Autorzy rozdziału i ilustracji: Majmacz oraz Kiełbiewełbie
Obudziłeś się z jednego z najdziwniejszych snów w twoim życiu. Cały czas czujesz chłód w piersi, ale raczej nie złapałeś przeziębienia. Złapałeś klątwę! Twoje życie jest do dupy! Nikt cię nie kocha, nikt cię nie lubi, nikt cię nie potrzebuje! Jesteś tylko marnym pyłem nikomu do niczego nie potrzebnym! Tylko ty i twoje marne jestestwo!
Do tego jest beznadziejna pogoda, zimno jak w psiarni.
Musisz wstać i się ogarnąć przed śniadaniem, choć wcale nie masz na to ochoty. Najchętniej przeleżałbyś cały dzień w łóżku z głową pod poduszką i nadal lamentował nad własnym nędznym losem. To jest jednak niemożliwe, ponieważ właśnie do twojego pokoju wpadł roztrzęsiony Asriel.
- Stary! Wyłaź z wyra, mamy poważny problem! – Wrzeszczał próbując przepchnąć jedną z ciężkich komód i za jej pomocą zabarykadować drzwi.
- Co się stało? Atak na zamek?
- Nie gap się tak, tylko mi pomóż, ona zaraz tu będzie!
Było jednak za późno. Do sypialni wpadł oślepiający błysk. Jakby samo słońce spadło z nieba i wylądowało w nogach twojego łóżka. Gdy wreszcie twój wzrok przywykł do światła, dostrzegłeś Muffet w pięknej, zdobnej sukni ze złotymi rękawiczkami zasłaniającymi dłonie.
- Mój książę! - Zawołała rozkładając wszystkie pary rąk. –Dzisiejszego wieczoru organizowany będzie bal z okazji Sylwestra oraz Twojej osiemnastki. Pomyślałam więc, że możemy dodać jeszcze jedną uroczystość i zrobić najlepszą imprezę, jaką kiedykolwiek widział świat!
- Za późno – jęknął Asriel – Wybacz bracie, naprawdę próbowałem – poklepał cię po plecach.
- Mamy jeszcze jakąś okazje do świętowania? – zapytałeś nie mając ochoty na żadne imprezy tego wieczoru, a im będzie ich więcej, tym bardziej beznadziejnie się to zapowiada.
- Nasz ślub oczywiście! – Zawołała rozanielona Muffet – Więc lepie już zacznij się szykować, mamy mało czasu! – Z tymi słowy obróciła się na pięcie i nucąc wesołą melodię wybiegła z pokoju.
- Ślub? Jaki ślub? – Byłeś w szoku. Mogłeś się dziś spodziewać wszystkiego, ale nie małżeństwa.
- Muffet z samego rana złapała staruszków i oznajmiła im, że została najbogatszą damą w całym królestwie. Jedyne czego jej teraz trzeba, to księcia za męża – oświadczył Asriel próbując postawić komodę z powrotem pod ścianą.
- Dlaczego nie Ciebie? Jesteś pierwszy do tronu.
- Bo mnie już zaręczono z jakąś księżniczką, której jeszcze na oczy nie widziałem i pewnie długo nie zobaczę. Małżeństwo to nie miłość, to polityka.
Razem z przybranym bratem zszedłeś do wielkiej jadalni. Było w niej więcej osób niż zwykle. Miałeś wrażenie, że królewska para gości na śniadaniu cały dwór. Być może wieczorny bal chcą zacząć już teraz?
- Witaj kochanie, usiądź, chcemy z Tobą porozmawiać – Toriel wskazała ci miejsce obok siebie.
- Nie musisz się trudzić mamo, ona już go dorwała. Będzie weselisko! – Zaśmiał się Asriel. Tosiel już otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale nie zdążyła tego zrobić. Na scenie pojawiła się Muffet. Miała na sobie inną suknię. Chyba jeszcze bardziej pstrokatą niż poprzednia. Stanęła na środku sali, tak aby wszyscy dobrze ją widzieli, zawirowała wokół własnej osi po czym skłoniła się nisko przed parą królewską. Zauważyłeś czerwona różę wpiętą w jej włosy.
- Witajcie kochani! Ahuhuhu! – Zaśmiała się perliście. – Pewnie jesteście ciekawi, po co Was tu dziś zebrałam! – W jadalni zapanowała cisza. Wszyscy byli wpatrzeni w nadworną kuchmistrzynię. - Zeszłej nocy zostałam obdarowana wielką mocą! To dar, który pozwoli mi spełnić marzenia wszystkich pająków tego świata! –Zamilkła na moment obserwując reakcje na twarzach zebranych. Wszyscy wyglądali na mocno zaskoczonych oraz zaniepokojonych. Muffet wypięła kwiat z włosów i powoli zdjęła jedną ze swoich rękawiczek. Musnęła koniuszkami palców płatki kwiatu, które w mgnieniu oka zmieniły barwę ze szkarłatnej na szczerozłotą.
- Oto mój wielki dar! Wszystko w moich dłoniach zmienia się w prawdziwe złoto! Ahuhuhuhu! Czyż to nie wspaniałe! Moi kochani, jeśli któreś z Was potrzebuje gotówki, zgłaszajcie się śmiało. Podpiszemy stosowną umowę i złoto jest Wasze. Nie policzę aż tak wysokiego procentu, dla znajomych oprocentowanie tylko 15%, RRSO 49% i do tego prowizja 28%! Czyż to nie wspaniała promocja! Ahuhuhuhu! Życzę wszystkim smacznego śniadania! Biegnę przymierzać suknię ślubną – Mrugnęła do ciebie jednym ze swoich wielkich, czarnych oczu i wybiegła z jadalni.
- Złoto? Czy ona oszalała! Jak nic wywoła inflację w królestwie! – Alphys wyglądała na poważnie zaniepokojoną.
- Dobrze, że to nie ja zostanę mężem tej wariatki. Już wolę jakąś tam księżniczkę zza siedmiu gór niż ją.
- Księżniczkę Lanę, i nie nazywaj biednej Muffet wariatką! – Toriel skarciła syna, po czym zwróciła się do w twoją stronę – O nic się nie martw skarbie. Żadnego ślubu dziś nie będzie, bo nie wyrażamy na niego zgody. Muffet chce zostać księżną, dlatego potrzebny jaj małżonek z królewskiej rodziny. Jednak takie zaślubiny po poważna decyzja i muszą być poprzedzone poważnymi negocjacjami. To wymaga więcej czasu.
- Ja nie mogę zostać jej mężem, nie kocham Muffet! – protestowałeś starając się wydostać z całej tej szopki.
- Miłość? Myślisz, że małżeństwo ma cokolwiek wspólnego z miłością? Tłumaczyłam to niedawno Twojemu bratu. Od miłości znajdziesz sobie kochankę, a żona to konieczność.
- Właśnie, ja mam zostać mężem jakiejś Lamy. Nikt się mnie nie pytał czy tego chcę
- spoko stary, lamy są teraz z modzie, każdy chce mieć lamę – stwierdził Sans.
- Księżniczka ma na imię Lana!
- Więc czy król ma kochankę? – Undyne wyglądała na bardzo zainteresowaną tematem.
- Oczywiście, że nie! Ja kocham moją wspaniałą żonkę.
- Więc królowa ma kochanka!
- Śniadanie nie jest dobrą porą do takich rozmów! Skarbie, zjedz to jajeczko, bo marnie wyglądasz – zwróciła ci uwagę, widząc, jak grzebiesz widelcem w swoim talerzu, z pewnością chciała też zmienić temat rozmowy.
- Wy niczego nie rozumiecie! Ja i Muffet jesteśmy ofiarami klątwy! Zła Wiedźma przyszła do nas w nocy i nas przeklęła. Mnie pozbawiła uczuć, a Muffet już nigdy nie dotknie niczego i nikogo nie zamieniając tego w złoto!
- Rany, nie krzycz tak. Jak na kogoś baz uczuć potrafisz się całkiem nieźle wkurzać – twój przybrany brat teatralnie zatkał sobie uszy.
- Asriel, nie rozumiesz! W środku jestem jak zimna skała!
- Więc upodabniasz się do Sansa, spójrz, on też jest jak skała – spojrzałeś w kierunku szkieletu, który właśnie uciął sobie słodką drzemkę.
- Nie, on po prostu zasnął, a ja zostałem pozbawiony miłości.
- Alphys, czy to można jakoś zdiagnozować? – Jedynie Toriel zdawała się być zaniepokojona twoim stanem.
- Oczywiście! To młodzieńczy kryzys tożsamości, całkowicie normalny dla większości adolescentów.
- Czyli, mówiąc prościej, ma doła, bo dojrzewa?
- Tak, dokładnie tak.
- Czy to zaraźliwe?
- Wy nadal niczego nie rozumiecie! - Miałeś po dziurki w nosie tej dyskusji. – Jeśli do północy nie znajdę sposobu na pozbycie się tej klątwy, to całe królestwo zostanie pozbawione uczuć!
- Więc to jednak zaraźliwe.
- Mam Was dość! Wychodzę!
0 komentarze:
Prześlij komentarz