26 stycznia 2018

Opowiadanie: Gdy zgaśnie wszelka nadzieja... - Rozdział I

Notka od autora: Jest rok 2037. Dziesięć lat temu doszło do wydarzeń, które zmieniły losy całej Europy.W dziwnych okolicznościach na naszej planecie pojawiła się nowa substancja nazwana pustką. Potrafiła błyskawicznie zmieniać stany skupienia, by w jednym momencie z wielkiego kryształu zmienić się w chmurę ciemnofioletowego dymu. Spotkanie z nim w 90% przypadków zabijało na miejscu.
Na tych którzy przeżyli, zaczęły pojawiać się kryształy, podobne do tych w które potrafi zamieniać się pustka. Niestety kryształy te powoli się rozrastały. Najpierw atakowały kończyny. Do tego czasu dało się z nich wyleczyć, ale gdy kryształy pustki pojawiały się na klatce piersiowej i brzuchu, to dla takiej osoby było już za późno.
Kryształy te atakowały wtedy organy wewnętrzne. Najpierw spowalniały pracę narządu a potem zaczynały go niszczyć. Populacja Europy zmalała o 50%, gdy nagle grupa naukowców odkryła lek. To uratowało cały kontynent. Drastycznie zmalała śmiertelność, a jednocześnie spowodowało to nagłe zmniejszenie się ilości tej substancji, ponieważ nie było już osób z których mogła się tworzyć, a sama w sobie łączyła się z innymi pierwiastkami znajdującymi się w powietrzu i zamieniała się w inne niegroźne substancje.
Po tym incydencie pozostali ludzie zjednoczyli się tworząc wspólne państwo. Zjednoczoną Europę. Nastąpiła błyskawiczna odbudowa tych terenów. Było to możliwe dzięki pomocy państw, do których pustka nie dotarła, głównie USA i Chin.
Oczywiście pomimo tego, że pustka zniknęła, a wszystko dochodziło powoli do normy, to substancja ta pozostawiła po sobie trwały ślad w postaci tak zwanego światła. Była to moc, którą obdarzone zostały osoby, które miały styczność z pustką, a mimo to przeżyły. Światło ma kilka cech. Najważniejszą jest to, że osoba, która ma do niego dostęp może wytwarzać z niego przedmioty, zwykle pozwalające takiej osobie na walkę. Zawsze jest to broń do walki wręcz i element światła, który może przybierać różne kształty i zwykle używa się go do walki na dystans. Drugą istotną rzeczą jest to, że większość osób, która ma do niego dostęp może go używać tylko w jednej ręce, która jest jednocześnie ręką dominującą. Najważniejszym jednak faktem jest to, że światło odzwierciedla duszę właściciela. To znaczy, że im osoba jest bardziej zła, tym jego światło jest bardziej szare, aż w końcu staje się całkiem czarne i wygląda jakby pochłaniało światło z otoczenia. A jeśli osoba jest dobra to jej światło jest coraz jaśniejsze, co powoduje, że jeśli osoba jest wręcz uosobieniem dobroci to jej światło jest na tyle jaskrawe, że może oślepić inne osoby.
Autor: Exelon
Spis treści:
| 1 (obecnie czytany) | 2  |


Siedziałem w szkole. Zwykłe lekcje nic ciekawego. Moja ławka znajdowała się na samym końcu sali. Miałem stamtąd widok na całą klasę. Nazywam się Piotr Anderson. Mam 17 lat i Chodzę do LO 8 w Opolu w 5 dystrykcie.
Mam szare włosy, które są pozostałością po moim kontakcie z pustką i szare oczy.
Zwykle nosze biały płaszcz z kapturem, który ma srebrne zdobienia i znak krzyża na plecach, do tego szare spodnie i wojskowe buty za kostkę, ale teraz nosiłem szkolny mundurek, na który przypada granatowa koszulka polo, której nienawidzę, tego samego koloru spodnie i czarne buty.
Na mojej lewej ręce znajduje się symbol czteroramiennej gwiazdy. Innymi słowy informowało to innych, że mogę korzystać ze światła. To był główny powód, dla którego siedziałem z tyłu. Moi koledzy z klasy, pomimo tego, że są mili to mi nie ufają, gdyż byłem według nich niebezpieczny. Obserwowałem już zegar i czekałem na koniec lekcji.
Od razu po jej zakończeniu odezwał się dzwonek mojego telefonu.
-Halo? -Odezwał się głos w słuchawce.
-Słyszę cię głośno i wyraźnie wuju. -Odpowiedziałem.
-Ile razy mam ci powtarzać? W trakcie, kiedy pracuję masz mówić do mnie per. generale. -Odpowiedział generał Anderson.
-Przecież wiesz wuju, że jestem w szkole. Jak miałbym im potem wyjaśnić, że rozmawiałem z samym generałem w trakcie zwykłej przerwy?
Zwykle przekomarzaliśmy się tak przez dłuższy czas, ale tym razem wuj błyskawicznie spoważniał.
-Masz misję. -Powiedział do mnie.
-O co chodzi? -Zapytałem się, gdyż chciałem poznać szczegóły.
-Dzisiaj o 22 masz odebrać to o czym ostatnio rozmawialiśmy.
-Dobrze, a gdzie?
-14 dystrykt w ruinach ciepłowni, która znajduje się niedaleko szpitala.
-Kto ma mi to przekazać?
-Rozpoznasz go bez problemu.
-No dobrze. Dostarczyć ci go osobiście?
-Tak, dopiero wtedy zastanowimy się co z nim zrobić.
-Dobra. To do zobaczenia wuju.
-Trzymaj się. I nie spartacz tej misji.
Po tych słowach rozłączył się.
-Nie zawiodę cię. -Wyszeptałem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zegarek wskazywał 21:50, a ja zbliżałem się już do budynku, w którym miało odbyć się spotkanie.
Gdy już do niej dotarłem to zsiadłem z motoru i wszedłem do środka. Czekał na mnie już tam człowiek, z którym się miałem skontaktować.
-Marcin? -Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem kto na mnie czeka.
Doktor Marcin Konopnicki, jeden z najlepszych naukowców jakich obecnie zna ta ziemia i bliski przyjaciel generała Andersona.
-Cieszę się, że wysłali akurat ciebie. Gdyby nie wzmożona działalność mrocznych to pewnie sam bym się wybrał do dystryktu pierwszego, ale sam wiesz. Nie umiem walczyć.
-Dobra nie ważne. Masz to? - przeszedłem od razu do konkretów.
-Mam. -Wyjął z kieszeni nowoczesną strzykawkę. -Uważaj na to.
-Dobra. -Wziąłem od niego strzykawkę i schowałem ją do małego pudełka. -Będę uważał.
-Okej. A teraz zbieraj się i jedź jak najszybciej przekazać to generałowi.
-Dobra.
Po pożegnaniu się, wsiałem na motor i odjechałem. Przejeżdżałem przez dystrykt 10, gdy usłyszałem wybuch. Bezzwłocznie skierowałem motor w stronę eksplozji.
Okazało się, że to była banda mrocznych. Mrocznymi nazywa się potocznie wszystkich ludzi, których światło było szare lub czarne. Atakowali dziewczynę za pomocą elementów światła w kształcie strzał. Na razie udawało jej się ich uniknąć, ale potknęła się i upadła. Od razu zatrzymałem się i ruszyłem w jej stronę aktywując w jednej ręce elementy światła w postaci noży.
Okazało się jednak, że pomiędzy mną a tą dziewczyną jest spora dziura, a w jej stronę lecą już kolejne strzały. Wysłałem więc moje noże w stronę tych pocisków i rozciąłem je w pół. Jednocześnie skoczyłem i drugą ręką stworzyłem platformy po których kierowałem się dalej. Znów poleciały strzały, a ja od razu je zniszczyłem. W końcu dotarłem do tej dziewczyny. Miała różowe włosy i szaroniebieskie oczy, była podobnego wzrostu do mnie, a co za tym idzie nie była za wysoka.
-Spokojnie, ochronię cię. -Odparłem i jednocześnie lewą ręką stworzyłem barierę, która pochłonęła kolejne pociski lecące w naszą stronę.
Miałem już przygotować moje elementy światła, gdy usłyszałem za sobą jej przerażony głos.
-Uważaj!
Odwróciłem się. Okazało się, że za nami był jeszcze jeden mroczny, który wysłał już pocisk w jej stronę. Nie miałem czasu na stworzenie czegokolwiek. Nie miałem innego wyjścia. Wykorzystałem moje ciało jako tarczę by ją ochronić. Dostałem w brzuch i upadłem powoli się wykrwawiając. Straciłem już nadzieję, gdy nagle dotknąłem strzykawki.
-Wysłuchaj mnie uważnie, bo drugi raz nie będę powtarzał. - Wyjąłem strzykawkę. -
-Substancja, która się w niej znajduje to Nano stymulant. Jest to prawdopodobnie jedyna nasza nadzieja więc jeśli nie chcesz umrzeć to wstrzyknij ją tutaj. -Dotknąłem moją ręką miejsca pomiędzy jej barkiem a piersią.
Zaskoczyło mnie to, ale od razu to wykonała, bez żadnego „ale”. Gdy już to zrobiła to rozbłysł oślepiający błysk, a po nim wszystko wróciło do normy za wyjątkiem jej symbolu gwiazdy. Świecił.
Widziałem jej strach. Bała się. Więc wysiliłem się na uśmiech i jeszcze parę zdań.
-Spokojnie. Nic ci nie jest. A teraz posłuchaj uważnie. Stymulant, który ci dałem pozwala na kontrolę czyjegoś światła. Oczywiście jeśli ta osoba się zgodzi. Nie wiem jak to dokładnie działa, ale to jest nasza jedyna nadzieja.
Ostatkiem sił położyłem moją lewą dłoń na jej prawej i powiedziałem takie słowa:
„Powierzam ci moją duszę. I‘m yours”
Po tych słowach straciłem przytomność, którą niedługo potem odzyskałem,
 lecz nie mogłem poruszać żadną kończyną i jednocześnie nic nie widziałem. Dopiero po krótkiej chwili zobaczyłem obraz i ujrzałem moje leżące ciało.
Można powiedzieć, że widziałem to co ta dziewczyna. Zobaczyłem, że spogląda na swoje ręce. W lewej dłoni trzymała srebrny miecz, który miał wiele zdobień w kształcie gałęzi z liśćmi.
Czułem jej wahanie i strach, gdy spojrzała na moje ciało.
Chciałem ją przytulić, by ją uspokoić, ale nie miałem jak. Nagle znów rozbłysło oślepiające światło i na jej ciele pojawił się mój płaszcz, tyle że dopasowany tak by przylegał do niej. Ujrzałem w odbiciu miecza, że jej oczy się zmieniły. Teraz jedno oko było tej samej barwy co wcześniej, a drugie było równie szare jak moje.
Na głowie miała kaptur, powodowało to, że nie mogłem ujrzeć jej włosów. Sądziłem jednak, że one również się zmieniły. Czułem jej dalsze wahanie, chciałem coś zrobić, ale nie miałem jak. W końcu spróbowałem się odezwać.
-Spokojnie jestem tu z tobą. Pokonamy ich.
Dygnęła. Czyli mnie jednak usłyszała! Po chwili usłyszałem, że nie jest w stanie go unieść, więc spróbowałem przekierować moją moc za pomocą miecza by jej pomóc. Z broni wyłoniły się dwa srebrne sznury, które owinęły jej rękę. Po chwili zniknęły, a na jej lewej dłoni ukazał się mój symbol gwiazdy . Uniosła miecz.
-W tym momencie jesteśmy jednością. -Odparłem. -A teraz jeśli chcesz byśmy przetrwali to walcz!
Nie musiałem się powtarzać. Dziewczyna rzuciła się w stronę wrogów w lewej ręce trzymając miecz, a w prawej przywoływała elementy światła w postaci płatków kwiatów. Poleciały w naszą stronę strzały. Chciałem stworzyć tarczę, lecz nie mogłem nic zrobić, ale mimo to przed nami i tak pokazała się bariera, która pochłonęła te pociski. Zrozumiałem wtedy, że wystarczy bym w myślach próbował ją utworzyć, a miecz, w którym zaklęta była cała moja siła utworzy ją za mnie.
Zbliżyliśmy się już do nich na dość bliską odległość, gdy ona zamachnęła się tą bronią. Stworzyło to srebrzystą falę, która przecięła trójkę napastników.
Drugi raz nie musiała, gdyż reszta uciekła w popłochu.
Gdy wszystko już ucichło to podeszła do mojego ciała i wypuściła miecz. Nagle znów straciłem przytomność i obudziłem się w swoim ciele.
Okazało się, że rana, którą miałem na brzuchu całkowicie się zagoiła. Wstałem. Kawałek dalej stała ona. Była już w swoim normalnym ubraniu.
Miałem się do niej odezwać, gdy zadzwonił telefon.
-Tak?
-Co się dzieje? Czemu cię jeszcze nie ma?
-Miałem spore komplikacje. Obecnie stymulant znajduje się w dziewczynie, która stoi obok mnie.
-Co?! Jak to się stało?
-Miałem do wyboru byśmy umarli, albo poświęcili stymulant i w jakiś sposób się wykaraskali z tej sytuacji.
-Hmm. No dobrze resztę mi opowiesz jak wrócisz. Tylko przyprowadź ją. Muszę z nią porozmawiać.
-Tak jest.
Rozłączyłem się. Podszedłem do niej i odezwałem się.
-Będziesz musiała ze mną jechać. Jest ktoś kto chce z tobą porozmawiać.
Gdy zobaczyłem jej przerażoną minę postanowiłem ją uspokoić, więc uśmiechnąłem się pogodnie.
-Spokojnie. Nic ci się nie stanie. Tą osobą jest generał Anderson, mój bezpośredni przełożony. Jest to naprawdę dobra osoba, ale musi z tobą porozmawiać z powodu stymulanta, który ci podałem.
Po chwili wahania w końcu się ostrożnie odezwała.
-Dobrze.
-Choć. -Ponagliłem. -W pobliżu mam motor. Za pomocą jego pomocą dostaniemy się do dystryktu pierwszego.
Gdy już do niego dotarliśmy to z podręcznego schowka wyjąłem dwie pary gogli. Jedną z nich założyłem, a drugą podałem tej dziewczynie.
-Trzymaj i załóż je porządnie.
Gdy to zrobiła, wsiedliśmy na motor.
-Trzymaj się mnie mocno, by ci się coś nie stało. A i przy okazji lepiej nie otwieraj ust w trakcie jazdy.
Włączyłem silnik i pojechaliśmy. Zajęło nam to jakieś dwadzieścia minut.
Gdy dotarliśmy na miejsce to podjechałem do stójkowego.
-Wpuść nas.
-A kogo tam masz?
-Osobę, z którą chce porozmawiać generał.
-Okej, wjeżdżajcie.
Wróciłem do motoru, wsiadłem i wjechaliśmy na teren placówki.
Gdy z niego zsiedliśmy to od razu udaliśmy się do kwatery głównej.
Wyjąłem kartę i przyłożyłem ją do skanera. Po pięciu sekundach drzwi otworzyły się, a my weszliśmy do środka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To było dla niej dziwne uczucie. Była już tak blisko śmierci, a tu nagle uratował ją nieznany chłopak. Ochronił ją, zasłonił swoim ciałem, a potem...
Ciężko jej było to wszystko pojąć. Dał jej strzykawkę z jakąś dziwną substancją. Okazało się, że pozwalała jej na kontrolę czyjegoś światła w postaci broni. Ale ona obawiała się tej mocy. Okazało się również, że osoba, która ją uratowała jest bezpośrednio powiązana z tutejszym generałem i zabiera ją na rozmowę z nim. Gdy tak rozmyślała idąc strasznie długim korytarzem ten dziwny chłopak ją zagadał.
-Zapomniałem cię spytać. Jak masz na imię?
Zawahała się. Bała się mu odpowiedzieć. On to jakby wyczuł i uśmiechnął się.
-Spokojnie nie musisz się niczego obawiać. -Odparł. -Zróbmy tak. Ja powiem ci jak ja mam na imię, a ty podasz mi swoje. Ok?
Zawahała się
-Yyy ok.
-No dobrze to najpierw ja. Nazywam się Piotr, a ty?
-P-pau-li-na. - Wyjąkała.
-Hmm ładne imię. -Stwierdził.
Zarumieniła się, ale nic nie powiedziała.
-No dobra. -Stwierdził po chwili. -Zbliżamy się.
Po tych słowach podszedł do ostatnich drzwi na tym korytarzu. Wyjął kartę, przyłożył ją do czytnika, odczekał pięć sekund i otworzył drzwi.
Weszli do obszernego gabinetu. Z jednej strony były drzwi prowadzące do drugiego pokoju, prawdopodobnie sypialni, a po drugiej stronie znajdowały się regały wypełnione najrozmaitszymi księgami. Na samym środku stał wielki okrągły stół, a za nim postawione było obszerne biurko, przy którym siedział wyglądający na około sześćdziesiąt lat mężczyzna.
-Hmm, a więc o tobie wspominał Piotr. -Wstał. -Nazywam się Mikołaj Anderson.
Podał jej rękę.
-No dobrze siadajcie. -A potem zwrócił się bezpośrednio do Piotra. -A teraz opowiedz co się stało.
Wyjaśniania zajęły mu około godziny. Gdy już skończył, twarz generała Andersona była mimo wszystko radosna.
-Niesamowite! Co prawda smuci mnie to, że musiało do tego dojść, ale przynajmniej wiemy, że to działa i że jest ktoś kto potrafi to kontrolować. Szkoda, że jest pani w to zamieszana, ale mam inne pytanie. Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie pani mieszka?
-Uhm. -Zawahała się, gdy usłyszała to pytanie. -Mieszkam w sierocińcu w 7 dystrykcie.
-Znam to miejsce. -Odparł Piotr. -Dawniej był to budynek, gdzie na dolnej części mieściła się przychodnia lekarska.
-Dobrze, zawieź ją tam, tylko poczekaj jeszcze chwilę. Mam ci coś do przekazania w cztery oczy.
Paulina wyszła, a oni zaczęli rozmowę. Bycie w tym budynku powodowało u niej niepohamowane napady paniki, ale mimo wszystko starała się ich nie okazywać.
Po jakiś dziesięciu minutach Piotr w końcu wyszedł z gabinetu, co ją uspokoiło. Był on tutaj jedyną osobą, której mimo wszystko się nie obawiała. Gdy jechali drogą powrotną do sierocińca to trzymała się go pewniej, wiedząc, że on jej nie skrzywdzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heh. To zadanie, które powierzył mi wuj jest trochę dziwne, ale muszę je wykonać. Tylko pytanie czy ona się zgodzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dotarliśmy w końcu do sierocińca. Budynek wyglądał gorzej niż źle. Tynk, który spadał ze ścian i dziury w dachu. Powinni go już dawno zburzyć lub wyremontować. Co ciekawe, pomimo tego, że była już 23 to i tak w wielu oknach paliło się światło. Weszliśmy do budynku.
-Dlaczego tu jesteś? -Zapytała mnie Paulina.
-Rozkaz Wuja. -Odparłem. -Wyjaśnię ci, gdy porozmawiam z tutejszym dyrektorem.
-Ale dlaczego? -Dopytywała się dalej.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Osóbka na początku tak bardzo wystraszona, a teraz, gdy usłyszała coś istotnego to nie dawała za wygraną, zależało jej na tym by dowiedzieć się więcej. Ciekawa dziewczyna.
-Odpowiem na twoje pytania. Potem.
Chciała już coś powiedzieć, ale dotarliśmy do pokoju dyrektorki.
-Czas na mnie. Spodziewaj się mnie tu za chwilę. Wtedy porozmawiamy.
Po tych słowach zapukałem do drzwi, a gdy usłyszałem ciche proszę, to wszedłem do pokoju.
-A kim pan jest? -Zapytała oschle dyrektor Mikołajczuk, która odpowiedzialna była za tą placówkę.
-Nazywam się Piotr Anderson i przychodzę w sprawie niejakiej Pauliny.
-Ahh ona. -Wymamrotała pani Mikołajczuk. -Zrobiła coś złego?
Powiedziała to takim tonem, że aż odniosłem wrażenie, iż to nie był pierwszy raz, kiedy ktoś z czymś takim do niej przyszedł.
-Nie. -Uspokoiłem. -Ale najlepiej będzie, jeśli pani przeczyta ten list.
Wyjąłem z kieszeni list z pieczęciom generała Andersona i podałem go dyrektorce.
Gdy go przeczytała to jej oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
-Dlaczego jest ona tak istotna dla wojska? -Spytała.
-W wyniku pewnych wydarzeń, o których nie mogę mówić z powodu tajemnicy wojskowej, stała się dla nas strasznie ważna, a co za tym idzie jest w wielkim niebezpieczeństwie.
-A co ona na to? -Wskazała na list.
-Jeszcze nic nie wie. Generał kazał najpierw panią poinformować o zaistniałej sytuacji, a potem dopiero ją.
-Hmm. To przekaż jej to jak najszybciej. Jeśli to naprawdę takie ważne jak pan mówi, to lepiej by dowiedziała się o tym jak najszybciej.
-Czyli pani wyraża zgodę?
-Ależ oczywiście! -Odparła oburzona. -Moim najważniejszym zadaniem jest dbać o bezpieczeństwo dzieci, które tu przebywają.
Błyskawicznie odszukałem drugie dno w tym zdaniu, ale stwierdziłem, że wolę ugryźć się w język.
-No to idę jej przekazać. Mam tylko nadzieję, że ona się zgodzi.
-Oh też mam taką nadzieję.
Wyszedłem z jej gabinetu. Paulina siedziała na krześle obok.
-Wyjaśnisz wreszcie o co chodzi? -Spytała z lekką irytacją w głosie.
-Od czego zacząć? -Zapytałem by mieć chwilę na poukładanie myśli.
-Najlepiej będzie, jeśli od początku. -Odparła.
-No dobrze. Zaprowadź mnie do swojego pokoju, a ja w tym czasie postaram ci się wszystko wyjaśnić.
-Okej. -Wstała i poszła długim korytarzem, a ja obok niej.
-Dobra. Istotną rzeczą jest to, że generał dał mi list, który miałem przekazać dyrektorce.
-Co w nim było napisane?
-W skrócie to, że w wyniku tego co ci się dzisiaj wydarzyło jesteś w wielkim niebezpieczeństwie i że planujemy cię przenieść gdzie indziej w trybie natychmiastowym.
-Co?! -To co usłyszała uderzyło na nią jak grom z jasnego nieba. –I gdzie mam niby mieszkać?
-Zgodnie z planem na razie u mnie, a potem zobaczymy.
-A dlaczego miałabym się niby zgodzić.
Rozłożyłem ręce.
-Nie mam pojęcia, taki dostałem rozkaz, ale wybór i tak zależy od ciebie.
-Hmm. -Widać, że głęboko rozmyślała.
Nie dziwiłem jej się. Sam miałbym dylemat, nadal żyć w takim miejscu czy zamieszkać u kompletnie nieznajomej osoby. Weszliśmy do jej pokoju i w pierwszej kolejności zatkałem nos. Waliło zgnilizną.
Stałem tak chwilę, gdy nagle Paulina zaczęła się pakować.
-Co ty robisz? -Zapytałem się, choć znałem odpowiedź.
-Podjęłam decyzję.
Po chwili była już gotowa. Uśmiechnęła się do mnie, co mnie tym bardziej zaskoczyło.
-To gdzie mnie zabierzesz? -Zapytała.
Jej ton głosu był tak inny, że aż mnie zatkało. Cieszyła się. Dopiero po chwili odpowiedziałem.
-Dystrykt piąty. -Odparłem. -Tam znajduje się moje mieszkanie.
Skończyła się pakować i wyszła. Wszystko co miała zapełniła jedna średnia torba.
Weszła na chwilę do pokoju dyrektorki by zdać klucz i wyszliśmy.
Zauważyłem, że nie pożegnała się z nikim tylko wyszła. Dla zwykłej osoby było to zastanawiające, lecz dla mnie jej zachowanie było całkiem zrozumiałe.
 Jadąc motorem zastanawiałem się, co mam sądzić o tej dziewczynie, ale po niewczasie stwierdziłem, że powinienem skupić się jednak na drodze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Było już sporo po północy, gdy w końcu dotarli do bloku, w którym mieściło się jego mieszkanie. Zsiedli z motoru i podeszli do drzwi. Piotrek wstukał kod, a one z przyjemnym brzęczeniem otworzyły się.
Wsiedli do windy, a chłopak wcisnął przycisk podpisany cyfrą 7.
Winda posłusznie sunęła ku górze. Gdy z niej wysiedli to skierowali się na koniec korytarza do mieszkania pod numerem 78. Wyjął klucz, otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę pierwszą. Mieszkanie było trzypokojowe. W salonie była jednocześnie kuchnia i jadalnia, a w pozostałych dwóch pokojach znajdowały się sypialnie.
Zastanowiło to Paulinę.
-Ktoś tu jeszcze mieszka? -Zapytała wskazując na drugi pokój.
On nawet nie spojrzał tylko z szafy, która znajdowała się w przedpokoju wyjął prześcieradło i poszewki, a następnie skierował się do jednego z pokoi.
-Tak szczerze to nie. -Odparł. -Mieszkam tu sam, ale na wszelki wypadek mam zapasowy pokój. Rozgość się.
Paulina weszła do pokoju. Miał jasnozielone ściany. Stało w nim biurko z przyrządami do pisania, pusta szafa, komoda, oraz łóżko, przy którym stał Piotrek i nakładał poszewki na pościel.
-To twój pokój. -Powiedział. -No przynajmniej na razie. W szufladzie masz zapasowe klucze od domu.
-Dlaczego to robisz? -Zapytała.
Chłopak wstał.
-Heh. Po pierwsze z rozkazu generała, a po drugie jestem ci coś winien. W końcu to przeze mnie do tego doszło. -Potem zamyślił się. -Możliwe, również że dla tego, iż wiem, jak to jest, gdy tylko dlatego, że masz światło ludzie odnoszą się do ciebie sceptycznie. Uwierz mi znam ten ból. -Przez chwilę stał, a potem roześmiał się, jak gdyby nigdy nic. -No dobra. W łazience, w białej szafce są przybory kąpielowe i ręczniki. Idź się wykąp, a ja w tym czasie przygotuje coś do jedzenia, no chyba że chcesz iść już spać. Na całe szczęście jutro jest sobota, więc można się porządnie wyspać.
-Chyba jednak coś zjem. -Odparła.
Wyjęła swoje rzeczy i włożyła je do szafki, a następnie wzięła piżamę i poszła się wykąpać. W tym czasie Piotrek wyjął z lodówki ogórki, paprykę, pomidory, czerwoną cebulę i oliwki. Pokroił je i wrzucił do miski. Następnie dodał do tego przypraw i oliwy z oliwek, a na koniec wymieszał. Spróbował i z zadowoleniem pomachał głową. Schował niezużyte składniki do lodówki i wyjął z niej butelkę soku pomarańczowego.
Postawił to wszystko na stole i z kredensu wyjął dwa głębokie talerze, sztućce i kubki. Potem wyjął z chlebaka bagietkę i pokroił ją, a następnie wrzucił do koszyka, który postawił obok miski z sałatką. Gdy skończył, wyszła Paulina ubrana w długą piżamę.
Z wdzięcznością popatrzyła na posiłek.
-Smacznego. -Powiedział Piotr i zaczął nakładać na talerze sałatkę.
 Paulina usiadła i spokojnie zaczęła zajadać posiłek. Musiała stwierdzić, że to co zrobił Piotrek było przepyszne, a mimo wszystko zajęło mu to około piętnastu minut.
Sięgnęła po sok. Kolejne zaskoczenie. Był mętny. Nie był to jeden z tych kartonowych soków, które sprzedawali w sklepie, było czuć, że był niedawno wyciskany.
Piotrek zauważył jej zdziwienie i uśmiechnął się.
-Jeden z plusów służby w wojsku. -Odparł. -Regularnie dostajemy spore transporty świeżych owoców, więc wykorzystuje to do wyciskania z nich soków.
Po posiłku Piotrek włożył naczynia i sztućce do zmywarki i poszedł się wykąpać, a Paulina położyła się spać.
Niedługo później wyszedł. Miał na sobie luźny T-shirt i krótkie spodnie.
Zajrzał do jej pokoju. Dziewczyna smacznie spała, a stwierdził to po cichym chrapaniu.
Gdy był już pewny to wszedł do jej pokoju i zajrzał do szafy. Szybko ją przejrzał, zmarszczył czoło i wyszedł. Następnie poszedł do swojego pokoju i napisał do kogoś wiadomość.
Share:

2 komentarze:

  1. Yumi następny rozdział będzie miał prawdopodobnie około 6 tysięcy sł9w. Rozbić ci go na 2 mniejsze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już od Ciebie zależy kochany. Już pojawiały się rozdziały co miały po dwadzieścia parę stron, więc myślę, że to dla czytelników nie będzie problemem.

      Usuń

POPULARNE ILUZJE