27 marca 2018

Undertale: HappiestTale: Spełnione marzenia i nadzieje.


Autor: Fenfral
Spis treści:
Nieco inna historia Asriela i Chary.
 (Nie)ostatni korytarz
 Noc anomalii, filmów i psa (część 1)
  Noc anomalii, filmów i psa (część 2)
Noc anomalii, filmów i psa (część 3)
Niespodzianka MTT
Witam w moim biurze (część 1)
 Witam w moim biurze (część 2)
Prawdziwa historia "Marka" : "Zaczynamy?"
Prawdziwa historia "Marka" : "TO NIE MOJA WINA!"
 Spełnione marzenia i nadzieje. (obecnie czytany)
 Żarty i zabawy: Zabawę czas zacząć!
Żarty i zabawy: Daj się nabrać.
Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 1)
 Starzy przyjaciele, stare opowieści (część 2)
 Cały świat i cała wieczność!
Obóz z przyjaciółmi: Szykować się!
Obóz z przyjaciółmi: Wszyscy gotowi?
 Obóz z przyjaciółmi: Rozbijamy obóz
 Obóz z przyjaciółmi: Niespodziewany gość
Obóz z przyjaciółmi: ,,Słyszeliście o Niewidzialnej Pani?''
 Taniec i muzyka: ,,Chcecie iść?''
Taniec i muzyka: Na ratunek Psu!
Taniec i muzyka: Zjawa w dyskotece
 Namalowany świat: Galeria (Dziwnej) Sztuki
Namalowany świat: Namalowana osobowość 
Polowanie na Temy
Nowy gość w ekipie - Night
Siemka Night: Nowy w Podziemiu
Siemka Night: Trening (część 1)
 Siemka Night: Trening (część 2)
 Siemka Night: Nowy Dom 
Lista

-Ok. To było naprawdę męczące. Dobrze, że już wieczór.- ,,Marek'' wstał zza biurka.- Już praktycznie padam. Na dzisiaj już starczy. Wszyscy już śpią, pewnie nic się dzisiaj już nie wydarzy. Ten kostium jest niezbyt wygodny.

Wyszedł z biura i poszedł do swojego pokoju. Podszedł do szafy i zdjął kostium ,,Marka''. Znowu był sobą, Asrielem, Bogiem Hiperśmierci. Zaczął się przeciągać.

-No. Od razu lepiej. Powinienem dać znać Feiro, że ten kostium jest na mnie trochę ciasny.

Poszedł do łazienki, umył się i zostając w samej bieliźnie wszedł do łóżka. Naciągnął kołdrę i poszedł spać.

Kiedy zaczynało świtać nadal smacznie spał, gdy do jego pokoju wpadło coś małego.

-BARK ! Wstawaj rogaczu ! - W pokoju rozbrzmiewał ,,Taniec Psa''. Odgłos ten oznaczał, że pobliżu był Pies.

-mnemmenm- Asriel nie miał ochoty się ruszać.

-BORF !

-Nie teraz, jeszcze godzinkę.-Asriel naciągnął kołdrę tak bardzo, że wystawały tylko jego rogi i stopy.

-Wstawaj leniu ! Telefon był.

-Telefon ? Jaki telefon ? Pies ? CO TY ROBISZ W MOIM POKOJU !?!

-Fenri dzwonił ! - Asriel wystawił głowę spod kołdry.

-Nie zmienia to faktu, że wlazłeś do mojego pokoju. A ja na dodatek jestem w samych gaciach. Ile razy mam ci powtarzać żebyś tu nie właził jak śpię ?

-Mówił, że pilne !

-No dobra. Tym razem ci daruję. Co się stało ?

-Chciał żebyś się przeszedł i sprawdził Barierę.

-Barierę ? A niby dlaczego chce żebym ją sprawdzał ? Przecież jak się zawali to tym lepiej.

-Nie wiem. Jestem tylko Psem. A ty tu odpowiadasz za pilnowanie. A i prosił by dodać, że wpadnie.

-Wpadnie ? Tutaj ? Czyli system już gotowy ?

-Chyba tak.

-Na długo ?

-Chyba już na stałe.

-Ekstra ! Ale czemu mam iść sprawdzać Barierę ? A z resztą. To i tak zajmie moment. Mogę użyć przejścia...

-Nie ! Nalegał żebyś tam POSZEDŁ !

-Mam iść ? To jakiś żart ? To mi zajmie dosyć długo. Ale niech wam będzie.

-To na co czekasz ? Im szybciej pójdziesz tym szybciej wrócisz.

-No dobra. A teraz wynocha mi z stąd. Muszę się przebrać.

-Mówił, że nie musisz już nosić tego kostiumu.

-CO ?! Jak to !?

-Normalnie. Ubierz jakieś inne ciuchy.-Pies zaczął biegać po pokoju. Po chwili wpadł do szafy a potem wybiegł jak strzała z pokoju.

-HEJ ! Przestań tam zaglądać !-Asriel krzyknął w stronę drzwi.- Co za pokręcony pies. No dobra. Skoro mam iść to pójdę. W sumie dobrze, że mogę już nie nosić kostiumu. Może powiedział o mnie pozostałym ? Co on kombinuje...

Asriel zaczął się ubierać. Gdy był gotowy wyszedł z domu i zaczął iść w stronę Stolicy. Na wszelki wypadek użył zamrożenia czasu w pobliżu siebie by mieć pewność że nikt go nie zobaczy. Nie było jednak takiej potrzeby. Mieszkańcy jeszcze spali i na ulicach prawie nikogo nie było. Zbliżył się do wejścia do zamku gdzie mieszkała rodzina królewska. Tam znajdowała się droga do bariery. Musiał uważać by nie wpaść na drugiego Asriela. Ciężko było by mu się wytłumaczyć dlaczego jest do niego podobny. Udało mu się przejść niezauważenie.

-Bariera. Phi. Gdyby dał mi zgodę sam bym się jej pozbył. No, ale skoro sami mają to zrobić... Nie widzę tu nic szczególnego. Może Pies się pomylił ? Zadzwonię do niego.-Wyjął telefon.

-Bark ! Co tam ?

-Jesteś pewien, że chodziło o Barierę ? Nic tu nie widzę.

-Bariera ? Emm... Miałem na myśli Rdzeń. Tak, masz sprawdzić Rdzeń.

-Rdzeń ? Przez ciebie musiałem iść taki kawał drogi ty... no dobra.

Asriela to nieźle zirytowało. No, ale skoro trzeba. Chciał być w domu zanim się tam pojawię. Jednak w Rdzeniu też wszystko było w normie. Zaczął wracać się do domu. Zastał drzwi otwarte.

-Halo ! Jest tu ktoś ?

-Siemka Azzy - stałem na środku ,,salonu''.

-Cześć Feiro. Słuchaj o co chodziło z tym sprawdzaniem ?

-Och. Musiałem się ciebie na moment pozbyć, by zrobić ci niespodziankę.

-Niespodziankę ? Jaką ?

-Przeprowadzasz się. To dosyć głupie, że mieszkasz tam gdzie pracujesz.

-Przeprowadzka ?! Dokąd niby ?

-Do Ruin. To znaczy to już nie są tak dokładnie Ruiny. Okazuje się, że po wstawieniu paru mebli jest tam całkiem przytulny dom. W sam raz dla czterech osób.

-Czy w Ruinach niema obecnie jakiejś szkoły ?

-Tia. Ale nie przejmuj się. Parę sztuczek no i wiesz... spokojnie. Nikt nie będzie przeszkadzał.

-No dobra. Chwila... ale czemu powiedziałeś ,,czterech'' ?

-No i teraz przechodzimy do mojej niespodzianki. Wpadłem trochę do twojego starego świata no i... a z resztą. Może pójdziesz do swojego pokoju się przywitać ? Czekają na ciebie.

-Czekają ? Kto ?

-Oj no weź po prostu tam idź.

-No dobra...

Asriel poszedł do swojego pokoju a ja poszedłem na moment do kuchni. Wolałem im nie przeszkadzać. Gdy Asriel wszedł do pokoju serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Do oczu nabiegły mu łzy.

-Mamo ? Tato ?

-Asriel ! Tyle lat minęło !

-Ale... ale jak ? - Asriel podbiegł przytulić rodziców.

-Ten twój śmieszny przyjaciel przyszedł do nas i zaczął wygadywać jakieś niestworzone rzeczy. Nie mieliśmy zamiaru go słuchać, mieliśmy nawet zamiar nawet go zaatakować gdy zaczął mówić o tobie, ale wtedy pokazał nam twoje zdjęcie.

-Ta, chwilę to zajęło. - Stałem w drzwiach.

-Ale jak to możliwe ? Jak mogli opuścić swoją historię ?

-Spokojnie dzieciaku. Na szczęście oryginalna historia jest powtarzalna, więc podstawienie na miejsce twoich rodziców dwóch kopii nie stanowiło wielkiego problemu. Kopie w kółko powtarzają to samo, więc tamten Frisk i tak nie odczuje żadnej różnicy.

-Ale czy to oznacza...

-Tak. To twój obiecany happy, ale nie end. To dopiero początek. A teraz się pakuj. Od teraz ja się zajmę gośćmi. Powiedzmy, że zostawiam tu swoją duszę. Nie pytaj o szczegóły. No na co czekasz ? Nie miałeś jakiegoś dzieciństwa do nadrobienia ?

-Ja... nie wiem co powiedzieć. - zaczął mnie przytulać.

-Hej ! Może nie przy twoich rodzicach ? Później będziemy mieli dużo czasu na czułości. Ja teraz biorę na siebie rolę ,,Marka''.

-Mówiłeś, że będzie nas tam mieszkać czwórka. Czy to znaczy, że ty...

-A co myślałeś ? Że będę mieszkał w tym biurze ? Śpię u ciebie rogaczu. Spokojnie. Zawiadomiłem wszystkich w okolicy, że jesteście z innego AU. Nie było większego problemu. Ten drugi Asriel i tak zaczął się czegoś domyślać i ucieszył się, że jesteście podobni. Jak widzisz dotrzymałem słowa. To jest właśnie to niemożliwa, szczęśliwa opowieść. A teraz chodźmy ! Pomogę wam z mieszkaniem.
Share:

Opowiadanie: Her Final Destination - Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny… [by Nessa]

Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
...
Czas wydawał się płynąć powoli. To był ten rodzaj pozytywnej rutyny, jakże właściwej dla małych miejscowości i miasteczek podobnych do Amhertst. Co więcej, to było właściwe, a przynajmniej takie wrażenie towarzyszyło Damienowi przez kolejne tygodnie. Nie przypominał sobie, kiedy doświadczył spokoju – wręcz nudy – z której mógłby być zadowolony, ale to na dłuższą metę nie miało znaczenia. Liczyło się, że miał Liv, a przy niej wszystko wydawało się łatwiejsze i jak najbardziej na swoim miejscu. To było tak, jakby po długich poszukiwaniach udało mu się odnaleźć kogoś, kogo podświadomie szukał przez całe życie, choć chwilami to nadal nie miało dla niego sensu – nie, skoro kwestia „miłości od pierwszego wejrzenia” wydawała się czymś nieprawdopodobnym.
Jakkolwiek by nie było, miał poczucie, że to, co działo się pomiędzy nim a Liv, było szczere i jak najbardziej właściwe. Trwał przy dziewczynie, nie chcąc zadawać zbędnych pytań ani rozważać, czy ich relacja miała prawo być tak zażyta, skoro znali się tak krótko. Upierał się przy tym, że ją kocha i to ze wzajemnością, ostatecznie zaczynając tłumaczyć sobie ten stan rzeczy tak, że wyjątek zawsze potwierdzał regułę. Dziewczynie również wydawało się być wszystko jedno, a jak długo uśmiechała się i zachowywała jak radosne dziecko, niczego więcej nie było potrzeba do zachowania spokoju. W tym wszystkim tak naprawdę od zawsze chodziło o Liv, zaś Damien czuł się, jakby znał ją całe życie – a może nawet dłużej, choć to wydawało się pozbawione sensu. Możliwe, ale jaki sens był w zadawaniu pytań, skoro działo się coś, co był w stanie określić tylko i wyłącznie mianem „właściwego”?
Kiedy zdecydował się na powrót do Amhertst, zdecydowanie nie brał pod uwagę, że okaże się to najlepszą decyzją, jaką mógł podjąć w życiu. Nie wiedział o Liv, o jej snach i tym, że ktokolwiek mógłby na niego czekać. I choć perspektywa zaplanowanego spotkania – jakiejś cudownej, być może boskiej interwencji – wydawała się równie niedorzeczna, co i niepokojąca, Damien był w stanie ją zaakceptować. Może jednak takie rzeczy się zdarzały, a wiara w przeznaczenie i szczęśliwe zbiegi okoliczności miała sens. Coś jednak doprowadziło do tego, że spotkali się, z czasem odkrywając, że są niczym dwa elementy idealnej, spójnej układanki. Wielokrotnie słyszał, że przeciwieństwa się przyciągają i jednak coś w tym było, bo obserwując Liv, widział w niej wiele cech stojących w kontrze do tych, które sam posiadał. Dziewczyna-ogień oraz on – zwykle spokojny i wycofany, chwilami wciąż niedowierzający w to, że mógłby ją mieć. Niczego więcej nie potrzebował, ze spokojem przyjmując wszystko, co chciała mu dać i starając się odwzajemnić.
Nie wracali więcej do tamtej dziwnej rozmowy, kiedy to powiedziała mu o swoich snach. Wiedział, że ten temat wisiał gdzieś pomiędzy nimi, ale nie zwracał na to uwagi, zbytnio obawiając się, że samą wzmianką zmartwi Liv. Nie musiał wiedzieć, a może nawet nie chciał, skoro istniała możliwości, że tym samym mógłby znowu doprowadzić ją do płaczu. Nie zamierzał choćby brać pod uwagę, że ją zrani – czy to w mniej, czy bardziej świadomy sposób. Czuł, że tak mogłoby się stać, gdyby doszła do wniosku, że nie darzył jej zaufaniem, więc tym bardziej usiłował takiej sytuacji uniknąć.
Nie mógł, ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny.
A przynajmniej chciał w to wierzyć, dość łatwo będąc w stanie przekonać samego siebie, kiedy byli razem, a Liv obdarowywała go kolejnym pięknym uśmiechem albo pocałunkami, które bez chwili wahania odwzajemniał. Z czasem aż nazbyt oczywiste stało się dla niego, że  miał prawo jej dotykać, bowiem należała do niego. Co więcej, żadne z nich nie miało poczucia, że cokolwiek działo się za szybko, a wręcz przeciwnie – miał wrażenie, że sprawy pomiędzy nimi miały się w jak najbardziej właściwy sposób, pomimo pominięcia teoretycznie ważnego etapu poznawania się i utwierdzania w przekonaniu, że stopniowe zbliżanie się do siebie ma sens. W ich przypadku to wydawało się zbędne, bowiem Liv wydawała się tak znajoma, jak to tylko możliwe – delikatna, kochana, czuła… Podejrzewał,  że każdy mężczyzna byłby w stanie powiedzieć o swojej partnerce jak najbardziej pozytywne rzeczy, zwłaszcza jeśli naprawdę by ją kochał, ale w przypadku tej dziewczyny to wszystko było niepodważalną prawdą, a nie komplementami.
Sam nie był pewien, w którym momencie to właśnie Liv zaczęła być wyznacznikiem jego planu dnia. Codziennie, z zaskakującą wręcz regularnością pojawiała się w progu jego domu, naciskając na wspólne śniadanie – dokładnie jak za pierwszym razem. Początkowo zaskoczyła go, chcąc odtwarzać wcześniejszy schemat, który początkowo skończył się dla niej łzami i ucieczką, ale najwyraźniej nie należała do osób pamiętliwych. Lubił ją obserwować, kiedy z zapałem coś mówiła – opowiadała wszystko, co tylko przyszło jej do głowy, bez względu na to, czy w danym momencie miało to sens – albo zajadała się naleśnikami z truskawkami. Cóż, Adeline miała rację, twierdząc, że ta dziewczyna je uwielbiała; teraz również Damien nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości, ale również to wydawało mu się właściwe.
To była po prostu Liv – radosna i pełna dziwactw, które pozostawało mu zaobserwować.
Tym bardziej nie był szczególnie zaskoczony, kiedy niemalże zamieszkała w jego domu. Potrafiła przesiadywać z nim długie godziny, czy to wyciągając go na spacery i pokazując najróżniejsze zakamarki miasta albo lasu, czy to siedząc w środku i – chociażby – zaczynając sprzątać, choć próbował ją powstrzymywać przed wykonywaniem obowiązków, które nigdy nie powinny należeć do niej. Wtedy zwykle wywracała oczami i, parskając przy tym śmiechem, robiła swoje, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że ignorowanie go jest najlepszą metodą, żeby szybko postawić na swoim. Nie żeby musiała się wysilać, skoro już pierwszego dnia dosłownie owinęła go sobie wokół palca, sprawiając, że czuł się gotowy na wszystko, niezależnie od niedorzeczności pomysłu, który mogłaby mu przedstawić.
Końcówka lata okazała się wyjątkowo chłodna, a zanim się obejrzeli, na zewnątrz już dawno zapanowała jesień. Również z tego Liv wydawała się cieszyć jak dziecko, obojętna na przygnębiającą, deszczową aurę. Z czasem zwątpił, czy jakakolwiek pogoda była w stanie wzbudzić w niej negatywne emocje, tym bardziej, że w każdej sytuacji znajdowała coś pozytywnego. Co więcej, nie chciała rezygnować ze spacerów zwłaszcza wtedy lgnąc do lasu i zachwycając się kolorowymi, opadającymi liśćmi. Sam nie widział w tym niczego fascynującego, ale widok radosnej Liv bez wątpienia był wart tego, żeby ruszyć się z domu, nawet pomimo tego, że coś w otaczającej miasto gęstwinie niezmiennie sprawiało, że wolał trzymać się z daleka, w pamięci wciąż mając koszmary, które towarzyszyły mu na krótko przed poznaniem Liv. Z czasem sny zniknęły, a wspomnienia zaczęły się zacierać, stopniowo przechodząc w zapomnienie, jednak towarzyszący mu w nich lęk najwyraźniej pozostawał, wciąż wystarczająco intensywny, by Damien czuł się naprawdę nieswojo, kiedy ze wszystkich stron otaczały go drzewa.
Najbardziej niepokojące jednak pozostawało to, że chwilami miał wrażenie, że doskonale wie, gdzie on i Liv się znajdują – że już podążał dopiero co pokazaną mu ścieżką, choć to naturalnie nie miało racji bytu. Raz nawet nie wytrzymał i pod wpływem impulsu zapytał dziewczynę, czy gdzieś w pobliżu nie znajdowała się przypadkiem rzeka. Uśmiechnęła się jedynie, po czym wzruszyła ramionami, jakby od niechcenia decydując się udzielić mu odpowiedzi:
– Och, tak, jest – przyznała i pamiętał, że wtedy poczuł się, jakby ktoś porządnie zdzielił go czymś ciężkim po głowie. – Płynie tutaj rzeka… I to całkiem głęboka, swoją drogą. – Zawahała się, nagle jakby zaniepokojona. – W zasadzie nigdy tam nie byłam, sama nie wiem dlaczego. To spory kawałek stąd, poza tym nikt tam nie chodzi… Słyszałam, że da się przejść mostem na drugą stronę i że gdzieś tam stoi taka stara kapliczka, ale nie mam pojęcia ile w tym prawdy.
Skinął wtedy głową, nie potrafiąc zmusić się, żeby drążyć dalej. To musiał być przypadek, że podświadomie czuł, co takiego odpowie mu Liv. Co więcej, podczas tamtej jednej, krótkiej rozmowy pierwszy raz naszła go idiotyczna myśl o tym, że kłamała mu w żywe oczy. Czuł, że nie ma w tym sensu, tym bardziej, że nie zapytał o nic, co mogłoby zmusić ją do kłamstwa. Prędzej zakładał, że wszystko sprowadzało się do zmęczenia i złych wspomnień, które dopadały go za każdym razem, kiedy wracał pamięcią do swoich snów.
Cokolwiek kryło się w lasach Amhertst nie dotyczyło żadnego z nich.
~*~
Ten dzień miał być inny i zrozumiał to z chwilą, w której otworzył oczy – w gwałtowny, dziwnie niespokojny sposób, co nie miało miejsca od bardzo dawna. Usłyszał jęk, ale dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że dźwięk wyrwał się z ust zaspanej, wciąż ufnie się do niego tulącej Liv. Dziewczyna zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym spojrzała na niego pytająco, chyba nie do końca zdając sobie sprawy z tego, w czym leżał problem. Jeśli miał być ze sobą szczery, on również nie potrafił tego wytłumaczyć.
– Hej. – Liv z wolna usiadła, dla pewności chwytając się za ramię, jakby w obawie przed tym, że mógłby próbować wstać z łóżka. – Coś nie tak?
Jeszcze kiedy mówiła, spojrzała na niego w niemalże zatroskany sposób. Czekoladowe oczy wydawały się większe i bardziej skupione niż do tej pory, tym samym skutecznie wzbudzając w Damienie poczucie winy. Potrzebował dłuższej chwili, żeby zapanować nad sobą na tyle, by jednak skoncentrować wzrok na siedzącej przy niej dziewczynie. Bez słowa otoczył ją ramionami, po czym przyciągnął do siebie, pozwalając żeby wpadła mu w ramiona. Pachniała znajomo, poza tym była przyjemnie ciepła, a on pragnął trzymać ją w swoich objęciach tak długo, jak tylko miało być to możliwe.
– Ja tylko… – Urwał, po czym wzruszył ramionami. Choć miał wrażenie, że po raz kolejny śniło mu się coś istotnego, za żadne skarby nie potrafił przypomnieć sobie szczegółów. – Nieważne. Chodź tutaj do mnie – powiedział w zamian, choć niemożliwym wydawało się, żeby mogli znaleźć się jeszcze bliżej.
Liv uśmiechnęła się, posłusznie odchylając w jego ramionach, kiedy postanowił ją pocałować. Z wyraźną ulgą odwzajemniła pieszczotę, już w następnej chwili bezceremonialnie popychając go na materac. Sama wylądowała na nim, nachylając się nad Damianem w sposób wystarczający, by poczuł muśnięcia końcówek jej włosów na twarzy. Wyciągnął dłoń, by móc musnąć palcami jej policzek; jeden z niesfornych, płomiennych kosmyków długich loków nawinął sobie na palec, prawie tego nieświadomy, bo wciąż całą uwagę poświęcał Liv.
– To pewnie nic takiego – stwierdziła kojącym głosem dziewczyna, uśmiechając się promiennie. Coś w jej tonie i słowach dało mu do zrozumienia, że nadal musiał wyglądać na podenerwowanego, więc pośpiesznie spróbował nad sobą zapanować. – Jakiś głupi sens… Jestem tutaj, tak? – dodała, kolejny raz doprowadzając do tego, żeby ich wargi połączyły się ze sobą.
– Mhm…
To brzmiało sensownie, a jednak wciąż towarzyszyły mu wątpliwości, których pomimo usilnych starań nie potrafił od siebie odrzucić. Zaczął metodycznie przesuwać palcami po plecach Liv, kreśląc krzywiznę kręgosłupa i jakieś bliżej nieokreślone wzory na skórze dziewczyny. To pozwoliło mu się rozluźnić, choć gdzieś na krawędzi świadomości wciąż towarzyszyło mu poczucie, że coś jest nie tak – i że we śnie widział coś bardzo złego.
Żadne z nich już nie zasnęło, ale to nie było niczym nowym, bo wielokrotnie zdarzało mu się leżeć z Liv aż do rana, czy to po prostu trzymając ją w ramionach, czy też rozmawiając na różne tematy – zwłaszcza związane z książkami i muzyką, bo oboje mieli do tego słabość. Czuł się szczególnie miło zaskoczony, kiedy przekonał się, że lubiła klasyczne brzmienie, bo to było w ówczesnych czasach prawdziwą rzadkością. Trudno było znaleźć młodą osobę, która byłaby zafascynowana brzmieniem kompozycji Beethovena, Debussy’ego czy Vivaldiego, chociaż i to jak najbardziej pasowało do tak energicznej, delikatnej marzycielki, którą była Liv. Wielokrotnie zaskoczyła go, jak gdyby nigdy nic włączając dobrze znane mu melodie, zamykając oczy i delikatnym, aczkolwiek pewnym głosem opowiadając historie, które w danym momencie przychodziły jej do głowy. Niektóre były niepokojące, poza tym traktowały wokół śmierci i magii, ale podobało mu się to, zresztą tak jak i zaangażowanie z jakim zdarzało jej się snuć te opowieści. Zaczynał dochodzić do wniosku, że wszystko, co tyczyło się Liv, było wyjątkowe.
Z czasem udało mu się rozluźnić, poniekąd dzięki propozycji, żeby jednak wyjść z domu. Już nie dziwiły go dziwne pory, w których jego towarzyszka lubiła wychodzić na zewnątrz, nie raz zrywając się na długo przed świtem. Tak było i tym razem, ale nie przeszkadzało mu się. Chłodne, poranne powietrze miało w sobie coś otrzeźwiającego, co ostatecznie pozwoliło mu wyrzucić z pamięci dotychczasowe wątpliwości i towarzyszące mu obawy. Czuł się niemalże swobodnie, a przecież o to od samego początku chodziło.
– Jest… bardzo zimno – zauważyła niemalże pogodnym tonem Liv. Trzymała go za rękę, jakby od niechcenia kołysząc ich splecionymi ze sobą dłońmi.
– Jednak chcesz wracać? – zapytał z powątpiewaniem, spoglądając na jej zarumienione policzki i zamieniający się w parę oddech.
– Jasne, że nie! – żachnęła się, wywracając oczami. – Po prostu zastanawiam się, czy wkrótce spadnie śnieg… Lubię, kiedy pada – dodała, uśmiechając się nieśmiało. – I święta. Czekam zwłaszcza na święta.
–  Ty wszystko lubisz! – przypomniał i tym razem również jemu udało się uśmiechnąć. Liv zawsze znajdowała sposób na to, żeby go rozbawić, choć nie zawsze była tego świadoma… A przynajmniej tak mu się wydawało. – Ale nie zapędzaj się tak. Do grudnia zostało jeszcze trochę czasu i… – Urwał, po czym podejrzliwie zmrużył oczy. – Święta też chcesz spędzić razem?
Wydęła usta, jakby w tym, co powiedział, doszukała się czegoś wyjątkowo złego albo głupiego.
– Dlaczego w ogóle pytasz? – zaniepokoiła się. – Wydawało mi się, że to oczywiste, ale jeśli mnie nie chcesz…
– Nie to miałem na myśli. – Potrząsnął z niedowierzaniem głową. Dlaczego za każdym razem musiała mu to robić? – Po prostu biorę pod uwagę, że możesz mieć jakieś swoje plany… Chcieć odwiedzić rodzinę albo coś takiego – wyjaśnił pośpiesznie.
Zawahała się, po czym skinęła głową, wyraźnie uspokojona. Po wyrazie jej twarzy trudno było jednoznacznie stwierdzić, co takiego sobie myślała.
– Oczywiście, że mam plany – powiedziała z powagą. – Spędzę święta z tobą, o ile twoje pytanie nie sugerowało, że możesz mieć swój pomysł. Chcesz wyjechać? – zapytała jakby od niechcenia, ale wyczuł w jej głosie nutkę napięcia.
– Nie, nie… Nie mam powodów – oznajmił, raptownie poważniejąc.
Nie zamierzał rozwodzić się nad tym, dlaczego był sam, od lat spędzając wszelakie uroczystości w pojedynkę. Czuł, że ona by tego nie zrozumiała albo…
Och, możliwe, że wręcz przeciwnie – i bez dokładniejszych wyjaśnień wiedziała o samotności o wiele więcej, niż mógłby podejrzewać.
– To świetnie – stwierdziła z przekonaniem, jak na zawołanie się rozpogadzając. – Więc spędzimy święta razem… I Samhain, bo to już niedługo – dodała, tym samym skutecznie wprawiając w konsternację.
– Sam… Co? – wyrwało mu się, a Liv wybuchła radosnym, serdecznym śmiechem, najwyraźniej doskonale bawiąc się jego kosztem.
– Samhain, głuptasie – powtórzyła usłużnie. – Znaczy teraz wszyscy mówią na to Halloween, ale ja wolę starszą wersję tego święta. Jest… bardziej magiczna – dodała, po czym lekko przekrzywiła głowę, wciąż uważnie go obserwując. – Wierzysz w magię, Damien? – zapytała cicho i wyczuł, że pomimo pozornej niewinności tego pytania, jego odpowiedź miała dla niej olbrzymie znaczenie.
– Ja… – Bezwiednie zacisnął dłonie w pięści. To pewnie o niczym nie świadczyło, ale… – Ehm… Nieszczególnie.
Przez twarz dziewczyny przemknął cień – błyskawicznie, przez co równie dobrze mógł być jedynie wrażeniem. Zanim zdążył się nad tym zastanowić, Liv cicho westchnęła, po czym bez pośpiechu ruszyła dalej przed siebie.
– Wielka szkoda.
Nie był w stanie stwierdzić, czy naprawdę ją swoją odpowiedzią rozczarował, a tym bardziej czy mogłaby być na niego zła. Szli w milczeniu, każde pogrążone w swoich myślach. To był jeden z tych dziwnych momentów, kiedy pomimo wszystkich ciepłych uczuć, którymi darzył Liv zaczynał mieć wątpliwości, ogarnięty niejasnym wrażeniem, że nie wszystko było takie doskonałe, jak przez większość czasu myślał. Co prawda wątpliwości zwykle znikały równie nagle, co się pojawiały, a jednak te zgrzyty niezmiennie działały mu na nerwy – w końcu skoro jej ufał, nic podobnego nie powinno mieć miejsca.
Miasteczko było opustoszałe, zresztą jak zwykle o tej porze. Tylko sporadycznie pojedyncze samochody przemykały drogą, ale Damien właściwie nie zwracał na to uwagi. W milczeniu wodził wzrokiem dookoła, próbując skoncentrować się na czymś innym prócz Liv, chcąc w ten sposób wyrzucić z głowy niechciane myśli, które nagle zaczęły mu towarzyszyć. Zawsze musisz mieć jakiś problem, prawda?, warknął na siebie w duchu. Przecież nic złego się nie dzieje. Liv… jest wyjątkowa, zresztą tak jak i zwykle. Ona po prostu…
Wszelakie myśli uleciały z jego głowy, kiedy coś innego przykuło jego uwagę. Znajdowali się w pobliżu prowadzonego przez Adeline lokalu, gdy zauważył świeże, najpewniej dopiero co przymocowane do stojącej na uboczu tablicy ogłoszeń plakaty. Coś ścisnęło go w gardle, kiedy dostrzegł dość charakterystyczną formę, a zwłaszcza czarnobiałe zdjęcie uśmiechającej się ze wszystkich kartek, młodej dziewczyny. W ostatnim czasie już widział podobne ogłoszenia, ale dotychczas je ignorował – aż do tej pory.
Krótko zerknął na Liv, po czym w pośpiechu podszedł bliżej tablicy, żeby lepiej się przyjrzeć. Litery pod zdjęciem układały się w jedno, krótkie słowo: „Zaginęła”. Poniżej znajdował się krótki opis dziewczyny ze zdjęcia – niebieskookiej, blondwłosej licealistki o dźwięcznym imieniu Chloe, która tak po prostu z dnia na dzień nie wróciła do domu. Takie informacje szokowały, zwłaszcza w małych miejscowościach, choć naturalnie podobne nieszczęścia zdarzały się wszędzie. Co więcej, dzieciaki miewały różne pomysły, nie zawsze rozsądne, więc każde rozwiązanie wydawało się równie prawdopodobne, ale…
Cóż, problem nie leżał w samej możliwości zaginięcia jakiejkolwiek dziewczyny. Sęk w tym, że – o ile oczywiście czegoś nie pomylił, dotychczas nie zwracając uwagi na krążące w Amhertst plotki – to był już drugi albo trzeci przypadek w ciągu ostatnich kilku tygodni.
Choć do tej pory ignorował sytuację, skupiony przede wszystkim na tym, co działo się pomiędzy nim a Liv, coś w widoku ogłoszenia i zdjęcia młodziutkiej Chloe sprawiło, że poczuł się naprawdę źle. Jego myśli na powrót uciekły ku zapomnianemu snu, który dręczył go rano – nie po raz pierwszy zresztą – nim jednak zdążył się zastanowić i raz jeszcze przypomnieć sobie szczegóły, gdzieś za plecami usłyszał ciche, lekkie kroki.
– Damien? – Liv brzmiała na zatroskaną, zaraz też znalazła się przy nim. Instynktownie przykrył jej dłoń swoją, ledwo tylko chwyciła go za ramiona. – Och… Biedna Ade – wyrwało jej się, a on natychmiast obejrzał się na dziewczynę, zaintrygowany wypowiedzianymi słowami.
– Adeline?
Liv westchnęła, po czym skinęła głową.
– To jej wnuczka – wyjaśniła usłużnie. Mimowolnie napiął mięśnie, nie tyle zaskoczony tą informacją, co obojętnością, która pobrzmiewała ze zwykle pełnego pozytywnych emocji głosu. Być może to był rodzaj żalu, ale i tak poczuł się dziwnie. Co więcej, jakby tego było mało, w następnej sekundzie Liv dodała coś, co już do końca dnia nie miało go prześladować: – Wiesz, kilka razy spotkałam Chloe… Chyba nawet ją polubiłam. Szkoda, że więcej nie wróci.
– Ja… Co masz na myśli, Liv? – zapytał tak cicho, że ledwo był w stanie zrozumieć samego siebie.
– Och, nic takiego… Sama nie wiem – przyznała Liv. Zamilkła, po czym z wolna wycofała się, wracając na chodnik. – Wiem, że już kilka osób zniknęło… I może to nic, ale coś mi podpowiada, że żadna z tych dziewczyn już nie wróci.
A potem, nie dodawszy niczego więcej, po prostu się odwróciła i odeszła
Share:

Gra: Poznaj(my) się - Nessa 3


61. Dlaczego alkoholik pije?
Ponieważ nie potrafi inaczej. Tak działa uzależnienie – w pewnej chwili człowiek nie wyobraża już sobie normalnego funkcjonowania bez używki. W zasadzie na niektórych, tych najbardziej zaawansowanych etapach właśnie tak jest; przy alkoholu odstawienie go ot tak miałoby swoje konsekwencje dla zdrowia. Inna sprawa, że sami alkoholicy często nie widzą problemu albo wpadają w błędne koło – piją, bo są nieszczęśliwi, a są nieszczęśliwi, bo… piją.

62. Dylemat moralny: W przypadku zagrożenia ciąży i ryzyka śmierci matki i/lub dziecka lekarz pierwszorzędnie powinien ratować życie matki, czy nienarodzonego jeszcze człowieka?
Może wypadnę okrutnie, ale na moje powinno się ratować najpierw to z nich, które ma większe szanse na przeżycie. Heroicznym wydaje się, że matka zawsze będzie powtarzać, że dziecko jest na pierwszym miejscu, ale są sytuacje, w których i tak nie da się niczego zrobić. A zawsze „lepiej” jest stracić jedno życie niż dwa. Stwierdzenie, że kobieta wciąż ma szansę zajść w ciąże raz jeszcze, wydaje się brzmieć dość… bezlitośnie, zwłaszcza w obliczu tragedii jaką jest strata dziecka, ale wierzę, że później ta myśl zacznie być kojąca. Czas leczy rany, jeśli dać mu na to okazję.

63. Świętujesz Wielkanoc? Jeśli tak to robisz to dla siebie, czy tylko ze względu na rodzinę?
Świętuję, chociaż przy moim podejściu do wiary Wielkanoc jako taka jest mi obojętna – bo wiara w Boga nijak ma się dla mnie do malowania jajek i wszystkich tych tradycji. Ale uwielbiam atmosferę świąt i to, że mogę spędzić czas z rodziną. Wiec odpowiedź na pytanie powinna brzmieć: oba, bo biorę w tym udział zarówno dla siebie, jak i dla tych, którzy są dla mnie ważni.

64. Kiedy jest dobry czas, żeby „pójść na swoje”?
Podejrzewam, że im szybciej człowiek się usamodzielni, tym lepiej. Trudno mówić tu o gotowości, bo wielu tak naprawdę nie dorasta do momentu, w którym nie zaczynają być zdani sami na siebie. Z drugiej strony, mam to szczęście, że sama z mamą i bratem dogaduję się doskonale, a z racji miejsca, w którym mieszkam, przebywanie ze sobą jest dla mnie czymś absolutnie naturalnym. Jasne, ma to swoje wady, ale sama na razie nie czułam potrzeby, żeby szukać sobie stancji na siłę, zwłaszcza że studia dzienne skutecznie blokują mi możliwość znalezienia stałej pracy.

65. Czy jest jakaś cecha oczu, którą uważasz za niezwykle fascynującą? (np. kolor tęczówki, kształt, heterochronia)
Powiada się, że oczy są zwierciadłami duszy… I może coś w tym jest. Zawsze wielbiłam te, które mają głębię – które hipnotyzują samym spojrzeniem, o wyrazistym kolorze tęczówek. Nieważne jasne czy ciemne – jeśli tylko spojrzenie urzeka, oczy stają się dla mnie ideałem.

66. Opowiedz jakąś zabawną historię z czasów twego dzieciństwa.
Hm, jako dziecko byłam bardzo posłuszna. Jeśli wierzyć moim rodzicom, zaraz po malowaniu w domu wyraźnie tłumaczyli mi, że rysowanie po ścianach to zły pomysł, bo to widać i wygląda nieładnie. Okej, żaden problem. Miało nie być widać, to nie było – rysowałam za zasłonami :D Inna sprawa, że kiedyś jako dziecię uznałam, że dobrą karą dla ojca, który mnie czymś uraził, będzie schowanie mu zegarka do zamrażalki.

67. Przypomnij sobie sytuację (bądź sytuacje) kiedy najbardziej się bałeś/aś. Czym było to spowodowane?
Nie ma większego lęku niż chwile, w którym boisz się o życie najbliższych osób. Nigdy nie zapomnę czasu oczekiwania na wyniki badań jednej z najważniejszych dla mnie osób – tygodni napięcia i wspólnego płaczu w obawie przed chorobą. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale ten lęk wciąż mnie prześladuje, a gdyby nie moi przyjaciele, zwariowałabym.

68. Czego NIE zabrałbyś/zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę?
Hm… Książek. Naprawdę! Wilgoć, brud i absolutnie niesprzyjające warunki dla papieru. Brr, nie ma dla mnie nic gorszego niż narażenie książki na zniszczenie!

69. Wierzysz w karmę?
Oczywiście. Dobre i złe rzeczy zawsze wracają – prędzej czy później – o czym sama wielokrotnie mogłam się przekonać. Właśnie dlatego staram się traktować ludzi tak, jak sama chciałabym być traktowana. A karma… To przerażające, ale pocieszające zarazem, zwłaszcza kiedy człowiek zapędza się w gniewie.

70. Jaki wynalazek XXI wieku (podkreślam XXI wieku) jest dla Ciebie znaczący i budzi Twój podziw?
Ciężkie pytanie, zwłaszcza dla kogoś, kto z racji zamiłowania do informatyki uwielbia takie nowinki techniczne. Mogłabym wymieniać długo, począwszy od iPoda, który długo był dla mnie przedłużeniem ręki – muzyka, możliwość czytania i to, że właśnie na tym maleństwie powstała cała masa moich rozdziałów. Fascynują mnie nowe rozwiązania dla graczy, takie jak Oculus Rift, bo wirtualna rzeczywistość to naprawdę coś cudownego. Z kolei podziw zawsze wzbudzały we mnie rozwiązania, które wprowadzała medycyna i które ułatwiały życie osobom niepełnosprawnym – chociażby coś tak pozornie błahego jak czytnik kolorów, pozwalający znów „widzieć” tym, którzy stracili wzrok.

71. Stwórz własną listę cudów świata. Co na niej się znajdzie?
Nigdy nie interesowałam się podróżnictwem aż tak, by teraz wskazać siedem obiektów w rozumieniu pojęcia „cudu świata”. Zresztą dla mnie cudami zawsze będą wyłącznie najukochańsi ludzie, którzy mnie otaczają oraz małe, cenne chwile, które na zawsze zachowały się w mojej pamięci. A tu wskazanie konkretnych z nich po prostu nie wchodzi w grę :)

72. Twoim zdaniem, dlaczego młodzież podchodzi lekceważąco do lekcji religii oraz do nauczycieli religii? Gdzie leży błąd wychowawczy – w środowisku uczniów, czy ze strony nauczycieli?
Wydaje mi się, że w samym podejściu do religii i wiary. Od nauczycieli również, o czym miałam okazję się przekonać przez lata nauki z różnymi prowadzącymi. Ci, którzy zachowywali się jak maniacy religijni, bez trudu zniechęcali wszystkich uczniów. Jeśli – Boże, nigdy więcej – do tego wszystkiego nauczyciel próbuje rozliczać z niedzielnej mszy, a jedyne słuszne poglądy to te, które wyznaje… Za to już w technikum miałam sympatycznego, pełnego pasji prowadzącego, który potrafił dyskutować. Właśnie, dyskusja: możliwość wymiany poglądów, sensowna wymiana argumentów i świadomość, że wiara to dla każdego coś zupełnie innego. Przy nim praktycznie cała klasa zapisała się na przedmiot, a to rzadkość i idealny dowód na to, że wszystko zależy od sposobu przekazywania wiedzy.

73. Wyobraź sobie najgorszą, najboleśniejszą i najhaniebniejszą torturę na świecie. Nie musi kończyć się śmiercią, choć może. Jak będzie wyglądał jej przebieg i na czym będzie polegała? Za jakie przewinienia skazywałoby się na nią?
Wydaje mi się, że ból – choćby najokropniejszy i najbardziej krzywdzący fizycznie – jednak daleko ma do prawdziwej tortury. Oczywiście mogę tylko gdybać, bo to dla mnie pojęcie abstrakcyjne – i całe szczęście. Aczkolwiek prawdziwe piekło fundują nam własne umysły, nasze lęki i samotność. Jeśli skazać człowieka na obcowanie z jego największym strachem, zostawić bez pomocy, wrzucić w spiralę szaleństwa… Cóż, wtedy śmierć dla wielu byłaby wybawieniem. A za co? Za akty, które odbierają człowieczeństwo – mord z premedytacją, gwałt…

74. Wyobraź sobie, że budzisz się jutro i nagle okazuje się, że najważniejsza/najbliższa/ukochana Ci osoba w nocy w jakiś niewytłumaczalny sposób zmieniła płeć. Jak reagujesz, co myślisz, co czujesz, co robisz, jak się zachowujesz, co postanawiasz?
Z pewnością byłabym w szoku, najpewniej nie jako jedyna – trudno, żeby nie. Ale skoro to moja ukochana osoba, to wciąż ją kocham. I to się nie zmienia. Zostaję, wspieram i pocieszam, bo to nie powód, bym nagle ją porzuciła, chociaż naturalnie po takiej zmianie obu stronom z pewnością będzie ciężko się przyzwyczaić. Jedyny problem mógłby się pojawić, gdyby chodziło o mojego partnera, ale że na tę chwilę jestem sama, trudno mi się nad taką sytuacją zastanawiać.

75. Jak wyglądałoby Twoje wymarzone miejsce odpoczynku?
Mam takie. Wystarczy mi łóżko i muzyka, laptop (żeby pisać) albo dobra książka. Jak do tego trafi się dobra, gorąca herbatka, to już w ogóle niebo <3

76. Która z bajek Disneya najbardziej Ci się podoba i dlaczego?
Mam słabość do „Króla Lwa”. Może dlatego, że już jako dwulatka dostałam kasetę z tym filmem i pozostał mi do niego ogromny sentyment. Piękna bajka, chociaż niezmiennie rani.

77. Jakie wartości, spostrzeżenia i nauki pojęłaś/pojąłeś dzięki bajkom/baśniom jakie były Ci czytane w dzieciństwie? Innymi słowy – czego się nauczyłeś/aś?
Trudno mi powiedzieć, bo dużo więcej uczyłam się od mamy i własnych, niezwiązanych z bajkami doświadczeń. Mogłabym mówić o magicznym znaczeniu morałów i tak dalej, ale wtedy serio były i są mi obojętne. Ale za to dzięki obcowaniu ze słowem pisanym i książkami od maleńkości, teraz kocham literaturę całym swoim pisarskim serduszkiem!

78. Powiedzmy, że masz szansę, pieniądze i wszystkie potrzebne czynniki, by móc zrobić COŚ. Duże coś przez duże c. Naprawdę fajna sprawa; możesz wybrać czym to jest. Kompletnie dowolnie. Wszystkie chwyty dozwolone. Czym stałoby się „coś” w Twoich rękach?
Otwieram własne wydawnictwo, otwarte przede wszystkim na młodych, dobrze zapowiadających się pisarzy. Osobiście brakuje mi czegoś takiego na rynku, bo jednak wszyscy skupieni są na nazwiskach, które już zaistniały. Liczą się znajomości, przez co nawet największa grafomania zostaje bestsellerem, a naprawdę uzdolnieni ludzi pozostają gdzieś na marginesie. Krzywdzące zabijanie pasji, które należy zwalczać.

79. Co sądzisz o ludziach, którzy pomagają chorym zwierzętom, ale nie chcą pomagać chorym ludziom?
Szczerze? Nie przepadam za zwierzętami. Nie mam nic do nich, wiem o bezwarunkowej miłości i tym, że dla wielu znaczą wszystko, ale… sama wolę otworzyć się na ludzi. Niemniej nie mam nic do osób, które wolą pomagać zwierzętom – mają swoje powody, zwłaszcza że zwierzę nigdy nie krzywdzi z premedytacją, podczas gdy człowiek potrafi okazać się naprawdę bezdusznym, niewdzięcznym egoistą…

80. Talizman chroniący nas przed złem – jak go sobie wyobrażasz? Jest częścią biżuterii, garderoby, a może zwykłym przedmiotem? Z czego jest wykonany i na jakich zasadach działa? Odstrasza, wyłapuje? Stwórz swój „amulet”, którego zadaniem będzie chronienie Ciebie. (Wyobraźnio, działaj. Bez ograniczeń.)
Nijak, bo nie uznaję nadawaniu nie wiadomo jakiego znaczenia przedmiotom czy symbolom. Litości, to rzecz – bez niej czy z nią… Nic się nie zmienia. Liczy się wyłącznie nastawienie. Wierzę w efekt placebo, bo właśnie on bierze udział przy nadawaniu znaczenia przedmiotom – tym, że z ukochaną bransoletką czy wisiorkiem wszystko wydaje się łatwiejsze, a „szczęście nam sprzyja”.

81. Jaka jest Twoja definicja przyjaźni?
Przyjaciel to ktoś, kto okazuje się głosem rozsądku wtedy, kiedy postępujemy głupio. Ktoś, kto nie przyklaskuje wszystkiemu, co robimy, ale potrafi porządnie dokopać, gdy widzi, że robimy źle. Kto poprawia nam humor nawet wtedy, gdy to wydaje się niemożliwe. Kto wysłucha, wesprze i nie zazdrości, ale cieszy się sukcesami drugiej osoby. Z kim można porozmawiać o wszystkim bez obaw, że rozpowie tajemnice dalej, a przy tym zawsze będzie szczery. Z kim można dowoli dyskutować, wymieniać nawet najbardziej skrajne poglądy i mieć świadomość, że nawet mimo odmiennych opinii, przyjaciel po prostu akceptuje te odmienności. To osoba, przy której milczenie jest czymś naturalnym, a nawet jeśli znajduje się gdzieś daleko, jest w stanie sprawić, że czujesz jej wsparcie, obecność i miłość. I nie, nie przesadzam, bo mam przy sobie takie osoby – i to jeden z największych cudów, jakie spotkały mnie w życiu <3

82. Gdybyś miał/a jednym obrazkiem przedstawić cały internet co by to było?
Hm, Doctor Who dobry na wszystko…

83. Czy są jakieś kwiaty/ rośliny, które darzysz szczególnym sentymentem?
Niekoniecznie. Ale w opowiadaniach nie raz nawiązywałam do czarnych róż albo białych lilii. Można chyba uznać, że mam do nich słabość.

84. Jaką jesteś barwą?
Kocham niebieski. Spokojny jak woda, innym razem zimny niczym lód, nagle znów pogodny jak bezchmurne niebo. Zmienny – tak jak ja.

85. Czy Twoim zdaniem magia istnieje?
Miłość prawdziwa przyjaźń, rodzina… To nie jest jak magia? Albo to, że czasem słowami ktoś potrafi poruszyć mnie do łez – ukochani autorzy książek i opowiadań. To, że sama również jestem do tego zdolna, tworząc świat, który nagle staje się dla kogoś równie ważny, co i dla mnie. Muzyka, która sięga duszy. Nawet filmy czy gry, które fabułą poruszają równie mocno, co i realne życie. Jeśli w tym wszystkim nie ma magii, to ja nie wiem, jak inaczej to nazwać!

86. Chciał(a)byś mieć egzotyczne zwierzę? Czy może wolisz nie ingerować w ich środowisko i pozostawić je w ich naturalnych miejscach występowania? Co sądzisz o trzymaniu zwierząt w zoo oraz w cyrku?
Jak wspomniałam, nie przepadam za zwierzętami. Do egzotycznym mnie nie ciągnie, więc nie – nie chciałabym takiego mieć. Ale sądzę, że zwierzęta powinny żyć w swoim naturalnym środowisku. Do ZOO jeszcze jestem w stanie się przekonać, bo niektóre chronią zwierzęta i z czasem wypuszczają je na wolność. Ale cyrk? Jak ktoś chce robić z siebie błazna, proszę bardzo, ale to nie jest miejsce do trzymania zwierząt.

87. Muzyka klasyczna. Lubisz? Słuchasz? Jacy kompozytorzy należą do Twoich ulubionych, kogo podziwiasz i szanujesz?
Jestem metalową duszą, że tak się wyrażę. Kocham muzykę, zwłaszcza gothic, metal symfoniczny i odmiany rocka. Zwłaszcza zespoły metalowe lubią sięgać i nawiązywać do brzmienia muzyki klasycznej. Mam wielki szacunek do wszelakich przedstawicieli tej kategorii, bo wiem, że to na ich twórczości powstały moje najukochańsze zespoły. I chociaż czystej muzyki klasycznej słucham bardzo rzadko, mogłabym w tym miejscu ukłonić się chociażby Zbigniewowi Preisnerowi, o Mozarcie nie wspominając – zwłaszcza za chwytający za serce utwór „Lacrymosa” (z łaciny – „pełny łez”), który posłużył za bazę do jednej z piosenek mojego kochanego Evanescence o tym samym tytule. Efekt prezentuje się następująco:

88. Jest jakaś grupa etniczna, która wzbudza w Tobie największe zainteresowanie? Jeśli tak, to jaka i co Cię w niej najbardziej interesuje?
Ludzie jak ludzie. Nie mam zbyt wielkiej styczności z innymi grupami etnicznymi, żadna też nie wydaje mi się wyjątkowa. Jeśli już, prędzej wymieniłabym kilka nieprzyjemnych sytuacji związanych z tematem, ale wydają mi się tak nieistotne, że tak naprawdę nie mają dla mnie znaczenia.

89. Honor i odwaga to cechy które musimy nabyć? Dorosnąć do nich? Czy jak ktoś ich nie posiada to już nie nabędzie? Jak sądzisz?
Według mnie do wszystkiego trzeba dorosnąć. Z kolei odwagę i honor można równie łatwo zdobyć, co i stracić. Oczywiście problem może pojawić się z odzyskaniem ich w „nienaruszonym stanie”, jeśli zdarzyło się zawieść – zwłaszcza poważniejsze błędy pozostawiają ślady. Również to, że ktoś wcześnie nie zachowywał się honorowo czy odważnie nie oznacza, że kiedy przyjdzie odpowiedni moment, nie znacznie przejawiać tych cech. Człowiek jest w stanie się zmienić, zresztą wszystko tak naprawdę zależy od okoliczności.

90. Posiadasz jakieś znaki szczególne (jeśli mowa o wyglądzie czy zachowaniu)?
Osobiście powiedziałabym, że nie. Za to moja mama uważa, że czasami spojrzeniem potrafię wręcz przerazić, jeśli ktoś mnie zdenerwuje, więc może coś w tym jest :D A zachowanie? Nie wiem czy można to uznać za znak szczególny, ale podobno jestem zbyt poważna jak na swój wiek – pozornie zimna, obojętna, cicha i bardzo, ale to bardzo cierpliwa. Hm, to tym bardziej brzmi jak ja.

Share:

POPULARNE ILUZJE