2 czerwca 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka z koszmarami [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Nightmares Incident ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka z koszmarami (obecnie czytany) // Punkt widzenia Sansa
Ciemno. Tak strasznie ciemno. Zimno. Samotnie. Biegłaś, czułaś w piersi ogień, nie mogłaś oddychać. Wołałaś pomocy. Darłaś się z całych sił, ale żaden głos nie opuścił Twoich ust. Cisza była przytłaczająca. Krzyk był gorszy. Wrzask. Taki straszny wrzask. Gdzie jesteś? Dlaczego tutaj jesteś? Zamarłaś, drżałaś samotna, wsłuchując się w krzyki i śmiechy, łzy lały ci się ciurkiem po czerwonych policzkach, nie mogłaś się ruszyć. Litości, błagam. Już dość. Nie mogłaś... 

Obudziłaś się cała spocona głośno dysząc. Drżałaś, próbowałaś pozbyć się wspomnienia o koszmarze. Minęło sporo czasu od ostatniego. Usiadłaś na łóżku, włączyłaś światło i napiłaś się wody. 
-Raaaany, skąd taki sen? - zapytałaś się głośno
-Miau! - mruknął kot wpatrując się w ścianę oddzielającą Twój pokój od Sansa. Przyglądałaś mu się chwilę i pochyliłaś się aby wziąć go delikatnie, kiedy nagle usłyszałaś głośne stukanie. Tak. Chrzęst stukania kości o kość. 
-Wiesz – powiedziałaś głośno – jeżeli próbujesz mnie przestraszyć to ci to nie wychodzi. Potwory mieszkają pod łóżkiem a nie za ścianą. 
Skrob, chrzęst, klik.
-Ej no weź – mruknęłaś – Sans, wiem że to nie był dobry kawał, ale jest późno i obudziłam się z koszmaru. Poprawisz mi humor? 
Klik – klik – skrob. 
Zmarszczyłaś brwi. Po tamtej kłótni na polu, która miała miejsce kilka dni temu, układało się między wami dobrze. Wszystko wróciło do normy. Lekkie kawały, naśmiewanie się z Mettatona w TV, imiona na kawie i tego typu rzeczy. Mimo to wszystko wydawało się jakby ... dziwniejsze? Co chciał tym udowodnić? 
Klik, klik, klik. 
-Uh – zastukałaś delikatnie w ścianę – Wszystko dobrze? - żadnej odpowiedzi. Spróbowałaś jeszcze raz. Myślałaś, że odpowie „kto tam” ale jedyne co słyszałaś to to chrobotanie. Zapukałaś mocniej. Nadal nic. Może... nie słyszy cię? Może ściany nie są wcale takie cienkie jak się wydają. Chwyciłaś za telefon i wybrałaś jego numer. Złapała Cię poczta głosowa. Hm.. Wybrałaś Papyrusa. Było późno, ale on nie potrzebował wiele snu, no i była szansa, że zawsze wróci do spania. Kilka sygnałów i poczta. Hm.. Cóż. Mniejsza. Sans to dziwny typ. Wróciłaś do łóżka i zgasiłaś światło mając nadzieję, że uśniesz mimo tych odgłosów. Schowałaś głowę pod poduszką i zamknęłaś oczy, kiedy nagle usłyszałaś, że klekot stał się głośniejszy. Co? Brzmi tak jakby coś go bolało. Znowu się podniosłaś przystawiając ucho do ściany – Sans? - Chrzęsty i szmery – Wszystko dobrze? 
Klik klik szur 
Przygryzłaś dolną wargę. Przypomniałaś sobie jak wspominał Ci o swoich koszmarach. Zdecydowanie hałasy go nie obudzą, więc co innego możesz zrobić? Nie możesz go tak po prostu zignorować, słuchanie jego cierpienia... bolało. Wyszłaś z łóżka i zarzuciłaś na ramiona sweter, wsunęłaś nogi w kapcie i poszłaś do mieszkania obok. Pamiętałaś, że zapasowe klucze trzymają schowane na górze framugi. Dobry, przewidujący Papyrus. Otworzyłaś zamek i udałaś się do pokoju Sansa. Cicho pchnęłaś drzwi i wślizgnęłaś się do środka. Sans leżał na łóżku, oczy zamknięte, pocił się. Płakał? Nigdy go wcześniej nie widziałaś w takim stanie, przestraszyłaś się. Nie był typem płaczka, nie przypuszczałaś że nawet umiał płakać. Podeszłaś do niego i delikatnie szturchając go za ramiona próbowałaś zbudzić. 
-Sans! - Czy wiesz w ogóle jak się budzi ludzi z koszmarów? Albo lunatyków? Potrząsnęłaś nim mocniej. Cholerny szkielet, spał jak zabity. Podejrzewałaś nawet, że droczy się teraz z Tobą, ale naprawdę się trząsł. Kurwa, nadal się nie obudził. Co masz robić? Mogłabyś.. uderzyć go? Stęknęłaś. Będzie bolało bardziej Ciebie niż jego, ale... westchnęłaś. Podniosłaś rękę do góry – Przepraszam – spoliczkowałaś go tak mocno jak umiałaś – Ał kuuuu – chwyciłaś za dłoń. Bolało nawet bardziej niż przypuszczałaś. Popatrzyłaś na niego, miał otwarte oczy. W kompletnych ciemnościach dwa jasne światełka wpatrywały się w Ciebie przez chwilę, miał ból wymalowany na twarzy. Wyciągnął się w Twoją stronę nadal się trzęsąc. Chwyciłaś go za dłoń. - Już dobrze. To tylko zły sen – Dostrzegłaś jak zaczyna się rozluźniać, opadł na poduszkę. 
-to dobrze 
-Mam ci coś przynieść? Szklankę wody albo...? - przytaknął. Udałaś się do kuchni. Było Ci lepiej wiedząc, że się obudził. Wyglądał na cierpiącego. Napełniłaś szklankę i wróciłaś do niego kładąc ją na stoliku koło łóżka. ... i teraz co? Powinnaś wyjść czy ... Sans znowu usnął. Chrapał lekko, choć nadal się delikatnie trząsł. Westchnęłaś. Może powinnaś skorzystać z możliwości i ulotnić się... ale zamiast tego usiadłaś na skraju łóżka i czule zaczęłaś głaskać go po plecach. Czułaś pod materiałem koszulki jego żebra i kręgosłup. Ciekawe o czym miał koszmar. Wspominał o deja vu i o śmierci brata, ale nie opowiadał nic dokładnie. Jeżeli jego koszmary są tak straszne jak się wydają, nie powinnaś poruszać wcześniej tego tematu. Miałaś nadzieję, że nic mu nie będzie. Przyglądałaś się jego twarzy lecz ta nie obrazowała żadnych emocji. Poklepałaś go po plecach zdecydowana wrócić do mieszkania. 
-zostań – Przesłyszało Ci się? Odwróciłaś się by na niego spojrzeć, nadal wyglądał jakby spał. 
-Obudziłeś się? - nic. Znowu zaczęłaś odchodzić. 
-proszę. 
-Sans, błagam. Jestem zmęczona, ty jesteś zmęczony, nie dręcz mnie – próbowałaś zignorować drżenie jego głosu. Znowu śnił? Popatrzyłaś przez ramię, jego uśmiech zelżał, ale odwrócił głowę. Westchnęłaś. Naprawdę powinnaś wyjść. Chwyciłaś za klamkę i wtedy usłyszałaś najbardziej smutny i zdesperowany głos, on wypowiedział Twoje imię... A więc tak. Zostaniesz by wesprzeć go w nocnych problemach a potem zmierzysz się z trudnym porankiem, czy wyjdziesz i niech radzi sobie sam? Tak naprawdę nie masz wyboru. Nie jesteś w stanie go zostawić. I szczerze po własnym koszmarze nie chciałaś sama spędzać tej nocy. Weszłaś do jego łóżka, otoczyłaś go ramionami mając nadzieję, że to mu pomoże. ... To był zły pomysł. Nie. Skreśl to. To był okropny pomysł. Leżysz w łóżku z Sansem. Leżysz w łóżku z Sansem próbując nie myśleć o tym że leżysz w łóżku z Sansem, oraz o tym że przylgnął do Ciebie swoim ciałem. Nie myśl o tym. Zacisnął mocno palce na Twoim ramieniu. Nie myśl o tym. Nadal się trząsł. Nie myśl o tym. Westchnęłaś. 

--

Oczywiście, kiedy się obudziłaś przytulał się do Ciebie. Czego się spodziewałaś? Leżał na Tobie, czułaś się jak w klatce z kości. Nie wiesz jak się znaleźliście w takiej pozycji. Twój plan wyglądał tak, abyś najszybciej jak się dało i w miarę możliwości niezauważona, umknęła z mieszkania. Nie byłaś do końca pewna czy będzie pamiętał zdarzenia z nocy, no i nie chciałaś ryzykować jego złości tym, że włamałaś się do jego pokoju. Niestety, Sans był ciężki zaś jego kości mocno wtulały się w Twoją skórę... przynajmniej tym razem nie maca Cię po cyckach. Otworzył delikatnie oczy. 
-dobry – mruknął zaspany i zszedł z Ciebie wracając na swoją cześć łóżka – wybacz – nie wiesz za co przepraszał. Za zrobienie z Ciebie swojego materaca?
-Nic się nie stało. Nie masz za co przepraszać – uśmiechnęłaś się – spałeś jak kłoda. Próbowałam wszystkiego aby cię obudzić 
-tylko nie mów, że się o mnie martwiłaś – jego głos się rozpogodził 
-Kośćmi wystukiwałeś lambadę więc nie mogłam spać – zażartowałaś. Cisza. Kurwa, przegięłaś? 
-heh heheh dobre
-Ha, serio?
-nie, mówię tak aby zrobiło ci się miło 
-Powiedz więc coś lepszego 
-mama śpiewa córeczce piosenkę na dobranoc. śpiewa po raz drugi, piąty, dziesiąty. nagle córeczka pyta: mamo, kiedy przestaniesz śpiewać bo chcę już iść spać! - warknęłaś chowając głowę pod poduszką.
-Przestań jest za wcześnie jak głupie kawały 
-zdrowy sen nie tylko przedłuża życie, ale i skraca dzień roboczy. - rzuciłaś w niego poduszką, cóż przynajmniej się śmiał. To dobry znak. Rozejrzałaś się po pokoju. Opakowania po żarciu, stare ubrania, kupa brudnych skarpetek i nom, śmieciowe tornado w rogu. Czy on tutaj w ogóle sprząta. Pociągnęłaś nosem. 
-Wiesz że twój pokój wygląda jak śmietnisko?
-ałć – wywróciłaś oczami, poprawiłaś się na łóżku. 
-Dlaczego szkielet nie może dobrze spać w nocy?
-heh, dlaczego?
-Nie wiem, ty mi powiedz. 
-...eh, koszmary, wiesz – mruknął nonszalancko. Poczułaś jak się od Ciebie oddala. Radość w jego głosie prawie zniknęła. 
-Chcesz... pogadać? - nie oczekiwałaś nawet, że dostaniesz od niego odpowiedź. Może powinnaś po prostu wyjść. Tak pewnie będzie lepiej, niech tylko powie, że to nie Twoja sprawa i już Cię nie ma. 
-tak – zamarłaś
-Tak? Chcesz pogadać? - nie chciałaś za bardzo się narzucać. 
-...tak, zobaczymy jakiś film? 
-Jasne – uznałaś, że lepiej będzie prowadzić rozmowę jak coś będzie gadało w tle. Sans wychylił się i podniósł spod łóżka stary laptop. Otworzył go i zaczął szukać jakiś horrorów na Netflixie. Czekałaś cierpliwie aż skończy. To dziwne że ekscytowałaś się z tego powodu, ale Sans to chodząca zagadka. Masz wrażenie, że praktycznie w ogóle go nie znasz. Podniósł poduszki tak abyście mogli wygodnie usiąść i oglądać. Albo raczej, udawać że oglądacie. Przeciągnęłaś na was koc z końca łóżka. Było.. miło. Ruszył film, kiepskiej jakości, muzyka w tle i narrator. Pojawiły się napisy początkowe w jakiejś pseudo strasznej czcionce. -Więc? - zaczęłaś. Pauza 
-dawno nie miałem takiego koszmaru, zazwyczaj to ... po prostu ciężki dzień sansa szkieleta 
-Codzienna monotonia? - przytaknął lekko
-coś takiego
-Brzmi denerwująco 
-ta, pewnie takie jest – skupił się na ekranie – założę się że ta chuda blondi umrze jako pierwsza 
-Ale przed czy po scenie z seksem z tym panem Maczo? 
-w trakcie – Zaśmiałaś się. 
-Ale tylko po tym jak wszyscy zdecydują, że świetnym pomysłem jest kemping w środku nawiedzonego lasu 
-myślisz, że mordercą będzie jakiś wariat czy potwór? - Zaczęłaś się zastanawiać, czy potwory miałyby faktycznie chęć na branie udziału w takich filmach 
-Człowiek. - już po pierwszych kilku minutach wiedziałaś że to nie jest film kategorii b, czy nawet C, albo F. Jakby ktoś najniższym kosztem wziął bandę uczniów i wrzucił do lasu a potem próbował ich straszyć. Po tym jak bohaterowie zdali sobie sprawę, że auto nie chce odpalić i nie mają zasięgu Sans w końcu westchnął. 
-większość moich koszmarów to cztery, może pięć które pojawiają się różnie, właściwie to do nich przywykłem, ale...
-Ten z dzisiaj był nowy?
-taa – wtuliłaś się w swoją bluzę... jego bluzę? W filmie leciała jakaś głupia melodyjka. Chyba ten z afro umrze jako pierwszy 
-Więc, o czym był?
-ty ... uh ... ty umarłaś. - Otworzyłaś szeroko oczy zaskoczona. 
-Ja? - wspominał kiedyś o śmierci Papyrusa. To ma sens. Sans i Paps są bardzo blisko siebie i znają się od setek lat. I z tego co wiesz mają tylko siebie. Jeżeli szkielet miałby śnić o śmierci kogoś bliskiego to będzie to Papyrus, a mimo to... śnił o Tobie? 
-J-jak? - bałaś się zapytać. 
-ja... ja cię zabiłem – przyznał – był naprawdę makabryczny
Ekran zalała krew blondynki. Została dźgnięta nożem który przypominał plastik. - mówiłem, wisisz mi piątaka. 
-Nie zakładaliśmy się!
-heh masz rację, nie zakładaliśmy się na tak niskie stawki, minimum to dycha 
-Sans! 
-myślisz że używają keczupu czy fałszywej krwi? - widziałaś, że zmienia temat, no i faktycznie to keczup a nie krew. Jak niski był budżet tego filmu? Mniejsza. 
-Nigdy nie dam ci dychy 
-przyszła baba do lekarza, a lekarz też baba
-Dobra, zapłacę ci ale się zamknij – szturchnęłaś go. Tęskniłaś za momentami takimi jak ten. Przez kilka chwil milczeliście. Sans chyba nie chciał nic więcej dodać. - Ja też miałam koszmar, wiesz? 
-tak?
-Było ciemno i byłam całkiem sama. Słyszałam krzyki, tak strasznie głośne. Czułam się jakbym zapadała się w coś. Ktoś się śmiał i było tyle bólu – przełknęłaś ślinę – N-nie wiem. Obudziłam się cała spocona. Miałam wrócić spać, ale usłyszałam, że się trzęsiesz – pauza – Chyba oboje mieliśmy ciężką noc. - Jego źrenice lekko zabłyszczały kiedy brał Twoją rękę w swoje. 
-przepraszam – potrząsnęłaś głową i się uśmiechnęłaś. 
-Przecież to nie twoja wina. Czasem tak jest. Wszyscy mamy koszmary – ścisnęłaś go za dłoń. - Tak samo jak ładne sny – rozpogodziłaś się – Śniło Ci się ostatnio coś miłego? - jego kości policzkowe zrobiły się delikatnie niebieskie – Boże, śniło ci się! O czym śniłeś?!
-o niczym – rumieniec się powiększał 
-Ha, rany, to musiał być naprawdę dobry sen. 
-zamknij się. 
-Wybacz – zachichotałaś – nie mogłam się powstrzymać. - fuknął. Skupiliście się na filmie, by zaraz potem opowiadaliście sobie kawały, rozmawialiście i co chwile przerywał udowadniając, że wszystkie jego przypuszczenia okazały się prawdziwe. Koniec końców wisiałaś mu około pięciu tysięcy.  Kiedy film się kończył, Sans znowu się odezwał. 
-zawsze takie były
-Co?
-moje.. uh.. moje statystyki... one zawsze... zawsze były niskie – Oh... 
-Myślałam, że potwory mogą je podnieść poprzez trening – miałaś nadzieję, że nie naciskasz. Wiedziałaś, że to bardzo delikatny temat. 
-większość tak, ale ... ja nie, za mało hp, tak myślę, ten temat grałby mi na nerwach gdybym jakieś miał. - kawał nie zakrył smutku i zawodu w jego głosie. 
-Nie musimy o tym rozmawiać. 
-czuję się źle – przyznał – ty... ty jesteś taką dobrą osobą a ja... uh, nie – zaczął bawić się kciukami. Kości zaczęły o siebie stukać. Klik, klik. - zasługujesz na wszystko co najlepsze – Czułaś, jak serce Ci się ściska. 
-Ej ej, skąd ci się to wzięło? Jeżeli ktokolwiek zasługuje na wszystko co najlepsze to ty. Serio, to ty się zadajesz z... - ze mną, pomyślałaś – z kimś kto nie umie radzić sobie sam ze sobą. 
-ha – Klik klik. 
-Ale – znowu chwyciłaś go za ręce mając nadzieję, że ten gest go uspokoi – Jesteś świetny. Naprawdę. Uwierz mi. Jesteśmy świetnymi przyjaciółmi. Wiem to. I jeżeli chcesz zachować niektóre rzeczy dla siebie ... nie będę naciskać – zadrżał. 
-eh, zapominam się kiedy zalewasz mnie pytaniami, nie mam nic do ukrycia, nie mam szkieletów w szafie – mrugnął. Wywróciłaś oczami. Pojawiły się napisy końcowe. 
-Chyba twój chujowy film się skończył.. zasiedzieliśmy się, co? Powinnam iść do siebie, nakarmić kota, porobić coś – nie chcesz wyjść. 
-jasne, ale mogę się ciebie o coś spytać?
-Jasne, wal 
-chciałem się zapytać, czy nie obraziłabyś się gdybym... - jeb jeb jeb w drzwi. 
-SANS! - Papyrus wszedł do pokoju – MASZ G-OH, CZEŚĆ, NIE WIEDZIAŁEM, ŻE MIELIŚCIE PIŻAMA PARTY 
-Nie mieliśmy... Ja tylko... 
-co tam bracie? 
-POMIJAJĄC FAKT ŻE JEST POPOŁUDNIU A TY NADAL W ŁÓŻKU? - źrenice Sansa zamigotały przed tym jak zsunął stopy na ziemię. 
-nie wiem o czym mówisz, nie jestem w łóżku 
-SANS
-podoba ci się mój żart? 
-SANS
-chyba ktoś wstał lewą nogą
-SANS, MASZ GOŚCIA 
-oh – jak na zawołanie wysoki rudy kot z papierosem w rękach wsunął się do pokoju. 
-Cześć kurduplu, dawnośmy się nie widzieli. 
Share:

Gra: Kółko Przyjaźni 3.0 [przydział zakończony]

Oto efekt naszej zeszłotygodniowej zabawy

Zasady Andgory
- wybierasz jednego ludka z obrazka (bases będą zawsze podpisane numerkami), ale uwaga! Jeśli ktoś zaklepał sobie go wcześniej, to niestety musisz wybrać innego.

-  z wybranego człowieczka tworzysz siebie lub swoje OC (Orginal Charakter) możesz zmienić im wyraz twarzy, ale nie wolno ci zmieniać pozy. Program, metoda itp. są dowolne! Jeśli OC ma imię, napisz je! Chętnie ją/jego poznamy!
- żeby nie pogubić się w rysowaniu, to kolejność idzie numerkami. Osoba, która ma numer 1 zaczyna, potem 2,3,4, CHYBA, że osoba z numerem kolejnym nie ma czasu lub coś jej wypadnie, wtedy rysuje następna itd. Jak skończysz rysować, usuń cyferkę.
- Podpisz się pod swoim dziełem! Niech każdy wie, ze narysowałaś/eś to właśnie ty!
- jeśli zaklepiesz sobie numerek, ale wyjdzie tak, że nie będziesz chciał/a już rysować (albo nie będziesz mogła), to napisz to w komentarzu. Na pewno znajdzie się ktoś chętny ;)
UWAGA!

Osoby, które brały udział już w zeszłotygodniowym ,,Kółku Przyjaźni" nie mogą brać udziału w następnym. Dajmy też szanse porysować innym :) Jednakże! Kiedy zostaną wolne bases i nie będzie chętnych, wtedy osoba ta może wziąć udział :D

Ze swojej strony dodam jeszcze:
- Na narysowanie swojej postaci masz 15 godzin. Jeżeli ten czas upłynie - wypadasz z tej zabawy, natomiast miejsce się zwalnia na kogoś innego. Chyba, że napiszesz wcześniej iż "dzisiaj nie mogę, rysujcie beze mnie, ja na końcu dodam jutro" albo podobnie. Chodzi po prostu o to, aby gra nie stanęła. Przypadki losowe zdarzają się każdemu. 
- Przekroczenie czasu NIE dyskwalifikuje Cię z wzięcia zabawy w przyszłym tygodniu. 
- Jak zostało powiedziane, osoby jakie brały udział w zabawie z zeszłego tygodnia NIE mogą wziąć udziału w tym. CHYBA, że do soboty wieczorem zostaną jeszcze jakieś wolne miejsca.

A więc obrazek na ten tydzień 

Instrukcja: 
1 - piszesz komentarz z numerkiem base jaki rezerwujesz. Upewnij się jednak, że ktoś nie zajął go przed Tobą, w tej grze - kto pierwszy ten lepszy 
2 - Zaczyna osoba z 1 numerkiem
3 - Rysuje dowolną techniką swojego base (OC albo swoją wersję) 
4 - Hostuje (zapisuje na stronie) i przesyła bezpośredni link w komentarzu do zrobionego ze swoim OC obrazkiem np na stronach 
5 - NIE zmieniamy rozszerzenia pliku (jak jest .png to ma zostać .png)
6 - Jak osoba z numerem 1 prześle link. to osoba z numerem 2 zapisuje obrazek i robi dokładnie to samo od punktu 3 do 5 i tak do końca 
7 - Jeżeli osoba z wcześniejszym numerkiem z różnych powodów nie może w danej chwili narysować - musi to napisać w komentarzu określając mniej więcej czas kiedy będzie mogła się tym zająć (nie chodzi o podawanie konkretnej godziny ale np czy wieczorem będzie dostępna czy nie). Na narysowanie każdy ma 15 godzin i jeżeli nie napisze komentarza - nie skontaktuje się - że np teraz nie może, to kolejka mu przepada
8 - Obrazek jaki powstanie może być publikowany na waszych stronach z zaznaczeniem z jakiej to zabawy pochodzi. Mile widziany link do bloga!


KOLEJKA
1 - Madziaziel (jutro)
2 - Gabrysia (jutro)
6  -Undyne rybeczka /przekroczony czas/
11 - Triss Merigold /przekroczony czas/
14 - Cutie Pie /przekroczony czas/

ZABAWA PRZENIESIONA TUTAJ
Share:

1 czerwca 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka treningowa [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Training Incident ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka treningowa (obecnie czytany)
Nowy Rok, nowa Ty, co oznacza posłuchanie Undyne kiedy mówiła, że potrzebujesz treningu. Nie minął nawet dzień kiedy napisała do ciebie, abyś podniosła dupę i zaczęła nad sobą pracować. Lecz nie tylko ona Cię tym dręczyła. Nawet Papyrus nalegał abyś z nim trenowała, by stać się silną i wygrywać wszystkie pojedynki. Próbowałaś im wyjaśnić, że ludzkie i potworze style walki są kompletnie inne, ale nie słuchali... no i nie umiesz odmawiać Papsowi (zbyt słodki) czy Undyne (za straszna). Więc tak oto znalazłaś się w parku? Ciężko to tak nawet nazwać. To właściwie otwarte pole z kilkoma ławkami niedaleko miasta. Nadal było dość mroźno, mimo tego, że byłaś ubrana w wygodne buty i ciepłą kurtkę. Undyne powiedziała, abyś nie przejmowała się ubraniem, co nie równało się z tym, abyś o nim zapomniała. Cokolwiek to znaczy. Nie było nikogo poza Tobą, Papyrusem, Undyne, Alphys i Sansem. Właściwie, on właściwie teraz pracował sprzedając hotdogi (nawet nie chciałaś trudzić się pytaniem go po co na środku pustego pola stanowisko z parówami) w zabawnym stroju sprzedawcy. Byłaś... zadowolona, że Sans się zjawił. Minęły dwa dni od czasu Sylwestra i teraz nie był ani pijany, ani nie miał kaca, naprawdę chciałaś z nim pogadać o tym co się stało. Cóż. Nie chciałaś, tak naprawdę, ale wiedziałaś że powinnaś. Zauważył, że się na niego patrzysz i pomachał Ci. Przełknęłaś ślinę. Teraz czy potem? Czy czekanie pogorszy sprawę? A może już za długo to trwa? Nerwowo odmachałaś, Papyrus stanął naprzeciwko. 
-DOBRZE PRZYJACIÓŁKO, JESTEŚ GOTOWA?
-Uh... - zerknęłaś na Sansa, który już spał. Tak szybko?! Przytaknęłaś wysokiemu – Chyba bardziej gotowa już być nie mogę
-DOBRZE, WYCIĄGNĘ TERAZ TWOJĄ DUSZĘ!
-Zaraz co... - nim miałaś szansę zaprotestować, poczułaś jak coś ściska Twoją pierś. Zaniemówiłaś. Co do diabła? Przez moment to było jak dwa uderzenia serca, powolne i pewne pa bum pa bum, a zaraz potem rumba na resorach pa bum-bum-bum pa bum-bum-bum. Instynkt nakazał Ci zasłonić pierś mając nadzieję, że w ten sposób uspokoisz bicie, ale tylko się zakrztusiłaś. Dobra, dobra. To nie jest dobry początek. Uścisk zelżał i wzięłaś głębszy wdech. Dobra, nie tego się spodziewałaś. Cóż... niczego tak na dobrą sprawę się nie spodziewałaś. Chciałaś zobaczyć swoją duszę od dawna, odkąd dowiedziałaś się, jak ważna jest dla potworów. Aaale to było dziwne uczucie. 
-NIC CI NIE JEST? - przełknęłaś ślinę i przytaknęłaś – MOGĘ SPRÓBOWAĆ JESZCZE RAZ? - Przytaknęłaś, tym razem gotując się na dziwne doznania. Pa bum-bum-bum-pa-bum-bum-bum. I wtedy poczułaś się tak, jakbyś była w dwóch miejscach jednocześnie. Nie. Nadal byłaś tam gdzie byłaś. Tak jakby... Twoje ciało i dusza to nie było już jedno? Wtedy uścisk zaczął znikać, miałaś problemy z oddychaniem, ale... czułaś tak jakbyś nie potrzebowała oddychać. Przez moment obraz przed oczami się rozmył, by po chwili ukazał się jakby ... inny, wyraźniejszy.. Papyrus? I... oh.. Fioletowe serce unosiło się przed Twoimi oczami, powoli upadając na podłoże. Zadrżałaś. To małe, cudowne bijące serduszko było Twoją duszą? Właściwie, było całkiem mizerne. Po tym co czytałaś o duszach spodziewałaś się czegoś... co robi większe wrażenie? Ale i tak jest czadowe! 
- RAJUŚKU! FIOLETOWA DUSZA. MYŚLAŁEM, ŻE BĘDZIE ZIELONA, UNDYNE POPATRZ – chciałaś chwycić swoją duszę, ale zdałaś sobie sprawę, że nie możesz ruszyć rękami. Tak właściwie to nawet ich nie widziałaś. Zdałaś sobie sprawę, że to nie było konieczne, Twoje dusza jakby odpowiedziała na próby i sama uniosła się do góry. Dobra. Trzeba będzie przywyknąć.
-A CO TO ZA MIZEROTA? - krzyknęła. A może myślisz, że krzyknęła. Trudno to określić. Słyszałaś, jakbyś była pod wodą. - Czeka nas sporo roboty – słyszałaś, jak policjantka strzeliła z karku i w jednej chwili widziałaś ją lepiej – Dobra, jako kapitan gwardii czuję się w powinności wyjaśnić ci jak to wszystko działa... - cierpliwie czekałaś. 
-UNDYNE DLACZEGO NIC NIE MÓWISZ? - kobieta zacisnęła mocniej zęby a potem wykrzyknęła 
-NIE! PIEPRZYĆ TO! NIE MAMY NA TO CZASU! NAJLEPSZA NAUKA TO PRAKTYKA! - wysłała w Twoją stronę kilka włóczni. Zaczęłaś się drzeć, chciałaś zakryć twarz w dłonie, ale przypomniałaś sobie, że nie możesz się ruszać. Twoja dusza zadrżała i ledwo uniknęła włóczni. Jezu Chryste. - Co to do diabła miało być smarku?! To dopiero rozgrzewka! - Papyrus popatrzył niepewnie na przyjaciółkę. 
-UNDYNE NIE TAK TRAKTUJE SIĘ WHIMSATOTA
-Whimsatot? - Undyne prychnęła 
-Potworzy slang, tak się określa dzieciaka który zaczyna się uczyć. Znaczy się ciebie. No i nie widzę powodów aby traktować cię jak jajeczko – Papyrus popatrzył na nią, westchnęła głośno wywracając oczami – Dobra, wygrałeś. Twoja kolej – teraz był zadowolony. Stanął naprzeciwko. 
-DOBRA PRZYJACIÓŁKO. ZACZNIEMY OD PROSTEGO ATAKU KOŚCIĄ. WYOBRAŹ SOBIE JAK TWOJA DUSZA PRZESKAKUJE, GOTOWA? - przytaknęłaś, małe kosteczki sięgające Ci do łydek zaczęły zmierzać w Twoją stronę. Skupiłaś się najmocniej jak się dało, ale dusza ani drgnęła. Kości uderzyły w duszę, zaś Twoje ciało przeszył ból. Krzyknęłaś. Dlaczego się na to zgodziłaś? - UM, NIE TAK ŹLE JAK NA PIERWSZY RAZ – Warknęłaś, ból zniknął tak jakby nigdy go nie było. Znaczy się czułaś go i nie czułaś ... jednocześnie? 
-Daj mi chwilę – chciałaś złapać oddech, ale przypomniałaś sobie, że nie musisz oddychać. - Dobra, um. Jeszcze raz? 
-NIE, TERAZ TWOJA KOLEJ
-Oh – rozejrzałaś się dookoła. Wszystko poza Papyrusem i Undyne było rozmazane. Też umiałaś przywołać kości? A może to tylko umiejętność kościotrupów? Powinnaś go uderzyć? Ale jeżeli spróbujesz to zranisz się o kość... - Uh... ale jak? 
-MOŻESZ ZROBIĆ WIELE. MOŻESZ ZACZĄĆ MIŁĄ ROZMOWĘ, SPRAWDZIĆ MOJE STATYSTYKI, MOŻESZ NAWET MNIE ZAATAKOWAĆ JEŻELI CHCESZ – Cóż, nie wiesz jak się ruszyć, więc wybrałaś rozmowę. 
-Co to są statystyki? 
-TO... NO WIESZ.... STATYSTYKI. - to zdecydowanie najbardziej nieprzydatna odpowiedź, jaka dostałaś. 
-Ch-chyba ja mogę wyjaśnić – Alphys pojawiła się w polu widzenia – Wszyscy, potwory czy ludzie, mają mają swoje statystyki. Twoja DEF czyli obrona i ATK czyli atak. Każdy ma swoje LOVE czyli poziom przemocy oraz HP...
-Niech zgadnę, punkty życia 
-T-tak, niektórzy wierzą, że oznacza ten skrót też Nadzieję – zamyśliła się – P-potwory uwielbiają akronimy. - To brzmi jak jakaś gra. Ciężko było Ci uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. 
-Więc, jak to sprawdzić? 
-P-pomyśl o tym
-Pomyśl o tym – powtórzyłaś. Nie no, serio?
-T-tak! Dokładnie!
-Smarku, marnujesz czas! Teraz moja kolej! - Ta rozmowa nic nie wniosła nowego. Jak niby miała Ci pomóc? Czekałaś niecierpliwie spodziewając się kolejnej włóczni pędzącej na Twoją twarz emm znaczy się duszę. Undyne stworzyła małe strzałki i te... powoli zmierzały w Twoją stronę. Próbowałaś przypomnieć sobie jak poruszyłaś się za pierwszym razem. Jak mówił Paps, skupiłaś się na poruszaniu, ale dusza ani drgnęła. Pociski trafiły w Ciebie.  - Cholera, naprawdę ssiesz. Nie musiałam nawet męczyć się ze zmianą koloru twojej duszy.
-Co?
-Mój specjalny atak! Robisz się zielona i nie możesz się ruszać, a ja ATAKUJE! - zacisnęła pięści. Łał. Była przerażająca. Skorzystałaś z rady Alphys i sprawdziłaś STATYSTYKI Undyne. Skupiłaś się z całej siły aż dziwne numery pojawiły się przed nią. 
10 ATK
10 DEF
... to nic Ci nie mówiło, ale wygląda na to, że jest całkiem silna. Zastanawiałaś się, czy jest jakiś sposób abyś sprawdziła siebie. Kolej Alphys. Przygotowałaś się, ale ona nawet nie próbowała cię atakować, zamiast tego jej białe imię powili zmieniło się na żółte. 
-T-to oznacza łaskę, R-robisz się żółty. N-nie chcesz walczyć. N-nie będę tego tłumaczyć n-naukowo. P-po prostu o-okazując łaskę o-oszczędzasz nas. 
-Okazuję łaskę? - jasne złote światło wydobyło się z Twojej duszy. Było ładne, zastanawiałaś się, czy da się go dotknąć. Minęło jeszcze kilka rund. Po kilku ciosach i po zaczerpnięciu rad od Alphys odkryłaś jak poruszać duszą bez większego problemu, choć i tak kierowałaś nią kiepsko. Undyne się denerwowała, że nie robisz postępów. Niebieskie ataki Papyrusa stały się Twoimi ulubionymi no i to takie śmieszne uczucie jak Twoją dusze i ciało przechodzi kość. Zmęczyłaś się szybko. Poczułaś przeszywający ból w duszy. Byłaś padnięta i psychicznie i fizycznie, więc poprosiłaś o przerwę. Teraz już nie walczyliście, leżałaś na ziemi dysząc ciężko. Rany. Czułaś ból dosłownie... Oni robili to Frisk? Dobry Boże. 
-MOŻE WALKA NA NASZ SPOSÓB JEST DLA LUDZI TRUDNIEJSZA NIŻ ZAKŁADALIŚMY – Papyrus pomógł Ci się podnieść i stanąć na równe nogi. Przytaknęłaś słabo. Nogi miałaś jak z waty. Boże. Ał. To tak strasznie boli – MOŻE ZRELAKSUJESZ SIĘ I ZROBISZ STO OBRAŻEŃ DOOKOŁA PARKU? - patrzyłaś się na niego z niedowierzaniem. - UM, PIĘĆDZIESIĄT? - nadal się gapiłaś – DOBRA, POCZĄTEK BYŁ TRUDNY, DWADZIEŚCIA PIĘĆ I KRZYKNIESZ JAK ŚWIETNE TY I ALPHYS JESTEŚCIE 
-Paps nie ma mowy abym zrobiła chociaż jedno w tej chwili. Chcę usiąść na chwilę – zerknęłaś na stanowisko Sansa – Tak, usiądę tam i odpocznę, dobrze? - Papyrus wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale przytaknął i udał się do Undyne by zaraz potem zmierzyć się z nią. Alphys w tym czasie biegała dookoła wrzeszcząc, jakie życie wiodła ostatnia bohaterka anime. Cóż. Oto i oni. Podeszłaś do jego stanowiska, nagle poczułaś się strasznie spięta. Masz szanse z nim porozmawiać o tym co miało miejsce w Sylwestra. Szybko, ułóż plan. Zaczniecie od małej pogadanki, a potem spróbujesz nawiązać... 
-cześć – przywitał się – gorącego jamniczka? 
-Chcę pogadać - ...nawiązać do... dobra, w sumie tak też się da. 
-dobra? - podparł głowę na ręce, wskazał na wolne miejsce obok siebie – siadasz? 
-Ja uh – przygryzłaś wargę – uh tak, z przyjemnością – usiadłaś obok niego, poprawił się w swoim siedzisku
-co tam?
-Więc uh... - zaczęłaś – Nie wiem ile pamiętasz z Sylwestra, ale myślę że powinnam ci powiedzieć. Um. Ja nie um nie chcę abyś dowiedział się o tym od kogoś innego... w inny sposób... wiesz... wiem że takie rzeczy cię denerwują więc.. uh... na początek wiesz jak się zachowywałeś tamtej nocy, co nie? - jasny rumieniec był wystarczającą odpowiedzią. Pamiętał – Dobra. Więc. Um. Myliśmy u Grillbiego a potem poszliśmy oglądać fajerwerki do parku i poszliśmy pogadać zostawiając resztę, usiedliśmy na górce i um zaproponowałam pocałunek o północy i ty ... zapytałam się czy chcesz i my to zrobiliśmy. Znaczy się, pocałowaliśmy się. - Cisza. 
-...ok? - Spodziewałaś się, że zacznie się na Ciebie drzeć, albo coś innego powie. Cokolwiek. Naprawdę. Ale on się tylko patrzył. Zrelaksowany, wyluzowany, w ogóle nie zmieszany. 
-Nie jesteś zły?
-a powinienem być?
-No ale pocałowałam cię. Zmusiłam cię. ja...
-ej – przerwał Ci unosząc rękę – to nic, nie martw się, byliśmy pijani więc..
-Ja nie
-co?
-Ja nie byłam pijana. Byłam trzeźwa jak to się stało. 
-oh – zaczynałaś czuć się niepewnie, czekając aż coś powie. Będzie zły. Na bank. Milczał. Odwróciłaś wzrok i popatrzyłaś na rozlany keczup na budce. - wiesz całowaliśmy się często publicznie, to nic wielkiego
-To jest coś wielkiego! Ten pocałunek był inny! Nie jakiś tam cmok w policzek czy przystawienie zębów. On był... - czymś. 
-przestań – warknął – to tradycja tak? nic nie znaczy – Cisza. 
-Wiem.. - opuściłaś ton głosu – Wiem – zaczęłaś się trząść – Chciałam się upewnić, że wiesz. Bo ... bo przepraszałeś. Po tym co się stało. I myślałam, że może .. sama nie wiem – poddałaś się. 
-słuchaj koleżanko – chwycił Cię za dłoń. Puść. - nie chcę cię zranić – Za późno – nie chciałem na ciebie naciskać – Ale to zrobiłeś – przepraszałem bo pewnie wiedziałem, że nie mogę być tym kimś kim chcesz abym był – odwrócił wzrok, wyraźnie nie czuł się dobrze z tym co mówił – słuchaj, muszę iść, przerwa mi się skończyła – Co? Idzie sobie? W połowie rozmowy?! 
-Sans, próbuję z tobą porozmawiać. 
-nie mamy o czym – mruknął oddalając się od Ciebie. 
-O wielu rzeczach musimy! Jest tyle rzeczy o jakich muszę się dowiedzieć. Na przykład... dlaczego ten raz był ... inny od pozostałych. Może... może między nami jest coś więcej – zatrzymał się, ale się nie odwrócił. Twoje serce zabiło niepewnie. Nie tak ta rozmowa miała się potoczyć. Czekałaś. Czułaś, że nie możesz oddychać. Dlaczego to powiedziałaś? Zaraz zacznie przepraszać i mówić, że nie czuje tego samego i ...
-wiesz, jesteś dobra w widzeniu czegoś czego nie ma - ... oh. Znowu zaczął się oddalać, a Ty poczułaś jak coś ślina utknęła Ci w gardle. Próbowałaś zignorować zimno w jego głosie, ale odbijało się ono echem w Twoich uszach, chwyciłaś za rękaw jego bluzy, aby nie uciekł, aby się nie teleportował, albo abyś się przeniosła z nim gdyby tak zrobił, kiedy nagle. Pa bum-bum-bum. Nie byłaś pewna czy to on czy ty, czy zrobiłaś to przez przypadek czy celowo. Nie wiedziałaś, że w ogóle tak umiesz. Był żółty. Już Cię oszczędzał? Chciałaś go puścić, ale cały czas byłaś na nim skupiona. Może przez ten cały wycisk dzisiejszego dnia. Nie chciałaś, ale zauważyłaś... 
ATK 1
DEF 1
-...Dlaczego masz takie niskie STATYSTYKI?
-nie twoja sprawa – Blip. Czy on... sobie poszedł w połowie walki? - wszystko wróciło do normy, nadal byłaś w parku ale Sans całkowicie zniknął. Rozejrzałaś się niepewna tego co zrobiłaś... niepewna tego co on zrobił. Próbowałaś zrozumieć, a im bardziej się starałaś tym bardziej zagubiona się czułaś. Sans nie był zły za pocałunek. Wyglądał tak jakby się tym nie przejmował. Więc dlaczego zareagował tak gwałtownie na coś co nie ma dla niego znaczenia? Dlaczego wkurzył się i sobie poszedł kiedy mówiłaś o tym co czujesz? Zachował się... jak nie on. Nie chciałaś, aby to się tak potoczyło. Nie planowałaś tego. Chciałaś przeprosić, może oczyścić atmosferę, a potem... co? Teraz siedzisz i myślisz i zastanawiasz się o co się pokłóciliście. 
-GDZIE SANS? - podniosłaś głowę. Papyrus rozglądał się na boki. Wzruszyłaś ramionami. 
-Nie wiem. Rozmawiałam z nim o czymś co się stało.... i się zdenerwował i teleportował się.
-ROZUMIEM. TO NORMALNE. UCIECZKA. ON TAK ZAWSZE ROBI. TAK, NIE PRZEJMUJ SIĘ, CHODŹ, POBOKSUJMY SIĘ, WYŁADUJ SWOJĄ FURIĘ – Jakieś nieznane uczucie ścisnęło Cię w żołądku 
-O czym ty mówisz?
-O NICZYM, MÓJ BRAT JEST TAKIM DZIAMDZIAKIEM, NIE CHCESZ SIĘ POSIŁOWAĆ? UNDYNE POWIEDZIAŁA, ŻE TO DZIAŁA RELAKSUJĄCO! 
-Papyrus
-MOŻEMY TEŻ PO PRZYJACIELSKU ZROBIĆ PRZYSIADY, NICZYM SIĘ NIE RÓŻNIĄ ALE ZROBIMY JE RAZEM BO JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI 
-Papyrus
-PEWNIE BYM CIE POKONAŁ, ALE MOŻEMY ZMIERZYĆ SIĘ W IMIĘ NAUKI – zaczynał się pocić. 
-Pap...
-NYOO-HOO. BŁAGAM NIE BĄDŹ ZŁA NA MOJE FANTASTYCZNE WYMÓWKI. CHCĘ ABY PO PROSTU KAŻDY MIAŁ DOBRE INTENCJE W SERCU. WIĘC. NIE. KŁAMIĘ. ROBIĘ TAK BO SAM POWIEDZIAŁ MI ABY NIC NIE MÓWIĆ. I OTO JESTEM. MÓWIĘ. ALE TYLKO DLATEGO, ŻE MI ZALEŻY – uniósł dramatycznie ręce do góry. Czułaś, że znowu zaczyna brakować Ci tchu. Co się dzieje? W brzuchu zamieszkało stado motyli. Próbowałaś się skupić.
-Nie rozumiem.
-PRZYZNAM, ŻE JA TEŻ NIE. SANS ZAWSZE MIAŁ WIELE TAJEMNIC KTÓRE STRZEGŁ. TO NIE JEST TYP KTÓRY LUBI CHODZIĆ KOŁO ECHO KWIATÓW JEŻELI WIESZ O CZYM MÓWIĘ. TAK NAPRAWDĘ. BYŁEM ZASKOCZONY KIEDY ZOBACZYŁEM JAK SIĘ CAŁUJECIE NA SYLWESTRA – Ałć, tego nie musiałeś przypominać – WIĘC ZACZĄŁEM KRZYCZEĆ Z RADOŚCI, UNDYNE POWIEDZIAŁABY ŻE SKRZECZAŁEM, ALE TO NIE MA ZNACZENIA 
-Ale on był pijany
-TAK ALE POWIEDZIAŁ MI ... COŚ - ... zaraz, że niby co?
-Co ci powiedział?
-NIESTETY, WSPANIAŁY MŁODSZY BRAT PAPYRUS NIE MOŻE CI POWIEDZIEĆ BO MA MOCNĄ WIĘŹ ZE STARSZYM BRATEM SANSEM, ZROBILIŚMY NAWET PAKT DUSZ. 
-Odchodzisz od tematu – czułaś się niepewnie. Co mu powiedział? - To może podpowiedź? 
-DOBRZE, ALE TYLKO DLATEGO, ŻE JESTEŚ MOIM PRZYJACIELEM KTÓRY DZISIAJ CIĘŻKO PRACOWAŁ. I DLATEGO, ŻE SANS JEST ZBYT EMOCJONALNIE ROZDARTY ABY SIĘ PRZYZNAĆ – Popatrzył na Ciebie nerwowo wyraźnie próbując dobrać odpowiednie słowa 
-Paps, powiedz proszę, że nie zwariowałam myśląc, że to nie jest do końca platoniczne uczucie – byłaś niepewna, przez mieszane znaki. Wszystko od jakiegoś czasu przy nim było... inne. Szkielet zamrugał kilka razy i popatrzył na pole. 
-CO WIDZISZ KIEDY PATRZYSZ NA ALPHYS I UNDYNE? - cóż, niższa śmiała się pijąc wodę a Undyne mówiła. Stały blisko siebie, Undyne zaczęła tulić Alphys. Obie chichotały. Alphys pocałowała swoją dziewczynę. 
-Szczęście. 
-NA TYM POZIOMIE RANDKOWANIA TO NORMALNE. ŁĄCZY JE NAJBARDZIEJ ROMANTYCZNA HISTORIA MIŁOSNA. ALE ZACZYNAJĄC OD POCZĄTKU, UNDYNE CAŁY CZAS MÓWIŁA JAK ŚWIETNA JEST ALPHYS I ZAWSZE BYŁO JAKIM TO JEST GENIUSZEM I JAKI ROBI ŚWIETNY RAMEN I CAŁY CZAS NARZEKAŁA NA METTATONA – uhh? - NO I ZAPROSIŁA MNIE ABYM SIĘ Z NIĄ UDAŁ NA PIŻAMA PARTY ALE KIEDY POSZEDŁEM TO OBIE CAŁY CZAS ROZMAWIAŁY. UNDYNE PYTAŁA SIĘ, CZY PO ZACHOWANIU ALPHYS MOŻNA COŚ WYCZYTAĆ. CHCIAŁA ABYM NAWET WYPYTAŁ ALPHYS O JEJ UCZUCIA, CHOĆ NIE ROZMAWIAŁEM Z NIĄ WTEDY ZBYT CZĘSTO – Przerwał zerkając na policjantkę, która nadal tuliła Alphys. - WIĘC ZAPYTAŁEM SIĘ JEJ DLACZEGO NIE ZAPROSI AL NA RANDKĘ, BO TO NAJPROSTSZE ROZWIĄZANIE, ALE WIESZ CO MI POWIEDZIAŁA?
-...Nie? 
-POWIEDZIAŁA, ŻE ZA BARDZO SIĘ BOI. UWIERZYSZ? UNDYNE SIĘ BAŁA ZROBIĆ COKOLWIEK. MYŚLAŁA ŻE ALPHYS JEST DLA NIEJ ZA SUPEROWA. A TERAZ TYLKO POPATRZ. CZYSTE SZCZĘŚCIE. ROZUMIESZ?
-....Nie?! 
-JAŚNIEJ SIĘ JUŻ NIE DA. PRZEGAPIŁAŚ TEN WĄTEK Z CZYSTYM SZCZĘŚCIEM? 
-Próbujesz mi powiedzieć, że Sans... co? Boi się iść ze mną na randkę? 
-MÓWIĘ, ŻE SANS MOŻE BYĆ... TRUDNY... W NOWYCH RZECZACH. ZNACZY SIĘ. JESTEŚ DLA NIEGO CZYMŚ WAŻNYM. I NIE CHCE PRZYZNAĆ, ŻE KLUCZEM DO PRAWDZIWEJ PRZYJAŹNI JEST OTWARTA I SZCZERA KOMUNIKACJA WIĘC... POSTARAJ SIĘ NIE BYĆ NA NIEGO ZŁA TYLKO DLATEGO, ŻE JEST EMOCJONALNIE W GORĄCEJ RODZIE KĄPANY – starałaś się nie śmiać. 
-Ah, dzięki Paps. Wiesz jak sprawić, aby dziewczyna poczuła się lepiej – i faktycznie, byłaś mniej zła. Nadal nie dostałaś odpowiedzi na pytanie, ale nie będziesz naciskać. 

--

snas: 23:04 | cześć przepraszam że sobie poszedłem kiedy próbowałaś rozmawiać. 

Ty:  23:05 | Mniejsza. Zapomnij o tym dobra? :)

snas: 23:05 | heh dobra :)

snas: 23:05 | to.. do jutra? karaluchy pod poduchy

Ty:  23:05 | Tak jasne 

Ta, może faktycznie widzisz to co chcesz zobaczyć.
Share:

Dzień dziecka!

Opowiem Wam co mnie dzisiaj spotkało, bo powiem szczerze, że do teraz czuję jak moje serduszko aż bije z radości. 

Ostatnio nie przelewa się ani mnie, ani Samael. Dodatkowe wydatki, problemy w życiu osobistym, upalne lato, zbliżająca się sesja, praktyki zawodowe. Nie jest lekko, bo jesteśmy właściwie dwiema studentkami, które mogą polegać tylko i wyłącznie na sobie.

A więc, jak wiecie dzisiaj mamy dzień dziecka. W portfelu zostały grosze. Stałam w kolejce w Biedronce z makaronem i sosem - czyli tym co dzisiaj będzie na obiad. No i tak stoję i patrzę. Czekolada. Miałam przeogromną ochotę na nią bo od kilku dni ani kawalątka, a dla takiego słodziucha jak ja to piekło. Biorę, ulubioną Samael. Chwila milczenia i prosta matematyka. Rezygnuję z wzięcia tej dla siebie.

Idąc do domu wyobrażam sobie jak daję ją jej mówiąc "Wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka!" Bo wiem, że też ma ochotę i się ucieszy.

Wchodzę, rzucam torbę na bok i już mam mówić swoją kwestię, kiedy na moim laptopie widzę czekoladę - moją ulubioną - i Samael obwieszczającą, że "Najlepszego w dniu dziecka"
Okazało się, że choć sama miała wielką ochotę na czekoladę dla siebie, to wolała odpuścić śniadanie dla siebie byleby kupić czekoladę dla mnie. 
Powiem, że smaczniejszej od dawna nie jadłam.

Na zdjęciu po lewej - moja łapa, po prawej - łapa Samael. 

Dzisiaj jest Dzień Dziecka.
Dlatego też swoje słowa kieruję nie tylko do dzieci, ale i do tych trochę większych ludzi. Bo nie jest ważne ile ma się lat, czy pięć, czy pięćdziesiąt - liczy się pielęgnowanie wewnętrznego dziecka. Uważam, że to jest właśnie święto naszego wewnętrznego bachora! 

Nawet nie wiecie z jakim zdziwieniem, a potem uśmiechem witali mnie ludzie i panie w dziekanacie i pani w sklepie, kiedy składałam zupełnie dorosłym osobom życzenia z okazji dnia dziecka.

Dlatego, jeżeli możesz to pobiegnij teraz do swojego rodzica i przytul go, życząc wszystkiego najlepszego, bo to też jest i jego święto. Jego wewnętrznego dziecka. Nie pozwólcie zapomnieć rodzicom o tym, że też SĄ nadal dziećmi!

A potem opiszcie w komentarzu ich reakcję, bo aż jestem ciekawa ;3

Kochani.
Najlepszego w dniu waszego święta!
Share:

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w Sylwestra [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The New Year's Eve Incident ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka w Sylwestra (obecnie czytany)
Nowy rok, nowa Ty... albo coś takiego. Nie masz żadnych wielkich ambicji na zbliżający się kolejny rok, poza zdobyciem pracy w zawodzie. Jak większość studentów na Twoim kierunku. Ah no i chciałabyś aby w przyszłości liczba wpadek zmalała. Ostatnich kila miesięcy starsza za całe życie. Chyba. ... śnisz. Nie masz planów na Sylwestra. Zazwyczaj Twoi znajomi robili imprezę, ale po całej aferze z dildo (której koniec to wielki śmiech Wyatta z Ciebie) nie byłaś zainteresowana spędzaniem z nimi czasu. Może to właśnie spokojnej nocy potrzebujesz? Będziesz oglądać telewizję z wygodnej kanapy pod miękkim kocykiem. 

Bzzzz Bzzzz

Paps: 19:08 | JESTEŚ PEWNA, ŻE NIE CHCESZ PRZYJŚĆ?

Westchnęłaś stukając palcami w telefon. Popatrzyłaś na stare wiadomości. 

Paps: 13:16 | MY CZYLI JA, SANS, UNDYNE I ALPHYS ZAPRASZAMY CIĘ NA (NIE)OFICJALNY WYPAD PRZYJACIELSKI! 

Paps: 13:17 | IDZIEMY DO GRILLBYS

Paps: 13:17 | PRZYZNAM, ŻE NIE JEST TO MOJE ULUBIONE MIEJSCE

Paps: 13:17 | ALE MAJĄ CAŁKIEM DOBRE SPAGHETTI WIĘC SIĘ POŚWIĘCĘ

Paps: 13:17 | WPADASZ CZY NIE 

Paps: 13:18 | (NIE ZOSTAWIAM CI INNEGO WYBORU, TAKI ZE MNIE DYPLOMATA)

Rany wstydu nadal były świeże, Gwiazdka była raptem kilka dni temu i od tego czasu nie spojrzałaś w oczy Papyrusowi. Sans po prostu porzucił temat, zwłaszcza po tym jak dostał drona (no i tym razem wiedziałaś, że widziałaś błysk w jego oczach). Ale nadal nie byłaś pewna, czy powinnaś iść z nimi na Sylwestra. No ale teraz, skoro Papyrus wysłał znowu zaproszenie... ugh, tak trudno mu odmówić. 

Ty:  19:13 | Zastanowię się.

Pooglądałaś telewizję, pobawiłaś się z kotem i zrobiłaś pranie... to nudny Sylwester. Około 21:00 zmęczona nudą zdecydowałaś, że dobra, pójdziesz i spotkasz się z wszystkimi w barze. Siedzenie w domu i nic nie robienie tylko potęguje smutek i samotność. Miałaś tylko nadzieję, że nic nie powiedzieli o ... prezencie, Alphys albo Undyne. Wsiadłaś w taksówkę i pod Grillbym byłaś już o 21:30. Cała knajpa była pełna. Większość z bywalców raczej nie przetrwa do północy. Rozejrzałaś się póki nie dostrzegłaś Papyrusa opierającego się o jedną ze ścian. 
-Paps! - krzyknęłaś przepychając się przez tłum. Potwór słysząc Cię, wyszedł ci na spotkanie. 
-PRZYSZŁAŚ! WIEDZIAŁEM ŻE PRZYJDZIESZ! - uśmiechnęłaś się. 
-Tak, nie mogłam zawieść mojego czadowego przyjaciela, prawda? No i dawno tutaj nie byłam, więc.. - chrząknęłaś – Więc tutaj siedzicie? - pokazałaś na stolik koło którego stał wcześniej. 
-TAK, ALE, UH... POWINIENEM CIĘ UPRZEDZIĆ O CZYMŚ
-Mam się bać?
-...WIDZIAŁAŚ KIEDYŚ NIETRZEŹWEGO KOŚCIOTRUPA? - Uniosłaś wysoko brwi
-Co? Uh, nie? 
-CÓŻ, TO ZOBACZYSZ. NIE WIEDZIELIŚMY CZY PRZYJDZIESZ I UNDYNE SIĘ PODEKSCYTOWAŁA I SANS... ZOBACZYSZ SAMA – uśmiechnęłaś się wzruszając ramionami 
-Będzie dobrze Papyrus. Jestem studentem. - Potwór niepewnie przytaknął. Podeszliście do stolika przy którym siedział Sans. Dookoła siebie miał butelki keczupu i musztardy, kilka mocno trzymał w rękach. Usiadłaś na miejscu obok niego. 
- Przeszkadzam? - popatrzył na Ciebie. Jasna cholera, jego źrenice były jakby zamglone, zaś twarz delikatnie niebieska. Przyglądał Ci się przez kilka sekund, jakby właśnie docierało do niego to co się dzieje. Następnie porzucił butelki i rzucił się na Ciebie mocno tuląc do siebie. Patrzyłaś się na niego czekając na jakiś głupi kawał, lecz ten nie nadchodził. Przesunął się tylko, tak aby nie było wolnej przestrzeni między wami i mocno się przytulił. uh...? Co się dzieje? To jest Sans, prawda? - O mój boże, jesteś kompletnie pijany – zaśmiałaś się lekko. Nie byłaś pewna czego się spodziewać. Może powinien teraz spać, albo gadać bez przerwy. Ale o rany, nigdy tego nie zapomnisz. 
-n...estem – mruknął w Twój kołnierzyk. 
-Totalnie jesteś, tulisz się do mnie jak do jakiegoś misia – zerknęłaś na jego brata – Zawsze taki jest?
-NIE JESTEM PEWIEN, ALE ODKRYŁEM COŚ FAJNEGO, PATRZ! - pochylił się i odczepił od ciebie Sansa delikatnie biorąc go na ręce. Ten natychmiast owinął swoje dłonie dookoła karku brata, zaś nogi dookoła torsu. Wyglądał jak uczepiona koala. Cholera. To było takie głupie i słodkie i nie mogłaś uwierzyć w to co widzisz. 
-Boże, czy on tak naprawdę? - zachichotałaś
-TAK I NIE MUSZĘ GO NAWET TRZYMAĆ 
-ale możesz, bo jesteś super, jesteś najsuprzowszy, mam najlepszego brata na świecie, tak strasznie cie koooooooocham – zakryłaś usta dłonią aby zahamować śmiech 
-OCZYWIŚCIE, ŻE MASZ. 
-Ej, smarku, w końcu się pokazałaś – krzyknęła Undyne podając Ci... właściwie nie wiesz co to jest, ale jest jasno fioletowe i błyszczy. Wyszczerzyła się – Chlej słaby łbie. 
-Nie.. - zaczęłaś ale przerwałaś. Bez względu na to, czy masz słabą czy mocną głowę, Undyne zmusi cię do wypicia... uh.. cokolwiek to jest. 
-moja ulubiona dziewczyna kumpeli taaaaka ostra i zła i super i wyglądasz dzisiaj wyjątkowo... drapieżnie 
-FUHUHUHU raaany Sans, nie wiedziałam że tak o mnie myślisz, mam się zarumienić? - pochyliła się w jego stronę mrugając zalotnie – Wiesz, że jestem...
-Z-zajęta! - skrzeknęła Alphys wychylając się zza partnerki
-moja paleontologiczna kumpela! 
-Cześć Alphys – przywitałaś się. 
-C-cześć! C-cieszę się, że przyszłaś – szurnęła nogą – W-więc .... jak Gwiazdka?
-dała mi naaaaajlepszy preeezent
-Najlepszy, hm? - Undyne uniosła brwi 
-Tak! - wtrąciłaś się – Drona! Tylko drona! Tyle. Nic innego. - Zauważyłaś, jak Grillby macha na ciebie. Dzięki Ci panie Boże. Szybko wstałaś od stolika i podeszłaś do niego. Musiałaś przecisnąć się między kilkoma potworami, ale ostatecznie Ci się udało. - Serio, gadaj, co mu dałeś że tak się schlał? Wiem, że to nie było zwyczajne piwo z magią – Grillby tylko się tajemniczo uśmiechnął – Dobra, ile wypił? Nigdy go takiego nie widziałam – barman podniósł cztery palce. Ale cztery co?! - To dużo jak n a potwora? - tego nie wiedziałaś. Alkohol działa na ich duszę, tak? Mają jakiś poziom tolerancji? Grillby chwilę myślał, a potem wzruszył ramionami
-Wystarczająco – przyznał w końcu. Chciałaś zapytać się o coś jeszcze, bo łał, masz tak dużo pytań, ale poczułaś jak para rąk obejmuje Cię od tyłu i coś wtula się w Twój kark. 
-taaaaka ciepła, taaaaka miękka – uh ... Zaraz, co?
-Uh... tak, wiesz, mam ciało i takie tam.... miękkość i ciepło to profit – zarumieniłaś się lekko – możesz mnie teraz puścić, wiesz? 
-nieeee
-Sans, nie mogę się ruszać.
-nie iiiidź – jęknął – potrzebuję cięęęę
Pa bum.
Pa bum.
Kurwa. Wiesz, że nie powinnaś brać jego słów na poważnie, że one nic nie znaczą. To pijacka pogadanka. Pierdoły jakich pewnie rano nawet nie będzie pamiętał. No i próbowałaś sobie wyjaśnić, że jest taki dla wszystkich. Dla Alphys, Undyne, Papyrusa i ... 
-czeeeeść grillb – puścił Cię i teleportował się za bar – jesteś – czknięcie – najgorętszym facetem jakiego znam ha, ha - ... i Grillbiego. Wywróciłaś oczami. Tak. Jego słowa nic nie znaczą. To nic. Nie weźmiesz ich do siebie. Barman wyrwał się z uścisku kościotrupa i poszedł na inną stronę lady. By wrócić do Ciebie z alkoholem. 
-Uh, nie dzięki. Dzisiaj powinnam raczej zostać trzeźwa, bez urazy, dostanę wody? - Kolejnych kilka godzin spędziłaś na śmianiu się z przyjaciółmi i innymi klientami, Sans tulił się raz do Ciebie, a raz do brata. Alphys i Undyne rozmawiały o ślubie. Mówiły o różnych detalach do czasu, aż policjantka wspomniała o striptizerach, Alphys zdzieliła ją dziwnym spojrzeniem. Potem nastała taka przyjemna cisza. - Cooo potem robimy?
-C-cóż... możemy iść d-do parku. Będzie ła-ładny widok na fajerwerki
-Tak, chodźmy tam! - nim porządnie wstałaś, Sans już był uwieszony na Twoich plecach, tak jak wcześniej na bracie. Chyba nawet już usnął. Mniejsza. A więc na barana. Wyszłaś z baru zatrzymując się ze zmęczenia kilka bloków dalej. Kościotrup okazał się cięższy niż przypuszczałaś. W końcu dotarliście do parku gdzie już była impreza. Podeszłaś do huśtawki i usadziłaś na niej Sansa, sama siadając na tej obok. Widziałaś, że nadal go trzyma, choć już mniej. Przyglądałaś się jak Papyrus bawi się z dziewczynami przy grupie ludzi i potworów. Wszyscy byli zadowoleni. Uśmiechnęłaś się. 
-Więc uh, to jest jak... to coś znaczy dla potworów?
-hm, co?
-Sylwester, mieliście go u siebie? Wszyscy się cieszą, wiesz? - nadal się patrzyłaś na przyjaciół 
-uh, ta ale to smutne 
-Smutne? - milczał przez chwilę, potem sięgnął po Twoją rękę. Przypuszczałaś, że dlatego iż nadal jest pijany, albo to naprawdę bardzo smutne, lecz przystałaś na ten gest delikatnie ściskając jego dłoń. 
-przypominał nam, że zostaliśmy uwięzieni - ... Oh. To ma sens...
-A teraz?
-teraz przypomina nam, że nie jesteśmy – Dzień w którym bariera pękła nadal nie było traktowane jako święto, więc tak potwory pamiętają pierwszy rok na powierzchni. Radość. Dzisiaj nie zadręczamy się złymi myślami. Siedzieliście przez jakiś czas na huśtawkach. Kilka osób przyszło po zdjęcie albo autograf. Starałaś się być grzeczna, ale to denerwujące. Zwłaszcza dzisiaj. 
-Chodźmy – powiedziałaś łapiąc go za rękaw bluzy
-gdzie?
-Chodźmy – powtórzyłaś. 
-ale gdzie? - rozejrzałaś się. Potwory były wszędzie. Ludzie byli wszędzie. Chciałaś tylko chwili dla siebie. Cichej przestrzeni w tym nowym roku. 
-Tam – wskazałaś na małe ośnieżone wzgórze znajdujące się na końcu parku. Było całkiem puste. Prawiłaś suwak i chwyciłaś go za rękę znowu – Chodź leniuchu – weszliście tam, cały czas trzymał się Twojej dłoni. Nie będziesz kłamać, cieszyłaś się z tej odrobiny czułości. Niemal natychmiast usiadł na ziemi. Usiadłaś obok podkulając nogi pod siebie, postanowiłaś położyć głowę na jego ramieniu. Patrzyliście się w niebo. Z niewielkiego wzniesienia mogliście widzieć praktycznie całą okolicę. Słyszeć rozmowy ludzi w parku, lecz czuliście, że poza wami nie ma nikogo innego. Naszła Cię myśl, bardzo głupia myśl. - Ej, Sans. 
-ha, ha, oto i imię 
-Wiesz, że ludzie całują się o północy w Sylwestra?
-tak? - cóż, po co o tym teraz mówisz? - a co, chcesz całusa? 
Pa bum. Pa bum. 
Nie spodziewałaś się, że dzisiaj cokolwiek się stanie, ale skoro już pytał.... to nie tak, że chciałaś czegoś więcej niż to co już miałaś. Pocałunek w Nowy Rok. Od Sansa. Dla Tradycji. Chyba. 
-Oj no weź Sansy, to było by sprawiedliwe
-...pffft, sansy? - zaśmiał się. Kurwa. Naprawdę go tak nazwałaś? Przełknęłaś ślinę.
-Tak, Sansy. Jak Sans ale lepiej, słodziej. Zapomnij co powiedziałam, omsknęło mi się...
-mnie się podoba – Oh. Zarumieniłaś się. 
-Tak. 
-hmm?
-Chcę się pocałować w północ – To nie tak, aby tego nie wiedział. Nawet po pijaku pewnie wie kiedy kłamiesz. Mimo to tych kilka minut ciszy minęło nim odpowiedział. 
-a nie wolałabyś całować się z kimś kto ma usta? 
-Nie możesz... no nie wiem... zrobić sobie? - rzuciłaś bez pomyślunku. 
-będę wyglądać głupio  - Boże. Żartowałaś z tymi ustami. Lecz skoro już wspomniał... wstałaś, aby lepiej na niego popatrzeć. 
-Chcę zobaaaaczyć 
-nieeeee – machnął ręką – będziesz się śmiać
-Oj, weź, Sansy, nie będę się z ciebie śmiać – Przyglądał Ci się podejrzliwie, lecz po chwili powoli zaczęły mu się tworzyć usta. Przyglądałaś się zafascynowana. Kilka sekund potem oto i były. Niebieskie usta. Na swoim miejscu. Były.... na jego twarzy - ...o mój Boże... - nie mogłaś się powstrzymać. Zaczęłaś się śmiać bez opamiętania. Wyglądał tak głupio. To nie tak jak syntetyczna dłoń... nadal widziałaś jego zęby pod wargami. Starałaś się zakryć twarz wiedząc, że pewnie go uraziłaś, ale po prostu się śmiałaś. 
-powiedziałaś, że nie będziesz – mruknął powiedział poruszając ustami co tylko wywołało jeszcze większą salwę śmiechu. 
-Wybacz, nie chciałam ale... wyglądasz tak... głupio – skrzywił się. Boże, usta odpowiadają nawet ja jego grymasy. Śmiałaś się, czując się jednocześnie źle, że obiecałaś iż tego robić nie będziesz. 
-już ja ci dam śmiać się ze mnie– nagle chwycił Cię w talii i posadził na swoich kolanach. Zaczął łaskotać. 
-Haha, ha, przeeeestań hahahahaha – próbowałaś się wyrwać. Jednak on był silniejszy i nieubłagany. 
-nieeee
-To nie faaiiiiiiir
-heh sama tego chciałaś, obiecałaś że nie będziesz się śmiać – przestał przystawiając czaszkę do kaptura twojej kurtki 
-Przeeeepraszam – zakasłałaś między falami śmiechu. W końcu postanowił Cię uwolnić. Odwróciłaś się, usta znikały w końcu zostały już tylko zęby. Prychnęłaś ze śmiechu myśląc o tym co właśnie widziałaś, wolisz już całować jego zęby. Nie ruszyłaś się jednak z jego kolan, poprawiłaś tylko aby było Ci wygodniej, otaczał cię ramionami czule jak przez całą noc. Czułaś się zadowolona, ale... czas płynął... trzeba było się zapytać. 
-Chcesz? - próbowałaś się odwrócić w jego stronę. 
-co?
-Pocałować mnie. - przytulił Cię mocniej i schował twarz w Twoją kurtkę jakby próbował ukryć się przed Twoim wzrokiem. 
-sam nie wiem – słyszałaś jak ciężko oddychał. Tego się właściwie spodziewałaś. Popatrzyłaś na podnóża górki, wszyscy składali sobie przedwczesne życzenia gotowi zacząć odliczanie. Poprawiłaś się na jego kolanie tak, abyś mogła swobodnie oglądać niebo. Było ciemno, ledwo dostrzegałaś kilka migoczących gwiazd. 
-Więc nieważne. Wiesz, to tylko głupia tradycja – Ostatnie minuty roku upływały, słyszałaś jak gdzieś w oddali ludzie zaczynają liczyć. 
10…
-...ej
9…
-Tak?
8...
-chodź no
7...
Przekręciłaś się, aby na niego spojrzeć. 
6...
-No?
5...
Położył dłoń na Twoim policzku 
4...
-to tylko głupia tradycja, tak?
3...
-T-tak – zaczynałaś się denerwować. 
2...
-dobra
1...
Wraz z wybiciem północy przystawił swoją twarz do Twojej. W tle słyszałaś wiwaty wszystkich, życzenia, fajerwerki i otwierane szampany. Było głośno od sztucznych ogni rozświetlających niebo. Lecz prawdą jest to, iż ten wielki hałas zagłuszało Twoje własne serce bijące w zawrotnym tempie. Nie umiałaś się powstrzymać, otoczyłaś go ramionami i przyciągnęłaś bliżej do siebie. To był błąd. Robisz źle. On jest pijany. Ale zaproponował sam, prawda? Nalegał, co nie? Czy to coś znaczy? Czy to cokolwiek znaczy? Czy będzie pamiętał? Czy Ty też tego chcesz? Wiedziałaś, że to samolubne to co teraz robisz, ale miałaś to gdzieś. Chciałaś tego tak strasznie. Potrzebowałaś go tak bardzo. Powoli się zatracałaś i nie chciałaś przerywać. Błagam, jeszcze chwileczkę dłużej. Wraz z tym jak ustały fajerwerki on sam zaczął się powili odsuwać, popatrzył na Ciebie zmieszany. Zaś Ty... rozpłakałaś się. Nie byłaś pewna dlaczego płaczesz. Może dlatego, że jesteś bardzo emocjonalna. Może dlatego, że okłamałaś go szukając wymówek w tradycji na pocałunek? Może dlatego, że bolało Cię serce? Może przez skosztowanie tego czego pragniesz, ale nigdy nie będziesz mieć? Może dlatego, że łudzisz się iż odwzajemni Twoją miłość, nawet jeżeli to brzmi głupio. Może dlatego, że nie chcesz zapomnieć tej chwili. Może przez to co zrobiłaś. 
-dlaczego płaczesz? - byłaś zbyt zaaferowana aby odpowiedzieć, więc otarłaś tylko łzy z policzka, próbując je powstrzymać, daremnie. To było głupie. Nie mogłaś uwierzyć sobie, że poryczałaś się. Sans przytulił Cię mocno – wybacz... - za co przepraszał? Po co przepraszał? To sprawiło, że poczułaś się jeszcze gorzej i rozpłakałaś się bardziej, ramiona Ci drżały od dreszczy. Co się dzieje? Dlaczego nadal tutaj jest? Dlaczego cały czas powtarza „przepraszam”? Dlaczego? Płakałaś tak długo, aż nie mogłaś już wytrzymać i usnęłaś. 


Share:

POPULARNE ILUZJE