Autor okładki: Rivie
Notka od tłumacza:: W tym świecie wojny między ludźmi i potworami nigdy nie było. Obie rasy egzystowały obok siebie przez wieki. W efekcie czego, narodził się proces zwany Rezonansem. Chodzi o to, że dusza poszukuje duszy do niej kompatybilnej. W efekcie czego, rodzą się związki nie do złamania. Partnerzy dobierają się między sobą i stu procentowej skuteczności. Gdy Rezonans połączy duszę człowieka i potwora, oboje mogą żyć długo i szczęśliwie - do czasu śmierci człowieka. Wtedy potwór umiera wraz z nim, w ten sposób ich prochy mogą połączyć się ze sobą na zawsze.
Jednak, jak przekonałaś się na własnej skórze - ten proces nie zawsze przebiega tak jak powinien. Gdy Twoja dusza, zareagowała Rezonansem na nowego sąsiada Sansa, ten wpadł w panikę i uciekł.
Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Występują związki Ty x Sans (Underfell) oraz Grillby (Underfell) x Papyrus (Underfell). Wszystkie notki +18 będą oznakowane.
Autor opowiadania: CathedralMidnight
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Ta pierwsza chwila
Niezłamany
Poranek
Coś złego?
Tak blisko, a tak daleko
Kontakt
Wiadomości
Dostawa
Ochrona
Ty i ja teraz
Więź [+18]
Ty i ja wiemy [+18]
Wracamy do początku
Porada
Brudna tajemnica
Jego historia
Druga nad ranem
Nasz poranek [+18]
Nasze południe [+18]
Nasza noc [+18]
Ostatni raz
Ostatecznie ostatni raz
Nowy początek
Ojciec
Od ciebie z miłością (obecnie czytany)
Powrót do pracy
Kolejny krok
Pomocna pielęgniarka [+18]
(Brak) zmiany
Czachy i aureole
Szkielety i aniołowie [+18]
Szept
Cisza
Brak światła
Jego imię
Lata
Razem
Niezłamany
Poranek
Coś złego?
Tak blisko, a tak daleko
Kontakt
Wiadomości
Dostawa
Ochrona
Ty i ja teraz
Więź [+18]
Ty i ja wiemy [+18]
Wracamy do początku
Porada
Brudna tajemnica
Jego historia
Druga nad ranem
Nasz poranek [+18]
Nasze południe [+18]
Nasza noc [+18]
Ostatni raz
Ostatecznie ostatni raz
Nowy początek
Ojciec
Od ciebie z miłością (obecnie czytany)
Powrót do pracy
Kolejny krok
Pomocna pielęgniarka [+18]
(Brak) zmiany
Czachy i aureole
Szkielety i aniołowie [+18]
Szept
Cisza
Brak światła
Jego imię
Lata
Razem
-Rozmawiałam z twoim ojcem – Sans zatrzymał się między dwiema poręczami jakich używał do przemieszczania się podczas terapii. Patrzył na Ciebie
-Kurwa, dziecino… I jak poszło?
-Źle – burknęłaś głaszcząc Głód po pysku (Zaraza był zbyt wielki na ten pokój, więc Sans odezwał go przyzywając znacznie mniejszego Blastera. Ostrzegł też, że Głód jest wielkim rozrabiaką. Blaster był wielkości głowy domowego kota, ułożył się na Twoich kolanach kiedy usiadłaś. Głaskałaś go, był gładki w dotyku. – Powiedział, że skoro przeżyłeś ból to nie musi być aż tak wielki. – Sans stuknął się w czaszkę.
-…Taaa, to brzmi jak jego słowa
-Wkurzył mnie! – warknęłaś – Zero w nim jakiejkolwiek sympatii czy empatii! Nie jest mu przykro przez to przez co przeszedłeś, nie rozumie co to za ból! Po prostu ma to gdzieś. To twój ojciec, powinien tutaj być, upewnić się, że dochodzisz do siebie, pomóc ci w terapii. Uważa, że skoro masz duszę Bossa, to nigdy nie umrzesz. Powiedział nawet, że… - samo wspomnienie tego odbierało Ci oddech - … Może mój drogi potomek nie kocha ludzi tak bardzo jak mu się wydaje. – Sans zadrżał mocniej chwytając się barierki
-Dziecino? – opuściłaś wzrok
-… To brzmiało tak, jakby mówił, że mnie nie kochasz, albo nie kochałeś żadnego ze swoich SoulMate… - nie umiałaś powstrzymać łez. Wytarłaś je pośpiesznie. Sans wyszedł spomiędzy barierek i podszedł do Ciebie – Sans! Nie! – krzyknęłaś wstając. Głód uniósł się nad ziemią tak by nie spaść na podłogę. Chwyciłaś Sansa za rękę tak by nie stracił równowagi – Jesteś na terapii! Nie możesz jeszcze sam chodzić!
-Nie będę stał i gapił się jak płaczesz – powiedział chwytając się Ciebie mocniej – Aniołku, nie słuchaj tych pierdów jakie mówi mój staruszek. Od dawna jest sam, nie wie co to znaczy dbać o kogoś i troszczyć się. To cyniczny dupek. Ale, Aniołku… kocham cię – zapewnił gładząc ręką po policzku, pochylił się by Cię pocałować. Twoja dusza się rozgrzała, czułaś jak pulsuje w piersi, silna i gorąca. Jego magia zawirowała dookoła, sprawiła, że poczułaś się kochana i bezpiecznie
-Przepraszam bardzo… - odsunęliście się lekko od siebie gdy pielęgniarz wszedł do pokoju, był mysim potworem. – Oh! Panie Szkielecie, nie może pan wychodzić sam! – przeszedł szybko przez pokój – Już i tak nadstawiam karku pozwalając być wam sam na sam skoro jesteście SoulMate – mówiąc to pomógł Sansowi przemieścić się znowu do barierek.
-Dobra, dobra – warknął. Zaśmiałaś się cicho i usiadłaś biorąc Głód na kolana
-Przepraszamy, Sans zareagował szybko aby mnie pocieszyć – zamyśliłaś się. Ma rację. Nie powinnaś pozwalać Gasterowi mieszać Ci w głowie. Po tym wszystkim przez co przeszliście, znasz Sansa i wiesz, że Cię kocha. Gdyby tak nie było nie walczyłby z Jerrym w taki sposób. Ale… zmarszczyłaś brwi zamyślona. Zaczęłaś się zastanawiać jak Gaster dbał o Sansa. Nazywał go binarnym klonem, siebie uważał za ojca rodu… Jest taki sztywny… Ciekawe… Gdyby Gaster i Sans mieli lepsze relacje, to czy ten pomógł by mu z jego duszą? Hm… Może nie, może nie byłby w stanie zniszczyć duszy własnego dziecka… Ugh, teraz będziesz musiała z nim mieszkać. Cóż, nie jesteś z Sansem od dawna, a z Gasterem rozmawiałaś raz. Może udawać, że go nie widzisz? Pewnie też tak będzie robił. Westchnęłaś głaszcząc Głód. Ziewnął lekko i uśmiechnął się.
-Sans?
-Ta? – mruknął przemieszczając się po barierkach
-Chce pan na chwilę przerwać? – zapytał pielęgniarz. Sans przytaknął i popatrzył na ciebie
-Co jest dziecino?
-Zastanawiam się, czy Wojna i Śmierć są tak samo małe jak Głód?
-Eh, Wojna jest wielkości Zarazy – odpowiedział – Śmierć jest największym Blasterem. Zbyt wielka by ją tutaj przyzwać. – patrzyłaś na niego.
-…Tak duża jak to co Jerry próbował przyzwać? – Sans spojrzał na sufit.
-Hrm.. nie wiem co dokładnie chciał przyzwać, ale sądzę, że są podobnych rozmiarów. – zamyśliłaś się
-To miało wielkie zębiska i pazury, przypominało trochę wilka… - Sans przytaknął i spojrzał na pielęgniarza
-To wszystko na dzisiaj – powiedziała mysz
-Czy mogę się przytulić do mojej SoulMate? – zapytał – Mam już dość tej odległości
-Cóż, pokazałeś, że możesz sobie dać radę – pielęgniarz zanotował coś w kartotece Sansa – Możesz spróbować – Sans trzymając się barierki przemieścił się w Twoją stronę, wstałaś by go przywitać. Objął Cię ramieniem, Ty też podtrzymałaś go swoim i oboje powoli zaczęliście wychodzić przez drzwi.
-Jak się czujesz? – zapytałaś
-Odrętwiale. Ale dam sobie radę. – przytaknęłaś otwierając drzwi. Powoli, małymi kroczkami szliście po korytarzu, pielęgniarz był za wami w razie potrzeby.
-Ile jeszcze będziesz tutaj siedział nim wrócisz do domu?
-Może dwa albo trzy tygodnie – przyznał – Wiesz, nie musisz siedzieć tutaj ze mną całymi dniami. Jerrego już nie ma, możesz sama chodzić do pracy
-Jesteś pewien? Nie mam nic przeciwko siedzeniu z tobą
-Ja też, ale niedługo będziesz musiała wrócić do pracy Aniołku. – Musiałaś się z tym zgodzić, lubiłaś swoją pracę i uwielbiałaś spędzać czas z Sansem, nawet w szpitalu… Ale ma rację. Skoro już się przeprowadziłaś i Sans wraca do zdrowia, będziesz musiała wrócić na uczelnię. Jak tylko położyłaś go do łóżka w jego szpitalnym pokoju, powiedziałaś mu, że wrócisz do pracy w przyszłym tygodniu.
-Kurwa, dziecino… I jak poszło?
-Źle – burknęłaś głaszcząc Głód po pysku (Zaraza był zbyt wielki na ten pokój, więc Sans odezwał go przyzywając znacznie mniejszego Blastera. Ostrzegł też, że Głód jest wielkim rozrabiaką. Blaster był wielkości głowy domowego kota, ułożył się na Twoich kolanach kiedy usiadłaś. Głaskałaś go, był gładki w dotyku. – Powiedział, że skoro przeżyłeś ból to nie musi być aż tak wielki. – Sans stuknął się w czaszkę.
-…Taaa, to brzmi jak jego słowa
-Wkurzył mnie! – warknęłaś – Zero w nim jakiejkolwiek sympatii czy empatii! Nie jest mu przykro przez to przez co przeszedłeś, nie rozumie co to za ból! Po prostu ma to gdzieś. To twój ojciec, powinien tutaj być, upewnić się, że dochodzisz do siebie, pomóc ci w terapii. Uważa, że skoro masz duszę Bossa, to nigdy nie umrzesz. Powiedział nawet, że… - samo wspomnienie tego odbierało Ci oddech - … Może mój drogi potomek nie kocha ludzi tak bardzo jak mu się wydaje. – Sans zadrżał mocniej chwytając się barierki
-Dziecino? – opuściłaś wzrok
-… To brzmiało tak, jakby mówił, że mnie nie kochasz, albo nie kochałeś żadnego ze swoich SoulMate… - nie umiałaś powstrzymać łez. Wytarłaś je pośpiesznie. Sans wyszedł spomiędzy barierek i podszedł do Ciebie – Sans! Nie! – krzyknęłaś wstając. Głód uniósł się nad ziemią tak by nie spaść na podłogę. Chwyciłaś Sansa za rękę tak by nie stracił równowagi – Jesteś na terapii! Nie możesz jeszcze sam chodzić!
-Nie będę stał i gapił się jak płaczesz – powiedział chwytając się Ciebie mocniej – Aniołku, nie słuchaj tych pierdów jakie mówi mój staruszek. Od dawna jest sam, nie wie co to znaczy dbać o kogoś i troszczyć się. To cyniczny dupek. Ale, Aniołku… kocham cię – zapewnił gładząc ręką po policzku, pochylił się by Cię pocałować. Twoja dusza się rozgrzała, czułaś jak pulsuje w piersi, silna i gorąca. Jego magia zawirowała dookoła, sprawiła, że poczułaś się kochana i bezpiecznie
-Przepraszam bardzo… - odsunęliście się lekko od siebie gdy pielęgniarz wszedł do pokoju, był mysim potworem. – Oh! Panie Szkielecie, nie może pan wychodzić sam! – przeszedł szybko przez pokój – Już i tak nadstawiam karku pozwalając być wam sam na sam skoro jesteście SoulMate – mówiąc to pomógł Sansowi przemieścić się znowu do barierek.
-Dobra, dobra – warknął. Zaśmiałaś się cicho i usiadłaś biorąc Głód na kolana
-Przepraszamy, Sans zareagował szybko aby mnie pocieszyć – zamyśliłaś się. Ma rację. Nie powinnaś pozwalać Gasterowi mieszać Ci w głowie. Po tym wszystkim przez co przeszliście, znasz Sansa i wiesz, że Cię kocha. Gdyby tak nie było nie walczyłby z Jerrym w taki sposób. Ale… zmarszczyłaś brwi zamyślona. Zaczęłaś się zastanawiać jak Gaster dbał o Sansa. Nazywał go binarnym klonem, siebie uważał za ojca rodu… Jest taki sztywny… Ciekawe… Gdyby Gaster i Sans mieli lepsze relacje, to czy ten pomógł by mu z jego duszą? Hm… Może nie, może nie byłby w stanie zniszczyć duszy własnego dziecka… Ugh, teraz będziesz musiała z nim mieszkać. Cóż, nie jesteś z Sansem od dawna, a z Gasterem rozmawiałaś raz. Może udawać, że go nie widzisz? Pewnie też tak będzie robił. Westchnęłaś głaszcząc Głód. Ziewnął lekko i uśmiechnął się.
-Sans?
-Ta? – mruknął przemieszczając się po barierkach
-Chce pan na chwilę przerwać? – zapytał pielęgniarz. Sans przytaknął i popatrzył na ciebie
-Co jest dziecino?
-Zastanawiam się, czy Wojna i Śmierć są tak samo małe jak Głód?
-Eh, Wojna jest wielkości Zarazy – odpowiedział – Śmierć jest największym Blasterem. Zbyt wielka by ją tutaj przyzwać. – patrzyłaś na niego.
-…Tak duża jak to co Jerry próbował przyzwać? – Sans spojrzał na sufit.
-Hrm.. nie wiem co dokładnie chciał przyzwać, ale sądzę, że są podobnych rozmiarów. – zamyśliłaś się
-To miało wielkie zębiska i pazury, przypominało trochę wilka… - Sans przytaknął i spojrzał na pielęgniarza
-To wszystko na dzisiaj – powiedziała mysz
-Czy mogę się przytulić do mojej SoulMate? – zapytał – Mam już dość tej odległości
-Cóż, pokazałeś, że możesz sobie dać radę – pielęgniarz zanotował coś w kartotece Sansa – Możesz spróbować – Sans trzymając się barierki przemieścił się w Twoją stronę, wstałaś by go przywitać. Objął Cię ramieniem, Ty też podtrzymałaś go swoim i oboje powoli zaczęliście wychodzić przez drzwi.
-Jak się czujesz? – zapytałaś
-Odrętwiale. Ale dam sobie radę. – przytaknęłaś otwierając drzwi. Powoli, małymi kroczkami szliście po korytarzu, pielęgniarz był za wami w razie potrzeby.
-Ile jeszcze będziesz tutaj siedział nim wrócisz do domu?
-Może dwa albo trzy tygodnie – przyznał – Wiesz, nie musisz siedzieć tutaj ze mną całymi dniami. Jerrego już nie ma, możesz sama chodzić do pracy
-Jesteś pewien? Nie mam nic przeciwko siedzeniu z tobą
-Ja też, ale niedługo będziesz musiała wrócić do pracy Aniołku. – Musiałaś się z tym zgodzić, lubiłaś swoją pracę i uwielbiałaś spędzać czas z Sansem, nawet w szpitalu… Ale ma rację. Skoro już się przeprowadziłaś i Sans wraca do zdrowia, będziesz musiała wrócić na uczelnię. Jak tylko położyłaś go do łóżka w jego szpitalnym pokoju, powiedziałaś mu, że wrócisz do pracy w przyszłym tygodniu.
-Zarazo z drogi! – chowałaś się za ręcznikiem, kiedy większy Blaster pojawił się przed drzwiami łazienki – Jak się tutaj w ogóle dostałeś?!
-Sans pewnie go przysłał – krzyknął Papyrus z kuchni – To jego sposób na powiedzenie cześć. Guevara, gotowy?
-Prawie! Nie wiem gdzie mój drugi but!
-I właśnie dlatego mówiłem ci, abyś posprzątał pokój! – warknął Papyrus – Royale!
-Idę kochany! – ognisty żywiołak wyszedł z pokoju z gołą klatą, ale w spodniach. Musiałaś przyznać, że był to ładny widom, choć uwielbiałaś wielkie kości szkieletów, takie mocne i długie, obejmujące Cię, przywierające do piersi… Pokręciłaś głową by pozbyć się myśli i poszłaś do pokoju, spóźnisz się, ale…
-Głód! Nie wolno! – krzyknęłaś kiedy mały Blaster żuł Twój koc – Nie wolno! Zły Blaster! – pogroziłaś palcem, Blaster puścił materiał i zadrżał – Idź pod ścianę i przemyśl swoje zachowanie! – pokazałaś na róg pokoju. Mimo początkowego sprzeciwu, Głód zrobił to co mówiłaś. Wzdychając zaczęłas się ubierać ignorując zegarek, byłaś już naprawdę spóźniona. Mieszkanie w pełnym domu różni się od mieszkania na własną rękę. Przede wszystkim była tylko jedna łazienka, a Grillbiemu schodziło pod prysznicem naprawdę długo (i nie, nie masz pojęcia jak to działa) gdy się mył, spakowałaś się i przygotowałaś ubrania na dzisiaj, nakarmiłaś nawet Głód (Papyrus przyniósł specjalne jedzenie dla niego), potem znowu weszłaś do łazienki, ale ta była już okupowana przez Guevarę. Z westchnięciem poszłaś zjeść śniadanie, zaś Papyrus przygotował pranie. Gdy Guevara skończył (zajęło mu to o wiele mniej czasu, chwała Bogom) w biegu do ubikacji wpadłaś na Gastera – dosłownie.
-Oh, um, przepraszam! – czułaś się źle zaraz po tym jak go przeprosiłaś, ale to był odruch. Gaster patrzył na ciebie
-Więc się wprowadziłaś – zauważył niskim głosem – Zazwyczaj zabierał swoje SoulMate do innego domu
-Mieszkacie blisko mojej pracy – wyjaśniłaś – Właściwie, nie da się bliżej
-Czy to nie szczęśliwe zrządzenie losu? – nie udało mu się ukryć złośliwości w głosie. Przygryzłaś wargę. Nie chciałaś wyskoczyć na teścia, nawet jak na to zasługiwał
-Muszę się przygotować do pracy, proszę pana – cofnęłaś się.
-Oh? Nie idziesz się z nim spotkać? – Patrzyłaś na niego - A mi suszyłaś głowę o to, że go nie odwiedzam – mówił dalej – Byłem pewien, że będziesz z nim cały czas póki nie wróci do domu
-Dla twojej wiadomości, Sans sam powiedział, abym wróciła do pracy a ja uznałam, że to dobry pomysł skoro mu się poprawia
-Ah tak?
-Tak – przytaknęłaś – Mogę pomagać w domu, Sansowi jeżeli będzie czegoś potrzebował. Może, przy odrobinie szczęścia, jest szansa, że nie będę musiała znosić ciebie… co się udawało kiedy pomagałam w szpitalu gdy Twój syn dochodził do siebie – zaczęłaś iść po schodach tylko po to by usłyszeć za sobą śmiech Gastera
-Jaka z ciebie dobra SoulMate – nie odwróciłaś się, ale miałaś ochotę zedrzeć z jego mordy ten uśmieszek. – Moje gratulacje! Chcesz medal? Trofeum za poświęcenie i wyrzeczenia? – odwróciłaś się, dostrzegłaś tylko jak wchodził do kuchni. Chwyciłaś za kilka ręczników mając nadzieję, że gorący prysznic Cię uspokoi. Gdy wyszłaś, Zaraza zaskoczyła Cię ocierając się o Ciebie. Szczerze, od pierwszej chwili gdy zobaczyłaś tego Blastera, czułaś, że Sans przyzwał go specjalnie dla Ciebie. Może dlatego, że poczuł Twoją złość? A może dlatego, że wiedział, że nie zobaczycie się do późna? Nie byłaś pewna. Nie miałaś czasu na rozmyślania, jesteś dziesięć minut spóźniona. Ubrałaś się szybko, wzięłaś torbę, ostrzegłaś głód aby niczego nie gryzł. Schodząc w dół zobaczyłaś jak Papyrus daje Grillbiemu pocałunek na pożegnanie, zaś Guevara już jest w drodze. Gdy Grillby wyszedł, Papyrus popatrzył na Ciebie by podzielić się czymś, o czym myślał
-Wyruszam do sklepów na wyprzedaże. To klucze dla ciebie – podał Ci komplet do ręki – Zamknij dobrze dom. Oh, nie śpisz się i zjedz drugie śniadanie i jakąś przekąskę. Pij wodę. Robię dzisiaj kolację, więc nie jedz nic po pracy! – ostrzegł – Powiedz Sansowi, że go kocham i że wpadnę do niego później. Miłego dnia – Cmoknął Cię w czoło jak przystało na matkę i wyszedł z domu z pustymi torbami. Zamrugałaś kilka razy, Gaster wyszedł z kuchni z kubkiem kawy.
-Raaaany, młodszy też cię lubi? – zauważył – Cóż, nie trudno zdobyć jego sympatię
-To ciekawe, biorąc pod uwagę, że to też twój klon binarny – Gaster wgapiał się w Ciebie dość długo, abyś poczuła się nieprzyjemnie
-Coś insynuujesz dziewczyno? – uśmiechnęłaś się lekko
-Zarówno Sans i Papyrus łatwo się zaprzyjaźniają. Musieli to po kimś odziedziczyć.
-Sans pewnie go przysłał – krzyknął Papyrus z kuchni – To jego sposób na powiedzenie cześć. Guevara, gotowy?
-Prawie! Nie wiem gdzie mój drugi but!
-I właśnie dlatego mówiłem ci, abyś posprzątał pokój! – warknął Papyrus – Royale!
-Idę kochany! – ognisty żywiołak wyszedł z pokoju z gołą klatą, ale w spodniach. Musiałaś przyznać, że był to ładny widom, choć uwielbiałaś wielkie kości szkieletów, takie mocne i długie, obejmujące Cię, przywierające do piersi… Pokręciłaś głową by pozbyć się myśli i poszłaś do pokoju, spóźnisz się, ale…
-Głód! Nie wolno! – krzyknęłaś kiedy mały Blaster żuł Twój koc – Nie wolno! Zły Blaster! – pogroziłaś palcem, Blaster puścił materiał i zadrżał – Idź pod ścianę i przemyśl swoje zachowanie! – pokazałaś na róg pokoju. Mimo początkowego sprzeciwu, Głód zrobił to co mówiłaś. Wzdychając zaczęłas się ubierać ignorując zegarek, byłaś już naprawdę spóźniona. Mieszkanie w pełnym domu różni się od mieszkania na własną rękę. Przede wszystkim była tylko jedna łazienka, a Grillbiemu schodziło pod prysznicem naprawdę długo (i nie, nie masz pojęcia jak to działa) gdy się mył, spakowałaś się i przygotowałaś ubrania na dzisiaj, nakarmiłaś nawet Głód (Papyrus przyniósł specjalne jedzenie dla niego), potem znowu weszłaś do łazienki, ale ta była już okupowana przez Guevarę. Z westchnięciem poszłaś zjeść śniadanie, zaś Papyrus przygotował pranie. Gdy Guevara skończył (zajęło mu to o wiele mniej czasu, chwała Bogom) w biegu do ubikacji wpadłaś na Gastera – dosłownie.
-Oh, um, przepraszam! – czułaś się źle zaraz po tym jak go przeprosiłaś, ale to był odruch. Gaster patrzył na ciebie
-Więc się wprowadziłaś – zauważył niskim głosem – Zazwyczaj zabierał swoje SoulMate do innego domu
-Mieszkacie blisko mojej pracy – wyjaśniłaś – Właściwie, nie da się bliżej
-Czy to nie szczęśliwe zrządzenie losu? – nie udało mu się ukryć złośliwości w głosie. Przygryzłaś wargę. Nie chciałaś wyskoczyć na teścia, nawet jak na to zasługiwał
-Muszę się przygotować do pracy, proszę pana – cofnęłaś się.
-Oh? Nie idziesz się z nim spotkać? – Patrzyłaś na niego - A mi suszyłaś głowę o to, że go nie odwiedzam – mówił dalej – Byłem pewien, że będziesz z nim cały czas póki nie wróci do domu
-Dla twojej wiadomości, Sans sam powiedział, abym wróciła do pracy a ja uznałam, że to dobry pomysł skoro mu się poprawia
-Ah tak?
-Tak – przytaknęłaś – Mogę pomagać w domu, Sansowi jeżeli będzie czegoś potrzebował. Może, przy odrobinie szczęścia, jest szansa, że nie będę musiała znosić ciebie… co się udawało kiedy pomagałam w szpitalu gdy Twój syn dochodził do siebie – zaczęłaś iść po schodach tylko po to by usłyszeć za sobą śmiech Gastera
-Jaka z ciebie dobra SoulMate – nie odwróciłaś się, ale miałaś ochotę zedrzeć z jego mordy ten uśmieszek. – Moje gratulacje! Chcesz medal? Trofeum za poświęcenie i wyrzeczenia? – odwróciłaś się, dostrzegłaś tylko jak wchodził do kuchni. Chwyciłaś za kilka ręczników mając nadzieję, że gorący prysznic Cię uspokoi. Gdy wyszłaś, Zaraza zaskoczyła Cię ocierając się o Ciebie. Szczerze, od pierwszej chwili gdy zobaczyłaś tego Blastera, czułaś, że Sans przyzwał go specjalnie dla Ciebie. Może dlatego, że poczuł Twoją złość? A może dlatego, że wiedział, że nie zobaczycie się do późna? Nie byłaś pewna. Nie miałaś czasu na rozmyślania, jesteś dziesięć minut spóźniona. Ubrałaś się szybko, wzięłaś torbę, ostrzegłaś głód aby niczego nie gryzł. Schodząc w dół zobaczyłaś jak Papyrus daje Grillbiemu pocałunek na pożegnanie, zaś Guevara już jest w drodze. Gdy Grillby wyszedł, Papyrus popatrzył na Ciebie by podzielić się czymś, o czym myślał
-Wyruszam do sklepów na wyprzedaże. To klucze dla ciebie – podał Ci komplet do ręki – Zamknij dobrze dom. Oh, nie śpisz się i zjedz drugie śniadanie i jakąś przekąskę. Pij wodę. Robię dzisiaj kolację, więc nie jedz nic po pracy! – ostrzegł – Powiedz Sansowi, że go kocham i że wpadnę do niego później. Miłego dnia – Cmoknął Cię w czoło jak przystało na matkę i wyszedł z domu z pustymi torbami. Zamrugałaś kilka razy, Gaster wyszedł z kuchni z kubkiem kawy.
-Raaaany, młodszy też cię lubi? – zauważył – Cóż, nie trudno zdobyć jego sympatię
-To ciekawe, biorąc pod uwagę, że to też twój klon binarny – Gaster wgapiał się w Ciebie dość długo, abyś poczuła się nieprzyjemnie
-Coś insynuujesz dziewczyno? – uśmiechnęłaś się lekko
-Zarówno Sans i Papyrus łatwo się zaprzyjaźniają. Musieli to po kimś odziedziczyć.
No po kimś musieli... napewno nie po gasterze... myśle że po ich matce, o ile jakąś mieli
OdpowiedzUsuńNie nie mieli skoro to jego klon binarny. . .heh czyli gaster do teraz jest prawiczkiem skoro sobie nikogo nie znalazł to ich sklonował xD
Usuń