2 lutego 2017

Undertale: Zombietale - Ruiny cz 01 [tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Alternatywne Uniwersum, gdzie Frisk jest zombie. Więęęększej notatki nie trzeba. A, no i jest głodny. Jak to Zombie. Czyli zombie apokalipsa w Podziemiu. Tyaa... 
Autor: zombie-frisk
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
SPIS TREŚCI
Ruiny cz 01 (Obecnie czytane)























Share:

Undertale: AU - FlowerFell

Nazwa: FlowerFell
Autor: siviosanei


 Charakterystyka
To AU jest luźno oparte o UnderFell. Panuje tutaj ta sama zasada, mantra powtarzana przez potwory "zabij albo zgiń". Frisk jest tylko i wyłącznie pacyfistą, kierującym się życzliwością i dobrocią (płeć nie jest określona, choć w wielu opowiadaniach i fanowskich przeróbkach Frisk jest utożsamiana z dziewczynką). W drodze przez Podziemie pomaga mu Flowey. 
Co jednak odróżnia to AU? Za każdym razem, kiedy Frisk zostaje zabity na jego ciele pojawia się żółty kwiat - jaskier. Wyrasta on z ciała, nie może zostać usunięty i sprawia wielki ból, z czasem kiedy kwiatów jest wiele (Frisk często ginie), rośliny utrudniają poruszanie się, widzenie, a nawet oddychanie. Tak więc choć Frisk jest zamknięty w pętli czasoprzestrzennej za pomocą zrobionych w grze zapisów - ma ograniczoną ilość resetów, zależną od wytrzymałości jego ciała. 

Postacie
 klik
Sans
Z początku jest taki sam jak w UnderFell. Pracuje na stacjach, ma miano leniwego i niechętnego do pracy. Świadomy resetów. Spotkanie z Frisk jednak budzi w nim nadzieję na to, że nawet w świecie przepełnionym okrucieństwem jest miejsce na życzliwość, dobro i miłosierdzie. Spragniony tych uczuć dołącza do Frisk w jego pacyfistycznej drodze, ratując go, walcząc i chroniąc. Z czasem zwraca się do Frisk per "kochanie" albo "skarbie" co może świadczyć o emocjonalnym przywiązaniu.
Frisk
W tym AU Frisk ma powyżej 18 lat, jednak jego płeć i rasa nie są określone. Przepełnia go serdeczność, jaką wyniósł ze swojego domu. Nie chce nikogo skrzywdzić. Kierują nim szczytne ideały niesienia dobra. Wierzy, że to może się rozprzestrzeniać tylko wtedy kiedy istota zetknie się z kimś szlachetnym, sama zacznie być szlachetna. Co w przypadku Sansa się sprawdziło, także w przypadku Grillbiego (który w tym AU jest chciwy), kiedy ofiarował za darmo jedzenie. 
W wielu wersjach, Frisk na końcu poświęca się dla potworów. Często utożsamiany z aniołem.
Flowey
Jak w kanonie, Flowey to dusza Asriela uwięziona w kwiatku. Miał wcześniej moc resetów, za pomocą której chciał pomóc wcześniejszej szóstce dzieci przedostać się przez barierę. Zawodził i w końcu się poddał. Kiedy do Podziemia wpadł Frisk, postanowił spróbować ostatni raz. Wraz z biegiem historii, daje mu nadzieję na to, że może w końcu się uda wszystko dobrze skończyć. Flowey pomaga na tyle na ile może, wspólnie przejść przez zastawione na nie pułapki, ominąć potwory, robić postęp w grze. Jednak jest zbyt słaby by dać Friskowi odpowiednią ochronę. 
W FF nikt poza Alphys nie wie, że Flowey jest Asrielem.

Historie przewodnie
Opowiadań do tego AU powstało wiele. Charakterystycznym jednak i tym, który nadał ostateczny wygląd całemu Uniwersum jest Overgrowth autorstwa SociopathicArchangel 
Można je przeczytać w polskim tłumaczeniu kontaktując się z Yumi Mizuno na mailu yumimizuno@interia.pl
W angielskiej wersji opowiadanie jednak już nie jest dostępne. Pod koniec 2016 roku doszło do ughm... jakby to tu rzec aby nie skłamać i prawdy nie powiedzieć... Heh. No to tak, opowiadanie było naprawdę popularne, stało się motywem przewodnim całego AU, na jego podstawie fani tworzyli ciąg dalszy, albo też dawali własne alternatywne zakończenia. Nie tylko to. Powstawały utwory muzyczne, obrazki oraz wiele wiele tłumaczeń. Jednak - autorka sama przyznała, że nigdy nie chciała sławy. Nie podobało się jej zainteresowanie jej opowiadaniem, czy też sukces jaki osiągnęła. Kroplą w morzu goryczy okazały się jednak błędy translatorskie różnych tłumaczeń, gdzie tłumacze fałszowali oryginalną historię, dodając dialogi jakich nie było. Oryginał można jeszcze posłuchać w języku angielskim tutaj
Drugim nurtem w tym AU jest motyw, gdzie kwiaty powoli przechodzą też na Sansa, z czasem wyrastając na jego ciele. Przykładem opowiadanie luźno opartego na wcześniejszym, lecz z jaskrami u kościotrupa jest chociażby Bitter Memory autorstwa vietblueart (również skasowane w oryginalnej wersji, ale nie znam powodów) jakie można przeczytać w polskim tłumaczeniu tutaj

Prace fanów
 Oraz kilka dubbingów moich komiksów

Share:

1 lutego 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka przy kolacji [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Dinner Party Incident - tłumaczenie PL]

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka przy kolacji (obecnie czytany)
Nie zastanawiałaś się nad tym kim i jacy są przyjaciele Sansa, do czasu, aż czas waszego spotkania zbliżał się nie ubłagalnie. Byłaś zdenerwowana, głównie dlatego, że Undyne wydawała się być blisko Sansa i cały czas wyobrażałaś jak gapi się na Ciebie z wielkim wyszczerzem. Potem powędrowałaś myślami do tego momentu kiedy jego znajomi krzyczeli „całuj, całuj, całuj” w barze Grillbiego.

Snas 19:34 | jesteśmy

-SANS CO Z CIEBIE ZA GENTELSZKIELET? PISZESZ DO SWOJEJ DZIEWCZYNY, ŻE JUŻ JESTEŚ POD JEJ DRZWIAMI? POWINIENEŚ GRZECZNIE ZAPUKAĆ
-racja

Snas 19:34 | puk puk

Zaśmiałaś się do siebie i poprawiłaś włosy, wyciągając je kiedy narzuciłaś na siebie kurtkę Sansa.
-Kto tam? - zapytałaś się przez drzwi. Nim szkielet zaczął swoją część dowcipu usłyszałaś Papyrusa
-UŻYJ TEGO CZEDAR
-... czedar?
-Czedar kto? - oparłaś się o ścianę chwytając za klamkę. Słyszałaś szepty.
-czedar.... buziaka.... za otworzenie drzwi – mówił cicho. Usłyszałaś śmiech Papyrusa, otworzyłaś wejście z niewielkim chichotem. Sans miał na sobie nową bluzę z galaktyką, jasny rumieniec okalał jego czaszkę.
-DALEJ LUDZIOWI! DAJ BUZIAKA! - krzyknął, Sans zmarszczył lekko brwi. Przystawił zęby do Twojego policzka nie zapominając o głośnym mwah, a potem schował twarz za kapturem. Uśmiechnęłaś się przyjaźnie mając nadzieję że to aktorstwo nie zniszczy przyjaźni jaką razem zbudowaliście. Papyrus wyglądał na zadowolonego.
-Fajna kurtka. Chyba nie muszę już oddawać ci tej – pokazałaś na niebieską bluzę w rękach. - Więc ją sobie wezmę – dodałaś z satysfakcją w głosie wsuwając ręce w rękawy. Sans coś cicho mruknął pod nosem, ale nie powstrzymał Cię.
-MOIM ZDANIEM WYGLĄDASZ W NIEJ SŁODKO. CO NIE BRACIE, ŻE LUDŹ WYGLĄDA SŁODKO?
-tak, bardzo słodko
-NIE MÓW TEGO MNIE. MÓW TO JEJ GENIUSZU. KOMPLEMENTY. W TEN SPOSÓB BUDUJE SIĘ SILNĄ WIĘŹ W ZWIĄZKU, WIESZ? - Po minie Sansa widać było, że zdecydowanie nie chce więcej rad.
-W porządku, nie martw....
-wyglądasz słodko w mojej bluzie

Pa bum, pa bum.

-DOBRA! MOŻEMY IŚĆ! - odparł szczęśliwy i zaczął iść przed siebie, nie zauważając, że Ty i Sans szliście za nim. Postanowiłaś poprawić nieco pociągnąć za język swojego udawanego chłopaka.
-Więc uważasz, że naprawdę jestem słodka, co?
-tylko dlatego, że masz na sobie moją bluzę – wzruszył ramionami, ale mogłaś zauważyć że się rozluźnił.
-A więc to twoja bluza jest tutaj słodka?
-nom, jest miękka i wygodna, to sekret mojego uroku, skarbie.
-A więc w tym tkwi sekret? Łał, zabawy i mądry, rozumiem o co ci chodzi – odpowiedziałaś spokojnie – Ale myślę, że mylisz się co do jej natury – wyszczerzyłaś się – jeżeli mogę coś powiedzieć to, to, że jest zrobiona z idealnego materiału na chłopaka – Zaczęłaś się śmiać, Sans również. W końcu złapaliście Papyrusa, który był na parkinu w ... oh, oh, łaaaaał. - To twoje czerwone, sportowe auto? - Zapytałaś niemalże bojąc się do niego podchodzić. Wyglądał tak czadowo i pasował do wyższego z braci, ale też widać było że był bardzo, bardzo drogi. - Jestem pod wrażeniem.
-heh, co nie? - Sans wyglądał na bardzo dumnego – pierwszą rzeczą jaką paps zrobił po tym jak wyszliśmy na powierzchnie było zrobienie prawa jazdy
-Naprawdę? - nadal patrzyłaś się na pojazd.
-TAK! TO BYŁO MOJE MARZENIE, JEŹDZIĆ TAKIM PO DROGACH. CZUĆ WIATR WE WŁOSACH. - Uśmiechnęłaś się i weszłaś do środka, nadal bojąc się że coś uszkodzisz. Sans usiadł obok Ciebie na tyle kładąc swoje nogi na kolanach.
-przywilej chłopaka – zażartował, ale nie przeszkadzało Ci to. Podróż minęła przyjemnie. Patrzyłaś przez okno, Sans spał, Papyrus włączył radio i w głośnikach leciała przyjemna popowa muzyka. Szkielet był uważnym kierowcą. Po jakichś dwudziestu minutach zjechał z głównej autostrady w naprawdę, naprawdę przyjazne sąsiedztwo. Większość domków otaczały zielone ogrody. Wszystko wyglądało jak w typowym osiedlu, gdzie dzieciaki biegają od domku do domku prosząc o słodycze na Halloween. Poczułaś się, jakby to była inna bajka niż ta do której należałaś. Papyrus zaparkował przy jednym z ostatnich domków na ulicy.
-JESTEŚMY. - wyskoczył i otworzył Ci. W trójkę szliście brukowanym chodnikiem, aż pod same drzwi. Papyrus zadzwonił dzwonkiem. Wysoka, puchata, kozia potworzyca otworzyła wejście witając was z przyjaznym uśmiechem.
-Dobry wieczór wszystkim – jej głos był miły i pełen serdeczności.
-siemka tori.
-DOBRY WIECZÓR PANI TORIEL!
-Oh, Sans, to musi być twoja dziewczyna. Jaka piękna, młoda panienka – wyciągnęła łapę w Twoją stronę – Witaj, moja droga, nazywam się Toriel. Tak się ciesze, że w końcu mogę cię poznać, chodź, dołącz do nas. Sans ukrywał cię przed nami stanowczo za długo.
-C-cześć piękna kozia pani – ścisnęłaś jej dłoń. Zaraz potem sama zganiłaś się w myślach. Co to kurwa za odpowiedź w ogóle była?
-Oh – zakryła usta dłonią. Uśmiechała się i chichotała – Heeeheee, jak miło z twojej strony. Dobrze wiedzieć, że nadal jestem kozą. - .... Czy to...?
-daj spokój tori, kiedyś w to wątpiłaś? - mruknął jakby nigdy nic. Potworzyca znowu się śmiała.
-Proszę, zapraszam – odsunęła się na bok pozwalając wam przekroczyć próg – Wszyscy już są. - Wstrzymałaś oddech rozglądając się na boki. Na ścianach wisiały piękne obrazki. Kilka regałów z książkami, półek na których były różne figurki, kubki. Słyszałaś serdeczny śmiech i krzyk dobiegający z pokoju mieszczącego się na końcu korytarza. Papyrus praktycznie wszedł tam dołączając do grupy, ale Ty miałaś wątpliwości.
-spokojnie, nie zjedzą cię.
-Tak, spokojnie. Każdy przyjaciel Sansa jest naszym. Cieszymy się, że możemy cię ugościć, więc proszę, baw się dobrze. Mamy biszkoptowo-cynamonowe ciasto, starczy dla każdego. Jestem pewna, że ci posmakuje – Toriel powiedziała słodko – Teraz was przeproszę, ta stara pani ma gości, którymi musi się zająć – Udała się w stronę pokoju.
-pokochają cię, obiecuję – Sans ścisnął Twoją dłoń, a potem leniwie ruszył w stronę reszty. Miałaś iść za nim, kiedy usłyszałaś głos zza pleców.
-Siemaneczko! Kim do diabła jesteś? - Odwróciłaś się, to było dziecko mające na siebie sweter w paski, w małych rączkach trzymało doniczkę w kwiatem, który .... gładził się ... liściem po... O Boże. Pochylił się i patrzył się na Ciebie. Zrobiłaś krok do tyłu, niepewna co robić. - Dobra. Frisk. Rany. Nie musisz mną trząść. Powinienem się przedstawić. Siemaneczko! Jestem Flowey, Flowey kwiatuszek! - uśmiechnął się. To było dziwne... kwiat z oczami i zębami, z wyrazem twarzy jakby wszystko go denerwowało. I nawet jak słowa jakie wypowiadał były miłe, to przepełniał jej sarkazm, którego źródła nie znałaś. Dziecko popatrzyło na niego karcąco.
-Cześć...?
-Jesteś tutaj nowa, co nie? Z jakiej kupy śmieci się urwałaś?
-....uhhh – Czy Flowey nazwał dziecko Frisk?
-Ej, jesteś głupia czy coooOOOOO! - doniczka była teraz bardzo energicznie potrząsana – POZWÓL MI SIĘ TYM ZAJĄĆ FRISK! - dzieciak potrząsnął głową i popatrzył na Ciebie.
-Cześć... mały – zaczęłaś niepewnie, nie wiedząc do kogo się zwracać, do dzieciaka czy do kwiatka – Um, przyszłam z Sansem – Twarz malca automatycznie się rozpogodziła.
-UGH! Z tym uśmiechniętym śmieciem?! Po co miałabyś... - Frisk zasłonił buzię kwiatkowi. Ten w odpowiedzi syknął i przystawił liście do jego palców, lecz dzieciak wyraźnie się tym nie przejmował. Po chwili zmienił dłonie i drugą wyciągnął by się z Tobą przywitać. Bez cienia wahania chwyciłaś za nią i potrząsnęłaś.
-Flowey powiedział, że nazywasz się Frisk? - zapytałaś, przytaknęło – Ten.... ambasador Frisk? - znowu przytaknęło wypinając małą pierś z dumą. Uśmiechnęłaś się – Miło mi poznać.
-Jesteś dziewczyną wujka Sansa, tak? - zapytało, przytaknęłaś – Dobrze, zatem jesteś ciocią.
-Łoł, łoł, spokojnie – uniosłaś ręce – Ja nie... znaczy się... Sans i ja... um... my nie jesteśmy, wiesz, po ślubie. Wiesz o tym, prawda? - szturchnęłaś go w ramie – My tylko... uh... chodzimy ze sobą. Randkujemy. Tylko tyle. - przytaknęło.
-Ale ciocia do ciebie pasuje – odparło i po prostu sobie poszło. Nie byłaś pewna, czy Frisk właściwie zrozumiał sytuację. Zebrałaś się w sobie aby w końcu wszystkich poznać. Choć nie było ich wiele więcej. Jako pierwszy przedstawił się Asgore, słodki, kozi mężczyzna ,który zaproponował Ci herbatę. Potem poznałaś partnerkę Undyne, Alphys, uroczą, małą, żółtą... dinozaurzycę? Jaszczurkę? Nie byłaś pewna do jakiego zwierzęcia jest podobna, ale ona chyba też tego nie wiedziała. Była potworem. Tego jednego jesteś pewna. Rozkosznym, potworem. Z nią najszybciej nawiązałaś kontakt. Początkowo wstydliwa i nerwowa, ale jednocześnie cierpliwie i uważnie słuchała jak mówisz o teorii kolorów. Nawet odpowiedziała Ci, dość cicho, ale mogłaś z nią porozmawiać. A to co was ostatecznie do siebie zbliżyło to anime. Co prawda nie byłaś jakimś wielkim fanem, ale zauważyłaś popularność tych bajek, w klasie miałaś kilkoro znajomych którzy pokazali Ci różne pozycje.
-I wtedy magiczne dziewczyny przyszły razem aby ocalić protagonistkę nawet wtedy kiedy ona je zdradziła. To był wspaniały odcinek, pokazał prawdziwe znaczenie przyjaźni i oh oh rzuciłam ci spojlerem, nie masz mi tego za złe, prawda?
-Zapomniałaś wspomnieć o WIELKIM JAK DUPA SŁONIA mieczu i KOPANIU ZADKA w scenie walki! - Wtrąciła się Undyne – To NAJLEPSZA cześć, kochanie!
-O-oh, tak, masz rację! - zgodziła się i lekko zarumieniła – Bardzo dobra.
-Baczcie na język! - odezwała się Toriel z drugiej strony pokoju. Undyne nie wyglądała na zakłopotaną. Szybko nastała pora kolacji. W dziewiątkę (plus Flowey w doniczce) usiedliście dookoła stołu. Pani domu podawała posiłki. Nie mogłaś usiedzieć w miejscu, jedzenie wyglądało tak pysznie! Wszyscy trochę rozmawiali, ale potem zamilkli. Zaczęłaś się zastanawiać, czy będzie jakimś nietaktem z Twojej strony jeżeli teraz przemówisz. Pochyliłaś się w stronę dziecka i się go zapytałaś.
-Jak było w Podziemiu? - Po tym jak przełknął ziemniaka odpowiedział.
-Wszyscy przy tym stole próbowali mnie zabić. - ....
-Nie patrz na to w ten sposób, smarku!
-JA CHCIAŁEM CIĘ TYLKO SCHWYTAĆ!
-M-metaton n-nigdy by c-cię nie z-zabił!
-Moje dziecko, robiłam co mogłam aby cię ocalić.
-Frisk, nic nie wyrazi mojego ubolewania i poczucia winy.
-A ja ci mówiłem, że trzeba zabić albo zginąć!
Popatrzyłaś na Sansa z przerażeniem wypisanym na twarzy. On też próbował zabić Friska? Wzruszył ramionami.
-hej, nie patrz się tak na mnie, ja dotrzymałem moją obietnicę, miałem oko na dzieciaka, ani razu nie umarło na mojej zmianie – Popatrzył w wymowny sposób na Frisk, tak jakby robił jakiś żart, który zrozumieją tylko oni... żart, który nie podobał się malcowi. Doooobra, ta część rozmowy nie poszła tak jakbyś tego chciała. Postanowiłaś spróbować inaczej.
-Więc... uh... jak się poznaliście?
-PANI TORIEL I KRÓL ASGORE RZĄDZILI KIEDYŚ PODZIEMIEM!
-N-naprawdę? Byłaś królową? - Toriel popatrzyła na Ciebie z czułością.
-Tak, ale po ... pewnych rzeczach opuściłam Asgora i zatrzymałam się w Ruinach. Czekałam na spadających ludzi przez setki lat. Większość z nich umarła.
-....aha... - Nim zadasz kolejne pytanie wsadź sobie stopę w usta. Serio.
-Nie martw się, moje dziecko, ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. Kiedy byłam w ruinach, mogłam z kimś porozmawiać – popatrzyła na Sansa – dotrzymywał mi towarzystwo, opowiadał kawały przez drzwi. Też mu jakieś odpowiadałam, wszystkie były fajne i zabawne. - Oh. Toriel i Sans ... mieli się ku sobie? Ciekawe czy chodziliby teraz ze sobą gdybyś się nie pojawiła.
-JA TRENOWAŁEM Z UNDYNE, CHCIAŁEM STAĆ SIĘ CZĘŚCIĄ KRÓLEWSKIEJ GWARDII
-A więc tak Sans poznał się z Undyne?
-Tak – odpowiedziała – pracowali w stacjach – Próbowałaś, ale nie byłaś w stanie dostrzec Sansa jako pracownika w ten sposób. Pewnie spał na służbie.
-CZEKALIŚMY NA LUDZI, ABY ICH SCHWYTAĆ, NIE ZABIĆ
-A....a ja byłam k-królewskim naukowcem – odezwała się Alphys – S-sans wpadał do laboratorium, czasami p-pomagał w badaniach.
-Naprawdę? - byłaś zaskoczona – Nigdy mi o tym nie powiedziałeś.
-T-tak. Ma doktorat.
-Co?! - krzyknęłaś patrząc na niego – Doktorat?! W czym?!
-astrofizyce – wzruszył ramionami – zrobiłem go w podziemiu, tutaj nic nie znaczy, znalazłem lepsze rzeczy do roboty, obserwowałem dzieciaka, chodziłem z bratem, na powierzchni jest przyjemnie.
-NO I NIE ZAPOMNIJ O BUZIAKACH DLA SWOJEJ OBLUBIENICY, PRAWDA SANS?
-.... err tak, racja.
-O-oh tak! Przepraszam za Mettatona, to chyba moja wina, pokazałam mu ciebie. Znaczy się... c-cóż, oboje wyglądacie razem tak dobrze – zaczęła bawić się nerwowo pazurami – Nie chciał n-niczego złego. P-pierwszą rzeczą jaką zrobił kiedy wyszliśmy była ciężka praca, bo chciał zostać g-gwiazdą i uh...
-Nie martw się Mettatonem. Jeżeli cokolwiek co on.... uh... ściągnął reporterów... znaczy się – musiałaś się zastanowić nad tym co chcesz powiedzieć – ale... oh uh... dzięki. Um... Sans i ja... jesteśmy... szczęśliwi razem – Miałaś nadzieję, ze to brzmi wiarygodnie, zerknęłaś na Undyne. Chwyciłaś za jego dłoń i wsunęłaś między jego palce swoje – Bardzo szczęśliwi – powtórzyłaś. Wszyscy przy stole przyglądali się wam z czułością w oczach. Tylko Undyne połowicznie się uśmiechała. Czułaś się zaakceptowana i nie osądzana. Pomyślałaś przez chwilę o przepełnionych nienawiścią ludziach, którzy włamali się do Twojego mieszkania i go zdemolowali. Miałaś nadzieję, dla ich dobra, że pewnego dnia będą mogli spotkać na swojej drodze takie potwory. Sama otrzymałaś od nich miłość, na którą nie zasługiwałaś.
-Czas na ciaaaaasto! - Toriel wstała od stołu. Deser był pyszny. Praktycznie rozpływał się w ustach. Chciałaś wziąć więcej, ale Sans szturchnął Cię w kolano. Toriel obiecała, że upiecze więcej jeżeli tylko obiecujesz przyjść jeszcze kiedyś z wizytą. -Miło było poznać, moja droga. Cieszymy się waszym szczęściem. - Pożegnałaś się z wszystkimi i poszliście do auta. Po niespełna pięciu minutach jazdy usnęłaś. To już drugi raz kiedy spałaś na Sansie. Ale tym razem nie czułaś się zawstydzona. Byłaś szczęśliwa.
Share:

Undertale: Klatka z kości -Rozdział XII - Rodzina [Cage of bones - Kin - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: Golen-dragons-flower
Notka od tłumacza: Jest to opowiadanie z serii NSFW, osadzone w alternatywnym uniwersum (AU) gry Undertale nazywanym Underfell. Czym się charakteryzuje ta rzeczywistość? Frisk dobry - potwory złe. Floweya w tym wypadku nie ma w opowiadaniu. Autorką  jest Golden thread (Lusewing). Co warto jeszcze zaznaczyć? A tak, głównym bohaterem opowiadania jesteś... cóż TY. Tak, Ty. Opowiadania pokroju Postać x Czytelnik są dość modne poza granicami naszego zaścianka i jakkolwiek za nimi nie przepadam tak to opowiadanie wyjątkowo mnie do siebie przekonało. Jeżeli komuś nie odpowiada taka forma tekstu może wyobrazić sobie w roli siebie np Friska czy własne ulubione OC. Warto jednak zaznaczyć, że treść jest dostosowana pod kobiecego czytelnika.Główna para to Ty x Sans (Underfell)
W opowiadaniu występuje BDSM, gdzie kobieta jest uległa, a mężczyzna jest dominujący - jeżeli nie lubisz takich rzeczy - zrezygnuj z dalszego czytania (chociaż pewnie będziesz żałować). To by było chyba na tyle.
Oryginał: klik
Spis treści:
Rozdział XII - Rodzina (obecnie czytany)
/Na prośbę autora - dalsze tłumaczenie zostało przerwane./
Przyglądałaś się, jak Sans i ognisty człowiek zniknęli na zapleczu. Wygląda na to, że właściciel faktycznie nazywał się Grillby i to nie tylko pseudonim nadany mu przez Sansa. Nadal ciężko było Ci uwierzyć, że coś takiego jak ognisty potwór istnieje. Fakt że pracował w miejscu zrobionym częściowo z drewna dodatkowo był zastanawiający, ale przywykłaś do tego, że nic nie ma sensu. Potarłaś ramiona, wygląda na to, że tylko Grillby był źródłem ciepła w tym miejscu, ale dziwnie cieszyła Cię jego nieobecność. Mimo to włosy aż stanęły Ci dęba. Zaczęłaś się rozglądać dookoła mając nadzieję, że poznanie terenu rozładuje Twój stres, kłębiące się jednak w zakamarkach pomieszczenia cienie oraz obcy wystrój tylko go spotęgował. Ludzie jacy się tutaj znajdowali też nie pomagali, zachowywali się jakby byli w jakimś transie, ich ruchy powolne, zaprogramowane, zupełnie tak jakby pracowali po omacku. Może byli ślepi? Kolejny dreszcz przerażenia przeszył Twoje ciało, objęłaś się mocniej. Koszulka jaką dostałaś od Sansa nie pomagała i nie była dość ciepła. Pozostali ludzie wydawali się nie zwracać uwagi na temperaturę. No, ale oni przynajmniej nosili ubrania w ich rozmiarze. Białe koszule, czarne spodnie i buty, nawet Sweetpea takie miała. Zaczęłaś się zastanawiać, czy tylko Sans gustuje w ludziach, bo uniform roboczy jaki nakazał im nosić barman zakrywał tyle skóry ile się tylko dało. A może to był rodzaj zabezpieczenia, aby klienci wiedzieli że kelnerzy nie są w menu?
Myśl, że inne potwory mogą lada moment przybyć sprawiła, że szybko popatrzyłaś na wejście. Ludzie sprzątają lokal bo właśnie go zamknęli, a może ogarniają go przed otwarciem? Nie miałaś pojęcia jaki jest czas. Obudziłaś się po prostu po długiej, niezbyt przyjemnej drzemce. Mógł być równie dobrze dzień jak i noc… jeżeli te słowa w ogóle cokolwiek znaczą w tym chorym, pozbawionym światła słonecznego świecie.
Co Sans robił tak długo? Zatrzymałaś się zdając sobie sprawę o czym pomyślałaś. Powinnaś być szczęśliwa, że nie ma przy Tobie tej kupy kości! I to był problem, w domu cieszyłabyś się, że go nie ma, ale tutaj? To nieznane terytorium, a nie chciałaś umierać. Czyżbyś czuła się bezpieczniej przy Sansie? Tooo Ci się kompletnie nie podobało. Prawda, często powtarzał, że Cię nigdy nie skrzywdzi i technicznie rzecz ujmując – nie zrobił tego, ale ... on nie był nieszkodliwą osobą emmm potworem, i stanowczo nie powinnaś czuć się przy nim bezpiecznie. Co jest do diabła z Tobą nie tak? Musisz panować nad swoimi uczuciami jeżeli nie chcesz się zamienić w jego zwierzątko. No i nie powinnaś też tak stać i zachowywać się jak marionetka, ruszyłaś w stronę dziewczyny, która przyjaźnie przywitała szkielet. Jeżeli go znała, to może Ci pomoże albo ... ułatwi Ci zrozumienie czegokolwiek. Właściwie, każda informacja byłaby w tej chwili cudowna. Słyszałaś, jak nazwał ją Sweetpea, ale to prawdopodobnie pseudonim taki jakim określał Ciebie Ptaszyna czy Kochanie. Stanowczo nie czułaś się dobrze używając przezwiska by zwrócić na siebie uwagę, dlatego poczekałaś nieco dłużej, aż skończyła sprzątać stół. Niestety zostałaś olana, kelnerka zabrała się za kolejny blat. Ona też była ślepa?
-Um... cześć? - kiedy się odezwałaś w końcu na Ciebie popatrzyła. Podeszła z opuszczoną głową, nie patrząc Ci w twarz. Była niższa niż się wydawało. Biedactwo, wyraźnie przeszła przez wiele.
-Witam. Czy mogę przyjąć zamówienie? - mówiła to bez emocji, wyprana z nawet najmniejszej cząstki radości jaką okazała Sansowi. Poczułaś jak coś ścisnęło Cię w żołądku, co się stało z tymi ludźmi? Tak nie powinno być. Ludzie nie powinni się tak zachowywać, tak cierpieć. Czy wszyscy, którzy tutaj wpadli zamieniali się w niewolników albo w króliki laboratoryjne? Od jak dawna to się dzieje? Już dawno na powierzchni ktoś powinien zauważyć, że ludzie znikają. Dziewczyna nadal czekała na „zamówienie”
-Em, nie. Chciałam tylko porozmawiać – Może myślała, że jesteś kolejnym potworem albo czymś tam. Sama byłaś zaskoczona mogąc zobaczyć innych ludzi w tym świecie pełnym mitycznych stworów. A może po prostu była już tak załamana, że o nic nie dbała? - Patrz, jestem człowiekiem tak jak ty – starałaś się nadać przyjazny ton głosu, ale ostatecznie brzmiałaś jak desperatka. Ona jest człowiekiem, co nie? Nie jakimś dziwnym czymś?
-Muszę posprzątać stoły – Serce Ci zadrżało. Może nie byłaś do końca pewna, czy jest człowiekiem, ale i tak bardzo jej współczułaś. Od jak dawna tutaj jest? Poddała się i robi wszystko to co się jej rozkaże? Popatrzyłaś na pozostałą dwójkę. Byli starsi niż ona. Jeden wyglądał na ponad dwadzieścia lat, miał bardzo ciemne, krótkie włosy. Jego nos był kiedyś złamany i źle się zrósł. Drugi pobiegał pod trzydziestkę, krótkie brązowe włosy, bardzo wysoki. Żaden z nich nie wykazywał nawet cienia zainteresowania czymkolwiek innym niż sprzątanie i ogarnianie miejsca. Nie mogłaś się ot tak poddać. Powinno udać Ci się cokolwiek z nich wyciągnąć.
-To może ci pomogę? - uśmiechnęłaś się z nadzieją – W międzyczasie będziemy mogły porozmawiać. - Powinnaś być bardziej cierpliwa. Nawet jeżeli oni byli całkowicie złamani, nadal posiadali użyteczne dla Ciebie informacje, musisz tylko skłonić ich do rozmowy.
-Dobrze – Cóóóż, jeżeli tylko się to uda. Chwyciłaś za ścierkę do kurzów i zaczęłaś machać nią pod stołem. Szybko znalazłaś sierść, którą mogłaś zbierać garściami. To była wskazówka. Grillby miał psa. To znaczy, jak pomyślisz o wilkołakach masz nadzieję, że Grillby ma psa.
-Więc, skąd znasz Sansa? - Sweetpea na chwilę zatrzymała się, a potem dalej tarła blat.
-Sans mnie ocalił – Co za niespodzianka. No, ale może ten typ tak ma. Ratować ludzi, złamać ich a potem sprzedać... Ugh, ostatnia myśl wywołała zimny dreszcz. Mogłaś przecież otworzyć drzwi, wybiec tak szybko jak mogłaś, tam gdzie Cię nogi poniosą. Racja, zamarzłabyś, ale czy to ma jakieś znaczenie? Śmierć wydawała się lepszą alternatywą niż skończenie jako pusta skorupa. Ale... zaszłaś już tak daleko, nie możesz się po prostu podać, nadal tkwi w Tobie nadzieja. Dasz radę przejść przez to piekło żywa.
-Mnie też. - Może to nawiąże nić porozumienia między wami, że może otworzy się bardziej. Niestety, ona nadal sprzątała. Próbuj dalej, mów, może potem się dołączy. Zdecydowanie od dawna z nikim normalnym nie rozmawiała, mogłaś zrozumieć, że trzeba podejść do niej z większą dawką cierpliwości. - Złapał mnie nim spadłam z urwiska. Gdyby nie on pewnie już byłabym trupem – Samej ciężko było Ci pogodzić się z tym faktem, ale mimo to nie miał nad Tobą żadnej władzy. Nie jesteś jego własnością, tylko dlatego, że Cię ocalił. On też musiał to zrozumieć. - A ciebie? - dziewczyna znowu na chwilę się zatrzymała. Zamarła w bezruchu. Kiedy podniosłaś wzrok zobaczyłaś, że pozostali też się nie ruszali. Tak jakby ktoś po prostu ich... zapauzował. Jak szturchnęłaś ją, znowu wróciła do przerwanej czynności. Jej ramiona jednak były zdecydowanie bardziej spięte, ruchy gwałtowniejsze, uwaga rozproszona. Proste słowo przeszło między jej ustami, ale znałaś je tak dobrze, że nie potrzebowałaś wyjaśnień.
-Alphys. - Było cicho przez chwilę, czułaś skupioną uwagę w pustych oczach ludzi. To było ostatnie słowo ich porzuconego człowieczeństwa... przepełnione czystym strachem. Usłyszałaś jak drzwi się otwierają, skupienie natychmiast zostało przerwane. Strach w oczach zniknął... ale czy z ich życia? Zdałaś sobie sprawę, że przyglądanie się im było naprawdę przerażające. Sans i Grillby wyszli z zaplecza, skończyli rozmawiać. Sans wyglądał na niezadowolonego, nieee na wkurwionego jakby chciał coś zniszczyć. Grillby znowu ... nie, nie miałaś wątpliwości. Wszystko co dało się zaobserwować to utrzymywanie między potworami bezpiecznego dystansu. Szkielet rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy znalazł Cię jego oczy lekko zaświeciły. Przywołał Cię skinieniem palca, co za łaska że nie zawołał Cię jak psa, ale i tak nie czułaś się dobrze podchodząc do niego.
-Spędzisz tutaj dzień, będziesz zmywać naczynia na tyłach, suczko – powiedział wskazując dłonią na pomieszczenie. Już miałaś tam popatrzyć kiedy Sans chwycił Cię za brodę i zmusił abyś nie odwracała od niego wzroku. - Nie wychodź z kuchni póki nie przyjdę po ciebie. Kapujesz?
-Tak – przytaknęłaś, znaczy się próbowałaś bo nadal trzymał Twoją twarz. Zmywanie naczyń? Dobra. Nie tego się spodziewałaś, ale przynajmniej w ten sposób unikniesz kontaktu z innymi potworami. Wygląda na to, że Sans chce zachować Cię jako swój sekret. Jakby nie chciał się Tobą z nikim dzielić, za co byłaś mu wdzięczna.
-Grzeczna dziewczynka – Przyłożył swoje czoło do Twojego, potem objął Cię mocno. Stęknęłaś pod wpływem mocarnego uścisku i uczucia wbijających się w skórę kości. Przesunęłaś ręce na jego klatkę piersiową, ale nie próbowałaś go odepchnąć. Wiedziałaś, że to go zdenerwuje. Poczułaś na jego rękach dziwne mrowienie, jakby magię. Taką samą, jaka wydobywała się spomiędzy jego żeber. Chciałaś się skupić na doznaniu kiedy poczułaś jego ciepły, łaskoczący oddech na uchu. - Zapamiętaj moje słowa, kochanie, jesteś moja – To znacznie praktycznie warknął, niski ton sprawił że serce zabiło Ci mocniej. Na chwilę zerknęłaś na fioletowego mężczyznę. Opierał się o szynk ze skrzyżowanymi rękami na blacie. Na jego twarzy tańczyły figlarne płomienie, miałaś wrażenie, że wasze spojrzenia się zbiegły. Kiedy Sans w końcu Cię puścił, przez chwilę się wahał. Uśmiechnął się w Twoją stronę, a następnie spiorunował barmana spojrzeniem. Ten w odpowiedzi, bez słów dotknął wskazującym palcem na nadgarstek. Sans musiał wyjść i nim to zrobił klepnął kilka razy po głowie Sweetpea. Grillby dał jakiś znak wyższemu z mężczyzn, bo ten poszedł i otworzył drzwi, tak aby Sans mógł sobie-iść-w-cholerę. Ten zrozumiał przesłanie. Do pomieszczenia wdarło się kilka płatków śniegu. Sans stanął jeszcze w progu nim odwrócił się w Twoją stronę, by spojrzeć na Ciebie ostatni raz.
-Trzymaj się wody, kochanie – i wtedy drzwi się zamknęły, a Ty poczułaś się sama. Nie miałaś wątpliwości co znaczyły te ostatnie słowa. Sans dał dość jasno do zrozumienia, że nie chce Cię tutaj zostawiać, nie z innym potworem, więc powstawało pytanie, co było tak ważnego, że to zrobił? Dlaczego nie zostawił Cię w domu tak jak zawsze? Nadal stałaś i patrzyłaś się na zamknięte drzwi, do czasu aż zorientowałaś się, że właściciel przybytku stoi za Tobą. Obietnica Sansa, że nie stanie Ci się krzywda, tutaj nie obowiązywała. W ognistym stworze było coś prymitywnego, dzikiego, silnego, coś co sprawiało, że nie miałaś ochoty wchodzić mu w drogę, nieokiełznany żywioł, czułaś to od pierwszego razu jak na niego spojrzałaś.
-K...kuchnia jest tam, tak? - Wskazałaś palcem i poszłaś w kierunku drzwi. Grillby przytaknął, nadal się na Ciebie patrząc. Płomienie lizały powietrze dookoła niego. - Więc... już zacznę... - Zrobiłaś krok do tyłu i udałaś się na zaplecze nie odwracając się nawet w jego stronę. Zmywanie naczyń to świetny pomysł. Właściwie wszystko co tyczyło się wody brzmiało genialnie. Podskoczyłaś kiedy poczułaś jak łapie Cię za ramiona. Grillby znowu był naprzeciwko. Nie byłaś pewna, ale miałaś wrażenie, że wygląda teraz na bardzo dumnego z siebie. Po Twoich bokach znaleźli się mężczyźni z pustymi oczami. Strach zacisnął Ci ręce na szyi.... nie, to nie był strach... Twoja dusza znowu została wyciągnięta. Popatrzyłaś na potwora, który przyglądał się jej z uwagą godną drapieżnika polującego na swoją ofiarę. Desperacko chciałaś chwycić fioletowe serce, lecz byłaś mocno trzymana przez mężczyzn. Mogłaś tylko przyglądać się w pełnym przerażeniu jak jego fioletowe płomienie muskają Twoje serce. Czułaś żar w ciele, chłód w żyłach. Byłaś przerażona. Nie wiedziałaś co chce teraz zrobić. Jaśniejsze płomienie pojawiły się na jego twarzy nim ją uniósł i popatrzył na Ciebie. A potem odezwał się, niskim, potwornym głosem.
-Zachwycająca.
Share:

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział X - RANDKOWANIE CZAS START!!! [Would That Make You Happy? - DATING START! - tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Frisk trzymał w rękach wielką miskę popcornu, był owinięty kocem i wtulał się na kanapie w Papyrusa. Popcorn to próba pogodzenia się z nim. Wiadomość o tym, że idziesz z Sansem przyjął gorzej niż myślałaś. Chciał się dołączyć, tłumacząc się, że całymi dniami Cię nie widuje. Musiałaś mu przypomnieć, że to tylko dlatego, że spędza czas z nowymi przyjaciółmi, a Ty siedzisz cały czas w domu. Frisk nigdy tego nie powiedział, ale przypuszczałaś, że może być zazdrosny o uwagę jaką poświęcałaś szkieletowi. Nie miałaś chłopaka od czasu kiedy przyszedł na świat. Kurwa, prawie nie miałaś przyjaciół z którymi mogłabyś się spotykać. Dziecko nie przywykło do tego, że ma się Tobą dzielić. Nie podobał Ci się pomysł ofiarowania mu popcornu na kolacje, ale ten zawsze go rozweselał. Traktował go plus oglądanie filmów do późna jako nagrodę. Prawda jest taka, że w domu często nie było nic innego. Twoja matka zostawiała was we dwójkę samych, zabierając wszystkie pieniądze, a w lodówce świeciły pustki. Twój szef mógł Cię podejrzewać o to, że zabierałaś z restauracji popcorn, ale nigdy nic nie powiedział. Takich drobnych przyjemności było więcej. Chciałaś aby były dla Frisk czymś dobrym, nie chciałaś hodować w nim depresji czy smutku. Dziecko wsadziło do ust przekąskę, nawet nie popatrzyło w Twoją stronę. Papyrus zerknął na Frisk, a potem na Ciebie, potem na Sansa który opierał się o ścianę przy drzwiach. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał, a potem położył dłonie na kolanach.
-SANS, WIDZĘ ŻE CHCESZ WIĘKSZEGO LUDZIA TYLKO DLA SIEBIE – Zerknęłaś na niższego z braci, który próbował zachowywać się normalnie. Z naciskiem na próbował. Frisk ostentacyjnie wsadził do buzi kolejną garść popcornu – NIECH WIĘC TAK BĘDZIE. JA WSPANIAŁY PAPYRUS JUŻ ZDECYDOWAŁEM, ŻE FRISK JEST MOIM ULUBIONYM LUDZIEM! - Na te słowa dziecko popatrzyło na niego, objęło rączkami i mocno się w niego wtuliło. Prawie wywrócił przy tym miskę, ale nie zwracał na to uwagi.
-oj, kurna, bracie, chciałem z nią wyjść by wyjaśnić jest, że frisk też jest moim ulubionym człowiekiem – wzruszył dramatycznie ramionami – ale mnie uprzedziłeś. - dziecko popatrzyło na Ciebie wyraźnie zagubione. Uśmiechnęłaś się delikatnie i zaczęłaś głaskać je po głowie
-Nic się nie stało, wiecie? Rozumiem. Frisk również jest moim ulubionym człowiekiem. - delikatnie puścił szkielet i przysunął się do Ciebie.
-A-ale siorka! Ty jesteś moim ulubionym człowiekiem! - pochyliłaś się i objęłaś go.
-Dziękuję, słonko. Nie jesteś tylko moim ulubionym człowiekiem. Jesteś moim ulubionym wszystkim, wiesz o tym? - przytaknął chowając twarz w Twoim ramieniu – Wiesz o tym?
-...Taaaaak.
-To dobrze. - Mocniej je ścisnęłaś nie puszczając póki to nie zaczęło się wiercić.
-Siorka idź już sobie! - krzyknął kiedy odwracał czerwoną z zawstydzenia buzie. Pocałowałaś jego policzki ignorując niemy protest. Bracia cicho się zaśmiali.
-Bądź dobry dla Papyrusa.
-papyrus bądź dobry dla friska
-Idźcie już sobie!
-IDŹCIE JUŻ SOBIE!
Sans trzymał Twoją rękę w swojej kieszeni, „aby ją zagrzać” tak powiedział. No, ale przecież, Twoje własne kieszenie były równie ciepłe, aaaale nie będziesz się sprzeczać. Chciałaś mu powiedzieć, aby nie szukał wymówek jeżeli chce po prostu potrzymać Cię za rękę, ale nie byłaś na tyle pewna, aby mieć słuszność co do swoich podejrzeń. Poza tym, nie przywykłaś do takiego zachowania. Jak byliście już blisko Grillby's usłyszałaś, jak Sans lekko wzdycha. Popatrzyłaś na niego i szturchnęłaś go lekko.
-wybacz, nie mamy zbyt wielkiego wyboru w snowdin – powiedział – właściwie nie mamy żadnego wyboru, tylko grillby's
-Nic nie szkodzi, tym razem zamówię coś więcej niż same frytki – uśmiechnęłaś się szeroko mając nadzieję, że to rozładuje atmosferę.
-jest jedna taka miejscówka w hotland, kiedyś cię tam zabiorę, kilka razy zdarzyło mi się występować tam jako komik, to znacznie lepsze miejsce aby wybierać się na randkę – ton jego głosu nadal wyrażał przeprosiny – może kiedy okoliczności będą bardziej sprzyjające się tam wybierzemy. - Ścisnęłaś go za rękę.
-Jasne, na randkę. - Tym razem przytrzymał Ci drzwi jak wchodziłaś do baru. Podniósł rękę i wskazał pusty stolik przy którym usiedliście. Potem przyszedł właściciel by wziąć zamówienie, co chwilę zerkał to na Ciebie to na Sansa, przytaknął. Odczytałaś to jako przywitanie. Szkielet wydawał się być bardziej wyluzowany niż wcześniej. Co chwile zasypywał Cię kawałami, z których się śmiałaś, szturchał Cię pod stołem w nogę, szczerzył się szeroko. Kiedy przyszło jedzenie przystopował trochę z kawałami, abyś się nie udławiła. No... prawie.
-Nie, nie, ten był okropny – pokręciłaś głową wsadzając do ust frytkę. Sans trzymał w obu rękach swojego burgera i poruszał rytmicznie brwiami w górę i w dół patrząc na Ciebie wymownie.
-śmiejesz się, znaczy że nie był taki zły. - Naprawdę nie chciałaś się śmiać, połowicznie się dusząc, połowicznie dławiąc. Do oczu nabiegły Ci łzy, musiałaś uderzyć się kilka razy w pierś. Przepiłaś, chrząknęłaś i od razu poczułaś się lepiej. Czekał, aż złapiesz oddech, potem odstawił swój posiłek na talerz i chwycił Cię za dłoń delikatnie ją gładząc. - wiem, że mój widok zabiera ci dech w piersi, dziecino, ale nie musisz się aż krztusić. - Kopnęłaś go w nogę pod stołem.
-Dziecino? - mrugnął do Ciebie.
-mogę się tak do ciebie zwracać? może wolałabyś coś innego? zawsze możesz być moim skarbem, słonkiem, albo cukierkiem bo jesteś słodka. - Poczułaś jak się rumienisz. Bardzo się rumienisz.
-Nie, podoba mi się. Po prostu nie spodziewałam się tego. Podnosimy poprzeczkę?
-o kilka stopni, z przyjemnością rzuciłbym ci kość, bo widzę, że masz wilczy apetyt - znowu mrugnął. Czy jesteś w stanie rumienić się bardziej?
-O mój Boże...
-gdybym miał serce, już byś je skradła
-Sans – Dobra, jesteś w stanie rumienić się bardziej. Szturchnął Cię swoim kapciem.
-tak? - Zawstydzona, ale jednocześnie podjudzona w tym samym czasie, schowałaś twarz za dłońmi zbierając myśli. Po chwili pochyliłaś się nad prawie pustym talerzem.
-Pocałuj mnie, jeżeli się mylę, ale potwory nie istnieją, co nie? - O tak maleńka, poprzeczka jeszcze wyżej podniesiona, przesunęłaś koniuszkiem buta po jego nodze. Sans mrugnął, powoli i spokojnie analizował Twoje słowa, potem zaczął się lekko rumienić i nerwowo chrząknął. Chwilę milczał odwracając głowę na bok, by następnie chwycił Cię za dłoń i wstać od stołu
-chodź, wyjdźmy stąd a odpowiem ci na pytanie. - Oh...
-A-ale co z rachunkiem? - mimo to chwyciłaś go za rękę i podniosłaś się.
-zajmę się tym następnym razem, chodź – Światełka w jego oczach były jaśniejsze, głos zdecydowanie niższy. Poczułaś jak w brzuchu budzi Ci się stado motyli. Praktycznie wypchnął Cię z pomieszczenia. Chłód jaki panował na zewnątrz drażnił zarumienione policzki. Sans odszedł daleko od głównej uliczki miasteczka. - teraz, co do tego pytania.... - Odwrócił się i zaczął gładzić Twój policzek, potem dotknął go swoimi cóż... zębami. Czekałaś przez chwilę, zarzuciłaś mi ręce na ramiona. Przesunął się teraz na Twoje usta, coś ciepłego i miękkiego po nich przejechało. Nagle odsunęłaś się i otworzyłaś szeroko oczy, zauważyłaś jasne niebieskie światło w jego lewym oku, spomiędzy zębów miał wysunięty język o tym samym odcieniu. Oh. Potworza magia chyba nigdy Ci się nie znudzi. - wybacz, nie chciałem cię przestraszyć, ja uh.... mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza – odwrócił wzrok. Nic nie mogłaś poradzić na to, że Twoje myśli pomknęły w kierunku innych zastosowań dla języka. Pojawiło się też pytanie co jeszcze jest w stanie stworzyć. No ale wypadałoby udzielić odpowiedzi.
-To.... nie, Sans, pasuje mi – pogładziłaś go po tyle czaszki, przyciągając go lekko w swoją stronę. Położył dłonie na Twoich biodrach. Po chwili znowu się całowaliście, tym razem już Cię nic nie zaskoczyło. Język potwora nie był mokry, choć powinien. Wyciągnęłaś swój własny i jak zaczęły tańczyć ze sobą, aż stęknęłaś z przyjemności. Jego dłoń znajdowała się teraz na Twoim policzku, wsunął palce we włosy pogłębiając pocałunek. Przywarł do Ciebie mocno. Wsadził rękę pod Twoją bluzę, a potem pod koszulę by dotknąć skóry. Uniósł materiał na tyle, że zimne powietrze wślizgnęło się pod ubranie, dreszcz przeszył Cię na wskroś. Odepchnęłaś go instynktownie. Sans przyglądał Ci się z szeroko otworzonymi oczami jak poprawiałaś materiał, miał na twarzy wypisane nieme pytanie.
-Przepraszam – mruknęłaś dysząc ciężko, chwyciłaś za jego kaptur – Zrobiło się... zimno...
-rany, tak, faktycznie – mrugnął i jaskrawe światełko w oczodole zniknęło, rumienił się – cholera, nie miałem w planach tak się na ciebie rzucić zaraz po wyjściu od grilla – Zaśmiałaś się.
-Mam taką nadzieję. Nie ma mowy abyś mnie tutaj rozebrał. - uniósł brwi i chwycił Cię za dłoń zabierając ją ze swojej bluzy tylko po to aby wsunąć kościste palce między Twoje.
-a gdzieś gdzie jest cieplej? - Cmoknęłaś go w policzek.
-Hmmmm..... mooooooże.
-jesteś pełna niespodzianek, lecz choć to kusząca propozycja.... jestem pewien że pap i frisk jeszcze nie śpią, nie było nas aż tak długo – puścił oczko – co ty na to, abym zabrał cię w inne miejsce o którym wcześniej myślałem iii zobaczymy co się stanie dalej?
Share:

POPULARNE ILUZJE