18 listopada 2017

Undertale: Patrontale - Część III - Prolog

-Mam nadzieję, że zrozumiałaś sytuację - nauczycielka zacisnęła ręce na swojej teczce. Rozumiała. Aż za dobrze rozumiała. Niepewnie zerknęła na siedzącą obok niej Patronkę. Obie czuły to samo, były... zaskoczone, oszołomione, a przede wszystkim - oburzone. Dyrektor Alphys złączyła szpony i ciężko westchnęła. - To sprawa bardzo delikatna, zlecona nam przez radę.
-Ale historia..!
-Cz-czasy się zmieniają. L-ludzie się zmieniają. P-potwory się zmieniają.
-Rozumiem pani dyrektor, ale....
-Proszę, żadnych ale... Teraz masz okienko, odpocznij, a potem... - Alphys podniosła wzrok na kobietę, widać było zmęczenie, ze dwie nieprzespane noce malowały się na jej twarzy. Powinna, stanowczo powinna przyjąć pod dach jakiegoś pupila. Nauczycielka była co do tego przekonana. Powinna, zamiast trzymać przy sobie ten stary piekarnik. A skoro o nim mowa, stał niczym metalowy posąg, tylko jarzące się na różowo ślepia wskazywały, że nie jest wyłączony. Pedagog podniosła się zaraz po tym, jak jej Patronka wymieniła z Alphys kilka swoich uwag. Wszystkie dotyczyły powątpiewania w .... to. Lecz zdania rady nie dało się zmienić, nie dało się cofnąć.
W pokoju nauczycielskim nie było nikogo. Znaczy się prawie, jedna z bardziej sędziwych nauczycielek matematyki sprawdzała ćwiczeniówki swoich podopiecznych.
-Ona ma ponad osiemnaście lat! - Nauczycielka wyrzuciła ręce do góry i podeszła do zlewu by nalać sobie do szklanki wody. Po opróżnieniu naczynia ze stukotem odłożyła go na bok. Dyszała. - Czy Alphys ma świadomość co to znaczy?
-Co się dzieje? - sędziwa matematyczka podniosła się znad papierów
-O-oooh, nic. Będziemy mieć nowego ucznia... - Nauczycielka poczuła, że jej Patronka się patrzy. Ma dobierać słowa tak, aby tajemnica jaką powierzyła jej Alphys nie wyszła na jaw, lecz.. tak bardzo, tak bardzo chciała pokazać komuś swoje oburzenie.
-W połowie roku? - zdziwiła się
-T-tak. To jakaś dziewczyna, której patron ... no miał z nią problemy wychowawcze - tak, dobrze, właśnie tak - ... przez osiemnaście lat go nie słuchała! - Nie może powiedzieć o ... o.... o tym, że ona ma jednokolorową duszę, ale ... jak inaczej wyjaśnić tyle lat zamknięcia - Biedak poprosił panią dyrektor o pomoc.
-Oh, czyli jakaś dorosła łobuziaka nam się trafiła? - sędziwe zielone ślepia zamigotały przytłumionym blaskiem.
-Tak. Zostanie posłana do pierwszej klasy podstawowej. Trzeba jej wszystkiego nauczyć.
-Ale aby taką dużą...
-Właśnie. Będą z nią problemy.
-Nie wiem jak uczyć dorosłych tego co wiedzą już wszystkie dzieci. - chrząknęła - Nasz system edukacji nie przewidział takiego wypadku...
-Boję się jaki będzie miała wpływ na dzieci... - przecież jest jednokolorowa, dodała w myśli.
-O to akurat najmniej bym się bała - matematyczka machnęła ręką - Pomyśl, jaki wpływ dzieci będą miały na nią. Myślisz, że zaakceptują kogoś o tyle od nich starszego i nie czarujmy się - przyciszyła głos prawie do szeptu - głupszego? - uśmiechnęła się. W sumie, trochę racji w tym jest.
Po krótkiej rozmowie z matematyczką, po kobietę przyszedł jej Patron, szanowny pan Jerry. Nikt nie lubił Jerrego, tylko ta starsza kobieta zawsze z troską podchodziła do zarozumiałego i chamskiego Patrona. Belferka nigdy by nie chciała być jego pupilem. Jak dobrze, że ma tak wspaniałą i wyrozumiałą i troskliwą... Ech. Usiadła dziwnie zmęczona. Przeczesała palcami włosy. To będzie dłuuugi dzień. Chciała, aby już się skończył.


Pierwszy tydzień dla Chary był nie do opisania. Żadne słowa w żadnym znanym i nieznanym języku nie będą w stanie wyrazić tej mieszanki uczuć jaka zawładnęła jej sercem. W pierwszej chwili był paniczny strach, kiedy do jej mieszkania wszedł wielki kozioł. Rozpoznała w nim ojca Asriela. W towarzystwie wysokiego kościotrupa imieniem... G...G....Gaster? Gasmer? Gasdur? Jakoś tak. No i jeszcze ten niski, który obrzucał ją tak .... tak.... tak obrzydliwym spojrzeniem, że na samo wspomnienie do teraz ma wstręt. Cztery potwory zamknęły się w pokoju i głośno debatowali. Asriel krzyczał, lecz nie rozumiała o czym. Porozumiewali się w jakimś... dziwnym języku.
Strach, no bo co innego? Siedziała pod zamkniętymi drzwiami po turecku i próbowała zrozumieć. Lecz nie rozumiała.
Po czasie, który wydawał się wiecznością, drzwi się otworzyły. Goście w milczeniu opuścili mieszkanie, zaś Asriel stanął nad nią, milczał, twarz miał wykrzywioną w obawie i bólu. Potem klęknął przed kobietą, objął ją swoimi włochatymi łapskami i mocno do siebie przytulił. Nie wiedziała co się dzieje. Dopiero po dłuższym czasie zebrał się w sobie i wyjaśnił jej.
Marzenie o wolności się spełniło. Może wyjść, ale nigdy, nikomu nie może pozwolić na oglądanie jej duszy. Najlepiej aby unikała tego tematu. Asriel ma być jej opiekunem, jak teraz. Pójdzie do szkoły gdzie będzie się uczyć o świecie. Będzie mogła mieć koleżanki i kolegów. Będzie mogła chodzić do sklepów, bawić się, i zwiedzać i pójdzie do kina i do teatru i będzie mogła chodzić po parku całymi dniami i ... i nie będzie już karat, nie będzie .... nie będzie...
....
....
Będzie wolna.
Naprawdę nie rozumiała zmartwienia i strachu, które czuł teraz Asriel. Dlaczego? Chce ją uwięzić? Ona tego nie chce. Ona chce być wolna. Przemilczała nawet to, że potwór uronił kilka łez.



Nadal mieszkali tam gdzie zawsze. Asriel jednak dostał piękne czerwone auto, którym zawiózł ją do miasta. Tam mogła wybrać swoją sukienkę. Nigdy nie widziała miejsca z taką ilością sukienek. Z wyjątkiem tej, w kolorze zachodzącego słońca, zdecydowała się na prostą czarną, sięgającą za kolana. Kilka spódnic, rajstopy. Inna kobieta. Na gwiazdy! Inna kobieta! Człowiek jak ona, uśmiechnięta, pogodna, doradziła jej kolory w jakie powinna się ubierać. Dobrała jej biustonosz, którego wcześniej nie nosiła. Był strasznie niewygodny, ale rany, jej piersi wyglądały ślicznie kiedy go założyła. Potem Asriel zabrał ją do fryzjera. Gdzie potwór i trzech parach rąk. Wyglądem przypominający pająka. Znaczy się, przypominająca. Bo to niewątpliwie kobieta. W każdym razie ona zadbała o jej włosy. Rozczesanie wieloletnich kołtunów zajęło najwięcej czasu. Potem tysiące mazi, płynów, nożyczki poszły w ruch! Obcięte równo, piękne, błyszczące i sprężyste. Chara czuła się... ładnie. I Asriel był pod wrażeniem. Mimo swoich obaw i strachu, czerpał radość z oglądania swojej przyjaciółki w oczach przemieniającej się w ... bardzo atrakcyjną młodą damę. Uśmiechnął się i zaprowadził do kolejnego sklepu. Tutaj to człowiek, kobieta w średnim wieku zadbała o jej cerę. O paznokcie. O wszystko. Okazało się, że tutaj będzie najwięcej problemów. Wysuszona skóra błagała o krem. Co się okazało, Chara strasznie nie lubiła smarowania twarzy czymkolwiek. No, ale dobór odpowiednich kremów, szminek, tuszy i innych rzeczy jakie chcą mieć ludzkie pupilki był konieczny.
Ostatecznie, gdy słońce chyliło się już ku horyzontowi Chara była gotowa. Stała na miejskim deptaku z czekoladowym rożkiem w ręku. Miała eleganckie buty na płaskim obcasie, przewiewną białą letnią sukienkę w maki, brązowe włosy spięte w zmysłowy kok spod którego niesforne kosmyki łaskotały jej gołe ramiona.
Pierwszy raz w ciągu swojego życia. A przynajmniej pierwszy który pamięta. Była szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. I jej szczęście, radowało Asriela.
Jednak tak to bywa, że kiedy w życiu za bardzo się układa...
Dniem przełomowym okazał się ten, w którym miała iść do szkoły. Dostała od ... tego wysokiego kościotrupa torbę, podręczniki i przestrogę, aby nie dała ponieść się emocjom, że będzie jej trudno. Trudno? Co on przez to rozumiał?
Asriel zawiózł ją przed budynek szkoły. Wybrała białą koszulę na którą założyła czarną spódnicę. Włosy miała rozpuszczone. Serce pełne determinacji do nauki. Chciała się uczyć. Chciała robić to co wszyscy, którzy są wolni. Bo.. czuła się wolna.
-Oto Chara - odezwała się nauczycielka, która miała być jej wychowawczynią. Asriel miał iść do dyrektorki o czymś porozmawiać, w sali była ona, belferka wraz z jej potworem, no i gromada dzieci... Te patrzyły na Charę z zaskoczeniem - Wasza nowa... koleżanka - szepty... Dlaczego one szepczą? - Chara do tej pory uczyła się w domu, lecz jej Patron nie mógł sobie z nią poradzić, dlatego przyszła uczyć się z nami - ... Ej, to nie tak! Dlaczego ona kłamie?! - Proszę przywitajcie ją gorąco jak jedną z nas - Tutaj Chara miała się ukłonić, ale... ale nie umiała. Stała w szoku patrząc na wykładowcę z szeroko otworzonymi ustami. Ta zerknęła na nią i uśmiechnęła się, choć... coś było nie tak w tym uśmiechu.
Pierwsze wrażenie nie było takim jakie chciała uzyskać. Reszta dnia też. Chowana w samotni, nie znała nie tylko podstaw jakie dzieci, znacznie od niej młodsze miały dobrze opanowane. Czuła się gorzej niż głupio, kiedy ośmiolatka mówiła jej, jak pisze się własne imię, kiedy inny chłopiec pomagał rozwiązać zadania z dodawania i odejmowania. Lecz nie tylko to, nie sama wiedza była problemem. Społeczeństwo. Chara nie umiała zachować się w społeczeństwie. Nie znała zasad jakie wszyscy przyjmują normalnie. To co każdy wykonuje niemalże instynktownie, dla niej było czymś nowym. Nic więc dziwnego, że nie rozumiała różnicy między ubikacją dla dziewczynek i tą dla chłopców. Nie wiedziała, że na długiej przerwie trzeba stać w kolejce i nie spóźnić się na kolejne zajęcia. Nie wiedziała gdzie odnosić naczynia, bo chciała umyć je sama. Przez co kucharki ze zdziwieniem patrzyły, jak dorosła przecież kobieta wchodzi do środka, zakasa rękawy i zmywa jeden talerz. A ona przecież chciała dobrze.
Asriel był, owszem, lecz Chara go ignorowała. Dlatego z czasem i ten przestał się wtrącać. Szczerze, żyjąc z nią tak długo w domu też nie pamiętał jak powinien się właściwie zachować. Patroni bywali ze swoimi pupilami w szkołach, bo sprawiało im to przyjemność, bo chcieli. Zawsze były naszykowane dla nich krzesełka, osobne stoły, oczywiście, jak patron chciał zjeść ze swoim pupilem to jasna sprawa! Mógł go nawet nakarmić! Powinien jednak panować nad pupilem, a Asriel... cóż, bał się, że jeżeli ktoś dostrzeże to, że nie panuje nad żywiołową dziewczyną to mu ją zabiorą. Lecz, jakże by teraz mógł. Początkowo Chara z pokorą znosiła uwagi jakie pojawiały się co chwila
-Tutaj ci wejść nie wolno
-Jak chcesz się odezwać podnieś rękę
-Nie przerywaj innym wypowiedzi
-Jak czegoś nie rozumiesz pytaj
By zaraz potem otrzymać
-Nie zawracaj mi głowy tymi ciągłymi pytaniami!
-Tego nie rób
-To rób
-Tam idź
-To przynieś
-Zrób to....
....
....
To jest wolność? W pewnej chwili stała na korytarzu przed ostatnimi zajęciami. Dzieci przechodziły koło niej. Nikt nie podchodził. Co jakiś czas ktoś zerknął. Innym razem ktoś szepną. Ktoś szturchnął. Ale... była sama. Samotna wśród tłumu. Zdecydowanie nie była wolna. Nie czuła się wolna. To tylko iluzja. To wszystko iluzja. Dlaczego tylko ona to widzi? Dlaczego .... Po ludzi przychodzą potwory. Ludziom nie wolno wielu rzeczy. Kamery patrzą każdemu na ręce, czy tam macki czy cokolwiek ma. Ciągłe zakazy, nakazy, przyzwolenia, czy ... etykieta. Początkowa chęć poznania szybko ustała, na jej miejsce wstąpiło proste, prymitywne przerażenie.
Robiąc to co każdy robi w chwili największego strachu postąpiła prosto. Tłumiąc łzy pod powiekami wybiegła z budynku, nie zatrzymała się nawet kiedy minęła niskiego żółtego dinozaura czy robota, nie zatrzymała się kiedy wykładowczyni zaczęła ją gonić. Dopiero kiedy za murami szkoły, Asrielowi udało się ją pochwycić za ramię, w swojej bezradności zaczęła okładać go słabo pięściami po piersi. Ten milczał. Czekał, aż jej złość ustanie. To chyba jedyna osoba, która jest w stanie zrozumieć przez co teraz przechodzi i ... i mógł ją tylko przytulić. Objąć. Zaprowadzić do samochodu, który zamknął, tak aby z niego nie uciekła i zabrał klucze.
Alphys siedziała za biurkiem opierając czoło o złączone ręce. Wiedziała, że ten dzień będzie ciężki... Podniosła niebieskie oczy na siedzącego przed nią Asriela.
-Wiedzę powinno się ... podawać... porcjami.... - dokładnie ważyła każde słowo - K-każdą wiedzę. Dane za-zagadnienia są potrzebne a-aby zrozumieć po-po-pozostałe. - westchnęła ciężko - To co się teraz dzieje, to ... też jesteś winny Asriel. Wiesz?
-Wiem... - szepnął cicho.
-D-dam jej dwa dni wolnego. P-porozmawiaj z nią. Ja po-porozmawiam z nauczycielami. S-spróbujemy dostosować m-metody nau-cz-czania do jej wieku. A-ale to n-nie wszystko - przeniosła wzrok na Mettatona, który stawiał przed nią zioła na uspokojenie - N-najrozsądniej byłoby dać ją na in-indywidualne. A-ale wtedy n-nie będziemy mogli jej... no... puścić... - Popatrzyła na potwora - Puścić do ludzi. W tłum. Rozumiesz? M-musisz obudzić w niej ch-chęć do nauki. M-musisz ją.... zmotywować...
-Ale jak?
-N-nie wiem. T-ty ją znasz lepiej. Jak... jak sobie z nią wcześniej radziłeś? - Nie radziłem. Chciał powiedzieć, ale te słowa stanęły mu kołkiem w gardle.
-Zwykle... robiliśmy to co chciała. - Alphys popatrzyła na niego zaskoczona i jednocześnie troszeczkę zła. No dobrze. Bardzo zła. Wygląda na to, że chłopak nie tylko nie nauczył jej pisać czy czytać, czy nawet liczyć, ale też w żadnym aspekcie jej nie wychował? A teraz rada ot tak po prostu chce posłać ją do szkoły, wśród ludzi i w dodatku wykorzystać jako swoją broń propagandową? Nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać. Będzie musiała obmyślić plan. Bo na włosku wisi los nie tylko jej, czy Mettatona, ale całej szkoły. Asriel cierpliwie czekał, aż pani dyrektor przemówi, lecz ta najwyraźniej odpłynęła tonąc we własnych rozmyślaniach. - To.. to ja już będę szedł. - Alphys przytaknęła mechanicznie.
-Przyprowadź ją za trzy dni. - pierwszy raz odezwał się Mettaton. Jego głos był miły dla ucha, delikatny, bardzo męski, lecz słychać było przedźwięk metalu
-Ale pani Alphys powiedziała...
-Trzy dni - powtórzył patrząc wymownie na potwora. Asriel przytaknął i wyszedł z pomieszczenia. Zaczynało dziać się to, czego obawiał się najbardziej. Miał tylko nadzieję, że jego matce poszło lepiej...



A skoro o tym mowa, Toriel przeżyła rozstanie z Frisk gorzej niż ktokolwiek przypuszczał. Płakała kiedy ten sam się pakował, do ostatniej chwili próbowała go przekonać aby został. Ich losy tym bardziej się różniły, że Frisk sam postanowił ją zostawić. Jak tylko Sansowi udało się wszystko w miarę możliwości bezpiecznie załatwić. Połączyć tak wszystko, przekonać innych tylko sobie znanymi metodami, Frisk postanowił sam opuścić miejsce, jakie nazywał domem przez ostatnie osiemnaście lat swojego życia. Przeżywał głęboko rozstanie z kobietą, która była mu matką. Jej płacz nie ułatwiał nic. Czuł, że musi odejść. Zaręczał, że nic mu nie będzie. Zapewniał, że będzie codziennie dzwonił, właściwie jadł i będą się widywać. Wiedział, że nie będzie łatwo. Ba. Kiedy drzwi czarnej limuzyny się za nim zamknęły, kiedy przed sobą widział siedzącego Sansa... to było przerażające. Potwór nadal mu nie ufał, co więcej, bał się go. Skąd to wiedział? Jedno błyszczące na niebiesko oko wskazywało, że magia jest aktywna. Na swojej duszy czuł ją powoli zaciskającą się. Sans miał na niego oko, w każdym tego słowa znaczeniu.
Pojazdem prowadził człowiek. Niewiele starszy od Friska niemowa. Okazało się, że nie jest on pupilem Sansa, lecz pracuje dla niego jako kierowca.
Droga była długa. Cztery godziny jazdy od domu Toriel do tego, w którym miał spędzić kolejne lata swojego życia. Takie przynajmniej miał cele.
-gerson - odezwał się tak w połowie drogi Sans. Frisk uniósł brwi i zerknął na niego pytająco - to ponad siedemset letni potwór. gdyby nie jego poparcie, byłbyś już martwy wiesz?
-Jak to?
-tak to, nie wnikaj, poparł debilny eksperyment gastera - wzruszył ramionami - i od teraz to on będzie twoim patronem
-Nie jestem niczyim...
-jesteś, jeżeli chcesz żyć w tym społeczeństwie, jesteś i nigdy, ale to nigdy i przy nikim, nie mów, że jest inaczej. myśl co chcesz, ale mów co ci każą. jasne?- Nie, nie było jasne, ale czy miał jakiekolwiek inne wyjście? Nie. Niechętnie przytaknął. - dobrze, teraz słuchaj dzieciaku - potwór pochylił się w jego stronę - nie myśl, że poślemy cię do ludzi. co to to nie. zanim świat się o tobie dowie będzie trzeba zadbać o to jak wyglądasz, jak mówisz i przede wszystkim co mówisz. cena za wolność jest bardzo wysoka.
-Ty to nazywasz wolnością?
-widzisz? bardzo szybko się uczysz - Sans uśmiechnął się kwaśno - ten system ma w sobie wiele wad i każdy przynajmniej raz w życiu zdał sobie z tego sprawę... lecz nikt z tym nic nie robi bo tak jest wygodniej. wiesz już o jednokolorowych?
-Tak, Tori mi wszystko powiedziała przed wyjazdem.
-wszystko?
-Wszystko. Ja... ja też jestem i ja...
-dokładnie tak. twoja dusza ma jeden kolor, co oznacza, że jest unikatowa i ma ... pewne niespotykane właściwości. chcemy je wykorzystać.
-Wykorzystać mnie...
-ciebie, twoje umiejętności, mniejsza - machnął ręką - ja nie widzę żadnej różnicy - Frisk odwrócił wzrok, nie widział nic przez przyciemnione szyby - nim jednak to zrobimy, będziesz musiał dowiedzieć się...
-...jak?
-nie, nie jak... dlaczego chcemy to zrobić. - westchnął ciężko - słuchaj dzieciaku, współczuję ci, naprawdę, to nie twoja wina że jesteś kim jesteś, ale też nie moja, że siedzę i robię to co muszę robić, dlatego współczuję i tobie i sobie i każdemu
-Więc czyja to wina?
-niczyja, tak po prostu jest i my musimy to... zaakceptować. plan mojego staruszka .... uważa on, że jeżeli dowiesz się w czym możesz nam pomóc, to możesz... naprawdę nam pomóc. wykorzystać swoją niespotykaną moc ... w dobrych celach
-A jeżeli.... wasze motywy.... mi się nie spodobają? Albo... mnie przeceniacie i zawiodę?
-trudno będzie określić czy nas zawiedziesz czy nie, ale pewnym jest, że będziesz żyć nawet jeżeli zawiedziesz
-A jeżeli nie...
-jeżeli nie będziesz chciał z nami współpracować, rada wyda wyrok co z tobą zrobić
-Czyli...?
-zostaniesz.... wyleczony z bycia jednokolorowym
-Ale... - nie dokończył. Chłód i bezwzględność w oczach szkieleta były aż za bardzo wyraźne. - Ale skoro tutaj jestem i jeszcze... jestem... znaczy, że jest ktoś kto mnie popiera, tak?
-popierają cię tylko dlatego, że to pomysł mojego staruszka, który cieszy się szacunkiem choć nie sympatią, popierają cię tylko dlatego, że ja .... porozmawiałem z nimi, popierają cię tylko dlatego, że liczą, że się zgodzisz z naszą doktryną, jeżeli się nie zgodzisz, odpada trzecia grupa, zaś ja i ojciec będziemy pierwszymi, którzy zagłosują aby czym prędzej pozbyć się... problemu, którym jesteś, za nami pójdą inni... dzieciaku, jesteś sam - tutaj rozmowa się urwała. Ani Sans nie miał siły, ani Frisk. Oboje byli zmęczeni. Zmęczeni całą tą sytuacją.
Kto wie, może w innych czasach i w innych okolicznościach byliby ... przyjaciółmi. Lecz nie tutaj i nie teraz. Z tą myślą, analizując całą rozmowę w samochodzie Frisk wchodził po schodach wspaniałej rezydencji. Na ganku ociosanym perłowym kamieniem stał stary żółw podpierający się o laskę. Wielką pomarszczoną łapą gładził swoją siwą brodę uśmiechał się ... nie to przyjaźnie, ni to cwanie... ale uśmiechał się, to jest pewne. Ustępując krok w bok wykonał zapraszający gest wskazując otwarte drzwi do środka
-Witaj - odezwał się zachrypniętym głosem - Witaj nieszczęśliwa duszyczko! Chodź, zrobię ci herbaty i o wszystkim porozmawiamy - przeniósł wzrok na Sansa, który nie szedł za Friskiem, stał oparty o pojazd. Mężczyźni wymienili się porozumiewawczymi skinieniami głową, a potem, drzwi do domu Gersona się zamknęły z hukiem.
Share:

17 listopada 2017

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XVII - Wspólna samotność [Would That Make You Happy? - Alone Together - tłumaczenie PL] [+18]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Obudziłaś się z parą małych stópek na plecach. Frisk przekręcił się w nienaturalną pozycję między Tobą a kanapą, otulony kocem. Miałaś szczęście, że nie kopał, inaczej wyleciałabyś z łóżka. Miał lekko rozchylone wargi, chrapał delikatnie, brodę schował pod nakryciem. Dostrzegłaś światło w kuchni i postanowiłaś wstać. Szybkie zerknięcie na telefon podpowiedziało Ci, że jest ósma rano. Z małą trudnością wyszłaś z łóżka. Przeszłaś gołymi stopami po dywanie. Drapiąc się po policzku i ziewając weszłaś do kuchni. Dostrzegłaś… oh, to Papyrus, zerka na Ciebie. Siedział przy stole, jadł spaghetti. Biorąc pod uwagę stan w jakim był sos, sądzisz, że jest zimne. Otrząsnęło Cię.
-DZIEŃ DOBRY CZŁOWIEKU! – powiedział radośnie. Mówił nieco ciszej niż zwykle, ale i tak zbyt głośno jak na Twój gust. Nie tak głośno aby obudzić Frisk. Mruknęłaś przywitanie i zaczęłaś parzyć sobie kawę. Szczerze, jest obrzydliwa, ale nie umiałaś zacząć bez dniej dnia. Jakimś sposobem królik ze sklepu znalazł sypaną kawę i jesteś jej za to wdzięczna. Choć data ważności przekracza grubo dopuszczalne normy. Nie chciałaś o tym myśleć, jak wsypywałaś  odpowiednią ilość łyżeczek do kubka i dodawałaś cukru.  A skoro o tym mowa, już sama myśl o cukrze sprawiała, że się uśmiechałaś. Przypominał Ci o Sansie i o waszym pierwszym pocałunku. Odczepiłaś gwizdek z czajnika nim zdążył zacząć piszczeć. Przetarłaś zaspane oczy, popatrzyłaś na Papyrusa, który opierał się o ścianę. Przekręcił krzesełko w Twoją stronę ignorując potrawę. Nie wiedziałaś, że się na Ciebie patrzy, lekko marszcząc brwi – CZŁOWIEKU, BĘDĄC SZCZERYM, MIAŁEM NADZIEJĘ, ŻE DANE MI BĘDZIE POROZMAWIAĆ Z TOBĄ NA OSOBNOŚCI – westchnął wyraźnie zmartwiony, bawił się palcami rękawiczek – CHCĘ POROZMAWIAĆ O SANSIE – Nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, wstał. Był wyższy od Ciebie o ponad głowę, kiedy znalazł się bliżej poczułaś się lekko uwięziona. Przebudziłaś się natychmiast. – SANS TO MOJA JEDYNA RODZINA, BRAT, JA WSPANIAŁY PAPYRUS DBAM O NIEGO I CHCĘ ABY BYŁ SZCZĘŚLIWY I TERAZ TY POMAGASZ MI, ABY BYŁ SZCZĘŚLIWY, TAK PRAWDZIWIE. JESTEŚ WSPANIAŁĄ PRZYJACIÓŁKĄ I KIMŚ WAŻNYM DLA SANSA, CO ZNACZY, ŻE JESTEŚ RÓWNIE WAŻNA DLA MNIE – popatrzył Ci w oczy, czułaś, że jeżeli teraz odwrócisz wzrok to go urazisz. Choć jego słowa były miłe, czułaś w nich powagę. Nie uśmiechał się
-Doceniam to… - mruknęłaś
-MIEJ T NA UWADZE – zmarszczył brwi, w prawym oku potwora zamigotało coś na pomarańczowo. Czułaś magię dookoła niego – MAM NADZIEJĘ, ŻE NADAL BĘDZIESZ GO USZCZĘŚLIWIAĆ, BO JEŻELI GO ZRANISZ… - pomarańczowy płomień robił się większy i jaśniejszy, z dziwnych powodów jego chusta zaczęła powiewać – BĘDĘ TOBĄ BARDZO… ROZCZAROWANY – I właśnie dopiero teraz zrozumiałaś, dlaczego Twoi koledzy ze szkoły tak bardzo przeżywali, gdy ich rodzice mówili, że są nimi rozczarowani. Rozumiesz. Rozumiesz to lepiej niż kiedykolwiek. Kiedy cała magia zniknęła, a oczy Papyrusa wróciły do normy, starałaś się odzyskać normalny oddech i nie upaść, choć nogi miałaś jak z wady. Papyrus wrócił na swoje miejsce. Szybko wyłączyłaś kuchenkę i drżącą ręką chwyciłaś za czajnik zaczynając napełniać kubek wrzątkiem. Co to kurwa miało być? Nigdy nie widziałaś Papyrusa w takim stanie, nawet kiedy walczył z Undyne. H, ale Undyne nie groziła Sansowi, prawda? Kiedy odzyskałaś mowę, podniosłaś kubek i usiadłaś naprzeciwko Papyrusa.
-Ja… mam nadzieję, że mi uwierzysz, kiedy powiem, że też chcę szczęścia Sansa – upiłaś łyk.
-OH! WIERZĘ! – jego głos znowu był radosny. Byłaś zaskoczona tą nagłą zmianą tonów. Jakby Papyrus nigdy nie był przerażający – WIERZĘ W CIEBIE! JESTEM PEWIEN, ŻE WE DWÓJKĘ BĘDZIECIE ZGRANĄ PARĄ, OBOJE UWIELBIACIE OKROPNE KAWAŁY – zerknęłaś na niego kiedy brał do ust kolejny kawałek makaronu nie kryjąc obrzydzenia na twarzy – ALE JEŻELI TO MA GO USZCZĘŚLIWIĆ, TO ZNIOSĘ WSZYSTKO – Upiłaś kolejny łyk, prawie parząc się po języku. Musiała trochę ostygnąć. Czując w sobie napływ energii spowodowanej stresem obracałaś kubek powoli w rękach, pozwalając, aby jego ciepło ogrzewało Twoje palce.
-Mam nadzieję, że cię nie zawiodę – położył rękę na Twoim ramieniu, zaskoczona rozlałaś trochę kawy. Patrzył na Ciebie stanowczo.
-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE ZAWIEDZIESZ! – odpowiedział wstając od stołu i odstawiając pusty talerz do zlewu – MAM NADZIEJĘ, ŻE SPĘDZICIE MIŁO DZIEŃ. W DOMU. SAMI. RAZEM – mrugnął w Twoją stronę. Rumieniłaś się. Czułaś, że Twoja twarz jest gorętsza niż kubek trzymany w dłoniach. Papyrus przystanął przy Tobie wychodząc z kuchni – FRISK! WSTAWAJ! TY I JA, WSPANIAŁY PAPYRUS IDZIEMY SIĘ BAWIĆ! PRZYGOTOWAŁEM DLA NAS DZIEŃ PEŁEN PRZYGÓD! – próbowałaś znowu upić swojej kawy. Nadal parzy.
Piłaś kawę siedząc na kanapie z nogami pod sobą. W domu było tak cicho. Tak dziwnie się czułaś siedząc sama czekając, aż Sans się obudzi. Przeglądałaś książkę jaką ściągnęłaś na telefon próbując zabić czas. Ciekawe czy w Podziemiu są jakieś ebooki, będziesz musiała to sprawdzić. Pijąc kolejny łyk, zdałaś sobie sprawę, że jak tylko wystygła smakowała nieco lepiej. Wyłączyłaś telefon i położyłaś go na kanapie. Bezwiednie poszłaś do kuchni. Wyciągnęłaś ze zlewu talerz Papyrusa i wyrzuciłaś resztki do kosza, a potem znowu wstawiłaś go do środka razem z pustym kubkiem. Po krótkiej mentalnej debacie postanowiłaś zająć się tym później. Choć w głosie słyszałaś karcący głos matki, zignorowałaś ją. To postęp. Wytarłaś ręce w ręcznik i zauważyłaś Sansa stojącego w progu. W chwilę wasz wzrok się spotkał. Potem przesunął spojrzenie po Twoim ciele. Czułaś to, jego palce na swojej skórze. Musiałaś wyglądać… domowo. Miałaś na sobie ubrania jakie pożyczyłaś pierwszego dnia, zrobiłaś z nich piżamę, nie przebrałaś się. Za duża czarna koszulka z namalowaną klatką piersiową. Spodenki Sansa, bose stopy, a o włosach nawet nie chcesz myśleć. Nadal miałaś wilgotne palce kiedy próbowałaś nimi przeczesać włosy. Kiedy odwróciłaś od nich uwagę, zdałaś sobie sprawę, że Sans jest przed Tobą. Szczerzy się, ma głód w oczach, pocałował Cię szybko w brodę.
-może to głupie pytanie, biorąc pod uwagę spokój i ciszę, ale nie ma ich tak?
-Um, tak – odpowiedziałaś przyglądając mu się z uwagą
-to dobrze – mruknął nisko, tak nisko, że prawie warknął. Czułaś jak bardzo działa na Ciebie jego głos – bo już sam widok ciebie w moich spodniach doprowadza mnie d szaleństwa i chcę je z ciebie zedrzeć – Oh! Jego słowa, ten wzrok, ten głos… czułaś dziwne ciepło w brzuszku. Najwyraźniej Sans nie chce marnować ani chwili czasu, jaki został wam dany. Przystawiłaś swoje usta do jego zębów, on położył na Tobie ręce. Lecz czekał na pozwolenie. Palce delikatnie gładziły plecy tam, gdzie zazwyczaj znajdował się stanik. Ale nie zakładałaś go do snu. Błądził palcami po łopatkach, czując kości pod skórą, następnie przesunął je wzdłuż kręgosłupa. Zadrżałaś.
-Użyj magii – stęknęłaś liżąc jego szczękę – Pocałuj mnie. – W chwilę zajaśniało światło w jego oczach, jedna z rąk zabłądziła pod koszulkę, druga chwyciła Cię za tył karku, położyłaś palce na żebrach wystających spod koszulki. Wziął delikatnie Twoją dolną wargę w swoje zęby. Warknęłaś w odpowiedzi czując po chwili jego język przy swoim. Drżał kiedy rękami zaczęłaś pieścić jego kręgosłup. Delikatnie gładząc i ściskając każde wybrzuszenie jakie znalazłaś. Potem zabłądziłaś na jego miednicę. Przerwał pocałunek i przystawił czoło do Twojego ramienia
-cholera – złapał oddech. Trzymał Cię teraz za miękką pierś. Drżałaś zachwycona, czekając aż posunie się dalej – nie masz pojęcia jak bardzo ciebie pragnę. Przesunął palcem Twoją koszulkę tak, by odsłonić ramię i kark. Przesunął po nim językiem i zaczął przygryzać skórę, powoli, ostrożnie, aby nie zrobić Ci krzywdy. Lecz dość, abyś jęknęła, ten niewielki ból tylko bardziej Cię rozochocał. Jęki przerodziły się w ciężki oddech, zwłaszcza gdy palcami zaczął ściskać sutki, gładzić całe piersi i bawić się nimi.
-Sans – mruknęłaś pod wpływem jego dotyku
-powiedz mi czego chcesz – popatrzył Ci w oczy. Widziałaś niebieski język za zębami gdy przemawiał i ogień w oczku. Wolną dłoń położył na biodrze, którym zakręciłaś. Pot pojawił się na jego czaszce.
-Ciebie, Sans, proszę, zabierz mnie do swojego pokoju – byłaś zaskoczona jak wiele zmysłowości słyszałaś w swoim głosie. Nie przypominasz sobie, czy kiedykolwiek siebie taką słyszałaś. Znajome uczucie mrowienia i w mgnieniu oka byliście w jego pokoju. Trzymał Cię mocno przez chwilę. Zabrał potem ręce
-wybacz, mogliśmy w sumie skorzystać ze schodów.
-Jest dobrze – przesunęłaś palcem po jego szczęce – Teraz. Mówiłeś coś o zerwaniu ze mnie ubrań? – robiąc krok w tył patrzył na Ciebie i szczerzył się jeszcze szerzej.
-w dniu w którym się poznaliśmy wiedziałem, że mam kłopoty, widok ciebie w moich ubraniach… sprawiał, że… jakby to powiedzieć… maszt sam mi stawał – nie powinnaś być zaskoczona tego typu tekstami, ale to Cię rozwaliło. Zaśmiałaś się niechlujnie
-Nie wierze, że to powiedziałeś
-wierzysz – mruknął przybliżając się znowu. Zrobiłaś krok w tył czując za sobą jego łóżko – kocham kiedy się śmiejesz – wsunął palec pod gumkę spodni unosząc brew – dostąpię łaski pozbawienia cię ubrania?
-A co, mam rozebrać się sama? – zaśmiał się
-nawet nie próbuj, lepiej abyś wyskoczyła z ciuchów niż ze skóry – wywróciłaś oczami, chwyciłaś za materiał koszulki, lecz złapał Cię w nadgarstku powstrzymując – nie, proszę – zatrzymałaś się. Z uwagą powoli zsunął z Ciebie spodenki, pozwalając aby ich materiał sam osunął się po Twoich łydkach i spadł ze stóp. Potem chwycił za koszulkę i ściągnął ją przez Twoją głowę. Rzucił je na ziemię, koło bieżni. Stałaś w bieliźnie, obejmując się ramionami gdy on… patrzył się na ciebie. Czułaś się niepewnie. Wszystkie twoje blizny na brzuchu, na kroczu, rozstępy po ciąży… Wszystko było jak na dłoni. Lecz jego mina się nie zmieniła. Wyglądał tak, jakby się bał Cię dotknąć – czy ja… pozwolisz mi… - uniósł niepewnie rękę. Chwyciłaś ją i położyłaś na swoim biodrze.
-Tak, błagam. – Wskazał, abyś się położyła na łóżku, dołączył do Ciebie. Przypomniałaś sobie, że ma na teraz więcej ubrań niż Ty, lecz ta myśl szybko uciekła odgoniona jego dłońmi błądzącymi po Twojej skórze. Patrzyłaś jak Cię bada, zapamiętuje każdy kawałek skóry, miękkiego ciała, każdą wystającą pod niego kość. Przesunął palcem wzdłuż kobiecości, po biodrze, brzuchu, pępku, obojczyku. Przeszywał Cię dreszcz. Wiele uwagi poświęcił Twoim piersiom. Rozkoszował się miękkością brzuszka, końcówkami palców chwytał skórę. Kiedy znalazł się niebezpiecznie blisko przy bliźnie, chciałaś protestować czując się znowu brzydko, lecz ominął to miejsce i położył rękę na udzie ściskając je, czując pod mięśniami kość. Położyłaś głowę i warknęłaś
-Sans – jęczałaś przenosząc wzrok na niego
-pokaż mi co robić, co robić abyś dla mnie doszła – pozbył się Twoich majtek w chwilę i zamruczał Ci w skórę karku. Przesunęłaś jego rękę między swoje uda i zachłysnęłaś się powietrzem czując gładkie kości na swoich dolnych wargach. Po chwili delikatnie rozsunął je na boki odsłaniając Twoje wejście. Jęcząc pod jego dotykiem pozwoliłaś, aby powoli wsunął je do środka. – wszędzie jesteś taka miękka – mruczał wtulając czoło w Twój policzek. Leniwie zaczęłaś go całować po czaszce gdy jego palce się w Tobie rozgaszczały. Próbował pod różnym kontem, z różną głębokością, póki nie zaczęłaś jęczeć. Zamruczał wyraźnie z siebie zadowolony, zaś Ty drżałaś chwytając się za jego koszulkę bo musiałaś mieć cokolwiek w rękach. – jesteś taka wspaniała, taka mokra, jak to w ogóle możliwe? – Urywany oddech, czułaś jak napięcie zaczyna się budować w Twoim brzuszku, ale jego palce to za mało. Położyłaś swoją rękę na jego i przestał, patrząc na Ciebie
-Ja … - przygryzłaś wargę nie wiedząc co powiedzieć dalej
-czego potrzebujesz – znowu poruszał się powoli. Wskazałaś, aby jego kciuk zaczął kreślić niewielkie kółka na Twoim magicznym guziczku. Mięśnie nóg zaczęły drżeć w odpowiedzi i po kilku mocniejszych ruchach zdałaś sobie, że to nie był dobry pomysł. Stęknęłaś odpychając jego rękę
-Cholera jasna. Nie mogę… przywykłam do czegoś … delikatniejszego – przyznałaś cicho.
-to nic dziecino, nie martw się – powiedział całując Cię w policzek przesunął ręką po Twojej nodze – wiem co zrobić, aby ta chwila była bardziej… magiczna.
-Czy ty naprawdę powieoooh! – Niebieski płomień zajaśniał w jego oku i po chwili poczułaś coś ciepłego i miękkiego wdzierającego się w Ciebie, wypełniającego lepiej niż jego palce. Musiało minąć kilka sekund nim zrozumiałaś, że Sans drży.
-cholera – miał urywany oddech, kiedy sunął ręką po Twojej kobiecości. Zrozumiałaś, że stworzył magicznego kutasa, co nie zaskoczyło Cię po sztuczce z językiem, powoli znowu wsunął się w Ciebie – kurwa, jak dobrze – Objęłaś go nogą, tak aby wszedł głębiej. Chwycił za nią jedną ręką, aby złapać równowagę. Zamiast twardej kości jakiej się spodziewałaś, poczułaś coś miękkiego na łechtaczce. Jak dobrze, używa magii, aby oddzielać swoją kość od Twojej delikatnej skóry. Sans patrzył na Twoją twarz gdy odrzucałaś głowę na materac. Wystawił język. – mogę zrobić wszystko co chcesz, dziecin – warknął w cwanym uśmieszkiem
-W tej chwili, jest idealnie – jęknęłaś – To co robisz jest idealne – Ciężkie i ciepłe napięcie w brzuszku wzrastało z każdym kolejnym pchnięciem Sansa i tym jak Cię pocierał. Jęczałaś chwytając palcami jego koszulki, łapiąc za żebra. Rumienił się gdy patrzył na Twoją twarz, patrzył jak cudowna w tej chwili byłaś
-taka piękna – powiedział i w tej chwili… wierzyłaś mu. Jego palce prawie boleśnie wbijały się w Twoją nogę kiedy trzymał równowagę – no, dziecino, dojdź dla mnie – Byłaś tak blisko, jeszcze kilka pchnięć i będziesz na skraju. Zamykając oczy i zaciskając usta wygięłaś się w łuk i głośno jęknęłaś. Czułaś jak nogi i brzuch drżał Ci w dreszczach i skurczach, czułaś jak zaciskasz się dookoła Sansa, jak rozkoszna przyjemność rozpływa się po ciele, Sans coraz wolniej i delikatniej kręcił palcem po wrażliwym guziczku. Sam jęczał, wchodząc w Ciebie powoli. Po chwili zabrał rękę, akurat wtedy, kiedy było to uczucie niemożliwe do wytrzymania. Objęłaś go kładąc brodę na jego ramieniu.
-Błagam, Sans, chcę abyś był bliżej – szepnęłaś – Chodź
-heh, to teraz kawał? – zapytał wtulając się w Ciebie i przystawiając czoło do Twojego obojczyka. Nie miałaś czasu odpowiedzieć, albowiem jego pchnięcia zrobiły się gwałtowniejsze. Jęczał Twoje imię, wchodził mocniej, głębiej, i z ostatnim jęknięciem opadł na Ciebie wycieńczony. Leżeliście objęci, trzymał głowę na Twoim mostku – to.. to było niesamowite – mruczał, przytaknęłaś. Nie wiedziałaś, czy jesteś w stanie się w tej chwili ruszać. Twoje mięśnie i nogi były jak z waty, zaś ręce takie ciężkie. – chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie – szepnął cicho, tak cicho jakby bał się, że wszechświat może go usłyszeć – nie mogę uwierzyć, że jesteś tutaj ze mną… w ten sposób.
-Jestem Sans. Nigdzie się nie wybieram – obiecałaś głaszcząc go czule po głowie. Nie opowiedział. Przytulił Cię mocniej. Pewnie wsłuchuje się w Twoje bijące serce.
Share:

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XVI - Nie jest z nami dobrze [Would That Make You Happy? - We're Not Okay - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Naprawdę myślisz, że to cokolwiek zmienia?

Frisk śmiał się unieruchomiony pod ręką Papyrusa kiedy udawali, że jedna z zabawek lata. W większości to były roboty i mała część Friska czuła zazdrość. On nigdy nie miał takich zabawek. Papyrus mówił za zabawkę trzymaną w ręce, wcisnął niewielki przycisk na jej plecach. Potem rzucił nią na swoje łóżko.

Okłamywała cię przez całe twoje życie

To nie ma znaczenia. Ona mnie kocha.

Uśmiech nie znikał z jego twarzy kiedy się bawił, kiedy udawał, że jego zabawka broni się przed atakiem, a potem jęknął jakby oberwała. Szkielet zaśmiał się zwycięsko.

Strach nie pozwalał jej przyznać prawdy. Co jeszcze zniszczy jej strach? Co już zniszczył?

Bała się Undyne, ale mnie broniła

Kolejna zabawka się pojawiła. Frisk przybrał bardzo paskudny głos rodem z kreskówki o czarnych bohaterach. Udał, że robot koziołkując upada na ziemię, buuummm, teraz mamrotał mowę pożegnalną robota. Temu pokazowi Papyrus nie przeszkodził

Pożałujesz tych słów. A wtedy pozwolisz mi wejść, przejąć kontrolę

Nie. Ty chcesz tylko krzywdzić innych

Chcę cię chronić. Chcę nas chronić

Chciałaś zranić Toriel

Chciała nas uwięzić w Ruinach. Nie chcesz wyjść na powierzchnię?

Już nie. Podoba mi się tu. Sio… Mamie też się podoba.

-FRISK?

Nie możesz nikomu ufać. Ludzie i potwory dbają tylko o siebie. Nie myśl, że komukolwiek zależy na tobie, nie patrz na ich obietnice… wszyscy cię zdradzą. Zostawią.

To nie jest prawda!

Dziecko zacisnęło palce dookoła figurki. Nie zauważył, że Papyrus mu się przygląda wyraźnie zmartwiony

Pewnego dnia zostaniesz całkiem sam, będziesz błagał o pomoc…

-FRISK? – Papyrus położył rękę na ramieniu dziecka. Ten podskoczył i popatrzył na potwora wypuszczając zabawkę jaką trzymał.
-Przepraszam! Myślałem nad mową Sparkeroida! – bąknął
-OH OCZYWIŚCIE, PRZEMOWA TO MOJA ULUBIONA CZĘŚĆ ZABAWY! – Frisk podniósł zabawkę, nie czując się dobrze z kłamstwem

…ale nikt nie przyjdzie.
Sans Cię okłamał. Nie czuje się dobrze. Cały czas myślał  chwili kiedy z Papyrusem pojawili się w Snowdin a Ciebie nie było, kiedy chwycił brata i przemykał między Waterfall w panice. Widok was stawiających czoła Undyne przeraził go, i gdyby nie szybka reakcja Papyrusa… Cały czas widział Twoje ciało, Twoją duszę, przeszytą włóczniami. Ten obraz nie umiał go opuścić. Jak tylko zemdlałaś w jego ramionach, bał się. Cieszył się, że do Twojego przebudzenia mógł się pozbierać. Choć trochę. Nie chciał, abyś wiedziała jak bardzo się bał. Pewnie się domyślasz, ale jak się obudziłaś, mógł udawać, że już z nim lepiej. To umie robić. Umie udawać. Ma za sobą lata praktyki. Siedział na łóżku z nadal włączonym światłem, bo wiedział, że i tak nie uśnie w najbliższym czasie. Nie miał problemu w drzemaniu t tu to tam. Zerknął na notatkę jaką miał przy łóżku. „Nie było resetu. Jest na dole z Friskiem”
To pomagało. Wszystko z każdym kolejnym dniem robi się inne. Undyne nigdy nie znalazła Frisk w Swnowdin, ale Frisk jeszcze nigdy nie siedział tu tak długo. Papyrus zawsze mówił jej o człowieku, ale tym razem tego nie zrobił. Co jeszcze się zmieni? Część jego chciałaby wiedzieć co się stanie, ale właśnie dlatego ten raz jest wyjątkowy, tym razem ma nadzieję, że to już koniec.

Nie myśl już o resetach i liniach czasowych. Nie martw się, pomyśl o czymś innym

Myślał o Tobie. O Twoim oddechu, czułym, delikatnym, o tym jak na nim siedziałaś, jak na niego patrzyłaś nim zaczęłaś całować. Chciałby całować Cię tak jak trzeba. Przypomniał sobie gładką skórę pod palcami, ten rozkoszny jęk jaki się z Ciebie wydobył, gdy ścisnął Twoje pośladki. Będzie musiał to powtórzyć. Twoja dusza jest unikatowa, taka inna od Friska. Jego jest niewyobrażalnie silna, jasna i czysta, niezachwiana, choć czasem ma wrażenie, że widzi w niej pewne wzbudzone fale jakby cudzego echa. Twoja znacznie bardziej delikatna, cięższa i skomplikowana. Twoje życie prowadziły kręte i wyboiste drogi, ale mimo to (a może właśnie przez to) jesteś przepiękna. Chciał jej dotknąć. Poczuć to co Ty. Ale tego byłoby za wiele. Nadal dochodziłaś do siebie i nie był pewien jakbyś zniosła tak intensywne doznanie. Choć najwyraźniej nie przeszkadzało Ci to, aby jej dotknął… to nawet nie chciał myśleć, co mogłoby się teraz stać. Kurwa, nie wie co by się po tym stał z nim. Samo myślenie o Tobie poprawia mu humor, zaskakujące, jak wielki masz na niego wpływ. Powinien być na Ciebie zły, że przez Ciebie się zmienia, ale… nie umie. To dobrze, kiedy znowu na czymś Ci zależy, choć… to boli.
Share:

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XV - Serce do serca [Would That Make You Happy? - Heart to Heart- tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Pijesz zupę pomidorową z miski, masz palce nieco tłuste d kanapek z serem jakie nadgryzłaś. Frisk przygotował Ci kolację (i całe szczęście, bo nie wiesz czy byś dała radę papyrusowemu spaghetti) i podsmażył ser na chlebie, to jedna z niewielu rzeczy jakie potrafi. Było trochę przypalone, ale każdy popełnia błędy. Sans miał rację odnośnie jedzenia. Ciepła, smaczna zupka zadziałała na Twoją duszę, ból powoli znikał. Sans przyglądał się jak jesz, napięcie na jego twarzy powoli ustępowało, widział że Ci lepiej. Nawet Papyrus przestał posyłać Ci pełne zmartwienia spojrzenia. Czują różnicę? To coś potworzego? W czwórkę usiedliście potem na kanapie, trzymałaś nogi na kolanach Sansa, opierając się plecami o podłokietnik. Frisk siedział Ci w stopach i chichotał kiedy poruszyłaś stopą by go połaskotać. Odepchnął ją i posłał Ci wymowne spojrzenie z szerokim uśmiechem. Papyrus siedział obok Frisk skupiony na oglądaniu telewizji. Sans musiał już z nim rozmawiać na temat tego co się działo, bo kiedy Frisk nazwał Cię „mamą” nie wywołało to na nim żadnego wrażenia. Zerknęłaś na Sansa, mrugnął Ci. Wypiłaś całą zupę i oblizałaś wargi. Zauważyłaś, że wzrok Sansa śledzi ruchy Twojego języka. Uśmiechnęłaś się, popatrzył Ci w oczy i również szerzej się uśmiechnął
-lepiej? – zabrał puste naczynie z Twoich rąk
-O wiele. Miałeś rację.
-czasami mi się zdarza – położył talerz na kolanach Frisk – ej, dzieciaku, zaniesiesz to do zlewu? ja teraz jakby nie mogę się ruszyć – Frisk się zaśmiał
-Nie wiedziałem, że nogi mamy są aż takie ciężkie! – zeskoczył z kanapy
-aż trzeba się nachodzić
-SANS! – ostrzegł Papyrus zerkając na swojego brata. Frisk śmiał się całą drogę do kuchni.
-Ej! Nie biegaj po domu! – zawołałaś, zamrugałaś i zaśmiałaś się
-uh, oh, zamieniasz się w potworną mamuśkę – Śmiech. Popatrzyliście na Papyrusa, nie był zdenerwowany, raczej zadowolony. Oh. Właśnie będzie coś, co widziałaś zaledwie dwa razy odkąd zamieszkałaś z braćmi. Czy on… walnie suchara?
-MACIERZYŃSTWO TO WIECZNY WYŚCIG, CZY ZDĄŻYSZ SKOŃCZYĆ SPRZĄTANIE NIM ZDĄŻĄ ZNOWU NABAŁAGANIĆ – zakryłaś usta śmiejąc się i chwytając ramienia Sansa. Sans rechotał wycierając łzę wzruszenia.
-to było piękne brachu – zarzucił ramię za plecy Papyrusa by go lekko przytulić. Policzki wysokiego zarumieniły się lekko, uśmiechnął się zadowolony. Po chwili przypomniał sobie coś i oddalił się od brata
-OCZYWIŚCIE, SANS, JA WSPANIAŁY PAPYRUS MOGĘ OPOWIADAĆ JEDYNIE DOBRE I WYRAFINOWANE KAWAŁY OKAZJONALNIE – popatrzył na Sansa wymownie – NIE MYŚL, ŻE W TEN SPOSÓB DAŁEM CI POZWOLENIE NA OPOWIADANIE WIĘKSZEJ ILOŚCI KAWAŁÓW. – Nim Sans odpowiedział (a jesteś pewna, że szykował jakiś żart) Frisk wrócił d pokoju. Podszedł do Papyrusa, wyszczerzył się i zaczął szturchać jego nogą
-Pobawmy się! Powiedziałeś, że po kolacji się ze mną pobawisz!
-OCZYWIŚCIE, MAŁY CZŁOWIEKU! PRZYGOTUJ SIĘ NA KLĘSKĘ Z RĄK MOICH NIESAMOWITYCH FIGUREK! NYEH HEH HEH! – Ty i Sans patrzyliście jak wchodzą schodami na górę i znikają w pokoju Papyrusa. Czułaś się trochę zmęczona samym patrzeniem na nich.
-Skąd oni czerpią na to wszystko siły?
-papyrus ma jej na tyle, że dwa potwory by obskoczył, pewnie zabrał moją – mrugnął do ciebie – on ma wzrost i siłę, ja urok i zniewalający wygląd – kiedy w pomieszczeniu nie było już dzieciaka i wysokiego kościotrupa pochyliłaś się by pocałować Sansa w usta. Siedzieliście tak przez chwilę, położyłaś głowę na jego mostku, by potem zerknąć na niego z uśmiechem
-To dlatego jesteś taki niski? Zamiast w kolejce po wzrost stałeś w kolejce po rozum? – zarumienił się na niebiesko, wyszczerzyłaś się przebiegle.
-ej no, to była tam jakaś kolejna po rozum? – zaśmiałaś się prosto i łatwo. Po chwili cisza wypełniła przestrzeń między wami. Nie takiej reakcji się spodziewałaś. Popatrzyłaś na jego twarz, nawet źrenice wydawały się nieco przytłumione
-Co się dzieje? – zapytałaś czule.
-wybacz, nie chciałem zepsuć humoru, tylko… - potrząsnął głową i objął Cię przytulając bliżej – dzisiaj… mogło się stać coś, czego bym nie chciał, całe szczęście fresk zadzwonił do papy rusa inaczej… - zatrzymał się opierając głowę  kanapę – cholera, zapomnij, nic ci nie jest, nic nam nie jest… undyne pewnie i tak prędzej czy później znowu się zakumuluje z papyrusem
-Przepraszam, że cię zmartwiłam – Nie wiedziałaś co innego powiedzieć
-nie masz za co przepraszać, to nie twoja wina
-Przepraszam – Sans lekko się zaśmiał i popatrzył na Ciebie – Ale… jak się czujesz? – Unikał odpowiedzi na to pytanie. Jego uścisk się rozluźnił, poprawiłaś się na nim. Jedną rękę przesunął na Twoją nogę, po chwili położyłaś swoją rękę na jego. Wsunęłaś palce między jego i ścisnęłaś.
-nieco skołowany, jak mam być szczery, ale jesteś tutaj ze mną, a więcej mi nie trzeba – zmarszczył brwi wyraźnie zmartwiony – a ty? jak ty się czujesz?
-Dziwnie, ta, znaczy się… Undyne mnie przeraziła, ale jednocześnie tak jakbym wiedziała że coś takiego się stanie – Sans popatrzył na Ciebie badawczo, pokręciłaś głową – Znaczy się, że będę musiała bronić Frisk. To.. było tak jak wtedy kiedy stałam przed swoją matką. Ah, to głupie. To, że nawet tutaj w Podziemiu, mam wrażenie, że robię to co Frisk chce. Tak jakby on miał nad wszystkim panowanie, nie rozumiem tego. Wtedy, z Undyne, byłam przerażona, ale wiedziałam co mam robić. I … to było miłe uczucie. To, że mogłam go ochronić – przytaknął, ale nic nie powiedział. Miła cisza, w tle jedynie przytłumione głosy dochodzące z pokoju Papyrusa. Delikatnie i czule kreślił szlaczki na Twoich plecach swoimi palcami. Nie powiedział nic na temat Twojej duszy. Zastanawiałaś się co powiedzieć, ale nic nie przyszło Ci do głowy. Przystawiając dłoń do piersi westchnęłaś. -Sans, czy coś jest nie tak z moją duszą? – Nie zareagował od razu. Spodziewał się tego. Przyjął pytanie bez zaskoczenia. Przesunął wzrok na Twoją pierś. Po minucie ciszy, wtedy kiedy zaczęłaś się martwić, w końcu się odezwał
-zdradziłaś mi co nie co na temat tego jak wyglądał twoje życie, nie jestem głupi, reszty mogę się domyślić, nie oczekiwałem, że powiesz mi wszystko z detalami przy naszym pierwszym spotkaniu, wiesz? ale tego typu życie… - popatrzył Ci w oczy, był smutny, serce Ci zadrżał - … zostawia blizny, ktoś kto powinien cię kochać i o ciebie dbać rani się, znowu i znowu, tak długo, aż rani twoje serce i dusze ranami głębokimi, że zostaną ślady, ja… ah, cholera, dziecino, przepraszam, proszę nie… - Łzy leciały Ci po policzkach. Potrząsnęłaś głową kiedy Sans próbował Cię przytulić. Uśmiechnęłaś się krzywo
-Wiedziałam. Jak tylko zobaczyłam ją. Wiedziałam, że to jej wina. Ona mnie zniszczyła
-nie, nie jesteś zniszczona, nawet tak nie myśl – ścisnął Cię mocniej – rany na twojej duszy nie znaczą nic, jesteś ranna, i może te blizny nigdy się nie wyleczą, ale nie oznaczają, że jesteś zniszczona. – Oddech Ci drżał, ręką z piersi próbowałaś otrzeć łzy. Miałaś już dość płaczu.
-Cieszę się, że zabrałam Frisk od niej nim jemu też to zrobiła – uśmiechnęłaś się, słabo, ale szczerze – Jego dusza jest taka jasna, czysta. Oby taka pozostała.
-ja też – w tych słowach był dziwny ciężar. Sans przesunął rękę z Twoich pleców na Twój mostek, nie odwrócił od Ciebie wzroku – ufasz mi? – przytaknęłaś
-Oczywiście, że ufam. – wysunął palce z Twojego uścisku i przystawił obie ręce do Twojej piersi, położyłaś swoje na kolanach, zdając sobie sprawę co zamierza zrobić i na swój sposób zaczęłaś się trochę stresować. Dziwne ciepło wypełniło Twoje wnętrze, przyjemne dreszcze przepełzły po skórze. Jego palce zadrżały, Twoja dusza została wyciągnięta z ciała. Ciemno czerwone światło zajaśniało między wami. Takim ją zapamiętałaś. W kształcie serca z pęknięciami po środku. Głębokie, prawie przerywające ją na połowę. Wystawiłaś rękę, aby jej dotknąć. Sans Cię nie powstrzymał. Palcami przesunęłaś po powierzchni. To było jak iluzja… - Zaraz, co? – rzuciłaś – Ale … - odsunął Twoją rękę odstawiając ją na kolano. Uważał, aby nie dotknąć Twojej duszy
-tylko magia może jej dotknąć, przepraszam, to dlatego potwory mogą ją wyciągnąć
-Oh
-twoja dusza jest jedyną częścią ciebie, która składa się z magii, my potwory… nasze ciała są zrobione z magii, wasze ludzkie… z innych.. rzeczy, dawno temu, ludzie mogli wyciągać swoje dusze, ale teraz, nie wiem dlaczego, zatraciliście tę umiejętność– potrząsnął głową – nie o tym chciałem.. to co próbuję powiedzieć, to to, że magia woła magię, czuję twoją duszę nawet kiedy tego nie widzisz, mówiłem ci wcześniej, że dusza frisk jest silniejsza od twojej i to nadal prawda, ale twoja nie jest słaba, widziałaś sama jak długo mogłaś stawiać czoła undyne, dłużej niż wiele z potworów by mogło – potrząsnęłaś głową. Sans przesadzał.
-Ale to przez tę dziwną magiczną tarczę, którą mi dała…
-to twoja dusza ją zrobiła, aby cię chronić, użyła magii na twojej duszy i to była jej reakcja – zamrugałaś
-To… ma więcej sensu, niż to, że Undyne sama sobie utrudniała zadanie. – zaśmiał się
-ta – patrzył na Twoją duszę, trzymał tak, jakby miał w rękach coś delikatnego i cennego. Pewnie, tym właśnie to jest. Czułaś jak przeszywa go dreszcz – nie masz pojęcia co to uczucie, nie wiem nawet jak je opisać – coś w jego głosie sprawiało, że zabrakło Ci tchu
-Spróbuj – szepnęłaś. Popatrzył na Twoją twarz, w jego spojrzeniu był nieopisany głód, troska i pożądanie i strach, jakoś ze sobą połączone.
-czuję mrowienie w moich kościach, twoja dusza to wszystko co składa się na ciebie, skoncentrowane w małej kuli magii, to… piękne i bolesne jednocześnie, zniewalające, ale cięgle za mało, im jestem bliżej… - przysunął palce o centymetr, jego ręka zaczęła drżeć więc ją cofnął. Pot pojawił się na jego czole i westchnął ciężko – cholera, przepraszam, to … intensywne doznanie, ludzkie dusze to coś zupełnie innego – po tych słowach nie skupiał się na Twojej duszy, więc ta wróciła do Ciebie, dziwne uczucie zniknęło. Czułaś się jakoś pełniejsza. Intymność tego co właśnie miało miejsce sprawiła, że zarumieniłaś się. Patrzyłaś przez chwilę, jak Sans zbiera się do całości. – nie jesteś zniszczona – powiedział niskim głosem i chwycił Cię za policzek – mam nadzieję, że ah, ta mała demonstracja pomogła ci zrozumieć co jest dokładnie co twoja dusza może zrobić… przynajmniej… ze mną – przerzuciłaś przez niego nogę tak, aby na nim usiąść twarzą w jego stronę. Co go zaskoczyło, zwłaszcza że zaraz potem zalałaś jego twarz pocałunkami. Wzdłuż jego szczęki, po policzkach, ustach, poczułaś jego kościste palce na swoich biodrach, potem kciuk powoli, niepewnie, zaczął wsuwać się pod koszulkę, zaś mały palec pod spodnie. Pochylił się przy Twoim uchu, słyszałaś jego cichy, niski szept i drżący, ciepły oddech
-powinnaś odpocząć – buntował się słabo, choć ręce wędrowały głębiej. To za hipokryta
-Nic mi nie jest – mruknęłaś w jego kark, zadrżał – Jedzenie pomogło, jak powiedziałeś
-frisk może tutaj zejść w każdej chwili – To sprawiło, że się zatrzymałaś. Westchnęłaś ciężko i cofnęłaś się patrząc na Sansa badawczo
-To robi się już frustrujące
-aż tak jesteś napalona na te kupę kości? – zapytał rumieniąc się – szkielet w tobie jest samotny?
-Było w tym coś przerażającego, Sans…  - zaśmiał się. Ścisnął Cię za pośladki, Ty w odpowiedzi jęknęłaś. Uniósł brwi zerkając na Twoją twarz
-pogadam jutro z papyrusem, postaram się wygospodarować trochę czasu sam na sam dla nas
Share:

Undertale: Kukła treningowa my luv! - odpowiedź na live

Eheheheeeeeee, a więc oto napłynęły pierwsze prace na temat mojego szczęsnego live oraz flirtów z kukłą treningową. Miłego czytania i oglądania! 

Autor opowiadania: EvilAngel
Tytuł: Sztywna miłość
Ship: Czytelniczka x Kukła treningowa
Krótka notka od autora: Jestem pewna, że wiele osób było na ostatnim livie z symulatora randkowania „InLove” i być może udzielała się na czacie. Jako iż na czacie wynikło, że ludzie przeczytaliby opowiadanie, gdzie jest romans z kukłą treningową, postanowiłam być zbawicielem i takowe napisać. Ponieważ nie przejdę obojętnie koło okazji do stworzenia czegoś zabawnego, luźnego i dla przysłowiowej „beki” – proszę, ode mnie, dla was, bardzo króciutki One Shot z rodzaju „Ty x Postać”, z kukiełką treningową w roli głównej. Za psychologa nie zwracam.

Podążałaś korytarzami Ruin. Chociaż potwory już od dawna ponownie chodziły po powierzchni ziemi, miałaś ochotę zwiedzić podziemie. Można było tam wyruszyć na wycieczkę, toteż postanowiłaś skorzystać z tej okazji. Omijając pułapkę z kolcami i wsłuchując się w wszechobecny szum płynącej wody, ujrzałaś coś w oddali. Pośpieszyłaś w tamtą stronę i zauważyłaś samotnie stojącą, jakby opuszczoną przez wszystkich kukłę treningową. Twoje oczy napotkały jej (lub jego, może czuje się mężczyzną?) dwa, kruczoczarne szklane paciorki, osadzone w głowie umodelowanej niczym dłońmi samego Michała Anioła. Spojrzałaś na cudnie wyrzeźbione ciało postaci. Twój rytm bicia serca przyśpieszył. Podeszłaś do kukiełki powolnym krokiem, napawając się jej widokiem i postanowiłaś zacząć rozmowę.
- Witaj, często tu wpadasz? - rzuciłaś tekstem tak suchym, że z pewnością komuś na świecie wyschło pranie. Oparłaś się o ścianę niczym typowy podrywacz z filmów dla nastolatek, jednak kukiełka milczała jak zaklęta. "Zgrywa trudno dostępną" pomyślałaś z uśmiechem.
- Proszę, opowiedz mi, kto tu zostawia taką piękność samotną? - spytałaś zmartwiona, a kukiełka, co dziwne, odpowiedziała ci.
- Oh, na prawdę? To nie do pomyślenia. Jak mogli zostawić tutaj taką cudowną, przepiękną i uroczą osobę samą, bez żadnego towarzystwa? - spytałaś, przyglądając się z satysfakcją, jak policzki kukiełki stają się czerwone.
Postanowiłaś dalej iść w zaparte, rzucając kolejnymi tekstami na podryw. Kukiełka rumieniła się co raz bardziej, a z każdym kolejnym słowem posuwałaś się o krok do przodu. Wkrótce byłaś gotowa wykonać swój ostatni krok. Złapałaś kukiełkę pod brodę, ustawiając jej twarz tak, by spojrzała na ciebie. Wasze oczy spotkały się, czas jakby się zatrzymał w miejscu, cały świat przestał istnieć. Byliście tylko wy dwoje. Powoli zbliżałaś usta do ust (lub czegoś, co miało nimi być) kukiełki i...
Obudziłaś się. Otworzyłaś szeroko oczy i patrzyłaś się tępo w sufit. Twoją jedyną myślą było "Co to do chuja miało być?". Usiadłaś na łóżku i spojrzałaś na zegarek. 6:14, a na 8 masz pracę. Siedziałaś tak jeszcze przez chwilę i doszłaś do jednego wniosku - nigdy więcej grania w Undertale i picia przy tym bimbru od znajomego przed snem. Nigdy więcej.
Autor obrazka: Misz Masz


Share:

16 listopada 2017

Moje OC: lovisa - Patty

Imię:Patty
Nazwisko: Katty
Wiek: 15 lat
Gatunek: Koto-człowiek
Stan: Żywa
Fandom: Star Butterfly vs Siły zła

Patty powstała w mojej głowie gdzieś dwa lata wstecz, kiedy zaczęłam oglądać kreskówkę: Star Butterfly vs Siły zła. Przyszła mi do głowy ot tak.... Dobra wmieszał się w to też Ship, ale to inna hista xD. Chciałam stworzyć córkę strażniczki zakazanego lasu i najlepszą przyjaciółkę głównej bohaterki. No i wyszła mi tak, ogólnie wymyślałam odcinki z jej udziałem.....ale zostały w moim starym domu ;-;. No co? Pisałam je na kartkach! Dobra... Patty jest osobą towarzyską, jest twarda jak diament największy ból ją nie rusza, ma zawsze czarny humor. Patty jako mały dzieciak czuła że las jest jej przeznaczeniem......ale to nie wyszło.... Została wygnana.... Sama nie wiem dlaczego... Patty radziła sobie doskonale sama, potem została szefem bractwa "Czarna puma" której celem było wytropienie i zabicie każdego ze złotą krwią. Jest tylko mały problem....jej najlepsza przyjaciółka czyli Star ma złotą krew...... Star wiedziała o bractwie od matki dlatego Patty jej o tym nie mówiła. Kiedy Star odkrywa że jej najlepsza BF jest z bractwa "Czarnej pumy"jej matka każe zabić Patty, ona jednak rozgryzając pręty ucieka na ziemie gdzie udaje normalną uczennice. Poznaje tam Marca któremu przedstawia się jako "Oksana Circus" . Zatrzymuje się u rodzinny Diaz gdzie on tym razem nie ma nic przeciwko Oksana Cirkus
Wprowadzka Oksany nie za bardzo przypadła do gustu Star, która myśli że ona chce jej odebrać Marca... W końcu dochodzi do bójki w której Oksana została mocno pobita a Star tylko lekko pogryziona przez nią i na końcu tego odcinka Patty umiera z wykrwawienia w szpitalu zdążyła tylko powiedzieć Star że nie ma na imię Oksana tylko.....Patty. Patty Katty

Share:

Grimtales - GRIM FANDANGO CZ 1 - Buntowniczka i niebezpieczna gra


SPIS TREŚCI
Autor: Janet-Lola
Pomimo ostrzeżeń swojego opiekuna Toto, Lola nie usiedziała długo na miejscu, za wszelką cene chciała aby Max dowiedział się o wszystkim.
Kiedy Toto spał, Lola wymknęła się z salonu tatuażu.
Zabrała aparat ze sobą.
Jej serce podpowiadało co należy zrobić , w duchu myślała o Maxie i o tym że Nickolas wkońcu dostanie za swoje.
Noc w Rubacava od ostatnich wydarzeń mijała spokojnie
zbyt spokojnie.
Udała się do Blue Cascket klubu Olivi, gdzie chowając się za filarem, Stał Nick i Olivia.
Rozmawiali. Lola przyglądała się z uwagą czekając na jakiś ich ''romantyczny'' gest .
Nie czekała zbyt długo kiedy Nick przywarł do Olivi by ją pocałować.
Lola wyciągnęła aparat i zrobiła zdjęcie.
Po czym myśląc że została nie zauważona wyszła z lokalu.
Nick wściekły, obmyślał już plan jak załatwić wścibską panią fotograf.
Lola pośpiesznie z wydrukowaną fotką, pobiegła do Lupe która jak zwykle siedziała w holu pilnując płaszczy klientów.
W głowie miała już tylko jedną myśl żeby ukryć zdjęcie i w stosownym czasie pokazać Maxowi jak jego dziewczyna i prawnik dorabiają mu rogi.
Dotarła do Klubu Calavera Cafe, gdzie jej przyjaciółka pracowała jako szatniarka.
-Lupe ! Krzyknęła .
-Lola co ty tu...
-Szybko pomóż mi schować to . Po czym wręczyła zdjęcie Lupe.
Co to ?! O cholera skąd to masz ? zaskoczona odpowiedziała.
Nie czas na wyjaśnienia-, ale powiem tylko jedno to w końcu twardy dowód dzięki któremu uda mi się otworzyć oczy Maxowi. odparła Lola
Okej. Przechowam to .
Po czym nerwowo wybiegła. Udała się w stronę latarni morskiej.
To było najspokojniejsze miejsce w całym Rubacava.
Nie sądziła że będzie bacznie śledzona kiedy zeszła z windy na doki.
Stojąc przy barierce obserwowała jak morze lamentu iskrzy się przy blasku księżyca.
Snując myśli o tym jak bardzo jest szczęśliwa z tego co udało się jej dokonać.
Po chwili ciszy i spokoju usłyszała.

-Doigrałaś się.

Głos Nicka był tak zimny, jak światło księżyca odbijało się od jego pistoletu. Stał w nocy, a jasna lampa latarni oświetlała jego postać w pewnych momentach. Lola ledwo mogła spojrzeć na mężczyznę.

Maximino zasługuje na poznanie prawdy- odpowiedziała cicho, ale z determinacją.

Nie rób tego, nie warto, ale jak mi dasz to, czego chcę odejdę, powiedział prawnik.

Lola zachichotała i spojrzała daleko w morze. Nick wiedział, że kobieta nic nie widziała, a ruch odzwierciedlał jej akceptację. Akceptacja i gorycz.

A co, zastrzelisz mnie? Czy Nick Virago naprawdę zabije niewinną dziewczynę? Lola zapytała.

Jeśli będę musiał, jestem prawnikiem, mogę cię zabić bez żadnych konsekwencji ,a teraz chcę to zdjęcie!. Wykrzyknął

Nie, potrzebujesz tego, jakie to śmieszne, wystarczy jedno małe zdjęcie wielkości kartki pocztowej, żeby cię zdenerwować.

Teraz Nick również chciał spojrzeć na morze, ale trzymał oczodoły skupione na kobiecie, która stała przed nim na szczycie latarni morskiej.

Im dłużej rozmawiamy, tym większa jest szansa, że będę musiał cię zastrzelić, powiedział.

-Wiem. odparła

-Po prostu musisz mi go dać.

Lola odchyliła się do tyłu i próbowała wyglądać na rozluźnioną.

-Nie mam go ze sobą, schowałam to, powiedziała. Nick prychnął cicho.

Nie powinnaś była mi tego mówić, teraz wszystko, czego potrzebuję, to zastrzelić cię, a zdjęcie może to i lepiej nigdy nie zostanie odnalezione, powiedział. Ton jego głosu był niebezpieczny, ale Lola wiedziała, że mężczyzna jej nie zastrzeli.

Przynajmniej jeszcze nie.

Uniosła twarz i spojrzała na niego z wyzywającą miną.

A co, jeśli komuś o tym opowiedziałam? Co, jeśli ktoś to widział jak ty i Olivia się całowaliście?-zapytała.

 Czy naprawdę sądzisz, że Maximino będzie zainteresowany tobą, jeśli pokażesz mu zdjęcie? Nick zapytał.

Ja ... Skąd mam wiedzieć, czy nie spróbuje? Lola spytała,. Nick wiedział, dlaczego kobieta to zrobiła i naraziła się na niebezpieczeństwo, i choć gardził nią z tego powodu, nie mógł jej nie szanować.

Ona nie jest dla ciebie dobra, powiedziała po krótkim milczeniu.
-Kto? Olivia? odparł

-Wiesz, o kim mówię, ona naprawdę cię nie kocha, wszystko na tym świecie - Maximino, ty, Rubacava, - jest dla niej tylko grą, powiedziała cicho Lola, prawie szepcząc.

Nick upewnił się, że jego broń jest nabita.

Uzgodniliśmy, że miłość nigdy nie będzie częścią naszego związku - powiedział prawie nie zauważając tego.
Lola spojrzała na niego, a Nick mógł przysiąc, że na jej kościstej twarzy gra brzydki, niemal złośliwy uśmiech.

- A jednak zakochałeś się w niej, głupcze - powiedziała kobieta.

-Daj mi zdjęcie, nie mam na to czasu- powiedział Nick.

Żaden z nas nie ma czasu, może jeszcze nie zrozumiałeś, ale oboje jesteśmy głupcami, mówisz, że Maximino nigdy mnie nie pokocha,ja mówię, że Olivia nigdy nie będzie czuła dla ciebie niczego.

Zdjęcie...

A jednak oboje jesteśmy równie głupi i wciąż marzymy o czymś, czego nie możemy mieć.

Masz zamiar dać mi to zdjęcie, czy muszę cię do tego zmusić? Nick zapytał w końcu tracąc panowanie nad sobą. Zawsze działał spokojnie i racjonalnie, ale teraz stało się jasne, że jest zdenerwowany i spieszy się.

Lola pokręciła głową.

- Nie mam zamiaru ci go dać. Chłodno odpowiedziała.

Żadne z nas nie przestanie się wygłupiać, jak śmieszne by to nie było,powiedziała i spojrzała uważnie na Nicka. Mężczyzna odpowiedział jej spojrzeniu i przez krótką chwilę zrozumieli się nawzajem.

I co jesteś w stanie zabić kolejną niewinną osobę ? Jak twój chory plan sprawił że kilkanaście osób na torze Maxa zginęło bo zachciało ci się wysadzić sterowiec.

Nagle Nick nie wytrzymał i przyłożył broń do jej głowy.

-Zabije cie jeśli ktokolwiek się o tym dowie. Nie zapominaj że byłaś moją wspólniczką a to raczej słaba karta dla osoby która chce się dostać do 9 kręgu wiecznego życia,gdzie twój złoty bilet?.
Lola zamyśliła się przez chwilę w milczeniu z niepewnością na twarzy.
-Swoją drogą twarda z ciebie sztuka Escanti. Odparł Nick.
Nie sądziłem że kobieta, będąca tutaj będzie myśleć jak żywa osoba z powierzchni, a jednak tutaj jesteś .Nie bez powodu. Ciekawe co zrobiłaś że tu wylądowałaś. Szyderczy uśmiech malował się na jego twarzy.
Z miłą chęcią odebrał bym ci życie.

Ale nie dzisiaj - daję ci ostatnią szansę, lepiej nie wchodź mi w drogę.
Po czym zdjął pistolet z jej skroni, i odszedł.
Wybiegł z latarni.
Loli zrobiło się słabo z nadmiaru emocji.
Nagle myśl przeszyła ją na wskroś.
''Może Toto ma racje''
''Ale z drugiej strony nie odpuszczę, naprawdę go kocham, nie poddam się łatwo. ''
 Wychodząc z latarni udała się w kierunku salonu Toto. Który również był jej domem.
Ciąg dalszy nastąpi....
Share:

POPULARNE ILUZJE