Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce.
SPIS TREŚCI
Część I
Prolog
To był kolejny zwyczajny dzień
Biegła ile sił w małych nóżkach
Kolejne dni nie różniły się od siebie.
Część II
Prolog
Jesteś głupi i tyle!
Jeszcze nigdy w życiu Toriel tak bardzo jak teraz się nie bała.
To był kolejny zwyczajny dzień
Biegła ile sił w małych nóżkach
Kolejne dni nie różniły się od siebie.
Część II
Prolog
Jesteś głupi i tyle!
Jeszcze nigdy w życiu Toriel tak bardzo jak teraz się nie bała.
Część III
Prolog
Ludzie są odrażający.
Apel. (obecnie czytany)
A więc można powiedzieć, że to koniec buntu?
Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin.
Prolog
Ludzie są odrażający.
Apel. (obecnie czytany)
A więc można powiedzieć, że to koniec buntu?
Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin.
Apel. Chara stała przed lustrem. Miała piękną koronkową sukienkę od Asriela, patrzyła na swoje odbicie jakby nie dowierzając w to co widzi. Kogo tam widzi. Uniosła wzrok na wiszący na ścianie zegar. Za pół godziny ma odbyć się apel na którym przeprosi oficjalnie za swoje zachowanie. Robi to dla Asriela. Tak mówiła. Nie chciała zostać z nim rozdzielona, nie chciała aby ten chory świat skrzywdził i jego. Tego, który mimo wszystko cierpliwie znosił jej marudzenie, zawodzenie i kręcenie nosem na wszystko. Chciała wolności, a to co dostała dalekie było od jej marzeń.
Wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy, nie chciała na siebie patrzeć. Mówienie tego z czym się nie zgadza było cięższe niż przypuszczała. Bo to nie było byle jakie kłamstwo, jakie puszcza się w eter, a potem zapomina. Publicznie miała przeprosić. Publicznie miała opowiedzieć się za czymś, czego nie uznaje. Musiała zrobić to, co boli najbardziej - okłamać samą siebie.
-Naprawdę to zrobisz? - usłyszała dziwny, nieznany głos za swoimi plecami. Lecz gdy się odwróciła, nikogo tam nie było. Zmarszczyła brwi.
-Asriel? - cisza. Może się jej przesłyszało? Nie. Czuła, że jest obserwowana - Pani dyrektor? - Nadal cisza. Odeszła od lustra i zaczęła się rozglądać po małym pokoiku w którym zazwyczaj przesiadywały sprzątaczki. - Jest tu ktoś?
-Taaaak - charchot, ktokolwiek to mówił, miał zdarty głos. - Jak będziesz cicho, to się pokażę. Dziewczyna przytaknęła. Lecz nadal nic. Dopiero gdy ponownie obejrzała się za siebie, dostrzegła opartego o ścianę... przybysza. Dość niski, niższy niż ona, kaptur zasłaniał jego twarz, wynoszona i zniszczona bluza ręce, spod rękawów wystawały... włochate łapy. Granatowe futro pokrywało całe jego ciało, dało się dostrzec kwaśną minę i kły delikatnie wystające pod górnych warg.
-Kim...
-Felix.
-Czego...
-Obserwuję sobie po prostu. Nie przejmuj się.
-Patron?
-Nie.
-...Potwory mogą być pupilami?
-Nie jestem potworem. - Chara wahała się czy bardziej chce dowiedzieć się, czym, albo kim jest dziwny jegomość, czy woli raczej wiedzieć co tutaj robi. Dlatego milczała. - To naprawdę długa historia. Nie ma teraz na nią czasu. W zależności od tego co wybierzesz, spotkamy się jeszcze... albo i nie - przybysz odwrócił głowę na bok - Bez względu na wszystko, pozdrów Asriela, dobrze?
-Znasz Asriela?
-Bardzo dobrze go znam. - Pod kapturem coś się poruszyło, jakby miał uszy na głowie niczym pies - Idą tutaj. Nie widziałaś mnie. Jakby co... - przytaknęła nie spuszczając z niego wzroku, miała nadzieję, że w ten sposób dowie się jak się tutaj dostał. No i się dowiedziała. Postać rozpłynęła się w powietrzu.
-Skurwiel się teleportuje... - warknęła pod nosem niepocieszona. Dlaczego potwory mają takie wspaniałe moce, a ludzie są ich pozbawieni? No i co miał na myśli? Drzwi się otworzyły, w progu czekała na nią Alphys, uśmiechała się smutno, lecz w jej oczach widać było pełnię wdzięczności.
-G-gotowa?- Chara skinęła głową.
Sala gimnastyczna pełna była ... ludzi. Nie tylko uczniowie, jakich kojarzyła z zajęć, ale ich patroni, niektórzy przyprowadzili rodziców. Ona zrobiła tylko psikus, normalnie nie byłoby takiej sytuacji. Jednak, ona była inna. Stanęła przy Asrielu, podniosła na niego wzrok. Ten pogładził ją po ramieniu, jakby chcąc dodać otuchy.
-Mogę mieć pytanie? - szepnęła do niego. Czekał, więc mówiła dalej - Kochasz mnie?
-Oczywiście, że tak - powiedział to w ten sposób, jakby to była największa oczywistość tego świata. - Boisz się?
-Jak bardzo mocno mnie kochasz? - potwór zmarszczył brwi nie będąc pewnym gdzie zaprowadzi ich ta wymiana zdań.
-Bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
-Obiecujesz, że bez względu na wszystko, zawsze będziesz przy mnie?
-Obiecuję. Oczywiście, że obie... Chara - nagle jego ton stał się mocniejszy i zimniejszy - Rozmyśliłaś się? Nie chcesz wystąpić? Bo wiesz, jest już jakby za późno i jeżeli teraz...
-Nie, nie, wystąpię, powiem to co mam powiedzieć, tylko... boję się.
-Jestem.
-A będziesz?
-Zawsze.
Chwilę potem jej największe koszmary urzeczywistniły się, a ona miała przeżyć największe upokorzenie w jej życiu. Stała na niewielkim podium naprzeciwko setek wpatrzonych w nią osób. Gdzieś w rogu pomieszczenia, dostrzegła kamerę. Ah, dowód. Pewnie dla tych z góry. Alphys już wygłosiła swoją mowę, po co się tutaj wszyscy zebrali. Teraz czekają tylko na słowa skruchy od Chary. Lecz tej głos nie mógł wyjść z gardła. Patrząc na ludzi, tak wdzięcznie przytulonych do potworów, nie umiała kłamać. Widziała, jak jednemu z dzieci potwór wyciera nos... To już naprawdę, wielka...
-Chara? - dziewczynka wyrwana z myśli popatrzyła na swoją wychowawczynię, która patrzyła na nią zaniepokojona. Nie lubiła jej i ze wzajemnością, pozory jednak nakazywały obu udawać, że chociaż się tolerują.
-P-przepraszam - szepnęła, lecz nie dość blisko mikrofonu, aby zostało to nagrane i aby wszyscy usłyszeli.
-Możesz powtórzyć? Tylko tyle masz do powiedzenia? - ciągnęła belferka. Brązowe oczy dziewczyny znowu wpatrywały się w tłum. Nienawidziła ludzi za ich głupotę, bezsilność i lenistwo. Nienawidziła potworów, za ich zachowanie, za fałsz i obłudę. Nienawidziła tej iluzji. Czy umiała by żyć, ze świadomością, że ... nienawidziłaby też i siebie? Zerknęła na stojącego po swojej prawej Asriela. Czekał cierpliwie. Ona robi to dla niego.... Dla niego.... Dla niego... Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech.
Zawsze.
Nim się spostrzegła, już mówiła. Właśnie się przedstawiała i przyznawała do tego co zrobiła. Włączenie alarmu przeciwpożarowego. Przyznała się, do pogardy jaką żywi do nauczycieli i przyznała się do... Nie, nie umie przyznać się do czegoś z czym się nie zgadza. Zacisnęła pięści, nabrała powietrza w płuca i zaczęła śpiewać. Tak, dokładnie, śpiewać. Nie znała melodii, która wypełniała jej duszę, albo przynajmniej nie pamięta skąd ją kojarzy. Słowa same pchały się na usta.
Życia mego początek, okrutny i podły
Czerwona dusza, do złego wciąż kusi.
Alphys nerwowo poprawiła się w krześle, popatrzyła na nauczycielkę niepewnie. Ta wpatrywała się z wzrastającym przerażeniem na stojącą Charę.
Nie jestem winna, za me słowa toksyczne
Przybyłam prosić o łaskę i miłosierdzie.
I atmosfera się uspokoiła. Przynajmniej u tych dwóch, które wiedziały co oznacza gra słów dziewczyny. Dyrektorka miała nadzieję, że nikt nie zwróci na to większej uwagi, lecz gdy tylko popatrzyła po zebranych tutaj potworach widziała bez problemu, że kilka najeżyło się na samo wspomnienie o jednokolorowych duszach, oraz zaczęło przyglądać się podejrzliwie na Charę. Jeden czy dwóch Patronów, zasłoniło też swoim Pupilom uszy, tak na wszelki wypadek. Tym czasem Chara, znowu przekręciła głowę na Asriela. Kolejne słowa, były kierowane tylko do niego.
Jestem wdzięczna
Za wszystko co dajesz
Gdy swoim sercem
Ocierasz mi łzy
Jestem wdzięczna
Za miłość i wsparcie
Więc błagam zostań
Nie zostawiaj mnie.
Jej uwaga znowu przeniosła się na widownię. Kolejny głęboki wdech, jej głos był mocniejszy, silniejszy, przepełniony... determinacją, którą czuła teraz w sobie. Czuła, że robi właściwie i ...
Nie mogę dłużej nosić tej maski
Nie ma ona kształtu mojej duszy
Nie umiem kogoś innego udawać
Nie jestem lalką w waszej nudnej grze
Nauczycielka podniosła się, lecz ramię robota zatrzymało ją. Popatrzyła na Mettatona pytająco, który tylko wpatrywał się w Charę jak oczarowany. Pamiętał siebie, swoje marzenia. Teraz, kiedy Chara wybrała, może po prostu na nią patrzeć, podziwiać i ... zazdrościć, że zdecydowała się ona na ten krok, którego on, nie umiał w pełni wykonać. Zeszła z podium trzymając w ręku mikrofon, stanęła przed zebranymi na równi. Patrzyła po ludziach, widziała zdziwienie i zaniepokojenie, oraz strach połączony z paniczną chęcią ucieczki na paszczach niektórych Patronów. Lecz było już za późno. Jej dusza jaśniała na czerwono.
Zaraz zrobię coś
Co zniszczy świat
Ten, który tak
Pielęgnowałeś dla mnie
Zaraz zrobię coś
Zdobędę nowych wrogów
Więc błagam zostań
Nie zostawiaj mnie.
Tak, kolejne słowa kierowane do Asriela. W jego wielkich czarnych ślepiach widać było łzy. Bał się, Bał się tego co zaraz zrobi. To nie tak, że się nie zgadzał z tym co dyktowało mu serce. Ależ nie. Po prostu bał się tego co będzie później.
Żyjecie w świecie iluzji i marzeń
Wasze sumienia brzydzą mnie
Zbyt leniwi by wziąć się za siebie
Żałośni, puści, głupi i wredni
Nie chcecie widzieć, że nie jesteście wolni
Nie chcecie słyszeć, moich szczerych słów
Krzyczę więc do tych, co jeszcze myślą:
Walczcie o wolność! Nie poddawajcie się!
I wtedy stało się coś, czego nie widziano od wielu dekad. Czerwień jej duszy rozpaliła się niewielkimi iskierkami w duszach ludzi, jacy ją słyszeli. W duszach dzieci, w duszach dorosłych, w duszach... nauczycieli. Wszyscy ludzie, jacy byli w pomieszczeniu zaczęli czuć, to co mówiła Chara. Potwory wyczuły zmianę natychmiast. Kilkoro pupilów odtrąciło protekcjonalne ramiona Patronów. Inni nie umieli podnieść głowy. Myśli same się cisnęły, słowa paliły usta, odraza do samych siebie wzrastała. Potwory zareagowały szybko, lecz zdecydowanie za późno. Kilkoro Patronów ruszyło w stronę dziewczyny, lecz ta już uciekała ciągnięta za rękę. Asriel próbował ją wydostać ze szkoły. Musiał. Bo inaczej ją straci. Bał się. Bał się. Tak strasznie się bał.
Ale walczył dalej.
Nagle zrobiło się ślisko pod nogami. To żywiołak lodu, stał przed nimi. Wszyscy już wiedzieli i postawili sobie za cel złapanie Chary i Asriela. Jak teraz uciec? Ze szkoły? Z miasta? Gdzie się schować? Skręt w lewo. I co dalej? Gdzie? Jak?
-Tutaj! - Zaraz, skąd on zna ten głos? - Asriel, Chara, tutaj, do mnie! - Ah, no tak. Są uratowani.
Niecały tydzień później, odbyło się zebranie nadzwyczajne Rady. Wystąpienie Chary przerodziło się w ... coś w rodzaju buntu. Determinacja z serca dziewczyny rozchodziła się jak plaga. Wystarczyło, że pupil „zarażony” porozmawiał z innym, a ten już, miał w sobie cząstkę ognia w swojej duszy. Czerwień głęboką, jasną, silną, nie gasnącą. Z tą czerwienią szło zwątpienie w Patronów, chęć zmian, zmian jakichkolwiek. Chęć wolności i pragnienie sprawiedliwości. Póki co, nic z wyjątkiem chęci i zmian na duszy, oraz niewielkich zmian w zachowaniach się nie wydarzyło. Lecz chęć sama w sobie może być zalążkiem do zmian, większych zmian.
Dlatego między innymi zwołano zgromadzenie. Między innymi, bo trzeba rozsądzić jeszcze jedną sprawę. Sprawiedliwość, nawet ta zakrzywiona, musi zostać uiszczona. Dlatego też, w wielkiej okrągłej auli, na jej środku, stał Asgore.
-A więc przyznajesz się... - Rada wiedziała już o wszystkim. Asgore sam musiał im powiedzieć. Zatuszował jednak udział swojej żony oraz pomoc Gastera. Całą winę wziął na siebie. Pochylony, przybity, zrezygnowany, a jednak nadal pragnący coś chronić, kogoś chronić. Toriel płakała długo, błagała go, aby nic nie mówił. Ale on wiedział, że prędzej czy później i tak Rada do tego dojdzie. Więc lepiej załatwić tę sprawę w ten sposób. Pożegnał się z zapłakaną żoną, którą zostawił samotną w kuchni na podłodze, zapłakaną, rozbitą, zdruzgotaną. Ta straciła wszystkich. Syn jej nie wiadomo gdzie jest, Frisk jest w niebezpieczeństwie, a mąż idzie na pewną śmierć. - Zatem dobrze... - odezwał się Mad Jack. - Głosowanie! Czy jesteście za okazaniem miłosierdzia Asgorowi po tym co zrobił, czy też jesteście za karą śmierci dla niego. - Sans też tam był. A jakże! Siedział na krześle, podpierał głowę ręką, przyglądał się wszystkiemu ze skupieniem, uwagą, wahał się.
-Kochani, załatwmy to w pokojowy sposób - Garson wyszedł ze swojego miejsca i powoli zaczął iść w stronę Asgora
-Czcigodny... Tutaj nie ma czasu na takie rzeczy. Sprawę Asgora Dreemurra trzeba załatwić szybko, potem zająć się buntem i...
-Nie bierzecie uwagi na jeden fakt - żółw stał teraz przy koźle - Czerwone dusze mają bardzo duży dar... To determinacja, a wiecie co jest częścią determinacji? Charyzma. Czerwone dusze mogą swoją determinacją oddziaływać na innych, nie tylko ludzi. Weźcie poprawkę na to, że Asgor mógł działać pod wpływem charyzmy jednokolorowej duszy. Tak samo jak teraz jego zaginiony syn Asriel.
-Skąd wiesz tyle o specyfice czerwonej duszy? - rzucił Knight
-Bo z jedną żyję. - W sali zapanowało nieme przerażenie, tym czasem żółw wykonał zapraszający gest w stronę uchylonych drzwi - Frisk, nie bój się, no chodź. - Zmienił się przez tych kilka lat. Był wyższy od żółwia, włosy miał ścięte krótko, ubrany w elegancki czarny garnitur stanął dumnie i pewnie obok swojego Patrona. - To jest Frisk, mój pupil.
-A... A zatem chcesz, aby jego też skazano na... - Mad Jack nie wiedział co powiedzieć.
-Ależ nie bałwanie - zaśmiał się żółw - Boicie się jednokolorowych, podczas kiedy mogą się oni przydać. Widzicie, Frisk też ma czerwoną duszę. Nie mówię tego dlatego, że chcę umrzeć jak Asgore. Ja jestem za ułaskawieniem go. W edukację Frisk wsadziłem naprawdę bardzo dużo. I masz, powiedz proszę zebranym tutaj potworom, co myślisz o buncie Chary. - Frisk uniósł głowę.
-Popieram jej cel. Nie zgadzam się z metodami. - Cisza na sali, powstała napięta atmosfera - Wyjaśnię szybko, nim pomyślicie sobie za dużo. Do tej pory ludzie żyli u boku potworów. Chara pragnie, aby ludzie żyli obok. Ja chcę, aby ludzie żyli z. Na równi. Równe prawa dla wszystkich. Tak, aby ludzie mieli prawo wyboru. Czy chcą żyć samodzielnie, czy chcą być pupilami. Aby mogli sami mieszkać, sami obierać sobie kierunki edukacji, aby nie musieli pytać się nikogo o zgodę. Gdyby w tym świecie była taka szansa, na możliwość prawdziwego wyboru, zawsze i wszędzie, nie doszłoby do tego, do czego doszło. - wziął wdech - Dlatego przybywam tutaj złożyć ofertę współpracy - Asgore patrzył na Friska oczarowany. Piękny, młody mężczyzna, wyrafinowany, łapiący za serce... Toriel naprawdę dobrze go wychowała. - Pomogę wam stłumić zalążki buntu, zaś osoby jakie zostały dotknięte złym wpływem czerwonej duszy uspokoić, jeżeli w zamian po sprawie z Charą, zaczniecie wraz ze mną zmianę prawa oraz świata. Chara chce zniszczyć ten świat i na jego gruzach wznieść nowy. Ja uważam, że ten świat nie jest aż tak do końca zły. Ma wiele dobrych cech. Partnerstwo. Współpraca. Prawdziwa przyjaźń. Tego potrzebujemy. Na tym będzie opierać się nowy świat, jaki wraz z waszą pomocą powstanie z tego. To ewolucja, a nie destrukcja.
Mowa Fisk trafiła do większości z Radnych. Do ich pupili w szczególności. Po długiej i żarliwej debacie, Radni postanowili zgodzić się na współpracę z Frisk. Po wystąpieniu Chary trzeba będzie zmiany wprowadzić, bo co zostało zasiane przez nią wyda plon. Oby plonem nie był bunt. By nie było zamieszek i buntów, potwory są w stanie zrobić wszystko. Sans uśmiechnął się pod nosem. Nadal nie lubił Friska, ale zaczynał czuć do niego coraz większą sympatię.
-A więc co planujesz? - Undyne która do tej pory siedziała cicho, pochyliła się nad swoim stolikiem w stronę człowieka. Para żółtych ślepi wbijała się w chłopca
-Wygłosić oficjalne przemówienie w telewizji i prasie. Tak, aby dotarło do wszystkich. Będzie to przemówienie skierowane do Chary, poproszę ją, aby przestała. Jeżeli będę dość zdeterminowany, to może uda mi się ją nakłonić do przejścia na naszą stronę.
-Naprawdę w to wierzysz?- uniosła brew do góry - Wierzysz w to, że Chara się zmieni?
-Nie. - Frisk westchnął ciężko - Albo to raczej mało prawdopodobne. Chodzi o to, aby ludzie i potwory jakie popierają jej działania, przeciągnąć na naszą stronę i pokazać im inną drogę osiągnięcia tego o czym marzą. Nie trzeba się buntować. Zawsze można do wszystkiego dojść za pomocą rozmowy. Wspólnego pojednania. To mój cel.
Niestety, koniec zebrania był jeszcze daleki. Gdy Garson i Frisk uzyskali to co chcieli, wrócili na swoje miejsce. Pozostała jeszcze sprawa Asgora, który podniósł głowę. Widział nadzieję dla siebie.
-A więc, nie przeciągając dłużej, głosujmy, miłosierdzie, czy śmierć dla Asgora Dreemurr - wyniki były zaskakujące. Dwa potwory wstrzymały się od głosu. Sans i Undyne. Garson, oczywiście był za tym, aby ułaskawić kozła...
Niestety, tylko on.
-Asgorze Dreemurr - nadzieja umarła. Mad Jack mówił oschle i bezlitośnie słowa, jakie na długo będą przebrzmiewać w głowach zebranych - Skazuję ciebie na śmierć.
-Stójcie! - do pomieszczenia wszedł Gaster. Przez ten cały czas był pod salą, nasłuchiwał wszystkiego, przecież tam rozsądzany był los jego najlepszego przyjaciela. Naukowiec stanął obok Asgora. - Pomagałem mu!
-Co ty wyczyniasz - syknął Asgore - Głupku... Ahahaha - zaśmiał się głośno kozioł - O-on tylko tak żartuje. Nie miał nic wspólnego z tym co robiłem. To tylko i wyłącznie ja. Jak już k-ktoś ma umrzeć to będę to j-ja!
-Zawrzyj mordę skończony jełopie! - krzyknął szkielet
-Doktorze Gaster! Słownictwo!
-Zamknij się stara kwoko! Jeżeli on ma zginąć to ja też! Pomagałem mu przez ten cały czas. Dobrze o wszystkim wiedziałem. Wiedziałem o wszystkim.
-ojcze! - Sans wstał z siedzenia - nie żartuj sobie! wyjdź stąd!
-Nie! Asgore to mój przyjaciel i jest tak samo winny temu co się stało, jak i ja! - Gaster odnalazł wzrokiem syna na sali - Nie umiałbym na siebie patrzeć, gdybym pozwolił zginąć przyjacielowi samotnie.
Dalsza wymiana zdań była zbędna. Sans nie wytrzymał i opuścił pomieszczenie. Głosowanie nad Gasterem trwało szybciej i wyszło z takim samym wynikiem jak na jego przyjaciela. Jeden wstrzymany głos Undyne. Jeden na miłosierdziem od Garsona. Jeden nieobecny - Sans. A reszta...
Kolejnego dnia, obiecane orędzie do ludzkości i potworów wygłoszone przez Frisk obiegło wszystkie media. Natomiast Toriel i Sans otrzymali wyjątkowy prezent. Urnę z prochami.
Każda rewolucja, potrzebuje kozła ofiarnego.
W przypadku tej. Kozioł ofiarny. Jest bardzo dosłowny.
Czy oni zabili Asriela?
OdpowiedzUsuńTo był Asgore, Asriel zniknął gdzieś z Charą.
UsuńWHYYY!! WHY! ASGORE!
UsuńW pierwotnym planie, miał przeżyć, ale w trakcie pisania rozdziału doszłam do wniosku, że dramatyczniej będzie, jak go uśmiercę.
UsuńKozioł ofiarny!HA!*sztuczny śmiech.
OdpowiedzUsuńNie no, robi się poważnie choć nie do końca wieże że oni zginęli.
Cóż...
UsuńPopieram twój optymizm do tej sprawy jednak niestety wszystkie furtki dla alternatywnego końca są zamknięte...
Innymi słowy- Asgore nie żyje i kropka (tak samo jak Gaster).
A no. Chciałoby się powiedzieć "zimny trup", ale tutaj niestety to nie pasuje
UsuńWow, nie spodziewałam sie, ze Asgore i Gaster tak skoncza. Wlasnie postawa Gastera najbardziej mnie zaskoczyla. Za to bardzo spodobala mi sie to jak przedstawilas Garsona i Friska. Zwlaszcza Friska. I jedno mnie ciekawi. Frisk powiedzial ze chce powstrzymac Chare. Czy to znaczy, ze oprocz tego przemowienia zrobila cos jeszcze?
OdpowiedzUsuńWszystko będzie wyjaśnione w kolejnym rozdziale.
UsuńDLACZEGO!?!!??!?!DLACZEGO GASTER?!!??!?!?!?!?!
OdpowiedzUsuńAby było dramatyczniej.
Usuń...Szczerze nie mam pojęcia, jak dokładnie skomentować ten rozdział
OdpowiedzUsuńCzytając czułam gólę w gardle im dalej brnęłam w ów rozdział. Po prostu... Wow. Z każdym rozdziałem akcja jest coraz cięższa, jednak też coraz to interesująca i no po prostu nie umiem dokładnie określić jakie uczucia mam po nim
Ale na pewno z trudem będę wyczekiwać kolejnego rozdziału, no bo to naprawdę wciąga. Bardzo.
To jak zarysowałaś takie postacie jak Gerson, czy też Frisk no strasznie mi się to podoba.
Nie wiem co więcej napisać poza dodaniem, choć i tak łatwo to zauważyć, że naprawdę uwielbiam to opowiadanie <3
Awww cieszę się, że opowiadanie się spodobało i zaczyna się rozkręcać. Szkoda tylko, że zbliża się do końca. Zgodnie z moimi oczekiwaniami będzie jeszcze jeden góra dwa rozdziały.
UsuńBardzo odważny krok, opowiadanie zrobiło się bardzo poważne, co jest miłą odmianą jeśli mam być szczera. Wielki plus za wybranie opcji, mimo iż jest tragiczna. Dziękuję Yumi za kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję. Czytelnik to zawsze taki mały makabreska, który lubi cierpieć, stąd... cóż.
Usuńmmm Yumi uwielbiam twoje opowiadania, szczególnie jak ktoś cierpi... chyba przez moją dziewczynę robię się masochistą.... kurde, szkoda że jestem tak w tyle ze swoją fabułą bo mam już prawie rozpisany dramatyczny zgon *oczy płoną niczym piekło*
OdpowiedzUsuń