Od autora: Inspiracją do napisanie tego one-shoota był mój sen. Liczę, że praca się spodoba. W trakcie pisania słuchałam tylko jedej piosenki HIM - Heartache Every Moment
Wcielasz się w dorosłą kobietę, która pracuje jako sprzątaczka w jednym z laboratoriów. Historia ma miejsce po pacyfistycznym zakończeniu gry, kiedy potwory wyszły na powierzchnię i są obecne w społeczeństwie od kilku(nastu) lat. Związek W. D. Gaster x Czytelniczka.
Był wielkim naukowcem obdarzonym ponad przeciętną inteligencją. Szybko okazało się, że nie tylko wśród potworów mógł liczyć na poklask i podziw oraz wysokie stanowisko; ale także (co ważniejsze) wśród ludzi. On, wielki Gaster. W. D. Gaster. TEN Gaster. Doktor Gaster. Miał niebywałą pamięć fotograficzną umożliwiającą zapamiętać nawet najbardziej skomplikowane wzory chemiczne. Za pomocą logiki rozwiązywał trudne równania matematyczne. Znał liczbę PI po przecinku do kilkutysięcznego miejsca! Stworzył Rdzeń, za pomocą którego potwory przetrwały pokolenia uwięzione pod ziemią. Jego projekty stały się inspiracją dla Alphys, ta potem stworzyła Amalgamaty oraz ciało dla tego jak mu tam było… Metta… coś tam. W każdym razie stworzyła mu ciało łącząc duszę z maszyną. A co ważniejsze i bardziej istotne, przeżył własną śmierć. Jakkolwiek głupio to nie brzmi. Wpadł, zniknął, lecz kiedy Frisk zniszczył barierę i nikt nie musiał już pilnować Rdzenia, jego pole magnetyczne przestało więzić naukowca i ten się wyrwał z paszczy śmierci. Albo przynajmniej zawieszenia w kontinuum czasoprzestrzennym. Potem wymyślił maszynę, która naprawi jego uszkodzone ciało i poprawi wahania jego magii, aby nie był tak… lepki i … wodnisty. Odczekał odpowiednio długo, aż spory ludzi z potworami wygasną na tyle, aby te mogły zajmować lepsze stanowiska. Pojawił się. Zrobił doktorat z astrofizyki, fizyki, chemii, astronomii, matematyki i … a tak i jeszcze z termodynamiki. Wspomnieć należy, że robił to wszystko w tym samym czasie i w trybie przyśpieszonym. Dwa lata mu zajęło zdobycie dyplomów. Homo sapiens sapiens byli nim oczarowani. Dlatego nic dziwnego, że dostał swoje własne pomieszczenie w najlepszym laboratorium jakim dysponowała ludzkość. Nie miał normowanych godzin pracy. Nawet udało mu się na zapleczu mieć łóżko z niewielką komodą, aby nie musiał opuszczać tego miejsca.
Strzępki danych jakimi dysponowały potwory były okrojone w porównaniu z tym co ludzie teraz mogli robić. Łącząc to z jego wrodzonym darem, błyskotliwością i niewyobrażalnie wielką wiedzą wspaniały W.D. Gaster jest w stanie przenosić góry. Mógłby stworzyć statek kosmiczny, który sprawi, że dotrą na Marsa. Albo maszynę, przyśpieszającą proces dojrzewania roślin na tyle, aby były one jadalne i nieszkodliwe. W ten sposób rozwiąże się problem głodu na świecie. A może by tak…. Zrobić nanoorganizmy, wpuścić je do wody pitnej, a potem za ich pomocą przejąć kontrolę nad ludźmi… albo nie, jeszcze lepiej… zniszczyć ludzkość tak aby była tylko jedna rasa na Ziemi? To mogłoby się udać. Jest w stanie to zrobić. Gastera blokuje jedynie jego własna wyobraźnia, a teraz… ta i zmęczony umysł… potrzebują odpoczynku.
Przetarł oczy palcami i westchnął, przeciągając się nad kokpitem. Dlaczego wcześniej nie zainteresował się biologią? Konkretnie rzecz ujmując – anatomią człowieka, albo jeszcze lepiej, nie został lekarzem? A no tak, ludzie go nie interesowali. Zamknął oczy. Nie interesowali go tak długo, jak mu nie przeszkadzali i dawali sposobność robienia tego co chce. Więc co teraz robi? On, wielki i wspaniały W.D. Gaster? Bada ciało człowieka. W teorii. Przed sobą ma plakat z układem kostnym oraz przebiegiem naczyń krwionośnych i limfatycznych. Mógł oczywiście poprosić o pomoc Alphys, lecz po pierwsze – owszem, jej konikiem była ta dziedzina nauki. Znała wszystkie możliwe kombinacje układów cielesnych potworów, lecz nie ludzi. No i nawet, jak szybciej łapała te tematy i wszystko było dla niej bardziej zrozumiałe, zaraz zaczęłaby zadawać pytania, niewygodne, takie na jakie nie chciał odpowiadać. Nawet przed samym sobą.
Odszedł od biurka i warknął ze zmęczenia. Dwie godziny snu, wystarczą aby umysł się zrelaksował, a potem wraca do pracy. Nie wie ile dokładnie ma czasu, lecz czuje że jest go niewiele. W. D. Gaster. Ściga się z czasem. Zależy mu… na czymś innym niż własne badania. Heh. Kpina. Przekręcił się na bok i podłożył sobie łokieć pod głowę. Jak to wszystko się zaczęło?... A tak… Nieco ponad rok temu…
Początkowo nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś taki jak ona w ogóle istnieje. Robił swoje, nie przejmował się niczym. Bo jakby nie patrzeć, odkąd pracował w laboratorium ona już w nim była. Sprzątaczka. Heh. Kobieta, która miała tyle szczęścia, że mogła ścierać kurze z jego wspaniałych maszyn. Miała nocne zmiany. Witała się z nim każdego wieczora, żegnała poranka. Czasem pytała, czy jest zmęczony. Nawet nie pamięta co jej odpowiadał. Coś tam bąknął, raz grzeczniej, a raz nie.
Pierwsze wspomnienie, jakie zarejestrował jego umysł, dotyczącego bezpośredniej interakcji z nią… było jak odbierał nagrodę za stworzenie materiału, który może dostosować się do każdego ciała, sam się naprawia i choć jest cienki jak zwykła koszulka, jest w stanie zagwarantować osobie jaka ją nosi odporność na lód, ogień i przemoczenie, pozwalając jednocześnie skórze oddychać. A no i jeszcze może zatrzymać kulę z pistoletu czy też karabinu o średnicy…. Khem… tak. W każdym razie jego wynalazek był bardzo… użyteczny w różnych… dziedzinach życia. Odbył się z tej okazji bankiet. Ludzie z najwyższych szczebli nauki gratulowali mu, traktowali jak równego. Tutaj nikt nie miał nic do jego rasy. Nie spotykał się z motłochem, plebsem, ścierwami, które nie były w stanie zaakceptować inności. TUTAJ liczyła się tylko wiedza, a on nią dysponował. Wypił trochę za dużo. Zmęczone ciało, pusty żołądek, stres i ekscytacja, no i jeszcze szampan. Nie to nie było dobre połączenie.
Chwiejącym krokiem udał się do swojego laboratorium, aby spocząć na leżance. Jak tylko rozsuwane drzwi się otworzyły by go wpuścić, zobaczył ją. Odkurzała. Zapewne teraz spodziewasz się, iż określi ją jako coś zjawiskowego. W tym wynoszonym podkoszulku, brudnawych spodniach, kapciach, skarpetkach, gdzie lewa nie była podobna do prawej, no i w związanych włosach? Że spodobała mu się bez makijażu? Nieee. Nie czuł najmniejszego zainteresowania ludźmi, właściwie to kimkolwiek. Lata osamotnienia w Rdzeniu nauczyły go dobrze czuć się we własnym towarzystwie. Jednak, kiedy tak wszedł do środka poczuł, że wszystko jest… na swoim miejscu. Takie… kompletne.
-Witam pana, panie doktorze Gaster – uśmiechnęła się do niego czule i pochyliła. To nie tak, że była brzydka, raczej zaniedbana. W każdym razie… w takim stanie w jakim widywał ją co noc, mógł dostrzec czający się w niej potencjał fizyczny, jakim zawróciłaby w głowie wielu samcom swojego gatunku. – Słyszałam, że dostał pan nagrodę. – No tak, przecież wraca właśnie z przyjęcia. – Moja gratulacje – Tooo słyszał już kilkadziesiąt razy dzisiaj. Przestał liczyć po trzydziestym ósmym. – Jestem z pana dumna. – Cmoknął w irytacji.
-Skończyłaś już? Pracę znaczy się – pokręcił palcem dookoła pokazując na podłogę. Kobieta się zreflektowała i powróciła do czyszczenia nadal uśmiechając się pogodne.
Z jakichś powodów, te ostatnie słowa były dla niego najważniejsze. Chciał usłyszeć je jeszcze raz. Wtedy nawet o tym nie wiedział. Myślał raczej w kategoriach… Głupia ludzka samica, myśli że ten projekt jest czymś wspaniałym? Ha! Ja jej zrobię projekt wszech-czasów, aż jej szczęka opadnie! I nim się spostrzegł… pracował dwa, nie trzy razy ciężej. Robiąc coraz to bardziej wymyślne rzeczy. Środowisko uczonych uważało, że woda sodowa mu uderzyła do głowy i pragnie zagarnąć wszystkie nagrody dla siebie. Heh, gdyby tylko wiedzieli, że próbował… zaimponować… ludzkiej kobiecie… nie, nie tylko. SPRZĄTACZCE. Istocie bez większego wykształcenia. Skończyła w ogóle liceum? Na studia raczej nie poszła. Nie miała żadnej wiedzy, do czego się przyznawała. Lecz…
Odzywał się do niej. Początkowo mówił na głos do siebie, o jakimś projekcie. Sprawdzał czy słucha. Słuchała. Przerwał w kluczowym momencie i wtedy…
-Nie rozumiem, jak to właściwie ma działać? – zmarszczyła brwi i podniosła się znad stolika, który właśnie czyściła. Ciekawska, co?
-Entropia.
-Entro… co? – przyglądała mu się chwilę w skupieniu wyraźnie zbierając myśli. Jej mimika twarzy była taka łatwa do rozczytania. Otworzyła szerzej oczy, oh, czyżby wiedziała co to jest? – Jak byłam mała i pytałam się mamy, skąd się bierze kurz. Mówiła, że przynosi go Entropia. Wyobraziłam sobie wtedy taką straszliwie brzydką wiedźmę, która zakrada się nocą do domów i rozsypuje z worka kurz ludziom po meblach, aby dać im więcej roboty rano!
-Yhhh…. – nawet nie chciał tego komentować. No, ale nie mól tak tego zostawić. Po chwili ponowił temat, jak tylko… zażenowanie sobie poszło - Wielkość równa sumie ilorazów porcji ciepła pobranych przez układ w procesie odwracalnym.
-…Co? – znowu na niego patrzyła. Wywrócił oczami. Jakby jej powiedzieć, tak aby zrozumiała.
-Idąc po błocie i wracając po śladach, to miejsce wcale nie powróci do swojego pierwotnego kształtu.
-Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki?
-Technicznie rzecz ujmując dwa razy do TEJ samej rzeki wejdziesz, nie wejdziesz do TAKIEJ samej.
-… To jest jakaś różnica?
-Dwa razy wejdziesz do Tamizy, Wisły czy Amazonki, ale woda jaka będzie cię otaczać to już nie ta sama, jaka była wcześniej.
-Wie pan co… to w sumie racja! – aż klasnęła w dłonie z podekscytowania. To… miłe. Rozmowa nie była na wysokim poziomie. Co noc poruszali jakiś temat. Przychodziła do niego z pytaniami. Słuchała. NAPRAWDĘ słuchała. I … była ciekawa, tego co ma do powiedzenia. Zmuszała go też do wysiłku. Zazwyczaj jak porozumiewał się z innymi naukowcami znali swój język. W sensie, każdy wiedział co znaczy co i jak się to je. Tutaj musiał znaleźć tak proste słowa, aby wytłumaczyć skomplikowane procesy. Czasami nawet to nie pomagało. Krzywiła się wtedy opierając o mopa.
-To brzmi niesamowicie…. Ale… nadal nic z tego nie rozumiem – śmiała się delikatnie. Próba zaimponowania jej przerodziła się w chęć pokazania czym jest świat jaki go otacza. Liczb, wykresów, wzorów. I to w taki sposób, aby go polubiła.
Najgorsze były te chwile, kiedy miał już coś, aby jej pokazać. Praca skończona. Jego praca, bo jej zaczynała się za … za kwadrans. Wtedy każda minuta mu się dłużyła. Siedział w kamienną miną na swoim krześle, stukał palcem w oparcie i patrzył jak sekundy trwają wiecznie. A kiedy pojawiała się, czas wracał do normy… Nie, pędził szybko. Nim się spostrzegł, był w stanie przegadać z nią całą noc, a i tak było jeszcze tyle rzeczy o jakich chciał jej opowiedzieć!
Lecz to nie jest koniec. Wtedy … wbrew temu co sam chciałby czuć… lubił tę ludzką samicę. Choć jej iloraz inteligencji był średnio przeciętny, to … lubił ją. Za jej ciekawość, za jej autentyczne uczucia wymalowane na twarzy. Uwielbiał ten błysk w oczach kiedy coś zrozumiała i się jej to podobało. To w jaki sposób między jej brwiami robiła się zmarszczka zdradzają procesy myślowe i wybitne skupienie szarych komórek nad jakimś zagadnieniem. Pewnego wieczora….
-Pije pan, panie doktorze, stanowczo za dużo kawy – zauważyła, kiedy wyrzucał kolejny kubek do kosza. – To szkodzi zdrowiu. – dodała nie podnosząc na niego wzroku. Czyściła właśnie regał z przyborami.
-W automacie nie ma niczego lepszego. Grochówki pić nie będę. Herbata to pomyje. Czekolady nie chcę.
-Ale herbatę pan lubi?
-Nie tę.
-Mmmmm – wtedy nic już więcej nie powiedziała. Lecz kolejnego dnia, kiedy usnął przy biurku jak zawsze, w momencie wyczerpania organizmu, położyła obok niego coś dziwnego. Ocknął się, gdy już jej nie było. Zegarek pokazywał ósmą rano. Właściwie to dwanaście minut po ósmej. Kubek termiczny? Różowy w kolorowe kwiatki. To dla niego? Tak. Obok była kartka z napisem „Pan doktor Gaster: smacznego!”. Dotknął, jeszcze ciepły. Otworzył go i upił łyk. Herbata. Dobra. Malinowa… z cytryną… nie za słodka. Od tego czasu kubek był „jego” to znaczy jej. Lecz zawsze dawała mu w nim herbaty. Różnej. Teina działa później od kofeiny lecz również ma właściwości pobudzające. Od tego czasu właściciel automatu zaczął mniej zarabiać, bo Gaster pił herbatę.
Minęło kilka tygodni. Potwór odkrył coś niezwykłego. Nie podzielił się jednak jeszcze tym z ciałem naukowców. Nie. Zamiast tego cały jeden dzień poświęcił na sprzątanie laboratorium. Skontaktował się z Asgorem i poprosił go o najlepszą herbatę jaką ten ma. Kupił od Muffet donuty, od Toriel wziął ciasto. Starał się zignorować Sansa, który co chwile robił sobie z niego kawały, olać ciekawskiego Papyrusa. Wchodził z nimi w interakcję najmniej jak się dało. To nie tak, że ich nie lubił… po prostu… nie. Czasem się tak ma, że po prostu nie…. Po prostu nie dla kogoś. Gaster miał swoje po prostu nie dla wszystkich… z wyjątkiem….
Długo czekał, aż przyjdzie. Choć pojawiła się jak zawsze. Jak w zegarku. Zastała go siedzącego z książką na kolanach (którą trzymał, a nie czytał, chciał po postu wyglądać na …. Wyluzowanego, taka gra pozorów), przy stoliku zastawionym herbatą, słodyczami i całą resztą.
-Będzie miał pan gości? – weszła do środka
-Właściwie to jednego.
-Przeszkadzam? Mogę przyjść później….
-N-nie! Znaczy się… khem… nie. Tak właściwie to czekałem na ciebie.
-Na mnie?
-Tak. Usiądziesz? Częstuj się. Chcę zapytać się ciebie o zdanie…
-Mnie? O zdanie? – zaśmiała się nerwowo odwracając wzrok na bok. Zawsze tak robiła, kiedy czuła się skrępowana, zakłopotana, albo niepewna samej siebie – Nie uważa pan, że powinien pan porozmawiać z kimś bardziej…. – przygryzła dolną wargę - …. Kompetentnym? No i muszę posprzątać jeszcze…
-Tutaj jest już czysto – zauważył. – Nikomu nie powiem. Oficjalna wersja, tyrasz tutaj po same łokcie, a ja jestem sobą. Nikt nie musi wiedzieć o … naszej rozmowie. – teraz on odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć jej w oczy. – Jeżeli chcesz oczywiście… - dodał ciszej. Żarty. On, wspaniały Gaster, wielki geniusz… krępował się sprzątaczki. Nawet drwiny z samego siebie w myślach nie zmieniały jego charakteru i stosunku do tej ludzkiej kobiety. Wahała się chwilę, potem odłożyła na bok mop, rozpuściła włosy i przeczesała je palcami. Usiadła naprzeciwko niego z rękami na kolanach, wyraźnie spięta. Po pierwszych zdaniach, kiedy już oboje załapali temat, albo właściwie to on załapał… atmosfera się rozluźniła. Słuchała go uważnie, obserwował jak co chwila marszczy brwi, próbując zrozumieć i połączyć fakty, jak delikatnie rozchyla wargi zaskoczona wiadomościami jakie jej dawał. Słuchała go, autentycznie go słuchała i była pod wrażeniem.
-To zajebiste! – krzyknęła w końcu klaszcząc z podniecenia w ręce. – Haha, to będzie wspaniałe! Koniecznie musi pan o tym powiedzieć swoim kolegom! – Zaraz… komu? A tak… innym naukowcom – Też będą pod wrażeniem! – Pewnie tak… albo raczej pod wrażeniem ile mogą zarobić na moim wynalazku – Boże… nie wiedziałam, że tak się nawet da! – Uwielbiał te jej monologi, pełne emocji, powtórzeń wyrazowych i logicznych, chaotycznych wypowiedzi, niedokończonych sentencji. Podniosła się z siedzenia – Jest pan geniuszem!
-Gaster…
-Co proszę?
-Mów mi Gaster… - Doszczętnie zwariował.
Inni byli faktycznie zaskoczeni. Niektórzy przerażeni, potwór nie wiedział tylko czy jego wynalazkiem, czy jego osobą. Byli też tacy co w głowie liczyli już zarobioną forsę oraz szukali zastosowań dla jego wynalazku. Był bankiet, przyjęcie, przemowa, gratulacje. Śpieszył się, co chwila nerwowo patrzył na zegarek. Ma jeszcze kwadrans nim wyjdzie z budynku. Musi zdążyć się jej pochwalić. Wybiegł ignorując rozmowę z kilkoma osobami. Prosto, lewo, prawo, piętro pierwsze, prawo, prawo, lewo… Nie, nie było jej już u niego. Poszedł dalej korytarzem głośno dysząc. Jest. To ona. Krzyknął jej imię. Odwróciła się z pogodnym uśmiechem na twarzy.
-Słyszałam, że miał pan dzisiaj przyjęcie z okazji tego projektu – odezwała się radośnie – Moje gratulacje. – No już… dalej…. Powiedz to – Jestem z ciebie dumna.
I w tym momencie już wiedział, że ma przejebane. Przez to jak jego dusza zareagowała, jak szeroko się uśmiechał, jaki był… szczęśliwy. Żadne gratulacje, nagrody czy cokolwiek innego do tej pory tak go nie … cieszyło jak… te zwykłe, cztery, słowa, od … ludzkiej samicy… sprzątaczki… Czy to przez fakt, że wykazała zainteresowanie jego osobą? A może po prostu …
Nie pojawiła się kolejnego dnia, następnego też. Nie był w stanie skupić się na swojej robocie. Martwił się, niepokoił. Kiedy trzeciego, również się nie stawiła zaczął panikować. Udał się do służbówki, on, wspaniały Gaster, geniusz… pytał się ludzi… sprzątaczy… o to gdzie ona jest. Dostał odpowiedź, że ma grypę. Co kurwa? Co to jest? Skoro to ma to niech to… Ah, to jakaś choroba… Ma wrócić za .. aha… no dobrze. Wróci. Ona wróci. Wróci. Wróci. Wróci…
Pozostałe cztery dni były dla niego niekończącym się piekłem. Nerwowy, niewyspany, rozkojarzony. W głosie słyszał jej śmiech albo przypadkowe słowa jakie do niego wypowiedziała, kiedy szedł spać widział ją. Gdy się budził, szukał jej, liczył godziny, minuty, sekundy, do czasu, kiedy miała przyjść. Po tygodniu oczekiwania, jego ciało było tak zmęczone, wycieńczone, że po prostu … PRZESPAŁ jej zmianę. Gdy się ocknął, czekał na niego jego kubek z herbatą, na ramionach miał czerwony sweter, jaki najwyraźniej mu narzuciła kiedy drzemał. Czuł ją, to był jej zapach. No i karteczka. „Nie przemęczaj się!”.
Wróciła.
Na kolejny dzień był bardziej przygotowany. Kupił dla niej herbatę, ciastka, posprzątał. Powtórzyli tamten wieczór, opowiedział jej wszystko czego się dowiedział przez czas kiedy jej nie było…. Nie, tak właściwie to mówił o tym samym, tym co już wiedział, bo … przez ten tydzień cóż… wiedza jakoś nie wchodziła mu do głowy. Lawirował jednak tak słowami, że albo nie zorientowała się, iż blefował. Nie chciał jej puścić tak szybko. Wyszedł z nią, odprowadził do służbówki cały czas rozmawiając. Zaczekał, aż się przebierze. Założyła na siebie dżinsy, koszulkę i ramoneskę. Rozpuściła włosy, umalowała oczy i nałożyła niewielką szminkę na usta. Była… nie do poznania. To ona? To… ona? Wystarczyło, że ubrała się i …. Wciągnął powietrze przez nos. Jakkolwiek by to nie brzmiało głupio. On, Gaster, doktor Gaster, TEN Gaster…. Potwór… nadal był, mężczyzną. Dlatego nic dziwnego, że zareagował jak zareagował. W głowie zaczął snuć plany, jak zaprosić ją na randkę tak, aby się zgodziła. I co ważniejsze, gdzie ją zabrać kiedy już to zrobi. Towarzyszył jej aż na parking. I wtedy…. Jakiś mężczyzna krzyknął jej imię. Gaster miał nadzieję, ze chodzi o kogoś innego, ale… nie. Ona, podbiegła do … tego człowieka i go pocałowała. Był wyższy od potwora, zdecydowanie lepiej zbudowany, opierał się o ciemno-zielone auto.
-To jest Gas… doktor Gaster o którym ci opowiadałam – rzuciła mu się na szyję, a potem pokazała na naukowca.
-Witam – mruknął mężczyzna. Gaster skinął głową. Zmierzyli się spojrzeniami. Trudno, jest z kimś innym.
Wbrew sobie zaczął ją traktować oschle. Nie wiedziała dlaczego. Ona w ramionach tamtego, prześladował doktora. Nauka. Tak, ona go nigdy nie zraniła. Powinien się w niej zatracić. Nauka. Nauka. Praca. Praca. Praca. Z czasem przestali się do siebie w ogóle odzywać. Poza przywitaniem i pożegnaniem.
-Gaster… - usłyszał za sobą drżący głos pewnego wieczora. Nic nie powiedział – Ja chciałam… - Nie.. za dużo słów.
-Milcz, pracuję. – warknął, choć … mógł się oderwać od projektu. To nie był nic.. ważnego. A mimo to…
-Przepraszam. Em.... No to... Żegnaj. – i tyle. Wyszła. Kolejnego dnia nie przyszła. Następnego też. I jeszcze jednego. Czekał na nią. Nie chciał, ale czekał. Już nie miało dla niego znaczenia to czy jest z kimś, czy nie. Chciał po prostu aby … przyszła. Miał w planach ją… prze… prze…. Chciał ją przeprosić za swoje dziecinne zachowanie. Tak długo jak była i poświęcała mu swoje wieczory tak długo i on… mógł być … szczęśliwy przy niej. Nie było już złości. Nie było już zazdrości. Było poczucie pustki i tęsknoty za utraconą …
Piątego dnia jej nieobecności usłyszał, jak dwie sprzątaczki rozmawiały między sobą o innej, która ma raka i odeszła z pracy. Padło jej imię. Gaster zmarszczył brwi traktując komunikat dosłownie. Skoro miała raka, to dlaczego miałaby nie pracować?
-Rak to nazwa choroby – wyjaśnił mu jeden z asystentów – Bardzo śmiertelna dla ludzi. Nikt nie wie czy zabije czy nie. To taka rosyjska ruletka. Widzi pan, panie Gasterze – chrząknął młodzieniec – Z rakiem jest tak, że każdy go ma. I niektórych się uaktywni u innych nie. Decydują o tym geny i dieta i nerwy i … wszystko. Jak się uaktywni to rak może być złośliwy albo nie. Nie dowiemy się o tym póki się go nie usunie. Jak są przerzuty to rak złośliwy i dni są policzone, a jak nie, to człowiek wraca do pacy. Oczywiście, można jeszcze próbować leczyć się chemioterapią, ale to obusieczny miecz i albo raka wykończy pozostawiając człowieka ledwo żywego, albo usiecze człowieka – wzruszył beznamiętnie ramionami. Gaster czuł, że ręce mu drżą.
-Rak okazał się złośliwy – mówiła sprzątaczka kolejnego dnia do znajomej. Potwór podsłuchiwał – Wiesz co mnie najbardziej dziwi? Że ten jej facet ją zostawił! Po trzech latach związku, taka była szczęśliwa, że go ma! A tutaj! Cham i tyle! W takiej chwili zostawić ją samą! – Ah… Na raka nie ma lekarstwa tak? Heh, dla Gastera nie ma rzeczy niemożliwych.
… I tak oto się tutaj znalazł. Odwiedza ją codziennie. Jest słaba. Straciła swoje włosy przez leczenie, tak jak mówił ten młodzieniec. Jej skóra jest bardziej… szara? Słabsza? Zdecydowanie, całe jej ciało, aż krzyczy, że umiera. Zabija ją. Gaster na to nie pozwoli. Kupuje jej kwiaty, daje herbaty. Tak jak ona w nocy, tak on do niej za dnia. Rozmawiają jak dawniej o wszystkim. Zaś nocą, kiedy … nikt nie widzi. Ślęczy nad biologią organizmu, nad historią chorób, nad tym za co nigdy się nie brał. Poznaje ciało człowieka komórka po komórce. Śpieszy się. Chce ją ocalić. A to wszystko po to, by kiedy ją już uleczy, usłyszeć z jej ust:
Strzępki danych jakimi dysponowały potwory były okrojone w porównaniu z tym co ludzie teraz mogli robić. Łącząc to z jego wrodzonym darem, błyskotliwością i niewyobrażalnie wielką wiedzą wspaniały W.D. Gaster jest w stanie przenosić góry. Mógłby stworzyć statek kosmiczny, który sprawi, że dotrą na Marsa. Albo maszynę, przyśpieszającą proces dojrzewania roślin na tyle, aby były one jadalne i nieszkodliwe. W ten sposób rozwiąże się problem głodu na świecie. A może by tak…. Zrobić nanoorganizmy, wpuścić je do wody pitnej, a potem za ich pomocą przejąć kontrolę nad ludźmi… albo nie, jeszcze lepiej… zniszczyć ludzkość tak aby była tylko jedna rasa na Ziemi? To mogłoby się udać. Jest w stanie to zrobić. Gastera blokuje jedynie jego własna wyobraźnia, a teraz… ta i zmęczony umysł… potrzebują odpoczynku.
Przetarł oczy palcami i westchnął, przeciągając się nad kokpitem. Dlaczego wcześniej nie zainteresował się biologią? Konkretnie rzecz ujmując – anatomią człowieka, albo jeszcze lepiej, nie został lekarzem? A no tak, ludzie go nie interesowali. Zamknął oczy. Nie interesowali go tak długo, jak mu nie przeszkadzali i dawali sposobność robienia tego co chce. Więc co teraz robi? On, wielki i wspaniały W.D. Gaster? Bada ciało człowieka. W teorii. Przed sobą ma plakat z układem kostnym oraz przebiegiem naczyń krwionośnych i limfatycznych. Mógł oczywiście poprosić o pomoc Alphys, lecz po pierwsze – owszem, jej konikiem była ta dziedzina nauki. Znała wszystkie możliwe kombinacje układów cielesnych potworów, lecz nie ludzi. No i nawet, jak szybciej łapała te tematy i wszystko było dla niej bardziej zrozumiałe, zaraz zaczęłaby zadawać pytania, niewygodne, takie na jakie nie chciał odpowiadać. Nawet przed samym sobą.
Odszedł od biurka i warknął ze zmęczenia. Dwie godziny snu, wystarczą aby umysł się zrelaksował, a potem wraca do pracy. Nie wie ile dokładnie ma czasu, lecz czuje że jest go niewiele. W. D. Gaster. Ściga się z czasem. Zależy mu… na czymś innym niż własne badania. Heh. Kpina. Przekręcił się na bok i podłożył sobie łokieć pod głowę. Jak to wszystko się zaczęło?... A tak… Nieco ponad rok temu…
Początkowo nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś taki jak ona w ogóle istnieje. Robił swoje, nie przejmował się niczym. Bo jakby nie patrzeć, odkąd pracował w laboratorium ona już w nim była. Sprzątaczka. Heh. Kobieta, która miała tyle szczęścia, że mogła ścierać kurze z jego wspaniałych maszyn. Miała nocne zmiany. Witała się z nim każdego wieczora, żegnała poranka. Czasem pytała, czy jest zmęczony. Nawet nie pamięta co jej odpowiadał. Coś tam bąknął, raz grzeczniej, a raz nie.
Pierwsze wspomnienie, jakie zarejestrował jego umysł, dotyczącego bezpośredniej interakcji z nią… było jak odbierał nagrodę za stworzenie materiału, który może dostosować się do każdego ciała, sam się naprawia i choć jest cienki jak zwykła koszulka, jest w stanie zagwarantować osobie jaka ją nosi odporność na lód, ogień i przemoczenie, pozwalając jednocześnie skórze oddychać. A no i jeszcze może zatrzymać kulę z pistoletu czy też karabinu o średnicy…. Khem… tak. W każdym razie jego wynalazek był bardzo… użyteczny w różnych… dziedzinach życia. Odbył się z tej okazji bankiet. Ludzie z najwyższych szczebli nauki gratulowali mu, traktowali jak równego. Tutaj nikt nie miał nic do jego rasy. Nie spotykał się z motłochem, plebsem, ścierwami, które nie były w stanie zaakceptować inności. TUTAJ liczyła się tylko wiedza, a on nią dysponował. Wypił trochę za dużo. Zmęczone ciało, pusty żołądek, stres i ekscytacja, no i jeszcze szampan. Nie to nie było dobre połączenie.
Chwiejącym krokiem udał się do swojego laboratorium, aby spocząć na leżance. Jak tylko rozsuwane drzwi się otworzyły by go wpuścić, zobaczył ją. Odkurzała. Zapewne teraz spodziewasz się, iż określi ją jako coś zjawiskowego. W tym wynoszonym podkoszulku, brudnawych spodniach, kapciach, skarpetkach, gdzie lewa nie była podobna do prawej, no i w związanych włosach? Że spodobała mu się bez makijażu? Nieee. Nie czuł najmniejszego zainteresowania ludźmi, właściwie to kimkolwiek. Lata osamotnienia w Rdzeniu nauczyły go dobrze czuć się we własnym towarzystwie. Jednak, kiedy tak wszedł do środka poczuł, że wszystko jest… na swoim miejscu. Takie… kompletne.
-Witam pana, panie doktorze Gaster – uśmiechnęła się do niego czule i pochyliła. To nie tak, że była brzydka, raczej zaniedbana. W każdym razie… w takim stanie w jakim widywał ją co noc, mógł dostrzec czający się w niej potencjał fizyczny, jakim zawróciłaby w głowie wielu samcom swojego gatunku. – Słyszałam, że dostał pan nagrodę. – No tak, przecież wraca właśnie z przyjęcia. – Moja gratulacje – Tooo słyszał już kilkadziesiąt razy dzisiaj. Przestał liczyć po trzydziestym ósmym. – Jestem z pana dumna. – Cmoknął w irytacji.
-Skończyłaś już? Pracę znaczy się – pokręcił palcem dookoła pokazując na podłogę. Kobieta się zreflektowała i powróciła do czyszczenia nadal uśmiechając się pogodne.
Z jakichś powodów, te ostatnie słowa były dla niego najważniejsze. Chciał usłyszeć je jeszcze raz. Wtedy nawet o tym nie wiedział. Myślał raczej w kategoriach… Głupia ludzka samica, myśli że ten projekt jest czymś wspaniałym? Ha! Ja jej zrobię projekt wszech-czasów, aż jej szczęka opadnie! I nim się spostrzegł… pracował dwa, nie trzy razy ciężej. Robiąc coraz to bardziej wymyślne rzeczy. Środowisko uczonych uważało, że woda sodowa mu uderzyła do głowy i pragnie zagarnąć wszystkie nagrody dla siebie. Heh, gdyby tylko wiedzieli, że próbował… zaimponować… ludzkiej kobiecie… nie, nie tylko. SPRZĄTACZCE. Istocie bez większego wykształcenia. Skończyła w ogóle liceum? Na studia raczej nie poszła. Nie miała żadnej wiedzy, do czego się przyznawała. Lecz…
Odzywał się do niej. Początkowo mówił na głos do siebie, o jakimś projekcie. Sprawdzał czy słucha. Słuchała. Przerwał w kluczowym momencie i wtedy…
-Nie rozumiem, jak to właściwie ma działać? – zmarszczyła brwi i podniosła się znad stolika, który właśnie czyściła. Ciekawska, co?
-Entropia.
-Entro… co? – przyglądała mu się chwilę w skupieniu wyraźnie zbierając myśli. Jej mimika twarzy była taka łatwa do rozczytania. Otworzyła szerzej oczy, oh, czyżby wiedziała co to jest? – Jak byłam mała i pytałam się mamy, skąd się bierze kurz. Mówiła, że przynosi go Entropia. Wyobraziłam sobie wtedy taką straszliwie brzydką wiedźmę, która zakrada się nocą do domów i rozsypuje z worka kurz ludziom po meblach, aby dać im więcej roboty rano!
-Yhhh…. – nawet nie chciał tego komentować. No, ale nie mól tak tego zostawić. Po chwili ponowił temat, jak tylko… zażenowanie sobie poszło - Wielkość równa sumie ilorazów porcji ciepła pobranych przez układ w procesie odwracalnym.
-…Co? – znowu na niego patrzyła. Wywrócił oczami. Jakby jej powiedzieć, tak aby zrozumiała.
-Idąc po błocie i wracając po śladach, to miejsce wcale nie powróci do swojego pierwotnego kształtu.
-Nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki?
-Technicznie rzecz ujmując dwa razy do TEJ samej rzeki wejdziesz, nie wejdziesz do TAKIEJ samej.
-… To jest jakaś różnica?
-Dwa razy wejdziesz do Tamizy, Wisły czy Amazonki, ale woda jaka będzie cię otaczać to już nie ta sama, jaka była wcześniej.
-Wie pan co… to w sumie racja! – aż klasnęła w dłonie z podekscytowania. To… miłe. Rozmowa nie była na wysokim poziomie. Co noc poruszali jakiś temat. Przychodziła do niego z pytaniami. Słuchała. NAPRAWDĘ słuchała. I … była ciekawa, tego co ma do powiedzenia. Zmuszała go też do wysiłku. Zazwyczaj jak porozumiewał się z innymi naukowcami znali swój język. W sensie, każdy wiedział co znaczy co i jak się to je. Tutaj musiał znaleźć tak proste słowa, aby wytłumaczyć skomplikowane procesy. Czasami nawet to nie pomagało. Krzywiła się wtedy opierając o mopa.
-To brzmi niesamowicie…. Ale… nadal nic z tego nie rozumiem – śmiała się delikatnie. Próba zaimponowania jej przerodziła się w chęć pokazania czym jest świat jaki go otacza. Liczb, wykresów, wzorów. I to w taki sposób, aby go polubiła.
Najgorsze były te chwile, kiedy miał już coś, aby jej pokazać. Praca skończona. Jego praca, bo jej zaczynała się za … za kwadrans. Wtedy każda minuta mu się dłużyła. Siedział w kamienną miną na swoim krześle, stukał palcem w oparcie i patrzył jak sekundy trwają wiecznie. A kiedy pojawiała się, czas wracał do normy… Nie, pędził szybko. Nim się spostrzegł, był w stanie przegadać z nią całą noc, a i tak było jeszcze tyle rzeczy o jakich chciał jej opowiedzieć!
Lecz to nie jest koniec. Wtedy … wbrew temu co sam chciałby czuć… lubił tę ludzką samicę. Choć jej iloraz inteligencji był średnio przeciętny, to … lubił ją. Za jej ciekawość, za jej autentyczne uczucia wymalowane na twarzy. Uwielbiał ten błysk w oczach kiedy coś zrozumiała i się jej to podobało. To w jaki sposób między jej brwiami robiła się zmarszczka zdradzają procesy myślowe i wybitne skupienie szarych komórek nad jakimś zagadnieniem. Pewnego wieczora….
-Pije pan, panie doktorze, stanowczo za dużo kawy – zauważyła, kiedy wyrzucał kolejny kubek do kosza. – To szkodzi zdrowiu. – dodała nie podnosząc na niego wzroku. Czyściła właśnie regał z przyborami.
-W automacie nie ma niczego lepszego. Grochówki pić nie będę. Herbata to pomyje. Czekolady nie chcę.
-Ale herbatę pan lubi?
-Nie tę.
-Mmmmm – wtedy nic już więcej nie powiedziała. Lecz kolejnego dnia, kiedy usnął przy biurku jak zawsze, w momencie wyczerpania organizmu, położyła obok niego coś dziwnego. Ocknął się, gdy już jej nie było. Zegarek pokazywał ósmą rano. Właściwie to dwanaście minut po ósmej. Kubek termiczny? Różowy w kolorowe kwiatki. To dla niego? Tak. Obok była kartka z napisem „Pan doktor Gaster: smacznego!”. Dotknął, jeszcze ciepły. Otworzył go i upił łyk. Herbata. Dobra. Malinowa… z cytryną… nie za słodka. Od tego czasu kubek był „jego” to znaczy jej. Lecz zawsze dawała mu w nim herbaty. Różnej. Teina działa później od kofeiny lecz również ma właściwości pobudzające. Od tego czasu właściciel automatu zaczął mniej zarabiać, bo Gaster pił herbatę.
Minęło kilka tygodni. Potwór odkrył coś niezwykłego. Nie podzielił się jednak jeszcze tym z ciałem naukowców. Nie. Zamiast tego cały jeden dzień poświęcił na sprzątanie laboratorium. Skontaktował się z Asgorem i poprosił go o najlepszą herbatę jaką ten ma. Kupił od Muffet donuty, od Toriel wziął ciasto. Starał się zignorować Sansa, który co chwile robił sobie z niego kawały, olać ciekawskiego Papyrusa. Wchodził z nimi w interakcję najmniej jak się dało. To nie tak, że ich nie lubił… po prostu… nie. Czasem się tak ma, że po prostu nie…. Po prostu nie dla kogoś. Gaster miał swoje po prostu nie dla wszystkich… z wyjątkiem….
Długo czekał, aż przyjdzie. Choć pojawiła się jak zawsze. Jak w zegarku. Zastała go siedzącego z książką na kolanach (którą trzymał, a nie czytał, chciał po postu wyglądać na …. Wyluzowanego, taka gra pozorów), przy stoliku zastawionym herbatą, słodyczami i całą resztą.
-Będzie miał pan gości? – weszła do środka
-Właściwie to jednego.
-Przeszkadzam? Mogę przyjść później….
-N-nie! Znaczy się… khem… nie. Tak właściwie to czekałem na ciebie.
-Na mnie?
-Tak. Usiądziesz? Częstuj się. Chcę zapytać się ciebie o zdanie…
-Mnie? O zdanie? – zaśmiała się nerwowo odwracając wzrok na bok. Zawsze tak robiła, kiedy czuła się skrępowana, zakłopotana, albo niepewna samej siebie – Nie uważa pan, że powinien pan porozmawiać z kimś bardziej…. – przygryzła dolną wargę - …. Kompetentnym? No i muszę posprzątać jeszcze…
-Tutaj jest już czysto – zauważył. – Nikomu nie powiem. Oficjalna wersja, tyrasz tutaj po same łokcie, a ja jestem sobą. Nikt nie musi wiedzieć o … naszej rozmowie. – teraz on odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć jej w oczy. – Jeżeli chcesz oczywiście… - dodał ciszej. Żarty. On, wspaniały Gaster, wielki geniusz… krępował się sprzątaczki. Nawet drwiny z samego siebie w myślach nie zmieniały jego charakteru i stosunku do tej ludzkiej kobiety. Wahała się chwilę, potem odłożyła na bok mop, rozpuściła włosy i przeczesała je palcami. Usiadła naprzeciwko niego z rękami na kolanach, wyraźnie spięta. Po pierwszych zdaniach, kiedy już oboje załapali temat, albo właściwie to on załapał… atmosfera się rozluźniła. Słuchała go uważnie, obserwował jak co chwila marszczy brwi, próbując zrozumieć i połączyć fakty, jak delikatnie rozchyla wargi zaskoczona wiadomościami jakie jej dawał. Słuchała go, autentycznie go słuchała i była pod wrażeniem.
-To zajebiste! – krzyknęła w końcu klaszcząc z podniecenia w ręce. – Haha, to będzie wspaniałe! Koniecznie musi pan o tym powiedzieć swoim kolegom! – Zaraz… komu? A tak… innym naukowcom – Też będą pod wrażeniem! – Pewnie tak… albo raczej pod wrażeniem ile mogą zarobić na moim wynalazku – Boże… nie wiedziałam, że tak się nawet da! – Uwielbiał te jej monologi, pełne emocji, powtórzeń wyrazowych i logicznych, chaotycznych wypowiedzi, niedokończonych sentencji. Podniosła się z siedzenia – Jest pan geniuszem!
-Gaster…
-Co proszę?
-Mów mi Gaster… - Doszczętnie zwariował.
Inni byli faktycznie zaskoczeni. Niektórzy przerażeni, potwór nie wiedział tylko czy jego wynalazkiem, czy jego osobą. Byli też tacy co w głowie liczyli już zarobioną forsę oraz szukali zastosowań dla jego wynalazku. Był bankiet, przyjęcie, przemowa, gratulacje. Śpieszył się, co chwila nerwowo patrzył na zegarek. Ma jeszcze kwadrans nim wyjdzie z budynku. Musi zdążyć się jej pochwalić. Wybiegł ignorując rozmowę z kilkoma osobami. Prosto, lewo, prawo, piętro pierwsze, prawo, prawo, lewo… Nie, nie było jej już u niego. Poszedł dalej korytarzem głośno dysząc. Jest. To ona. Krzyknął jej imię. Odwróciła się z pogodnym uśmiechem na twarzy.
-Słyszałam, że miał pan dzisiaj przyjęcie z okazji tego projektu – odezwała się radośnie – Moje gratulacje. – No już… dalej…. Powiedz to – Jestem z ciebie dumna.
I w tym momencie już wiedział, że ma przejebane. Przez to jak jego dusza zareagowała, jak szeroko się uśmiechał, jaki był… szczęśliwy. Żadne gratulacje, nagrody czy cokolwiek innego do tej pory tak go nie … cieszyło jak… te zwykłe, cztery, słowa, od … ludzkiej samicy… sprzątaczki… Czy to przez fakt, że wykazała zainteresowanie jego osobą? A może po prostu …
Nie pojawiła się kolejnego dnia, następnego też. Nie był w stanie skupić się na swojej robocie. Martwił się, niepokoił. Kiedy trzeciego, również się nie stawiła zaczął panikować. Udał się do służbówki, on, wspaniały Gaster, geniusz… pytał się ludzi… sprzątaczy… o to gdzie ona jest. Dostał odpowiedź, że ma grypę. Co kurwa? Co to jest? Skoro to ma to niech to… Ah, to jakaś choroba… Ma wrócić za .. aha… no dobrze. Wróci. Ona wróci. Wróci. Wróci. Wróci…
Pozostałe cztery dni były dla niego niekończącym się piekłem. Nerwowy, niewyspany, rozkojarzony. W głosie słyszał jej śmiech albo przypadkowe słowa jakie do niego wypowiedziała, kiedy szedł spać widział ją. Gdy się budził, szukał jej, liczył godziny, minuty, sekundy, do czasu, kiedy miała przyjść. Po tygodniu oczekiwania, jego ciało było tak zmęczone, wycieńczone, że po prostu … PRZESPAŁ jej zmianę. Gdy się ocknął, czekał na niego jego kubek z herbatą, na ramionach miał czerwony sweter, jaki najwyraźniej mu narzuciła kiedy drzemał. Czuł ją, to był jej zapach. No i karteczka. „Nie przemęczaj się!”.
Wróciła.
Na kolejny dzień był bardziej przygotowany. Kupił dla niej herbatę, ciastka, posprzątał. Powtórzyli tamten wieczór, opowiedział jej wszystko czego się dowiedział przez czas kiedy jej nie było…. Nie, tak właściwie to mówił o tym samym, tym co już wiedział, bo … przez ten tydzień cóż… wiedza jakoś nie wchodziła mu do głowy. Lawirował jednak tak słowami, że albo nie zorientowała się, iż blefował. Nie chciał jej puścić tak szybko. Wyszedł z nią, odprowadził do służbówki cały czas rozmawiając. Zaczekał, aż się przebierze. Założyła na siebie dżinsy, koszulkę i ramoneskę. Rozpuściła włosy, umalowała oczy i nałożyła niewielką szminkę na usta. Była… nie do poznania. To ona? To… ona? Wystarczyło, że ubrała się i …. Wciągnął powietrze przez nos. Jakkolwiek by to nie brzmiało głupio. On, Gaster, doktor Gaster, TEN Gaster…. Potwór… nadal był, mężczyzną. Dlatego nic dziwnego, że zareagował jak zareagował. W głowie zaczął snuć plany, jak zaprosić ją na randkę tak, aby się zgodziła. I co ważniejsze, gdzie ją zabrać kiedy już to zrobi. Towarzyszył jej aż na parking. I wtedy…. Jakiś mężczyzna krzyknął jej imię. Gaster miał nadzieję, ze chodzi o kogoś innego, ale… nie. Ona, podbiegła do … tego człowieka i go pocałowała. Był wyższy od potwora, zdecydowanie lepiej zbudowany, opierał się o ciemno-zielone auto.
-To jest Gas… doktor Gaster o którym ci opowiadałam – rzuciła mu się na szyję, a potem pokazała na naukowca.
-Witam – mruknął mężczyzna. Gaster skinął głową. Zmierzyli się spojrzeniami. Trudno, jest z kimś innym.
Wbrew sobie zaczął ją traktować oschle. Nie wiedziała dlaczego. Ona w ramionach tamtego, prześladował doktora. Nauka. Tak, ona go nigdy nie zraniła. Powinien się w niej zatracić. Nauka. Nauka. Praca. Praca. Praca. Z czasem przestali się do siebie w ogóle odzywać. Poza przywitaniem i pożegnaniem.
-Gaster… - usłyszał za sobą drżący głos pewnego wieczora. Nic nie powiedział – Ja chciałam… - Nie.. za dużo słów.
-Milcz, pracuję. – warknął, choć … mógł się oderwać od projektu. To nie był nic.. ważnego. A mimo to…
-Przepraszam. Em.... No to... Żegnaj. – i tyle. Wyszła. Kolejnego dnia nie przyszła. Następnego też. I jeszcze jednego. Czekał na nią. Nie chciał, ale czekał. Już nie miało dla niego znaczenia to czy jest z kimś, czy nie. Chciał po prostu aby … przyszła. Miał w planach ją… prze… prze…. Chciał ją przeprosić za swoje dziecinne zachowanie. Tak długo jak była i poświęcała mu swoje wieczory tak długo i on… mógł być … szczęśliwy przy niej. Nie było już złości. Nie było już zazdrości. Było poczucie pustki i tęsknoty za utraconą …
Piątego dnia jej nieobecności usłyszał, jak dwie sprzątaczki rozmawiały między sobą o innej, która ma raka i odeszła z pracy. Padło jej imię. Gaster zmarszczył brwi traktując komunikat dosłownie. Skoro miała raka, to dlaczego miałaby nie pracować?
-Rak to nazwa choroby – wyjaśnił mu jeden z asystentów – Bardzo śmiertelna dla ludzi. Nikt nie wie czy zabije czy nie. To taka rosyjska ruletka. Widzi pan, panie Gasterze – chrząknął młodzieniec – Z rakiem jest tak, że każdy go ma. I niektórych się uaktywni u innych nie. Decydują o tym geny i dieta i nerwy i … wszystko. Jak się uaktywni to rak może być złośliwy albo nie. Nie dowiemy się o tym póki się go nie usunie. Jak są przerzuty to rak złośliwy i dni są policzone, a jak nie, to człowiek wraca do pacy. Oczywiście, można jeszcze próbować leczyć się chemioterapią, ale to obusieczny miecz i albo raka wykończy pozostawiając człowieka ledwo żywego, albo usiecze człowieka – wzruszył beznamiętnie ramionami. Gaster czuł, że ręce mu drżą.
-Rak okazał się złośliwy – mówiła sprzątaczka kolejnego dnia do znajomej. Potwór podsłuchiwał – Wiesz co mnie najbardziej dziwi? Że ten jej facet ją zostawił! Po trzech latach związku, taka była szczęśliwa, że go ma! A tutaj! Cham i tyle! W takiej chwili zostawić ją samą! – Ah… Na raka nie ma lekarstwa tak? Heh, dla Gastera nie ma rzeczy niemożliwych.
… I tak oto się tutaj znalazł. Odwiedza ją codziennie. Jest słaba. Straciła swoje włosy przez leczenie, tak jak mówił ten młodzieniec. Jej skóra jest bardziej… szara? Słabsza? Zdecydowanie, całe jej ciało, aż krzyczy, że umiera. Zabija ją. Gaster na to nie pozwoli. Kupuje jej kwiaty, daje herbaty. Tak jak ona w nocy, tak on do niej za dnia. Rozmawiają jak dawniej o wszystkim. Zaś nocą, kiedy … nikt nie widzi. Ślęczy nad biologią organizmu, nad historią chorób, nad tym za co nigdy się nie brał. Poznaje ciało człowieka komórka po komórce. Śpieszy się. Chce ją ocalić. A to wszystko po to, by kiedy ją już uleczy, usłyszeć z jej ust:
Jestem z ciebie dumna
Yumiś, ty to w myślach czytasz! Właśnie miałam zamiar szukać w internecie opowiadania o Gasterze, patrzę a na twoim blogu nowe opowiadanie. Gratuluję takiej wyobraźni sennej bo ja to bym nawet w "świecie żywych" na coś takiego bym nie wpadła.
OdpowiedzUsuńPowiem krótko: Dobra robota Yumi <3
~Shiro Inu
Także ten.. *zapierdziela na górę czytać dalej*
UsuńNo-o nie wiem... Obudziłam się ze śladami łez na bokach, więc >.>
UsuńAle nie ma sprawy, straaaaaasznie lubię Gastera.
Ty masz sny nie z tej ziemi :D
UsuńNiestety -_-
UsuńLubie postać Gastera i znam z nim mało opowiadań.
OdpowiedzUsuńTwoje bardzo mnie wciągnęło, było bardzo emocjonalne. Ciekawie pokazałaś Gastera.
Kurwa... Ale... Czemu.... To cholerstwo...
OdpowiedzUsuńWspomnienia bolą bardziej niż jakiekolwiek słowa...
Wybrałaś ciężki temat... Bardzo...
Życie nie jest lekkie. Przepraszam, że moje opowiadania zawsze są... realne :x
UsuńTo nic... Tak było, jest i będzie... niestety...
UsuńBoże. . . . To..... to... było...pięk.... CUDOWNE!!! *robi kałuże łez* pierdziele! idę po chusteczki bo zara będzie fontanna łez XDDD a wgl To Yumi jesteś cudowna *-*
OdpowiedzUsuńzapomniałam dopisać :P jak ty to robisz, że oczarowujesz ludzi!? XDDD Bo ja jestem zaczarowana i z chęcią jak bym cie spotkała to na kolanach oddawała ci pokłony XDDDDDD
UsuńJestem w końcu handlarzem iluzji ne? Pa dum tsss xD
UsuńA tak zupełnie poważnie, to ... nie wiem, mówisz oczarowałam Cię? To dobrze :3 To się cieszę :3 I nie trzeba od razu bić pokłonów na kolanach. Wystarczy papieros, albo czekolada... No... xD Nie jestem trudna w obsłudze xD
Dwuznacznie to zabrzmiało ale ok xD
UsuńA gdzie Ty tu widzisz drugie znaczenie zboczuchu? xD
UsuńPani Yumi, to było prześliczne!
OdpowiedzUsuńJa...ja..bardzo często płacze (ta,Chara ma rację zawsze byłam beksą) ale, to... Wywołało u mnie tyle emocji, smutek, strach, radość... I wspomnienia. Ciężkie dla mnie wspomnienia.
Tak ogólnie to chcę powiedzieć że od w września oglądam Pani bloga, ale dopiero w zeszłym tygodniu zdecydowałam się założyć konto i napisać,bo jak już raz pisałam Rydzi, jestem jak Alphys-nieśmiała, zamknięta w sobie, a jak coś robię to tylko źle. Cała klasa mnie nie lubi, obgaduje i wyzywa od kujonów, bo, no cóż... Najwyższą średnią w szkole mam, nie chwaląc się.
Ake ja się rozpisuję o mnie, a to nieistotne. Chodzi o to że Panią podziwiam, jestem wieeelką fanką, a każda Pani praca mnie ogromnie cieszy.
Życzę Pani dalszej weny i zdrowia (nwm jak u Pani, ale u mnie w mieście jest epidemia grypy) i powodzenia w nauce, a także sukcesów!
Haaa nie ma sprawy, błagam tylko nie "per pani" bo czuję się wtedy staro, a mentalnie zatrzymałam się na poziomie nastolatki. Yumi wystarczy :3 Cieszę się też, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu :3 No i witaj na pokładzie! No i gratuluję najwyższej średniej, a ludźmi się nie przejmuj ;) Mają to do siebie, że tych co są ponad nimi na siłę starają się zrównać ze swoim poziomem. Nie daj się i bądź dumna ze swoich osiągnięć, bo tych nikt Ci nie odbierze, a w przyszłości mogą być dla Ciebie podporą. :3 Nie to co zawistni i zazdrośni ludzie :3
UsuńOki doki, na przyszłość zapamiętam sobię, dziękuję za radę! Noi... No za wszystko!
UsuńI naprawdę, mogę do Ciebie mówić Yumi? Juhuski! :3
I nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że mi odpisałaś na komentarz, cieszę się jak wtedy kiedy Rydzia jako pierwsza mi odpisała tu na kom. No w sumieeee... To było wczoraj, ale dalej się cieszę ^^
Nie myślałam że dwie pierwsze osoby jakie mi odpiszą to będziesz ty i Rydzia! Podwójne Juhuski! *skacze w kółko jak piesek za potrzebą*
A tak propos pokładu, to czuję się zaszczycona będąc majtkiem na es es Handlarz Iluzji, kapitanie Mizuno! XD
*podbiega i ściska mocno*
Cześć wszystkim! *macha do wszystkich jak kretyn*
Kij w oko debilom!
UsuńW życiu czasem tak bywa, że trzeba zacisnąć szczękę i przeć naprzód, bo ludzie tylko podtykają kłody pod nogi. Nie można się przejmować, głowa do góry!
Ach, Rydziu, znowu dajesz mi tego promyczka :3
UsuńMam pod sobą niezłe bagno, ale spoczko, bedem przeć na przód XD
Dziękuję za ponownego kopniaka motywacyjnego :)
Hejooo ! * odpowiada machaniem na machanie * Ja również jestem nieśmiała i zamknięta w sobie więc w tym Cię rozumiem, jednak "kujonką" się nazwać nie mogę, bo nauka nie jest moją mocną stroną w dodatku jestem bardzo leniwa xD Cóż, chciałam napisać, że ja bardzo lubię mądrych ludzi i zawsze wzbudzają we mnie podziw :) i nie powinnaś patrzeć na to co myślą o Tobie ludzie, z którymi nie jesteś blisko, w końcu oni tak naprawdę Cię nie znają dlatego ich zdanie o Tobie nigdy nie będzie prawdziwe. Bądź sobą i nie poddawaj się, a na pewno znajdziesz ludzi, którzy zostaną bliscy Twojemu sercu i tylko od takich ludzi powinnaś słuchać opinii na Swój temat ;)
UsuńCześć szczurze lądowy! Witaj po ciemnej stronie mocy!
UsuńWitamy na pokładzie! Wita cię Sansy - głowa kościoła Yumi, główna Kapłanka i Sekretarka! XDD
UsuńYumi... proszę, zabij mnie XD:
https://www.fanfiction.net/s/10441306/1/The-Perks-of-Being-a-Levi-Flower
Nie pytaj, co mnie podkusiło, by to przeczytać...
Jak ja kocham tych ludzi xD Tak więc, jesteś oficjalnie częścią składu ^^ No i nie bój się więcej ^^
UsuńOjejuśku, nie spodziewałam się takiego powitania, ale...
UsuńCZEEEEEEEEEŚĆ!
sarcio, thx za radę, dzisiaj aż mnie tyłek boli od motywacyjnych kopniaków XD
Dzięki Yumi, już nie będę :3
UsuńSoo now... YOU ARE A PIRATE TA TA TARARA
UsuńWitaj, jestem Adam.
Możesz mi mówić:
- młody
- Fansik
- Adam
- i co tam jeszcze wymyślisz
Na pokładzie jestem... Yyyy...mmmm ten no.. Kim jestem?
Majtek.
Usuń*szepcze* A kucharz? Nie mamy kucharza...
Usuń...WŁAŚNIE! MAJTEK!
UsuńP.S.
Małe pytanko do ciebie Melody czy nazywasz się Daria? (jeśli nie krępuje cię zadając to pytanie, poprostu pewna dziewczyna z mojej klasy jest podobna).
Kucharczyk... Heh mój ojczulek robi w tym biznesie... więc też może być.
UsuńA ja kim jestem?
UsuńPokładowy!
UsuńI ŚPIEWAMY
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=2kTefRMx73g
Fans, chyyyyyba mnie z kimś pomyliłeś, ja Darii nawet nie znam soooo...
UsuńA więc Fans, miło poznać :3
Do mnie możesz mówić Mela, tak mi najwygodniej :3
Dobra!
UsuńPokładowyyyyy?...
UsuńNajlepsze opowiadanie z Gasterem w roli głównej jakie kiedykolwiek czytałam *_*
OdpowiedzUsuńJejku, naprawdę? xD Dziękuję!
UsuńI jak i co i ... Yumi, czy on ją wyleczył?
OdpowiedzUsuń*wzrusza ramionami* Nie wiem :3 Zakończenie należy do Ciebie :3
UsuńSerce podpowiada "Dobre zakończenie! Niech się skończy dobrze!", ale jest drugie serce... pisarza: "Ukatrup ją! Niech cierpi!"
UsuńA tak na serio to zajebiście mocno się wczułam... ;-;
Rydziu, aż boję się o to co wymyślisz w swoim opowiadaniu po tej odpowiedzi.
Usuń*śmiech szaleńca*
UsuńxD
Prawda jest taka, że uwielbiam komplikować życie moim bohaterom :)
Saaaadystka >.>
UsuńCholera ... płaczę bo to zakończenie ... takie dobre, płaczę bo resztki dzisiejszego makijażu szczypią w oczy.
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania jednak to było b o s k i e~! Naprawdę! Gaster tutaj jest taki ... "Gasterowy". Jakkolwiek to brzmi oczywiście ^^' Tak czy siak, jestem naprawdę oczarowana tym co przeczytałam. Jak się tylko ogarnę to wrócę do poprzednich zajęć ( co tak szczerze proste nie będzie bo teraz ta historia w głowie mi będzie siedzieć). Życzę ci jak najwięcej weny, nawet tej sennej, chociaż może niech teraz ci się przyśni co wywoła z rana uśmiech~!
Idź zmyć makijaż >.< Wiem jak to boli kiedy szczypie w oczy w trakcie płaczu. Boże. Zmywaj to, a nie pisz komentarze! >.<
UsuńI cieszę się, bałam się, że nie odtworzę prawidłowo jego osobowości. Strasznie mnie denerwuje, że w wielu opowiadaniach robią z niego antagonistę, wroga numer 1 albo postać stricte negatywną, czy też w najlepszym wypadku - szalonego naukowca. Uwielbiam Gastera i nie widzę go takim :3
I też mam taką nadzieję :3 W sensie, co do tego uśmiechu :3
Moje serduszko powinno już się przyzwyczaić do twoich opowiadań, ale ono za każdym razem wariuję od nad nadmiaru emocji <33 Wspaniały one-shot, pod koniec miałam łzy w oczach ;-;
OdpowiedzUsuńTwoje biedne serduszko *głaszcze po głowie*
UsuńYumi uwielbiam Cię za to, że za każdym razem łamiesz mi serce swoimi opowiadaniami. Jest w nich pełno smutku, melancholii, sarkazmu, cynizmu, ironii, złośliwości i masz takie lekkie pióro! Może tylko ja mam takie uczucie, zawsze jak czytam coś spod Twojej ręki to aż czuję ten Twój smutny klimat. Strasznie podoba mi się Twój Gaster.
OdpowiedzUsuńJeżeli jednak mogę sobie pozwolić na postawienie przez Tobą wyzwania - spróbuj napisać coś radosnego. Coś co sprawi, że czytelnik będzie płakał, ale ze śmiechu :) Negatywne uczucia łatwo jest wywołać, ale pozytywne trudniej. Widzę w Tobie potencjał, umiesz chwycić czytelnika, zatrzymać go i lawirować po mrocznych zakamarkach jego osoby jak chcesz. Spróbuj wpuścić trochę światła :)
Uhm... w sumie to racja. Będę musiała kiedyś spróbować, ale nie obiecuję że wezmę się za to teraz. Ale zdecydowanie spróbuję napisać jakąś komedię :3
UsuńO kurde. Kurde. Kurde. Kurde. Kurde. Kurde. Osz kurde. No nie. Cholera... nosz cholera jasna no nie XD Kurde. Czekaj, nie wiem co innego powiedzieć. No na prawdę. To było takie... realne. Wyobraziłam sobie... po prostu wyobraziłam. Byłam w stanie wszystko odwzorować. Było wprost zajebiste. Czasami nie wiem, czy to jak bardzo odczuwam takie opowiadania, jest dobre. Sny oddziałują na mnie jeszcze bardziej. Dziś miałam okropny sen. Nie miałam takiego od wielu, wielu lat. Wyobrażasz sobie, obudziłam się koło piątej, nie mogąc się ruszyć, z powodu strachu jaki wywołał we mnie ten koszar. Bałam się otworzyć oczy, nie chcąc ujrzeć przede mną postaci, którą widziałam w śnie, co potwierdziłoby jego realność. Niby sama w domu, norma. A czułam się w tej chwili taka samotna. Chciałam, by ktoś przyszedł, potwierdził to, że nie ma się czego bać, ale czekając coraz bardziej byłam napięta. To było takie... okropne. Bałam się spojrzeć w okno, bałam się spojrzeć w ciemność. Sięgnęłam na ślepo po telefon i napisałam szybko wiadomość. Było dobrze. Wstałam i zapaliłam lampkę. Coraz pewniej chodziłam po domu i odważyłam się spojrzeć w okno. Siedziałam na parapecie i wgapiałam się w ciemny las. Zapaliłam światła, gdy było jasna na dworze uspokoiłam się. Nie wiem, czy chcę opisywać sam sen, te uczucie... było nie do opisania. Te obrazy przed oczami, dźwięki, nawet zapachy oddziaływały na mnie kilkukrotnie mocniej. A teraz mam nadzieję, że dzisiaj tak nie będzie. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym kogoś przytulić. Gdy leżałam długo wtedy w łóżku, wołałam w myślach Boga, by mnie ocalił, by mnie nie zabijać, nie chcę by ktokolwiek umarł, prawie zaczęłam płakać. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Wybacz, że napisałam taki długi komentarz, musiałam to z siebie wyrzucić. Teraz, czuję się jakby lepiej :)
OdpowiedzUsuńSansy, napisz do mnie na fb. Dobrze? :)
UsuńSansy, co powiesz na pociesznego misia tulisia?
Usuń*wyciąga łapki do przodu*
*tuuula* Ja jestem łasa na pieszczoty, głaskaj mnie XD
Usuń*opcja PET* Głasku głasku głasku głask
Usuń*vibrate intensly* I'm Temie da Tem XD
UsuńSansy możesz mi nie wierzyć, ale wiem co czujesz. Ja też czasami miewam koszmary tak realne, że muszę zacząć coś czytać lub liczyć aby się upewnić czy na pewno już nie śpię.
UsuńWow.
OdpowiedzUsuńChwyta za serce. I to bardzo. Aż tak się w bohaterkę jeszcze nie wczułam. Cudo!:)
Cieszę się, że udało mi się trafić w Twój gust ^^
UsuńPoruszyłaś tu bardzo cieżki temat... Nowotwory... wszystkie okropne i utrudniajace życie, złośliwe czy nie... Naszczęście niektóre wystarczy wyciać i po wszystkim... ale... czekanie na odpowiedz... Chemia czy wycięcie samo w sobie niszczy..
OdpowiedzUsuńPrzerabialam to... naszczeście... u mnie był niezłośliwy i do wycięcia... h.. heh..
I tak w ogóle świetnie napisane...
Popłakałam sie ze wzruszenia
Całe szczęście, że u Ciebie nie było z nim nic złego. Z trwogą patrzę, jak coraz więcej moich bliskich, albo w rodzinach bliskich ktoś łapie raka... Ugh.
UsuńI dziękuję :)
Z Gasterem 💜
OdpowiedzUsuńKocham cie jeszcze bardziej 😽 Gaster to moja druga ulubiona postać. Już lece czytać 😍
To opowiadanie było cudne. Takie realne,prawdziwe... Bolało aż i cieszyło jak psa kość. Każde twoje opowiadanie ma w sobie to coś że chcesz więcej i więcej ale jednocześnie czujesz sie usatysfakcjonowany po przeczytaniu. A fakt że tym razem to był Gaster i jeszcze tak ciekawie go przedstawiłaś daje okropny zaciesz. Przedstawiłaś go należycie. Jal to naukowiec,oschły i pracujący ciągle nad nowymi wynalazkami i uwarzam że wplecenie zauroczenia do ludzkiej samicy wyszło genialnie. Jesteś wspaniała i mam nadzieje że jeszcze kiedyś wrzucisz jakieś ciekawe opowiadanie z Gasterem. Uwielbiam opki z Sansem (wkońcu moja ulubiona postać) ale Gastera też bardzo lubie jak i Grillbyiego (ciesze sie za fajne i bliższe prsdstawienie go u Rydzi bo nie zbyt często jest tak ciekawie przedstawiany)
UsuńMoje trzy ulubione postacie ❤💙💜😘 Życze dużo weny do tak wspaniałych opek jak i tobie Yumi jak i Rydzi oraz wszystkim kto piszą. Nie zapominając także o Sansy. Czekam cały czas na coś nowego na wattpadzie.Ty także wspaniale piszesz 😽
Czuję się przepełniona de... nie, nie determinacją. WENĄ xD
Usuńthx
Awww dziękuję :3
UsuńYumi... powiem w prost... płakałam dlugo po przeczytaniu... to przez bolesne wspomnienia... bardzo bolesne...
OdpowiedzUsuńAle świetnie napisane...
Dziekuję ci za odwzorowanie tego problemu ...
Ostatnio zdziwiłam sie jak niewiele ludzi zdaje sobie sprawe z tego co można czuć kiedy ta choroba dosiegnie ciebie lub twoich bliskich..
Może malo sensu jest w tym co pisze.. ale dalej jestem poruszona...
Dziękuję bardzo kochanie :)
UsuńTo opowiadanie jest piękne. Po prostu piękne.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że się podoba ^^
UsuńYumi.... to opowiadanie jest naprawdę piękne. Wzruszyłam się co u mnie zdarza się rzadko (konkretnie to jak umiera jakiś zwierzak. Nie ważne czy w filmie, czy książce. Ja i tak ryczę). Masz zadatki na świetnego pisarza. Zresztą... kto wie? Może kiedyś napiszesz swoją własną książkę
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że kiedyś mi się to marzyło, obecnie piszę dla przyjemności nie licząc na zysk w tej formie. Przeraża mnie to, że moja książka mogłaby skończyć w sklepie "wszystko po 3 zł" .... >.>
UsuńWow...j-ja nie mogę nawet znaleźć słów by to opisać!
OdpowiedzUsuńOd zawsze wiedziałam że historie pisane ze snów są dobre a nawet świetne ale TO... To po prosu Majstersztyk!!!
Yumi kocham cie jesteś moją inspiracją!!
Bije pokłony przed twoim geniuszem!
*kłania się nisko*
*Ma w dupie datę* nigdy nie czytałam tak zajebistego opowiadania z Gasterem. NIGDY. Jestem tak zauroczona... Brak mi słów.
OdpowiedzUsuńYumi, jestem z Ciebie dumna.
Usuń(Też ma datę w d...)UWIELBIAM TE OPOWIADANIAq!
UsuńMyślałam że się poryczę. Masz cudowne sny. Strasznie mi się to spodobało, teraz będę tym żyć całą noc i cały dzień.
OdpowiedzUsuńWątpię że ktoś to przeczyta ale...po prostu chcę. przyznam że trochę brakuje mi takich opowiadań z Gasterem...no wiecie...
OdpowiedzUsuńGdyby nie to opowiadanie prawdopodobnie by mnie tu nie było...Tak, to prawda.
Czytałem to po raz pierwszy dawnoooo temu i cieszę się że do tego wróciłem.
PS.Kim jestem na pokładzie?
PPS.(jeśli na nim jestem...)
Joł, przeczytałam i mi miło ^^ Też lubię Gastera.
Usuń:D IM SO HAPPYyyy
UsuńPopłakałam się, ty wiesz jak wzruszyć czytelnika ;;
OdpowiedzUsuń