Notka od autora: Nycto i Amity to normalne nastolatki, które jak wszyscy, mają marzenia i starają się dążyć do wybranych celów. Uwielbiają chodzić do centrów handlowych na różne wyprzedaże, jeść razem żarcie na mieście czy po prostu spędzać ze sobą czas. Wiodą beztroskie życie. Do czasu... Ich spokojne życie zachwiało się gdy do ich uniwersum wtargnął nieznany dotąd wróg. Wiele znajomych i bliskich wtedy zginęło. Część z nich udało się w pewien sposób uratować przez Nycto. Przez miesiąc razem z Amity stworzyły specjalne urządzenie, które umożliwiło im przenoszenie się po innych wymiarach. Opuściły swoje domy, które i tak zostały zniszczone przez ich wroga. Uciekając widziały za sobą destrukcje, smutek i pewną nieznaną pustkę w duszy. Przyjaciółki przechodzą między wymiarami, aby znaleźć wymarzone miejsce, w którym mogłyby żyć.
Autor: 010PsychoUnicorn101
Spis Treści
Nowy świat (obecnie czytany)
W końcu udało mi się to badziewie naprawić. To był zły pomysł, ale teraz jest za późno żeby wszystko cofnąć. Nawet jeśli bardzo by tego chciała to nic to nie da. Muszę się teraz błąkać po tych dziwnych światach i znaleźć odpowiednie miejsce dla mnie. Dla nas obu. No tak jest też ona. Całą tą wędrówkę zaczęłam z moją przyjaciółką nieświadoma jeszcze tego w co ją pakuje. To ona ma tą fałszywą nadzieję, że wszystko będzie dobrze i utrzymuje mnie przy życiu nawet wtedy, kiedy nie chce mi się kompletnie nic. Śpi teraz obok oparta o mnie głową. Zaraz będę musiała ją niestety obudzić.
Jakiś czas temu trafiliśmy do wymiaru, gdzie planetę Ziemię opanowała epidemia. Już na wejściu mój dysk portalowy został potraktowany granatem przez Steve’a – gościa, który później pomagał nam przetrwać dopóki tydzień temu nie zmarł z powodu ugryzienia. Cóż musiałyśmy radzić sobie same. Z resztą jak Steve zmarł, było więcej jedzenia dla nas. Szczerze? Nie przepadałam za nim. Ciągle przeszkadzał, utrudniał i o mało co wszyscy nie zginęliśmy przez jego głupotę, a nawet próbował się do nas dobierać. Tłumaczyłam to sobie, że tylko chciał przedłużyć gatunek ludzki z kimkolwiek to by nie było, przez co nie zabiłam go wcześniej.
Z niezniszczonych kawałków, i tego co znalazłam, zbudowałam nowy dysk portalowy. Siedzimy teraz w autobusie, który służył nam za schronienie przez kilka ostatnich dni. Obity deskami i innymi materiałami był najlepszy. Dobra… Musimy wyjść na otwartą przestrzeń, żeby portal się otworzył. Szturcham Szarlotę. Powoli otwiera oczy i spogląda na mnie z lekkim uśmiechem.
- Już? Naprawiłaś? - mówi zaspana.
-Tak myślę… Czas wypróbować.
Zbieramy rzeczy do mojego plecaka i jej torby. Po chwili otwieramy drzwi autobusu. Lekko skrzypią, na co się wzdrygam. Nadal jest noc i najcichszy szmer może nas kosztować życie. Spoglądam na Szarlotę. Też nieco się przestraszyła, ale wygląda na to, że żadnego cholerstwa do nas nie zwabiło. Powoli wychylam głowę i sprawdzam dokładnie. Pokazuję gestem dłoni, że może wyjść, gdy tylko sama ustałam na chodniku. Kładę na środku ulicy dysk i go uruchamiam. Odsuwam się i staję obok Szarloty. Białe przejście się pokazuje i rozświetla niemal wszystko wokół. Spostrzegam, że pierwsze osobniki już pędzą w naszą stronę. No szybciej! Portal w końcu robi się czarny i można przez niego przejść. Strzelam do najbliższych zombie i popycham Szarlocie, żeby się pośpieszyła i weszła. Dobra. Teraz moja kolej. Szybko przechodzę,
Oświetla mnie światło, gdy tylko przechodzę do innego wymiaru. A jednak nie. To po prostu biel tego miejsca. Przymykam oczy i trę je przez chwilę. Otwieram je. No nie… Przed sobą mam trzy szkielety. Podnoszę broń i celuje w, moim zdaniem, najbardziej niebezpiecznego, czyli takiego dziwnego, czarnego z niebieskimi liniami pod oczodołami. Jego całe ciało przykrywały napisy „Error”. Ma na sobie czerwoną koszulkę, czarną bluzę i tego samego koloru spodnie z niebieskimi paskami po bokach. Jego kości u nóg mają czerwony kolor. A no tak ma jeszcze czarne kapcie. O tym przecież nie można zapomnieć. Taki dość gburowaty typ. A reszty nie chcę opisywać. Bo po co? Pewnie każdy już wie co ma na sobie, a nawet co ma pod ubraniem. Drugi to typ artysty. Od razu mi się spodobał, ale dopóki ich nie poznam nie mogę im ufać. Trzeci wydaje się najbardziej wyluzowany z ich trójcy. Artysta jeszcze przed chwilą wydawał się powstrzymywać ich przed bójką dopóki my się nie zjawiliśmy. Teraz wszyscy patrzyliśmy na siebie zaskoczeni i zaciekawieni. Usłyszałam za sobą pomruki. Gwałtownie się odwróciłam i od razu strzeliłam w sam środek głowy zarażonego. Ciało upada bezwładnie na ziemię. Światło w oczach znika natychmiast.
- Szybko wyłącz to! - krzyczę do przyjaciółki. Podbiega do urządzenia i zaczyna je wyłączać wpisując znaną nam kombinacje, gdy ja zdejmuję jednego po drugim. Brakuje mi amunicji przy ostatnim. Cholera – myślę zaczynając panikować. Rzucił się na mnie powalając na ziemię. Kurwa, kurwa, kurwa. Zasłoniłam się mechaniczną ręką, gdy ten chciał mnie ugryźć. Szamoczę się jeszcze z nim przez chwilę starając zrzucić go z siebie. Słyszę strzały. Ożywieniec pada na mnie bezwładnie po czym w końcu go zrzucam z siebie z obrzydzeniem. Po chwili znika jak reszta, a ja leżę jeszcze wyczerpana głęboko oddychając przez usta. W końcu patrzę przed siebie. Amity podaje mi rękę, więc łapię za nią i podskakuje wstając. Co dziwne żaden ze szkieletów ani nie drgnął. Stali nieco zszokowani. Oprócz tego czarnego. Zaczął klaskać w swoje kościste dłonie, które wydały z siebie dziwne dźwięki gdy to robił. Jak stukanie kością o kość, co było dość oczywiste. Zaczął się śmiać zacinając. Nie w ten nieśmiały sposób, ale jakby miał jakiegoś wirusa czy coś, co mu przeszkadzało mówić.
- Wow! To było super! Gdzie się tego nauczyłyście dziewczyny? - popatrzyłam na niego zdziwiona. Zignorowałam go traktując to pytanie retorycznie.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam idąc w stronę miejsca pełnego lewitujących kartek.
Jakiś czas temu trafiliśmy do wymiaru, gdzie planetę Ziemię opanowała epidemia. Już na wejściu mój dysk portalowy został potraktowany granatem przez Steve’a – gościa, który później pomagał nam przetrwać dopóki tydzień temu nie zmarł z powodu ugryzienia. Cóż musiałyśmy radzić sobie same. Z resztą jak Steve zmarł, było więcej jedzenia dla nas. Szczerze? Nie przepadałam za nim. Ciągle przeszkadzał, utrudniał i o mało co wszyscy nie zginęliśmy przez jego głupotę, a nawet próbował się do nas dobierać. Tłumaczyłam to sobie, że tylko chciał przedłużyć gatunek ludzki z kimkolwiek to by nie było, przez co nie zabiłam go wcześniej.
Z niezniszczonych kawałków, i tego co znalazłam, zbudowałam nowy dysk portalowy. Siedzimy teraz w autobusie, który służył nam za schronienie przez kilka ostatnich dni. Obity deskami i innymi materiałami był najlepszy. Dobra… Musimy wyjść na otwartą przestrzeń, żeby portal się otworzył. Szturcham Szarlotę. Powoli otwiera oczy i spogląda na mnie z lekkim uśmiechem.
- Już? Naprawiłaś? - mówi zaspana.
-Tak myślę… Czas wypróbować.
Zbieramy rzeczy do mojego plecaka i jej torby. Po chwili otwieramy drzwi autobusu. Lekko skrzypią, na co się wzdrygam. Nadal jest noc i najcichszy szmer może nas kosztować życie. Spoglądam na Szarlotę. Też nieco się przestraszyła, ale wygląda na to, że żadnego cholerstwa do nas nie zwabiło. Powoli wychylam głowę i sprawdzam dokładnie. Pokazuję gestem dłoni, że może wyjść, gdy tylko sama ustałam na chodniku. Kładę na środku ulicy dysk i go uruchamiam. Odsuwam się i staję obok Szarloty. Białe przejście się pokazuje i rozświetla niemal wszystko wokół. Spostrzegam, że pierwsze osobniki już pędzą w naszą stronę. No szybciej! Portal w końcu robi się czarny i można przez niego przejść. Strzelam do najbliższych zombie i popycham Szarlocie, żeby się pośpieszyła i weszła. Dobra. Teraz moja kolej. Szybko przechodzę,
Oświetla mnie światło, gdy tylko przechodzę do innego wymiaru. A jednak nie. To po prostu biel tego miejsca. Przymykam oczy i trę je przez chwilę. Otwieram je. No nie… Przed sobą mam trzy szkielety. Podnoszę broń i celuje w, moim zdaniem, najbardziej niebezpiecznego, czyli takiego dziwnego, czarnego z niebieskimi liniami pod oczodołami. Jego całe ciało przykrywały napisy „Error”. Ma na sobie czerwoną koszulkę, czarną bluzę i tego samego koloru spodnie z niebieskimi paskami po bokach. Jego kości u nóg mają czerwony kolor. A no tak ma jeszcze czarne kapcie. O tym przecież nie można zapomnieć. Taki dość gburowaty typ. A reszty nie chcę opisywać. Bo po co? Pewnie każdy już wie co ma na sobie, a nawet co ma pod ubraniem. Drugi to typ artysty. Od razu mi się spodobał, ale dopóki ich nie poznam nie mogę im ufać. Trzeci wydaje się najbardziej wyluzowany z ich trójcy. Artysta jeszcze przed chwilą wydawał się powstrzymywać ich przed bójką dopóki my się nie zjawiliśmy. Teraz wszyscy patrzyliśmy na siebie zaskoczeni i zaciekawieni. Usłyszałam za sobą pomruki. Gwałtownie się odwróciłam i od razu strzeliłam w sam środek głowy zarażonego. Ciało upada bezwładnie na ziemię. Światło w oczach znika natychmiast.
- Szybko wyłącz to! - krzyczę do przyjaciółki. Podbiega do urządzenia i zaczyna je wyłączać wpisując znaną nam kombinacje, gdy ja zdejmuję jednego po drugim. Brakuje mi amunicji przy ostatnim. Cholera – myślę zaczynając panikować. Rzucił się na mnie powalając na ziemię. Kurwa, kurwa, kurwa. Zasłoniłam się mechaniczną ręką, gdy ten chciał mnie ugryźć. Szamoczę się jeszcze z nim przez chwilę starając zrzucić go z siebie. Słyszę strzały. Ożywieniec pada na mnie bezwładnie po czym w końcu go zrzucam z siebie z obrzydzeniem. Po chwili znika jak reszta, a ja leżę jeszcze wyczerpana głęboko oddychając przez usta. W końcu patrzę przed siebie. Amity podaje mi rękę, więc łapię za nią i podskakuje wstając. Co dziwne żaden ze szkieletów ani nie drgnął. Stali nieco zszokowani. Oprócz tego czarnego. Zaczął klaskać w swoje kościste dłonie, które wydały z siebie dziwne dźwięki gdy to robił. Jak stukanie kością o kość, co było dość oczywiste. Zaczął się śmiać zacinając. Nie w ten nieśmiały sposób, ale jakby miał jakiegoś wirusa czy coś, co mu przeszkadzało mówić.
- Wow! To było super! Gdzie się tego nauczyłyście dziewczyny? - popatrzyłam na niego zdziwiona. Zignorowałam go traktując to pytanie retorycznie.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam idąc w stronę miejsca pełnego lewitujących kartek.
Zapowiada się ciekawie c:
OdpowiedzUsuńWyczuwam ship Error x Nycto...
OdpowiedzUsuńAlbo po prostu Error będzie miał dość dużą rolę do odegrania...
UsuńWszystko jest możliwe.