8 września 2017

Zboczony Wrzesień - Dzień 8 - Impreza [+18]

Notka od autora: Autorem obrazka jest dupsmj9610 akcja jest z uniwersum DustTale. Jesteś człowiekiem, który wpadł na pół roku przed Friskiem do Podziemia, lecz nigdy nie chciał wyjść na powierzchnię. 

Klęcząc na podłodze pociągnęłaś za przykuwające Cię do ściany kajdany. Ile to już dni, miesięcy, tygodni, lat upłynęło gdyby tak w sumie pozbierać wszystkie resety, które spędzasz w takiej pozycji? Ohhh, zapomniałaś, czym jest człowieczeństwo w całym tym szale. Przeszłość, która w rzeczywistości.. znaczy się w tej linii czasowej był zaledwie zeszłym tygodniem, wydaje Ci się odległa. Zgubiłaś już rachubę w tym wszystkim. Pamiętasz tylko tyle, że byłaś człowiekiem, który postanowił pewnego dnia powiedzieć: pierdol się świecie. I po prostu wysiadł z tego durnego wyścigu szczurów jaki nazywa się życiem. Spakowałaś wszystko to co uważałaś za najbardziej potrzebne i najbardziej przydatne i udałaś się na wycieczkę w góry. Nie byle jaką. Zmęczona ludźmi i cywilizacją, wziąwszy uprzednio zaległy urlop w pracy, postanowiłaś uciec od ludzi. No i udało się. Przeżyłaś sama w górach osiem dni. Było ciężko i kilka razy chciałaś się wrócić do domu, ale w lesie i w śpiewnie ptaków, a nawet w powiewach wiatru było coś, co sprawiało, że po prostu nie chciałaś stamtąd odejść i zostawałaś. Dziesiątego dnia znalazłaś szczelinę w ziemi i chcąc się jej lepiej przyjrzeć po prostu wpadłaś do środka. Nie umarłaś jednak. Albo umarłaś i o tym nie wiedziałaś? Nie... biorąc pod uwagę to co się właśnie dzieje, to albo umarłaś i jesteś w piekle, albo przeżyłaś i masz przesrane. W ogólnym rozrachunku opcja numer dwa jest mimo wszystko lepsza, bo życie daje możliwość choćby spróbowania uniknięcia całego tego bagna. Jak się uda - super, a jak nie, to umrzesz i mało Cię będzie wszystko interesowało. 
Idąc Ruinami nie spotkałaś nikogo. Wyszłaś przez drzwi i znalazłaś się w ośnieżonym martwym lesie. To tutaj znalazł się Sans i jego brat, Papyrus. Początkowo nie wzięli Cię za człowieka, tylko za potwora. Ty uważałaś, że wszystko jest tylko jakimś koszmarem, albo groteską przynajmniej i choć widok ruszających się, gadających, jedzących, śmiejących się, a nawet bekających kościotrupów był dziwny, czy zabawny, powoli do niego przywykałaś. 
Nie wiesz jak, kiedy, ani tym bardziej dlaczego, ale bardzo dobrze układało Ci się z Sansem. Zamieszkałaś z braćmi, udając, że jesteś potworem. Wszyscy wychodzili z założenia, że jesteś za duża jak na człowieka, choć do końca nie wiedziałaś dlaczego. Tak czy inaczej, Sans był wspaniały. Zabawny, romantyczny, trochę nerdził, ale w tak cudowny sposób, że rozumiałaś co mówił, a jak nie - obracał wszystko w żart, tylko po to by skończyć wtulony w Ciebie. Wasza relacja z czysto platonicznej przyjaźni szybko przerodziła się w ognisty pełen zadowolenia z obu stron, związek. Byłaś jego człowiekiem, a on Twoim potworem. W łóżku, oh, w łóżku bardzo się starał, aby sprawić Ci przyjemność. Obca dla niego fizyczność początkowo stanowiła zagadkę, jaką chciał rozwiązać. Dlaczego lubisz, jak się Ciebie pieści, lecz gdy tylko robi to delikatniej, gdy muska niewielkie włoski na Twoim ciele, zaczynasz się wierzgać, kopać i śmiać błagając o litość. Jak wiele może znieść Twoje ciało. Co wolno, a czego nie wolno. I był pojętnym uczniem, tak szybko się uczył, tak łatwo mu wszystko przychodziło. Właściwie, to zaczynałaś mu wierzyć, że istnieje coś takiego jak przeznaczone sobie dusze.
Potem było przyjęcie jakie wystawił Papyrus z okazji Twojego wpadnięcia do Podziemia, ustalił, że jeszcze takiego nie miałaś. Innym potworom oznajmiono, że to jakby Twoje urodziny, dlatego mieszkańcy całego Snowedin, kilka osób z Waterfall w tym sama Undyne, oraz parę osób z HotLand przybyło do MTT świętować z Tobą. Nie wiesz jak Papyrus tego dokonał, ale byłaś taka szczęśliwa, czułaś się tak kochana, jak nigdy w życiu. Nie chciałaś wracać na powierzchnię, tutaj było Ci dobrze.
Ale...
Powierzchnia przyszła po Ciebie.
W dzień Twoich "urodzin" do dziury wpadło dziecko. Nazywało się Frisk. Pojawiło się w śnieżnym miasteczku po tygodniu i początkowo było miłe. Koniecznie chciało wyjść na powierzchnię, próbowałaś nakłonić je, aby tego nie robiło, aby zostało z Tobą i z potworami, lecz.... lecz były takie, którym też brakowało słońca. Dlatego Frisk się udało.
Ile to już minęło od kiedy czułaś na skórze ciepło promieni? Długo. Sans trzymał Cię za rękę, choć pierwszym co chciałaś zrobić to po prostu powiedzieć "pierdolę ten biznes, wracam". On też o tym myślał, lecz oboje milczeliście.
Tamtej nocy kochaliście się wśród leśnej gęstwiny. Otoczeni świetlikami, owiani wonią mchu. Było magicznie. Nie w znaczeniu dosłownym oczywiście, po prostu, urok miejsca sprawiał, że ... mogłaś dać szansę Powierzchni tak długo, jak będzie z Tobą Sans.
Kolejnego dnia.... kolejnego dnia....
....
Kolejny dzień nigdy nie nastał.
Obudziłaś się znowu w dzień swoich "urodzin", Papyrus z kopa wyważył drzwi do sypialni Sansa. Oboje wydawaliście się zagubieni, lecz nic nie mówiliście. Potraktowałaś tamto jak sen. Choć... wszystko spełniało się dokładnie tak jak w nim. Te same słowa, te same frazy, te same reakcje. Sen proroczy? Nie. Bo w Twoim śnie Frisk był dobry, zaś to co wyszło po tygodniu... Czysta bestia. Całe jego ubranko było w pyle zamordowanych potworów, spod przymkniętych powiek połyskiwały czerwone ślepia, wąskie usteczka wykrzywił przerażający uśmiech. Od tego czasu.... od tego czasu... umierałaś tysiące razy. Raz na oczach Sansa, raz on na Twoich, raz z zaskoczenia. Za każdym razem kiedy komuś udało się zabić Frisk, czas wracał do Twoich "urodzin". Utknęłaś w czymś, co można nazwać bańką czasoprzestrzenną z której nie ma wyjścia.
Starałaś się przywyknąć do tego. Co innego mogłaś zrobić? Wszystko było uwarunkowane od życia tego dzieciaka, od jego chorej fanaberii. Skoro zamordowanie go nic nie pomagało, skoro uciekał prędzej czy później z każdej pułapki i skoro żaden z mieszkańców Podziemia nie był w stanie go powstrzymać... postanowiłaś znaleźć w tym piekle odrobinę miejsca dla siebie. Coś miłego. Coś dobrego. Cieszyłaś się przyjęciem, cieszyłaś się tym danym Ci tygodniem. Sans był bardziej zmizerniały, lecz własne szaleństwo nie pozwalało Ci na to zwrócić uwagi. Kochaliście się rozpaczliwie, tak jakby jutra miało nie być. Bo jutra... nie będzie.
Dopiero potem zorientowałaś się, że nie jesteś jedyną osobą, która pamięta Resety. Sans też. On znosił to wszystko znacznie gorzej niż Ty. Pewnego dnia nie zbudził Cię Papyrus. Lecz Sans. Jego zimna, koścista dłoń. Niebiesko-czerwone oczy i paskudny uśmiech pełen sutku, rozpaczy, złości. Miał kaptur na głowie. Potem zemdlałaś. Gdy się ocknęłaś przyniósł Cię do MTT, do wyszykowanej sali urodzinowej, po podłodze walał się pył. Chodziłaś po nim. Twoja sukienka.... Miałaś ją? Nie, musiał Cię przebrać. To jedna z "jego ulubionych". Wiedziałaś, że pył to Twoi przyjaciele, a teraz bestią jest Twój Sans. Odwróciłaś się w jego stronę, w obawie, że i Ciebie teraz zabije, lecz zamiast tego on tylko zaśmiał się maniakalnie i przystawił palec do ust.
Wziął Cię siłą. Pierwszy raz od zawsze. zimnej posadzce hotelu w Hotland, na zwłokach własnego brata, zadarł Twoją kieckę drąc ją odrobinę, wbił się w Ciebie z całym impetem i szlochając pod nosem rżnął z całych sił. Każdą Twoją próbę ucieczki kończył siarczysty, bolesny klaps, i kościste pazury wbijające się w mięso.
Potem Cię schował, nie wiesz nawet gdzie, nie wiesz po co. Schował Cię, przykuł do ściany, obiecał, że wróci, obiecał, że się wszystkim zajmie, obiecał, że już nigdy nie będziesz cierpieć, obiecał... choć nienawidzi obiecać.
Nie miałaś już łez, aby płakać.
Nie miałaś już sił, aby walczyć.
Nie miałaś już chęci, przywyknąć do tego co Cię otacza.
Leżałaś pod ścianą, czekając, na reset, który będzie taki sam jak wcześniejszy. Sans Cię zbudzi, czasem Cię zerżnie, czasem nie. Nigdy jednak Cię nie zabił. Za to kiedy przychodził do swojej kryjówki, kiedy przynosił Ci jedzenie, kiedy zajmował się Tobą, kiedy się z Tobą kochał. Tak, znowu był delikatny, choć zdecydowanie bardziej nieprzewidywalny.... Szeptał, że jesteś bezpieczna, że Ciebie nie straci.
Upokorzona, wyprana z resztki człowieczeństwa, załamana... Jeżeli to co mówił o przeznaczonych sobie duszach było prawdziwe, to wiesz, że on chce umrzeć, a to dlatego, że jak nigdy wcześniej, Ty pragniesz jego śmierci.
Share:

7 komentarzy:

  1. O matko...
    To był cudowne! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne, jest super. Tak trzymaj

    OdpowiedzUsuń
  3. ja chyba jestem dziwna, bo takie opowiadania jakoś mnie nie kręcą. czy tam je żeby zobaczyć styl pisania lub mieć jakiś punkty odniesienia itp.
    mam wrażenie że treść takich opowiadań niszczą mi pychę, a faktycznie fajnie są napisane ale te porno mnie zabija...szybciej niż ilorazy inteligencji nie których polityków lub niszczycielska moc huraganu Irma.
    (spogląda na dokumenty nad którym pracuje na event... ledwie dwie strony)
    inspiracja, weno moja dlaczego pokazujesz mi codziennie środkowy palec :(
    WHAIIII TEELLL ME WHAIIIIII

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, wyszło niesamowicie,niezwykle mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Łoł to jest bardzo ciekawe są jeszcze inne części?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoł, ktoś tu nie czyta notatek od autorki

      Usuń
    2. Czytam, czytam ale to było takie dobre że powinno bić więcej części

      Usuń

POPULARNE ILUZJE