20 maja 2017

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XII - Dusza materii [Would That Make You Happy? - The Soul of the Matter - tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
-SANS! WSTAWAJ LENIUCHU! - podniósł się szybko, donośny głos Papyrusa dobiegający zza drzwi nie pozwalał mu spać. Ciągle przeczycie deja vu zmroziło go. Jak wiele razy słyszał te słowa? Nowy koszmar zaświtał w jego jaźni, uczucie, że Cię stracił odbiło się rwącym bólem w jego piersi. Wiedział, że to się stanie! Opuścił gardę, pozwolił sobie na zaangażowanie, no i teraz to wszystko go dobija! Ale dlaczego? Dlatego teraz? Sans schował twarz w dłoniach warcząc z wściekłości. Kurwa, kurwa, kurwa... Nie! Trząsł się, był zagubiony, niepewnie, bardzo powoli podszedł do lampki znajdującej się na jego biurku. Znajomy bałagan w niewielkim pokoju tylko potęgował strach. Musiało dojść do resetu. Był tego pewny. Papyrus zawsze budził go w ten sam sposób, na dzień przed przybyciem Frisk do Ruin. Będzie musiał czekać całą dobę by upewnić się, że znowu się pojawiłaś, i nie był pewien czy to zniesie. Czuł jak jego magia wzbierała w ciele. Pochłaniała duszę. Oczy zaczęły świecić niebieskawym światłem. Powietrze zrobiło się ciężkie, niewielkie przedmioty unosiły się nad ziemią dryfując powoli. Stał tak chwil parę, póki... coś ściągnęło jego uwagę. Twoja kurtka nadal była na jego bieżni. Moc zniknęła, rzeczy opadły. Przez chwile nie wiedział co zrobić. Miał miękkie kolana. Chwycił za kurtkę i usiadł na skraju łóżka, dłońmi badając jej materiał. Krótki, maniakalny śmiech wydostał się z niego, znowu schował twarz za palcami. Wszystko jest dobrze. Wszystko jest dobrze. Twoja osoba sprawia, że nadal wie co jest realne. W chwilę potem, znowu czuł się silny. 
Byłaś w kuchni, siedziałaś i jadłaś śniadanie z Frisk, kiedy poczułaś jak Sans owija swoje ramiona dookoła Ciebie mocno się wtulając. Przyłożył swoje czoło do tyłu Twojego karku i westchnął głęboko. Dziecko wywróciło oczami na ten gest. Chrząknęłaś, czując jak robisz się rumiana. 
-Um, dzień dobry – pogładziłaś go po rękach 
-dobry – jego ton był normalny. Odprężył się i jeszcze chwilę Cię przytulał, położył brodę na Twoim ramieniu. Czułaś jak jego kości drżą kiedy mówił – paps i ja mamy dzisiaj sporo roboty, chcecie do nas wpaść? 
-Obiecałam Frisk, że razem dzisiaj spędzimy dzień – odparłaś przepraszająco – Zrobimy zakupy na obiad, mam coś dla ciebie kupić? 
-nie, dziecino, nie trzeba – nim Cię uwolnił ze swojego uścisku, raz jeszcze mocniej ścisnął. Frisk przyglądał się Wam w skupieniu. 
-Siorka... - zaczął – Czy Sans jest teraz twoim chłopakiem? - praktycznie zakrztusiłaś się omletem, musiałaś poklepać się kilka razy w pierś by go przełknąć. Szkielet stał teraz obok Ciebie. Popatrzyliście po sobie. Czy jest? Cóż, gdyby wam nie przerwano, z pewnością oboje byście ze sobą poszli spać... Byłaś pewna tego, lecz nie do końca zrozumiałaś zachowanie Sansa. Zaśmiał się lekko, a potem odwrócił w stronę dziecka. Bawiło się ono śniadaniem przyglądając Ci się z uwagą, nadział omlet na widelec i puścił go. 
-ej dzieciaku, co o tym myślisz? - zapytał podając mu rękaw swojej bluzy. Frisk wyglądał na zagubionego, Ty też nie miałaś pojęcia co się dzieje. Sans przystawił go bliżej. Dziecko zdziwione zerknęło na Ciebie szukając odpowiedzi, jednak nie znajdując jej chwycił i pomacał, by potem znowu popatrzeć na szkielet. 
-To twoja kurtka – wzruszył lekko ramionami 
-jesteś pewien? moim zdaniem jest to idealny materiał na chłopaka – mrugnął do Ciebie. Schowałaś twarz za rękami, ramiona drżały Ci przez powstrzymywanie śmiechu. Dlaczego na to nie wpadłaś?
-Nie wiem jaki to jest materiał na chłopaka – zachichotał Frisk 
-To dobrze, musisz na to poczekać jeszcze jakieś dziesięć lat – starałaś się nabrać poważnego tonu głosu łapiąc jednocześnie oddech. 
-więc zapytajmy twoją siorkę – Sans wystawił rękę w Twoją stronę. Poruszał brwiami – co myślisz? - chwyciłaś go za rękę, potarłaś powoli materiał przygryzając delikatnie wartę udając, że myślisz
-Hm... - Widziałaś, że każda chwila dłużej sprawia, że mina mu rzednieje. Nic nie mogłaś poradzić na to, że się uśmiechałaś – Uważam, że to jest materiał na chłopaka. - Frisk warknął kiedy Sans szybko pocałował cię w policzek. 
-Całusy są obrzydliwe! - popatrzyłaś na kościotrupa by szybko cmoknąć go w usta. 
-Absolutnie obrzydliwe. Jesteś zniesmaczony? Bo ja tak. 
-okropnie. 
-Przeeeeestańcie! - dziecko zawyło – albo zmienię zdanie i nie będzie mi się to podobać! - pogładziłaś Sansa kiedy się śmialiście, jego palce muskały Twoje ramie nim całkowicie je zabrał. Zauważyłaś, że odkąd się pojawił to cały czas Cię dotykał, chyba nawet nie chciał wyjść z kuchni. W tej chwili jednak musiałaś skupić się na dziecku, które zwisało w dramatycznej pozie z krzesełka. 
-Więc, nie przeszkadza ci to, kochanie? - zapytałaś. Może powinnaś na ten temat z nim porozmawiać? Wszystko działo się tak szybko. Frisk myślał, zerknął na Sansa, który wyraźnie w zniecierpliwieniu i zaniepokojeniu czekał na werdykt. Wsunął też ręce do kieszeni. Dzieciak popatrzył na śniadanie, wbijając widelec w omlet 
-Nie przeszkadza mi – szepnął cicho wyraźnie zawstydzony – Lubię Sansa – wymieniłaś się spojrzeniami z potworem, chyba chciał coś powiedzieć, ale wtedy głośny głos Papyrusa odbił się echem po domu. 
-SANS! MUSIMY IŚĆ INACZEJ SIĘ SPÓŹNIMY! - Ten westchnął i dał Ci kolejnego cmoka w policzek. Zaśmiałaś się lekko kiedy podchodził do dzieciaka. 
-choć, dla ciebie też mam – Frisk protestował i próbował uciec, ale Sans był szybszy. Kiedy zniknął, zobaczyłaś niewielki uśmiech na twarzy dziecka, potem wrócił jeść dalej śniadanie. Ciepła fala przelała się przez Twoje serce. Od kiedy to życie jest takie normalne? Wszystko wydaje się być idealne. 
Sans zrobił ze swojego ramienia poduszkę, kiedy siedział w budce, oglądając jak kilka płatków śniegu tańczy na wietrze by potem opaść na ziemie. Właśnie się zbudził z miłej drzemki. Chwycił za telefon, chciał do Ciebie napisać, ale ostatecznie tego nie zrobił. Przez większość czasu to Frisk bawił się Twoją komórką, no i nie miał niczego konkretnego na myśli. Opuszczenie domu rano było trudne, lecz nie chciał martwić ani Ciebie ani brata. Musiał udawać, jakby nic się nie stało, wtedy nikt nie zauważy, że coś jest nie tak. No, a po rozmowie z Tobą i dzieckiem, nie miał ochoty w ogóle cokolwiek robić. Świadomość, że jesteś i nic nie zresetowało się... pomagała. Nadal co prawda bał się, że robi wielki błąd, ale nie umiał się powstrzymać. Wszystko co dotyczyło Ciebie było nowe. Mimo strachu, czuł się odnowiony. Nawet Frisk jest inny. Szczęśliwszy, bardziej pewny siebie. Może coś naprawdę zmieni się tym razem na dobre? Po większej części – nie wierzył w to, ale fajnie pomarzyć. Usłyszał chrupot znajomych kroków, wyrwało go to z myśli. Podniósł się by dostrzec Papyrusa. No i tyle z kolejnej drzemki. Poprawił się kładąc brodę na ręce.
-co tam? - ten puffną i potrząsnął głową.
-WIDZĘ, ŻE SIEDZISZ I NIC NIE ROBISZ. JAK ZAWSZE. BRACIE, NIE MOŻEMY SOBIE POZWOLIĆ NA ZANIEDBANIE NASZYCH OBOWIĄZKÓW, NADAL JEST SZANSA ŻE KOLEJNY NIE-TAKI-MIŁY CZŁOWIEK MOŻE ZNALEŹĆ SIĘ W PODZIEMIU! A JEŻELI TAK, TO MUSIMY BYĆ GOTOWI!
-masz rację
-OCZYWIŚCIE, ŻE MAM! JEŻELI POCHWYCĘ INNEGO CZŁOWIEKA, WTEDY MOŻE UNDYNE WYBACZY MI TO, ŻE JĄ OKŁAMAŁEM – na jego czole pojawił się się pot z nerwów – NIE BĘDĘ MÓGŁ ROBIĆ TEGO ZAWSZE, SANS, JA NIE UMIEM OKŁAMYWAĆ PRZYJACIÓŁ BY INNI PRZYJACIELE BYLI BEZPIECZNI. - Gdyby to było tak proste. Sans był pewien, że gdyby Papyrus wiedział po co Undyne i Asgore chcą ludzi to nie byłby tak chętny do pomocy. On nigdy nie chciał niczyjej śmierci, bez względu jak szlachetnymi pobudkami się kto kierował. Sans po prostu nie umiał powiedzieć mu prawdy.
-będziemy musieli jej to powiedzieć prędzej czy później, nie wydaje mi się aby ludzie nas szybko opuścili – Papyrus znowu westchnął, wyglądał na zagubionego. Po chwili zmarszczył brwi przyglądając się w skupieniu Sansowi. W jednej chwili ten poczuł, że zaczyna się stresować
-A SKORO MOWA O LUDZIACH... CO ROBILIŚCIE W TWOIM POKOJU OSTATNIEJ NOCY? - Sans zaśmiał się słabo odwracając wzrok
-nie wiem o czym mówisz bracie
-OH DOKŁADNIE WIESZ O CZYM MÓWIĘ – wlepiał w niego swoje spojrzenie – POSZLIŚCIE NA RANDKĘ, A POTEM WRÓCILIŚCIE DO TWOJEGO POKOJU, PIEŚCILIŚCIE SIĘ. - Sans zamarł, wiedział że jego mina jest wystarczającym potwierdzeniem.
-s-skąd wiedziałeś, że poszliśmy na randkę? - Papyrus wyglądał na dumnego z siebie
-NYEH HEH HEH! ZNAM CIĘ BRACIE I WIDZĘ, ŻE NIE MOŻESZ ODERWAĆ OD NIEJ WZROKU! LUUUUUBISZ JĄ! - Sans schował twarz w ramionach, starając się ignorować przyjacielskich klepnięć w ramię przez brata – A JA MYŚLAŁEM, ŻE BĘDZIESZ ZBYT LENIWY BY COKOLWIEK ZROBIĆ!
-brat...
-NIGDY NIE PRZYPUSZCZAŁEM, ŻE TEN DZIEŃ NADEJDZIE!
-papyrus
-JESTEM SZCZEŚLIWY NAWET MIMO TEGO, ŻE ZAWIODŁEM W ŁAPANIU CZŁOWIEKA!
-bracie
-TAK SANS?
-teraz, skoro już wiesz, pomożesz mi pozbyć się dzieciaka z domu abyśmy mogli spędzić trochę czasu sami?
-TO BRZMI RACZEJ JAK PRZYZWOLENIE CI NA BYCIE LENIWYM, ALE! ZROBIĘ CO MOGĘ BY POMÓC. PONIEWAŻ MNIE, WSPANIAŁEMU PAPYRUSOWI, ZALEŻY NA TOBIE I TWOIM SZCZĘŚCIU! - Sans uśmiechnał się lekko.
-jesteś najlepszy
-WIEM – Nim jednak Sans palnął jakiś kawał, telefon Papyrusa zadzwonił. Sans uniósł brew do góry. - OH TO LUDŹ! - wcisnął przycisk i przystawił komórkę do czaszki – WITAJ! - niższy szkielet nie słyszał dokładnie rozmowy ponieważ Frisk krzyczał. Szczęka jego brata opadła i jeżeli miałby ciało czy krew, jego twarz zrobiłaby się teraz blada.
-Pomóżcie nam---! - Koniec połączenia.
-papyrus... - Sans wstał i chwycił brata za ramię. Nerwy pulsowały w jego kościach. Strach paraliżował kręgosłup. Papyrus próbował zadzwonić do Frisk, ale nie było sygnału. Chrząknął, popatrzył na dół na brata i zaczął biec.
-MYŚLĘ, ŻE TO DOBRY MOMENT NA JEDEN Z TWOICH SKRÓTÓW, SANS!
Wracałaś razem z Frisk z zakupów na kilka dni. Miałaś pełne ręce i nawet dziecko niosło pakunki. Bez przymusu i w ramach wdzięczności za możliwość mieszkania z braćmi obiecałaś gotować dla wszystkich. W kuchni jednak był sos pomidorowy i tony makaronu, dlatego musiałaś szybko uzupełnić zapasy. Para młodych potworów minęła was, krzycząc i śmiejąc się głośno. Na początku nie wiedziałaś o co chodzi, dostrzegłaś kolegów z jakimi bawił się Frisk. Stali przy wysokiej kobiecie, wyższej niż Papyrus, z czerwonymi włosami związanymi w koński ogon, oraz niebiesko-zieloną łuską na ciele. Para dzieci zwisała z jej bicepsów, uśmiechała się przy tym szeroko. 
-Na co czekacie małe smarki? Mogę unieść was wszystkie naraz! - krzyknęła śmiejąc się. Dodatkowa dwójka chwyciła ją za kurtkę, podciągnęła je do góry. Dlaczego to wszystko dzieje się... przed domem kościotrupów? Sans i Papyrus nie wspominali nigdy o jakiś przyjaciołach poza... O nie... Chciałaś zawrócić, ale było już za późno. Kobieta i dzieci popatrzyli na was. Dzieci zawołały Frisk aby dołączył do zabawy, natomiast wyraz twarzy wojowniczki zmieniał się. Rzuciłaś siatki i chwyciłaś Friska za rękę ciągnąc go za siebie. 
-Siorka?
-To co kurwa ma być?! - sapnęła, jak makiem zasiał, dzieci milczały. Ściągnęła z siebie wszystkie i odgoniła je, by potem iść w waszym kierunku. - Ludzie w Snowdin?! - w jej głosie przebrzmiewała prawdziwa furia, kilka brzdąców uciekło w popłochu. Wiedziałaś, że i tak żadne z nich nie byłoby żadną pomocą. Oczywiście, coś takiego musiało się stać, kiedy nie było w pobliżu ani Sansa, ani Papyrusa! - ARGH! Powinnam się zorientować, że Papyrus coś przede mną ukrywa! Ale nigdy nie spodziewałabym się, że chodzi o TO – wyciągnęła dłoń, świecąca włócznia pojawiła się w jej pięści. 
-Jesteśmy przyjaciółmi Papyrusa! - Frisk starał się wychylić zza Ciebie, widziałaś jak z jego piersi wychodzi czerwona dusza. 
-Nie! - krzyknęłaś pchając go bardziej w tył. To nie będzie jak „walka” z Papyrusem. Ta kobieta... Undyne, ona naprawdę was zabić. 
-Nie musimy walczyć! - nalegał Frisk zaciskając pięści na Twojej kurtce. Undyne prychnęła mierząc was złotym okiem. 
-Oh jestem pewna że nie będziemy za długo walczyć. Potrzebujemy tylko jednej duszy, ale myślę że Król Asgore nie pogniewa się za dodatkową – wskazała ostrzem włóczni na Ciebie – Człowieku, z twoją duszą nasz król w końcu uwolni nas z tego więzienia! Twoje życie jest przeszkodą stojącą na drodze do naszej wolności! Wszyscy tutaj obecni czekali całe życie na ten moment! - Naprawdę chce Cię zabić. To właśnie jej chce zaimponować Papyrus? Zabić człowieka aby dołączyć do Królewskiej Gwardii? Nie, on mówił że miał was tylko złapać i dostarczyć jej... nie ma możliwości aby zdawał sobie sprawę z rzeczywistości. Zrobiłaś krok w tył, jedną ręką nadal broniąc Frisk przed wysunięciem się na przód. -Teraz! Człowieku! Zakończmy to, tu i teraz! - przesunęła się o krok w waszą stronę. Poczułaś coś w piersi. Po tym jak pierwszy raz widziałaś duszę dziecka, zastanawiałaś się jak wygląda Twoja. Teraz już wiesz. Jest czerwona, ale ciemniejsza, mroczniejsza, koloru wina. Twoja dusza jest... popękana, z wielkim uszczerbkiem na środku. Nie w całości, lecz wygląda koszmarnie. Zrobiłaś krok z tył, podążyła za Tobą. Undyne westchnęła zamierając tylko na chwilę. Następnie prychnęła i wskazała włócznią na was – Twoja dusza nie ma dla mnie żadnej wartości! Ale za to ta druga jest idealna! 
-Nie pozwolę ci go dotknąć! - zwolniłaś uścisk na Frisku i rozpostarłaś ramiona na boki czując rosnącą w piersi wściekłość. Może to przez szybko płynącą krew, wzrost adrenaliny, ale myśl że Undyne mogłaby skrzywdzić Twoje dziecko... wypełniła Cię determinacją. 
-Walcz więc WALCZ ZE MNĄ – warknęła marszcząc brwi. Jasne zielone światło pojawiło się w Twoich rękach tworząc coś na wzór tarczy, dzięki której mogłaś się bronić. Popękana dusza zamieniła się na zieloną, poczułaś jak nogi wrastają Ci w ziemię. Undyne uniosła wysoko włócznie, za jej plecami pojawiło się kilka kolejnych. Słyszałaś jej głośny śmiech. - Barwo, brawo, ciekawe co powiesz na to!
Share:

19 maja 2017

Undertale: Kinktober - Pożądanie [Lust - tłumaczenie PL] [+18]


Notka od tłumacza: Jest to cykl one-shootów w większości +18 osadzonych w różnych AU z gry Undertale. Opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika. Przedstawia związki Ty x Sans ; Ty x Papyrus ; Sans x Ty x Papyrus.
Opowiadanie zawiera elementy sado-maso, seksu publicznego, i wiele naprawdę wiele innych zboczeń seksualnych. 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
SPIS TREŚCI
Pożądanie (Underswap // Papyrus)  (obecnie czytany)
Zazdrość (Underswap // Sans)
Na dworze (Undertale // Sans)
Powoli (Undertale // Sans i Papyrus)
Orgia (Undertale, UnderFell, Underswap, SwapFell // Sans i Sans i Papyrus i Papyrus)
Zmęczenie (SwapFell // Sans)
Zabawa w klatce (UnderFell // Sans i Papyrus)
Straszny (HorrorTale // Sans)
Znamie (Underswap // Papyrus)
Stopa (UnderFell // Sans i Twoja przyjaciółka)
Na ostro (UnderFresh // Sans)
Zabaweczka (Undertale // Sans)
....~~....
Nie wiesz czy to przez alkohol krążący w żyłach, czy rytm muzyki, a może po prostu wiesz jak poruszać biodrami, lecz ostatecznie powód nie ma znaczenia. Ten truskawkowy likier, który spływał po Twoich palcach również wydawał się nieistotny. Liczył się tylko miarowy rytm techno... no i to jak błądziłaś rękami po własnym ciele, sunęłaś palcami po odsłoniętej, spoconej skórze i kołysałaś się na boki. Liczyło się tylko napięcie zwiększające się z każdą chwilą w Twoim ciele, silne i gorące. Byłaś spragniona... 
Paps nigdy nie był dobrym tancerzem. Kiedy oboje szliście w soboty do Muffet's przerywając tym samym Twoją monotonię siedzenia przed komputerem, siedział przy barze pijąc Miód Pitny. Opowiadał kawały Tobie i innym klientom. Zachęcał do tego, abyś poszła sobie potańczyć jeżeli masz na to ochotę, nie musiałaś cały czas siedzieć przy nim (znasz mnie, cukiereczku, boję się że się rozsypię jak mocniej zatrzęsę tyłkiem, baw się dobrze). W taki właśnie sposób znaleźliście się w klubie nocnym, chciałaś tylko aby patrzył się na Ciebie, na Twoje ciało kołyszące się przy neonowych, błyszczących światłach. 
Wiedziałaś, ze się udało, kiedy we dwójkę weszliście do mieszkania, pchnął Cię na drzwi, ściągając majtki i rżnąc tak mocno, że kolejnego dnia musiał wezwać fachowców aby naprawili zawiasy. Ten zazwyczaj leniwy i powolny szkielet wariował za każdym razem, gdy oboje wchodziliście do klubu. Nie umiał odkleić od Ciebie swoich rąk (nadal nie umiesz patrzeć na tylne siedzenie w aucie bez zarumienienia). Każdy wasz wypad właściwie był podobny do siebie. Wysoki szkielet siedział przy barze obserwując Twój taniec tak długo, jak nie mógł już dalej znieść pożądania. Nie ukrywasz, że bardzo Ci się to podobało. 
Byłaś w barze ledwo godzinę, po dwóch mocniejszych drinkach, musiałaś odgonić kilku typków którzy uważali że są zbyt odważni i nie boją się Twojego chłopaka.
Papyrus wyglądał na bardzo spiętego, nawet jak na potwora. Dręczyłaś go od godziny. Mocno zaciskał palce jednej dłoni na pustej szklance, drugą okazjonalnie gładził się po kroczu, co jakiś czas poprawiając w siedzeniu. Miał przymglone spojrzenie (niespotykane nawet jak na niego), lecz nie ze znudzenia. Połączone z ciemnością głodu, mocno zaciskał zęby w delikatnym, chciwym uśmiechu. Co jakiś czas pomarańczowa iskierka zaświeciła w jego oczodołach dodając mu nieco olśniewającego mistycyzmu. Jeszcze nigdy nie czułaś się tak seksownie, tak pociągająco, wiedząc że patrzy na Twój taniec, wiedząc że piekielnie Cię pragnie. Cała rumiana od podniecenia, zachęcana przez rozpustny wzrok swojego faceta, z zimnymi drinkami płynącymi Ci po żyłach. 
Dopiłaś resztkę napoju i tak jak zawsze z pajęczego baru wyszliście do nocnego klubu. Niemal natychmiast udałaś się na parkiet chcąc zrobić prawdziwe show Papyrusowi. Jeżeli chce jak zawsze siedzieć i po prostu się na Ciebie patrzeć, niech tak będzie. Wślizgnęłaś się między innych, przez chwilę bujając się w tym bitów, rzucając swoim ciałem na boki. Nigdy nie byłaś zbyt odważna, aby popisywać się publicznie. Takie zachowanie było dla Ciebie czymś nowym. Wsunęłaś ręce między swoje uda, przesunęłaś nimi po brzuchu, zatrzymując na karku. Utwór się skończył, głośne „łoooł” dobiegło z pijanego tłumu. Odszukałaś spojrzeniem kościotrupa siedzącego na końcu szynku, w jego spojrzeniu dostrzegłaś coś czego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałaś. Przystawiłaś palce do ust, delikatnie wsuwając opuszek do środka, drugą powoli osunęłaś na dół, podciągając sukienkę delikatnie do góry pokazując tym samym więcej uda. Twoje bardzo erotyczne zachowanie nie zostało przegapione przez innych bywalców, lecz odstraszał ich piorunujący wzrok rumieniącego się Papyrusa. 
Byłaś zaskoczona i troszeczkę zawiedziona, jak szybko i stanowczo koścista dłoń wyciągnęła Cię z tłumu. Spomiędzy rzeczywistości i ciemności. Poczułaś za plecami zimną ścianę męskiej łazienki, zachłysnęłaś się powietrzem. Potwór zamknął drzwi na zasuwkę, aby nikt wam nie przeszkadzał i oto jesteś. Jego ręce błądzą po Twoich biodrach, ostre zęby skupią skórę karku 
-niech mnie gwiazdy chronią, czasami jesteś za seksowna i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę... sadystka – warknął podciągając Twoją koszulkę nad piersi, liżąc szyję. Z ledwością nie rozpływałaś się pod naciskiem jego rąk, chciwie chwytających Twoje biodra. Te słowa sprawiły, że kobiecość zaczęła delikatnie pulsować. Jęknęłaś w jego ramię jak przystawił swoje lędźwie do Twoich. Palcami gładziłaś materiał jego pomarańczowej bluzy, odwrócił głowę aby Cię szybko pocałować podciągając koszulkę jeszcze wyżej, próbując desperacko pozbawić cię majtek. Zamarł jednak, kiedy nie znalazł nic pod sukienką jaką miałaś na sobie. Wpatrywał się przez chwilę, jego głód stał się tylko większy, kiedy zdał sobie sprawę co zrobiłaś. Uśmiechnęłaś się niewinnie i zakręciłaś biodrami ocierając się o jego nogi.
-Pomyślałam, że zaoszczędzę ci roboty skoro dzisiaj tańczymy – mruknęłaś przybliżając się tylko po to aby polizać jego kręgosłup. Warknął kiedy łapczywie zacisnął palce na Twoich pośladkach, palcami przesuwając po wilgotnej cipce. Na chwilę Cię puścił. Głośno dyszałaś kiedy on przez chwilę, musiał poradzić sobie z zapięciem w spodniach. Jęknął jak wypuścił go na zewnątrz i szybko przywarł do Twojego wejścia. Wyszczerzył się zawadiacko. 
-nie będę narzekać, cukiereczku... jeżeli tylko będę słyszeć jak krzyczysz – nie marnował już ani chwili. Szybko wchodząc w Ciebie za jednym pchnięciem; na chwilę zamarzł chowając twarz w Twoim ramieniu, czekał aż ułożysz nogi dookoła jego bioder, czerpał przyjemność z każdej możliwości dotykania Twojej skóry. Byłaś dzisiaj bardzo głośna, zarzuciłaś ramiona za jego kark, czułaś jak głośna muzyka zagłusza jęki, zaś on wchodzi w Ciebie w rym bitu. Przyjemność nie trwała jednak długo. Oboje bardzo chcieliście dojść, jedno praktycznie zaraz po drugim, połączeni w gorącym i głębokim pocałunku, pozwalając aby po waszych brodach lała się ślina. Potem, nadal dysząc ciężko, odsunęłaś się od jego kościstych ust i przystawiłaś czoło do jego uśmiechając się szeroko, pozwalając aby stróżka potu ciekła po Twoim policzku. 
Lubiłaś tańczyć, to na parkiecie mogłaś uwolnić cały swój stres... ale jeszcze bardziej lubiłaś, jak wyciągasz z niego bestię seksu za pomocą muzyki. Wyraźnie zmęczony szkielet uśmiechał się do Ciebie, obierając ręce o Twoje ciało, wtulając się w nie. Zaśmiał się cicho, jego kutas nadal tkwił w Tobie, twardy i gotowy do jazdy, choć przed chwilą doszedł, a jego nasienie wyciekało brudząc podłogę. Raz jeszcze się zaśmiał jak spojrzałaś na niego zaciekawiona. Magia zajaśniała w oczodole, zaś palce zacisnęły się na biodrach. 
-oh, myślałaś że skończyliśmy? heh... śnisz, cukiereczku, do ciebie należał początek, a do mnie koniec... który szybko nie nastanie. 
Share:

Gra: Kółko przyjaźni!

Zabawa zaproponowana przez Andgorę!
Chodzi o dorysowanie siebie do kółka przyjaźni! Tak więc są jeszcze trzy wolne miejsca! Metoda i technika dowolna, można nawet w paincie to zrobić :D Chodzi o to, aby kółko zostało w całości zapełnione, no i obok siebie podpisujemy kto to!
Kto pierwszy ten lepszy!
Póki co kółko przyjaźni wygląda tak:

11 - zaklepała Człowiek (pozycja wygasła. Dogrywka tutaj)



Po dorysowaniu siebie hostujemy i dajemy linka, aby kolejna osoba mogła siebie dorysować. Tak więc proszę śmiał się bawić. 
Share:

Gadu gadu do rozdania gier #9

Spam to co uwielbiacie najbardziej, tak? xD No więc spamujcie. A ja rzucę kilka ogłoszeń parafialnych. 

1 - Mój wewnętrzny leń wziął górę, więc na jutro przekładam całą pracę jaką muszę zrobić, tak więc dzisiaj z wami będę. Za to w weekend... cóż, albo będę wrzucać to co mi prześlecie, albo pojawi się jeden, góra dwa krótkie komiksy - bo mam sporo na głowie. Praca proseminaryjna niestety nie napisze się sama, a ja byłam taka głupia, że wybrałam pozornie fajny temat - Przedstawienie zwierząt w Kronice Jana Długosza. Phaaa, powinnam wcześniej poznać źródło historyczne... Dwanaście ksiąg, gdzie księgi od pierwszej do ósmej to ponad sześćset stron, a pozostałe cztery po trzysta każda. I weź tu szukaj zwierząt! Pewnym jest, że nie zrobię całości, dlatego postawiłam sobie zadanie bojowe przerobić chociaż te osiem ksiąg. Całe szczęście, że moja cudowna Samael mi pomoże <3 Luv Ya!

2 - Odpisze teraz na dziesięć - może więcej żądań z 9. Potem wrzucę to co mi już siedzi na mailu od Was - komiksy z Bendego i Freddiego. Można mi je przesyłać, oczywiście, zrobię nawet specjalny tag. ;) Więc to też możecie mi podsyłać. Sama nie mam zamiaru tłumaczyć komiksów z tego, aaaaale! 

3 - Jak skończę z żądaniami będę chciała przetłumaczyć jakieś opowiadanie, jeszcze nie wiem czy wziąć coś +18 z Kinka, czy Wpadki czy Czy to uczyni Cię szczęśliwą.. Ale coś z tego się pojawi. Może w komentarzach mi napiszcie na co najbardziej czekacie? 

Tak, to moje plany na dzisiaj :D 

A więc, spamujcie!


....


Tylko błagam, żadnych Bobów >.>
Share:

Undertale: Przygody Papytusa Wspaniałego - Wykryty Papytus 021 - Fans of Zootopia

Fans przesłał mi ostatnio taki oto raport:

Wymagany poziom dostępu
M.= 1
W.= 2
H. = 3
Lub swobodny dostęp dla: Emerytowana Dr. Irena [UTAJNIONO]

Identyfikator podmiotu: SCP-232 {wiadomość do Dr. Ireny [UTAJNIONO]} Może pani zmieniać identyfikator podmiotu dla użytku swojego spisu obiektów PPW (Przygody Papytusa Wspaniałego)

Klasa podmiotu: Euclit 

Specjalne czynności przechowawcze: SCP-232 należy przetrzymywać w dużej hali (170mX170mX100m) o klimacie leśnym, pogoda w pomieszczeniu zawsze musi być zimowa w przeciwnym wypadku *adnotacja 1*, w przechowalni powinien stać jedno piętrowy, drewniany dom z w pełni wyposażoną kuchnią, salonem (kanapa i telewizor *adnotacja 2*), toaletą oraz dwoma sypialniami (jedna należała do SCP-232.a *adnotacja 1*. Obiektowi: należy dostarczać wszelkie produkty kulinarne, można udostępniać monitorowany komputer (*adnotacja 3*), programy telewizyjne (kulinarny, bajki/ anime, dramaty). Podmiot Znajduje się w środkowej Europie w placówce [USUNIĘTO].

Opis: SCP-232 to 184 centymetrowy humanoidalny szkielet, o wadze około czterdziestu kilogramów i szerokością ramion 175 centymetrów, chce ubierać się zbroję, pod, którą ma strój sportowy. Ten ubiór jest nie akceptowalny, ale po incydencie z 2XXX obiekt otrzymał jeden zestaw z [UTAJNIONO]. Obiekt karze mówić na siebie per "Wielki Papytus", ma wadę wymowy w postaci zamieniania litery "R" na "T", potrafi mówić "Rz / Ż". Posiada ciemno pomarańczowy obiekt 3D w kształcie serca, w klatce piersiowej, kiedy wyciąga obiekt otoczenie zmienia kolor na czarno-biały. NIE ATAKOWAĆ, ROZMAWIAĆ. Obiekt broni się kośćmi nieznanego pochodzenia, o trzech kolorach pomarańczowym (aby się obronić wbiegnij w nie), niebieskim (stać, ani drgnąć) białym (unikać) oraz czaszkami również nieznanego pochodzenia. (więcej informacji *adnotacja 5*). Jeżeli podmiot powie "Pomimo że jesteś zła/zły to ja... nadal w ciebie wierzę", sugerowane zmienienie nastawienie względem SCP-232, na słowa "...Kiedyś wierzyłem że jesteś dobty/dobta... ale widocznie się myliłem" ewakuować cały personel oprócz adresata wypowiedzi, kiedy ustaną wszelkie dźwięki wezwać ekipę sprzątającą (nie wzywać w przypadku formy H., wtedy unikać jakiegokolwiek kontaktu).
Dodatek 1: Stara się upodobniać go postaci fikcyjnej autorstwa Toby' ego Fox' a  [ZMIENIONO], który po przesłuchaniu w tej sprawie poddał się wymazaniu pamięci.

Charakter: SCP-232 jest dziecinny, łatwo się obraża, śmieje się, potrafi być poważny, często pyta się o swojego brata *adnotacja 1*, najbardziej lubi żartować z Dr. Ireny na łamach jej strony (podaje się jako "Yumi Mizuno") oraz obecność personelu klasy D w wieku od 8 do 15 lat.  Odwiedziny poprawiają morale tego personelu.
Dodatek 2: Obiekt ma kilka form: wszystkie stadia mają wspomniana wadę wymowy.
Miodek (znaczony M.)- Klasa: Bezpieczny, brak form obronnych. Pali skręty z nieznanej substancji (podobna do SCP-420 "J"), nosi pomarańczową bluzę oraz szare dresy, nie zaobserwowano miejsca, w którym powstają przedmioty. Kolor "Duszy" jak to nazywa jest jasno pomarańczowy, ulatnia się z niego dym, NIE REAGOWAĆ, jest niegroźny. Charakter- Mysli tylko o paleniu i żartowaniu (w naszej książce sucharów zapełnił trzydzieści KARTEK, a to jest pisane na A3!), wyluzowany, dla pracowników skrajnie zestresowanych pracą sugerowane przesłuchanie z ta formą obiektu (przyzwala się użycie wcześniej wspomnianego SCP-420 "J"). Odkryty po tym jak jeden z pracowników klasy D zgubił nielegalnie zdobyte pap
Wielki Paptyus (znaczony W.)- Opisany powyżej
H o t T o T (znaczony H.)- Klasa: Keter. Masochista, gotuje potrawy z ofiar, torturuje, łamie kończyny, wydłubuje oczy, skręca kark, w dowolnej kolejności oraz pozie. Kolor serca brązowy, ocieka [UTAJNIONO]. Podczas przesłuchań zamykać w klatce z 1mx1,20mx1,67m (obiekt staje się garbaty).
Dodatek 3: Podmiot co najmniej raz na pół roku ma okres godowy. Obserwacje
W.- Pomimo że lubi obecność dzieci to NIE, NIE JEST PEDOFILEM, (Bright przestań podrzucać mu D- 213!), brak "udziwnień" (więcej informacji *adnotacja 4*)
M.- Zawsze pali podczas stosunku (z resztą jak zawsze) 
H.- Morduje, urywa czaszkę, gotuje zupę z organów wewnętrznych (Brak okresu godowego)
Wykorzystany personel zbadać pod kątem obecności zarodka, odprowadzić do celi. 

ADNOTACJA 1- Po przechwyceniu SCP-232 było ich dwóch niestety podczas jednego z eksperymentu niższy zmienił się w pył po wejściu do zbyt ciepłej sali przesłuchań. Wyższy osobnik po dłuższej nie obecności zaczął wypytywać o niego. Poniżej znajduje się zapis z piątej rozmowy z podmiotem. Prowadzący Dr. Adam
- Witaj (sprawdza notatki). Widzę że jesteś tu nowy więc teraz porozmawiamy, zadam ci kilka pytań, apotem ci wszystko wyjaśnię. Pytania?
- Cz-Człowieku. 
- Słucham.
- Cz-czy mogę zobaczyć Sansa?
- Kogo?
- NO SANSA! MOJEGO MAŁEGO, STATSZEGO BTATA!
- SCP-232.a doznał przypadkowej terminacji.
- Czyli?
- Nie ma go, ale spokojnie dostał wygodną kupkę ziemi
- To dobrze. Poza tym on nazywa się Sans
- achaaa ok, wracając. pierwsze pytanie brzmi Kim jesteście?
- Wiecie, Ja jestem Papytus wspaniały a mój leniwy btat to Sans
- Dobra może inaczej sformułuje... Jakiej jesteście rasy, skont pochodzicie, ile macie lat
- Co to są Tasy?
- Dobra, może kiedy indziej. Czemu byliście na cmentarzu? 
- Yyy od Ftyska dowiedzieliśmy się że tam może znajdziemy naszych bliskich.
- A! D-213. Możesz dokładniej rozwinąć tę wypowiedź?
- Człowieku zacznij mówić o nas po imieniu, a nie po numetkach.- Obiekt krzyżuje ręce i idzie do konta.
- Hej SC... Papytus proszę odpowiedz na pytanie.
- NIE! CHCE WTÓCIĆ!
- Tylko to jedno i wracasz.- obiekt odwraca się z pomarańczową łzą na kości policzkowej.
- Powiedziało "Skoro wy jesteście szkieletami to poszukajcie na cmentarzu, tam ludzie zmieniają się w kości, może tam znajdziecie swoje miejsce.
-  Powiedziało? Przecież podczas badań wyszło że (zerka do notatek)... o mój SCP-343! Trzeba to nadrobić, ale dziękuje za pomoc i... przepraszam, za urazę
-  D-dobrze
- No! A teraz pójdziesz z Panią Ireną do...
- PANI ITENA?! TA CO SPRZEDAJE ILUZJE?!
- Heh Tak, tak :)
- JEJ!
Notatka: Podmiot nie rozumie słowa "terminacja".
Dodatek 4: Podczas badań D-213 płeć dziecka nie była możliwa do zidentyfikowania przez [USUNIĘTO].
ADNOTACJA 2- obiekt wniósł o wstawienie telewizora w dniu 8 grudnia 2XXX, argumentując słowami "chce dostać to na gwiazdkę od Gwiazdora, ale nie znam jego adresu aby wysłać list... ani papieru... ani czegoś do pisania... anipocztt"  kontrole nad odpowiednimi programami sprawuje Dr. Podająca się pod pseudonimem Nervhus (stosunek podmiotu do niej: brak).

ADNOTACJA 3- kiedy obiekt dowiedział się o prowadzeniu strony internetowej przez Panią Dr. Irenę grzecznie poprosił o dostęp do Internetu (może otworzyć dwie karty: Kulinarną oraz stronę wspomnianej badaczki. Kiedy dowiedział się że wspominana jest tam postać podobna do niego zaczął błagać aby poświęcić mu chociaż jeden post. Jego podanie zostało odrzucone ponieważ osoby nie autoryzowane mogłyby dowiedzieć się zbyt dużo o naszej organizacji.
ADNOTACJA 4- Poniższy fragment z Przesłuchania nr.15, prowadzi Dr. Samael
- Witaj Pat.
- Bty...
- Coś się stało? (obiekt wygląda jak gdyby próbował przygryźć wargę, której z wiadomych względów nie posiada)
- Tak... Mam... Ten no... Yyy (obiekt pokrywa się pomarańczowym rumieńcem) chce mi się... (robi nerwowy, jednoznaczny gest)
- Żartujesz... prawda?
- (podmiot pokręcił głową)
- Yyy no nie wiem jak ci pomóc.
- J- Ja nigdy tak nie miałem, a- ale Sans mi kiedyś o tym opowiadał i mówił że to znaczy że jestem dotosły.
- Oookej, kiedy skończymy postaram się ci pomóc (podmiot zrobił zmieszaną minę)... OCZYWIŚCIE NIE JA BĘDĘ Z TOBĄ... Dobra, przejdźmy lepiej do dalszej rozmowy.
.
.
.
Kontakt obiektu z D-56289. Podmiot Tworzy pomarańczową chmurę, która obejmuje go oraz kobietę, wszystkie maszyny monitorujące przestają działać.
Dodatek 5: W przypadku M. Dodatkowo z kłębów widać szary dym z jego papierosów.
ADNOTACJA 5
Dnia [UTAJNIONO] podmiot przyzwolił na zbadanie swojego mechanizmu obronnego. Nasi badacze oraz obiekt zdołali zrekonstruować trzy osobniki najpewniej z rodziny psowatych.
Dodatek 6: Żadne źródła nie podają aby kiedykolwiek istniał taki gatunek.

Nie zamykam raportu ponieważ obiekt jest w trakcie dalszych badań

Notatka:
Dnia [UTAJNIONO] o godzinie 12:50, po spotkaniu z D-213 SCP-232 dopuścił się aktu samobójstwa (najprawdopodobniej przez wbicie noża w oczodół), zostawił wiadomość o treści "Człowiek wszystko mi powiedział, wiem co ztobiliście Sansowi... pomimo tego, nadal wierze że jesteście dobzi. Przeptaszam że nie robię tego osobiście. To już mój koniec... Papa.". Popioły zostały dołączone do SCP-232.a, "duszy" nie odnaleziono. Po tym incydencie grupa lekarzy pracujących przy obiekcie poddała się czyszczeniu pamięci, po czym przeszli na emeryturę (nie liczyć dr. Adama, który znajduje się w stanie spoczynku).

KONIEC RAPORTU

JA WCIĄŻ TUTAJ JESTEM
Share:

18 maja 2017

Gra: Żądanie # 9 [ZAMKNIĘTE]

Jako, że zostało mi dosłownie sześć żądań z poprzedniej gry, to ja je sobie w spokoju napiszę w tym momencie, za to teraz zbieram żądania do kolejnego. Hah! 

Tym razem motywem przewodnim będą: Zawody.

Już tłumaczę co mi się w głowie uroiło. Bierzemy jedną wybraną postać z gry, bajki, filmu czy opowiadania i dajemy jej zawód. Dla przykładu Toriel - kierowca wyścigowy. Nick - nauczyciel. Czy ktoś inny. Nie musicie opisywać scenki, sama ją wymyślę. Potrzebuję tylko postaci i zawodu :D

Aby nikt nie poczuł się pokrzywdzony. Żądania zamykam równo o godzinie 00:00. Te jakie znajdą się w komentarzach przed tym czasem mogą brać udział w zabawie. 

No ale i zasady, tak więc jeszcze raz

1 - Motyw przewodni - zawody
2 - W komentarzu piszecie postać z dowolnej gry, opowiadania, filmu czy bajki oraz dajecie jej zawód, niekoniecznie związany z kanonem. Możecie po prostu zobaczyć jak dana postać z jej charakterem poradzi sobie w konkretnym zawodzie. 
3 - Każde nowe żądanie to nowy komentarz
4 - W jednym żądaniu może być jedna postać i jeden zawód
5 - Zastrzegam sobie możliwość odrzucenia żądania - skasowania go - jeżeli będzie ono:
- nie na temat
- nie będę miała na nie pomysłu 
- nieznajomość filmu/bajki/gry/opowiadania
6 - Mogą być też zawody z tzw "szarej strefy" jak złodziej (uznajmy, że to zawód, kej? xD), prostytutka, diler narkotykowy etc

Jednocześnie zaznaczam, że nadal poszukuję kochanej dobrej duszy, która zrobiłaby mi okładkę żądań na Wattpada! 

W tej chwili jest ich 186, a doliczając te 6 to będzie 192, tak więc niedługo dojdziemy do magicznej 200 i trza będzie otworzyć nowy tomik żądań. 

Wcześniejsze jakie już były do przeczytania tutaj!

Serdecznie dziękuję za waszą współpracę i cieszę się, że seria się spodobała! 
Share:

Undertale: Patrontale - Część I - Biegła ile sił w małych nóżkach.

Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce. 


SPIS TREŚCI
Część I
Biegła ile sił w małych nóżkach. Bose stopy dotykały wysokiej, mokrej od porannej rosy trawy. Rozkładając ręce na boki stawiała krok za krokiem, pewna tego, że będzie miała problem z zatrzymaniem się. Lecz po co miałaby to robić? Słońce wysoko świeciło na niebie, delikatny wiatr chłodził ciało, ptaki pięknie śpiewały, no i pierwszy motyl. Asriel mówił jej, że to taka wróżba. Motyl który będzie pierwszym ujrzanym przez Ciebie w lato wróży przyszłość. Kolor jego skrzydełek to przepowiednia. Żółty oznacza dużo pieniędzy, biały szczęście w rodzinie, niebieski smutek, zielony zdrowie i tak dalej. Wielki kozioł najbardziej obawiał się czarnego, gdyż ten miał zwiastować śmierć.
Kiedy małe oczka Chary dostrzegły zielono żółtego motyle po prostu musiała go mieć! Asriel w tym roku jeszcze żadnego nie widział, więc ona przyniesie mu takiego, który zwiastuje bogactwo i zdrowie! Tylko... jeszcze musi go złapać. Tak więc biegła przed siebie za kolorowym zwierzęciem w myślach układając już scenariusz w jaki sposób zaprezentuje swoją zdobycz opiekunowi. Schowa zwierze za sobą i powie, że ma niespodziankę? A może trzymając go na widoku wbiegnie do pokoju, gdzie teraz pewnie jest potwór? Może zrobi mu paczkę i da do otworzenia?
Mimo, że ogród był wielki, to jednak szybko się skończył. Wróżba nie chciała dać się schwytać. O nie, ale ona była zdeterminowana. Co z tego, że uniósł się nad wielki żywopłot i przeleciał nad nim? Jak nie po dobroci to siłą! Przedostanie się jednak przez chaszcze od dołu nie było łatwym zadaniem. Gałęzie tworzyły mocną i gęstą blokadę. Można było jednak tę złamać, tamtą wyrwać, inną znowu nagiąć i gotowe! Przedostała się! 
Nooo nie do końca. Za naturalną przeszkodą była już ta jakiej nie pokona. Podniosła głowę do góry, czarne ogrodzenie było jeszcze wyższe od rośliny. Oczywiście, mogłaby spróbować wspiąć się po poziomych metalowych blachach, jednak to co znajdowało się na szczycie skutecznie pozbywało się resztek jej determinacji. Każda pionowa belka była zakończona ostrym szpikulcem, jeden zły ruch, a zrobi sobie bardzo poważną krzywdę. Skierowała bordowe oczy na motylka, który jak na złość usiadł na mleczu rosnącym poza jej zasięgiem. Daremnie wsunęła pulchną rączkę między kraty. Nie, nie dosięgnie go. Nie da rady. No i ... odleciał daleko.
-Chara! - Asriel? Szuka jej. Rozejrzała się na boki. Poczuła jak w małej piersi mocniej zabiło serce. Potwór nie lubił jak bawiła się przy ogrodzeniu, może jak się schowa, uda że jej nie ma, albo wyjdzie jakimś innym wyjściem i będzie zgrywać głupa to .... - Chara! - Zbliża się! Co robić? Co robić? Najprościej? No oczywiście, gratulujemy dziewczynce pomyślunku. Kucnęła, zamknęła oczy i zasłoniła uszy. Normalne, skoro ja czegoś nie widzę to to też nie widzi mnie.

.... Przynajmniej w teorii.

Iii pewnie by się jej to udało, mógłby ją przegapić, no bo w końcu mała skulona dziewczynka, w dodatku w zielonej bluzeczce schowana za wielkim, gęstym żywopłotem nie była czymś co rzucałoby się w oczy tak łatwo. Zdradził ją jednak bałagan jaki narobiła próbując dostać się do tego miejsca. Opadłe, zdrowe liście, większa dziura akurat jej rozmiarów, no i połamane gałęzie. Potwór stał po drugiej stronie i ciumknął językiem. Nic nie mówił, czekał. Dla Chary wiecznością wydawało się takie siedzenie, już ją nogi bolały, już powieki szczypały od zbyt mocnego zaciskania. Poszedł sobie? Nic poza własnym oddechem nie słyszy. Niepewnie otworzyła oczy i podniosła główkę. Dżinsy i paskudna pomarańczowa koszula były czymś co bez problemu można było zobaczyć. Zachłysnęła się powietrzem. On na nią czekał, więc... może... może powinna wyjść? A może tylko udaje, że dobrze wie gdzie ona jest i zaraz sobie pójdzie?! Ta wersja zdecydowanie bardziej się jej spodobała. Nie ruszała się w ogóle, po prostu patrzyła na stojącą postać. Niestety, nie opuszczało ją wrażenie, że świdruje jej ciałko czarnymi ślepiami. No nic, pora wyjść, najwyżej da jej szlaban na bajki czy coś...
-Brawo – mruknął unosząc wysoko brwi, kiedy wyczołgała się z krzaków – Jesteś cała brudna i byłaś tam, gdzie ci być nie wolno – Chara spuściła głowę, nie chciała nawet się bronić, dobrze wiedziała że żadne słowo wytłumaczenia nie poprawi jej sytuacji. Dorośli zawsze w takich momentach są głusi na słowa dzieci. Nawet jeżeli te mają uzasadnione powody robienia tego, czego im nie wolno. I nawet jeżeli mają wtedy rację. Nerwowo bawiła się palcami. - Czy nie mogę na pięć minut spuścić cię ze wzroku? - Tak uściślając, to minęła godzina odkąd pozwolił bawić się jej w ogrodzie.
Wewnętrznie nie mógł uciec od przeczucia, że się do tego nie nadaje. Znaczy się do opieki nad dzieckiem... no i nad człowiekiem. Chara była jego pierwszym Pupilem. Takim na wyłączność, tylko jego. Kiedy jeszcze była niemowlęciem siedział obok jej kołyski, metodą prób i błędów zgadywał czego chce mały ssak. Wyglądała wtedy jak różowa larwa w zielonym beciku. Szybko odkrył, że nie chce grać w gry, nie interesują ją ciekawe książki, nie ma zamiaru z nim gotować... póki co.
Jak miała już kilka lat i nauczyła się chodzić, była bardzo pomocna! Aż za. Asriel przeszedł na swoje i musiał nauczyć się żyć. Gotować, prasować, prać. A z dzieckiem jest wiele problemów, odpalał pralkę praktycznie codziennie. Gotował różne dziwne frykasy. Jego matka, Toriel, dała mu taką książkę kucharską w której były przepisy z pożywieniem dla małych Pupili... Chara postanowiła zrobić z niej kolorwanko-wycinanko-przyklejankę. Asriel za bardzo się wstydził przyznać do tego, więc udawał zawsze siląc się na szczery uśmiech, że „wszystko gra mamo! Nie masz się o co martwić!”. Właściwie to nie miała. Z Charą stali się mistrzami kuchni! Traktowali to jak magię, sam czuł się jak jakiś psychopatyczny alchemik, który do bulgoczącego gara dosypuje jakieś mieszanki próbując stworzyć idealną miksturę. Dziewczynka była jego asystentką i dawała swoje sugestie. Początkowo chwytała za byle jakie przyprawy, podobała się jej aktorska gra opiekuna, który przybierał pozy najróżniejsze. Czasem zgrywał idealną gosposię, czasem mrocznego maga szykującego truciznę, czasem wzorowego tatuśka. Nie było nudno! Później nauczyła się, że to zielone z puszki psuje smak każdej potrawy. To czerwone, sprawia że wszystko jest ostrzejsze! Tego żółtego nie dodaje się do zup. No, a to białe to mąka i łatwo da się ją rozsypać, trudno zebrać, i każdy wygląda po niej jak duch. A jak mąkę połączy się z wodą i jeszcze rzuci tą mazią w futro Asriela... to ten nie może tego domyć przez tydzień. No i ma karę. Najczęściej nie dostaje czekolady przez góra trzy dni. Chara uwielbiała wspólne gotowanie.

Właśnie siedziała w wannie, a Asriel szorował jej włosy. Był zły i cicho marudził pod nosem, ze szukał jej długo, że się martwił, że mogło się jej coś stać, że to, że tamto, właściwie to go nie słuchała. Cierpliwie znosiła mocniejsze szarpnięcia za włosy, nie były one przecież celowe, po prostu kozioł wkładał emocje w to co robił... a teraz był cóż... no miał powody. Próbując odwrócić swoją uwagę od tego co robił chwytała pianę w rączki, patrząc jak znika kiedy tylko zaciśnie palce w pięści.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - mruknął po chwili zabierając ręce z jej głowy
-Tak, nie kochasz mnie i chcesz abym się wyniosła – szepnęła smutno
-C...co?! Nie powiedziałem tak! - oburzył się i poprawił uszy, tak aby nie opadały mu na twarz
-Powiedziałeś – nie patrzyła na niego nadal – Powiedziałeś, abym sobie poszła. Powiedziałeś „idź preeeecz” - zawyła
-Wcale tak nie powiedziałem! Mówiłem, że się o ciebie martwiłem!
-Powiedziałeś, że mam wziąć tobołek i się spakować.
-To...tobołek?!
-Tak! I bambus!
-Bambus?
-Ten co leży pod ścianą w twoim pokoju.
-Ugh, to nie jest bambus, to listwa podłogowa – wywrócił oczami – I nie powiedziałem, że masz się wynosić!
-Powiedziałeś!
-Nie!
-Tak!
-Chara!
-Asriel!
Dziewczynka po chwili milczenia ochlapała potwora wodą. Ten warknął, lecz już nie był zły, raczej.... zirytowany? W każdym razie oliwa sprawiedliwa, trochę piany z szamponu wpadło jej do oczu. Spokój domu przerwał jej głośny pisk.

***

Było wcześnie, więc oboje postanowili jeszcze nie iść spać. W efekcie, Chara została przebrana, zaś Asriel dotrzymał jej towarzystwa w domu. Pogodzili się szybko. Dziewczynka przeprosiła go za swoje zachowanie, opowiedziała o motylku, co tylko rozczuliło wielkiego rogacza. Wziął ją na plecy i udał się do niewielkiej altanki znajdującej się w ogrodzie. 
Była z drewna i trudno nazwać ją ładną. Jak wszystko co robi się własnoręcznie i w dodatku pierwszy raz. Była niewygodna, mało proporcjonalna no i nie czarujmy się – brzydka. W ich oczach jednak stanowiła coś wyjątkowego. Oboje ją robili. Chara przygotowała plan, Asriel poszedł dokładnie według wytycznych z jej instrukcji.
Rozłożyli koc na drewnianej podłodze, bo siedzenia były tak niewygodne i wąskie, że się na nich siedzieć nie dało.
Słońce właśnie zachodziło, na błękitnym niebie pojawiło się kilka chmurek, powoli budziły się gwiazdy. Zrobiło się też chłodniej, dlatego Asriel ściągnął koszulę zostając jedynie w białym luźnym podkoszulku i założył ją na dziewczynę. Była stanowczo za duża, ale pachniała jego futrem. Jego zapach zawsze ją uspokajał. Usadowiła się na kolanach kozła i wtuliła pulchny policzek w tors.
-Kocham cię – szepnęła dziecięcym głosikiem pełna wdzięczności i spokoju.
-A ja ciebie – odparł najprostszą oczywistość w jego życiu. Ptaki usnęły w konarach drzew, obudziły się za to świerszcze. Teraz to one grały muzykę nocy. Dziewczynka przymknęła oczy zmęczona po całym dniu zabaw. Asriel miał już wstawać, aby zanieść ją do łóżka, kiedy ta mruknęła wyraźnie niezadowolona.
-Opowiedz mi bajkę. - szepnęła
-Dobra, a którą?
-Twoją! O kwiatku! - wyszczerzył w uśmiechu ostre zęby i zaśmiał się cicho. Poprawił na kocu i mocniej objął dziewczynkę. - Nie jest ci zimno? - Pokiwał przecząco głową, miał futro. Zamrugał kilka razy zbierając myśli. Zacząć tak jak zawsze? A może coś zmienić?

-Dawno, dawno temu. W czasach kiedy nie znano pisma, kiedy istniał tylko jeden język, kiedy nie było państw, ani narodów, kiedy wszyscy byli równi.... rósł pewien kwiat. Miał wielkie, żółte płatki, dwa zielone liście i był naprawdę duży. Taki... twojego wzrostu.
Nie miał ani mamy, ani taty, ani przyjaciół. Dlatego, że był kwiatem. Nie mógł bawić się razem z innymi, dlatego, że był kwiatem. Nocą szedł spać. Za dnia musiał wygrzewać się na słońcu, aby żyć. Pił deszcz i mógł być jedynie tam, gdzie rosła dobra ziemia. Dlatego, że był kwiatem... był samotny. Każdy kwiat, który rośnie sam, jest samotny. - Asriel oparł brodę o główkę Chary, słuchała chłonąc każde jego słowo z uwagą – Pewnego dnia, poznał człowieka. Kobietę. Trudno powiedzieć, czy była piękna czy nie. To pierwszy człowiek jakiego widział od bardzo dawna. Prawdę powiedziawszy pierwszą istotą jaka go odwiedziła od tygodni. Okazało się, że przechadzała się. Była na spacerze. Początkowo kwiat nie chciał z nią rozmawiać. Krzyżował swoje liście o tak. Odwracał się do niej tyłem, nie słuchał, albo po prostu ignorował. Zmęczona odeszła. Minęła zimna i pusta noc, a potem przyszedł kolejny dzień. Przyszła, z kocykiem pod pachą, przekąskami i książką. Kwiat znowu nie chciał z nią rozmawiać.
-Dlaczego?
-Powodów może być wiele – Pogładził ją po plecach – Nie umiał rozmawiać. Dorastał sam i ... umiał mówić, ale nie umiał rozmawiać, rozumiesz? Nie wiedział jak ma wyrazić słowami to co czuje. O czym mówić, aby nie zrobić z siebie głupka. Jak być grzecznym, a jednocześnie nie być nachalnym? Jaki temat poruszyć, aby jej nie zanudzić? No i był jeszcze strach.
-Bał się?
-Myhym, tak. Bał się. Bał się tego, że przyszła tutaj tylko po to aby się z niego śmiać. Bał się, że jutro już nie przyjdzie i będzie za nią tęsknił. Samotność jest łatwiejsza do zniesienia, kiedy od początku jest się samemu. Jeżeli raz wpuścisz kogoś do swojego serca i ten ktoś odejdzie.... pustka pozostaje na zawsze. Możesz ją zaklejać innymi. Możesz mieć kogoś. Ale ... - pocałował ją w czoło – on nie mógł. Bo był kwiatkiem.
-Dlaczego nikt go nie lubił? Nie wybrał bycia kwiatkiem!
-To prawda. I to nie tak, że go nie lubili. Trochę w tym było też i jego winy. Widzisz – wziął głębszy oddech – Sam wybrał by z nikim nie być. Uznał, że skoro nie może skakać, nie może biegać, nie może wszędzie iść, to nie może być z innymi. Nie można więc winić tutaj ich za to, że się nim nie zajmowali, skoro tam wybrał samotność?
-Był z tego powodu smutny?
-O tak, bardzo. Bał znaleźć towarzystwo. - Chara zmarszczyła brwi – Ale przyszła ona, prawda?
-I nie był już sam!
-Nie był, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedział. - zamknął oczy – Kobieta przychodziła do kwiatka codziennie. Bez względu na pogodę. Czasem na chwilę, czasem na kilka godzin, ale nie było dnia, aby do niego nie przyszła. Czekał, nadal nic nie mówił, nadal się bronił, ale... czekał. Nie chciał przyznać tego sam przed sobą, nie chciał pogodzić się z własnymi uczuciami, nie chciał zaakceptować...
-... że się zakochał!
-Hohoho na swój sposób tak. Zakochał się. Lecz nie w romantyczny sposób – przystawił jej palec do nosa. Po chwili chwyciła go za niego i mocno zacisnęła małe ręce na jego dłoni – Kochał jej obecność i czekał na nią. Po prostu... sama zrobiła sobie miejsce w jego sercu, czy to mu się podobało, czy też nie. Pewnego dnia, odezwał się do niej.
-Zapytał się co czyta!
-Dokładnie tak.
-A ona mu odpowiedziała, że tomik wierszy i zapytała się, czy mu poczytać?
-To ja opowiadam, czy ty? - zmierzył ją spojrzeniem, zaśmiała się i zasłoniła rączkami buzię – No, a więc na czym to ja? ... A tak. Nie podobały mu się wiersze. Ale słuchał. Słuchał jej głosu. I tak zaczęli rozmawiać. Była jego pierwszą przyjaciółką choć nadal nie chciał tego przyznać.
Pewnego dnia, kobieta przyszła do niego wyraźnie zmartwiona. Zaskoczył samego siebie tym, że faktycznie się zaczął o nią martwić. Powiedziała mu, że spodziewa się dziecka i jak je urodzi to już się więcej nie spotkają. Kwiat z przerażeniem popatrzył na jej duży brzuch. Faktycznie! Była w ciąży! Nawet inaczej pachniała! Nie zauważył tego wcześniej, bo .... bo był za bardzo skupiony po prostu na jej towarzystwie. Niepewnie przystawił liść do jej ciała. Kopnięcie. Rozwijające się w kobiecie dziecko to powód, przez który ją straci. Jak ono śmiało? Zazdrość, nienawiść, smutek, przerażająca, ogromna samotność. To wszystko przytłoczyło go. Pierwszy raz od bardzo dawna, zapłakał przy kimś. Ona go głaskała, przepraszała dziękowała, lecz to nie pomagało. Nadal płakał.
Kolejnego dnia przyszła znowu. Na rękach miała małe zawiniątko, zaś sama była wyraźnie zmęczona i wycieńczona. Nie zabrała ze sobą kocyka, a mimo to usiadła na ziemi obok niego. Początkowo nie chciał nawet spojrzeć na dziecko. Lecz ona go nakłoniła. To co ujrzał go zaskoczyło. Normalne, ludzkie szczenie. Niby nic wielkiego, ale te małe pulchne rączki, delikatna główka, włosy trzy na krzyż, wielkie oczy. Nie umiał czuć nienawiści do czegoś tak niewinnego i małego. Popatrzył na kobietę, która coraz ciężej oddychała.
Kwiat zrobił to, co zawsze potwory robią kiedy pojawi się nowy człowiek – Asriel mocniej przytulił Charę do siebie – wyciągnął z jej piersi duszę i ... i zrozumiał, że choć dziecko teraz było niewinne to jego dusza... była zła...
-Skąd to wiedział?
-My to po prostu wiemy. - zmarszczył brwi – To się po prostu widzi... nie umiem Ci tego wyjaśnić. Dziecko będzie w przyszłości złe. Król wydał rozkaz, że wszystkie istoty o złych duszach mają zostać natychmiast oddane na dwór. Dlatego popatrzył z przerażeniem na kobietę, która patrzyła na niego błagalnie. Wiedział co chce zrobić.
-Odda mu dziecko!
-Tak, ale on go nie chciał. Bał się.
-Ale w końcu je wziął.
-Nie zrobiłby tego gdyby kobieta nie ... nie oddała mu swojej duszy. - Asriel zamknął ponownie ślepia i przycisnął brodę do głowy dziecka cały czas mocno je obejmując. Było naprawdę zimno i on to czuł mimo futra. Całe szczęście, historia niedługo się skończy i będzie mógł wrócić do domu. - Nie chciał przyjąć dziecka, choć ona mówiła mu, że niedługo sama umrze, że poród był bardzo ciężki i sama nie może uwierzyć, że udało się jej tutaj dojść. Powiedziała, że to dziecko to ostatnie co po niej zostanie na tym świecie. Kwiat nie chciał, aby ona umierała, rozpłakał się znowu, nie zauważył nawet jak kobieta wciska mu niemowlę w liście. Poprosiła, aby się nim zaopiekował. I mówiąc to wyciągnęła swoją duszę i wsadziła ją w niego. Ostatnim tchnieniem wyznała, że już nigdy nie będzie sam. - głos mu lekko zadrżał – Kwiat popatrzył na dziecko – mówiąc te słowa wykonywał dokładnie to co główny bohater jego opowiadania. Spojrzał w wielkie oczy Chary, nie uśmiechał się. Wyraz jego pyska nie zdradzał cienia emocji – Przyglądał mu się długo. Z przerażeniem, cały czas czując złą duszę. Z niedowierzaniem, bo nadal trudno przyjmował do siebie to, że coś tak delikatnego, niewinnego i bezbronnego w przyszłości może być złe. Z miłością, czując emocje z duszy kobiety w swoich łodygach, w swoim ciele. Jej uczucia rozlały się po nim ciepłą falą. Wiedział, że ludzka samica kochała go, teraz bez cienia wątpliwości sam przyznawał, że i on ją miłował. Wiedział, że chodziła do niego bo tego chciała, że martwiła się o niego choć nie musiała, że troszczyła się nie chcąc niczego w zamian. Patrzył na dziecko z odwagą. Do tej pory bał się cokolwiek zrobić bo czuł, że za cokolwiek się weźmie, natychmiast zakończy się porażką. Teraz wiedział, że to od niego zależy życie tego dziecka. To on musi się nim zaopiekować inaczej ono ... umrze. Zaś z nim... to co z niej zostało. Widział kobietę w wykrzywionej buzi niemowlęcia i ....
-I wziął go!
-Daleko!
-Od innych!
-Aby mu krzywdy nie zrobili
-Od króla!
-I tak był odludkiem więc...
-I żyli długo i szczęśliwie
-Dokładnie – przytaknął jej z uśmiechem. Chara zadowolona przyłożyła ucho do jego piersi, usypiając powoli. Asriel teraz mógł wstać, co uczynił najostrożniej jak umiał. Przeniósł ją delikatnie do mieszkania, przebrał w świeże piżamki, okrył kołdrą i usiadł na ziemi koło niej. Przez chwilę przyglądał się jej spokojniej, śpiącej buzi. Odgarnął kosmyki brązowych włosów opadające na czoło. Pocałował w policzek i przesunął zakończony szponem pazur po jej niewielkim ramieniu by chwycić za dłoń. Zamknął oczy i ziewnął. Nawet nie zauważył kiedy usnął u podnóża jej łóżka zaciskając rękę na jej ciele. Chara była całym jego światem, nie potrzebował nikogo innego poza nią i mimo wielkich problemów jakie sprawiała oraz mimo postawionych przed nim nowych wyzwań, no i koniecznością oddalenia się od społeczności... cieszył się z każdej chwili spędzonej z nią i błogosławił dzień w którym dostał ją w kołysce.
I ona o niego dbała, szczerze i oddanie kochała. Późną nocą, kiedy zbudziła się bo zachciało się jej siusiu, zobaczyła kto jest w jej pokoju. Powoli i ostrożnie wyszła spod jego objęcia, zrobiła to co miała zrobić, umyła rączki i wróciła. Jeden z kocyków znajdujący się w dolnej szufladzie komody wyciągnęła i starannie okryła wielkiego patrona, by wrócić do łóżka i usnąć znowu.

Faktycznie, kwiat już nigdy miał nie być sam. 
Share:

Undertale: AU - Abandoned

Nazwa: Abandoned / ABAU
Autor: miiv12


Charakterystyka AU
Już na starcie Sans popełnił wielki błąd. Będąc jeszcze dzieckiem, porzuconym czy też sierotą - sprawa rodziców kościotrupów nie jest wyjaśniona - wiedział, że nie zaopiekuje się trzyletnim Papyrusem. Dlatego zostawił go w Waterfall mając nadzieję, że ktoś go do siebie przygarnie. Tak się jednak nie stało.
Po wielu latach, Sans "spotyka" się przypadkiem z porzuconym bratem, który grzebie w kubłach z tyłu baru Grillbiego. Okazuje się, że malec sam musiał dorastać bo w efekcie nikt się nim nie zajął. Sans zrozumiał swój błąd i pragnie wynagrodzić bratu cierpienie, niestety ten ucieka przed nim. Tak więc niebieski szkielet zostawia mu jedzenie i dba z boku, aby nikt nie zrobił krzywdy Papyrusowi (choć na to już jest chyba za późno).
W tym AU mamy kilka postaci. Oczywiście Sans i Papyrus, gdzie ten drugi jest o wiele bardziej płochliwy od klasyka, a po jego kondycji widać, że przeszedł wiele. Nie ufa bratu, czy też po prostu wstydzi się tego w jakim jest stanie. Sans, który pogrążony we własnych grzechach żałuje popełnionej przed laty decyzji jednak ma świadomość, że to wiele nie zmieni. Grillby który wiedział o Papyrusie wcześniej, jednak nie poinformował Sansa o nim nie wiedząc o ich pokrewieństwie. No i Undyne, która jest właściwie jedyną przyjaciółka Papyrusa. 


Share:

POPULARNE ILUZJE