Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
SPIS TREŚCI
-Um, co to jest?
-Miasto przeprasza cię gazetą – Heather rzuciła gazetę na stolik, a tam wielki nagłówek: UKOCHANA PARA PRZEGRAŁA W SĄDZIE i zdjęcie Ciebie i Sansa z sali sądowej. Miałaś wrażenie, że to miało miejsce wieki temu, ale tak naprawdę minęło kilka dni Cholera, naprawdę wyglądasz aż tak paskudnie? Odepchnęłaś gazetę. Chciałaś o tym wszystkim zapomnieć. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że chodzisz z potworem?! - krzyknęła urażona
-Wiesz, nie wiem? Nie musiałam? Nie wiedziałam po co? - Heather była naprawdę dogłębnie urażona
-Powiedziałam ci, o tym, że chcę pokazać różne obrazy miłości na pracę zaliczeniowej i interesuje mnie wszystko co się w to wlicza, a ty nie powiedziałaś mi o tak istotnym fakcie? To ważne dla mnie! - Ugh. Upiłaś łyk kawy.
-Dobra. Chodzę z potworem. Nazywa się Sans. Jesteśmy razem od... pięciu miesięcy – Heather usiadła naprzeciwko Ciebie, złączyła ręce i uśmiechnęła się słodko. O nie.
-Więc... mogę poprosić cię o przysługę? - Ughhhh
-Nie.
-No weź! Nie mam żadnego potworzo-ludzkiego związku w swoim projekcie, a to ciekawe! Fascynują mnie takie pary i chcę je mieć – Ughhhh. Popatrzyłaś jej głęboko w oczy.
-Nie jesteśmy częścią jakiegoś projektu zaliczeniowego na studia. Już mam jednego palanta za przyjaciela i nie wiem, czy mnie wspiera czy potępia, nie chcę kolejnego. Wolimy trzymać się na uboczu
-A jeżeli ci zapłacę? Wtedy się zastanowisz? - Ughhhh. Forsa. Twoja pięta.
-Zapytam Sansa, dobra? - Heather wyglądała na zadowoloną z takiej odpowiedzi i odeszła. Rozsiadłaś się na krzesełku wyciągając komórkę z kieszeni spodni.
xxx-xxxx 7:57 | Więęęęc.... jeżeli.... miałabym do ciebie sprawę, zastanowiłbyś się nad nią?
snas 7:57 | jasne.
xxx-xxxx 7:57 | Naprawdę?!
snas 7:57 | tak, nic za darmo.
xxx-xxxx 7:58 | Zawsze prosto z mostu, co? Dobra, czego chcesz?
snas 7:58 | jeszcze nie wiem, ale powiem ci jak się dowiem
Dobra, cóż... wygląda na to, że oboje staniecie się częścią projektu.
Kilka dni później wraz z Sansem poszliście do Heather. Miała już aparat umieszczony w ogrodzie. Wyraźnie podnieciła się kiedy przedstawiłaś ją Sansowi i co chwile mówiła o tym jak ważny jest dla niej jej projekt.
-Zrobimy wam kilka normalnych zdjęć nim zacznie się prawdziwa zabawa ... więc bądźcie zakochaną parą czy czym tam jesteście, dobra? - Razem z Sansem udaliście się do ogrodu, w którym nadal był śnieg. Powinnaś usiąść? Oboje czuliście się niezręcznie. Sans uniósł rękę w tym samym czasie, kiedy Ty chciałaś go objąć. Oh. Oboje opuściliście ręce. Nie? Spróbowałaś jeszcze raz. Sans też poruszył dłonią. Nie, cofnij się. Uhh. Popatrzyłaś na bok i przysunęłaś się do niego bliżej, może wystarczy, jak złapiecie się za ręce? - Nie nie nie nie – Heather wychyliła się zza aparatu – To w ogóle nie jest romantyczne. Ty.. ugh.. dobra. Ja was pokieruję – Podeszła do was i umieściła twoje dłonie na twarzy Sansa. Łał. Kości są zimne w zimę. A no. To właśnie pomyślałaś, kiedy Heather przenosiła ręce Sansa na Twoją talię. Mhmmmm, o i teraz przyciąga wasze czoła do siebie aby się stykały.... Jest fajnie. - Możecie nie być tacy spięci, kochani? Raaany, znam ludzi, którzy ze sobą nie chodzą, a wyglądają bardziej naturalnie niż wy – Gdyby tylko wiedziała... Robiłaś co mogłaś. Starałaś się uspokoić jak Heather mówiła wam jak macie stać. Im więcej robiła wam zdjęć, tym mniej niezręcznie było. Dobra, może nie będzie tak źle? Sans też zaczynał się rozluźniać. Heather popatrzyła na zrobione zdjęcia przytakując sobie, z wyraźnym zadowoleniem na twarzy. - Dobra, te wyglądają dobrze. Chodźcie, dodamy słowa – powiedziała wyciągając marker z kieszeni. Zaczęła nim pisać po Twojej dłoni.
-Hm? Piszesz coś głupiego jak "mam potworny gust do facetów"?
-teraz mam ciałko do kochania?
-Hah! O mój Boże. A może, zakochana do szpiku kości? - Sans prychnął. Heather wypuściła Twoją dłoń. Popatrzyłaś. To żaden słodki napis.
N e k r o f i l l
....
-Dlaczego to napisałaś? Myślałam, że nas lubisz?
-Oczywiście, że was lubię. Wasza historia jest taka nowa i ... ekscytująca! Jesteście postępowymi pionierami! Dobra, wyobraźcie sobie. Wasze twarze, jesteście szczęśliwi i zakochani i wszystko jest cudowne. Ale cały świat chce was zniszczyć, tak? To kontrast między waszymi zadowolonymi twarzami i obelgami złych ludzi, którzy waszą miłość obrzucają nienawiścią. Wasze światełko miłości pochłania mrok. Macie. Przegrzebałam sieć w poszukiwaniu komentarzy na temat waszego związku i zrobiłam listę – podała papiery Sansowi. Ten spojrzał na pierwszą stronę. Chciałaś odczytać wyraz jego twarzy, lecz nie mogłaś nic zrozumieć. Jest zły? Czy go to zraniło? Mogliście wrócić do domu, nie miałaś nic przeciwko, ten projekt zaczynał robić się dziwny...
-są zabawne - ... albo nic mu nie jest.
-Naprawdę? - zerknęłaś przez jego ramię. Zamarłaś. Heather naprawdę przyłożyła się do swojego projektu. Znajdowały się tutaj określenia jakie słyszałaś wcześniej. Demony, zwierzęta, bestie... a nawet...
-heh, inkuby, co? mam potraktować to jako komplement skoro ludzie mnie za takiego mają?
-Oh, więc wy ... nie? - Sans popatrzył Ci w oczy. Znałaś ten wyraz. Wiedziałaś co myśli i sama też miałaś to w głowie.
Dlaczego zadajesz się z takimi ludźmi? Chciałaś wzruszyć ramionami, to nie Twoja wina, że przyciągasz do siebie ułomów. - Mniejsza! To nie jest ważne. - krzyknęła Heather i znowu uniosła marker. Sans popatrzył na Ciebie i wzruszył ramionami, co właściwie i tak miał powiedzieć? Zamknął oczy i przekręcił twarz w stronę Heather która zaczęła pisać na jego czaszce. Marker piszczał kiedy pisała. Niebawem oboje byliście cali w słowach w jakich postrzegała was ludzkość.
o b r z y d l i w i
z d r a j c a
d e m o n
s z m a t a
Oboje mieliście na twarzach napisy. Tak samo wasze ręce. Sans wyglądał tak, jakby nie przeszkadzało mu nic. Ale znałaś go już dobrze, że te słowa uderzają w waszą samoocenę. Czasami łatwo jest zapomnieć, jak wiele ludzi Cię nienawidzi, póki nie masz tego wypisanego na twarzy. Ale oto jesteście
-Dobra, podoba mi się poza w jakiej trzymacie się za twarze. Zróbcie tak jeszcze raz – rozkazała. Było zimno, a ty nie miałaś na sobie już bluzy, więc drżały Ci ręce przy gołej kości. Heather nakazała wam zmienić pozycję i kiedy stosowałaś się do jej poleceń, poślizgnęłaś się na śniegu. Serce ci zamarło kiedy upadałaś. Spodziewałaś się bólu, ale ten nie nastał. Otworzyłaś oczy, twarz Sansa była na kilka milimetrów przed Twoją, jedną ręką trzymał Cię z tyłu, drugą za dłoń. Czułaś, ja się rumienisz. - TAK! To to napięcie seksualne na jakie czekałam! Nie ruszajcie się! - Z ledwością słyszałaś cykanie flesza aparatu czując gęsią skórkę i włosy na twarzy. Sans zamarł ledwo oddychając. Przyglądałaś mu się z uwagą w świecące źrenice.
Pa bum. Pa bum
Przełknęłaś ślinę. Cholera jasna. Pomógł Ci stanąć na równe nogi. Mała część Ciebie chciała, abyście stali tak chwilę dłużej. Inna chciała, aby Heather zaczęła drzeć mordę "CAŁUJ" bo to wyglądało na moment pocałunku.
-ej, wszystko dobrze? zamarzłaś na kość?
-Huh? - Sans zaśmiał się
-chce zrobić kilka zdjęć w środku
-Oh, ta – przytaknęłam – Jasne. - Poszłaś za nimi, w mieszkaniu było miło. Trochę ciasno, ale miło. Podejrzewałaś, że mieszka z rodzicami, bo wiedziałaś, że mieszkania w tej okolicy nie są tanie. Zaprowadziła was do salonu gdzie było kilka foteli, mały stoliczek z drewna i kominek. Zrobiliście kilka zdjęć w różnych miejscach pokoju, ale widziałaś, że robiło się niezręcznie biorąc pod uwagę jej entuzjazm. Choć i tak miała go mniej. Nie umiałaś nic na to poradzić. Gdzie masz położyć ręce? Jak masz zachowywać się naturalnie przed obiektywem? Sansowi też nie szło. Nie patrzył ani na aparat ani na Ciebie, przez większość czasu odwracał głowę w złym kierunku, zaś jego ręce Cię blokowały. - Nie pracowałeś jako nagi model jakiś czas temu? Nie powinieneś być w tym lepszy? - powiedziałaś głośno – Oh! Znaczy się.. nie abyś był zły czy ... coś. Ja tylko... uh...
-Co? - oczy Heather zajaśniały i klasnęła w ręce z zadowolenia – Zaraz, zaraz, spokojnie. Pozowałeś nago? Możesz to powtórzyć? Zdjęcia byłyby o wiele lepsze. Oboje siedzicie na tej kanapie tak sztywno. To prawie bolesne. Proszę? Tylko koszulka. Mogę podpisać ci żebra
-uhhh
-Uhhh – Nie tak miało wszystko iść. Cała ta sytuacja zaczęła już dawno wymykać się z Twoich rąk. Zerknęłaś na zegarek. Może czas powiedzieć jej, że zabawa się skończyła?
-Zapłacę więcej, jeżeli chcecie – Sans zerknął na Ciebie, zrozumiał. Czułaś się źle, nie chciałaś aby wiedział, że znowu masz problemy finansowe. Nie byłaś już nawet pewna, czy pieniądze są tego warte, ale nie miałaś szansy nic powiedzieć, bo Sans ściągał koszulkę. Nie próbowałaś nawet ukryć własnego zawstydzenia bo że cooo???? Wiedziałaś, że nie przejmuje się sobą, sam powiedział Ci to. To tylko... dziwne, prawda? Przyłożyłaś rękę do czoła sprawdzając temperaturę, upewniając się, czy to nie jest jakiś dziwny sen spowodowany gorączką. Unikałaś patrzenia na niego, choć nie wiedziałaś dlaczego. To szkielet, nie zmienił się od czasu kiedy ostatnio go takim widziałaś. Jego żebra nie miały w sobie nic zboczonego. Widziałaś je zaledwie z cztery miesiące temu! Heather zerknęła na listę i przerzuciła stronę, wybrała napis "Staruch"
-...co? - zapytał zaskoczony
-No wiesz, jesteś kościotrupem musisz być... super stary. Zbyt stary aby chodzić z człowiekiem. Dzieli was wielka różnica wieku, ale wiesz, jestem pewna, że to tylko głupi stereotyp - ... Racja. Jest cholerne stary, prawda? - Albo... nie – Heather odgoniła myśli – Cóż, ja nie oceniam – Brzmi tak, jakby oceniała. - W każdym razie, mogę? - uniosła marker.
-nie – Sans rzucił zimno, zabrał jej marker i zaczął sam pisać napis na swoich kościach – kończmy to już – fotograf kazała wam usiąść przed kominkiem. Położyłaś rękę na jego ramieniu.
-Możemy iść do domu. Już nie jest zabawnie – szepnęłaś – To zdecydowanie nie jest warte żadnych pieniędzy. Popełniłam błąd – pauza – Przepraszam.
-huh, powinienem wiedzieć, że wizyta u fotografa będzie negatywnym doświadczeniem – potrząsnęłaś głową
-Kawały fotograficzne? Teraz?
-a w jakich innych okolicznościach mam ich używać?
-Używa Nikonu
-hmm, dobra, prawie tutaj skończyliśmy, prawda?
-Tak, ale tego kawału się nie spodziewałam
-heh
-W taki sposób próbujesz mi powiedzieć, że wszystko dobrze? - wzruszył ramionami, ale uśmiechnęłaś się. W chwili odwagi postanowiłaś przytulić Sansa. Jęknął zaskoczony kiedy nagle poczuł na sobie Twoje ciało.
-raaany, ostrzegaj nim to zrobisz, dobra? - zaśmiał się obejmując cię
-Jesteś wspaniałym przyjacielem, wiesz?
-hah... cóż...
-OH! Nie ruszajcie się! - wygląda na to, że wróciła. Podeszła do Ciebie i napisała Ci na czole kolejny napis prosto klubu rasistów.
-Chcę wiedzieć?
-nie
Pstryk! Pstryk! Pstryk!
Po kilku kolejnych zdjęciach w końcu wam zapłaciła i mogliście wrócić do domu. Milczeliście w drodze powrotnej, nie wiedząc co powiedzieć i jak skomentować to co się stało. Właściwie co się stało? To ty zadecydowałaś, i jak wszystko inne chciałaś wyrzucić to wspomnienie z pamięci. Podeszliście do drzwi swoich mieszkań i już miałaś się pożegnać, kiedy Sans powiedział
-chcesz do mnie wpaść?
-Oh! - byłaś zaskoczona – Tak, jasne – otworzył drzwi i weszliście szybko oboje niemal natychmiast siadając na kanapie. Wyciągnęłaś telefon i włączyłaś kamerkę. Ugh. Byłaś ciekawa co ci napisała, ale to słowo było chyba najgorsze.
P o t w o r z a d z i w k a
-wyglądamy jak z obrazka – Sans przybliżył się i jego głowa pojawiła się w ekranie komórki. Zaczął ścierać słowa z czaszki – heh, może faktycznie jest we mnie coś z ink-uba?
-Czuję się jak gówno. Nie martwi cię co ludzie o nas myślą?
-...trochę, ale czego miałem się spodziewać? nie zmienię ich zdania o mnie, więc łatwiej mieć to gdzieś – znowu popatrzyłaś na swoje odbicie w telefonie. Cicho wstałaś z kanapy
-Daj mi chwilę, dobra? Nie ruszaj się
-ok- wbiegłaś do swojego mieszkania i chwyciłaś kilka farb do ciała i kilka różnych pędzli. Szybko wróciłaś do Sansa. Na podstawce rozmazałaś kilka farb i położyłaś ją na podłodze
-Siadaj – siadł. Zaczęłaś machać pędzlem dookoła jego czaszki kreśląc różne wzory na jego twarzy. Uniosłaś jego głowę wyżej, aby widzieć swoje dzieło. Właśnie kreśliłaś pnącze niebieskiego kwiatu – Sans?
-hmm?
-Jaki jest najbardziej wystrzałowy kolor?
-co? jaki?
-...Granat! - pauza
-heh, heh, teraz kawały o kolorach, chcesz pokolorować mi życie? - uśmiechnął się. Również nie umiałaś walczyć z własnym uśmiechem
-Czy to znaczy, że dajesz mi zielone światło?
-tak, żadnego czerwonego znaki – dalej malowałaś na jego twarzy kreśląc różne linie na jego czole. Tak, aby zakryć kolorami te okropne słowa.
-Dziękuję, że mi na to pozwoliłeś – powiedziałaś – Wiem, że to nie miało sensu. Nie jesteśmy nawet parą, ale te słowa mnie bolą. I... przepraszam.
-za co? - zawaliłaś.
-Za... cóż, za cały dzień i za to, że nie zapytałam się, czy mogę na tobie rysować
-heh, wiedziałem, że chcesz to zrobić od dawna – podniósł swój telefon aby zobaczyć Twoje dzieło – i uh, nie będę kłamać, czuję się dobrze – popatrzył na ekran – oh...
-Oh? - zaczynałaś się niepokoić – Nie podoba się? Wybacz, nie malowałam wcześniej na czaszkach i ..
-spokojnie, jest wspaniałe
Pa bum. Pa bum.
-O-oh – uspokoiłaś się trochę – Dziękuję – miła cisza.
-moja kolej – podniósł paletę. Zaśmiałaś się.
-Naprawdę? Chcesz? - przypomniałaś sobie jego świąteczny prezent. Okropny rysunek. Możesz tylko się domyślać co chce namalować na Twojej twarzy... ale miałaś to gdzieś. Zamknęłaś oczy – Dobra, moja twarz to twoje płótno
-uważaj, ufając mi w rysowaniu to sprowadzanie na siebie śmierci – Ah! Farby były zimne i próbowałaś nie drżeć, ale było trudno. Czułaś jak Sans złapał Cię za policzek trzymając Twoją twarz w bezruchu. Wzięłaś oddech próbując nie myśleć o tym jak przyjemna była teraz jego dłoń. Nie działało. No i nie miałaś pojęcia co maluje. Lecz stanowczo to coś jest na twojej twarzy. - dobra
-Już? - otworzyłaś oczy, Sans pokazał Ci twoje odbicie. Oh! - Hahaha! Zamieniłeś mnie w szkieleta! - podziwiałaś jego pracę. Była niezręczna, ale widziałaś, że dał z siebie wszystko. Uśmiechałaś się – Chodź, zróbmy sobie zdjęcie – objęłaś go ramieniem.
Zdjęcie było słodkie. O wiele lepsze niż te zrobione dzisiaj. Takie realne. Obrazujące prawdziwe oblicze miłości.
-fajne, wyglądasz na nim jak kawał dobrej kości
-Ha, naprawdę? Więc, według szkielecich standardów, byłabym atrakcyjna?
-nie
-Jak to?! Ałć, zraniłeś moje uczucia.
-masz włosy – przeczesał je palcami – i tłuszcz – pociągnął cię za policzek – no i dużo skóry – pociągnął Cię za ucho – szczerze, jesteś paskudnym szkieletem.
-Taaa, cóż, twoja głupia morda też nie wyglądałaby dobrze, gdybyś był człowiekiem, więc – wystawiłaś język – Raaany, ile ty masz właściwie lat? Jeżeli miałbyś skórę byłaby... pomarszczona jak rodzynek? Zupełnie nie pasuje do twojej osobowości.
-ha... uh.. ha... - jego uśmiech zelżał. Przesadziłaś? Wcześniej mu to nie przeszkadzało!
-Przepraszam. Ja nie... przepraszam, to było głupie – nie chciałaś go urazić czy coś
-uh... bądź ze mną szczera, uważasz mnie za starucha?
-Co?! - oniemiałaś.
-czy mój wiek... ci przeszkadza? - odwrócił wzrok – znaczy się, nie myślałem o tym wcześniej, wiedziałem, że to trochę dziwne, znaczy się jestem młody jak na potwora, ale... - głos mu zadrżał – heh, sam nie wiem, przepraszam, że pytam, nie wiem dlaczego mi na tym zależy...
-Zapomniałam – powiedziałaś po prostu – Znaczy się, jeżeli to sprawi, że poczujesz się lepiej, nie myślałam o twoim wieku od dawna. - Położyłaś rękę na jego ramieniu – Nie martw się o to, dobrze? Ludzie są... chamscy i złośliwi. Nie jesteś staruchem, ani pedofilem w tym znaczeniu, jesteś ... jak wino! - uśmiech mu zadrżał, a potem
-hehehe, oh, łał, zawstydziłem się, potraktuję to jako komplement – Nie umiałaś się powstrzymać przed cichym śmiechem, Sans śmiał się głośniej, a zaraz potem Ty. Śmialiście się tak głośno, że nie usłyszeliście jak drzwi do mieszkania się otwierają. Papyrus wrócił.
-O MÓJ BOŻE???? CO SIĘ DZIEJE??? CO SIĘ STAŁO? DLACZEGO WYGLĄDASZ JAKBY KTOŚ CIĘ POBIŁ? - Zdałaś sobie sprawę, że z punktu widzenia Papyrusa musicie wyglądać dziwacznie. Macie te malunki na twarzy, napisy na reszcie ciała i tarzacie się na ziemi śmiejąc głośno, z kawału, który nie był nawet zabawny. Popatrzyliście sobie z Sansem w oczy i znowu zaczęliście się śmiać z reakcji Papyrusa. Ten zamknął drzwi i podszedł. Czytał napisy na waszych ciałach. Nagle poczułaś, jak cały śmiech znikł. Poczułaś się niezręcznie. Na jego twarzy był wymalowany ból i złość – DLACZEGO KTOŚ TO NAPISAŁ? PRZECIEŻ TO CHAMSKIE! - popatrzył na Sansa, który chciał się schować – TY TEŻ? KTO WAM TO ZROBIŁ?
-nikt brachu – rzucił prosto
-To na projekt fotograficzny mojej znajomej – wyjaśniłaś – Chciała zrobić kontrast. Albo coś w tym stylu. Nie jestem właściwie pewna, co chciała tym osiągnąć
-TO OKROPNE. NAJGORSZY POMYSŁ JAKI W ŻYCIU WIDZIAŁEM. ZERO NA DZIESIĘĆ GWIAZDEK.
-oj.... - Papyrus popatrzył na Sansa wziął go za ubranie i przerzucił przez ramię
-Dobra, czas na mnie – zaczęłaś wstawać i chciałaś iść do drzwi, ale Papyrus chwycił się za koszulkę nim zdążyłaś uciec. Podniósł ją lekko, na tyle by odrobina twojego brzucha wyszła na wierzch.
-TU TEŻ?!
-Paps, to nic wielkiego – Ale było za późno. Już unosił Twoją koszulkę aby zobaczyć resztę Twojego ciała. Starałaś się bronić – co robisz?! Boże, Papyrus, to jednorazowy incydent! - Puścił, zaciągnęłaś koszulkę na dół. Położył wolną rękę na biodrze.
-MASZ DOSŁOWNIE WYPISANE POTWORZE JEBADEŁKO NA RAMIENIU, TO COŚ WIĘCEJ NIŻ INCYDENT
-Papyrus, rany! - nie słyszałaś, aby kiedykolwiek przeklinał. W mgnieniu oka przerzucił Cię przez drugie ramię i zaniósł was do ubikacji. Odstawił cię na podłogę, zaś Sansa do wanny. Wziął coś, co wyglądało jak gąbka w kształcie kaczki, namydlił ją i zaczął zmywać napisy z kości Sansa – Papyrus...
-MYŚLICIE, ŻE NIE WIDZĘ CO LUDZIE O TOBIE MÓWIĄ? O SANSIE? - ... Małe pomarańczowe łzy pojawiły się w jego oczach – WIEM! I CHOĆ JESTEM WSPANIAŁY TO TE KOMENTARZE TEŻ RANIĄ MOJE UCZUCIA. MOŻE I MAM SILNE KOŚCI, ALE NIE JESTEM NIEZNISZCZALNY, WIESZ? - pocierał dalej ramię Sansa – WIESZ JAK KTOŚ NAZWAŁ SANSA PEWNEGO DNIA? ZŁODZIEJ CIAŁ JAKBY KRADŁ CIAŁA! WYKRZYCZAŁ TO KTOŚ Z SAMOCHODU I ODJECHAŁ. CO TO WŁAŚCIWIE MIAŁO ZNACZYĆ – źrenice Sansa zniknęły i nagle poczuł się niezręcznie
-myślałem, że uzgodniliśmy, że jej o tym nie będziemy... - więcej tarcia...
-Naprawdę jest aż tak źle? Jakim gównianym przyjacielem jestem, skoro tego nie zauważyłam...
-N-NIE! JESTEŚ WSPANIAŁYM PRZYJACIELEM, JEDNYM Z LEPSZYCH, JEŻELI BYŁABYŚ GWIAZDĄ, ŚWIECIŁABYŚ NA ZŁOTO! JESTEŚ WSPANIAŁĄ PRZYJACIÓŁKĄ CHOĆ MASZ NA TWARZY WYMALOWANY OBRAZ SZKIELETA. - napięta atmosfera zniknęła, Sans zaczął się śmiać. Ty też, choć łzy spływały Ci po policzkach. Robiłaś co mogłaś, aby dobrze wyjaśnić dlaczego masz to na twarzy – ŁAŁ, SANS, SPISAŁEŚ SIĘ, WYGLĄDA JAKBY MIAŁA ZDERZENIE CZOŁOWE Z PASKUDNYM AUTEM
-no weź, brachu, nie jest aż tak źle, biorąc pod uwagę moje umiejętności, wyszła zabójczo ślicznie
Pa bum. Pa bum.
Czy on właśnie...?
-NYEH! - Papyrus popatrzył na twarz brata. Cóż. Dzień potoczył się dziwacznie, ale ostatecznie cieszyłaś się, że masz dobrych przyjaciół. Nawet jeżeli będą teraz boleśnie trzeć Ci twarz. Robią to, bo im na Tobie zależy.