Autor: Nessa
Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”
Within Temptation – „Jane Doe”
Was this the only way, I couldn't let you stay”
Within Temptation – „Jane Doe”
Spis treści:
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć (obecnie czytany)
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog
Pamiętał, że pokochał ją od pierwszej chwili. Do tej pory nie sądził, że to w ogóle możliwe, ale kiedy po raz pierwszy ujrzał tę dziewczynę, poczuł, że tak właśnie się dzieje. To było coś więcej niż pożądanie, o wiele bardziej złożone niż chwilowe zauroczenie. Zobaczył ją i już wtedy wiedział, że musi ją poznać, niezależnie od możliwych konsekwencji, jakkolwiek głupie by się to nie wydawało. Zawsze sądził, że uczucia są o wiele za bardzo skomplikowane, żeby coś podobnego mogło mieć miejsce, ale najwyraźniej się mylił – zarówno w tej, jak i wielu innych kwestiach.
Damien nie miał pewności, co tak naprawdę go w niej urzekło. Może to, że wydawała się tak bardzo niewinna – delikatna i piękna, a przynajmniej to w naturalny sposób nasunęło mu się na myśl z chwilą, w której dostrzegł ją po raz pierwszy. Alabastrowa cera miała w sobie coś, co sprawiało, że dziewczyna wyglądała jak filigranowa, porcelanowa laleczka. Biała, letnia sukienka podkreślała zgrabną sylwetkę – wcięcie bioder, długie nogi i smukłą szyję. Burza lśniących, gęstych włosów przyciągała wzrok swoją ognistą barwą, sprawiając, że mężczyźnie niemalże udało się uśmiechnąć. Wyglądała jak czarownica, chociaż podejrzewał, że nieznajoma poczułaby się urażona, gdyby zwrócił się do niej w ten sposób.
Właściwie nie zarejestrował momentu, w którym pewnym krokiem ruszył za nią. Wydawała się go przyciągać, sprawiając, że mimo usilnych starań, nie był w stanie oderwać od niej wzroku. To wydawało się silniejsze od niego, niczym czar, pod którego wpływem się znalazł. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem jakakolwiek osoba wzbudziła w nim tak wiele emocji, w zaledwie ułamek sekundy wytrącając z równowagi, wręcz hipnotyzując. Pomyślał, że dla postronnego obserwatora mógłby wyglądać jak obłąkany – zapatrzony w niczego nieświadomą ofiarę psychopata, który krok za krokiem podążał za ewentualną „ofiarą”. Pewnie nawet nie miałby nikomu za złe, gdyby nagle został zatrzymany i zganiany za takie zachowanie…
Ba! W gruncie rzeczy chyba wolałby, żeby ktoś postąpił w taki sposób i w porę sprowadził go na ziemię.
Myśląc o tym dużo później, doszedł do wniosku, że dzień, w którym ujrzał ją po raz pierwszy, był jednym z najlepszych i zarazem najbardziej przeklętych z tych, które miał okazję przeżyć – a było ich wiele, chociaż nikt nie podejrzewałby go o tak długi staż na tym świecie. Damien był pewien, że każda żyjąca istota byłaby przerażona, gdyby powiedział jej prawdę, co zresztą nie stanowiłoby jakiejś wybitnie nietypowej reakcji. Wręcz przeciwnie – większym szokiem byłoby spokojne zaakceptowanie przez kogokolwiek takiego stanu rzeczy, chociaż przez te wszystkie lata ani razu nie miał okazji tego sprawdzić. Pewne tajemnice nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, a zwłaszcza te, które on skrywał w przeszłości. W gruncie rzeczy już dawno pogrzebał siebie, dawne lata i przyszłość, a przynajmniej do tej pory wydawało mu się, że właśnie w ten sposób powinien postąpić.
Sentymentalność bywała zgubna, zresztą tak jak i nadmierna emocjonalność. Wiedział dobrze, że tak jest, a jednak był tutaj, podążając za piękną nieznajomą i samemu sobie nie potrafiąc wytłumaczyć sensu tego, co zamierzał zrobić. Chciał ją poznać? O cholera, tak – pragnął tego całym sobą, w sposób tak intensywny, że wydał mu się wręcz nieprawdopodobny. Nic takiego nie powinno mieć miejsca, ale przecież równie niedorzeczne wydawało się to, co ludzie nazywali miłością od pierwszego wejrzenia. Nie dało się kochać kogoś, kogo nawet się nie znało – z kim nie zamieniło się choćby słowa, co najwyżej przelotnie obserwując i nie mając podstawowej wiedzy o tym, kogo darzyło się uczuciem. Nie znał jej imienia, nie wiedział kim była i co potrafiła najlepiej; nie miał pojęcia o jej wadach oraz tym, czy gdyby je poznał, wciąż utrzymywałby, że ją kocha. To, jak miały się ich relacje, stanowczo zaprzeczało jego definicji miłości i zasadom, którymi przez te wszystkie lata próbował się kierować. Skutecznie niszczyło wszystko, mieszając mu w głowie i czyniąc niemalże bezbronnym – a jakby tego było mało, Damien nawet nie próbował się przed tym bronić.
Co z tego? Chociaż wiedział to wszystko, odrzucenie dotychczasowych przekonań przyszło mu równie naturalnie, co i oddychanie. Kochał ją i już – kimkolwiek była, jakakolwiek miałaby się okazać. To mu wystarczyło, dając zadziwiającą wręcz pewność tego, że bez względu na wszystko, co się wydarzy, ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie – czy to za sprawą przeznaczenia, jakiegoś fatum czy może szaleństwa, które prędzej czy później musiało go dosięgnąć. Właściwie jakie to miało znaczenie, zwłaszcza w tym miejscu – mieście, którego nie widział przez tak długi okres czasu, a które po tym wszystkim i tak przyciągnęło go do siebie. Już samo to brzmiało jak szaleństwo, ale tak naprawdę zaczynało być mu wszystko jedno.
Przyśpieszył, przez kilka sekund mając wielką ochotę dogonić ją, chwycić za ramię i zmusić do tego, żeby na niego spojrzała. Nie miał pojęcia, co powiedziałby jej po tym, jak już zdecydowałaby się odwrócić ku niemu, ale to nie było istotne. Miał wrażenie, że odpowiednie słowa przyszłyby same, dokładnie tak jak i targające nim uczucia – w najzupełniej naturalny sposób, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Skoro przez tyle czasu z dziecinną łatwością uciekał od przejmowania się kwestiami, które z jakiegokolwiek powodu mogły okazać się dla niego problematyczne, mógł zrobić to po raz kolejny.
Strach pojawił się nagle, intensywny i na swój sposób oszałamiający, skutecznie powstrzymując Damiena przed podjęciem zbyt pochopnej decyzji. Zwolnił, chociaż się nie zatrzymał, przez kilka następnych sekund idąc właściwie na oślep i mocno zaciskając powieki. Musiał zawalczyć z samym sobą, starając się trzymać nerwy na wodzy i przynajmniej próbować oczyścić umysł. Starał się przekonać samego siebie, że nie ma powodów do obaw i wszystko jest pod kontrolą, ale to było niczym próba oszukiwania samego siebie – wierutne kłamstwo, o którym doskonale wiedział i które niezmiennie dawało mu się we znaki.
Jak bardzo szalone było wszystko to, co czuł i myślał? Nie chciał tego oceniać, podświadomie wciąż negując myśl o tym, że mogłoby to mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie, nie miało. Miał co do tego pewność, bo znał siebie – swoje reakcje, pragnienia i sposób odbierania uczuć. Zwłaszcza to ostatnie nie dawało mu spokoju, jawiąc się jako tym wyraźniejsza kwestia, bowiem od bardzo dawna nie zdarzyło mu się czuć aż tak intensywnie. Przestał kochać z chwilą, w której przekonał się, jak wiele cierpienia się z tym wiąże, zaczynając traktować to jedno uczucie jako coś absolutnie niepożądanego, bezcelowego i co najmniej problematycznego. Był wręcz pewien, że tego nie potrafi – już nie, ale tak było lepiej, bo dzięki temu mógł żyć we względnie spokojny sposób.
Mylił się.
Już samo to odkrycie wystarczyło, żeby wzbudzić w nim strach. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem bał się aż do tego stopnia – nie w ten sposób i nie z przyczyn, których nawet nie potrafił jednoznacznie określić. Gdyby w grę wchodziło wyłącznie oszołomienie intensywnością tego, czego właśnie doświadczał, pewnie by się nie zawahał. Słabość zawsze doprowadzała go do szału, więc poradziłby sobie z nią niezależnie od możliwych konsekwencji. Odciąłby się od niechcianych myśli, w zamian koncentrując na własnych pragnieniach i tym, co nade wszystko chciał zrobić.
Problem jednak polegał na tym, że Damiena niepokoiła najbardziej absurdalna, niepojęta rzecz, jaka tylko przychodziła mu do głowy – a mianowicie to, że piękna nieznajoma będzie miała zielone oczy.
Bezwiednie zacisnął obie dłonie w pięści, dla pewności wciskając je w kieszenie spodni. Napiął mięśnie, by powstrzymać dreszcz, który w pamięci zamajaczył mu obraz przypominających dwa szmaragdy, wpatrzonych w niego tęczówek. Chyba nigdy nie miał być w stanie tak po prostu zapomnieć, zwłaszcza kiedy chodziło o te oczy, ale…
To nie miało najmniejszego znaczenia. Z kolei piękna nieznajoma zdecydowanie nie miała z tym wszystkim związku i tego zamierzał się trzymać.
Kontynuowali marsz jeszcze przez dobry kwadrans – ona cudownie nieświadoma tego, że mogłaby mieć towarzystwo. Trzymał się w bezpiecznej odległości, przyzwyczajony do skradania i poruszania w sposób wystarczająco ostrożny, żeby nikt inny nie zwracał nie niego uwagi. To okazało się proste, co go zaskoczyło, tym bardziej, że pogrążony we własnych myślach nie wziął pod uwagę tego, że znajdzie w sobie dość siły, żeby się skupić. Istniała również możliwość, że to w niej leżał problem – że była zbyt beztroska, niewinna i na swój sposób naiwna – ale nie dbał o to, skupiony tylko i wyłącznie na możliwości swobodnego podążania za obiektem swojego zainteresowania.
Mieszkała w niewielkim oddaleniu od centrum, blisko lasu, co z jakiegoś powodu go zaniepokoiło. Amhertst nie było dużym miastem, ze wszystkich stron otoczone gęsto rosnącymi drzewami. Bliskość natury miała swoje zalety i urok zwłaszcza latem, kiedy słońce przygrzewało, a liście i kwiaty w pełnym rozkwicie zachwycały wszystkich wokół intensywnością barw oraz przyprawiającymi o zawroty głowy zapachami. Zwłaszcza obrzeża zaliczały się do spokojnych terenów, a jednak z jakiegoś powodu myśl o tym, że krucha dziewczyna mogłaby mieszkać w takim miejscu, przyprawiła go o dreszcze. Czuł, że zaczyna być przewrażliwiony, tym bardziej, że w okolicy nie działo się nic godnego uwagi, ale mimo wszystko…
Zaczynasz wariować, warknął na siebie w duchu. Śledzisz obcą dziewczynę, a teraz rozważasz to, czy przypadkiem ktoś nie spróbuje jej zamordować, chociaż zapewne mieszka w tym miejscu od urodzenia. To niepoważne.
Zdawał sobie z tego sprawę, ale i tak potrzebował dłuższej chwili, żeby zmusić się do podjęcia decyzji. Czas, który poświęcił na wahanie, okazał się wystarczający, żeby przekonać się, że piękna nieznajoma, którą obserwował, mieszkała w niewyróżniającym się niczym szczególnym piętrowym domku, bliźniaczo podobnym do wszystkich innych, które mijali po drodze. Przez kilka sekund wodził wzrokiem po jasnej elewacji, przypatrując się zaskakująco dużym oknom w barokowym stylu. Trudno było mu stwierdzić, ile lat tak naprawdę miał ten budynek, ale podejrzewał, że był stary, zresztą jak i wszystkie inne domy w okolicy. Odkąd sięgał pamięcią, Amhertst było dokładnie takie samo, zmieniając się tak powoli albo w tak nieznacznym stopniu, że to w gruncie rzeczy wydawało się pozbawione znaczenia. To było jedno z tych miejsc, gdzie czas płynął powoli, ludzie żyli swoim rytmem, a często znali się od pokoleń, z kolei ta dziewczyna…
Nie przypominał sobie, czy mieszkała tutaj, kiedy przebywał w miasteczku po raz pierwszy. Nie było go wystarczająco długo, by mieszkańcy zmienili się – jedne pokolenia odeszły na rzecz następnych, dzięki czemu nikt nie miał prawa go pamiętać. Miał przynajmniej taką nadzieję, chociaż to wciąż nie tłumaczyło, dlaczego zdecydował się wrócić. To było jak impuls, równie silny jak ten, który sprawił, że teraz jak skończony idiota tkwił przed domem kompletnie obcej mu kobiety, zarzekając się, że ją kocha, że jest dla niego ważna i że w razie potrzeby zrobiłby dla niej wszystko. Nie rozumiał siebie, własnych emocji, a już zwłaszcza tego, co zamierzał w najbliższym czasie zrobić – i to nie tylko w związku ze sobą, ale przede wszystkim nią.
Wciąż o tym myślał, kiedy dziewczyna zatrzymała się na werandzie. Na moment przystanęła, cierpliwie szukając kluczy w torebce, żeby móc dostać się do środka. Tym większego szoku doznał, kiedy nagle wyprostowała się niczym struna, po czym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia obejrzała się przez ramię. Płomiennorude włosy na ułamek sekundy opadły jej na twarz, więc odgarnęła je zniecierpliwionym ruchem, tym samym pozwalając Damienowi pierwszy raz zobaczyć swoje oczy. Wypuścił powietrze ze świstem, co najmniej zaniepokojony tym, że mogłaby go zauważyć, ale najwyraźniej nic podobnego nie miało miejsca, skoro po krótkim rozejrzeniu się dookoła, jak gdyby nigdy nic odwróciła się, by kilka sekund później zniknąć wewnątrz budynku.
Z opóźnieniem dotarło do niego, że bezwiednie zaciskał dłonie w pięści, tak mocno, że chyba jedynie cudem nie połamał sobie palców. Spróbował poluzować uścisk, ale to okazało się trudne, tym bardziej, że myślami był gdzieś daleko. W myślach wciąż rozpamiętywał to, jak prezentowała się jej twarz – łagodne rysy, majaczący na pełnych ustach uśmiech i to spojrzenie…
Och, no i jej oczy. Zwłaszcza ich widok sprawił, że kamień spadł mu z serca, chociaż sam nie był pewien dlaczego. Biorąc pod uwagę to, że właściwie z minuty na minutę dosłownie zwariował, chyba mógł założyć, że nic nie było takie, jakie powinno, zaczynając od tego nieszczęsnego zauroczenia, na śledzeniu obcej dziewczyny kończąc.
Jak? Dlaczego…? Wiedział, że to nie powinno się powtórzyć – że powinien przestać i to nie tylko dlatego, że to wydawało się aż do tego stopnia szalone – ale pomimo tego nie potrafił tak po prostu nad tym zapanować. Poza tym jej oczy… Obawiał się tego, jakie mogą być, ale to okazało się zbędne. Nie sądził, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji i że to właśnie barwa tęczówek zacznie mieć dla niego aż takie znaczenie, ale skoro tak, nie zamierzał z tym uczuciem walczyć.
Najważniejsze jednak było to, że oczy nieznajomej nie były zielone, choć właśnie tego się spodziewał.
Para łagodnych, czekoladowych tęczówek prześladowała go już do końca dnia.
~*~
Pamiętam moment, kiedy się poznaliśmy. To było zimą; śnieg sypał gęsto, a ty wodziłeś za mną wzrokiem, nie kryjąc tego, że jesteś mną zainteresowany. Nie miałeś wtedy pojęcia, że obserwowałam cię wcześniej, już wtedy wiedząc, że będziemy razem. Podobałeś mi się, zresztą tak jak i ja tobie, a w głębi duszy czułam, że tak naprawdę jesteśmy dla siebie stworzeni. To było jak przeznaczenie – coś, przed czym nie należy się bronić, a tym bardziej uciekać, bo prędzej czy później każde i tak miało wpaść w pułapkę własnego losu. Nasz został już przypieczętowany i wiedziałam o tym już na długo przed tym, jak zobaczyliśmy się po raz pierwszy.
Jestem twoim przeznaczeniem.
To brzmi dziwnie, a przynajmniej sądzę, że byłbyś zaskoczony, gdybym wtedy stanęła przed tobą i powiedziała ci to w twarz. Prościej jest pozwolić na to, żebyś sam zbliżył się do mnie, utwierdzając mnie w przekonaniu, że moje przypuszczenia są słuszne. Czuję się przy tobie dobrze – twoje ramiona są moim domem, głos ukojeniem, a gorące zapewnienia o tym, jak bardzo jestem dla ciebie ważna, moim bezpieczeństwem, chociaż boję się tak rzadko. Strach na co dzień jest mi obcy, a jednak odczuwam go, kiedy myślę o tym, że może wydarzyć się coś, co prędzej czy później zechce nas rozdzielić. Śmierć? O tak, to ona mnie przeraża – sprawia, że pragnę stanąć przeciwko niej i stanowczo zaprotestować; dać jej do zrozumienia, że nie ma prawa zbliżyć się nie tyle do mnie, co przede wszystkim do ciebie. Jestem pewna, że mogę to zrobić i decyduję się na to, chociaż początkowo również o tym nie masz pojęcia.
Jesteś na mnie zły, kiedy mówię ci prawdę, ale… czy naprawdę aż do tego stopnia dziwi cię to, co właśnie robię? Przecież mnie znałeś… Śmiem twierdzić, że wciąż znasz. Zajmuję twoje myśli nawet wtedy, kiedy próbujesz się przed tym bronić. Ale hej, zmusiłeś mnie do tego, co również musisz pamiętać. Tak jak i o tym, jaka byłam – i wciąż jestem, bo dla osiągnięcia celu mogę zrobić dosłownie wszystko. Podziwiałeś to we mnie, a ja lubiłam ci imponować. Zresztą nadal lubię, pomimo tych wszystkich lat i tego, jak wiele się przez ten czas zmieniło. Jesteśmy różni, a przy tym na swój sposób tacy sami, o czym zamierzam w najbliższym czasie ci przypomnieć. To, jaka jestem także, bo przecież zawsze dostaję to, czego chcę. Pamiętasz o tym, prawda? Prędzej czy później wszystko dzieje się zgodnie z moją wolą, ale czy to coś złego? Oboje byliśmy wtedy szczęśliwi – zamknięci w swojej prywatnej bańce szczęścia, przeznaczeni sobie nawzajem i tak pewni tego, że to ze sobą zamierzamy przeżyć cały pozostały nam czas.
Pamiętam każdy pocałunek, który złożyłeś na moich ustach. Byłam twoją pierwszą, zresztą tak jak i ty moim – w każdej sferze życia, co wciąż tak bardzo mnie cieszy. Każdy twój dotyk był tak pełen ciepła; emocji, których nie okazywał mi nikt inny. Przy tobie czułam się żywa bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, pewniejsza i do tego stopnia pożądana, że już nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, że to mogłoby zniknąć. Nadal nie potrafię. To jest nienaturalne, bowiem stałeś się moim uzależnieniem – warunkiem tego, że wciąż istnieję i posiadam zdrowe zmysły. Czy i w tym mam doszukiwać się czegoś złego? Żałować podjętych decyzji albo wspólnie spędzonego czasu? Och, nie, nie potrafię, a i ty wciąż mnie pamiętasz – wiem to, bo sama zamierzam o to zadbać.
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć.
Tę obietnicę również masz w pamięci i podejrzewam, że oboje zabierzemy ją do grobu… Nieważne jak niedorzeczna może się wydawać. Czuję się podekscytowana, kiedy przypominam sobie, jak niewiele brakuje i ile na to czekałam. Ty również, chociaż teraz nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale spokojnie… Ja ci przypomnę. Pozwól mi tylko, a na pewno tak będzie, zwłaszcza jeśli pozwolisz na to, bym postępowała zgodnie ze swoim planem. Ustępowałeś mi tak często i przy każdej możliwej okazji, że teraz z równym powodzeniem możesz to dla mnie zrobić raz jeszcze. Obiecuję, że nam oboje wyjdzie to na dobre, chociaż w którymś momencie we mnie zwątpiłeś… Ale to też jestem skłonna ci wybaczyć, zresztą tak jak i wiele innych błędów, które popełniłeś w przeszłości. Ukarzę cię za nie, tak, ale jednak ci wybaczam, więc możemy uznać, że jestem litościwa. Nie naiwna, ale na swój sposób słaba, chociaż zawsze tym wzgardzałam, podczas gdy ty na każdym kroku powtarzałeś mi, że lubisz tę cząstkę mnie; moje człowieczeństwo, choć już od dawna to słowo znaczy dla mnie tak niewiele…
Mam wrażenie, że coś we mnie pękło, kiedy sprawy pomiędzy nami uległy zmianie. Zmusiłeś mnie do czegoś, czego nie chciałam i jestem za to na ciebie zła, ale… Hej, to wciąż możemy naprawić. Ja wiem, jak to zrobić, ale i na to musisz mi pozwolić, choć do tej pory nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ważną odegrasz w moim planie rolę. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, wszystko wróci do normy – uleczysz mnie, tak jak robiłeś to przez te wszystkie tygodnie od chwili, w której zobaczyłeś mnie po raz pierwszy. Chcę, żeby to wróciło z chwilą, w której spadnie pierwszy śnieg – tak jak wtedy…
Dokładnie tak.
Ta sentymentalność jest taka zabawna, ale ty zawsze to lubiłeś, a i ja przy tobie zaczęłam doceniać znaczenie przeszłości. Niech ta w takim razie stanie się naszą teraźniejszością, zupełnie jakby nic się nie zmieniło.
To samo miejsce, ten sam czas…
Znów oddam ci siebie i wiem, że przyjmiesz mnie z wdzięcznością, kiedy przyjdzie odpowiedni moment. Razem ze mną zniszczysz wszelakie przeszkody; razem pozbędziemy się ich i każdego, kto może stanąć pomiędzy nami. Ostatnim wrogiem pozostanie śmierć, ale i z nią sobie poradzimy – raz na zawsze, żebym już nigdy nie musiała się bać. Strach jest dla słabych, a ja nigdy taka nie byłam. I nie będę, zwłaszcza kiedy oboje osiągniemy cel.
A potem zatańczymy na zgliszczach nieprzychylnego nam świata i odejdziemy ku wieczności.
Razem.
*czyta cytat na początku *
OdpowiedzUsuń- Właśnie dzisiaj ogladałam horror ,,Autopsja Jane Doe " ...
Podobno dobry film, a przynajmniej tak słyszałam ;)
UsuńW zasadzie jako Jane Doe w USA nazywa się każdą kobietę o niezidentyfikowanej tożsamości. Pojawia się zwłaszcza w aktach policyjnych :3
Owszem , ale film polecam. Dla mnie to nie horror , ale taki thirell , so....
UsuńOcenić musisz sama , dla mnie jest fajny (҂⌣̀_⌣́)