27 września 2017

Undertale: Gra w kości -Kolacja u Grillbiego [The Skeleton Games -Dinner At Grillby's] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Kolacja u Grillbiego (obecnie czytany)
SANS
Sans wrócił do domu z pracy w fabryce papieru wykończony. Znowu usnął na zmianie. Znowu dostał opieprz od kierownika. Ten go nie lubił. Sans ze wzajemnością, ale musiał pracować. Musiał mieć z czego opłacić rachunki, no i potworze żarcie nie jest tanie. Papyrus zmusi go do powrotu do domu, jeżeli nie będzie miał pracy. Otworzył lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jedyne co było to pudełka pełne lasagnii Szefa. Mniejsza, to nie jest jadalne. Zamknął lodówkę. Może powinien powiedzieć sąsiadce, aby mu kupiła coś z Grillby'sa, obiecała go dokarmiać w ramach pracy w Nawiedzonym Domu. Sprawa z długiem u Muffet nie miała nic do rzeczy, uprzedził o tym. Wyciągnął telefon i już miał zacząć pisać, kiedy zatrzymał się. Przypomniał sobie jak podpisujesz dokumenty u pajęczycy. Nie wiedział, że odsetki aż tak urosną. Nie mógł uwierzyć, że zgodziłaś się to podpisać. Kilka zmian w Nawiedzonym Domu nie były warte takiej ilości gotówki. Kurwa, nawet gdyby zsumował cały roczny zarobek w fabryce papieru razem z nadgodzinami, nie uzbierałby nawet połowy tego, co wyłożyłaś. To nie ma sensu. Jasne, zmuszenie go do wolontariatu przyniosło więcej klientów. Ale nie aż tyle. Nie taką ilość forsy jaką na niego zmarnujesz. Jeżeli chodziłoby o Nawiedzony Dom, o wiele lepiej byłoby przelać te forsę na ich konto. Sans westchnął opierając się o lodówkę. Nie łapał. Dlaczego go tam chciałaś? Dlaczego koniecznie go tam chciałaś? Przeciągnął kciukiem po twojej nazwie w swoim telefonie... Nie... Choć obiecałaś mu kupować jedzenie... To za wiele. I tak nie ma jak Ci oddać. Będzie Ci dłużny przez wieczność... I dziwnie się czuje z tą świadomością. Ty sprawiasz, że czuje się dziwnie. Po miliardach resetów, przywykł do tego, że nic nie czuł. Nic jest bezpieczne. Nic oznacza, że nie można cię zranić. To dziwne uczucie go przerażało. Uderzył się w czoło. Może się... nudzisz? Kurwa, nawet nuda nie wyjaśnia marnowania takiej ilości gotówki. Nie marnujesz jej na kogoś, kto jest dla ciebie chamski, atakuje i próbuje zabić. No i zdecydowanie nie kupuje się wtedy pierdolonego laptopa. Sans westchnął i schował telefon, pozwalając aby jego duszę pochłonęły negatywne myśli. Kupiłaś mu laptop, a on co ma Ci dać? Krzyk, za próbę rozmowy.... Świetna robota Sansa... Naprawdę spierdoliłeś. Sans patrzył na nowy laptop leżący na stoliku. Sam jego widok sprawiał, że czuł się okropnie. Pewnie będziesz chciała z nim grać. Ale nie miał ochoty. Nadal czuł się źle za wczoraj. Nie zasługiwał na żadną chwilę spędzoną z Tobą na graniu. Nie chciał już się tym zadręczać. Nie chciał myśleć o Tobie. Więc.. zrobił to, co zawsze robił, kiedy nie chciał myśleć. Udał się do Grillby's. Pojawił się tam gdzie zawsze, koło kontenera na śmieci... I przeszedł na front budynku. Przywitał go neon. Delikatne dźwięki muzyki i śmiechy dobiegające z wnętrza. Dzisiaj bar musi być pełen. Sans potrzebował chwili, aby założyć na twarz uśmiech. Poczuł otulające go ciepło przybytku, kiedy wszedł do środka.
-Kogo my tu mamy!
-Sans... to Sans! - ponad połowa bywalców zwróciła w jego kierunku ślepia. Wielkie skrzywione uśmiechy witały go.
-Gdzie się podziewałeś dupku?!
-Minął ponad tydzień!
-To niebywałe!
-... założę się, że to przez tego człowieka. Zasmakował w nich i woli ich rasę od własnej – różowy ptasi potwór szczerzył się, lizał swoje ostre zęby i dyszał ciężko. Uśmiech Sansa tylko się poszerzył.
-Heh... Kosztowałem jej tak długo, że zaczęła błagać mnie bym przestał. Nie bój się. Grillby zawsze będzie moją jedyną prawdziwą miłością – uśmiechnął się leniwie zajmując swoje miejsce w barze.
-Łoooo Sans!
-Nie mogę uwierzyć że ma człowieka!
-Musiał ją pewnie o to błagać! - Kilka psich potworów zaczęło wyć. Zastukały kieliszki, gdy potwory wypijały zdrowie zboczenia Sansa. Kurwa mać! Teraz już pamięta, dlaczego unikał tego miejsca. Już nie ma miejsca gdzie nie będziesz go prześladować! Przesunął się na swoje miejsce w rogu. Leniwie śledził wzrokiem kolorowe trunki w regale. Dlaczego obiecał Szefowi, że przestanie pić? Musiał się wyluzować. Musiał się uspokoić w tej chwili! Nie chciał myśleć w ten sposób o Tobie. Nie chciał widzieć żadnego człowieka w taki sposób. Zwłaszcza głupiego, wrednego, sprawiającego, że dziwnie się czuje sąsiada. Grillby podszedł do niego chwilę później. Biło od niego ciepło. Fioletowy ogień strzykał w powietrzu.
-...To co zawsze – mruknął pochylając się, nadal patrząc na regał. Grillby wyciągnął butelkę musztardy spod lady nim odszedł na zaplecze. Nie ma za co Szefie... Gdy czekał na posiłek, wielki różowy ptak zajął miejsce obok niego. Miał krótki oddech, był całkowicie zalany.
-Więc.. jak to jest? - lizał ostre zęby na dziobie - … no wiesz... z człowiekiem – szczerzył się czekając na odpowiedź. Nie. Nie. Nie. Nie. NIE! Kurwa mać, dlaczego?! Sans nadal się uśmiechał kiedy powoli przenosił wzrok na potwora. Pierdolony Bird i jego zboczona osobowość. Co kurwa ma odpowiedzieć? Nie wie. Jedyne różnice jakie wie o Twojej duszy i jego to kolor, cecha i może jest nieco większa. Nie dotykał jej czy coś.. Kurwa! To obrzydliwe. Cóż.. teoretycznie ją atakował, ale nie było w tym nic seksualnego. Ataki były inne od innych dusz z jakimi walczył, jakby uderzał w coś ciężkiego i twardego. Sans wątpił, aby tamten cokolwiek wiedział na ten temat.
-To coś innego do czego przywykłeś, ale nic złego. Na koniec jest zupełnie inaczej – Bird przytaknął głową rumieniąc się – Najlepszą częścią jest świadomość posiadania ludzkiej duszy. Całe życie. Całe istnienie. Nigdy nie czułem się tak silny jak miałem ją w rękach.
-Heheheheh... faaajnie. Założę się, że to miłe uczucie – oczy Birda delikatnie się zmrużyły – Hehe.. a jaki.. jaki ma kolor? Jeżeli wolno zapytać. I czy jest.. ciepła? Założę się, że jest. Jakie to uczucie? - dusza Sansa zadrżała w obrzydzeniu. Co do kurwy? Nie powie mu tego. Nawet gdyby wiedział.
-Wybacz Bird. Musisz znaleźć własnego człowieka, z którym się pobawisz – utrzymywanie uśmiechu było trudne, wziął łyk musztardy.
-No weź Sans. To tylko człowiek. Nie musisz się wstydzić – oblizał dziób nim wziął wielki łyk ze swojego kubka – Mogę ją sobie wziąć, gdy z nią skończysz? - Czuł ucisk na duszy gdy potwór mówił. To nie pierwszy raz kiedy mówi w Grillby's o zabawach z kimś. Choć zazwyczaj to bywały wymyślone osoby. Nie ma nic złego w opowiadaniu o kimś, kto nie istnieje. Lecz mówić o Tobie w ten sposób jest całkowicie złe. Nawet jeżeli nie chce na Ciebie tak patrzyć, mówienie o Tobie jakbyś była jakąś ludzką dziwką było... Nie czuł się z tym dobrze. Wkurwiałaś go jasne, ale nie chciał mówić o Tobie w taki sposób. Dlaczego jest takim chujowym przyjacielem...
-Hehehehe... nie wiem czy coś z niej zostanie po tym jak z nią skończę – zaśmiał się. Twarz potwora zalała się czerwienią. A może to przez alkohol?
-F-faaaanie.... mmmmhmmm... koniecznie będziesz musiał mnie przedstawić. Nigdy jej nie poznałem.
-Co mogę powiedzieć.... nie chcę abyś kręcił się dookoła moich kobiet
-Ahhh ale Sans... obiecuję być grzeczny. Znasz mnie. Kiedy z nią skończę, ręce będę miał czyste. - Dlaczego nie zrozumiał? Pierdolony Bird, zawsze był pustakiem. Sans miał mu odpowiedzieć, kiedy zawibrował mu telefon. Sprawdził go

NowyKontakt3: Nadal w pracy? Nie słyszę, abyś był w domu.

Tsk.. zdecydował, że nie będzie z Tobą grać dzisiaj. Nie będzie siedział i czekał, aż go zawołasz. Nie jesteś w centrum jego życia... Odpisał.

Sans: wyszedłem, nie mam czasu

Wysłał i popatrzył na uśmiech Birda.
-Potrzebujesz wymówki dla Papyrusa? Dupek nadal próbuje cię rozstawiać?
-To nie od Szefa.. - mruknął nim zdążył się powstrzymać. Bird się zaśmiał.
-Oh? A ja myślałem, że wspaniały Sans nie daje swojego numeru jakiejś dziewczynie... Mówiłeś, że cię wkurwiają wydzwanianiem. - Sans upił kolejny łyk musztardy starając się wymyślić szybką wymówię.
-L-ludzie są inni. Potrzebują więcej uwagi, wiesz? Musisz to robić, jeżeli chcesz się z nimi zadawać – czuł, że popełnił błąd. Kurwa... Choć Cię tu nie ma, nadal wszystko niszczysz.
-Hehehehe, założę się, że jest samotna i stęskniona. Wiesz jak to mówią, kiedy zostawisz kobietę napaloną i w potrzebie... - Pierdolony Bird! Na miłość Asgora, błagam przestań! Jego telefon znowu się odezwał.

NowyKontakt3: Oooooo... randka? Prześlij fotkę bo nie uwierzę.

DLACZEGO?! Dlaczego takie coś przyszło Ci do głowy?! Stukał palcami w telefonie gdy odpisywał zdenerwowany.

Sans: Nie, jestem w grillbys

-A mi się wydaje, że jest spragniona. Tak się dzieje, kiedy zostawiasz kobietę napaloną – zaśmiał się Bird – Wiesz, mogę się nią zająć jeżeli to dla ciebie za dużo – IDŹ DO DIABŁA BIRD! Krzyczał w głowie. Naprawdę czuł się paskudnie rozmawiając nadal. Zamiast tego uśmiechnął się szerzej.
-Heh, nie mówię, że nie daję sobie rady. Chce tylko ze mną pograć, bo się nudzi
-Hehe, założę się, że to jakieś fajne gry – Dlaczego musiał to tak odebrać? Kurwa mać to obrzydliwe. Odezwał się jeszcze raz jego telefon i natychmiast go sprawdził. 

NowyKontakt3: Zdradzasz mnie z musztardą i frytami. Wiem do czego do zmierza.

-Nie ZDRADZAM kurwa mać! - krzyknął nim zdał sobie sprawę z tego co robi. Cały bar ucichł i spojrzał na niego. Powoli zaczynał się rumienić. Próbował się schować za futerkiem kaptura, aby to znieść. - Kurwa... - mruknął. Bird popatrzył na niego zaciekawiony. Nie chce mu się tego tłumaczyć. Grillby ocalił go przed całkowitym poniżeniem przynosząc talerz z frytkami, burgerem i musztardą. Sans natychmiast zapchał sobie usta jedzeniem mając nadzieję, że to oszczędzi go przed osądami w barze. Może powinien naprawdę się zrelaksować... jest cały zestresowany. Naprawdę chce się uspokoić.
-Hehehe... - Bird poprawił się w siedzeniu – Masz pełne ręce widzę. Nie będę się wtrącał.. Ugly właśnie gra, jeżeli chcesz dołączyć – zaprzeczył. Nie miał dodatkowej gotówki na hazard. Szef nie będzie zadowolony, jeżeli zacznie pożyczać, bo przegra. - Baw się więc dobrze – Bird wyglądał na nieco zdenerwowanego odmową, odszedł od lady i udał się do stolika przy którym siedziały same psie potwory i dziwnie wyglądający rybi potwór. Sans wrócił do posiłku. Może jeden albo dwa drinki nie zaszkodzą.. Od dawna tego nie robił. Tak długo, jak Grillby nie zadzwoni do jego brata, aby ten go wyciągnął, będzie dobrze. Właśnie kończył jeść kiedy usłyszał dzwonek u drzwi baru. Cisza zapadła w całym przybytku. To pewnie kolejna grupa wkurwiających ludzi, którzy próbują tutaj wejść. To ulubiona jego knajpa. Ludzie tutaj długo nie wytrzymują. Potwory skutecznie ich odstraszają. Właśnie wołał Grillby aby zamówić drinka, kiedy usłyszał...
-Ej laseczko... co taka ślicznotka jak ty robi tutaj całkiem sama? - zawył jeden z psów
-Ałuuuuu, popatrzcie na te nogi!
-Heh...? Wiem, że fajne – odpowiedział znajomy głos – Lubię swoje nogi – Sans szybko odwrócił głowę otwierając szeroko oczy w przerażeniu. Zna ten głos. Kurwa, jest tylko jeden kretyn na całym pierdolonym świecie który odpowiedział by w ten sposób. Tylko jedna popierdolona osoba która weszłaby do baru pełnego potworów całkiem sama. Jego źrenice zniknęły, kiedy popatrzył na wejście baru. KURWA! Kurwa, dlaczego? Dlaczego tutaj przyszłaś?!
-Czacho! Wpadłam do ciebie na kolację! - krzyknęłaś dostrzegając swojego szkieleciego kompana siedzącego na końcu baru. Sam wyraz jego twarzy sprawił, że chciało Ci się śmiać. Zmartwiony. Wyglądał tak, jakby chciał zapaść się pod ziemię. Dlaczego? Nic jeszcze nie zrobiłaś. Jeszcze. Wiedziałaś, że powinien się tak zachowywać gdybyś na to zapracowała. Coś zrobiłaś nie tak? Sans przypomniał jak się oddycha po nagłym szoku. Cholera jasna! Może powinien uciec do łazienki i wziąć skrót nim do niego przyjdziesz? Zaczął rozglądać się. Mają kibel, prawda? Nigdy z tego nie korzystał, ale teraz jak potwory są na powierzchni przepisy ludzkie wymagają, aby był kibel. A może powinien po prostu się teleportować? Ma gdzieś, czy ktoś zobaczy jak ucieka. To lepsze niż awantura która się szykuje. Wszystko wydaje się lepsze niż to co go właśnie spotkało. Już miał się ulotnić, kiedy zauważył jak Bird podnosi się od swojego stolika. Ten paskudny drań mierzył Cię wzrokiem. Kurwa! … Nic Ci nie będzie, prawda? O-on może zostawić cię w potworzym barze. Samą. Jako jedynego człowieka w miejscu wypełnionym pijanych, zboczonych potworów... Poprosisz ich i dadzą ci spokój, prawda? Cholera... będziesz się o niego pytać, jeżeli pójdzie. Może uciekać ile sił w nogach, ale zawsze go znajdziesz. Co ma zrobić? Powinien odejść i pogadać o tym z tobą później? Wkurwisz się, kiedy wyjdzie co o Tobie mówił. Zabolała go dusza kiedy zdał sobie sprawę, że go znienawidzisz. Jest najgorszym potworem na świecie, dlaczego takie rzeczy go spotykają?  Szłaś przez bar w stronę Sansa patrząc mu w oczy, rozglądał się po barze w przerażeniu. Chce uciec? Czego się boi? Kilka z potworów patrzyło na Ciebie, przyglądało się Twoim ruchom. Wygląda na to, że ludzie nie często tutaj wpadają. Im bliżej go byłaś widziałaś jak się pocił. Boi się Ciebie... ale dlaczego?
-Uhhh.... wszystko dobrze Czacho?  -zapytałaś.
-T-tak.. - zacisnął palce na ladzie – S-skończyłem właśnie jeść. Co ty na to... abyśmy udali się gdzieś gdzie nie jest tak zatłoczono? - Wyciągnął w Twoją stronę kościstą dłoń i wzrokiem wskazywał, abyś ją chwyciła.
-Ech, ale dopiero co tutaj przyszłam. Właściwie to jestem choć raz głodna – Nadal nie wiedziałaś, co mu dolega. Powiedział, że tutaj przylazł. A teraz chce wyjść?
-No proszę, proszę – dziwny różowy ptasi potwór podszedł z Twojej lewej – Pozwolisz sobie kupić drinka ślicznotko? - wystawił w Twoją stronę rękę – Nazywam się Bird – przedstawił się gdy go chwyciłaś. Patrzył na Ciebie z uwagą, mierząc od dołu do góry – Więc, jesteś dziewczyną Sansa, co? - nadal mierzył Cię wzrokiem. Taa... poczułaś od niego śmierdzącą woń alkoholu. Czacho... dlaczego zadajesz się z typkami takimi jak on? Ale zaraz, czy on nazwał Cię dziewczyną Sansa? - Ładna – oblizał zęby i gapił się dalej.
-Dzięki... ale nie przyszłam pić – puściłaś go. Nie chcąc się przedstawiać.
-Oj, kochanie, jeden drink nie zaszkodzi
-Powiedziała, że nie przyszła pić, odwal się Bird – wtrącił się Sans poprawiając na siedzeniu. Był o głowę niższy od ptasiego potwora, ale i tak ten zrobił krok w tył.
-Ej, nie bądź taki Sans... Chciałem przyjrzeć się twojej partnerce, tylko tyle. Dowiedzieć się, co takiego w tobie widzi...
-Zaraz.. co? - patrzyłaś na potwora tak, jakbyś się przesłyszała. Choć w głowie wszystko zaczynało układać się w logiczną całość. Zaraz.. CO?! Bird zmarszczył brwi zmieszany.
-Jesteś z B2... prawda? Ludzka dziewczyna Sansa? - Swój adres podawałaś tylko Grillbiemu kiedy zamawiałaś żarcie dla Sansa, a nie wszystkim w barze... Zaraz... Dlaczego Sans nie zaprzeczył? Popatrzyłaś na niego. Chował głowę w futrze kaptura, lecz nic nie umknie Twojemu wzrokowi. Jego mina mówiła wszystko. Przyłapałaś go. Przyłapałaś na tym, że wmówił wszystkim potworom w barze, że jesteś jego partnerką. To wyjaśnia jego zachowanie kiedy weszłaś do jego domu kłamstw i odkryłaś wszystko. Chciał uciec nim prawda sporzy mu w oczy. To dlatego Muffet miała go za zboczonego dziwaka? Zaraz... czy on przypadkiem aby nie powinien nienawidzić ludzi? Często mówił, że jesteś obrzydliwa... Dlaczego kłamał o tym, że związał się z człowiekiem? Nie patrzył Ci w oczy, rumienił się całkowicie. A no... sam sobie na to zasłużył. Uśmiech wstąpił na Twoją twarz. Po całym porannym zamieszaniu, które całe szczęście skończyło się dobrze, przyszłaś tutaj się zabawić. I się zabawisz. Podniosłaś nieco swój głos, tak abyś brzmiała jak bezradna, zagubiona i głupiutka dziewczynka.
-Tak... t-to ja.. S-Sans powiedział ci o nas? - przechyliłaś głowę udając zawstydzenie. Sans natychmiast podniósł z ziemi wzrok na Twoją twarz. Cz-czy dobrze usłyszał? Podtrzymujesz jego słowa? Nie zrobisz mu awantury o kłamstwo? Czy nie czułaś obrzydzenia, kiedy wyszedł na jaw jego fetysz na skarpetki? Powinnaś się wkurwić, że mówił takie rzeczy. Dlaczego Ci to nie przeszkadza? Ale wtedy zrozumiał. To Ty. Oczywiście, że będziesz podtrzymywać te słowa. Nie jesteś typem osoby, który się denerwuje o takie rzeczy. Cholera jasna...
-Hehe.. Trudno utrzymywać znajomość z taką piękną sztuką jak ty w tajemnicy – wzrok Birda zatrzymał się na Twojej piersi. Odrażający. Sans Ci za to zapłaci.
-On.. on nie mówił nic złego, prawda? - rzuciłaś cicho
-Mówił, że jesteś fajna – uśmiechał się. Lecz te słowa nie brzmiały dobrze w jego ustach. Przed prowadzeniem dalszej rozmowy powstrzymała Cię dłoń, która chwyciła Twoją.
-Jeżeli jesteś głodna.... t-to chodź do jakiejś knajpy – Sans próbował Cię pociągnąć
-A-ale myślałam, że będę mogła poznać twoich przyjaciół! - opierałaś się. Natychmiast popatrzył na Ciebie.
-Możesz później... Chodźmy gdzieś indziej – zacisnął mocniej zęby
-Kosteczko Cukru... Myślałam, że będziemy się do siebie zwracać czulej – mówiłaś gdy próbował Cię wyciągnąć. Bird parsknął śmiechem pokładając się na ladzie.
-K-kosteczko cukru, kurwa mać Sans. Wzięła cię na smycz! - wzrok Sansa wbił się w Ciebie w czystej wściekłości.
-Porozmawiamy o tym później, teraz zabieraj dupę i chodź, teraz! - ciągnął mocniej. Tym razem pozwoliłaś się przesunąć. Później będziesz miała jeszcze więcej okazji aby się zabawić.
-O-ostry dzisiaj dla mnie jesteś – rzuciłaś, gdy Cię ciągnął. Jego kości zacisnęły się na Twojej ręce mocniej i ciągnął Cię w stronę stolika. Tego pustego, a nie okupowanego przez potwory. Pchnął Cię do jednego z nich najdalej jak się da, aby oszczędzić mu dalszych upokorzeń. Zajęłaś pierwsza miejsce, on natomiast dwa siedzenia dalej. - Dlaczego nie usiądziesz obok mnie Kosteczko Cukru? - poklepałaś wolne miejsce poruszając sugestywnie brwiami. Posłał Ci w odpowiedzi wzrok życzący śmierci. Odpowiedziałaś układając swój głos najczulej i najsłodziej jak się dało. - Dlaczego jesteś na mnie zły Kosteczko? Wczoraj mówiłeś jak bardzo mnie kochasz cały czas i ….
-Przestać pierdolić! Zaraz się porzygam! - szepnął warcząc nisko.
-Naprawdę?  - pochyliłaś się z uśmiechem w jego stronę i szepnęłaś – Chcę abyś się porzygał.. sam zacząłeś pierdolić pierwszy. - zarumienił się.
-N-nie chciałem.. tak się stało samo. To oni źle wszystko odebrali.
-Czacho.. masz świadomość jak często mówisz, że nie chciałeś czegoś zrobić po tym jak to się stanie?
-Wszystko się zaczęło kiedy cię poznałem! Tak, jakbyś spierdoliła całe moje życie! - Waszą rozmowę przerwał potwór wyglądający jak fioletowe płomienie. Zaraz, on nie jest pokryty płomieniami, on jest ogniem. Ubrany w przylegający czarny garnitur zakończony na górze futerkiem. Biło od niego ciepło, gdy pochylił się by podać Ci menu. Języki ognia czule strzelały i strzykały. Przyglądałaś mu się przez chwilę oczarowana tańcem płomieni nim zdałaś sobie z tego sprawę i grzecznie odwróciłaś wzrok. - Właściwie Grillby... właśnie wychodzimy – Sans starał się zabrać menu.
-Ehhh, Kosteczko cukru? Ale powiedziałeś, że coś mi kupisz – zacisnęłaś na tarcie dań ręce. Zaraz? Ten fioletowy ogień nazywa się Grillby? Aaaa... no i wszystko jasne.
-Powiedziałem, że wychodzimy! - Sans pociągnął menu. Zdzieliłaś Sansa spojrzeniem nim przeniosłaś wzrok na Grillbiego uśmiechając się szeroko.
-Ohhh.. cóż.. Grillby... Skoro wychodzimy chcę coś ci powiedzieć na temat mojego związku z Sansem. - Żywiołak skierował na Ciebie coś co chyba było oczami. Ciemniejsze płomienie na twarzy uformowały się w usta wykrzywione w szerokim uśmiechu. - Tak naprawdę nie...
-Nie wychodzimy! - przerwał Sans, porażka wypisana była na jego czole. Uśmiechnęłaś się zadowolona zwycięstwem. Grillby nadal czekał na Twoje słowa.
-... nie jestem aż tak głodna. Shake truskawkowy wystarczy – oddałaś mu menu. Sans westchnął
-Mi daj coś do picia... - mruknął cicho. Grillby zabrał powoli menu. Trudno było odczytać emocje tego gościa. Przytaknął i odwrócił się by odejść. Ty popatrzyłaś na wściekłego kościotrupa. Sans oparł głowę na rękach.
-Dlaczego przyjaźnię się z taką okropną osobą jak ty?
-Co? Nie mów tak. Kochasz mnie... bardziej niż przyjaciela, mogłabym dodać
-Mówiłem, to był przypadek – mruknął
-Pozwól, że ci wyjaśnię... To coś więcej niż wypadek – poprawiłaś się w siedzeniu
-Łapię... Spierdoliłem... Nie musisz mi tego mówić. Pośpiesz się i przyznaj, że nie chcesz się już ze mną przyjaźnić i że mam nie wchodzić ci w drogę.
-Co? Już nie jestem twoją przyjaciółką?
-N-nie jesteś zła?
-A czy wyglądam jakbym była? - Podniósł na Ciebie wzrok.
-Nie wiem, nigdy nie widziałem cię złej... Ale z tego co wiem, jesteś gorsza od diabła
-Co? Nie jestem taka – zaprzeczyłaś. Popatrzył z niedowierzaniem – Naprawdę! Wszystko co robię, robię z miłości i dobra!
-Gdybym miał skaner dusz, założę się, że nie wykryłby dobroci w tobie
-A są takie?
-Tak jakby... prototypy.
-Nnnnn chcę być przeskanowana! Jak mogę się na to zapisać?
-A skąd ja to kurwa mam wiedzieć? To broszka Alphy.
-Alphy.... Alphys... Wiem, że słyszałam gdzieś to imię – stukałaś się palcem po brodzie.
-Dziewczyna Undyne.
-A! - przypomniałaś sobie – Ona skanuje dusze?
-Właściwie to tak. Była królewskim naukowcem w Podziemiu i teraz pracuje dla rządu łącząc magię z nauką.
-Co? To zajebiście! - na chwilę odwrócił wzrok.
-Tak.. - Grillby wrócił po chwili stawiając kubek pełen różowego truskawkowego shake. Zauważyłaś, że miał rękawiczki. Pewnie aby ochronić napój przed ciepłem. Choć, nie palił nic dookoła siebie, ale był gorący i tak. Natychmiast wzięłaś to co swoje i natychmiast wsunęłaś w usta zamrożone mleko. Słodki smak i truskawki rozpływały się w ustach. Pozwalałaś aby topniały na języku nim zniknął w gardle. Grillby podał butelkę Sansowi. Myślałaś, że to będzie musztarda, ale to nie to. Sans wychylił się, aby ją przysunąć do siebie, lecz szybko go powstrzymałaś kładąc na niej dłoń.
-To jakiś potworzy alkohol? - zapytałaś patrząc na nią
-Tak... a teraz oddawaj – warknął
-Nie
-Co? Co to ma znaczyć? - był zaskoczony
-Wielki Szef mówił, że nie wolno ci pić
-Tylko jedna butelka. - znowu się po nią wychylił. Odsunęłaś ją dalej na stroją drugą stronę.
-Akurat... Jestem pewna, że są powody przez które nie wolno ci tego pić. Więc, drogi panie, alkohol i ja będziemy sobie grzecznie siedzieć tutaj razem – Widziałaś jak wściekłość zamienia się w furię. Pochylił się bardziej, by dosięgnąć trunku.
-Nie pierdol się ze mną! Nie będziesz mi rozkazywać – Butelka zaczęła świecić na niebiesko. Zdałaś sobie co się dzieje i chwyciłaś ją natychmiast przytulając do swojej piersi. Zimna zło to nie jest miłe uczucie, ale masz to gdzieś. Nie wolno mu pić, wyraźnie ma z tym problem. - Co ty... oszukujesz! O-oszukujesz!
-Zobaczymy, czy teraz będziesz mógł to zabrać. - Wyszczerzyłaś się. Popatrzył na Twoją pierś i skupił się, uniósł rękę. Butelka zaczęła się poruszać. - Mmm Sans, aleś dzisiaj niegrzeczny! Nie publicznie! - jęknęłaś. Zamarł kiedy zdał sobie sprawę, jak głośna jesteś. Kilka potworów zwróciło na was swój wzrok. Przechylał się w Twoją stronę z uniesioną ręką, zaś niebieska magia oświetlała Ci pierś, a Ty jęczałaś.... To nie wyglądało dobrze. Wielki biały pies w za małej koszulce zawył głośno. Sans szybko wrócił na miejsce zalany rumieńcem.
-S-skoro nie jesteś zła, to dlaczego się nade mną znęcasz? - warknął. Wzięłaś kolejny mały łyk swojego shake.
-Heh.. no weź, to nie jest tortura. Skoro Szef mówi, że nie wolno ci pić, to pewnie ma rację. Poza tym podtrzymałam nasz seksowny romansik przed twoimi fałszywymi kumplami. Teoretycznie jesteś mi winny przysługę. Powinieneś mi podziękować
-Oni nie są fałszywi.
-Naprawdę? - zaczęłaś mu się przyglądać z uwagą
-Oni sobie ze mnie nie robią jaj.
-Łooooo? A więc mówisz mi, że banda gości, przed którymi musisz kłamać że śpisz z dziewczynami aby im zaimponować jest lepsza ode mnie? Mnie, która zna każdy odzień twojego rumieńca i ma to gdzieś? - Otworzył szeroko oczy
-T-to nie tak... Z-zamknij się! To nie tak! Zamknij się! - Przerwało wam głośne brzdęknięcie. Kilka kieliszków z alkoholem spadło na ziemię z największego stolika. Potwory przy nim siedzące przyglądały się pełne winy bałaganowi. Przybył fioletowy potwór, ognie tańczyły żwawiej i były jaśniejsze. Kilka pijanych potworów błagało o wybaczenie starając się unikać ognia. Po chwili, czerwony potwór jakiego rozpoznałaś, przyszedł posprzątać. Przyniósł wam kiedyś jedzenie. Wziął szufelkę i zmiotkę i zaczął sprzątać szkło. Grillby stał niedaleko, nadal czuć było podniesioną temperaturę.
-Więc... to ciekawe miejsce – mruknęłaś
-Tsk... ludzie jak ty nie zrozumieją.. - upiłaś łyk shake
-Hm... oświecisz mnie?
-To jedyne miejsce z żarciem w Podziemiu.
-Nie było innego?
-Cóż powiem inaczej... to jedyne miejsce z dobrym żarciem. - upiłaś znowu.
-Przyznam, shake jest dobry.
-Tsk.. wszystko tutaj jest zajebiste – popatrzył na Ciebie. Butelkę schowałaś pod koszulką.
-Hm... jeżeli chce ci się pić.. troszeczkę nie zaszkodzi – uśmiechnęłaś się w jego stronę. Zmarszczył brwi. Tego się nie spodziewał. Nie ulegasz ot tak sobie. Wsunęłaś łyżkę w shake i nałożyłaś na nią większą porcję. Wyciągnęłaś ją w jego stronę. - Powiesz aaaaa. - Jeżeli wzrok mógłby zabijać... byłabyś trupem dawno temu. - No weź Kosteczko Cukru. Roztopi się – wskazałaś głową na potwory, które już się przyglądały scenie. Sans gapił się na Ciebie. Nim się spostrzegłaś, koścista dłoń chwyciła za Twoją i przyciągnęła do siebie. Różowy shake zniknął za jego zębami.
-M-masz! Zadowolona? Nie wyładowuj się na mnie poprzez robienie takich scenek – szepnął w Twoją stronę. Trzymałaś łyżkę bez ruchu nim zdałaś sobie sprawę co się stało. Nie mogłaś uwierzyć, że pozwolił się nakarmić. Z jakiegoś powodu, poczułaś, że sama się rumienisz....
-D-dobrze... - mruknęłaś. Prawie widziałaś dno shake, no i już byłaś pełna, nie zmieścisz więcej – I tak już zjadłam
-Kurwa w końcu! - wyraźnie się odprężył
-Powiedziałeś, że chcesz tutaj zostać.
-Chciałem, ale przyszłaś.
-Mogę wyjść – rzuciłaś wstając – Ale to zabieram ze sobą – pokazałaś na alkohol pod koszulą – I nie kupuj drugiego. Ufam tym razem Wielkiemu Szefowi.
-Nie będę cię słuchać
-Ehh ale twoja słodka dziewczyna cię o to prosi.
-Nie ma w tobie nic słodkiego więc się odpierdol! - krzyknął waląc pięściami w stół. W środku zrobiło się cicho. Potwory patrzyły się na Was. Cholera, nie spodziewałaś się, że będzie tak głośno krzyczał. Kilka potworów szeptało między soba.
-Chamski jest.
-Zawsze był taki dla swoich dziewczyn
-Nawet ja taki dla swojej nie jestem
-Powinna go rzucić. - Sans zamarł, nie był pewien co dalej robić. Ty też. Drgnęłaś myśląc. Cóż... przedstawienie musi trwać. Otworzyłaś butelkę i podeszłaś do niego.
-Koniec z nami! Już nigdy nie umówię się z takim okropnym potworem jak ty! - krzyknęłaś. A potem wylałaś zawartość butelki na jego czaszkę, kiedy patrzył na Ciebie w szoku. - To tyle – położyłaś z hukiem pustą butelkę na stole, potem odwróciłaś się i wyszłaś, pozwalając aby drzwi zamknęły się za Tobą z trzaskiem. Jak to się stało, przysięgasz, że usłyszałaś okrzyki radości z baru. Sans siedział w szoku, podczas kiedy potwory stukały się kieliszkami zadowolone, że seksowna ludzka samica rzuciła chujowego debila. Wszystkim podobała się scena. Bird podszedł ciszej, niż można by oczekiwać po pijanym potworze.
-Eeeejjjj.. więc... d-dasz mi jej numer? - ledwo wymówił.
-ODPIERDOL SIĘ BIRD! - krzyknął, z czaszki kapał mu śmierdzący alkohol
-M-może odezwę się do ciebie później – Bird choć raz zdał sobie sprawę, że chwila jest zła. Dusza Sansa rozbijała się.. Czy Ty naprawdę miałaś na myśli to...? A może to szarada? Cholera, nie powinien krzyczeć. Był wkurwiony, że się z nim droczysz. Nie chciało mu się pić aż tak, on po prostu... nie lubił kiedy mówisz mu, co ma robić. Cholera Sans... Zasłużyłeś sobie na... Telefon odezwał się w jego kieszeni. Szybciej niż światło chwycił za go i odczytał.

NowyKontakt3: Powinieneś trochę bardziej panować nad emocjami w takich sytuacjach. Nie. Nie jestem zła

Jego dusza się uspokoiła gdy przeczytał wiadomość. O-on ma to gdzieś, czy się złościsz czy nie.. prawda?

NowyKontakt3: Ale wiesz co? To było niemiłe. Jestem słodka i ty też.

A IDŹ SIĘ UTOP! Jesteś najgorszym człowiekiem na świecie!
Share:

12 komentarzy:

  1. Zanim ogarnęłam, co tu się wydarzyło, musiałam przeczytać dwa razy. xD Biedny Sans, ale jakby nie patrzeć, sam jest sobie winny. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mmm niezrozumiałe tłumaczenie?

      Usuń
    2. Co? Nie, nie o to mi chodziło! Po prostu byłam już zaspana i średnio ogarniałam co się dzieje. xD

      Usuń
    3. Uhh, i znowu piszę od rzeczy. ;-; Nieważne.

      Usuń
  2. Ach, kłótnia kochanków :D Jeden z lepszych rozdziałów, w moim skromnym mniemaniu :) Ale dalej czekam na rozdział z opisem wykorzystania BP :D
    Dobranockę przeczytał, więc teraz można się kłaść. Brej nocy życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O Jezu....
    Prawie udusiłam się ze śmiechu

    OdpowiedzUsuń
  4. ostatnie zdanie mnie rozwaliło. Czekam :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozdro z podłogi!
    XDXD

    OdpowiedzUsuń
  6. W połowie tego rozdziału zdążyłam już zalać się śmiechem X"D

    OdpowiedzUsuń
  7. O Jashinie! Kocham za to tłumaczenie...Dzięki, że tłumaczysz. Gdyby nie ty pewnie nie wpadłabym na taką genialną autorkę (przeboleje, że angielskojęzyczną). A dzięki twoim tłumaczeniom aż chce się żyć, Yumi!
    Pozdro i oby tak dalej,
    Wilcza.

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE