU! – krzyknął, jego dusza zabiła w przestrachu. Jest wkurwiona, musi być, a kiedy jest wkurwiona.. Słyszał Twoje kroki w korytarzu i podążając za głosem instynktu zrobił to co musiał. To nie tak, że się Ciebie boi… ale czasami… tradycyjne metody są najlepsze. Oswobodził szpony z prześcieradła i niemal natychmiast się teleportował.
-MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ W NASTROJU NA PRZYTULACIE, BO CZAS CIĘ POTULIĆ! – krzyknęłaś otwierając drzwi do jego sypialni i weszłaś do środka. Przywitał Cię pusty pokój, ale czysty. Pozwijane prześcieradło i koc to jedyne co było na łóżku. Zmarszczyłaś brwi… Chowa się? Klik. Klik. Klik. Cichutkie stukanie dobiegło z ubikacji na końcu korytarza, wiesz już gdzie jest. – Dobrze, że nie śpisz! – powiedziałaś obniżając swój głos podchodząc do zamkniętej ubikacji
-B-biorę prysznic, więc spierdalaj! – woda zaczęła lecieć chwilę potem. Skrzyżowałaś ręce patrząc na drzwi. Tak niewiele brakowało.. aby został uściskany.
Sans szedł z ubikacji do sypialni, czysty, ale nagi, woda kapała za nim. W jego szafie choć raz panował porządek i pachniało świeżością, zarzucił na siebie ubranie. Posłał łóżko, starając się ukryć nowe dziury w prześcieradle i poszedł marudząc pod nosem do kuchni.
-Pieprzony, głupi jak but człowiek… Wstanę kiedy kurwa chcę.. Nie będę robił co mi mówi. Nie jestem kurwa dzieckiem. Dlaczego kurwa wydaje się jej, że może mi…
-Cześć Czaszeczko! – zawołałaś siedząc na jego kanapie. Zacisnął palce na drzwiach do lodówki – Lepiej nic nie jedz. Sporo jedzenia na dzisiaj przygotowałam – ostrzegłaś.
-Co ty tutaj kurwa jeszcze robisz?! – krzyknął, podnosząc czaszkę aby na Ciebie spojrzeć.
-Cóż.. – zaczęłaś opierając się wygodnie – Włamałam się bo doszłam do wniosku, że potrzebujesz tulaska pełnego miłości by dobrze rozpocząć dzień. A potem sobie usiadłam.
-N-nie możesz tak po prostu przyjść i robić to co.. – westchnął – Powiedz mi kiedy sobie pójdziesz! Zamierzałem właśnie…
-Czekam na twojego braciszka, więc spokojnie
-Nie możesz czekać na niego u siebie?
-Mmmm… Mogłabym, ale nie chcę. – popatrzyłaś na pęknięty sufit. W nocy jeszcze więcej się posypało, I kilka kawałków pobrudziło podłogę w kuchni. Zamierzałaś poczekać na jego brata kiedy zobaczyłaś nowy bałagan. To była przecież Twoja wina. Sans otworzył lodówkę
-Rób co chcesz…
-Czacho! Nie jedz! – nalegałaś.
-Nie będziemy jeść do wieczora, prawda? Zgłodnieję, jeżeli zjem rano – Od kilku godzin nie ma już poranka, ale zachowasz to dla siebie
-Zrobiłam zakąski, nic ci nie będzie.
-Zakąski? – uniósł brew
-Tak. Więc wstrzymaj się trochę.
-Dobra! – trzasnął lodówką by pojawić się koło kanapy i zająć miejsce na kanapie.
-Szef będzie zły za ten bałagan? – zapytałaś patrząc na kanapę
-Ani mi się śni tego znowu sprzątać – wyglądał na zmartwionego kiedy to mówił
-Ale…
-Spada co chwilę kiedy cokolwiek się ruszy. Nie ma szansy na utrzymanie porządku. Więc czy to ma jakiekolwiek znaczenie? – Postanowiłaś tym razem mu odpuścić. To Twoja wina.
-Zadzwoniłam I zostawiłam wiadomość w spółdzielni swoją drogą, ale wydaje mi się, że nikt nie przyjdzie się tym zająć do poniedziałku – Sans tylko warknął opierając głowę o podłokietnik by ułożyć się wygodnie – Zaraz.. idziesz spać? – zapytałaś patrząc jak się wierci.
-A no
-Ale…
-Powiedziałaś, że będę mógł po tym jak się przygotuję. Jestem gotowy, więc idę spać
-Ale zaraz przyjdzie
-A więc będę spał póki nie przyjdzie. – Już miałaś coś powiedzieć kiedy usłyszałaś głośne pukanie do drzwi.
-SANS! SANS TY LENIWY OBIBOKU! OTWIERAJ TE DRZWI NATYCHMIAST! – Popatrzyłaś na godzinę w swoim telefonie. Jest wcześnie… Sans zaczął się pocić i wyskoczył z kanapy podbiegając do drzwi – JEŻELI ZNOWU BĘDĘ MUSIAŁ NA CIEBIE CZEKAĆ PRZYSIĘGAM , ŻE…
-Cz-cześć Szefie – rzucił nerwowo otwierając drzwi.
-DOBRZE, W KOŃCU OTWORZYŁEŚ NA CZAS – natychmiast przepchnął się do środka i udał do kuchni
-Co ty masz na….
-NIE TERAZ SANS! – do siatki jaką miał w ręce wpadł kawałek sufitu, popatrzył do góry – WIDZĘ, ŻE TWOJA KUCHNIA JEST W OPŁAKANYM STANIE, TAK JAK ZOSTAŁO POWIEDZIANE.
-T-tak Szefie.. A-ale niedługo naprawią więc nie musisz..
-MILCZEĆ! NIE JESTEM TUTAJ ABY SŁUCHAĆ TWOICH ŻAŁOSNYCH TŁUMACZEŃ. CZY PATRZEĆ NA TO W JAK ŻAŁOSNYCH WARUNKACH MIESZKASZ. MAM WAŻNIEJSZE SPRAWY NA GŁOWIE, DLATEGO PRZYBYŁEM WCZEŚNIEJ, ABY Z TOBĄ POROZMAWIAĆ NA TEMAT NASZEJ WIZYTY W DOMU CZŁOWIEKA!
-Uh… D-dobra, Szefie.. ale..
-JAK WIESZ, JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS JESTEM NA SZCZYCIE LISTY POTWORÓW W NASZYM GATUNKU I ZAWSZE SIĘ UPEWNIAM, ABY WE WSZYSTKIM BYĆ NAJLEPSZYM, TAKŻE W UTRZYMYWANIU ZNAJOMOŚCI. TO DLATEGO CZŁOWIEK BŁAGAŁ MNIE, ABYM RACZYŁ GO ZASZCZYCIĆ SWOJĄ OBECNOŚCIĄ W JEJ MIESZKANIU. BY JEDNAK NIE ZNISZCZYĆ MOJEJ OPINII MUSZĘ USTALIĆ KILKA ZASAD JAKIE MUSISZ PRZESTRZEGAĆ I SANS.. SANS.. PRZESTAŃ GAPIĆ SIĘ NA MNIE JAK IDIOTA I SŁUCHAJ TO CO DO CIEBIE MÓWIĘ!
-A-ale Szefie.. człowiek…
-WIEM, ŻE MIESZKA OBOK! TERAZ SŁUCHAJ UWAŻNIE, BO INACZEJ OBOJE BĘDZIEMY WYGLĄDAĆ JAK DEBILE! KIDY CZŁOWIEK OTWORZY DRZWI MASZ UŚCISNĄĆ I POTRZĄSNĄĆ JEGO DŁONIĄ, TAK LUDZIE SIĘ WITAJĄ I SOCJALIZUJĄ WZAJEMNIE. SIŁA Z JAKĄ ŚCIŚNIESZ MA ZNACZENIE, JEŻELI ZROBISZ TO ZA LEKKO UZNAJĄ CIĘ ZA SŁABEUSZA, A JAK ZA SILNO, TO ZŁAMIESZ IM RĘKĘ I UZNAJĄ TO ZA WROGIE ZACHOWANIE Z TWOJEJ STRONY I NIE BĘDĄ MOGLI SPOJRZEĆ CI W OCZY PÓŹNIEJ. A POTEM, KIEDY ZAPROSI NAS DO ŚRODKA, BĘDZIESZ MUSIAŁ…
-Tak właściwie, to możesz ściskać moją dłoń z taką siłą z jaką chcesz Wielki Szefie. Zniosę to – powiedziałaś podnosząc się z kanapy by przerwać kościotrupowi. To najlepszy sposób© aby zauważyć swoją obecność w pokoju i wtrącić się, nim Papyrus powie coś za dużo.
-MNNNGAAA CZŁOWIEK! DLACZEGO LENISZ SIĘ NA KANAPIE SANSA? – krzyknął rumieniąc się natychmiast, kiedy zdał sobie sprawę, że go słyszałaś.
-Cóż… czekałam na ciebie i .. zaraz… co ty masz na sobie? – zapytałaś, kiedy w końcu zauważyłaś. Nie miał tego samego co zawsze. Nie. Miał na sobie czarną koszulkę, a na niej czerwony sweter z … płomieniami… przechodzącymi w środku i po bokach.
-NIE CZEKAJ NA MNIE TUTAJ – krzyknął rzucając siatkę na stolik. Wskazał natychmiast palcem na drzwi wyjściowe – WRACAJ DO SIEBIE I TAM CZEKAJ!
-Eh? – rozejrzałaś się – Ale tak strasznie chciałam zobaczyć twoją słodką twarz, że nie mogłam się doczekać!
-N-NIE JEST SŁODKA CZŁOWIEKU! – krzyknął przybierając nowy odcień czerwieni na twarzy – MOJA TWARZ JEST PRZERAŻAJĄCA! A TERAZ, WRACAJ DO SIEBIE I TAM NA MNIE CZEKAJ, TAK JAK POWINNAŚ! – popchnął Cię w stronę drzwi. Kładąc ręce na biodrach obserwował jak powoli zakładasz swoje buty.
-To może przerażająco słodka? – powiedziałaś otwierając drzwi
-NIE MOŻNA STAWIAĆ SŁOWO PRZERAŻAJĄCY OBOK SŁOWA SŁODKI, KIEDY CHCE SIĘ OPISYWAĆ MOJĄ APARYCJĘ! A TERAZ ZNIKAJ CZŁOWIEKU!
-Ale nie skomplementowałam twojego..
-ŻEGNAM! – krzyknął, zobaczyłaś rechoczącego Sansa za jego plecami i drzwi trzasnęły Ci przed nosem. Stałaś chwilę w szoku, patrząc na wejście. – Z-ZACZNĘ JESZCZE RAZ SANS! SŁUCHAJ UWAŻNIE! – potem jego głos nieco się przyciszył, choć nadal był donośny. Słyszałaś szepty w odpowiedzi i śmiechy. - .. NAWET NIE PRÓBUJ ZROBIĆ KAWAŁU Z TEGO SŁOWA! NIE JESTEM SŁODKI SANS! – zachichotałaś wracając do siebie. Co jakiś czas słyszałaś uwaga Papyrusa jakie ten skrzętnie dawał swojemu bratu – TAK, ZAŁOŻYSZ TO!... MAM TO GDZIEŚ! TAK SIĘ UBIERAJĄ LUDZIE KIEDY JEDZĄ RAZEM! … NIE SANS!... A CZY TO WAŻNE, ŻE ONA TAKIEGO NIE MA? - korzystając z czasu rozejrzałaś się po mieszkaniu raz jeszcze upewniając się, żę wszystko wygląda dobrze. Usiadłaś na kanapie trzymając laptopa na kolanach, nadal nasłuchując rozmowy zza ściany.
-Pieprzony, głupi jak but człowiek… Wstanę kiedy kurwa chcę.. Nie będę robił co mi mówi. Nie jestem kurwa dzieckiem. Dlaczego kurwa wydaje się jej, że może mi…
-Cześć Czaszeczko! – zawołałaś siedząc na jego kanapie. Zacisnął palce na drzwiach do lodówki – Lepiej nic nie jedz. Sporo jedzenia na dzisiaj przygotowałam – ostrzegłaś.
-Co ty tutaj kurwa jeszcze robisz?! – krzyknął, podnosząc czaszkę aby na Ciebie spojrzeć.
-Cóż.. – zaczęłaś opierając się wygodnie – Włamałam się bo doszłam do wniosku, że potrzebujesz tulaska pełnego miłości by dobrze rozpocząć dzień. A potem sobie usiadłam.
-N-nie możesz tak po prostu przyjść i robić to co.. – westchnął – Powiedz mi kiedy sobie pójdziesz! Zamierzałem właśnie…
-Czekam na twojego braciszka, więc spokojnie
-Nie możesz czekać na niego u siebie?
-Mmmm… Mogłabym, ale nie chcę. – popatrzyłaś na pęknięty sufit. W nocy jeszcze więcej się posypało, I kilka kawałków pobrudziło podłogę w kuchni. Zamierzałaś poczekać na jego brata kiedy zobaczyłaś nowy bałagan. To była przecież Twoja wina. Sans otworzył lodówkę
-Rób co chcesz…
-Czacho! Nie jedz! – nalegałaś.
-Nie będziemy jeść do wieczora, prawda? Zgłodnieję, jeżeli zjem rano – Od kilku godzin nie ma już poranka, ale zachowasz to dla siebie
-Zrobiłam zakąski, nic ci nie będzie.
-Zakąski? – uniósł brew
-Tak. Więc wstrzymaj się trochę.
-Dobra! – trzasnął lodówką by pojawić się koło kanapy i zająć miejsce na kanapie.
-Szef będzie zły za ten bałagan? – zapytałaś patrząc na kanapę
-Ani mi się śni tego znowu sprzątać – wyglądał na zmartwionego kiedy to mówił
-Ale…
-Spada co chwilę kiedy cokolwiek się ruszy. Nie ma szansy na utrzymanie porządku. Więc czy to ma jakiekolwiek znaczenie? – Postanowiłaś tym razem mu odpuścić. To Twoja wina.
-Zadzwoniłam I zostawiłam wiadomość w spółdzielni swoją drogą, ale wydaje mi się, że nikt nie przyjdzie się tym zająć do poniedziałku – Sans tylko warknął opierając głowę o podłokietnik by ułożyć się wygodnie – Zaraz.. idziesz spać? – zapytałaś patrząc jak się wierci.
-A no
-Ale…
-Powiedziałaś, że będę mógł po tym jak się przygotuję. Jestem gotowy, więc idę spać
-Ale zaraz przyjdzie
-A więc będę spał póki nie przyjdzie. – Już miałaś coś powiedzieć kiedy usłyszałaś głośne pukanie do drzwi.
-SANS! SANS TY LENIWY OBIBOKU! OTWIERAJ TE DRZWI NATYCHMIAST! – Popatrzyłaś na godzinę w swoim telefonie. Jest wcześnie… Sans zaczął się pocić i wyskoczył z kanapy podbiegając do drzwi – JEŻELI ZNOWU BĘDĘ MUSIAŁ NA CIEBIE CZEKAĆ PRZYSIĘGAM , ŻE…
-Cz-cześć Szefie – rzucił nerwowo otwierając drzwi.
-DOBRZE, W KOŃCU OTWORZYŁEŚ NA CZAS – natychmiast przepchnął się do środka i udał do kuchni
-Co ty masz na….
-NIE TERAZ SANS! – do siatki jaką miał w ręce wpadł kawałek sufitu, popatrzył do góry – WIDZĘ, ŻE TWOJA KUCHNIA JEST W OPŁAKANYM STANIE, TAK JAK ZOSTAŁO POWIEDZIANE.
-T-tak Szefie.. A-ale niedługo naprawią więc nie musisz..
-MILCZEĆ! NIE JESTEM TUTAJ ABY SŁUCHAĆ TWOICH ŻAŁOSNYCH TŁUMACZEŃ. CZY PATRZEĆ NA TO W JAK ŻAŁOSNYCH WARUNKACH MIESZKASZ. MAM WAŻNIEJSZE SPRAWY NA GŁOWIE, DLATEGO PRZYBYŁEM WCZEŚNIEJ, ABY Z TOBĄ POROZMAWIAĆ NA TEMAT NASZEJ WIZYTY W DOMU CZŁOWIEKA!
-Uh… D-dobra, Szefie.. ale..
-JAK WIESZ, JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS JESTEM NA SZCZYCIE LISTY POTWORÓW W NASZYM GATUNKU I ZAWSZE SIĘ UPEWNIAM, ABY WE WSZYSTKIM BYĆ NAJLEPSZYM, TAKŻE W UTRZYMYWANIU ZNAJOMOŚCI. TO DLATEGO CZŁOWIEK BŁAGAŁ MNIE, ABYM RACZYŁ GO ZASZCZYCIĆ SWOJĄ OBECNOŚCIĄ W JEJ MIESZKANIU. BY JEDNAK NIE ZNISZCZYĆ MOJEJ OPINII MUSZĘ USTALIĆ KILKA ZASAD JAKIE MUSISZ PRZESTRZEGAĆ I SANS.. SANS.. PRZESTAŃ GAPIĆ SIĘ NA MNIE JAK IDIOTA I SŁUCHAJ TO CO DO CIEBIE MÓWIĘ!
-A-ale Szefie.. człowiek…
-WIEM, ŻE MIESZKA OBOK! TERAZ SŁUCHAJ UWAŻNIE, BO INACZEJ OBOJE BĘDZIEMY WYGLĄDAĆ JAK DEBILE! KIDY CZŁOWIEK OTWORZY DRZWI MASZ UŚCISNĄĆ I POTRZĄSNĄĆ JEGO DŁONIĄ, TAK LUDZIE SIĘ WITAJĄ I SOCJALIZUJĄ WZAJEMNIE. SIŁA Z JAKĄ ŚCIŚNIESZ MA ZNACZENIE, JEŻELI ZROBISZ TO ZA LEKKO UZNAJĄ CIĘ ZA SŁABEUSZA, A JAK ZA SILNO, TO ZŁAMIESZ IM RĘKĘ I UZNAJĄ TO ZA WROGIE ZACHOWANIE Z TWOJEJ STRONY I NIE BĘDĄ MOGLI SPOJRZEĆ CI W OCZY PÓŹNIEJ. A POTEM, KIEDY ZAPROSI NAS DO ŚRODKA, BĘDZIESZ MUSIAŁ…
-Tak właściwie, to możesz ściskać moją dłoń z taką siłą z jaką chcesz Wielki Szefie. Zniosę to – powiedziałaś podnosząc się z kanapy by przerwać kościotrupowi. To najlepszy sposób© aby zauważyć swoją obecność w pokoju i wtrącić się, nim Papyrus powie coś za dużo.
-MNNNGAAA CZŁOWIEK! DLACZEGO LENISZ SIĘ NA KANAPIE SANSA? – krzyknął rumieniąc się natychmiast, kiedy zdał sobie sprawę, że go słyszałaś.
-Cóż… czekałam na ciebie i .. zaraz… co ty masz na sobie? – zapytałaś, kiedy w końcu zauważyłaś. Nie miał tego samego co zawsze. Nie. Miał na sobie czarną koszulkę, a na niej czerwony sweter z … płomieniami… przechodzącymi w środku i po bokach.
-NIE CZEKAJ NA MNIE TUTAJ – krzyknął rzucając siatkę na stolik. Wskazał natychmiast palcem na drzwi wyjściowe – WRACAJ DO SIEBIE I TAM CZEKAJ!
-Eh? – rozejrzałaś się – Ale tak strasznie chciałam zobaczyć twoją słodką twarz, że nie mogłam się doczekać!
-N-NIE JEST SŁODKA CZŁOWIEKU! – krzyknął przybierając nowy odcień czerwieni na twarzy – MOJA TWARZ JEST PRZERAŻAJĄCA! A TERAZ, WRACAJ DO SIEBIE I TAM NA MNIE CZEKAJ, TAK JAK POWINNAŚ! – popchnął Cię w stronę drzwi. Kładąc ręce na biodrach obserwował jak powoli zakładasz swoje buty.
-To może przerażająco słodka? – powiedziałaś otwierając drzwi
-NIE MOŻNA STAWIAĆ SŁOWO PRZERAŻAJĄCY OBOK SŁOWA SŁODKI, KIEDY CHCE SIĘ OPISYWAĆ MOJĄ APARYCJĘ! A TERAZ ZNIKAJ CZŁOWIEKU!
-Ale nie skomplementowałam twojego..
-ŻEGNAM! – krzyknął, zobaczyłaś rechoczącego Sansa za jego plecami i drzwi trzasnęły Ci przed nosem. Stałaś chwilę w szoku, patrząc na wejście. – Z-ZACZNĘ JESZCZE RAZ SANS! SŁUCHAJ UWAŻNIE! – potem jego głos nieco się przyciszył, choć nadal był donośny. Słyszałaś szepty w odpowiedzi i śmiechy. - .. NAWET NIE PRÓBUJ ZROBIĆ KAWAŁU Z TEGO SŁOWA! NIE JESTEM SŁODKI SANS! – zachichotałaś wracając do siebie. Co jakiś czas słyszałaś uwaga Papyrusa jakie ten skrzętnie dawał swojemu bratu – TAK, ZAŁOŻYSZ TO!... MAM TO GDZIEŚ! TAK SIĘ UBIERAJĄ LUDZIE KIEDY JEDZĄ RAZEM! … NIE SANS!... A CZY TO WAŻNE, ŻE ONA TAKIEGO NIE MA? - korzystając z czasu rozejrzałaś się po mieszkaniu raz jeszcze upewniając się, żę wszystko wygląda dobrze. Usiadłaś na kanapie trzymając laptopa na kolanach, nadal nasłuchując rozmowy zza ściany.
Usłyszałaś pukanie co do minuty w której miał pojawić się Papyrus i szybko wstałaś by otworzyć.
-Uh.. cześć Wielki Szefie, jesteś punktualnie – odparłaś
-OCZYWIŚCIE, ŻE JESTEM! JA WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS ZAWSZE JESTEM NA CZAS! – skrzyżował ręce patrząc na Ciebie. Przesunęłaś się, aby wszedł ale ani drgnął. Po chwili gapienia się zdałaś sobie sprawę na co czeka.
-Uh… dziękuję że postanowiłeś przyjść… Wchodź – wyciągnęłaś rękę
-AHEM.. – chrząknął – OCZYWIŚCIE CZŁOWIEKU, MOŻESZ BYĆ SZCZĘŚLIWA, ŻE JA PAPYRUS POSTANOWIŁEM SPĘDZIĆ Z TOBĄ TEN CZAS OBIADOWY – potrząsnął delikatnie Twoją ręką, zaś Ty lepiej przyjrzałaś się jego ubraniu. W sumie sweter wyglądał na nim dobrze… jego kościste ramiona świetnie się prezentowały… ale.. po co te płomienie?
-Uh… podoba mi się… twój strój – jego twarz natychmiast się rozpogodziła
-OCZYWIŚCIE, ŻE CI SIĘ PODOBA, CZŁOWIEKU! JAKO MISTRZ POSZUKIWAŃ, SZYBKO ODKRYŁEM CO WASZ OBRZYDLIWY GATUNEK ZAKŁADA NA SPOTKANIA SOCJALIZUJĄCE WAS ROZUMIANE JAKO KOLACJE! WZIĄŁEM WASZ ZWYCZAJNY GOŚCINNY UBIÓR I PRZEROBIŁEM NA STO… NIE TYSIĄC RAZY LEPSZY NIŻ WASZ! NYEH HEH HEH HEH! – uśmiechał się pełen dumy.
-Oh.. więc… dodałeś te… płomienie
-NATURALNIE.. I OD RAZU UBRANIE STAŁO SIĘ LEPSZE! – zapozował raz jeszcze, zaś jego chusta dziwnym sposobem zaczęła powiewać.
-Heh… wygląda prawie tak dobrze jak ty! – skomentowałaś przesuwając się ponownie by pozwolić mu przejść
-K-KOMPLEMENTY NIGDZIE CIĘ NIE ZAPROWADZĄ CZŁOWIEKU – jego twarz zrobiła się odrobinę czerwieńsza gdy wszedł do środka – OBYŚ BYŁA GOTOWA NA MÓJ OSĄD! – Sans wszedł za nim, musiałaś walczyć ze śmiechem, kiedy zdałaś sobie sprawę że nie ma na sobie bluzy. Właściwie to też miał na sobie sweter z ogniami na dole koszulki. Zdecydowanie na niego za duży, i jakoś nie prezentował się w nim tak dobrze jak jego brat. Pewnie to miało to też coś wspólnego z mową jego ciała, wyglądał jakby miał na sobie najbardziej niewygodne ubranie w całym swoim życiu
-Cześć Czacho.. –próbowałaś mówić normalnie – W-właź… zapraszam – parsknęłaś cicho śmiechem, zmierzył Cię wzrokiem
-Zawrzyj kurwa ryj – warknął.
-Co masz na sobie? – szepnęłaś
-Jakbym kurwa wiedział. Szef to przytargał i powiedział, że muszę się w to ubrać. – wgapiał się intensywniej w Ciebie
-To miał w siatce?
-Tak! Po chuj wy ludzie nosicie takie szmaty? Są niewygodne jak worek na kartofle i wyglądam w tym jak ostatni debil – znowu cicho prychnęłaś śmiechem
-A ja bym powiedziała, że ci ładnie, ale wyglądasz jakbyś zaraz miał eksplodować.
-To nie ma cholernych kieszeni.. Po chuj robić coś tak bezsensownego, co nie ma kieszeni – szeptał wściekle. Szedł powoli, zupełnie tak, jakby nie umiał chodzić w tym ubraniu tak jak trzeba. Zamknęłaś za nim drzwi, udał się natychmiast na Twoją kanapę. Lecz w połowie drogi się zatrzymał zdając sobie sprawę, że to chyba nie najlepsza pora na siadanie na niej. Papyrus w tym czasie ze zmrożonymi oczami przyglądał się figurkom na Twoich szafkach.
-WIDZĘ, ŻE LUBISZ TRZYMAĆ FIGURKI DO INSCENIZACJI BITEW NA WIDOKU – skomentował przyglądając się im bliżej
-Uh…. Tak?
-CIEKAWY WYBÓR… POKAZUJE JAKIM JESTEŚ STRATEGIEM… - nie miałaś pojęcia co odpowiedzieć.
-Oh.. uh… Może pokażę ci resztę mojego mieszkania? – wskazałaś rękami na kuchnię
-T-TAK, OCZYWIŚCIE, SKORO NALEGASZ! – odkrzyczał mechanicznie. Korytarzem zaprowadziłąś ich do swojej sypialni. Papyrus szedł za Tobą, ale Sans dwa razy się zastanowił nim wszedł do środka. Starał się w nerwowej manierze schować ręce do kieszeni, ale nic nie znalazł. Jak tylko przekroczył próg natychmiast się zarumienił na wspomnienie swojej pierwszej wizyty w tym miejscu. Cały pokój był czysty i posprzątany. Twoje ubrania poskładane, zaś wielkie łóżko zasłane wieloma poduszkami. Pokój sam w sobie nie był wielki… większość miejsca zajmowało łóżko królewskich rozmiarów. Ponad połowę, jakby dokładniej opisać i z ledwością zmieściłaś do niego szafę. Nawet mimo braku przestrzeni miejsce było schludne, co wywołało pozytywne wrażenie na Twoim sąsiedzie. Papyrus opuścił wzrok jak wszedł do środka.
-HUMPH… TO ODPOWIEDNIA SYPIALNIA, TAK SĄDZĘ… JESTEM POD WRAŻENIEM, BO WIĘKSZOŚĆ SYPIALNI LUDZKICH SAMIC JEST RÓŻOWA… - rozglądał się dalej, chwilę podziwiał swoje odbicie w Twoim lustrze, nim zaczął przesuwać kilka przedmiotów na półce. Usiadłaś na swoim łóżku
-Może i nie jest różowy, ale i tak jest fajny. Siadaj – poklepałaś miejsce obok siebie – Bardzo miękkie. – Papyrus usiadł na wskazanym miejscu natychmiast złączając nogi i krzyżując ręce na piersi w głębokiej zadumie
-FAKTYCZNIE JEST MIĘKKIE.. ALE NIEPOTRZEBNIE DUŻE..
-Co? Nie lubisz dużych łóżek?
- TSK… IM WIĘKSZE ŁÓŻKO, TYM WIĘKSZE LENISTWO
-Hmmm…? – uśmiechnęłaś się – Lenistwo? – popatrzyłaś w jego oczodoły.
-CIĄGŁE SPANIE, LEŻENIE, NIE ROBIENIE ABSOLUTNIE NICZEGO – odpowiedział wyliczając na palcach.
-To chyba prawda.. ale wiesz.. – zachichotałaś – Miękkie i wygodne łóżka mogą służyć do wielu innych rzeczy.. – poczułaś, że coś siada na łóżku. Sans nagle wcisnął się między was i gapił się.
-Ah tak…? Na ten przykład, do czego? – warknął wkurwiony sprawiając, że nie mogłaś patrzeć na jego brata. Głową ledwo sięgał Ci do ramienia, ale to i tak nie powstrzymało go od próbowania.
-U-uh… no wiesz… do s-skakania…? – czułąś, jak gniew z niego uchodzi.
-A W JAKIM CELU MIAŁABYŚ SKAKAĆ PO ŁÓŻKU…?
-Dla.. ćwiczeń?- odpowiedziałaś.
-ĆWICZENIA!... HM… - zmarszczył brwi – ZAWSZE MYŚLAŁEM, ŻE ŁÓŻKA SĄ TYLKO DO LENIENIA SIĘ.. ALE SKORO TAK TO PRZEDSTAWIASZ…
-Wiesz, moje łóżko jest dość duże, abyśmy wszyscy, we trójkę mogli razem poćwiczyć – znowu się uśmiechnęłaś
-We trójkę, co? – Sans wyszczerzył się – Robisz się całkiem chciwa, wiesz?
-Cóż… Nie chcę, aby ktoś czuł się pominięty… - nagle koścista dłoń zepchnęła Cię z łóżka, nie miałaś nawet czasu zareagować i wyrżnęłaś twarzą w podłogę.
-SANS!
-Heh.. Ojej, omsknęło mi się – uśmiechnął się przebiegle kładąc się na Twoim łóżku – Nie jestem zainteresowany żadnymi ćwiczeniami na twoim łóżku z tobą, człowieku… Łóżka są do spania, a nie do pierdolonych ćwiczeń.
-Hm? – wstałaś z ziemi – I to mówi gość, który trzymał w pokoju.. gazetki do ćwiczeń.
-SANS MA GAZETKI DO ĆWICZEŃ?! – krzyknął Papyrus zmieszany i zaskoczony jednocześnie, patrząc to na swojego brata, to na Ciebie. Sans usiadł szybko
-W-wydaje mi się, że lenistwo cię dopadło Szefie – zszedł z posłania – Pośpieszmy się i zobaczmy resztę domu albo obiad nigdy nie będzie gotowy na czas.
-OCZYWIŚCIE! – zgodził się i wstał z łóżka, czekając, aż zaprowadzisz ich dalej.
-Serio! – wyszeptał za Tobą
-Wybacz.. nie mogłam się powstrzymać.. – odszeptałaś
-Nie mów mu o tym kurwa!
-Przepraszam… przepraszam.. nie będę! - Otwierając inne drzwi pozwoliłaś zobaczyć swój składzik. – To tutaj trzymam moje graty – pozwoliłaś im zajrzeć do środka. Papyrus po prostu zerknął i przytaknął. – A to.. łazienka! – otworzyłaś do niej drzwi. Sans oparł się o framugę mało zainteresowany tym, co brat zobaczy w środku. Ten skrzyżował ręce, rozejrzał się z uwagą, wyglądał jakby lekko zdenerwowany.
-TSK.. DOBRA! CZŁOWIEKU! – i po chwili dodał – PRZYZNAJĘ, ŻE TRZYMASZ PORZĄDEK JAKI DA SIĘ ZNIEŚĆ.. ALE LEDWO!
-Uh.. cześć Wielki Szefie, jesteś punktualnie – odparłaś
-OCZYWIŚCIE, ŻE JESTEM! JA WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS ZAWSZE JESTEM NA CZAS! – skrzyżował ręce patrząc na Ciebie. Przesunęłaś się, aby wszedł ale ani drgnął. Po chwili gapienia się zdałaś sobie sprawę na co czeka.
-Uh… dziękuję że postanowiłeś przyjść… Wchodź – wyciągnęłaś rękę
-AHEM.. – chrząknął – OCZYWIŚCIE CZŁOWIEKU, MOŻESZ BYĆ SZCZĘŚLIWA, ŻE JA PAPYRUS POSTANOWIŁEM SPĘDZIĆ Z TOBĄ TEN CZAS OBIADOWY – potrząsnął delikatnie Twoją ręką, zaś Ty lepiej przyjrzałaś się jego ubraniu. W sumie sweter wyglądał na nim dobrze… jego kościste ramiona świetnie się prezentowały… ale.. po co te płomienie?
-Uh… podoba mi się… twój strój – jego twarz natychmiast się rozpogodziła
-OCZYWIŚCIE, ŻE CI SIĘ PODOBA, CZŁOWIEKU! JAKO MISTRZ POSZUKIWAŃ, SZYBKO ODKRYŁEM CO WASZ OBRZYDLIWY GATUNEK ZAKŁADA NA SPOTKANIA SOCJALIZUJĄCE WAS ROZUMIANE JAKO KOLACJE! WZIĄŁEM WASZ ZWYCZAJNY GOŚCINNY UBIÓR I PRZEROBIŁEM NA STO… NIE TYSIĄC RAZY LEPSZY NIŻ WASZ! NYEH HEH HEH HEH! – uśmiechał się pełen dumy.
-Oh.. więc… dodałeś te… płomienie
-NATURALNIE.. I OD RAZU UBRANIE STAŁO SIĘ LEPSZE! – zapozował raz jeszcze, zaś jego chusta dziwnym sposobem zaczęła powiewać.
-Heh… wygląda prawie tak dobrze jak ty! – skomentowałaś przesuwając się ponownie by pozwolić mu przejść
-K-KOMPLEMENTY NIGDZIE CIĘ NIE ZAPROWADZĄ CZŁOWIEKU – jego twarz zrobiła się odrobinę czerwieńsza gdy wszedł do środka – OBYŚ BYŁA GOTOWA NA MÓJ OSĄD! – Sans wszedł za nim, musiałaś walczyć ze śmiechem, kiedy zdałaś sobie sprawę że nie ma na sobie bluzy. Właściwie to też miał na sobie sweter z ogniami na dole koszulki. Zdecydowanie na niego za duży, i jakoś nie prezentował się w nim tak dobrze jak jego brat. Pewnie to miało to też coś wspólnego z mową jego ciała, wyglądał jakby miał na sobie najbardziej niewygodne ubranie w całym swoim życiu
-Cześć Czacho.. –próbowałaś mówić normalnie – W-właź… zapraszam – parsknęłaś cicho śmiechem, zmierzył Cię wzrokiem
-Zawrzyj kurwa ryj – warknął.
-Co masz na sobie? – szepnęłaś
-Jakbym kurwa wiedział. Szef to przytargał i powiedział, że muszę się w to ubrać. – wgapiał się intensywniej w Ciebie
-To miał w siatce?
-Tak! Po chuj wy ludzie nosicie takie szmaty? Są niewygodne jak worek na kartofle i wyglądam w tym jak ostatni debil – znowu cicho prychnęłaś śmiechem
-A ja bym powiedziała, że ci ładnie, ale wyglądasz jakbyś zaraz miał eksplodować.
-To nie ma cholernych kieszeni.. Po chuj robić coś tak bezsensownego, co nie ma kieszeni – szeptał wściekle. Szedł powoli, zupełnie tak, jakby nie umiał chodzić w tym ubraniu tak jak trzeba. Zamknęłaś za nim drzwi, udał się natychmiast na Twoją kanapę. Lecz w połowie drogi się zatrzymał zdając sobie sprawę, że to chyba nie najlepsza pora na siadanie na niej. Papyrus w tym czasie ze zmrożonymi oczami przyglądał się figurkom na Twoich szafkach.
-WIDZĘ, ŻE LUBISZ TRZYMAĆ FIGURKI DO INSCENIZACJI BITEW NA WIDOKU – skomentował przyglądając się im bliżej
-Uh…. Tak?
-CIEKAWY WYBÓR… POKAZUJE JAKIM JESTEŚ STRATEGIEM… - nie miałaś pojęcia co odpowiedzieć.
-Oh.. uh… Może pokażę ci resztę mojego mieszkania? – wskazałaś rękami na kuchnię
-T-TAK, OCZYWIŚCIE, SKORO NALEGASZ! – odkrzyczał mechanicznie. Korytarzem zaprowadziłąś ich do swojej sypialni. Papyrus szedł za Tobą, ale Sans dwa razy się zastanowił nim wszedł do środka. Starał się w nerwowej manierze schować ręce do kieszeni, ale nic nie znalazł. Jak tylko przekroczył próg natychmiast się zarumienił na wspomnienie swojej pierwszej wizyty w tym miejscu. Cały pokój był czysty i posprzątany. Twoje ubrania poskładane, zaś wielkie łóżko zasłane wieloma poduszkami. Pokój sam w sobie nie był wielki… większość miejsca zajmowało łóżko królewskich rozmiarów. Ponad połowę, jakby dokładniej opisać i z ledwością zmieściłaś do niego szafę. Nawet mimo braku przestrzeni miejsce było schludne, co wywołało pozytywne wrażenie na Twoim sąsiedzie. Papyrus opuścił wzrok jak wszedł do środka.
-HUMPH… TO ODPOWIEDNIA SYPIALNIA, TAK SĄDZĘ… JESTEM POD WRAŻENIEM, BO WIĘKSZOŚĆ SYPIALNI LUDZKICH SAMIC JEST RÓŻOWA… - rozglądał się dalej, chwilę podziwiał swoje odbicie w Twoim lustrze, nim zaczął przesuwać kilka przedmiotów na półce. Usiadłaś na swoim łóżku
-Może i nie jest różowy, ale i tak jest fajny. Siadaj – poklepałaś miejsce obok siebie – Bardzo miękkie. – Papyrus usiadł na wskazanym miejscu natychmiast złączając nogi i krzyżując ręce na piersi w głębokiej zadumie
-FAKTYCZNIE JEST MIĘKKIE.. ALE NIEPOTRZEBNIE DUŻE..
-Co? Nie lubisz dużych łóżek?
- TSK… IM WIĘKSZE ŁÓŻKO, TYM WIĘKSZE LENISTWO
-Hmmm…? – uśmiechnęłaś się – Lenistwo? – popatrzyłaś w jego oczodoły.
-CIĄGŁE SPANIE, LEŻENIE, NIE ROBIENIE ABSOLUTNIE NICZEGO – odpowiedział wyliczając na palcach.
-To chyba prawda.. ale wiesz.. – zachichotałaś – Miękkie i wygodne łóżka mogą służyć do wielu innych rzeczy.. – poczułaś, że coś siada na łóżku. Sans nagle wcisnął się między was i gapił się.
-Ah tak…? Na ten przykład, do czego? – warknął wkurwiony sprawiając, że nie mogłaś patrzeć na jego brata. Głową ledwo sięgał Ci do ramienia, ale to i tak nie powstrzymało go od próbowania.
-U-uh… no wiesz… do s-skakania…? – czułąś, jak gniew z niego uchodzi.
-A W JAKIM CELU MIAŁABYŚ SKAKAĆ PO ŁÓŻKU…?
-Dla.. ćwiczeń?- odpowiedziałaś.
-ĆWICZENIA!... HM… - zmarszczył brwi – ZAWSZE MYŚLAŁEM, ŻE ŁÓŻKA SĄ TYLKO DO LENIENIA SIĘ.. ALE SKORO TAK TO PRZEDSTAWIASZ…
-Wiesz, moje łóżko jest dość duże, abyśmy wszyscy, we trójkę mogli razem poćwiczyć – znowu się uśmiechnęłaś
-We trójkę, co? – Sans wyszczerzył się – Robisz się całkiem chciwa, wiesz?
-Cóż… Nie chcę, aby ktoś czuł się pominięty… - nagle koścista dłoń zepchnęła Cię z łóżka, nie miałaś nawet czasu zareagować i wyrżnęłaś twarzą w podłogę.
-SANS!
-Heh.. Ojej, omsknęło mi się – uśmiechnął się przebiegle kładąc się na Twoim łóżku – Nie jestem zainteresowany żadnymi ćwiczeniami na twoim łóżku z tobą, człowieku… Łóżka są do spania, a nie do pierdolonych ćwiczeń.
-Hm? – wstałaś z ziemi – I to mówi gość, który trzymał w pokoju.. gazetki do ćwiczeń.
-SANS MA GAZETKI DO ĆWICZEŃ?! – krzyknął Papyrus zmieszany i zaskoczony jednocześnie, patrząc to na swojego brata, to na Ciebie. Sans usiadł szybko
-W-wydaje mi się, że lenistwo cię dopadło Szefie – zszedł z posłania – Pośpieszmy się i zobaczmy resztę domu albo obiad nigdy nie będzie gotowy na czas.
-OCZYWIŚCIE! – zgodził się i wstał z łóżka, czekając, aż zaprowadzisz ich dalej.
-Serio! – wyszeptał za Tobą
-Wybacz.. nie mogłam się powstrzymać.. – odszeptałaś
-Nie mów mu o tym kurwa!
-Przepraszam… przepraszam.. nie będę! - Otwierając inne drzwi pozwoliłaś zobaczyć swój składzik. – To tutaj trzymam moje graty – pozwoliłaś im zajrzeć do środka. Papyrus po prostu zerknął i przytaknął. – A to.. łazienka! – otworzyłaś do niej drzwi. Sans oparł się o framugę mało zainteresowany tym, co brat zobaczy w środku. Ten skrzyżował ręce, rozejrzał się z uwagą, wyglądał jakby lekko zdenerwowany.
-TSK.. DOBRA! CZŁOWIEKU! – i po chwili dodał – PRZYZNAJĘ, ŻE TRZYMASZ PORZĄDEK JAKI DA SIĘ ZNIEŚĆ.. ALE LEDWO!
Po zwiedzeniu całego Twojego mieszkania, pozwoliłaś im usiąść na kanapie zaś sama udałaś się do kuchni aby dokończyć przygotowania. Papyrus zaczął przeglądać kanały w telewizji szukając czegoś co możę zobaczyć. Był zły, bo jego ulubionego programu w tym tygodniu nie było.
-Ej – zawołałaś pojawiając się z tacą za kanapą – Coś na ząb nim dostaniecie właściwe danie – Papyrus wziął jajko od Ciebie i zaczął mu się z uwagą przygiąć.
- Diabelskie jajka
-HUMPH.. NIE WYGLĄDAJĄ DLA MNIE DIABELSKO
-Są smaczne, spróbuj – powoli ściągnął rękawiczkę z ręki, by ponownie wziąć jajko – Są z potworzego jedzenia… nie martw się – powiedziałaś
-OCZYWIŚCIE!... PO PROSTU… PRZYGLĄDAŁEM SIĘ NIM WEZMĘ TO DO UST! WYGLĄD JEST RÓWNIE WAŻNY CO SMAK, WIESZ? – wsunął jedno za zęby i zmarszczył brwi skupiając się na żuciu.
-I?
-S-SĄ.. DO ZAAKCEPTOWANIA.. – sięgnął po kolejne.
-Jajeszcze nie spróbowałem – mruknął leniwie sięgając do tacy. Wrzucił jedno do gęby i powoli jadł myśląc. Chwilę potem nagle znieruchomiał i popatrzył szeroko otwartymi oczami na Ciebie - .. Musztarda?
-Może? – zaśmiałaś się – Wracam gotować – podałaś im tacę i wróciłaś do kuchni – Smacznego. Skończyłaś przygotowywać wszystkie składniki jakie potrzebowałaś, usłyszałaś głośny szept dobiegający z Twojego pokoju
-SANS… JUŻ DOŚĆ, RESZTA JEST MOJA!
-Co…? Ale jeszcze dużo zostało!
-WIDZIAŁEM JAK JESZ TRZY NA RAZ!
-Mogę to wyjaśnić Szefie… Zaostrzam twój apetyt przed głównym daniem!
-NIE WYGADUJ TAKICH BZDUR, SANS… NO I … W BRZUCHU WSPANIAŁEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA ZAWSZE ZNAJDZIE SIĘ MIEJSCE NA DOBRY POSIŁEK. MAM NADZIEJĘ, ŻE.. SANS! WIDZIAŁEM TO!
-Co?
-MÓWIŁEM, ŻE RESZTA JEST MOJA!
-To było małe jajeczko, nie martw się.
-CZŁOWIEK ZE SWOIMI LUBIEŻNYMI ZAPĘDAMI ZROBIŁ TE PRZYSTAWKI DLA MNIE! B-BĘDZIE BARDZO ZŁA, JEŻELI NIE ZJEM ICH WIĘCEJ!
-Ale tutaj jest musztarda…
-CO TY PRÓBUJESZ POWIEDZIEĆ?! ŻE ZROBIŁA JE Z MYŚLĄ O TOBIE?! - i zabrzmiał głośny kaszel.
-Nie… Szefie… S-są dla ciebie … kheeee… zdecydowanie dla ciebie…
-SANS, TWOJA TWARZ JEST CZERWONA. NIE ZADŁAWIŁEŚ SIĘ CZY COŚ?
-N-nic mi nie jest Szefie…
-TO DOBRZE, BO GDYBY MÓJ OKROPNY BRAT UMARŁ W DOMU CZŁOWIEKA BO ZJADŁ JEJ… PASKUDNE ZROBIONE W LUDZKIM STYLU PRZYSTAWKI, SPRAWIŁOBY, ŻE… SANS! NIE DOTYKAJ ICH! – nagle coś mocno uderzyło o podłogę – PATRZ CO NAROBIŁEŚ!
-Chłopcy! – zawołałaś odwracając się w stronę kanapy. Nim zareagowałaś, Papyrus wstał.
-N-NIC SIĘ NIE DZIEJE CZŁOWIEKU! SZYBKO WRACAJ DO GOTOWANIA! NATYCHMIAST! – próbował coś za sobą ukryć. Nie wychodziło mu to za dobrze, bez problem widziałaś… unoszące się jajka otoczone niebieską magią? Zza kanapy wyłaniała się mała rączka, która je zbierała. Zachichotałaś widząc, jak po chwili rączka sięgnęła po kolejne.
-Dobra.. ale nie bijcie się w moim domu.. jasne?
-OCZYWIŚCIE CZŁOWIEKU! – odpowiedział szybko – TAKIE OKROPNE ZACHOWANIE NIE BĘDZIE TOLEROWANE W CUDZYM DOMU. JEŻELI KTOKOLWIEK BY SIĘ TAK ZACHOWYWAŁ SZYBKO BYM GO ZGŁADZIŁ BO NIE MOŻNA KALAĆ DOBREGO IMIENIA POTWORÓW TAK PASKUDNYM ZACHOWANIEM – ostatnie słowa wymówił głośno i mocno, podczas kiedy mała koścista łapka chwytała kolejne jajko.
-Dobra, kolacja niedługo będzie gotowa i uh… masz coś na twarzy… - pokazałaś kącik własnych ust - Tutaj – Papyrus szybko przesunął palcem po zębach by zmazać żółtą przyprawę. Kiedy ją znalazł, zarumienił się lekko. – Te diabelskie jajka są całkiem smaczne, prawda?
-S-SĄ TYLKO DO PRZYJĘCIA CZŁOWIEKU! – krzyczał jak odchodziłaś – DO PRZYJĘCIA! ROZUMIESZ? NIJAK SIĘ MAJĄ DO MOICH KULINARNYCH TALENTÓW! – wróciłaś do krajania składników. Słyszałaś szmery w salonie. Po chwili panowała cisza, a potem.. – SANS! GDZIE SIĘ WSZYSTKIE PODZIAŁY!
-Młe wem ‘efie. Muały ‘iknąć.
-NIE RÓB SOBIE ZE MNIE JAJ, MASZ SZEŚĆ W GĘBIE!
Gotowałaś dalej, a oni siedzieli na kanapie. Jak wszystkie przystawki zniknęły, zrobiło się cicho, i po kilku minutach Sans zaczął drzemać. Z jakiegoś powodu, czułaś, że jesteś obserwowana. Kilka razy się oglądałaś za siebie, ale drugi szkielet patrzył się w monitor telewizora. Po trzeciej próbie, spróbowałaś innej metody. Wzięłaś jeden z większych noży jaki miałaś i w odbiciu spojrzałaś za siebie. Para ślepi gapiła się na Ciebie z kanapy, bacznie śledząc każdy Twój ruch. Uśmiechnęłaś się przyłapując go.
-Wielki Szefie… - zawołałaś, natychmiast odwrócił wzrok – Podoba ci się to co widzisz?
-NIE CZŁOWIEKU… NIE PODPATRUJĘ JAK NIE UMIESZ GOTOWAĆ
-Ah, dobrze… Sans śpi? – Papyrus w końcu to zauważył.
-SANS! JAK ŚMIESZ …
-Ciii – odwróciłaś się przystawiając palec do ust – Jest dobrze… niech śpi. To mój dom i pozwalam ludziom w nim spać gdzie i kiedy chcą.
-A-ALE CZŁOWIEKU… NIE POWINNAŚ TOLEROWAĆ JEGO PASKUDNEGO ZACHOWANIA.
-Hm… cóż… - udałaś, że myślisz – Niektórzy potrzebują więcej snu niż inni, więc odpuśćmy mu dzisiaj – wróciłaś do krojenia warzyw i wrzucania ich na dużą patelnię. Papyrus westchnął patrząc na Twoją pracę
-CO TERAZ ROBISZ? – już nie ukrywał swojego zainteresowania.
-Smażę mięso i warzywa.
-SMAŻYSZ?! – rzucił pełen obrzydzenia – TO NAZYWASZ SMAŻENIEM?! JESTEM PEWIEN, ŻE JEDZENIE BĘDZIE SUROWE!
-Smażenie na niewielkim ogniu, dokładniej – poprawiłaś go – Jeżeli smaży się na małym, odpowiednim ogniu, potrawa będzie ładnie upieczona, podduszona nawet, jeżeli powiększysz ogień, to się spali.
-TSK.. ALE TEN PŁOMYK JEST ŻAŁOSNY, ZWIĘKSZ GO
-Ja gotuję, przypominam
-WIĘC JAK POZBĘDZIESZ SIĘ TEGO PASKUDNEGO SMAKU TŁUSZCZU Z JEDZENIA?
-Dałam mało oleju, tyle, aby nic nie przywarło do patelni, reszta wypłynie z mięsa kiedy będzie się smażyć.
-TO MIĘSO MA TŁUSZCZ? – rzucił niedowierzając
-Uh… tak… zazwyczaj.. – zamrugał kilka razy nim popatrzył na swoją rękę
-CHYBA, POWINIENEM ZMIENIĆ SWOJE KULINARNE ZWYCZAJE – rzucił do siebie – NIE.. SMAK BĘDZIE PASKUDNY.. MOŻE SUBSTYTUTY.. ALPHYS ZNA WIELE ZASTĘPCZYCH WARZYW… ALE UDNYNE POZNAŁABY WTEDY MOJE PLANY I ..
-Wiesz, odrobina tłuszczu nie zaszkodzi, Szefuńciu… Wiesz, wiem, że ludzie potrzebują go w swojej diecie
-TO WIELE WYJAŚNIA! - chwyciłaś za rączkę i przemieszałaś warzywa z mięsem, potem dodałaś wcześniej ugotowany makaron. Jeszcze mokry od gotowania. W kuchni natychmiast pojawił się przyjemny zapach wypełniający całe mieszkanie. – SMAŻYSZ MAKARON?!
-A no… woda i olej stworzą sos który doda smaku potrawie i … makaron tylko pogłębi smak. – chwyciłaś za pałeczkę i zaczęłaś mieszać potrawę, uważając, aby wszystko dobrze rozprowadzić.
-A TERAZ CO ROBISZ?
-Dodaję przyprawy.
-JEŻELI CHCESZ, ABY BYŁO PIKANTNE MUSISZ DODAĆ WIĘCEJ NIŻ ZAZWYCZAJ!
-Oh.. lubisz ostre jedzenie?
-JA… JA GO NIE NIENAWIDZĘ.. CHODZI BARDZIEJ O SANSA.. ALE NIE PRZESADŹ! NIECH TO DA SIĘ ZJEŚĆ!
- Myślę, że będzie dało się to zjeść.. Nie martw się
-GRRRHAAAA! WSZYSTKO ROBISZ ŹLE!- krzyknął uderzając pięściami w kanapę – GDZIE PASJA? GDZIE OKRZYKI ZWYCIĘSTWA? WSZYSTKO CO ROBISZ TO LENIWE STANIE I ŁĄCZENIE WSZYSTKO RAZEM NA ŻAŁOSNYM PŁOMYKU! JAK MAM KOSZTOWAĆ TWOJE LENISTWO POŁĄCZONE Z OKROPNYM GOTOWANIEM! GDZIE W TYM POJAWI SIĘ SMAK, SKORO NIC NIE ROBISZ? TO NAJGORSZA RZECZ JAKĄ WIDZIAŁEM W KUCHNI! A WIDZIAŁEM W NIEJ SANSA! – odwróciłaś się, by na niego spojrzeć i się sprzeczać, ale zamiast tego…
-Zaraz… w jakim najgorszym stanie widziałeś Sansa…?
-RAZ JAK PRZYSZEDŁEM DO DOMU BYŁ W KUCHNI Z BUTELKĄ ALKOHOLU W RĘCE I CAŁE POMIESZCZENIE UMAZAŁ MUSZTARDĄ!
-Ppppffffthh! Hahahaha… proszę, powiedz mi, że masz zdjęcie!
-ZDECYDOWANIE NIE.
-To brzmi jak najlepsze wspomnienie!
-TO NAJGORSZE WSPOMNIENIE JAKIE MAM! NATYCHMIAST WZIĄŁEM JEGO LENIWĄ PIJANĄ MIEDNICĘ DO MOJEGO SKŁADZIKA TORTUR I… I.. – zamilkł nim popatrzył na śpiącego brata obok siebie.
-Hm? – zapytałaś gdy milczał, wyłączyłaś ogień w kuchence.
-I.. U-UPEWNIŁEM SIĘ, ŻE NIGDY… NIE DOPROWADZI SIĘ DO TAKIEGO STANU…. U-UPEWNIŁEM SIĘ, ŻE… ZROZUMIE.. – nie spuszczał z brata oczu.
-Aż tak z nim źle, kiedy pije? – przełożyłaś potrawę z patelni do wielkiej miski.
-NIE WIEM CO SIĘ STAŁO… NIGDY NIE MIAŁ Z TYM WCZEŚNIEJ PROBLEMÓW… ALE PEWNEGO DNIA… PO PROSTU NIE UMIAŁ PRZESTAĆ. – Podeszłaś do kredensu by wziąć kubki herbaty jaką przygotowałaś wcześniej. Położyłaś je na małych talerzykach. Jeszcze tylko miski, sztućce, chusteczki i.. –P-POZWÓL! – powiedział stojąc teraz za Tobą.
-Oh… uh… jasne… skoro nalegasz – przesunęłaś się.
-TEN KTO ROBI OBIAD, NIE POWINIEN SZYKOWAĆ STOŁU… NIE WIESZ O TYM? – zapytał biorąc wszystko w ręce i zaczął to układać.
-Mmm, nie wiedziałam, że te zasady są tutaj
-POWINNY! – zerknął na Ciebie przez ramię – MASZ! – rzucił gdy skończył – A TERAZ ZBUDZĘ MOJEGO BEZWARTOŚCIOWEGO BRATA… POZWOLIŁAŚ MU MARNOWAĆ CZAS WIZYTY! – oparłaś się o blat oglądając go
-Jestem pewna, że tak się dobrze bawił… na swój sposób. A to właśnie się liczy – Papyrus cicho podszedł do niego i chwycił go za fraki trzęsąc gwałtownie
-WSTAWAJ LENIU! – krzyczał głośniej niż zwykle.
-Gahhh! – krzyknął Sans nim zdał sobie sprawę, że ma brata przed oczodołami – Cz-cześć Szefie!
-OBIAD GOTOWY! PRZESPAŁEŚ CAŁY PROCES PRZYGOTOWANIA!
-Uh.. w-wybacz Szefie… te jaja mnie uśpiły…
-ZJADŁEŚ JE DAWNO TEMU SANS! TERAZ SIADAJ ABYŚMY MOGLI ZJEŚĆ OBIAD! – Papyrus podrzesz do stołu i usiadł. Założył nogę na nogę i tupał tą przy podłodze ponaglając brata. Sans zaspany poczłapał na swoje miejsce. Nadal miał trochę jajka na twarzy, ale wyglądał o wiele lepiej, teraz kiedy przespał się w ubraniu i zdołał do niego trochę przywyknąć. –A JAK TO SIĘ NAZYWA… CZŁOWIEKU? – rzucił kiedy zajęłaś swoje miejsce
- Zasmażany makaron z warzywami.. i wołowiną – Papyrus prychnął na samo słowo „zasmażany”
-PHI.. OSĄDZĘ TO SPRAWIEDLIWIE. NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE TAK ŻAŁOSNE POSTĘPOWANIE W KUCHNI POTWIERDZI TWOJE SŁOWA Z ZESZŁEGO TYGODNIA. PRZYGOTUJ SIĘ NA FALĘ OBELG I KRYTYKI Z POWODU SWOJEJ POWAŻNI
-Z przyjemnością usłyszę co myślisz o moim gotowaniu – chwyciłaś za jego miskę i nałożyłaś mu dużą porcję. Spróbował natychmiast, nie czekając, aż nałożysz jego bratu. Zatrzymałaś się i patrzyłaś przez chwilę w oczekiwaniu. Czekając, aż szkielet przełknie makaron. Kiedy tak zrobił, patrzył na jedzenie przed nim – I…? – Sans wziął swoją miskę od Ciebie pocąc się nerwowo, patrząc jak brat je…
-NIE POPĘDZAJ MNIE CZŁOWIEKU! MUSZĘ JESZCZE RAZ SPRÓBOWAĆ! – na widelec nadział więcej klusek i wsadził je do buzi, głośno przełknął, pogryzł mięso i znowu patrzył się w ciszy na miskę. W końcu otworzył zęby - … JAK….? – szepnął głośno
-Uh.. co jak? – zapytałaś
-JAK ZROBIŁAŚ, ŻE TO.. TO JEDZENIE… NIE SMAKUJE PASKUDNIE. JAKIEJ SZTUCZKI UŻYŁAŚ?
-Patrzyłeś jak gotuję cały czas – wzięłaś kęs swojej porcji, znacznie mniejszej niż braci
-ALE WSZYSTKO ROBIŁAŚ ŹLE! TIMER NAWET SIĘ NIE WŁĄCZYŁ! JEDZENIE NIE POWINNO TAK SMAKOWAĆ, KIEDY NIE JEST WŁAŚCIWIE ZROBIONE!
-Uh… skąd uczyłeś się gotowania Szefuńciu? – chwilę pomyślał nim odpowiedział.
-ZNIKĄD! SAM SIĘ NAUCZYŁEM, A POTEM JA I UNDYNE …. ZACZĘLIŚMY TRENOWAĆ.. I ZACZĘLIŚMY SIĘ SPRZECZAĆ O SHOW METTATONA I …
-Próbowałeś gotować w inny sposób?
-OCZYWIŚCIE, ŻĘ NIE, NIE MA INNEGO SPOSOBU NA GOTOWANIE!
-Naprawdę? Nie próbowałeś?
-NIE CHCIAŁEM! – pochyliłaś się, aby spojrzeć w jego oczodoły
-A co jeżeli w ten sposób pokonasz Undyne… - zamilkł i powoli spojrzał ponownie na swoją porcję – Cóż… nie mówię, że jestem mistrzem kuchni… ale mogę pokazać ci jak ludzie gotują
-TSK.. ALE… AKCEPTUJĄC COŚ TAKIEGO OD… OD…
-.;.. Od przyjaciela? – odwrócił wzrok rumieniąc się
- DOMYŚLAM SIĘ, ŻE JESTEM NA SZCZYCIE NAJPOPULARNIEJSZYCH POTWORÓW.. I … TAK… OCZYWIŚCIE, ŻE POZNAM SEKRETY LUDZKIEGO GOTOWANIA NYEH HEH HEH… SEKRETY O JAKICH NIE ŚNIŁA TA GWARDZISTKA! – uderzył rękami w stół – CZŁOWIEKU! POKAŻESZ MI JE WSZYSTKIEJ! NIE PRZYJMUJĘ ODMOWY!
-Oh? Jak władczo… - uśmiechnęłaś się. Sans zakrztusił się.
-TAK, ZMUSZĘ CIĘ… I NIE POZWOLĘ CI ODEJŚĆ PÓKI NIE POWIESZ MI KAŻDEJ NAJMNIEJSZEJ TAJEMNICY JAKĄ SKRYWA LUDZKI SPOSÓB GOTOWANIA! – Sans bardziej się krztusił
-U-uh… - nie wiedziałaś jak dobrze na to odpowiedzieć – Tak Szefie.. um.. to możę w przyszłym tygodniu kiedy ty będziesz gotował?
-DOSKONALE… UNDYNE NIE BĘDZIE MIAŁA POJĘCIA, SKĄD BIORĄ SIĘ MOJE NOWE UMIEJĘTNOŚCI.. CIESZĘ SIĘ, ŻE TOLERUJĘ CIEBIE JAKO SWOJEGO PRZYJACIELA NA TYLE DŁUGO CZŁOWIEKU. Z ROZKOSZĄ POPATRZĘ NA JEJ KLĘSKĘ!
-Co? Szefie! Tylko mnie tolerujesz? – udałaś obrażoną
-OCZYWIŚCIE! KTOŚ TAKI JAK JA NIGDY NIE ZAPRZYJAŹNIŁBY SIĘ Z CZŁOWIEKIEM NA POWAŻNIE
-Ale.. – próbowałaś wyglądać na zranioną
-NIE PATRZ TAK NA MNIE! JAKBYŚ WCZEŚNIEJ TEGO SIĘ NIE DOMYŚLAŁA… CZŁOWIEKU… POWIEDZIAŁEM, ABYŚ SIĘ TAK NA MNIE NIE PATRZYŁA! TO NIC CI NIE DA!
-Ale ja ci zrobiłam obiad i w ogóle… - rzuciłaś głosem pełnym smutku – Czuję się zdradzona
-DOBRA.. TOLERUJĘ CIĘ… CZASAMI.. MASZ… ZADOWOLONA! TERAZ SIĘ TAK NA MNIE NIE PATRZ!
-Aaaaw, dziękuję!
- TSK, JESTEŚ NIEMOŻLIWYM CZŁOWIEKIEM
-Heh… jakby ci to przeszkadzało – jedliście dalej, Papyrus zjadł całą swoją porcję i poprosił o dokładkę.
-T-tak czy siak – zaczął Sans – Szefie… nie opowiadałeś jak było w pracy
-TAK JAK ZAWSZE, JESTEM ZNAKOMITY! – powiedział dumnie.
-To dobrze
-ALE JEST COŚ.. COŚ CO MNIE MARTWI
-Ci debile.. uh… znaczy ludzie którzy mówią o tobie złe rzeczy? – zapytał Sans
-NIE BĄDŹ NIEDORZECZNY SANS! OCZYWIŚCIE ŻE ODNAJDUJĘ ZAWSZE RZECZY JAKIE MI POCHOWAJĄ! NIE… CHODZI O COŚ INNEGO… PAMIĘTASZ SCARF MOUSE?
-Mówisz o tym gościu, który narzekał na wszystko?
-WYGLĄDA NA TO, ŻE ZACZEPIŁ POLICJANTÓW I TERAZ ZOSTAŁ WYDANY ROZKAZ JEGO ARESZTOWANIA
-Zaraz… możecie zostać za to aresztowani? – wtrąciłaś się
-OCZYWIŚCIE! NASZA INTEGRACJA Z LUDŹMI JEST KONTROLOWANA I MUSI PRZEBIEGAĆ WEDLE USTALONEGO PROCESU ASYMILACJI, CI CO NIE CHCĄ SIĘ DO TEGO DOSTOSOWAĆ MUSZĄ BYĆ ARESZTOWANI! CIĘŻKO TO ZROZUMIEĆ – nawet jak on to powiedział, masz wrażenie, że te słowa nie są jego. Wziął je od kogoś innego…
-I co dalej Szefie – Sans wrócił do rozmowy – Policja miała jego adres
-NIE BYŁ W DOMU… W PRACY TEŻ GO NIE WIDZIELI
-Więc co? Uciekł z miasta?
-TAK SIĘ UWAŻA.. ALE.. KTOŚ Z RODZINY ICEDRAKE POWIEDZIAŁ, ŻE ZNIKNĄŁ ZARAZ PO TYM, JAK JEGO PRZEPUSTKA WYGASŁA – Źrenice Sansa zamigotały
-Więc… zaginął?
-TSK… I TAK NAM NIE UWIERZĄ… ALE JA I UNDYNE UWAŻAMY, ŻE NIE OPUŚCIŁ MIASTA – przysłuchiwałaś się zmartwiona rozmowie. Miałaś nadzieję, że potwory nie są zabijane.. Jeżeli coś stałoby się kociemu potworowi jakiego poznałaś, potwory spopielane przez ludzi … to wydaje się możliwe i bardzo realne. – WIĘC NIE RÓB NICZEGO GŁUPIEGO SANS! … PRZYNAJMNIEJ NIE BARDZIEJ GŁUPIEGO NIŻ ZAZWYCZAJ.
-Ta, ta, Szefie, nie martw się.
Po tym jak skończyliście jeść, wstałaś aby pozmywać naczynia.
-Wielki Szefie.. Chcesz wziąć trochę do domu? – powiedziałaś widząc jeszcze trochę w misce
-POWINIENEM PRZYPATRZEĆ SIĘ TWOJEMU GOTOWANIU, ABY PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA PRZYSZŁY TYDZIEŃ – patrzył na potrawę. Zapakowałaś mu wszystko i podałaś – CÓŻ, NA MNIE JUŻ CZAS – powiedział idąc w stronę drzwi.
-Naprawdę? Musisz.. znowu iść? – Sans poszedł za swoim bratem czekając przy nim, aż ten się ubierze.
-MAM COŚ DO ZROBIENIA I MUSZĘ SIĘ NA JUTRO PRZYGOTOWAĆ.. – popatrzył na Ciebie i odwrócił wzrok – DOMYŚLAM SIĘ, ŻE TU ZOSTAJESZ SANS – powiedział poprawiając swoje buty.
-Co? Uh… d-dlaczego… dlaczego tak myślisz Szefie? – zarumienił się
-NIE BĄDŹ NIEDORZECZNY SANS… ZAWSZE WSZYSTKO WIEM! NIE ROZUMIEM DLACZEGO PRÓBUJESZ UKRYĆ SWOJĄ PRZYJAŹŃ Z CZŁOWIEKIEM, ALE WYRAŹNIE WIDZĘ, ŻE SIĘ LUBICIE!
-Szefie… j-ja tylko… Zaraz! Nie przeszkadza ci to? – zapytał zaskoczony
-OCZYWIŚCIE, DLACZEGO MIAŁOBY?
-B-bo…
-Raaany Czacho – stanęłaś za nim- Naprawdę uważasz, że to coś dziwnego się ze mną przyjaźnić?
-T-to nie tak.. Ja tylko myślałem.. To nie wydaje się w porządku! – Jego twarz całą była czerwona. Był pewien.. ale Szef też Cię lubi… Ale zawsze mówi… Sans próbował to zrozumieć, ale ostatecznie westchnął
-IDĘ JUŻ – otworzył drzwi – ŻEGNAJ CZŁOWIEKU I … DO ZOBACZENIA ZA TYDZIEŃ… NA TRENINGU – Papytus popatrzył na Ciebie uważnie – I ANI DNIA WCZEŚNIEJ
-Papa Szefuńciu – pomachałaś. I z tym, drzwi się zamknęły
-Zaraz wrócę – Sans zniknął w chwilę po swoim bracie. Wróciłaś do naczyń kiedy Sansa nie było. – Kurwa, to było niewygodne! – narzekał już przebrany. Miał ze sobą komputer i usiadł na kanapie czekając na Ciebie
-Twój brat miał dzisiaj dobry humor – powiedziałaś z kuchni
-Tak.. było.. miło – odpowiedział opuszczając lekko oczy. Wytarłaś talerz ręcznikiem
-Ej Czacho… chcę cię o coś zapytać
-O co? – przekręcił się na kanapie. Podeszłaś za niego i popatrzyłaś na niego
-Możesz wyciągnąć moją duszę?
-Ej – zawołałaś pojawiając się z tacą za kanapą – Coś na ząb nim dostaniecie właściwe danie – Papyrus wziął jajko od Ciebie i zaczął mu się z uwagą przygiąć.
- Diabelskie jajka
-HUMPH.. NIE WYGLĄDAJĄ DLA MNIE DIABELSKO
-Są smaczne, spróbuj – powoli ściągnął rękawiczkę z ręki, by ponownie wziąć jajko – Są z potworzego jedzenia… nie martw się – powiedziałaś
-OCZYWIŚCIE!... PO PROSTU… PRZYGLĄDAŁEM SIĘ NIM WEZMĘ TO DO UST! WYGLĄD JEST RÓWNIE WAŻNY CO SMAK, WIESZ? – wsunął jedno za zęby i zmarszczył brwi skupiając się na żuciu.
-I?
-S-SĄ.. DO ZAAKCEPTOWANIA.. – sięgnął po kolejne.
-Jajeszcze nie spróbowałem – mruknął leniwie sięgając do tacy. Wrzucił jedno do gęby i powoli jadł myśląc. Chwilę potem nagle znieruchomiał i popatrzył szeroko otwartymi oczami na Ciebie - .. Musztarda?
-Może? – zaśmiałaś się – Wracam gotować – podałaś im tacę i wróciłaś do kuchni – Smacznego. Skończyłaś przygotowywać wszystkie składniki jakie potrzebowałaś, usłyszałaś głośny szept dobiegający z Twojego pokoju
-SANS… JUŻ DOŚĆ, RESZTA JEST MOJA!
-Co…? Ale jeszcze dużo zostało!
-WIDZIAŁEM JAK JESZ TRZY NA RAZ!
-Mogę to wyjaśnić Szefie… Zaostrzam twój apetyt przed głównym daniem!
-NIE WYGADUJ TAKICH BZDUR, SANS… NO I … W BRZUCHU WSPANIAŁEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA ZAWSZE ZNAJDZIE SIĘ MIEJSCE NA DOBRY POSIŁEK. MAM NADZIEJĘ, ŻE.. SANS! WIDZIAŁEM TO!
-Co?
-MÓWIŁEM, ŻE RESZTA JEST MOJA!
-To było małe jajeczko, nie martw się.
-CZŁOWIEK ZE SWOIMI LUBIEŻNYMI ZAPĘDAMI ZROBIŁ TE PRZYSTAWKI DLA MNIE! B-BĘDZIE BARDZO ZŁA, JEŻELI NIE ZJEM ICH WIĘCEJ!
-Ale tutaj jest musztarda…
-CO TY PRÓBUJESZ POWIEDZIEĆ?! ŻE ZROBIŁA JE Z MYŚLĄ O TOBIE?! - i zabrzmiał głośny kaszel.
-Nie… Szefie… S-są dla ciebie … kheeee… zdecydowanie dla ciebie…
-SANS, TWOJA TWARZ JEST CZERWONA. NIE ZADŁAWIŁEŚ SIĘ CZY COŚ?
-N-nic mi nie jest Szefie…
-TO DOBRZE, BO GDYBY MÓJ OKROPNY BRAT UMARŁ W DOMU CZŁOWIEKA BO ZJADŁ JEJ… PASKUDNE ZROBIONE W LUDZKIM STYLU PRZYSTAWKI, SPRAWIŁOBY, ŻE… SANS! NIE DOTYKAJ ICH! – nagle coś mocno uderzyło o podłogę – PATRZ CO NAROBIŁEŚ!
-Chłopcy! – zawołałaś odwracając się w stronę kanapy. Nim zareagowałaś, Papyrus wstał.
-N-NIC SIĘ NIE DZIEJE CZŁOWIEKU! SZYBKO WRACAJ DO GOTOWANIA! NATYCHMIAST! – próbował coś za sobą ukryć. Nie wychodziło mu to za dobrze, bez problem widziałaś… unoszące się jajka otoczone niebieską magią? Zza kanapy wyłaniała się mała rączka, która je zbierała. Zachichotałaś widząc, jak po chwili rączka sięgnęła po kolejne.
-Dobra.. ale nie bijcie się w moim domu.. jasne?
-OCZYWIŚCIE CZŁOWIEKU! – odpowiedział szybko – TAKIE OKROPNE ZACHOWANIE NIE BĘDZIE TOLEROWANE W CUDZYM DOMU. JEŻELI KTOKOLWIEK BY SIĘ TAK ZACHOWYWAŁ SZYBKO BYM GO ZGŁADZIŁ BO NIE MOŻNA KALAĆ DOBREGO IMIENIA POTWORÓW TAK PASKUDNYM ZACHOWANIEM – ostatnie słowa wymówił głośno i mocno, podczas kiedy mała koścista łapka chwytała kolejne jajko.
-Dobra, kolacja niedługo będzie gotowa i uh… masz coś na twarzy… - pokazałaś kącik własnych ust - Tutaj – Papyrus szybko przesunął palcem po zębach by zmazać żółtą przyprawę. Kiedy ją znalazł, zarumienił się lekko. – Te diabelskie jajka są całkiem smaczne, prawda?
-S-SĄ TYLKO DO PRZYJĘCIA CZŁOWIEKU! – krzyczał jak odchodziłaś – DO PRZYJĘCIA! ROZUMIESZ? NIJAK SIĘ MAJĄ DO MOICH KULINARNYCH TALENTÓW! – wróciłaś do krajania składników. Słyszałaś szmery w salonie. Po chwili panowała cisza, a potem.. – SANS! GDZIE SIĘ WSZYSTKIE PODZIAŁY!
-Młe wem ‘efie. Muały ‘iknąć.
-NIE RÓB SOBIE ZE MNIE JAJ, MASZ SZEŚĆ W GĘBIE!
-Wielki Szefie… - zawołałaś, natychmiast odwrócił wzrok – Podoba ci się to co widzisz?
-NIE CZŁOWIEKU… NIE PODPATRUJĘ JAK NIE UMIESZ GOTOWAĆ
-Ah, dobrze… Sans śpi? – Papyrus w końcu to zauważył.
-SANS! JAK ŚMIESZ …
-Ciii – odwróciłaś się przystawiając palec do ust – Jest dobrze… niech śpi. To mój dom i pozwalam ludziom w nim spać gdzie i kiedy chcą.
-A-ALE CZŁOWIEKU… NIE POWINNAŚ TOLEROWAĆ JEGO PASKUDNEGO ZACHOWANIA.
-Hm… cóż… - udałaś, że myślisz – Niektórzy potrzebują więcej snu niż inni, więc odpuśćmy mu dzisiaj – wróciłaś do krojenia warzyw i wrzucania ich na dużą patelnię. Papyrus westchnął patrząc na Twoją pracę
-CO TERAZ ROBISZ? – już nie ukrywał swojego zainteresowania.
-Smażę mięso i warzywa.
-SMAŻYSZ?! – rzucił pełen obrzydzenia – TO NAZYWASZ SMAŻENIEM?! JESTEM PEWIEN, ŻE JEDZENIE BĘDZIE SUROWE!
-Smażenie na niewielkim ogniu, dokładniej – poprawiłaś go – Jeżeli smaży się na małym, odpowiednim ogniu, potrawa będzie ładnie upieczona, podduszona nawet, jeżeli powiększysz ogień, to się spali.
-TSK.. ALE TEN PŁOMYK JEST ŻAŁOSNY, ZWIĘKSZ GO
-Ja gotuję, przypominam
-WIĘC JAK POZBĘDZIESZ SIĘ TEGO PASKUDNEGO SMAKU TŁUSZCZU Z JEDZENIA?
-Dałam mało oleju, tyle, aby nic nie przywarło do patelni, reszta wypłynie z mięsa kiedy będzie się smażyć.
-TO MIĘSO MA TŁUSZCZ? – rzucił niedowierzając
-Uh… tak… zazwyczaj.. – zamrugał kilka razy nim popatrzył na swoją rękę
-CHYBA, POWINIENEM ZMIENIĆ SWOJE KULINARNE ZWYCZAJE – rzucił do siebie – NIE.. SMAK BĘDZIE PASKUDNY.. MOŻE SUBSTYTUTY.. ALPHYS ZNA WIELE ZASTĘPCZYCH WARZYW… ALE UDNYNE POZNAŁABY WTEDY MOJE PLANY I ..
-Wiesz, odrobina tłuszczu nie zaszkodzi, Szefuńciu… Wiesz, wiem, że ludzie potrzebują go w swojej diecie
-TO WIELE WYJAŚNIA! - chwyciłaś za rączkę i przemieszałaś warzywa z mięsem, potem dodałaś wcześniej ugotowany makaron. Jeszcze mokry od gotowania. W kuchni natychmiast pojawił się przyjemny zapach wypełniający całe mieszkanie. – SMAŻYSZ MAKARON?!
-A no… woda i olej stworzą sos który doda smaku potrawie i … makaron tylko pogłębi smak. – chwyciłaś za pałeczkę i zaczęłaś mieszać potrawę, uważając, aby wszystko dobrze rozprowadzić.
-A TERAZ CO ROBISZ?
-Dodaję przyprawy.
-JEŻELI CHCESZ, ABY BYŁO PIKANTNE MUSISZ DODAĆ WIĘCEJ NIŻ ZAZWYCZAJ!
-Oh.. lubisz ostre jedzenie?
-JA… JA GO NIE NIENAWIDZĘ.. CHODZI BARDZIEJ O SANSA.. ALE NIE PRZESADŹ! NIECH TO DA SIĘ ZJEŚĆ!
- Myślę, że będzie dało się to zjeść.. Nie martw się
-GRRRHAAAA! WSZYSTKO ROBISZ ŹLE!- krzyknął uderzając pięściami w kanapę – GDZIE PASJA? GDZIE OKRZYKI ZWYCIĘSTWA? WSZYSTKO CO ROBISZ TO LENIWE STANIE I ŁĄCZENIE WSZYSTKO RAZEM NA ŻAŁOSNYM PŁOMYKU! JAK MAM KOSZTOWAĆ TWOJE LENISTWO POŁĄCZONE Z OKROPNYM GOTOWANIEM! GDZIE W TYM POJAWI SIĘ SMAK, SKORO NIC NIE ROBISZ? TO NAJGORSZA RZECZ JAKĄ WIDZIAŁEM W KUCHNI! A WIDZIAŁEM W NIEJ SANSA! – odwróciłaś się, by na niego spojrzeć i się sprzeczać, ale zamiast tego…
-Zaraz… w jakim najgorszym stanie widziałeś Sansa…?
-RAZ JAK PRZYSZEDŁEM DO DOMU BYŁ W KUCHNI Z BUTELKĄ ALKOHOLU W RĘCE I CAŁE POMIESZCZENIE UMAZAŁ MUSZTARDĄ!
-Ppppffffthh! Hahahaha… proszę, powiedz mi, że masz zdjęcie!
-ZDECYDOWANIE NIE.
-To brzmi jak najlepsze wspomnienie!
-TO NAJGORSZE WSPOMNIENIE JAKIE MAM! NATYCHMIAST WZIĄŁEM JEGO LENIWĄ PIJANĄ MIEDNICĘ DO MOJEGO SKŁADZIKA TORTUR I… I.. – zamilkł nim popatrzył na śpiącego brata obok siebie.
-Hm? – zapytałaś gdy milczał, wyłączyłaś ogień w kuchence.
-I.. U-UPEWNIŁEM SIĘ, ŻE NIGDY… NIE DOPROWADZI SIĘ DO TAKIEGO STANU…. U-UPEWNIŁEM SIĘ, ŻE… ZROZUMIE.. – nie spuszczał z brata oczu.
-Aż tak z nim źle, kiedy pije? – przełożyłaś potrawę z patelni do wielkiej miski.
-NIE WIEM CO SIĘ STAŁO… NIGDY NIE MIAŁ Z TYM WCZEŚNIEJ PROBLEMÓW… ALE PEWNEGO DNIA… PO PROSTU NIE UMIAŁ PRZESTAĆ. – Podeszłaś do kredensu by wziąć kubki herbaty jaką przygotowałaś wcześniej. Położyłaś je na małych talerzykach. Jeszcze tylko miski, sztućce, chusteczki i.. –P-POZWÓL! – powiedział stojąc teraz za Tobą.
-Oh… uh… jasne… skoro nalegasz – przesunęłaś się.
-TEN KTO ROBI OBIAD, NIE POWINIEN SZYKOWAĆ STOŁU… NIE WIESZ O TYM? – zapytał biorąc wszystko w ręce i zaczął to układać.
-Mmm, nie wiedziałam, że te zasady są tutaj
-POWINNY! – zerknął na Ciebie przez ramię – MASZ! – rzucił gdy skończył – A TERAZ ZBUDZĘ MOJEGO BEZWARTOŚCIOWEGO BRATA… POZWOLIŁAŚ MU MARNOWAĆ CZAS WIZYTY! – oparłaś się o blat oglądając go
-Jestem pewna, że tak się dobrze bawił… na swój sposób. A to właśnie się liczy – Papyrus cicho podszedł do niego i chwycił go za fraki trzęsąc gwałtownie
-WSTAWAJ LENIU! – krzyczał głośniej niż zwykle.
-Gahhh! – krzyknął Sans nim zdał sobie sprawę, że ma brata przed oczodołami – Cz-cześć Szefie!
-OBIAD GOTOWY! PRZESPAŁEŚ CAŁY PROCES PRZYGOTOWANIA!
-Uh.. w-wybacz Szefie… te jaja mnie uśpiły…
-ZJADŁEŚ JE DAWNO TEMU SANS! TERAZ SIADAJ ABYŚMY MOGLI ZJEŚĆ OBIAD! – Papyrus podrzesz do stołu i usiadł. Założył nogę na nogę i tupał tą przy podłodze ponaglając brata. Sans zaspany poczłapał na swoje miejsce. Nadal miał trochę jajka na twarzy, ale wyglądał o wiele lepiej, teraz kiedy przespał się w ubraniu i zdołał do niego trochę przywyknąć. –A JAK TO SIĘ NAZYWA… CZŁOWIEKU? – rzucił kiedy zajęłaś swoje miejsce
- Zasmażany makaron z warzywami.. i wołowiną – Papyrus prychnął na samo słowo „zasmażany”
-PHI.. OSĄDZĘ TO SPRAWIEDLIWIE. NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE TAK ŻAŁOSNE POSTĘPOWANIE W KUCHNI POTWIERDZI TWOJE SŁOWA Z ZESZŁEGO TYGODNIA. PRZYGOTUJ SIĘ NA FALĘ OBELG I KRYTYKI Z POWODU SWOJEJ POWAŻNI
-Z przyjemnością usłyszę co myślisz o moim gotowaniu – chwyciłaś za jego miskę i nałożyłaś mu dużą porcję. Spróbował natychmiast, nie czekając, aż nałożysz jego bratu. Zatrzymałaś się i patrzyłaś przez chwilę w oczekiwaniu. Czekając, aż szkielet przełknie makaron. Kiedy tak zrobił, patrzył na jedzenie przed nim – I…? – Sans wziął swoją miskę od Ciebie pocąc się nerwowo, patrząc jak brat je…
-NIE POPĘDZAJ MNIE CZŁOWIEKU! MUSZĘ JESZCZE RAZ SPRÓBOWAĆ! – na widelec nadział więcej klusek i wsadził je do buzi, głośno przełknął, pogryzł mięso i znowu patrzył się w ciszy na miskę. W końcu otworzył zęby - … JAK….? – szepnął głośno
-Uh.. co jak? – zapytałaś
-JAK ZROBIŁAŚ, ŻE TO.. TO JEDZENIE… NIE SMAKUJE PASKUDNIE. JAKIEJ SZTUCZKI UŻYŁAŚ?
-Patrzyłeś jak gotuję cały czas – wzięłaś kęs swojej porcji, znacznie mniejszej niż braci
-ALE WSZYSTKO ROBIŁAŚ ŹLE! TIMER NAWET SIĘ NIE WŁĄCZYŁ! JEDZENIE NIE POWINNO TAK SMAKOWAĆ, KIEDY NIE JEST WŁAŚCIWIE ZROBIONE!
-Uh… skąd uczyłeś się gotowania Szefuńciu? – chwilę pomyślał nim odpowiedział.
-ZNIKĄD! SAM SIĘ NAUCZYŁEM, A POTEM JA I UNDYNE …. ZACZĘLIŚMY TRENOWAĆ.. I ZACZĘLIŚMY SIĘ SPRZECZAĆ O SHOW METTATONA I …
-Próbowałeś gotować w inny sposób?
-OCZYWIŚCIE, ŻĘ NIE, NIE MA INNEGO SPOSOBU NA GOTOWANIE!
-Naprawdę? Nie próbowałeś?
-NIE CHCIAŁEM! – pochyliłaś się, aby spojrzeć w jego oczodoły
-A co jeżeli w ten sposób pokonasz Undyne… - zamilkł i powoli spojrzał ponownie na swoją porcję – Cóż… nie mówię, że jestem mistrzem kuchni… ale mogę pokazać ci jak ludzie gotują
-TSK.. ALE… AKCEPTUJĄC COŚ TAKIEGO OD… OD…
-.;.. Od przyjaciela? – odwrócił wzrok rumieniąc się
- DOMYŚLAM SIĘ, ŻE JESTEM NA SZCZYCIE NAJPOPULARNIEJSZYCH POTWORÓW.. I … TAK… OCZYWIŚCIE, ŻE POZNAM SEKRETY LUDZKIEGO GOTOWANIA NYEH HEH HEH… SEKRETY O JAKICH NIE ŚNIŁA TA GWARDZISTKA! – uderzył rękami w stół – CZŁOWIEKU! POKAŻESZ MI JE WSZYSTKIEJ! NIE PRZYJMUJĘ ODMOWY!
-Oh? Jak władczo… - uśmiechnęłaś się. Sans zakrztusił się.
-TAK, ZMUSZĘ CIĘ… I NIE POZWOLĘ CI ODEJŚĆ PÓKI NIE POWIESZ MI KAŻDEJ NAJMNIEJSZEJ TAJEMNICY JAKĄ SKRYWA LUDZKI SPOSÓB GOTOWANIA! – Sans bardziej się krztusił
-U-uh… - nie wiedziałaś jak dobrze na to odpowiedzieć – Tak Szefie.. um.. to możę w przyszłym tygodniu kiedy ty będziesz gotował?
-DOSKONALE… UNDYNE NIE BĘDZIE MIAŁA POJĘCIA, SKĄD BIORĄ SIĘ MOJE NOWE UMIEJĘTNOŚCI.. CIESZĘ SIĘ, ŻE TOLERUJĘ CIEBIE JAKO SWOJEGO PRZYJACIELA NA TYLE DŁUGO CZŁOWIEKU. Z ROZKOSZĄ POPATRZĘ NA JEJ KLĘSKĘ!
-Co? Szefie! Tylko mnie tolerujesz? – udałaś obrażoną
-OCZYWIŚCIE! KTOŚ TAKI JAK JA NIGDY NIE ZAPRZYJAŹNIŁBY SIĘ Z CZŁOWIEKIEM NA POWAŻNIE
-Ale.. – próbowałaś wyglądać na zranioną
-NIE PATRZ TAK NA MNIE! JAKBYŚ WCZEŚNIEJ TEGO SIĘ NIE DOMYŚLAŁA… CZŁOWIEKU… POWIEDZIAŁEM, ABYŚ SIĘ TAK NA MNIE NIE PATRZYŁA! TO NIC CI NIE DA!
-Ale ja ci zrobiłam obiad i w ogóle… - rzuciłaś głosem pełnym smutku – Czuję się zdradzona
-DOBRA.. TOLERUJĘ CIĘ… CZASAMI.. MASZ… ZADOWOLONA! TERAZ SIĘ TAK NA MNIE NIE PATRZ!
-Aaaaw, dziękuję!
- TSK, JESTEŚ NIEMOŻLIWYM CZŁOWIEKIEM
-Heh… jakby ci to przeszkadzało – jedliście dalej, Papyrus zjadł całą swoją porcję i poprosił o dokładkę.
-T-tak czy siak – zaczął Sans – Szefie… nie opowiadałeś jak było w pracy
-TAK JAK ZAWSZE, JESTEM ZNAKOMITY! – powiedział dumnie.
-To dobrze
-ALE JEST COŚ.. COŚ CO MNIE MARTWI
-Ci debile.. uh… znaczy ludzie którzy mówią o tobie złe rzeczy? – zapytał Sans
-NIE BĄDŹ NIEDORZECZNY SANS! OCZYWIŚCIE ŻE ODNAJDUJĘ ZAWSZE RZECZY JAKIE MI POCHOWAJĄ! NIE… CHODZI O COŚ INNEGO… PAMIĘTASZ SCARF MOUSE?
-Mówisz o tym gościu, który narzekał na wszystko?
-WYGLĄDA NA TO, ŻE ZACZEPIŁ POLICJANTÓW I TERAZ ZOSTAŁ WYDANY ROZKAZ JEGO ARESZTOWANIA
-Zaraz… możecie zostać za to aresztowani? – wtrąciłaś się
-OCZYWIŚCIE! NASZA INTEGRACJA Z LUDŹMI JEST KONTROLOWANA I MUSI PRZEBIEGAĆ WEDLE USTALONEGO PROCESU ASYMILACJI, CI CO NIE CHCĄ SIĘ DO TEGO DOSTOSOWAĆ MUSZĄ BYĆ ARESZTOWANI! CIĘŻKO TO ZROZUMIEĆ – nawet jak on to powiedział, masz wrażenie, że te słowa nie są jego. Wziął je od kogoś innego…
-I co dalej Szefie – Sans wrócił do rozmowy – Policja miała jego adres
-NIE BYŁ W DOMU… W PRACY TEŻ GO NIE WIDZIELI
-Więc co? Uciekł z miasta?
-TAK SIĘ UWAŻA.. ALE.. KTOŚ Z RODZINY ICEDRAKE POWIEDZIAŁ, ŻE ZNIKNĄŁ ZARAZ PO TYM, JAK JEGO PRZEPUSTKA WYGASŁA – Źrenice Sansa zamigotały
-Więc… zaginął?
-TSK… I TAK NAM NIE UWIERZĄ… ALE JA I UNDYNE UWAŻAMY, ŻE NIE OPUŚCIŁ MIASTA – przysłuchiwałaś się zmartwiona rozmowie. Miałaś nadzieję, że potwory nie są zabijane.. Jeżeli coś stałoby się kociemu potworowi jakiego poznałaś, potwory spopielane przez ludzi … to wydaje się możliwe i bardzo realne. – WIĘC NIE RÓB NICZEGO GŁUPIEGO SANS! … PRZYNAJMNIEJ NIE BARDZIEJ GŁUPIEGO NIŻ ZAZWYCZAJ.
-Ta, ta, Szefie, nie martw się.
-Wielki Szefie.. Chcesz wziąć trochę do domu? – powiedziałaś widząc jeszcze trochę w misce
-POWINIENEM PRZYPATRZEĆ SIĘ TWOJEMU GOTOWANIU, ABY PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA PRZYSZŁY TYDZIEŃ – patrzył na potrawę. Zapakowałaś mu wszystko i podałaś – CÓŻ, NA MNIE JUŻ CZAS – powiedział idąc w stronę drzwi.
-Naprawdę? Musisz.. znowu iść? – Sans poszedł za swoim bratem czekając przy nim, aż ten się ubierze.
-MAM COŚ DO ZROBIENIA I MUSZĘ SIĘ NA JUTRO PRZYGOTOWAĆ.. – popatrzył na Ciebie i odwrócił wzrok – DOMYŚLAM SIĘ, ŻE TU ZOSTAJESZ SANS – powiedział poprawiając swoje buty.
-Co? Uh… d-dlaczego… dlaczego tak myślisz Szefie? – zarumienił się
-NIE BĄDŹ NIEDORZECZNY SANS… ZAWSZE WSZYSTKO WIEM! NIE ROZUMIEM DLACZEGO PRÓBUJESZ UKRYĆ SWOJĄ PRZYJAŹŃ Z CZŁOWIEKIEM, ALE WYRAŹNIE WIDZĘ, ŻE SIĘ LUBICIE!
-Szefie… j-ja tylko… Zaraz! Nie przeszkadza ci to? – zapytał zaskoczony
-OCZYWIŚCIE, DLACZEGO MIAŁOBY?
-B-bo…
-Raaany Czacho – stanęłaś za nim- Naprawdę uważasz, że to coś dziwnego się ze mną przyjaźnić?
-T-to nie tak.. Ja tylko myślałem.. To nie wydaje się w porządku! – Jego twarz całą była czerwona. Był pewien.. ale Szef też Cię lubi… Ale zawsze mówi… Sans próbował to zrozumieć, ale ostatecznie westchnął
-IDĘ JUŻ – otworzył drzwi – ŻEGNAJ CZŁOWIEKU I … DO ZOBACZENIA ZA TYDZIEŃ… NA TRENINGU – Papytus popatrzył na Ciebie uważnie – I ANI DNIA WCZEŚNIEJ
-Papa Szefuńciu – pomachałaś. I z tym, drzwi się zamknęły
-Zaraz wrócę – Sans zniknął w chwilę po swoim bracie. Wróciłaś do naczyń kiedy Sansa nie było. – Kurwa, to było niewygodne! – narzekał już przebrany. Miał ze sobą komputer i usiadł na kanapie czekając na Ciebie
-Twój brat miał dzisiaj dobry humor – powiedziałaś z kuchni
-Tak.. było.. miło – odpowiedział opuszczając lekko oczy. Wytarłaś talerz ręcznikiem
-Ej Czacho… chcę cię o coś zapytać
-O co? – przekręcił się na kanapie. Podeszłaś za niego i popatrzyłaś na niego
-Możesz wyciągnąć moją duszę?
Tak czacho! Wyciągnij naszą duszę i nas zgwa...znaczy pokaż nam co nasze cudeńko potrafi hehe
OdpowiedzUsuńXD
UsuńHeh, to zakończenie pięknie rozwala system. A poza tym dziękuję za tłumaczenie, nie mogłam się już doczekać tego rozdziału ^^
OdpowiedzUsuńPapytus powrócił xD
OdpowiedzUsuńPapytus jest wszędzie ^ ^
UsuńGdzie?
UsuńJestem ślepa i nie widzę ;-;
"IDĘ JUŻ – otworzył drzwi – ŻEGNAJ CZŁOWIEKU I … DO ZOBACZENIA ZA TYDZIEŃ… NA TRENINGU – Papytus"
UsuńDzięki ci wielkie!
Usuń:D
Jezu! Trening z Papsem! Super! ^^
OdpowiedzUsuńSmakowało mu! Wiedziałam że tak będzie!!
Dzięki Yu ;)
YEY!!! Nie mogłam się doczekać dzięki Yumiś za tłumaczenie *3*
OdpowiedzUsuńJak na razie to moje ulubione opowiadanie i... raczej się to nie zmieni XD
OdpowiedzUsuńRaczej nie zapytać a pobłagać xD
OdpowiedzUsuńSkładzik tortur, hmm ? Santcesttt ( ͡° ͜ʖ ͡°)
OdpowiedzUsuńO nieee ;-; w takim momencie skończył sie rozdział, normalnie jak na polsacie podczas najważniejszej sceny w filmie
OdpowiedzUsuń