Od autora: Jest to opowiadanie osadzone w realiach gry Skyrim. Nie trzeba jednak grać w grę, aby zrozumieć jego przekaz. Świat Skyrim to świat fantasy, gdzie walki ras, klanów oraz zawiłości polityczne są na porządku dziennym. Nie o tym jednak będzie to krótkie opowiadanie. Główna bohaterka to bezimienna dunmerka (mroczny elf) która pragnie zmienić swoje życie. Nic więc dziwnego, że podążyła za gadającym psem do zapomnianej świątyni by przynieść jakiś zardzewiały toporek zapomnianemu bóstwu, prawda? Każdy przecież na jej miejscu by to zrobił, prawda? Taaak, no cóż.
Autor: Yumi Mizuno
Spis Treści
Jaskinia (obecnie czytane)
Dyszała ciężko, krople potu spływały po je policzkach, posmak ostrej krwi wypełniał usta. Siedziała na ziemi, w ciemnej i zimnej zapomnianej przez świat jaskini, niegdyś świątyni jednego z bóstw, obecnie cóż...
-To już niedaleko! - szczekał pies. Tak, dokładnie, pies. Wyobraźcie sobie jak nędzne i żałosne życie musiała wieść ta, która teraz posłusznie poszła za gadającym psem. W głowie nie były jej zasługi, ordery czy przygody rodem z historii o dzielnych bohaterach ratujących świat przed rychłą zagładą. Ona po prostu... szukała zmiany. Zmiany swojego życia. Niska, wychudzona, ledwo żywa, poobijana, wlokła za sobą topór jaki miała zdobyć by Clavicus Złośliwy, daedryczne bóstwo spełniania życzeń zgodziło się ją wysłuchać. - Tam za zakrę.... UWAŻAJ! - zaskomlał pies. Kobieta uniosła rękę do góry, poczuła jak palce drętwieją jej gdy próbuje skumulować resztkę many na ostatni atak. Niewielka, słaba kula ognia uderzyła w nadciągającego wampira. Krzyk i gruchot. Spadł na ziemię zamieniając się w pył. - Nic ci się nie stało? - ogar podbiegł do niej niepewnie merdając ogonem.
-Tak.. jeszcze żyję.
-To dobrze, to bardzo dobrze. Przepraszam, że cię w to wmieszałem. Naprawdę.
-Nic się nie stało. I tak... nie miałam nic innego do roboty... - poprawiła ciężki oręż i szła dalej. Tym razem pies szedł noga w nogę, a raczej, noga w łapę z nią.
Wszystko zaczęło się miesiąc temu, kiedy spotkała go na jednym ze szklaków. Początkowo myślała, że ostatni klient coś jej wstrzyknął, użył zaklęcia, albo jakiś inny czort, gdy usłyszała psa proszącego o pomoc w znalezieniu właściciela. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej ... okrutna. Okazało się, że Barbas, bo tak się wabił czworonóg, faktycznie umie mówić no i poszukuje swojego pana. Dobrze. Zawsze można mu pomóc, prawda? Nic na tym nie traci, a może i zyska? Ciekawiej zaczęło się robić, kiedy właścicielem psa okazał się zaklęty w kamień bóg. Obiecał za wykonanie zadania spełnić jedno jej życzenie. Kto .... zrezygnowałby z takiej możliwości?
Zapewne ktoś mądry. Ona... mądra nie była. Znaczy się była na tyle bystra, by wiedzieć, że gdyby miała więcej oleju w głowie, to by zrezygnowała. Dlatego podjęła się zadania wyznaczonego przez Clavicusa. Barbas jej towarzyszył i bardzo się z nim zżyła. Przyjemny pies, wierny towarzysz i ... przyjaciel. Razem wyjechali do odległych ziem by znaleźć stary kurhan. Ledwo żywa stamtąd wyszła. Albo raczej, wypełzła.
Tyle wysiłku dla jakiegoś zardzewiałego topora? Kto zrozumie daedry.
-Ohohohoho! - usłyszała znajomy nieco zbyt piskliwy jak na dostojne bóstwo głos Clavicusa - Przybyłaś! Jak ja się cieszę, dobrze, teraz abym spełnił Twoje życzenie musisz zabić Barbasa! - w starej świątyni zrobiło się cicho. Tylko echo słów bóstwa niosło się po pustych korytarzach. - Ogłuchłaś?
-Nnnn-nie słuchaj go! - pies skulił po sobie uszy - Nie zabijaj mnie! - Kobieta nie wiedziała co ma robić. Patrzyła na posąg, który się nie ruszał, a jednak mówił, patrzyła na skomlącego psa błagającego o litość. Jeżeli to wszystko nie jest prawdą, to musiała naprawdę mocno oberwać w głowę...
-Moje życzenie... - jej ochrypnięty głos wydobył się z zdartego gardła - Spełnisz je?
-Życzenie? Jakie...aaaAAA! Tak, spełnię! Jasne, życzenie! Spełnię je! - otrząsnęło się bóstwo - Ale wpierw zabij tego kundla! - Ustalone zostało, że jest głupia, ale na tyle mądra, by wiedzieć o własnej głupocie. Zresztą geniusza nie trzeba było, aby domyślić się, że bóstwo, którego zadaniem jest spełnianie życzeń nie bez przyczyny nabawiło się przydomka Złośliwy.
-Nie. - cisza. Dopiero po chwili posąg znów przemówił.
-Co?
-Nie zabiję go.
-Ośmielasz się mi sprzeciwiać?!
-Nie zabiję go.
-Bez problemu mogę zamienić cię w robaka! Śmierdzącego, oślizgłego robaka drążącego gówno cały dzień!
-Nie zrobisz tego. - wtrącił się pies który stanął między swoim właścicielem, a kobietą - Clavicusie ile to już setek lat minęło odkąd ktokolwiek składał ci ofiarę? Zapomniano o tobie! Ona jest jedną z ostatnich osób, jakie w ogóle wiedzą, gdzie jest twoja świątynia!
-Co mi z wiernego, który się nie słucha?
-Nie jestem twoim... wyznawcą. - stęknęła opadając na kolana.
-Widzisz? Phi, nie słucha się. Nie potrzebuję jej.
-Obiecałeś jej spełnić życzenie, jeżeli przyprowadzi ci ten topór. Jesteś jej coś winien.
-Nie jestem nikomu nic winien.
-Zachowujesz się jak rozpieszczona księżniczka Clavicusie!
-A ty masz pchły!
-Co?! Ja nie mam pcheł!
-I liżesz sobie jaja
-Tego już za dużo!
-To akurat prawda - wtrąciła się kobieta.
-Nie liżę sobie jaj! - zawył pies. Echo poniosło jego wycie. W głębszej części jaskini obudziły się nietoperze. Coś skądś spadło. Dziewczyna zadrżała. Pies skulił uszy. -Przepraszam... -Kobieta przyglądała się zwierzęciu i posągowi przez dłuższą chwilę. Nic się nie zmieniało. Rozmawiali ze sobą, ale nie tak, aby ona usłyszała. W końcu westchnęła. Dźwignęła się resztką sił i przytaszczyła broń na ołtarz zapomnianego daedry. Czuła, że ten ją obserwuje. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Czuła się brudna, zmęczona, głodna i śpiąca. Równie dobrze, mogła umrzeć i tutaj. Oparła się o jeden z głazów, wyciągnęła obolałe nogi ze skórzanych butów. Odczepiła jeden naramiennik, bo drugi gdzieś zgubiła. Odkleiła zlepiony krwią rękaw od rany, przeczesała palcami brudne włosy. Rozejrzała się dookoła. Niedaleko głównej sali, albo raczej jej resztek, znajdowało się podziemne jezioro oświetlone błyszczącymi roślinami, których nazw nie pamiętała. Ignorując przekomarzania bóstwa i jego wiernego przyjaciela, udała się do wody by obmyć obolałe ciało.
-Jakie... - usłyszała Clavicusa przy wodzie gdy podniosła głowę. Dostrzegła go. Był przeźroczysty, niczym duch, jego oczy jarzyły się przerażającym zielonkawym błyskiem, tak mocnym, że bała się w nie ponownie spojrzeć. Para rogów starczała na boki, rude pukle opadały na ramiona. - Jakie jest twoje życzenie, dunmerko? - pochyliła głowę.
-Masz zamiar je spełnić?
-Muszę, to część umowy.
-Ja.. - Czego chciała, złota? Wpływów? Bogactwa? Nie. Nie tego chciała. Bóstwo patrzyło na nią cierpliwie, pies usiadł przy stawie w którym stała nago. Woda do połowy zasłaniała jej ciało. Spojrzała na odbicie rozmywające się w tafli. Czerwone ślepia, szara skóra, spiczaste uszy, czarne włosy... Mroczny Elf. Dumner. Tym właśnie była. I tego właśnie nienawidziła... - Chcę być nordem.
-Co? - kwiknął bóg cofając się, zasłonił usta dłonią, aby ukryć uśmiech jaki szybko na nie wskoczył.
-Mówisz poważnie? - Barbas był równie zaskoczony.
-Chcę być nordem. Urodziłam się w Wichrowym Tronie, jest tam za zimno dla mojej rasy, nie mam imienia, nie znam rodziny, nie pamiętam dzieciństwa.. chyba nigdy go nie miałam. - W jej głosie nie było słychać żalu, nie szukała współczucia, tłumaczyła po prostu swój wybór - Moja rasa jest pomiatana przez nordów, za to, że wyglądamy jak wyglądamy. Mówią, że jesteśmy złodziejami. Bicie i poniżanie nas jest słuszne. Mówią, że kradniemy dzieci, że gwałcimy. Nienawidzą mnie za samo bycie dunmerką. Może, gdybym.. gdybym wyglądała tak jak oni... gdybym wyglądała jak nord, to szczęście znowu by się do mnie.. uśmiechnęło? - bóstwo milczało, znaczy się, próbowało milczeć, bo choć historia śmiertelniczki stojącej przed nim wydawała mu się racjonalna i mimo wszystko logiczna, tak nadal był zaskoczony jej życzeniem. Psu nie było do śmiechu.
Dali jej spokój, pozwolili się umyć. Pies wyciągnął ze starego kufra szaty kapłańskie, jakie jeszcze nie zostały zniszczone przez czas, Clavicus wyczarował strawę i pozwolił napełnić brzuch kobiecie. Usnęła nawet i jakimś dziwnym sposobem było jej ciepło. Bardzo ciepło, jakby ktoś trzymał ją w ramionach, mocno tulił do siebie i ogrzewał. Gdy się zbudziła jednak leżała na ziemi. Wypoczęta, najedzona, czysta, dawne rany zagoiły się. Koło niej leżał złoty diadem z błyszczącym niewielkim szmaragdem na przedzie. Dunmerka uniosła go i rozejrzała się. Posąg się zmienił, już nie sam Clavicus, ale Barbas był na piedestale.
-To już niedaleko! - szczekał pies. Tak, dokładnie, pies. Wyobraźcie sobie jak nędzne i żałosne życie musiała wieść ta, która teraz posłusznie poszła za gadającym psem. W głowie nie były jej zasługi, ordery czy przygody rodem z historii o dzielnych bohaterach ratujących świat przed rychłą zagładą. Ona po prostu... szukała zmiany. Zmiany swojego życia. Niska, wychudzona, ledwo żywa, poobijana, wlokła za sobą topór jaki miała zdobyć by Clavicus Złośliwy, daedryczne bóstwo spełniania życzeń zgodziło się ją wysłuchać. - Tam za zakrę.... UWAŻAJ! - zaskomlał pies. Kobieta uniosła rękę do góry, poczuła jak palce drętwieją jej gdy próbuje skumulować resztkę many na ostatni atak. Niewielka, słaba kula ognia uderzyła w nadciągającego wampira. Krzyk i gruchot. Spadł na ziemię zamieniając się w pył. - Nic ci się nie stało? - ogar podbiegł do niej niepewnie merdając ogonem.
-Tak.. jeszcze żyję.
-To dobrze, to bardzo dobrze. Przepraszam, że cię w to wmieszałem. Naprawdę.
-Nic się nie stało. I tak... nie miałam nic innego do roboty... - poprawiła ciężki oręż i szła dalej. Tym razem pies szedł noga w nogę, a raczej, noga w łapę z nią.
Wszystko zaczęło się miesiąc temu, kiedy spotkała go na jednym ze szklaków. Początkowo myślała, że ostatni klient coś jej wstrzyknął, użył zaklęcia, albo jakiś inny czort, gdy usłyszała psa proszącego o pomoc w znalezieniu właściciela. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej ... okrutna. Okazało się, że Barbas, bo tak się wabił czworonóg, faktycznie umie mówić no i poszukuje swojego pana. Dobrze. Zawsze można mu pomóc, prawda? Nic na tym nie traci, a może i zyska? Ciekawiej zaczęło się robić, kiedy właścicielem psa okazał się zaklęty w kamień bóg. Obiecał za wykonanie zadania spełnić jedno jej życzenie. Kto .... zrezygnowałby z takiej możliwości?
Zapewne ktoś mądry. Ona... mądra nie była. Znaczy się była na tyle bystra, by wiedzieć, że gdyby miała więcej oleju w głowie, to by zrezygnowała. Dlatego podjęła się zadania wyznaczonego przez Clavicusa. Barbas jej towarzyszył i bardzo się z nim zżyła. Przyjemny pies, wierny towarzysz i ... przyjaciel. Razem wyjechali do odległych ziem by znaleźć stary kurhan. Ledwo żywa stamtąd wyszła. Albo raczej, wypełzła.
Tyle wysiłku dla jakiegoś zardzewiałego topora? Kto zrozumie daedry.
-Ohohohoho! - usłyszała znajomy nieco zbyt piskliwy jak na dostojne bóstwo głos Clavicusa - Przybyłaś! Jak ja się cieszę, dobrze, teraz abym spełnił Twoje życzenie musisz zabić Barbasa! - w starej świątyni zrobiło się cicho. Tylko echo słów bóstwa niosło się po pustych korytarzach. - Ogłuchłaś?
-Nnnn-nie słuchaj go! - pies skulił po sobie uszy - Nie zabijaj mnie! - Kobieta nie wiedziała co ma robić. Patrzyła na posąg, który się nie ruszał, a jednak mówił, patrzyła na skomlącego psa błagającego o litość. Jeżeli to wszystko nie jest prawdą, to musiała naprawdę mocno oberwać w głowę...
-Moje życzenie... - jej ochrypnięty głos wydobył się z zdartego gardła - Spełnisz je?
-Życzenie? Jakie...aaaAAA! Tak, spełnię! Jasne, życzenie! Spełnię je! - otrząsnęło się bóstwo - Ale wpierw zabij tego kundla! - Ustalone zostało, że jest głupia, ale na tyle mądra, by wiedzieć o własnej głupocie. Zresztą geniusza nie trzeba było, aby domyślić się, że bóstwo, którego zadaniem jest spełnianie życzeń nie bez przyczyny nabawiło się przydomka Złośliwy.
-Nie. - cisza. Dopiero po chwili posąg znów przemówił.
-Co?
-Nie zabiję go.
-Ośmielasz się mi sprzeciwiać?!
-Nie zabiję go.
-Bez problemu mogę zamienić cię w robaka! Śmierdzącego, oślizgłego robaka drążącego gówno cały dzień!
-Nie zrobisz tego. - wtrącił się pies który stanął między swoim właścicielem, a kobietą - Clavicusie ile to już setek lat minęło odkąd ktokolwiek składał ci ofiarę? Zapomniano o tobie! Ona jest jedną z ostatnich osób, jakie w ogóle wiedzą, gdzie jest twoja świątynia!
-Co mi z wiernego, który się nie słucha?
-Nie jestem twoim... wyznawcą. - stęknęła opadając na kolana.
-Widzisz? Phi, nie słucha się. Nie potrzebuję jej.
-Obiecałeś jej spełnić życzenie, jeżeli przyprowadzi ci ten topór. Jesteś jej coś winien.
-Nie jestem nikomu nic winien.
-Zachowujesz się jak rozpieszczona księżniczka Clavicusie!
-A ty masz pchły!
-Co?! Ja nie mam pcheł!
-I liżesz sobie jaja
-Tego już za dużo!
-To akurat prawda - wtrąciła się kobieta.
-Nie liżę sobie jaj! - zawył pies. Echo poniosło jego wycie. W głębszej części jaskini obudziły się nietoperze. Coś skądś spadło. Dziewczyna zadrżała. Pies skulił uszy. -Przepraszam... -Kobieta przyglądała się zwierzęciu i posągowi przez dłuższą chwilę. Nic się nie zmieniało. Rozmawiali ze sobą, ale nie tak, aby ona usłyszała. W końcu westchnęła. Dźwignęła się resztką sił i przytaszczyła broń na ołtarz zapomnianego daedry. Czuła, że ten ją obserwuje. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Czuła się brudna, zmęczona, głodna i śpiąca. Równie dobrze, mogła umrzeć i tutaj. Oparła się o jeden z głazów, wyciągnęła obolałe nogi ze skórzanych butów. Odczepiła jeden naramiennik, bo drugi gdzieś zgubiła. Odkleiła zlepiony krwią rękaw od rany, przeczesała palcami brudne włosy. Rozejrzała się dookoła. Niedaleko głównej sali, albo raczej jej resztek, znajdowało się podziemne jezioro oświetlone błyszczącymi roślinami, których nazw nie pamiętała. Ignorując przekomarzania bóstwa i jego wiernego przyjaciela, udała się do wody by obmyć obolałe ciało.
-Jakie... - usłyszała Clavicusa przy wodzie gdy podniosła głowę. Dostrzegła go. Był przeźroczysty, niczym duch, jego oczy jarzyły się przerażającym zielonkawym błyskiem, tak mocnym, że bała się w nie ponownie spojrzeć. Para rogów starczała na boki, rude pukle opadały na ramiona. - Jakie jest twoje życzenie, dunmerko? - pochyliła głowę.
-Masz zamiar je spełnić?
-Muszę, to część umowy.
-Ja.. - Czego chciała, złota? Wpływów? Bogactwa? Nie. Nie tego chciała. Bóstwo patrzyło na nią cierpliwie, pies usiadł przy stawie w którym stała nago. Woda do połowy zasłaniała jej ciało. Spojrzała na odbicie rozmywające się w tafli. Czerwone ślepia, szara skóra, spiczaste uszy, czarne włosy... Mroczny Elf. Dumner. Tym właśnie była. I tego właśnie nienawidziła... - Chcę być nordem.
-Co? - kwiknął bóg cofając się, zasłonił usta dłonią, aby ukryć uśmiech jaki szybko na nie wskoczył.
-Mówisz poważnie? - Barbas był równie zaskoczony.
-Chcę być nordem. Urodziłam się w Wichrowym Tronie, jest tam za zimno dla mojej rasy, nie mam imienia, nie znam rodziny, nie pamiętam dzieciństwa.. chyba nigdy go nie miałam. - W jej głosie nie było słychać żalu, nie szukała współczucia, tłumaczyła po prostu swój wybór - Moja rasa jest pomiatana przez nordów, za to, że wyglądamy jak wyglądamy. Mówią, że jesteśmy złodziejami. Bicie i poniżanie nas jest słuszne. Mówią, że kradniemy dzieci, że gwałcimy. Nienawidzą mnie za samo bycie dunmerką. Może, gdybym.. gdybym wyglądała tak jak oni... gdybym wyglądała jak nord, to szczęście znowu by się do mnie.. uśmiechnęło? - bóstwo milczało, znaczy się, próbowało milczeć, bo choć historia śmiertelniczki stojącej przed nim wydawała mu się racjonalna i mimo wszystko logiczna, tak nadal był zaskoczony jej życzeniem. Psu nie było do śmiechu.
Dali jej spokój, pozwolili się umyć. Pies wyciągnął ze starego kufra szaty kapłańskie, jakie jeszcze nie zostały zniszczone przez czas, Clavicus wyczarował strawę i pozwolił napełnić brzuch kobiecie. Usnęła nawet i jakimś dziwnym sposobem było jej ciepło. Bardzo ciepło, jakby ktoś trzymał ją w ramionach, mocno tulił do siebie i ogrzewał. Gdy się zbudziła jednak leżała na ziemi. Wypoczęta, najedzona, czysta, dawne rany zagoiły się. Koło niej leżał złoty diadem z błyszczącym niewielkim szmaragdem na przedzie. Dunmerka uniosła go i rozejrzała się. Posąg się zmienił, już nie sam Clavicus, ale Barbas był na piedestale.
-Co to? - zapytała zaskoczona
-Gdy będziesz miała to na głowie, wszyscy którzy na ciebie spojrzą, będą widzieć nie mrocznego elfa, a norda. - odezwał się posąg wspólnym głosem bóstw
-Ale uważaj - Barbas mówił dalej - Jeżeli diadem zostanie zniszczony, czar pryśnie, znów będziesz dunmerką. Jeżeli nie będziesz miała go na głowie, będziesz dunmerką.
-Iluzja będzie tak świetna - odezwał się Clavicus - że nawet ci, którzy cię dotkną, nie poznają się. Dla boga, czy dla człowieka, czy dla elfa, czy dla kogokolwiek innego, będziesz nordem, tak długo jak będziesz miała diadem na głowie.
-Gdy będziesz miała to na głowie, wszyscy którzy na ciebie spojrzą, będą widzieć nie mrocznego elfa, a norda. - odezwał się posąg wspólnym głosem bóstw
-Ale uważaj - Barbas mówił dalej - Jeżeli diadem zostanie zniszczony, czar pryśnie, znów będziesz dunmerką. Jeżeli nie będziesz miała go na głowie, będziesz dunmerką.
-Iluzja będzie tak świetna - odezwał się Clavicus - że nawet ci, którzy cię dotkną, nie poznają się. Dla boga, czy dla człowieka, czy dla elfa, czy dla kogokolwiek innego, będziesz nordem, tak długo jak będziesz miała diadem na głowie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz