7 stycznia 2018

Skyrim: Diadem Clavicusa Złośliwego - Miłość [opowiadanie własne]

Od autora: Jest to opowiadanie osadzone w realiach gry Skyrim. Nie trzeba jednak grać w grę, aby zrozumieć jego przekaz. Świat Skyrim to świat fantasy, gdzie walki ras, klanów oraz zawiłości polityczne są na porządku dziennym. Nie o tym jednak będzie to krótkie opowiadanie. Główna bohaterka to bezimienna dunmerka (mroczny elf) która pragnie zmienić swoje życie. Nic więc dziwnego, że podążyła za gadającym psem do zapomnianej świątyni by przynieść jakiś zardzewiały toporek zapomnianemu bóstwu, prawda? Każdy przecież na jej miejscu by to zrobił, prawda? Taaak, no cóż. 
Autor: Yumi Mizuno
Spis Treści
Miłość (obecnie czytane)
Ulfrik powrócił. Rzuciła mu się na ramiona i mocno przytuliła. Była szczęśliwa, że znowu znalazł się w Wichrowym Tronie. Coś nie wszystko udało mu się tak, jak to zaplanował. Straty były duże, cel nie w pełni osiągnięty, ale wrócił. Choć na chwilę, aby przegrupować siły i być. Wrócił.
Podczas większej wieczerzy jako i na ostatniej został zaproszony Rolff, lecz nie przybył, Galmar pewnie załatwił tę sprawę. Tym czasem ona zasiadała obok jarla, co prawda nie jako królowa, lecz jako jego towarzyszka. Dama dworu. Jako ta, która wiernie na niego czekała. Nadal istniało ryzyko, że może ją wyrzucić gdy tylko mu się znudzi. Tak jak w przypadku jej wcześniejszego, nazwijmy go „opiekunem”, opiekuna. Nadal nie była pewna tego co się stanie z nią za rok, za dwa, czy w ogóle dożyje tego okresu. Nie miała posagu, nie mogła wejść w żaden znaczący ród. Dlatego jakkolwiek Rolff mógłby z niej zrobić swoją żonę, to ona nie chciała. Dawniej pamiętała powody. Teraz zapomniała. Ale choć zapomniała powodów, to i tak by się nie zgodziła.
Żyła w ciele norda dość długo, aby powoli zapominać o tym kim była. Nie chciała pamiętać swojej prawdziwej twarzy, włosów, oczu.
Podniosła głowę, Ulfrik był zmęczony, widziała to. Biesiada w pełni, napełnić brzuchy trzeba było. I on jadł, lecz ona czuła jego uczucia. Tak jakby przez wspólne mieszkanie i poznanie go zniknęła pewna niewidoczna maska jaką zakładał dla świata. On był zmęczony i był tutaj, bo musiał, a nie chciał. On chciał iść do siebie, odpocząć, zrelaksować się... A nie może. On jest jarlem. On musi...
Ale... Ona nie jest jarlem. Ona nie musi. Ona może.
Przystawiła dłoń do czoła, westchnęła głęboko i delikatnie oparła się o jego ramię.
-Najmocniej przepraszam - powiedziała głosem tak słabym i ledwo słyszalnym, że przez chwilę bała się, że ten nie zrozumiał jej słów, jarl wychylił w jej stronę jedno ucho. Kobieta objęła jego rękę palce wsuwając między jego -Nie czuję się najlepiej - szept za szeptem prosto w jego ucho, tylko dla niego - Nie czuję się najlepiej widząc jak ty czujesz się źle, mój panie. - zamknęła oczy, nadal jej słuchał - Możesz powiedzieć towarzyszom, że partnerka ci zasłabła, noce nieprzespane z tęsknoty za tobą teraz się odezwały i osłabiły wątłe i tak ciało - co ona wygaduje? - Albo coś innego. A potem mnie odprowadź do sypialni, tam odpoczniesz. - on nie odpowiedział, nie mógł. Popatrzył na nią, na jej pokaz aktorski tak bardzo prawdziwy, że gdyby nie wiedział, że udaje, to by się nabrał. Dyszała płytko, oczy miała zamglone, usta lekko rozchylone, wydawała się być taka słaba.
Skorzystał z biletu ucieczki jaki jej dała. Po chwili oboje byli za zamkniętymi drzwiami jej sypialni. Nawet zaniósł ją tam na rękach. Co by nie było, że biednej słabej niewieści chodzić rozkazuje.
Jak tylko zamek strzyknął, a kominek zatlił się miłym żarem, życie wstąpiło w jej ciało, zaś aktorzenia nastał kres. Ulfrik był zaskoczony, jak szybko potrafiła zmieniać maski.
-Byłaś aktorką? - zapytał zaciekawiony siadając przed konikiem. Ona w tym czasie korzystając, że nie miał naramienników ani kawałka zbroi, zaczęła kolistymi ruchami masować jego plecy, zmęczone, obolałe, pełne blizn, sztywne mięśnie.
-Też. - Co jeżeli pozna prawdę o niej? Tę z życia... czy ją wygna? Jak ją wygna, wróci do Rolffa. Zawsze to jakaś alternatywa. Ten ją przyjmie. A jak nie on, znajdzie inny sposób. Lecz jeżeli jej nie wygna i zaakceptuje przeszłość... Stęknął, masaż zaczął wpływać, powoli twarde mięśnie wiotczały w jej rękach. Zmęczone ciągłym stresem i odpowiedzialnością jaka na nich spoczywała.
-W jakiej sztuce grałaś? - zapytał zaciekawiony - Gdzieś w Samotni?
-Eh... - spuściła wzrok nie przerywając czynności - Obawiam się, że jeżeli chcesz bym była szczera, to nie chcesz usłyszeć tej odpowiedzi.
-Jak do tej pory z wszystkich zadań wywiązałaś się należycie - mówił z radością odrzucając jasno brązowe włosy na bok, tak by miała lepszy dostęp do jego karku - Twój widok cieszy moje oko, tęskniłaś za mną, albo inaczej, wierzę, w to, że to co okazałaś mi gdym przybył było prawdziwe.
-Bo było, sama też się zdziwiłam - przyznała
-Czy udało mi się wzbudzić zazdrość wspomnieniem o towarzyszce mego namiotu?
-Oczywiście - zarumieniła się
-A więc coś jednak do mnie czujesz.
-A więc jednak.. a ty?
-List napisałem jeden. Do ciebie. Dowiedziałem się, że Rolff chciał przekupić moich  żołnierzy, by pozwolili ci umknąć. Dlaczego się nie zgodziłaś? Boisz się mnie?
-Nie panie, nie boję. Nie mam powodów. Nie zgodziłam się bo...
-Bo mogę ofiarować ci więcej niż on.
-Też, lecz to nadal niepewne - mocniej zacisnęła ręce na jego mięśniach, jego jęk przerodził się w przyjemne mruczenie - Zawsze, w każdej chwili możesz wyrzucić mnie z tego pałacu i udać, że mnie nie znałeś. W obu przypadkach jestem zabawką, która ładnie wygląda. Ani ty, panie, ani on nie znaliście mnie prawdziwej - tej z czerwonymi oczami, dodała w myślach, lecz nie tym chciała się podzielić. Nie uważała, aby jej rasa była najgorsza, była kłopotliwa, ale nie najgorsza. Robiła wiele, więcej złych rzeczy... tych z których nie była dumna...
-Ja ci się dałem poznać, prawda?
-Tak.
-Zaakceptowałaś mnie takim jakim jestem? Oschłym, władczym. Bez poczucia humoru.
-O tu się nie zgodzę.
-No dobrze. Z niewielkim poczuciem humoru... - popatrzył na nią, lecz szybko odwrócił głowę, bo zabolało go w plecach - Dałem ci się poznać. Co o mnie teraz myślisz?
-Myślę, że nie jesteś kimś, kto szuka miłości, nie jesteś kimś, kto szuka żony u której boku miałbyś spędzić resztę swoich dni. Dzieci jedynie po to, by przedłużyć twój ród, lecz nie by być ojcem. Nie widzisz się w roli męża i ojca. Ślub jedynie polityczny. - mówiła oschle, a kiedy przestała, zabrała ręce z jego pleców, przesunęła palcami po karku, obeszła go i kucnęła przed nim. Nie patrzyła mu w oczy kiedy zabrała się za ściąganie jego butów.
-Uważaj, miałem je na nogach przez cały ten czas. Nawet w nich spałem. Zapach będzie...
-W życiu czułam gorsze zapachy - przyznała szczerze i ściągnęła but. Faktycznie, śmierdziało. Nie. To mało powiedziane. Jego stopy były popękane, pożółkłe. - Na jutro przygotuję coś, co pomoże, nie tylko z zapachem ale i z ranami
-Znasz się na tym?
-Znam - przyznała szczerze - Wracając. Mimo tego jesteś panie mężczyzną. Smutnym. Samotnym. Zagubionym w świecie. Kłamiesz. Kręcisz. Siłą chcesz zdobywać poparcie. Nie ufasz własnemu cieniowi - nie przerywała mówić nawet kiedy otworzył usta by coś powiedzieć. Nie przerywała nawet wtedy kiedy dotknęła dłońmi jego poranionych nóg by zacząć je delikatnie masować - W tym całym niepewnym świecie jaki cię otacza, chcesz zbudować niewielki pokoik, stabilny, do którego będziesz mógł przychodzić kiedy będziesz chciał. W którym wszystko będzie takie samo. W którym nie będzie ci nic groziło - mówiła to wstając od niego, podeszła do niewielkiego drewnianego sekretarzyka i otworzyła jedną z szafeczek. Stamtąd wyciągnęła małe pudełeczko. Maść jaka się w nim znajdowała była perłowa, pachniała mlekiem i ziołami. Wróciła na wcześniejsze miejsce. Jarl przyglądał się jej przez ten cały czas z uwagą, zadumą, zadziwieniem - To moja rola. Chcesz, abym zbudowała ci taki pokoik. Jeżeli uda mi się spełnić temu oczekiwaniu, zostanę w Pałacu i nic mnie z niego nie wygoni. - podniosła na niego wzrok. Jarl milczał dłuższą chwilę, gładził się bo brodzie jednym palcem. W końcu uśmiechnął lekko.
-Opowiedz mi o swoim życiu. Tych ziół nie było w tym zamku. Masujesz naprawdę dobrze i widać, że umiesz zajmować się ranami. Przyznałaś, że byłaś aktorką. Co jeszcze umiesz i jak zdobyłaś tę umiejętność.
-Mój panie... to zbyt wiele jak na jedną noc. - uśmiechnęła się delikatnie i kiedy tylko nałożyła leczniczą maść na jego nogi podniosła się i pochyliła nad nim. Spojrzała w oczy z niemym pytaniem, nie protestował, dlatego pocałowała go w czoło, by potem się wyprostować. - Dzisiaj możesz wybrać jedną historię. Każdej nocy kiedy będziesz tutaj zaglądał, będziesz dowiadywał się o mnie coraz więcej.
-Chcesz, abym się w tobie zakochał?
-Mój panie. Już to zrobiłeś. Gdyby tak nie było, sam Jarl Wichrowego Tronu nie znalazłby się sam w pokoju jednej z dam dworu w dodatku posiadającą wątpliwe pochodzenie i niepewną historię. Jesteś mądry i wiesz jak ważne jest twoje życie dla całego królestwa.
-Jesteś niezwykle mądra.
-Głupia. Mój panie. Głupia. Umiem po prostu patrzeć... - westchnęła - Powiem ci jednak coś, co poprawi naszą sytuację. I ja cię miłuję.
-Masz na to jakiś dowód?
-Chcę opowiedzieć ci o sobie.
-Jaką mam mieć pewność, że nie będzie to kłamstwo?
-Taką samą, jaką ja mogę mieć wiedząc, że mnie stąd nie wyrzucisz. - jarl milczał przez chwilę.
-Nie chcesz stracić tego miejsca, bo nie masz gdzie iść
-To oczywiste
-Proponując mi swoją historię wiesz, że jeżeli przyłapałbym cię na kłamstwie straciłabyś możliwość mieszkania w pałacu i wylądowała na ulicy
-Dokładnie.
-Historia jaką opowiesz musi być więc prawdziwa, albo przynajmniej w większości prawdziwa. Lecz nadal może zawierać elementy fałszu.
-Bez obawy, mój panie, będą niewyczuwalne. - zaśmiał się.
-Dobrze, powiedz mi proszę, gdzie nauczyłaś się sztuki aktorskiej.
I opowiadała mu o sobie. O głodzie, o żebraniu, o brudzie, o tym że w młodym wieku zaczęła zarabiać ciałem na przeżycie. Nauczyła się kraść. Kłamać. Zwodzić. Zrozumiała, że im lepszą aktorką będzie tym lepiej uda się jej zatrzymać mężczyzn przy sobie. Nauczyła się troski, nauczyła się ich słuchać i nie pokładać wiary w obietnice. Nauczyła się nimi zajmować. To stąd umiała masować, opatrywać rany, to stąd umiała śpiewać, tańczyć i .... historii nie było końca. We wszystkich pomijała swoją szarą skórę. Zawsze, po każdej z nich, gdy dobiegał koniec wstydliwego rozdziału jej życia, Ulfrik uśmiechał się smutno. Całował ją w rękę i żegnał się, by iść spać do własnej, zimnej komnaty.
Po kilku tygodniach wiedział o niej prawie wszystko. Sprawdził też kilka informacji, o tym czy zajazd jaki podaje istnieje i czy prowadzi go osoba o jakiej mówi. Sprawdzał, czy mężczyzna jaki ją miał zginął w wojnie o jakiej mówiła, czy zaginął wtedy kiedy powiedziała. Nie przyłapał jej na kłamstwie. Gdzieś ono musiało wszak być. Lecz.. może i nigdzie go nie było? Sam już nie wiedział. Niebawem z frontu przybyły wieści. Będzie musiał wyruszyć do jednego ze swoim oddziałów i pomóc im utrzymać pozycje.
-Wiesz co teraz masz robić - powiedział wsiadając na konia. Ona stała przy nim ze smutnym uśmiechem na twarzy i łzami cieknącymi po policzku
-Mam tęsknić.
-A co zrobisz jak wrócę?
-Będę się cieszyć.
-A jeżeli nie wrócę...
-Masz wrócić - przerwała mu szybko marszcząc brwi.
-Oh, ośmielasz się wydawać rozkazy swojemu jarlowi?
-Dokładnie tak. - zabawnie wyglądała z różowymi od łez policzkami, skrzywioną w złości i smutku twarzy i tym żarem w oczach który posiadać może jedynie śmiertelnie przerażona i zdeterminowana kobieta.
-Jeżeli nie wrócę, masz po mnie płakać - wyszczerzył się, spiął konia i tyle go było widać. A ona? Płakała. Nie dlatego, że nie wrócił, czy że poległ. Płakała, bo wyjechał. Płakała bo się o niego bała. Był nie tylko zjawiskowym mężczyzną, ale i ... zakochała się w nim. Ileż to trzeba wysiłku, aby sprawić, że dawna prostytutka znowu pokochała mężczyznę? W tym zawodzie zazwyczaj się nimi gardzi, mało która kobieta jest w stanie związać się z mężczyzną, po przejściu tego epizodu w swoim życiu. A jemu się udało. Tęskniła. Wyczekiwała. Wiele dni spędziła w jego sypialni nie obawiając się co pomyśli straż pałacowa czy szwendający się alchemicy, czy inni z którymi rozmawiać nie chciała.
Cztery dni, zdały się wiecznością, więc gdy piątego dnia zawitał w progi Wichrowego Tronu, przywitała go jak nigdy.
-Witaj - stała naprzeciwko niego, zimna, uśmiechnięta
-Tęskniłaś?
-Umierałam z tęsknoty
-Cieszysz się, że wróciłem? - nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko delikatnie i pochyliła głowę.
-Porozmawiacie sobie potem - wtrącił się Galmar machając mapami - Mamy sprawy do omówienia Ulfriku
-A tak, jasne, jasne - zaśmiał się i udał z przyjacielem do innej części pałacu. Do jej komnaty przybył jak zawsze, późnym wieczorem. Nie miała już historii jakie mogła mu opowiedzieć, więc po prostu milczeli, kiedy ona masowała jego obolałe ramiona. Potem milczeli wtuleni w siebie na jej łóżku. Milczeli kiedy składał pocałunek na jej czole i ... milczeli gdy szedł do swojej sypialni.
Przez ten cały czas, od kiedy się tu zatrzymała, ani razu jej nie wziął. Mówił, że kocha, czuła, że kocha, i ona go kochała, lecz dlaczego... może nie mógł? Może kochał, ale platonicznie, a wolał... Przystawiła dłoń do ust w szoku. Niewiele myśląc, wyszła z własnej komnaty i poszła do jego zamykając za sobą drzwi. Monarcha leżał na łożu tylko w spodniach i założonymi rękami za głowę.
-Jakoś wiedziałem, że dzisiaj będzie ta noc - rzucił zawadiacko
-Przybyłam z pytaniem... - zaczęła niepewnie - Ani razu mnie nie ... wziąłeś... I zaczęłam się zastanawiać czy...
-W końcu odkryłaś mój plan, brawo, choć zajęło ci to ...
-Mój panie - wtrąciła się - Czy ty wolisz mężczyzn? - Cisza. Bardzo długa cisza. Za długa cisza. Ulfrik aż podniósł się na łokciach nie będąc pewien, czy dobrze ją usłyszał.
-Słucham?
-No bo...- zaczęła szukać odpowiedzi pod nogami nerwowo rozglądając się na boki - ... ani razu mnie nie, a co noc byłeś w mojej komnacie i miałeś... no.. mogłeś...
-Czekałem aż ty przyjdziesz do mnie - uśmiechnął się - Kiedy dowiedziałem się kim byłaś i jak zarabiałaś, domyśliłem się, że gdybym przybył do ciebie to potraktowałabyś wszystko jako twój rodzaj spłaty za to co masz w pałacu. A ja nie chcę, abyś za cokolwiek stąd płaciła w żaden sposób. Czy nawet tak myślała - zaśmiał się cicho przypominając sobie nieporozumienie - Jeżeli sama przyjdziesz tutaj, to znaczy, że sama tego chcesz. Nie jesteś zmuszana, ani tym bardziej nie potraktujesz tego jako formę spłaty.
-Oh... to... sprytne - Naprawdę ją znał i zapewne w ten sposób by do tego podeszła.
-Chodź do mnie, jeżeli chcesz, jeżeli nie chcesz, idź do siebie - mówił to, choć wyciągnął rękę w jej stronę. Popatrzyła na zamknięte drzwi, na swoje blond włosy zwisające kosmykami na twarzy, na szarą szatę w jakiej spała i na pantofelki jakie dostała od niego. A potem na samego Ulfrika. Włos ozdabiał jego pierś, muskularne ramiona wyciągnięte w jej stronę, zgrabne nogi schowane pod spodniami. Jakby nie patrzeć, to on był okazem prawdziwego nordyckiego samca. Miał wszystkie cechy i walory estetyczne jakie powinien posiadać ten, który chce założyć rodzinę i ją obronić. Pierwszy krok w jego stronę był najtrudniejszy, kolejne już łatwe. Znalazła się obok niego na jego posłaniu. Leżeli na bokach skierowani do siebie twarzami. Zaczął od ściągania jej szaty. Powoli. Sunął reką po udzie, unosząc materiał. Założyła nogę na jego biodro. Chropowate palce wojownika przesunęły po jej talii, musnęły piersi. Pomógł jej wyciągnąć rękę. I już, była naga. Znaczy się, prawie...
-Ciągle masz to na głowie - powiedział chwytając za diadem. Szybko powstrzymała go
-To pamiątka! - krzyknęła nerwowo - Rodzinna. Jedyna jaką mam po rodzicach. Nigdy jej nie ściągam...
-Nie jest ci w nim.. niewygodne?
-Znaczy się jest, ale... przywykłam.
-Jeżeli chcesz, ten szmaragd można zamknąć w naszyjniku, mogę zawołać kowala i ...
-Nie, naprawdę, nie trzeba... W tej chwili um... - przysunęła się do niego bliżej i dłoń męską z głowy na swoją wilgotną płeć przeniosła - ... wolałabym, abyś zajął się tym, panie. - Ulfryk uśmiechnął się i przekręcił na nią.

I tak zaczęli ze sobą sypiać. Początkowo to ona do niego przychodziła. Potem on do niej. W pałacu wszyscy wiedzieli. Myśleli co prawda, że robią to od dawna, ale cóż. Ich plotki w końcu stały się prawdziwe.  Ulfrik zapewniał o swojej miłości, ona również. I wszystko było na swoim miejscu.

Po roku, miała brzuch. Upragniony syn jarla. Oczekiwany, nieoficjalny. Jeżeli to oczywiście będzie syn, to ona zostanie wyniesiona społecznie i zostanie królową. Nie chciała tego, ale jej dziecko miałoby zapewnioną przyszłość. Wszyscy się radowali. Nawet Rolff, który jako pierwszy przybył złożyć gratulacje parze. Nie miał wprawdzie nikogo, ale znalazł radość w radości kogoś, kogo kochał. To dobre zakończenie, prawda? Otóż nie.
Życie nigdy nie jest tak piękne jakby się wydawało. Szczęście kobiety było oparte na prostej iluzji Clavicusa Złośliwego. Obejmowało ją, nie jej dziecko. Dlatego w dzień narodzin młodego księcia nie zabiły żadne dzwony. Nie chodził goniec obwieszczając wesołą nowinę, a kapłan Talosa nie został wezwany, by pobłogosławić noworodka. To urodziło się szare. Niebieskie ślepia rozglądały się na boki. Takie same jak Ulfrika. Niestety, szara skóra i czarna szczecinka zdradzały rasę. Zawiniątko zostało jej podane, lecz nikt nie odezwał się do niej słowem.

-Zdradziłaś mnie. - Ulfrik rzucił nie odwracając się do niej przodem. Jakby stół z mapą był dla niego znacznie ciekawszy.
-Niby kiedy i niby z kim. To twoje dziecko. - mówiła stanowczo.
-W zamku nie ma żadnego mrocznego elfa, dlaczego... - Ulfrik wyprostował się - ...czary? Na nasze dziecko został rzucony jakiś zły urok? Thalmor chce odebrać mi wszystko i torturuje mnie nadal?
-Nie, nie, to nie on...
-Skąd możesz wiedzieć?
-Bo ja wiem dlaczego nasz syn tak wygląda! - Ulfrik popatrzył na nią zaskoczony.
-Skoro wiesz, to znaczy, że możesz go odmienić, prawda? Aby znowu był normalny, prawda?
-On... jest normalny. To mieszaniec...
-Skoro jest mieszańcem - Ulfrik patrzył na nią i na dziecko - To...
-Mówiłeś, że mnie kochasz. Prawda? - po jej policzkach ciekły łzy - Mówiłeś, że bez względu jak straszna jest moja historia, będziesz mnie kochał. Zaakceptowałeś mnie kiedy opowiedziałam ci o wszystkim. O każdym złym, obrzydliwym, obleśnym, paskudnym kliencie jakiego pamiętałam i o tym, co mi zrobił. Moje ciało nie było ci po tym szpetne. - władca milczał, bał się usłyszeć reszty, ale jednocześnie czuł, że musi. - Ja... nie wyglądałam tak od zawsze. - mówiąc to chwyciła za diadem i powoli, pierwszy raz od naprawdę bardzo dawna ściągnęła go. Jej włosy zmieniły kolor na czarne, skóra zrobiła się bardziej szara, błękitne tęczówki zaszły szkarłatem. - To mój prawdziwy wygląd...

-Jak się czujesz przyjacielu?
Biegła ile sił w nogach, słyszała za sobą ujadanie psów. Wściekłych, głodnych psów. Lniane pantofelki nie chroniły jej stóp przed zlodowaciałą ziemią
-Słowa nie opiszą tego co czuję Galmarze!
Padła, ale natychmiast wstała. Poprawiła zawiniątko na piersi i biegła dalej. Diadem roztrzaskał się na kawałeczki kilkanaście metrów za nią. A ona? Biegła w stronę zapomnianej świątyni Clavicusa Złośliwego.
-Wiesz dobrze, że nie mógłbyś z nią być, ani tym bardziej przyznać się do ojcostwa
Miała poranione kolana. Łokcie. Płakała, ale biegła dalej. To jedyne miejsce w którym czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że stamtąd nikt jej nie wygoni.
-Wiem. Straciłbym poparcie moich ludzi, którzy wierzą, że gardzę dunmerami
Początkowo Galmar namawiał Urflika do tego, aby powiedzieć prawdę, a ją skazać na śmierć wraz z dzieckiem jako spisek Thalmoru. Ulfrik jednak się nie zgodził. Nie dotknął jej, nie powiedział jej nic. Po prostu wygonił z Wichrowego Tronu.
-A gardzisz?
Wieści jakie zaczęły krążyć wśród mieszkańców były proste. Ukochana jarla zamordowana. Dziecko porwane przez dunmerów. Przegrzebano dla niepoznaki kilka domów w slamsach. Dwóch dunmerów straciło życie i o sprawie zapomniano.
-Nią nie. W innych okolicznościach, kto wie, jak potoczyłyby się nasze losy, ale ja...
W końcu dotarła do zapomnianej świątyni i resztkami sił położyła zawiniątko na ołtarzu Clavicusa Złośliwego. Posąg jednak milczał. Była sama.
-Wiem Ulfriku. Wiem.

Wtedy dziecko zapłakało.
-Ooojejku! Mamy gościa! - bóg wyszedł z posągu w swojej przeźroczystej postaci. Obok niego dumnie lewitował ogar. Rogacz rozejrzał się na boki i jedyne co dostrzegł to świeżego trupa i niemowlę w powijakach. Cmoknął kręcąc nosem - Dzieci nie mi się składa w ofierze... - podszedł do zawiniątka - Kiedy te śmiertelne robactwo to pojmie?
-Wydaje mi się, że to nie jest ofiara
-Nie? A co to może być.
-To ta która dostała od ciebie diadem, pamiętasz? - bóstwo potrzebowało chwili
-AaaaAAAAA A! Pamiętam! Wygląda na to, że diadem został zniszczony - obszedł dookoła trupa i pochylił się nad zawiniątkiem. Dwoma palcami rozłożył poły szmaty na boki. Pulchne nóżki małego mieszańca, pulchne rączki, szara twarzyczka i niebieskie oczy. - No urodę to ty masz po mamusi, niewątpliwie - uśmiechnął się i popatrzył na psa - To co my z tym robimy?
-Nie zostawimy go tak tutaj, musimy się nim zająć!
-Co to to nie, żadnych bachorów!
-Jeżeli go wychowamy, on może przyczynić się do odbudowy kultu!
-O! - rogacz uśmiechnął się - Jeżeli go wychowamy, to odbuduje kult i wszyscy znowu będą we mnie wierzyć i składać mi ofiary, a prawie nagie kapłanki będą tańczyć by mnie zadowolić!
-Co za genialny plan, jak ty na niego wpadłeś - warknął pies podchodząc do niemowlaka, który przestał płakać jak tylko zobaczył zwierzaka - O lubi mnie!
-To dobrze, ty będziesz się nim zajmował.
-Co?
-Nie myślisz chyba, że ja będę go mył i sprzątał po nim, fuj, to obrzydliwe, nie. Ty się nim zajmiesz! O znowu ryczy. No już już, na co czekasz? Hoduj mi wyznawcę.
Share:

2 komentarze:

  1. Coś tak czułam, że się tak skończy...
    Każde kłamstwo kiedyś się wyda, jak to się mówi- oliwa sprawiedliwa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku to było naprawdę boskie opowiadanie, miało to coś. Zakończenie mnie trochę poruszyło :o . Chciałbym przeczytać więcej takich opowiadań twojego autorstwa ^^

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE