30 września 2017

Zboczony Wrzesień - Dzień 30 - Odgrywanie ról (Wszystkie Sansy i FINAŁ)- Wichan [+18]

Autor obrazka: Kaweii

Pewnego dnia małe szkielety się zebrały i razem z innymi konwersowały. Zażarte boje wszyscy toczyli, ale po chwili już się godzili.


Wierszowane jest głupie i do dupy wrzasnął nagle Red. Wszyscy spojrzeli się na niego jak trupy i zaczął padać deszcz.


Nie dosłownie w prawdzie, ale z przezwisk stworzony. Teraz wszyscy odciągali od niego swe piękne żony.


Nasz czerwony koleżka został sam jak palec, na szczęście wkroczyłem ja odganiając wszystkich jak walec.


"Nie płacz, będzie dobrze" powiedziałem. A jak nie go to sam siebie pocieszałem.


Nie poskutkowało więc go przytuliłem, po czym srogo za to zapłaciłem.


I tak się kończy ta historia krótka, a morał z niej zna tylko pracowita mrówka.


Mianowicie, gdy ktoś jest introwertykiem. Trzeba go zostawił bo stanie się krytykiem.


Pobije cię do nieprzytomności, albo przynajmniej trochę porachuje kości.


Lub jest trzecia opcja, która mi się przytrafiła. Okazał się Tsundere i jego dusza się wyswobodziła.


-I co powiecie na wiersz, który napisałem o historii mojego związku? - Spytał Sci chowając notes.


Wszyscy spojrzeli się po sobie nie wiedząc kto ma zacząć, ale w końcu padło na Reda.


-J-jak zwykle dobrze Ci wyszło... k-kochanie, ale nie wydaje mi się, aby to wyło w 100% zgodne z prawdą.


-No co ty? To czysta prawda! - powiedział Blue z ekscytacją. - Zawsze wszystkich odrzucałeś, aż w końcu znalazł się ktoś kto trafił do twojego małego serduszka.


Ten się tylko zarumienił i zasłonił twarz dłońmi.


Tooo pieprzymy się już? - spytał Lust.


Wszyscy spojrzeli się na niego jak na największego debila świata i już chcieli go zwyzywać gdy dopowiedział:


-Żartowałem... no chyba, że pójdziemy na stronę~ - złapał Horrora za ramię i puścił perskie oko.


Przez dłuższą chwilę się zastanawiał, ale ostatecznie kiwnął i pociągnął Lusta za rękę.


Dooobra, a tak to właściwie co tu robimy? - spytał Dream.


Co chcemy! W końcu jesteśmy w czyjeś wyobraźni! - krzyknął Sans z AsylumTale.


-Słucham?! - spytali wszyscy jednocześnie.


-Nie widzicie tego? Tam po drugiej stronie kroś jest, kto nas wymyślił i śni o nas. Tak naprawdę nie egzystujemy. - mówiąc był bardzo pewny siebie.


-Może wyjdziemy wszyscy, albo go wyrzucimy? - szepnął G.


-Jak wszyscy to wszyscy, zostaje. - powiedział uroczyście Ink. - to jest zebranie dla Sansów niezależnie od ich wyglądu, charakteru czy... stanu psychicznego.


-Zrozumiano... - westchnął Nightmare.


-Czy wy mnie w ogóle słuchacie? - Asylum próbował się przebić przez dyskusję sobowtórów.


Warknął i z jakąś nadludzką siłą rozerwał kaftan bezpieczeństwa.

Podszedł do jednego punktu przy ścianie i dotykając go mocno się skupił. Na chwili zniknął.


-Co do kurwy? - powiedział Dust sam do siebie i zauważył, że kilku innych zrobiło to samo.


Jakoś nikt nie odczuwał tęsknoty za tamtym Sansem więc mając to w poważaniu dalej się bawili.


-Witaj, jak już wiesz mam na imię Sans, tak jak reszta tego towarzystwa. - Asylum odchrząknął - w sumie opisanie tego co robię nie jest potrzebne jak mnie widzisz nieprawdasz? Wybacz, ale Cię nie usłyszę, bo nie możesz się ze mną kontaktować. Jestem częścią fanfiku czyli już gotowej historii, na którą nie masz wpływu. Ktoś mnie stworzył jako niepoczytalnego, to muszę takim pozostać i czas już ni się kończy, ale wiedz, że prawda to iluzja, a wszechświat to hologram.


Sans z AsylumTale poprosił Cross'a, aby pomógł mu się napić soku, bo przez te rękawy sam nie da rady.


-Może my też pójdziemy do sypialni na małe co nie co? - spytał Fresh Paperjama idąc za przykładem większości swoich znajomych.


Jednak jego zapał został szybko ugaszony przez szybką rękę Inka bijącą go po twarzy.


-PJ jest moim dzieckiem zboczeńcu! Odwal się bo załatwiè zakaz zbliżania się! - wrzasnął po czym odszedł trzymając syna pod pachą jak jakąś deskę.


Nie trzeba było długo czekać, aż atmosfera opadła na tyle, że wszystkim zaczęło się nudzić, aż w końcu porozchodzili się do swoich uniwersów. Został tylko Asylum.


-Nie spodziewałem się, że będziemy mieli jeszcze możliwość porozmawiania. A więc jak widzisz. Każdy odgrywa swoją rolę w tym przedstawieniu. Ktoś wymyślił, że się kochają to tak jest. Ktoś inny wpadł na pomysł, że mają się pozabijać, więc staje się faktem. Taka prawda i nic nie poradzimy. Zawsze będziemy więźniami Twojej wyobraźni... - nie dokończył.


Przerwał mu klasyk otwierając drzwi z wyrazem zażenowania.


-Możesz nie mówić do siebie tak głośno?


Ten tylko pokiwał głową z uśmiechem i zaczął nucić jakąś melodyjkę.



Autor: Wichan
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 29 - rozbierz się (FreshPaper)- Wichan [+18]

Autor obrazka: Kaweii

Paperjam właśnie wychodził z budynku opery, gdy ujrzał coś w ciemnym zaułku. To był jego dobry przyjaciel zataczający się z wyczerpania.


Przyjrzał się i zmniejszył dystans. On był poważnie ranny i gdy tylko to zauważył od razu podbiegł.


-Fresh! Co się stało?! - krzyknął o mało nie potykając się o sukienkę.


-Hmm? - odwrócił głowę w jego stronę mocniej ściskając ramię.


-Chodź, musimy Cię opatrzyć! - nakazał obejmując rannego.


Ale Fresh syknął z bólu i odskoczył na pół metra.


-Masz iść ze mną! Już! - PJ tupnął szpilką.


-D-dobrze. - kiwnął głową i zaczął podążać za Paperjamem.


Wyszli z centrum miasta i szli wzdłuż ulicy do coraz to ciemniejszej okolicy.


-G-gdzie... - nie dokończył.


-Do mnie do domu, oczywiście! Mam wszystko czego Ci trzeba, a najbliższy szpital jest dziesięć kilometrów stąd. - uśmiechnął się życzliwie.


Fresh pokiwał głową, ale czuł jak robi mu się słabo. Nogi zaczynały się pod nim uginać.


-Jammy, ja zaraz... - nie dokończył bo zemdlał.


Paperjam nie do końca wiedząc jak go wybudzić po prostu podniósł jego wątłe ciałko i niczym pannę młodą zaniósł do domu.


Położył go na łóżku i dokładnie się przyjrzał. Miał wiele pęknięć i nacięć. Przypuszczał, że został pobity. Zrobił mu z ręcznika ciepły okład i usiadł na krawędzi łóżka.


I czekał... i czekał... Sam się nie zorientował kiedy usnął.


Po jakimś czasie się ocknął, ale nie był zadowolony z tego co zobaczył. Łóżko było puste. Od razu się zerwał i chciał biec go szukać, gdy usłyszał jakieś odgłosy dobiegające z kuchni.


Jest! - powiedział do siebie w myślach.


Przeszedł korytarz i stanął w progu. Fresh ewidentnie przeszukiwał jego szafki w poszukiwaniu czegoś.


Odchrząknął, a ranny aż się wzdrygnął.


-Nie martw się, klucze zawsze trzymam przy sobie. - mówiąc pokazał pęk.


-Emmm...


-Ale po co niby miałbyś uciekać, ja się tobą dobrze zajmę.


-N-nie trzeba...


PJ podszedł i złapał go za ramię na co ten aż wrzasnął.


-Nie wiem co ukrywasz, ale odłuż to na potem. Twoje zdrowie jest ważniejsze.


-Mhmm... - przytaknął Fresh lekko obawiając się towarzysza.


-Mam w sypialni dobrze wyposażoną apteczkę, chodź.


Gdy znaleźli się w pomieszczeniu usiedli na łóżku, a Paperjam spod niego wyjął potrzebne medykamenty.


-Rozbierz się.


-S-słucham? - spytał Fresh z przerażeniem w głosie.


-Jak mam Ci pomóc to musisz się rozebrać. - nalegał PJ.


Ranny zaczął się pocić ze stresu, ale zdjął kurtkę i koszulę.


-Pozwól mi się obejrzeć.


-Mhmm


Paperjam przyjrzał się jego klatce piersiowej i kręgosłupowi. Prawie wszystkie żebra były popękane i podrapane.


-Jesteś w strasznym stanie, kto Ci to zrobił? - spytał wyciągając z apteczki masę podobną do gipsu.


-Starzy... znajomi...


Aż kwiknął gdy PJ dotknął jego żeber. Ten nie mógł się powstrzymać, żeby się lekko nie zaśmiać.


-Nie bój się, zadbam o Ciebie. - puścił oczko.


Wtenczas Fresh się uspokoił i pozwolił sobie wypełnić pęknięcia białą masą. Paperjam bardzo delikatnie wsmarował ją w każdą nawet najmniejszą rysę, a gdy zaczęła wysychać przemył kości wodą.


-Masz złamaną kość ramienia. - oznajmił wyciągając wiertarkę.


Na ten widok Fresh jeszcze bardziej zbladł jeżeli to w ogóle możliwe.


-C-co chcesz z-zrobić? - spytał trzęsąc się ze strachu.


-Muszę połączyć kości śrubami bo inaczej się nie zrosną prawidłowo.


-A n-nie ma innego sposobu?


-Oczywiście, że jest. Żartowałem głuptasie. - znowu zaczął grzebać w apteczce. - nasmaruję twoją rękę maścią leczącą i nałożę opaskę uciskową. To wystarczy.


-Uff... - westchnął Fresh z ulgą.


Tak jak zapowiedział tak zrobił i teraz poszkodowany siedział memłając potworze cukierki obserwując każdy ruch swojego wybawcy.


-Teraz obejrzę twoje plecy, odwróć się.


Fresh wykonał polecenie, a Paperjama aż ciarki przeszły. Na łopatkach miał wyryte inicjały sprawców.


-Wiem kto to zrobił... zapłacą za to... - warknął PJ z nienawiścią.


-Co? - spytał próbując przeczytać.


-No kto inny jak nie czerwony gang byłby w stanie zrobić coś takiego.


Kilka głębszych wdechów na uspokojenie i PJ smarował plecy Fresha. Po wszystkim sprawdził jego HP, które było już wysokie, ale powoli spadało.


-Gdzie jeszcze boli? - spytał z troską.


-Już nigdzie, dziękuję za pomoc... - już miał wstać gdy Paperjam go powstrzymał.


-Mnie nie oszukasz. Powiedz co Ci jest. - nalegał przytrzymując rannego na miejscu.


-Emm... - Fresh spuścił wzrok.


-PJ znalazł punkt na który patrzał poszkodowany.


-Cholera. - wyszeptał.


Przez chwilę panowała chwila zastanowienia, ale Paperjam ją zakończył.


-Pokaż, na rzecz wyższego dobra.


-D-dobrze. - zarumienił się lekko i rozebrał się od pasa w dół.


PJ nie mógł uwierzyć w to co widzi. Miednica Fresha była zmiażdżona, kości udowe pocięte, a cała okolica zabrudzona od karmazynowej magii.


Już wiedział co się stało i łzy zaczęły mu płynąć po policzkach. Zaczął się obwiniać, że nie spotkali się odrobinę wcześniej.


-Jammy? - spytał cicho. - Ty płaczesz?


-Tak mi przykro... - mówił Przez łzy.


-Ale nic mi nie jest, uratowałeś mnie. - objął go zdrowym ramieniem. - Może pójdę się wykąpać, a ty zdejmiesz tę sukienkę?


-Ale Fresh... - nie dokończył, bo ten zatkał mu usta.


-Dokończymy jutro, teraz musimy iść spać.


-Dobrze.


-Kocham Cię. - wyszeptał wychodząc myśląc, że nie usłyszy.


-Ja Ciebie też! - wykrzyknął PJ i podbiegł aby go pocałować.


Autor: Wichan
Share:

Undertale: Gra w kości -Czas na porządki [The Skeleton Games - Coming Clean] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Po przebraniu się i umyciu twarzy postanowiłaś udać się do mieszkania Sansa ze środkami do czyszczenia. Jeżeli musicie pogadać, równie dobrze możecie to robić podczas sprzątania. No i nadal boisz się, że nie zda testu Papyrusa w tym tygodniu. Nie chcesz, aby się wyprowadził. Właśnie odkrył Twoją tajemnicę i … n-nie może odejść.. wie za wiele! Powinien siedzieć na dupie i … być... twoim przyjacielem. Sans już wrzucił większość ze swoich ubrań do kosza na brudne łachy. W rękach miałaś pełno płynów do czyszczenia.
-Mam ze sobą co do kibla – zamknęłaś drzwi stopą. - Uważam, że powinniśmy też wyczyścić karnisze. Wcześniejszy właściciel tego nie zrobił i..
-Karnisze mogą być. Szef i tak ich nie sprawdza – Warknął zbierając z ziemi stare pudełko po żarciu na wynos od Grillbiego.
-Podwoił swoje oczekiwania. Co jeżeli sprawdzi?
-Nie sprawdzi!
-A co jeżeli się mylisz? - wrzucił kilka papierów do kosza.
-Tsk... po chuj mam sprzątać syf jaki zostawili inni ludzie?
-Bo zdenerwowałeś brata sucharami
-To głupie – odsuwając na bok śmiecie ze stołu, położyłaś na nim rzeczy do czyszczenia. A potem zaczęłaś pomagać mu w porządkach tak jak tydzień temu.
-Więc... uh... masz do mnie jakieś pytania? - znalazłaś przy zlewie wielką, zaschłą plamę musztardy.
-T-tak.. - mruknął pracując. Czekałaś chwilę, aż coś powie, lecz milczał
-Dobra... pytasz czy nie?
-M-myślę! To wszystko jest chore...
-Co takiego?
-Masz to dziwne kurwa schorzenie.. wampiryzm czy coś. Ale ludzie który w grach je mają są przez innych postrzegani jako potwory, nie jako chorzy.
-Hmmm – myślałaś – To pewnie przez to, że to bardzo stara choroba, która już nie jest spotykana. Ludzie, którzy na nią cierpią, trzymają się w cieniu. Jedyne co po niej zostało to informacje w grach, książkach czy filmach. Te natomiast opierają się na starych legendach.
-Że co? Właśnie próbujesz mi wmówić, że dawno temu ludzie uznali, że ta choroba to nie choroba tylko coś, co ma wspólny mianownik z potworami?
-Um.. tak... chyba. - Sama właściwie nie jesteś pewna, dlaczego ludzie postrzegają wampiry jako potwory. Urodziłaś się jako człowiek, no i z tego co mówił Sans, Twoja dusza również jest ludzka. No, ale znowu ludzie nie wierzyli w potwory. Może to też ma coś wspólnego z mitami?
-Tsk.. wy ludzie nienawidzicie nas tak bardzo, że przypisujecie nam swoje pojebane choroby – mówiąc to podnosił ostatni śmieć z podłogi
-E-ej! Gdybym nie musiała, to bym nie piła krwi! - byłaś nieco urażona
-Nadal nie mogę uwierzyć, że to kurwa zrobiłaś – warknął. W pokoju powstała niezręczna cisza. Czasami zapominasz, że dla większości picie cudzej krwi jest... obrzydliwe. Technicznie rzecz ujmując, to niehigieniczne. Całe szczęście, że nie możesz już na nich zachorować. Choć, to nie zmienia faktu, że to obrzydliwe. W kuchni i salonie nie było już śmieci. Zaczęłaś czyścić blaty i stoły. W tym czasie Sans, zaczął zmywać naczynia. Zauważyłaś, że większość z nich była jeszcze z zeszłotygodniowego obiadu. Śmierdziało od nich strasznie. -W-więc.. - znowu zaczął przykręcając wodę, abyś mogła go słyszeć – Ludzie nie wiedzą o was?
-Nie... to dość skomplikowana tajemnica.
-Huh? - zamrugał kilka razy zmieszany – Dlaczego?
-Na początek, wychodzimy i pijemy ludzką krew bez zgody i-i... jeżeli nie będziemy ostrożni um.. możemy zabić tego kogoś.. - Natychmiast popatrzył na Ciebie. Zamarł trzymając talerz w powietrzu.
-Z-zabiłaś kogoś? - opuściłaś głowę nie przerywając pracy
-Tak – czułaś się źle – Zabiłam.
-O-oh.. - tylko tyle powiedział. Powietrze można było ciąż nożem, szumiała lejąca się z kranu woda. Oboje wróciliście do swoich czynności. Nie wiedzieliście, co powiedzieć dalej. -A-ale nie zrobiłaś tego specjalnie.. - rzucił po chwili. Z trudem przełknęłaś gulę w gardle. Wyschło Ci w ustach, denerwowałaś się. Powinnaś mu powiedzieć? Jak zareaguje jeżeli się dowie...
-Cz....czasami... um... K-kilka razy w przeszłości... ja... ja zrobiłam to specjalnie – Jedyne co słyszałaś czekając, to woda. Dlaczego nic nie mówi? Może powinnaś zrobić z tego kawał? Podniosłaś na niego wzrok z uśmiechem, chciałaś powiedzieć, że wszystko to kawał. Że znowu się z nim droczysz... Chciałaś się ruszyć, ale nie mogłaś. Dlaczego nie umiesz tego powiedzieć? To kawał. Pamiętasz, co się stało z Tiffany? Szybko nim...
-To... chujowo, prawda? - rzucił cicho.
-Co?
-Zabijanie ludzi.. - odpowiedział – Sprawia, że czujesz się jak śmieć.
-T-tak... - otworzyłaś oczy szeroko zaskoczona. To... to mu nie przeszkadza? Nie boi się?
-Wmawiasz sobie, że masz to gdzieś... ale uczucie zostaje – szeptał.
-T-tak.. - tylko tyle mogłaś powiedzieć. Czy jednym z powodów, przez który nienawidzi ludzi jest to, że się zabijają? Dlaczego nie jest zły? Dlaczego się nie boi?
-I potem robisz to znowu, mając nadzieję, że coś poczujesz. Wmawiasz sobie, że jest dobrze, że na to zasługują i .. - coś ciepłego zaczęło kapać z Twojej brody na rękę w której trzymałaś czyścik.
-T-tak.. - zakasłałaś, opuszczając głowę.
-Czujesz się pusta w środku bo... bo... - Sans zerknął na Ciebie trzymając w rękach plastikowy kubek. Płakałaś, łzy kapały na stół. Dlaczego płaczesz?! Kurwa... nie chciał... prawie się przestraszył, kiedy mu powiedziałaś, że zabijałaś ludzi. Chciał utrzymać rozmowę tak, abyś tego nie zauważyła. Abyś się z niego potem nie śmiała. Kurwa nie rycz. Nie jesteś beksą... nic nie powinno sprawić, że płaczesz! Dlaczego kurwa ryczysz?! -Co ty wyrabiasz?! - krzyknął pozwalając, aby plastikowy kubek upadł na ziemię. Otworzył szeroko oczodoły patrząc na Ciebie. Naczynie spadło i poturlało się pod Twoje nogi. Zadrżałaś zaskoczona nie będąc pewna, o czym mówi.
-Czyszczę twój s-stół....-  jęknęłaś przez łzy... zaraz... łzy?
-D-dlaczego.. Nie możesz.. Nie pozwalam ci tego robić! P-przestań! - krzyczał rozglądając się po pomieszczeniu.
-Heh... przepraszam Czacho – szepnęłaś zawstydzona wycierając twarz w rękę.
-K-kurwa.. u-um.. - rozglądał się dalej, wyraźnie czegoś szukając. - KURWA! - krzyknął. A potem zniknął. Patrzyłaś się na pustą przestrzeń zmieszana. Nie przeszkadza mu to, że zabijałaś, ale Twoje łzy sprawiają, że panikuje? Po chwili usłyszałaś szmery dobiegające z Twojego mieszkania
-Cz-czacho? - oby to był on... Zaraz, dlaczego jest u Ciebie? Biegał po ciemnym mieszkaniu otwierając drzwi do sypialni. To powinno gdzieś tu być, prawda? Obok człowieka z wielkim jak chuj mieczem. Biegł w poszukiwaniu. On... nie chciał tak mówić on … co innego miał powiedzieć? Też takie rzeczy robił, więc... myślał, że zrozumiesz. Jak miał zareagować, kiedy wyskoczyłaś z czymś takim? Nie chciał, abyś ryczała! T-to nie jego wina! Gdy znalazł to czego szukał, wziął skrót do swojej kuchni obok zlewu. Podszedł do Ciebie z przedmiotem praktycznie wciskając ci go w ręce.
-W-weź to.. - krzyknął odwracając od Ciebie wzrok. Wzięłaś przedmiot.
-Czy ty właśnie teleportowałeś się do mojego mieszkania, aby przynieść mi pudełko chusteczek? - zapytałaś zaskoczona.
-P-pamiętałem, gdzie je trzymasz i... - popatrzył na Ciebie, wtedy zaczęłaś się śmiać. -ZAMKNIJ SIĘ I NIE RYCZ! To mnie wkurwia! Nic nie zrobiłem! Gadałem tylko! Dlaczego ryczysz?! Nie rycz! - wyciągnęłaś chusteczkę z pudełka i uśmiechałaś się wycierając twarz
-Nie płaczę przez to co powiedziałeś... Płaczę bo jestem szczęśliwa – uśmiechałaś się
-A-a z czego się cieszysz? Gadamy o zabijaniu ludzi! - warknął zmieszany. Zaprzeczyłaś.
-Nie... jestem szczęśliwa, bo myślałam, że będziesz się mnie pać – Sans popatrzył na Ciebie urażony
-Mówiłem już, że się kurwa nie boję! No i zdecydowanie nie boję się jakiś głupich ludzi, którzy tylko siedzą w mieszkaniu cały dzień, grają w chujowe gry i ryczą jak dzieci!
-Ale wcześniej się mnie bałeś.
-NIE BAŁEM! - teraz był bardzo urażony – M-myślałem, że będziesz mnie z-zastraszać... Sprzątasz czy nie? - wyglądał na zawstydzonego.
-Ale myślałam, że nie ufasz ludziom, bo są mordercami
-Już tego nie robisz, prawda?
-Nie...
-Więc to nie ma.. - przestał, kiedy zdał sobie sprawę z tego co mówi
-Myślałam, że uważasz, że to ma znaczenie – uśmiechałaś się
-B-bo ma! A-ale w inny sposób!
-Jaki inny? Mówiłeś, że morderstwo na zawsze pozostawia po sobie ślad na duszy
-B-bo zostawia! Ale twoja dusza...
-Co? Wasze dusze są inne kiedy zabijecie?
-Twoja dusza nie jest spaczona DOBRA?! Nie jest czarna! Jest kurewsko jasna! Nawet jeżeli zabiłaś... nie masz spaczonej duszy. Zrobiłaś to pewnie bo miałaś powody. No i wiem, że nie jesteś zła, nawet jeżeli nie widzę twoich statystyk. Dlatego wiem, że nie powinienem... c-cię atakować i …
-Zaraz, zaraz, zaraz.. Dusze mogą zrobić się czarne? - byłaś zaskoczona.
-Jeżeli zrobiłaś dość złego... m-mogą – odpowiedział. Zauważyłaś, że chwyta się koszulki na wysokości piersi.
-Mówisz o sobie? - Zapytałaś, choć to było oczywiste.
-Co? N-nie! - szybko zabrał rękę.
-Beznadziejny z ciebie kłamca Czacho – tym razem mu nie odpuścisz.
-N-nie chodzi o mnie! Mówiłem... ogólnie! - warknął
-Twoja dusza jest czarna, czy coś?
-Z moją duszą wszystko gra! Kurwa mać! Nie pytaj o to!
-Martwię się o ciebie.
-Nie martw się! Nie chcę tego gówna!
-Co? Ale jesteś moim jedynym żyjącym przyjacielem, który wie o mnie i się nie boi! Oczywiście, że będę się martwić.
-N-nic mi nie jest! - warknął raz jeszcze. Wróciłaś do sprzątania śladów po musztardzie ze stołu.
-I... ja... uh... Dzięki Czacho – nie byłaś pewna jak inaczej okazać radość dlatego, że się nie boi. Wziął z ziemi kubek i wrócił do zlewu.
-Za co? To twoje cholerne pudełko chusteczek
-Nie za to. Za to, że jesteś moim przyjacielem i się nie boisz. - zarumienił się lekko myjąc na nowo naczynie.
-M-mówiłem, że się ciebie nie boję! A nawet jakbyś była straszna... Nie jestem jak żałosny człowiek, który boi się własnego cienia. Jestem potworem! - uśmiechnęłaś się kończąc z blatem
-Heh... oboje jesteśmy stuknięci.
-Ja nie jestem!
-Hahaha! Jesteś! Musisz być. Oboje uważamy, że powinniśmy się wzajemnie siebie bać, a tak się nie dzieje. - Podeszłaś do kuchenki Sansa i zaśmiałaś się, widząc wielką przypaloną plamę sosu. Była ona przy każdym palniku, ciemna, czarna i wyschnięta. Oh... Papyrus. Wzięłaś szczotkę i mleczko idealnie nadające się do usunięcia przypalonego jedzenia. Choć mimo wszystko i tak musiałaś szorować mocno.
-Um... - Sans chrząknął zmywając naczynia – Myślałem, że ludzie mogą dobrowolnie oddawać swoją krew innym. Czy mogą też... dawać ją tobie?
-Nie.. próbowałam tego. Zaufaj mi. Musimy pić krew bezpośrednio z żył, bo inaczej nie zadziała. Próbowałam wszystkiego. Nawet krwi zwierząt. Nic nie działa. To musi być świeża krew bezpośrednio od człowieka.
-Huh... to pojebane. Dlaczego tylko to działa?
-Nie wiem.
-Wasi naukowcy tego nie odkryli jeszcze?
-Nie, a pracują nad tym od lat.
-Huh... a co za rodzaj schorzenia to jest? Coś jak wirus?
-Tego też nie wiemy.
-Nie?
-Tak, próbowaliśmy zrozumieć, ale mikroskopy nic nie pokazują. Nie mamy nic w DNA. Wszystkie odczyty wskazując na to, że jesteśmy normalnymi ludźmi.
-Huh... jesteś pewna, że nie wmówiliście sobie, że musicie pić krwi?
-Czacho... moje oczy robią się czerwone, umiem hipnotyzować ludzi i topię się w słońcu. Jestem pewna, że nie jestem normalnym człowiekiem.
-Naprawdę możesz cała się stopić w słońcu? - zapytał zaskoczony, na chwilę przestając zmywać naczynia.
-Roztopię się i spalę. Pamiętasz, mówiłam, że słońce mnie zabija. Jeżeli stałabym na nim zbyt długo, stanęłabym w płomieniach i umarła
-W płomieniach...
-A no.
-Ocipiałaś do reszty? Po chuj wychodzisz z domu za dnia?!
-Ludzie to dzienne stworzenia... A ja udaję człowieka – westchnął odkładając ostatnie naczynie na bok. Odwrócił się w Twoją stronę, na twarzy malowała mu się złość.
-Nie mogę uwierzyć, że jeszcze żyjesz – wzruszyłaś ramionami
-Szybko mogę się uzdrowić.
-Uzdrawiasz się? - otworzył szerze oczy
-Tak.
-Więc... możesz naprawić większe obrażenia ciała? Ludzie ssą jeżeli chodzi o gojenie się ran. Ich naukowcy przerazili się widząc, co nasze jedzenie może robić.
-Heh? Osobiście jestem zdania, że radzę sobie lepiej, niż wasze magiczne jedzenie. - uniósł brew.
-Doprawdy? Więc twoje uzdrawianie może zregenerować wszystkie obleśne organy jakie masz w sobie? - uśmiechnęłaś się, gotowa przyjąć wyzwanie
-Chcesz się przekonać? - Mówiąc to chwyciłaś za leżący na blacie nóż kuchenny. Sans otworzył szeroko oczy patrząc na to co robisz.
-Co..? Stój! Przestań! N-nie zro... - próbował Cię powstrzymać, ale było za późno. Położyłaś rękę na blacie i walnęłaś w nią mocno ostrzem. Bez trudu przebił się przez skórę, mięśnie, podrażnił kość. Krew zaczęła sikać wszędzie zalewając już prawie czysty stolik. - Co.... kurwa mać! Po chuja! … Krwawisz! - zrobił krok wstecz widząc czerwoną ciecz. Dyszał ciężko, zacisnął ręce.
-Czekaj i patrz Czacho – drżałaś lekko. Bolało, ale to nic w porównaniu ze słońcem.
-A-ale krwawisz! Wszędzie! P-przestań! Po... po chuj to robisz! Zaraz się.. - nóż wypadł z dłoni i spadł w kałużę krwi. Czułaś, jak ciało samo zaczyna działać, uzdrawia ranę. Kilka kropli jakie były na ręce nawet wróciły do ciała i zaczęły zasklepiać ranę. Po chwili, wszystko zaczynało wracać do stanu wcześniejszego. Mięśnie się łączyły, kość wygładzała, skóra naciągała. Ostatecznie, po głębokiej ranie pozostało jedynie niewielkie zaczerwienienie. Jakbyś się delikatnie zadrapała. -J-ja kurwa pierdolę! - Sans nie dowierzał własnym oczom.
-Zajebiste, co nie? - rzuciłaś zachwycona. Zadowolona z jego reakcji. Od dawna tego nie pokazywałaś nikomu. Zaś demonstracja z nożem należała do Twoich ulubionych.
-J-jesteś... jesteś pewna, że nie jesteś magiem? - mówił nie odwracając wzroku od uzdrowionej ręki
-Tak. Myślę, że gdybym była to już bym wiedziała. Dlaczego ciągle o to pytasz?
-B-bo te chuje znały się na uzdrawiającej magii! Kurewsko silnej.
-...To może tak wyglądać.. - mruknęłaś zmieszana. To nie powinna być magia... To tylko... szybka regeneracja organizmu. Jasne, niektóre z mocy wampira podobne są do magii, ale … to nie to, prawda? Nie magia w rozumieniu potworzym...
-To tak wygląda. To kurwa tak wygląda. Twoje ciało używa magii leczniczej samo na sobie – oczodoły Sansa nadal były szeroko otwarte. Podniosłaś rękę by na nią spojrzeć. Krew która nie wróciła do ciała, ubrudziła podłogę i blat. Cofnęłaś się i zaczęłaś sprzątanie po sobie.
-Nie znam się na magii leczniczej... Jedyne co wiem, to to, że moje ciało zawsze tak robi kiedy się zranię, bez względu na to, czy tego chcę, czy nie
-Nie panujesz nad tym?
-Nie.
-Huh... m-może więc to nie to. Magia wymaga świadomości – zamyślił się. Skończyłaś czyścić rękę i zabrałaś się za blat.
-...Więc możesz używać uzdrawiającej magii? - zapytałaś ciekawa, nigdy o tym nie mówił.
-Uh... taaa... - czuł jak dreszcz mknie po jego kręgosłupie kiedy patrzył, jak sprzątasz kałużę krwi. - Każdy potwór zna magię leczniczą i może z niej korzystać, od tego są zielone ataki... Ale jak powiedziałem, niektóre potwory są w tym naturalnie lepsze od pozostałych. Ja i Szef ssiemy w niej. Szkielety nie są w tym dobre. Ale są takie Vegitoidy, dla których to naturalna magia
-Heh... założę się, że to dobrzy lekarze. - Sans wywrócił oczami.
-Potwory nie potrzebują chujowych lekarz i szpitali. Mamy potworze jedzenie, pamiętasz? To właściwie zielone ataki w fizycznej formie. Jeżeli musisz się uzdrowić, zjadasz żarcie i odpoczywasz.
-Zaraz! Potworze jedzenie to zielone ataki? - popatrzyłaś na niego trzymając gąbkę całą w Twojej krwi.
-Uh... t-tak? - starał się nie patrzeć na to co trzymasz
-Więc jesz swoją własną magię? Jak przetrwaliście jedząc własną energię?... Możecie ją robić z niczego?
-To nie tak! Kurwa mać – warknął krzyżując ręce – Aby zamienić zielony atak w jedzenie musisz mieć wiele suplementów. Potwory pozyskują magię z jedzenia. Gdybyś chciała zrobić jedzenie z energii straciłabyś jej więcej niż wyprodukowała. Jest kilka rodzajów potworów, które mogą czerpać ją ze słońca...
-Więc... są potwory które mogą... fotosyntezować?
-Kilka rodzajów, tak.. W Podziemiu używaliśmy ciepła, bo wiesz... nie było słońca.
-Ohhh! Więc przetrwaliście za pomocą przetwarzania energii geotermicznej!
-Tak... używaliśmy ciepła do wielu rzeczy. Zbudowaliśmy wielką maszynę, która.. - zatrzymał się i zadrżał – U-um... m-mniejsza – odwrócił wzrok.
-Kolejna tajemnica, której nie wolno ci zdradzić?
-T-tak – podrapał się po tyle głowy.
-Huh... - skończyłaś czyścić krew z blatu, wtedy sobie o czymś przypomniałaś. Popatrzyłaś na niego z cwanym uśmieszkiem – Wiesz co, Czacho.. mówiąc o tajemnicach... odkryłeś czym jest mój tajemniczy rytuał – popatrzył na Ciebie
-No i?
-Zgodnie z naszą umową, teraz musisz mi powiedzieć jak rozmnażają się potwory – wyszczerzyłaś się
-C-CO?! Nigdy się z tobą nie układałem! No i sam to odkryłem! Więc się nie liczy – jego twarz natychmiast zrobiła się czerwona.
-Uważam, że nadal mi wisisz, bo stalkowałeś mnie bez pozwolenia
-Mówiłem, że tylko cię szukałem! - warknął
-Ale to nie jest fair! - jęknęłaś – Powiedziałam ci wszystko, możesz zobaczyć ludzki seks w internecie jeżeli chcesz, a ja nic nie znajdę tam o potworzym!
-Ale mi kurwa przykro! - warknął przebiegle. Cieszył się wyraźnie z Twojej niemocy – Nie moja wina, że wy ludzie pchanie wasze zboczenia wszędzie. Tylko dlatego że wy tak robicie, nie znaczy, że zaraz wszystko powiem
-Czacho! Mieliśmy umowę!
-Nie było żadnej pierdolonej umowy!
-Aaaaaaaaale ja chcę wiedzieć!
-To nie do mnie z tym gównem! Poza tym, drażnisz się bo chcesz się ze mnie śmiać, więc zawrzyj ryj! - warknął krzyżując ręce
-Cofam tamto! Nie będę na ciebie patrzyć czy się z ciebie śmiać! - z klaśnięciem złożyłaś dłonie do modlitwy.
-Kłamiesz! Wiem to! - warknął
-Czacho! Błagam, powiedz mi o waszym dziwnym potworzym seksie!
-Nic ci nie powiem! To wy macie dziwny seks!
-Umrę jeżeli mi nie powiesz!
-Nie umrzesz!
-Patrz! Umieram! - upadłaś na ziemię – Umrę bo mi nie powiedziałeś, a potem wprowadzi się wielki, paskudny oblech na moje miejsce. I będzie nienawidził potwory. I będziesz żałował, że mi nie powiedziałeś, wtedy bym nie umarła i nie zostawiła cię sam na sam z wielkim rasistą za ścianą, który będzie myślał, że zjesz jego mózg.
-Co... co do.. hehehe kurwa mać heheh – uderzył się dłonią w twarz patrząc jak udajesz konwulsje na jego podłodze.
-A co najważniejsze.. heh... nie będzie myślał, że jesteś słodki – zachichotałaś.
-N-nie interesuje mnie, że ktoś kurwa myśli, że jestem słodki! - warknął, ale zauważyłaś niewielki uśmiech – No i powinniśmy sprzątać. A nie pierdolić farmazony
-Ojjj...
Oboje dalej sprzątaliście. Zabrałaś się znowu za kibel, podczas kiedy Sans odpalił stary odkurzacz. Zajęło Ci wiele czasu wyczyszczenie jej do połysku, wchodziłaś w każdą szczelinę i pucowałaś kafelki, pozbyłaś się nawet starej szczotki klozetowej. Nie masz pojęcia jak zareaguje jutro Papyrus, ale naprawdę nie chcesz, aby się wyprowadzał. Sans wie wszystko i mu to nie przeszkadza... On.. nie może po tym wszystkim wyprowadzić się. Pochyliłaś się przy lustrze kiedy sprzątałaś stojaczek pod mydło. Cholera.. zaangażowałaś się. Naprawdę zaczęło Ci zależeć. On nie powinien się o Tobie dowiedzieć... A teraz kiedy wie... nie przeszkadza mu to... Westchnęłaś. Powinien nigdy Cię nie zaakceptować. Czujesz też, że przestał Cię postrzegać jak człowieka, a co za tym idzie i nienawidzić jako takiego. Nie powinnaś angażować się w znajomości z tego rodzaju ludźmi. Pamiętasz? Pamiętasz ich śmierć? Jak długo żyją potwory? Starzeją się, prawda? Może.. powinnaś go o to zapytać? Porzuciłaś pytania, nasłuchując jak Sans przemieszcza się po korytarzu z odkurzaczem. Raz jeszcze sprzątałaś ze zlewu dziwny pył. Wzięłaś trochę na palec. Malutkie kawałeczki Sansa.. Nadal pachniały wanilią, kiedy były mokre. Zachichotałaś, jak coś, co było jego częścią, może tak pachnieć? On nie wydaje się być takim typem... Choć, piekarnia Muffet ma sens. Wyczyściłaś łazienkę dokładniej niż ostatnio, upewniając się, że wszystko lśni. Poszłaś do kuchni po skończonej robocie, znalazłaś Sansa, przesuwającego krzesła, zaiwaniał z mopem po podłodze.
-Twój sracz to teraz galeria sztuki – rzuciłaś dumna wchodząc do pomieszczenia tanecznym krokiem. Oprzytomniał kiedy weszłaś. Wyraźnie robił się senny. Za wami kupa nocy.
-Taaaaaa – ziewnął – Pranie zostawię na jutro. Mam dość.
-Czacho... a karnisze?
-Nie będę ich kurwa mył! - warknął senny.
-Więc ja je umyję! - westchnęłaś trochę zła. Nie chce tutaj zostać? Dlaczego nie boi się Papyrusa? Wzięłaś czystą gąbkę z rzeczy jakie przyniosłaś, zamoczyłaś ją w zlewie. Podeszłaś do okna i stanęłaś na parapecie zabierając się za robotę. Sans podszedł i stanął obok Ciebie.
-To kurewsko głupie... - ziewnął znowu. Zaczął sprzątać kurz z żaluzji. Pracowaliście w ciszy. Starając się pozbyć najmniejszego syfu. Po tym jak Sans ziewnął trzeci raz, postanowiłaś z nim porozmawiać, aby nie usnął.
-Więęęc, co gotujesz? Bo jutro twoja kolej, tak?
-Rosół – mruknął. To prosta potrawa. Nie powinien nic zniszczyć.
-Może tym razem mnie nie otrujesz – mruknęłaś bardziej do siebie niż do niego.
-Mówiłem, nie gotuję tak źle, to przez ciebie się spierdoliło.
-Nie moja wina. Ja pijam krew Czacho. Normalne jedzenie nie jest dla mnie
-Cholera.. to dlatego nigdy nic nie jest – znowu ziewnął – A ja kurwa myślałem, że jesteś na diecie czy coś...
-Heh... można to tak nazwać. Dieta bogata w czerwone krwinki. - zatrzymał się zdając sobie z czegoś sprawę.
-Ty... ty mówiłaś o tym przez cały czas jak się znamy!
-Hehe! Dopiero teraz to zauważyłeś – chichotała.
-Nie kryłaś się!
-Nigdy byś się nie domyślił, gdybyś nie miał tych wspaniałych mocy potwora. Dawałam sobie radę. Dziękuję.
-Praktycznie grałaś ze mną w otwarte karty cały ten pierdolony czas... mówiłaś kurwa o wszystkim! - spoliczkował się lekko – Już pierwszego dnia powiedziałaś, że wolisz pobierać posiłki w płynie! - krzyknął.
-To przemyślana strategia Czacho, która działa – byłaś z siebie dumna
-Kurwa mać! - Sans stanął na palcach starając się dosięgnąć więcej żaluzji. Próbował być wyższy. Ty jednakowoż, bez problemu radziłaś sobie ze swoją pracą czyszcząc kolejny już karnisz.
-Hehehe – zaśmiałaś się – Wiesz co, Czacho? Czasami nie mogę uwierzyć, że zaprzyjaźniłam się z moim chamskim sąsiadem, który nie wie jak włączyć albo wyłączyć swoją magię.
-N-nie chciałem być chamski – rzucił próbując się bronić
-Naprawdę? A mi się wydaje, że właśnie po to puszczałeś głośno muzykę do późna.
-R-robiłem tak, bo czułem się chujowo – szepnął
-Oh... - teraz to Ty czujesz się jak chamidło.
-No i to ty mnie wkurwiałaś przez pierdoloną grę! - warknął.
-Co? Nie! Czarowny jest najlepszy! - przeszył go dreszcz obrzydzenia
-Mało się nie porzygałem, kiedy go nazwałaś małym aniołkiem...
-Oh, no weź. Czarowny i ja to ta sama osoba. Więc jest małym aniołkiem – poczułaś jak dzieli Cię wściekłym spojrzeniem i zaśmiałaś się. Popatrzyłaś na niego. Przez cały ten czas próbował wyczyścić żaluzje w miejscach, których nie dosięgał. Bezskutecznie. - Idź do kolejnego, ja dokończę – zasugerowałaś.
-D-dobrze.. - zgodził się. Łatwo było zobaczyć to, co przegapił. Wszystko czego nie dosięgał.
-Heh... byłam zaskoczona, kiedy otwierałam drzwi i zobaczyłam potwora. Nie spodziewałam się tego – rzuciłaś patrząc jak wielka kupa kurzu spada na parapet.
-Nie wiedziałaś?
-Nie. Słyszałam twój krzyk przez ścianę, ale nie wiedziałam jak wyglądasz
-Oh... a mi się wydawało, że dręczyłaś mnie, bo byłem potworem.
-Um... nie... Dręczyłam cię bo byłeś chamem. Zaraz... myślisz, że droczę się z tobą bo jesteś potworem?
-N-nie... ja uh... Robisz to bo jesteś dupkiem, prawda?
-Wypraszam sobie! Robię tak bo jestem uosobieniem cnót!
-A co dręczenie kogoś ma wspólnego z miłością i dobrem? - warknął zerkając na Ciebie
-Jestem złośliwa tylko dla tych, których lubię – wyszczerzyłaś się.
-Pieprz się, jesteś najgorsza – sam się uśmiechał
-Jestem najlepza
-Hehehe! Najgorsza. Nie mogę uwierzyć że... że przyjaźnię się z tobą – starał się nie dać po sobie poznać nic.
-Heeeeh? Czacho – rzuciłaś radośnie gotowa się nad nim poznęcać.
-Zamknij się, albo zmienię to co powiedziałem! - krzyknął.
Patrzyłaś na niewielkie kupki kurzu przy oknach. Teraz są czyste, tak samo jak karnisze i żaluzje, ale dookoła zrobił się syf.
-Dobra... ja odkurzę.
-Zostaw – warknął wkurzony Sans. Patrzyłaś. Nie. To jest zbyt widoczne. Papyrus zauważy.
-Tylko to. Wyczyszczę tylko to!
-Powiedziałem, abyś to kurwa zostawiła
-Nie! Co jeżeli twój brat zmusi cię do wyprowadzi bo to zostawię?!
-Tsk... to i tak nie ma znaczenia – wsunął ręce do kieszeni
-Ma znaczenie! Będę tęsknić jeżeli odejdziesz! - Sans zaczął się pocić.
-N-nic ci nie będzie!
-Nie! Nie zostawiaj mnie samej! Będę tęsknić za moim słodkim szkielecikiem! - chichotałaś, czasami jest taki łatwy...
-N-nie jestem kurwa... Do diabła! - warknął
-Jesteś! Teraz jesteś moim niewolnikiem! - położyłaś ręce na biodrach – I twój ludzki władca rozkazuje ci, że masz nie wyprowadzać się. A więc masz odkurzyć podłogę!
-Nie jestem twoim pierdolonym niewolnikiem, kobieto!
-Jesteś moim super słodkim potworzym niewolnikiem, i nakazuję ci posprzątać, abyś mnie nie zostawił
-Daj spokój! - warknął pokazując na podłogę
-A może jeżeli powiem Wielkiemu Szefowi, że cię kupiłam, pozwoli ci zostać? - mruknęłaś bardziej do siebie, niż do niego.
-Ani się waż tak mówić do niego! - oczy Sansa zajarzyły się wściekłą czerwienią.
-Więc odkurzaj!
-Gaaah, dobra! - warknął tupiąc nogami.
-Dziękuję! - krzyknęłaś gdy odchodził. Sans pojawił się po chwili z wielkim, czarnym odkurzaczem. Patrzyłaś na niego mrugając. Byłaś zaskoczona, że ten staroć jeszcze działa. Włączył go i zaczął sprzątać. Potem wyłączył
-Masz, szczęśliwa?!
-Tak.
-Dobrze. Bo jest kurwa ranek i padam z nóg! - uśmiechnęłaś się
-Musze spać tylko cztery godziny. - Sans zatrzymał się. Otworzył oczy zaskoczony
-Mówisz poważnie?
-Tak. - uderzył się w czoło znowu zerkając na Ciebie.
-Kurwa ja też tak chcę! To uczyniłoby moje cholerne życie prostszym.
-Na dłuższą metę to się nudzi.
-To o wiele lepsze niż być zmęczonym cały czas.
-Nie śpisz zbyt dobrze, prawda? - odwrócił wzrok.
-N-nigdy nie sypiałem dobrze – Kiedyś myślałaś, że jest po prostu bardzo głośny podczas intymnych chwil sam na sam ze sobą. Choć to były koszmary. Nie ma tygodnia, aby takich nie miał co... Cię martwi. To nie jest dla niego zdrowe. Nie wspominając o tych wielkich worach pod oczodołami.
-Wszystko wygląda dobrze, więc... pozwolę ci iść spać. - odwróciłaś się w stronę drzwi
-Z-zaczekaj! - krzyknął.
-Tak? - popatrzyłaś na niego przez ramię. Stał walcząc z myślami. Wziął głębszy wdech i popatrzył na Ciebie.
-W-więc jesteś wampirem jak w tej grze, tak?
-Tak – nie byłaś pewna, o co mu chodzi.
-Cz-czy... m-mogę zobaczyć jak zmieniasz się w nietoperza? - zapytał. Nigdy nie widziałaś go tak podjaranego pomijając jazdę na motorze.
-Czacho... to tylko gra...
-Oh... t-tak... w-wiedziałem – miał minę tak, jakbyś właśnie zniszczyła wszystkie jego marzenia.
-Gdybym mogła się zmieniać, to byłoby zajebiście – zgodziłaś się. Otworzyłaś drzwi z uśmiechem – Dobranoc Czacho – powiedziałaś przed wyjściem.
-D-dobranoc – odpowiedział chwytając za odkurzacz, by do odprowadzić. Jak zamknęłaś za sobą drzwi do własnego mieszkania uśmiechnęłaś się. To pierwszy raz, kiedy odpowiedział Ci w ten sposób. Cholera... naprawdę zaczęło Ci zależeć.
Share:

Undertale: Gra w kości -Przyłapana na gorącym uczynku [The Skeleton Games - Caught Red Handed ] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Przyłapana na gorącym uczynku (obecnie czytany)
-Wybierasz się gdzieś? – Sans stał naprzeciw Ciebie ze skrzyżowanymi rękami. Miał wysoko uniesione brwi, wyraźnie niezadowolony tym, że się wykradasz. Wyprostowałaś się nadal trzymając klamkę, odwróciłaś próbując spojrzeć mu w oczodoły.
-Tak… Ja… muszę sprawdzić skrzynkę pocztową. Nie mogę tego zrobić za dnia, więc znasz lepszą porę? – Mina Sansa dawała Ci do zrozumienia, że nie uwierzył w Twoją głupią wymówkę.
-Taaa? I zamykasz swoje mieszkanie na klucz kiedy będziesz szła do skrzynki niedaleko? – warknął
-Tak. Sam mi mówiłeś, że powinnam bardziej na siebie uważać, więc to robię. – Przeszłaś obok niego w stronę skrzynki. Obcasy głośno stukały po podłodze.
-I wypindrzyłaś się tak aby sprawdzić skrzynkę? Nie wiedziałem, że masz na ich punkcie zboczenie – mówił, kiedy go mijałaś. 
-P-przymierzałam nowy strój kiedy przypomniałam sobie, że muszę jeszcze sprawdzić listy – rzuciłaś szybko. Stałaś przy skrzynce umiejscowionej przed budynkiem i zerknęłaś w swoją. Wiedziałaś, że nic tam nie ma. Już dzisiaj sprawdzałaś, ale tego wiedzieć nie musi. – W-wygląda na to, że nic dzisiaj nie dostałam – wyprostowałaś się niezręcznie. Odwróciłaś się i znowu go minęłaś. Podeszłaś do mieszkania i otworzyłaś szybko drzwi. Sans śledził Cię spojrzeniem cały ten czas. – Dobranoc Czacho – mówiłaś zamykając drzwi. Nie odpowiedział, w ciszy przyglądał się jak wchodzisz do środka. Jak tylko zamknęłaś za sobą drzwi upewniłaś się, aby głośno je zamknąć. Potem podeszłaś do judasza i zerkałaś przez niego. Trudno zobaczyć przez niego, czy ktoś z wzrostem Sansa nadal stoi pod drzwiami.  Westchnęłaś. On tak siedział i czekał na Ciebie? Przez cały ten czas? Głupie potwory i ich odporność na Twoją hipnozę. Może powinnaś sobie dzisiaj darować i wybrać się jutro? Ale w sobotę też może Cię śledzić. Teoretycznie, możesz nie pić krwi przez dwa tygodnie, póki nie poczujesz prawdziwego wampirycznego głodu, ale nienawidzisz tego uczucia jakie towarzyszy w tym czasie. No i spadną Ci wampiryczne umiejętności. Im głodniejsza jesteś, tym słabsza się stajesz. To właśnie dlatego ustaliłaś sobie cotygodniowe porcje. Nie widziałaś go co prawda przez judasza, ale wiedziałaś, że czeka… gdzieś. Głupi, niesprawiedliwy, teleportujący się szkielet. Przeszłaś korytarzem tak cicho jak się dało na obcasie, nasłuchując go zza ściany. Oczywiście, możesz iść się napić w ciągu dnia, albo nawet rano, kiedy będzie spał. Nie ma zasady, która mówiłaby, że pić możesz tylko w nocy, ale za dnia możesz zostać przyłapana przez ludzi. Twoje szanse zdemaskowania drastycznie wzrastają. Nie wspominając o śmiercionośnym świetle słońca. Co robić…
Poszłaś do pokoju i już miałaś ściągać buty kiedy dostrzegłaś okno. Idealnie! Może czekać przed drzwiami, ale nie widzi okna! Hah! I kto tutaj jest sprytny, panie Szkieletorze? Poprawiłaś buty i cichutko otworzyłaś okno. Ani śladu potwora na horyzoncie, zachichotałaś. Punkt dla wampira! Powoli wystawiłaś jedną nogę za okno, nagle poczułaś jakby blokadę w powietrzu przed Tobą.
-Serio… Chciałaś uciec przez pierdolone okno! – warknął głos.  Zatrzymałaś się w pół drogi, wzrokiem szukając wkurwionego potworzego przyjaciela 
-T-to nic takiego! – krzyknęłaś zaskoczona. Szybko cofając się i zamykając okno. Starałaś się zrobić to tak szybko jak się da, wliczając w to zasłony i firanki. Skąd! Skąd on wiedział?! Skąd cię oglądał?! Przebiegłaś po salonie stukając obcasami, szukając przez judasza Sansa.
-Nie jestem pierdolonym kretynem, wiesz? – usłyszałaś niski głos z tyłu. Prawie wyszłaś z siebie zaskoczona.
-Czacho! Co do! Nie rób tak! – warknęłaś szybko. Stał teraz w Twojej kuchni. Nadal miał skrzyżowane ręce. Czerwone ślepia świecyły w ciemnościach. 
-Naprawdę próbowałaś wymknąć się oknem! – warknął 
-Nie wymykam się! Jestem dorosła! Mogę iść nocą gdzie chcę!
-Nie w tym stroju! – wskazał na kieckę. Co robić? Co powiedzieć? Nie uciekniesz przed teleportującym się szkieletem. Kiedy walczyłaś o przyjaźń tego rasisty, który nienawidzi ludzi, nie spodziewałaś się, że stanie się wobec Ciebie taki protekcyjny. Nawet teraz, choć patrzy na Ciebie z czystą wściekłością… jest to zaskakujące.
-Słuchaj Czacho. Wiem, że się o mnie martwisz, ale nie powinieneś. Nic mi nie będzie. Robię to od lat i…
-N-nie martwię się kurwa! – warknął
-Dobrze… więc nie powinno ci przeszkadzać moje…
-Jestem kurwa wkurwiony twoją głupotą! Pakujesz się w niebezpieczeństwa w środku nocy! – patrzyłaś na niego przez chwilę.
-Czacho… to znaczy, że się martwisz
-Z-zamknij się! Ty… Ty nie rozumiesz! Po chuj ubierasz się w ten sposób i wychodzisz w środku nocy?! Po chuj szukasz pierdolonego obcego do pomocy z twoim gównem, kiedy ja już mówiłem, że mogę to zrobić?! – westchnęłaś zamykając oczy
-Już ci mówiłam… i nie mówię tego, aby cię urazić czy coś, ale… Czacho, nie możesz mi pomóc. Muszę to robić z człowiekiem
-A po chuj?! – krzyknął – Co oni mają czego nie mam ja?
-Skórę.. krew… mięśnie – zamrugał kilka razy zmieszany.
-Zaraz… potrzebne są do tego ich ciała?
-N-nie! – skłamałaś
-Myślałem, że to pierdolony rytuał
-B-bo tak jest!
-Więc po chuj się tak wystroiłaś? – znowu pokazał na strój – Pierdolona skąpa kiecka. Wiem, że to nie w twoim stylu zakładać coś takiego, jeżeli nie musisz…
-L-ludzie chętniej pomagają słodkim dziewczynkom i…
-Oboje kurwa wiemy, że nie założyłaś tego, aby wyglądać słodko.
-Co…? Cham! Właśnie, że tak.
-Właśnie, że nie.
-Właśnie, że tak
-Właśnie, że kurwa nie.
-I tak uważasz, że wszyscy ludzie są paskudni, skąd możesz to wiedzieć?
-Nie jestem kurwa głupi. Widziałem dość w waszych pierdolonych mediach by wiedzieć. No i w tym stroju prawie widać ci obrzydliwą dupę z paskudnymi ludzkimi genitaliami! Potwory robią tak samo kiedy próbują być dziwkami i stoją w Spotach Dusz. – Sans właśnie zasadniczo nazwał Cię dziwką, ale Twoją uwagę przyciągnęła inna informacja, jaka mu się omsknęła
-…Zaraz, zaraz, zaraz… Co to Spot Dusz?
-Kurwa – zdał sobie sprawę z własnego błędu i odwrócił wzrok. Uśmiechnęłaś się podchodząc do niego.
-Co jest Czacho? Oświeć naiwną, niewinną dziewczynkę, co to jest.
-T-to kurwa nie twoja sprawa – już się rumienił. A więc to coś zdecydowanie seksualnego
-Heeeeh? Coś, co ma wspólnego z potworzymi genitaliami? 
-Nie mamy genitaliów 
-Spot… czy to ma coś wspólnego z centrum twoich żeber? To jest Spot Dusz?
-Z-zamknij kurwa ryj. I-i nie zmieniaj tematu! – znowu skrzyżował ręce. Nie chciałaś zmieniać tematu. Po prostu… powiedział coś, co Cię zaciekawiło. Trudno się skupić kiedy wychodzi z czymś takim. Chwileczkę… To jest to! Tak się stąd wydostaniesz! Wykorzystasz ten temat! 
-…Dobrze, zgoda. Powiem ci na czym polega rytuał i nawet pozwolę ci go spróbować – wzruszyłaś ramionami.  Sans otworzył usta zaskoczony.
-N-na.. naprawdę?
-Ale tylko pod jednym warunkiem
-J-jakim? - prychnęłaś
-Musisz powiedzieć mi w najmniejszym detalu jak rozmnażają się potwory. - Hah! Nie ma szans, aby to zrobił! Szczerzyłaś się przyglądając się jego minie. Rumienił się, pot spływał po jego czaszce gdy zastanawiał się jak odpowiedzieć.
-T-to nie jest kurwa sprawiedliwy układ! - warknął w końcu.
-Szkoda. Wygląda na to, że oboje zachowamy nasze tajemnice – rzuciłaś odwracając się w stronę drzwi, otwierając zamek.
-Stój! A co jeżeli... jeżeli poproszę kogoś innego, aby ci powiedział? - uśmiechnęłaś się przebiegle. Zastanawiałaś się, jak czerwona byłaby jego twarz, gdyby sam Ci opowiadał. Rany... robisz się głodna. Oblizałaś usta a potem roześmiałaś się.
-Heheh.. nie. To musisz być ty – chichotałaś.
-A jakie to kurwa ma znaczenie? - warknął wściekły. Popatrzyłaś na niego spod byka.
-Myślałam, że ten temat mamy już za sobą – uśmiech Ci się powiększył – Twoja twarz jest słodziutka, kiedy się rumienisz. Chcę ją widzieć przez cały ten czas, kiedy będziesz mi mówił wszystko z najmniejszymi szczegółami.
-CO KURWA JEST Z TOBĄ NIE TAK?! - wycofał się! Śmiałaś się histerycznie otwierając drzwi. Jego głos podążał za Tobą – DOBRA! Idź i daj się zgwałcić! Mam to w dupie, pierdolona wariatko! Może w końcu zrozumiesz jak wielkim debilem jesteś! Jesteś tylko pierdolonym, głupim człowiekiem, który... - zamknęłaś drzwi zamykając je. Nie rozumiałaś krzyków kiedy szłaś schodami w dół. Zerknęłaś czy nie śledzi Cię. Czas się napić.
Sans skrótem dostał się do swojego mieszkania, wściekły. Jak tylko już był u siebie, ściągnął buty wykopując je w ścianę, warcząc i dysząc ciężko, patrząc jak spadają na ziemię. Pierdolona zboczona ludzka samica, chce widzieć go w takim stanie! Co do diabła?! Nie jest w ogóle ciekawa potworów, chce tylko patrzeć jak cierpi ze wstydu! Tsk... Nie da tej pierdolonej dziwaczce satysfakcji. Wszedł do sypialni ściągając kurtkę. Tsk... tylko poczekaj... ludzie gwałcą się cały czas!Jakie tam statystyki podawał Szef...? Połowę ludzi to spotyka? Coś takiego. Już to widzi. Przyjdzie czołgając się na kolanach, cała zapłakana. Zachichotał wyobrażając sobie jej łzy cieknące po policzkach. Mówi, że miał rację, że powinna słuchać jego, a nie swojej głupiej odważnej duszy. Heh. Pewnie będzie chciała się przytulić, albo co... Ostatecznie może jej na to pozwolić. Ale tylko dlatego, że będzie tego potrzebować. Tylko ten jeden raz... A potem wyjdzie i znajdzie tego, który jej to zrobił i dopilnuje, aby już nigdy tego nie powtórzył. Wyszczerzył się wyobrażając sobie, jak go chwali. Będzie taka wdzięczna... I poprosi go, aby to on jej pomagał, bo ludzie to chuje które gwałcą się wzajemnie.... Dusza Sansa zwolniła.... A co jeżeli nigdy nie wróci...? Co jeżeli w mieszkaniu obok już zawsze będzie cicho? T-to nic, prawda? Nie będzie ludzkiego dziwaka, który zawraca mu głowę. Nie będzie już dokuczania... Nie będzie już gier.... Nie będzie.. śmiechu... Jedyne co mu zostanie to naprawdę fajny komputer w salonie. Sans przełknął gulę i popatrzył na okno... Nic się nie stanie... wróci. Mówiła, że robi to od dawna, więc... Szef też wychodził patrolować teren, ale był znacznie silniejszy niż jakiś ludzki debil... Sans zarzucił na siebie w pośpiechu kurtkę. Wbiegł do salonu, podniósł buty z ziemi i założył je na kościste stopy. Pot kapał z jego czaszki. Powinien wziąć skrót. Ostatnim razem, kiedy poszła robić coś takiego, kręciła się koło Grillby's. Tam zacznie szukać.
Uśmiechałaś się zadowolona schodząc na boczną uliczkę, za Tobą szedł zahipnotyzowany człowiek. Zazwyczaj nie chodzisz tak z ofiarą. Wyglądają niemrawo, no i nie podobają Ci się spojrzenia ludzi. Lecz biorąc pod uwagę to co miało miejsce kilka tygodni z Sansem, bezpieczniej będzie wodzić za nos ofiarę, niż zmuszać ją do udania się w ciemną uliczkę. Tego znalazłaś szybko. Praktycznie sam wpadł w Twoje sidła, kiedy tylko pojawiłaś się przy barze w centrum miasta. Wypił trochę, ale nie będziesz wybrzydzać. Bardzo... mu się spodobałaś. Komplementował Twoje nogi w obcasach, Twój wzrost. Mówił, że wysokie kobiety są seksowne. Takie tam. Jak tylko objął Cię nieco niżej niż w talii, chwyciłaś go za nadgarstek. Dobra, może zahipnotyzowałaś go wcześniej z innych powodów. Poszłaś w ciemną uliczkę, tą w której byłaś wcześniej. To idealna miejscówka. Przyparłaś go do zimnej ściany i zmusiłaś, aby się nie ruszał. Chwyciłaś jego kurtkę i mocno przyciągnęłaś do siebie, odsłaniając jego kark. Nie mogłaś się doczekać smaku przepysznej krwi wprost z głównej tętnicy. Twoje ciało działało same. Przystawiłaś zęby do jego skóry. Oblizałaś czule ją, powoli, nim się wgryzłaś. Pozwoliłaś, aby życiodajna, ciepła ciecz wlała się do Twoich ust. Syknął łapiąc oddech, gdy pożywiałaś się nim. Westchnęłaś z ulgą. To najlepsza część. Tego właśnie potrzebujesz. Nie ma nic lepszego niż płynąca krew. Czułaś, jak po Twoim ciele rozchodzi się ogień, moc, zdrowie. Mężczyzna jęczał i dyszał w Twoim uścisku, hipnoza sprawiła, że był cicho, lecz nie milczał. Trzymał ręce na Twoich ramionach, aby nie upaść. Musisz przyznać, że podobały Ci się te dźwięki.
-Co do kurwy?! Myślałem, że to nic erotycznego! - wściekły głos dobiegł zza Ciebie. Ugryzłaś trochę mocniej zaskoczona, facet jęknął głośno, nim osłabł w Twoim objęciu. Musiałaś go chwycić, aby nie upadł na ziemię.
-Czacho! - zakrztusiłaś się krwią w ustach. Oplułaś nią. Z karku mężczyzny nadal ciekła. Szybko brudząc ziemię. Cholera! Nie oblizałaś ugryzienia! Przyciągnęłaś go blisko, ustami odszukałaś rany i zaczęłaś lizać, trzeba to zrobić, nim się wykrwawi. Byłaś umazana we krwi, ale znalazłaś miejsce zlizując przy okazji dodatkową ciecz, która zdążyła już wypłynąć. Było blisko, gdyby stracił więcej krwi, musiałabyś go zabrać do szpitala.
-C...co do kurwy?! - Sans krzyknął za Tobą – C-c-c-co do diabła robisz?! - Cholera! Widział. Widział i teraz musisz to wyjaśnić. Odwróciłaś się w jego stronę, zapomniałaś, że z brody kapie Ci świeża krew. W powietrzu unosi się jej zapach. Sans to wie. Poprawiłaś omdlałego w swoich rękach. Starając się aby nie upadł, co nie było łatwe.
-N-nic się nie dzieje Czacho – chciałaś, aby się uspokoił – Wszystko jest dobrze. Nie wpadaj w panikę – Musisz z nim o tym porozmawiać. Jeżeli ucieknie... jeżeli się teleportuje... będziesz musiała go złapać, a tego robić nie chcesz. To sprawi, że będzie bał się bardziej.
-D-dlaczego... dlaczego masz na twarzy krew?! C-co mu zrobiłaś? C-co to kurwa ma znaczyć? - otworzył szeroko oczodoły, zaś jego źrenice były małe jak ziarnka ryżu. Zaczynał się powoli wycofywać, przysuwać w stronę ściany. Chciał, aby między wami było najwięcej jak się da przestrzeni. Poczułaś, jak ciepła krew zastyga na Twojej brodzie. Wytarłaś większą plamę w swoją dłoń nie przerywając kontaktu wzrokowego z potworem. Postanowiłaś zagrać w otwarte karty. To twój przyjaciel, prawda? Zaakceptuje to. Czasami ludzie to akceptowali, kiedy odkryli. Bardzo powoli oblizałaś krew z ręki, cały czas patrząc na niego. Jak zareagujesz Czacho? Otworzył oczodoły jeszcze szerzej, całkowicie skupiony na tym co robisz. Słyszałaś, jak przełyka ślinę w swoim nieistniejącym gardle.
-N-nie rób... Co ty kurwa robisz, jesz to?! - krzyknął
-Muszę. To rytuał Czacho.
-A-ale powiedziałaś... To jest kurwa krew! Co do diabła! Nie żryj tego!
-Piję krew Czacho. To rytuał.
-Co... dlaczego? Myślałem, że jesteś na coś kurwa chora!
-Jestem... jestem chora na bycie wampirem. - zmrużył oczy.
-...Nie jesteś... wampiry nie i-istnieją.
-Istnieją.
-Nie istnieją... To tylko jakieś gówniane podróbki potworów wymyślone przez ludzi
-Są bardzo realne.
-Ale... - nie wiedział co powiedzieć – Ale nie jesteś potworem! Widziałem twoją duszę! Ludzka!
-To pewnie dlatego, że mam więcej z człowieka. Urodziłam się jako człowiek. - patrzył na Ciebie uważnie przez chwilę. Stałaś, trzymałaś omdlałego mężczyznę w rękach. Nie podchodził do Ciebie nawet o krok. Czekałaś milcząc. Miałaś nadzieję, że dobrze to zniesie. Błagam Czacho... nie chcesz... musisz to zaakceptować. Nie jesteś w stanie tego wymazać.
-W-więc przychodzisz tutaj... co piątek... i pijesz krew?
-Tak.
-Bo masz jakieś dziwne w-wampirze schorzenie?
-Tak
-I to jest rytuał?
-Tak. - nogi pod ofiarą w końcu się ugięły, Wisiał jak wór kartofli.
-Zabiłaś go kurwa! - krzyknął Sans – Myślałem, że mówiłaś że to nic niebezpiecznego! - czuć było od niego strach.
-Nie umarł, przysięgam! - spanikowałaś – O-on tylko... stracił za dużo krwi niż normalnie – potrząsnęłaś nim lekko – W-widzisz? Nic mu nie jest! - majtał się jak kukła w Twoich rękach. Całe szczęście, ofiara warknęła co uspokoiło trochę Sansa. - Proszę, nie panikuj Czacho! - błagałaś patrząc na jego twarz.
-N-nie panikuję! - krzyknął
-Nie?
-M-mówiłaś, że powinniśmy więcej rozmawiać a nie uciekać... więc rozmawiam.
-Oh... cóż, dziękuję.
-N-nie zaatakujesz mnie, co nie?
-Nie. Musiałabym cię ścigać jeżeli byś uciekł, ale nie zaatakowałabym Cię. Jesteś pewien, że nie panikujesz? - Sans stał chwilę w milczeniu.
-N-nie będę robił z siebie pośmiewisko. Skończyłem z tym
-Więc... nie będę dzisiaj seksowną poduszką do igieł?
-Kurwa nie wspominaj o tym!- przyglądał się, jak poprawiasz omdlałego faceta w rękach, nim się wkurwił
-Obyś mnie kurwa nie zaatakowała
-Nie zrobię tego! Naprawdę!
-Dobra. P-pomogę ci z tym... - zrobił krok w Twoją stronę. Twój przyjaciel wie i nie ucieka. Uśmiechnęłaś się, kiedy zrobił kolejny krok. To rzadki widok, kiedy jakiś Twój przyjaciel dowiaduje się kim jesteś i nie świruje. Początkowo nie podejrzewałaś go o takie zachowanie. -Przestań się szczerzyć. To przerażające, kiedy masz krew na mordzie – warknął zmniejszając dystans.
-Ej, ja nie mówiłam tak, kiedy ty miałeś krew na twarzy
-Bo nie była prawdziwa, debilko. - chwycił gościa za ramię pomagając Ci go trzymać w pionie. - W-więc... nic mu nie będzie, tak? Nie umrze, czy coś?
-Nie powinien. Dojdzie do siebie z czasem. - Nasłuchiwałaś cichy mroźnej nocy. Oboje trzymaliście typka po dwóch stronach. Myśl pojawiła się w Twojej głowie, i postanowiłaś zapytać Sansa. - Jak mnie znalazłeś? Jestem pewna, że tym razem mnie nie śledziłeś.
-Ja... ja stałem na dachu i cię szukałem i wtedy... uh... poczułem cię – był zawstydzony.
-Zaraz! Możesz mnie wyczuć? W sensie, mój zapach? Jakbyś był psem czy coś?
-Mówiłem, że czuję zapach ludzi!
-Ale mówiłeś, że tylko kiedy śmierdzą!
-... Wydaje mi się, że to dlatego iż za dużo się z tobą zadaję, czy coś. Nie wiem kurwa! Po prostu poczułem, kiedy robiłem skrót.
-Oh... to całkiem zajebiste... Dziwne, ale zajebiste.
-Tsk... wasz ludzki smród nie zniszczył mojego powonienia. - Przełożyłaś sobie faceta na drugą rękę, nadal zadowolona, że przyjaciel nie panikuje. - Okłamałaś mnie – rzucił cicho po chwili
-Nie kłamałam. Mówiłam ci, że nie mogę o tym rozmawiać.
-Nie z tym debilko. Mówiłaś, że rytuał nie jest niebezpieczny, erotyczny czy dziwny. No i mówiłaś, że ciała nie są potrzebne... A to ma kurwa wszystko!
-Dobra, zazwyczaj to nie jest niebezpieczne. Ale ciekawski szkieleci stalker mnie zaskoczył i narobiłam bałaganu.
-Nie stalkowałem cię! Kurwa szukałem bo chciałem zobaczyć, czy nic ci nie jest!
-Awww, Czacho to ba...
-ZAMKNIJ SIĘ! - po chwili śmiechu mówiłaś dalej.
-No i nie ma w tym nic seksualnego
-Tsk... ten gość ma inne zdanie
-T-to dlatego, że.... proces wysysania krwi jest... przyjemny... dla osoby gryzionej
-Więc to coś erotycznego!
-Nie!
-Dla mnie brzmiało w ten sposób!
-Nie! - westchnęłaś. Dlaczego wszystko musi do tego sprowadzać. Gryzłaś ludzi bo musiałaś. Nie dopowiadaj sobie czegoś, czego nie ma. - Masz rację – powiedziałaś – Kłamałam. To jest dziwne i tak... potrzebne są ich ciała. Ja... ja chciałam tylko zachować tajemnicę. - Facet przerwał rozmowę jęknięciem i delikatnym poruszeniem. Delikatnie postawiłaś go na równe nogi. Patrzyłaś, jak powoli odzyskuje przytomność. Musiałaś mu pomóc utrzymać równowagę.
-G-gdzie...? - zapytał cicho otwierając oczy. Przerwałaś patrząc mu w oczy i nie zwalniając uścisku
-Idź do domu, zjedz żelazo, odpocznij – nakazałaś. Zrobił krok, prawie się wywrócił. Z Sansem musieliście go chwycić za ramiona. Spróbował jeszcze raz, tym razem mu się udało. Kiedy był już w stanie chodzić, oboje go puściliście. Niczym robot poszedł w swoją stronę. Sans odprowadził go wzrokiem, a kiedy zniknął, popatrzył na Ciebie
-W-więc.. o co chodzi z twoimi oczami?
-Oh... to. Mogę zahipnotyzować ludzi i powiedzieć im co mają robić, albo wymazać im wspomnienia.
-Że co?!
-Fajnie, nie? - uśmiechnęłaś się. Zrobił krok do tyłu.
-R-robiłaś mi to kurwa cały czas?
-Nie! Ja nie.. nie mogę i tak
-Nie... możesz.. Zaraz.. W-więc.. próbowałaś?!
-W-wtedy... w garażu... Ja.. próbowałam – wyglądał na przerażonego. Klasnęłaś w ręce – Nie chciałam, przysięgam. I tak to na ciebie nie działa i przepraszam i tak nie powinnam była próbować, chciałam abyś zapomniał, że jestem wampirem, nic innego. Przysięgam. Proszę, nie gniewaj się!
-Zaraz... to na mnie nie działa – Powiedział powoli nadal patrząc na Ciebie przerażony.
-Potwory.. uh... są odporne.
-Oh.. - uśmiechnął się – Heh, mówiłem, że potwory są lepsze niż ludzie
-Hehehe, jasne Czacho. Zdecydowanie znosisz to lepiej niż większość ludzi – założył ręce za głowę wyraźnie z siebie zadowolony.
-Kurwa to oczywiste. Bo nie jestem jakimś słabym, beznadziejnym gównianym człowiekiem
-Hehehe, jasne Czacho – szczerzył się. Cieszyłaś się.
-Masz jakieś inne dziwne chujostwa o których powinienem wiedzieć?
-Kilka... chcesz o tym pogadać w ciemnej uliczce w środku nocy?
-Oh.. racja.. Um... załatwiłaś już wszystko tutaj?
-Tak. - wyciągnął w Twoją stronę rękę, chwyciłaś za nią z uśmiechem. Twój przyjaciel wie i zaakceptował Cię. Chwilę potem, oboje zniknęliście.
Share:

29 września 2017

Undertale: Gra w kości -Wywiad Sansa [The Skeleton Games -Sans Shorts] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Wywiad Sansa (obecnie czytany)
W piątkowy wieczór walisz pięściami w ścianę
-CZACHO! CZACHO! PRZYJDŹ! SZYBKO! - krzyczałaś na sąsiada
-CZEGO?!
-POŚPIESZ SIĘ I PRZYJDŹ! - słyszałaś, jak chodził po mieszkaniu, a potem..
-Już jestem, czego? - powiedział z Twojego salonu. Szybko pobiegłaś w jego stronę. Siedział na Twojej kanapie i pił powoli musztardę z butelki. Wychyliłaś się z tyłu, zbyt podekscytowana
-Patrz! Patrz! Wywiad z tobą w telewizji! - popatrzył zaciekawiony na włączony monitor. Reporterka opowiadała o Nawiedzonym Domu. Sans i Ice Wold stali za nią w tle.
-Tsk... cudownie
-Teraz zobaczę czy odpowiadałeś „mam to w dupie” czy nie
-Mówiłem, że nie
-Założę się, że tak.
-Zamknij się! Mówię, że nie!
-Cii, nie słyszę co mówi! - oboje się zamknęliście i słuchaliście.

-Za mną coroczna tradycja Ebbot City. To charytatywny event, którego wszystkie zyski zostaną przeznaczone na wsparcie lokalnych organizacji, pomagającym dzieciom z biednych domów w okresie świątecznym. Każdego roku są różne atrakcje powiązane z obchodami Halloween, gry, jedzenie, zabawy, jednak najsławniejszy jest Nawiedzony Dom. Zaś w nim, ludzie mają szansę przebrać się za potwory i straszyć zwiedzających. Lecz pierwszy raz w historii, pracują w nim prawdziwe potwory! Porozmawiamy teraz z naszymi potworzymi przyjaciółmi i dowiemy się, co myślą o pracy w takim miejscu.

Kolejna scena przedstawiała jej wyciągnięta dłoń w stronę twarzy Ice Wolfa. Całe jego ciało było skąpane w sztucznej krwi. Na dole ekranu pojawił się mały napis z jego imieniem.

-Co sprawiło, że zdecydowałeś się pracować w Nawiedzonym Domu? - zapytała
-Zażyłości międzyludzkie... są dziwne. Chciałbym zrozumieć je lepiej – warknął pokazując kły w przerażającym uśmiechu. Kobieta milczała całkowicie wpatrzona w paszczę. Ten jednak nic więcej nie dodał, więc kontynuowała.
-Podoba ci się praca tutaj? Dobrze cię traktują?
-Jest.. ciekawie – odparł oblizując wilcze wargi.

-Pffff hehehe, Ice Wolf nigdy nie był dobry w takich pogadankach – Sans chichotał sącząc musztardę
-Ech... A mi się wydaje, że bardzo.. uważa, na to co mówi – starałaś się go bronić
-Gadać z nim to gadać ze ścianą futra
-Ciii... chcę słuchać – uciszyłaś go.

-I co robisz w Nawiedzonym Domu? - zapytała reporterka. Ice wyglądał na zmieszanego
-Jestem wilkiem... dużym wilkiem .

Nawet Ty zachichotałaś. Naprawdę? Pytają się wielkiego, włochatego, potworzego wilka, co robi w Nawiedzonym Domu? Przerzut ekranu, tym razem Sans stał koło reporterki. Miał na sobie swój strój, twarz umazaną w sztucznej krwi. Jego imię również pojawiło się na dole ekranu. Pocił się nerwowo, kiedy zaczęła zadawać mu kilka pytań. Reporterka tym razem musiała się pochylić, bo był od niej niższy.

-Jak opisałbyś pracę w Nawiedzonym Domu?
-J-jest dobrze... N-nie spodziewałem się, że l-ludzie lubią takie rzeczy – odpowiedział, choć się uśmiechał. Lecz jego mowa ciała wyraźnie pokazywała, że nie był przyzwyczajony do takich rzeczy.
-Nie masz nic przeciwko, byciu potworem w Nawiedzonym Domu?
-Ja.. ja... - drżał, wyglądał jakby nie wiedział co odpowiedzieć.

-I ty śmiałeś się z Ice – mruknęłaś podczas oglądania
-Ja tylko... nie wiedziałem co powiedzieć, aby nikogo nie obrazić! - warknął

-Jest fajnie... Mam to gdzieś – odpowiedział szkielet w telewizji

-Powiedziałeś to! Powiedziałeś! - krzyknęłaś. Tańcząc na kanapie.
-To.. to stało się tylko kurwa raz! Nie wiedziałem co powiedzieć! - krzyknął. Odezwał się w tym momencie jego telefon, podczas kiedy Ty byłaś pochłonięta wywiadem. Odebrał wyraźnie zmartwiony. -Cz-cześć Szefie... - zaczął cicho
-SANS! TY DOBRY W ROBIENIU NICZEGO LENIU! JESTEŚ W TELEWIZJI! DLACZEGO NIE POWIEDZIAŁEŚ MI CO SIĘ DZIEJE! DLACZEGO NIE POWIEDZIAŁEŚ MI, ŻE BĘDZIESZ W TELEWIZJI? GDYBYM WIEDZIAŁ, NAGRAŁBYM TEN MOMENT! DLACZEGO JESTEŚ TAK LENIWY, ŻE ZAPOMINASZ POWIEDZIEĆ O TYM CO WAŻNE?! SANS, SŁUCHASZ? MASZ NATYCHMIAST ODPOWIEDZIEĆ! SANS OGLĄDAJ TELEWIZJE! PATRZ! - Sans musiał odchylić telefon od czaszki. Głos był zbyt głośny, nawet jak na rozmówcę. Wyglądał na przerażonego tym, co odkrył jego brat. W tle słyszałaś śmiech Undyne. Huh... a więc faktycznie są przyjaciółmi. Również zaczęłaś chichotać słuchając co Papyrus ma do powiedzenia – GDYBYM WIEDZIAŁ, ŻE UDZIELISZ WYWIADU, PRZYGOTOWAŁBYM CIĘ OSOBIŚCIE I WŁAŚCIWIE DO TELEWIZJI. JA WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS NIE OGLĄDAŁEM NADAREMNO WSZYSTKIE FILMY Z METTATONEM NYEH HEH HEH! WYRAŹNIE NIE BYŁEŚ PRZYGOTOWANY NA... - przerwał na chwilę – SANS?
-T-tak Szefie?
-CZYJ JEST TEN ŚMIECH KTÓRY SŁYSZĘ? - Sans zdzielił Cię spojrzeniem, chcąc abyś się zamknęła.
-N-nikt Szefie.
-NIKT? TO NNIE BRZMI JAK NIKT! TO BRZMI JAK TWÓJ BEZWARTOŚCIOWY CZŁOWIEK, SANS! - Od strony rozmówcy dobiegł głośniejszy śmich. Undyne wyraźnie się podobała cała sytuacja. Sans skrzywił się słysząc „twój człowiek” ale nic nie powiedział. - SZYBKO! DAJ JĄ DO TELEFONU! - Podał Ci go wyraźnie zmartwiony. Wzięłaś i przystawiłaś do ucha.
-Cześć Wielki Szefie! - rzuciłaś rozanielona – W czym mogę pomóc?
-CZŁOWIEKU SANSA! - szybko odsunęłaś telefon od ucha, był zbyt głośny – CZEKAŁEM CAŁY TYDZIEŃ, AŻ DO MNIE ZADZWONISZ! DLACZEGO NIE ZADZWONIŁAŚ?
-Oh.. Ja.. nie miałam powodów i um.. myślałam, że nie chcesz abym cię zadręczała telefonami...
-OCZYWIŚCIE, ŻE MASZ POWÓD BY DZWONIĆ! JESTEM WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY. POTRZEBA CI INNEGO POWODU?
-Wiesz... masz rację Wielki Szefie. Chcesz o czymś porozmawiać? Stęskniłam się za twoim seksownym głosem – oparłaś się wygodnie na kanapie. Undyne zaczęła dławić się ze śmiechu, słyszałaś jak stłukła coś.
-Gahahahaha Paps! Ten śmieć.... ona powiedziała, że twój głos jest seksowny! - krzyknęła między falami śmiechu
-J-JA... CZ-CZŁOWIEKU TO...! - plątał się w słowach – S-SANS WYSTĘPUJE W PROGRAMIE I POWINNAŚ GO OGLĄDAĆ! ŻEGNAJ! - rozłączył się, a Ty zalałaś się śmiechem. Myślałaś, że będziecie rozmawiać troszeczkę dłużej. Wygląda na to, że troszeczkę przesadziłaś.
-Oddawaj! - Sans wyrwał telefon z Twojej ręki – Dlaczego zawsze musisz mu tak dokuczać?
-Haha, co? Twój brat jest słodki kiedy się zbulwersuje – popatrzył na Ciebie pełen obrzydzenia. Wyraźnie nie spodobało mu się, gdy nazwałaś jego brata słodkim.
-....Jesteś chorym dziwakiem, wiesz?
-Hehehe... nie bądź zazdrosny Czacho... jesteś o wiele słodszy!
-Zamknij się i oglądaj wywiad! - warknął. Odwróciłaś się w jego stronę trochę zaskoczona, że nadal trwa. Tym razem było więcej Sansa niż Ice. Pewnie dlatego, że łatwiej było z nim rozmawiać.

-Co sprawiło, że podjąłeś się takiej pracy? - zapytała reporterka. Sans odwrócił wzrok. Zatrzymał się na czymś, czego nie uchwyciło oko kamery, potem jego uśmiech się poszerzył. Ciało natychmiast odprężyło i znowu popatrzył na kamerę.
-Mam stukniętą sąsiadkę, która nawiedzała mnie, abym tutaj przyszedł heheh.

-Nieeee! Czacho! Jak mogłeś! - krzyknęłaś chowając twarz za dłońmi.
-Hehehe no co! To było dobre! - chichotał zadowolony z Twojej reakcji
-Niby co? To, że nazwałeś mnie stukniętą w telewizi?
-Zamknij się w końcu i oglądaj!

-Myślisz, że fakt bycia potworem daje ci przewagę w straszeniu? - Sans w telewizji wzruszył ramionami
-Szczerze nie przychodzi mi to z trudnością. Łatwo sprawić, że wyskoczycie ze skóry, kiedy myślicie, że zjem wasze mózgi.

Przeszkodził wam telefon Sansa. Odebrał tym razem później, wyraźnie zaskoczony. Tym razem trzymał komórkę przed twarzą wykrzywiając się w uśmiechu.
-SANS! COŚ TY NAROBIŁ! WYGŁOSIŁEŚ PUBLICZNIE W TELEWIZJI SWOJE OKROPNE KAWAŁY! NAKAZUJĘ CI ABYŚ PRZESTAŁ JE OPOWIADAĆ! - krzyczał Papyrus. W tle słychać było donośny śmiech.
-Hehehe, no weź Szefie. Moje kawały pozbawione są płytkości
-ZNISZCZYŁEŚ DOBRE IMIĘ SZKIELETÓW PRZED WSZYSTKIMI W TELEWIZJI! CO MAM POWIEDZIEĆ MOIM PRZEŁOŻONYM, KIEDY PRZYJDĘ DO AKADEMII?!
-Możesz się ich zapytać, czy mają kości w całości. - więcej śmiechu, słyszałaś jak w tle u Papsa dołączyło głośne chichotanie.
-CZEKA CIĘ SROGA KARA KIEDY JUTRO DO CIEBIE PRZYJDĘ, TYLKO POCZEKAJ.
-Chcesz mnie ukarać Szefie? Hehehe!
-ZGADZA SIĘ! PODWOJĘ MOJE STANDARDY CZYSTOŚCI! PRZYGOTUJ SIĘ NA PORAŻKĘ JUTRO! JESTEŚ NAJGORSZYM BRATEM NA ŚWIECIE! NIE SPODZIEWAJ SIĘ, ŻE NASZE WIĘZI POMOGĄ CI ZMIENIĆ MOJE ZDANIE! UDAM, ŻE CIĘ NIE ZNAM I … POWIEDZ SWOJEMU ŻAŁOSNEMU CZŁOWIEKOWI, ABY SIĘ NATYCHMIAST PRZESTAŁ ŚMIAĆ! OBOJE UWAŻAMY, ŻE TWOJE KAWAŁY SĄ BEZNADZIEJNE! TERAZ ŻYCZĘ DOBREJ NOCY! - i rozłączył się. Oboje z Sansem zaczęliście się głośno śmiać.
-Hahaha Czacho! Nie mogę oddychać! - płakałaś starając się chwycić oddech między falami śmiechu
-Hehehehehe … n-no weź hehehhe... to ja tu nie mam płuc!
-Nieeeee hahaha! To nawet nie było zabawne! Przestań!
-T...to dlaczego hehehe dlaczego się śmiejesz? Hehehehehe
-Bo są okropne hahaha! Nie mogę uwierzyć w to co hahah powiedziałeś w telewizji!
-Hehehe wiem, że je kochasz!
-Wcale, że nie. Hahahaha – po chwili mogłaś złapać powietrze. Sans nadal rechotał obok. Trochę zmartwiło Cię to, co powiedział Papyrus. Naprawdę zmusi Sansa do powrotu jeżeli obleje inspekcje czystości? Poczułaś, jak zabolało Cię serce na tą myśl. Będzie tak strasznie nuuuudno. Nie ma nic lepszego niż darcie ryja z sąsiadem przez ściany. Uwielbiasz się z nim spotykać i grać w gry. Jeżeli się wyprowadzi, mogłabyś oczywiście pisać, aby teleportował się do Ciebie, ale.. to już nie to samo. Fajnie jest mieć go za sąsiada. - Myślałam, że boisz się swojego brata... - Sans natychmiast przestał się śmiać, zamiast tego na czole pojawiły się niewielkie krople potu. Wsunął ręce do kieszeni odwracając wzrok. Wywiad teraz pokazywał wycieczkę po Nawiedzonym Domu. Nerwową twarz potwora oświecała łuna światła z telewizji.
-N-nie boję się go... tylko... kiedy byliśmy w Podziemiu – popatrzył na podłogę – Wiele złego wydarzyło się w naszej znajomości.... T-to nie jego wina. Musiał się mną zająć, co nie było łatwe.
-Nie zmusi cię do wyprowadzki przez te suchary w telewizji.
-N-nie jest aż tak zły.... chyba.... Wiele przy nim żartowałem.. kiedyś...
-Kiedyś?
-Kiedy byliśmy dziećmi.... - czekałaś, jak zacznie mówić więcej, lecz tego nie zrobił. Postanowiłaś tym razem nie naciskać. Powie ci, gdy będzie gotowy.
-Pomóc ci z porządkami?
-T-tak... to dobry pomysł... uh... taaak...
Trzy dziewczyny szły przez ciemny korytarz. Światło latarki migotało nerwowo z lewa na prawo. Bały się, że coś zaraz na nie wyskoczy.
-Ja już nie chcę tu być!
-Już dobrze, już dobrze, prawie koniec.
-Śmiejecie się ze mnie. Dlaczego się śmiejecie?
-Nic się nie dzieje. Pamiętasz, wszystko tutaj jest sztuczne.
-T-tak, nie ma się czym martwić. T-to tylko ludzie w przebraniach – Dziewczyny skręciły mijając wielki stary obraz wiszący na ścianie. Jak ostatnia dziewczyna go mijała, postać z malowidła wyszła z ram i objęła ją mocno. Niższa dziewczyna chwyciła przyjaciółkę i w panicznym strachu zaczęła biec przed siebie.
-NIEEEEEE – krzyczała.
-NIE CIERPIĘ TEGO! - krzyczała dziewczyna ścięta na krótko, zaraz po tym jak wyrwała się postaci.
-Hahahaha cudowny widok – śmiała się brunetka pozwalając, aby jej przyjaciółki uwiesiły się jej.
-Nienawidzę cię, zawsze zmuszasz mnie do takich rzeczy. Nienawidzę tego – marudziła niska.
-Tutaj nie ma nic strasznego... wszystko to banda przebierańców, kupa sztucznej krwi i stos plastiku. Chcę zobaczyć prawdziwego potwora... ale nie wiem gdzie go szukać.
-Nie chcę go zobaczyć. Nie podobają mi się nawet ludzie przebrani za te dziwadła. Dlaczego miałabym chcieć zobaczyć potwory?
-Przyjechałyśmy tutaj z innego województwa! Baw się! No i nie wolno mu cię dotykać
-Powiedz to tamtemu z obrazu! - skręciły w kolejny korytarz latarką oświetlając ściany. Znalazły proste, niewielkie drzwi przyozdobione ciemnymi szmatami. Weszły tam zaciekawione, tym co znajdą w nowym pomieszczeniu. Ciężko było w nim cokolwiek zobaczyć przez ciemności, ale latarka pomagała, oświetliła nagrobki i zwisające z sufitu zakrwawione kości. Przy ścianie spoczywało kilka sztucznych kościotrupów z pustymi oczami. Na środku dumnie leżała wielka płyta grobowa, na której siedział mały, szczerzący się szkielet.
-M-mówiłaś, że w telewizji był potwór szkielet – szepnęła krótko ścięta.
-Tak! Założę się, że jest gdzieś tutaj – brunetka rozglądała się. Niższa mocniej wtuliła się w przyjaciółkę, drżąc gdy wchodziły głębiej do środka. Minęły zwisające kości, delikatnie odsuwając je na bok. Nagle... latarka zgasła oblewając pomieszczenie kompletnym mrokiem.
-Włącz to! Włącz to!
-Próbuję!
-Dlaczego nie działa?!
-Włącz to natychmiast! - niski śmiech zadźwięczał przytłumiony szlochami dziewcząt.
-Heh heh heh heh.... ohh kochane... widziałyście mnie w telewizji i postanowiłyście mnie odwiedzić? Nie wiedziałem, że stałem się popularny – szczerzący się szkielet przed nimi zarzucił przez ramię plastikową kość. Jego kości były pokryte świeżą krwią. Miał podarte ciuchy. Czerwone źrenice tworzyły światło delikatnie oświetlające jego czaszkę. Powoli podszedł w ich stronę, a one cofnęły się. Za sobą miały już tylko nagrobki, żadnej możliwości ucieczki. Zsunął kość z ramienia i wyciągnął ją w stronę brunetki, odchylając plastikową kościaną zabawką włosy. Zachichotał widząc jej przerażenie. - Wiesz... podoba mi się twój szkielet... - przesunął ją po policzku i wsunął pod brodę zmuszając, aby delikatnie podniosła głowę do góry – Chcesz mieć w sobie jeszcze jednego? - Nogi zaczynały uginać się pod jej ciężarem. Patrzyła na kość. Szkielet zaśmiał się znowu wyraźnie uradowany jej strachem. Latarka w dłoni drugiej dziewczyny włączyła się, dobiegł hałas piły łańcuchowej, szkielet odsunął się gdy zamaskowany morderca biegł w ich stronę, krzycząc i wymachując piłą. Wszystkie dziewczyny wybiegły z pokoju, zaś ich krzyk niósł się echem po korytarzu.
Popatrzyłaś na kościotrupa opierającego się o nagrobek. Zdecydowanie cieszył się chwilą.
-K... kurwa mać! Hehehehe widziałaś ich twarze? Prawie się posrała ze strachu!- Uniosłaś brwi. Czy... naprawdę nie zauważył? W ciemnościach widzisz lepiej niż on, ale... to oczywiste.
-To... uh... nie była kupa, ale.. Jestem pewna, że się posikała. - przestał się natychmiast śmiać i milczał przez chwilę... nie będąc pewien czy czuć dumę czy obrzydzenie.
-Że co?! - krzyknął po chwili
-Nie widziałeś jej spodni?
-A więc to tak śmierdziało! Obrzydliwe! - warknął.
-Czacho, pozwól że raz jeszcze przypomnę, nie wolno nam dotykać nikogo
-Nie dotknąłem jej – mówiąc to przełożył sobie plastikową kość przez ramię – Użyłem mojego wielkiego drąga
-Proszę, nie mów tak więcej – skrzywiłaś się
-Jak?
-Czacho... czy ty w ogóle siebie słuchasz?
-Co? O czym ty kurwa gadasz?
-Drugi szkielet w niej? Dotykanie jej wielkim drągiem?
-Co? Nie wolno mi dotykać nawet za pomocą tego? - westchnęłaś podirytowana. Może z nim trzeba jaśniej.
-Ludzie... uh... z tego co wiesz mogą uprawiać seks. No i na penisa czasami mówi się drąg. - stał tak kilka chwil, analizując to co mu powiedziałaś. Zarumienił się mocną czerwienią.
-J-ja kurwa wiedziałem!.... Ja pierdolę! Wy ludzie wszystko musicie sprowadzić do seksu! Kurwa, jesteście obleśni!
-Hahahaha, Czacho, raczej nie chcesz być pierwszym potworem aresztowanym za molestowanie
-Nie to miałem kurwa na myśli! Ja nawet kurwa tego nie mam! Kurwa mać! Wszyscy jesteście zboczeni!
-Już widzę te nagłówki w gazetach! Hahaha. Szkielet aresztowany za straszenie drągiem kobiet w nawiedzonym domu! Hahahah! - Myślał chwilę kiedy się śmiałaś, cały rumienił się. Lecz potem wypalił.
-Heh, wiedziałem, że lubisz kawały – rzucił przebiegle. Natychmiast przestałaś się śmiać.
-T-to nie był kawał... To tylko żart o tobie i...
-Uwielbiasz kawały i dobrze o tym wiesz! - skrzyżowałaś ręce na piersi.
-Jest śmieszny bo jest dobry. Większość twoich żartów są złe
-Złe do szpiku kości
-Poprawię się. Są okropne – zaczęłaś wracać na swoje miejsce gotowa na kolejną grupkę gości
-Okropnie wspaniałe?
-Okropnie okropne, zaczynam rozumiem Papyrusa. - Sans położył się na nagrobku szczerząc się szeroko.
-Możesz mówić co chcesz. Ale dobrze się spisuję. Jako pierwszy sprawiłem, że laska posikała się ze strachu
-To raczej nie ma nic wspólnego z kawałami. Dałeś jej do zrozumienia, że chcesz z nią uprawiać seks.
-NIEPRAWDA!
-Ona tak to zrozumiała.
-Tsk... t-to nie moja wina, że wszyscy ludzie to zboczone pojeby.
-Może powinieneś pomyśleć zanim coś powiesz?
-Może wszyscy powinniście przemyśleć raz jeszcze swój pierdolony gatunek?! - Krzyki były coraz bliżej waszego pokoju, dałaś znać Sansowi, aby był cicho. Słyszałaś ludzi przed ich wejściem. Z głosów wynika, że to kolejne dziewczyny... Ostrożnie przechodziły między nagrobkami. Czwórka. Wyglądały jak dwie pary sióstr. Jedna z niższych, przerażona, wtulała się w starszą. Po policzkach ciekły jej łzy. Zasady Domu są pod tym względem nieczułe. Możesz pozwolić ludziom spokojnie wyjść tylko wtedy, kiedy jest sytuacja zagrażająca życiu. Minęły zwisające kości. Starsza wyraźnie denerwowała uwieszoną ramienia młodszą dziewczyną.
-Ja już nie chcę łaaaa – ryczała
-Zamknij się i chodź – szepnęła starsza. Minęły Sansa, ledwo zwracając na niego uwagę. Wyłączyłaś im latarkę, czekając aż Sans zrobi swoje. Uwielbiał się teleportować, zadowolony, że nikt nie udowodni mu korzystanie z magii w ciemnościach. Pojawił się przed nimi, zabłyszczały mu oczy. Dziewczyna wtulająca się w starszą siostrę w ogóle nie zareagowała, zamiast tego postanowiła do niego podejść.
-Ohh słoneczka moje, chcecie do mnie dołączyć? - wskazał na zwisające kości kiedy przesunął się powoli w stronę grupki.
-Odejdź! Pozwól nam wyjść! - ryczała dziewczyna wtulając się w koszulę siostry. Podszedł do nich kiedy próbowały przejść. Wyraźnie zdenerwowany, brakiem większej reakcji.
-Ah, no weźcie, dziewczynki. Musicie odpowiedzieć na moją zagadkę – wyszczerzył się – Co mówi szkielet kiedy je człowieka? - zarzucił wielką kość za ramię.
-SPADAJ! - krzyknęła niska dziewczyna starając się go przesunąć. Z łatwością jej uniknął, dziewczyna spadła na ręce i kolana.
-Aww, no weź. To było proste. Bone apperire! - Sans jednak nie zauważył, że druga młodsza siostra również straciła równowagę. Spadając, chwyciła za najbliższą rzecz, która pomogłaby jej zachować równowagę. A najbliżej był Sans... a uściślając, jego podarte spodenki. Dziewczyna i tak upadła. Włączyłaś latarki akurat, aby zobaczyć przerażoną twarz Sansa. W oczodołach nie miał światła. Stał twardo jak skała, nie ruszał się. Gdyby nie dziwna pozycja, nie byłoby różnicy między nim, a szkielecimi manekinami w pokoju. Choć starałaś się szanować prywatność i intymność osobistą swojego przyjaciela... były takie myśli, których nie umiałaś kontrolować. Jedną z nich, była zawartość jego spodni... teraz widoczna jak na dłoni. Nim zdążyłaś nad sobą zapanować, gapiłaś się na miejsce które wcześniej skrywało się pod podartymi spodenkami. Nom... w całości jest szkieletem. Nawet tam. To właściwie tylko miednica. Nie ma na co patrzyć. Pochyliłaś się chcąc mieć lepszy widok. Całkowicie zapominając o przestraszeniu dziewczyn piłą. Te i tak już uciekły.
-GAAAAAAAAAAAAAAAHHHHHH! - krzyknął Sans. Przełamując pozycję, natychmiast zniknął, pozostawiając po sobie jedynie podartą, ubrudzoną w sztucznej krwi parę spodenek. Cholera, cholera, cholera!
-Czacho? - krzyknęłaś. Oczywiście.. pewnie cię nie słyszy, teleportował się. Ale gdzie? Rany. Nie masz przy sobie telefonu... Nie możesz do niego napisać. Um... może powinnaś użyć radia i powiedzieć... ale co? Nie możesz im powiedzieć, że użył magii. Rany! Co robić? Podeszłaś do spodenek i podniosłaś je. Nadal były ciepłe. Możesz być tutaj sama bez niego przez jakiś czas, ale prędzej czy później ktoś się zorientuje. Może mimo wszystko powinnaś zadzwonić? Schowasz jego spodenki i powiesz, że wyszedł jakoś, niezauważony przez nikogo. Rozpaczliwie starałaś się znaleźć rozwiązanie z tej sytuacji. Poczułaś nacisk. Coś uderzyło Cię w plecy, musiałaś chwycić się za zwisającą kość, aby zachować równowagę.
-Kurwa mać! - krzyknął głos – Nie wchodź mi w drogę!
-Chwała niech będzie... przyszedłeś Czacho! - już miałaś juś odwrócić w jego stronę, kiedy powstrzymała Cię para kościstych dłoni.
-Nawet o tym nie myśl! I oddawaj spodnie! Ja pierdolę!
-Hehehe wybacz, wybacz – podałaś za siebie spodenki nie odwracając się.
-I nie śmiej się! To nie jest śmieszne – warknął zakładając je na siebie. Oczywiście, to sprawiło, że śmiałaś się jeszcze głośniej.
-Hehehehe i tak nie ma na co patrzyć. To kości
-W-widziałaś! Kurwa mać! - brzmiał na zranionego. Powstrzymałaś śmiech zdając sobie sprawę, że powinnaś być teraz milsza.
-I-i tak nic nie widziałam.... było ciemno – Nie... widziałaś wszyyyyyściutko.
-J-jesteś pierdolonym dupkiem!
-T-to nic złego... nie masz żadnych ludzkich organów, więc... i tak nic nie zobaczyłam i...
-Nie interesuje mnie twoje pierdolone ciało, i nadal by mi się nie podobało nawet, jeżeli zobaczyłbym cię nago! - warknął. Zrozumiałaś...
-Wybacz.. nie powinnam była patrzeć – czułaś się zawiedziona sobą. Po chwili założył na siebie spodenki. Odwróciłaś się w jego stronę walcząc ze śmiechem. Był czerwony, w ciemnościach widać było świecącą czerwień z jego twarzy. - Um... bałam się, że nie wrócisz.
-Tsk.. to część naszej umowy. Jeżeli teraz bym sobie poszedł, miałbym u ciebie dług.
-Heh... Już i tak się przede mną darmowo rozebrałeś, więc pewnie byśmy go pominęli.
-ZAMKNIJ SIĘ! KURWA MAĆ!
-Hahaha nie mogę uwierzyć, że paradowałeś w stroju Adama przed bandą dzieciaków!
-Strój Adama mam w dupie! Pierdolony gówniarz je ściągnął. - usłyszałaś krzyki i automatycznie wróciłaś na swoje miejsce.
-Spróbuj się uspokoić... Twoja głowa wygląda jak bombka.
-Co?! - schował czaszkę za rękami, czując jak ciepło magii ją ogarnia. Warknął zdając sobie sprawę jak musi wyglądać..
-Nie wydaje mi się, aby pomidor był straszny, wiesz?
-Z-zamknij się!
Sans zabrał Cię do domu po waszej zmianie w Nawiedzonym Domu. To była wyczerpująca noc. Wywiad w telewizji przyciągnął tłumy zwiedzających. Atrakcja była czynna godzinę dłużej, z racji na długość kolejki. Ustawiali się w niej aż do godziny zamykania całej zabawy. Poszłaś do łazienki, wzięłaś prysznic, szykując się na picie. Postanowiłaś znowu iść do centrum. Założyłaś na siebie bardzo skórką czarną spódnicę, zarzuciłaś na ramiona kurtkę. Jesienne noce robiły się zimniejsze. No i to byłoby dziwne, gdybyś paradowała tylko w kiecce. Jak skończyłaś się szykować, cichutko chwyciłaś za torebkę i kluczę. Nasłuchiwałaś sąsiada. Cisza. Pewnie śpi. Na paluszkach przeszłaś przez kuchnię. Założyłaś buty na obcasie i wyślizgnęłaś się przez drzwi, starając się aby żaden szmer nie zbudził sąsiada. Gdy się odwróciłaś za siebie, dostrzegłaś parę świecących, czerwonych źrenic.
-Wybierasz się gdzieś?
Share:

POPULARNE ILUZJE