Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika.
Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy
jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że
cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:❧
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
SPIS TREŚCI:
1. Spadliśmy
2. Ruiny domu
3. Nowy kumpel
4. Wszystko będzie dobrze
5. Skostniały
6. Dwa rodzaje blizn
7. Jej prawda
8. Gotując coś jadalnego
9. Cukier
10. RANDKOWANIE CZAS START!!!
11. Starając się miło spędzić czas
12. Dusza materii
13. Undyne
14. Mamusia
15. Serce do serca
16. Nie jest z nami dobrze
17. Wspólna samotność ❧
18. Pomyśl życzenie
19. Ona gra na pianinie
20. Strach przed szczęściem
21. Nowy współlokator
22. Gra na zwłokę
23. Komuś Naprawdę Na Tobie Zależy
24. Nowa normalność
25. Lekcja Biologii
26.Dzień wolny
27. Historia
28. Jestem Twoja ❧
29. Rada
30. Alphys
31. Mettaton
32. Po północy
33. Nie słuchasz mnie (obecnie czytany)
34. Pomóż mi znaleźć słowa
35. Słucham
...
2. Ruiny domu
3. Nowy kumpel
4. Wszystko będzie dobrze
5. Skostniały
6. Dwa rodzaje blizn
7. Jej prawda
8. Gotując coś jadalnego
9. Cukier
10. RANDKOWANIE CZAS START!!!
11. Starając się miło spędzić czas
12. Dusza materii
13. Undyne
14. Mamusia
15. Serce do serca
16. Nie jest z nami dobrze
17. Wspólna samotność ❧
18. Pomyśl życzenie
19. Ona gra na pianinie
20. Strach przed szczęściem
21. Nowy współlokator
22. Gra na zwłokę
23. Komuś Naprawdę Na Tobie Zależy
24. Nowa normalność
25. Lekcja Biologii
26.Dzień wolny
27. Historia
28. Jestem Twoja ❧
29. Rada
30. Alphys
31. Mettaton
32. Po północy
33. Nie słuchasz mnie (obecnie czytany)
34. Pomóż mi znaleźć słowa
35. Słucham
...
Obudziłaś się zmarznięta, po chwili zdałaś sobie sprawę, że to przez Friska który otulił się kocem pozostawiając Ciebie bez okrycia. Szare światło przedostawało się przez okno, kolor poranka w Snowdin, skoro nie było tu słońca. Frisk leżał na środku odwrócony plecami do Ciebie. Zdałaś sobie sprawę, że gdybyś chciała się przekręcić spadłabyś z łóżka. Frisk miał głowę na ramieniu Sansa, tym samym którym dotykał Ciebie. W trójkę spaliście z dzieckiem między sobą, które teraz było wtulone w potwora. Zazdrość zawirowała w Tobie przekręcając Twoje wnętrzności. Nienawidziłaś tego, wiedziałaś, że nie powinnaś jej czuć, ale… Ostatnio miałaś wrażenie, że każdy po troszeczku zabiera Ci Frisk. Część Ciebie wiedziała, że próbują tylko pomóc, że zależy im na nim, ale im bardziej pomagali tym mniej czułaś się potrzebna. Czasami miałaś wrażenie, że im bardziej próbowałaś tym mniej wystarczało. Leżenie nie pomoże. Ostrożnie zeszłaś z łóżka, postanowiłaś pożyczyć bluzę i kapcie Sansa aby się rozgrzać. Zerkając na telefon wiedziałaś, że niedługo Frisk wstaje do szkoły. Pochylając się odgarnęłaś kosmyk włosów z jego twarzy. Delikatnie jęcząc dziecko popatrzyło na Ciebie odwracając się od Sansa i kładąc się na plecy.
-Chodź skarbie, czas wstać – szepnęłaś – Zrobię ci śniadanie – przytaknął i przetarł oczy. Pomogłaś mu wstać. Sans przekręcił się na żebra i mruknął wtulając się w poduszkę. Postanowiłaś zostawić go. Nie miał dzisiaj pracy i wiedząc, że wstał w środku nocy potrzebuje więcej snu. No i mogłaś teraz mieć dodatkowy czas z Friskiem. Ale i on nie był Ci dany. Papyrus już nie spał, robił śniadanie. Nawet Undyne ubrana i gotowa piła herbatę przy stole. Patrzyli na was jak weszliście do kuchni, całe szczęście Papyrus nie zauważył jak zaciskasz z gniewu zęby.
-OH DZIEŃ DOBRY! DOMYŚLAŁEM SIĘ, ŻE FRISK BYŁ Z TOBĄ, CIESZĘ SIĘ, ŻE SIĘ NIE MYLIŁEM! – uśmiechnął się machając łyżką.
-Mam nadzieję, że cię nie zmartwiliśmy – powiedziałaś delikatnie popychając Frisk w stronę stołu by zacząć robić sobie kawę.
-W OGÓLE! JA WSPANIAŁY PAPYRUS NIE MIAŁEM WĄTPLIWOŚCI, ŻE FRISKOWI NIC NIE JEST
-Oh, więc dlaczego obudziłeś mnie wypytując się, gdzie on jest? – Undyne mruknęła mierząc kościotrupa żółtym okiem. Ten odwrócił się w stronę kuchenki przekręcając omlet na drugą stronę, kropla potu pojawiła się na jego skroni
-M-MOŻE TROCHĘ SIĘ NIEPOKOIŁEM – przyznał chrząkając. Śniadanie było gotowe, więc we czwórkę siedzieliście przy stole. Papyrus i Undyne rozmawiali z Friskiem i znowu poczułaś zazdrość. Walcząc z nią skupiłaś się na jedzeniu. Zapomniałaś o niej jak dziecko pobiegło po schodach gdy skończyło jeść, aby się przebrać. Gdy Papyrus skończył sprzątać po jedzeniu przytulił Cię i poczułaś się odrobinę lepiej, postanowiłaś zrobić dla syna drugie śniadanie. Lecz kiedy otworzyłaś lodówkę, torba z jedzeniem czekała na Friska.
-To są chyba jakieś jaja – mruknęłaś – Oczywiście, że już zrobione. Dlaczego się martwiłam?
-Szukasz czegoś? – Undyne odstawiła kubek herbaty na stół. Aż podskoczyłaś.
-Oh uh nie…. Myślałam, że… - westchnęłaś – Drugie śniadanie jest już zrobione. Chciałam je zrobić.
-Papyrus zawsze je robi nim wstaniesz. Dlaczego dzisiaj miałby go nie robić? – zapytała unosząc brew. Miała rację. Zazwyczaj je robił. Nie powinnaś być zaskoczona. Im dłużej przyglądał się temu jak gotujesz, tym bardziej próbował być pomocny. Dźwięk kroków i Frisk był w kuchni. Widząc, że lodówka nadal jest otworzona podbiegł i wziął drugie śniadanie. Potem Cię przytulił i odwrócił się do Undyne z szerokim uśmiechem. = Gotowy? – zapytała rybia potworzyca podnosząc się
-Tak! – Frisk odwrócił się przez ramię i pomachał Ci – Pa mamo!
-Kocham cię – krzyknęłaś idąc za nim, ale już był przy drzwiach. Skrzyżowałaś ręce zaciskając je w pięści gdy Undyne stała obok niego
-Też cię kocham – odpowiedział. Undyne popatrzyła na Ciebie i otworzyła drzwi dziecku
-Do potem – powiedziała. Umiałaś jej jedynie przytaknąć.
-Chodź skarbie, czas wstać – szepnęłaś – Zrobię ci śniadanie – przytaknął i przetarł oczy. Pomogłaś mu wstać. Sans przekręcił się na żebra i mruknął wtulając się w poduszkę. Postanowiłaś zostawić go. Nie miał dzisiaj pracy i wiedząc, że wstał w środku nocy potrzebuje więcej snu. No i mogłaś teraz mieć dodatkowy czas z Friskiem. Ale i on nie był Ci dany. Papyrus już nie spał, robił śniadanie. Nawet Undyne ubrana i gotowa piła herbatę przy stole. Patrzyli na was jak weszliście do kuchni, całe szczęście Papyrus nie zauważył jak zaciskasz z gniewu zęby.
-OH DZIEŃ DOBRY! DOMYŚLAŁEM SIĘ, ŻE FRISK BYŁ Z TOBĄ, CIESZĘ SIĘ, ŻE SIĘ NIE MYLIŁEM! – uśmiechnął się machając łyżką.
-Mam nadzieję, że cię nie zmartwiliśmy – powiedziałaś delikatnie popychając Frisk w stronę stołu by zacząć robić sobie kawę.
-W OGÓLE! JA WSPANIAŁY PAPYRUS NIE MIAŁEM WĄTPLIWOŚCI, ŻE FRISKOWI NIC NIE JEST
-Oh, więc dlaczego obudziłeś mnie wypytując się, gdzie on jest? – Undyne mruknęła mierząc kościotrupa żółtym okiem. Ten odwrócił się w stronę kuchenki przekręcając omlet na drugą stronę, kropla potu pojawiła się na jego skroni
-M-MOŻE TROCHĘ SIĘ NIEPOKOIŁEM – przyznał chrząkając. Śniadanie było gotowe, więc we czwórkę siedzieliście przy stole. Papyrus i Undyne rozmawiali z Friskiem i znowu poczułaś zazdrość. Walcząc z nią skupiłaś się na jedzeniu. Zapomniałaś o niej jak dziecko pobiegło po schodach gdy skończyło jeść, aby się przebrać. Gdy Papyrus skończył sprzątać po jedzeniu przytulił Cię i poczułaś się odrobinę lepiej, postanowiłaś zrobić dla syna drugie śniadanie. Lecz kiedy otworzyłaś lodówkę, torba z jedzeniem czekała na Friska.
-To są chyba jakieś jaja – mruknęłaś – Oczywiście, że już zrobione. Dlaczego się martwiłam?
-Szukasz czegoś? – Undyne odstawiła kubek herbaty na stół. Aż podskoczyłaś.
-Oh uh nie…. Myślałam, że… - westchnęłaś – Drugie śniadanie jest już zrobione. Chciałam je zrobić.
-Papyrus zawsze je robi nim wstaniesz. Dlaczego dzisiaj miałby go nie robić? – zapytała unosząc brew. Miała rację. Zazwyczaj je robił. Nie powinnaś być zaskoczona. Im dłużej przyglądał się temu jak gotujesz, tym bardziej próbował być pomocny. Dźwięk kroków i Frisk był w kuchni. Widząc, że lodówka nadal jest otworzona podbiegł i wziął drugie śniadanie. Potem Cię przytulił i odwrócił się do Undyne z szerokim uśmiechem. = Gotowy? – zapytała rybia potworzyca podnosząc się
-Tak! – Frisk odwrócił się przez ramię i pomachał Ci – Pa mamo!
-Kocham cię – krzyknęłaś idąc za nim, ale już był przy drzwiach. Skrzyżowałaś ręce zaciskając je w pięści gdy Undyne stała obok niego
-Też cię kocham – odpowiedział. Undyne popatrzyła na Ciebie i otworzyła drzwi dziecku
-Do potem – powiedziała. Umiałaś jej jedynie przytaknąć.
Weszłaś do wanny w ubikacji, pozwalając aby gorąca woda obmyła się. Chciałabyś pozbyć się tego dręczącego uczucia, ale ono nie chciało odejść. Frisk wiedział, że jesteś jego matką od ponad miesiąca, ale nic się nie zmieniło. Zaakceptował Cię jako matkę, mieszkał też teraz z Sansem i Papyrusem, a potem z Undyne. Tak jakbyście razem utkwili w dziwnej unii. Czułaś się jednak w rozsypce, zamiast pozbierać się do kupy. Czułaś się też winna za to co czujesz. Co tylko pogarszało sprawę. Wzdychając schowałaś głowę pod wodą, pozwalając aby ta okryła Cię cało. Prawie stłumiła pukanie do drzwi. Usiadłaś w wannie wychylając się.
-dziecino? – usłyszałaś głos Sansa
-Wchodź! – krzyknęłaś. Sans wszedł do środka zerkając uprzednio i zamykając za sobą drzwi. Wyraźnie odczuł ulgę widząc Cię, uśmiechnęłaś się do niego słabo. Źrenice prawie były niewidoczne, sprawiając że wyraz jego oczu był bardziej pusty niż zawsze. – Kochany, wszystko dobrze? – zapytałaś odsuwając przesłonkę. Chciał schować ręce do kieszeni, ale nie miał takowych więc złapał się za czarną koszulkę. Spojrzał w lustro, a potem na Ciebie.
-to nic, tylko… - westchnął przecierając ręką twarz. Słyszałaś chrobot kości – przywykłem, że jesteś kiedy się budzę
-Oh – byłaś nieco zmieszana. I jednocześnie szczęśliwa, że zauważył twoją nieobecność, ale nie cieszyłaś się, że drżał – Chciałam przygotować Frisk do szkoły i nie chciałam ciebie budzić – wyciągnęłaś w jego stronę dłoń z której kapała woda na podłogę. Chwycił ją i po chwili usiadł na zamkniętej toalecie obok wanny. Wsunęłaś palce między jego, czułaś jak gładzi wierzch dłoni kciukiem.
-wiem, chciałem zobaczyć co z tobą, abym poczuł się lepiej – słyszałaś i czułaś jak zaśmiał się cicho po chwili – no i podoba mi się to co widzę – śmiejąc się szturchnęłaś go lekko
-Zmieniasz temat…
-no co, bardzo rozpraszasz.
-Sans, naprawdę wszystko dobrze? – starałaś się nie śmiać
-nic mi nie będzie, tylko ciężki poranek, to wszystko – wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko
-Przepraszam – ścisnęłaś jego dłoń
-nie masz za co, nic mi nie jest, naprawdę – Przez resztę dnia Sans nie odstępował cię na krok, więc spędziliście go na kanapie. Chciałaś zobaczyć, czy będzie chciał wyskoczyć do Grillby’s na obiad, ale powiedział, że woli jedną z twoich kanapek. Jak mogłabyś mu odmówić? Choć on ciebie potrzebuje. Miałaś nadzieję, że to pomoże pozbyć się zazdrości. Po czasie spędzonym z Sansem czułaś się lepiej. Lecz jak tylko Frisk wrócił do domu z Undyne, wszystko wróciło. Ledwo Cię przytulił, by odrzucić plecak i wybiec z domu do Undyne na trening. Sans nie zauważył nic złego. Czytal książkę z dziwną okładką. Sądzisz że to jakieś opowiadanie sci-fi. Chciałaś wyładować frustrację robiąc kolację, coś co sprawi że się uspokoisz. Nic nie powiedział, gdy wychodziłaś z pokoju. Chciałaś, aby za Tobą poszedł, upewnić się, że wszystko dobrze. Nie wie, że jesteś zła? Gdy skończyłaś, Frisk i Undyne wrócili. Jak weszłaś do salonu, na końcu kanapy siedziała Undyne oparta o podłokietnik. Pisała coś na telefonie, potem skasowała wiadomość, a potem po chwili pisała ją od nowa. Uważasz, że pisze do Alphys. Jesteś ciekawa, czy ich relacje poprawiły się od ostatniego razu. Prawdopodobnie, sądząc po jej minie. Sans i Frisk drzemali na drugiej stronie kanapy. Dziecko użyło poduszki Undyne kładąc ją na kolanach kościotrupa, kładąc nogi na nogach Undyne. Powinnaś być szczęśliwa widząc, że dobrze się dogadują. Lecz gdy przypomniałaś sobie noc… Frisk zawsze przychodził do Ciebie gdy miał koszmary, ale… Sans tym razem o niego zadbał. To Cię niepokoiło bardziej niż powinno. Jedną z niewielu rzeczy, która należała tylko do Ciebie odkąd pamiętasz było kojenie Friska po koszmarze. Coś, czego nawet Twoja matka Ci nie mogła odebrać. Wróciłaś do kuchni, aby posiedzieć tam sama.
-dziecino? – usłyszałaś głos Sansa
-Wchodź! – krzyknęłaś. Sans wszedł do środka zerkając uprzednio i zamykając za sobą drzwi. Wyraźnie odczuł ulgę widząc Cię, uśmiechnęłaś się do niego słabo. Źrenice prawie były niewidoczne, sprawiając że wyraz jego oczu był bardziej pusty niż zawsze. – Kochany, wszystko dobrze? – zapytałaś odsuwając przesłonkę. Chciał schować ręce do kieszeni, ale nie miał takowych więc złapał się za czarną koszulkę. Spojrzał w lustro, a potem na Ciebie.
-to nic, tylko… - westchnął przecierając ręką twarz. Słyszałaś chrobot kości – przywykłem, że jesteś kiedy się budzę
-Oh – byłaś nieco zmieszana. I jednocześnie szczęśliwa, że zauważył twoją nieobecność, ale nie cieszyłaś się, że drżał – Chciałam przygotować Frisk do szkoły i nie chciałam ciebie budzić – wyciągnęłaś w jego stronę dłoń z której kapała woda na podłogę. Chwycił ją i po chwili usiadł na zamkniętej toalecie obok wanny. Wsunęłaś palce między jego, czułaś jak gładzi wierzch dłoni kciukiem.
-wiem, chciałem zobaczyć co z tobą, abym poczuł się lepiej – słyszałaś i czułaś jak zaśmiał się cicho po chwili – no i podoba mi się to co widzę – śmiejąc się szturchnęłaś go lekko
-Zmieniasz temat…
-no co, bardzo rozpraszasz.
-Sans, naprawdę wszystko dobrze? – starałaś się nie śmiać
-nic mi nie będzie, tylko ciężki poranek, to wszystko – wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko
-Przepraszam – ścisnęłaś jego dłoń
-nie masz za co, nic mi nie jest, naprawdę – Przez resztę dnia Sans nie odstępował cię na krok, więc spędziliście go na kanapie. Chciałaś zobaczyć, czy będzie chciał wyskoczyć do Grillby’s na obiad, ale powiedział, że woli jedną z twoich kanapek. Jak mogłabyś mu odmówić? Choć on ciebie potrzebuje. Miałaś nadzieję, że to pomoże pozbyć się zazdrości. Po czasie spędzonym z Sansem czułaś się lepiej. Lecz jak tylko Frisk wrócił do domu z Undyne, wszystko wróciło. Ledwo Cię przytulił, by odrzucić plecak i wybiec z domu do Undyne na trening. Sans nie zauważył nic złego. Czytal książkę z dziwną okładką. Sądzisz że to jakieś opowiadanie sci-fi. Chciałaś wyładować frustrację robiąc kolację, coś co sprawi że się uspokoisz. Nic nie powiedział, gdy wychodziłaś z pokoju. Chciałaś, aby za Tobą poszedł, upewnić się, że wszystko dobrze. Nie wie, że jesteś zła? Gdy skończyłaś, Frisk i Undyne wrócili. Jak weszłaś do salonu, na końcu kanapy siedziała Undyne oparta o podłokietnik. Pisała coś na telefonie, potem skasowała wiadomość, a potem po chwili pisała ją od nowa. Uważasz, że pisze do Alphys. Jesteś ciekawa, czy ich relacje poprawiły się od ostatniego razu. Prawdopodobnie, sądząc po jej minie. Sans i Frisk drzemali na drugiej stronie kanapy. Dziecko użyło poduszki Undyne kładąc ją na kolanach kościotrupa, kładąc nogi na nogach Undyne. Powinnaś być szczęśliwa widząc, że dobrze się dogadują. Lecz gdy przypomniałaś sobie noc… Frisk zawsze przychodził do Ciebie gdy miał koszmary, ale… Sans tym razem o niego zadbał. To Cię niepokoiło bardziej niż powinno. Jedną z niewielu rzeczy, która należała tylko do Ciebie odkąd pamiętasz było kojenie Friska po koszmarze. Coś, czego nawet Twoja matka Ci nie mogła odebrać. Wróciłaś do kuchni, aby posiedzieć tam sama.
Sans w końcu zaczął zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak, gdy jedliście kolację. Kiedy wszyscy skończyli i wyszli z kuchni, Papyrus z Friskiem na górę się pobawić, zaś Undyne brała prysznic, Sans stał obok Ciebie pomagając Ci z naczyniami. Cisza między wami była niemiła i przez kilka pierwszych minut po prostu zmywałaś naczynia, a on je wycierał.
-wiesz, że możesz ze mną porozmawiać – powiedział w końcu zerkając na Ciebie i odkładając szklankę na suszarkę obok Ciebie. Westchnęłaś, szukając słów. Chciałaś mu powiedzieć, o swojej frustracji i obawach. To się robi w związku, prawda? Rozmawia się. Lecz głos ugrzązł ci w garle w obawie powiedzenia czegokolwiek. Nie wiesz dlaczego to takie trudne. Przecież chciałaś, aby upewnił się co z Tobą, prawda? Im cisza między wami była dłuższa, tym ciężej było Ci cokolwiek powiedzieć. W końcu trąc mocno talerz zmusiłaś się, aby coś powiedzieć.
-Czuję, że wszyscy wszystko za mnie robią. Matkują Friskowi za mnie – bąknęłaś czując niepewność w piersi. Na początku Sans nic nie powiedział, tylko patrzył się na Ciebie
-wiesz, że to nie jest prawda, prawda? – zapytał powoli
-Jasne, chyba… ale ja… ja jestem zazdrosna. Nawet nie mogę zabrać Friska do szkoły bo zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie wyprzedzi aby to zrobić. I trafi tam szybciej niż ja. To ma sens, ale…
-ale wiesz, że możesz sama go tam zaprowadzić – rzucił swobodnie i nie wiesz dlaczego, ale to Cię dodatkowo wkurzyło
-Nie to chcę powiedzieć Sans – warknęłaś
-a co chcesz powiedzieć? wszystkim nam zależy na frisku i tobie, nie musisz już nic robić sama, chcemy pomóc, dziecino – wziął miskę którą mu podałaś patrząc na Ciebie dziwnie i zaczął ją wycierać.
Próbuję tylko pomóc Skarbie. Pozwól mi zająć się dzieckiem. Powinnaś odpocząć.
-wiesz, że możesz ze mną porozmawiać – powiedział w końcu zerkając na Ciebie i odkładając szklankę na suszarkę obok Ciebie. Westchnęłaś, szukając słów. Chciałaś mu powiedzieć, o swojej frustracji i obawach. To się robi w związku, prawda? Rozmawia się. Lecz głos ugrzązł ci w garle w obawie powiedzenia czegokolwiek. Nie wiesz dlaczego to takie trudne. Przecież chciałaś, aby upewnił się co z Tobą, prawda? Im cisza między wami była dłuższa, tym ciężej było Ci cokolwiek powiedzieć. W końcu trąc mocno talerz zmusiłaś się, aby coś powiedzieć.
-Czuję, że wszyscy wszystko za mnie robią. Matkują Friskowi za mnie – bąknęłaś czując niepewność w piersi. Na początku Sans nic nie powiedział, tylko patrzył się na Ciebie
-wiesz, że to nie jest prawda, prawda? – zapytał powoli
-Jasne, chyba… ale ja… ja jestem zazdrosna. Nawet nie mogę zabrać Friska do szkoły bo zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie wyprzedzi aby to zrobić. I trafi tam szybciej niż ja. To ma sens, ale…
-ale wiesz, że możesz sama go tam zaprowadzić – rzucił swobodnie i nie wiesz dlaczego, ale to Cię dodatkowo wkurzyło
-Nie to chcę powiedzieć Sans – warknęłaś
-a co chcesz powiedzieć? wszystkim nam zależy na frisku i tobie, nie musisz już nic robić sama, chcemy pomóc, dziecino – wziął miskę którą mu podałaś patrząc na Ciebie dziwnie i zaczął ją wycierać.
Próbuję tylko pomóc Skarbie. Pozwól mi zająć się dzieckiem. Powinnaś odpocząć.
Usłyszałaś głos matki w głowie, co sprawiło, że wściekłaś się jeszcze bardziej
-Nie potrzebuję pomocy! Umiem zająć się moim własnym dzieckiem! – krzyknęłaś chwytając się gwałtownie zlewu i zaciskając na nim palce.
-dobrze się nim zajmujesz, jesteś jego matką, nikt cię nie zastąpi, dzieci potrzebują mam – patrzył w naczynie w dłoni trąc je nieco bardziej niż to konieczne. Więc kiedy gniew Cię opuścił, poczułaś coś co całkowicie Cię zdołowało. On nic nie zauważał.
-To, że urodziło się dziecko, nie czyni cię od razu jego matką. Trzeba zasłużyć na ten tytuł, a ja potrzebuję na to szansę! – odwróciłaś się znowu wściekła w stronę Sansa.
-ale jesteś nią dziecino – odstawił naczynie patrząc na Ciebie
-Nie rozumiesz. Nie chcę się tak czuć, Sans!
-masz rację, nie rozumiem, i nie rozumiem dlaczego jesteś na mnie zła
-Bo zachowujesz się jakby to nie było nic wielkiego. Myślałam, że chcesz abym poczuła się lepiej!
-próbuję! – uniósł brwi zdenerwowany – i to jest nic wielkiego, robisz z igły widły!
-Oh więc to ja przesadzam? Dlaczego jesteś takim dupkiem? – powiedziałaś to szybciej niż pomyślałaś i było za późno. Sans spojrzał na Ciebie, potem schował pięści w kieszeniach swojej bluzy i odwrócił wzrok.
-zapomnij, nie słuchasz mnie, może kiedy ochłoniesz zrozumiesz, że chciałem pomóc
-Sans, zaczekaj! – krzyknęłaś, ale było za późno. Kiedy chciałaś go dotknąć, już go nie było, usłyszałaś tylko trzask drzwi. Stałaś sama w szoku. Osunęłaś się na ziemie opuszczając głowę. Nie, nie, nie. Coś zrobiła? Cała złość zniknęła w chwilę, zostawiając po sobie tylko strach. Spieprzyłaś sprawę. Jest zły i to Twoja wina. Czułaś się sparaliżowana, wyładowałaś na nim swój gniew i nie miałaś szansy przeprosić. Żałowałaś, że cokolwiek powiedziałaś. Zostawił cię i bałaś się, że na zawsze. Siedząc na ziemi, schowałaś twarz w dłoniach i zaczęłaś płakać.
-Nie potrzebuję pomocy! Umiem zająć się moim własnym dzieckiem! – krzyknęłaś chwytając się gwałtownie zlewu i zaciskając na nim palce.
-dobrze się nim zajmujesz, jesteś jego matką, nikt cię nie zastąpi, dzieci potrzebują mam – patrzył w naczynie w dłoni trąc je nieco bardziej niż to konieczne. Więc kiedy gniew Cię opuścił, poczułaś coś co całkowicie Cię zdołowało. On nic nie zauważał.
-To, że urodziło się dziecko, nie czyni cię od razu jego matką. Trzeba zasłużyć na ten tytuł, a ja potrzebuję na to szansę! – odwróciłaś się znowu wściekła w stronę Sansa.
-ale jesteś nią dziecino – odstawił naczynie patrząc na Ciebie
-Nie rozumiesz. Nie chcę się tak czuć, Sans!
-masz rację, nie rozumiem, i nie rozumiem dlaczego jesteś na mnie zła
-Bo zachowujesz się jakby to nie było nic wielkiego. Myślałam, że chcesz abym poczuła się lepiej!
-próbuję! – uniósł brwi zdenerwowany – i to jest nic wielkiego, robisz z igły widły!
-Oh więc to ja przesadzam? Dlaczego jesteś takim dupkiem? – powiedziałaś to szybciej niż pomyślałaś i było za późno. Sans spojrzał na Ciebie, potem schował pięści w kieszeniach swojej bluzy i odwrócił wzrok.
-zapomnij, nie słuchasz mnie, może kiedy ochłoniesz zrozumiesz, że chciałem pomóc
-Sans, zaczekaj! – krzyknęłaś, ale było za późno. Kiedy chciałaś go dotknąć, już go nie było, usłyszałaś tylko trzask drzwi. Stałaś sama w szoku. Osunęłaś się na ziemie opuszczając głowę. Nie, nie, nie. Coś zrobiła? Cała złość zniknęła w chwilę, zostawiając po sobie tylko strach. Spieprzyłaś sprawę. Jest zły i to Twoja wina. Czułaś się sparaliżowana, wyładowałaś na nim swój gniew i nie miałaś szansy przeprosić. Żałowałaś, że cokolwiek powiedziałaś. Zostawił cię i bałaś się, że na zawsze. Siedząc na ziemi, schowałaś twarz w dłoniach i zaczęłaś płakać.
Wielkie dzięki za tłumaczenie Yumi :) Bardzo dobry rozdział, aż chce się czytać kolejny, ale trzeba iść popracować :\
OdpowiedzUsuń