Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka z lodami (obecnie czytany)
Wpadka Burgerpantsa
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Robienie za niańkę było proste. Dzieciaki lubią
malować, więc mogłaś zostawić jakiegoś z kartą papieru i
kredkami na kilka godzin. Ale nie te z imieniem
Nathan, ten sześciolatek był
bardziej wymagający. Nie chciał malować. Nie chciał oglądać
telewizji. Nie chciał grać w gry. Ostatecznie zdecydowałaś wybrać
się z nim do parku i właśnie w tym miejscu się teraz znajdujesz.
Wzięłaś większy haust jesiennego powietrza, wszystkie
drzewa zmieniły kolory. Różne odcienie czerwonego,
pomarańczowego i żółtego. Chciałaś zabrać Nathana na plac
zabaw, lecz ten miał coś zupełnie innego w głowie.
-Mogę loda? - pokazał na wózek z Nice Cream.
Wzruszyłaś ramionami. Nie chciałaś nagradzać go smakołykiem,
skoro nie był grzeczny, ale zemsta na matce za to, że kazała
Ci się nim opiekować wydawała się świetnym pomysłem, niech
dzieciak zje sobie trochę cukru
-Jasne. - pobiegł do wózka stając koło
menu. Zaczęłaś się rozglądać za sprzedawcą, zazwyczaj był to
wielki niebieski królik, ale teraz go nie było. Zauważyłaś
przyczepioną kartkę do kasy: Aby wezwać sprzedawcę, zadzwoń
dzwonkiem. Nathan już to zrobił, lecz zamiast głośnego „dzyń” usłyszałaś pierdnięcie. Dziecko zalało się śmiechem, zza stoiska
leniwie wysunął się Sans. Zerkał między Tobą, a chłopcem.
-twoje? - popatrzyłaś na szkraba, który bawił
się dzwonkiem. Wywróciłaś oczami.
-Przyjaciółki.
-lubię dzieci z poczuciem humoru – odparł
wyraźnie rozbawiony
-Twoje poczucie humoru osiągnęło nowy poziom –
zażartowałaś – Papyrusowi się to nie spodoba – musisz
przyznać, że ucieszyłaś się mogąc się z nim spotkać. Nie
miałaś okazji spędzić z nim za wiele czasu od wpadku z
modelowaniem. Jasne, widywałaś go każdego ranka kiedy z bratem przychodzili po kawę (pisałaś na jego kubku snas, SANZ, S&S
i podobne), ale nie miałaś okazji naprawdę z nim pogadać. No i
jeszcze nie powiedziałaś Papyrusowi prawdy. Potwór zignorował Twój
komentarz i popatrzył na małego chłopca.
-miło poznać smarku, masz imię? - Nathan
podniósł głowę i popatrzył na Sansa z wielkim uśmiechem na
twarzy. Byłaś troszeczkę zazdrosna, znasz go od chwili jego
narodzenia i ledwo mu wargi drgały kiedy próbowałaś go
rozśmieszyć. Dzieci.. - na co masz ochotę?
-Chcę czekoladowego Nice Cream'a – odezwał się
-jasne, a jej co mam dać?
-Jej... um.... - patrzył na menu – owocowe!
-cytryna, limonka czy jagoda?
-NIEBIESKIEGO! - Sans zaśmiał się.
-jasne, to nawet fajnie, wiesz? 5$ - wyciągnęłaś
portfel z kieszeni by podać mu pieniądze. Lecz wtedy uśmiech Sansa
się powiększył. - wybacz, miałem na myśli 10$.
-Piątaka za loda? Nie utrzymasz się tutaj długo –
to mówiąc dałaś mu banknot. On przecież nie ustalał cen,
prawda?
-właściwie to 15$ - uniosłaś brwi wysoko.
-Nie prawda
-prawda
-Więc pójdziemy do konkurencji. - odpowiedziałaś
spokojnie. Byłaś przekonana, że żartuje, ale z tym typem nigdy
nic nie wiadomo.
-NIEEEEE – krzyknął Nathan tupiąc nogą –
MUSISZ kupić TE!
-właśnie, musisz kupić te – zawtórował mu
szkielet – warknęłaś, ale dołożyłaś pieniędzy. Popatrzyłaś
się na niego tak, jakbyś miała zaraz go rozszarpać na strzępy.
Mrugnął do Ciebie.
-35$ - No kurwa, jaja sobie robi.
-Nie ma mowy.
-MUSISZ! - uciszyłaś bachora i zmierzyłaś
ostrzegawczo Sansa spojrzeniem. Ten wzruszył ramionami, nie wydawał
się przejmować czymkolwiek.
-musisz.
-Tak! Jak pan straszny szkielet powiedział! - Nathan
pokazał na Sansa
-nie chcesz, aby pan straszny szkielet później cię
prześladował, co nie? - Wywróciłaś oczami i dołożyłaś
gotówki. - ... heh, serio? raaaaany, to miłe, ale droczyłem się,
tylko 5$. - Zabrałaś resztę pieniędzy z jego otwartej dłoni i
chwyciłaś za dwa zamarznięte smakołyki. Podałaś dziecku jego
porcję i odprowadziłaś go wzrokiem na plac zabaw. Oparłaś się obok
stoiska zaczynając jeść swój deser.
-więc co tam?
-Oooh – westchnęłaś – Cóż... jest powód
przez który muszę się dzisiaj zajmować Nathanem
-hm? - popatrzył na Ciebie zaciekawiony
-Taaaa, wiesz chciałabym, abyś zrobił mi
przysługę.
-nie jestem typem, który lubi robić przysługi
-Wpierw mnie wysłuchaj. Widzisz, cała moja rodzina
została zaproszona na ślub mamy Natha, no i mam jakiegoś kuzyna,
dziesiąta woda po kisielu. Nie wiem czy to ważne, ale nazywa się
Milton i chcieli mnie wpieprzyć w randkę z nim – uniosłaś ręce
do góry – Wtedy nie wiedzieli, że mam chłopaka, a muszę mieć
osobę towarzyszącą. Nie za bardzo tego rozumiem ale tak to działa.
Więc um, wiesz... Powiedziałam mamie, że umawiam się z tobą aby
jakoś uciec przez Miltonem. I .. uh... teraz, tak jakby musisz
jechać na wesele ze mną. Będzie za miesiąc. Udasz mojego chłopaka, błagam? - cała ta sytuacja sprawiała, że czułaś
się niezręcznie. Lód zaczął się topić. Postanowiłaś
powtórzyć mu całą rozmowę z mamą od początku do końca.
-Maaaaaaamo, nie będę szła z Miltonem! To Jerry naszej rodziny! - jęczałaś do telefonu
-Kto to Jerry?
-Ktoś kto jest skończoną ŚWINIĄ!
-Nie bądź taka chamska. Nie musiałabyś iść z
Miltonem jeżeli miałabyś chłopaka – odpowiedziała matka –
Wiecznie nie będziesz miała śliczną buzię, więc pośpiesz się
bo nigdy sobie faceta nie znajdziesz - Wywróciłaś oczami. Gdyby
tylko wiedziała o... Oh!
-Właściwie –
praktycznie wymruczałaś – Chodzę z kimś – Tak jakby.
Nie czułaś się za dobrze wykorzystując Sansa. Milton to Milton taki Jerrowaty. Byłaś pewna, że został zaproszony na przyjęcie bo i tak sam by się wprosił. No i rodzina chce Cię z nim spiknąć tylko dlatego, że boją się iż zostaniesz starą panną. Paradoksem całej sytuacji było to, że chciałaś pojechać na wesele bo ... było tam darmowe żarcie. Ale kto dba o takie szczegóły? Zaczęłaś lizać loda, bo czułaś że zaraz całkiem się roztopi. Czułaś ten lepki sok dookoła ust. Ugh. Wiesz, że w tej chwili nie wyglądałaś atrakcyjnie, z deserem praktycznie kapiącym po brodzie.
-nie mają nic przeciwko temu, że jestem potworem? -
zapytał drapiąc się po czaszce. Zaczął się powoli pocić, to
wyglądało dość zabawnie.
-Przepraszam? Mówisz mi, że masz swoje plus jeden
na miesiąc przed weselem?!
-Um....
-Jezu Chryste! A już się
bałam, że będę musiała ci kogoś poszukać – słyszałaś jak
odetchnęła z ulgą – Dobra, jestem szczęśliwa, naprawdę
szczęśliwa, moja córeczka dorosła! Znaczy się, widziałam to
nagranie na YouTube, ale nie byłam pewna czy to prawda.
-Co masz na myśli mówiąc,
że widziałaś nagranie? - zmarszczyłaś brwi
-Wideo z tobą i dwoma
szkieletami w jakiejś włoskiej knajpie. Myślałam, że wiesz. Ma
teraz prawie dziesięć tysięcy wyświetleń! Chciałam do ciebie
przedzwonić zapytać się o to, ale planowanie wesela tak mnie
zajęło, że .. - cmoknęła – Właściwie to mam kilka ważnych
spraw do załatwienia jutro i będziesz musiała poniańczyć
Nathana. Jesteś jego ulubioną ciocią jakby nie patrzeć. -
warknęłaś.
-No dajże spokój! Wiesz, że mnie nienawidzi. Wiem
dobrze o co ci chodzi. Ja zaopiekuję się Nathanem, a ty pozwolisz
przyjść Sansowi jako moje plus jeden! - zachichotała
-Ty to powiedziałaś, nie ja. Ale to prawda, taki
miałam plan.
-Tak to wyglądało. Bardziej się denerwowała
myślą, że będzie musiała mi kogoś szukać. Nie dzwoniła
zaalarmowana, nie ma nic do potworów. - Zaczęłaś lizać spód
loda, kropla spadła na Twoją bluzę. Robiłaś co mogłaś,
aby zlizać deser z brody. Powoli zwróciłaś się w stronę Sansa bardzo zawstydzona, szkielet był zadziwiająco cichy.
Rumienił się, źrenice skupione na Twoich ustach. Wyciągnęłaś
loda z buzi i popatrzyłaś na niego zagadkowo.
-Sans? Wszystko... dobrze?
-dawno nie było tak dobrze – mruknął nadal
przyglądając Ci się z uwagą.
Autor obrazka: artanddetermination
Przeniosłaś wzrok z jego twarzy na
trzymany przysmak... czy... czy to możliwe... Już samo myślenie o
tym sprawiło, że chciałaś się śmiać. Nie przypuszczałaś, że
takie coś może zostać przez niego odebrane jako zboczone
zachowanie. No, ale facet, choć szkielet, to nadal facet, co nie? Oj
za dużo czasu spędzam z Wyattem.
-Jak wygląda seks u szkieletów? - Zamarłaś.
-łoł to jedna z tych rozmów jakiej wolałbym nie
przeprowadzać – odpowiedział nerwowo, jego źrenice praktycznie
zniknęły
-Kurwa. Znaczy się. Nie. Um. Znaczy się... -
zaczęłaś wariacko gestykulować rękami – Czy to było chamskie?
Przepraszam, nie chciałam mówić tego głośno. To było dziwne co
nie? Prawda? Ale nie rozumiem, bo nie masz chuja, którego mogłabym
possać. Bo wiesz, widziałam cię nago. Um. Uh. Ale to nie tak, że
chciałabym ssać. Znaczy się. To byłoby dziwne – rozglądałaś
się dosłownie wszędzie byleby się na niego nie patrzeć – Wyatt
robił po prostu głupie kawały, wiesz? Czy coś. Nie wiem. Nie
pamiętam za bardzo. Przepraszam. - Przestań. Już. Gadać – No i
nie wiem czy w ogóle MOŻESZ się pieprzyć. Tak jak ja, czy jestem
zbyt bezpośrednia? Ja... um... dobra... było fajnie...będę się
zbierać . - Wyrzuciłaś patyczek do kosza. Sans śmiał się nisko.
Starał się zachować spokój, ale jego twarz była całkowicie
niebieska.
-uh, ha, ok, dzięki za towarzystwo, i szkielety
mogą, no wiesz, zrobić to i oto, skąd inaczej bym się wziął?
-Oszczędź mi tematu o ciąży kościotrupów. Udam,
że nigdy nie było tej rozmowy! - starałaś się nie rumienić.
Sans przytaknął całkowicie zawstydzony.
-może powinnaś powtórzyć materiał z podstawówki,
nie przypuszczałem, że będę musiał z tobą przerabiać rozmowy o
kwiatkach i pszczółkach – zaśmiałaś się i lekko rozluźniłaś.
No, ale wiedziałaś tego, że szkielety mogą się pieprzyć,
pozostało tylko dowiedzieć się jak, ale postanowiłaś odstawić
to pytanie na inny raz. Choć byłaś naprawdę ciekawa.
-Um, dobra. Cóż, dzięki za Nice Cream –
powiedziałaś słabo, kopiąc powietrze – Muszę zabrać dzieciaka
do domu.
-jasne, uh... powiedz mi o szczegółach wesela,
dobra? pójdę z tobą jeżeli... jeżeli naprawdę chcesz- byłaś
zaskoczona. Myślałaś, że odrzuci zaproszenie po całej tej
głupiej paplaninie.
Tego samego wieczora zadzwoniła Twoja mama. Teraz miała zdecydowanie więcej czasu na pogadanie o Twoim „chłopaku” i o rany, chciała o nim więcej wiedzieć.
-To jak się nazywa?
-Sans.
-Czym się zajmuje?
-Ma kilka prac.
-Skończył szkoły? - ... nie mam pojęcia?
Skończył liceum? W podziemiu mają jakiś Uniwersytet? Był dość
mądry, więc powinno to wystarczyć Twojej matce.
-Tak, ma szeroką wiedzę – Cóż... przynajmniej
to ostatnie było prawdą.
-Od jak dawna się spotykacie? - Minęły jakieś
trzy tygodnie od imprezy, ale postanowiłaś dodać kilka dni.
-Miesiąc.
-I nie powiedziałaś o tym swojej matce?
-Przepraszam – Nie spodziewałaś się, że
będziesz musiała udawać jego dziewczynę tak długo – To był
zwariowany czas...
-To żadna wymówka – warknęła mama. Oh miała
głupi zwyczaj wciskania nosa w nie swoje sprawy – No i to potwór?
- przygryzłaś wargę.
-Tak. To potwór... Czy to... cię martwi?
-Nie. I nie zrozum mnie źle, ale to dość dziwne
nawet jak na ciebie – nie wiesz jak masz to rozumieć – Oh,
prześlij mi jakieś jego zdjęcie. - O kurwa.
-Zdjęcie?
-Tak! Bóg raczy wiedzieć, jak bardzo nienawidzisz
Miltona, chcę mieć pewność, że to nie jest jakaś twoja wymówka.
Chcę wiedzieć, że naprawdę chodzisz z tym... jak mu tam?
-Sans.
-Że chodzisz z tym Sansem. Daj te zdjęcia! -
Wyłączyła się. Cóż...
Ja: 11:43 | Cześć
Snas: 11:43 | cześć verte-bae*
Ja: 11:44 | Sprytnie. Mam do ciebie kolejną prośbę.
Snas: 11:44 | ?
Ja: 11:45 | Możesz wysłać mi selfie?
Ja: 11:45 | Nie dla mnie!
Ja: 11:45 | Dla mamy!
Ja: 11:45 | Zaraz, to źle zabrzmiało.
Ja: 11:45 | Przysięgam, że to nic dziwnego.
Ja: 11:46 | Potrzebuje po prostu dowodu, że z tobą chodzę
Ja: 11:50 | Sans?
Wzruszyłaś ramionami. Było późno, a on lubił spać. Pomyślałaś, że poszedł już do łóżka. Wyłączyłaś światła i okryłaś się kocem. Po jakimś czasie usłyszałaś dźwięk wiadomości w telefonie.
Snas: 12:01 | przepraszam, że zajęło to tyle czasu, kości nie są fotogeniczne
[Załącznik: 1]
Przełknęłaś ślinę i odpaliłaś zdjęcie.
Pa bum. Pa bum.
Poczułaś, że się rumienisz. Nie, nie, nie to nie pomaga. Wywal te uczucia z siebie. Już wystarczająco wiele nabałaganiłaś w swoim życiu. Przesłałaś zdjęcie matce mając nadzieję, że to ją zadowoli. Odstawiłaś telefon i w ciszy zaczęłaś głaskać kota po głowie.
Pa bum. Pa bum.
Zdałaś sobie sprawę, że ciekawość to faktycznie pierwszy krok do piekła. Zaprowadziła Cię do myśli jakie nigdy nie powinny przewinąć się przez Twoją głowę.
Pa bum. Pa bum.
---
* - verte-bae to żart słowny od „vertebrae”
oznaczającego – kręg w kręgosłupie