Notka od autora: Wiecie jakie to dziwne uczucie, kiedy pomysł na kolejny rozdział pojawia się wam w starym, naprawdę starym fanficku? Faza na Death Note trzymała mnie chyba najdłużej jak do tej pory. Bite siedem lat jak nie więcej. Napisałam ponad pięćset stron opowiadania a to wszystko przez trzy lata. Historia dotyczyła Kiki zwanej Fiołkiem, wnuczka Watariego wychowana u boku L.
Niżej znajduje się opening do jednej z części opowiadania jaki zrobiła daaawno temu.
Ciche bity dobiegały z kolorowego teledysku muzycznego. Kiki siedziała na fotelu z nogami przerzuconymi przez podłokietnik, w ustach obracała czereśnię. Wynoszona koszula i krótkie spodenki to była jej piżama. L nie był lepszy, zajmował miejsce na kanapie. Albo właściwie to całą kanapę. Leżał na niej i jedną podgiętą nogą, beznamiętnie śledząc zmieniające się obrazy na ekranie.
Ani ona, ani on nie wiedzieli dokładnie kiedy przestali patrzeć na drugiego w sposób inny niż dziecięcy. Wychowani razem, obok siebie, niczym rodzeństwo powoli zaczynali odkrywać, że coś w ich relacji się zmieniło. Bardzo dawno, oczywiście. Pomijając kwestię dorastania i cały nastoletni bunt, które żadne z nich nie przechodziło aż tak wyraźnie.. Bo wtedy wiedzieli. Znaczy się L wiedział. L zawsze wiedział. Mutacja obniżyła mu głos, zniknęły dziecięce rysy twarzy, gwałtownie urósł, buzia przestała być taka gładka i nienaruszona. Kiki zrobiła się talia, uwydatniły biodra i piersi. Miała dawno za sobą etap trądziku młodzieńczego, lecz do teraz musiała walczyć z nowymi problemami okresu dojrzewania.
Jak więc do tego doszło, że teraz żadne z nich nie wiedziało co ma zrobić z własnymi uczuciami i pragnieniami? Mimo swojej wiedzy L nie wiedział, kiedy jego emocjonalna, zapomniana i ledwo żywa część osobowości przestała patrzeć na Fiołka, jak na słodką i uśmiechniętą towarzyszkę, która choć nie rozumiała co do niej mówił, zawsze go słuchała i wypełniała dokładnie to co jej powiedział. Ona natomiast nie próbowała nawet znaleźć powodów, przez które ukradkiem wącha jego koszulę, albo śni dziwaczne sny, których treści wolałaby nikomu nie zdradzać. Najgorsze jednak było udawanie.
Udawali, że nic się nie zmieniło. Dorastanie w sierocińcu Wammy's House. Późniejsza przeprowadzka do Angeliki i Edwarda, rozstanie z literowcami i rozdzielenie z B i S.... Tak, wtedy jeszcze traktowali się jak dzieci, jak rodzeństwo, nie patrzyli na siebie seksualnie, w żadnym razie. Fiołek sięgnęła po kolejna czereśnię, natomiast L westchnął ciężko.
Pszczółki i kwiatki nie były potrzebne, o nie. Oboje wiedzieli jak to się robi od dawna. Z punktu widzenia teoretycznego i biologicznego. Znaczy się, we wszystkim, to Fiołek miała bądź co bądź większe doświadczenie niż L. Gdyby B wtedy jej nie wygonił, gdyby po namiętnych pocałunkach po prostu nie kazał jej wyjść może teraz byłaby.... Potrząsnęła głową do własnych myśli. Kochała B i kochała L. To pewne. Ich obu. Wygląd nie miał tutaj nic do rzeczy bo wyglądali kurwa identycznie. Bracia bliźniacy. Połknęła pestkę z niesmakiem. Czy człowiek może kochać w znaczeniu emocjonalnym i fizycznym więcej niż jedną osobę i nadal będzie to szczere, piękne i czyste uczucie? Fakt, że bracia się nienawidzili nic nie ułatwiał. Kiki czuła się jak kurwa. Choć zdarzenie z B miało miejsce trzy miesiące temu, od tego czasu ten się do nikogo nie odzywa, przepadł, wyparował, zniknął... Aż tak bardzo jej nie chciał? Ale skoro nie chciał, to dlaczego całował? Warknęła do siebie.
-Myślałem, że lubisz tę bajkę - usłyszała cichy głos L. Popatrzyła na niego i zaśmiała się nerwowo siląc na uśmiech zakłopotania
-Bo lubię, po prostu... myślałam.
-O czym? - Nie chciała... albo raczej, nie umiała go okłamywać. Nie dlatego, aby nie umiała kłamać, bo umiała. Lecz po prostu L instynktownie wiedział kiedy dziewczyna coś ukrywa albo wręcz łże. Zaśmiała się nerwowo.
-Możemy oglądać dalej? - odpowiedziała jej cisza. Zła, narastająca, taka "głośna" cisza, podczas której masz ochotę uderzyć z pięści w cokolwiek i krzyknąć "DOŚĆ".-L... - wyszeptała w końcu czując, że oszaleje. Popatrzyła w jego stronę na stolik odkładając miskę z owocami. -Mogę zadać ci pytanie? - opowiedziała jej cisza. Czyli daje zielone światło. To dobrze - Podobam Ci się? - czekała i się nie doczekała odpowiedzi. Poczuła się bardzo głupio i odwróciła wzrok szybko - Zapo...
-Jeżeli pytasz się mnie, czy obiektywnie jesteś ładna, odpowiem, że tak. Jeżeli pytasz się mnie, czy subiektywnie uważam cię za atrakcyjną, odpowiem, że tak.
-Oh... - zarumieniła się - Dz-dziękuję....
-Ale?
-Ale nie o ten rodzaj "podobania" mi chodzi - bąknęła skrępowana
-O....
-Nyhym. Więc?
-Tak.
-Co tak?
-W znaczeniu seksualnym również uważam cię za atrakcyjną kobietę. Twoje szerokie biodra nadają się do rodzenia, zaś piersi zdają się pomieścić odpowiednią ilość mleka dla wykarmienia potomstwa...
-.... Dla naszego dobra, potraktuję to jako komplement. Dobrze?
-Tak będzie chyba najlepiej.. - i kolejna dawka ciszy. Znaczy się nie kompletnej. Nadal świecił się telewizor a na nim właśnie Gejsza oznajmiała swojemu kochankowi, że muszą wspólnie uciec. Fiołek znowu zerknęła na L tym razem postanawiając zniszczyć dzielącą ich odległość. Wstała, podeszła do kanapy i usiadła na wysokości jego bioder. Mężczyzna przyglądał się jej w milczeniu.
-Dlaczego zawsze taki jesteś?
-Jaki?
-Opanowany, spokojny, cichy.... Jakbyś nic nie czuł - mówiła biorąc jego rękę w swoje dłonie. Był zdecydowanie od niej większy. Czuła pod delikatnymi opuszkami jego chropowatą skórę. Wyraźnie brakowało mu witamin, a ona nie wiedziała już, jak zmuszać go do połykania tabletek. - Mówisz, że uważasz mnie za atrakcyjną seksualnie i obiektywnie i ... ale nic nie robisz. Dlaczego?
-Chcesz abym coś zrobił?
-Nie... tak... nie wiem... nie wiem właściwie dlaczego rozmawiam z tobą na ten temat - teraz to się rumieniła - Po prostu, kiedy byłam z twoim bratem on był.... - fioletowe oczy zerknęły zza czarnych kosmyków na L badając wyraz jego twarzy. Nic - .... on był znacznie bardziej... no nie wiem.... drapieżny?
-Jedyne co pamiętam z tego wieczora, to to, że wróciłaś późno w nocy i dwa dni przepłakałaś w sypialni. - O, no racja... - Ale wiem, że do niczego nie doszło - dodał po chwili wahania.
-Skąd?
-B mi powiedział co zaszło. Mogę o nim powiedzieć wiele, ale nie to, że jest kłamcą.
-Oh... - zadrżała. - ... to dobrze.... Uhm... - L popatrzył na nią i niepewnie, ostrożnie zacisnął palce na jej rękach. On jej nie wygoni, tego była pewna. Lecz czy w takich okolicznościach nie wygląda to tak, że jeden ją odtrącił, to biednie do drugiego? Tak, zdecydowanie wygląda jak puszczalska kurwa. Czuje się jak ladacznica, a jednocześnie.. L wie. On wie. On zawsze wie. On zawsze wiedział. On zawsze będzie wiedzieć. Rozumie ją lepiej niż ona samą siebie. Mimo tej wiedzy dotyka ją teraz bez obrzydzenia, raczej niepewnie, nieśmiało.
-Jaka jest najważniejsza część każdego samochodu? - zapytał nagle. Dziewczyna zmarszczyła brwi. To jakaś gra słowna? Nie, nie wydaje się.
-Silnik? Skrzynia biegów? Koła?
-Hamulec - mówił podnosząc się tak, że teraz siedział naprzeciwko niej. Patrzył z góry na jej twarz. - To jest odpowiedź na twoje wcześniejsze pytanie. Hamuję się. Albo raczej... - westchnął nie wiedząc dokładnie jak ma ubrać w słowa to co czuje - Trudno hamować coś, co się blokuje. Po prostu staram się nie patrzeć na ciebie w ten sposób Kiki
-... Ale patrzysz? - cisza. Cmoknęła przesuwając palce wzdłuż jego ręki. Czuła delikatne włoski rosnące na jego przedramieniu. Nie zabraniał jej nawet kiedy zawędrowała na jego ramiona, kiedy delikatnie na niego nacisnęła prosząc bez słów aby się położył. Nie opierał się. Nawet wtedy kiedy całowała jego wargi. Dokładnie, ona całowała. On niewzruszony jak posąg, jak śpiący królewicz, walczył z żarem jaki tlił się w jego wnętrzu, pozostając z wierzchu zimnym i niewzruszonym. Dziewczyna się nie poddawała. Chciała być chciana. Jakkolwiek to dziwnie nie brzmi. L nie przeszkadzało to, że gdyby mogła, to już dawno straciłaby cnotę z jego bratem. B puścił ją wolno do L i nie przeszkadzało mu to, że mieszkają razem. W coś Ty się wpakowała. Myślała sunąc koniuszkiem języka po jego brodzie.
Wszystko ma swoje granice. L też je ma. Albo właściwie miał, do chwili temu. Teraz w mgnieniu oka znalazł się na dziewczynie, spadli z kanapy. Całował ją tak, jak nigdy. Z pasją o jaką go nie posądzała, z pragnieniem które wypisane było wraz z każdym jego gestem, dotykiem, szeptem, jękiem. Przygryzał płatek jej ucha, palce zaciskał na piersi unosząc ją do góry, a następnie masując kolistymi pełnymi ruchami. Czuła jak wsunął swoje kolano między jej nogi. Nie opierała się, chciała więcej, bardzo chciała.
-DZIECI! - niestety, okrutne fatum, zły los, jakkolwiek się tego nie nazwie. Cały wszechświat planował jednak coś innego dla niej. Byli tak zajęci tańcem własnych spragnionych ciał, że nie usłyszeli gdy do mieszkania wchodził Watari. Nie usłyszeli, jak rozbiera się w przedpokoju, jak szuka ich po mieszkaniu, by w końcu znaleźć własną wnuczkę i podopiecznego w dwuznacznej sytuacji. Prawie dwuznacznej. Oczywiście.
Kiki jeszcze nigdy w życiu nie widziała swojego dziadka w takim stanie. Był wściekły. Wtedy kiedy za kark zrzucał z niej L. albo raczej, unosił go do góry. Nie podejrzewała go nigdy o taką siłę, choć z drugiej strony, był to człowiek o wielu talentach i przede wszystkim, bardzo niepozorny. Trzęsła się, chciała płakać. Mamrotała, że to nie jego wina, że to ona, że to ona. L nic nie mówił. W milczeniu znosił krzyki dziadka. Ostatecznie przyznał mu rację. Zaraz.. co?
-Jutro dzwonię do Rogera! - Quillsh wskazał palcem na płaczącą dziewczynę - Jedziesz do sierocińca jako opiekunka. Nie mogę cię trzymać teraz w pobliżu L i B! Rozumiesz?
-A-ale... dziadku j-ja....
-Co się ciebie tyczy.. - reszty już nie słyszała. Dziadek zamknął się z L w innym pokoju. Oboje krzyczeli. Głośno krzyczeli. Nie rozumiała słów bo dla własnej prywatności krzyczeli w innych językach.
Przez całe życie otoczona geniuszami, czuła się jak skończona nieudacznica i imbecylka. Teraz na dodatek, jak szmata i kurwa. Czy naprawdę, powinna wracać do Wammy's?
Ani ona, ani on nie wiedzieli dokładnie kiedy przestali patrzeć na drugiego w sposób inny niż dziecięcy. Wychowani razem, obok siebie, niczym rodzeństwo powoli zaczynali odkrywać, że coś w ich relacji się zmieniło. Bardzo dawno, oczywiście. Pomijając kwestię dorastania i cały nastoletni bunt, które żadne z nich nie przechodziło aż tak wyraźnie.. Bo wtedy wiedzieli. Znaczy się L wiedział. L zawsze wiedział. Mutacja obniżyła mu głos, zniknęły dziecięce rysy twarzy, gwałtownie urósł, buzia przestała być taka gładka i nienaruszona. Kiki zrobiła się talia, uwydatniły biodra i piersi. Miała dawno za sobą etap trądziku młodzieńczego, lecz do teraz musiała walczyć z nowymi problemami okresu dojrzewania.
Jak więc do tego doszło, że teraz żadne z nich nie wiedziało co ma zrobić z własnymi uczuciami i pragnieniami? Mimo swojej wiedzy L nie wiedział, kiedy jego emocjonalna, zapomniana i ledwo żywa część osobowości przestała patrzeć na Fiołka, jak na słodką i uśmiechniętą towarzyszkę, która choć nie rozumiała co do niej mówił, zawsze go słuchała i wypełniała dokładnie to co jej powiedział. Ona natomiast nie próbowała nawet znaleźć powodów, przez które ukradkiem wącha jego koszulę, albo śni dziwaczne sny, których treści wolałaby nikomu nie zdradzać. Najgorsze jednak było udawanie.
Udawali, że nic się nie zmieniło. Dorastanie w sierocińcu Wammy's House. Późniejsza przeprowadzka do Angeliki i Edwarda, rozstanie z literowcami i rozdzielenie z B i S.... Tak, wtedy jeszcze traktowali się jak dzieci, jak rodzeństwo, nie patrzyli na siebie seksualnie, w żadnym razie. Fiołek sięgnęła po kolejna czereśnię, natomiast L westchnął ciężko.
Pszczółki i kwiatki nie były potrzebne, o nie. Oboje wiedzieli jak to się robi od dawna. Z punktu widzenia teoretycznego i biologicznego. Znaczy się, we wszystkim, to Fiołek miała bądź co bądź większe doświadczenie niż L. Gdyby B wtedy jej nie wygonił, gdyby po namiętnych pocałunkach po prostu nie kazał jej wyjść może teraz byłaby.... Potrząsnęła głową do własnych myśli. Kochała B i kochała L. To pewne. Ich obu. Wygląd nie miał tutaj nic do rzeczy bo wyglądali kurwa identycznie. Bracia bliźniacy. Połknęła pestkę z niesmakiem. Czy człowiek może kochać w znaczeniu emocjonalnym i fizycznym więcej niż jedną osobę i nadal będzie to szczere, piękne i czyste uczucie? Fakt, że bracia się nienawidzili nic nie ułatwiał. Kiki czuła się jak kurwa. Choć zdarzenie z B miało miejsce trzy miesiące temu, od tego czasu ten się do nikogo nie odzywa, przepadł, wyparował, zniknął... Aż tak bardzo jej nie chciał? Ale skoro nie chciał, to dlaczego całował? Warknęła do siebie.
-Myślałem, że lubisz tę bajkę - usłyszała cichy głos L. Popatrzyła na niego i zaśmiała się nerwowo siląc na uśmiech zakłopotania
-Bo lubię, po prostu... myślałam.
-O czym? - Nie chciała... albo raczej, nie umiała go okłamywać. Nie dlatego, aby nie umiała kłamać, bo umiała. Lecz po prostu L instynktownie wiedział kiedy dziewczyna coś ukrywa albo wręcz łże. Zaśmiała się nerwowo.
-Możemy oglądać dalej? - odpowiedziała jej cisza. Zła, narastająca, taka "głośna" cisza, podczas której masz ochotę uderzyć z pięści w cokolwiek i krzyknąć "DOŚĆ".-L... - wyszeptała w końcu czując, że oszaleje. Popatrzyła w jego stronę na stolik odkładając miskę z owocami. -Mogę zadać ci pytanie? - opowiedziała jej cisza. Czyli daje zielone światło. To dobrze - Podobam Ci się? - czekała i się nie doczekała odpowiedzi. Poczuła się bardzo głupio i odwróciła wzrok szybko - Zapo...
-Jeżeli pytasz się mnie, czy obiektywnie jesteś ładna, odpowiem, że tak. Jeżeli pytasz się mnie, czy subiektywnie uważam cię za atrakcyjną, odpowiem, że tak.
-Oh... - zarumieniła się - Dz-dziękuję....
-Ale?
-Ale nie o ten rodzaj "podobania" mi chodzi - bąknęła skrępowana
-O....
-Nyhym. Więc?
-Tak.
-Co tak?
-W znaczeniu seksualnym również uważam cię za atrakcyjną kobietę. Twoje szerokie biodra nadają się do rodzenia, zaś piersi zdają się pomieścić odpowiednią ilość mleka dla wykarmienia potomstwa...
-.... Dla naszego dobra, potraktuję to jako komplement. Dobrze?
-Tak będzie chyba najlepiej.. - i kolejna dawka ciszy. Znaczy się nie kompletnej. Nadal świecił się telewizor a na nim właśnie Gejsza oznajmiała swojemu kochankowi, że muszą wspólnie uciec. Fiołek znowu zerknęła na L tym razem postanawiając zniszczyć dzielącą ich odległość. Wstała, podeszła do kanapy i usiadła na wysokości jego bioder. Mężczyzna przyglądał się jej w milczeniu.
-Dlaczego zawsze taki jesteś?
-Jaki?
-Opanowany, spokojny, cichy.... Jakbyś nic nie czuł - mówiła biorąc jego rękę w swoje dłonie. Był zdecydowanie od niej większy. Czuła pod delikatnymi opuszkami jego chropowatą skórę. Wyraźnie brakowało mu witamin, a ona nie wiedziała już, jak zmuszać go do połykania tabletek. - Mówisz, że uważasz mnie za atrakcyjną seksualnie i obiektywnie i ... ale nic nie robisz. Dlaczego?
-Chcesz abym coś zrobił?
-Nie... tak... nie wiem... nie wiem właściwie dlaczego rozmawiam z tobą na ten temat - teraz to się rumieniła - Po prostu, kiedy byłam z twoim bratem on był.... - fioletowe oczy zerknęły zza czarnych kosmyków na L badając wyraz jego twarzy. Nic - .... on był znacznie bardziej... no nie wiem.... drapieżny?
-Jedyne co pamiętam z tego wieczora, to to, że wróciłaś późno w nocy i dwa dni przepłakałaś w sypialni. - O, no racja... - Ale wiem, że do niczego nie doszło - dodał po chwili wahania.
-Skąd?
-B mi powiedział co zaszło. Mogę o nim powiedzieć wiele, ale nie to, że jest kłamcą.
-Oh... - zadrżała. - ... to dobrze.... Uhm... - L popatrzył na nią i niepewnie, ostrożnie zacisnął palce na jej rękach. On jej nie wygoni, tego była pewna. Lecz czy w takich okolicznościach nie wygląda to tak, że jeden ją odtrącił, to biednie do drugiego? Tak, zdecydowanie wygląda jak puszczalska kurwa. Czuje się jak ladacznica, a jednocześnie.. L wie. On wie. On zawsze wie. On zawsze wiedział. On zawsze będzie wiedzieć. Rozumie ją lepiej niż ona samą siebie. Mimo tej wiedzy dotyka ją teraz bez obrzydzenia, raczej niepewnie, nieśmiało.
-Jaka jest najważniejsza część każdego samochodu? - zapytał nagle. Dziewczyna zmarszczyła brwi. To jakaś gra słowna? Nie, nie wydaje się.
-Silnik? Skrzynia biegów? Koła?
-Hamulec - mówił podnosząc się tak, że teraz siedział naprzeciwko niej. Patrzył z góry na jej twarz. - To jest odpowiedź na twoje wcześniejsze pytanie. Hamuję się. Albo raczej... - westchnął nie wiedząc dokładnie jak ma ubrać w słowa to co czuje - Trudno hamować coś, co się blokuje. Po prostu staram się nie patrzeć na ciebie w ten sposób Kiki
-... Ale patrzysz? - cisza. Cmoknęła przesuwając palce wzdłuż jego ręki. Czuła delikatne włoski rosnące na jego przedramieniu. Nie zabraniał jej nawet kiedy zawędrowała na jego ramiona, kiedy delikatnie na niego nacisnęła prosząc bez słów aby się położył. Nie opierał się. Nawet wtedy kiedy całowała jego wargi. Dokładnie, ona całowała. On niewzruszony jak posąg, jak śpiący królewicz, walczył z żarem jaki tlił się w jego wnętrzu, pozostając z wierzchu zimnym i niewzruszonym. Dziewczyna się nie poddawała. Chciała być chciana. Jakkolwiek to dziwnie nie brzmi. L nie przeszkadzało to, że gdyby mogła, to już dawno straciłaby cnotę z jego bratem. B puścił ją wolno do L i nie przeszkadzało mu to, że mieszkają razem. W coś Ty się wpakowała. Myślała sunąc koniuszkiem języka po jego brodzie.
Wszystko ma swoje granice. L też je ma. Albo właściwie miał, do chwili temu. Teraz w mgnieniu oka znalazł się na dziewczynie, spadli z kanapy. Całował ją tak, jak nigdy. Z pasją o jaką go nie posądzała, z pragnieniem które wypisane było wraz z każdym jego gestem, dotykiem, szeptem, jękiem. Przygryzał płatek jej ucha, palce zaciskał na piersi unosząc ją do góry, a następnie masując kolistymi pełnymi ruchami. Czuła jak wsunął swoje kolano między jej nogi. Nie opierała się, chciała więcej, bardzo chciała.
-DZIECI! - niestety, okrutne fatum, zły los, jakkolwiek się tego nie nazwie. Cały wszechświat planował jednak coś innego dla niej. Byli tak zajęci tańcem własnych spragnionych ciał, że nie usłyszeli gdy do mieszkania wchodził Watari. Nie usłyszeli, jak rozbiera się w przedpokoju, jak szuka ich po mieszkaniu, by w końcu znaleźć własną wnuczkę i podopiecznego w dwuznacznej sytuacji. Prawie dwuznacznej. Oczywiście.
Kiki jeszcze nigdy w życiu nie widziała swojego dziadka w takim stanie. Był wściekły. Wtedy kiedy za kark zrzucał z niej L. albo raczej, unosił go do góry. Nie podejrzewała go nigdy o taką siłę, choć z drugiej strony, był to człowiek o wielu talentach i przede wszystkim, bardzo niepozorny. Trzęsła się, chciała płakać. Mamrotała, że to nie jego wina, że to ona, że to ona. L nic nie mówił. W milczeniu znosił krzyki dziadka. Ostatecznie przyznał mu rację. Zaraz.. co?
-Jutro dzwonię do Rogera! - Quillsh wskazał palcem na płaczącą dziewczynę - Jedziesz do sierocińca jako opiekunka. Nie mogę cię trzymać teraz w pobliżu L i B! Rozumiesz?
-A-ale... dziadku j-ja....
-Co się ciebie tyczy.. - reszty już nie słyszała. Dziadek zamknął się z L w innym pokoju. Oboje krzyczeli. Głośno krzyczeli. Nie rozumiała słów bo dla własnej prywatności krzyczeli w innych językach.
Przez całe życie otoczona geniuszami, czuła się jak skończona nieudacznica i imbecylka. Teraz na dodatek, jak szmata i kurwa. Czy naprawdę, powinna wracać do Wammy's?
Ty ty! Ja akurat zaczynam drugi raz oglądać Dn, tooo chyba przez ostatnią premierę filmu... nooo. Aw, jeszcze nie przeczytałam, zroobię to jutro. A w zasadzie dziś XD
OdpowiedzUsuńochuj, dobra, jednak nie mogłam się powstrzymać. Uwielbiam tak bałdzo L'a ;w; Oh, chętnie bym sobie więcej o nich poczytała :3
OdpowiedzUsuńCzytałam twoje opowiadanie o Kiki. Bardo podoba mi się ta postać.
OdpowiedzUsuńI ten rozdział naprawdę świetny!
Watari ma niezłe wyczucie czasu XD