6 listopada 2017

Moje OC: Yumi Mizuno - Lili Phantomhive

Autor: Kakage

Imię: Lili
Nazwisko: Phantomhive
Fandom: Kuroshitsuji
Stan: ...żywa?

Lili to pierwsza dynamiczna postać jaka wyszła spod moich palców. Wyglądu użyczyła jej Miku z Vocaloidów. Dlaczego ona? Cóż, głównie dlatego, że pasowała wyglądem do siostry Ciela. Yap. Lili, jak nie trudno się domyślić, jest siostrą Ciela. 
Grafik z Miku, jakie idealnie wpasowałyby się w klimat wiktoriańskiej Anglii jest od groma, tak więc miałam w czym wybierać. Każdy kolejny art budził moją fantazję i miał wpływ na tworzenie historii tej niecodziennej hrabiny.
Lili będąc dzieckiem została posłana przez rodziców do zamkniętej szkoły dla dziewcząt, gdzie miała zostać wyszkolona do tego czym powinna zajmować się w przyszłości. Miała pobrać odpowiednie wychowanie, przyswoić wiedzę, nauczyć się zachowania. Dziewczynka początkowo strasznie przeżyła rozstanie z małym braciszkiem, oraz matką czy ojcem. Niepokorna, nie chciała przystosować się do szkoły i jedyne o czym pragnęła to powrót do domu. 
To wszystko się zmieniło, kiedy dowiedziała się o tragicznym zajściu, jakie miało miejsce w jej rodzinnej posiadłości. Kiedy dowiedziała się o śmierci rodziców oraz zaginięciu ukochanego braciszka. Pragnęła wrócić, poszukać. Dyrektorka jednak jej zabroniła stosując się do bardzo szczegółowych poleceń jej ojca. Lili udało się jednak pójść na ugodę. Jeżeli opanuje materiał i wszystko co dla niej szykują, będzie mogła wyjść wolno. 
To oczywiście nie było łatwe i trwało latami. Surowy rygor nauczycieli wywarł piętno na jej charakterze. Z buńczucznej dziewczyny stała się posłuszną, słodką, szeroko uśmiechającą się i delikatną dziewczynką. Taką, jaką chciało ją widzieć otoczenie. Nosiła koronkowe sukieneczki, umiała dobrze się zachować przy stole, grała na fortepianie, znała się na filozofii, czytała i śpiewała. 
Autor: Eve

Do akcji wkracza mniej więcej przed wydarzeniami z Book od Circus. Udało się jej wygrać zakład, opanowała treści jakie były jej przeznaczone szybciej niż to początkowo planowano. Niestety Lili stanęła przed progiem rezydencji i jedyne co potwierdzało jej prawdomówność, to akt zaświadczający o jej pokrewieństwie. Jedyna ciotka jaka mogła powiedzieć, że Lili była tym za kogo się podaje, została "zabita" przez "Kubę Rozpruwacza" natomiast Ciel był zbyt mały, aby pamiętać o niej. 
Jej pierwsze miesiące w rodzinnym domostwie nie były kolorowe. Nie trudno się domyślić. Niczym małpka nauczona tańczyć tak jak jej zagrają. Ciel brzydził się nią, nienawidził jej uśmiechu, gardził jej naiwnością i prostodusznością. 
Przemiana Lili następowała stopniowo. Każdego dnia coś się w niej zmieniało. Czuła, jak złota klatka w której została zamknięta jej dusza gnie się i wygina. Ona, jej prawdziwe ja było inne. Z czasem porzuciła pastelowe ubrania, przestała się uśmiechać zawsze i wszędzie. Zmieniła się. 
Autor: Okino

W pierwotnym założeniu, rzecz oczywista, miał być romans z Sebastianem. Jednak im dłużej zagłębiałam się w historię Lili, im częściej o niej pisałam, zaś litery zapełniały kolejną stronę... Nic z tego nie wyszło. Tak, jakby jej osobowość zupełnie odpychała się z Sebastianem. Nie wiem jak i nie wiem kiedy, ale te postacie "same" zaczęły czuć do siebie antypatię. 
Lili nie wiedziała o tym, czym jest Sebek, nie wiedziała nic o kontrakcie Ciela. Była w stu procentach normalnym człowiekiem, od początku do końca. Pojętna i nie głupia, mimo wszystko, zrozumiała w co gra jej brat i jak tylko oprzytomniała, uwolniła się i .. poznała samą siebie przybyła do Ciela z dziwną propozycją. 

-Chcę wejść na szachownicę - dziewczyna stała w swojej sukience nocnej, w dłoni trzymała wątły płomień świecy. Młody panicz podniósł się na łokciach i szybko chwycił po przepaskę na oko zakrywając znamię
-O czym ty mówisz - jęknął sennie
-Mam dość stania z boku!
-Lili... masz pojęcie która jest godzina?
-Ciel! - dziewczyna podbiegła do łóżka chłopaka. W pędzie zgasła jej świeca, w pokoju zrobiło się bardzo ciemno. Widać było ledwo kontury rodzeństwa. - Chcę wejść na szachownicę. Chcę być twoim pionkiem. Chcę cię bronić! Mam dość przyglądania się jak wszystko robisz sam. Ja... ja mogę się przydać. Ja.. ja.. nnnn-nie umiem walczyć - głos jej drżał, Ciel wiedział, że jego siostra płacze, że jest zdesperowana, mimo to, nie zrobił nic - Aaa-ale jest coś w czym mogę ci się przydać! Znam się na ludziach. I wiem jak kokietować mężczyzn. I ... i mogę być przydatna. Ciel, błagam, użyj mnie. 

Autor: Soojie

Była przydatna, oczywiście, że tak. Faktycznie potrafiła wyciągnąć z ludzi wiele, bo umiała mówić. Umiała zainteresować, uwieść. Zakładała wtedy maskę idealnej panienki z dworu, słodką, niewinną, mądrą, naiwną. Taką, jaką miała być. To działało. Raz lepiej, raz gorzej, ale działało. 
Lili to przede wszystkim postać tragiczna, która zakochała się w bracie. Dosłownie. Jak powiedziałam wcześniej, nic mi nie wyszło z parowania ją z Sebastianem. Przez jakiś czas darzyła silniejszym uczuciem Snake i ta para bardzo mi się podobała. Jednak... ostatecznie i ich związek nie przetrwał zbyt długo. 
Pisząc Lili, miałam wrażenie, ze jest to postać, której nie kontroluję, jakby dziwnie to brzmiało. Kochała brata, w każdym tego słowa znaczeniu. Zrobiłaby dla niego wszystko, wliczając w to odebranie własnego życia. Dlaczego? Wyrzuty sumienia. Nie było jej wtedy, kiedy on ją potrzebował. Być może też trochę wyuczenie? Wszak nauki w szkole wpoiły jej przekonanie, że ma się słuchać mężczyzny. Wybrała swojego młodszego brata, ale... czy to ważne? Na swój tragiczny sposób, była szczęśliwa. 

Autor: Iuomo

Przy okazji pisania tej historii, tego jak ona potoczyła się i pognała w przyszłość nie wiem jak i nie wiem kiedy, ale.. wyszedł mi związek kazirodczy. A no. Wystarczyło tylko postarzyć bohaterów, dodać Cielowi kilka centymetrów i już mamy tragiczny trójkąt miłosny. Trójkąt? Mamy jeszcze Lizzy, z którą Lili się zaprzyjaźniła. Oh nie, był ślub, było wesele, była noc poślubna. Nawet dwie. Dwie? No cóż, Ciel po spełnieniu obowiązku małżeńskiego wymknął się nocą do pokoju swojej siostry, choć nie było to coś, czego wcześniej by nie robili. 
Ciel nie wyraził się nigdy jasno. Lili do końca podejrzewała, że robi to co chce, dając jej bliskość i fizyczną przyjemność jakiej oczekuje dlatego, że jest jednym z jego pionków na szachownicy. W ten sposób upewnia się, że ta go nigdy nie zrani, nie zdradzi, nie zawiedzie, nie porzuci. 

Historia nie została zakończona. Gdzieś uciekł wątek z kontraktem. Sebcio był mniej demoniczny. Undertaker nadal uroczo przerażający. Grelluś wpadał co jakiś czas, lecz niezbyt często. Więcej było Agniego i jego pana. Wszystko przybrało obraz bardziej rzeczywisty skupiając się na toksycznej i zakazanej miłości, osnutej angielską mgłą i tajemnicami kryjącymi się na każdym kroku.
Share:

Opowiadanie: Rocznica

Wśród świstu wiatru słyszę tylko moje kroki chlupoczące w błocie. Kolory już dawno zgniły, pozostawiając przytłaczający swoją depresyjną aurą krajobraz. Wszystko oczekuje oczyszczającej bieli, mającej przygotować świat do zmartwychwstania. Chociaż początkowo zachwyca, jesień przez większość czasu jest najbrzydszą porą roku. Przez to przypisuje się jej swoisty mrok. Jako jedyna imituje koniec całkowity, niezapowiadający żadnego odrodzenia. Straszna i tajemnicza. Należące do niej wieczory są tak bardzo negowane, mimo że są najlepszym czasem na niezwykle przyjemny spacer.
Kozaki już dawno nasiąknęły wilgocią. Wyglądają okropnie, jednak wewnętrzny materiał spisuje się na tyle dobrze, żebym nie odczuwała chłodu na moich stopach. Otaczające mnie zimno próbuje przedostać się przez długi płaszcz i gruby biały szal, ale mu się nie udaje. Pod tym względem jestem odpowiednio przygotowana.
Jakiś czas temu przeszłam w obszar dziki, nieskalany ludzką ręką. Jednak tylko pozornie.Wiele lat temu ja i moje dwie przyjaciółki zapuściłyśmy się w te oblegane drzewami okolice.  Zwiedziłyśmy wszystkie miejsca,w których można cokolwiek dojrzeć przez wieczną mgłę. Tym gęstszą, im dalej wgłąb. Jedyną przyczynę, dzięki której nigdy niczyjej obecności nie zarejestrowano w tej dziczy.
Oprócz naszej trójki.
Mijam ostatnie krzewy, oddzielające mnie od polany. Latem soczyście zielona, teraz obrzydza wilgotnymi resztkami zgniłej trawy i liści. Iście błotne jezioro, w którym można ugrzęznąć. Staję na granicy bezpiecznego gruntu i wypatruję powodu, przez który tu jestem. Widok przesłaniają mi kosmyki włosów, tańczące z nieregularnymi powiewami. Podnoszę rękę, aby je poprawić, jednak chwilę później zamieram. Bicie serca oraz oddech przyspieszają przez odgłosy ruchu, wydobywające się zza moich pleców. Zwierzęta nie zapuszczają się w te tereny, a nikogo nie powinno tu być. Zamiast do twarzy, dłonią sięgam do najcieńszej gałęzi w moim zasięgu i zrywam ją w błyskawicznym tempie, żeby momentalnie wyciągnąć ją przed siebie.
- Hola, nie w twarz, Kotek! - otwieram szerzej oczy i usta z niedowierzania, jednocześnie opuszczając chwilową broń. Tak dawno nie widziałam tych piwnych wesołych oczu. Chociaż poprzednim razem jej włosy nie były płomiennorude i tak krótkie, nadal nie dałabym rady jej z kimkolwiek pomylić. Spodziewałam się, że zacznę płakać ze wzruszenia i tęsknoty. Całe trzy lata rozłąki od naszej ostatniej przygody, a przyjmuję to z taką samą obojętnością jak codzienny wschód słońca. Jakbyśmy cały czas miały ze sobą kontakt. Jakby wtedy nic się nie stało.
- Słyszysz? Pobudka! - macha mi ręką przed oczami, cały czas utrzymując szeroki uśmiech. Jak może być taka szczęśliwa? Musi pamiętać, inaczej by tu jej nie było. Mrugam szybko, aby wyrwać się z zamyślenia i przybieram neutralny wyraz twarzy, na co ona powstrzymuje dłoń i spogląda lekko zaskoczona. - Czemu...? Zresztą, nieważne - kręci głową. - Powinnyśmy już do Niej iść, czyż nie? - ponownie pokazuje zęby.
Chwilę stoję w bezruchu, tylko jej się przypatrując. Wiem, że nie zachowuję się tak jak powinnam. Chcę ją przytulić, porozmawiać o tym, co działo się przez ten czas. Jednak moją jedyną reakcją jest obrót i zanurzenie kozaka w błotnistej ziemi. Kieruję wzrok w dół, by łatwiej utrzymywać równowagę i idę środkiem grząskiej nawierzchni. Krok za krokiem, nie spiesząc się i myśląc jedynie o bardziej stałym gruncie. Wreszcie docieram do niego i unoszę głowę. Znowu ten szeroki uśmiech.
- Pierwsza! Wiesz, że dookoła też jest droga? - oczywiście. Zawsze obracała wszystko w żart. Najpierw było to irytujące, ale wreszcie zdałam sobie sprawę, że za śmiechem skrywa ból i smutek. Tak jest i tym razem. Skrzywdziłam ją, ignorując jej obecność. Gdyby wiedziała, że nie robię tego specjalnie, że od Wtedy łatwo zapominam... Chciałabym utracić wspomnienia związane z Nią. Nie przychodziłabym tutaj co roku i nie zamartwiałabym się pytaniem "co się tu stało?". - Znowu odpłynęłaś? - wesołość na jej twarzy lekko przygasła. Czemu się nie odzywam? Przecież chcę jej wszystko wyjaśnić.
Ponownie ruszam bez słowa, jednak ona zagradza mi drogę. - Słuchaj, wiem, że masz mi za złe tamtą ucieczkę - pierwszy raz widzę ją całkowicie poważną. Myli się, nie jestem zła. - Zostawiłam cię, słysząc Jej krzyk, ale ty nie mogłaś się nawet ruszyć. Wezwałam pomoc, pamiętasz? Nadal żyjesz dzięki mnie, chociaż nawet nie wiemy, co Ją załatwiło! - nadal nie wiadomo? Nie znaleźli Jej? A ta zamazana postać w moich wspomnieniach, stojąca za policjantami, to pewnie ona. Logiczne, tutaj nie ma zasięgu. Dobrze zrobiła. Przechylam głowę na bok. Nie wiem, jak inaczej przekazać, że nie pamiętam, bo nadal nie moge zmusić się do wydania jakiegokolwiek głosu. Pozostają mi drobne gesty, jednak trudno wyczuć, które zrozumie.
Podczas wykonywania przeze mnie tego ruchu, ona kieruje się ciałem w przeciwną stronę. - Po prostu już chodźmy - bezbarwny ton. Jedyną podpowiedzią co do jej stanu emocjonalnego są krople, które niezwykle mocny podmuch strąca w moją stronę. Znowu łzy. Dlaczego wszyscy ciągle płaczą? Nie rozumiem ich.
Teraz idziemy razem w ciszy, którą przerywa jedynie wiatr, skrzypienie gałęzi i nasze kroki. Miejsce, do którego się kierujemy, nie jest daleko. Kilkanaście metrów slalomu między drzewami, wśród gęstniejącej mgły, i naszym oczom ukazuje się Ona. A raczej miejsce pamięci o Niej. Przy jednym z pni stoi prymitywny stos kamieni, a na ich szczycie dwie deski, zbite w kształt krzyża. Jednak to widziałam już dwa razy, sama go zrobiłam na pierwszą rocznicę. Tym, co przyciągnęło moją uwagę, jest tabliczka, wbita w korę nad prowizorycznym grobem. Jej wcześniej nie było. Na pewno nie jest moim tworem. Kto tu jeszcze był? Nikt nie powinien wiedzieć o tym miejscu.
- Byłam tu wczoraj, pomyliłam daty - śmieje się nerwowo, kładąc dłoń na karku. Zerkam na nią kątem oka. W takim razie od kiedy jest w okolicy? Od Wtedy słowem się nie odezwała. Tak jak ja. - Wciąż odtwarzam w głowie te jej bzdurne rymowanki. Stwierdziłam, że można by dodać jedną z nich do Jej pomnika. - patrzy przed siebie tęsknym wzrokiem. Jak bardzo cierpi przez Jej zniknięcie? Wzrokiem powracam do drewnianej zawieszki i czytam wyryty na niej tekst:
Świat mnie mrozi, a ja gorę.
Myśli płyną, a ja stoję.
Wpierw świat gwarnie, wreszcie milknie.
A czas pędzi... Lecz beze mnie.
Znam to. Te cztery linijki opisywały Jej odczucia przy wykonywaniu uwielbianych przez Nią czynności - wzbudzające adrenalinę, ryzykanckie wybryki, najlepiej też mrożące krew w żyłach. Była lekkomyślna. I nas tym zaraziła. Towarzyszyłyśmy Jej w każdej nieprzemyślanej akcji, która nękała Ją swoją "wspaniałością". Czyli możliwie strasznymi skutkami. Uzależniła mnie od tego. Za to nigdy Jej nie wybaczę.
Pamięć to potężna broń. Moja jest wadliwa - tylko czasami działa i nie potrafię przewidzieć, kiedy dokładnie. Nie sądziłam, że kawałek drewna, a raczej słowa znajdujące się na nim, wzbudzą we mnie dawno nie odczuwaną wściekłość. Krew w moich żyłach buzuje, czuję ciepło na policzkach. Potrzebuję strachu. Żeby mnie ogarnął, żebym mogła na niego patrzeć. Muszę coś zrobić. Ale nie chcę. Uwolniłam się od tego, trzy lata dawałam sobie bez niego radę. Dlaczego teraz...?
- Ty bezmyślna kukiełko... - odwracam się w jej stronę, wkładając w moje spojrzenie całą nienawiść, którą we mnie wywołała. Wypowiadane słowa powodują dyskomfort w gardle. Jak długo nic nie mówiłam? Od kiedy mój głos jest tak chrapliwy? Teraz bardziej przypomina warczenie niż ludzką mowę. Obserwuję jej mimikę i ruchy ciała. Szeroko otwarte oczy, skulona postawa i napięte mięśnie. Boi się mnie. Mimowolnie unoszę kąciki ust. - Zastanawiałaś się kiedyś nad konsekwencją swoich działań? Ta nie będzie przyjemna. - szczerzę zęby, rozkoszując się drżeniem jej ciała. Tak, tego mi brakowało.
Z niedowierzaniem cofa się kilka kroków, prawie przewracając się o wystający korzeń. Zaczyna rozumieć. Odwraca się i biegnie przed siebie, prosto w mlecznobiałą mgłę. Zgubi się. Tak jak Ona. Nie ruszam za nią, stoję w miejscu z obojętnym wyrazem twarzy. Razem z jej postacią zniknęła ekscytacja, a pozostała nuda. Próbuję sobie przypomnieć, co się Wtedy działo. Nadal nic. Wspomnienia są przykryte czarną zasłoną, ku której nie mogę nawet wyciągnąć ręki. A może nie chcę?
Kieruję wzrok na Jej grób. Przywrócona złość przejmuje kontrolę nad moim ciałem. Nic nie widzę, nie wiem, co robię. Słyszę tylko dziwne powarkiwania i stęknięcia. Czy to ja? Mam coraz większe problemy z oddychaniem, bolą mnie mięśnie rąk i nóg. Obiłam o coś udo, pięką mnie dłonie. Co się dzieje? Czemu jest mi tak gorąco? Zgubiłam szalik, nie ma go na mojej szyi. Jednak chłodne powietrze nie potrafi ugasić płonącego wewnątrz mnie żaru. Więcej zimna, płaszcz jest rozpięty. Coraz bardziej wzrasta we mnie poczucie bezsilności. Chcę wiedzieć. Niech to się wreszcie skończy!
W końcu moje ciało się uspokaja, a widoczność powraca. Oddycham głęboko i zdezorientowana patrzę na otoczenie. Nie mogę określić, co widzę. Mrugam oczami, ale nadal nie mogę zrozumieć kształtów znajdujących się przede mną, więc zerkam w dół, na swoje ręcę. Podrażnione i ubrudzone, gdzieniegdzie mają startą skórę. Na jednej z nich przewiązany jest kawałek białego materiału, zabarwiony na czerwono. Drżą z wysiłku, do którego zostały zmuszone, a powiewy wiatru pogarszają ich stan. Szybko wkładam je do kieszeni rozpiętego płaszcza. Jest zabłocony i w jednym miejscu porwany. Spodnie są w lepszym stanie, chociaż jedna z nogawek nosi ślad pyłu drzewnego nad kolanem. Powoli normuję wdechy i zgarniam włosy z twarzy. Wreszcie postanawiam zmierzyć się z wyglądem otoczenia.
Rozglądam się, szukając jakiegoś punktu orientacyjnego. Z niedowierzaniem stwierdzam, że jestem w tym samym miejscu, w którym stałam przed tym chwilowym zaćmieniem. Jednak grobu już nie ma. Dookoła rozrzucone kamienie, a krzyż jest tylko dwoma przełamanymi na pół deskami. Pod Jej drzewem leży mój rozdarty szal, a na pniu wisi sponiewierana tabliczka. Ma wiele pęknięć, kilka kawałków zdołało od niej odpaść. Ile siły musiałam użyć, żeby doprowadzić do takiego stanu kawałek drewna? Razem z tą myślą, dociera do mnie ból promieniujący z jednej z moich dłoni. Zbeszczeszczenie Jej pamięci przypłaciłam własną krwią. Sprawiedliwa cena.
Zaczynam podziwiać moje dzieło. Właśnie pozbyłam się jedynej rzeczy, która mnie łączyła z tym lasem. Nie muszę już tutaj wracać. Mogłam to zrobić prędzej. Opuszczam powieki i kieruję twarz ku górze. Więc to jest wolność. Wspaniałe uczucie. Przyjemną chwilę przerywa mi zniekształcony dźwięk. Próbuję go zidentyfikować, ale za wcześnie się kończy. Otwieram oczy i zwracam się w stronę, z której go słyszałam. Może się powtórzy? Czekam i nasłuchuję, marszcząc przy tym brwi. Wreszcie nadchodzi ponownie, tym razem głośniejszy. Krzyk przerażenia. Tak bardzo podobny do tamtego. Ruszam w jego stronę, nie zwracając uwagi na bawiący się z moimi włosami wiatr.
Zasłona się rozchyla.
Z każdym kolejnym krokiem odzyskuję cząstkę wspomnień. Wszystko jest tak samo jak Wtedy. Przez cały ten czas wygląd tego miejsca się nie zmienił. Mam wrażenie, że przeniosłam się w przeszłość, a teraz idę do Niej. Muszę się spieszyć, niedługo przybędzie pomoc. Jeśli Ją znajdą, to będzie po mnie. Ale... czemu miałoby tak być? Co to ma wspólnego ze mną?
Do moich nozdrzy dociera ogromny smród. Momentalnie podtykam pod nie rękaw, choć to też dużo nie daje. Prawie nic nie widzę, otaczająca mnie biel jest prawie oślepiająca. Nadal jednak w nią brnę. Zapach przybiera na sile, mam ochotę wymiotować. Oczy zachodzą mi łzami. W końcu do moich uszu dociera cichy szloch, a także postękiwania wysiłku. Ta sama sytuacja. Tak samo jak z Nią.
Cały czas zbliżam się do źródła dźwięku i w końcu staję na szczycie stromego zbocza. To, co widzę, powoduje u mnie zawroty głowy i cudem się nie staczam. Patrzę z góry na ognistowłosą dziewczynę, próbującą bezskutecznie wspiąć się po zbyt śliskiej ścianie. Twarz ma mokrą od wysiłku i płaczu oraz ubrudzoną wymiocinami. Długo tu nie siedzi, a wygląda, jakby była na skraju wytrzymałości psychicznej. Żałosna istota.
Czemu tak pomyślałam? Każdy normalny człowiek by tak zareagował. Mam ochotę zemdleć, więc dlaczego...? Pamiętam. Okowy ciemności rozsuwają się, ukazując pełny obraz. Zdaje się, że mgła jest rzadsza niż wcześniej, co poszerza mój zakres widoczności. Opuszczam rękę, smród już mi nie dokucza. Dobrze, że zapomniałam. Dzięki temu wciąż jestem bezpieczna.
- Pomóż, proszę... - wyciąga rękę w moją stronę. Przyglądam się jej piwnym tęczówkom. Jeszcze chwila, a całkowicie podda się rozpaczy. Nie ma już czego zwracać, mimo że jej ciało opanowują drgawki. Wspaniały widok. Rozglądam się po brzegu, na którym stoję. Średniej wielkości kamienie zakrywają prawie całą przestrzeń. Nie zauważyłam ich wcześniej, ale są tu. Jak za każdym razem. Sięgam po jeden z nich. Na moją twarz wkrada się szeroki uśmiech, na myśl o powiększeniu mojej kolekcji. Zaraz będzie jednym z rozkładających się ciał, w których morzu pływa. Idealne uwieńczenie jesieni. - Co ty...? - niedowierzanie, szok, a w końcu przerażenie. Zawsze w takiej kolejności. Przed zamachnięciem. Zanim wprowadzę w życie jedyny sposób usatysfakcjonowania mojego uzależnienia.
Zanim zabiję.

Autor: Milky
Share:

5 listopada 2017

Moje OC: Yumi Mizuno - Yumi Mizuno

Imię: Yumi
Nazwisko: Mizuno
Rasa: Wilczy demon
Fandom: Opowiadanie własne / Shaman King

Pomysł na Yumi zaistniał w mojej głowie stosunkowo wcześnie. Niedokończone opowiadanie z nią nadal tkwi w odmętach tanuki.pl Tam, gdzie demon mówi dobranoc.
Idea tego opowiadania opierała się na tym, że wszystkie demony w obawie przed szybko i prężnie rozwijającą się technologią ludzi, ukryły się w ... szklanej kuli. Takiej zwykłej, szklanej kuli. Gdzie jak potrząśniesz to pada śnieg. Ich kula tkwiła zapomniana na strychu gdzieś w starym domku jednej z mniejszych wsi. W tej kuli był cały kontynent. Nazywał się Magic City. Na środku była wielka góra, u podnóża której panował klimat mroźny, dla demonów lubujących się w chłodzie. Na północy wyspy była pustynia, na południu dżungla. Było miasto i był ocean, spokojny i ten wezbrany, którego rwące fale uderzały raz za razem o skalisty brzeg. 
Wszystko to było dowodzone przez ojca Yumi, ona zaś była księżniczką, jedyną córką, która później miała przejąc panowanie i dbać o bezpieczeństwo szklanej kuli. Towarzyszył jej magiczny kruk Fer oraz wierny, skrycie w niej zakochany, psi demon Ant. 
Do tego opowiadania powstawały moje pierwsze erotyki. Narysowałam całą mapę, historię postaci, cały świat był złożony ... no i wtedy... wpadłam w fandom Shaman King.
Chcąc dołączyć do RP, wzięłam postać Yumi. Połączyłam jej obecność z fabułą swojego opowiadania. Yumi chcąc udowodnić swoją siłę obiecała ojcu, że zostanie Królem Szamanów. Zabiłam Anta, bo przecież Yumi musi mieć ducha, prawda? A nie ma nic tragiczniejszego niż kochanek duch. 


Yu, była... naiwna.Bardzo naiwna. Nie wiedziała o wielu rzeczach ze świata ludzi, nie rozumiała. Prawie w 100% mięsożerna, jadła dużo i szybko robiła się głodna. Uwielbiała smak soku pomarańczowego. Nie widziała różnicy między kotem, a psem. Miała dobry węch i słuch, lecz słaby wzrok. Umiała zmieniać się w wielkiego wilka, lecz po przemianie była bezsilna i wyczerpana. Jej słabym punktem było złapanie u nasady ogona. Bała się mikrofalówki oraz różowych króliczków. 
 Przyjaźniła się z Anną, matkowała Yoh, bawiła się z Mari, ciągle dokuczała Horo Horo. 


Jest to pierwsza w pełni złożona postać, w której nie odzwierciedlałam ani siebie, ani tego kim chciałabym być. Yumi stała się .... jakby to powiedzieć. Osobną postacią, pierwszą z której naprawdę byłam zadowolona. Zaś jej imię i nazwisko przylgnęło do mnie i stało się z czasem nickiem, którym posługuję się do dzisiaj. 

Choć jej historia nie została spisana do końca, zaś wątki zapomniane, nadal była, jest i będzie częścią mnie.  
Share:

Moje OC: Yumi Mizuno - Siostry Aqua

Byliście kiedyś na promocji, w której dostawaliście cztery w cenie jednego? Nie. No to zapraszam. Takie rzeczy tylko u mnie.

Fandom: Teenage Mutant Ninja Turtles (TMNT)

Przypomniałam sobie o nich stosunkowo niedawno. Podczas wyczynów naszych kochanych żółwi na RP. Heh.
Jak widać na załączonych obrazkach, taaaak, są to przerysowane i pokolorowane inaczej postacie z Sailor Moon. Pomyślcie jednak ile wysiłku kosztowało mnie przerysowanie tego wszystkiego, pokolorowanie od nowa i wycieniowanie.... Powiedziałam, że to wszystko robiłam w PAINCIE?
Sama sobie teraz nie wierzę, ale pamiętam, pamiętam dokładnie jak siedziałam i kolorowałam, piksel po pikselu, a potem gapiłam się zachwycona na swoje dzieło.
Ale do rzeczy.

Wszystkie cztery są siostrami, czworaczkami, których matka umarła przy porodzie, a ojciec został zamordowany przez... nie pamiętam? Ale został zamordowany. To wiem. Dziewczynki wychowała Aqua, ich babka, która jednocześnie była narzeczoną mistrza Musashiego (tak mu było?).
Od samego początku dziewczyny wiedziały o tym, że są bracia żółwie i wiedziały też o tym, że się chowają. Wiedziały, bo podczas medytacji Aqua spotkała się ze Splinterem. Oh, siło magii, nie masz granic, prawda? Pewnego dnia zostały wysłane na trening do NY, albowiem Aqua nauczyła je już wszystkiego co umiała i teraz pora na to, aby poznały troszeczkę życia od żółwi i szczura.
Teraz jak się nad tym zastanowię, to miałam ładnie poryte w głowie. Babka posyła swoje jedyne wnuczki do obcego miasta, na inny kontynent, bo wspomniałam, że wszystkie były japonkami? Kij, że blondi. Posłała je babka do Nowego Yorku, do ścieków (dosłownie) aby uczyły się walczyć jak prawdziwy ninja od zmutowanego szczura i żółwi.
Można i tak.

Imię: Lili
Nazwisko: Aqua
Broń: Katana
Stan: Żywa.
Ją parowałam z Leonardem. Kto by pomyślał, prawda? W każdym razie była bardzo odpowiedzialna, opiekuńcza i troskliwa. Choć zdecydowanie bardziej niż Leo kierowała się zaufaniem i głosem intuicji, który nie zawsze mówił dobrze.
Ostatecznie wyruszyła wraz z Leo do Japonii szukając kolejnych ochotników, których mogłaby uczyć i ślad po nich zaginął.

Imię: Willow
Nazwisko: Aqua
Broń: Sai
Stan: Zamordowana
Jej partnerem miał być Raffaello. Wybuchowa, zadziorna, buńczuczna i złośliwa. Jednak znacznie lepiej panująca nad własnym gniewem oraz nie tyle znosząca, co rozumiejąca temperament Raffa. Uwielbiała go denerwować, wkurwiać, nie przejmowała się obelgami, wiedziała gdzie go szukać, prowokowała bitwy i kłótnie tylko po to, aby wyładował drzemiące w nim napięcie.
Z tego co pamiętam, zabiłam ją w jednej z walk. Głupia śmierć w sumie, żadna heroiczna. Zrobiłam to, bo bardzo podobało mi się wyobrażenie rozpaczającego i tęskniącego Raffa skulonego na łóżku, żałującego, że nie powie jej już nic co zawsze chciał powiedzieć. Albo co chciałby teraz powiedzieć.

Imię: Kiti
Nazwisko: Aqua
Broń: Kij bo
Stan: Zaginiona
Związała się z Donatello razem z nim dzieląc wspólne zamiłowanie do nauki. Ona siedziała jednak w botanice i biologii organizmów żywych bardziej niż w maszynach. Było kilka epizodów zazdrości, między nią, a April, lecz ostatecznie wszystko kończyło się dobrze.
Niestety. Bardzo spodobała mi się wizja tego, jak na stare lata Don traci zmysły i zamienia się w... szalonego naukowca? No... a Kiti zachorowało się na raka i Don chciał jej pomóc i .. mu się nie udało. Ostatecznie dla świata Kiti jest zaginiona, jednak w ostatnim rozdziale opowiadania jakie napisałam, to o ile dobrze pamiętam, była ... znaczy się jej tors i głowa pływały w słoju umieszczonym w tajnym laboratorium Donatello, który poprzysiągł wskrzesić ukochaną.

Imię: Misti
Nazwisko: Aqua
Broń: Łańcuchy....?
Stan: Żywa
Związała się z MA, zabawna, pogodna, troskliwa. Ostatecznie, przez to co stało się z braćmi, Mike zamknął się w sobie i postanowił wieść życie typowego hikikomori, tracąc wiarę we wszystko i we wszystkich. Misti była jedyną osobą, która nadal miała nadzieję, że wszystko mu się ułoży i próbowała mu pomóc. Próbowała, aby odnalazł radość życia, zaczął wychodzić z pokoju, zaczął spotykać się z braćmi. Była to też jedyna osoba, która uważała, że tylko wspólnie mogą sobie wszyscy poradzić i chciała aby ponownie stanęli ramię w ramię obok siebie. W sensie ona, wraz z Lili (Bo Kiti i Will umarły jak pamiętacie) oraz bracia.

Teraz jak nad tym myślę, to historia w sumie całkiem ciekawa się maluje. Był blog, na starym onecie, lecz nie ma go już, albo ja nie wiem jak go znaleźć w odmętach internetu. Niestety cała historia, mająca ponad 120 rozdziałów poszła się paść wraz z tym jak pierwszy komputer odmówił mi współpracy i trzeba było zrobić reset całego oprogramowania coooo łączyło się z utratą całej pamięci.

A wszystko przez to, że kuzynka wgrała mi Simsy z wirusem na kompa. Jej.





Share:

Moje OC: Yumi Mizuno - Yuki Mutou

Imię: Yuki
Nazwisko: Mutou
Fandom: Yu-Gi-Oh!
Płeć: Dziewczyna
Stan: ... żywa... chyba


Opis postaci.
Yuki była starszą siostrą Yugiego, niewiele od niego wyższa. Od ich dziadka otrzymała w prezencie Milenijny Ankh, którym posługiwała się w walce. Obecnie nie pamiętam jakie właściwości miał ten przedmiot. Yuki powstała w mojej głowie na długo nim do domu zawitał u mnie komputer czy internet, zaś pierwsze rozdziały opowiadania z Yuki powstawały listownie. Tak bowiem oto, przez magazyn Kawaii, a raczej zakładkę w którym mogły ogłaszać się osoby pragnące nawiązać znajomości, poznałam pewną dziewczynę - która jak ja uwielbiała tamtą serię. 

Byłam wtedy w podstawówce, więc więcej tutaj znaków zapytania, niż faktów. Pamiętam, że Yuki wyglądała jak żeńska wersja Yugiego. Ot i wszystko. Nie było w niej nic oryginalnego. Podczas oglądania enty raz odcinka wyobrażałam sobie co zrobiłaby moja OC i jak wpłynęłaby na akcje.

Oczywiście, jej partnerem musiał być największy badass w anime. Tylko, że początkowo nie wiedziałam który. Czy ten długowłosy blondas, serio, zapomniałam jak się nazywał. Był o wiele starszy od mojej postaci, no i jego ukochana umarła. W swojej wersji moja Yuki miała ją w jakimś tam aspekcie przypominać, czy coś.... Potem jednak zapałałam miłością do Seto Kaiby, no i tak się stało, że zły multimiliarder nie umiał oprzeć się urokowi zadziornej i bezczelnie szczerej, a przy tym pięknej, mądrej, słodkiej, wszechwiedzącej.... Taaa. Yuki była czymś w rodzaju Merry Sue, za co mi wstyd.
Czy wspominałam, że była niepokonana? Nie? A no to była.
Ostatecznie wypadła mi z głowy, kiedy pojawiła się kolejna miłość. No i teraz Yuki pałęta się po mojej głowie nie wiedząc co ze sobą zrobić, bo jest zbyt idealna, abym gdziekolwiek chciała ją teraz wrzucić. 

Wyglądała mniej więcej tak jak na tym obrazku autorstwa elebriwien 
Share:

Gra: Moje OC - Zasady i spis treśći

Wyjaśnienie:
Przez całe nasze życie, niemalże automatycznie po zapoznaniu się z jakąś serią - czy to bajki, anime, gry, czy książki - tworzymy w głowie dodatkową postać. Nasze OC, które w mniejszy lub większy sposób ingeruje w całą historię zmieniając ją całkowicie, lub tylko chwilowo. Może pojawić się przed wydarzeniami serii, czy też po. 
Jest ich tak wiele, że czasem zapominamy o naszych OC, choć wiele ich historii, czy nawet samo ich stworzenie mogłoby przydać się na później. 
Moje OC to gra, która właściwie, nie jest grą. To rodzaj spisu treści Waszych OC. Poza samym faktem umieszczenia ich i pochwalenia się tym co wymyśliliście, Moje OC będzie miało jeszcze dwie funkcje. 
Pierwsza - dla was. Jeżeli będziecie systematycznie dodawać OC jakie wam się pojawiają w głowie, z czasem zobaczycie własny progres. Zobaczycie w jakim kierunku zmierzacie, w czym jesteście dobrzy, w czym nie.
Druga - dla wszystkich. Czytając o cudzych OC i pokazując własne, będziecie mogli je porównać, zainspirować się, poprawić. W komentarzach rzucić pomysłem, pochwalić czy cokolwiek. 

Co zrobić, aby wziąć udział?
 Wysłać maila na adres: yumimizuno@interia.pl
W tytule wpisać: Moje OC - nick - imię OC

W załączniku, albo w treści umieszczacie informacje jakie chcecie wrzucić na temat swojego OC, może, ale nie musi znajdować się wykonany przez was obrazek. Jeżeli wygląd postaci inspirowany jest już istniejącą grafiką, można ją przesłać - ale tylko i wyłącznie wtedy, kiedy dodacie linka do autora oryginalnej pracy. Tak samo, kiedy ktoś dla was tworzy obrazki. 

Może, ale nie musi znajdować się opis wyglądu. Charakter. Dane personalne. 

Istotne jednak jest to, aby każde OC zawierało to, do jakiego fandomu przynależy. Oczywiście, może być z czegoś, co nigdy nie zaistniało na tym blogu. 
Jeżeli w sieci krąży też opowiadanie z udziałem waszych postaci, zawsze można podlinkować. Jeżeli natomiast ma się na kompie opowiadanie z tymi postaciami, zawsze można dać znać, że można kontaktować się prywatnie, wtedy zostanie udostępnione opowiadanie. 
Jeżeli postać jest z historii jaką wymyśliliście osobiście - bo to też można dawać - trzeba to zaznaczyć. 
Można rzecz jasna pisać o OC z jakich korzystacie teraz, oraz jakie zostały powołane do życia w zamierzchłej przeszłości. 
Można dodać informacje, czy OC żyje, czy zostało przez was zabite. Można umieścić historię, opis.
Nie ma ograniczenia ilościowego jeżeli chodzi o to co zamieścicie! 

W tej notce będzie spis treści wszystkich waszych OC jakie zostały opublikowane na blogu. 

Spis treści będzie uszeregowany alfabetycznie, gdzie każdy z Was będzie miał jakby swoją część. W nich, wasze OC będą pojawiać się zgodnie z kolejnością nadesłania, chyba, że napiszecie mi w mailu, aby opis danego OC znajdował się między tą, a tą postacią.
Jeżeli chcesz, aby nie tyle link był odnośnikiem do notki z opisem Twojej postaci, co obrazek, podeślij miniaturkę w rozmiarach 150pikseli wysokości i 350 pikseli szerokości.

SPIS TREŚCI


Yumi Mizuno

https://handlarz-iluzji.blogspot.com/2017/11/moje-oc-yumi-mizuno-yuki-mutou.html
https://handlarz-iluzji.blogspot.com/2017/11/moje-oc-yumi-mizuno-siostry-aqua.html
https://handlarz-iluzji.blogspot.com/2017/11/moje-oc-yumi-mizuno-yumi-mizuno.html


Pytania co do serii proszę umieszczać w komentarzu. 
Nie trzeba się pytać, czy można w tym brać udział. Po prostu ślij na maila to co masz!
Share:

Będę grzeczna! - Plany na listopad.


Witajcie kochani w notce organizacyjnej! 
 Postanowiłam takie robić dla siebie i dla was, aby było wiadomo co w tym miesiącu może się pojawić na Handlarzu. 
Wpierw nim do tego przejdę, pochwalę się tym co od was ostatnio dostałam!
 Cudowne figurki od niezawodnej Rydzi! Przedstawiające mnie i Samael. Zajmują teraz honorowe miejsce za szybką w witrynie, aby nic im się nie stało :D 
 Moją wersję tEM. Od wspaniałej Hrabiny Ponpon, która ma w sobie coś jednocześnie przerażającego i słodkiego. Awww! 
Przesłodką ponysonę od Pauliny, która była dla mnie zaskoczeniem. W sensie obrazek xD 
Cudowną animację od MadziaZiel. Oh ten cwany uśmieszek
Doniesiono mi też, że Gaster z AU przesympatycznej Majmacz uwielbia mojego bloga, stąd pozdrawiam go z tego oto miejsca! 

Uh, jak powiedziałam na grupie na fb pod jednym z obrazków. Nie wiem jak dostając takie wyrazy waszego wsparcia wyrazić moją radość, jednocześnie nie zachowując się za każdym razem jak głupi fangirl. *drapie się po tyle głowy* Tym bardziej, że naprawdę doceniam każdą sekundę jaką poświęcacie na zrobienie czegoś... dla mnie, albo z myślą o tym miejscu. Jestem wdzięczna za to, że poświęciliście chwilę swojego życia, chwilę, czas, którego nigdy nie odzyskacie, aby zrobić coś, dla mnie ^^ To naprawdę wiele dla mnie znaczy i nie tylko dla mnie. 
Khem. Tak więc dziękuję za prezenty. Są naprawdę motywujące i wspaniałe i w ogóle.
....
Czy wychodzę na fangirla? 
A mniejsza.


Khgem, skoro to mamy już za sobą, napiszę czego możecie się spodziewać w tym miesiącu. Jednocześnie zaznaczam, że nie są to obietnice, to po prostu cele, jakie postawiłam przed sobą. 
A więc tak
-skończenie opowiadania Jesteśmy tylko przyjaciółmi (fail)
-dotłumaczenie do 41 rozdziału Wpadek (done)
-jeżeli pojawia się rozdziały Gry w kości, albo Cichych też się za nie będę brać w miarę możliwości systematycznie (done)
-przetłumaczenie przynajmniej trzech rozdziałów Czy to uczyni cię szczęśliwą? (done)
-dotłumaczenie do tego co jest obecnie komiksu Naprzeciw (done)

Tyle z tłumaczeń. Okazjonalnie mogą pojawić się z mojej strony krótsze komiksy, lecz nie będzie ich raczej zbyt wiele. 

Do tego, będę chciała napisać po rozdziale z Trucizny i PatronTale. (done)
Chodzi mi też po głowie jedno słuchowisko dostosowane pod kobiecy głos. (fail)
Oraz oneshoot z Charą (mężczyzną) oraz czytelniczką. (fail)

Co się tyczy Gier. Chcę rozpocząć II edycję Bestsellera, kończąc rozpoczęte opowiadanie ładnym epilogiem. Dlatego w przyszłym tygodniu pojawi się na blogu ankieta, kto ma być głównym bohaterem. (done)

Gra Kółko Przyjaźni, zostanie puszczona również w przyszłym tygodniu. Przez to, że moje życie nie ma obecnie w sobie nic ze słodkiej monotonii jaką uwielbiam i jaka pozwala mi dobrze i sprawnie planować przyszłość - wybiłam się z rytmu. (done)

Gra Anonimowy Wielbiciel pojawi się w przyszły weekend. (done)

Do tego od dzisiaj ruszy nowa gra. Będzie otwarta dla wszystkich. Dotyczyć będzie Waszych OC. O co jednak w niej będzie chodziło dowiecie się niebawem. Jak tylko napiszę notkę wyjaśniającą i tak dalej. (done)

Ze spraw organizacyjnych, będę chciała w końcu zrobić porządek z tagami. W sensie, skasować komiksy jednorazowe, które są przecież w spisie treści. (done)

No i dodać rangi "Handlarzy" wszystkim, którzy tłumaczą i publikują swoje rzeczy u mnie na blogu. Dając im osobny tag, tak aby wszystko co robią na moim blogu było pod ich własnym tagiem. Łatwiej będzie szukać konkretnej osoby, prawda? ;)  (done)

Do tego będę sukcesywnie sprawdzać zakątki internetu w poszukiwaniu plagiatów oraz zgłaszać nagrania na YT bez linkowania w opisach. To też, jeżeli znajdziecie gdziekolwiek cokolwiek z mojego bloga dajcie znać.

Informuję też, że przeciekają komiksy jakie nie są tłumaczone przeze mnie, a tłumacze przesłali je na bloga. Proszę, aby każda osoba jaka wrzucała/wrzuca swoje tłumaczenia do mnie, skontaktowała się ze mną - najlepiej mailowo, albo przez fb (czy discorda) - i powiedziała, czy wyraża zgodę, aby ich tłumaczenia były publikowane w innych miejscach. 
Generalnie chodzi o to, że ludzie ... głupio... biorą tłumaczenia, piszą, że pochodzi z Handlarza Iluzji i już, jestem jednak świadoma, że każdy z was jest indywidualną jednostką i nie wszyscy chcą być identyfikowani z tą stroną. Dlatego też proszę, o to, abyście napisali mi w wiadomości czy wyrażacie zgodę, aby wasze tłumaczenia były publikowane przez osoby trzecie, czy nie. Oraz jak się sprawa ma z dubbingami waszych tłumaczeń. Dobrze? ^^ 

Dobra kochani, to ja zabieram się do dzieła!
Share:

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka u fotografa [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Photography Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
-Um, co to jest?
-Miasto przeprasza cię gazetą – Heather rzuciła gazetę na stolik, a tam wielki nagłówek: UKOCHANA PARA PRZEGRAŁA W SĄDZIE i zdjęcie Ciebie i Sansa z sali sądowej. Miałaś wrażenie, że to miało miejsce wieki temu, ale tak naprawdę minęło kilka dni Cholera, naprawdę wyglądasz aż tak paskudnie? Odepchnęłaś gazetę. Chciałaś o tym wszystkim zapomnieć. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że chodzisz z potworem?! - krzyknęła urażona
-Wiesz, nie wiem? Nie musiałam? Nie wiedziałam po co? - Heather była naprawdę dogłębnie urażona
-Powiedziałam ci, o tym, że chcę pokazać różne obrazy miłości na pracę zaliczeniowej i interesuje mnie wszystko co się w to wlicza, a ty nie powiedziałaś mi o tak istotnym fakcie? To ważne dla mnie! - Ugh. Upiłaś łyk kawy.
-Dobra. Chodzę z potworem. Nazywa się Sans. Jesteśmy razem od... pięciu miesięcy – Heather usiadła naprzeciwko Ciebie, złączyła ręce i uśmiechnęła się słodko. O nie.
-Więc... mogę poprosić cię o przysługę? - Ughhhh
-Nie.
-No weź! Nie mam żadnego potworzo-ludzkiego związku w swoim projekcie, a to ciekawe! Fascynują mnie takie pary i chcę je mieć – Ughhhh. Popatrzyłaś jej głęboko w oczy.
-Nie jesteśmy częścią jakiegoś projektu zaliczeniowego na studia. Już mam jednego palanta za przyjaciela i nie wiem, czy mnie wspiera czy potępia, nie chcę kolejnego. Wolimy trzymać się na uboczu
-A jeżeli ci zapłacę? Wtedy się zastanowisz? - Ughhhh. Forsa. Twoja pięta.
-Zapytam Sansa, dobra? - Heather wyglądała na zadowoloną z takiej odpowiedzi i odeszła. Rozsiadłaś się na krzesełku wyciągając komórkę z kieszeni spodni.

xxx-xxxx 7:57 | Więęęęc.... jeżeli.... miałabym do ciebie sprawę, zastanowiłbyś się nad nią?

snas 7:57 | jasne.

xxx-xxxx 7:57 | Naprawdę?!

snas 7:57 | tak, nic za darmo.
 
xxx-xxxx 7:58 | Zawsze prosto z mostu, co? Dobra, czego chcesz?

snas 7:58 | jeszcze nie wiem, ale powiem ci jak się dowiem

Dobra, cóż... wygląda na to, że oboje staniecie się częścią projektu.
Kilka dni później wraz z Sansem poszliście do Heather. Miała już aparat umieszczony w ogrodzie. Wyraźnie podnieciła się kiedy przedstawiłaś ją Sansowi i co chwile mówiła o tym jak ważny jest dla niej jej projekt.
-Zrobimy wam kilka normalnych zdjęć nim zacznie się prawdziwa zabawa ... więc bądźcie zakochaną parą czy czym tam jesteście, dobra? - Razem z Sansem udaliście się do ogrodu, w którym nadal był śnieg. Powinnaś usiąść? Oboje czuliście się niezręcznie. Sans uniósł rękę w tym samym czasie, kiedy Ty chciałaś go objąć. Oh. Oboje opuściliście ręce. Nie? Spróbowałaś jeszcze raz. Sans też poruszył dłonią. Nie, cofnij się. Uhh. Popatrzyłaś na bok i przysunęłaś się do niego bliżej, może wystarczy, jak złapiecie się za ręce? - Nie nie nie nie – Heather wychyliła się zza aparatu – To w ogóle nie jest romantyczne. Ty.. ugh.. dobra. Ja was pokieruję – Podeszła do was i umieściła twoje dłonie na twarzy Sansa. Łał. Kości są zimne w zimę. A no. To właśnie pomyślałaś, kiedy Heather przenosiła ręce Sansa na Twoją talię. Mhmmmm, o i teraz przyciąga wasze czoła do siebie aby się stykały.... Jest fajnie. - Możecie nie być tacy spięci, kochani? Raaany, znam ludzi, którzy ze sobą nie chodzą, a wyglądają bardziej naturalnie niż wy – Gdyby tylko wiedziała... Robiłaś co mogłaś. Starałaś się uspokoić jak Heather mówiła wam jak macie stać. Im więcej robiła wam zdjęć, tym mniej niezręcznie było. Dobra, może nie będzie tak źle? Sans też zaczynał się rozluźniać. Heather popatrzyła na zrobione zdjęcia przytakując sobie, z wyraźnym zadowoleniem na twarzy. - Dobra, te wyglądają dobrze. Chodźcie, dodamy słowa – powiedziała wyciągając marker z kieszeni. Zaczęła nim pisać po Twojej dłoni.
-Hm? Piszesz coś głupiego jak "mam potworny gust do facetów"?
-teraz mam ciałko do kochania?
-Hah! O mój Boże. A może, zakochana do szpiku kości? - Sans prychnął. Heather wypuściła Twoją dłoń. Popatrzyłaś. To żaden słodki napis.
N e k r o f i l l
....
-Dlaczego to napisałaś? Myślałam, że nas lubisz?
-Oczywiście, że was lubię. Wasza historia jest taka nowa i ... ekscytująca! Jesteście postępowymi pionierami! Dobra, wyobraźcie sobie. Wasze twarze, jesteście szczęśliwi i zakochani i wszystko jest cudowne. Ale cały świat chce was zniszczyć, tak? To kontrast między waszymi zadowolonymi twarzami i obelgami złych ludzi, którzy waszą miłość obrzucają nienawiścią. Wasze światełko miłości pochłania mrok. Macie. Przegrzebałam sieć w poszukiwaniu komentarzy na temat waszego związku i zrobiłam listę – podała papiery Sansowi. Ten spojrzał na pierwszą stronę. Chciałaś odczytać wyraz jego twarzy, lecz nie mogłaś nic zrozumieć. Jest zły? Czy go to zraniło? Mogliście wrócić do domu, nie miałaś nic przeciwko, ten projekt zaczynał robić się dziwny...
-są zabawne - ... albo nic mu nie jest.
-Naprawdę? - zerknęłaś przez jego ramię. Zamarłaś. Heather naprawdę przyłożyła się do swojego projektu. Znajdowały się tutaj określenia jakie słyszałaś wcześniej. Demony, zwierzęta, bestie... a nawet...
-heh, inkuby, co? mam potraktować to jako komplement skoro ludzie mnie za takiego mają?
-Oh, więc wy ... nie? - Sans popatrzył Ci w oczy. Znałaś ten wyraz. Wiedziałaś co myśli i sama też miałaś to w głowie. Dlaczego zadajesz się z takimi ludźmi? Chciałaś wzruszyć ramionami, to nie Twoja wina, że przyciągasz do siebie ułomów. - Mniejsza! To nie jest ważne. - krzyknęła Heather i znowu uniosła marker. Sans popatrzył na Ciebie i wzruszył ramionami, co właściwie i tak miał powiedzieć? Zamknął oczy i przekręcił twarz w stronę Heather która zaczęła pisać na jego czaszce. Marker piszczał kiedy pisała. Niebawem oboje byliście cali w słowach w jakich postrzegała was ludzkość.
o b r z y d l i w i
z d r a j c a
d e m o n
s z m a t a
Oboje mieliście na twarzach napisy. Tak samo wasze ręce. Sans wyglądał tak, jakby nie przeszkadzało mu nic. Ale znałaś go już dobrze, że te słowa uderzają w waszą samoocenę. Czasami łatwo jest zapomnieć, jak wiele ludzi Cię nienawidzi, póki nie masz tego wypisanego na twarzy. Ale oto jesteście
-Dobra, podoba mi się poza w jakiej trzymacie się za twarze. Zróbcie tak jeszcze raz – rozkazała. Było zimno, a ty nie miałaś na sobie już bluzy, więc drżały Ci ręce przy gołej kości. Heather nakazała wam zmienić pozycję i kiedy stosowałaś się do jej poleceń, poślizgnęłaś się na śniegu. Serce ci zamarło kiedy upadałaś. Spodziewałaś się bólu, ale ten nie nastał. Otworzyłaś oczy, twarz Sansa była na kilka milimetrów przed Twoją, jedną ręką trzymał Cię z tyłu, drugą za dłoń. Czułaś, ja się rumienisz. - TAK! To to napięcie seksualne na jakie czekałam! Nie ruszajcie się! - Z ledwością słyszałaś cykanie flesza aparatu czując gęsią skórkę i włosy na twarzy. Sans zamarł ledwo oddychając. Przyglądałaś mu się z uwagą w świecące źrenice.

Pa bum. Pa bum

Przełknęłaś ślinę. Cholera jasna. Pomógł Ci stanąć na równe nogi. Mała część Ciebie chciała, abyście stali tak chwilę dłużej. Inna chciała, aby Heather zaczęła drzeć mordę "CAŁUJ" bo to wyglądało na moment pocałunku. 
-ej, wszystko dobrze? zamarzłaś na kość?
-Huh? - Sans zaśmiał się
-chce zrobić kilka zdjęć w środku
-Oh, ta – przytaknęłam – Jasne. - Poszłaś za nimi, w mieszkaniu było miło. Trochę ciasno, ale miło. Podejrzewałaś, że mieszka z rodzicami, bo wiedziałaś, że mieszkania w tej okolicy nie są tanie. Zaprowadziła was do salonu gdzie było kilka foteli, mały stoliczek z drewna i kominek. Zrobiliście kilka zdjęć w różnych miejscach pokoju, ale widziałaś, że robiło się niezręcznie biorąc pod uwagę jej entuzjazm. Choć i tak miała go mniej. Nie umiałaś nic na to poradzić. Gdzie masz położyć ręce? Jak masz zachowywać się naturalnie przed obiektywem? Sansowi też nie szło. Nie patrzył ani na aparat ani na Ciebie, przez większość czasu odwracał głowę w złym kierunku, zaś jego ręce Cię blokowały. - Nie pracowałeś jako nagi model jakiś czas temu? Nie powinieneś być w tym lepszy? - powiedziałaś głośno – Oh! Znaczy się.. nie abyś był zły czy ... coś. Ja tylko... uh...
-Co? - oczy Heather zajaśniały i klasnęła w ręce z zadowolenia – Zaraz, zaraz, spokojnie. Pozowałeś nago? Możesz to powtórzyć? Zdjęcia byłyby o wiele lepsze. Oboje siedzicie na tej kanapie tak sztywno. To prawie bolesne. Proszę? Tylko koszulka. Mogę podpisać ci żebra
-uhhh
-Uhhh – Nie tak miało wszystko iść. Cała ta sytuacja zaczęła już dawno wymykać się z Twoich rąk. Zerknęłaś na zegarek. Może czas powiedzieć jej, że zabawa się skończyła?
-Zapłacę więcej, jeżeli chcecie – Sans zerknął na Ciebie, zrozumiał. Czułaś się źle, nie chciałaś aby wiedział, że znowu masz problemy finansowe. Nie byłaś już nawet pewna, czy pieniądze są tego warte, ale nie miałaś szansy nic powiedzieć, bo Sans ściągał koszulkę. Nie próbowałaś nawet ukryć własnego zawstydzenia bo że cooo???? Wiedziałaś, że nie przejmuje się sobą, sam powiedział Ci to. To tylko... dziwne, prawda? Przyłożyłaś rękę do czoła sprawdzając temperaturę, upewniając się, czy to nie jest jakiś dziwny sen spowodowany gorączką. Unikałaś patrzenia na niego, choć nie wiedziałaś dlaczego. To szkielet, nie zmienił się od czasu kiedy ostatnio go takim widziałaś. Jego żebra nie miały w sobie nic zboczonego. Widziałaś je zaledwie z cztery miesiące temu! Heather zerknęła na listę i przerzuciła stronę, wybrała napis "Staruch"
-...co? - zapytał zaskoczony
-No wiesz, jesteś kościotrupem musisz być... super stary. Zbyt stary aby chodzić z człowiekiem. Dzieli was wielka różnica wieku, ale wiesz, jestem pewna, że to tylko głupi stereotyp - ... Racja. Jest cholerne stary, prawda? - Albo... nie – Heather odgoniła myśli – Cóż, ja nie oceniam – Brzmi tak, jakby oceniała. - W każdym razie, mogę? - uniosła marker.
-nie – Sans rzucił zimno, zabrał jej marker i zaczął sam pisać napis na swoich kościach – kończmy to już – fotograf kazała wam usiąść przed kominkiem. Położyłaś rękę na jego ramieniu.
-Możemy iść do domu. Już nie jest zabawnie – szepnęłaś – To zdecydowanie nie jest warte żadnych pieniędzy. Popełniłam błąd – pauza – Przepraszam.
-huh, powinienem wiedzieć, że wizyta u fotografa będzie negatywnym doświadczeniem – potrząsnęłaś głową
-Kawały fotograficzne? Teraz?
-a w jakich innych okolicznościach mam ich używać?
-Używa Nikonu
-hmm, dobra, prawie tutaj skończyliśmy, prawda?
-Tak, ale tego kawału się nie spodziewałam
-heh
-W taki sposób próbujesz mi powiedzieć, że wszystko dobrze? - wzruszył ramionami, ale uśmiechnęłaś się. W chwili odwagi postanowiłaś przytulić Sansa. Jęknął zaskoczony kiedy nagle poczuł na sobie Twoje ciało.
-raaany, ostrzegaj nim to zrobisz, dobra? - zaśmiał się obejmując cię
-Jesteś wspaniałym przyjacielem, wiesz?
-hah... cóż...
-OH! Nie ruszajcie się! - wygląda na to, że wróciła. Podeszła do Ciebie i napisała Ci na czole kolejny napis prosto klubu rasistów.
-Chcę wiedzieć?
-nie
Pstryk! Pstryk! Pstryk!
Po kilku kolejnych zdjęciach w końcu wam zapłaciła i mogliście wrócić do domu. Milczeliście w drodze powrotnej, nie wiedząc co powiedzieć i jak skomentować to co się stało. Właściwie co się stało? To ty zadecydowałaś, i jak wszystko inne chciałaś wyrzucić to wspomnienie z pamięci. Podeszliście do drzwi swoich mieszkań i już miałaś się pożegnać, kiedy Sans powiedział
-chcesz do mnie wpaść?
-Oh! - byłaś zaskoczona – Tak, jasne – otworzył drzwi i weszliście szybko oboje niemal natychmiast siadając na kanapie. Wyciągnęłaś telefon i włączyłaś kamerkę. Ugh. Byłaś ciekawa co ci napisała, ale to słowo było chyba najgorsze.
P o t w o r z a   d z i w k a
-wyglądamy jak z obrazka – Sans przybliżył się i jego głowa pojawiła się w ekranie komórki. Zaczął ścierać słowa z czaszki – heh, może faktycznie jest we mnie coś z ink-uba?
-Czuję się jak gówno. Nie martwi cię co ludzie o nas myślą?
-...trochę, ale czego miałem się spodziewać? nie zmienię ich zdania o mnie, więc łatwiej mieć to gdzieś – znowu popatrzyłaś na swoje odbicie w telefonie. Cicho wstałaś z kanapy
-Daj mi chwilę, dobra? Nie ruszaj się
-ok- wbiegłaś do swojego mieszkania i chwyciłaś kilka farb do ciała i kilka różnych pędzli. Szybko wróciłaś do Sansa. Na podstawce rozmazałaś kilka farb i położyłaś ją na podłodze
-Siadaj – siadł. Zaczęłaś machać pędzlem dookoła jego czaszki kreśląc różne wzory na jego twarzy. Uniosłaś jego głowę wyżej, aby widzieć swoje dzieło. Właśnie kreśliłaś pnącze niebieskiego kwiatu – Sans?
-hmm?
-Jaki jest najbardziej wystrzałowy kolor?
-co? jaki?
-...Granat! - pauza
-heh, heh, teraz kawały o kolorach, chcesz pokolorować mi życie? - uśmiechnął się. Również nie umiałaś walczyć z własnym uśmiechem
-Czy to znaczy, że dajesz mi zielone światło?
-tak, żadnego czerwonego znaki – dalej malowałaś na jego twarzy kreśląc różne linie na jego czole. Tak, aby zakryć kolorami te okropne słowa.
-Dziękuję, że mi na to pozwoliłeś – powiedziałaś – Wiem, że to nie miało sensu. Nie jesteśmy nawet parą, ale te słowa mnie bolą. I... przepraszam.
-za co? - zawaliłaś.
-Za... cóż, za cały dzień i za to, że nie zapytałam się, czy mogę na tobie rysować
-heh, wiedziałem, że chcesz to zrobić od dawna – podniósł swój telefon aby zobaczyć Twoje dzieło – i uh, nie będę kłamać, czuję się dobrze – popatrzył na ekran – oh...
-Oh? - zaczynałaś się niepokoić – Nie podoba się? Wybacz, nie malowałam wcześniej na czaszkach i ..
-spokojnie, jest wspaniałe

Pa bum. Pa bum.

-O-oh – uspokoiłaś się trochę – Dziękuję – miła cisza.
-moja kolej – podniósł paletę. Zaśmiałaś się.
-Naprawdę? Chcesz? - przypomniałaś sobie jego świąteczny prezent. Okropny rysunek. Możesz tylko się domyślać co chce namalować na Twojej twarzy... ale miałaś to gdzieś. Zamknęłaś oczy – Dobra, moja twarz to twoje płótno
-uważaj, ufając mi w rysowaniu to sprowadzanie na siebie śmierci – Ah! Farby były zimne i próbowałaś nie drżeć, ale było trudno. Czułaś jak Sans złapał Cię za policzek trzymając Twoją twarz w bezruchu. Wzięłaś oddech próbując nie myśleć o tym jak przyjemna była teraz jego dłoń. Nie działało. No i nie miałaś pojęcia co maluje. Lecz stanowczo to coś jest na twojej twarzy. - dobra
-Już? - otworzyłaś oczy, Sans pokazał Ci twoje odbicie. Oh! - Hahaha! Zamieniłeś mnie w szkieleta! - podziwiałaś jego pracę. Była niezręczna, ale widziałaś, że dał z siebie wszystko. Uśmiechałaś się – Chodź, zróbmy sobie zdjęcie – objęłaś go ramieniem.
Zdjęcie było słodkie. O wiele lepsze niż te zrobione dzisiaj. Takie realne. Obrazujące prawdziwe oblicze miłości.
-fajne, wyglądasz na nim jak kawał dobrej kości
-Ha, naprawdę? Więc, według szkielecich standardów, byłabym atrakcyjna?
-nie
-Jak to?! Ałć, zraniłeś moje uczucia.
-masz włosy – przeczesał je palcami – i tłuszcz – pociągnął cię za policzek – no i dużo skóry – pociągnął Cię za ucho – szczerze, jesteś paskudnym szkieletem.
-Taaa, cóż, twoja głupia morda też nie wyglądałaby dobrze, gdybyś był człowiekiem, więc – wystawiłaś język – Raaany, ile ty masz właściwie lat? Jeżeli miałbyś skórę byłaby... pomarszczona jak rodzynek? Zupełnie nie pasuje do twojej osobowości.
-ha... uh.. ha... - jego uśmiech zelżał. Przesadziłaś? Wcześniej mu to nie przeszkadzało!
-Przepraszam. Ja nie... przepraszam, to było głupie – nie chciałaś go urazić czy coś
-uh... bądź ze mną szczera, uważasz mnie za starucha?
-Co?! - oniemiałaś.
-czy mój wiek... ci przeszkadza? - odwrócił wzrok – znaczy się, nie myślałem o tym wcześniej, wiedziałem, że to trochę dziwne, znaczy się jestem młody jak na potwora, ale... - głos mu zadrżał – heh, sam nie wiem, przepraszam, że pytam, nie wiem dlaczego mi na tym zależy...
-Zapomniałam – powiedziałaś po prostu – Znaczy się, jeżeli to sprawi, że poczujesz się lepiej, nie myślałam o twoim wieku od dawna. - Położyłaś rękę na jego ramieniu – Nie martw się o to, dobrze? Ludzie są... chamscy i złośliwi. Nie jesteś staruchem, ani pedofilem w tym znaczeniu, jesteś ... jak wino! - uśmiech mu zadrżał, a potem
-hehehe, oh, łał, zawstydziłem się, potraktuję to jako komplement – Nie umiałaś się powstrzymać przed cichym śmiechem, Sans śmiał się głośniej, a zaraz potem Ty. Śmialiście się tak głośno, że nie usłyszeliście jak drzwi do mieszkania się otwierają. Papyrus wrócił.
-O MÓJ BOŻE???? CO SIĘ DZIEJE??? CO SIĘ STAŁO? DLACZEGO WYGLĄDASZ JAKBY KTOŚ CIĘ POBIŁ? - Zdałaś sobie sprawę, że z punktu widzenia Papyrusa musicie wyglądać dziwacznie. Macie te malunki na twarzy, napisy na reszcie ciała i tarzacie się na ziemi śmiejąc głośno, z kawału, który nie był nawet zabawny. Popatrzyliście sobie z Sansem w oczy i znowu zaczęliście się śmiać z reakcji Papyrusa. Ten zamknął drzwi i podszedł. Czytał napisy na waszych ciałach. Nagle poczułaś, jak cały śmiech znikł. Poczułaś się niezręcznie. Na jego twarzy był wymalowany ból i złość – DLACZEGO KTOŚ TO NAPISAŁ? PRZECIEŻ TO CHAMSKIE! - popatrzył na Sansa, który chciał się schować – TY TEŻ? KTO WAM TO ZROBIŁ?
-nikt brachu – rzucił prosto
-To na projekt fotograficzny mojej znajomej – wyjaśniłaś – Chciała zrobić kontrast. Albo coś w tym stylu. Nie jestem właściwie pewna, co chciała tym osiągnąć
-TO OKROPNE. NAJGORSZY POMYSŁ JAKI W ŻYCIU WIDZIAŁEM. ZERO NA DZIESIĘĆ GWIAZDEK.
-oj.... - Papyrus popatrzył na Sansa wziął go za ubranie i przerzucił przez ramię
-Dobra, czas na mnie – zaczęłaś wstawać i chciałaś iść do drzwi, ale Papyrus chwycił się za koszulkę nim zdążyłaś uciec. Podniósł ją lekko, na tyle by odrobina twojego brzucha wyszła na wierzch.
-TU TEŻ?!
-Paps, to nic wielkiego – Ale było za późno. Już unosił Twoją koszulkę aby zobaczyć resztę Twojego ciała. Starałaś się bronić – co robisz?! Boże, Papyrus, to jednorazowy incydent! - Puścił, zaciągnęłaś koszulkę na dół. Położył wolną rękę na biodrze.
-MASZ DOSŁOWNIE WYPISANE POTWORZE JEBADEŁKO NA RAMIENIU, TO COŚ WIĘCEJ NIŻ INCYDENT
-Papyrus, rany! - nie słyszałaś, aby kiedykolwiek przeklinał. W mgnieniu oka przerzucił Cię przez drugie ramię i zaniósł was do ubikacji. Odstawił cię na podłogę, zaś Sansa do wanny. Wziął coś, co wyglądało jak gąbka w kształcie kaczki, namydlił ją i zaczął zmywać napisy z kości Sansa – Papyrus...
-MYŚLICIE, ŻE NIE WIDZĘ CO LUDZIE O TOBIE MÓWIĄ? O SANSIE? - ... Małe pomarańczowe łzy pojawiły się w jego oczach – WIEM! I CHOĆ JESTEM WSPANIAŁY TO TE KOMENTARZE TEŻ RANIĄ MOJE UCZUCIA. MOŻE I MAM SILNE KOŚCI, ALE NIE JESTEM NIEZNISZCZALNY, WIESZ? - pocierał dalej ramię Sansa – WIESZ JAK KTOŚ NAZWAŁ SANSA PEWNEGO DNIA? ZŁODZIEJ CIAŁ JAKBY KRADŁ CIAŁA! WYKRZYCZAŁ TO KTOŚ Z SAMOCHODU I ODJECHAŁ. CO TO WŁAŚCIWIE MIAŁO ZNACZYĆ – źrenice Sansa zniknęły i nagle poczuł się niezręcznie
-myślałem, że uzgodniliśmy, że jej o tym nie będziemy... - więcej tarcia...
-Naprawdę jest aż tak źle? Jakim gównianym przyjacielem jestem, skoro tego nie zauważyłam...
-N-NIE! JESTEŚ WSPANIAŁYM PRZYJACIELEM, JEDNYM Z LEPSZYCH, JEŻELI BYŁABYŚ GWIAZDĄ, ŚWIECIŁABYŚ NA ZŁOTO! JESTEŚ WSPANIAŁĄ PRZYJACIÓŁKĄ CHOĆ MASZ NA TWARZY WYMALOWANY OBRAZ SZKIELETA. - napięta atmosfera zniknęła, Sans zaczął się śmiać. Ty też, choć łzy spływały Ci po policzkach. Robiłaś co mogłaś, aby dobrze wyjaśnić dlaczego masz to na twarzy – ŁAŁ, SANS, SPISAŁEŚ SIĘ, WYGLĄDA JAKBY MIAŁA ZDERZENIE CZOŁOWE Z PASKUDNYM AUTEM
-no weź, brachu, nie jest aż tak źle, biorąc pod uwagę moje umiejętności, wyszła zabójczo ślicznie

Pa bum. Pa bum.

Czy on właśnie...?
-NYEH! - Papyrus popatrzył na twarz brata. Cóż. Dzień potoczył się dziwacznie, ale ostatecznie cieszyłaś się, że masz dobrych przyjaciół. Nawet jeżeli będą teraz boleśnie trzeć Ci twarz. Robią to, bo im na Tobie zależy.
Share:

POPULARNE ILUZJE