25 czerwca 2018

Undertale: Nie jest to najlepszy sposób na życie - O cholera, mój błąd [Not the best way to go about Life - Oh shit, my bad - TŁUMACZENIE PL]

/To opowiadanie potrzebuje okładki/
Notka od tłumacza: Potwory zostały uwolnione z podziemia i szczerze mówiąc, tak naprawdę nie sądzę, że powinny. Nie uważałaś się za „rasistę”, boisz się o własne bezpieczeństwo, gdy mordercy wędrują po ulicach i przemieszczają się obok.
Tak więc rozlewanie kawy po bardzo dużym i przerażającym szkieletowym potworze prawdopodobnie nie było twoim najlepszym posunięciem. Ale zamiast się wściec, proponuje ci kolejną kawę. I pomimo jego ... "prymitywnego" języka, wydaje się miłym facetem. Może potwory wcale nie są takie złe? Ale dlaczego potwory, które niegdyś cię nienawidziły, teraz rzucają ci litościwe spojrzenia i nie unikają cię?
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. (Underfell) Sans x Reader. Wszystkie notki +18 będą oznakowane.
Tłumaczenie: _Dream_Catcher_
Oryginalne opowiadanie: klik
Autor oryginału: Llama_Goddess
Spis Treści:
O cholera, mój błąd (obecnie czytane)
Szerokie nabrzeże
...

Udaje ci się powstrzymać przekleństwo w swoich ustach, zanim ucieknie. W końcu byłeś w parku, w pobliżu dzieci. Zamiast tego zaczęłaś krzyczeć "Fffffff!". Jak jakiś szaleniec.
Super.
Gorąca kawa lała się na twojej skórze, a na bluzce była wielka brązowa plama. Każdy skrawek twojego ciała chciał wylać resztę kawy osobie, która właśnie wpadła na ciebie, ale jednak żal ci było reszty napoju, która została, więc zamiast tego podniosłaś ramiona jak jakaś szmaciana lalka i pozwoliłaś, by kawa spływała po rękawach i na podłogę.
Zaciskając zęby, zdecydowałaś się uspokoić, przeprosić tego na kogo wpadłaś i kontynuować spacer. Spojrzałaś w górę, głęboko wątpiąc, że będziesz w stanie powstrzymać wściekłość, która unosiła się w powierzchnią.
-Cholera, wszystko w porządku?
Wściekłość, która groziła pęknięciem, rozpłynęła się jak lód w gorący letni dzień. Skurczyłaś się trochę, gdy twoje oczy spotkały się z pustymi, czarnymi oczodołami potwora. Szkieleciego potwora.
Cóż, tak wyglądał na pierwszy rzut oka. Był grubszy niż ludzki szkielet, z grubszymi i dłuższymi kośćmi. Jego twarz była zaokrąglona, a jego wielkie zęby były ostre jak zęby rekina i idealnie pasowały do siebie. Jeden z nich był ... Złoty? Miał na sobie czarną kurtkę z kapturem i czerwone trampki. Nie miałaś pojęcia, dlaczego był w stanie nosić SZORTY w zimny dzień jak dzisiaj, ale zwaliłaś to na to, że szkielety nie czują zimna, czy coś.
Potwory zostały "wypuszczone" z podziemia kilka lat temu. To było niezwykle ekscytujące, dowiadując się, że potwory i magia istnieją, ale gdy cała historia została odkryta, okazało się, że nie byli wcale przyjaźni. W rzeczywistości ich król i kapitan ich Królewskiej Gwardii byli w więzieniu za mordowanie dzieci. Potwory zjednoczyły się w społeczeństwach na całym świecie i były prześladowane przez wielu ludzi, ale ostatecznie, jak zawsze, wszyscy przestali dawać gówno. Byłaś jednym z tych ludzi, którzy się tym nie przejmowali, ale starali się trzymać z daleka.
Rozlewanie kawy na jednego z nich NIE było twoją definicją "pozostawania na uboczu".
-Nic mi nie jest. - Powiedziałaś, głos wydał się dużo bardziej głuchy i piskliwy, niż zamierzałaś. Rozglądałaś się wokół, błagając wzrokiem o pomoc, ale wszyscy dorośli odwracali dzieci i unikali kontaktu wzrokowego.
-Jesteś pewna?- Głos miał głęboki i gładki. Gdyby był człowiekiem, byłoby to całkiem seksowne, ale wyrzuciłaś tę myśl ze swojej głowy.
Spojrzałaś w jego ... oczy ...? i zobaczyłaś, że wbrew temu, co początkowo zakładałaś, miał małe czerwone punkciki światła w swoich czarnych oczodołach. Wydawał się uważnie Cię badać.
-Y-yeah, nic mi nie jest, przepraszam, to był wypadek. Śpieszę się. - Próbowałaś przejść obok niego, ale zostałaś przytrzymana uściskiem na ramieniu. Odwróciłaś się i zobaczyłaś, że jego grube szkieletowe palce owinęły się wokół przedramienia, uniemożliwiając ci ucieczkę. Wyglądał na autentycznie zatroskanego, a wzrok wędrował od poplamionej kawą niebieskiej bluzki do twojej prawdopodobnie upiornie bladej twarzy.
-Rozlałaś kawę, tak? Kupię ci inną.- Odwrócił się i podszedł do kawiarni, ciągnąc cię za sobą.
-Nie, naprawdę, wszystko w porządku!- Mówiłaś głośno, próbując wyrwać rękę z jego uścisku.
-To nie była prośba, kochanie-... Jak on cię nazwał?

~~~

Zgodnie z jego słowami przyniósł ci kolejną kawę. Wziął też jedną dla siebie i małe ciasto czekoladowe, by przeprosić za "rozlewanie wszędzie kawy". Dostałaś współczujące spojrzenia ze strony personelu, które doceniłaś.
Teraz siedziałaś naprzeciw gigantycznego szkieletowego potwora, pijąc kawę, jak gdybyście byli bliskimi kumplami, a każde oko w kawiarni było skierowane na was. Możesz poczuć, że czerpiesz pewność siebie z każdym łykiem. Jak zamierzałaś odejść? Czy mogłabyś po prostu wstać i iść? A może zostać dłużej? I dlaczego wszystkie potwory w kawiarni dawały ci ten dziwny wyraz na twarzy?
-Wszystko dobrze laleczko? Wyglądasz naprawdę blado.- Siedział naprzeciwko, czerwone oczy płonęły łagodnie. Prawie wyplułaś wszędzie swoją kawę pod pseudonimem, który ci dał.
-Y-yeah, umm, po prostu ...- Bądź wiarygodna. Jesteś oazą spokoju.
-To dlatego, że jestem potworem, prawda?- zachichotał do siebie, opierając łokcie na blacie stołu. Wzdrygnęłaś się na sposób, w jaki przyjął twoje stereotypy i poczułaś się naprawdę winna, podciągając nogi do klatki piersiowej i trzymając kubek z kawą blisko siebie. On, z drugiej strony, był przesiąknięty pewnością siebie, a ty poczułaś zapach papierosów i ... musztardy? -Nie martw się, nie zjem cię, nie bez pozwolenia.- Mrugnął jednym ze swoich oczodołów.
Czułaś, że jesteś biała jak prześcieradło, skupiłaś się na swojej filiżance kawy. Nagle perspektywa zjedzenia kawałka czekoladowego ciasta stojącego przed tobą sprawiła, że rozbolał cię brzuch i patrzyłaś na niego, chcąc tylko odejść i jakoś się rozproszyć.
-H-hej, żartowałem.- Zaskoczyło cię, że się jąkał. Także... pocił się? Czy szkielety się pocą? Nastąpiła chwila milczenia, wypełniona jedynie dźwiękiem, w którym bierzesz kolejny łyk kawy, a on tylko wzdycha. Wkurzyłeś go? Twoje serce biło o twoje żebra, próbując się wyrwać i biec jak najdalej sprintem.
-puk puk.- Powiedział, jego twarz była całkiem poważna. Czy naprawdę to robił? Teraz? Wzięłaś głęboki, chwiejny oddech przez nos i spojrzałaś na niego.
-... Kto tam?
-Krowy idą
-Krowy idą, kto?
-Jestem prawie pewien, że krowy idą" moo", ty dingo.
(żart polega na wymowie angielskiej -"...cows go "moo", yadingus")
Atmosfera trochę się złamała, a ty parsknęłaś śmiechem. Wyglądał, jakby trafił w dziesiątkę, jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, a złoty ząb błyskał.
-Czy ten żart połaskotał twoją zabawną kość?- to był żart humorystyczny? Tibia szczerze, mogę zrobić to lepiej. Mam wiele żartów w mojej głowie.
-Nie patrz tak na mnie, zabijasz mnie wzrokiem… - Rzucał ciągle okropnymi żartami, stale zmuszając cię do śmiechu, nawet gdy były naprawdę kiepskie . W końcu zrobił jeden o fotonie wchodzącym do hotelu i absolutnie MUSIAŁAŚ powiedzieć mu, aby przestał.
-Ok ok.- Postawiłaś kawę na stole i spojrzałaś na niego, starając się nie śmiać.
-Z czego składają się koty?- Stuknął jednym ze szkieletowych palców w stół, po czym wzruszył ramionami.
-Nie wiem.
-Żelazo, lit i neon-. Przygryzłeś górną wargę, aby powstrzymać się od chichotania, gdy mówisz puentę.
Zajęło mu to chwilę, ale kiedy w końcu to dostał, oboje wybuchliście śmiechem.
-Nawiasem mówiąc, jestem sans-. Zaproponował swoją rękę. -Nie ma szkieletu.
Przez chwilę gapiłaś się na jego ogromną rękę. Zauważyłaś ostre koniuszki palców i niepokojąco biały kolor. W końcu jednak wzięłaś go za rękę i ostrożnie nią potrząsnęłaś. Sans. Gdzie wcześniej słyszałaś ten wyraz?
-Jestem (twoje imię).
Rozmowa przeszła z dowcipów na bezczynne rozmowy, a ty poczułaś się zrelaksowana. Pokój już nie był taki duszny i nie bałaś się, że Sans zamierza odgryźć ci głowę, czy coś. W rzeczywistości, z tego, co można było zebrać, był ogromnym leniwym szkieletem. Ogromny z bardzo, bardzo przerażającą twarzą.
Zauważyłaś, że ciągle mówisz o sobie i zaczęłaś aktywnie zadawać Sansowi więcej pytań niż zwykle i próbować odbić na nim pytania, aby zachęcić go do mówienia o sobie. Miał talent do unikania pytań i to cię wkurzyło. Z tego, co mogłaś wywnioskować, miał młodszego brata i ojca, ale wydawał się mówić o swoim ojcu w czasie przeszłym, więc starałaś się nie skupiać zbytnio na tym temacie. Czas upłynął bez zdawania sobie z tego sprawy i poczułaś, że Twój telefon wibruje z przychodzącym tekstem. Kiedy zobaczyłaś czas wyświetlany na ekranie, wzdrygnęłaś się. Dwie godziny!? Jak rozmawiałaś z Sans przez DWIE GODZINY !? Ledwie minęło dziesięć minut!
-O, mój Boże, Sans, muszę iść, dziękuję za kawę i ciasto i wszystko, ale naprawdę muszę wyjść.- Wstałaś tak szybko, że uderzyłaś się w stół, widelec brzęknął o pusty talerz, a twój pusty kubek kawy przewrócił się.
-Och, ok.- słyszałaś, jak opadają jego ramiona.
Rezygnacja i rozczarowanie w jego głosie sprawiły, że zatrzymałaś się na chwilę i zanim zdążyłaś pomyśleć o tym, co mówisz, dałaś mu swój numer, a on również dał ci swój, a jego uśmiech zmienił się w coś, co przypominało bezczelność. W drodze do domu zdałaś sobie sprawę, że pisałaś prawie nieznajomemu facetowi swój numer telefonu.

~~~

Próbowałaś wkraść się do pokoju bez zauważenia przez rodziców, ale twój ojciec przyłapał cię na schodach i dał ci wielki wykład o tym, jak marnujesz czas, nic nie robiąc, leniąc się i będąc bez pracy, i oczekiwał twojego udziału w czynszu do końca tygodnia. Odpowiedziałaś,
trzaskając drzwiami i krzycząc w poduszkę. Jak miałaś zapłacić czynsz? Utknęłaś w tym niekończącym się cyklu tracenia pieniędzy. Utknąłeś w domu rodziców i nie miałaś wystarczająco pieniędzy, żeby się wyprowadzić. Aby uzyskać pieniądze na wyprowadzkę, potrzebna była praca. I nie było tak, jakbyś nie próbowała! Straciłaś pracę jedną po drugiej z najbardziej absurdalnych powodów. Straciłeś pracę jako kasjerka, bo obraziłaś faceta, który roztrzaskał butelkę wina na podłodze, straciłaś pracę jako kelnerka, bo uderzyłaś kogoś za złapanie tyłka, nikt w sąsiedztwie nie pozwoliłby ci na spacerowanie z psem bo "przestraszyłaś psy". A pieniądze, które udało ci się w międzyczasie zebrać, zostały wyczerpane, ponieważ musiałaś zapłacić za czynsz!
Zdjęłaś swoją poplamioną błękitem bluzkę i rzuciłaś ją w kąt. Mogłabyś to później umyć.  Może.
Ok, może nie.
Wpadłaś na swoje łóżko, jęknełaś w poduszkę i zamknęłaś oczy. Byłoby łatwiej, gdyby mama i tata byli bardziej sympatycznymi ludźmi. Odkąd pamiętałaś, mama była dupkiem, ale tata zawsze wydawał się twoim rycerzem w lśniącej zbroi. Potem stałaś się starsza i stawał się coraz bardziej oderwany, aż wydawało ci się ... że odwrócił się do ciebie plecami.
Dopóki nie znalazłaś stabilnej pracy i nie kupiłaś mieszkania, utknęłaś. Heck, zrobiłabyś wszystko. Cokolwiek, żeby wyjść z tego piekła.  Nienawidziłaś tego. Nienawidziłaś swoich rodziców. Ty ... Nie chciałaś przyznać, że nienawidziłaś siebie, ale czułaś się ciężarem dla wszystkich. Zwłaszcza dla rodzicami, którzy wbijają ci to do głowy.
Wzdychając i przewracając się, aby wyjść z łóżka, wyłączyłaś światło i rzuciłaś się z powrotem na swoje łóżko. Nie obchodziło cię, czy jest za wcześnie, żeby spać. Po prostu czytałaś w piżamie, aż nie mogłaś już otworzyć oczu i powróciłeś do tych samych koszmarów, w których jak zawsze jesteś uwięziona w wolno kurczącym się pomieszczeniu.
Tak działo się każdej nocy.
Share:

24 czerwca 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Brak światła [i hope you break me - There is no Light - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Nie wiedziałaś. Przez ostatnie cztery miesiące, nie wiedziałaś o małym życiu, maleńkiej duszy rosnącej w Tobie. Ciąża nie zaskoczyła Cię jednak, Sans nigdy nie stosował kondomów, a Ty nie robiłaś kalendarzyka. Nigdy nie rozmawialiście o dzieciach, oboje bez słów chcieliście rozmawiać o dzieciach dopiero w wypadku ciąży. Choć nigdy nie przypuszczałaś, że to się tak skończy. Czułaś się… pusta. W sercu miałaś dziurę.. tam gdzie on był.
…cy…Ah…o…cha…as…
Wołał o pomoc… ale chwilę później wiedział, że go nie ocalisz.
Pa… Kocham was…
A potem… nie było go, pozostawił po sobie pustkę. Nie wiedziałaś, że w ogóle tam był do ostatniej chwili. Dlaczego nie wiedziałaś? Zmusiłaś swój umysł do wysiłku, czy cokolwiek wcześniej dawało Ci znak, że on był? Nic sobie nie przypominasz. Nie wymiotowałaś, nie straciłaś na wadze, nie czułaś się jakoś inaczej. Nic. Nic nie dało Ci sygnału, że jesteś w ciąży od czterech miesięcy. Nic, z wyjątkiem cholernej gorączki, którą potraktowałaś jako przeziębienie, choć to był znak, że Twoja dusza robi co może, że daje Ci znać, że coś jest nie tak. Tak naprawdę jedynym dowodem na jego istnienie była możliwość wyczucia go, coś czego nie byłaś w stanie zrobić, bo Bogowie na niebie i pod ziemią, powinnaś to wiedzieć! Był w Twojej duszy na miłość Bogów, dlaczego go nie wyczułaś?! Słyszałaś jak przez ścianę słowa lekarza, że z Twoją duszą jest wszystko dobrze, że nie miałaś jednak dość magii aby zachować dziecko. Twój przypadek jest rzadki, ale to nie Twoja wina za to co się stało. Powtarzałaś sobie, że wszystko z Tobą dobrze, Twoja dusza już taka po prostu jest. Urodziłaś się taka i są inni w podobnym stanie do Twojego, nie jesteś jedyną która przez to przechodzi i KURWA KURWA KURWA, TO NIE POMAGA! KURWA
-to nie twoja wina – Nie wyczułaś duszy w sobie przez KUREWSKIE CZTERY MIESIĄCE… jak to w ogóle kurwa możliwe? Nie, nie, nie, nie złość się. KURWA DLACZEGO NIE?! To nie jest sprawiedliwe… nigdy nie będzie dane Ci go poznać, nigdy nie będziesz obchodzić jego urodzin, był tylko chwilę, a zaraz potem go nie było! Dlaczego kiedy dostałaś gorączki nie poszłaś do lekarza od razu?! Czy to coś by zmieniło? I tak… byś go nie ocaliła… Ale gdybyś wiedziała… Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałaś i nienawidziłaś tego, że nie wiedziałaś, że go nie wyczułaś i to nie było sprawiedliwe, nic z tego nie było fair. Gdybyś wiedziała, kochałabyś go i mówiła do niego każdego dnia i karmiła go najlepszym jedzeniem i czytała bajki na noc aż do samego końca. To nie fair. Nic z tego nie jest fair. Usiadłaś na łóżku, łzy ciekły Ci po policzkach, ból przeszył całe Twoje ciało. Padłaś natychmiast na poduszki. Drzwi otworzyły się
-….Aniołku? – nie odpowiedziałaś, wściekłość piętrzyła się w Twojej duszy, umysł oddzielała od ciała jakaś dziwna bariera. Nawet ból nie łagodził Twojej złości. Niech ktoś inny też cierpi…
-…Dlaczego nie wiedziałeś?
-Aniołku.. – mruknął Sans wchodząc do pokoju. Zamknął drzwi, w pomieszczeniu znów zapanowała ciemność, jedynie jego czerwone oczy jarzyły się w mrokach – Aniołku… sam… sam chciałbym wiedzieć i … Ja.. ja nie wiem. Znaczy się, wiem, tylko… czuję, że powinienem… kurwa, Ja nie wiedziałem… 
-Jak to nie wiedziałeś?! – wyskoczyłaś na niego – Próbujesz mi wmówić, ze nigdy nie zrobiłeś żadnego dziecka przez cztery cha lat życia?! Nie wiesz jaka jest dusza dziecka?!
-Mówiłem ci, że nie chciałem mieć dzieci przed poznaniem ciebie, więc ja i moje wcześniejsze SoulMate, zawsze używaliśmy zabezpieczeń…
-Więc dlaczego mi nie powiedziałeś, abym to ja się zabezpieczała?!
-Nie będę mówił ci co masz robić ze swoim ciałem, ale… oboje jesteśmy winni, prawda? Mogłem po prostu założyć gumkę – Zacisnęłaś swoje zęby mocniej
-Więc to moja wina…
-Nie, nie, nie! – słyszałaś jak się poruszył unosząc ręce – Mówię, że oboje mogliśmy coś zrobić… zawsze mogliśmy coś zrobić, wiesz? Ty i ja często to robiliśmy, więc, my.. no wiesz, ale nie, nie. Mój mały Cherubinku, nie winię cię. Twoja dusza, ona…
-Sprawdziłam to, wiesz?! – przerwałaś mu niskim głosem – Kiedy tu leżałam, chciałam wiedzieć jak bardzo zepsuta jestem… dwa procent… dwa procent ludzkości ma taką duszę. Nie wiedzą dlaczego tak się dzieje, to losowe. Nie da się tego naprawić, tylko… zaakceptować, że nie możesz mieć dzieci z potworem… I może niektórym to nie przeszkadza… może nie chcą mieć dzieci. Może nie mają nawet potwornego SoulMate… ale ja… mnie to boli… Boli bo nie wiem. Boli bo mogłam wiedzieć, gdybym tylko nie zlekceważyła gorączki… Dlaczego nie poszłam do lekarza, może wtedy… A mimo to.. nadal… dlaczego nie wiedziałam? On tam był…
-Aniołku, lekarka powiedziała że Twoja dusza nie była w stanie go wyczuć, nawet gdyby bardzo próbowała
-Ty jesteś Bossem – popatrzyłaś na jego świecące się oczy. Część Ciebie obwiniała Sansa o to co się stało, ale głos rozsądku tłumił gniew – Jesteś silny, tak? Więc dlaczego… ty z wszystkich potworów powinieneś…
-Wiem, wiem
-Wiesz?! – krzyknęłaś – Bo gdybyś to zrobił, nie przechodziłabym przez to! – W gniewie rozsądek przestał działaś. Oczy Sansa zaświeciły się jaśniej i zaraz potem zniknęły
-Nie mów tak, Aniołku…
-Czyli jak?! – naciskałaś wychylając się z łóżka – Nie pieprz głupot! Wielki Boss, który przeżył chuj wie ile lat… nie był w stanie wyczuć własnego dziecka! – On nie rozumie, jak to boli. Niech cierpi.
-Aniołku, przestań – jego głos drżał
-A co zrobisz, jeżeli nie przestanę?! – pięści Ci drżały – Będziesz ze mną walczył?!
-Aniołku, nie…
-Nie umiałeś nawet zabić Jerrego – Niech cierpi.
-Aniołku!
-Ja go musiałam zabić, panie Bossie! – NIECH CIERPI
-Oh, myślisz, że jesteś taka silna? – krzyknął – Więc dlaczego sama go nie wyczułaś? On był w Twojej spierdolonej duszy! – do oczu nabiegły Ci łzy słysząc jego słowa, które uderzyły w Ciebie niczym pocisk. Sans zadrżał, rozumiejąc co powiedział – Ja.. nie.. cherubinku… Ja nie chciałem… Ja tam nie myślę – załkałaś
-Więc jednak mnie obwiniasz… - Powiedział… on powiedział… Bogowie… on Cię nienawidzi… On mnie nienawidzi!
-Nie! Nie obwiniam! – zrobił krok w Twoją stronę starając się położyć ręce na Twoich ramionach. Odsunęłaś się – Aniołku, proszę…
-Nie, masz rację – powiedziałaś między łzami – Gdyby tylko moja dusza nie była… zepsuta…
-Nie jest zepsuta!
-Jest, bo gdyby nie była, to bym wiedziała… To bym wiedziała.. – zalałaś się łzami. Sans chciał Cię przytulić, ale odtrąciłaś go – Zostaw mnie!
-Aniołku, proszę… - słyszałaś, że i on płacze – Nie jesteś sama. Razem… Cherubinku, powinniśmy z kimś o tym porozmawiać – zaproponował, jego źrenice drżały. – Możemy spróbować…
-Nie chcę z nikim rozmawiać! – krzyknęłaś – Chcę zostać sama! Ja… nienawidzę tego! Nienawidzę… Nienawidzę siebie! To moja wina! To przeze mnie jego nie ma!
-Nie mów tak…
-Zamknij się! – warknęłaś – Nie rozumiesz! Nie wiesz co to za uczucie!
-Więc mów do mnie, Aniołku! – zapłakał znowu trzymając Cię za ramię – Mów do mnie o tym..
-Nie chcę! – drżałaś w jego ramionach – Mówiłam, że nie chcę! Zostaw mnie! – puścił Cię, zakryłaś twarz dłońmi by płakać swobodnie. Żal, gniew, zmieszanie, nienawiść piętrzyły się w Tobie, pożerały Cię od środka, tak samo Ciało jak i duszę. Chciałaś aby przestały, byś mogła zaczerpnąć oddechu, ale wszystko tylko się nasilało. Nie mogłaś oddychać, nie mogłaś przestać płakać. Chciałaś, aby Sans Cię objął, ale część Ciebie nienawidziła go za to, że nie wyczuł waszego dziecka, choć wiedziałaś, że to nie jest jego wina. To nie była wina ani jego, ani Ciebie, wiedziałaś to, choć chciałaś, aby to było kłamstwo.
Share:

23 czerwca 2018

Undertale: Naukowa gra - Wzgórze przywracające wspomnienie [opowiadanie by Ksiri]

Autor: Ninki Nanka
Notka do autora: Jak wiadomo po świecie chodzi wielu geeków i nerdów. Niektórzy żyją w miarę normalnie, inni zamykają się w swoich domach, w pełni oddając się swoim pasjom. Do tej drugiej grupy należy Avril, dziewczyna w pełni poświęcona e-sporcie oraz swojej drugiej pasji, o której woli nie rozmawiać. Lecz pewnego dnia, wychodzi ze swej nory, by dostarczyć kilka książek dla swojego taty. Jednak nie mogła przypuszczać, że podczas swojej małej eskapady pozna dosyć specyficznego jegomościa...
Autor: Ksiri

Spis Treści
 Wzgórze przywracające wspomnienie (obecnie czytany)
...
               Pot powoli spływał jej po skroniach, a do uszu dobiegała głośna i wyjątkowo nielubiana przez nią popowa muzyka. Z jednej strony miała wrażenie jakby było jej niewyobrażalnie gorąco ze zmęczenia, z drugiej w pomieszczeniu panowała dość niska temperatura. Wokół słyszała rozmowy różnych ludzi ubranych podobnie jak ona, w sportowe ciuchy. Sumując to wszystko można było szybko wywnioskować gdzie się znajdowała, a była to siłownia, czyli ostatnie miejsce do którego chciałaby zajrzeć.

               Od jej rozmowy z Gasterem minęło półtora tygodnia i musiała przyznać, że był to okres pełen zmian. Tego samego dnia, a w zasadzie to nocy, gdy odbyła konwersację z naukowcem, zadzwoniła do Maxa. Choć jej menadżer nie był zbyt zadowolony z tego, że zrobiła to o tak późnej porze, to gdy usłyszał o powodzie jej telefonu, od razu się ożywił. Otóż poprosiła go o pomoc w polepszeniu swojego stylu gry. Jednak nie chodziło jej o same taktyki czy sposoby grania, a o jej zdrowie. Wiedziała, że mogłaby się tym sama zająć, ale nie miała absolutnie żadnej wiedzy na temat zdrowego trybu życia, ani o dbania o własny organizm. Max w przeciwieństwie do niej był w tym ekspertem, bo znał namiary do odpowiednich ludzi, którzy mogliby jej pomóc. Oczywiście mogłaby zadzwonić do niego rano, ale tak się nakręciła, że nie mogła się powstrzymać. Na szczęście, on nie miał jej tego za złe i powiedział, że następnego dnia wszystko załatwi. Tak też się stało.

               W ten jeden dzień została umówiona na spotkanie z dietetykiem, psychologiem oraz trenerem personalnym. Z początku ilość spotkań nieco ją przerażała, ale postanowiła zawziąć się w sobie i spełnić narzucone jej wymagania, a ich było naprawdę sporo. Miała całkowicie zmienić tryb dnia i przestać siedzieć w nocy do późna, a przynajmniej ograniczyć to do minimum. Z jej jadłospisu zniknęły wszelkiego rodzaju fast foody, energetyki czy słodycze, a zastąpiła je głównie zdrowa żywność. Miała też chodzić na siłownie trzy razy w tygodniu, co było dla niej największym wyzwaniem, bo od jej ostatniego treningu czy większego wysiłku fizycznego minęło naprawdę dużo czasu. Choć z początku czuła się fatalnie z tymi drastycznymi zmianami, to powoli jej stan zaczynał się polepszać.

               Jednak dzisiaj zamierzała naruszyć jedną z nowych zasad, ale to wszystko w dobrej wierze. Dlatego po zakończonym wieczornym treningu na siłowni, szybko przebrała się w zwykłe ciuchy i pojechała do domu, gdzie wzięła porządny prysznic. Po względnym ogarnięciu się zagrała jeszcze parę rundek na jednym z jej „nieoficjalnych” kont w Leauge of legends. Jednak gdy wybiła godzina wpół do drugiej wyłączyła laptop i przebrała się czarne spodnie, czerwony T-shirt oraz kurtkę skórzaną. Przed wyjściem dała Cheshire coś do jedzenia i zabrała dwa kaski motocyklowe.

               Po wyjściu na zewnątrz, wsiadła na motor i pojechała do MTT Burger Emporium. Dostrzegła, że palą się tam jeszcze światła, więc postanowiła poczekać do zamknięcia przy okazji zdejmując swój kask. Na szczęście nie trwało to długo, po już po piętnastu minutach w środku zrobiło się ciemno. Chwilę po tym zobaczyła jak boczne drzwi knajpy otwierają się i jak wychodzi z nich nie kto inny jak Burgerpants.

- Cześć – przywitała się, podchodząc do niego..

- Zamknięte już – mruknął kotołak zmykając drzwi, trzymając papierosa w ustach .

- Wiem, dlatego tu jestem – mówiąc to pokazała mu drugi kask motocyklowy.

- O nie! Nie zgadzam się!

- Oj no weź, przejażdżka po pracy dobrze ci zrobi. Potem odwiozę cię gdzie tylko będziesz chciał.

- Nie, nie, nie, nie ma mowy. Nie zamierzam nigdzie z tobą jechać – warknął Burgerpants.

- Proszę! – zrobiła puppy face’a – Będzie fajnie!

- Ech, niech ci będzie! Przestań mi tylko truć dupę! – odwarknął i wyrwał jej kask z rąk.

- No i super. Spodoba ci się! – uśmiechnęła się, zakładając swój kask.

               Burgerpants westchnął zrezygnowany i również założył nakrycie głowy, po czym usiadł za Avril, gdy ta zajęła już swoje miejsce.

- Złap się czegoś – powiedziała odpalając silnik.

- Co?

               Avril nie odpowiedziała, po prostu ruszyła i to ze znaczną prędkością. Kotołak przerażony złapał ją w tali by uniknąć spadnięcia z motocyklu.

- Zwolnij wariatko! – wrzasnął przerażony.

- Oj przyzwyczaisz się zaraz -odkrzyknęła mu, śmiejąc się przy tym.

               Po wyjechaniu z miasta skierowała się na mniej używane, acz zadbane drogi. Był z nich widok na pola porośnięte pszenicą oraz na piękne rozgwieżdżone niebo.

- I jak ci się podoba? – spytała po chwili.

- Jest… znośnie – odparł kotołak po minucie.

- A co powiesz bym pokazała ci jedno miejsce.

- Pf, jak chcesz – prychnął Burgerpants jakby od niechcenia – Ale ostrzegam cię, że jeżeli gdzieś mnie wywieziesz i zostawisz, to cię znajdę i ukatrupię.

- Jasne, zapamiętam – odparła ze śmiechem i skręciła w jedną z dróg prowadzących między polami.

               Jechali tak przez dobre dziesięć minut, aż w końcu Avril zatrzymała maszynę na niewielkim parkingu. Kotołak zaczął od razu marudzić, że wywiozła go na jakieś zadupie, lecz ta kazała mu milczeć i poprowadziła go wąską dróżką prowadzącą na niewielkie wzniesienie. Gdy na nie dotarli, im oczom ukazała się piękna panorama miasta, które lśniło ciepłym blaskiem tysiąca świateł na tle nocnego nieba.

- Wow – wymsknęło się Burgerpantsowi, gdy ten zobaczył gdzie Avril go zaprowadziła – Skąd znasz to miejsce?

- Kiedyś, dawno temu, gdy byłam jeszcze mała, chodziłam tutaj z mamą. – powiedział, przy okazji ściągając kask – Uwielbiałam tu przychodzić.

- Z mamą? To ona w ogóle żyje?

- Tak, skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że może nie żyć? – spytała spoglądając na niego z niezrozumieniem.

- No nigdy o niej nie mówisz, więc uznałem, że musiała umrzeć czy coś – kotołak wzruszył ramionami i również ściągnął kask, przy okazji sięgając po paczkę papierosów.

- Nie, ona żyje tylko cóż… to trudny temat do rozmowy.

- Jak nie chcesz, to nie mów. Ja cię za język ciągnąć nie będę – wzruszył ramionami, przy okazji zapalając papierosa i zaciągając się jego dymem.

- Dzięki – odparła, przyglądając się panoramie miasta.

               Stali tak jeszcze przez pewien czas, aż w końcu kotołak powiedział, że powinien już wracać do domu. Avril przystała na to i odwiozła go do jego mieszkania. Burgerpants mieszkał w jednym z bloków położonych niedaleko swojego miejsca pracy.

- I jak się podobało? – spytała, gdy ten zsiadł już z motoru i oddał jej kask.

- Było… znośnie -odparł nawet na nią nie patrząc.

- Tylko znośnie? – W jej głosie słychać było nadzieję.

- Tak, tylko.

- No cóż, trudno. Będę się już zbierać – westchnęła ciężko, po czym odpaliła motor i już miała odjeżdżać gdy nagle zatrzymał ją Burgepants.

- Ale moglibyśmy to kiedyś powtórzyć.

            Słysząc te słowa zaśmiał się głośno, po czym odkrzyknęła „Jasne” i odjechała. Jednak jeszcze przez dobre pół godziny nie wróciła do domu. Jeździła sobie po ulicach miasta, zbierając myśli i planując co będzie robić w kolejnych dniach.

            Gdy wróciła do domu, sięgnęła po niewielkie pudełko schowane na najwyższej półce jej szafy. Była to niewielka skrzyneczka z zamknięciem na kłódkę, której jednak nigdy tak naprawdę nie użyła. Z ciężkim westchnięciem usiadła z nim na podłodze i otworzyła.

Znajdowało się w nim zaledwie kilka przedmiotów. Niewielka przytulanka w kształcie białego królika, jakaś tania biżuteria oraz parę pocztówek z kilku egzotycznych miejsc. Jednak była tam jeszcze fotografia, zgięta na pół.

            Sięgnęła po nią i otworzyła. Przedstawiała ona ją samą podczas zakończenia roku w gimnazjum  oraz jej ojca, dumnie stojącego koło niej i trzymającego jej świadectwo, na którym widać było jak wysokie stopnie miała w tamtym czasie. Jednak część fotografii była nadpalona, jednak widać było, że w tamtym miejscu uwieczniono jeszcze jedną osobę,  która trzymała swoją dłoń na barku młodej Avril. Po wyglądzie ręki można było wywnioskować, że była to kobieta.

- Eh i pomyśleć, że dalej mam to zdjęcie – mruknęła pod nosem – Wybitne marnowanie przestrzeni.

            Jednak pomimo wypowiedzianych przez siebie słów, ponownie schowała zdjęcie do pudełka, które odłożyła na miejsce. Po tym poszła się szybko wymyć i położyła się do łóżka, po czym błyskawicznie usnęła. 
Share:

22 czerwca 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Cisza [i hope you break me - Silence- tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Siedzę w poczekalni, czekając aż lekarz do mnie przyjdzie. Moja stopa drży, zaciskam ręce. Moja magia krąży dookoła duszy, sprawiając że czuję się chory, jakbym zaraz miał się porzygać. Jeszcze nigdy nie widziałem Aniołka w takim stanie, płaczącą w histerii. Mówiła mi, że ktoś odszedł, ale nie wiem o co jej chodziło. Wziąłem ją i teleportowałem się do szpitala. Nie mówiła ze mną potem… cokolwiek się stało, milczała i płakała. Wyjaśniłem to co widziałem najlepiej jak umiałem, ale nie wiem co się stało, zwłaszcza, że nic nie groziło jej Duszy, zaś temperatura zniknęła. Lekarze wysłuchali mnie i zaczęli rozmawiać o załamaniu nerwowym, a potem zabrali ją ode mnie szybko. To było godzinę temu.
-Pan Szkielet? – podniosłem się z krzesełka widząc żółtego dinozaurzego potwora w białym płaszczu i okularach. Byłem wyższy od niej. – Jestem doktor Alphys – powiedziała – Tędy proszę – przytaknęłam i poszedłem za nią korytarzem. Kurwa, jest za cicho. Nienawidzę tego. Zaprowadziła mnie do małego przyciemnionego pokoju. Aniołek wtuliła się w kołdrę na łóżku, nie byłem pewien, czy śpi czy nie. Lekarz zamknęła drzwi – Uspokoiła się. Gdy wszystko do niej dotarło, stała się nieobecna. Nie śpi, jest po prostu… spokojna – przytaknąłem
-Więc, co się stało? – popatrzyła na swoje notatki
-Panie Szkielecie… wiedział pan, że pana żona była w ciąży? – otworzyłem szerzej oczy
-…Co?
-Jakieś cztery miesiące temu, tak mniej więcej, ale tak – nie umiałem wypowiedzieć żądnego słowa, zacisnąłem zęby. Aniołek była w ciąży…? Zaraz…
-B-była?
-Tak – obniżyła głos – Poroniła. – Moja dusza zrobiła się zimna, jakby ktoś wsadził ją do zamrażarki. Próbowałem zrozumieć słowa, ale jakby ich znaczenie nie chciało do mnie dotrzeć… Twoja żona była w ciąży… Ona… Ciąża… Ona… Ona..
-Po…roniła? – to słowo z trudem przeszło mi przez zęby
-Tak. Pańska żona, ma Mało Magiczną Duszę – znowu szeroko otworzyłem oczy. Mało Magiczna Dusza. Aniołek miała gorączkę bo brakowało jej magii, którą pożytkowało jej dziecko.. Kurwa. Jak mogłem to przegapić?! Zemdlała po spopieleniu Jerrego bo jej dusza zużyła prawie całą magię. Pewnie nie zrobili jej Transferu.. Nikt tego nie zauważył. Była pusta, nikt nie wiedział ile magii potrzebuje. Każda dusza może zużyć magię i ciężko powiedzieć ile jej potrzebuje. Kurwa, dlaczego tego nie zauważyłem? Raz zrobiłem z nią fuzję, powinienem wiedzieć! Dlaczego nie wiedziałem?!
-Ja… ja powinienem… - mamrotałem, lecz ani język ani kły nie chciały współgrać ze słowami. Powinienem wiedzieć, że potrzebuje magii. Wtedy bym jej powiedział…
Ej, zauważyłem że brakuje Ci magii w duszy
Oh? To coś poważnego?
Właściwie to nie, ale może być jeżeli będziemy mieć dziecko
Naprawdę?
Dziecko żywi się magią, jaką posiada matka
Oh, łał, wiesz, skoro już przy tym jesteśmy, to faktycznie byłby problem, prawda?
Wiesz, może pójdziemy do lekarza zrobić badania. Wiesz, nie znam się na tym za dobrze, bo nie chciałem mieć dzieci. Lepiej zasięgnąć opinii specjalisty.

-Ja… mogłem jej powiedzieć… Gdybym tylko… Dlaczego nie mogłem…?
-Panie Szkielecie, proszę się nie obwiniać – mówiła lekarz – Nie ma też niczego niewłaściwego z duszą pańskiej zony. Choć to rzadkie, niektóre dusze nie potrzebują wiele magii. – przełknąłem
-Wiesz… ile magii potrzebuje?
-Jakieś dziesięć procent aby być pełną. Ciąża w takim przypadku, by była bezpieczna, potrzebuje jednak przynajmniej czterdziestu procent, więc jest ona niemożliwa dla pańskiej żony. To dlatego miała gorączkę, jej dusza próbowała stworzyć więcej magii aby utrzymać dziecko, ale nie była w stanie. Jej dusza wybrała i postanowiła wybrać gospodarza, przestała próbować utrzymać dziecko, którego by nie udźwignęła. Kiedy przestała, dusza dziecka wypaliła się. Proszę o tym nie zapominać, to nie jest jej wina. – Słyszałem słowa lekarki. Jej dusza próbowała ocalić dziecko. Lecz ostatecznie nie mogła i wybrała, gdyby tego nie zrobiła… straciłbym ich oboje. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Ale..
-Dlaczego… dlaczego nie mogłem wyczuć innej duszy?
-Nie można wyczuć drugiej duszy w Mało Magicznej Duszy – wyjaśniła – Dusze produkują magię i wzrastają z nią, dusza pańskiej żony była większa od duszy dziecka i na żadnych badaniach by nie została wyłapana – Poczułem, że pomieszczenie robi się malutkie i próbowałem zrozumieć słowa lekarki. Nie mogłem wyczuć duszy naszego dziecka nawet gdybym chciał, bo była… za mała? To dlatego nie wiedziałem, nie mogłem wiedzieć. Przez cztery miesiące nie wiedziałem. Nie widziałem niczego innego w Aniołku, ona też nie czuła się inaczej. Bogowie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie to co ona musi teraz czuć. Nie wyczuła własnego dziecka. Obwinia się? Uda mi się sprawić, że zrozumie, że to nie jest jej wina, że gdybyśmy wiedzieli, to zaopiekowalibyśmy się nim? Bogowie, jak mam jej pomóc? Przez cztery miesiące… Zaraz… Cztery… Papy nie był w ciąży dłużej, więc… O Bogowie
-Czy… było ciało? – Część mnie nie chciała wiedzieć, czy małe ciałko istniało w jej ciele i..
-Tak – Botowie… Nie mogłem złapać oddechu, opadłem na krzesełko patrząc pusto w pomieszczenie, zadręczałem się, jak mogłem to przegapić, jak nie mogłem niczego zauważyć, wyczuć? Znaczy się, wiedziałem dlaczego, ale jestem kurwa Bossem, powinienem wyczuć, zwłaszcza moje dziecko.. I Aniołka… Nie wiedziała o ciąży. Owszem zabawialiśmy się bardzo, ale jej Dusza nie wyglądała inaczej, nie wyglądała jakby była w ciąży i nie czułem z jej strony… Bogowie, porzygam się zaraz. – Proszę pana, rozumiem, że to bardzo ciężki czas dla was – Naprawdę? – Ale muszę powiedzieć, że w waszej sytuacji najlepiej będzie nie starać się już o drugie dziecko. Dla dusz takich jak ma pańska żona, szansa, że ona umrze wynoszą dziewięćdziesiąt procent jeżeli dojdzie do ciąży. Radziłabym stosować zabezpieczenia. – Mogłem tylko przytaknąć. Tego było za wiele… Nie wiedzieliśmy przez cztery miesiące ani o jej duszy, ani o ciąży, nawet nie myślałem o ponownym spróbowaniu a zostało mi to odebrane. Kurwa, kurwa, kurwa. Jasne, nie rozmawialiśmy o dzieciach, ale taka decyzja była jeszcze przed nami… Tak myśleliśmy… Kurwa… Myślałem po prostu o szansach, kiedy mogłem zauważyć, że ona… Kurwa, co ja robię? Pieprzyć to co czuję, Aniołek musi być.. Popatrzyłem na łóżko. Drżała pod kołdrą. Wstałem i stanąłem obok niej. Nie wiedziałem, czy ją dotknąć czy nie… Nie wiedziałem co robić. Wiedziałem, że jest  z nią gorzej niże ze mną. Czułam pustą dziurę w jej Duszy.
Share:

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Szept [i hope you break me - A Whisper- tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:

Czas płynął. Koniec wakacji, zaś Ty żyłaś w domu pełnym potworów. Dzieliłaś pokój z Sansem, a więc wiadomo, że było ciasno. Twoja szafa musiała znajdować się na korytarzu, ale nadal mogłaś mieć przy sobie komputer i kilka książek oraz ubrani, no i niektóre Blastery Sansa się pojawiały do czasu do czasu. Łazienka była kolejnym wyzwaniem. Brałaś prysznic w nocy a potem wstawałaś trochę wcześniej, aby upewnić się, że przed kolejką do ubikacji zdążysz i wyrobisz się na zajęcia. Raz na jakiś czas robiłaś też pranie. Dom okazał się większym niż myślałaś, albowiem drzwi jakie uważałaś, że prowadzą do pokoju Gastera były tak naprawdę drzwiami do pralni, zaś z niej można było dostać się do naukowca. Prałaś ubrania w sobotnie wieczory. Latem było miło i spokojnie. Lecz gdy wróciłaś jesienią do pracy zaczęły dziać się śniadanka do pracy, pocałunki i przypomnienia. Kolacje jakkolwiek zostały bez zmian, przy stole wszyscy opowiadaliście co was spotkało zarówno na zajęciach, w sklepie czy po prostu.
Do Ciebie i Sansa należały noce. Przez większość się całowaliście, albo cicho rozmawialiście, ale także Sans chciał pokazać jak bardzo Cię kocha. Twoją duszę, Twoje ciało. Zaskakiwał Cię sposobami waszej miłości. Czasem powoli, czule, czasem intensywnie i ostro. Nigdy nie wiedziałaś czego się spodziewać biorąc pod uwagę zboczenia Twojego męża. Ostatnio zapisaliście się na jogę i kurs rysunku. Sans był zaskakująco wygimnastykowany, a Ty poprawiłaś swoją kreskę. Oczywiście, początkowo joga nie wydawała się dobrym pomysłem, ale liczyło się wspólne spędzanie czasu. Wieczorami chodziliście na spacery, albo biegaliście aż do czasu kolacji. W wolne dni, zwiedzaliście okolice, albo chodziliście do muzeum. Raz nawet wybraliście się pod namioty. Gdy zrobiło się chłodniej, zaś z drzew spadały liście, Sans odnajdował sposoby ja wspólne spędzenie czasu i dowiadywaliście się o sobie więcej. Okazało się, że uwielbiał piec i dobrze mu to wychodziło. Zawsze jako pierwsza próbowałaś kolejnych wypieków i zawsze zostawiał dla Ciebie więcej. Na jego półce z książkami znajdowały się wszystkie możliwe pozycje, trochę naukowych książek, filozoficznych… i romansideł? Oh… tego się nie spodziewałaś, ale lubiłaś z nim czytać. Sama pokazywałaś mu jakie przedziwne rzeczy znajdowałaś w odmętach Internetu, kilka razy nawet się zakrztusił. Noce zawsze były z nim najlepsze. Czułaś się tak dobrze, gdy byliście tylko we dwójkę, skóra przy kości, wtuleni w siebie. Nie wyobrażałaś sobie, abyś mogła poczuć się bezpieczniej i spokojniej niż przy swoim kościotrupie. Miałaś wrażenie, że zima jest ciepła wtulona w jego gorące kości, lecz gdy pewnego ranka się zbudziłaś, byłaś oblana potem. Na początku myślałaś, że grzejniki były ustawione za wysoko ale po prysznicu, nadal czułaś się cieplejsza niż zwykle. Zmierzyłaś sobie temperaturę. 37.6 stopni Celsjusza. Trochę za wysoka. Może masz gorączkę? W taką pogodę to nic niezwykłego. Wzięłaś lek i napiłaś się soku pomarańczowego nim poszłaś na uczelnię. Jak gorączka zelżała, poczułaś się dobrze, choć po powrocie zdecydowałaś wziąć jeszcze jeden lek i odpocząć w łóżku. Po godzinie, Sans wszedł do pokoju. Biegał. Nie robił tego zwykle sam, ale chciał oczyścić głowę po kolejnej sprzeczce z ojcem.
-Aniołku? – dyszał łapiąc oddech – Wszystko dobrze?
-Trochę mi gorąco, chyba coś złapałam – podszedł do Ciebie i przyłożył czoło do Twojego
-Hmmmm
-Nie jest wysoka – powiedziałaś – Pewnie to zwykłe przeziębienie. Rano pewnie dojdę do siebie.
-Dobrze – przytaknął podnosząc się – Odpocznij. Idę pod prysznic, potem powiem Papsowi aby coś ci przygotował. Niedługo powinien wrócić. – przytaknęłaś, Sans cmoknął Cię i wyszedł z pokoju, westchnęłaś mając nadzieję, że sen Cię uspokoi.
38 stopni.
-Cholera – warknęłaś. Gorączka nie spadała. Choć nie czułaś się jakoś chora… nie było dreszczy czy nudności, nie kaszlałaś, nie miałaś kataru, nie bolała Cię głowa, nic. Było Ci tylko trochę cieplej i znowu obudziłaś się zlana potem, ale prócz tego, nic. To gorączka? Przeziębienie? Westchnęłaś postanawiając wziąć jeszcze jedną tabletkę i napić się soku. Powiedziałaś Sansowi, że już Ci lepiej, nie chciałaś aby szukał w sieci powodów gorączki, bo jesteś pewna, że znalazł by jakieś głupoty i tylko niepotrzebnie się martwił. – Jestem pewna, że jutro wszystko będzie dobrze. Prócz gorączki, czuję się dobrze. Będę pić więcej – powiedziałaś nim pocałowałaś go na pożegnanie – Nic mi nie będzie.
Twoja temperatura utrzymywała się przez kilka kolejnych dni, choć nie czułaś się chora, ale brałaś leki i piłaś tak na wszelki wypadek. Jeżeli to przeziębienie, musisz pić i czekać aż gorączka spadnie. Cokolwiek to jest…
Jednak gorączka nie spadała. Co więcej, podnosiła się troszeczkę. Choć nadal żadnych innych oznak, tylko ciepło, gdy będziesz mieć 39.4 stopnie pójdziesz w końcu do lekarza.
Teraz masz 38  i pocisz się, pijesz kilka kubków wody w pracy. Wiesz, że leki nie działają, więc nie wzięłaś ich przed wyjściem do pracy. Cokolwiek Ci się dzieje, to nie jest przeziębienie. Gdy wróciłaś do domu, byłaś spocona, czułaś dziwny ciężar w piersi.
-Aniołku? – popatrzyłaś na Sansa, który schodził ze schodów. – Aniołku? Co się dzieje? – zapytał teleportując się do Ciebie – Pocisz się – dotknął Twojej twarzy – Jesteś rozpalona. Pogorszyło Ci się?
-Sans, ja… - dyszałaś lekko – To chyba nie jest normalne przeziębienie. Moja dusza… jest taka ciężka…
-Trzymaj się, daj spojrzeć – zaproponował kładąc rękę na Twojej piersi – Ja.. nie mogę jej wyciągnąć – szepnął po chwili. Otworzyłaś szeroko oczy
-C-co?
-Ja… nie wiem co się dzieje – przyznał – Jakby.. utknęła tam. Ale czuję twoją magię… Jest.. dziwna… Jakby coś w niej było. – Podtrzymywałaś się chwytając się jego kurtki. Nie mogłaś złapałaś oddechu, czułaś jak Dusza robi się cięższa, pot spływał po skroniach – Trzymaj się – mówił – Idziemy do lekarza. Zaniosę cię… - nogi odmówiły ci posłuszeństwa – Kurwa, Aniołku – Sans pochwycił Cię – Dziecino, trzymaj się
-Moja… Dusza – dyszałaś – Jest.. za ciężka… Jakby coś… w niej było… Ah! – stęknęłaś chwytając się piersi i zamykając oczy. Czułaś dziwne uczucia i miałaś wrażenie, że… coś słyszysz?
…cy… Ah… o… as… cha…
Przytłaczający ciężar w jednej chwili zniknął, lecz poczułaś przeszywające ciepło. Mimo to, nie czułaś się lepiej. Nie wiesz dlaczego, ale po policzkach polały Ci się łzy, gdy wtulałaś się w Sansa, w głębi serca wiedziałaś co się stało
-Oh… O… Bogowie… Sans… On odszedł…
Share:

21 czerwca 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Szkielety i aniołowie [i hope you break me - Skeletons and Angels - tłumaczenie PL] [+18]

Autor okładki: Rivie
Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Stałaś przed wielkim lustrem patrząc na siebie co jakiś czas. Poprawiłaś ciemno-czerwone rękawiczki sięgające go łokci, a potem wygładziłaś czarno-czerwoną suknię i gorset z czerwonymi wiązaniami, a potem spojrzałaś na czarne obcasy. Zerkałaś na białe skrzydła przy sukni od czasu do czasu. Ścisnęło Cię w żołądku gdy usłyszałaś pierwsze takty wygrywanej muzyki, delikatnego utworu na pianinie. Uśmiechnęłaś się czując napływające łzy. Zaraz poślubisz swojego SoulMate, szczęście wypełniało Twoją duszę. Biorąc głęboki wdech przygotowałaś się do opuszczenia socjala. Kolejny wdech i otworzyłaś drzwi. Światła były stłumione, pozwalając świecącym czaszkom migotać w pomieszczeniu i błyszczeć srebrnym aureolom, płomień świec tańczył delikatnie, z wieczornego nieba spadały pierwsze płatki śniegu. Powietrze było ciepłe, pełne miłości rodziny, przyjaciół i Twojego SoulMate.. który wyglądał niesamowicie w garniturze i kapeluszu. Zatrzymałaś się na chwilę by podziwiać widok. Czarna marynarka, spodnie i eleganckie buty. Na szczycie jego kapelusza błyszczała przypinka w kształcie błękitnego serca w aureoli. Koszulę miał bordową, pasującą do Twojej sukni, mankiety i guziki w kształcie czaszek. W wypolerowanych butach odbijało się światło świec. Popatrzyłaś na jego twarz i dostrzegłaś jasny rumieniec. Jemu również zbierały się łzy. Uśmiechał się do Ciebie serdecznie i zaczęłaś iść przez bar do oczekującego kochanka. Za szykiem stał wielki niedźwiedzi potwór trzymający książkę. Sans wziął Twoją rękę w swoje, trzymał ją przez chwilę nim pogładził Cię po twarzy. Jego źrenice przybrały kształt serc, prawdopodobnie najsłodsza rzecz jaką w życiu widziałaś. Uśmiechnęłaś się czując łzy spływające po policzku.
-Kochani – zaczął niedźwiedź miękkim, niskim głosem – Zebraliśmy się tu dzisiaj w ten cudowny dzień, ab połączyć więzy tych SoulMate. Błogosławimy jako rodzina i przyjaciele to wspaniałe połączenie miłości i wspieramy ich. Dzisiaj, przypieczętujemy ją przysięgą. Czy oboje przyjmujecie bezwarunkowo miłość zarówno w zdrowiu jak i w chorobie, w dobrych i złych chwilach, w radościach i smutkach, aż po dzień kiedy Wasze dusze staną się częścią większego planu stworzenia? Powiedzcie do siebie „tak”
-Tak – uśmiechnęłaś się
-Tak – odpowiedział zachrypniętym głosem
-Dobrze – niedźwiedź uśmiechnął się – Słowo się rzekło – Papyrus załkał cicho i zapłakał. Grillby poklepał go po plecach, Somn wciągnął wdech, a Lapin i Iris klaskali.
-Tak! Ciociu! Wujku! – krzyczał Guevara
-Skoro nikt nie wyraża sprzeciwu – mówił dalej miś – Z mocy nadanej mi przez Królestwo i Miasto, ogłaszam was Potworem i Żoną! Moje gratulacje! – kolejne oklaski, Papyrus wtulił się w koszulę Grillbiego.
-No już kochany – Grillby gładził go z uśmiechem
-Jestem taki szczęśliwy! – zapłakał Papyrus przystawiając chustkę do czaszki
-Wiem, wiem – Grillby klepał go dalej
-Całujcie się! – krzyknął Somn. W sekundę, Sans objął Cię przytulając do swoich żeber i zaczął całować Twoje usta. Twoje ciało zrobiło się gorące, jak i dusza. Chwyciłaś się jego marynarki w przypływie miłości. Somn wiwatował, zaś jego SoulMate próbował go uspokoić. Iris klaskała żarliwiej, Guevara krzyczał. Gdy Sans odsunął się odrobinę szepnął
-Kocham Cię
-A ja ciebie – odszeptałaś
-Jedzmy już! – krzyknął Guevara
-Guevara! – warknął Grillby. Sans zalał się śmiechem tak samo jak Ty.
-Chyba młody ma rację – powiedziałaś. Grillby słysząc Twoje słowa przesunął się od swojego męża aby przygotować stoły do kolacji. Upewnił się, że niedźwiedź wziął coś ze sobą do domu nim wyszedł. Po tym, Grillby postawił sałatki i zupy jakie wybrałaś z Iris.
-Twoja suknia jest wspaniała! – krzyknął Somn – Podobają mi się te skrzydełka!
-Wyglądasz przepięknie – dodała Iris
-Dzięki kochani – uśmiechnęłaś się – Martwiłam się, że może trochę przesadziłam, zwłaszcza z tymi skrzydłami, ale jak je zobaczyłam pomyślałam, że będą idealne
-Uważa, że dobrze zrobiłaś – zgodził się Somn
-Widząc reakcję Sansa, powiedziałabym nawet, że świetną – Iris uśmiechnęła się – Oh widzę że Grillby podaje już dania główne
-Wspaniale! – klasnął Somn – Choć raz nie mogę się doczekać jedzenia. Od dawna nie byłem w Grillby’s. Jason, miłości moja! – zawołał, jego partner podszedł – Jedzmy!
-Idę kochany – Jason przestał rozmawiać z panem Lapinem. Jego zielone oczy wyglądały jakby odrobinę zmęczone. Domyśliłaś się, że przez to iż Somn jest pełen energii i domaga się ciągłej atencji. Po tym jak wszyscy zajęli swoje siedzenia, podeszłaś do Papyrusa który płakał trzymając przy twarzy różową chusteczkę. Guevara westchnął
-Mamo, przestań
-Wszystko dobrze? – zapytałaś. Przytaknął
-Jestem po prostu szczęśliwy – załkał
-Hm, zawsze jest ktoś kto nie umie przestać płakać – odezwał się Lapin siedząc przy stole. Podał Papyrusowi czystą chusteczkę.
-Oh, dziękuję – szkielet przytaknął
-Nie ma za co, możesz ją zatrzymać
-Dziękuję, że pan przyszedł panie Lapin – skierowałaś się do niego
-Żaden problem, moja droga – królik uśmiechnął się – Wyglądasz przepięknie
-Dziękuję – zarumieniłaś się.
-Opuszczacie nas zaraz po jedzeniu, ciociu? – zapytał Guevara – Na wasz miesiąc poślubny? – cmoknął kilka razy powietrze za swoją maską do oddychania
-Guevara – warknął Papyrus, zaśmiałaś się
-Nic się nie stało. Tak, wyruszamy potem. Znaleźliśmy przytulne miejsce na obrzeżach miasta. Jest tam Spa i kilka innych atrakcji. Hotel też prezentuje się świetnie
-Nie będziemy was zatrzymywać na siłę – powiedział Lapin – Jedzmy już. Popatrzyłaś na Sansa, który siedział przy barze i już jadł swój filet.
-Zjadłeś już zupę i sałatkę? – usiadłaś na swoim miejscu. Nie mówił, miał pełną szczękę, więc Grillby odpowiedział tłumiąc śmiech.
-Nie może się doczekać waszych planów
-Rozumiem – zaczęłaś jeść sałatkę – Pośpieszmy się więc z deserem – Sans przełknął i pochylił się w Twoją stronę
-Wyglądasz…
-Ciiiii – przystawiłaś palec do jego kłów – Powiesz mi to potem.

-Oooh, jak miło – zamruczałaś wchodząc do gorącej wanny
-No nie? – Sans odpowiedział nisko – Urmmm – wsunął się głębiej tak, że widać było tylko czubek jego głowy
-Oh! – podskoczyłaś czując jego palec pod sznureczkiem Twojego bikini. Pociągnął mocniej i góra kostiumu zsunęła się – Sans! – krzyknęłaś odwracając się w jego stronę. Widziałaś jak szczerzy się pod wodą – Palant! – uśmiechałaś się kładąc ręce na biodrach. Sans zaśmiał się i przysunął do Ciebie. Zauważyłaś, że nadal miał serca w oczach. Objął Cię w talii
-Jesteś przepiękna i byłaś oszałamiająca dzisiaj
-A ty niesamowicie przystojny – odpowiedziałaś kładąc ręce na jego dłoniach. Pochylił się aby pocałować Cię w usta, powoli i głęboko. Jedna z jego dłoni zatrzymała się na Twojej twarzy, przyciągając Cię bliżej do żeber. Położyłaś ręce na jego ramionach, potem sunęłaś po kręgach kręgosłupa w dół. Całowaliście się tak długo, aż nie musieliście przerwać by zaczerpnąć oddechu. Popatrzyłaś w jego źrenice – Kocham cię
-A ja ciebie – szepnął obejmując Cię mocno – Bogowie nad nami i pod nami, kocham cię, zawsze będę kochał – znowu Cię całował, a potem podniósł i wyciągnął z wanny. Przeniósł Cię i położył na łóżku, które znajdowało się kawałek dalej, ułożył się na Tobie. Obejmowałaś go cały czas, co chwilę gładząc tył jego czaszki, sprawiając że przylegał do Ciebie coraz bardziej. Chwilę później, pozbył się dolnej części Twojego bikini. Wzięłaś głęboki oddech gdy wszedł w Ciebie, powoli i głęboko. Jęczałaś gdy całował Twoją twarz, błądząc językiem po karku i piersiach. Jego ręce delikatnie pieściły Twoje ciało, ściskając to tu to tam, owinęłaś się dookoła niego rekami i nogami. Mocno, nie chcąc puszczać. Jego ruchy stały się krótsze i szybsze, ale nadal uderzał w głębokie części Ciebie. Szeptał jak bardzo Cię kocha, mocno Cię tuląc, przyciskając żebra do Twoich nagich piersi. Dyszał póki nie wypełnił Cię swoim nasieniem, chciałaś tego, mówiłaś że chcesz go w sobie czuć. Wszedł najgłębiej jak umiał i zatrzymał się gdy dochodził w Tobie. Krzyknęłaś osiągając szczyt, czując przyjemne ciepło. Westchnęłaś patrząc na jego twarz, czując że pozostawił miłość w Twojej duszy.
Share:

POPULARNE ILUZJE