Notka od autora: Historia toczy się w uniwersum Underfell'a, jeszcze przed pierwszą wojną z ludźmi. Głównym bohaterem jest Merik, syn generała potworzej armii. Chłopak chce w przyszłości pójść w ślady swojego ojca, a nawet zająć jego miejsce. Jednak jak na młodego potwora przystało, nie tylko to zaprząta mu głowę. Razem ze swoim przyjacielem, Asgorem, przyszłym królem potworów, starają się jakoś osłodzić sobie codzienne życie pełne obowiązków i morderczych ćwiczeń.
Autor: Ksiri
Na zegarze wybiła trzynasta, a w stronę bocznych, zamkowych wrót szedł Merik. Nie wyglądał na zadowolonego. Jego ciało było całe obolałe od kilkugodzinnego sprzątania wschodniej areny. W myślach przeklinał wszystkich tych, którzy nieostrożnie używali swoich ognistych mocy i osmalili większość ścian, które on potem musiał doczyszczać. Wolał nie wspominać już o tych wszystkich roztrzaskanych manekinach, których szczątki leżały dosłownie wszędzie.
Jednak teraz, gdy odbył już swoją karę, mógł na spokojnie spotkać się z przyjacielem i udać się na zaplanowany wypad do pracowni alchemicznej. Ale na początku musiał znaleźć Asgora.
Lecz ku jego zaskoczeniu, nie musiał daleko szukać, bo następca tronu leżał pod jednym z drzew, które rosły niedaleko bocznej bramy. Młody smok od razu poszedł w jego stronę i gdy znalazł się kilka kroków od niego, dostrzegł, że nie jest zbytnio zadowolony.
- Kac ci dalej nie przeszedł, że masz taką minę? - zagadał, siadając koło niego.
- Morda! - warknął Asgore, nawet nie spoglądając na przyjaciela - Musiałem pomóc bibliotekarzowi w ogarnięciu archiwów. A to tylko dlatego, że przez ciebie nas nakryli.
- Przeze mnie? Przypomnę ci, że to ty wczoraj byłeś napruty w trzy dupy i zasnąłeś mi na grzbiecie, przez co nie musiałeś tłumaczyć się mojemu ojcu.
- A więc to on doniósł... - Asgore w końcu usiadł, ale dalej nie zaszczycił przyjacielem spojrzeniem - Mogłem się spodziewać, że ten stary dziad kiedyś nas nakryje.
- Faktycznie, następnym razem musimy być ostrożniejsi i najlepiej znajdźmy inną drogę powrotną.
- Dobry pomysł...
Po tych słowach nastała cisza. Merik, oparł się o pień drzewa i przymknął na chwilę oczy. Taka chwila relaksu dobrze mu zrobi. Choć przydałby się kufel z dobrym piwem. Jednak nie mogli tak siedzieć w nieskończoność. Po chwili Asgore wstał i otrzepał swoje szaty z kurzu.
- Dobra, nie ma co tak leżeć. Chodźmy lepiej do pracowni alchemicznej. Może tam będzie się działo coś ciekawego.
- Racja - smok podniósł się, po czym razem z przyjacielem ruszyli w stronę pracowni alchemicznej.
Był to dość wysoki budynek położony na obrzeżach miasta, przez co długo się do niego szło. Jego ściany zostały wykonane z grubego granitu i dla pewności, że nie rozpadnie się przy pierwszym wybuchu, cała konstrukcja została wzmocniona magią. Na dachu można było dostrzec kilka kominów, na których ptaki czasami robiły sobie gniazda. Niestety ich żywot, zarówno zwierząt jak i ich "konstrukcji" nie był za długi.
- Dlaczego to musi być tak daleko? Nie mógłbyś mnie tam zabrać na grzbiecie? Było by szybciej - powiedział Asgore, gdy droga zaczęła go już nużyć.
- Dobrze wiesz, że nie mam gdzie tam wylądować - prychnął Merik - A poza tym nie chcę, by znowu, jakiś popierdolony wynalazek naszego szalonego alchemika mnie trafił. Wiesz, że to zdarzyło się już parę razy.
-Wiem, pamiętam. Nieźle się wtedy uśmiałem.
- Zamknij się, bo następnym razem zadbam o to byś ty dostał, a nie ja!
- No już - Asgore poklepał Merika po plecach, przy okazji się śmiejąc - Zluzuj.
- Jak ja cię czasami nienawidzę - Młody smok westchnął ciężko, ale w końcu się uspokoił.
Kilkanaście minut później znaleźli się przed drzwiami pracowni alchemicznej. Bez namysłu weszli do środka i ruszyli długim korytarzem. Podłoga, ściany oraz sufit były tu wykonane z szarego kamienia, co nadawało całemu miejscu bardzo surowego klimatu. Szczególnie, że jedynym urozmaiceniem były pochodnie oraz drzwi.
W pewnym momencie z jednego pomieszczenia dało się usłyszeć bardzo głośny huk. Asgore i Merik spojrzeli po sobie, po czym bez namysłu otworzyli odpowiednie drzwi, przez które wyleciały kłęby szarego dymu.
- Otwórz te pieprzone okna - z głębi sali dało się usłyszeć wrzask głównego alchemika. - Chyba, że chcesz nas podusić!
Alchemikowi nikt nie odpowiedział, ale po chwili można było usłyszeć dźwięk otwieranych okien. Merik chcąc lekko przyspieszyć proces wietrzenia pomieszczenia, pokazał Asgorowi by się cofnął. Następnie machnął kilka razy skrzydłami wywołując tym samym mocniejszy wiatr, który pomógł wywabić dym z pokoju. W kilka chwil powietrze zostało praktycznie całkowicie oczyszczone, dzięki czemu w końcu można było dostrzec pracownie.
Było to duże pomieszczenie o wysokim strofie i tak samo surowym wyglądzie co korytarz. Tylko tutaj stało wiele stołów na których leżało mnóstwo przedmiotów o dziwacznych kształtach. Niektóre przypominały wielokolorowe kryształy, inne egzotyczne rośliny, a jeszcze inne ciężko było opisać. Prócz tego można było dostrzec różne szkła jak fiolki, zlewki i inne przedziwne przedmioty.
Jednak nie wszystko wyglądało tak całkiem normalnie (przynajmniej jak na to miejsce). Jeden ze stołów był zniszczony. Wyglądało na to, że coś na nim wybuchło, przez co mebel złamał się w pół i się zwęglił. Natomiast szczątki przedmiotów, które na nim stały, leżały gdzieś na podłodze.
- Widzę, że znowu eksperyment się nie powiódł Serisie - powiedział Asgore podchodząc do głównego alchemika.
Był to potwór o ciele pokrytym szarą skórą i gdzieniegdzie srebrnymi łuskami. Posiadł długi ogon z niewielkimi kolcami na jego końcu. Poruszał się na dwóch nogach, przypominające te u strusia, tylko zakończone ostrymi pazurami. Jego ręce przypominały bardziej łapy z pięcioma palcami. .
- Niestety, wasza książęca mość - warknął główny alchemik ubrany w szarą szatę - Ale to wszystko przez tego głupiego szczyla. Dlaczego ja go w ogóle wziąłem na asystenta?
- Uspokój się, bo ci żyłka pęknie - powiedział Merik podchodząc do swojego przyjaciela.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić, synu generała, nie tutaj. To moje królestwo i ani ty, ani twój pożal się boże ojciec nie będzie się tu mądrzyć. A teraz przepraszam - potwór ruszył szybkim krokiem ku wyjściu - Ale muszę zająć się jedną pilną sprawą. - po tych słowach wyszedł.
- Nienawidzę tego dziada - mruknął Merik, gdy alchemik już wyszedł.
- Chyba z wzajemnością - zaśmiał się Asgore - A teraz choć, czas zrobić to po co tu przyszliśmy.
Po tych słowach Asgore ruszył w kierunku końca sali, a Merik od razu poszedł za nim. Przy jednej ze ścian, na małym stoliku znajdowała się misa z wodą, gdzie w razie potrzeby można było schłodzić oparzenie lub umyć ręce. Obecnie stał przy niej potwór, najprawdopodobniej asystent głównego alchemika .
Z boku przypominał człowieka, ubranego w czarny, roboczy płaszcz i spodnie oraz buty w tym samym kolorze. Jednak gdy spojrzało się na jego twarz od razu wiedziało się, że ma się do czynienia z potworem. Jego głowa była całkowicie biała, jednak nie pokrywał ją żadna skóra, mięśnie czy ścięgna. Wyglądała jakby zrobiona została z samych kości., tak samo z resztą jak jego ręce.
Gdy potwór usłyszał jak ktoś idzie w jego stronę odwrócił się w ich stronę, dzięki czemu można było dostrzec czarne doły zastępujące oczy i usta z ostrymi zębami, wykrzywione w sadystycznym uśmiechem.
- Czegoś wam potrzeba? - odezwał się mrocznym i lekko "chropowatym" głosem.
- Więc to ty jesteś nowym asystentem głównego alchemika? - Merik spojrzał na potwora z ciekawością. Jego wygląd, choć nie był zbyt dziwny, jak na potwora, to przyprawiał o dreszcze.
- Jeżeli tego starego dziada można nazwać alchemikiem, to tak jestem jego asystentem - w głosie potwora dało się słychać niechęć do tego tytułu.
- A zamierzasz się nam przedstwaić, czy masz zamiar pozostać anonimowym? - tym razem odezwał się Asgore.
- Nazywam się Gaster.
- Ja jestem...- zanim Merik zdążył się przedstawić, Gaster mu przerwał.
- Nie musisz się przedstawiać Meriku, synu generał.
- Skąd znasz moje imię?
- Ciężko żebym go nie poznał - Gaster schował swoje ręce za plecami i uśmiechnął się jeszcze bardziej - ten stary dziad non stop ubliża twojemu ojcu i tobie.
Merik zaśmiał się na te słowa. Wiedział, że główny alchemik nie przepada za nim i jego ojcem, ale nie sądził, że aż tak.
- To prawda, nie przepada za mną. Chyba dlatego, że król ufa mojemu ojcu bardziej niż jemu. A ta niechęć, niestety przeszła również na mnie.
- Jak widać - Gaster wzruszył ramionami i wyminął ich - Potrzebujecie jeszcze czegoś? Muszę wracać do pracy.
- Nie, pójdziemy już - odparł Asgore i udał się w stronę wyjścia.
- Do zobaczenia - powiedział Merik na odchodne, po czym udał się za przyjacielem.
Po chwili oboje stali przed pracownią alchemiczną. Dzień powoli chylił się ku zachodowi, czyli spędzili w pracowni więcej czasu niż przypuszczali.
- To co teraz? Po wczorajszym raczej nie opłaca się nam iść na piwo do Gira. - zagadnął Merik.
- Może skoczymy do wschodniej dzielnicy? Dobrze byłoby się trochę odprężyć - odparł Asgore.
- Chyba to nie najlepszy pomysł. Po stolicy krąży plotka, że masz się niedługo ożenić.
- Eh, przymknij się. Prędzej dam sobie rękę uciąć niż ożenię się z jakąś kurwą z wysokiego rodu.
- Ale pomyśl, nie musiałbyś wtedy chodzić do burdeli - Merik zaśmiał się głośno, a przyjaciel spojrzał na niego złowrogo.
- A ty chciałbyś się ruchać z tą samą dziwką przez całe życie? - warknął.
- Oczywiście, że nie. Nudne by to było, a i bachora bym się pewnie dorobił.
- No właśnie. Więc chodź już, bo zaraz sam pójdę.
- No już już - młody smok zaśmiał się pod nosem - Jakiś ty niecierpliwy.
Po tych słowach oboje ruszyli w stronę wschodniej dzielnicy, zwaną też dzielnicą rozpusty.
Jednak teraz, gdy odbył już swoją karę, mógł na spokojnie spotkać się z przyjacielem i udać się na zaplanowany wypad do pracowni alchemicznej. Ale na początku musiał znaleźć Asgora.
Lecz ku jego zaskoczeniu, nie musiał daleko szukać, bo następca tronu leżał pod jednym z drzew, które rosły niedaleko bocznej bramy. Młody smok od razu poszedł w jego stronę i gdy znalazł się kilka kroków od niego, dostrzegł, że nie jest zbytnio zadowolony.
- Kac ci dalej nie przeszedł, że masz taką minę? - zagadał, siadając koło niego.
- Morda! - warknął Asgore, nawet nie spoglądając na przyjaciela - Musiałem pomóc bibliotekarzowi w ogarnięciu archiwów. A to tylko dlatego, że przez ciebie nas nakryli.
- Przeze mnie? Przypomnę ci, że to ty wczoraj byłeś napruty w trzy dupy i zasnąłeś mi na grzbiecie, przez co nie musiałeś tłumaczyć się mojemu ojcu.
- A więc to on doniósł... - Asgore w końcu usiadł, ale dalej nie zaszczycił przyjacielem spojrzeniem - Mogłem się spodziewać, że ten stary dziad kiedyś nas nakryje.
- Faktycznie, następnym razem musimy być ostrożniejsi i najlepiej znajdźmy inną drogę powrotną.
- Dobry pomysł...
Po tych słowach nastała cisza. Merik, oparł się o pień drzewa i przymknął na chwilę oczy. Taka chwila relaksu dobrze mu zrobi. Choć przydałby się kufel z dobrym piwem. Jednak nie mogli tak siedzieć w nieskończoność. Po chwili Asgore wstał i otrzepał swoje szaty z kurzu.
- Dobra, nie ma co tak leżeć. Chodźmy lepiej do pracowni alchemicznej. Może tam będzie się działo coś ciekawego.
- Racja - smok podniósł się, po czym razem z przyjacielem ruszyli w stronę pracowni alchemicznej.
Był to dość wysoki budynek położony na obrzeżach miasta, przez co długo się do niego szło. Jego ściany zostały wykonane z grubego granitu i dla pewności, że nie rozpadnie się przy pierwszym wybuchu, cała konstrukcja została wzmocniona magią. Na dachu można było dostrzec kilka kominów, na których ptaki czasami robiły sobie gniazda. Niestety ich żywot, zarówno zwierząt jak i ich "konstrukcji" nie był za długi.
- Dlaczego to musi być tak daleko? Nie mógłbyś mnie tam zabrać na grzbiecie? Było by szybciej - powiedział Asgore, gdy droga zaczęła go już nużyć.
- Dobrze wiesz, że nie mam gdzie tam wylądować - prychnął Merik - A poza tym nie chcę, by znowu, jakiś popierdolony wynalazek naszego szalonego alchemika mnie trafił. Wiesz, że to zdarzyło się już parę razy.
-Wiem, pamiętam. Nieźle się wtedy uśmiałem.
- Zamknij się, bo następnym razem zadbam o to byś ty dostał, a nie ja!
- No już - Asgore poklepał Merika po plecach, przy okazji się śmiejąc - Zluzuj.
- Jak ja cię czasami nienawidzę - Młody smok westchnął ciężko, ale w końcu się uspokoił.
Kilkanaście minut później znaleźli się przed drzwiami pracowni alchemicznej. Bez namysłu weszli do środka i ruszyli długim korytarzem. Podłoga, ściany oraz sufit były tu wykonane z szarego kamienia, co nadawało całemu miejscu bardzo surowego klimatu. Szczególnie, że jedynym urozmaiceniem były pochodnie oraz drzwi.
W pewnym momencie z jednego pomieszczenia dało się usłyszeć bardzo głośny huk. Asgore i Merik spojrzeli po sobie, po czym bez namysłu otworzyli odpowiednie drzwi, przez które wyleciały kłęby szarego dymu.
- Otwórz te pieprzone okna - z głębi sali dało się usłyszeć wrzask głównego alchemika. - Chyba, że chcesz nas podusić!
Alchemikowi nikt nie odpowiedział, ale po chwili można było usłyszeć dźwięk otwieranych okien. Merik chcąc lekko przyspieszyć proces wietrzenia pomieszczenia, pokazał Asgorowi by się cofnął. Następnie machnął kilka razy skrzydłami wywołując tym samym mocniejszy wiatr, który pomógł wywabić dym z pokoju. W kilka chwil powietrze zostało praktycznie całkowicie oczyszczone, dzięki czemu w końcu można było dostrzec pracownie.
Było to duże pomieszczenie o wysokim strofie i tak samo surowym wyglądzie co korytarz. Tylko tutaj stało wiele stołów na których leżało mnóstwo przedmiotów o dziwacznych kształtach. Niektóre przypominały wielokolorowe kryształy, inne egzotyczne rośliny, a jeszcze inne ciężko było opisać. Prócz tego można było dostrzec różne szkła jak fiolki, zlewki i inne przedziwne przedmioty.
Jednak nie wszystko wyglądało tak całkiem normalnie (przynajmniej jak na to miejsce). Jeden ze stołów był zniszczony. Wyglądało na to, że coś na nim wybuchło, przez co mebel złamał się w pół i się zwęglił. Natomiast szczątki przedmiotów, które na nim stały, leżały gdzieś na podłodze.
- Widzę, że znowu eksperyment się nie powiódł Serisie - powiedział Asgore podchodząc do głównego alchemika.
Był to potwór o ciele pokrytym szarą skórą i gdzieniegdzie srebrnymi łuskami. Posiadł długi ogon z niewielkimi kolcami na jego końcu. Poruszał się na dwóch nogach, przypominające te u strusia, tylko zakończone ostrymi pazurami. Jego ręce przypominały bardziej łapy z pięcioma palcami. .
- Niestety, wasza książęca mość - warknął główny alchemik ubrany w szarą szatę - Ale to wszystko przez tego głupiego szczyla. Dlaczego ja go w ogóle wziąłem na asystenta?
- Uspokój się, bo ci żyłka pęknie - powiedział Merik podchodząc do swojego przyjaciela.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić, synu generała, nie tutaj. To moje królestwo i ani ty, ani twój pożal się boże ojciec nie będzie się tu mądrzyć. A teraz przepraszam - potwór ruszył szybkim krokiem ku wyjściu - Ale muszę zająć się jedną pilną sprawą. - po tych słowach wyszedł.
- Nienawidzę tego dziada - mruknął Merik, gdy alchemik już wyszedł.
- Chyba z wzajemnością - zaśmiał się Asgore - A teraz choć, czas zrobić to po co tu przyszliśmy.
Po tych słowach Asgore ruszył w kierunku końca sali, a Merik od razu poszedł za nim. Przy jednej ze ścian, na małym stoliku znajdowała się misa z wodą, gdzie w razie potrzeby można było schłodzić oparzenie lub umyć ręce. Obecnie stał przy niej potwór, najprawdopodobniej asystent głównego alchemika .
Z boku przypominał człowieka, ubranego w czarny, roboczy płaszcz i spodnie oraz buty w tym samym kolorze. Jednak gdy spojrzało się na jego twarz od razu wiedziało się, że ma się do czynienia z potworem. Jego głowa była całkowicie biała, jednak nie pokrywał ją żadna skóra, mięśnie czy ścięgna. Wyglądała jakby zrobiona została z samych kości., tak samo z resztą jak jego ręce.
Gdy potwór usłyszał jak ktoś idzie w jego stronę odwrócił się w ich stronę, dzięki czemu można było dostrzec czarne doły zastępujące oczy i usta z ostrymi zębami, wykrzywione w sadystycznym uśmiechem.
- Czegoś wam potrzeba? - odezwał się mrocznym i lekko "chropowatym" głosem.
- Więc to ty jesteś nowym asystentem głównego alchemika? - Merik spojrzał na potwora z ciekawością. Jego wygląd, choć nie był zbyt dziwny, jak na potwora, to przyprawiał o dreszcze.
- Jeżeli tego starego dziada można nazwać alchemikiem, to tak jestem jego asystentem - w głosie potwora dało się słychać niechęć do tego tytułu.
- A zamierzasz się nam przedstwaić, czy masz zamiar pozostać anonimowym? - tym razem odezwał się Asgore.
- Nazywam się Gaster.
- Ja jestem...- zanim Merik zdążył się przedstawić, Gaster mu przerwał.
- Nie musisz się przedstawiać Meriku, synu generał.
- Skąd znasz moje imię?
- Ciężko żebym go nie poznał - Gaster schował swoje ręce za plecami i uśmiechnął się jeszcze bardziej - ten stary dziad non stop ubliża twojemu ojcu i tobie.
Merik zaśmiał się na te słowa. Wiedział, że główny alchemik nie przepada za nim i jego ojcem, ale nie sądził, że aż tak.
- To prawda, nie przepada za mną. Chyba dlatego, że król ufa mojemu ojcu bardziej niż jemu. A ta niechęć, niestety przeszła również na mnie.
- Jak widać - Gaster wzruszył ramionami i wyminął ich - Potrzebujecie jeszcze czegoś? Muszę wracać do pracy.
- Nie, pójdziemy już - odparł Asgore i udał się w stronę wyjścia.
- Do zobaczenia - powiedział Merik na odchodne, po czym udał się za przyjacielem.
Po chwili oboje stali przed pracownią alchemiczną. Dzień powoli chylił się ku zachodowi, czyli spędzili w pracowni więcej czasu niż przypuszczali.
- To co teraz? Po wczorajszym raczej nie opłaca się nam iść na piwo do Gira. - zagadnął Merik.
- Może skoczymy do wschodniej dzielnicy? Dobrze byłoby się trochę odprężyć - odparł Asgore.
- Chyba to nie najlepszy pomysł. Po stolicy krąży plotka, że masz się niedługo ożenić.
- Eh, przymknij się. Prędzej dam sobie rękę uciąć niż ożenię się z jakąś kurwą z wysokiego rodu.
- Ale pomyśl, nie musiałbyś wtedy chodzić do burdeli - Merik zaśmiał się głośno, a przyjaciel spojrzał na niego złowrogo.
- A ty chciałbyś się ruchać z tą samą dziwką przez całe życie? - warknął.
- Oczywiście, że nie. Nudne by to było, a i bachora bym się pewnie dorobił.
- No właśnie. Więc chodź już, bo zaraz sam pójdę.
- No już już - młody smok zaśmiał się pod nosem - Jakiś ty niecierpliwy.
Po tych słowach oboje ruszyli w stronę wschodniej dzielnicy, zwaną też dzielnicą rozpusty.
Niech zgadnę
OdpowiedzUsuńTą panią lekkich obyczajów z wysokiego rodu ma być Toriel? XD
Świetne opowiadanie, masz talent :3