3 kwietnia 2018

Undertale: Sześć dusz - Jesteś wypełniona ... [+18]

Autor okładki: Filipa
Notka od autora: Frisk wykonał Neutralną ścieżkę zabijając Toriel, Asgora i kilka przypadkowych potworów. Zaprzyjaźnił się z paroma, ale ostatecznie uciekł zabierając ze sobą wszystkie zebrane do tej pory dusze. Minęło piętnaście lat, a do Podziemia wpada ósma. Ty. Jesteś dorosłą kobietą, która postanowiła zbadać co skrywa góra Ebott. Jednak, czy to aby dobry pomysł?
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Od czasu do czasu może mieć charakter interaktywny, gdzie pod koniec rozdziału będzie pytanie do czytelników. Ostrzegam też, że w późniejszych rozdziałach będzie to czyste +18, nie tyle ze względu na sceny erotyczne (jakie również przewiduję), ale też przez wiele innych aspektów jak przemoc, tortury, bicie, znęcanie się etc. 
Tak więc, miłego czytania!
Autor: Yumi Mizuno
Spis Treści
To genialny pomysł!
 Poczucie winy 
Obrzydliwość [+18]
Wynik: Negatywny [+18]
Jesteś wypełniona... [+18] (obecnie czytany)
Zabij się [+18]
-Dzień dobry... - słyszał te słowa odkąd wrócił. Próbował spać, ale nie mógł - ...Sans. - Schowany pod kocem w pokoju, wtulony w zrolowane prześcieradło, zamykał oczodoły tak boleśnie, że bardziej się nie dało. - Dzień dobry... - W tamtym momencie chciał być głuchy. Chciałby nic nie czuć - ...Sans. - Wypowiedziała jego imię. Jej głos był miły, bardzo miły. Wszystko w niej było... miłe. Delikatna skóra, miękka, podobały mu się nawet włosy. No i głos. W innych okolicznościach, pewnie zaprosiłby ją do baru, opowiedział jakiś żart... ciekawe jak się śmieje. Chciałby kiedyś usłyszeć jej śmiech... Nie! Nie może! Nie może widzieć w niej... człowieka! To obiekt. Byłoby dobrze dla wszystkich, gdyby umarła. Gdyby nie przeżyła w Ruinach. Byłoby cudownie, gdyby Undyne nie wprowadziła w życie tego swojego chorego planu! Nie musiałby się teraz chować w swoim pokoju. Nie przechodziłby przez to wszystko. Dlaczego się na to zgodził? A tak, Papyrus... Musiał się uspokoić, musiał zapanować nad trzęsącym się ciałem, nad łzami cieknącymi po policzkach, musiał wymazać z pamięci jej piękny głos, jej delikatne ciało, musiał przestać patrzeć na nią tak, jak patrzy teraz. To kobieta. Obiekt. Przedmiot. Przedmiot jaki ma zostać wykorzystany do wielkiej misji uratowania całego gatunku potworów przed rychłą śmiercią. Przedmiot. Z delikatną skórą. Przedmiot. Z głosem, który chce usłyszeć jeszcze raz. Przedmiot. Całkowicie zdany na jego łaskę. Przedmiot. Którym nikt się nie interesuje. Przedmiot. Nic więcej, tylko przedmiot.
Minęły dwie doby. Alphys przyszła sprawdzić co u niego. Udawał, że wszystko gra. Udało mu się pozbierać na tyle, aby przyjąć ją w salonie. Odpalił telewizor, Mettaton przeprowadzał wywiad sam ze sobą. Alphys nie pytała, Sans miał wrażenie, że unika tego tematu i nie chce rozmawiać. To dobrze, bardzo by nie chciał, aby cokolwiek usłyszał Papyrus. Myśli, że wrócił do pracy w laboratorium i niech tak zostanie. Tak jest bezpieczniej.
-Sans... - znowu usłyszał w głowie ten głos. Prześladował go w snach i na jawie. Tylko, że w tym pierwszym mógł wejść z nią w jakieś inne interakcje. Śnił, miał śmiałe sny, sny jakich nikomu nie zdradzi. Śnił o tym, jak wraca do domu, widzi ją, stojącą w kuchni obok brata, szykującą coś do jedzenia. Śnił o tym jak siedzi bokiem na kanapie, wygląda za okno w dłoniach ma kubek kawy. Śnił o tym, jak chodzi po jego pokoju w jego koszulce, jak krzyczy na niego za skarpety, jak sprząta. Śnił jak chodził z nią na zakupy, jak pocałował ją, tak prawdziwie pocałował ją, gdy siedzieli w barze. Te sny były coraz śmielsze. Bardzo realne. Zawsze żałował, że się z nich budzi i potrzebował dłuższej chwili na pozbieranie się. Może śni o tym, co dzieje się w innym wymiarze? Może w innej rzeczywistości, mniej strasznej, są razem? W snach, kobieta mówiła zawsze „Sans” i „Dzień dobry”. Nigdy nie słyszał od niej żadnych słów.
Trzeciego dnia miał sen, sen w którym krzyczała. Obudził się przerażony. Co to może znaczyć? Ten sam krzyk, który słyszy za każdym razem, gdy się do niej zbliża. Ktoś chce zrobić jej krzywdę? Czuł, że zaczyna panikować. Uspokój się. To tylko papieros. Nie było Cię u niej od trzech dni. Nic jej nie jest. A nawet jak umrze... Jak umrze...
-Sans... - usłyszał głos Papyrusa, - Wszystko dobrze?
-uh.. ta... - próbował zachować stabilny głos - ta.. wszystko... do-dobrze
-Słyszałem jak twoje kości stukają i się przestraszyłem, że coś... - Papyrus zamilkł, zbierając myśli - Zrobiłem spaghetti, nałożyć ci?
-uh... - odkrył głowę - ta.. jasne... zaraz zejdę... daj mi chwilę
-Dobra bracie! Zobaczysz! SPAGHETTI WSPANIAŁEGO PAPYRUSA CI POMOŻE!
-ta, jasne, jesteś super brachu... - odpowiedział mechanicznie podnosząc się. Odrzucił koc na bok, podniósł z ziemi bluzę i założył ją na ramiona. Potem teleportował się do salonu, gdzie na stoliku przed kanapą Papyrus zdążył już położyć makaron z sosem. - Więc jak badania?
-badania? - uniósł brew
-No z Alphys, trochę się martwię, bo mówiłeś, że wróciłeś tam do pracy, a od trzech dni... większość czasu spędzasz w pokoju... NIE ABYM W CIEBIE NIE WIERZYŁ! - poprawił się szybko - Po prostu.. się martwię. - Oh, no tak.
-spoko nic się nie dzieje, mam kilka dni wolnego - wzruszył ramionami
-To dobrze, odpoczywaj drogi bracie tyle ile trzeba! Musisz wiedzieć, że ja WSPANIAŁY PAPYRUS JESTEM BARDZO wyrozumiały
-ta wiem, jesteś super - przeniósł wzrok na talerz. Człowiek. Ciekawe czy by jej posmakowało. Pamiętał jak Frisk walczył, by się nie krzywić, ale i tak komplementował potrawy jego brata. Kłamał, aby uszczęśliwić go. Sans wie, że Papyrus nie umie zbyt dobrze gotować, ale... doceniał to co dziecko zrobiło i ... ciekawe czy ona zrobiła by to samo? A może nauczyła by jego brata jak się gotuje? Ciekawe jak smakuje jej jedzenie... Jedzenie... Od trzech dni jej nie karmił. Jej życie zależy od niego, a on ją nie karmił. Czuł jak zaczyna panikować, widelec który trzymał w ręce drżał. Nie. Nie widelec. Jego ręka.
-Bracie? - Papyrus zauważył - Wszystko dobrze?
-uh.. t-taaaa, wszystko w najlepszym - silił się na uśmiech. Ona nic nie jadła od trzech dni! Nikt nie przychodzi jej sprawdzać! Cały projekt z zapładnianiem człowieka spoczął na jego barkach! N-nie powinna tak szybko umrzeć, a-ale... Co jeżeli... Oczami wyobraźni widział pył w celi. Jej pył. Nie, Sans wie, że ludzie nie zmieniają się w pył po śmierci, ich ciało przestaje się ruszać i robi się zimne, lecz właśnie z pyłem kojarzy mu się śmierć. W przypadku strachu, wszelka logika przestaje mieć znaczenie. Znowu popatrzył na ciepły makaron z sosem. Nie mógł jeść, wiedząc, że nie nakarmił jej. Jest za nią odpowiedzialny. - właściwie, wiesz... chyba pójdę dzisiaj do pracy - powiedział cicho.
-Co? To WSPANIALE! - Papyrus był wyraźnie uradowany nagłą decyzją brata. Fakt, że wyjdzie z domu i zacznie cokolwiek robić było świetną informacją
-właściwie... - Sans podniósł się i wziął talerz. Musi dać jej coś do jedzenia - to pójdę teraz, będziesz miał coś przeciwko, jeżeli zjem w pracy? - popatrzył na brata. Ten chwilę przyglądał mu się, jakby chciał odgadnąć rozwiązanie zagadki.
-Oh! Ta porcja wyszła mi tak DOBRZE, ŻE CHCESZ JĄ ZE SOBĄ ZABRAĆ? OCZYWIŚCIE BRACISZKU!
-ta, ta, jasne.... dzięki bracie... - Sans poszedł do kuchni i wpakował swoją porcję do plastikowego pojemniczka, po czym zamknął je. Nadal drżał, nadal gdzieś w tyle głowy miał wizję pyłu. Ona nie może umrzeć!

Siedziałaś na materacu, miałaś nogi podkulone pod brodę, chciało Ci się jeść. Pić nie. Piłaś z prysznica. Na szczęście, tego Ci nie zabrał. Jednak w całym pomieszczeniu śmierdziało moczem. Nie, nie zsikałaś się, po prostu, od dłuższego czasu, nikt nie wymieniał Ci pseudo-nocnika.
Ostatnio, kiedy ten potwór był, zostawił Ci jedzenie. Początkowo makaronu nie tknęłaś, ciastko było przepyszne. Jednak wraz z upływem czasu... wszystko co zjadliwe malowało Ci się dobrze. Głód potrafi zmienić człowieka.
Z samotności, ciemności i opuszczenia, przestałaś logicznie myśleć. Z wyczerpania, zaczynałaś mieć omamy. Słyszałaś orkiestrę za ścianą. Biłaś ręką w nią, krzycząc, aby przestali grać i Ci pomogli. Byłaś przerażona, potem wściekła, że nadal grają. Lecz kiedy ucichli, kiedy nic nie słyszałaś, uświadomienie sobie, że ich tak naprawdę nie było, a Ty poraniłaś sobie rękę... tego strachu nie opiszą żadne słowa.
Potem widziałaś rzeczy, których nie było. Odwiedziła Cię pierwsza miłość, usiadł na materacu, głaskał Cię po nodze, mówił, że wszystko będzie dobrze, abyś się nie bała. Odwiedziła Cię matka, narzekając, że przed zniknięciem swoim mogłaś chociaż zmyć naczynia i że znowu zostawiłaś po sobie chlew w pokoju. Odwiedziła Cię przyjaciółka, zapomniałaś jej imienia, ale mówiła, że dobrze Ci tak. Popłakałaś się, pokłóciłaś się z nią i popłakałaś się.
Dlatego, gdy coś stuknęło, gdy usłyszałaś jak drzwi otwierają się, nie zareagowałaś. Ten potwór zawsze po prostu... pojawia się. Nie przypuszczałaś, że otworzy drzwi. Lecz jak tylko zobaczyłaś jego sylwetkę, zaczęłaś cicho piszczeć. Wtuliłaś się bardziej w ścianę. On zakasłał, pociągnął ... nosem? Nie ma nosa. Ale pociągnął czymś.. powąchał... Widziałaś jak rozgląda się po pomieszczeniu, jego białe źrenice szukają Cię, nie. Niech sobie idzie. Niech spada. Chcesz umrzeć. Nie chcesz, aby Cię dotykał. Gdy odnalazł Cię w ciemnościach. Musi naprawdę dobrze widzieć po ciemku... Ale gdy Cię znalazł, miałaś wrażenie, że odetchnął z ulgą. Jakby przez chwilę, krótką chwilę nie było w nim tego, czego bałaś się najbardziej. Ten stan nie trwał długo. Znajoma siła pociągnęła Twoje ciało wbrew woli. Czułaś się jak marionetka, bezwolna. Nieznana siła uniosła Cię do góry i wyniosła z pomieszczenia wprost w oślepiające światło. Musiałaś rękami zasłonić oczy. Czułaś jak sadza Cię na krzesełku. Potrzebowałaś dłuższej chwili by podnieść powieki. Przyzwyczajone już do ciemności oczy, nie reagowały na światło dobrze. Łzawiły i piekły. Potem poczułaś zapach jedzenia. Dostrzegłaś, lekko zamazane i niewyraźne, ale widziałaś, makaron.. to się nazywało... jakoś tak z włoska. Jadłaś to. Sama umiałaś to zrobić. Spaghetti? Chyba. Tak! To było to! Żadnego zimnego makaronu z tabletkami! Dlaczego? Część Twojego umysłu, ta podejrzliwa, doszukiwała się spisku, albo ostatniego posiłku skazańca, lecz większa część Ciebie, ta głodna, rzuciła się na potrawę. Gdybyś w ostatniej chwili nie zauważyła widelca, prawdopodobnie jadłabyś rękami.
Zajęta pałaszowaniem, nie zauważyłaś, jak Sans czyści Ci celę. Nie tylko pozbył się fekaliów, ale też umył tamto miejsce. Stanął nawet koło materaca, bijąc się z myślami... bo przecież nie miałaś żadnego koca. Nie miałaś prześcieradła. Mógłby nawet ze swojego posłania Ci przynieść... nawet chciał to zrobić. Lecz... jesteś tylko przedmiotem. Nie powinien dawać Ci swoich rzeczy. Jest Ci zimno i niewygodnie, ale to nie jego problem. Zacisnął ręce w pięści.
Rozglądałaś się jedząc. Przedsionek przed Twoją celą był mały, krzesełko, niewielki stolik i drugie drzwi wiodące na korytarz. Nie miałaś żadnej broni, zarówno krzesełko jak i stolik, przytwierdzone do podłoża jak na statku. Posiłek podany w plastikowej miseczce. Widelec plastikowy. Drzwi pewnie zamknięte.
-masz minutę - krzyknął z Twojej celi. W pośpiechu kończyłaś jedzenie, prawie się dławiąc i krztusząc, ale nie chciałaś zostawiać choć odrobiny. To najlepsze spaghetti jakie w życiu jadłaś. Znaczy się, masz świadomość, że nie smakuje tak jak powinno, ale w obecnej sytuacji uważałaś, że lepszego nie jadłaś. Masz wrażenie, że Sans przyszedł szybciej niż mówił. Mimo tego, że mówił iż masz minutę, czekał jeszcze aż wyliżesz wszystko. Przyglądał Ci się z uwagą. Bałaś się, ale nie chciałaś odejść od posiłku. W brzuchu zaburczało Ci przyjemnie, czułaś się pełna i było Ci ciepło. Przez chwilę miło. Nic teraz spać. Tylko spać. - idź do siebie - nakazał, posłusznie wstałaś bojąc się, by go znowu nie zdenerwować i wróciłaś do izolatki. Zamknął za Tobą drzwi. Nie śmierdziało... rozejrzałaś się dookoła. Szybko poszłaś sprawdzić, czy nie zabrał Ci kawałka talerza. Nie. Nie znalazł go. Całe szczęście. Odetchnęłaś z ulgą.
Może otruł to jedzenie?
Wtedy zrobiłby Ci przysługę. No, ale, żyjesz. Pić Ci się chce. Odkręciłaś wodę i po ściągnięciu ubrań weszłaś pod strumień wody. Zimny, ale kojący. Przez ciepły posiłek, znowu poczułaś się jak człowiek. Na krótką chwilę. Chciałaś się umyć.
Nie wiesz ile minęło, ale nie zdążyłaś zrobić się głodna. Sans znowu... pojawił się w pomieszczeniu... bez jedzenia. Panika.
-Nie... proszę... n-nie
-milcz - znałaś ten ton dobrze. Wbrew sobie zacisnęłaś usta, nie chciałaś go jeszcze bardziej rozgniewać, bałaś się, co Ci zrobi - kładź się - pokręciłaś przecząco głową, drżałaś - kładź się - pokręciłaś szybciej, on zaczął iść w Twoją stronę. Zabije Cie! Szybko położyłaś się na materacu zamykając oczy. Czułaś jak siada na skraju łóżka. Patrzy się na Ciebie, czułaś jak chwyta Cię za nadgarstek i kładzie całą rękę wzdłuż ciała. - nie odzywaj się i nie ruszaj się - nakazał. Drżałaś, próbowałaś z tym walczyć, trochę Ci się udało, ale nie za bardzo. Sans jednak na to nie zwracał uwagi. Czułaś na sobie kości, jego ręce, dokładnie. Początkowo niepewnie, potem już zdecydowanie śmielej. Dotykał Twojego ciała. Zaczął od ręki, którą wcześniej trzymał. Uniósł ją do góry. Przyłożył do swojej, jego była większa. Czułaś to. Czułaś jak sunie palcami po przedramieniu, jak mocniej chwyta w miejscach, gdzie wyraźnie czuć było kości, jak szczypie te miejsca, gdzie zachowały się mięśnie i tłuszcz. Chwilę poświecił obojczykom, potem sunął palcami po żuchwie, zjechał na kark. Chwycił za niego tak, jakby chciał Cię udusić, ale.... nie zrobił tego. Był zaskakująco delikatny. Jakby studiował Twoje ciało. Przekręcił Ci głowę na bok, tylko po to, by chwycić Cię za ucho. Pociągnął, lecz nie bardzo boleśnie, wsadził palec do środka, lecz nie za głęboko, zgniótł małżowinę, sprawdzając jak się wygina, by potem wrócić na swoje miejsce. To samo zrobił z drugim uchem. Potem przyszła kolej na włosy. Twoje biedne, przetłuszczone i skołtunione włosy. Nie przeszkadzało mu to. Wyrwał kilka i przez chwile oglądał w rękach, potem wsunął obie ręce, z rozłożonymi palcami, czując jak przemykają po jego dłoniach, jak przemykają po jego kościach. Gładził je, czochrał. Miałaś wrażenie, że sprawia mu to wiele przyjemności.
Potem twarz. Gdy sprawdzał Ci nos miałaś przez chwilę problemy z oddychaniem, tym bardziej jak go zatkał. Zrozumiał szybko, że przez niego oddychasz i zabrał rękę. Potem delikatnie przesunął po policzkach, do powiek, rozchylił je i gdy chciał dotknąć oka, zajęczałaś w przestrachu. Nie zrobił tego, dokładnie czytając Twoje reakcje.
Przejechał kciukiem po dolnej wardze i usłyszałaś jak bierze głębszy wdech. Sunął tak na boki kilka razy, nim rozchylił obie ukazując Twoje zęby. Czułaś się jak koń, gdy ich dotykał. Otwierając delikatnie oczy zauważyłaś, że w momencie gdy bada Twoje uzębienie, druga ręka dotyka jego zębów. Porównywał je. Uczył się. Studiował.... nie, nie tylko. Niechętnie, w przestrachu wręcz, przesunęłaś wzrok niżej, po jego bluzie na spodnie. Wybrzuszenie. Zaczęłaś oddychać szybciej i popatrzyłaś na niego. Ten nie reagował na Ciebie, po prostu rozchylił zęby, nie walczyłaś. Tylko po to, aby wsunąć kciuk głębiej w usta, przygniótł Twój język. Znowu wziął głębszy oddech i miałaś wrażenie, że zamyka oczy. Jak to w ogóle możliwe? Nie mógł powstrzymać się przed wykonaniem kilku posuwistych ruchów, lecz w większej mierze badał. Badał język, badał podniebienie, lecz całe to badanie za bardzo go nakręcało. Zdając sobie z tego sprawę, pośpiesznie zabrał palec z Twoich ust i Cię nie dotykał.
Tobie.... chciało się płakać... Nie chciałaś tego, każde miejsce w którym Cię dotykał parzyło. Brzydziłaś się siebie. Zebrał swoje siły i po ciężkim westchnięciu, jego ręce znowu znalazły się na Tobie. Tym razem na obojczykach, znowu poświęcił im chwile. Chyba bardzo mu się podobały. Potem, jedną ręką podniósł koszulę, w którą byłaś ubrana. Bielizny już nie nosiłaś i gdy zaczęłaś panikować, próbować się bronić, natychmiast uspokoił Cię policzkiem.
-nie ruszaj się - powtórzył groźnie zarzucając Ci materiał na głowę. Policzek piekł, z oczu ciekły ciepłe łzy, zagryzałaś boleśnie wargi, oddychałaś krótko i płytko zaciskając mocniej pięści. Niech to się już skończy...
Torturom jednak nie było kresu. Czułaś, jak chwyta Cię za piersi, natychmiast, ściska je od nasady, po górę, jak je do siebie przybliża, potem oddala, jak boleśnie miętosi. Potem zabrał się za sutki, ciągnął je do granic wytrzymałości, aż pisnęłaś cicho z bólu, potem na dół to samo, następnie zaczął je wykręcać. Nie było delikatności którą okazywał wcześniej. Sam chyba zatracił się, zapomniał gdzie leży granica poznania. Sunąc niżej rękami, wzdłuż talii, po brzuchu, poświęcił chwilę pępkowi, potem na biodra. Bałaś się, że zaraz ruszy do Twojej kobiecości i znowu... lecz ten jakby się odnalazł, znowu delikatnie, znowu ostrożnie, ominął punkt i zabrał się za badanie nóg. Uda, kolana, łydki, kostki i stopy. Połaskotał Cię nawet, nie śmiałaś się, po prostu chciałaś zabrać nogę lecz za mocno Cię trzymał, zawarczał nawet. Po poświęceniu dłuższej chwili Twojej stopie, sunął ręką do góry od strony wewnętrznej... Wzięłaś głębszy wdech.
Rozchylił płatki, przesunął palcem po łechtaczce i wsunął go w Twoją szparkę. Zacisnęłaś ręce na materacu piszcząc cichutko. Oddychałaś jeszcze szybciej, bałaś się tego co Ci zrobi i bałaś się tego, co będzie jak zaczniesz krzyczeć. Tak strasznie chciałaś krzyczeć. Nie pomagało uciekanie myślami w inne miejsca. Nie dało Cię. Byłaś tu i teraz, obmacywana i dotykana przez potwora, którym gardzisz, którego się brzydzisz.
-cicho - warknął - jeżeli komuś o tym powiesz, to cię zgwałcę - zagroził. W sumie racja, jeszcze tego nie zrobił, nie całkowicie, choć miałaś wrażenie, że to miało miejsce już dawno temu. Nie wiesz ile, lecz pierwszy raz, kiedy Cię dotknął czułaś się zgwałcona. Przez szmatkę na głowie nic nie widziałaś, słyszałaś jednak i czułaś ciężar jego ciała na materacu, jak klęka między Twoimi nogami, jak błądzi palcem po kobiecości, czułaś rytmiczne ruchy drugiej ręki, gdy wodził po uwolnionej męskości. -kkkkurwa - warknął do siebie i w tej chwili położył się na Tobie. Nie czułaś jednak jego ubrania, miałaś wrażenie, że podniósł koszulkę, bo spotkałaś się z jego dolnymi żebrami wbijającymi się w piersi, czułaś jego kość biodrową przy swojej, oraz grubego kutasa ocierającego się o Twoją kobiecość. Drżałaś i zagryzałaś do krwi wargi. Nie ruszałaś się. Niech to się skończy...
Lecz się nie kończyło. Potwór całkowicie się zatracił, jedyne czego dotrzymał, to słowo. Nie wszedł w Ciebie, nie gwałcił Cię, po prostu ocierał się o Ciebie, rękami błądził po talii, wsunął je pod ciało i zacisnął je mocno na pośladkach, podnosząc Cię delikatnie, kciukiem zaczął poruszać Twoją łechtaczką, robił koliste ruchy, jakby... jakby się na tym znał. Nie. To nie było przyjemne. Przeszywały Cię jedynie dreszcze obrzydzenia, do siebie, do własnego ciała. Obrzydzenia do całego świata. Poczucia niesprawiedliwości i chęci zakończenia wszystkiego, w tym także swojego życia. Czułaś jak przystawia czubek do szparki, jak delikatnie w nią się wsuwa. Nie. Nie wchodzi, po prostu delikatnie odrobinę czubka wsunął. I zatrzymał się. Bałaś się poruszyć wtedy, kiedy jednocześnie ściskał naprzemiennie brzuch, pierś i drażnił guziczek, gdy ciągnął za płatki, gdy szczypał po udach, jednocześnie wolną ręką doprowadzając się do szczytu.
-ch....cholera... - warknął pod nosem, dochodząc w Tobie. Wyładował w Ciebie całe swoje nasienie, a potem odsunął się, by podziwiać jak wypływa ono. Sam nie wiedział dlaczego, ale bardzo podobał mu się ten obrazek. Byłaś jego człowiekiem przedmiotem, zdanym całkowicie na jego łaskę. Tylko on miał do Ciebie dostęp, do Twojego ciała. Tylko on, nikt więcej. I to było wspaniałe. Nie podniosłaś się, gdy po dłuższej chwili, gdy podziwiał Twoją kobiecość całkowicie wypełnioną jego nasieniem, wstał z materaca, opuścił koszulkę i podciągnął spodnie. Nie ruszyłaś się, gdy znikł. Nie ruszyłaś się, gdy byłaś sama. Miałaś wrażenie, że coś w Tobie pękło. Strach znikł, łzy zaschły na policzkach, nie ściskałaś ust. Pękło w Tobie coś bardzo ważnego, coś czego już nigdy nie odzyskasz. Miałaś na początku wrażenie, że wszystkie uczucia z Ciebie wyparowały. Miałaś wrażenie, że jesteś pusta. To wszystko jednak było mylne. Jak się podniosłaś, usiadłaś, nie dbając o to co możesz ubrudzić, gdy pochylałaś się po kawałek szkła, czułaś w sobie determinację. Nic, tylko ona wypełniała Cię. Tylko ją czułaś. Determinację... ale... do czego? Miałaś tylko dwie drogi. Którą podążysz? 

Share:

2 kwietnia 2018

Undertale: Mam nadzieję, że mnie złamiesz - Wracamy do początku [i hope you break me - Square One - tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze. 
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł. 
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane. 
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Sans wszedł na uczelnię, próbując się uspokoić. Jerry miał duszę Bossa, wiedział jak Sans zdobył swoją, do tego zabijał Soul Mate by sprawić cierpienie. Jerry musiał zabić przynajmniej siedmiu ludzi, ale ile tak naprawdę zamordował? Potwory też zabijał? Od jak dawna tak żyje? Do tej pory Sans myślał, że Jerry miał swoją Soul Mate, biorąc pod uwagę jego długie życie. Głupi pomysł, zdał sobie sprawę, biorąc pod uwagę zauroczenie Aniołem. Rzadko Soul Mate zdradzają się kiedy ich Rezonans odpowie. Sans był pewien, że nie o to chodzi. Nie. Chodziło o coś znacznie gorszego. Sans stał już przed biurem drapiąc się po głowie. Nie mógł wejść w takim stanie. Aniołek będzie się martwiła. Aniołek... Skoro Jerremu na niej zależy, nic jej nie grozi.. Co oznacza, że tek skurwiel będzie chciał dobrać się do mnie, albo powie Aniołowi o mojej Duszy Bossa i skąd ją mam, mając nadzieję, że mnie znienawidzi.. Biorąc pod uwagę jak popierdolony jest, powie jej bym cierpiał.. Jak zareaguje gdy się dowie, gdy się dowie, że zabiłem ludzi, w wystarczającej ilości aby zdobyć Duszę Bossa? Oczywiście, zabójstwo było ostatnim co robił, zawsze próbował wcześniej uciec, ale czasami... Czasami nie miał wyjścia. Sans nigdy nie powiedział żadnej swojej Soul Mate jak zdobył Duszę Bossa. Bał się ich reakcji.. znienawidzą go gdy odkryją, że na jego kościach jest krew, pomyślą, że jest... potworem? Ale jeżeli jako pierwszy powie Aniołkowi, Jerry nie będzie miał przewagi nad nim. Jerry... Sans musi wierzyć, że Jerry nie skrzywdzi Anioła. Jak bardzo nienawidził przyznać że ten kurdupel jest zauroczony nią, ten fakt jednak sprawia, że będzie bezpieczna... Lecz jeżeli będzie przy niej na tyle długo, będzie miał okazję powiedzieć je jak zdobył Duszę Bossa. Sans wie, że nie umiałby jej okłamać jeżeli zapytałaby go o prawdę. Lecz czy da radę powiedzieć jej, że zabił siedmiu ludzi w samoobronie? Zamknął oczodoły gładząc się rękami po czaszce i zaciskał zęby. Wiedział, że za dużo o tym myśli, lecz oczami wyobraźni już widział jej obrzydzenie, podejrzliwe spojrzenie i pytania: Nie mogłeś pomyśleć o lepszym wyjściu?! Mogłeś uciekać! Nie trzeba było zabijać! Obrzydzasz mnie! Nienawidzę Cię!
-Sans? - zamarł otwierając oczy i rozejrzał się
-Aniołku? - Stała na szczycie schodów opierając się o balustradę, usta miała zaciśnięte w zmartwieniu
-Nie było cię jakiś czas więc zaczęłam cię szukać. Wszystko dobrze?
-...Ja, uh... - burknął patrząc na stopę. Ona zeszła ze schodów
-Nie wyglądasz zbyt dobrze. Na końcu korytarza jest fontanna z wodą do picia. Weźmiemy ci trochę – chwyciła go za rękę i zaczęła prowadzić. Popatrzył na dłonie. Część jego duszy mówiła, że nie powinien dotykać jej delikatnej skóry, nie rękami którymi odbierał życie. Uśmiechnął się smutno. Jaki potwór jak ja... nie... demon, zasłużył na takiego aniołka? Nigdy nie będzie mógł jej powiedzieć. Nie chciał stracić ciepła jakiego mu daje.
-Jesteś pewien, ze nic ci nie jest?
-Huh? - Sans popatrzył na Ciebie – Co?
-Nic nie mówisz
-Cóż... miałaś zajęcia...
-Tak, skończyły się godzinę temu – pokazała na stojący przed nim zegarek – Chodzimy po mieście od jakiegoś czasu i nie odezwałeś się ani słowem.
-Uh, wybacz. Zamyśliłem się – mruknął odwracając wzrok
-Sans – położyłaś rękę na jego szczęce i zmusiłaś, aby na Ciebie spojrzał – Co się dzieje najdroższy? Czy... czy to ma coś wspólnego z tym co wcześniej znalazłeś? - jego źrenice zadrżały - … Coś cię przestraszyło – szepnęłaś – Ja.. to poczułam... - drugą rękę położyłaś na piersi. - Nie czułam tego długo, ale czułam jak twoja dusza.. sama nie wiem... jakbym słyszała krzyk? Był spanikowany, nie wiem czy dobrze zrozumiałam to uczucie, ale... - Sans Cię objął
-Przepraszam – mruknął całując Cię w czoło. Chwyciłaś za jego kurtkę
-Co się stało? - nim odpowiedział odezwał się jego telefon, po chwili grzebania w kieszeni wyciągnął go i przystawił do czaszki.
-No mów... Oh... dobra, ta, zostaw to na moim łóżku. Uh, jest w domu Vara?... Cóż, użyję ich jak tylko przyjdę... Cóż, słuchaj, kiedy ostatnio byłeś z mężem i dzieckiem i to robiłeś... My nie! My nie! … Dobra, miłego... Co? … Ta, nic mi nie jest, byłem z nią cały dzień, jest dobrze... Dobra, do potem – rozłączył się i schował komórkę w kieszeni – Paczka doszła – uśmiechnął się.
-I jak?
-Sans... jest cudowne – W rękach szkieleta była niebiesko czarna obroża, którą Ci dał. Ćwieki delikatnie odbijały światło w przyciemnionym zagraconym pokoju Sansa. Prześcieradło zwinięte na łóżku, książki i ciuchy walające się po podłodze w powietrzu unosił się zapach papierosów. Zignorowałaś to wszystko by mógł założyć Ci obrożę.
-Nie jest tak zbereźna jak inne – podszedł do szafki przy łóżku – Na pierwszy rzut oka przypomina dusik, więc będziesz mogła go nosić do pracy bez problemu – Podniósł małą zawieszkę w kształcie skrzyżowanych kości. Przypiął ją do srebrnego kółeczka przy Twojej obroży – Idealnie. Jutro jak wpadnę po ciebie po robocie, zobaczysz resztę rzeczy – pokazał na nową obrożę jaką kupił tego samego dnia co Twoją. Była znacznie bardziej fikuśna, czarno-czerwona ze srebrnymi ostrymi ćwiekami. Zaczęłaś sobie wyobrażać, jak będzie w niej wyglądał. Uśmiechnęłaś się nieśmiało, kiedy ujął Twoje dłonie by złożyć na nich pocałunek. Potem pchnął Cię na łóżko tak, że razem upadliście, krzyknęłaś zaskoczona, a potem zaczęłaś się śmiać. Wtuliłaś się w niego. Całował Cię w czoło a potem usiadł. Zamknęłaś oczy, gdy głaskał Cię po plecach - … Aniołku
-Hm?
-...Posłuchaj. To czego się wcześniej przestraszyłem... to był Jerry – popatrzyłaś na niego z boku, widziałaś bok jego szczęki. - … Jerry jest... niebezpieczny
-Niebezpieczny? Jak?
-On... ma Duszę Bossa, jak ja. - usiadłaś i patrzyłaś na niego
-Jerry? - przeniósł na Ciebie wzrok, jego źrenice były przyćmione
-Ta..
-Co to właściwie znaczy, ta Dusza Bossa? - wstał
-Mogę wyciągnąć twoją duszę? To mi pomoże wytłumaczyć
-Jasne – przyłożył rękę do Twojej piersi i zrobił to
-Kiedy popatrzysz na swoją duszę widzisz numery... to są staty.
-Oh, widziałam je wcześniej! - uśmiechnęłaś się – Mam 60 HP
-Do tego jest jeszcze atak  i obrona – mówił patrząc na Twoją duszę – Popatrz... - wyciągnął swoją i pokazał ją Tobie, popatrzyłaś w serce skoncentrowana.
HP: 4000
ATK: 450
DEF: 300

-Łał.. Nie wiedziałam, że staty potworów mogą być takie wysokie
-Bo zwykle nie są – przesunął leniwie palcem po Twojej duszy, ta podskoczyła jakby została połaskotana – Zwykle potwory mają, sam nie wiem, dziesięć punktów ataków i dwie szanse, pięć obrony, małe numerki w tym stylu. Obrona spada, kiedy potwór ulega swoim negatywnym cechom. - Przytaknęłaś nie odrywając wzroku od białej duszy. Opuścił lekko powieki
-Więc skąd wiesz, że Jerry ma Duszę Bossa? Bossy mogą się wyczuć?
-...On wiedział... - szepnął.
-Wiedział co?
-...Jak zdobyłem Duszę Bossa. - Wpatrywałaś się w jego oczy, chciałaś zadać kolejne logiczne pytanie, ale czułaś, że nie możesz. Bałaś się. Nie... nie Ty. Sans. Sans się bał. Czułaś jego strach pulsujący pod palcami, zimny i ciężki. Dlaczego się bał?
-...Sans? - Szkielet puścił Twoją dusze, która wróciła na swoje miejsce, jego zrobiła to samo. Patrzyłaś się – Sans, co się dzieje? - wyglądał na trochę zdenerwowanego
-Nic – wiedziałaś, że kłamie.
-Jerry ci coś zrobił – przybliżyłaś się.
-Nie, nic nie zrobił! - krzyknął nagle, aż podskoczyłaś – Ja.. Słuchaj, nic mi nie jest, wszystko jest dobrze – podrapał się po czaszce siadając znowu na łóżku – Głodna? - Odwróciłaś wzrok. Czuł ból, ale nie chciał nic mówić. Odpowiedziałaś mechanicznie
-...Nawet nie. - Sans patrzył na Ciebie i stuknął zębami o siebie – Co?
-Co? - powtórzył
-Mówiłeś coś?
-Ja.. - popatrzył na Ciebie zmieszany, a potem znowu zastukał zębami. Zmarszczyłaś brwi
-Ty.. nie wiesz czy dałbyś radę i tak coś ugotować? - Sans zamrugał
-Ty.. to rozumiesz?
-....Tak? Zaraz... co rozumiem?
-To co właśnie zrobiłem. Szkielety tak ze sobą rozmawiają... stukają o zęby, stukają kośćmi. Żadna z moich Soul Mate tak szybko się tego nie nauczyła.
-Oh – wzruszyłaś ramionami – To było jak sylaby, trzeba je było poskładać tylko
-Ah, więc nie rozumiesz wszystkiego – przytaknął – To i tak naprawdę ładnie, huh... - odwrócił wzrok i stuknął zębami o siebie kilka razy. Patrzyłaś się wytężając słuch,
-Przepraszam... dziwnie się zachowuję... jestem w szoku... Ty... przepraszam za to, że na mnie naskoczyłeś bo naskoczyłeś dlatego, że Jerry cię przestraszył – przytaknął. Wstałaś z łóżka i stanęłaś przed Sansem. Nie patrzył na Ciebie – Co się stało? Bałeś się wcześniej i chwilę temu. Co on ci zrobił? - podniósł na Ciebie wzrok, jego źrenice drżały – On..
-Chodzi o Duszę Bossa, prawda? Wie jak się nim stałeś. To źle? - Sans chwycił się za czaszkę
-On ci powie... a ty mnie znienawidzisz. - otworzyłaś szerzej oczy
-Ja? Znienawidzić? Ciebie? Sans...
-Pomyślisz, że jestem jakimś demonem – szeptał drżąc rękami, które błądziły po pocącej się czaszce – Znienawidzisz mnie. Nasz Rezonans przepadnie. To gorszy ból niż stracić Cię... tak się stanie. Będziesz żywa, ale mnie znienawidzisz. Nie będę mógł cię zobaczyć, być przy tobie, to będzie bolało
-Sans, kochany – klęknęłaś przed nim kładąc ręce na jego – Najdroższy, nie znienawidzę cię
-TEGO NIE WIESZ! - krzyknął podnosząc gwałtownie czaszkę. Zaskoczona opadłaś na tyłek, wielki potwór drżał i szlochał – To dlatego nigdy żadnej Soul Mate nie powiedziałem o tym, bo się bałem, że je stracę w ten sposób. Bałem się, że mnie znienawidzą, że będą się mną brzydzić! Nie mogę tego zrobić! Nie mogę spowodować czegoś co sprawi, że cię stracę w ten sposób! - Dyszał ciężko, walczył o każdy oddech. Znowu zaczynał panikować. Chwyciłaś po telefon w torebce i wyszłaś z pokoju szybko. Stojąc za drzwiami zadzwoniłaś do Papyrusa.
-Będę niedługo.
-Maluszku – podniosłaś wzrok siedząc na dolnym stopniu schodów. Grillby patrzył na Ciebie z rękami schowanymi w kieszeniach – Odprowadzę cię do domu – przytaknęłaś i podniosłaś się by podążyć za żywiołakiem.
-Pa cioteczko! - Krzyknął Guevara z kanapy. Pomachałaś i wyszłaś. Pozwolił Ci iść przodem.
-Przepraszam... Nie... nie wiedziałam co zrobić – przyznałaś – Ja... Co z nim?
-Wszystko dobrze, maluszku. Wszystko w swoim czasie i z tego co wiem, uspokoił się i Papyrus próbuje go położyć do snu – odpowiedział
-Chodziło o Jerrego – słyszałaś jak płomienie żywiołaka strzyknęły
-Słucham?
-Chodziło o Jerrego – powtórzyłaś – Sans boi się, że Jerry powie mi jak stał się Bossem. Uważa, że przez to go znienawidzę i nasz Rezonans zniknie. Dlatego wpadł w panikę... boi się, że mnie straci... jeżeli to ma jakikolwiek sens.
-Zniszczony Rezonans – mruknął – Rzadko się to zdarza, ale nadal jest to możliwe. Coś co wydarzy się między partnerami może go zniszczyć, coś jak zdrada, albo coś jeszcze gorszego. Nie są całkowicie rozdzieleni, to jak więź z głębokimi emocjonalnymi problemami. Pomijając też przypadek Sansa, nie ma żadnych informacji o całkowitym zniszczeniu więzi
-Rozumiem – mruknęłaś – Ale co w byciu Bossem tak bardzo przeraża Sansa?
-Nie wiem – przyznał – Od wieków nie było Bossa i wszystkie informacje na ich temat przepadły. Wydaje mi się, że Papyrus może coś wiedzieć, ale to jedna z kilku rzeczy o jakich nigdy ze mną nie rozmawiał... pewnie obiecał to Sansowi
-Cóż, skoro tobie tego nie powiedział, to mnie tym bardziej. Zapytałabym Jerrego, ale Sans powiedział, że jest niebezpieczny i też jest Bossem
-Naprawdę? Kto by przypuszczał – mruknął – W tej kwestii ufałbym jego osądowi – mówił podprowadzając Cię pod drzwi – Jeżeli jutro z Sansem nie będzie lepiej, upewnię się że Papyrus i Guevera po ciebie przyjdą
-Dziękuję – przytaknęłaś otwierając drzwi. Grillby czekał, aż sprawdzisz mieszkanie i zamkniesz wszystko nim się pożegnał. Natychmiast udałaś się do pokoju i padłaś na łóżko z głośnym westchnięciem. No i wracamy do początku.
Share:

EddsWorld: AU - EddsFading

Autorka: CutManTimeManPower
DA Autorki: https://cutmantimemanpower.deviantart.com


Charakterystyka AU:
AU polega na tym, że zachowanie bohaterów zmienia się drastycznie kiedy ich odpowiednik w prawdziwym świecie odchodzi. Czyli pierwszą taką osobą jest Tord. Później w kolejności Edd, Tom, Paul, Patrick. Jedynym wyjątkiem jest Matt, który niczym się nie różni i jest dalej jest sobą, ale bardziej się troszczy o swoich przyjaciół.
Tord nie interesuje się przemocą, a swoją pracą. Nudną pracą. Edd cierpi na paranoje. Jest on bardzo smutny. Tom trochę się zmienia na gorsze, ale nie zbytnio. Matt się nie zmienia. Paul i Patrick się nie lubią i nie są świetnymi partnerami. Gdyby nie Tord już dawno by się pozabijali. Patrick przypadkowo (lub nie) podczas zombie apokalipsy zranił jego oko. Sąsiedzi też się zmienili. Jon jest nowym liderem i jest niemiły dla Eduardo, który jest beksą. Mark jest bardzo rozgadany i więcej się już w nim nie zmienia.







Share:

1 kwietnia 2018

MAP - Etap 1

Co to jest MAP? 
Jest to praca grupowa. To przede wszystkim. Każdy kto bierze udział w MAP robi część teledysku, potem jedna osoba skleja to w całość i wrzuca! Przykłady MAP?
Takie, z animacjami:
Oraz z obrazkami:
Mogą tworzyć historię, gdzie każda z osób tworzy osobną jej część, jak w przypadku tego MAP
Ale mogą tez tworzyć niezależne fragmenty, jak w przypadku pierwszego MAP które Wam pokazałam. Przyznam, że od dawna chodzi mi po głowie zrobienie takiego naszego MAP. 
Tematyka nie będzie określona, nie będzie określone też, czy mają to być obrazki czy animacja - obie techniki dozwolone. W razie czego, w tym poście pokazywałam jak zrobić gify. Mogą to też być clipy z MMD czy komputerowe animacje. Mi to rybka. 
Póki co, post orientacyjny. Ile osób chętnych i czy uda nam się zrealizować projekt. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z moimi planami. To zabralibyśmy się za robienie naszych animacji już pod koniec kwietnia, tak aby na końcu maja, albo na początku czerwca wypuścić MAP. Teraz będziemy wybierać muzykę. 
Proszę w komentarzach pisać tytuł i wykonawcę utworu, którego podkład muzyczny miałby być pod MAP. Jak zgadzacie się z cudzym wyborem, dawajcie znak pod jego komentarzem, że go popieracie. Za pięć dni, czyli 6 kwietnia, zebrałabym kilka najpopularniejszych piosenek i zrobiła głosowanie, które wytypuje ten jeden utwór. 
Tak więc! Zapraszam do zabawy! 
Razem twórzmy coś wielkiego!
Share:

Paczaj! - Plany na kwiecień

Joł joł joł joł! 
Gra w kości pojawiła się dosłownie na ostatnią chwilę. Coś czułam, że tak się stanie, ale chałwa niech będzie wszystkim - udało się (błąd celowy). 
Tak to jestem całkiem zadowolona z zeszłego miesiąca. 
Serio. 
Trochę (bardzo) był dla mnie ciężki, wliczając w to ile miałam do zrobienia. Ale się przeżyło. Kwiecień od pracy rysuje się lżej. Póki co - bo nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca - co oznacza, że będę miała więcej czasu na pisanie i tłumaczenie! 
Eeej nie do końca. Bo nadal mam wiele spraw uczelnianych na głowie no i licencjat, który każdego dnia daje o sobie siwe znaki, więc khem, będę musiała jakoś to wszystko pogodzić. Ale dam radę!

Co do Patronate - musiałam z tego zrezygnować. Generalnie jest tam tak, że podanie przegląda administracja, co jest super! Serio! Sprawdzają autentyczność, doradzają w konstrukcji profilu. Mmyhym, to zrobiło na mnie naprawdę wielkie pozytywne wrażenie. Lecz niestety, za tym idzie też coś, co mi się nie spodobało. Waloryzacja użytkowników na tych, którzy mogą mieć konto, oraz ci, którzy... muszą być... sławniejsi! Aby to konto zdobyć. 
 Oto mail jaki dostałam. Z niego wynika, że chcąc założyć sobie konto na tej stronie, trzeba mieć Społeczność, która jest aktywna i zaangażowana. Co więcej, ma posiadać jakość. Więc, Wy, jako czytelnicy, nie macie jakości. Jak się z tym czujecie?
A no i jeszcze jedno - nasze prace, opowiadania, komiksy etc, zdaniem pani Marty Szymańskiej - nie dostarczają wartości.
Oczywiście, odpisałam na to, po tym jak podniosłam koparę z gleby. 
 Czy przeczytała? Wątpię. Lecz takie już jest życie. Wiecie, może gdybym była jutuberem i wciągała kondom przez dziurkę od nosa - to może pozwolili by mi mieć tam konto. 
No nic. Nie czuję się z tego powodu źle, czy gorzej, właściwie - nie czuję się w ogóle. Będę szukać innej strony, gdzie chętni z Was będą mogli mi przesyłać skromne napiwki. Bo przecież nie liczę na nic. 
Khem.
No i powstał Undertale RPG. Nie miałam tam jeszcze do końca szansy się rozgościć, bo mam mało czasu, a jak już, to jestem tak zmęczona, że nie mam siły na nic, ale jak chcecie się pobawić śmiało Link na górze strony pod logiem.
 Co tu jeszcze?
A tak!
Live!
Czyli moja gra w IB. Przeszłam całą grę. Nie jestem dobrym graczem na żywo i raczej wielkiej zabawy nie było, ale gra mi się podobała, choć przyznam, że czułam rozczarowanie zakończeniem... Miałam to zakończenie, gdzie Ib i Garry się żegnają. W sensie, on jej nie pamięta. I co i tyle? Szczerze - bardzo spodobała mi się Marry i nie chciałam jej zabijać, serio. Podchodziłam wiele razy, aby jej nie zabić. 
Szkoda, że się nie udało. 



 Dla tych to nie rozumieją. W necie uchodzi przeświadczenie, że tego typu obrazkami, wiecie, przesadnie słodkimi z toną "brokatu" posługują się albo niedorozwinięte umysłowo barbie, albo starsze panie, które z ledwością nauczyły się obsługiwać komputer. 
Aż taka stara jestem?
Kheeee... 
Nie czuję się, bliżej mi do nastolatki/dziecka, niż do mojego pokolenia. Czy to znaczy, że zatrzymałam się emocjonalnie? Oby nie intelektualnie. Chociaż na temat tego drugiego mogłaby wiele powiedzieć moja opiekunka praktyk, która uznała ostatnio, że nie nadaję się na nauczyciela. Kciuki w górę! 
Determinacja aby udowodnić jej, że się myli, jest wielka. 
Ale wracając do tematu. Mamy święta Wielkanocne. Rok temu o tej porze był event. W tym roku go nie ma. Ale nic to, prawda? :3 Mam w planach zrobić coś o wiele większego i lepszego, coś w czym każdy będzie mógł się dobrze bawić, ale o tym później. 

Czekacie na życzenia? A co ja mogę życzyć, skoro w ogóle nie czuję tych świąt? Właściwie to nie wiem czy kiedykolwiek je czułam. Za dziecka lubiłam chodzić z koszyczkiem no i był to pretekst do umazania farbą całej kuchni. Ale... wiecie, ja nie pochodzę z religijnej rodziny no i emocjonalnie nie czuję .. no wiecie.. tego czegoś. Jak chodzi o magię Świąt Bożonarodzeniowych to co innego. Nie wiem dlaczego, ale tak już jest. Mimo to nadal w obu przypadkach nie rozumiem mentalności wspólnych obiadów. W sensie, robimy zakupy na pół roku, które skończą się po dwóch dniach - praca w ciągu tych ostatnich dwóch dni była koszmarna... po chuj ci ludzie tyle rzeczy kupują?! - matka siedzi cały dzień w kuchni i gotuje a potem są resztki, bo nikt już nic nie może jeść. No i zakaz sprzątania. Jezus się obrazi, jak pójdę zmyć naczynia? Albo umyję okna w niedziele, a nie w sobotę? Ja wiem, że to głębszy sens teologiczny i ja naprawdę rozumiem o co w tym chodzi, ale... nie rozumiem jednocześnie, to po prostu do mnie nie trafia. 
Tym bardziej obiad. Jak już mówiłam. Rodzice mogą być źli i okrutni, mogą krzyczeć, rodzeństwo wkurwiać, wujek zrobił coś, czego nie zapomnisz mu do końca życia, a mimo to i tak masz usiąść przy wspólnym stole i udawać, że tego nie ma? 
Nie ogarniam.
Jak wszystko jest robione z chęcią i prawdziwymi uczuciami to super! Zazdroszczę tego - serio, zazdroszczę. Lecz jeżeli wszystko jest sztuczne - to dlaczego każdy się do tego zmusza? Zmusza do uśmiechu i przesiadywania z tymi, z którymi nie chce, myśląc, jak tu umknąć? 
Ech.
Może faktycznie jestem jakaś inna? 

Czy wam czegoś życzę? Nie. Bo zawsze chcę aby się Wam układało, bez względu na kartkę w kalendarzu i to jak czyste są wasze okna. 

Wracając do spraw blogowych. Co na ten miesiąc? 

Tłumaczenia: 
-Coś z Czy to uczyni Cię szczęśliwą
-Z dwa albo trzy rozdziały Handplates
-Systematycznie tłumaczyć jak pojawią się jakieś nowe odcinki serii (done)
-Tłumaczyć dalej Mam nadzieję, że mnie złamiesz (done)
-Niech pojawi się kilka komiksów! (done)

Własne prace:
-Napisać coś do Do końca świata i dzień dłużej (done)
-Napisać coś do Sześciu Dusz (done)
-uzupełnić spis AU z przedostatnich liter

Sprawy techniczne: 
-Zrobić event (done)
-Zrobić nową grę (done)
-uzupełnić spis treści (done)
-posegregować tagi - gry które będą nieczynne od trzech miesięcy tracą swój tak i lądują do eventów. Pojawi się spis treści z osobami jakie brały udział w nich, więc spoko. (done)
-zgłosić prawa autorskie z YT

Share:

Undertale: Gra w kości - Zmysłowe zakupy [The Skeleton Games - Seasonal Shopping!] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Kolejnego ranka zbudził Cię wibrujący telefon przy łóżku. Było znacznie wcześniej niż pora o której zwykle wstawałaś, ale zgodziłaś się na spotkanie, kiedy sklepy zostają otwarte... Wychodząc z łóżka rozpoczęłaś poranną rutynę. Toaleta, prysznic, ubrania, szybko byłaś gotowa na zakupy. Kiedy szłaś do kuchni Twoje oko zwróciło uwagę na kanapę i przypomniałaś sobie, że szkielet nadal na niej śpi. Oczywiście, że jeszcze śpi... daleko jeszcze do południa, no i jest weekend. Podchodząc od tyłu kanapy patrzyłaś jak oddycha delikatnie przez sen. Wtulił się całkowicie w dakimakurę jaką mu podrzuciłaś. Wbijał ostre pazury w nią i mocno tulił do piersi. Koc zwisał z jego ciała, oddychał łagodnie. Ubrania zrolowały się przez noc, zapomniał też ściągnąć kurtki. Drgnął poruszając się nieznacznie w miejscu. Miałaś dobry widok na jego kręgosłup, który powoli unosił się i opadał. Oddychanie... nadal musisz go zapytać dlaczego to robi. Niewielki uśmieszek zagościł na Twojej twarzy gdy zauważyłaś za co chwytał jedną ręką... Heh... nie zamierzałaś by akurat tę część poduszki miał pod twarzą... Ale... już za późno. Zdając sobie sprawę, że drugiej takiej szansy może nie być, chwyciłaś za telefon i przeszłaś obok kanapy. Po wzięciu kilku satysfakcjonujących zdjęć, napisałaś coś na karteczce i delikatnie przykleiłaś ją do jego czoła, a potem wyszłaś z mieszkania. Czacha nadal spał... Ty musisz dopilnować planów jego urodzin. 
Zajęłaś miejsce parkingowe w samą porę. Sklepy właśnie zostały otworzone choć słońce nie wzeszło jeszcze w pełni, czułaś się niepewnie jadąc. Założyłaś kilka warstw ubrań i szybko przeszłaś do budynku i weszłaś do środka. Wyciągnęłaś komórkę i zobaczyłaś, że masz kilka wiadomości i nieodebranych połączeń.

Wielki Szef: CZŁOWIEKU. JESTEM! GDZIE SIĘ PODZIEWASZ?!?!?!?!

Nieodebrane połączenie od Wielki Szef

Wielki Szef: ODBIERZ NATYCHMIAST!!!

Nieodebrane połączenie od Wielki Szef

Wielki Szef: W KOŃCU OTWORZYLI DRZWI!!! MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ DUMNA IŻ ZAWODZISZ WŁASNY GATUNEK, BO WŁAŚNIE TO ROBISZ W TEJ CHWILI!!! JAK ŚMIESZ SPÓŹNIAĆ SIĘ GDY MASZ SPOTKAĆ SIĘ Z PRZERAŻAJĄCYM PAPYRUSEM!!! I TY UWAŻASZ, ŻE ŚMIESZ BYĆ LEPSZA ODE MNIE W RANDKOWANIU!!!

Nieodebrane połączenie od Wielki Szef

Wielki Szef: OBYŚ ZDECHŁA! BO TO JEDYNA WYMÓWKA NA SPÓŹNIENIE SIĘ!

Nieodebrane połączenie od Wielki Szef

Wielki Szef: CZŁOWIEKU! OBIERZ! NATYCHMIAST!!!

Wygląda na to, że przybył wcześniej niż Ty. Nie spóźniłaś się, ale... nie byłaś jakoś wcześnie. Sprawdziłaś czas kiedy otwierają sklepy, nie było informacji, aby mieli to zrobić wcześniej. Byłaś w połowie odpisywania wiadomości, gdy zadzwonił Twój telefon. Odebrałaś natychmiast przystawiając go do ucha
-Uh..cz-cześć... Szefie...
-W KOŃCU TY ŻAŁOSNY CZŁOWIEKU! TAK TRUDNO ODEBRAĆ GDY DZWONIĘ?!?! BYŁEM PEWIEN, ŻE UMARŁAŚ! - jego donośny głos rozbrzmiał w Twoim telefonie. Musiałaś odsunąć go na kilka centymetrów od twarzy.
-Prowadziłam gdy dzwoniłeś... Już jestem na miejscu
-TSK.. SPÓŹNIŁAŚ SIĘ! MIELIŚMY PRZECIEŻ SPOTKAĆ SIĘ GDY SKLEPY ZOSTANĄ OTWORZONE!
-Ta... ale to właśnie teraz...?
-OTWORZYLI DRZWI DZIESIĘĆ MINUT TEMU!!! - sprawdziłaś telefon raz jeszcze... Nie... jesteś w samą porę. Może otworzyli drzwi wcześniej?
-Heh... Wybacz, Wielki Szefie... Wygląda na to, że będziesz musiał mnie poddać torturom – powiedziałaś uśmiechając się. Milczał przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
-C-CÓŻ.. TO NIE TAK, ŻE MUSZĘ
-Ej Papyrus! W końcu dodzwoniłeś się do swojej dziewczyny?!!! - kolejny głos odezwał się w tyle
-MILCZ UNDYNE! JUŻ CI MÓWIŁEM, TO NIE MOJA DZIEWCZYNA! - odkrzyknął. Słyszałaś jak telefon przez jakiś czas szumi, w słuchawce odezwał się znajomy głos
-Cześć Dziewczyno! Przyprowadź tu swoje dupsko! Czekamy już wieki!
-ODDAJ MÓJ TELEFON UNDYNE!!! PRÓBUJĘ ROZMAWIAĆ!!! - krzyczał Papyrus z drugiej strony
-Gdzie jesteście? Przyjdę do was – miałaś nadzieję, że są gdzieś blisko.
-W dziale z żarciem! A gdzie indziej?! - zawołała Undyne
-MÓJ TELEFON!!! NATYCHMIAST!!! - i połączenie zostało przerwane. Schowałaś komórkę do kieszeni idąc w stronę stoisk z jedzeniem. Gdy tam dotarłaś zauważyłaś dwa wysokie potwory siedzące po przeciwnych stronach stołu. Papyrus zauważył Cię pierwszy, odwrócił się wściekły. Undyne leniwie opierała się o blat jedząc coś z dużego kubełka. - TSK... NAWET NIE ŚPIESZYŁAŚ SIĘ, BY TU PRZYJŚĆ SZYBCIEJ – mruknął, gdy się pojawiłaś. Udnyne popatrzyła na Ciebie, pomachała ręką trzymając w niej pałeczki.
-Cześć Dziewuszko! W końcu!
-W KOŃCU! - zawtórował szkielet
-Heh... wybaczcie... Naprawdę wydawało mi się, że jestem na czas – powiedziałaś zawstydzona
-Neeee! Nie martw się śpiochu!!! - powiedziała zadowolona biorąc sporą porcję klusek z kubełka mierząc Cię od stóp do głów żółtym okiem.
-POWINNA SIĘ MARTWIĆ! NIE MOŻESZ OBIECAĆ KOMUŚ, ŻE BĘDZIESZ I SIĘ NIE POJAWIĆ! TAK ROBI SANS!!! - aż tupnął nogą zdenerwowany.
-Przyszła! - Undyne powiedziała ładując makaron do policzków – No i … wydaje mi się, że to przez to, że waliłeś w drzwi pięściami to otworzyli je wcześniej.
-Waliłeś w drzwi...? - uniosłaś brew. Papyrus odwrócił wzrok wzruszając ramionami
-CH-CHCIAŁEM POINFORMOWAĆ PRACOWNIKÓW, ŻE KLIENCI CZEKAJĄ I POWINNI SIĘ POŚPIESZYĆ I OTWORZYĆ TEN BAJZEL NAZYWANY CENTRUM HANDLOWYM!!
-Więc jednak się nie spóźniłam! - powiedziałaś zadowolona
-NIE! UMÓWILIŚMY SIĘ, ŻE SPOTKAMY SIĘ GDY SKLEPY ZOSTANĄ OTWORZONE! SKORO ZOSTAŁY OTWORZONE WCZEŚNIEJ, A CIEBIE NIE BYŁO, ZNACZY ŻE SIĘ SPÓŹNIŁAŚ!
-Albo … po prostu naprawdę chcesz mnie troszeczkę potorturować – zachichotałaś – Rany, Wielki Szefie, jaki łobuziak! - Udnyne zaczęła śmiać się z pełnymi ustami plując jedzeniem na lewo i prawo.
-Z-ZAMILCZ! - krzyknął głośno – NIE O TO MI CHODZIŁO!!! TO BYŁBY NORMALNE TORTURY!!! NIE SPEŁNIENIE OBRZYDLIWYCH I OBLEŚNYCH LUDZKICH FANTAZJI!! - Udnyne śmiała się głośniej, twarz Papyrusa zaczęła przybierać kolorów. - D-DOBRA! NIE BĘDZIE TORTUR! ZNISZCZYŁAŚ WSZYSTKO SWOIMI ZBOCZONYMI MYŚLAMI I TERAZ NIE CHCĘ TEGO ROBIĆ! - popatrzył na Undyne – POŚPIESZ SIĘ I SKOŃCZ SWOJĄ LUDZKĄ POTRAWĘ ABYŚMY MOGLI ZACZYNAĆ – ta w odpowiedzi zaczęła wypychać usta makaronem próbując skończyć szybciej. - TSK... SWOJĄ DROGĄ – uniósł dłoń by pokazać na wielkiego rybiego potwora obok siebie – T-TO MOJA.... TO BEZNADZIEJNY PRZYPADEK BYŁEGO WOJOWNIKA... UDNYNE...
-Bł'go kapffftn 'uardii! Móffffłam jej to! 'usz się 'amy! - powiedziała krzycząc z pełną paszczą.
-TO OBRZYDLIWE UDNYNE! NIE GADAJ Z PEŁNĄ BUZIĄ
-Kasza'eś 'ii fie pofieszyffć! - uśmiechnęłaś się patrząc na nich
-Ta... poznałyśmy się w Muffets... - miałaś nadzieję, że nie powiedziała o długu Sansa. Miałaś wrażenie, że to bardzo by rozgniewało Papyrusa, gdyby się dowiedział. Udnyne głośno przełknęła klepiąc się po piersi czekając, aż jedzenie znajdzie się w jej brzuchu.
-Ta.. To ona powiedziała mi o nawiedzonym domu.
-TSK... - Papyrus skrzyżował znowu ręce – NAWIEDZONY DOM BYŁ NICZYM WIĘCEJ NIŻ FARSĄ... NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE MÓJ BRAT PRACOWAŁ W TAKIM MIEJSCU …
-O ile pamiętam, mówiłaś, że też tam pracujesz – Udnyne w końcu skończyła ostatnią porcję jedzenia oblizując palce – Groziłaś mi, że postraszysz mnie tak, że spadną mi gacie – uśmiechnęłaś się unosząc leniwie ręce
-Co... nie widziałaś mnie? - zmarszczyła oko
-Nie...
-Cóż... a ja ciebie tak – uśmiechnęłaś się bardziej – Mogłaś mnie nie zauważyć, bo nie byłam zbyt straszna – wzruszyłaś ramionami – Ganianie kogoś z piłą łańcuchową jest nudne. - potworzyca otworzyła szerzej oko a potem otworzyła szeroko paszczę
-Gahhhh! - krzyknęła pokazując ręką na Ciebie – To byłaś ty!!! - nawet twarz Papyrusa zarumieniła się
-N-NIE BALIŚMY SIĘ CZŁOWIEKU! NIE BYLIŚMY PO PROSTU PEWNI CO DO AUTENTYCZNOŚCI PIŁY ŁAŃCUCHOWEJ... TO NIEPOROZUMIENIE!
-Właśnie! M-my nie byliśmy pewni odnośnie tego co krzyczałaś o EXP!
-Łapię! Łapię... - wzruszyłaś ramionami.
-Wiesz... ludzie nie wiedzą o tym... - powiedziała zamyślona, znów mierząc Cię spojrzeniem, źrenica się jej zwęziła – Jak wiele cholerstwa Sans ci nagadał?!
-Zadaję się z wieloma innymi potworami ostatnio, więc nie powinnaś o to obwiniać Sansa – mruknęłaś.
-Hm?- nie spuszczała Cię ze wzroku
-D-DOŚĆ TEGO UNDYNE! - Papyrus jej przerwał – MAM COŚ DO ZAŁATWIENIA! - wyciągnął kartę papieru z kieszeni w kurtce i otworzył zaskakująco długą listę – SPĘDZIŁEM PRAWIE CAŁĄ NOC NA PLANOWANIU TEGO CZEGO BĘDZIEMY POTRZEBOWAĆ, JEŻELI SIĘ NIE POŚPIESZYMY, TO NIE ZDOBĘDZIEMY WSZYSTKIEGO NA CZAS!
-To naprawdę wiele rzeczy... - pochyliłaś się by zerknąć na to co tam napisał.
-CÓŻ... I TAK NIE MA TU WSZYSTKIEGO... WIĘKSZOŚĆ TO POMYSŁY... A-ALBO SUGESTIE... - mruknął nie rozwijając listy dalej – OCZYWIŚCIE MAM PLAN NA KAŻDĄ SYTUACJĘ! NYEH HEH HEH!
-Hm.. daj zobaczyć – pochyliłaś się nad listą. Maszyna do karaoke. Świece (też te co nie chcą zgasnąć!) Kamera. Balony. Konfetti. Serpentyny. Piniata. Słodycze. Napoje. Czapeczki. Szczeniaczki. Składane krzesełka (100). Składane stoły (10). Egzotyczna tancerka.
-Szczeniaczki...? Zaraz. ILE osób zaprosiłeś? - popatrzyłaś z trwogą na listę.
-NIE TAK DUŻO... - wzruszył ramionami – SETKĘ NAJBLIŻSZYCH SOJUSZNIKÓW! - czułaś, że zaczynasz się pocić. Nim wróciłaś do czytania Papyrus schował listę w kieszeni.
-Um... Szefuńciu.. to zbyt wiele osób jak na urodziny Sansa..
-NONSENS! TO IDEALNA LICZBA – machnął ręką od niechcenia – ZAPROSIŁEM KAŻDEGO KTO JEST KIMŚ, WSZYSCY GOŚCIE SĄ WAŚNYMI OSOBOWOŚCIAMI. - już miałaś coś powiedzieć, kiedy poczułaś bardzo silne ramie otaczające Cię z boku.
-Właśnie! Będzie super! - Drugą rękę Undyne oplotła dookoła Papyrusa – Pomogę temu nerdowi, co może pójść źle?
-JUŻ CI MÓWIŁEM UNDYNE! NIE POTRZEBUJĘ TWOJEJ POMOCY!!!
-Fuhuhuhuhuhuh!!! - przyciągnęła go bliżej szczerząc się szeroko – Jesteś po prostu zazdrosny, że to ja mam już dla niego najlepszy prezent!
-TYLKO DLATEGO, ŻE ALPHYS CI POMOGŁA, NIE ZNACZY, ŻE JEST NAJLEPSZY! - Papyrus próbował się wyrwać.
-Fuweh heh heh... Możesz tak mówić, kiedy znajdziesz coś lepszego!
-Zaraz! Co dla niego masz? - byłaś nadal w jej objęciu. Ciekawa co inny potwór może myśleć, że będzie dobrym prezentem dla twojego złośnika.
-Jakąś głupią książkę dla nerdów o kosmosie... - puściła Papyrusa – Moja dziewczyna mówiła, że pokocha ją.
-Zaraz... Sans przyjaźni się z Alphys?- Udnyne wykrzywiła usta w obrzydzeniu
-Jakby Alphy przyjaźniła się z … - zerknęła na Papyrusa i szybko się poprawiła – Tsk.. znaczy się.. z tego co wiem to razem pracowali czy coś... nie wiem – znowu spojrzała na Ciebie i zmarszczyła oko – Kto ci mówił o Alphys?
-Oh... uh... Sans wspominał o niej kilka razy. Mówił, że to twoja dziewczyna i jest naprawdę mądra – Natychmiast Undyne uśmiechnęła się szeroko
-Fuhuhuhuhuhuhu! Kurwa jasne, że jest!
-TSK! DOŚĆ GADANIA UNDYNE! - wtrącił się Papyrus odpychając ją – ZAPROSIŁEM TU CZŁOWIEKA CELOWO. MUSIMY ZACZĄĆ JUŻ TERAZ! - odwrócił się w Twoją stronę – TERAZ CZŁOWIEKU! PRZYDAJ SIĘ NA COŚ I POKAŻ MI, GDZIE ZNAJDĘ SKLEP Z PRZEDMIOTAMI JAKIE POTRZEBUJĘ! - często bywałaś w tej galerii. Zawsze kiedy chciałaś kupić jakąś nową grę, właśnie tu szłaś. Naturalnie, wiedziałaś też, gdzie znajduje się sklep o nazwie Planeta Imprez. Bez zbędnych pytań, zaprowadziłaś dwa potwory. Wzrok gapiów zaczał was śledzić. Centrum może i było prawie puste, kiedy przyszliście, ale powoli zaczynało się zapełniać. Zauważyłaś to, gdy grupa ludzi praktycznie biegła w waszą stronę z uniesionymi aparatami. Cóż.. nie chodziło o Ciebie. Chodziło o Twoich towarzyszy. Papyrus i  Undyne nie zwracali na to uwagi. Właściwie... z jakichś powodów czułaś, że Papyrusowi się to nawet podoba. Ciebie to denerwowało. Większość życia spędziłaś ukryta... albo ostatecznie... nie wychylałaś się... Po tym jak kolejna osoba zrobiła wam zdjęcie, czułaś się naprawdę niezręcznie. W końcu, dotarliście do sklepu z gadżetami na każdą imprezę, westchnęłaś z zadowolenia, wolna od spojrzeń. - CUDOWNIE! - Papyrus stał przed sklepem – TO MIEJSCE PEŁNE UŚMIECHNIĘTYCH ZDJĘĆ LUDZI WYGLĄDA NA TO, ŻE MA WSZYSTKO CZEGO POTRZEBUJĘ! - natychmiast chwycił za koszyk i wszedł do środka. Undyne poszła za nim i również chwyciła za koszyk. Idąc w pierwszą alejkę Papyrus już wpakował cały karton konfetti do koszyka.
-A co ty na to? - zapytała Undyne trzymając kilka świecących kijków.
-BIERZ! - krzyknął nawet nie patrząc.
-Uh... ej... - powiedziałaś zmartwiona patrząc jak ich koszki szybko się wypełniają
-MYŚLAŁEM, ŻE PRZYSZŁAŚ TU BY POMÓC! - nie patrzył na ciebie
-Taa ale... czy to nie troszeczkę … za dużo?
-NONSENS! IDEALNE PRZYJĘCIE MUSI MIEĆ IDEALNE DEKORACJE – mówiąc to wziął karton serpentyn i wrzucił je do koszyka.
-Ale... czy to nie będzie trochę za drogie....?
-TO IDEALNE PRZYJĘCIE CZŁOWIEKU! CENA NIE MA ZNACZENIA!
-N-no ale, nie uważasz, że Sans wolałby... no wiesz... trochę mniej? - miałaś nadzieję, że jakimś sposobem dotrzesz do niego. Papyrus odwrócił się w Twoją stronę z rękami na biodrach
-A KTO ŚMIAŁBY CHCIEĆ MNIEJ NIŻ IDEALNE PRZYJĘCIE?
-...Uh... taaak... Chyba.... masz rację – poddałaś się. Nie wiedziałaś co powiedzieć. Miałaś mieć oko na Papyrusa... tak aby impreza nie stała się przesadna... Wybacz Czacho... Powiedziałaś do siebie chwytając za świecący kijek. Nic na to nie poradzisz...
-D-d-dziękujemy za zakupy w P-p-planecie Imprez! - wyjąkała kasjerka. Papyrus schował swoją kartę patrząc na nią, jak próbuje skryć się pod biurkiem.
-TSK... ROZUMIEM, ŻE MOJA OSOBA MOŻE BYĆ ZBYT ZACNA DLA KOGOŚ TAK ŻAŁOSNEGO JAK TY, ALE TO NIE SPRAWIA, ŻE MOŻESZ BYĆ NIEGRZECZNA I UKRYWAĆ SWOJEJ ŻAŁOSNEJ EGZYSTENCJI ZA STOLIKIEM. WEŹ PRZYKŁAD Z TEGO CZŁOWIEKA – wskazał na Ciebie – JEŻELI CHCESZ ZE MNĄ CHODZISZ, MUSISZ BYĆ DZIELNA! - dziewczyna w odpowiedzi zadrżała.
-Przestań flirtować ze sprzedawczynią przed swoją dziewczyną i pomóż mi dźwigać to draństwo! - krzyknęła Undyne, ręce miała całkowicie zajęte siatkami z zakupami.
-NIE FLIRTOWAŁEM! STWIERDZAŁEM FAKT – zabrał siatki z ziemi, Ty pozostałaś z niczym. Zatrzymał się i zmarszczył brwi – I TO NIE JEST MOJA DZIEWCZYNA! - krzyknął
-Jesteś pewien, że nie chcesz, abym pomogła? - zapytałaś czując się nieco niezręcznie, że nie dźwigasz nic.
-TAK!
-Ale ty masz ich dużo i...
-JESTEŚ SŁABYM, ŻAŁOSNYM CZŁOWIEKIEM! NIE CHCĘ RYZYKOWAĆ, ŻE ZNISZCZYSZ COŚ! ALE MASZ! SKORO CHCESZ – podał Ci najmniejszą siatkę z konfetti – MYŚLĘ, ŻE CHOĆ TO MOŻESZ PONIEŚĆ! - Wzięłaś ją i poszłaś za dwoma potworami do wyjścia ze sklepu.
-Więc... Mamy prawie wszystko z twojej listy, tak? Coś jeszcze? - zapytałaś
-TSK.. TEN SKLEP MIAŁ ZASKAKUJĄCO WSZYSTKO CZEGO POTRZEBOWAŁEM DO PRZYGOTOWANIA IDEALNEGO PRZYJĘCIA. BYŁY NAWET KRZESEŁKA I STOŁY... ALE... O-OCZYWIŚCIE NIE MOGĘ UFAĆ LUDZIOM WE WSZYSTKIM, BĘDĘ MUSIAŁ ZAMÓWIĆ KILKA RZECZY Z INNEGO MIEJSCA... NO I CIASTO.
-Mówiłam, że ja mogę zrobić! - krzyknęła Udnyne idąc obok niego
-NIE ROZŚMIESZAJ MNIE! CHCESZ NAS WSZYSTKICH OTRUĆ?! - żółte oko mignęło niebezpiecznie
-I kto to mówi! Twoja ostatnia lasagna smakowała jakby była ugotowana w ludzkim kiblu!
-NYAH HAH! TO DOWODZI, ŻE MUSIAŁAŚ JĄ PIĆ, SKORO ZNASZ JEJ SMAK! - poprawił torby w rękach. Kilka ludzi zatrzymało się. Większość wskazywała na was, albo robiła zdjęcia telefonami.
-Nie musiałam pić aby wiedzieć, że twoje gotowanie smakuje jak śmiecie! - Oczy Papyrusa stały się niebezpiecznie maleńkie.
-NYEH HEH HEH! ZOBACZYMY, ŻAŁOSNA GWARDZISTKO! WYGLĄDA NA TO, ŻE ZNOWU BĘDĘ MUSIAŁ CIĘ SZKOLIĆ W TWOJEJ JEDYNEJ UMIEJĘTNOŚCI! MOŻE ZNOWU RAZEM BĘDZIEMY GOTOWAĆ … HM?
-Oh JASNE! - krzyknęła akceptując wyzwanie
-DOBRA! W KOLEJNĄ NIEDZIELĘ! - dramatycznie wskazał na własną pierś – PRZYGOTUJĘ POSIŁEK TAKI, ŻE TWA DUSZA NAWET SOBIE NIE WYOBRAŻA!
-Coooo...? Kolejna niedziela! To .. cały tydzień! Zróbmy to teraz! - Papyrus położył ręce na biodrach
-MAM CI PRZYPOMNIEĆ, ŻE JESTEŚMY NA BARDZO WAŻNEJ MISKI PRZYJĘCIA URODZINOWEGO?!
-To po zakupach! - wyszczerzyła się w uśmiechu
-OGŁUCHŁAŚ?! POTEM MASZ SPOTKAĆ SIĘ Z ALPHYS!
-Oh... heheh.. ojej – zaśmiała się zawstydzona – Dobra! Za tydzień! Ale lepiej się przygotuj! Powiem Alphys aby przeczytała wszystkie książki kucharskie jakie znajdę! Powie mi jak robić najlepsze jedzenie!
-NYEH! TRZEBA WIĘCEJ ABY MNIE POKONAĆ, RYBIA KOBIETO! BO JA POZNAŁEM NOWĄ SEKRETNĄ TECHNIKĘ!
-Chyba nową głupią technikę!
-TO SIĘ JESZCZE ZOBACZY... - wyszczerzył kły, a potem spojrzał na Ciebie – TERAZ! CZŁOWIEKU! CZAS NA NAJWAŻNIEJSZĄ CZĘŚĆ NASZEGO ZADANIA ZAKUPOWEGO! PREZENTY!
-Oh.. uh... masz jakiś pomysł? - zapytałaś
-PRZYGOTOWAŁEM LISTĘ POTENCJALNYCH DARÓW – wyciągnął z kieszeni papiery. Wszystkie zapełnione pomysłami. Pochyliłaś się by spojrzeć. Bieżnia. Ciężarki. Książka kucharska ucząca przygotować profesjonalne Lasagne. Osobisty trener. Puchaty Króliczek 2. Kolce podłogowe. Przewodnik po właściwiej higienie i zachowaniu dla potworów. Maszyna do torturowania.
-Fuhuhuhuhuhuhu! - Undyne zaczęła się śmiać kiedy spojrzała – Serio uważasz, że to może spodobać się twojemu bratu?!
-C-CISZA UNDYNE! - zabrał listę z widoku i poprawił rękawice – T-TO NAPRAWDĘ WYŚMIENITE PREZENTY! SAM Z CHĘCIĄ BYM Z NICH... - Undyne śmiała się nadal – MILCZ!
-Uh.... t-to naprawę dobre pomysły... - próbowałaś go uspokoić – Ale.. Wydaje mi się, że mam coś innego w głowie
-CO TAKIEGO? - skrzyżował ręce. Uśmiechnęłaś się ruszając w drogę
-Chodź za mną, to ci pokażę!
-CO TO TAKIEGO?! - krzyczał
-Zobaczysz jak dojdziemy!
-CZŁOWIEKU! - szedł za Tobą, Undyne śmiała się za nim. Z każdą chwilą było Ci coraz bardziej niezręcznie gdy więcej ludzi na was zerkało. Spędziliście kilka cichych godzin w sklepie, więc teraz Centrum jest praktycznie pełne.
-Tak się zawsze dzieje? - szepnęłaś po chwili.
-HUH? - był zmieszany – CO?
-No wiesz... - pokazałaś na kilka osób robiących wam zdjęcia.
-Po jakimś czasie przywykniesz – Undyne wzruszyła ramionami poprawiając siaty w rękach
-NYAH HAH HAH! JAKBY COŚ TAK GŁUPIEGO MIAŁO MARTWIĆ WIELKIEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA! JAKO KAPITAN GWARDII KRÓLEWSKIEJ ZAWSZE BYŁEM OBSERWOWANY GDZIEKOLWIEK SIĘ UDAŁEM! TUTAJ NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO! - powiedział z dumą.
-Fuh huh huh – mimo bagaży położyła rękę na ramieniu Papyrusa – Mówisz o tym, jak wszyscy nazywali Cię Ciasnym Edge Lordem?
-CO!... NIKT TAK MNIE NIE NAZYWAŁ!
-Fuhuhuhuhu! Nie w twarz! Ale powinieneś ich posłuchać, jak cię nie było!
-M-MILCZ!
Delikatne światło słoneczne wkradało się między szparami w zasłonach. Już po południu a mały szkielet nadal spał. Ciepło... Był taki lekki... Jakby latał... Dlaczego? Dlaczego nie pamięta? Dlaczego tego nie pamięta, skoro pamięta wszystko? Biel... Cały świat jest biały... Powoli pochłaniany przez przerażające płomienie. Dwie ręce machały gdy uciekał.... Machały gdy krzyczał... Ciemność... Oczodoły otworzyły się przyzwyczajając się do światła w pokoju. Dziwne... znowu o czymś zapomniał... Przeciągnął kręgosłup i kilka kości wracając do wygodnego posłania. Cholera... jak dobrze mu się śpi. Nie spał od... wielu dni, ile to dokładnie? Za dużo. Jego cholerna sąsiadeczka zawsze znajdowała chujową wymówkę aby budzić go rano w weekendy. Ziewnął i wtulił twarz w miękkość prześcieradła. Jest tak wygodnie, czuje, że może spać... Otworzył oczy szeroko patrząc na obrazek przed nim. Cycki... narysowane ludzkie cycki....
-JESTEŚ! KURWA! MAAAAARTWA! - warknął zeskakując z kanapy odrzucając od siebie poduszkę. Pognał pod drzwi Twojej sypialni i zaczął w nie walić pięścią, drewno drżało – POWIEDZ PAPA TEJ CHUJOWEJ ZBOCZONEJ PODUSZCE! BO WYŚLĘ JĄ DO PUSTKI! - przygotował magię czekając, aż otworzysz. Ale nic się nie stało. - WYJDŹ TU! - znowu krzyknął kopiąc w drzwi, szykując się na spotkanie z Twoją przerażoną twarzą gdy w końcu zobaczysz jak poduszka znika. Nadal nic... - O-OBUDŹ SIĘ DO KURWY!!! - znowu krzyknął, gniew powoli znikał. Kiedy nadal nie odpowiadałaś. Sans zatrzymał się... Dlaczego się kurwa nie budzisz? Odstawił poduszkę pod ścianą, zacisnął rękę w pięść i zaczął pukać – E-ej! - krzyknął niepewnie – Zbieraj swoją pieprzoną dupę! - Nadal nic Sans zaczynał się wkurzać. Tsk... chyba.. chyba sobie nie wyobrażasz, że schowanie się cokolwiek załatwi... B-bo nie boi się tam wejść! Zrobi to kurwa! Skoro nie otwierasz... o-on może wejść. Pochylił się do drzwi nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku. Nic... Dość! Kurwa wchodzi! Chwycił za klamkę i przekręcił ją gwałtownie gotowy wyważyć drzwi przy otwarciu. Skrzek. Uchylił je jednak na tyle, by zerknąć do środka. - W-wiem że jesteś tutaj kurwa! - krzyknął. Kiedy nikt mu nie odpowiedział, pchnął drzwi dalej tak by móc spojrzeć na cały pokój. Czysty. Posłane łóżko. Wszystko tak jak powinno... ale... Gdzie do kurwy nędzy jesteś? Jego dusza szumiała szybciej jak wszedł do pomieszczenia. Pusto... Wszędzie jest pusto.. Naczynia zmyte... Pranie zrobione... Posłane łóżko.. Wszystko jest nieużywane znowu... Nikt nie wróci do domu... Jest znowu sam... Zawsze był sam... Właśnie dlatego mówił, aby nie wychodziła! Właśnie dlatego... - Ch-cholera – mruknął chwytając koszulę na wysokości mostka, próbując uspokoić duszę. Nic mu nie jest. Wszystko jest kurwa dobrze! Ona... tylko wyszła. U-uspokój się i myśl Sans! Trzymaj się! Po kilku wdechach gdy próbował zapanować nad sobą, chwycił z kieszeni telefon. Palce szybko stukały po klawiaturze, gdy pisał wiadomość.
Nadal zastanawiałaś się, dlaczego inni tak nazywali Papyrusa, kiedy poczułaś wibracje telefonu. Wyciągnęłaś go z kieszeni by zobaczyć wiadomość od sąsiada.

Czacha: Gdzie JESTEŚ

A no... w końcu się obudził. Nie widział notki? Jak...? Przykleiłaś mu ją do czoła. Zaczęłaś odpisywać.

Ty: Na gorącej randce

Opierał się o framugę Twojego pokoju. Dusza Sansa w końcu się uspokoiła gdy przeczytał Twoje imię, ale otworzył szerzej oczy gdy przeczytał wiadomość. Co kurwa?! A od kiedy ty... Przecież mówiłaś, że nie... Dlaczego kurwa jesteś na randce?! Nie, nie, nie.... Bywał u Ciebie prawie zawsze przez ostatni miesiąc. Nie miałaś czasu aby sobie kogoś znaleźć... Ty tylko... Ty tylko robisz sobie z niego jaja, jak zawsze... Nie możesz być na... r-randce... W-wiedział by to kurwa!

Czacha: pierdolisz z kim

Uśmiechnęłaś się czytając to

Ty: Szkoda, że nie możesz odbierać zdjęć. Bo gość jest wysoki, ciemny i przystojny!

CO DO KURWY?! Nie ma mowy! Jego palce lekko drżały gdy odpisywał.

Czacha: pewnie kupujesz gry

Czekał chwilę na odpowiedź

Ty: Powiedzmy, że kupuję coś dla kogoś wyjątkowego :D

Jego dusza na chwilę zabiła mocniej, gdy przeczytał to. J-jakby się kurwa przejmował! Po chuj mu to pierdolisz?

Ty: A tak swoją drogą.. przejrzyj się w lustrze

W lustrze... po chuj? Poszedł do Twojej łazienki i spojrzał.

Na zakupach!
Rozgość się, w lodówce coś jest dla ciebie
<3 Twoja kochana sąsiadeczka <3
P.s. Jak się spało z podusią?

-CO DO KURWY?! - zerwał notkę z czoła i zgniótł ją w ręce. Skoro zostawiasz wiadomość, nie kładzie się jej tam! Jak ją kurwa miał zobaczyć? Idąc korytarzem zatrzymał się przed lodówką i ja otworzył. Dwie pełne butelki potworzej musztardy. Zaraz.. m-może nie powinien się tak rozgaszczać i jeść Twoje jedzenie? … I tak tego nie zjesz. Wziął butelkę, otworzył i zaczął pić.
Chichotałaś po wysłaniu wiadomości. Nie mogłaś uwierzyć, że nie przeczytał wiadomości przed napisaniem do Ciebie.
-CZŁOWIEKU! Z CZEGO SIĘ ŚMIEJESZ? - zawołał przyglądając Ci się z uwagą
-Ah... um.. z n-niczego... - rzuciłaś niepewnie chowając telefon i dalej ich prowadziłaś.
-Mi to nie wygląda na nic – Undyne wyszczerzyła się – Obyś nie zdradzała tego wielkiego idioty!
-JAK WIELE RAZY MAM CI MÓWIĆ UNDYNE, TO NIE JEST MOJA
-Bo jego sezon się zbliża! I będzie potrzebował twojej pomocy! - Papyrus natychmiast zakrył jej usta dłonią. Cała czaszka była czerwona jak pomidor.
-MASZ NATYCHMIAST ZAMKNĄĆ SWOJĄ GĘBĘ!!! - krzyknął. Jego głos rozbrzmiał echem po Centrum Handlowym, wszyscy ludzie, którzy na was nie patrzyli, zrobili to teraz.
-Um... - próbowałaś się schować za potworami unikając wzroku gapiów – C-co? - Sezon... to trzeci raz jak słyszysz to słowo z ust potwora... Nie wiesz co to jest... Ale zdecydowanie coś wstydliwego … i zboczonego...
-N-NIC! IDŹ DALEJ GDZIE MIELIŚMY IŚĆ! - jego twarz nadal była czerwona. Undyne za ręką potwora śmiała się tak głośno jak to możliwe. Gdy ten zabrał dłoń szczerzyła się
-Fuhuhuhuhuhu! Co?! Ten mały zbok Sans mówił ci wiele rzeczy, ale o tym nie raczył wspomnieć?!
-UNDYNE!
-Dobra.. dobra... - odpuściła – Ale powinnaś z nim o tym pogadać
-NIE POWINNA! - Już miała coś powiedzieć, kiedy znajoma muzyczka z anime zaczęła grać.
-Alphy! - krzyknęła wsadzając rękę do kieszeni wyciągając telefon i przystawiając do ucha – Co tam? Prawie gotowe? - mówiła uradowana. Szła powoli i rozmawiała za wami. Papyrus utkwił wzrokiem w podłodze.
-TSK... - wyglądał na zdenerwowanego
-Co jest? - uśmiechnęłaś się – Z wyjątkiem, że twój sezon się zbliża?
-NIE BĘDĘ Z TOBĄ ROZMAWIAĆ NA TEN TEMAT – warknął
-Dobra.. dobra... - zaśmiałaś się. Wzrok Papyrusa na chwile spoczął na Undyne, gdy ta rozmawiała głośno, wyraźnie szczęśliwa. Zauważyłaś to i westchnęłaś, tym bardziej, jak wsadził rękę do kieszeni by spojrzeć na swój telefon – Więc... Zgaduję, że z Sansem nie rozmawiasz zbyt często
-N-NIE ZALEŻY MI – mruknął chowając komórkę.
-Hm... to mało braterskie z jego strony
-JEST OKROPNY W BYCIU BRATEM – uniósł ręce
-Mmmhmmmm.... mmmmhmmmm Powinien częściej do ciebie dzwonić
-OCZYWIŚCIE ŻE POWINIEN! - nagle do głowy wpadł Ci pomysł
-Wiem co zrobić
-NIE PROŚ GO O TO BO NIE W TYM SENS! P-POWINIEN ZROBIĆ TO Z SAMEGO SIEBIE! - położył ręce na biodrach
-Oh.. nie poproszę go! - wyciągnęłaś telefon i zaczęłaś pisać.
-CO ROBISZ? - odeszłaś od niego trochę dalej uśmiechnięta
-Nic... nic...
-N-NIE PROŚ GO!
-Powiedziałam, że nie poproszę! - Skończyłaś pisać i posłałaś. - Iiiii już. - Papyrus wyciągnął swoją komórkę i patrzył na nią.
-TSK... NIE ZADZWONI.
-Poczekaj
-N-NIE ZADZWONI! - Jego telefon zadzwonił. Wielki szkielet popatrzył na Ciebie, a potem na monitor. Powoli uniósł go do czaszki. - S-SANS! - zachichotałaś czytając swoją wiadomość.

Ty: Dobra, powiem ci z kim jestem. Z twoim bratem, nie czuł się dobrze. Coś o jego sezonie. Zadzwonił do mnie i zaproponowałam mu swoją pomoc. 
Share:

POPULARNE ILUZJE